lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [sesja otwarta] Mroczne Wieki (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/4509-sesja-otwarta-mroczne-wieki.html)

merill 14-01-2008 23:30

- Skoro wszystko mamy już ustalone Wasza Wielebność, sugerowałbym udanie się do domu. I przygotowywanie się do rychłej koronacji księcia Władysława… bardzo rychłej z pomocą Opatrzności. Mówię to w trosce o waszą świętą osobę, bo tu niedługo… może być bardzo gorąco i … - zawiesił na chwilę głos – niebezpiecznie…

Spojrzał na milczącego ciągle księcia Andrzeja, możnowładca wpatrywał się w niego pustym wzrokiem. Gabriel nie spodziewał się odpowiedzi – Widzę Mości Książe, że żadnej od Ciebie deklaracji nie uzyskam? Tedy tobie też radzę podziękować za gościnność księżnej… dla waszego dobra, rzecz jasna… Koronowany wkrótce Król Władysław będzie potrzebował wiernych mu sług… być może będziecie jednym z nich… Któż to wie? – wzniósł pobożnie oczy ku niebu, ale oczom postronnych nie uszedł sardoniczny uśmieszek na ustach – Niezbadane są wyroki Pańskie…

„Nawet nie wiecie jak niezbadane…” – pomyślał.

*****

Wyszedł na korytarz wraz z biskupem, Sylvii wychynęła za nim jak cień, z czują dłonią na rękojeści. Odprowadził dostojnika do jego komnat i zawoławszy biskupie sługi, które czekały w komacie obok, polecił im spakować rzeczy biskupa i przygotować powóz dla Świnki. Arcybiskup cały czas patrzył na niego dziwnym wzrokiem, jakby chciał zedrzeć zasłony spowijające jego duszę. – Proszę wyruszyć natychmiast księże biskupie… i oczekiwać wiadomości…

Zostawił duchownego w otoczeniu jego sług i wyszedł komnaty. – Pierwszy etap mamy już za sobą – powiedział uśmiechając się do czarnowłosej – jeszcze tylko dobijemy targu z Krzyżactwem i zostawimy sobie deser… na koniec. Objął Sylvii w pasie i pocałował… namiętnie. Trwali tak przez chwilę w uścisku pożądania, kiedy dziwny szmer na końcu korytarza doszedł do jego uszu… jego dłoń powędrowała za plecy w poszukiwaniu rękojeści, ale wojowniczka była szybsza. W głębi sieni, na ziemi klęczał trzęsący się ze strachu sługa pałacowy, klinga Sylvii oparta była o jego obnażoną szyję… - Co tu robisz? Śledzisz nas… - wypowiadał słowa powoli i surowym tonem, niczym nieubłagany inkwizytor. – Ja tylko przechodziłem – sługa dukał sylabę po sylabie – niosłem świeże pościele, proszę wielmożnego pana nie róbcie mi krzywdy… - zaciągnął się urywanym szlochem. – Daruję Ci to naruszenie prywatności – spojrzał porozumiewawczo na wojowniczkę, a ta opuściła brzeszczot – ale powiedz mi gdzie teraz znajduje się wielki marszałek? Muszę się z nim widzieć… pilnie.
– Wielmożny panie, marszałek Brukhard, udał się do swoich komat, to na końcu korytarza, po prawej stronie…

*****

Drzwi do komnaty możnego Krzyżaka skrzypnęły złowieszczo. Gabriel polecił wcześniej towarzyszce pilnować wejścia do pomieszczenia. Chciał mieć pewność, że będą tylko dwaj świadkowie tej rozmowy.

Wielki marszałek opierał się właśnie o parapet otwartej okiennicy. Wejście Gabriela nie zrobiło na nim najmniejszego wrażenia. Nie poruszył się, nie zmienił wyrazu twarzy, nawet oczy miał utkwione w jego postaci niezmienne.

Vasques przystanął na chwilę, zawahał się na moment „Musisz być ostrożny w słowach, stary wilk drogo się targuje…” – strofował się w myślach. Stanął dwa kroki przed wielkim marszałkiem, z równym jemu spokojem obserwując go. Mierzyli tak siebie przez moment, przypominali widok mangusty okrążającej syczącą i zajadłą żmiję, choć trudno by było podzielić między nich te dwie role. Obaj przebiegli…,obaj wpływowi…, obaj zdeterminowani…

- Witam wielkiego marszałka, prawdziwą aresową włócznię Zakonu. Dawnośmy się nie widzieli… Mości Truttcheweitz. Kopę lat… ze tak powiem. Mam dla Waści…

Nie dokończył bo marszałek przerwał mu uniesieniem dłoni. Przez chwilę Krzyżak nadstawiał ucha w stronę otwartego okna… Gabriel nic nie słyszał, choć wiedział, że ludzkość zna sposobu porozumiewania się bez użycia dźwięków.

Po chwili twardy wzrok Krzyżaka znów spoczął na osobie Vasquesa. Rycerz dokończył wypowiedź: - Książe Władysław pragnie przekazać co następuje. W zamian za uznanie praw do korony, zrzeka się na korzyść Zakonu całego Pomorza, ziemi lubuskiej i części księstwa mazowieckiego. Zrzeka się także roszczeń do ziem dzielnic śląskich. W zamian oczekuje wsparcia w czasie wojny i pokoju, samemu oferując to samo… oraz zwolnienia z cła produktów spławianych Wisłą do Gdańska. Książe pragnie poznać waszą odpowiedź wielki marszałku, zapewniając jednocześnie o ogromnej estymie jaką darzy waszą osobę, wróżąc wam Brukhardzie rychłą na Wielkiego Mistrza nominację. A ja od siebie oferuję swoją pomoc w załatwieniu pewnej… palącej, tak to dobre słowo… sprawy księżejLorianny…

Mira 16-01-2008 22:09

Księżna wróciła na sale balową. Jej krok był dostojny, a twarz spokojna. Nic w jej fizjonomii nie zdradzało emocji, dzięki czemu wielu odetchnęło z ulgą. Więc Marszałek faktycznie tylko się spił...

Idąc do głównego stołu, Lorianna wzrokiem poszukiwała znajomych twarzy. Nigdzie nie potrafiła odnaleźć Arcybiskupa, co ją zaniepokoiło nieco.

„Stary wieprz pewnie spiskuje gdzieś pokątnie. Mam nadzieję, że Magdalena ma go na oku...”

Oczy jej wypatrzyły tymczasem delikatną postać Weroniki, która dzięki swej bladości jakby bardziej wypiękniała. Z zadowoleniem księżna przyjęła głodne spojrzenia, jakie posyłali młodej wampirzycy kawalerowie niemal z każdego kąta sali. Tymczasem ona swym zainteresowaniem obdarzyła starego profesora...

„Dobry wybór dziecko.” – pochwaliła ją w myślach pani zamku, wszak Paprocki mógł dziewczynie znacznie więcej powiedzieć niż dziesięciu młodziaków. Trzeba było tylko go podejść...

Jakaś dama dworu odwróciła uwagę Lorianny wymieniając z nią kilka grzeczności. Nie chcąc jednak zagłębiać się w małoistotne ploteczki dworskie, księżna przeprosiła damę kierując się do swego męża.

Usiadła obok Bolka i wpatrując się w tańczące pary, poczęła przemawiać po hiszpańsku - był to język sekretów książęcej pary.

- Panie mój,
- rzekła cicho – Krzyżak jest kimś więcej niż myśleliśmy. Jest nieśmiertelny i... szalony, zaś szaleństwo to poparte jest całą armią. Udało mi się go teraz przekonać, że stoimy po tej samej stronie, dzięki czemu zyskałam na czasie i... skłoniłam go, by zaatakował teraz ziemie Henryka Wiernego. Jeśli Krzyżacy wygrają, będziemy wiedzieć jak wielka jest ich potęga, no i zniszczymy naszego wroga. Jeżeli zaś przegrają... Cóż, problem z głowy, a Henryk nijak do nas pretensji mieć nie będzie. Niemniej von Truttcheweitz mimo choroby umysłu, sprytny jest jak lis. Obiecałam mu przywileje na zamku, których znakiem ma być uwolnienie jego świty. Mam nadzieję, że wydasz mój panie stosowne rozkazu. Póki co, to my jesteśmy posiadaczami silniejszego rumaka i zbroi... nie możemy tego zmarnowac, prawda?

Lorianna wreszcie spojrzała na Piasta, a jej usta zdobił delikatny, zupełnie nieadekwatny do sytuacji, pełen dobroci uśmiech. Zwykle się tak uśmiechała, gdy czuła wyższość nad ludzkim istnieniem.

Eperogenay 17-01-2008 09:24

Profesor zakaszlał. Cóż, normalna rzecz w jego wieku. Spojrzał na dziewczynę uważnie. Przyglądał się jej dłuższą chwilę...
- Zostawili cię tutaj tak samą? Pewnie nie masz co robić, gdy dorośli zajmują się swoimi sprawami, prawda to? Nie mam siły chodzić wśród gości więc mogę posiedzieć tu chwilę i dotrzymać ci towarzystwa rozmową. - Zaiste, gdyby Paprocki był tak miły dla osób które nauczał, pewnie świat byłby dużo przyjemniejszym miejscem. Cóż, tu nie musiał przecież przywoływać do porządku, ani wymuszać dyscypiny. W ten sposób, poza murami uczelni stawał się człowiekiem znacznie milszym... nikt nie wchodził mu na głowę.

Odyseja 17-01-2008 18:31

Weronikę przeszedł delikatny dreszcz (choć może jej się wydawało?), gdy profesor tak przenikliwie się jej przyglądał. Odetchnęła z ulgą, gdy przerwał on dosyć kłopotliwe dla szlachcianki milczenie.

- Zostawili cię tutaj tak samą? Pewnie nie masz co robić, gdy dorośli zajmują się swoimi sprawami, prawda to? Nie mam siły chodzić wśród gości więc mogę posiedzieć tu chwilę i dotrzymać ci towarzystwa rozmową.

- Bardzo dziękuję - odparła po chwili zastanowienia. - Nie przepadam, za dyskusjami dotyczącymi gospodarki i pomniejszej polityki. A tego niestety większość rozmów dotyczy. Jednak... czy wiadomo Ci, profesorze, coś nowego, na temat agresji ze strony Państwa Krzyżackiego? Wielce ciekawam, czy aby na pewno podzielone Królestwo Polskie jest bezpieczne?

Lhianann 17-01-2008 19:23

Nagle stojący przed Bereniką szlachcic zgiął się w pół, gwałtownie starając się złapać oddech.
Zdumiona wszech miar dziewczyna cofnęła się.
Gryfita kurczowo złapał się lewą dłonią brzegu stołu, jego ciałem wstrząsały rozpaczliwe próby złapania oddechu.
Nagle tuż przy nich znalazł się sługa noszący barwy walczącego o oddech mężczyzny.
-O Jezu Przenajświętszy, Pan ma znowu atak...!

Berenika już chciała podejść bliżej, zapytać, czy nie mogłaby jakoś pomóc, gdy nagle poczuła na ramieniu ojcowską rękę.
-Siadaj, dziecko. nic tu po tobie...

Berenika posłuszna słowom ojca usiadła.
Kątem oka zauważyla, że ojciec po raz wtocy studjuje wzrokiem pergamin, jaki tuż przed chwilą został mu dostarczony.
Bezczelny młokos! Co on, na męki pańskie sobie wyobraża, że może najpierw mnie obrażać, a teraz w tak niezawoalowany sposób żądać pomocy? Ta jego zamorka żona musiała mu w głowie namieszać....

Ciche słowa Ojca słyszała tylko ona..
Ale czy słyszała?
Miała wrażenie, że to myśli ojca nagle zaczęły się echem odbijać w jej głowie...

Szusaku 18-01-2008 10:26

Laszlo z niedowierzaniem słuchał słów wzburzonego księcia. Zdawało mu się że Bolko nie zrozumiał ani słowa z jego wypowiedzi. Może nie był wystarczająco wtajemniczony w świat istot żywiących się krwią ludzi, a może był zbyt wzburzony wieściami jakie do niego dotarły. Nie miało to znaczenia. Na zewnątrz uważnie słuchał, ale w duchu uśmiechał się słysząc jak Piast, mówi o tym jak bardzo jest zagrożony jego pan.

”Nie masz pojęcia mości książe – myślał słuchając jego wypowiedzi – ”Mój pan już od wielu, wielu wiosen piastuje ważne funkcje na Mazowieckim tronie. Ani intrygi, ani rozbicie dzielnicowe i ciągłe zmiany na dworze nie wpłynęły na jego pozycję. Zbyt przebiegłym lisem jest Adam z Cieszyna, by na krzyżackiej zawierusze ucierpiał. Znając sprawy, pewnie jeszcze na tym wszystkim się wzmocni. Nie dostrzegłeś, Bolko w mej wypowiedzi oferty przełomowego w dziejach sojuszu. Może na zawsze powinieneś zostać tylko sługą krwi, bo na wampira myśli Twoje niezbyt biegłe. Zginiesz prędko wśród knowań przedwiecznych.”

Wiedział, że będzie musiał poczekać na właściwa rozprawę z księżną. Rozglądnął się po sali szukając kogoś z kim rozmowa może być interesująca. Na razie będzie musiał uzbroić się w cierpliwość. Jego oczy płynęły po bezbarwnych i nic nie znaczących postaciach. Aż wreszcie ujrzał Berenikę, jej nieziemska wręcz uroda i wspomnienie momentu kiedy jej oczy przeszyły wprost jego duszę, dawały mu poczucie, ze ona jest wyjątkowa. Nie wiedział w jaki sposób i dlaczego to czuje, jednak nie mógł tego uczucia zwalczyć. Ruszył w jej kierunku, po tym jak zobaczył jej partnera słabnącego w tańcu ... czy miała coś z tym wspólnego? Widział oburzenie jej ojca po otrzymaniu jakiegoś listu. Może uda się to jakoś wykorzystać ...

- ”Witam szlachetnego pana” – zwrócił się do ojca Bereniki”Jestem Laszlo Andras, do usług pana i pańskiej córki. Przybyłem na ucztę z polecenia pana mego, Adama z Cieszyna, o którym z pewnością słyszałeś panie jako o zacnym szlachcicu. Wybacz mą śmiałość, ale widziałem właśnie jak tancerz dotrzymujący kompani córce Twojej osłabł był. Jeżeli więc pozwolisz panie, i Ty urocza panno, abym ja tańcem umilił Ci ucztę.”

To wypowiedziawszy skłonił się dworsko ojcu i córce, obserwując dyskretnie i poprawnie tą drugą. Był jej ogromnie ciekaw. Skąd taki niebiański ptak na uczcie i skąd to uczucie że otacza ją coś niesamowitego. Miał olbrzymią ochotę użyć krwi swego pana, aby spojrzeć na nią wyostrzonymi zmysłami, nie chciał jednak marnować daru jaki otrzymał, ufając jedynie swemu przeczuciu.

Lhianann 22-01-2008 10:11

Berenika czuła się zmieszana.
Miała wrażanie, że właśnie coś istotnego jej umknęło.


Dziwne samopoczucie Gryfity, a dokładniej, jego nagła niedyspozycja wydały jej się bardzo dziwne.
Tak, jakby...
Właśnie, tak jakby ten 'atak' był działaniem kogoś lub czegoś.
Zdecydowanie, ani uczta, ani goście na niej zebrani nie byli w pełni normalni.


Tylko kto mógłby chcieć zaszkodzić posłowi księcia gdańskiego, i to właśnie w takim momencie?
A może chodziło też o zdyskredytowanie jej samej, a tym samym jej ojca?
Tysiące myśli kłębiło się w głowie córki Ziemowita Dobrzyńskiego.


Nagle jej rozważania przerwało pojawienie się przy stole jednego z, podobnie jak ona i jej ojciec, gości na zamku w Narcyzowie.
Przed nimi stanął niewysoki, młody mężczyzna o lekko ciemniejszej cerze, ubrany starannie, lecz z pewnymi nietutejszymi akcentami stroju.


Skłonił się przed jej ojcem, i rzekł:
- Witam szlachetnego pana. Jestem Laszlo Andras, do usług pana i pańskiej córki. Przybyłem na ucztę z polecenia pana mego, Adama z Cieszyna, o którym z pewnością słyszałeś panie jako o zacnym szlachcicu. Wybacz mą śmiałość, ale widziałem właśnie jak tancerz dotrzymujący kompani córce Twojej osłabł był. Jeżeli więc pozwolisz panie, i Ty urocza panno, abym ja tańcem umilił Ci ucztę.


Przez głowę Bereniki przemknęła myśl, że tak naprawdę za tym co się stało Gryfitą może stać każdy na tej sali, gdyż ilość splątanych w powietrzu, unoszących się wszędzie wokół nici i więzów żądzy władzy, bogactwa...żądzy krwi była niezwykła.
Powoli zaczynała rozumieć, iż wielkim szczęściem dla niej i dla jej ojca będzie jeśli uda im się spokojnie powrócić do domu.


Musisz być ostrożna w każdym swym słowie i czynie, ukochana moja...w każdym uśmiechu, geście, ruchu....


Znów ten głos, ciepły i tak bliski...


Z uprzejmym uśmiechem, nie pozwalając by żadna z jej myśli i obaw nie odbiła się na jej obliczu skłoniła się przed Laszlo Andrasem.
Nad jednym nie nie był w stanie zapanować, być może nie zdawała sobie z tego sprawy.
Wysłannik Adama z Cieszyna mógł bez trudu wyczytać w jej oczach obawę.
Nie przed nim , chyba przed nikim konkretnym, lecz przed tym miejscem i tym co może się tu wydarzyć.


Schowawszy list Ziemowit Dobrzyński z nieco rutynowym, acz uprzejmym uśmiechem powitał kolejnego młodzieńca proszącego go o taniec z córką.
-Witajcie, panie Andrasie. Zgodnie z twymi słowy, pan twój Adam z Cieszyna cieszy się należytą jego czynom sławą. Co do Sambora Gryfickiego, człowiek nie wybiera kiedy odwróci się od niego szczęście w zdrowiu...
Jeśli wolą mej córki będzie zatańczyć z tobą, takoż ja nie widzę przeciwwskazań.


Pan ziemi dobrzyńskiej odczuwał podobne rozterki co córka, chodź ich źródłem było co innego.
Ale jakoż że był doświadczonym przez lata władania swymi ziemiami mężem doskonale wiedział na co może sobie pozwolić a na co nie.
Do tej drugiej kategorii zdecydowanie należało pokazywanie po sobie uczuć lub emocji osobom mogącym je wykorzystać w jakikolwiek sposób.

Eperogenay 23-01-2008 22:34

Profesor nie dumał, jak można byłoby pomyśleć o kimś w jego wieku i o jego zawodzie. Niezwykle bystrze spojrzał na dziewczę.
- W rzeczy samej, przenikliwe pytanie. Czy nasze państwo jest bezpieczne podczas bycia podzielonym? Szczerze odpowiem, w kupie siła. Podziały zawsze osłabiały i osłabiać będą, czego plotki o ruchach Zakonu dowodzą niezmiernie. Nie wiem niestety, drogie dziecko, co planują, jestem profesorem, nie politykiem.

Podczas swej wypowiedzi Paprocki patrzył na dziewczynę spokojnie i z powagą. Na takim przyjęciu okazywanie szacunku nawet tak młodej damie stawało się sprawą honoru, a przecież Profesor miał nienaganną reputację.
- Stanowczo muszę rzec, że sprawa wydaje się poważna. Miejmy nadzieję jednakże, że jest to jedynie głupi żart, gdyż inaczej stanęlibyśmy w obliczu konfliktu, który nikomu na zdrowie nie wyjdzie. Zabijanie ludzi to ukracanie wspaniałego potencjału, jaki każdemu z nas dał Stwórca. Działanie przeciwko prawom do życia jest przecież niegodne mężów. Dlatego własnie nigdy nie zrozumiem rycerzy. Zabijają to, o co walczą.

Odyseja 25-01-2008 16:19

- W rzeczy samej, przenikliwe pytanie. Czy nasze państwo jest bezpieczne podczas bycia podzielonym? Szczerze odpowiem, w kupie siła. Podziały zawsze osłabiały i osłabiać będą, czego plotki o ruchach Zakonu dowodzą niezmiernie. Nie wiem niestety, drogie dziecko, co planują, jestem profesorem, nie politykiem.

Weronika czuła, jak profesor jej się uważnie przygląda. A może wie? Może widzi, że w niej jest coś... nienaturalnego?

- Stanowczo muszę rzec, że sprawa wydaje się poważna. Miejmy nadzieję jednakże, że jest to jedynie głupi żart, gdyż inaczej stanęlibyśmy w obliczu konfliktu, który nikomu na zdrowie nie wyjdzie. Zabijanie ludzi to ukracanie wspaniałego potencjału, jaki każdemu z nas dał Stwórca. Działanie przeciwko prawom do życia jest przecież niegodne mężów. Dlatego właśnie nigdy nie zrozumiem rycerzy. Zabijają to, o co walczą.

- Święte słowa, profesorze. Pewnie nigdy nie zrozumiem sensu wojen. Najgorsze jest to, że w nich giną niewinni ludzie. - spojrzała ukradkiem na ojca. Przyglądał się jej uważnie. Nagle, ktoś podszedł do niego i wręczył mu jakiś list. Dobrze widziała, jak twarz mu się zmarszczyła.

Wzięła łyk wina, po czym Jej twarz przeszedł okropny grymas bólu. Weronika czuła się tak, jakby ktoś przypalał ją od środka pochodnią. Wstrząsnęły nią okropne spazmy. Ostatkiem sił udało jej się powstrzymać wymioty. Zorientowała się, że klęczy na ziemi, obok krzesła. Co się stało? Czyżby... to było po winie? Powoli wstała, podpierając się o krzesło, po czym usiadła na nim ciężko. Wszyscy wokół się w nią wpatrywali.

- Nic mi nie jest... - wyszeptała cicho. - Już dobrze...

Powoli wszyscy wracali do swoich spraw.

- Bardzo przepraszam... - powiedziała cicho do profesora. - Powinnam była bardziej uważać na wino. Pewnie za dużo wypiłam - miała nadzieję, że profesor w to uwierzy. Czuła się coraz lepiej. Spojrzała na kielich i poczuła głód. Nie zwyczajny, ale taki inny... Niezwykły... Dopiero to wydarzenie w pełni uświadomiło jej, że nie jest już normalna. Co jeszcze się zmieniło? Czy naprawdę nie będzie mogła wyjść na słońce? A może to tylko zabobonne plotki ludzi? Szybko jednak wyrzuciła te myśli i wróciła do rozmowy z profesorem, chcąc uniknąć niezręcznych pytań.

- Hm... Ja... - jąkała się, nie wiedząc, co powiedzieć. Wcześniejsze wydarzenie całkowicie wybiło ją z rytmu rozmowy. - Nie rozumiem też... yyy..., sensu nawracania Saracenów mieczem... Czymże oni się od nas tak różnią, że według większości społeczeństwa nie zasługują na to... Na to by żyć? By wyznawać swobodnie swą wiarę?

Weronika patrzyła pytającym wzrokiem na profesora. Miała nadzieję, że obędzie się bez niezręcznych pytań.

Zak 27-01-2008 15:09

Widząc Sambora Gryfite, leżącego na ziemi wstał z krzesła i podbiegł do niego. Jego sługa już przy nim był.
-Wyprowadźmy go na powietrze- powiedział Gregor i wspólnie ze sługą wyprowadzili mężczyznę.
Po dłuższej chwili Sambor doszedł do siebie.
-Powinieneś odpocząć, przyjacielu- powiedział Anzulewicz- Nie dzisiaj dane ci jest się bawić.
Gryfita przytaknął tylko i wyszedł wraz ze swoim sługą kierując się do komnaty.

-„Co spowodowało atak? Nie wierzę, żeby to był przypadek. Kilka chwil wcześnie z nim rozmawiałem i wszystko było dobrze…”- rozmyślał Anzulewicz wracając na salę balową- „ Zdecydowanie nie jest do zwyczajny bal… Zbyt dużo tu dziwnych przypadków…”

Po raz kolejny otworzył drzwi do sali balowej i wszedł do środka. Tym razem zobaczył Laszlo Andarsa, tańczącego z młodą kobietą, z którą tańczył Sambor.

Usiadł znowu wygodnie na swoim miejscu i dokończył pić wino.
Po chwili koperta trafiła także do niego. Dyplomata otworzył ją starannie i przeczytał w myślach.
„Jeżeli dobro naszego kraju jest dla Ciebie ważniejsze niż prywata i gotów jesteś poświęcić życie w jego obronie to staw się w komnacie położonej na samym szczycie wieży o równej północy. Straże będą wiedziały, kogo przepuścić.”

-„Więc nareszcie zaczynamy tworzyć nową Polskę…”- uśmiechnął się Anzulewicz po czym poprawił się na krześle i spokojnie czekał na północ.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:40.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172