Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2021, 23:01   #21
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


“And then she said the ancient phrase:
- “We’re like the dreamer, who dreams and then lives inside the dream. But who is the dreamer?”
Monica Belluci - “Twin Peaks”


Sny, te banalne, codzienne, ledwo tlące się w pamięci po przebudzeniu. Miraże falujące na horyzoncie naszej świadomości. Dobre i złe, zamglone odbicia naszej codzienności, jak i te pełne fantazji i fantasmagorycznych zdarzeń. Wszystkie one rozpalają nasze umysły, łudząc fatamorganą nowych, zapewne lepszych światów. Senniki asyryjskie, babilońskie, egipskie. Księgi snów, spisane przed tysiącami lat. Zapomniane i wzgardzone dziedzictwo ludzkości. Dorobek pokoleń, które przez wieki niestrudzenie zbierały drobinki wiedzy, by na koniec ułożyć je w księgi pełne symboli, ukrytych znaczeń i przestróg.
Te projekcje, jak mawiają o nich współcześni naukowcy, oddziałują na nas z siłą tak ogromną, że wstydzimy się do tego przyznać nawet sami przed sobą. Spychamy je na margines naszego życia i świadomości. Traktujemy, jak dziecięce urojenia, nie warte funta kłaków.

Co się jednak stanie, gdy człowiek doświadczy snu tak pełnego, oddziałującego na wszystkie zmysły, także te nieuświadomione, zazna snu totalnego, którego każdy najmniejszy nawet detal wypala się w pamięci, niczym piętno wykonane rozpalonym do czerwoności żelazem?

Sto tysięcy megaton wspomnień, przeżyć i wrażeń. Miliardy szczegółów, rozrzuconych drobinek informacji czających się na krawędzi postrzegania i niezliczona ilość znaczeń ukrytych za każdym obrazem i dźwiękiem.

Co się stanie, gdy człowiek uświadomi sobie w całej pełni znaczenie takiego przeżycia?

Większość zareaguje strachem, niemalże pierwotnym, atawistycznym lękiem. Część uda się do lekarza, po tabletki na spokój sumienia, duszy i umysłu. Jeszcze inni zatopią te rejony swego mózgu hektolitrami alkoholu lub zasypią tonami sproszkowanej ekstazy. Nieliczni, garstka wybrańców, straceńców lub szaleńców, otworzy się na przestrzał, by garściami czerpać z nowych, nieodkrytych przez nikogo światów. Na swą zgubę, bądź chwałę.
Nie istnieje droga pośrodku, tylko w górę, albo w dół.

Stopy Jakuba i Barbary wstąpiły na pierwszy stopień drabiny jakubowej




“Czas zawinąć do portu, lecz gdzie,
Wszystkie porty ukryte we mgle,
Czas się znaleźć nareszcie u bram,
W swej przystani i zostać już tam. “
szanty “Zagubieni marynarze”


Transatlantyk MS “Batory” wpłynął do portu w Bostonie, stolicy stanu Massachusetts. Nie było owacji na stojąco. Nie zjawiła się żadna, choćby najmniejsza orkiestra dęta. Nawet żaden cygan z połamanym smyczkiem, nie zagrał ani jednego akordu na powitanie.
Czasy, gdy tłumy gapiów witały każdy transatlantyk wpływający do portu, przeminęły wiele lat temu.
Tylko dwie sanitarki z migającymi na niebiesko “kogutami” świadczyły o niezwykłości tego dokowania.





Barbara
To było najdziwniejsze przebudzenie w całym jej życiu. Tornado myśli, odczuć i bodźców demolowało nie tylko jej umysł, ale także i samoświadomość. Niepewność raniła ją niemalże fizycznie. Nie widziała co się stało. Nie miała pojęcia gdzie jest. A czas? Czas praktycznie przestał istnieć. Od wizyty na przeklętej polanie, mogło minąć równie dobrze dwie minuty, jak i dwadzieścia lat. Nie posiadała żadnego punktu zaczepienia. Nic, co mogłoby dać jej jakąkolwiek wskazówkę.

Pierwsze na co zwróciło uwagę, był brak kołysania. Łóżko na którym leżała miało niezachwianą niczym stabilność, nie to co kojo w kajucie pierwszej klasy. Czyżby rejs już się skończył? Ptasie trele dobiegające zza okna, tylko ją w tym utwierdziły.

Uniosła się na łokciach, wbijając je w miękkie puchowe poduszki pokryte atłasowymi poszewkami. Jeszcze nigdy nie dotykała niczego tak delikatnego i przyjemnego. Wysokie okno w połowie wypełniała wielokolorowa mozaika. Promienie słoneczne migotały wesoło na barwnych segmentach witrażu, niczym elfi tancerze z teutońskich albo nordyckich legend.
Na zewnątrz pogodny poranek przechodził w jasne i niemal upalne popołudnie. Sądząc po skąpej ilości liści na drzewach oraz ich nieprzebranej liczbie barw i odciein, niewątpliwie nadal była wczesna jesień.

W końcu jakieś pewniki.

Zamek w drzwiach zazgrzytał głośno, a po chwili do pokoju weszła pokojówka w biało-granatowym uniformie i fartuszku z szeroką falbaną.
- Oj! - zapiszczała donośnie, nieomal wypuszczając z rąk, szeroką tacę na której znajdowała się cynowa misa, dwa puszyste ręczniki i garść kompresów.
- Panie Bernstein! Panie Bernstein!
- Dlaczego tak krzyczysz, droga Mabel? - z korytarza dobiegło pytanie wypowiedziane głosem wiekowego mężczyzny.
- Ona się obudziła, panie Bernstein.




“The future is fucked
More chaos for you”
The Exploited - “Chaos Is My Life”



Jakub
Balansował na linie rozciągniętej nad ogromną przepaścią. Zawsze tak było, ale teraz wszystko wzmogło się po tysiąckroć. Od zawsze wierzył… nie od zawsze wiedział, że czeka go albo gloria i chwała, albo całkowite zapomnienie i nieskończone odmęty szaleństwa. Jego życie, to codzienny akrobatyczny taniec, by utrzymać się, by zachować równowagę i ocalić siebie przed samym sobą.

Dwa oddzielne przeźrocza przylegały idealnie do siebie. Sklejone przed jego oczami, bliźniaki syjamskie realności. Nie dwa odmienne światy, ale dwie rzeczywistości, absolutnie niepodważalne i wiarygodne. Przynależał do nich obu i odkrył to dopiero teraz, gdy po raz pierwszy w całkowicie świadomie i samodzielnie, spróbował przedrzeć się przez oddzielające je zasłonę.

Pragnął jeszcze raz poczuć chłód mokrych otoczaków pod stopami. Chciał, by słony wiatr rozwiewał mu włosy, a potężny szum oceanu wypełnił bębenki i ukoił rozchwiane zmysły. Jednak ponad wszystko pragnął zobaczyć jeszcze raz ją, tą którą utracił, która zbiegła na sam jego widok.

Gdy upadł, roztrzaskując sobie kolano na zimnych i twardych kamieniach, uśmiech wykwitł na jego twarzy. Słony i głęboki oceaniczny aromat wypełnił mu nozdrza. Przepotężne fale nadal przelewały się, kotłowały i wirowały w opętańczym tańcu żywiołów. Jego radość nie trwała jednak długo. Wystarczyło, że rozejrzał się wokół, by na nowo przygasł jego zapał i wszelka chęć do życia. Nie było jej. Pusta plaża stanowiła zbyt dosłowny obraz jego wewnętrznego stanu i emocji, jakie nim władały.

- Proszę pana - ktoś coś krzyczał. Szeroka męska dłoń wymierzyła mu siarczysty policzek. Chciał wrzeszczeć, oponować. Przecież nigdy nie będzie bezkarnie bił go po twarzy. Nie miał jednak zupełnie sił. Nie tylko żeby wstać, rzucić się na oponenta, ale nie miał nawet mocy by poruszyć dłonią, ani nawet by wydać z siebie choćby najmniejszy dźwięk.

Całkowity immobilizm. Permanentna apatia i wszechogarniająca niemoc.

- Szybko niech ktoś wezwie lekarza - usłyszał, nim zapadł w lepką i plugawą ciemność.


***
Śnił.
Sen bez snu. Bezcielesna konstatacja pustki, pierwotnej nicości. Astralna medytacja, przenikająca najdrobniejsze molekuły jego jestestwa. Poruszająca najcieńsze struny jego duszy. Awerbalna przedwieczna modlitwa rzucona w pustkę, niczym kamień do wnętrza studni.


Ja!

Elohim!

Jestem!

Śnię!



Bezoki bóg wpatrywał się w niego, w samo jądro jego istności. Wygłodniały pożerał go atom po atomie, niczym gargantuiczna, czarna dziura zasysająca każdą cząstkę promieniowania do swego wnętrza.

Bezmyślny absolut, nieświadomy i nie znający granic swego skretynienia, wysłuchał jego boleściwej antyfony.


Astralne fletnie zawyły przeciągle, niczym prowadzony na rzeź wieprz. Galaktyczne wioliny zawodziły upiornie w rytm chaotycznych werbli gwiezdnych.
Muzyka galaktycznych bezkresów.



***
- Spokojnie Jakubie, to był tylko sen. Zwykły, zły sen. Już jesteś bezpieczny. Nie bój się, tutaj nic ci nie grozi - usłyszał tuż obok siebie ciepły męski głos, gdy własny rozdzierający zasłony rzeczywistości skowyt, wyrwał go z objęć nieokiełznanego i nienasyconego, nuklearnego chaosu.





"Jakże bym chciał znaleźć się znowu w mojej własnej norce, przy ciepłym kominku i jasnej lampie!"
J.R.R. Tolkien “Hobbit”


Jakub i Barbara
Służba w domu Franka Bernstein już od południa dwoiła się i troiła, aby przygotować uroczystą kolację wedle ścisłych zaleceń właściciela posiadłości. Minęły już dwa dni od kiedy nieoczekiwani i mocno niedysponowani goście starego adwokata, odzyskali przytomność. Niedzielny wieczór wydawał się zatem idealną porą, aby w czasie wspólnej kolacji dokonać przedstawienia się i wzajemnej prezentacji.

Od momentu, gdy nieprzytomna para została zabrana przez pogotowie wprost z trapu transatlantyku minęło prawie dwa tygodnie. W tym czasie stan obojga zmieniał się radykalnie i wielokrotnie, gdyby nie obecność przyjaciela gospodarza, doktora Marshalla, to o pomyślnej rekonwalescencji można, by było tylko pomarzyć. Doktor Henry Marshall, choć nie praktykował już od kilku lat, to nie zapomniał, jak leczyć ludzi i tylko dzięki niemu przybysze z Polski w końcu doszli do siebie.


***
W kominku płonął ogień, którego przyjemne trzaski oraz buchające z jego wnętrza ciepło, otulało całą jadalnię przyjacielskim ramieniem i nadawało wnętrzu gościnny i niemalże rodzinny klimat. Stojący tuż obok paleniska wysoki murzyn, dbał by regularnie dokładać do ognia. Zarówno on, jak i pozostała trójka służących, pokojówki Mable i Ruth oraz majordomus Thomas, ubrani byli w granatowo-białe liberie. Wszyscy stanęli na wysokości zadania i zgodnie z życzeniem pana Bernsteina uroczysta kolacja została przygotowana na czas.




Gdy Jakub i Barbara zeszli po długich schodach do jadalni przywitał ich gospodarz ubrany w schludny popielaty garnitur i białą niczym pierwszy śnieg koszulę. Wielobarwna, kraciasta muszka i tegoż samego wzoru poszetka zdradzały, że mężczyzna, choć już wiekowy ma w sobie odrobinę ekstrawagancji.

- Siadajcie, moi mili - rzekł swym ciepłym i jowialnym głosem - Thomas i Ruth przygotowali na dzisiaj nie lada przysmaki. Mam nadzieję, że już w pełni wydobrzeliście, bo nie ma mowy, byście nie spróbowali każdej potrawy. To, co prawda nie wigilia, ale jak to mawia stare polskie przysłowie “gość w dom, Bóg w dom”. Zatem smacznego.


***
Po sytej kolacji, składającej się trzech zup, dwóch pieczeni i pokaźnego deseru, cała trójka przeszła do salonu, gdzie czarnoskóry Makena czekał już na nich ze srebrną tacą na której stały kryształowe kieliszki wypełnione po brzegi aromatyczną brandy.
- Dziękuję ci Makena - rzekł do służącego Bernstein, który ukłonił się nisko, po czym stanął w kącie pokoju i wyprostowany niczym struna, czekał gotowy spełnić każde życzenie swego pana.
- Wiecie, że jego imię oznacza ponoć szczęśliwy. To przykre, jak przewrotny potrafi być los. Chłopak już od urodzenia nie miał, ani grama pomyślności. Przy porodzie zmarła jego matka. Początkowo wychowywała go babka, ale gdy i ta odeszła z tego świata, Makena trafił na ulicę. Bóg jeden tylko wie, czego on tam doświadczył i co robił, żeby przeżyć. W końcu załapał się do cyrku, ale dyrektor tego pożal się boże interesu, był człowiekiem nie tylko chciwym, aroganckim, ale też niezwykle agresywnym. W czasie jednego z przedstawień doszło do wypadku. W skute czego chłopak stracił mowę i trzy palce w prawej dłoni. Dopiero gdy zaopiekował się nim mój ojciec, świeć Panie nad jego duszą, Makena może mówić o jako takim względnym szczęściu.

Adwokat skinął na murzyna, by ten uzupełnił jego kieliszek, który został opróżniony w niezwykle szybkim tempie.

- Ech.. ale o czym to ja mówię. - skarcił sam siebie - To wy tu jesteście najważniejsi. Bogu niech będą dzięki, że w końcu doszliście do siebie po tym straszliwym wypadku. Dobrze, że wyszedłem na nadbrzeże, by przywitać Jakuba. Co prawda spodziewałem się, że przybędzie sam. Nie był to jednak czas, by roztrząsać tego typu kwestie. Karetka zabrała was do szpitala i musiałem dosłownie stanąć na głowie, żeby was stamtąd wyciągnąć. Gdybyście tam zostali, to szansa na wasz powrót do zdrowia byłaby praktycznie równa zeru. Uwierzcie wiem, co mówię. W tym kraju bez ubezpieczenia, człowiek nie ma czego szukać w publicznej służbie zdrowia. Na szczęście Henry postawił was w końcu na nogi.

Adwokat ponownie przerwał swój monolog i głową skinął w kierunku służącego, który bez słowa, ponownie napełnił kieliszek.

- Nie krępujcie się. Jeśli tylko macie ochotę, to Makena z przyjemnością was obsłuży. Tak, tak… co to ja mówiłem... a tak... bardzo się cieszę, że w końcu stanęliście na nogi. Nareszcie będziemy mogli się zająć testamentem twojego wuja, Jakubie. To wbrew pozorom nie taka prosta sprawa, jakby się mogło wydawać. Oczywiście priorytetem jest wasze zdrowie, więc nie musimy się śpieszyć, ale jeśli tylko jesteście na siłach, to jutro moglibyśmy udać się do Bostonu i dopełnić pierwszych formalności. Prawo spadkowe, to jedna z najbardziej skomplikowanych dziedzin. Uwierzcie mi, zajmuję się tym od ponad pięćdziesięciu lat. Tymczasem… - stary adwokat lekko uniósł dłoń, a natychmiast za jego plecami pojawił się Makena i uzupełnił po raz kolejny zawartość kieliszka.

- Wasze zdrowie, moi mili - rzekł po chwili wznosząc toast - Oby zdrowie wam dopisywało, szczęście nie opuszczało, a sny były lekkie, przyjemne i spokojne - przy tych słowach uśmiechnął się tajemniczo, jakby kryła się za nimi jakaś sekretna wiadomość.

Minął niecały kwadrans, a gospodarz już był wyraźnie podpity. Nieschodzący z jego twarzy uśmiech i co chwile opadające powieki świadczyły o tym, aż za nadto dobitnie. Po wzniesionym toaście, Bernstein postawił kieliszek na stojącym przy jego fotelu małym stoliczku, po czym dwoma palcami kiwnął na służącego. Makena natychmiast stanął obok niego i pomógł mu wstać.
- Wybaczcie moi mili, ale strasznie mnie zmorzyło. Mówiłem ci Makena, żeby tak mocno nie palić w kominku. To jeszcze nie grudzień. Opał kosztuje, Makena. I to nie mało. Dobranoc moi, mili. Do zobaczenia rano. I pamiętajcie, jutro jedziemy do Bostonu.

Stary adwokat w asyście swego służącego opuścił salon. Jakub i Barbara pierwszy raz zostali sam na sam.

 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death

Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 02-08-2021 o 17:22. Powód: literówki i stylistyka
Ribaldo jest offline  
Stary 04-08-2021, 12:05   #22
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Na dalszą drogę życia weź czarodziejskie słowa:
"Proszę" "Dziękuję" "Przepraszam"
I w sercu je zachowaj.
"Dzień dobry" "Do widzenia" niech obce Ci nie będzie
Reguły zachowania pamiętać będziesz wszędzie


W rodzinnym domu Barbary – wtedy nazywanej Basieńką – bardzo dbano o dobre wychowanie. Kindersztubę.

Szanowanie starszych, zachowanie przy stole, kolejność witania się, właściwy dobór ubrań w zależności od sytuacji, oraz – a może przede wszystkim – bezwzględny szacunek dla pracy, a zwłaszcza pracy innych a co za tym idzie odpowiednie traktowanie służby.

Dlatego Basia , nieco oszołomiona ostatnimi wydarzeniami, odruchowo sięgnęła do tego, co najbardziej pierwotne i zakorzenione w jej jestestwie. Uśmiechała się, dziękowała osobom, które oferowały jej pomoc, dbała o nienaruszanie strefy prywatnej służących, jadła pieczeń (choć wolała rybę) , a toasty – jak w dzieciństwie – wznosiła gazowaną wodą.

Kiedy jednak ich gospodarz wstał i wyszedł, nie wytrzymała. Ojciec (a raczej jej guwernantka, Helena) na pewno by nie była z niej zadowolona, a raczej mocno niezadowolona, ale Barbary to nie powstrzymało.

Zerwała się z kanapy i nie odzywając się słowem do towarzysza, wypadła z salonu
- Panie Bernstein! – nie pozwoliła odejść adwokatowi. – Potrzebuję kilka słów wyjaśnienia… Co się wydarzyło na statku, co spowodowało mój stan, czy komitet naukowy konferencji wie, ze dotarłam, i gdzie jestem. I dlaczego, na Boga, postanowił pan nas… ugościć? Za co oczywiście jest głęboko wdzięczna. – dodała szybko
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 05-08-2021, 00:56   #23
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację


Odrzuciwszy wpojone zasady i łamiąc konwenanse , Barbara zerwała się z miejsca i wyszła na korytarz.
- Panie Bernstein - rzuciła, a jej słowa wybrzmiał nader donośnie i głośno. Może nawet zbyt głośno.
Gospodarz odwrócił się, cały czas przytrzymując się swego czarnoskórego sługi. Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Czas płynie tak powoli, kiedy czeka się na odpowiedź. Spojrzał na Barbarę spod ciężkich powiek i rzekł, unosząc wskazujący palec prawej dłoni, niczym cesarz Oktawian August na słynnym antycznym posągu:
- Moja droga, pytania, same pytania. Domagasz się odpowiedzi, ale ja ich wszystkich nie znam. Na część z nich już z resztą odpowiadałem. Dobrze jednak, Henry wspominał, że takie rzeczy mogą mieć miejsce. Cierpliwości Frank - adwokat wziął głęboki oddech, jakby szykował się do najważniejszej w swoim życiu przemowy.
- Jesteśmy w Salem, na terenie mojej posiadłości. Zabrałem was ze szpitala, gdyż jestem wykonawcą ostatniej woli Stefana Pomian Krukowieckiego, pradziadka ciotecznego twojego narzeczonego. Co prawda, nie wspominał o nic o tym, że przyjedzie ze swoją wybranką, ale w tamtej chwili nie było sposobności, aby poruszać kwestie tego typu. Jesteście moim gośćmi, gdyż w publicznym szpitalu wasz powrót do zdrowia zająłby miesiące, jeśli w ogóle byłby możliwy. Nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie, co spowodowało was stan. Zdaniem Henry’ego musiał nastąpić u was jakiś szok, lub czasowa katatonia. Przebieg wydarzeń na statku znam tylko z gazet, więc to raczej wy powinniście wiedzieć więcej ode mnie. Henry co prawda wspominał, że mogą nastąpić problemy z pamięcią, ale że aż takie... to doprawdy niewiarygodne. Mam nadzieję, że cię uspokoiłem moja droga. Teraz jest już późno, więc wybacz, ale udam się już do łóżka.

Bernstein skinął głową na pożegnanie, odwrócił się i ruszył wolno w kierunku schodów prowadzących na piętro.
- A co z konferencją? Czy komitet naukowy wie, że dotarłam?
Mężczyzna obrócił tylko głowę w kierunku Barbary i odparł:
- Nie wiem nic o żadnej konferencji, moja droga, a tym bardziej o żadnym komitecie naukowym. Dobranoc i do zobaczenia na śniadaniu
Adwokat zaczął się wspinać na schody wspierając się z jednej strony na poręczy, a z drugiej na silnym ramieniu Makeny.

W tym momencie wzrok Barbary spoczął na niewielkiej szafce stojącej tuż obok drzwi wejściowych. Na dolnej półce leżały tam przeczytane i nieaktualne już gazety. Wśród nich “Boston Globe” z krzykliwym tytułem na pierwszej stronie “Magiczny wypadek na pokładzie transatlantyku MS “Batory”
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death
Ribaldo jest offline  
Stary 05-08-2021, 09:56   #24
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Basia szybko przebiegła wzrokiem artykuł. 29 września… Na przypiętej karteczce widniało nazwisko i numer, jak się podziewała , telefonu. Zapamiętała je, na wszelki wypadek

Wróciła do salonu i podała gazetę mężczyźnie.
- Tu jest wszystko opisane – powiedziała. – Staruszek myśli, że jestem Twoją narzeczona, co – prawdopodobnie – uratowało mi życie. Jestem Ci więc winna podziękowania. Jak rozumiem, jechałeś do niego, tak? – wbiła mu naglące spojrzenie w twarz, ale szybko się zmitygowała. Wyciągnęła dłoń: - Barbara Kwiatkowska.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 06-08-2021, 17:22   #25
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Powrót do rzeczywistości był szczególnie bolesny dla Jakuba. Ogrom bodźców i niepojęta natura ostatnich doświadczeń zostawiły go wyczerpanego. Zmęczenie fizyczne można było łatwo zignorować. Ale tym co odciskało piętno na Jakubie ze zdwojoną siłą była dziwna niemoc umysłu. Pragnął zamknąć oczy w nadziei, że gdy je otworzy będzie… sam nie wiedział czego pragnie. W umyśle wirowały myśli niepojęte. Wersety nie zapisane. Strofy nie przetworzone. Słowa. Litery. Przecinki. Przyimki. Przysłowia. Słowa. Słowia. Sława… Dość!!

Jakub zamknął oczy dłonią. Tak bardzo łaknął spokoju, a nie potrafił go zaznać. Zapłakałby, gdyby nie oburzał go bezsens tego gestu. Komu zależało na jego smutku? Kto tym się przejmował? On sam miał to w dupie!

A mimo to przywdział ciemny garnitur. Założył koszulę, którą ktoś dla niego przygotował. To znaczy wyprał i starannie wyprasował. Sam pewnie by podobnie nie zdołał. Pachniała pięknie. Zresztą jak wszystko w koło. Inaczej. Egzotycznie. To też ubrał się Jakub jak na człowieka przystało. Wmawiał sobie, że tak wypada. Że należy wyglądać godnie. Dureń. Oczywiście że chodziło o nią.

Od przebudzenia wiedział o tym. Nie potrafił sobie Jej wybić z głowy. Kim ona była? Zjawą? Kobietą? Groźbą? Natchnieniem? Ciągle o Niej myślał, a skrajnie różne strzępki postrzegania Barbary układały się w jedno. Fascynacja.

Podczas kolacji i później Jakub był małomówny. Obcy język zdawał się doskonałą wymówką, aby posługiwać się półsłówkami. Przytakiwać. Potwierdzać. Milczeć. Starał się siedzieć spokojnie w swej roli, aby nie wypaść z chwiejnej równowagi. Uspokoić skołatane myśli. Ale nic nie pomagało. Czy też stary Bernstein czy też Barbara…

Jakub właśnie obserwował grę świateł kominka na kryształowym, misternie ciętym kieliszku, który pozostawił Bernstein. Miliony barw pełgały przecudnie. Ogień rozświetlał kieliszek nęcąc i łudząc. Zdawał się wygrywać jakiś rytm. Jakub jak oczarowany spoglądał gotów przysiąść że widzi jakieś oczy. Znajome…

- Tu jest wszystko opisane – aż podskoczył. To Ona. Stała teraz nad nim. Wysoka, silna, groźna Afrodyta - Staruszek myśli, że jestem Twoją narzeczona, co – prawdopodobnie – uratowało mi życie. Jestem Ci więc winna podziękowania. Jak rozumiem, jechałeś do niego, tak? – wbiła mu naglące spojrzenie w twarz, ale szybko się zmitygowała. Wyciągnęła dłoń: - Barbara Kwiatkowska.

Jakub wstał niepewnie. Bał się konfrontacji z Nią. Pewny że jego wyobrażenie zgaśnie lub… wręcz przeciwnie. Milczenie trwało dwie sekundy za długo. Gazetę wziął do ręki, ale nawet nie spojrzał. Nie potrafił oderwać oczu od Niej.

- Jakub. To znaczy Jakub Szmit – Towiański. My… To znaczy bardzo mi miło poznać.
Jakub zirytował się. Mógł powiedzieć coś bardziej sensownego. A jednak obecność Barbary była dla niego jak ogień. Pożądał jego ciepła, ale zbyt bliski parzył.
- Tak, podróżowałem do tego miejsca. Ale myślę, że słowa podziękowania są zbędne. Mało było w tym wszystkim celowości czy zamiarowania. Nie mniej jednak cieszę się że się udało. Barbaro… - Jakub ożywił się wyraźnie – jest tak wiele rzeczy, o które chciałbym spytać. Może usiądziemy na chwilę?
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 08-08-2021, 19:04   #26
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Może usiądziemy na chwilę?

Proste słowa, osadzające Barbarę w rzeczywistości. Coś znajomego, oczywistego, przywracającego właściwe ramy wszechświatowi.
- Może usiądziemy.

Ciało kobiety rozluźniło się, umysł kurczowo przywarł do tego, co znane i bezpieczne.

Przysiadła na brzegu fotela, kolana razem, plecy proste, stopy obciągnięte, dłonie złożone na udach. Ciało automatycznie przyjęło właściwą pozycje. „Wszystko jest w porządku” poszedł nieuświadomiony sygnał do mózgu.

Ekscytacja kobiety zniknęła, wróciło chłodne, rzeczowe zainteresowanie.
- Spotkaliśmy się już, prawda? – pochyliła się lekko, prawie niezauważalnie, w stronę rozmówcy. – Siedział pan w kawiarni, w Warszawie. Cóż za niezwykły zbieg okoliczności! Warszawa, a potem Batory. Płynęłam na konferencję naukową, to wielkie wyróżnienie dla naszego instytutu. I potem ten dziwaczy pokaz magii – drgnęła. – Nie wierzę w takie rzeczy… Myślę, że to musiało być zatrucie, silna reakcja alergiczna. Miałam prawdziwe szczęście, że pana znajomy zaproponował mi gościnę. Niezależnie od tej zabawnej pomyłki, co do mojej tożsamości.

Wyprostowała się na powrót.
- A pana co sprowadza do Ameryki?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 09-08-2021, 19:46   #27
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Jakub słuchał Barbary uważnie. Łowił każdy jej gest, spojrzenie. Studiował zachłannie, choć nienachalnie każde jej tchnienie. Gdy mówiła o ich pierwszym spotkaniu uśmiechnął się lekko. Pamiętała. Oczywiście.
- A pana co sprowadza do Ameryki?
Milczenie.
Co odpowiedzieć?
Że to bez znaczenia? Że teraz liczy się coś całkiem innego? Może powinien jej powiedzieć, że tam w Warszawie nie było to ich pierwsze spotkanie? Że znają się i teraz powinni wspólnie odkryć genezy ich więzi? Natury?
- W sumie dość niezwykła historia – skłamał wybierając drogę szarą i zwyczajną. Bezpieczną – Zdaje się, że zostałem objęty spadkiem przez mojego dalekiego krewnego. Jakkolwiek to zabrzmi nie znam jeszcze szczegółów.
Nagle poczuł tremę. Tak bardzo chciał przełamać granicę między nim, a Barbarą, a tymczasem stał nad nią jak słup. Szybko usiadł na kanapie wychylając się lekko w stronę rozmówczyni.
- Barbaro. Bo… mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko abym zwracał się do ciebie w ten sposób. Wszak parę chwil temu byłaś moją narzeczoną – Jakub uśmiechnął się miło, nieco chłopięco. – Wspomniałaś o pokazie magii. Jakie wizje masz na myśli?

 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 10-08-2021, 11:06   #28
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Uprzejme zainteresowanie zniknęło z twarzy kobiety jak ćma zdmuchnięta przez lodowaty wiatr.
- Nie będziemy chyba rozmawiali o tych bzdurach, Jakubie? – ton nagany w jej głosie był wyraźnie słyszalny. - Jestem naukowcem. Doktorantką. Pracuję w szanowanym powszechnie Instytucie. Zostałam zaproszona na międzynarodową konferencję.

Lekki rumieniec wstydu pojawił się na jej policzkach.
- Nie jestem z siebie dumna, że przeholowałam z alkoholem. I, bardzo cię proszę , nie zmuszaj mnie do powrotu do tych żenujących wydarzeń.

Na powrót uśmiechnęła się ciepło.
- Opowiedz mi coś o sobie. Jutro pewnie się pożegnamy, skorzystam z uprzejmości naszego gospodarza w kwestii podwiezienia, ale potem każde z nas pójdzie swoją drogą. Nie marnujmy wieczora na rozmowy o fantasmagoriach.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 11-08-2021, 18:32   #29
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację

Mężczyzna spoglądał uważnie w stronę Barbary. Nachylił się do przodu tak że niemal nie znajdował oparcia na wygodnej kanapie. Czuwał. Czekał. Daremne.
Barbara wyraźnie z dystansem odnosiła się do magicznych zdarzeń. Prostym gestem zdawała się bagatelizować i oddalać mgliste wspomnienia.
Jakub miał zgoła inne nastawienie. Energicznie nachylił się w stronę Barbary, choć zdawało się to już fizycznie nie możliwe i zaczął z pasją:
- Jeśli jesteś naukowcem, to strach przed nieznanym powinien być twoją ostatnią obawą. Nie możemy tak po prostu uznać, że tego nie było. Halucynacje? Choroba? A jak to możliwe, że ja doświadczyłem podobnej wizji? Barbaro, przecież obydwoje pamiętamy tę plażę. Morze! Zaprzecz jeśli potrafisz!

 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 12-08-2021, 15:42   #30
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Ciało kobiety zesztywniało, w oczach mignęła panika. Zdusiła ją, zmuszając powieki do opadnięcia. Potem zmusiła się do oddychania. Wdech – wydech - wdech. Świetnie. I jeszcze raz. Wdech – wydech - wdech.

Ciało niechętnie podejmowało współpracę, czarne plamy latały Basi przed oczami a każdy mięsień napięty był napięty do granic możliwości. Uciekaj, albo ukryj się. Walcz – po tym, co przeżyła w czasie wojny – nie było już, nawet podświadomie, rozważane jako opcja.

Otworzyła oczy. Jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem pochylonego w jej stronę mężczyzny. Znów poczuła strach, jak wtedy, na tej wietrznej, zimnej plaży. Ale tym razem nie uciekła. Odłożyła emocje na bok, takim gestem, jak odkłada się książkę na stolik nocny. Skupiła się na faktach.
- Nie mogę zaprzeczyć – powiedziała. – Widziałam ciebie, z ćmą na ramieniu i ocean. Fale mnie pochłonęły, stałam na dnie, oddychałam i słyszałam bębny. I jeszcze coś – ściszyła głos – widziałam siebie. Złożoną w ofierze. Jak u Majów.

Znów zamknęła oczy, na parę sekund. Potem wstała energicznie i odsunęła się od kanapy i mężczyzny.
- Jeśli pamiętamy to samo… - powiedziała powoli. – To znaczy, ze ciągle śnimy. Ja śnię. Ciebie tutaj nie ma, jesteś wytworem mojego mózgu. Możesz już zniknąć. – rzuciła Jakubowi ostre spojrzenie, jakby oczekiwała, ze spełni jej żądanie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172