19-08-2022, 22:16 | #11 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 02 - 2025.05.25; nd; noc, 00:10 Miejsce: Francja; Paryż, centrum, nocny klub “Meduse”, pokój dla VIP-ów Czas: 2025.05.25; nd; noc, g 00:10; 4,5 h do świtu Warunki: wnętrze pokoju, jasne światła, wytłumione dźwięki muzyki; na zewnątrz: noc, deszcz, umi.wiatr Wszyscy W jednym z licznych VIP-roomów na zapleczu “Meduse” po kolei dochodziły kolejne osoby. Najpierw starszy z wyglądu pan o przynajmniej ekscentrycznym wyglądzie co wydawał się mało pasować do takiego miejsca gdzie hoże tancerki dawały prywatny występ a często się na tym nie kończyło a był to zaledwie wstęp do zabawy. Potem długonoga blondynka w widowiskowej sukni a potem reszta zapełniając stopniowo sofy wewnątrz tego VIP-roomu. Ostatnia przyszła bladolica brunetka i prawie płynnie powodując wejście równie bladolicej szeryf tej koterii. Co niejako symbolicznie oznaczało przejście od oczekiwania i towarzyskich pogaduch to części oficjalnej. Ta jaka ich tu sprowadziła tak niecodzienną mieszankę wampirów z całkiem różnych klanów i powierzchowności. Demers dała im sporo luzu na zadawanie swoich pytań czy snucie swoich przypuszczeń i odpowiedzi. Stała na podeście mając za plecami lśniące, chromowane rurki na jakich zazwyczaj dawały popis tancerki. A ona stała w swojej spódnicy do kolan i garsonce przez jaką wyglądała jak jakaś manager z wielkiej korporacji albo inna prawniczka. Stała, słuchała, obserwowała z góry siedzące poniżej przed nią sylwetki i ich rozmowy z nią i między sobą. W końcu widocznie uznała, że padła wystarczająca porcja pytań i wyjaśnień aby sama zabrała głos. https://i.imgur.com/NkPb7T7.jpg - Cieszy mnie wasz zapał i zaangażowanie. To dobrze rokuje temu wspólnemu przedsięwzięciu. Będziecie oceniani i rozliczani jako grupa. Jako zespół. Miejcie to na uwadze po wyjściu z tego pokoju. Jak dla kogoś to będzie nie do przełkniecia i będzie gwiazdorzyć wypada z zespołu. - czarnowłosa Rosjanka nie traciła swojego opanowania i chłodnego uroku. Chodziły plotki, że jest autentyczną rosyjską arystokratką jaką spokrewniono już tutaj, w Paryżu, wkrótce po tym jak wraz z rodzicami w ostatniej chwili umknęli bolszewickim siepaczom po przegranej dla Białych wojnie domowej. Ponoć z tego powodu od tamtej pory miała awersję na wszelkie komunistyczne ideologie i działaczy. Chociaż w dzisiejszych czasach już nie było o nich tak łatwo. Teraz jednak powiodła po zebranych przed nią twarzach chłodnym spojrzeniem jakiego nie dało się zignorować. Pozwoliła aby te słowa przebrzmiały i zapadły w pamięć rozmówców. - A co do waszych pytań. - zaczęła po tej przerwie przechodząc do pytań jakie z różnych stron skierowano w jej stronę. - Ten brudas naruszył Maskaradę w oczywisty sposób. Sporo nas kosztowało zatuszowanie jego krwawej zabawy. Plus nieco szczęścia. Każdy kolejny taki wyskok grozi, że policja czy dziennikarze rozdmuchają sprawę na poważnie. Za takie zachowanie jest czapa. To oficjalny wyrok. Macie go wyegzekwować. Detale mnie nie obchodzą. - wyjaśniła tą najważniejszą kwestię jaka się powtórzyła w więcej niż jednym pytaniu z różnych stron. Coś podobnego zresztą mówiła już na samym początku spotkania. - I to nie są krwawe łowy. Krwawe łowy ogłasza się w całej koterii. Jak doskonale wiecie, nie zostały takie ogłoszone obecnie w związku z tym brudasem. A chodzi o wykonanie wyroku na tym osobniku. - doprecyzowała wątpliwości jakie zgłosił John i też ten wątek przewinął się później kilkukrotnie. A więc nie były to krwawe łowy tylko konkretne zlecenie na konkretnego sprawcę, za konkretny czyn czy raczej ich krwawą serię. - Nikt się nie przyznał do tego sprawcy. Nie dziwi mnie to. - spojrzała na blondynkę z klanu Róży jaka o to pytała wcześniej. Pozwoliła sobie na ledwo zauważalne ironiczne parsknięcie. Widocznie nie dziwiło jej, że nawet jak ten krwawy rzeźnik należałby do jakiejś pomniejszej koterii to żadna nie chciała się do niego przyznać. Przecież było oczywiste, że książe i ogólnie władza w paryskiej koterii nie będzie tolerować takiego karygodnego zachowania i odbiłoby się to nie tylko bezpośrednio na sprawcy. Łatwiej i bezpieczniej byłoby udawać, że to “nikt od nas”. - Na ile udało nam się to sprawdzić to nie wykryliśmy żadnych powiązań z pomniejszymi koteriami w okolicach Orly. Być może jest to wikołak, ghul, może inny nadnatural. Nie można tego wykluczyć. Ale sądząc po tym jak działa to prawie pewne, że to ktoś z nas. Kainitów. Albo jakiś psychopata ale najpewniej ktoś kto dał się pochłonąć Bestii. Jest zbyt niebezpieczny i nieobliczalny dla nas wszystkich. Każdy kolejny atak może złamać Maskaradę tak, że nie uda się tego zatuszować jak do tej pory. Dlatego macie go odnaleźć i zlikwidować. - mówiła spokojnym ale mocnym i zdecydowanym tonem. Zaczęła od blondynki ale szybko przesunęła się spojrzeniem po pozostałych zebranych dając znać, że ich też to dotyczy. Póki co nie było w mediach społecznościowych, blogach, vlogach, newsach i gazetach wieści o krwawym morderstwie w rejonie lotniska Orly. Więc paryskiej Camarilli nieco dopisywało szczęście a i system bezpieczeństwa i tuszowania takich spraw na razie się sprawdzał. Nie trzeba było jednak wiele wyobraźni, że w pechowych okolicznościach ktoś cyknie fotkę, nagra filmik czy po prostu będzie świadkiem takiej krwawej jatki i to może się rozejść w takich środkach jak pożar po stepie. Taką wpadkę Camarilii będzie już dużo trudniejz atuszować a i władze śmiertelników by musiały wykazać się, że aktywnie działają w tej sprawie aby uspokoić swoich obywateli. Na razie więc spokrewnieni i tak mieli względnie dobrą sytuację chociaż karta mogła się obrócić na niekorzyść przy każdym nastepnym ataku krwawego szlaeńca. - Raczej nie jest to nikt znany. Nikt od nas. Żaden ancillae czy ktoś starszy. Tych nie ma aż tak dużo i to żaden z nich. Do końca oczywiście nie można tego wykluczyć ale na razie nic na to nie wskazuje. Więc raczej to jakiś świeżak, może jakiś względnie świeży nowicjusz. Ktoś bez marki i imienia. No albo nomad czy ktoś spoza miasta na gościnnych występach co się szarogęsi na nie swoim terenie. - Demers podzieliła się swoimi wskazówkami i przypuszczeniami. Zakładała widocznie, że im bliżej szczytu paryskiej hierarchii tym ktoś jest bardziej rozpoznawalny. Więc tylko ktoś z nizin o krótkim stażu w koterii mógłby sobie pozwolić na taka anonimowość. No chyba właśnie, że to ktoś spoza miasta i to dlatego nikt by go nie znał. - Biorąc pod uwagę, że wszystkie napady z ostatnich dwóch tygodni były na południe od lotniska Orly zapewne ten teren jest dla brudasa terenem łowieckim. Gdzieś tam pewnie ma swoje leże. - odwróciła się w kierunku wyświetlanej na stelażu mapy miasta z powiększonymi południowymi sektorami w okolicach rzeczonego lotniska. Faktycznie kropki opisane numerami i datami były w obrębie kilku kwartałów. - Dla nas to nie jest zbyt dobry teren łowiecki. Porządna dzielnica prawych obywateli. Tacy co wracają po pracy do domu i wieczory spędzają przy ekranie. Około północy ruch na ulicach jest tam niezbyt duży. Więc jak ktoś już się tam trafi na zewnątrz może nie być słyszany podczas ataku. Zwłaszcza parki, huśtawki, parkingi, garaże są mocno pustawe. Po północy praktycznie puste. W takich miejscach i porze brudas atakuje. - zrobiła na laptopie parę ruchów aby wyświetlić kilka fotek z miejsc zbrodni. Zdjęcia robione w nocy faktycznie pokazywały dość pustą scenerię o jakiej mówiła szeryf. - A ofiary to samotni śmiertelnicy. Płeć, wiek, rasa, ubiór nie mają tu znaczenia. Dlatego domyślamy się, że głównym kryterium doboru ofiary to samotność we względnie pustej okolicy. Dwie z zaatakowanych kobiet miały akurat miesiączkę, jeden z mężczyzn wracał z bójki z rozbitym nosem i łukiem brwiowym. Pozostali prawdopodobnie nie mieli świeżych ran lub zapachu krwi przed atakiem. Chociaż nie można tego wykluczyć tak na 100%. Jest więc to poszlaka, że to mogło być dodatkowym wskaźnikiem celu ataku ale równie dobrze nie musiało. Przede wszystkim zapewne chodzi o izolację ofiary czyli aby była dla brudasa w dobrym miejscu i czasie, bez intruzów jacy mogliby mu przeszkodzić w polowaniu. - szeryf dokończyła jaki jest rys najczęstszych ofiar napastnika. Jeśli napędzany głodem wampir atakował znienacka pojedynczego śmiertelnika to taki śmiertelnik miał liche szansę przetrwać taki atak jeśli prawie od ręki nie nadeszłaby jakaś pomoc. A w takiej okolicy i w środku nocy o jakich mówiła Demers trudno było o innych świadków. - Sprawca atakuje nagle, gwałtownie i z nienacka. Nawet jeśli zaskoczenie się nie uda to pościg zwykle nie trwa długo. Bez finezji powala swoją ofiarę a potem rozszarpuje jej gardło i wysysa do sucha. Po czym znika. Żadnych gwałtów, dodatkowych obrażeń, znęcania się czy innych takich dodatków. Czysty drapieżnik, namierzyć, powalić, zabić, wyssać. Po czym zwiać. Żadnej finezji, sama brutalna siła, szybkość, zostawia ofiarę zaraz po żerowaniu nie przejmując się kiedy ktoś ją znajdzie. W ogóle nie stara się zamaskować tych ofiar ataków. - czarnowłosa szeryf bez emocji, pokrótce opisała schemat działania sprawcy. Mocno on odbiegał od tego jakim zwykle posługiwali się spokrewnieni. Bo chociaż ci działali w różny sposób to raczej zawsze priorytetem było zachowanie Maskarady. A pozostawienie po sobie rozchlapanego i wyssanego z krwi ciała w miejscu publicznym było kompletnym zaprzeczeniem zasad zachowania Maskarady. Takie zachowanie mogło przyciągnąć zbędną uwagę śmiertelników na całą okoliczną koterię. - Właśnie z powodu tego wszystkiego podejrzewamy, że to kainita opanowany przez Bestię. Nie jest istotne kim był wcześniej. Jest na niego wyrok i macie go dla nas wykonać. - szeryf jeszcze raz popatrzyła po zebranych twarzach i zatrzymała się tym razem na bladolicej brunetce. - Z tego powodu wątpię aby to zwierze było zdatne do mówienia. I dało się coś z niego wyciągnąć. Ale jak będzie okazja i czujecie się na siłach możecie spróbować. Priorytetem jest jednak jak najszybsza likwidacja tego zagrożenia. Zakładamy, że sprawca jest jeden, wszystko an to wskazuje ale możliwe, że jest ich więcej. Dlatego miejcie na to otwarty umysł. Ale jak mówię, priorytetem jest przerwanie tych krwawych mordów. - Demers zastanowiła się chwilę nad pytaniami i propozycjami byłej policjantki. Jakby doceniła ten rys bo lekko skinęła jej głową. Ale jakieś bardziej finezyjne środki uznała za dodatek a najważniejsza była likwidacja zagrożenia dla całej koterii. - Ostatni atak miał miejsce dwie noce temu. W noc z czwartku na piątek. Ponieważ atakuje dwa, trzy razy w tygodniu więc spodziewamy się dzisiejszej lub jutrzejszej nocy kolejnego ataku. O ile właśnie w tej chwili kogoś nie rozpruwa. - Rosjanka zawiesiła na chwilę głos gdy dała słuchaczom połączyć te kropki wcześniejszych dat ataku. Jakby tendencja została zachowana to w ten weekend można było oczekiwać kolejnej napaści. A zbliżała się północ z soboty na niedzielę, sam środek majowego weekendu. - Waszym zadaniem jest odnalezienie i zlikwidowanie tego brudasa. Jak najszybciej. To wasz priorytet. Wszystko inne to bonus jaki nie może wpłynąć na to główne zadanie waszego zespołu. Koteria w okolicach Orly została uprzedzona o tym, że wyślemy zespół i będziemy badać sprawę. I poproszona o współpracę. Gdybyście czegoś potrzebowali zapiszcie sobie mój numer telefonu. - Aurora Demers zdawała się kończyć tą odprawę przed nowym zespołem powołanym do tego zadania. Brzmiało jakby już poczyniła całkiem spore przygotowania zanim tutaj przyszła. No i podała swój numer telefonu do tej pory niedostępny dla takich świeżaków. Co sugerowało, że traktuje sprawę poważnie. Poczekała aż wszyscy sobie zapiszą jej numer nim przeszła do kolejnego detalu. - A nagroda? Jak się spiszecie i przechwycicie brudasa przed następnym atakiem to zapraszam z Monique tutaj na imprezę. Jako naszych gości honorowych. Poza tym uznam, że jesteście na tyle elastyczni i pomysłowi, żeby nie rozwiązywać tego zespołu po wykonaniu zadania. Tylko pomyślimy o stałej współpracy. Będziecie pracować bezpośrednio dla mnie. Przyda mi się taki interdyscyplinarny zespół potrafiący działać samodzielnie, z finezją i wyczuciem, bez prowadzenia za rączkę. - popatrzyła znów z góry na siedzące poniżej tak różnorodne postacie których na pierwszy i drugi rzut oka zdawało się więcej dzielić niż łączyć. No a jako goście honorowi tak znaczących wampirzyc jak Monique co była tutaj managerem klubu i oficjalna faworytą księcia ze swobodnym do niego dostepem no i Aurora co od dekad była jego szeryfem jeszcze gdy był hrabią jednej z dzielnic a gdy ogłosił się księciem to i ją mianował szeryfem swojego miasta. Więc też była jego zaufaną. I bycie gościem honorowym kogoś takiego to było "coś" w wampirzym cv. Coś co pozwalało zaistnieć na szerszych wodach koterii w bardzo pozytywnym świetle. Kainici o tak krótkim stażu jak ci co zasiadli teraz na sofach raczej nie mogli liczyć na takie względy a na pewno nie było to rutynowa sprawa. - A jeśli nie podołacie. Nie ma sprawy. Rozwiąże wasz zespół i kończymy współpracę. Dalej będziecie świeżakami bez marki i nazwiska u progu kariery w naszej koterii. Z opinią tych co nie dali rady powstrzymać brudasa z Orly. Ktoś inny będzie wówczas w moim zespole do zadań finezyjnych i niecodziennych. - dokończyła po marchewce przedstawiając kij. Ten miał dwa końce. Może nie uderzał ani nie karał za brak porażki bezpośrednio. Ale porażka w sprawie tego brudasa odbiłaby się echem w całej koterii. Wszyscy spokrewnieni wiedzieliby, że “to ci co nie dali rady”. Taka opinia może nie zabijała ale raczej stanowiła ujmę na splendorze jaka mogła się ciągnąć za spokrewnionym przez kolejne lata i dekady nieżycia. Co innego gdyby podołali zadaniu. Wówczas nadal byliby świeżakami ale jakże obiecującymi skoro sama szeryf wzięłaby ich pod swoje skrzydła i firmowała ich działania. W końcu po księciu była jedną z najpotężniejszych spokrewnionych w paryskiej koterii. Tylko jak doradca księcia albo primogeni swoich klanów mogli się z nią równać pod względem wpływów, możliwości i pozycji. Społecznościowo byłby to ogromny awans dla tak młodych stażem wampirów. Aurora poczekała aż zebrani na sofach przetrawią jej słowa. Nie traciła z nich swojego kruczego, uważnego spojrzenia. - Jeśli ktoś się chce wycofać to teraz. Rozstaniemy się bez żalu i pretensji. Jeśli nie to ta weekendowa noc jeszcze jest młoda. I chyba macie coś do zrobienia. No chyba, że coś jeszcze chcecie zapytać w tej sprawie. - zapytała na sam koniec dając znać, że liczy raczej na koniec spotkania. Chociaż zostawiała jeszcze furtkę gdyby ktoś miał z nią jeszcze do załatwienia w tej sprawie. Noc faktycznie była jeszcze młoda. Właśnie minęła północ i było jeszcze jakieś 4,5 h do momentu gdy Słońce wstanie nad miastem na tyle aby być zabójcze dla spokrewnionych. Te letnie, paryskie noce były dość krótkie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
20-08-2022, 00:20 | #12 | |
Reputacja: 1 | Nosferatu pokiwał głową uważnie słuchając Pani Szeryf gdy usłyszał o możliwości wycofania się starcze usta skrzywiły się jakby rozgryzł cytrynę - Jam jest biczem Bożym na grzeszników, karą na morderców i stróżem brata mego we krwi Kaina. Za stary jestem na imprezy Jaśnie Pani Szeryf ale dołożę wszelkich starań aby ta Bestia została uśpiona jeszcze tej nocy... Polityka niewiele mnie obchodzi najlepiej się czuje w mojej ptaszarni lecz nie mógłbym dalej istnieć gdybym po usłyszeniu o tej tragedii nie zrobił wszystkiego co w mojej mocy aby zniszczyć to zło i ocalić biedne śmiertelne owce - Rzekł z emfazą i skłonił się przed ruską szlachcianką. - Dobra, kochani koledzy i koleżanki z koterii mam do dyspozycji spory samochód citroen c4 picasso jeżeli ktoś potrzebuje podwiezienia i nie przeszkadza mu klatka z gołębiami to zapraszam. Wojownik ze mnie jak z koziego zada fanfary ale sądzę że moje kochane ptaszęta powinny znaleźć nasz cel a jak już go znajdziemy to mimo braku umiejętności stanę do walki choćby żeby zablokować drogę ucieczki. Do zobaczenia Pani Szeryf niech Kain ma nas w swojej opiece a Mroczna Matka Lilith doda mocy darom naszej krwi! Mam nadzieje, że skontaktujemy się jeszcze dziś meldując wykonanie zadania - Skłonił się ponownie i wyszedł z pomieszczenia nie chcąc czekać. Musiał nadać wiadomość! Każda chwila była na wagę złota Demiurg jeden wie czy to monstrum właśnie kogoś nie osuszało ?! *** Wampir z ulgą założył patchwork i maskę wyszedł przed klub i podszedł do zaparkowanego srebrnego samochodu. - Dostaliśmy zlecenie Pani Safona może być zainteresowana tym że kazali mi złapać szaleńca który dał się porwać Bestii i łamię Maskaradę potem ci opowiem o koterii żebyś mógł wysłać jej raport- Opowiedział szoferowi po zamknięciu drzwi. Rodrequez westchnął nie chciało mu się jednak poprawiać starca który zawsze przeinaczał imię Premiry Meksyku Fiorenzy Savony Z klatki wyciągnął gołąbka Gustawa zaczął przymilnie gruchać do uśpionego stworzenia budząc go jednocześnie spokojnym głaskaniem: - Jedzenie?- Zapytało zaraz po przebudzeniu, wyrośnięte bydlątko o prostym rozumku, ciekawie spoglądając przekrzywionym łbem na opiekuna. - Tak mój ty Skarbie! Potrzebuje abyś szybciutko poleciał do domu, znalazł młodego panicza i dostarczył mu liścik- Gruchał dobrotliwie starzec korzystając z darów krwi aby przemawiać do zwierzęcia w jego mowie. Podsunął mu garść ziarna. Jako że ptaki w przeciwieństwie do większości ssaków nie posiadają zwieraczy jedzenie oznaczało natychmiastowe wydalanie co Carlowi nie przeszkadzało. Roger podał mu długopis i zwitek papieru na którym Miechowy szybko napisał Cytat:
Poprosił szofera aby podjechał na chwilę do jakiegoś zaułku, no bo wypuszczanie gołębia pocztowego z samochodu przed klubem byłoby... Podejrzane? Ekscentryczne ? Nie chciał przyciągać niepotrzebnie uwagi. Podczas krótkiej przejażdżki wyciągnął z kieszeni komórkę Nokie 301 z 2011 rozpakował ją z folii aluminiowej którą była obwiązana niczym ziemniak pieczony w ognisku włożył baterie, kartę SIM i wysłał SMSa do schroniska prosząc o "kacowe" bo spotkał koleżankę z czasów szkolnych i poszedł w tango. Po otrzymaniu potwierdzenia ponownie rozłożył aparat a potem szczelnie owinął tworząc domową wersje klatki Faradaya. - Roger zawieziesz mnie w pobliże lotniska a potem zabierasz dzieciaka i jedziecie do domu jasne ? Jeżeli wszystko się uda wyślę wam gołębia z wiadomością - Ustalił z podwładnym następnie wypuścił Gustawa. Przygłupi ancymon zaczął wznosić się w powietrze gruchając do samego siebie -LECE, LECE, LECE!- Wampir roześmiał się rozkoszując się dźwiękiem jaki wydawało powietrze przepływające przez lotki piór oddalającego się posłańca. Ostatnio edytowane przez Brilchan : 24-08-2022 o 17:01. | |
21-08-2022, 21:48 | #13 |
Reputacja: 1 | Szeryf jasno stwierdziła, że cel należy wyeliminować. Skoro tego chciała, to tak trzeba będzie zrobić. Z jej słów wynikało, że brała pod uwagę, że zabójcą może być jakiś nadnatural, a nie wampir, ale wszystko raczej wskazywało na tą drugą opcje. Osobnik niepotrzebnie zwracał uwagę na spokrewnionych, którzy tej sobie nie życzyli zwłaszcza w czasach drugiej Inkwizycji. Też sądził, że to nikt ze starszych. Nikt z nich raczej by tak nie postępował. Kogoś z pokolenia anicllae mimo wszystko by nie wykluczał, ale było to mało prawdopodobne. Wszystko wskazywało raczej na świeżaka albo nowincjusza na gościnach występach, a jeśli nawet tak by było, to w grupie powinni sobie z takim poradzić. Bruno przyglądał się przez chwilę mapce z zaznaczonymi miejscami ataku. Nie wyglądało na to by sprawca działał wedle jakiegoś ścisłego planu. Wszystko przemawiało za tym, że działa chaotycznie, a jego ofiary są przypadkowe. Jedyną schematem było fakt, że atakował samotnych ludzi. Być może rannych, ale to nie było pewne. To, że zabójca nie starał się ukryć ofiar było jedną z najważniejszych przesłanek przemawiających za tym, że dał się ponieść bestii. A teraz on wraz z nowymi towarzyszami go za, to zabiją. Do chwili kiedy nie usłyszał, że sprawców może być więcej nie brał nawet tej opcji pod uwagę, ale teraz uznał, to za całkiem możliwe. Wolałby by jednak tak nie było, bo to by tylko skomplikowało tą sprawę. Jeśli był jeden, to istniała szansa, że złapią go już dziś albo najpóźniej jutro. Naturalnie lepiej byłoby, to zrobić tej nocy, ale szansa na to nie były większe niż 20 procent. Nagroda o której wspomniała Aurora przypadła mu do gustu. Gorzej, że w przypadku porażki dostaną łatkę słabeuszy, a wycofanie się też nie wchodziło w grę. Zaniepokoiło go lekko zachowanie Gołębiarza. Wcześniej oprócz wyglądu zachowywał się w miarę normalnie, a teraz skojarzył mu się z fanatykiem religijnym. Nie wróżyło, to dobrze na przyszłość. Z fanatykami zawsze wcześniej czy później zawsze są jakieś problemy. Kiedy Aurora mówiła przyjrzał się bliżej ostatniej członkini zespołu, która prawie spóźniła się na spotkanie. Miała bardzo niewinny wyraz twarzy, a była z klanu Tremere. Niewinność i klan Tremere nie szły ze sobą w parze. Widział jakiś czas temu jedną ze starszych wersji Królewny Śnieżki, Disneya. A teraz patrząc na Margaux Ryan przypomniał mu się ten film. Nazwał zatem nową koleżanką w myślach Śnieżką. Teraz miał już ksywki dla całego zespołu. Carlowi spieszyło się tak bardzo, że nawet nie chciało mu się poczekać jak pozostałe osoby z drużyny zareagują na jego propozycje. Sam nie zamierzał się, aż tak spieszyć. - O ile atak jeszcze nie nastąpił, to dziś mamy około 4 godzin by namierzyć cel i go wyeliminować. Proponuje by podzielić się na dwie drużyny by zwiększyć szanse na namierzenie celu. Dwie drużyny stanowiły w prawdzie słabszą wartość bojową niż cała grupa, ale działanie w dwóch zespołach zwiększało szanse na wyeliminowanie celu jeszcze tej nocy. Ostatnio edytowane przez Shartan : 21-08-2022 o 21:57. |
22-08-2022, 03:26 | #14 |
Reputacja: 1 |
|
22-08-2022, 04:33 | #15 | ||||
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Coolfon : 22-08-2022 o 04:35. | ||||
22-08-2022, 09:00 | #16 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
22-08-2022, 14:40 | #17 | |
Reputacja: 1 | Starszy Pan przypomniał sobie przebieg spotkania i sapnął zirytowany zachowaniem reszty - Myślałby kto, że wampiry z Wieży nie będą tak uwiązane do tych elektronicznych smyczy!- Powiedział do guhola niechętnie znów składając telefon i pisząc SMSa do Margaux: Cytat:
Do tego wzgardził jego pieszczoszkami! Stanęło na tym, że załatwi Jyhadowi papiery, które pozwolą podszyć pod kogoś, kto już istnieje. Cenę ustali się, po robocie. Carlowi chodziło jedynie o to, żeby nie zgarnęli mu podopiecznego podczas przypadkowej kontroli i nie odesłali biedaka do Iranu, gdzie zepchnęliby go z dachu. Zirytowany Nosferatu założył maskę, czapkę i okulary przeciwsłoneczne barwione na żółto a dokładniej w odcieniu zleżałego moczu i niechętnie ruszył z powrotem do klubu, przed którym ponownie stanął samochód. Szatniarz od sali VIP skierował go do bocznego pomieszczenia, które robiło za zbrojownie - Przepraszam, że wybiegłem, czasu jest mało a potrzebowałem wysłać wiadomość do mojego podopiecznego, bo potrzebuje kilku rzeczy na akcje - Wyjaśnił. Zapamiętał numer do sprzątaczy (Nie zapisywał nigdy niczego w komórce pamięć miał w miarę dobrą ) Carl przywłaszczył sobie Latarkę, kastet oraz pojemnik z pieprzem Ostatnio edytowane przez Brilchan : 07-09-2022 o 10:54. | |
24-08-2022, 21:07 | #18 |
Reputacja: 1 | Bruno przyglądał się wszystkiemu co się działo z lekkim uczuciem niepokoju, bo zapanował pewien chaos, a w obecnych okolicznościach raczej przydałoby się by wszystko było poukładane na tip top. W tym chaosie okazało się, że John jest w stanie podłączyć się do jednej dzielnic i śledzić ją z kamer. To sprawiało, że pozostałe drużyny mogły być co najwyżej 2 - osobowe. Bardziej istotna stawała się też szybkość. Bruno zamierzał udać się na misje w obecnym ubraniu, ale teraz zmienił zdanie uznał, że wpadnie na chwilę do mieszkania i się przebierze w bardziej swobodny strój. Ubiór motocyklowy jego zdaniem będzie w sam raz. Weźmie też zestaw słuchawkowy i czarnego ściagacza. - [i]Zatem ustalone. Johny Żartowniś będzie monitorował jedną z dzielnic. Teraz ustalmy jeszcze skład drużyn i w drogę.[/b] Fakt, że John będzie zajmował się monitoringiem, że wcześniej ustalony podział wymagał pewnej korekty. |
27-08-2022, 14:54 | #19 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 03 - 2025.05.25; nd; świt, 03:30 Miejsce: Francja; Paryż, centrum, nocny klub “Meduse”, pokój dla VIP-ów Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 00:30; 5 h do świtu Warunki: wnętrze pokoju, jasne światła, wytłumione dźwięki muzyki; na zewnątrz: noc, deszcz, umi.wiatr Wszyscy Widząc, że młode stażem wampiry raczej nie mają już zbyt wiele pytań ani nic do dodania. A ten najstarszy z nich ruszył czym prędzej na korytarz i dalej, szeryf pokiwała swoją ciemnowłosą głową. - Dobrze. Cieszy mnie was zapał. Ale na wszelki wypadek zapraszam do pokoju obok. Może będzie tam coś co wam się przyda. - powiedziała i wyszła za Carlem. Tylko, że do sąsiedniego pokoju. Ten był pusty i miał podobny wystrój do przyjemnych, cieszących zmysły występów jak ten w jakim właśnie rozmawiali. Tylko tutaj stół był zawalony sprzętem. https://cdn-uk0.puzzlegarage.com/img...review.v1.webp - Pistolety kalibru .45. Wyciszone, ze spiłowanymi numerami. Jej balistyki nie ma w policyjnych kartotekach. Ale lepiej niech was policja nie złapie z tymi gnatami. Bo przyda wam się ten numer do Cormier co wam dałam wcześniej. - rosyjska, bladolica arystokratka nie traciła swojej chłodnej aury jak to mówiła. Poczekała przy drzwiach aż grupka wejdzie do środka, okrąży stół i zacznie oglądać nowe narzędzia. I może z czegoś skorzysta. Okazało się, że wszyscy znaleźli dla siebie coś przydatnego chociaż niekoniecznie to samo co inni. Nawet Carl który zdążył wrócić z powrotem. - Działajcie z głową. Jeśli będzie jakieś ciało do sprzątnięcia zadzwońcie do cleanerów. I powodzenia. - powiedziała im na do widzenia gdy upychali dodatkowy sprzęt gdzie kto uważał i mijali ją wychodząc na korytarz. Jak zeszli na dół, przeszli przez szalejący w sobotnią noc klub pełen gotowych do skosztowania, gości i zostawili go za sobą to już było z pół godziny po północy. Stopniowo podzielili się na mniejsze grupki wsiadając do swoich wozów, spiesząc do swojego mieszkania czy zamawiając Ubera. Wkrótce przed wejściem do “Meduse” nie było już nikogo z nich. Mówi się, że miasta nigdy nie śpią. Zwłaszcza te wielkie metropolie. I jak jechali w tą pogodną, bezchmurną noc przez spory kawał tej metropolii to dało się to potwierdzić. Świetlne arterie ulic rozprowadzały drobiny światła samochodów i wtórujących im latarni, oświetlonych okien, wystaw i neonów po najdrobniejszych zakamarkach miejskiego cielska. Zdawało się, że trudno o zacieniony fragment miasta jak się tak patrzyło przez okna. A podobno kiedyś, gdy jeszcze w miejscu Las Vegas stały co najwyżej indiańskie namioty to właśnie na Paryż mówiono “Miasto Świateł”. To właśnie stąd świeciła latarnia nauki, sztuki i mody oświetlając mroki bardziej zacofanej części kontynentu. Tu działali najsłynniejsi pisarze, poeci, kompozytorzy, astronomowie i myśliciele. Do dziś choćby primogen Torreadorów, Angelette, zdawała się żyć duchem tamtej epoki. I trudno jej było przełknąć, że dwie trzecie turystów odwiedzających dzisiaj jej ukochane miasto… Przyjeżdża do tego prostackiego, plastikowego i tandetnego amerykańskiego Disneylandu. O Amerykanach zresztą nie miała dobrego mniemania. Sama była znana jako miłośniczka i mecenas sztuki i artystów. W końcu za główną swoją siedzibę obrała Luwr. Ale świetlnym miastem nazywano Paryż już później. Jeszcze przed erą elektryczności. Było jednym z pierwszych miast na świecie gdzie mroki nocy rozświetlone były przez gaz. Wreszcie śmiertelnicy mogli widzieć po zmroku gdzie są i co się dookoła dzieje. Co nie wszystkim spokrewnionym się wówczas spodobało. Ale przy obecnym stężeniu sztucznego światła jakie zaciemniało blask gwiazd których prawie nie było widać tamto kwękanie wydawało się teraz śmieszne. Właśnie w tym sztucznym świetle kołowce spokrewnionych mknęły na południe. A w miarę jak się oddalali od centrum robiło się na ulicach puściej, pojazdów i przechodniów było coraz mniej. Aż wreszcie okolica definitywnie zmieniła się w krajobraz niskopiennych budynków jakimi charakteryzowały się pograniczne przedmieścia. Widoczne czasem migające światełka wznoszące się lub opadające z mrocznego nieba mówiły wyraźnie, że zbliżają się do rejonu lotniska czyli są już blisko celu. Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, Grande Mosquee d’Orly, ulica Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 02:00; 3,5 h do świtu Warunki: - na zewnątrz: noc, pogodnie, powiew Wszyscy Miejsce zbiórki zaproponowane przez byłą policjantkę jakoś się przyjęło. Nikt nie zgłaszał obiekcji więc stało się punktem orientacyjnym do jakiego zmierzali spod “Meduse”. Adres był przy północnym rejonie symbolicznej linii elipsy zaznaczonej na mapie jaką niedawno oglądali w VIP-roomie nocnego klubu. Stąd można było zacząć poszukiwania. Pierwszy na miejsce przyjechał Carl. Czy raczej dał się przywieźć swojemu o wiele młodszemu kierowcy. Ten nie oszczędzał pedału gazu podczas jazdy biorąc sobie do serca polecenie szefa. I cisnął ile stary Picasso dał radę. Aż z tyłu było słychać trzepot skrzydeł i stukanie klatek. Gdy przybyli na umówione miejsce gołębie były nieźle zestresowane tą szaleńczą jazdą. Ale udało się i przyjechali pierwsi. No i nawet jak jakiś fotoradar cyknął im fotkę to przyjdzie później a przynajmniej żadna policja ich nie zatrzymała. Na miejscu zastali grupkę która by pewnie świetnie się wpisywała w “trudną młodzież”. No a w każdym razie byli młodzi. O wiele młodsi od Carla. I robili w sobotnią noc to co zwykle robi “trudna młodzież”. Siedzieli na schodach i murku, jarali szlugi, zielsko, popijali coś z puszek i butelek i nawijali coś do siebie. Na tyle głośno aby zwracać na siebie uwagę ale na tyle cicho aby sąsiadom nie chciało dzwonić się na policję. Była ich czwórka czy piątka obu płci. Na chwilę widok parkującego samochodu i wysiadający mężczyzna ich zaciekawił. - Te! Dziadek! Z którego wieku ten namiot? - zawołał do niego któryś z chłopaków. Wszyscy się roześmiali rubasznie i beztrosko. Ale właściwie równie szybko przestali zwracać na niego uwagę. Ze dwa kwadranse później przyjechała sportowa audica. https://i.imgur.com/fvPLt7G.jpeg Dominik też potrafił przycisnąć pedał gazu ale wolał widocznie nie szarżować skoro sprawa nie była gardłowa ani dla niego ani dla jego szefowej. No i jej nowej znajomej jako drugiej pasażerki. Widać było, że Picasso ze swoim pasażerem już stało na miejscu. Obie pasażerki wysiadły. I też naraziły się na komentarze lokalnej młodzieży. - E! Dziewczyny! Chodźcie do nas! Zabawimy się! - wesoło zawołali w ich stronę. I dwie młode kobiety zdecydowanie wywołały w nich inną reakcję niż niedawno Carl. Zresztą z tego co dało się słychać to Audica też im chyba wpadła w oko bo zerkali ciekawie i rozmawiali ze sobą ściszonymi głosami pewnie komentując to co widzieli między sobą. Zrobiło się już kwadrans po pierszej. Ale trójka wampirów nie miała za bardzo czasu na coś więcej bo ulica znów rozświetliła się reflektorami samochodów. Tym razem był to czarny suv z przyciemnianymi szybami jaki Alyssa bardzo dobrze znała. Zatrzymał się, zgasił światła i otworzyły się drzwi przez jakie wyszła smukła szatynka. I dwaj o wiele mniej smukli panowie. https://i.imgur.com/plWCTUf.jpeg - Cześć szefowo. Przywiozłam coś do przebrania. - Jewel pozdrowiła skinieniem głowy pozostałych ale odezwała się do swojej szefowej wskazując kciukiem na czarnego suva. Gdy z kolejnej lux fury wysiadła kolejna ślicznotka to już w ogóle wśród grupki widzów zrobiło się jakoś cicho. Zupełnie jakby oglądali na żywo jakiś niezapowiedziany nocny show czy inne widowisko. A zwłaszcza jak brunetka i blondynka zniknęły za drzwiami i przyciemnanymi szybami czarnej fury. A grupka ochroniarzy otoczyła furę jakby dbając o ich prywatność i bezpieczeństwo więc nie bardzo było coś widać. Za to w środku i z bliska Alyssa widziała i czuła wyraźnie to mokre spojrzenie Jewel. Była na głodzie. I ekscytacja pomieszana z niecierpliwością ją zżerała gdy miała nadzieję, że właśnie po to ją wezwała szefowa. Nawet jak nie tylko po to. Ale wskazała na torebkę gdzie była zapakowania suknia o jaką ją prosiła przez telefon. Zanim obie opuściły czarnego suva na miejsce przyjechała kolejna maszyna. Tym razem Margaux ją rozpoznała. I wiedziała kto siedzi za kierownicą zanim jeszcze ten się zatrzymał, wyłączył światła i wysiadł z wozu. https://i.imgur.com/TWLqx2G.jpeg Max stawił się tak jak obiecał i przywiózł to co obiecał. No i był ciekaw więcej detali tak jak z kolei ona mu obiecała co tu robią w środku sobotniej, pogodnej nocy. Zwłaszcza, że trudno było przegapić, że parę osób i fur też tutaj stoi. W końcu drzwi czarnego suva się otworzyły i wyszła przez nie wystrzałowa blondynka. W wysokich obcasach i długiej ale prześwitującej sukni. Przy niej brunetka jaka wysiadła po niej wydawała się dziwnie blada i mizerna. Ale za to w świetnym humorze. Tego już było dla młodzieży obserwującej to wszystko zbyt wiele. Dwójka podniosła się ze swoich murków i schodów i raźno podeszła w ich stronę. On i ona. - Hej. Co jest grane? Kręcicie jakiś film? Jakiś program? - zapytał młody mężczyzna w bluzie z kapturem. I strasznie chyba chciał się nie ześlizgiwać wzrokiem na krągłości blondynki i chociaż udawać, że bardziej interesują go jej oczy. - A jak się nazywasz? Ja jestem Robinette ale wszyscy mi mówią Robi. Dasz mi swój autograf? Albo numer? Ja ci mogę dać swój. I mogę oprowadzić jak chcesz. Pokazać różne ciekawe miejsca. Nie zobaczysz takich w folderach reklamowych. - kobieta z kolei miała jakiś posmak egzotycznej domieszki krwi i bez skrępowania oglądała sobie blondynę z bliska. Trochę rzucając zaciekawione spojrzenie na Jewel chociaż jakby próbowała domyślić się co się działo w samochodzie no ale i tak widać było kto tu jest dla niej gwiazdą. Nie zdążyli za bardzo nawiązać tej nowej znajomości lub nie bo szybko zbliżał się kolejny pojazd. Tym razem jednoślad. Nie minał ich tylko zwolnił i zatrzymał się dołączając do zaparkowanych wcześniej maszyn. Zsiadł z niego ktoś w skórzanej kurtce. I dopiero jak zdjął kask okazało się, że to Bruno. Musiał się zdążyć przebrać. Brakowało już tylko Johna. A było już prawie w pół do drugiej. John zaś jechał podobnie jak pozostali - z centrum na Orly - tyle, że zamówionym uberem a nie własnym pojazdem. Chociaż poprosił kierowcę aby go wyrzucił nieco gdzie indziej niż powinna czekać reszta. Czy już tam są to tego jeszcze nie wiedział. Miał inny pomysł. Chciał się dobrać do systemu CCVT. Dzięki niemu mógłby monitorować okolicę z więcej niż jednego miejsca na raz. Tylko najpierw musiał znaleźć jakieś kamery uliczne i się do nich podpiąć. Chociaż mniej więcej orientował się jak to tu powinno wyglądać. To bez detali. Nie był ekspertem od tej okolicy. Tak jak mu się wydawało, przy samym lotnisku to pełno było tych kamer. Ale tutaj to już niezbyt. Tam na krzyżówkach jakaś, jakaś przy Leclerku, jakaś tam, jakaś tu. Jak się przeszedł osobiście po tych ulicach to miał już jakiś obraz sytuacji jak to wygląda. Jednak zeszło mu ze dwa kwadranse na te raźne, nocne spacery. W końcu wybrał sobie miejsce które rokowało, że zagęszczenie CCVT będzie największe. Wypatrzył skrzynkę z “flakami” elektroniki na dachu. Musiał tam podskoczyć ale korzystając ze swoich nadnaturalnych talentów udało mu się tam wskoczyć bezpośrednio z ziemi. Jeszcze tylko trochę majstrowania z pokrywą, potem przydała mu się latarka zabrana z VIP-roomu. Potem trochę pracy na klawiaturze i wreszcie mógł na swoim laptopie widzieć małe prostokąty z kolejnych kamer. I zadzwonić do Margaux aby ktoś podrzucił mu cacko do zdalnego gadania z innymi. Zanim to się stało zrobiła się już właściwie 2-ga w nocy. Do świtu zostało nieco ponad 3 godziny. Ale lepiej było nie ryzykować do ostatniej chwili ze znalezieniem kryjówki. Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, rejon północny Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 03:30; 1,5 h do świtu Warunki: - na zewnątrz: noc, pogodnie, powiew https://media.istockphoto.com/photos...s-40wjKPj-dLM= Carl Dwóch mężczyzn przechadzało się po podmiejskich ulicach. Obaj wyglądali bardzo kontrastowo. Jeden u progu wieku męskiego drugi już u jego kresu. Szli razem. Jeśli ów napastnik dalej by atakował samotne osoby to mieli szansę, że ich nie póki się nie rozdzielą. W porównaniu do centrum to te ulice tutaj, prawie na granicznych przedmieściach to wydawały się prawie puste. Ale nie całkiem. Czasem widzieli jakąś sylwetkę, duet czy ich grupkę jak nadchodzili z przeciwka albo szli drugą stroną ulicy. Albo przyjeżdżali samochodami pewnie z sobotnich baletów i wracali do domów. Jednak ogólnie to panowała cisza i spokój. Z odległych rejonów miasta słychać było echo pociągu jeśli przejeżdżał, szum ciężarówek z obwodnicy czy jakiś daleki klakson. Ponad głowami i dachami latało im kilka ptaków. Carlowi co prawda udało się skupić się i przemówić do okolicznych pierzastych mieszkańców ale widocznie nie był zbyt przekonywujący. Albo one nie były zbyt chętne aby ruszyć się z miejsca czy też po prostu nie było ich w pobliżu wystarczająco wiele. W każdym razie tylko ze dwa czy trzy latały pod nocnym niebem. Dzięki nim jednak stary górnik miał pewną świadomość okolicy z ich punktu widzenia a niekoniecznie to co widział i słyszał swoimi własnymi oczami. Głównie jednak prawie puste ulice. Mało kto tędy chodził, jak już to zwykle tyle co z taksówki czy samochodu. No i właściwie nie do końca było wiadomo jak ów krwawy szaleniec ma wyglądać. Więc każda widziana sylwetka, zwłaszcza mężczyzny, mogła by właśnie nim. A gdyby zaatakował to czasu na reakcję byłoby pewnie bardzo mało. To powodowało nerwowe oczekiwanie i niepewność co do mijanych czy widzianych osób. Poza tym pogoda się popsuła. Jak jechali przez miasto, zjechali się w końcu wszyscy i zaczęli te nocne spacery to była ładna, bezchmurna, letnia noc. Ale stopniowo się chmurzyło, chmurzyło no i wreszcie zaczęło mżyć z tych chmur. Ptaki nie były zadowolone. Nie podobało im się latanie w deszcz i wyczuwał, że wolą sie schować przed deszczem. Mijali właśnie jakiś dom gdzie była jakaś impreza. Paliły się światła, przez okna widać było tańczących i rozmawiających ludzi, w większości młodych, co trzymali papierowe kubki i często z nich popijali. Wewnątrz domu muzyka musiała być głośna ale jak się szło chodnikiem była na znośnym poziomie. Wreszcie coś zaczęło się dziać. Akurat jak mijali tą imprezę to uwagę krążących, i moczących pióra ptaków przykuły inne światła. Zastanawiały się czy to niebezpieczne i czy to oznaczać może coś do jedzenia. Wszelkie zamieszanie i zgrupowanie ludzi oznaczało często coś do jedzenia. Ktoś rzucił frytkę czy kawałek bułki. Pojazd z migającymi światłami na dachu u pierzastych mieszczuchów nie budził zbyt wielkich obaw. Zwłaszcza jak były w bezpiecznej odległości w powietrzu. Ale coś z góry nie widać było aby ktoś rzucał kawałki chleba czy czegoś podobnego. Dwóch dwunogów weszło z pojazdu szybkim krokiem do mieszkania i tyle. W sąsiednych domach zapaliło się okno czy dwa, pojawiły się w nich kolejne sylwetki. Ale też nikt nie rzucał czegoś dobrego do jedzenia. Ani w ogóle niczego. - O matko biegnie na mnie! - niespodziewanie Carl usłyszal w otrzymanej od Margaux słuchawce przestraszony głos którejś z dziewczyn. Pewnie którejś z innych grup. Ale w tym zaskoczeniu i tak krótkim okrzyku nie był pewien która to. Za to bez trudu rozpoznał strach w jej głosie. Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, rejon centralny Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 03:30; 1,5 h do świtu Warunki: - na zewnątrz: noc, pogodnie, powiew Alyssa i Bruno Jak już John się odezwał i ktoś tam poszedł do niego aby mu przekazać słuchawczekę jaką przywiózł kolega Margaux to można było zaczynać te nocne spacery. No to zaczęli. Chociaż był dylemat jaki właściwie powinien być odstęp między Jewel a nimi? Korciło aby eskorta miała ją na widoku. Tak dla większego bezpieczeństwa. Tylko, że jakby mieli ją na widoku to ona ich też, wystarczyło aby się odwróciła i spojrzała w ich stronę. Tylko wtedy jak ktoś by obserwował klubową dziewczynę to też mógłby ich dostrzec. A brudas zdawał się atakować jak dotąd tylko samotne ofiary. Kobiety, mężczyzn, starych, młodych, białych, kolorowych ale samotnych. Było ryzyko, że gdyby zachowali kontakt wzrokowy z tancerką to mógłby zrezygnować z ataku. Nawet jeśli dziś wyszedł na łowy i był gdzieś w tej okolicy. Co wcale nie było takie pewne. O tyle było dobrze, że wybrali sobie okolicę gdzie było sporo parków, placów zabaw dla dzieci, jakichś terenów gdzie albo coś zburzyli albo mieli budować. Tutaj było najmniej kamer CCVT z tego co mówił John a i Carl ze swoimi ptasimi kolegami był bardziej na północ. Teren pozwalał na krótsze odległości bo co chwila trafiał się jakiś krzak, drzewo, kawałek płotu czy muru. A jednocześnie powodował utratę kontaktu wzorkowego. Sama Jewel po wyjściu z czarnego suva wydawała się być w świetnym humorze. Wręcz szampańskim. Wcale nie wydawała się obawiać zadania jakie ją czekało. Co tylko dodawało jej naturalności w zachowaniu. Szła gdzieś tam dalej, po uliczkach i chodnikach parku czy ogrodzeniu placów zabaw. Alyssa, Bruno i Jean Mark czasem ją widzieli gdy było trochę więcej przestrzeni. Szła leniwym krokiem na swoich wysokich obcasach, czasem przystawała, siadała na ławce i przeglądała telefon. Bo takie samotne krążenie bez celu było dość monotonne i szybko sie mogło znużyć. Czasem się odzywała mrucząc pod nosem jak kogoś dojrzała. Ale zwykle z daleka, albo ten ktoś ją mijał i nic się nie działo. Pozostałej trójce jaka miała przybiec jej na pomoc gdyby coś się zaczęło dziać było o tyle raźniej, że coś się działo. No i mieli siebie nawzajem czy by pogadać czy, skomentować czy nawet dla otuchy. No a blondynka w śmiałej, prześwitującej długiej sukni i stukająca obcasami w chodnik i parkowe alejki nawet na tych nocnych, peryferiach miasta rzucała się w oczy. - Mogę ci cyknąć parę fotek? - zapytał jakiś amator nocnych fotografii. Zapowiedział go blask flesza. Chyba robił fotki z nocnego życia miasta czy parku bo chyba uwieczniał ten nocny plener. Trochę wcześniej też Jewel dała znać, że ktoś zrobił jej fotkę czy dwie. A teraz uwagę fotografa przykuła blondynka w szpilkach. A może się zdziwił, że tak lekko i śmiało się ubrała bo mżyło. Zaczęło jakiś czas temu chociaż początkowo noc była ładna i bezchmurna. Ale w końcu zachmurzyło się i zaczęło padać. Jednak spokrewnieni jako chodzące trupy udające śmiertelników nie byli tak wrażliwi na chłód i gorąco jak śmiertelnicy. Ale tego ten amator nocnych fotografii pewnie nie wiedział. I był ciekaw tej długonogiej blondynki na tyle aby ją też uwiecznić w swoim obiektywie. - Szefowa to da sobie zrobić sesję zdjęciową? Mi to cyknął tylko parę. Ale szefową to ja bym też obstrykała z każdej strony. - brunetka zaśmiała się bezwstydnie słysząc pewnie coś z tej rozmowy a może i widząc błysk flesza. Ta wizyta na tylnym siedzeniu suva nadal musiała ją trzymać w dobrym humorze. Chociaż ta mżawka zaczynała ją studzić i mówiła, że wolałaby nie łazić tak za długo. Nic poza kiecką jaką miała na sobie jej nie chroniło przed mżawką to pewnie nie było to dla niej nic przyjemnego. Chociaż z drugiej strony te nocne spacery już powinny się kończyć. Zbliżała się w pół do czwartej a jeszcze trzeba było wrócić przed wczesnym świtem do jakichś bezpiecznych kryjówek. - O matko biegnie na mnie! - niespodziewanie w słuchawkach rozległ się przestraszony głos Jewel. A potem jeszcze pisk pełen przerażenia. Gdzieś tam z tej strony co powinna być. Miejsce: Francja; Paryż, sektor pd-wsch; dzielnica Orly, na wsch od lotniska, rejon południowy Czas: 2025.05.24; nd; noc, g 03:30; 1,5 h do świtu Warunki: - na zewnątrz: noc, pogodnie, powiew Margaux Przez chwilę jak jeszcze stali przy samochodach i ustalali co, gdzie i z kim mają się podzielić na te grupy to wydawało się, że była policjantka jak pójdzie na tą przynętę to nie będzie miała swojej eskorty. Bruno miał iść z Alyssą, John gdzieś tam się kitrał przy improwizowanym panelu do podglądania ulic przez kamery a Carl miał łazić ze swoimi ptasimi przyjaciółmi gdzieś w miare na miejscu, nie daleko samochodów. No ale jak przyjechał Max to oczywiście nie zostawił jej samej a potem jeszcze panna de Gast nieco zmieniła plany i dała jej dwóch swoich ochroniarzy jako eskortę. No to brunetka w żonobijce i dżinsowej kurtce miała trzech kawalerów do obstawy co już wyglądało dużo lepiej. Z początku i tak poza Carlem to ruszyli większa bandą bo wszyscy mieli po drodze. Tylko przy Leclercu Alyssa, Bruno i jej kierowca skręcili w park a ona ze swoją grupą poszli dalej. Dotarli do bardziej oświetlonych i wyasfaltowanych ulic. Tu musieli zwiększyć odległość aby Margaux miała szansę wpisywać się w rysopis samotnej ofiary. Jednak na długich prostych oznaczało to, że od pozostałej trójki dzieliło ją często długość ulicy. Zanim by do niej dobiegli musiałaby sobie radzić z napastnikiem sama. Jak by wyglądał pojedynek z napędzanym Bestią kainitą trudno było zgadnąć. Zależało od zbyt wielu okoliczności. Na razie szła ulicami mijając czasem kogoś. Zwykle jak wysiadał z taksówki albo własnego samochodu. W końcu to były odległe peryferia miasta a nie centrum gdzie o tej porze klubowe życie tętniło pełną parą. Początkowo ładna pogoda zepsuła się. Pogodna noc spochmurniała i zaczęła padać mżawka. Bo na miano deszczu to to nie zasługiwało. Czasem mogła porozmawiać zdalnie czy z kimś ze swojej eskorty czy z Johenm. Okazało się, że gdzieś tu był. Więc każda kamera jaką mijała dodawała otuchy, że gdzieś tam kolega ją widzi i w razie czego ostrzeże albo powiadomi eskortę, że “zaczęło się”. Ale na razie nic się nie działo. A wcale już tak wiele do świtu nie zostało. Jak spojrzała na zegarek to była 03:31. Czas już było powoli myśleć o tym aby się zbierać. Jeszcze trzeba było wrócić do bezpiecznej kryjówki aby przeczekać dzień. I właśnie wtedy się zaczęło. Policyjne ucho gładko wyłapało podniesione krzyki w jakimś arabskim narzeczu. Kłótnia. Pewnie rodzinna kłótnia. Ale jak bardzo zaogniona jest tam sytuacja to odkryła przypadkowo. Wyszła za róg i dojrzała otwartą furtkę do niewielkiego ogrodu. A za nim plecy mężczyzny ubranego w tą długą, prawie do kolan koszulę w orientalnym stylu. To on był tym który krzyczał najgłośniej. Krzyczał do grupki innych Arabów jacy stali przy wejściu z domu na ogród. I widocznie chcieli go powstrzymać, uspokoić czy coś takiego. Nie znała ich języka ale w lot to pojęła. Pojęła też, że ten co był do niej plecami trzyma przed sobą jakieś wyrośnięte dziecko, może młodszego nastolatka bo głowę miało gdzieś na wysokosci jego piersi. Trzymał je jednym ramieniem przyciskając do siebie. A drugą ręką przykładał mu do gardła. Nie miała pojęcia czy ma tam nóż czy pistolet czy jeszcze coś innego. Ale groźba była zrozumiała na instynktownym poziomie. Groził temu nastolatkowi a ci z domu chcieli go uspokoić. Ale jej, przypadkowego przechodnia co się znalazł akurat tutaj, akurat teraz jeszcze nikt z nich chyba nie dostrzegł. - O matko biegnie na mnie! - usłyszała niespodziewanie w słuchawce krzyk którejś z dziewczyn. Dało się słyszeć przerażenie w tym krótkim krzyku a brak kolejnych tylko sugerował, że nie ma tam już czasu na rozmowy. To musiało być gdzieś tam w parkach i placach zabaw u Bruno i Alyssy. Ale tam miała teraz równie daleko jak trójka jej ochroniarzy. John Jak Brytyjczyk przeszedł się po rejonie to uznał, że “tutaj” mógłby zdziałać najwięcej. Na południowym obrzarze ataków brudasa było najwięcej CCVT. Znalazł sobie jedną, podpiął sie no i parę chwil później mógł siedziec na pochyłym dachu i wpatrywać się w monitor swojego laptopa. Na nim miał serię małych prostokątów jakie pokazywały co widzą okoliczne kamery. No i nie był sam. Ledwo wylądował skokiem na dachu a chyba tym obudził jakiegoś ratlerka co mieszkał poniżej. Bo sądząc po odgłosie szczekania to musiało być coś małego. Ale dziamdziolił i dziamdziolił wyczuwając intruza w sąsiedztwie. Tak bardzo, że obudził własciciela. Z dachu widział promień latarki jaki omiata ogród i ulicę z wysokości piętra. Ale pewnie nie przyszło mu do głowy, że może chodzić o własny dach. Wystarczyło zachować dyskrecję. No ale mimo, że właściciel w końcu zgasił latarkę i pewnie wrócił do łóżka mały kundelek nie ustawał w ujadaniu na obcego. Musieli się jakoś znosić nawzajem bo szykowała się dłuższa posiadówa. I jak się okazało dość monotonna. Co prawda John miał wgląd w kamery no ale to nie były kamery w jakimś nocnym klubie albo chociaż na ulicy w centrum gdzie działoby się coś ciekawego do oglądania. To były senne przedmieścia. Dobrze, że była weekendowa noc to w ogóle cokolwiek się działo. W naturalny sposób uwagę przykuwała kobieta w dżinsowej kurtce narzuconej na podkoszulek. Gdyby nie wiedział kim są ci trzej co zwykle zmierzali jej śladem parę kadrów później to mógłby ją ostrzec, że ktoś za nią lezie i to trzech, rosłych, podejrzanych typów. Ale wiedział, że to jej eskorta. Nie zawsze miał tą czwórkę na namiarze, wcale nie rzadko wychodzili mu poza obręb pola widzenia którejkolwiek kamery. I zostawało wtedy czekać aż w którymś pojawią się ponownie. Póki to się nie stało nie miał pojęcia co się tam u nich dzieje. I miał marne szanse dobiec tam przed jej kolegą i ochroniarzami Alyssy. Chyba, że sytuacja by się przedłużała. Podobnie nie wiedział kogo właściwie szukają. Ten obraz, też pewnie z kamer CCVT jakie pokazała im w “Medusie” Aurora nie był zbyt wyraźny. Ot, raczej mężczyzna, raczej krótko ostrzyżony, raczej arabskiego typu urody. I tyle. Teraz zaś sam widział na własne oczy, że chociaż te kamery nieźle przekazywały czarno - biały obraz ogólny sytuacji to już z detalami było krucho. Nawet Margaux to raczej rozpoznał po ubraniu bo widział ją wcześniej a niekoniecznie po twarzy. Zaś każda z widzianych przez kamery sylwetek, zwłaszcza tych samotnych, mogła być napastnikiem. Ulice jednak najczęściej były pustawe. O ile gdzieś ktoś akurat nie wracał taksą czy swoim wozem z sobotnich baletów to rzadko kto sie trafiał. Zresztą dokładnie tak to opisywała wcześniej szeryf. Tej weekendowej nocy to pewnie i tak był tu większy ruch niż zazwyczaj przez większość tygodnia. Z ciekawszych rzeczy to dojrzał, że jedna z kamer łapała “kątem oka” obraz z wnętrza sypialni. Pod ostrym kątem i niewiele jej było widać. Ale akurat tam się ulokowała jakaś parka domowników gdzie widział jego plecy jak zapina swoją partnerkę na stojaka przy tej ścianie. A w końcu ona znikła mu z kadru gdy osunęła się po tej ścianie i widział tylko rytmicznie poruszający się czubek jej głowy gdzieś na wysokości jego bioder. I to oglądania z kamer to chyba był jak na razie najciekawszy obrazek. Poza tym wiele się nie działo. Do tego jeszcze zaczęło mżyć więc ekran laptopa i klawiatura pokryły się drobnymi kroplami wilgoci. A na dole amdzik się nieco uspokoił ale dalej co jakiś czas ujadał jakby chciał go odstraszyć od swojego terenu. Robiło już się późno. Dalej było ciemno jak w nocy ale nawet powroty z imprez w centrum miasta zdarzały się coraz rzadziej. Właściwie już było w pół do czwartej rano i można było zacząć myśleć o powrocie. W końcu trzeba było znów przejechać miasto aby zdążyć przed świtem do siebie. No i jeszcze ta mżawka. Mało przyjemna ani pomocna. - O matko biegnie na mnie! - nagle w słuchawce usłyszał przerażony głos którejś z dziewczyn. Ale żadnej nie miał ani w zasięgu wzroku ani na kamerach. --- Mecha T 03 Przywanie ptaków Carl: CHA + Animalizm; 4k10 (PT 2); rzut: https://orokos.com/roll/952407 > 4d10=8, 5, 7, 2 > 2 z 2 suk > remis > udało się na styk --- Miejsce ataku: 1-3 północ; 4-6 centrum; 7-9 południe; 10 inne rzut: https://orokos.com/roll/952408 6 > centrum
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
30-08-2022, 09:05 | #20 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |