lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [WoD] Horyzont Zdarzeń (+18) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/5095-wod-horyzont-zdarzen-18-a.html)

Efcia 14-05-2008 21:19

~Oryginalny sposób podrywu!!~ Sarah zlustrowała mężczyznę od góry do dołu i z powrotem, wcale sie z tym nie kryjąc.
-Czemu nie!!- Wzruszyła ramionami, nadal wpatrując się w Aleistera Crowleya, jak gdyby chciała zobaczyć co kryje sie w jego wnętrzu. -A co do jutrzejszego dnia, a właściwie dzisiejszego. To ja już mam go zaplanowanego. Muszę dokończyć pracę. Niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwem, ale z czegoś muszę się utrzymywać.-
Wynajęcie pokoi nie trwało długo.
Sarah wtaszczyła swoje bagaże do pokoju. Wstawiła walizki jedną obok drugie w równym rzędzie. Pod ścianą. Tak aby się o nie nie potknąć.
~Później się rozpakuję.~
Wyciągnęła z torby laptopa i podpięła go do sieci. Dostęp do internetu to standard, nawet w tych gorszych hotelach. Wprawdzie nie można liczyć na szybkie łącze, ale to zawsze coś.
~A może by tak??~ Sarah splotła palce i wyprostowała dłonie, usłyszała trzask stawów. Delikatnie poruszała palcami nad klawiaturą. ~Nie!!~ Potrząsnęła przecząco głową. ~Później. Na spokojnie.~ Kobieta zamknęła laptopa, czule głaszcząc srebrną powierzchnię.
Wyszła z pokoju. Zeszła na dół do restauracji. Rozjerzała się w poszukiwaniu swojego towarzysza.

uzziah 18-05-2008 12:25

Zameldowanie się to była formalność, po odebraniu kluczy Aleister udał się do hotelowej restauracji. Nie miał ze sobą bagaży, które musiałbym pozostawić w pokoju. Kiedy Sarah weszła do restauracji on już czekał. Zajął miejsce w rogu sali, przy stoliku dla „dwojga” z widokiem na resztę pomieszczenia. Można było spodziewać się, że o tej porze sala będzie niemal pusta, ale o to właśnie chodziło. Odrobina spokoju na pewno nie zaszkodzi.
Aleister odebrał dobre wychowanie od rodziców i tak właśnie starał się zachowywać. Kiedy Sara podeszła do stolika… wstał i odsunął jej krzesło pomagając tym samym zająć kobiecie miejsce. Poczekał aż usiądzie i zapytał… starając się przełamać ciszę:

– Czego się napijesz Saro? – przesunął w jej kierunku kartę z menu restauracji…
– Powiedz mi czym się właściwie zajmujesz? Nic o tobie nie wiem, a może to pomogłoby rozwiązać sytuację. Oczywiście jeśli jest coś o co chcesz mnie zapytać, to jestem do twojej dyspozycji – Próbował być naturalny, a jednak zachowywał jakiś dystans.
– Te torby… to co w nich trzymasz chyba jest dla ciebie bardzo ważne?! Nie uważasz że przywiązywanie się do przedmiotów może być problematyczne. Potrafiłabyś je zostawić? –

Efcia 19-05-2008 13:24

Sarah zamówiła sobie Irish Chocolate, połączenie whisky, czekolady i kakao powinno postawić ją na nogi, wprawdzie nie była zmęczona, ale porcja energii zawsze sie przyda. Upiła łyk.
~Przesłuchanie jakieś??~
- Czym się zajmuję?? Prowadzę działalność naukowo-dydaktyczną na tutejszym uniwersytecie. - upiła jeszcze jeden łyk, oblizując wargi z bitej śmietany. - A co do mojego bagażu. Hmmm... Wprawdzie chodzenie nago brzmi kusząco, ale w tym pruderyjnym i purytańskim społeczeństwie zaraz zostałabym aresztowana za obrazę moralności. - Pociągnęła jeszcze jeden łyk i w milczeniu przyglądała się rozmówcy. Po chwili dodała już bardziej poważnie.
- Skoro mamy się bliżej poznać, to może ty mi coś o sobie opowiesz? A tak przy okazji możesz również opisać mi, jak wyglądał człowiek, który przedstawił ci się jako Spencer Compton. Rozumiesz, że hmmm... muszę mieć jakiś punkt zaczepienia. Coś, co pozwoliłoby mi na hmmm... - Sarah zamyśliła się na chwilę.
~Jakby to ładnie ubrać w słowa. Przecież nie wypada powiedzieć, że mu nie ufam. No tak, ale do auta to z nim wsiadłam. To już jest jakaś oznaka zaufania. Duża oznaka zaufania.~
- Jest to trudna sytuacja dla nas obojga. Ja wiem, że coś się stało mojemu... - tu zawahała się na chwilę, jak gdyby szukała odpowiedniego słowa. - ... mojemu przyjacielowi. Po prostu to wiem.
Drink przestał jej smakować. Zamówiła więc szkocką, czystą. Duszkiem wypiła zawartość szklanki. Wzdrygnęła się. Poczuła przyjemne ciepło rozlewające się od żołądka po całym ciele.
W czasie studiów potrafiła dotrzymać kroku swoim kolegom. Ale to było w czasie studiów. Sarah zamilkła. Teraz będziemy się nawzajem sprawdzać. Takie podchody, jak uczniaki. Czekać, kto pierwszy odkryje karty.

liliel 20-05-2008 00:35

Wpatrywała się w Szona zaskoczona jego stanowczą przemową. Nie zdążyła nawet zareagować gdy on minął ją już w postaci wilka i wybiegł na korytarz. Chciała zakląć dobitnie ale powstrzymała się przypominając sobie, że w pobliżu znajdują się dzieci. ~ Cholera, Szon! Jeszcze nie zdążyłeś dojść do siebie a już chcesz pakować się w kolejne kłopoty? Co robić? Co robić... ~ - po głowie krążyły jej chaotyczne myśli.

Tak bardzo chciała wiedzieć co tam się teraz dzieje. Co było przyczyną wycia Emmeta i gwałtownej reakcji Szona? Oczywiście mimo jej jasno postawionego pytania chłopak ją zignorował i wybiegł stąd jakby sama śmierć deptała mu po piętach. A to przecież ona zamierzała właśnie wychodzić! Przeklęty los. Jak zwykle wszyscy ją lekceważą i każą trzymać się na uboczu. A teraz znów pozostawiono ją w sytuacji bez wyjścia. Nie może przecież zostawić dzieci samych.

~ Dlaczego muszę być tak beznadziejnie odpowiedzialna? ~ - pomyślała.

Dana chciała dogonić Szona i wybiec za nim na zewnątrz. Deidre zdążyła zatrzymać ją w ostatniej chwili zagradzając jej drogę własnym ciałem. Przykucnęła przed nią i ujęła lekko jej rękę.

- Dana skarbie, nie martw się. Szon niebawem wróci. Nic mu nie będzie. - nie była pewna czy te słowa mają uspokoić małą czy może ją samą.

Dziewczynka jednak wyglądała na niepocieszoną. Wykrzywiła usta w podkówkę i wciąż błagalnie wpatrywała się w drzwi, za którymi przed momentem zniknął wilk. Po chwili jednak przeciągle ziewnęła i przetarła oczy drobnymi piąstkami.

- Skarbie, jest noc. Wszystkie dzieci o tej porze już dawno śpią. - przekonywała - Co powiesz na to, abym pomogła ci się umyć a potem położymy cię do łóżka?

Dana dąsała się przez chwilę, kilkakrotnie tupnęła nawet nogą w akcie ostentacyjnego protestu.

- Nie, poczekam aż Szon wróci do domu. To on zawsze kładzie mnie spać. Zresztą obiecał się ze mną pobawić.

- Ale kochanie, uwierz mi, pobawi się z tobą jutro z samego rana. Popatrz, oczka ci się lepią. No chodź skarbie, czas spać. - zdała sobie sprawę z matczynego tonu własnego głosu. Bezwiednie pogładziła się dłonią bo brzuchu. Czy będzie dobrym rodzicem? Nie miała nawet okazji wcześniej przemyśleć tego co niebawem ją czeka. Tak wiele zmian...

Na potwierdzenie jej słów dziewczynka znów ziewnęła, demonstracyjnie otwierając buzie. Zrezygnowała wreszcie z dalszego stawiania oporu i poszły wspólnie do łazienki. Deidre pomogła jej się umyć i włożyć piżamę a potem wyszczotkowała jej jasne włosy. Mimo, iż wewnątrz trawił ją niepokój starała się nie dawać nic po sobie poznać. Uśmiechała się do Dany serdecznie, kilka razy próbowała ją nawet rozśmieszyć. Wreszcie zaprowadziła ją do łóżka, przykryła kołdrą po samą szyję a potem przycupnęła na podłodze tuż obok. Sięgnęła po książkę leżącą na nocnej szafce. W bladym świetle lampki litery były słabo widoczne ale wytężyła wzrok i zaczęła cicho czytać. Gardło miała wysuszone i kilkakrotnie głos jej się załamał jednak nie przerywała.

Wreszcie spostrzegła, że Dana leży spokojnie pogrążona we śnie. Odłożyła książkę na dywan i oparła głowę na materacu. Felerne myśli na powrót kotłowały jej się w głowie. Podniosła się opieszale i skierowała do kuchni gdzie przy stole siedziała pozostała trójka dzieciaków.

- Posłuchajcie, może zjecie coś i też się położycie? To tylko sugestia, nie zalecenie. - Chciała się wytłumaczyć, że nie ma bynajmniej zamiaru się rządzić i naruszać ich terytorium.

Przeszukała szafki i lodówkę. Znalazła niewiele ale wystarczyło aby zrobić pełen talerz kanapek. Postawiła je na stole przed dziećmi i sama wzięła jedną, jakby ten gest miał między nimi przełamać pierwsze lody. Przeżuwała powoli, nerwy wciąż ściskały jej żołądek.

- Powiedzcie mi coś o sobie. Kim jest dla was Szon? Czy tylko on się wami opiekuje? Nie mieszka z wami nikt dorosły? - miała nadzieję, że nie odbiorą gradu jej pytań jako ataku. Zresztą, w jej głosie dało się wyczuć niekłamaną troskę i przejęcie.

rasgan 22-05-2008 13:53

Adam powoli wciągnął powietrze rozkoszując się zapachem krwi, ale jednocześnie starając się napawać zapachem natury. Był zdziwiony tym co tutaj zobaczył. Nie spodziewał się spotkać przedstawiciela innej rasy w takim miejscu, a już na pewno nie w takim wieku.

Kilka głębokich oddechów by uspokoić serce bijące jak szalone, by uspokoić drżenie głosu po długim biegu i by zyskać jeszcze chwilę na zastanowienie się nad sytuacją – a ta przedstawiała się nieciekawie.

~~Wkoło poszarpani i martwi Garou. Z pewnością leżą tutaj ciała tych złych i tych dobrych. Pobili się o małego. Wilkołaki to dziwna rasa. Jak wszyscy zmiennokształtni zresztą. Pod pozorami uduchowienia i obrony ziemi ukrywają swą prostotę i zwierzęce instynkty. Mimo wszystko lubię ich. Mniejsza o to...~~Adam przerwał swe rozmyślania o potomkach wilka i człowieka, by spokojnym krokiem zbliżyć się do młodzieńca.

- Witaj przyjacielu – mówił spokojnym głosem. Lata nauczania w szkole pozwoliły mu w większości przypadków zrozumieć dziecko i wyczuć jak do niego dotrzeć. - Jestem Adam, a ty? – nauczyciel poczekał chwilkę na odpowiedź i nie zważając na nią ciągnął pogawędkę dalej.
- Jestem przyjacielem. Tak jak ten policjant. Ja i policjanci pomagamy ludziom. – Adam ściągnął płaszcz i chciał okryć nim chłopca, który z pewnością marzł teraz straszliwie. Jednocześnie posunięciem tym chciał odwrócić jego uwagę od martwych ciał.
- Chodź, okryję cię. Będzie ci ciepło.Adam starał się zbliżyć do chłopca na tyle, by mógł usiąść koło niego. Jego ruchy były wolne, spokojne i cały czas patrzył na chłopca. - Zaprowadzę cię do domu, chcesz? Albo pójdziemy do mnie, napijemy się ciepłej herbaty. Co ty na to kolego?

Wszystko teraz zależało od tego młodego człowieka. To co miało się stać za chwilę dla Adama było wielką zagadką. Z tego co wiedział o takich jak ten dzieciak, to mógł się spodziewać wszystkiego – od ucieczki po atak dzikiej furii. Nauczyciel nie bardzo wiedział co mógłby jeszcze zrobić. Przede wszystkim powinien uspokoić chłopaka, nad czym pracował cały czas, oraz dowiedzieć się od niego dokąd powinien go zaprowadzić. Z drugiej jednak strony nie wydawało mu się, by w domu był bezpieczny. Może lepiej było by poczekać tutaj. Jeśli doszło do konfrontacji między Tancerzami Czarnej Spirali a innym plemieniem wilkołaków, to na pewno zjawią się tutaj jeszcze raz. Przecież nie tylko on słyszał skowyt. Ale co jeśli to ci źli znajdą się tutaj pierwsi? Adam nie był przygotowany na walkę z wilkołakiem, a już na pewno nie z dwoma naraz. Zresztą ilu ludzi potrafiłoby wyjść cało z walki z garou?

Silwilin 31-05-2008 01:48

Wreszcie cień odkleił się od drzew i podszedł bliżej.
- Witaj przyjacielu. Jestem Adam, a ty?
- Jestem...
- jeszcze jedna torsja przerwała odpowiedź Roberta. Nie wymiotował już. Teraz już naprawdę nie miał czym. Obcy zignorował jego słabość. Mówił spokojnie dalej. Do Roberta docierało z tego piąte przez dziesiąte - paskudne żarty, jakie stroił sobie z niego jego układ trawienny skutecznie odwracały jego uwagę. Z jego ust wydobywały się jakieś dziwne dźwięki. Kiedy wreszcie żołądek odpuścił sobie męczenie swojego właściciela, dało się rozróżnić słowa wypowiadane przez klęczącego. A były to słowa bardzo wulgarne. Z wielu języków. Jednak zdecydowanie najwięcej razy przewinęło się słowo z pewnego słowiańskiego języka, nazywające najstarszy zawód tego świata.
- Herbaty, mówisz... - czyli jednak coś z tej tyrady Adama do niego dotarło - Jasne, chętnie. I prysznic. Daa... Pytałeś o imię. Jestem Robert. Masz telefon? Paskudna sprawa - rozejrzał się po pobojowisku - policja na pewno chciała by o tym wiedzieć. Chociaż wątpię, czy któryś funkcjonariusz ma na to ochotę - uśmiechnął się krzywo. Całą wolą starał się nie wyglądać na tak roztrzęsionego jak się czuł.
Kiedy wreszcie stanął wyprostowany, a na jego twarz padło światło księżyca, Adam spostrzegł swój błąd. Nie spotkał nastolatka a młodego mężczyznę, koło 25 lat. Krótko przycięta broda i niewielki wąs dały się przeoczyć z większej odległości, zwłaszcza przy tak nierzetelnym oświetleniu.
- No więc, masz telefon?

rasgan 04-06-2008 19:46

- Eee... telefon powiadaszAdam zaczął gorączkowo przeszukiwać kieszenie. W duchu zaś przeklinał siebie za brak zimnej krwi i opanowania. Zastanawiał się też, czego jeszcze mógł zapomnieć i czym to zaowocuje w przyszłości. - Nie, niestety nie wziąłem. Został w domu. – odparł zmieszanym głosem. - Mam za to kilka centów i można spokojnie wykorzystać je w budce telefonicznej. Myślę jednak, że najlepiej będzie stąd odejść, a telefonami martwić się później.

Adam popatrzył na młodzieńca. Teraz dopiero zauważył, że pomylił się w ocenie jego wieku, lecz wiek – jak doskonale wiedział – często nie był adekwatny do wyglądu osoby.

Nauczyciel popatrzył po okolicy jeszcze raz, już na spokojnie, ocenić sytuację. Zimna kalkulacja potwierdziła jego obawy – kilka martwych ciał – wilkołaki. Doszło do jakiejś bójki pomiędzy nimi. Całkiem możliwe, że o ten oto, rzadko spotykany okaz.

- Chodźmy stąd. Tutaj nie jest bezpiecznie. Wyczują cię, znajdą i zabiją. – Tancerze z reguły tak robili. Zabijali lub wykorzystywali do swoich niecnych rytuałów, z którymi Adam ani żaden normalny człowiek nie chciał by mieć nic wspólnego.

- Możesz iść? Tutaj niedaleko jest postój taksówek. Pojedziemy do mnie, tam zastanowimy się co dalej, dobrze?

Silwilin 05-06-2008 00:00

- Chodźmy stąd. Tutaj nie jest bezpiecznie. Wyczują cię, znajdą i zabiją.
Facet brzmiał szczerze. I, cholera jasna, wydawał się lepiej rozumieć co tu się stało od Roberta. Zabiją? Robert nie bardzo miał pomysł, czemu ktoś chciałby go zabijać. Jednak ten człowiek miał w sobie coś, co sprawiało, że mu wierzył. Tylko co to było? Jeszcze raz rozejrzał się po pobojowisku. Krew z ran Jonathana już nie płynęła. Mimo to podszedł by sprawdzić oddech. Raz, dwa, trzy... - w myślach odliczył dziesięć sekund. Nic. Tym razem policjant musiał naprawdę kopnąć wiaderko*, nie tylko trochę je potrącić.
- Możesz iść? Tutaj niedaleko jest postój taksówek. Pojedziemy do mnie, tam zastanowimy się co dalej, dobrze?
- Dobrze. Daj mi jeszcze tylko chwilę.

Podszedł do lustra wody i dokładnie umył ręce z krwi i sierści pod paznokciami. W końcu zmył też z klatki piersiowej krew którą się sam chwilę wcześniej wybrudził. Całość zabrała mu może minutę.
- W porządku, mogę iść.
Ruszyli w kierunku wskazanym przez Adama. Robert sięgnął do lewej kieszeni spodni, wyciągnął paczkę miętowych cukierków i poczęstował towarzysza. Nie wspomniał, że specjalnie po to mył ręce, żeby nie jeść landrynek zakrwawionymi palcami. Na razie nic nie mówił. W milczeniu ssał cukierka. W głowie brzmiały mu słowa zabitego garou: "Powinieneś czasem więcej słuchać niż mówić, może wtedy dostrzeżesz to, co jest wokół Ciebie, co zawsze było wokół Ciebie." Do tej pory myślał, że umie słuchać. Może się mylił... "Nie jesteś wilkołakiem. Jesteś kimś zupełnie innym i pewnie nigdy byś w sobie tego nie odkrył. Cóż - ja tego w Tobie też nie odkryję - sam musisz wejrzeć w siebie." O czym Jonathan wtedy mówił? Czy to miało jakiś związek z krwią i sierścią pod paznokciami? Co się z nim działo, podczas tej walki? Czemu nic niej nie pamiętał? Wszystkie wypadki tego wieczora, wyłamywały się z jego dotychczasowej wizji świata, jednak układały się jedną, doskonale logiczną, jeżeli pominąć znana mu prawa fizyki, całość. Brakowało tylko jednego, za to kluczowego elementu układanki. Jaka jest jego rola w tym wszystkim? "Jesteś kimś zupełnie innym..." Kim?
Robert nie upominał się o wykonanie telefonu. Tamci byli martwi. A to, że zwłoki zostaną znalezione trochę później, nikogo nie powinno boleć. Chyba, że jakaś mała dziewczynka będzie rano szła przez park, znajdzie pięć zakrwawionych trupów i do końca życia nie zaśnie w nocy. Życie jest brutalne, uśmiechnął się krzywo w myślach. Nie miał jednak ochoty się tłumaczyć przed policją. To wszystko było zbyt dziwne.
W końcu nie wytrzymał:
- Dlaczego ktoś miałby chcieć mnie zabić?

*Odniesienie do angielskiego kick the bucket.

rasgan 05-06-2008 18:57

- Dlaczego ktoś miałby chcieć mnie zabić?
- A dlaczego nie?
- zapytał spokojnie Adam. Adam był nauczycielem historii i żył na tyle długo by wiedzieć to i owo o ludziach, wilkołakach i wampirach. Swego czasu znał nawet kilku magów. W swym życiu natknął się na tak wiele dziwnych rzeczy, że trudno by mu było je teraz spamiętać. Jedne były wybrykiem natury, inne techniki, a jeszcze inne były najnormalniej normalne, tylko ludzie nie byli ich świadomi. Tak czy siak, już dawno nie spotkał się z kimś takim jak ten młodzieniec.

Adam odegnał od siebie ponure myśli dotyczące śmierci tych wszystkich martwych ciał i zaczął zastanawiać się nad zaistniałą sytuacją. Powoli szedł w stronę postoju taksówek i analizował sytuację. Śmierć garou nie była mu obca. Wiedział, że czciciele Matki Ziemi walczyli i zabijali się w jej imieniu. Wiedział, że ci źli, ci co służyli podstępnej istocie zwanej Żmijem również nie mieli racji w tej wojnie. Dla Adama nie będącego wilkołakiem, ale znającego prawa wilkołaków, istniała tylko jedna siła. Jedna, niepodzielna w swej podzielności. Najpotężniejsza z potężnych, będąca jednością. Adam widział to, czego nie mogli dostrzec garou. Tkaczka i Żmij to tylko przykrywka do bratobójczych wojen – tylko Dzikun był prawdziwy, tylko on był strumieniem życia, ale nie dla wilków. One musiały mieć pretekst do walki.

- Widziałem już tak wiele i znam historię ludzi. Nieważne czy człowiek przybierze formę wilka czy nie, nie ważne z jakiego jest plemienia. Ludzie zawsze będą walczyć pomiędzy sobą, zawsze będą się zabijać młodzieńcze. A ty najlepiej zrobisz, jeśli po prostu nie będziesz się w to mieszał. – nauczyciel historii zatrzymał jedną z taksówek i otworzył drzwi. - Proponuję zapomnieć o tym co się tam wydarzyło. Zmień miejsce zamieszkania lub...- tutaj Adam chwilowo zamilkł by podnieść napięcie - spróbuję cię skontaktować z wilkołakami. Z tymi dobrymi, może ci pomogą.

Silwilin 05-06-2008 22:03

Robert rzucił okiem czy kierowca nie usłyszał słowa "wilkołak". Jeżeli usłyszał, to w żaden sposób się z tym nie zdradził, cokolwiek sobie pomyślał. Robert usiadł na tylnym siedzeniu i przesunął się, żeby zrobić miejsce Adamowi.
- Pomogą? Skąd założenie, że potrzebuję pomocy? A co do zmiany miejsca zamieszkania - nie wydaje mi się żeby to było konieczne. Jestem z kontynentu, w Królestwie jestem przypadkiem. Samolot lądował awaryjnie. Jutro, najpóźniej pojutrze powinienem stąd odlatywać.
~~Tymi dobrymi? Proszę!~~ "Ci dobrzy" istnieli tylko w bajkach. W tym świecie nic nie jest czarne ani białe. Ale skontaktować się wilkołakami? To znowu brzmiało kusząco. Jednak najpierw... dobrze by było to wszystko przemyśleć. Przespać się. Odpocząć.
Kiedy wysiedli z taksówki,Robert w końcu się poddał.
- No dobra. Tak naprawdę to nie mam pojęcia, o co chodzi. Znalazłem się tam przypadkiem. Wyszedłem do parku na spacer. Znalazłem ciężko rannego człowieka, który okazał się być wilkołakiem. Parę chwil później zaatakowało nas kilku innych garou. Wtedy... straciłem przytomność. Nie wiem co się działo, aż do momentu, kiedy ty przyszedłeś. Ty nie jesteś jednym z nich, prawda? Ale wydajesz się wiedzieć co tam się działo. Może zechcesz się podzielić się wiedzą? Jeszcze pół godziny temu nie miałem pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak garou... A dla ciebie to najwyraźniej nic nowego...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172