![]() | ![]() |
![]() | #1 |
Moderator ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | [Mag: Wstąpienie] Connect away Connect away ![]() Mervi miała dość, po prostu dość. Patrzyła martwym wzrokiem na notatki, nie mogąc skupić się skupi na niczym. We się dziewczyno w garść – szeptała pod nosem, a odpowiadała jej tylko zimna biel ścian jej pokoju. Była dopiero na pierwszym semestrze architektury, nie mogła tego zawalić. Nie w tej sytuacji. Nie gdy jej ojciec wypruwał sobie żyły aby trzymać tą rodzinę w kupie, zarówno emocjonalnie jak i materialnie. Po prostu nie mogła sobie pozwoli na porażkę. Nie mogła też myśleć. Jakby w głowie miała gniazdo szerszeni, każdy jeden żądlił coraz bardziej absurdalnymi myślami. Co stanie się gdy zmieszam sodę oczyszczoną z perhydrolem w towarzystwie silnego promieniowania jonizującego? Czy wampiry chorują na jakąś formę hemofilii? Dlaczego burmistrz miasta przejmuje łapówki? Wiewiórki rządzą światem… Chwyciła rękami się za głowę. Co za absurdalne koncepcje? Jakby ktoś wlewał jej do środka głowy scenariusz przedstawienia teatralnego reprezentującego postmodernizm. Jenak chyba wolała to od innej kategorii myśli. Rozpamiętywania wspomnień. Wydarzenia ostatnich tygodni, dziwne zbiegi okoliczności, jeśli ktoś miał na tyle szerokie horyzonty, że nazwałby to zbiegiem okoliczności. Automat z napojami wariował przy dziewczynie. Za każdym razem. Padające piksele w matrycach telewizorów i komputerów, tworząc wielobarwną mieszankę. Neony. Widziała też barwy na ścianach, czarno-białe grafii które mijała od dziecka nagle było kolorowe. Najgorsze było to, że nie wszyscy to widzieli… Nie oszalała, była pewna, gdyż niektórzy z jej znajomych też, lecz nigdy wszyscy naraz, nie było też ani jednej osoby która doświadczyłaby tych wszystkich fenomenów. Za wyjątkiem jednej. Jej samej. *** Musiała wyjść, przejść się. Świeże, chłodne powietrze parku miało pomóc jej odzyskać skupienie i pozbierać myśli. Niestety, było jeszcze gorzej. Rozpikowane, wielobarwne niebo zdawało się walić jej na głowę. Usiadła zamroczona ma zimnej, mokrej od topniejącego śniegu ławce. Oddychała ciężko, dla pewności spojrzała w górę. Niebo dalej wyglądało jak problem… który wkrótce potem zasłoniła pomarszczona twarz. Blady mężczyzna, blondyn, bliżej sześćdziesiątego roku życia niż pięćdziesiątego, wpatrywał się w oblicze Mervi. Skądś go kojarzyła… chyba nawet do niej mówił, lecz teraz nie słuchała, zajęta natłokiem bitwy myśli między tym jaka jest moc skuteczna czasu oraz czy miłość mierzy się w kilotonach. - Mervi, wszystko w porządku? Znał jej imię. Zmrużyła oczy, jakby rażona nagłym blaskiem światła – chociaż oświecenie było tutaj przenośnią. To był jej wykładowca od historii. Podobno na wyższych latach prowadził specjalizowana historię sztuki i architektury. Jak każdy dobry, ciekawski student, dziewczyna sprawdzała dorobek naukowy. Doktoryzował się z wpływów masońskich w architekturze sakralnej. Był lubianym wykładową, z gatunku tych, których zapamiętuje się na długo. Szczególnie gdy mowa o takim ekscentryku. Prowadził ćwiczenia samodzielnie, prosząc, aby wszyscy zwracali się podczas nich do siebie po imieniu. Żartował, że ma już tyle lat, może naginać reguły. Reguły. Teraz ta myśl zabrzmiała w głowie dziewczyny jak grzmot. Serce zabiło jej szybciej. Naginać reguły.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 04-07-2021 o 21:03. |
![]() |
![]() | #2 |
Edgelord ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 08-07-2021 o 07:42. |
![]() |
![]() | #3 |
Moderator ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Poranek był dla Mervi traumatyczny, tak samo jak dla jej ojca. Gdy staruszek zobaczył parę policjantów, zażartował, z kim tym razem razem jego córka się biła i czy chociaż raz to ona wygrała. Atmosfera stężała gdy za policją wszedł ubrany w garnitur agent Suojelupoliisi. Tego, jak przebiegało wahanie nastrojów ojca nie mogla wiedzieć. Z jej punktu widzenia sytuacja wyglądała tak, że policja i agent wpadli do jej pokoju, kiedy jeszcze leżała w łóżku, odśpiewali standardową formułę zatrzymania, wszystkie pytania jej i ojca zbywali brakiem upoważnienia do dalszego informowania w sprawie. Nawet nie wyśpiewali jej w jakiej sprawie jest zatrzymana, a na ile znała system prawny swego kraju, zwykle oznaczało to poważniejsze, skomplikowane przewinienia. Służbom nie można było odmówić profesjonalizmu. Po wylegitymowaniu, dali jej ojcu kilka numerów kontaktowych oraz adres posterunku z aresztem śledczym, do którego zbierają Mervi. Nie pozwolili dziewczynie się umyć, poza myciem zębów. Nawet przy ubieraniu był przy niej policjant, a konkretnie policjantka, co trochę minimalizowało wstyd. Gdzieś w głębi siebie czuła, że to standardowe podejście, w niekontrolowanym środowisku – jak dom zatrzymanego – nie można spuścić go z oczu, aby nie uciekł czy też nie zrobił sobie krzywdy. To, że pozwolili się jej przebrać zamiast wywlec ją w pidżamie było nawet gestem dobrej woli. A potem założyli jej kajdanki. *** Rutyna na posterunku przebiegła szybko, odciski palców, kilka zdjęć, oraz – co kompletnie zmieszało Mervi, próbka krwi i skan siatkówki, wykonane przez agenta Suojelupoliisi, dość futurystycznym urządzeniem przypominającym nowoczesną wersję starych komputerów typu palmtop. Potem zamknęli ją do pokoju przesłuchań. Minęło może pół godziny, podczas których Mervi mogła obserwować łagodnie przeskakujące na ścianach piksele, gdy wszedł do niej agent. Teraz miała okazję mu się lepiej przyjrzeć. Czarny garnitur, czarny krawat, kabura nie wystawała nigdzie, najpewniej była dobrze zamaskowana pod ramieniem lub na plecach. Ostre rysy twarzy grały z zimnym spojrzeniem bladoniebieskich oczu. Włosy nosił krótkie, jasny blond, gładko ogolony. Trudno było dziewczynie dokładnie określić jego wiek. Teraz dotarło do niej czemu wcześniej nie zwróciła uwagi na spojrzenie agenta, nosił uprzednio czarne, lustrzane okulary. - Wiesz czemu cię zabraliśmy – to nie było pytanie lecz stwierdzenie w jej stronę, wyrażone stanowczym, może nawet lekko agresywnym głosem. Przez cały czas Mervi zachowywała się dość apatycznie, jakby to wszystko jej mocno nie obchodziło. Miała w końcu istotniejsze myśli dnia poprzedniego. - Bo wam za to płacą. - dziewczyna odezwała się flegmatycznie, patrząc na agenta jakby od niechcenia. Agent wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki szkic aktu zatrzymania i podsunął Mervi na stole. W większości był to bełkot, ale odczytała kilka istotnych haseł, nazwisko profesora, próba zamachu w parku, śmierć dwóch funkcjonariuszy państwowych, organizacja terrorystyczna… i jej udział w niej. - Terroryzm? O to mnie jeszcze nie oskarżano. - odparła pozbawionym barwy głosem - I funkcjonariuszy nie pamiętam, tylko.... Dziewczyna ledwo spostrzegła, jak mężczyzna lekko wstaje z miejsca, aby sięgnąć ją obiema dłońmi za głowę i mocno, z silnym echem uderzyć jej czołem o blat. Zakręciło się jej w głowie, lecz mimo szoku, zdawało się jej, że jej umysł pracuje nad szczegółami dużo intensywniej niż przed feralnymi wydarzeniami, niż przed wizją… Może nie wyłapywała wszystkiego, lecz gdy zrozumiała, że nie dostała ani w nos, ani zęby, jasne było, iż agent potrafił tak bić, aby nie pozostawiać zbędnych śladów. Mężczyzna rozluźnił się na krześle gdy ona dochodziła do siebie. - Tutaj nie ma rumakowania. Kiedy poznałaś Skaldespillara? Mervi rozcierała uderzenie na czole, a gdy wyszła z pierwszego szoku, rzuciła automatem wściekle: "jebany skurwielu, w dupę kopany!". - Co ja, mam za was robić research? - prychnęła. A scenariusz się powtórzył, tym razem wydawało się jej, że prawie zauważyła ruchy mężczyzny, może temu, iż siedział w luźnej, swobodnej postawie. Najpierw znowu zebrała głową o blat, a potem na dokładkę zebrała ciosem z otwartej dłoni, co ciekawe nie w policzek, w okolice żuchwy i ucha… i dając retoryką jej myśli, to dopiero bolało jak skurwysyn. - Następnym razem złamię ci nos albo wybiję zęby. Masz wybór, będziesz grzeczna, odpowiadasz na pytania bez zbędnego ociągania się, a po tej całej sprawie, z wyrokiem lub nie wyjdziesz w miarę nieruszona. Możesz również doświadczyć nieprzyjemności, które będą się ciągnąć za tobą całe życie. Nie dał jej czasu tego przemyśleć. - Kiedy pierwszy raz poznałaś Skaldespillara. - Bić skutego. Jebany tchórz... - prychnęła - Poproś, a może ci powiem. Mężczyzna wstał, powoli i jakby przechadzając się, kopnął w nogę krzesła Mervi, powodując jej wywrócenie. - My już wszystko wiemy - powiedział nie bacząc na to jak z impetem dziewczyna gruchnęła na ziemię - wiemy, że planowałaś z nim zasadzkę na ścigających go ludzi. Wiemy o korespondencji między wami. Zastanawia mnie tylko jedno, jak inna kobieta mogła pozwolić, aby grupa terrorystyczna, w której się znalazła, mogła sprzedawać młode dziewczyny do burdelu w Danii. A może nie wiedziałaś, bo sama byłaś na liście do wysyłki? Ten upadek nie należał do czegoś oczekiwanego. Serce podeszło jej do gardła, gdy straciła równowagę i nie dość, że nie mogła jej odzyskać, to jeszcze skute za plecami ręce dodawały do strachu przed upadkiem. To, co później mówił agent... zupełnie jej się nie składało. - To raczej wasi ludzie chcieli nas pozabijać... o ile człowiekiem nazwać kawał złomu. I ciała. - Od jak dawna wiesz? - Co wiem? - przekręciła się na bok, aby dać wygiętym ramionom ulgę. Mężczyzna stanął nad nią, co instynktownie wywołało u Mervi chęć skulenia się, jakby przed nagłym kopniakiem. Ciągle milczał jednak, oczekując odpowiedzi. Mervi patrzyła z dołu na agenta. - Że łażą po mieście takie niedorobione tostery z przeceny? Odkąd wczoraj w parku rozpadły się na kawałki. - odparła, nie za bardzo wiedząc, czy o to chodzi. Drzwi do pokoju przesłuchań uchyliły się z lekkim, acz dość wyraźnym skrzypieniem. Weszła do niego kobieta, brunetka z dłuższymi, upiętymi w kok włosami. Blada, biska, acz wyglądała na dość dość atletycznie zbudowaną, mimo wzrostu i raczej drobnej postawy, przypominała twardo ociosany kawałek drewna przystrojony w garnitur. W okularach, lustrzankach Mervi na moment zobaczyła swoje odbicie. Mężczyzna obrócił się powoli, nie odzywając się, w sam raz aby wejść na ścieżkę kolizyjną z pięścią kobiety. Potężny sierpowy zachwiał nim, zmuszając do podparcia się o ścianę. Pękła mu warga, a delikatne krople krwi zaczęły centkować mu koszulę. - No tak, oskarżona ci przypieprzyła - agentka stwierdziła ponuro w stronę skołowanego mężczyzny - widać niektórzy potrafią się bronić. Idź doprowadź się do porządku i uprzątnij papier na alfę jeden. Tip-top. Agent patrzył jeszcze chwilę na przybyłą z zimną złością, po czym wyszedł z pokoju bez słowa, zamykając za sobą drzwi. W tym czasie kobieta podniosła Mervi z ziemi, niezbyt delikatnie, przypominało to trochę wojskowy dryg. Rozpięła jej też kajdanki i wskazała krzesło. Sama zajęła miejsce przesłuchującego. Zdjęła okulary, pokazując piwne oczy. - Jestem Ella, przepraszam cię za… to co zaszło… Dziewczyna otrząsnęła głowę i odsunęła włosy z oczu. Była dość skołowana tą zmianą, ale kto by narzekał. Spodziewała się chwilę temu, że zaraz mężczyzna znowu ją uderzy, ale teraz... - Mogę już wracać do domu? Nie opuszczę miasta. - odezwała się do kobiety. - Za jakieś pół godziny, może godzinę wrócisz - kobieta wyjaśniła jej spokojnie - muszę cię tylko przesłuchać, jako świadka, nie sprawcę, oskarżonego czy cokolwiek innego. Mój poprzednik dostał błędne dane, a jak widzisz, to straszny cymbał, nie skojarzył nawet w trakcie - Ella westchnęła ciężko - przepraszam cię najmocniej. Przynajmniej wiesz jak od kulis rządy traktują międzynarodowych przestępców… no, niektórzy agenci - Ella powiedziała to dość gorzko, jabby się się nie zgadzała z tą postawa. - Zawołać kogoś po coś do picia? - Wodę z tabletką na ból głowy. - mruknęła - Jest teraz gorszy niż przed spotkaniem z twoim kolegą. Agentka wyjęła z marynarki opakowanie popularnego środka przeciwbólowego i po prostu podała dziewczynie. - Śledziliśmy profesora od dłuższego czasu. Jak rozumiem, znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu i czasie, a to był tylko twój wykładowa, tak? - Tak, historia architektury. Poszłam na spacer, przewietrzyć się... Uspokoić myśli, bo uczyć się nie mogłam. - Zapis z monitoringu mówi, że straciłaś przytomność - agentka podsumowała - wiem, że rozmawiałaś z nim. Nie próbował ci niczego podrzucić? - Zobaczył, że jestem... no... źle się czuję. - nie wiedziała jak to ubrać w słowa - Pomagał mi się uspokoić... ale podrzucać? Jak narkotyki na lotnisku? Nie, tylko kawę dał... - wyraźnie Mervi miała problem z tym, skąd ją miał - Ale pomogło... na chwilę. - Możliwe, że chciał cię zrekrutować - agentka podpowiedziała dziewczynie - ciekawe tylko czy jako członka organizacji czy jako źródło dochodu - zamyśliła się jakby sama do siebie - ale chyba to pierwsze. - Do czego niby zrekrutować? - zdziwiła się, chcąc więcej zrozumieć - I czemu mnie? - Z braku lepszych określeń, mówi się o organizacjach terrorystycznych, chociaż temat jest szerszy. Tak jakby IRA czy Al-Ka’ida w przerwach między zamachami zajmowały się handlem narkotykami, przemytem i prostytucją aby z tego finansować swoją działalność - agentka wyjaśniła dając Mervi czas na przetrawienie tego. - On... Profesor... - próbowała poukładać sobie scenariusz w myślach, po czym pokręciła głową - Nie mógł taki być. - Widziałaś skutki tego, do czego był zdolny. Poza tym, zajmował się finansami - agentka cierpliwie jej wyjaśniła - a dlaczego zainteresował się tobą, to jest dość skomplikowana kwestia - Ella zapauzowała na moment - dasz radę się skupić aby to zrozumieć czy wolisz abym jutro przyjechała do ciebie, do domu i porozmawiamy o tym? - Czy mój ojciec będzie przy tym? - To od ciebie zależy - agentka powiedziała szczerze - chociaż uważam, że początkową część powinnaś najpierw wysłuchać sama, a na rozmowę z twoim tatą przyślemy kogoś, kto nie jest agentem - Ella uśmiechnęła się lekko, a nawet chyba zaśmiała oszczędnie - przepraszam, zaczynam mówić zagadkami, a tu nie ma nic do ukrycia. Lepiej będzie, jak zaczniemy teraz, łatwiej będzie nam przedyskutować co dalej. Mervi zapatrzyła się chwilę w ścianę obok agentki, nerwowym ruchem palców przesuwając po blacie stołu. - Najpierw niech dadzą mi wodę, żebym łyknęła lek, bo mnie ta migrena zabija. Agentka sama wyszła na chwilę, aby po chwili wrócić z dwoma plastikowymi kubkami zimnej wody. Sama też upiła. Mervi nie czekała, aby łyknąć tabletkę. Chciała tylko, żeby to dudnienie we łbie przeszło... - Więc... - spojrzała pytająco na agentkę. - Zastanawiałaś się kiedyś nad istotą geniuszu? NIe mam na myśli wyłącznie tego, co potocznie rozumie się przez geniusz, pamięć, talent literacki, matematyczny, teorie fizyczne. Mam na myśli geniusz ujęty szerzej, odpowiedni talent połączony z wolą, aby go realizować, nie utonąć w małych grach politycznych, aby koncertować na salonach i publikować prace matematyczne do końca życia, odkrywając przed ludźmi to, co nie znane, zamiast skończyć jak Galois. Mervi poczuła się zaskoczona. Rządowy agent był ostatnią osobą, od której spodziewałaby się wzmianki o wybitnym matematyku. - Sądzisz, że jest coś, co łączy takich ludzi i co ważniejsze, możliwe jest do jasnego, systematycznego ocenienia, kategoryzowania i wykrycia? Finka spojrzała skonfundowana tym nieoczekiwanym tematem, bardzo od czapy w tej sytuacji. - Czy... to w jakiś pokrętny sposób łączy się z... tym? - rozejrzała się na boki, jakby mówiąc o całej sytuacji, w jakiej się znalazła - Bo profesor uczył historii, a nie filozofii… - Jest takie powiedzenie, że trudno czasem odróżnić obłęd od geniuszu. Ludzie genialni nauczyli się tego, że trzeba czasem ukryć się w cieniu. Juliusz Cezar był na świeczniku, i nóż w jego trzewia zatopił mu przyjaciel. Jesteś wyjątkowa Mervi. To czego doświadczałaś ostatnie czasy, to jest forma łagodnej psychozy podczas której reorganizują się pewne struktury w mózgu. Personifikację tego stanu, zgodnie z badaniami Freuda czy Junga, jest właśnie Geniusz, psychiczny obraz będący indywidualnym wcieleniem intelektu ludzkości. Agentka złożyła ręce w piramidkę. - Wiem, że to dla ciebie dużo. Nie musisz od razu wszystkiego rozumieć, a ja nie jestem zbyt dobra w wyjaśnieniu takich spraw. Dostaniesz książki, kilka dodatkowych kursów i wszystko stanie się jaśniejsze, jest to dość zaawansowana psychologia, biologia, socjologia oraz szczególne badania z gruntu specjalizowanych dziedzin jak genetyka czy kognistywika. Ale pewnie nasuwa ci się pytanie, co to znaczy dla ciebie. Na razie obejmiemy cię miękkim programem ochrony świadków. Dostaniesz też stypendium dla szczególnie uzdolnionych, nie są to duże pieniądze, ale starczą aby wygodniej ci się studiowało. Całkiem możliwe, że po pierwszym roku wyślemy cię do Harvardu czy Yale. Będą też specjalne kursy… Widziałaś metalowych ludzi. Pewnie podejrzewałaś, że wojsko zawsze ma technologię lepszą niż cywilie. Cóż, my - powiedziała to w taki sposób, iż Mervi również poczuła się częścią “my” - mamy jeszcze lepszą. Mervi patrzyła na agentkę z niezdrowym miksem fascynacji i rozbawienia, opierając brodę o pięść. - Teraz ty mnie uderzysz jak zapytam, ale co tam... - przechyliła głowę bardziej na bok - Co brałaś i czy też mogę? Agentka zaśmiała się lekko, naprawdę serdecznie. - Tylko prochy przeciwbólowe, babskie sprawy - powiedziała szczerze - sama się przekonasz co do prawdziwości tego. Widziałaś szczątki cyborgów. Łatwiej ci w nie uwierzyć niż w organizację szczególnie uzdolnionych ludzi, do których teraz i ty należysz? - W sumie tak... Tamten złom był namacalny... - odparła ostrożnie - Profesor mówił coś o byciu szczególnym... i tak samo jak jemu - i tu nie wierzę na słowo, a jeżeli to prawda... to czemu nie ma szkół dla takich, jak w X-Manach? I czemu te cyborgi zabiły profesora? - ton głosu trochę podupadł na to wspomnienie - Oni kategorycznie nie mieli przyjaznych intencji… - Profesor był przestępcą, mieli za zadanie ująć go żywcem. Postanowił się wysadzić… powiedzmy. Jeśli zainteresowała cię chemia i fizyka nuklearna, powiem, aby jutro podrzucli ci opis działania tej technologii, oczywiście to tajne - agentka mruknęła. - Co do szkół, nigdy nie wiadomo kiedy ktoś zacznie przejawiać swoją niezwykłość, są to ludzie różnego wieku, pozycji, nie do wszystkich udaje się dotrzeć od razu. Temu też organizujemy programy edukacyjne zazwyczaj zakotwiczone w istniejących strukturach. No i oczywiście - uśmiechnęła się lekko - to tajne. Przypomnij, co opowiadałem Ci o Cezarze. Jawność jest niebezpieczna. - Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zrozumie, uhm, pomysłu jaki jest przedstawiany, i zechce go ubić w zarodku? - zaryzykowała - Lub uzna, że sam zrobi lepiej, choć nie ma żadnej wiedzy… - Droga wolna - agentka powiedziała jakby to była oczywistość - chociaż nie widzę podstaw aby tak postępować. Za darmo dostaliśmy, za darmo dajemy. Mervi potarła oczy - Szczerze... Czy ja mam schizofrenię, inne urojenia? - Nic z tych rzeczy - Ella powiedziała cierpliwie - stan łagodnej psychozy może okresowo występować, lecz ciągle to ty masz kontrolę. Pomówmy lepiej o przyszłości. Wolałabym jutro nie jechać do ciebie, nawet po cywilnemu, nie chcę stresować twego ojca, a i nie jestem dobra w tych kwestiach. Powiedzmy, że w najbliższej przyszłości jestem twoją opiekunką. Jutro postaram się wysłać psychologa od nas, przywiezie ci kilka książek oraz przedstawi tobie i ojcu wizję stypendium. Będziesz mogła także z nim rozmawiać. Przedstaw to rodzinie jako zupełnie nie związane z tą sprawą - uśmiechnęła się lekko. - Ojciec nie wie o tym, co wczoraj się stało... Prócz tego co zobaczył, jak wróciłam. Nic mu nie mówiłam, nic nie wyjaśniałam. Po co? Nie było ważne, aby wiedział. - Byłaś świadkiem nieudanego zamachu, spanikowałaś - agentka podsumiowała - to też będzie w zeznaniach, zaraz dam ci je do podpisu jak przeczytasz. Mam wysłać do ojca też psychologa policyjnego? - Przyda się... - odparła ostrożnie - W sumie... Ładnie to rozrysowałaś przede mną, ale... to nie może być za darmo. Nie tak świat działa. - Ale to my staramy się decydować jak ma działać - agentka wyjaśniła - głupio byłoby nie zaczynać od siebie. Uszy do góry - powiedziała lekko. - Zapytam inaczej... Co będzie mnie to kosztować, chociażby w przyszłości? Co oczekujecie ode mnie? - zapytała podejrzliwie. - Niczego czego sama byś nie chciała - Ella stwierdziła prosto - pomyśl o tym jak o grupie ludzi którzy razem dochodzą do logicznych wniosków. Nie zgadzanie się jest elementem dyskusji. - Na pewno bym chciała, aby mi dupy nie zawracano. - odparła zadziwiająco lekkim tonem - Nie jestem socjalna i chyba nie każdy mnie wytrzyma. Doświadczenie. - Nie znam twoich talentów, więc trudno mi się wypowiedzieć - Ella stwierdziła po zastanowieniu się - równie dobrze możesz dostać środki na badania naukowe tak samo jak mecenas sztuki. Trudno mi mówi bez danych. Agentka podała Mervi swoją wizytówkę. Tylko imię, i numer telefonu. - Zachowaj to i dzwoń do mnie w razie jakichkolwiek kłopotów. Mnie za to możesz zawracać dupę. - Po północy też? -dziewczyna obejrzała wizytówkę, uśmiechając się pod nosem. - Tak, najwyżej przy następnym spotkaniu będę nadąsana - zażartowała. - Więc mam czekać na... stuff jutro? Bo i nie widzi mi się powrót na studia... - mruknęła - ...nie tu. Nie... po jego śmierci. - Mervi najwyraźniej wciąż odczuwała ból z powodu tej straty. - Tak, jutro przyjedzie nasz człowiek. Z nim porozmawiasz też o kwestii studiów.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
![]() |
![]() | #4 |
Edgelord ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
![]() |
![]() | #5 |
Moderator ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Mervi mogła być zadowolona z nowej wiedzy, gdyby nie jeden, drobny detal. Ebook zawierający informacje o technikach manipulacji - w domyśle jak się przed nimi bronić - był kompletnie zglitchowany. Będzie musiała to zgłosić Bobowi… Tymczasem po zajęciach powitał ją obiecany sympatyk. Powiedzieć, że był przystojny to było mało, co zresztą Mervi zaobserwowała widząc miny innych studentek. Wysoki, ciemnowłosy jegomość, o kręconych, lekko opadających za kark włosach przypominał swą urodą archetyp hiszpańskiego kochanka, a dziwny dryg, będący jednocześnie dość formalnym - co widziała po zapiętej pod szyję koszuli, teczce i części manier - mieszał się z dziwną swobodą i serdecznością. Gej jak nic - pojawiła się jej w głowie myśl która tylko rozbrzmiała mocniej gdy Aleks przywitał się z nią lekko zniewieściałym głosem. Wyglądał na sympatycznego. Podał jej te dłoń. - Uhm... Cześć? - Mervi przyjęła dłoń czując się dość niepewnie - Więc... Co teraz? - Nie, nie tak - Aleks pokręcił nosem i ścisnął dłoń odrobinę mocniej - tak. Powinnaś mieć pewny uchwyt. Lekko podaje się do całowania, ale wtedy obracasz grzbietem - mężczyzna wyjaśnił i puszczając dłoń przyjrzał się włosom Mervi - do fryzjera też dziś poədziemy. Wskakuj - powiedział otwierając jej drzwi z samochodu w miejsce pasażera, z przodu. - Do fryzjera? Czemu? I co to ma wspólnego z... no... sprawami... - finka spojrzała na drzwi do samochodu - Dziewczyna wchodząca do auta nieznajomego... To nie skończy się dobrze. Ledwo Mervi zamknęła drzwi i zapięła pasy, a samochód ruszył. - Jak to co, trzeba cię przyszykować. Jedziemy do centrum handlowego. Myślałaś już jaki telefon chcesz? - Telefon? - zapytała trochę zbita z tropu - Znaczy... mój działa, więc nie myślałam, że będzie trzeba. Zobaczymy co będzie tanio, może na promocji. A przyszykować... Do czego w sumie? Żeby fryzjer był potrzebny? - Musisz się odpowiednio prezentować, kopciuszku. Mamy styl, kodeks stroju, optymalne zasady które polepszają kwestie społeczne i fizyczne. Nie rzucę cię na głęboką wodę, spokojnie… a telefon - zakręcili w uliczkę - bo potrzeba ci czegoś nowoczesnego. Mam informacje, że trochę w komputerach siedzisz, to tym bardziej się przyda - stwierdził rzeczowo jakby była to rutyna jego pracy. - Ale po co kupować komórkę, jak wydamy na komputer? I fryzjer... To może przebić... - Ciiii - mężczyzna wtrącił się - ciii kopciuszku. Od finansów jestem tu ja, ty skup się na tym co naprawdę potrzebujesz, ok? - Spróbuję... - spojrzała na swoje kolana - Jaki w sumie limit? I... To my - obco zabrzmiało jej to w ustach - mamy jakieś... zasady stylu...? - Ja zajmuję się finansami - Aleks powiedział ciepło, powtarzając - nie przejmuj się cenami. Moim zadaniem jest, aby ceny były w porządku, nie za drogie, nie za tanie, ja ogarniam budżet. A co do stroju… tak, mamy - uśmiechnął się w sposób, który pomagał mu zapewne przyspieszać bicie serca innych dziewczyn. - Po co jeden styl? - uniosła spojrzenie, nie będąc zniewolona aparycją Aleksa i kasą jaką trzymał - Myślałam, że Unia to tajemnica? - Unifikacja procedur zwiększa drastycznie efektywność. Nie każdy musi się też znać na modzie, a odpowiedni strój zwiększa możliwości. Widziałaś naszych agentów, mogliby wyjąć legitymację dowolnych służb i większośc naprawdę by się nie zastanawiała czy do nich należą, tylko przyjęła to z marszu. Odpowiedni kobiecy strój dodaje autorytetu, powagi, aby inni, głupsi, słuchali co mówisz, aby nikt cię nie ignorował… Dłuuuga lista - wyjaśnił. - Czyli.. - zmarszczyła brwi - Co jest nie tak w moim wyglądzie, hmm? - Wszystko jest w porządku, trzeba tylko wzmocnić i polepszyć co w tobie najlepsze. - Powiedzmy, że ci wierzę. - spojrzenie Mervi jednak jasno mówiło, że nie wierzy w gładkie słowa mężczyzny. - Gdyby coś było nie tak, przygotowalibyśmy operację - Aleks powiedział z dziwną szczerością - tu chodzi tylko aby ładniej się ubrać i przystroić. *** Gdy dotarli do centrum handlowego, mężczyzna poprowadził Mervi od razu do zakrętu gdzie znajdowało się kilka sklepów z elektroniką. Przyglądał się im z zastanowieniem. - Najpierw telefon czy laptop? - Uhm... Laptop. - wybrala. Aleks poprowadził ją do jednego ze sklepów, chyba na początek, i poprosił aby przejrzała asortyment. Sam również przeglądał ofertę i… był szybszy od Mervi. Zawołał ją aby pokazać jej dość potężną, Mervi powiedziałaby, że “wypasioną” (co zresztą obrazowo oddawało gabaryty latopa) jednostkę. Nie był to najdroższy sprzęt, estetyka była dyskusyjna, ale należał do jednych z najdroższych, za to parametry miał zestawione naprawdę rozsądnie do ceny. Czyżby Aleks się na tym znał? -... wow. - Mervi szepnęła, gdy dotarło do niej, że to może być jej komputer - Serio? - zerknęła na cenę - Ten? Naprawdę? - Dysk może wydawać się mały - Aleks się zastanowił - ale większego wariantu tu nie dostaniemy, zresztą, mały, może mniejszy od tych - wskazał na inne maszynki - ale reszta jest lepsza. Chyba, że coś ci nie pasuje lub masz na oku inny? On nie rozumiał... - Po prostu... Nie idzie mi pojąć, że ktoś mógłby, i jednocześnie chciałby, taką maszynę mi zafundować. - Masz się rozwijać - Aleks stwierdził szczerze - jak dostaniesz prototypy to dopiero zzieleniejesz, widziałem kiedyś jednego - uśmiechnął się na to wspomnienie - ale nie o tym. Skup się, mam ci pomóc, a nie szczypać cię co chwilę, że to nie sen. Poza tym, umówmy się, źle by wyglądało gdybym cię podszczypywał - mrugnął. - Znasz się na tym? - zapytała poważnie, może trochę zaciekawiona, nie precyzując. - Możesz mi mówić szczypawka - Aleks zmienił temat z uśmiechem - a co do komputerów, tyle o ile. Sam potrzebuję mocnej maszyny do pracy. Modele matematyczne i analizy. Wiesz, to jakby… grafik też wie jakie komputery są mocne chociaż nie jest techniczny pod tym względem, bo ich potrzebuje. Tak jest ze mną. Mervi z tłumioną ekscytacją patrzyła na laptopa. - A co robisz w pracy? - Analizy finansowe i modele spółek - wyjaśnił - to co, ten czy szukamy dalej? Mervi uśmiechnęła się potwierdzająco. - Ten. - Dobra, to jeszcze akcesoria… - Aleks stwierdził. Poszukiwania akcesoriów do nowego laptopa było dalszym ciągiem tej nierealności. Czy to naprawdę się działo? Mervi wciąż w pewnym stopniu czuła się zagubiona w tej sytuacji, jednak odczuwała także rosnące podekscytowanie i radość. Przy kasie ogarnęło ją zawstydzenie, gdy nazwano ją dziewczyną Aleksa. Przy wyborze telefonu Mervi już wiedziała czego się spodziewać, więc nie została wzięta z zaskoczenia, gdy ekspedient określił ich parą. Było to nowe doznanie, ale w sumie przyjemne. Być z kimś w związku. Dziewczyna nigdy nie miała chłopaka, tylko widziała związki innych, a teraz sądzono, iż Aleks jest jej chłopakiem! To było... dziwne. A jednak postanowiła wtulić się w pierś mężczyzny na potwierdzenie teorii ekspedienta, gdy ten opowiadał o asortymencie na stanie. *** Po zakupie pierwszej, najpotężniejszej elektroniki, a jednocześnie zakupach najbardziej emocjonujących z punktu widzenia Mervi, Aleks zarządził przerwę w kawiarni celem dopełniania formalności, dyskusji i… konsumpcji. Widząc, że Mervi czuje się dość nieswojo, nie zapytał jej co chce, tylko do kawy zamówił obojgu po ciastku. - To przytulanie - podjął temat szukając papierów w aktówce - nie jest potrzebne. Czasem nie ma co przesadzać z pozorami, a poza tym, o ile dobrze się orientuję, jesteś jeszcze objęta pełną ochroną wywiadowczą - zamyślił się - chyba, że coś się zmieniło. - Jaką ochroną? - zdziwiła się i spojrzała na ciastko - I wybacz, nie wiedziałam, że nie chcesz. Miałam nadzieję, iż spodoba ci się. - Monitoring i takie tam, nie jestem w tym aspekcie ekspertem - Aleks powiedział szczerze - nie musisz robić rzeczy, które mi się spodobają. Jestem tutaj w pracy…. A skoro tak, tutaj mamy trochę formalności - podał dziewczynie plik dokumentów, w sumie kilka spiętych zszywaczem kompletów - podpisz na każdej stronie - podsunął długopis - nie śpiesz się też, jedzenie też jest ważne - mężczyzna mrugnął samemu próbując pierwszy kawałek deseru. Mervi spojrzała na dokumenty, których było za dużo. - Co to za cyrograf? Oddanie duszy? - również zajęła się pałaszowaniem. - Głównie pierdoły, potwierdzenie otrzymania stypendium z fundacji i wzięcia udziału w programie dla uzdolnionych, numery kont, zgody na przetwarzanie danych osobowych i takie tam. Z mniej jasnych rzeczy, są to źródła finansowania. To dość skomplikowane - westchnął - gdybym umiał tylko dobrze wyjaśniać to bym został na uniwerku. Otwarcie kilku rachunków na twoje nazwisko, pozyskanie akcji zero day, kontrakty terminowe plus masa prawniczego bełkotu aby wszystko było zgodne z literą prawa i nikt nie przyczepił się. Widzisz, twoje finansowanie nie ma być poszlaką z kim współpracujesz i kim jesteś, stąd dywersyfikacja i utopienie tego w meandrach światowego systemu bankowego. - To robi... - zamyśliła się - jak oni byli... Syndykat, nie? -zaczęła powoli przeglądać papierologię. - Tak, dokładnie - mężczyzna przytaknął. Tymczasem Mervi przekonała się, iż w dokumentach znajdowało się dokładnie to, o czym mówił Aleks, opisane również w sposób, w jaki zapowiadał, czyniąc część finansową kompletnie zagmatwaną i niezbyt jasną. Dość klarowne były “pokłady” pod fundację-krzak oraz napisana jasnym językiem informacja, iż będzie otrzymywać co miesiąc tysiąc dwieście osiemdziesiąt cztery euro oraz dwadzieścia jeden eurocentów stypendium naukowego. Nie wzbudziło to zaniepokojenia Mervi w tej chwili (chociaż po przemyśleniu - powinno) - widać adrenalina spełniała swoją ogłupiającą rolę. Z rzeczy, które przykuły jej wzrok, były fragmenty o emisji papierów dłużnych, chociaż dociec kto emituje, dlaczego, jak wygląda ich skup i tak dalej dziewczyna nie mogła, To jest, oczywiście, że to było w papierach, lecz po prostu gubiła się w plątanine zapowiedzianych operacji finansowych. - Ehm, o co chodzi z tymi "papierami dłużnymi"? - zapytała skonfundowana. - Światowa gospodarka opiera się na procedurze emisji długu - Aleks wyjaśnił - kupują długi przedsiębiorstw, czy obligacje, będące de facto formą pożyczki, otrzymujemy zadowalającą stopę zwrotu. - To będę musiała zapłacić później? Czym? - zapytała niepewnie. - Nieeeeee - Aleks powiedział z uśmiechem - nie płacisz. Wygląda to tak, że twoje stypendium jest trochę wyższe niż to co masz dostawać na konto, ale jego część jest inwestowana w akcje i inne operacje finansowe spółek od nas zależnych. Skomplikowane - westchnął. Mervi przeglądała dalej, szukając w tym bełkocie czegoś odnośnie warunków, jakie musi spełniać oraz jakie są konsekwencje za ich niedopełnienie, jednak nie znalazła ani jednego zapisu tego typu. W zasadzie nie było to niezwykłe, skoro przybierało to stypendium naukowego, było przyznawane na dany okres (w tym przypadku - trochę ponad rok) bez bezpośredniego rozliczania się, aż do kolejnej decyzji. Miała nadzieję, że jest dobrze... - A masz wiedzę o tym, z czym finansowo pozostawi się mojego ojca? - zapytała niepewnie. - Mam za zadanie przygotować dla niego plany - Aleks przyznał - ale przyznam, że jeszcze nie przeglądałem kartoteki. Bob mówiła coś o leczeniu, więc chyba to najpierw, ale jak mówię, jeszcze tego tematu nie dotykałem. - Mhm... - Mervi obracała w palcach długopis - Od jak dawna jesteś w Unii? - zapytała, zmieniając nagle temat. - Trzy i pół roku - Aleks powiedział kończąc ciastko. - Jak się tu znalazłeś? - zapytała z wyraźną ciekawością biorąc ostatni kęs - Też cię... no... Geniusz przetaszczył przez... traumę? Aleks zaśmiał się. - Ja jestem sympatykiem - użył terminu, który Mervi widziała już w dokumentach. Człowiek wspierający lub bezpośrednio pracujący dla Unii, lecz bez geniusza. Była tam też mniej pochlebna notka “ich praca zwykle wymaga nadzoru, przeznaczeni są do mniej wymagających zadań”. - Ale z castingu cię nie wzięli. - wyraźnie chciała wiedzieć, skąd tacy się biorą w Unii. - Trochę z castingu - powiedział z uśmiechem - podobno wpadłem w oko gdy dorabiałem na studiach w agencji modeli. Potem profilowanie, noty, uzdolnienia no i jestem. Właśnie - Aleks zamrugał - masz prawo jazdy? - Nie, nie miałam samochodu, więc na nic mi. - wzruszyła ramionami. - Zrobisz w stanach najpewniej, o ile wiem taki jest plan na potem - wtrącił - to co, teraz część stylizacji? Sympatyk zapytał Mervi nie pośpieszając. Mervi trochę zmalała na to. - To serio konieczne? - zapytała ciszej. - Możemy to przesunąć w czasie - powiedział po zastanowieniu - ale procedury mówią aby cię wdrożyć. Wiesz… to nie chodzi, aby wymagać od ciebie munduru. Po prostu masz tutaj, do końca pierwszego roku studiów czas swobodniej zaaklimatyzować do naszych regulacji, zamiast być rzucona na głęboką wodę. - Nie chodzi, że czas mi nie leży, tylko... no... cała afera w robienie z siebie nie wiadomo czego. - westchnęła - I co do zaaklimatyzowania się ma ta stylizacja? - Dress code, rozmawialiśmy o tym w samochodzie. Pamiętasz przykład agentów? Musisz się w tym czuć naturalnie. - Ale do dress code'u nie trzeba fryzjera chyba. - Jeśli nie chcesz fryzjera, to nie - wzruszył ramionami - chociaż zastanów się czy to, że go nie chcesz, nie świadczy o tym, że jednak go potrzebujesz? - Co? - spojrzała zaskoczona - A to skąd ci się wzięło? - Zrobimy tak, dziś zaryzykujesz, jak odrosną po staremu to zadecydujesz jak było lepiej i będę ci dłużny dobry obiad gdy będzie źle, ok? - Ok... Tylko po tym chcę pójść i tak zjeść. - delikatny uśmieszek zawędrował na kącik ust dziewczyny. - Moja strata - Aleks odpowiedział również z uśmiechem. Mervi spodziewała się, że będzie absolutnie tragicznie, a prócz pewnego braku komfortu działania wyboru spośród jakiś odgórnie przedstawionych schematów... nie było aż tak źle. Tysiąc euro miesięcznie było warte tego poświęcenia. Dziewczyna wyszła od fryzjera z nowym uczesaniem i ostrzyżeniem. Długie włosy zostały zaczesane w kok, a krótkie wpięte w leżące już idealnie na , zaczesane do tyłu. Niestety, część kosmyków nie chciała działać wedle reguł i niesfornie wyplatała się z tych więzów, wisząc na czole lub z boku twarzy. - Pasuje? - odezwała się do Aleksa, gdy znaleźli się poza miejscem tortur dla włosów. - Bellissimo - mężczyzna skomentował z podziwem. Następnie zabrał ją do makijażystki, gdzie zrobiono Mervi prosty, oszczęðny, ale bardzo “biznesowy” makijaż, a sam Aleks od razu kupił dla niej kurs makijażu, cztery zajęcia w dowolnym terminie, nie pytają nawet czy potrzebuje i nie za bardzo dając pole do protestu. Był to dość szybki mijający epizod, po którym przeszli do rzeczy zdawało się ważniejszych - garderoby. Trzeba było przyznać, że Aleks nie tylko i tutaj znał się na rzeczy, ale i miał dobre podejście do ludzi. Zamiast od razu zaatakować Mervi poradami na temat doboru koszul, spodni, garsonek i spódnic, zaczął od zakupu aktówki omawiają z dziewczyną jak profesjonalnie ją nosi, iż twarde rogi są lepsze, aby w kogoś nią wymachiwać zamiast torbą z laptopem, jak nosić i co ważniejsze - jak eksponować. Przypominało to trochę przyspieszony kurs z mowy ciała i prezencji w biznesie. - To ja będę w biznesie czy coś...? - zapytała zaskoczona Mervi. - Kto wie czego będziesz potrzebować - Aleks stwierdził - masz robić na ludziach dobre wrażenie. Następne były już sklepy z ubraniami. Tutaj Aleks posługiwał się tabletem - chyba miał jakieś standardy stroju - i kazał Mervi mierzyć stroje. Często dziewczyna nawet nie musiała mówić, że w czymś nie czuje się zbyt komfortowo, aby sympatyk Unii to od razu zrozumiał. Tym sposobem co prawda nie obeszło się bez zakupu eleganckiej garsonki czy czarnej spódnicy, to oficjalny “proponowany schemat stroju” nosił kodową nazwę B-12 i opierał się na wariacjach spodni oraz koszu. Trzeba było przyznać, iż Unia miała to dość dobrze pomyślane, grupują wiele wariacji w ramach schematu, najbardziej oficjalny wariant składał się ze spodni w kant, koszuli oraz damskiego krawata, z bazowymi barwami czarno-białymi i opcjonalnymi schematami kolorów, zakładał nawet w razie potrzeby zmianę spodni na spódnicę, a mniej oficjalne dopuszczały po prostu ciemne dżinsy i odpowiedni krój koszuli (oraz znowu opcjonalny krawat, chyba temat przewodni). Dostała pięknego pdfa o nazwie b-12.pdf na telefon, aby potem zgrać na komputer. Szybkie spojrzenie na zawartość potwierdziło, iż to nim się Aleks kierował, wybierając z kilkunastu, może kilkudziesięciu innych schematów - do których Mervi nie dał wglądu. Była też mu wdzięczna, iż sekcję bielizny nie poruszał z nią, zostawiając w milczeniu, tylko gdy przechodzili od jednego sklepu do drugiego - w poszukiwaniu pasującego zegarka i okularów (oczywiście lustrzanek, nie był ich w schemacie stroju ale to chyba “firmowy” fetysz) - iż będzie musiała postem sama kupić rajstopy i resztę, ale tematu nie zagłębiał. - Czemu wszyscy noszą lustrzanki? - zapytała w końcu - Faceci w Czerni za bardzo się spodobali? - Ja nie noszę - Aleks odpowiedział - podobno większośc ma w nich wyświetlaze danych. - To czy jest sens kupować takie zwykłe? - zaskoczenie malowało się na twarzy dziewczyny - To przecież nie ma nic wbudowanego, trzeba innych... - zastanowiła się. - Podobno są też inne powody, z mojej działki, to łatwiej ukryć emocje, trudniej rozpoznać twarz w tego typu okularach czy zeskanować siatkówkę. A tak szczerze, to też sądzę, że to po prostu taki znak firmowy… - Uhm... Jeszcze pocisnę temat z Bob. - zamyśliła się - W sumie, to ty tak sympatykujesz... z całością nas? - Tak, ale pracuję dla Syndykatu - Aleks przyznał - każdy ma inną działkę do roboty. - Czyli ty serio masz masę kasy. - Mervi uśmiechnęła się nadsłodko. - Stosunkowo mało gotówki. Głównie też siedzę na budżetach - przyznał. - Ile dla ciebie to zarabianie "mało"? - zainteresowała się. - Dojdziesz dalej to sobie sprawisz - odciął jej z uśmiechem. - Dupek. - prychnęła, biorąc w rękę zapakowane zakupy, a drugą dłonią złapała ramię Aleksa - Chodźmy coś zjeść! - Zgodnie z życzeniem - mężczyzna kiwnął głową.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
![]() |
![]() | #6 |
Edgelord ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 21-08-2021 o 20:51. |
![]() |
![]() | #7 |
Moderator ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Pośród morza dusznej, technokratycznej atmosfery wypełniającej szczelnie pomieszczenia biurowej ostatnich pięter nowojorskiego wieżowca, znajdowała się niepozorna wyspa kwaśnych żartów, sarkazmu oraz odrobiny absurdalnego humoru wymieszanej ze zwykłymi, biurowymi pogawędkami. Znajdowała się w małym, współdzielonym gabinecie dwójki analityków Wieży z Kości Słoniowej. Franklin wyciągnął się na krześle patrząc z niechęcią na pusty kubek. Nie chciało się mu iść znowu po kawę. Powinni zamówić prywatny ekspres. To był dobry pomysł, pomysł, którym będzie musiał się podzielić… ...z tym, kto właśnie wyrwał go z zamyślenia. Współpracownik, Jon. Zawsze wiedział kiedy nawiązać rozmowę. Może temu zawdzięczał to kim jest i gdzie jest, mimo całkiem przeciętnych zdolności czysto technicznych. - ...a ty w sumie patrzyłeś na wyniki tej młodej? - podumał Jon. - Taaak – Franlin zaczął flegmatycznie – nic ciekawego, kolejna młoda, naiwna duszyczka pragnąca bezpieczeństwa. Już ją chyba odznaczyłeś? - Czyli guzik czytałeś. Bezczelna odpowiedź współpracownika była powiedziana z tradycyjnym, lekkim tonem, wobec którego starszy analityk Franlikn nie mógł się uśmiechnąć do młodszego kolegi i własnych myśli. Miał rację, niezbyt dokładnie czytał. Przewertował strony swojego umysłu. - Masz mnie, straciłem czujność. Podobieństwo do NWO, prawdopodobieństwo dezercji do hermetyków i ekstazy, tradycyjna krzywa liniowa w stronę wirtualnych. Jednak czytałem. - Przejrzałeś – Jon popił kawy – raaany, to jest dołujące. Każdy element potencjalnie chwiejny propaguje w stronę naszych byłych konwencji. Gdybyśmy zlikwidowali wirtualnych, po czasie spędzonym z nami, nie mieliby już gdzie pójść. - Właśnie to robimy… Ale masz rację. Myślałem też nad Progenitorami, ale ta skłonność do uzależnień wedle komputera nie współgra ze stymulantami. Co on tam wie – straszy analityk wykrzywił się. - Wie – młodszy westchnął – wysoka niestabilność Geniusza, silne manifestacja Eilodiona… - Ty mi tu nie cytuj raportu, nie takich wyprowadzało się na ludzi. - Ale ona miała zostać przydzielona do Iteracji X… Jon uśmiechnął się krzywo, czekając na reakcję starszego kolegi. Ten lekko odwrócił się w stronę komputera, wystukując zapytania do bazy danych. Ze zmarszczonymi brwiami przeglądał dane. - Na wierzchu nic nie widzę. Ktoś grzebał głębiej? - Tak, edycja O4 z blokadą odczytu historii do O5. Komputer twierdzi, że należy wysłać do Iteracji X, szprycować przejściową chemią, a potem rozpocząć procedury cyborgizacji na niższego cyborga, z naciskiem na zmianę i usunięcie kłopotliwych funkcji mentalnych… Tradycje metalowe warzywo. Atmosfera w pokoju stężała, przykryta tylko wierzchnią warstwą iluzji i złudzeń swobodnego tonu Jona. Tego typu rozmowy były niebezpieczne, Frank zakładał, iż jego współpracownik nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo. Sam kiedyś był w podobnej sytuacji, dopiero widok kilku worków na ciała nauczył go większej ostrożności. - Nie zapytam jak się do tego dobrałeś – starszy analityk powiedział cicho. - Nie musisz – Jon stwierdził poważniejąc – dostałem dostęp od Bob. To jej robota, prosiła nas abyśmy nie powtarzali analizy. Była dość przekonująca, jeśli wiesz co mam na myśli. - To czemu odezwała się do ciebie? - Jesteś na monitorowanym… myślałem, że wiesz. - Cholera – Frank pokręcił głową – powiedziała właściwe co kombinuje? Znowu te jej nieregulaminowe gierki? - Trochę tak, więcej wnioskuję. Dziewczyna łykała wszystkie standardowe techniki wpływu emocjonalnego jak pelikan, potulna jak baranek. Za kilka baksów na miesiąc można było ją po prostu kupić… Nawet nie ogarnęła, że Bob zaczęła przy jej pomocy infiltrować środowisko akademickie. Oczywiście, za bardzo to nie wyszło… - Zatem co myślisz, Jon? - Bob chce podrzucić zgniłe jajo nielubianemu konstruktowi. - Masz rację – Franklin powiedział kiwają głową – a my morda w kubeł. Starszy analityk wracając do pracy krążył myślami wokół agentki szkoleniowej. Nie chciał wyprowadzać młodego z błędnego przekonania, byłoby to niebezpieczne. Sądził, iż Bob po prostu wierzyła równie mocno w Unią jak i w ludzi, a przez odpowiednich ludzi przywróci człowieka za sterami Maszyny. On już w to nie wierzył. *** Mervi miała dość. Będąc jeszcze pod wpływem jet laga, na drugi dzień po przylocie do USA i zakwaterowaniu w tymczasowym mieszkaniu, już kazano się jej stawić do centrali. Nawet rzeczy które wydawałyby się jej w innych okolicznościach „cool” jak duży kompleks własnych budynków pod przykrywą biur agencji medialnych i IT, skaner tęczówki, ukryte przejście (zapewne jedno z wielu) z windą, do podziemnej, metalicznej części kompleksu, czy wysoki, milczący agent pow prowadzący ją do pokoju – te wszystkie rzeczy traciły na kolorze ze względu na zmęczenie jakie odczuwała dziewczyna. Szli w miarę prostym korytarzem, z ledwo kilkoma rozwidleniami, nie spotykając nikogo po drodze. Na koniec przywitało ją cylindryczne, metalowe pomieszczeniu z nieumiejscowieniom pośrodku, zamocowanym do podłogi krzesłem oraz czerwonym okiem sensora naprzeciwko krzesła. Eskortujący ją agent wyszedł z pokoju, a za nim zasunęła się śluza. Metaliczny odgłos zdawał się dochodzić zewsząd, nie powodując jednak echa. - Usiąść.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 29-08-2021 o 18:49. |
![]() |
![]() | #8 |
Edgelord ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. Ostatnio edytowane przez Zell : 27-09-2021 o 19:07. |
![]() |
![]() | #9 |
Moderator ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() | Tryb przeprowadzania szkoleń, jakie musiała zaliczyć młoda technokratka, nie zapowiadały niczego złego. Było wręcz odwrotnie. Większość czasu związanego ze sprawami Unii, spędzała pod opieką Alana, chociaż głównie zdalną. Alan okazał się być dość zajętym człowiekiem, lecz zawsze był przy telefonie i pojawiał się przed szkoleniami Mervi, wprowadzając ją na miejsce, kilka razy nawet podwożąc. Szkolenie nie wyglądały tak okazale, jak Mervi by się spodziewała. Kilka cykli treningów były prowadzone przez maszyne, które obejmowały podstawy obsługi części oprogramowania, pierwszej pomocy, dostępu do baz danych, kursów do samodzielnego przyswojenia, obejmujących przydziały kursów oświeconej nauki, klasyfikacji dewiantów rzeczywistości czy udostępnione w celach dydaktycznych archiwa przeprowadzonych operacji. To były jedyne szkolenia, które Mervi odbyła na terenie konstruktu. Pozostałe mogła skompletować z domu, łącząc się do archiwum. Kilka odbyła w zaprzyjaźnionych think tankach, gdzie Mervi głównie posłuchała wykładów futurologicznych z zakresu modernistycznego humanizmu, teorii Klausa Schwaba, szkoły szkoła frankfurckiej czy krytyki liberalnej demokracji w kontekście rosnącego znaczenia wielkiego kapitału. Mervi naprawdę odpoczęła w tym czasie, i to w najlepszy sposób – przez aktywny wypoczynek. Zaczęły się pierwsze zajęcia uniwersyteckie, które Mervi zmuszona była łączyć z pierwszymi szkoleniami. Na samym początku szło jej to całkiem sprawnie, tym bardziej, iż mogła liczyć na wpływy pewnego sympatyka NWO i dużo bardziej indywidualny rozkląd zajęć. Co prawda, poza jednym przypadkiem, nie korzystała z tego, to skala wpływów Unii była nie tylko pomocna, ale po głębszym przemyśleniu, przerażająca. Ci ludzie byli wszędzie. Wszystko wiedzieli, wszystko widzieli i mogli zrobić… wszystko. Nie wiedzieli tylko, że nadciąga katastrofa. *** Katastrofa była bombą o sekwencyjnej inicjalizacji Pierwszy ładunek odpalił się natychmiast, natomiast drugi wyposażono w opóźniacz czasowy. Bomba nie posiadała fizycznego kształtu, za to jawiła się jako zmienna tabela godzin, lokalizacji i miejsc, podawana z wyprzedzeniem i reagująca na zmianę położenia, wyświetlana na ekranie telefonu Mervi. Katastrofa nazywała się harmonogramem. Na podstawie dotychczasowego rytmu dobowego życia Mervi, ustalono jej dokładny spis obowiązków, ich godziny, przerwy obiadowe czy czas na zakupy. Wcześniej dziewczyna mogła zadawać sobie pytanie jak Unia pogodzi jej studia z pracą na rzecz mas. Teraz już wiedziała. Zimna kalkulacja wraz z optymalizacją czasową. Gdy pierwszy raz zobaczyła harmonogram, na szczęście w tymczasowym mieszkaniu, nastąpił wybuch pierwszego ładunku. Z jednej strony czuła się zaskoczona, lecz wierzyła, iż jeśli pozwoli jej to działać skuteczniej, jest to prawidłowa droga dążąca do bycia najlepszą wersją siebie. Lecz jej wewnętrzna świadomość miała zupełnie inne odczucie. Czuła wprost, jakby ktoś rzucił na nią klatkę, z góry, zamknął w klaustrofobicznym pomieszczeniu bez wyjścia, w którym człowiek dusi się z uścisku. Przed oczami błyszczały jej piksele. A na ścianie błyszczał neonowy, przekreślony napis: Mane Tekel Fares Nie to co jej eidolon. *** Pierwszy tydzień działania wedle harmonogramu był… dziwny. Z jednej strony kompletnie zwalniał Mervi z decyzji na temat tego, co dziś robić. Mogła się w pełni skupić na dalszych działaniach, zajęciach, szkoleniach, zakupach, prawie jazdy, lekturach ze studiów. Z drugiej, prędko zauważyła, iż wiele dynamicznie generowanych ram czasowych jest wyraźnie zbyt dużo, pozostawiając jej od pięciu minut, do nawet czasem pół godziny czasu wolnego czasu. Świadomy umysł mówił, że to niedoskonałość oprogramowania. Wewnętrzna świadomość śmiała się jadowicie, że to tylko sztuczka, aby jej nie zamęczyć. Każdy kolejny dzień stawał się walką samej z sobą. Z jednej strony podobało się to jej. Grafik generował się na bieżąco, na wszystko miała czas, po prostu wykonywała kolejne punkty dnia najlepiej jak powinna. Z drugiej pęknięte piksele na skraju pola widzenia zasłaniały coraz większe pole widzenia przebudzonej, a niepokój wzbierał w jej umyśle niczym wielokolorowy cień zaburzający myśli. Śniła o klatkach. O nieskończonych rzędach ludzi pracujących w nich, o ludziach zespolonych z maszynami, na nieskończonej linii produkcyjnej. Głupi sny – mówił rozum. Głupi rozum – mówiła świadomość przerażona wizjami. Pod koniec drugiego tygodnia Mervi była ledwo trzymającym się strzępkiem nerwów. Piksele pojawiała się coraz częściej, ją ogarniał irracjonalny strach, ale też i gniew. Co gorsza, traciła nad sobą panowanie. Prawie popłakała się z nerwów gdy obaczyła wyraz twarzy agenta po tym, jak odcięła się mu ostro gdy prowadził ją do kolejnego pokoju. I co gorsza, była z tego dumna. Za dwa dni miała mieć spotkanie ze swoim zespołem i wdrożenie do pracy operacyjnej. Nie mogła pojawić się tam w takim stanie, trzeba było działać.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
![]() |
![]() | #10 |
Edgelord ![]() Reputacja: 1 ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
__________________ Writing is a socially acceptable form of schizophrenia. |
![]() |