Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2008, 19:28   #21
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Sangiovanni spokojnie wysłuchał odpowiedzi Ryana, kiwając jedynie głową, nawet gdy jego gość skończył już mówić. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał, chociaż raczej nie nad ujęciem kolejnych słów w jakiś dyplomatyczny sposób.

-Czas jest ulubionym środkiem wampirów, prawda? Każda kolejna godzina, miesiąc, rok działają na naszą korzyść. Nie wątpię więc, że z chęcią wykorzystałby pan te kilka dni o których mówi, do odcięcia się od wszelkich kłopotów.
I tutaj niestety pojawia się problem, gdyż książę życzy sobie widzieć koterię jutro, a przecież nie każemy czekać komuś takiemu jak Fujita, prawda? To byłoby bardzo nie na miejscu. I naprawdę ufam, że szybko pan uporządkuje swoje sprawy. Jeśli pan chce, mogę nawet poprosić swego ojca, by znalazł panu kogoś do pomocy. Jest taki jeden Nosferatu...Ławrienko jeśli mnie pamięć nie myli.


Ten Włoch nie był nawet złośliwy, to już ocierało się o chamstwo. No i skąd w ogóle wie, o niesnaskach między Lorem a Ławrienką? A może to po prostu czysty blef? Może ten członek Invictus utrudnia życie wszystkim Spokrewnionym trzymającym się takich interesów jak Ryan? Tak czy inaczej, Lancea Sanctum powinno wybrać sobie innego dyplomatę.

-No, ale już nie zatrzymuję. Izaura odprowadzi pana do drzwi. Jutro, godzina 23 przy wjeździe na most Golden Gate.

Czyli wszystko już było zaklepane? Machina ruszyła, a Ryan nawet nie wie kiedy stał się jednym z trybików?

(***)

-Naturalnie, że mam panu jeszcze coś do przekazania- odparł Kelsey'owi. -Sprawa, choć zdobyła uwagę księcia nie wydaje się być aż tak ważna. Nie dotyczy żadnego z przymierzy o ile mi wiadomo, nie wiąże się także z żadnym złamaniem Tradycji, o tym wiedziałbym od razu. Nie mniej jednak, już jutro o 11 w nocy przed wjazdem na most Golden Gate ma zebrać się koteria. Termin co najmniej pochopny, z czym z pewnością się adwokat zgodzi. Na miejscu spotka pan szeryf Rei, oraz zapewne jakiegoś innego wampira, który doradza jej w tej sprawie, czegokolwiek by ona nie dotyczyła. Poza tym proszę mieć baczenie na Spokrewnionych z innych przymierzy, pewnie będą chcieli w jakiś nieuczciwy sposób wykorzystać rozgrywającą się sytuacją.

Tak samo jak Invictus, ale przecież to Pierwszy Stan rządzi San Francisco, więc jemu wolno.
Przynajmniej Willson nie każe niczego podpisywać, ale może sytuacja jest naprawdę na tyle spokojna, że nikomu nie przyszło do głowy zmuszać ancilla do współpracy w sposób tak ostateczny. Pozostaje tylko dowiedzieć się jutro, w czym rzecz.

(***)

Thobias uniósł zdziwiony brew. I choć jest to gest w większości przypadków zupełnie normalny, to na paskudnej twarzy Nosferatu urósł do potwornego grymasu. Galia aż pożałowała swojego nagłego wybuchu entuzjazmu.

-Dobrze pani rozumie- kolejne, przeciągłe mlaśnięcie. -I prawdopodobnie dobrze domyśla się pani, że sprawa rozbije się o gonienie za jakimś mordercą. O ile mamy szczęście, skończy się na zabiciu jakiegoś płatnego mordercy, wrzuceniu go do oceanu i przysłowiowym odkorkowaniu szampana. Jak na mój nos, to sprawa jednak idzie gdzieś głębiej. Z pewnością jednak szybko to pani odkryje, naprawdę wierzę w przenikliwość tak pięknej damy. W końcu przywilej prowadzenia Elizjum nie przychodzi łatwo.
Co do kwestii innych młodych, pięknych umysłów wysłanych do rozwiązania tego gordyjskiego węzła to dane będzie pani ich poznać już jutro. Z tego, co wiem spotkanie ma się odbyć godzinę przed północą u wjazdu na most Golden Gate. Fatalny wybór miejsca jak na mój gust, nie mieszka tam już przecież nikt poza Sangiovannim, a to nie jest towarzystwo w jakim powinien obracać się przyzwoity wampir. Ale nie będę krytykował wyborów panny Rei.


Nos Bartolomeo ponownie zagłębił się w papiery. Zapadła niezręczna cisza, którą jednak regent przerwał po minucie.
-Naprawdę przyjemnie by mi było podziwiać pani nogi, niestety mam masę obowiązków. Niech pani nie pozwoli się zatrzymywać takiemu staremu Nosferatu jak ja.

Szybko, gładko i pod rynnę. Przynajmniej Thobias nie dawał nikomu powodów do wątpliwości, czy jest właściwym wampirem na właściwym miejscu.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 21-11-2008, 16:14   #22
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
„Szlag!” To słowo oznaczało jego obecną sytuację, gdyby to było takie łatwe. Beznamiętnie odrzekł mu na pożegnanie:
-Dzięki Panie Sangiovanni… Do następnego – odwracając się powoli wyszedł nawet nie czekając na przerażającą zombi Izaurę. Wyszedł z niesmakiem na ustach i jakże wielkim w umyśle. Gdyby żył zapaliłby cygaro. Podjechał taksówką do swojego schronienia, chociaż noc była jeszcze młoda. Gdy szedł do domu zobaczył kobietę w zaułku. Nie była ona ani specjalnie ładna, ale także nie brzydka. Musiał się zastanowić, pomyśleć… a w przemyśleniach pomaga mu zwykle świeża krew. Podszedł do niej i spytał:
-Przepraszam, ma Pani może zegarek? – zagadnął chytrze
-Tak, mam… Jest aktualnie… – nie zdążyła wypowiedzieć godziny, jaką ujrzała na zegarku. Wampirze kły wbiły się jej w szyję, lecz zaraz wyciągnął. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni piersiówkę i powoli spuścił troszkę krwi. Wyciągnął język i polizał ranę, która w momencie się zagoiła. Piersiówkę schował powrotem i ruszył prosto do swojego domu. Zatrzasnął drzwi i przed zejściem na dół. Zadzwonił jeszcze do John’a Rox’a i zszedł na dół przelewając zawartość piersiówki do kieliszka na wino. Pochylił się nad biurkiem i oparłszy głowę o zaciśniętą pięść zaczął myśleć i przewidywać rozmaite konsekwencje swoich wyborów. Z jednej strony w ogóle głupio i nie na rękę byłoby nie pokazać się księciu, z drugiej strony ten wybór odcisnąłby swoje piętno na interesach Ryana. Rozwaga i dalekowzroczność rozmaitych idei i rozsądku walczyła z pożądliwością pieniędzy, statusu i większej władzy. Ciekawość też robi swoje, lecz nie tyle jak jego chciwość, która przesiąknęła go już doszczętnie. Po prawie całej nocy zmarnowanej na rozważania stwierdził: „Jeżeli można zaryzykować dla większej korzyści trzeba to zrobić”. Następnie dopił krew kobiety z zaułka i nalawszy do kieliszka wino i położył się do swego legowiska… Zapadł w letarg…

Obudził się, wyrwał ze snu. Wstał ubrał się, wykąpał i odziany w garnitur spiął włosy i wsiadł do samochodu. Pojechał na spotkanie z księciem i z tajemniczą resztą koterii…
 

Ostatnio edytowane przez Vampire : 21-11-2008 o 19:07.
Vampire jest offline  
Stary 26-11-2008, 02:22   #23
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
-...już jutro o 11 w nocy przed wjazdem na most Golden Gate ma zebrać się koteria. Termin co najmniej pochopny, z czym z pewnością się adwokat zgodzi. Na miejscu spotka pan szeryf Rei, oraz zapewne jakiegoś innego wampira, który doradza jej w tej sprawie, czegokolwiek by ona nie dotyczyła. Poza tym proszę mieć baczenie na Spokrewnionych z innych przymierzy, pewnie będą chcieli w jakiś nieuczciwy sposób wykorzystać rozgrywającą się sytuacją.

"Jutro? Jak to, kurwa, jutro, skoro sprawa nie wydaje się być ważna?"
- Świetnie. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy tę sprawę.
"Dzisiaj mnie wzywa do swojej posiadłości, bez żadnego uprzedzenia, a jutro mam biec na spotkanie?"

- I przywrócimy spokój Księcia. Serdecznie dziękuję za ostrzeżenie.
"Och, jak miło, ostrzega mnie przed innymi Spokrewnionymi... to prawie zabrzmiało, jakby mój los go obchodził."

- Zadbam o to, aby prywatne aspiracje członków tej koterii nie wpłynęły negatywnie na... całą misję
"Ani na wizerunek naszego Przymierza, oczywiście..."

- Czy najjaśniejszy baron pozwoli mi udać się z powrotem do mojego apartamentu? Muszę się przygotować do jutrzejszego spotkania.


* * *


Następnego wieczora Paul udał się na spotkanie z koterią. Jak zwykle ubrany w elegancki garnitur wsiadł do swojego czarnego BMW rozsiewając w nim lekki zapach perfum D&G "The One". Gdy dojechał na miejsce spojrzał na swojego złotego Rolexa - była 22:50. Włożył srebrnego Makarova do kabury pod marynarką, wsadził za pasek dwa zapasowe magazynki, po czym poprawił włosy przeglądając się we wstecznym lusterku i wysiadł z auta.

"Piękna" - pomyślał patrząc na miasto pogrążone w mroku. Mimo, że zadanie mu powierzone początkowo nie napawało go optymizmem, Paul był w dość dobrym humorze. - "Piękna noc. Ciekawe, co ze sobą niesie? W pewnym sensie dostanę szansę wykazania się i poprawienia swojej pozycji". Na jego twarzy pojawił się ślad uśmiechu. "Wszystko albo nic. Dokładnie tak, jak lubię."
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 26-11-2008 o 02:32.
Vincent jest offline  
Stary 29-11-2008, 21:09   #24
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jakby tu…
Skonfundowana Galia siedziała w fotelu nie spuszczając wzroku z Nosferatu. ~~Piękna i Bestia~~ przemknęło jej przed głowę. Po raz stutysięczny ósmy strzepnęła z futrzanej etoli niewidzialny pyłek. Wszystko to razem stanowiło nieco niepokojący scenariusz. W wyjątkowym jak na nią skupieniu wsłuchiwała się w głos starego wampira.
Koteria, morderca, Rei, jutro, wieczór, Golden Gate.
Młode, piękne umysły.
Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jest w tym wszystkim coś więcej. Że Thobias być może niechcący, a może i celowo, nie podzielił się z nią wszystkimi z posiadanych informacji.

-Naprawdę przyjemnie by mi było podziwiać pani nogi, niestety mam masę obowiązków. Niech pani nie pozwoli się zatrzymywać takiemu staremu Nosferatu jak ja.

Spławił ją?!
Gdyby miał choćby kilka lat mniej, gdyby był choćby mnie ważny. Albo chociaż był odrobinę mniej Nosferatu, byłaby mu powiedziała, co myśli o jego zachowaniu. Jednakże Bartholomeo Thobias był dokładnie tym, kim był, nie pozostało jej nic innego, jak pożegnać się chłodno i zachowując resztki godności pozwolić odwieźć się do domu dyniowym autem.

*

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uYSULkXcVYw[/MEDIA]

Samochód Thobiasa odjechał dobrych kilka chwil temu, lecz Galia ani drgnąwszy stała ja skraju chodnika i urzeczona przypatrywała się imponującemu neonowi reklamującemu The Burlesque. Długowłosa, wymachująca nogami dziewczyna i migoczące, tworzące napis lampki. Zupełnie w starym stylu. Nie był on może tak zapierający dech w piersiach jak oświetlone skrzydła reklamującego Czerwony Młyn wiatraka, ale… cóż w dzisiejszych czasach mogło się równać z tamtym przepychem? Ostatni kilkadziesiąt lat pozbawiło Velvet większości najważniejszych dla niej kiedyś rzeczy. Dawne suknie nie wytrzymały próby czasu i niezliczonych podróży z jednego końca świata w drugi. Ba, upływ czasu pozbawił ją nawet dawnego imienia, które niegdyś w Paryżu wywoływało drżenie męskich serc i wściekłą zazdrość kobiet. Imię – znak firmowy, bezpośrednio kojarzący się ze spływającą spod sklepienia huśtawką. Z brylantami. Z podziwiającym ją tłumem.
Westchnęła.
Kolejna noc we Frisco miała się ku schyłkowi.


Gdy weszła do Burleski, Amanta Palmer właśnie kończyła swój występ. Świetnie pasowała do profilu klubu. A zwłaszcza do stojącego piętro wyżej łoża, jak zwykła podkreślać Velvet. Hermafrodytyczna szansonistka, a zwłaszcza jej pełna chemicznych „udoskonaleń” krew, idealnie wpasowywała się w gusta właścicielki The Burlesque. Tak przynajmniej sądziła do chwili, gdy następnego wieczora nie wiadomo który raz zbudziła się w stanie, który śmiertelni zwykli określać kacem.
Czym jednak był ów fakt wobec majaczącej na horyzoncie przygody?
To właśnie powtarzała sobie, gdy prowadzony przez Myersa czarny, do złudzenia przypominający karawan, chrysler cruiser zbliżał się do wjazdy na Golden Gate. Miejsca, gdzie wszystko miało się zacząć.
 
hija jest offline  
Stary 09-12-2008, 21:36   #25
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
18 września 2007 roku

Samuel rzadko opuszczał swoje biuro, nawet bardzo rzadko. Teraz jednak musiał, bo regentom się nie odmawia. Przyglądając się jak zwykle mijanym budynkom rozmyślał, czego może od niego chcieć pani Stern? Wielka Smoczyca praktycznie rzecz ujmując widziała Samuela raptem parę razy, teraz jednak kazała Tivruskyemu go wezwać. Nosferatu też jednak nie znał powodu tego wezwania.
Regentka miała czekać w swoim schronieniu na El Plazuela, gdzie zresztą przebywała częściej niż w siedzibie przymierza. Ostatnie pół kilometra Junipero Serra, dzielnice willi i domków, pasy zieleni, prawdziwa oaza spokoju zarządzana przez Julię Stern. Lameh naturalnie powyburzałby kilka domów i zmienił trasy ulic, ale wszystko z czasem. Poza tym teraz im bliżej był, tym bardziej gryzło go, czego może od niego chcieć sama głowa Ordo Dracul w San Francisco.

Zjechał na El Plazuela i zaparkował na samym końcu, przed domem Wielkiej Smoczycy. Trochę niepewnie podszedł do drzwi i po odnalezieniu dzwonka zadzwonił. Nie czekał zbyt długo, otworzył mu słusznej postury mężczyzna- jeden z ochroniarzy regentki. Ni to pomrukiem, ni to warknięciem pozwolił Samuelowi wejść.

Wnętrze domu było nad wyraz współczesne- typowe panele na podłodze, odmalowane na biało ściany, kilka obrazów i to szczerze mówiąc nijakich. Julia nie przejmowała się specjalnie wyglądem swojego schronienia, pozostawiając wystrój swoim ghulom. Efekt nie był ani dobry, ani zły, ale regentka nie potrzebowała podbudowywać swojej pozycji wykwintnymi mieszkaniami jak to robią członkowie Invictus.
Stern czekała w swoim gabinecie, siedząc za biurkiem w wygodnym skórzanym fotelu. Wyglądała jak zwykle olśniewająco i w przeciwieństwie do większości wampirów na jej cerze nie można by znaleźć nawet aluzji pośmiertnej bladości, co jedynie świadczy o jej zrozumieniu nauk Draculi.


-Pan Samuel Lameh, stanowczo zbyt dawno się nie widzieliśmy- przywitała swego gościa Smoczyca.- Jakże idą panu interesy?
Pytanie było czystą kurtuazją, ale to jedna z rzeczy z których regentka była znana.

-Stanowczo za dużo czasu spędza pan za biurkiem, szczególnie biorąc pod uwagę fakt jak doskonale zna pan to miasto, przynajmniej w wymiarze teoretycznym. Pomyślałam więc, że dobrze zrobiłoby panu pozwiedzanie go, chociaż odrobinę. A właśnie teraz nadarzyła się po temu doskonała okazja- Stern zawiesiła głos.

-Możliwe, że coś pan o tym słyszał: nastąpiło kilka morderstw, które zaniepokoiły księcia. Nie zginął żaden wampir, jedynie śmiertelnicy co każe przypuszczać, że byli ghulami wysoko postawionych Spokrewnionych w Zatoce. Policja oczywiście już bada sprawę, jednak w takiej sytuacji lepiej, jeśli wampiry wezmą sprawy we własne ręce. Książę pragnie nawet, aby wzięły sprawę bardzo szybko. Zostałam poinformowana dziś skoro zmierzch o tym, że powinnam wybrać spośród Ordo Dracul kompetentnego spokrewnionego, który zostałby wcielony do koterii mającej ująć mordercę bądź morderców i wyjaśnić motyw wydarzeń.
Zdaję sobie sprawę, że nie jest pan detektywem, ale w przeciwieństwie do Brook nie mam pod ręką żadnego Prescotta. Za to pan ze swoją znajomością miasta pewnie mógłby pomóc w poszukiwaniach sprawcy
- Samuel nie miał pewności, czy właśnie został uznany za gorszego, czy lepszego od Carthian. Przyjął jednak niepewność na swoją korzyść.

-Jutro, godzinę przed północą na wybranych przedstawicieli domen i przymierzy będzie przed wjazdem na most Golden Gate czekać szeryf Rei Fujita. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby się pan tam jutro znalazł- przynajmniej nie zabrzmiało to jak rozkaz. Naturalnie było rozkazem, lecz Julia przynajmniej zachowywała dyplomatyczne pozory.
-Szeryf z pewnością wyjaśni sprawę znacznie lepiej niż ja. Chyba nie muszę dodawać, że pokazanie się Ordo Dracul z jak najlepszej strony jest w tej sytuacji wskazane?

(***)

19 września 2007

Ryan miał okazać się rannym ptaszkiem, choć określenie to jest nieadekwatne do trybu życia wampirów. Kiedy mijał siedzibę Paolo Sangiovanniego, powszechnie uznawaną w mieście za najdalej wysunięte na północ schronienie w San Francisco, zastanawiał się czemu Rei wybrała właśnie takie miejsce na spotkanie. Tajemnicą poliszynela było, że w pobliskich parkach i nad wybrzeżem kręcą się wilkołaki, a na nie żaden wampir nie chciałby się natknąć. Tym bardziej mijane, nieoświetlone zbyt dobrze tunele wśród drzew wpływały na Lore'a dość... negatywnie.
No, ale z drugiej strony kiedy spotka się już z Rei, sprawa przybierze inne oblicze. W końcu z kim może być bezpieczniej niż z szeryfem?


Dopiero w połowie autostrady Redwood Ryan poczuł się pewniej. Światła rzucane przez osiedla śmiertelników pozwalały sądzić, że żadna włochata bestia nie rzuci się na maskę samochodu. W sumie, jeśli pomyśleć racjonalnie to w mieście nie mówi się o przypadkach napaści wilkołaków na spokrewnionych. Ale kto tam wie z tymi dzikusami?

Co wcale nie dziwne na moście panował duży ruch, ale na szczęście Lore nie musiał się weń pchać.


Zjechał na jeden z parkingów, zatrzymał wóz i ledwie zdążył się rozejrzeć gdy jego wzrok wyłowił niską Azjatkę rozmawiającą ze znacznie postawniejszym mężczyzną.
Szeryf była rozpoznawalna z miejsca, głównie za sprawą ogniście czerwonych włosów i charakterystycznego płaszcza. Niemniej każdy kto ją widział zastanawiał się, jakim cudem potrafi utrzymać tak trudną i brutalną pozycję w mieście. Wydawała się w tej roli zupełnie nienaturalna, ale nikt nigdy nie narzekał na jej pracę. I to nie tylko dlatego, że jest córką księcia.


Wampir był jednak Ryanowi zupełnie nieznany. Bardzo krótko ostrzyżony, na styl trochę militarny, ubrany jednak w drogi garnitur z całą pewnością szyty na miarę, gdyż w sklepach raczej nie sprzedaje się takich dla niemal dwumetrowych olbrzymów. Kimkolwiek spokrewniony był, wyglądał dziwnie.


Miało to jednak teraz drugorzędne znaczenie dla Ryana. O wiele ważniejsza była próba opanowania Bestii, która w obecności tej dwójki nakazywała natychmiastową ucieczkę. Pierwotna część natury łatwo wyczuwała drapieżników silniejszych od siebie. Zduszenie jej podszeptów było bardzo trudne.

(***)

Powszechnie wiadomo, przeszło przez myśl Lamehowi, że budowa mostu Golden Gate rozpoczęła się w styczniu 1933 i trwała do 27 maja 37 roku, kiedy to budowlę otwarto do użytku. Koszt budowy wyniósł ponad 27 milionów dolarów, a aż 2 miliony zżarł projekt. Przez niemal 30 lat Golden Gate Bridge był najdłuższym mostem wiszącym na świecie, a do dziś jest na pewno najbardziej znanym. No, ale każdy architekt wie o takich rzeczach, są oczywiste.
Każdy architekt zgodziłby się też, że mały betonowy parking z trzema dystrybutorami paliwa wyglądał paskudnie i nie pasował w żadnej mierze do monumentalnego pomarańczowego mostu. Niestety estetykę można tak łatwo zniszczyć...

Samuel szybko jednak skupił się na innych kwestiach- na parkingu samochodów było niewiele, tym bardziej w oczy rzucał się masywny jeep grand cherokee i elegancki, a już na pewno drogi, Bentley Continental. Właścicieli maszyn szukać nie trzeba było daleko, Rei Fujita rozmawiała z dwumetrowym blondynem w czarnym garniturze. Tuż koło nich stał przysłuchując się mężczyzna w dla odmiany białym garniturze i o kręconych, długich czarnych włosach. Jak rozkładał się status owej trójki widać było z miejsca.
Kiedy Lameh podszedł już do obecnych wampirów szeryf przerwała rozmowę i zwróciła się do członków zawiązującej się koterii.

-Dobry wieczór panom, dbałość o punktualność doprawdy godna podziwu. Jako, że do umówionej godziny został jeszcze kwadrans nie będę zaczynała niczego wyjaśniać. Gdyby mógł pan stanąć przy wjeździe na parking i informować ewentualnych śmiertelników, że wjazd jest na razie zabroniony?- poprosiła blondyna. Ten jakoś nie kwapił się do spełnienie prośby, ale po chwilowym zwlekaniu oddalił się we wskazanym kierunku.

-Pan lord Charlston ma szerokie wpływy w miejscowej policji, kiedy przyjdzie odpowiednia pora poinformuje państwa o czym trzeba.

Samuel przez tą krótką chwilę zweryfikował mniej więcej wiek pozostałych spokrewnionych: szeryf i Charlston byli na pewno starsi, Bestia wyraźnie dawała to do zrozumienia. Pozostały nieumarły nie mógł jednak być silniejszy niż Lameh.
Lore zresztą czuł podobnie.

(***)

Nie minęło więcej niż trzy minuty, jak od wjazdu na parking kierował się w stronę oczekujących potwornie zarośnięty mężczyzna w skórzanej kurtce. Powiedzieć, że wyglądał jak stereotypowy Gangrel to dość: broda, kudły, zaniedbany, brudny strój. Fujita jednak zwróciła się do niego po imieniu, w przeciwieństwie do Samuela i Ryana.


-O, pan Greg. Cieszę się, że zgodził się pan przybyć na wezwanie księcia. Czy byłoby nietaktem spytać, czy namówił pana primogen Rufus, czy regentka Brook?
Greg odpowiadając ukłonił się nawet lekko. Pokaz niezwykłych manier jak na swój klan. -Pani szeryf. Oboje przedstawili stosowne argumenty.

Gangrel nie wyglądał wcale na kogoś ważnego a i jego imię nie przywodziło na myśl niczego szczególnego. Tym dziwniejsze, że Rei go znała. Z drugiej strony, może to po prostu jeden z ogarów?

(***)

Paul hołdował zasadzie przezorny zawsze ubezpieczony. I bardzo słusznie zresztą. 22.50 okazała się niemal spóźnieniem: przed wjazdem na parking stał bardzo rosły wampir, który jednak z miejsca pozwolił Kelseyowi przejechać. Adwokat kojarzył go, nawet całkiem dobrze, jako lorda Irvinga Charlstona- specjalistę od tuszowania dochodzeń policyjnych w San Francisco.
A skoro już o Frisco mowa. Widok na miasto od strony mostu był zapierający dech w piersiach. I chociaż określenie to nie oddaje rzeczywistości w przypadku wampirów, to jednak w żadnym wypadku nie umniejsza urody Miasta Mgieł. Setki, tysiące świateł, widoczna w oddali tafla zatoki. A do tego jeszcze atmosfera nadchodzącej okazji do polepszenia swojej pozycji. Czego więcej może pragnąć członek Invictus?


Spośród oczekującej na parkingu trójki wampirów, Paul znał jedynie rządcę Rei. Pozostała trójka z całą pewnością nie należała do Invictus, ale i tak wprawiła adwokata w uczucie zagrożenia. Panika została stłumiona szybko, świadomość tego, że w koterii znajdą się wampiry o silniejszej krwi jednak pozostała. Czy fakt ten był dobry, czy też zły czas miał dopiero pokazać.

(***)

Galia nie spieszyła się zanadto. A może to Myers przysnął odrobinę za kółkiem? Tak czy inaczej, kiedy chrysler wtoczył się na parking, przepuszczony przez jakiegoś dwumetrowego dryblasa w garniturze (na którego Bestia zareagowała dość panicznie) wybiła godzina 23. Cóż, wybiła to nie najlepsze słowo, gdyż wszelkie kościoły były zbyt oddalone, aby ewentualnie bicie dzwonów mogło przebić się przez hałas samochodów.

Gdy tylko Velvet wysiadła z wozu podszedł do niej ów dryblas minięty przy wjeździe na parking.
-Dobry wieczór pani Kazashki. Pozwoli pani, że podprowadzę do reszty. Gentlemani powinni usługiwać damom- no proszę, jak na swoją posturę wampir okazał się całkiem kulturalny. Z drugiej strony drogi garnitur mógł sugerować, że spokrewniony jest kimś dobrze postawionym.

Tak więc oto cała koteria zebrała się w jednym miejscu. Fujita jakby dla pewności przeliczyła wszystkich pod nosem i dopiero rozpoczęła wstępną przemowę.
-Jak widzę zebrali się już wszyscy: przedstawiciel Invictus, przedstawiciel Ordo Dracul, spokrewniony polecony przez Lancea Sanctum, pani Kazashki jednogłośnie wybrana przez regentów Hawka i Thobiasa oraz pan Greg z polecenia regenta Rufusa i regentki Brook. Cieszy mnie tak liczne państwa przybycie, szczególnie w tak krótkim czasie i po niespodziewanej zapowiedzi dzisiejszego spotkania. Dla formalności przedstawię się: jestem Rei Fujita, córka Yukariego Fujity, Szeryf miasta San Francisco.

Invictus zawsze słynęło z formalizmu, a rodzina Fujita była wzorowym członkiem Pierwszego Stanu. Wszyscy obecni wiedzieli, że szeryf oczekuje także ich osobistego przedstawienia.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 09-12-2008 o 22:21.
Zapatashura jest offline  
Stary 10-12-2008, 18:20   #26
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Ryan podejrzewał, że będzie ich więcej, przecież by tajemnica była ktoś o tym musi wiedzieć. Nie wiedział dokładnie kto jest jego przyszłym „wspólnikiem”, a kto tylko częścią „organizatorów” sprawy. Jako, że przybył wcześniej miał ten przywilej zaznajomić się z sytuacją, jednak było to trochę trudne, nie mówiąc o tym, że było całkowicie fałszywe, bowiem gdyby dał upust bestii uciekłby nawet bez samochodu w dal niezmierzonej ciemności nocy… W każdym bądź razie, starał się udawać pewnego siebie i wyniosłego mężczyznę, nie tyle uprzywilejowanego, jako jeden z członków koterii, lecz bardziej jako osobę, która jest potężna i wielka, która jedynie ze swojej łaski dała się namówić do tego projektu czy pomysłu. Poza tym w części nie musiał udawać, bo po części tak właśnie było. Przejechał językiem po swych kłach i na moment zamknął oczy. Poczekał chwilę, czekając wyprostowany i obmyślając sobie w myślach treść swych wypowiedzi. Zakładał, iż wysoki mężczyzna to może być książę, ojciec wszechznanej i oczywiście obecnej Pani Szeryf. Gdy zjawiła się kobieta, jedyna nie licząc ognistowłosej Azjatki. Wypowiedź przewodniczącej zebrania była czysto formalna i raczej sztuczna. Gdy skończyła, popatrzył po reszcie i wiedząc, że nikt nie kwapi się do powiedzenia o sobie bynajmniej dwóch słów zaczął pierwszy. Poza tym, jeżeli chciał zyskać coś z tego musiał się wyróżniać i robić z siebie spokrewnionego, który jest porządny, skory do współpracy i będący przede wszystkim oddany i księciu i sprawie. Po już skończonej wypowiedzi Pani Fujity wystąpił i skinąwszy głową pierw do przedmówcy, później do reszty „organizatorów”, aż w końcu do reszty koterii i zrobiwszy krok w przód i stanąwszy tak, by nikt nie był do niego ustawiony tyłem lub bokiem rozpoczął swym gładkim głosem.
-Z samego początku chciałbym powitać wszystkich zebranych, a w szczególności Panią Szeryf. Zwę się Lore… Ryan Lore. Nie wiem tak naprawdę czemu zostałem jednym z członków koterii, lecz mogę się domyślać, że chodzi o moje szerokie wpływy w mieście i obszerny zakres możliwości. Jestem Deava i nie należę do żadnego z przymierzy, lecz skierowała mnie do Was osobistość z Lancea Sanctum. To chyba wszystko jeżeli chodzi o mnie…- wydawało mu się że powiedział to tak jak powinien, więc zaraz potem, nie robiąc ni chwili przerwy skinął jeszcze raz do wszystkich zebranych i zrobił krok w tył. Gdyby był żywy pewnie odczułby jakieś dolegliwości stresowe związane z żołądkiem. Założył ręce na piersi, a jego krwistoczerwona koszula ukazała swe spięte srebrnymi spinkami rękawy, okryte przez czarną, prążkowaną marynarkę garnituru. Jego sprytne oczy jeszcze kilka razy przewierciły zebranych, starając się wychwytywać jakieś szczególne zachowanie lub inne „czynniki”. Prócz tego, najzwyczajniej w świecie milczał…
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 12-12-2008 o 11:12. Powód: BŁĘDY!
Vampire jest offline  
Stary 12-12-2008, 22:34   #27
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Fascynujące miejsce. - Samuel Lameh z wolna zmierzając w kierunku pozostałych członków Rodziny, czekających już na parkingu. Nie mógł oderwać wzroku od monumentalnej budowli z początków wieku jaką był most Golden Gate. Aura tego miejsca przenikała go, tchnąc w jego dawno już martw ciało wprost emanującą z niego energię. Przez ten most wkraczano do tego miasta, pełnego możliwości i nadziei na lepsze jutro. Było jego wizytówką. Oczywiście, były jeszcze mosty Oakland Bay oraz Hayward ale one się nie liczyły, były niczym przy splendorze tej złotej bramy...
Lameh rozmarzył się, żałując że nie uczestniczył w powstaniu tej fascynującej konstrukcji. Nie zmieniało to jednak faktu że zamierzał wykorzystać ją do swoich celów. W myślach, przyznał że brakowało mu obecnie pełnej pewności siebie. Dopiero widok mostu rozwiał jego obawy, dręczące go odkąd wstał tego wieczoru.

Regentka Stern, podczas spotkania, zwracała się do niego bez formalnych zwrotów ich Przymierza. Mimo to przydzieliła mu zadanie jako przedstawiciela Ordo Dracul w zespole mającym za zadanie rozwikłać jakąś kryminalną zagadkę. Początkowo przewidywał że Regentka, będąca również Wielkim Smokiem przewidziała jego udział jako zmuszenie go do przełamania swoich ograniczeń, jakimi było jego przywiązanie do swojego schronienia i biura. Był pewien, że Regentka interesuje się tym osobiście, gdyż -jako Ventru, tak jak on sam - dostrzegła w młodym bądź co bądź członku Rodziny, kandydata na ucznia. Niestety, brak formalnych zwrotów i zupełnie pominięcie etykiety Zakonu stawiały jego teorię pod znakiem zapytania.
Zamiast uroczystego przywitania pełnym tytułem, zawoalowanym w patetyczne zwroty i pompatyczne określenia, z ust Julii Stern usłyszał przywitanie, uprzejme i z zachowaniem stosownej etykiety, ale jednak tylko przywitanie dwojga wampirów z rodu Ventru. Czuł się zawiedziony. Wiedział jednak że to może być tylko kolejna próba, mająca zakwestionować jego lojalność i priorytetowe stawianie dobra Zakonu ponad własne konotacje wewnątrz klanowe i typową przy nich walkę o wpływy i status...

Obecnie jednak, porzucił rozważania nad tym problemem. Nie przyspieszał kroku, zmierzając ku oczekującym spokojnym i pewnym krokiem. Był pewien że jest przed czasem, nawet bez patrzenia na zegarek. Zatrzymał się na moment, by spojrzeć raz jeszcze na most Golden Gate...



-Dobry wieczór Pani Szeryf, dobry wieczór panom. -Samuel Lameh ukłonił się uprzejmie. Tu przyznał że nigdy nie był pewien jak zachować się w materii przywitania z Księciem ani jego obecną tu córką. Dalekowschodni dystans i uprzejmy ukłon, o stosownym do jej statusu kącie nachylenia, czy też zostanie to uznane za oznakę traktowania ją stereotypowo z powodu jej śmiertelnych korzeni? Lameh postanowił ograniczyć się więc do bezpiecznego skinienia, bez jednak silenia się na pełną etykietę. W końcu stosując odmienne zasady wobec jej, obrażało by jej hm... mało dalekowschodniego towarzysza.

-Lordzie Charlston, witam... -Lameh podał rękę rosłemu blondynowi. Spojrzenie prosto w oczy, bez strachu, pełne opanowanie instynktów i następnie taktowne przerwanie kontaktu bez spuszczenia wzroku, przez przeniesienie go na młodszego z mężczyzn...

Stojany w ich towarzystwie młody z wyglądu i oceny jego Bestii wampir, nie sprawiał wrażenia szczególnie obytego gdyż poza podaniem ręki nie wypowiedział nawet słowa. Podobnie negatywnie ocenił pierwszego z przybyłej wkrótce trójki pozostałych członków jego przyszłej koterii.
Mężczyzna, domniemany Gangrel, nie zrobił na nim dobrego wrażenia. W zasadzie do tej pory nie udało się to żadnemu innemu dzikusowi z tego rodu. Po prostu nie pasowali do jego wizji otaczającego go świata. Niestety, dopóki Wielkie Dzieło nie zostanie ukończone nie było nadziei na zmianę tego stanu. To znaczy pozbycia się tych dzikusów, nie na zmianę poglądów Samuela. Bardzo konserwatywnych w pewnych kwestiach poglądów...
Lameh przywitał go chłodno, mając jednak w pamięci fakt że pani Fujita przywitała go po imieniu. Nie żeby zazdrościł, uważał że z przełożonymi lepiej pozostawać po nazwisku.

Z Paulem Kelseyem, relacje miał podobną do tej z Charlstonem. Znali się z widzenia, zostali sobie przedstawieni. Wypadało, gdyż byli swoimi krewnymi. Łączył ich co prawda tylko klan, nie żadne bliższe powiązania, jednak to wciąż zobowiązywało. Fakt że przyjdzie mu współpracować z kimś odpowiednio urodzonym i obdarzonym stosownymi kwalifikacjami, Lameh przywitał z aprobatą. Starał się przywitać z nim na tyle swobodnie, na ile pozwalała etykieta. Ostatnia przybyła, okazała się wampirzycą o atrakcyjnej, młodej powierzchowności. Było czuć od niej aurę ambicji i żądzy sukcesu. Niestety, coś w niej mówiło Samuelowi, że kobieta niestety nie należy również do ich rodu. Zapewne więc była Sukkubem. Zapewne reprezentantka Carthian. Kobieta zaciekawiła go i wprost nie mógł doczekać się, kiedy pozna odpowiedź na swoje domniemania.

***

-Samuel Lameh, z rodu Ventru. Bezpośredni potomek Francois de Fou. Członek przymierza Zakonu Smoka. Skryba poświęcony zgłębieniu klątwy. -przedstawił się swoim pełnym imieniem. Ostatnie zdanie pozostawało oczywiście niezrozumiałe dla wampirów z poza Ordo Dracul. -Zostałem wybrany, by reprezentować interesy mojego przymierza w tej niepokojącej społeczność naszego miasta sprawie. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna. -mówił krótko, bez pośpiechu, a zarazem jednak płynnie. Nieco zagmatwana wypowiedź tego młodego wampira, Lore jeśli dobrze zrozumiał, stanowiła dobre podłoże, poprzedzające odpowiednio dobrane słowa które padały z ust Samuela. Liczył na zbudowanie obrazu siebie jako osoby konkretnej, nie marnującej czasu na pustosłowie. Osoby zdającej sobie sprawy z tego, czemu i w jakim celu znalazł się w tym miejscu...
Zapewne wszyscy myśleli teraz o tym co mogą wyciągnąć z tej sytuacji oraz jej rozwiązania. Samuel starał się zagrać tak, by brzmieć jako osoba z którą współpraca naprawdę przyniesie korzyść. Przecież tak właśnie jest... - dodał w myślach.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 30-12-2008, 21:03   #28
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Obszyte kiczowato czerwoną, lakierowaną skórą siedzenie chryslera działało na Galię kojąco. W miarę jak oddalali się od Portola Drive i okalających jej arterię pomniejszych, niemiłosiernie splątanych żyłek ulic, siedząca na tylnym siedzeniu kobieta pochłonięta myślami o ostatnich wydarzeniach, coraz bardziej oddalała się od tu i teraz. Ona, wybrana do jakiejś koterii rodem z powieści przygodowej z początku XX wieku. Minnie. Nawet pasowało. Ciekawa była, czy dzisiejszej nocy przyjdzie jej poznać Kapitana Nemo. Na horyzoncie, widoczny pomiędzy przednimi siedzeniami, majaczył już Golden Gate.
Lubiła go. Mówili, że za dnia nie wyglądał specjalnie, ale cóż mogłoby ją to obchodzić. Jej porą była noc. Jechali chyba dość długo. Myers leniwie zbierał zakręty. Dużo większą ich ilość, niż ta, która wystarczyłaby by znaleźli się na miejscu. Lata spędzone razem wyczuliły go na humory Galii.

Spotkanie z Nosferatu zrobiło na niej większe wrażenie, niż sama chciałaby się przyznać. Szczególnie dziwiła jednomyślność dwój wielkich osobistości San Francisco. Nie do końca potrafiła zrozumieć dlaczego właśnie ją wytypowali jako reprezentantkę swoich interesów. Fakt, zaprezentować się to ona naprawdę potrafiła, ale jakoś ciężko było uznać ten argument mocnym. Ba, choćby sensownym. Blade dłonie raz za razem to wygładzały wąską, odsłaniającą kolana spódnicę, to znów poprawiały krucze włosy, ułożone nad czołem w idealne fale.
Jeśli chodziło o prezencję, Velvet była paranoiczną wręcz perfekcjonistką. Szyte na miarę ubrania, zawsze w nienagannym stanie, idealna fryzura i doskonały makijaż. Brak któregokolwiek z tych elementów potrafił przyprawić wampirzycę o niebezpieczną dla otoczenia histerię. Tak, zdecydowanie, Galia Kazashki była kobietą stylu.
Już za chwilę poznać miała resztę wybrańców. Tych, w których najgrubsze ryby tego tętniącego neonami miasta pokładały nadzieję.
Przygotowując się na rychłe spotkanie, Velvet próbowała poskładać w głowie urywki dotyczących sprawy informacji. Nim jednak zdążyła uładzić wszystko w przypominającą logiczny obrazek całość, czarny chrysler pt cruiser stanął na rzęsiście oświetlonym parkingu. Karawanopodobne auto Velvet niewątpliwie wyróżniało się spośród pysznych samochodów, którymi przybyli zaproszeni na zebranie goście. Wyróżniało się spomiędzy nich co najmniej tak, jak Velvet wyróżniała się spomiędzy zgromadzonych przy wejściu na Golden Gate wampirów.

Ach, wielkie wejścia.
Wszystkie te minione lata nie zmieniły jej pod tym względem. Uwielbiała robić wrażenie. Cały jej wizerunek, postawa, mimika, a nawet tembr głosu podporządkowane były temu celowi. Galia umiała zawrócić w głowie.
Nawet teraz, kiedy pozostawiwszy przy aucie Myersa zbliżała się do skupionych w grupie wampirów, czuła na sobie ich spojrzenia. Prześlizgiwały się po jej zgrabnych łydkach, pełnych udach, opiętych cienka tkaniną sukienki, wąskie talii, piersiach i ramionach, by osiąść na twarzy kobiety. Przez chwilę znów była młódką zjeżdżającą spod dachu Moulin Rouge na huśtawce. Gnącą się w powietrzu ku zachwytowi publiczności.
Podeszła do czekających już postaci lekkim, pewnym krokiem. Obcasy doskonale wykonanych butów wybijały miarowy rytm. Skinąwszy na powitanie wszystkim głową, zajęła „swoje” miejsce w kręgu.
Zdawkowy wstęp Rei Fujity otworzył im ścieżkę do przedstawienia się. Gdy mówili, uważnie im się przeglądała. Z postawy, gestykulacji i sposobu mówienia zdolna była wyczytać naprawdę wiele. Fakt, że mimo Przebudzenia pozostała blisko ludzkich emocji ułatwiał jej zadanie.

- Galia Kasashki. Dla przyjaciół, a przecież mamy nimi być, Velvet. Ventrue. - uśmiechnęła się olśniewająco, patrząc prosto w oczy wampirowi o przyprószonych siwizną skroniach. Kiedy mówiła, słyszeć dał się wyraźny wschodni akcent, twarde „r” dodawało jej uroku. – Doprawdy, to haniebne zaniedbanie, że żadnego z panów nie gościłam jeszcze w moim Elizjum, The Burlesque. Jego położenie zdaje się w pewien sposób tłumaczyć wybór panów Thobiasa i Hawka.
Uśmiechnęła się raz jeszcze. Wyczekująco. Ciekawa co kryje się na dnie króliczej norki.
 
hija jest offline  
Stary 31-12-2008, 18:01   #29
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Kolejnym członkiem koterii, który zdecydował się formalnie przedstawić był zarośnięty Gangrel. Odchrząknął, choć był to niewątpliwie jedynie sposób zwrócenia na siebie uwagi i rozpoczął dość krótką introdukcję:


-Nazywam się Greg Kaklamanis, jestem uczniem priscusa mojego Klanu Gangrel: Rufusa. Moje poglądy polityczne, skoro wszyscy je tutaj przedstawiamy, sprawiły, że jestem jednym z Carthianskiego Ruszenia.

No i proszę, wampir nie miałby się czym chwalić, gdyby nie protekcja jednego z regentów. Zarówno Kelsey jak i Kazashki zauważyli jednak błyskawicznie, że sytuacja jest co najmniej nietypowa. Rufus był w końcu członkiem Invictus, na dodatek starszym. Mentorowanie Carthianinowi nie przynosi mu raczej zbyt dużej chwały.

(***)

Kiedy już wszyscy członkowie koterii oficjalnie się przedstawili, niezbędne formalności dopełnił ostatni z obecnych.


-Lord Irving Charlston, Ventrue. Syn barona Alberta Pennbury'ego, syna earla Abrahama Thompsona, syna księcia Montrealu Anny Brongniart. Archont i szanowany obywatel Pierwszego Stanu.
Doprawdy to byłby zimny dzień w piekle, gdyby członek Invictus nie przechwalał się swoja pozycją. Paul nie mógł jednak nie zauważyć, że w obliczu dość skromnego przedstawienia w wykonaniu Rei Fujity, deklamacja Charlstona była zbyt pyszna. Nie wypada wymieniać swych zaszczytów dłużej, niż znacznie bardziej utytułowany członek przymierza.

Szeryf nie przywiązywała chyba do tego wagi, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. A skoro już o wrażeniu mowa- Fujita nie wydawała się specjalnie przejęta Spokrewnionymi wybranymi przez poszczególnych starszych, ot jeszcze jedna koteria, która w dodatku pewnie rozsypie się jak tylko wykona powierzone jej zadanie.
Ale domysły na bok, w końcu to zgromadzenie ma jakiś cel.

-Nie wiadomo mi, ile państwo już wiecie, zacznę tedy od początku. W mieście nastąpiło kilka morderstw na śmiertelnikach będących ważnymi pionkami w strukturze interesów spokrewnionych. Przynajmniej jeden z zabitych był ghulem, resztę sprawdza aktualnie seneszal Woods.
Podkopywanie interesów miejscowych wampirów jest bez wątpienia poważnym przestępstwem, ale nie mam czasu osobiście martwić się śmiertelnikami. Sprawa jednak musi być rozwiązana. Książę Yukari Fujita zdecydował więc, że najlepszym rozwiązaniem będzie stworzenie multipolitycznej koterii. Dzięki temu powinniśmy uniknąć nieprzyjemnych incydentów związanych z próbą manipulacji wampirami, których sługi spotkał nieprzyjemny los.
Na razie wiadomo o trzech ofiarach. Najsłynniejsza, Yutaka Shiochiro, ambasador Japonii został zastrzelony 17 września w zamachu. Następna to niejaki Bruce Nakamori, brutalnie zamordowany we własnym domu przy 57 Anzavista Avenue. I w końcu trzecia, Chao Wong mieszkający przy Prospect Ave 14 w Sausalito, który został zepchnięty samochodem z naszego pięknego mostu Golden Gate. O wszystkich trzech przypadkach mówiono w mediach, raczej głośno co wcale nie jest nam na rękę -
Szeryf skończyła swą wypowiedź i spojrzała na lorda Charlstona, dając mu do zrozumienia że czas, by podzielił się posiadanymi przez siebie informacjami.

-Miejscowa policja zajmuje się dwoma z tych morderstw. Sprawa pana Chao została już praktycznie zamknięta- brak dowodów, podejrzanych i motywu. Pozostałe dwie sprawy są jednak zbyt drastyczne, aby dało się je zdusić. Policja staje na głowie, aby znaleźć zabójcę ambasadora, zaś sprawa pana Nakamori przypadła niejakiemu sierżantowi Thomasowi Willsonowi- lord nie przestając mówić podszedł do swojego samochodu i zabrał z tylnego siedzenia dwie teczki.
-Akta morderstwa na Anzavista i "wypadku" na moście mam tutaj. Dostanie się do dochodzenia w sprawie Schiochiro niestety wymagać będzie trochę czasu.
W teczkach znajdują się adresy ofiar, informacje o czasie i okolicznościach ich zgonu, zebrane relacje świadków, nazwiska policjantów zajmujących się sprawą i tak dalej i tak dalej.

Blondyn wrócił do reszty wampirów wręczając teczki Samuelowi.


-W chwili obecnej powinni państwo zapoznać się z dowodami. O ile macie takie możliwości, zbadanie miejsc morderstw także jest właściwym pomysłem- na nowo rozpoczęła mówić Rei.
-Jeśli nie uda się wam dowiedzieć niczego przydatnego, zostaniecie skontaktowani ze Spokrewnionymi, którzy zaapelowali do księcia o zbadanie tej sprawy. Chciałabym jednak podkreślić, że osoby te prosiły o anonimowość. Przekazywanie państwu ich danych to ostateczność, jeśli nie pojawią się żadne poszlaki. Czy macie państwo jakieś pytania?
 
Zapatashura jest offline  
Stary 31-12-2008, 19:01   #30
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Samuel wydał mu się konkretnym wampirem widzący „chyba” pełen obraz sytuacji, doświadczonym i mądrym Ventrue. Jeżeli pochodzi z Zakonu, mogą być pewne problemy z jego zachowaniem, ale wolał to przemilczeć. Często, bardzo często określa książkę po okładce, co niestety jest jego jedną z wielu wad, jakie posiadał. Obdarzył go badawczym i lodowatym spojrzeniem by mieć pewność, że się nie pomylił. Kobieta, która również zaszczyciła ich swoim przybyciem, lekko spóźnionym, czego nie znosił, bo bardzo cenił sobie punktualność. Był zdecydowany, że jest to jego klanowa „siostra”, lecz okazało się inaczej, co go nieco zdziwiło, a swe zdziwienie okazał mrugając dwa razy w stronę Velvet. Kolejny Ventrue został oceniony po wyglądzie. Ładna, o dobrych predyspozycjach i posiadająca „prawidłowe” kształty. To mu się spodobało i gdyby nie ta sztywna, oficjalna postawa uśmiechnąłby się zawadiacko do niej, jednak zaniechał swojego zamiaru. Gangrel wydał mu się typowym Gangrel’em, obdartusem i niegodnych flejtuchem. Również to przemilczał…

***

„Uff… Wreszcie jakieś konkrety” pomyślał Ryan, po czym lekko rozluźniwszy się popatrzył po zgromadzonych badawczo. Już wiedział jak wygląda ogół i „wystarczyło” to by stwierdzić, że siedzi w nie aż tak wielkim gównie jak się spodziewał. Jeżeli mamy adresy, informacje o denatach to wystarczy pozbierać wszystko do kupy, odwiedzić paru gości, popytać i skojarzyć fakty i domysły. Był dość zaradnym mężczyzną i nigdy nie powtarzano mu nic dwa razy. To były jego atuty. W takim razie, gdy padło słowo o pytaniach nie umilkł, lecz zadał krótkie i konkretne pytania.
-Rozumiem, że sprawa ma być tajna, czy możemy wtajemniczyć po części swoich podwładnych? Oraz czy ewentualne… przypadkowe zgony pewnych ludzi to byłby problem? – szybko i sprawnie. Popatrzył na teczki i wyprostowawszy się czekał na odpowiedź. Wiedział, że powinna nastąpić szybko, a jego pytania wynikały z gotowości i czujnego umysłu. John Rox mógł mieć sporo informacji na ten temat. Jego śmiesznie bliska wieź z policjantem nie jednokrotnie okazała się przydatna i w pewnych momentach wręcz potrzebna i konieczna. Uśmiechnął się w duchu, że dzięki temu szybciej odczepi się od tej koterii i będzie mógł mieć swoje nieżycie tylko dla siebie. „2 razy Ventrue, 1 raz Gangrel i 1 raz Daeva. Będzie mnóstwo kłótni… Ventrue o ich przywództwo, Gangrel o swoją potęgę i samowolę, oraz on… Tylko, o co on mógł się kłócić? Czas pokaże…” Uśmiechnął się lekko zamyślony, lecz cały czas mając trzeźwy umysł by zapisywać informacje o ich granicach i przywilejach. Bo nikt by nie chciał żeby stało się coś, co potem mogłoby potem mieć nieprzyjemne skutki, bo posunęli się za daleko…
 
Vampire jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172