Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2008, 21:16   #21
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Gospodarz otworzył drzwi.
Normalnie jest to dobra wiadomość. Ale już od progu Staszek miał złe przeczucia. Postąpił do przodu, niesiony na fali ponagleń i zaproszeń. Zgodnie z przewidywaniami wewnątrz było kilka osób. Nie bez zainteresowania począł im się przyglądać, tak tylko marginalnie odpowiadając gospodarzowi.
– 37.

Przeczesał włosy i wszedł do pokoju w którym wszyscy zdawali się na coś czekać. Skinął lekko.
- Dzień dobry…
- O rzesz ty. – Arletta raz jeszcze dała upust swej fantazji. Staś postanowił nie oponować i przepuścił ją tak by mogła dopaść swą ofiarę w pokoju.
- Ty drętwy krogulcu! Nieudaczniku od siedmiu boleści!
- Może porozmawiacie na zewnątrz – wtrącił się jednak Staszek, bez specjalnych emocji odzywając się typowym dla siebie, zachrypłym głosem. – Co?
- Co? – spytała Arletta – Co? Zabrał mi auto!
- Na zewnątrz – przypomniał sens swego wywodu roztrzęsionej aktoreczce.
Ta jednak nie specjalnie miała ochotę się uspokoić. Podeszła do Chrisa i walnęła go torebką. Wcale nie mocno fizycznie, ale w jej ekspresji było z pewnością wiele emocji. Sam poszkodowany widać bardziej świadomy tego co się dzieje, wstał i coś mówiąc do dziewczyny szybko wyminął Staszka. Poczym zniknął na zewnątrz. Skuteczny plan wywabienia Arletty.

- Dzień dobry – raz jeszcze spróbował Staszek. – Stanisław jestem.
W istocie był. Postawnym mężczyzną w wieku trudnym do sprecyzowania. Zwarta sylwetka i niezaprzeczalna muskulatura rzucała się w oczy. I dobrze korespondowała z pewnymi ruchami, bystrym i hardym spojrzeniem. Było coś tajemniczego, a jednocześnie nieprzyzwoicie wyrazistego w całej jego sylwetce. Pewność siebie, siła, zdecydowanie. Bezkompromisowość. Zachrypły głos, dwudniowy zarost i mało zaangażowane podejście kłóciło się z wystudiowanym uśmiechem i idealnie wypielęgnowanymi dłońmi.

Staś przystanął lekko z boku, przyglądając się jakby od niechcenia zgromadzonym. Bynajmniej! W istocie wielce interesowała go każda ze zgromadzonych osób. Mógł się domyślać że miał do czynienia z magami. Zapewne młodymi, bez pozycji, którzy mogli łatwo poddać się naciskom innych kiedy już posiądą Węzeł. Ciekawe.

Gospodarz zdawał się dość zabawnym klaunem. Biegał w koło zachowując się bez sensu. Wydawać się mogło że nie przywiązuje dużej wagi do tego co go otacza. Więc albo artysta, albo naukowiec. W dodatku słabego zdrowia. Szkoda tylko że w jego zachowaniu już po paru chwilach wszystko co zabawne odchodziło, pozostawiając tylko klauna.

W pobliżu krzątał się młodziak. Wysoki z kręconymi włosami. O ładnym, świeżym wyglądzie. Co w zestawieniu z praktycznym ubiorem, nad wyraz dobrze pasowało do młodej, nie ukształtowanej osoby. Tak samo jak i jego przeciętna sylwetka. Intuicyjnie pasował do zagubionego gościa, o którym dziś słyszał. A zatem na pewno mag.

Trzecia postać była zdecydowanie najciekawsza. Nie tylko dlatego że w zestawieniu najmniej pasowała do tego miejsca. Właściwie to wcale nie pasowała, a w jej postawie czuć było dyskomfort. Ale mniejsza z tym. Była kobietą. Do tego naprawdę atrakcyjną. Trochę chudą i niezbyt korzystnie ostrzyżona, ale zawsze. Nogi, biodra, piersi. Nos, usta. Mogła się podobać. Stanisław trochę dłużej studiował jej sylwetkę, bez skrępowania poświęcając jej należycie dużo uwagi. Zdawała się osoba pewna siebie, zdecydowaną. Mogła o tym świadczyć nie przeciętnie dobrana biżuteria. Elegancką i mającą wiele pieniędzy, czego dowód zaparkował przed posesją.

Obserwacje Werbeny zakłócił klaun. Tym razem stając się ekspertem w dziedzinie zdrowia i używek. Nie było innego sposobu jak ulec zaproszeniu. Wkroczył tak jak i inni do tajemnego laboratorium. Nie minęło parę chwil kiedy całkowicie stracił nie tylko kontekst ale i sens całego zdarzenia.
- Zapalisz? – spytał niewiastę nachylając się w jej stronę i wskazując delikatnie wyjście.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 27-08-2008 o 09:47. Powód: Literówki...
Junior jest offline  
Stary 31-08-2008, 18:36   #22
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
- Nie pijemy, nie palimy. Tego nauczyła nas mama.- powiedział Rodecki celując wciąż tlącym się papierosem do kosza.
Trajektoria lotu niedopałka do złudzenia przypominała wykres funkcji f(x)=-x^2+2x+12. Dagmara z pewnością zainteresowałaby się faktem jak doskonałe matematycznie kształty potrafi stworzyć natura, gdyby nie była noga z matematyki i gdyby wkurzająco roztrzepany Eteryta właśnie nie wyrwał jej z ust ulubionego Davidoff’a i nie potraktował go w tak bestialski sposób wyrzucając do kosza. Już miała wszczynać dziką awanturę, kiedy przypomniała sobie, że jest poważną panią adwokat, a szanujący się prawnicy nie powinni zniżać się do takiego poziomu. Zmełła w ustach przekleństwo odnoszące się do właściciela tego „domostwa”, a kiedy ten ruszył do kuchni, bez jakiegokolwiek skrępowania wyciągnęła z paczki następnego papierosa, zapaliła go, wygodnie oparła się o zakurzony parapet i delektując się smakiem tytoniowego dymu delikatnie drapiącego gdzieś w gardle czekała na coś, co miało być herbatą.
Rodecki właśnie wracał z kuchni niosąc herbatę i ogórki, gdy zobaczył jak kobieta po raz kolejny bezcześci jego krzew róży. Już miał coś powiedzieć, jednak Dagmara była szybsza. Zanim mężczyzna podszedł do niej, by kolejny raz zabrać jej to toksyczne świństwo, ona zdarzyła zmrużyć oczy w minie wyrażającej najprawdopodobniej zadowolenie z samej siebie, zaciągnąć się mocno dymem i buchnąć nim prosto w twarz Eteryty, gdy ten otwierał właśnie usta, by po raz kolejny zwrócić jej uwagę.
- O! Przepraszam – rzuciła kobieta ze słabo udawanym żalem, gdy otworzyła oczy i zobaczyła jak mężczyzna zamiera w bezradności. – Nie zauważyłam cię.
Zanim Rodecki zdążył cokolwiek powiedzieć Dagmara zgasiła papierosa, a peta wrzuciła do kosza. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Niebawem we wnętrzu kawalerki znalazło się jeszcze troje ludzi.
Pierwsza weszła młoda dziewczyna z niesforną burzą długich włosów opadających na kark i zasłaniających niemal całą szyję i prawie połowę nienaturalnie bladej twarzy. Wyglądała na niezwykle zniecierpliwioną, a stan jej wkurzenia pogłębił się jeszcze, gdy ujrzała towarzyszącego im Kultystę. Z jej ust popłynął rwący potok wyzwisk i obelg, których nie powstydziłby się szewc, czy marynarz.
Za nią wkroczyło dwóch mężczyzn. Pierwszy był młodszy, ubrany w sposób, który Dagmarze przypominał swobodny zlepek w pośpiechu znalezionych ubrań. Drugi z mężczyzn był nieco starszy i dobrze zbudowany. Jako jedna z nielicznych osób z całego tego towarzystwa był w miarę przyzwoitym człowiekiem, a przynajmniej na takiego wyglądał.
Pierwszy z mężczyzn wyraźnie nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Stał obok młodej dziewczyny słuchając jak ta oblewa swego rozmówcę kolejną falą wyzwisk i wydawał się być tylko dodatkiem do jej nieprzeciętnej osobowości. Drugi zaczął od rozliczania się z Rodeckim co do kosztów związanych z zakupami, po czym przedstawił się wszystkim.
Stanisław” – pomyślała Dagmara, – „ Tak miał na imię dziadek. Całkiem niezłe imię tylko trochę przestarzałe. Przynajmniej nie brzmi tak idiotycznie jak Delfin, czy inna Paloma.
- Jestem Dagmara – odezwała się podając nowo przybyłemu rękę do uścisku. – Miło mi.
Niebawem Chris (Czy nie tak mu było na imię?) i młoda dziewczyna wyszli na podwórko, by kontynuować „konwersację”. Za nimi podążył równie młody chłopak o nieciekawej aparycji.
W tym czasie Rodecki zdążył już wrócić do kuchni, by przygotować resztę poczęstunku. Gdy tylko zauważył dwa sześciopaki piwa leżące na dnie reklamówek, zaczął coś biadolić o demoralizacji społeczeństwa, ale Dagmara już go nie słuchała. Pogrążyła się we własnych myślach i nic poza nimi już nie istniało.
Nie dziwię się, że Rodecki to stary kawaler. Która kobieta wytrzymałaby z mężczyzną z tak ciasnym umysłem, nastawionym tylko na kwanty, równania różniczkowe, oscylatory harmoniczne i inne niewiele mówiące normalnym ludziom hasła?! Przecież każda zanudziłaby się na śmierć w jego towarzystwie! A gdyby była wyjątkowo odporna, lub wyjątkowo zakochana, niechybnie umarłaby na coś zaraźliwego w całym tym brudzie i syfie.
Z zamyślenia wyrwało ją skrzypienie otwieranej klapy w podłodze – bram do naukowego raju Rodeckiego. Dagmara przez chwilę zastanawiała się jak by tu wykręcić się sianem od oglądania złomu konstrukcji szalonego naukowca, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Nie miała wyboru. W swoich butach na wyjątkowo wysokim i cienkim obcasie zeszła do piwnicy uważając, by przy okazji nie powinęła jej się noga i nie połamała sobie wszystkich kości zleciwszy na dół. Udało się.
Niebawem całe towarzystwo znalazło się w dusznym i zakurzonym pomieszczeniu, a Dagmara znów mogła się wyłączyć. Jej myśli powędrowały bardzo daleko; do urzędu skarbowego, który będzie musiała jeszcze raz odwiedzić; do jej biura, w którym czekała na nią sterta pism do wypełnienia, podpisania i odesłania do sądu czy prokuratury; wreszcie do zacisznego wnętrza mieszkania, które nieprędko miała zobaczyć.
Znów została wyrwana ze świata swoich myśli. Tym razem to Stanisław zakłócił jej spokój proponując papierosa. Z początku nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów mężczyzny. Uśmiechnęła się łagodnie i odpowiedziała:
- Z przyjemnością.
Nie czekając na reakcję reszty oboje wyszli do brudnego pokoju, a następnie na zewnątrz budynku. Młoda dziewczyna wciąż wypluwała z siebie lawinę obelg, a Dagmara była pełna uznania dla jej bogatego repertuaru, bo miała wrażenie, że żadne z wyzwisk nie powtórzyło się dwa razy.
- Jesteś z Wrocławia? – zagadnęła, gdy Staś zapalił jej papierosa.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 31-08-2008 o 20:18.
echidna jest offline  
Stary 01-09-2008, 15:03   #23
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Paweł słuchał słów Mirka z uwagą. Oczywiście, nie subtelnego podtekstu dotyczącego zabawy. Może zastanowiłby się nad tym przez chwilę, gdyby nie był sobą- Pawłem Rodeckim. Choć był świetnym naukowcem, to nie znał się na interakcjach międzyludzkich. Był zbyt nierozgarnięty, by dostrzec ironię, a także zbyt optymistyczny, by wziąć sobie do serca na dłużej obelgi. Nikt ani nic nie mogło zmienić jego sposobu postrzegania świata.

Chłopak był mądry, to fakt. Wykonał skomplikowane obliczenia w myślach w ciągu kilku sekund. Taki geniusz trafia się raz na kilka pokoleń. Lecz Rodeckiemu coś nie pasowało- sposób w jaki Mirek dokonywał obliczeń był zbyt skomplikowany.

-Tak tak, owszem, masz rację- zgodził się z obliczeniami Eteryty, lecz zaraz grzecznie dodał- Nie obraź się, ale to zbytnia komplikacja. Oczywiście, szanuję twoje metody, ale patrząc na technokratyczną mechanikę kwantową widać, że zbytnia komplikacja nie jest właściwą drogą. Technologia nie tylko musi służyć Ludzkości- musi być też przez nią rozumiana. Bez klarowności nauki dalszy rozwój jest niemożliwy. Spójrz, można to zrobić bez żadnych obliczeń i zawiłego języka- powiedział, po czym wziął coś do pisania i zaczął notować na pobliskiej kartce.

- Wiemy że alkohol etylowy jest drugi w całym łańcuchu alkoholi. To dobrze, im dłuższy łańcuch tym trudniejsze transformacja. Musimy zamienić C2H5OH w pospolite H2O. Nie musimy transformować ani wodoru, ani tlenu. Wystarczy że zajmiemy się węglem. W etanolu mamy ogółem sześć atomów wodoru i jeden tlenu. Jak widzisz występuje tu spora nierówność. Jednak dwa atomy węgla. Jeśli dodamy do nich cztery atomy wodoru to po zasymilowaniu dwóch protonów z elektronami otrzymamy pospolitą cząsteczkę tlenu. Tak wiec mamy dwa atomy wodoru i trzy tlenu. To wystarczy do transformacji. Puszki nie powinny wybuchnąć- zasada zachowania energii nie została złamana, a kwantowo rzecz ujmując tylko przemieścimy to i owo.

Choć brzmiało to niezwykle skomplikowanie, to cały proces był bardzo prosty. Wystarczyło tylko zapchać składowymi wodoru węgiel tak, by miał tyle samo protonów i neutronów co tlen. Jako że mieli do dyspozycji prosty do rozłożenia wodór, a węgiel był bardzo podobny do tlenu (ujmując rzecz kwantowo) przeprowadzenie reakcji nie powinno stanowić problemu. W każdym razie tak wyglądało to dla Pawła…

Dla każdego innego człowieka potok słów wydobywających się z ust naukowca był zwykłym bełkotem. Kolejną z cech charakterystycznych dla chłopaka było to, że choć opowiadał się za prostotą, musiał się bardzo namęczyć, żeby wyjaśnić najprostszy nawet termin. Co do bardziej zaawansowanych, wprawił pewnego dnia w zdumienie kolegów z Fundacji, kiedy opisał im zasadę działania Modulatora. Wszyscy byli pewni, że opisuje alternatywną mechanikę kwantową, choć on tylko dodał do teorii parę pojęć i kilka stron swoich przemyśleń. Nawet naukowcy starsi i mądrzejsi od niego nie byli w stanie do końca pojąć języka, jakim włada.

- Zaczynajmy- rzekł Rodecki, sprawdzając wartości wibracyjne poszczególnych substratów procesu.

Maszyna zaświszczała, gdy gumowe ramiona wciągnęły w swe gardła powietrze, ściskając powietrze wewnątrz kuli. Wynalazek wściekle zawarczał, powoli kręcąc swą główną częścią. Ramię robota powoli i majestatycznie podniosło się, delikatnie kręcąc swym mechanicznym nadgarstkiem, dodając dodatkowy wektor i zwrot do procesu. Z początku wolno, maszyneria została wprawiona w swój wściekły taniec. W momencie, w którym hałas był nie do wytrzymania, z metalowego pręta wystrzelił błękitnawy łuk elektryczny, ślizgający się po sferze niczym wąż szukający chłodnej wnęki w rozgrzanym głazie.

Kula z pełzającym po niej piorunem wyglądała strasznie i pięknie zarazem. Niczym wynalazek doktora Frankensteina, budził grozę, respekt i szacunek dla sił spętanych iskrę intelektu.

Gdy Sfera powoli zwolniła, parując z gorąca i buchając parą z rur, Paweł odczekał chwilę aż maszyneria wystygnie. Po minucie z zadowoleniem otworzył właz i wyjął puszki, które jakimś cudem nie pękły w skutek ekstremalnych sił działających na ich wątłe, aluminiowe szklanki. Choć parę opakowań było mocno wygiętych, to woda nie przeciekała. Rodecki rzucił jedną puszkę Maćkowi, po czym pociągnął porządny łyk ze swojej. Napój był pyszny i odświeżający, choć może trochę zbyt ciepły.

- Chcecie?- spytał Paweł, oglądając się za siebie. Niestety, zarówno Sebastian jak i Daria nie widzieli Modulatora w pracy. Niewzruszony tym mężczyzna wziął kilka puszek pod pachę. Pewnie się przestraszyli wyładowań…

- Chodź Mirek, zabawimy się- rzekł do Eteryty, po czym udał się na parter.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 01-09-2008 o 16:38.
Kaworu jest offline  
Stary 01-09-2008, 22:14   #24
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
- Stój! - Krzyknął przerażony Marek, gdy zrozumiał, co zamierza zrobić jego nowy mentor. - Rzeczywistość jest zbyt statyczna. Przekształcenie Gerricka wykorzystuje podstawy paradygmatu Technokratycznego po to, by uniknąć wyładowania. To, co chce pan zrobić to zimna fuzja, teoretycznie możliwa, ale wydzielająca niesamowite ilości energii. Może Doktor Energyi* byłby w stanie zniwelować to wyładowanie, ale większość naukowców ma zbyt słabą wolę zmiany. - Chłopak mówił bardzo szybko i dosyć głośno, ledwo powstrzymując się od krzyku. Niestety, było już za późno.

Sprężarki poszły w ruch, więc młody mag musiał działać szybko. Żałował, och, tak bardzo żałował, że nie dane mu było do tej pory nauczyć sie chociaż podstaw Nauki Energyj, musiał wiec zrobić coś innego. Wcisnął na oczy eterogogle, prezent od swojej mentorki, by za ich pomocą odnaleźć słabe punkty rękawicy. Wciąż był zbyt słaby, by pokonać barierę, ale miał inny pomysł. W trakcie, gdy maszyna przechodziła na wyższe obroty, Marek za pomocą kawałka miedzianego pręta uziemił Modulator w rękawicy. W okolicy domostwa na pewno znajdowały sie duchy, które będą mogły zaabsorbować dużą ilość energii. Z doświadczenia Marek wiedział, że w pobliżu Eterycznych Laboratoriów łatwo można było spotkać miejskie duchy, łase na kwintesencję czy inne rodzaje pożywki. Oby i tym razem nie zawiodła go jego intuicja.

*Adept Pierwszej
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 10-09-2008, 15:25   #25
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Młody eteryta w pośpiechu rzucał swój czar. A powszechnie wiadomo, że gdy ktoś się śpieszy, to diabeł się cieszy. Energia powstała przy przemianie alkoholu w nieszkodliwe związki wprawdzie została wyprowadzona przez Marka Różogórskiego z laboratorium, ale problem polegał na tym, że młody mag nie wiedział, gdzie ona uciekła. Może przyjął błędne założenia co do grubości rękawicy? Może duchy były już najedzone i nie miały ochoty na więcej? A może zwyczajnie postanowiły zabawić się nieładnie z nowym gościem?? Faktem było, że nie wyszło mu do końca tak, jak zaplanował i wiedział to już w momencie, kiedy po rozświetlonym na mgnienie oko drucie spłynęła energia. Oby nikomu nic złego się nie stało. Oby!!


Stanisław podał Dagmarze ogień. Na tle różanego krzewu prezentowała się niezwykle pięknie, i tylko wrzaski Arletty, która na drodze obsobaczała Krzyśka, psuły mężczyźnie miłe chwile. Ruszyli powoli w stronę furtki, za którą, na drodze, zaparkowali swoje samochody. Stanęli w niewielkim wykuszu, utworzonym przez resztki murowanego ogrodzenia i żywopłot.

Nagle zerwał się zimny wiatr. Mała trąba powietrzna poderwała tumany kurzu. Rzuciła w stojących na dworze piaskiem, liśćmi i innymi śmieciami. Po czym lekko i zwiewnie, niczym baletnice z „Jeziora łabędziego” przesunęła się w stronę czegoś, co kiedyś było zbiornikiem przeciwpożarowym, a obecnie zarośniętym trzcinami bajorkiem.


Zatoczyła dwa koła wokół zbiornika, jakby popisując się przez stojącymi ludźmi. I niby od niechcenia wskoczyła do bajora, zaciągając z niego wodę.


Było w tej trąbie coś nienaturalnego. Niczym tancerka hoola kręciła się dla zwrócenia na siebie uwagi. Nikt jednak nie zwracał uwagi na tancerkę. A ona , jakby oburzona tym wszystkim nadęła się, wciągnęła więcej wody i… i przeliczyła się ze swoimi możliwościami, zniknęła równie nagle jak się pojawiła.

Arletta umilkła nagle, strząsała z włosów śmieci, które artystycznie umieściło tam minitornado.
- No na co się gapisz, palancie!!?? – wydarła się na Krzyśka. – Wsiadaj do auta i jedziemy. Dość czasu przez ciebie straciłam. Nie możemy się spóźnić – Zrezygnowany kultysta usiadł za kierownicą auta i furgonetka Wrocławskiego Teatru Pantomimy pomknęła rześko w stronę ściany lasu, opuszczając przyjazne progi domostwa Rodeckiego.

W jednej chwili zerwał się tak silny wiatr, że w dwóch zaparkowanych autach zawyły jękliwie alarmy.
Pomarańczowe światełka kierunkowskazów migały jednak inaczej niż zwykle, zdawały się wybijać rytm jakiejś niesłyszalnej dla ucha melodii. Być może słychać by ją było, gdyby nie świdrujący uszy , niemiły dźwięk alarmów, które zagłuszały się nawzajem.

Niebo pociemniało.


Wiatr przygonił czarne chmury, przywodzące na myśl mętne wody Styksu... lub lokalnej rzeczki, po tym jak rolnicy wypuszczą do niej zawartość swoich szamb, co się zdarza nawet dość często.


Uczucie zimna potęgował wicher. Skrzypienie starej jarzębiny objuczonej czerwonymi koralami przyprawiało o ból zębów. Pod wpływem wiatru drzewo wyginało się nienaturalnie.


Ustępując w progu, Staszek wyszedł na zewnątrz. Świeże powietrze. Prawdziwie można je docenić dopiero po wyjściu z takiej ciasnej, brudnej i śmierdzącej nory.
- Hm - niemo zaproponował papierosa. Lucky Strike. Sam chwilę później zaciągnął się dymem. Służył mu papieros. Przynajmniej dobrze z nim wyglądał.
- Jesteś z Wrocławia? – zagadnęła, gdy Staś zapalił jej papierosa.
- Nie. Z Rybnika. Sporo czasu spędziłem w Katowicach - odparł chowając zapalniczkę.
Dagmara uśmiechnęła się wciągając drapiący dym do płuc.
- Więc co cię sprowadza do tej zapomnianej przez Boga okolicy? - zapytała z drwiną pokazując głową na dom Rodeckiego. - Chęć zwiedzenia pięknego miasta Wrocławia czy czyste interesy?
- Zdecydowanie chęć zwiedzenia Wrocławia - odparł bez chwili zastanowienia. - Warto?
Zamyśliła się chwilę nad odpowiedzią.
- Myślę, że tak. Wrocław to bez wątpienia urokliwe miasto. Proponuję spacer szlakiem Wrocławskich Krasnoludków. No i parki miejskie. Cisza, spokój na łonie natury. Ja osobiście wolę rynek i plan Solny bogate w knajpy, ale dla każdego coś miłego - powiedziała po długiej chwili milczenia, a jej głos był spokojny, może nawet radosny. Bez wątpienia lubiła to miasto, może nawet je kochała.
- Lubi Pani Wrocław - bardziej nawet stwierdził niż spytał, uśmiechając się przy tym lekko.
- Mieszkam tu od ładnych paru lat, więc chyba faktycznie - rzuciła bardziej w powietrze niż do Stasia i zaciągnęła się papierosem. - Żal mi trochę chłopaka - powiedziała, znienacka porzucając poprzedni temat. - Rodecki nie jest dobrym materiałem na opiekuna. Nawet jeśli jego podopiecznym ma być inny Eteryta.
Stanisław wzruszył ramionami wyraźnie niezaangażowany.
- Obawia się Pani o tego młodzieńca? - Zmierzył sylwetkę dziewczyny bacznym spojrzeniem. - Może mu się coś stać, ma, czy właśnie chciała by Pani czegoś uniknąć?
- Nie o to chodzi - odparła. - Myślę, że chłopak jest na tyle inteligentny, że nie zrobi sobie krzywdy, nie utnie palca, nie poparzy ręki, ale jest jeszcze młody. Niewłaściwe zachowanie w obecności Śpiących może się dla niego nieprzyjemnie skończyć. Nie mówię od razu o Duchach Paradoksu, ale jednak jego dzisiejsze zachowanie, gdy byliśmy w pubie, nie świadczy na jego korzyść, a mam wrażenie, że Rodecki wcale nie należy do ludzi, którzy w odpowiednim momencie go poskromią i upiłują. Wręcz przeciwnie, obawiam się, że oni dwaj razem wzięci mogą mieć wiele nieodpowiedzialnych pomysłów - powiedziała to niemal jednym tchem, a jej spostrzeżeniu trudno było odmówić rozsądku.
- Pani Dagmaro - Staszek zawiesił głos nachylając się lekko w stronę kobiety - to przejaw instynktu opiekuńczego, czy po prostu woli Pani mówić o kimś innym, tylko nie o sobie?
Spojrzała na mężczyznę ze zdziwieniem i uśmiechnęła się.
- Ja się po prostu niepokoję o to, co z tego może wyniknąć. A o sobie nie mówię, bo też Pan nie pyta, a rozmowę jakoś podtrzymać trzeba.
- Faktycznie - zaśmiał się Staszek. - Ma pani całkowitą rację. Ale nie mogę powiedzieć że niczego o Pani nie wiem. Przeciwnie. Mam wrażenie że lubi Pani o sobie mówić. Prawda? Czasem niekoniecznie słowami, ale jednak...
- Tak na prawdę większość ludzi lubi mówić o sobie. Czysta psychologia. Człowiek lubi być w centrum uwagi, a nawet jeśli tego nie lubi to i tak jest zadowolony, gdy ktoś się nim interesuje - rzuciła. - Ja pewnie też nie należę do wyjątków. W końcu w każdej kobiecie tkwi odrobina próżności.
- W tym przynajmniej wypadku całkowicie uzasadniona - pozwolił sobie na bezpośredniość. - A jeśli mi wolno to ocenić, to całkiem umiejętnie Pani o to zabiega. Choć skłamałbym, gdybym powiedział, że nie domyślam się, iż to dopiero wstęp do czegoś więcej.
Mówiąc to Staszek zdawał się wyjątkowo rozluźniony i pewny siebie. Co nie przeszkadzało mu wręcz namacalnie i bez granic angażować się w rozmowę.
Dagmara odebrała te słowa jako komplement i uśmiechnęła się z satysfakcją. W końcu każda kobieta lubi komplementy, a ona nie należała do wyjątków.
- Któż to może wiedzieć - rzuciła i nagle jej twarz z rozpływającej się w komplementach dziewczyny zmieniła się w maskę pozbawioną emocji.
- Mógłbym zgadywać. Ale zwyczajnie wiem - stwierdził poważnie, nie spuszczając wzroku z rozmówcy. Robił to zresztą nad wyraz dobrze, lubiąc utrzymywać ciągły kontakt wzrokowy.
- To dobrze, że Pan wie. Też wiem parę ciekawych rzeczy, ale lata pracy w moim zawodzie nauczyły mnie, że nie należy zbyt wcześnie dzielić się z innymi swoją wiedzą. Czasem trzeba zostawić sobie jakiegoś asa w rękawie, żeby w odpowiednim momencie móc dobić przeciwnika - Dagmara powiedziała to spokojnym głosem, po czym wciągnęła w płuca kolejny haust toksycznego dymu. Niedopałek jej papierosa tlił się powoli bijąc w oczy delikatnym pomarańczowym światłem.
- Jest Pani lekarzem? - zażartował.
Zaśmiała się z udanego dowcipu.
- Nie wiedziałam, że polscy lekarze mają za zadanie dobić swoich pacjentów. Niestety rozczaruję pana. Nie jestem lekarzem, a tylko prostym adwokatem z własną praktyką zawodową - powiedziała, wciąż uśmiechając się z rozbawienia.
- A zatem na temat lekarzy słowa już nie powiem. Jeszcze zdoła Pani wykorzystać to przeciw mnie. Cóż, zatem rozumiem dlaczego może nie czuć się Pani tutaj najlepiej. - Znów okazało się, że wyrażanie opinii przychodzi mu nader łatwo.
- Wcale nie chodzi o to, o czym Pan myśli - powiedziała z uśmiechem. - Roztrzepanie Rodeckiego pokrzyżowało mi plany, więc pewnie dlatego wyglądam na niezadowoloną.
- Rozumiem - Staś zdawał się faktycznie przejęty. - Co zatem trzyma ciebie tutaj?
- Teraz to już właściwie nic - oświadczyła. - Co najwyżej zwykła ludzka ciekawość.
- A ta bywa bardzo silna. Zrozumiałym zatem będzie, jeśli zaproponuję wspólną kawę?
- Czemu nie? - zapytała sama siebie. - Ale mam bardzo napięty grafik, więc ustalenie terminu może stanowić pewien problem.
- Oczywiście. A więc?
- Może jutro, koło 16:00? W Coffeeheaven. To chyba najlepsza kawiarnia, jaką znam. I w rynku, więc nie powinien Pan mieć problemów ze znalezieniem
- Znajdę. Przynajmniej rynek – zamilkli na chwilę - Swoją drogą... Skąd podejrzenie, że jestem magiem? - zagaił, ot, jakby od niechcenia.
- A nie jesteś? - zapytała, ale raczej nie dopuszczała takiej możliwości. - Powiedzmy, że podpowiada mi to moja kobieca intuicja, a ona rzadko się myli.
- Masz zatem... wspaniałą intuicję. Aż boję się spytać co jeszcze ta dobra gwiazda podpowiada.
- Może się tego kiedyś dowiesz - powiedziała z uśmiechem. - O przepraszam, to znaczy "Pan". *

Dagmara i Stanisław dopiero teraz zauważyli, że pogoda zmieniła się diametralnie. Pochłonięci rozmową, osłonięci resztkami żywopłotu, nie zwracali wcześniej uwagi na akrobacje małego cyklonu.

Niespodziewanie nieopodal palącej dwójki zmaterializowała się kolejna trąba powietrzna. Ta była silniejsza od swojej poprzedniczki. Unosiła ze sobą nie tylko kurz i liście. W oku cyklonu znalazły się sporej wielkości kamienie i gałęzie. Czerwone korale jarzębiny runęły na stojących, sam Andy Warhol nie powstydziłby się pejzażu, jaki powstał na maskach stojących aut. Przepięknie rozmazane czerwone owoce jarzębiny doskonale komponowały się z czernią i srebrem. Do tego należałoby dodać białe ryski, powstałe w wyniku zetknięcia się drobnych kamieni z lakierem samochodowym. Lakiernicy będą mieli co robić.

Dwójka magów powoli, wstrzymywana przez nagły wiatr, parła do przodu. Tak powstają marzenia o lataniu. Człowiek mógłby się swobodnie położyć na tym wietrze i nie upadłby. Jednakże iść pod wiatr było trudno, niezwykle trudno. Te kilka metrów do drzwi wydawało się wręcz niemożliwą odległością do pokonania.
Jakiś kamień przeleciał tuż obok głowy Dagmary i wyładował w bocznej szybie jej auta.
Szkło rozsypało się dookoła.

Z czarnych chmur, równie nienaturalnych, co obie trąby powietrzne lunął deszcz, a właściwie ściana wody.


Nowa, większa trąba powietrzna podążała krok w krok za szukającymi schronienia. Bawiła się z nimi w chowanego, dając złudne wrażenie, że można przed nią uciec.
Stanisław szedł pierwszy, Dagmara trzymała się tuż za nim. A cyklon rzucał w nich różnymi rzeczami, które znalazł na podwórku.

W oddali ciemność rozświetliła pierwsza błyskawica, chwilę później doszedł do wszystkich jej głos, burza poruszał się z ogromna prędkością.

I kolejny piorun i następny. Zeus chyba miał gorszy dzień, a może pokłócił się Herą i ciskał w nią teraz swoimi gromami? Któż wie, co bogom w głowach siedzi...


Kolejny piorun musiał uderzyć blisko stacji transformatorowej, gdyż zgasło światło w całym budynku. Dwójka eterytów w piwnicy nagle umilkła. Z zewnątrz dobiegało groźne pomrukiwanie burzy. Paweł i Marek po omacku wychodzili z laboratorium. Deszcz dudnił w szyby i dach. Dagmary i Stanisława nigdzie nie było widać.

Nieszczęśni palacze byli już przemoknięci. Czarna, seksowna sukienka mocno kleiła się do ciała kobiety. A woda w butach chlupotała, aż miło.

Trąbie powietrznej znudziło się rzucanie w dwójkę magów małymi rzeczami. Wyprzedziła ich, opryskując błotem. Uniosła wielki konar jarzębiny i cisnęła w magów. Stanisław w ostatniej chwili dostrzegł sunącą w powietrzu gałąź. Chciał uniknąć spotkania z kawałkiem, dużym kawałkiem, jarzębiny, ale w ostatniej chwili lecący konar zaczepił o jego koszulę i pociągnął za sobą Rockiego. Który runął jak długi na Dagmarę.

Paweł Rodecki, o dziwo, szybko odnalazł dwie latarki. Obaj eteryci rozpoczęli poszukiwania swoich towarzyszy. Kolejna błyskawica rozświetlająca niebo ukazała im mozolnie poruszające się sylwetki. Gdy Marek otworzył drzwi, najpierw w twarz chlusnął mu deszcz. Z potem zobaczył... przed progiem leżał Stanisław, przygniatający swoim ciężarem Dagmarę. Mężczyzna się nie ruszał, a kobieta bezskutecznie starała się spod niego wydostać.

* Rozmowa przeprowadzona przez Echidnę i Juniora na gg.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 11-09-2008, 19:00   #26
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Zszokowany Rodecki słuchał wywodu Mirka. Chłopak mówił wiele rzeczy, nie do końca zrozumiałych dla Pawła.

Po pierwsze, bredził od rzeczy. Coś o „statycznej rzeczywistości”, cokolwiek miałoby to znaczyć. Chodziło mu o technokratyczne sterylne laboratorium? Jakiś rodzaj oporności atomowej uniemożliwiającej transmutację? Zbyt mało zmiennych w procesie?

Drugą wielką niewiadomą było tajemnicze określenie „paradygmat technokratyczny”. Po głowie Pawła obiło się to i owo. Paradygmat- czy to nie ten rodzaj prostego wzoru przyjętego w naukach ścisłych? Nawet jeśli tak, to wymysły technokratów nijak miały się do odwiecznych praw fizyki. Ludzie mogli wierzyć w co tylko chcieli- i tak nie zmienią rzeczywistości. Co najwyżej opóźnią epokowe odkrycia. Konserwatyści…

Rodecki podrapał się po głowie, i mimo hałasującej maszynerii starał się pomyśleć nad zimną fuzją. Już parę razy modyfikował materię na poziomie atomowym, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się „wyprodukować” energię.

Otworzył szeroko usta i chwycił się za głowę.

Jaki był głupi!

Zawsze wszystko upraszczał. Zawsze. Wiedział, że nawet skomplikowane prawa da się przedstawić jako proste, tylko trzeba się postarać. Patrzył na wszystko oczami dziecka, chcąc odkryć uniwersalną prawdę, jasna i klarowną jak woda w strumyku.

Nie inaczej było z atomami. Ignorując wszelkie prawa fizyki falowej, potraktował je jak zamki z klocków. Ale nie mógł zmienić zasad rządzących światem- czy tego chciał czy nie, rzeczywistość dopominała się o swoje.

Na szczęście Mirek wykazał się refleksem i uziemił maszynę, odprowadzając energię za pomocą jakiegoś żelastwa. Aż strach pomyśleć co by się stało, gdyby wskutek procesu powstało ciepło zamiast elektryczności…

- Ufff- Paweł odetchnął z ulga, ścierając pot z czoła. Mimo swoich wcześniejszych doświadczeń z Modyfikatorem, bał się tego, co może nastąpić. Bez powodu, jak się okazało. Fizyka kwantowa okazała się być kolejnym kłamstwem.

- Gratulacje, misja zakończona sukcesem- zażartował, klepiąc Mirka przyjacielsko po plecach. Następnie podszedł do wynalazku i wyjął z niego puszki z chemicznie czystą wodą. Podał jedną chłopakowi, a sam pociągnął spory łyk. Była pyszna, po prostu pyszna.

Pozostało zrobić tylko jedno.

- Bardzo Ci dziękuję za pomoc, panie Mirku- rzekł eteryta, akcentując przedostatnie słowo i chichocąc pod nosem. Bez przesady- był starszy od swego podopiecznego, ale nie aż tak, żeby zwracać się do niego per „pan”. Nie popadajmy w szaleństwo.

Niestety, miłą rozmowę przerwała awaria. Dopiero teraz Rodecki zauważył, ze na dworze panuje okropna wichura. W małe okienko, doprowadzające do piwnicy minimum światła i świeżego powietrza, uderzały gigantyczne krople deszczu, zalewając wręcz całą jego powierzchnię. Zimny wiatr dmuchał na zewnątrz, obnosząc się wszem i wobec ze swym upiornym wyciem. Ciemność rozjaśniana z rzadka przez pioruny potęgowała tylko mroczną, „emowatą”, jak mówiło najnowsze pokolenie, atmosferę.

A jeszcze przed chwilą było tak słonecznie. Lokalne skutki globalnej pychy i głupoty. Spuścizna ludzkości, jej dar dla planety, która karmiła swe dzieci przez milenia.

Rodecki nagle zdał sobie z czegoś sprawę- w pomieszczeniu byli tylko we dwoje, on i Mirek.

- Daria, Szymon! Gdzie oni?!- krzyknął przerażony, biegnąc po schodach na górę. Wparadował do kuchni i na chybił-trafił otworzył najbliżej stojącą szafkę. Na szczęście znajdowały się tam latarki. Modląc się, by miały w sobie nowe baterie, Paweł wybiegł z kuchni niczym wicher, w biegu rzucając jedną z latarek Mirkowi i otwierając drzwi wejściowe.

Wiatr zwalał z nóg. Ściana wody lała się z nieba, a błyskawice śmigały po nieboskłonie, szukając rozpaczliwie miejsca, gdzie mogłyby wyładować swój śmiercionośny ładunek.

Na ziemi, nie tak daleko od eterytów, leżała biedna Daria, przygniatana przez nieprzytomnego Szymona. Nie myśląc wiele, Paweł kucnął i zaczął mozolnie posuwać się w stronę ludzi. Nigdy nie był specjalnie wysportowany, ale wiedział jedno- zanim doczołgałby się do rannych, minąłby wiek. Aby im pomóc w porę, musiał kucać. Nie miał wyboru.

- DARIA!- krzyknął, starając się byś słyszalnym mimo gromów. Był już tuż-tuż. Musiał tylko doczłapać się do kobiety, ściągnąć z niej Szymona i zaprowadzić oboje do bezpiecznego domu.

- ŚCIĄGNĘ... Z CIEBIE... SZYMONA... POMOŻESZ MI... Z CHŁOPEM... DOBRA?- wykrzyczał, nabierając tchu przed każdym słowem.

Musiał im pomóc. Musiał.

Wszystko przez to cholerne ocieplenie!
 
Kaworu jest offline  
Stary 11-09-2008, 20:57   #27
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
- Ups... - Wyrwało się z ust Markowi, gdy piorun przeskoczył po pręcie i zniknął gdzieś. 'Gdzieś' było tutaj doskonałym określeniem, bo energia nie pojawiła się ani po jednej, ani po drugiej stronie bariery, a to mogło wywołać tylko kłopoty. Na szczęście, jak na razie nic nie wybuchło, więc Marek zaczął wyłączać urządzenia swojego mentora.
- Gratulacje, misja zakończona sukcesem.
- Prawie zginęliśmy, wie pan o tym? - Zapytał, na pozór obojętnie, znad konsoli Modulatora. Bardzo intrygowało go to, w jaki sposób ten mężczyzna wciąż utrzymał się przy życiu. Oczywiście, dużą część winy Marek musiał wziąć na siebie, prawdopodobnie to jego siła niewiary spowodowała tak duże wyładowanie energii, jednak nauka do czegoś służyła.

***

- Marku, Prawdziwą Naukę można porównać do klocków lego.
- Pani Profesor, jestem już chyba trochę za stary na takie porównania. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Twoja kolekcja technicsów mówi co innego. Nie martw sie, mój mąż też je uwielbia. - Ciepły, matczyno-babciny uśmiech dobrze zadbanej kobiety zbliżającej się do sześćdziesiątki przerwał na chwilę wykład. - Wracając do tematu... Nauka jest jak klocki lego. Zaczynasz od prostych zestawów, potem budujesz coraz bardziej skomplikowane maszyny by na koniec tworzyć własne, których nikt jeszcze przed Tobą nie zbudował. Tak samo jest z Nauką. Prawdziwy Naukowiec zawsze opiera się na solidnym fundamencie wiedzy i wykształcenia. Nawet, jeśli zasady których się uczysz są błędne, to w toku nauki zmuszą Cię do myślenia i obalania ich. Dlatego właśnie w gimnazjum uczysz się Modelu atomu według Bohra, by dopiero w szkole średniej zrozumieć, czemu doświadczenia zupełnie nie pokrywały się z rzeczywistością. A teraz podaj mi proszę prawo De Morgana.

***

- Bardzo Ci dziękuję za pomoc, panie Mirku
- Nie ma za co. Wystarczy Marek. - Powiedział chłopak uśmiechając się. Albo bardzo dobrze grał, albo cechowała go naprawdę anielska cierpliwość. Potem Marek zwrócił uwagę na nikły dźwięk deszczu i lekkie zawodzenie wiatru. Znikniecie Dagmary i tego nowego, chyba Stanisława nie uszło jego uwadze, jednak kątem ucha usłyszał, że wychodzą na papierosa. Zresztą, mogli po prostu odjechać, co by Marka bardzo nie zdziwiło. Gdy padło światło, jego mentor właśnie kierował się do salonu. Marek po omacku ruszył za nim.
- Latarki! Widziałem je w... pierwszej szafce? - Zanim chłopak dokończył zdanie Paweł już miał działające latarki w ręku. Cokolwiek robiły w szafce z naczyniami i przyprawami, nie było to teraz ważne. Gdy Rodecki otworzył drzwi (ciekawe po co, nikt przy zdrowych zmysłach nie stałby na dworze) oczu obu eterytów ukazała się Dagmara przygnieciona Stanisławem i gałęzią. Nie bacząc na przelatujące w pobliżu małe, o zgrozo, kamienie, Marek rzucił się w kierunku dwójki ich gości. Wiatr uderzył go z niesamowitą siłą, ale w końcu chłopak ułomkiem nie był. Przemókł w jednej chwili, ale jakoś udało mu się dotrzeć do leżących na ziemi. Powoli domyślał się, gdzie podziała się wyzwolona w eksperymencie energia, ale na razie nie zaprzątał sobie tym głowy, skupiając się na tym, by wszyscy dotarli z powrotem do mieszkania.

Jakiś zabłąkany kamień trafił go w tył głowy. Młody tylko zmełł w ustach przekleństwo, podnosząc Stanisława.
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 11-09-2008, 22:50   #28
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Rozmawiając z drugim człowiekiem Dagmara miała w zwyczaju słuchać uważnie i nie rozpraszać się sygnałami dochodzącymi ze świata. Często dawało jej to przewagę nad rozmówcą, którego mogła po pewnym czasie zaskoczyć wiedzą, której teoretycznie posiąść nie miała prawa ( bo i jakim sposobem, on przecież „nic o tym nie wspominał”?!). A jednak! Nowo poznanych ludzi – takich jak Stanisław – słuchała ona z równą uwagą, co starych znajomych. Może nawet jeszcze uważniej, bo w pewnych sprawach ludzie mniej się kontrolują w obecności obcych niż robiliby to w znanym sobie towarzystwie, po którym wiadomo jakiś numerów i świństw się spodziewać. W takich sytuacjach bardzo łatwo było się przez przypadek dowiedzieć czegoś bardzo interesującego.

I tym razem Dagmara oddała się rozmowie „całą sobą”, do tego stopnia, że nie zauważyła zrywającego się wiatru, małej trąby powietrznej ani czarnych chmur napływających zewsząd. Od konwersacji oderwał ją dopiero grzmot uderzającego gdzieś blisko pioruna. Wtedy było już jednak za późno, bo właśnie rozpętało się piekło.

Krocząc za Stanisławem, starając się przebić przez ścianę wiatru i deszczu kobieta przez chwilę pomyślała, że taka burza o tej porze nie jest normalnym zjawiskiem. I właśnie wtedy poczuła gorycz w ustach, bo kolejny raz jej „dobra gwiazda” nie pomyliła się, a ona miała niemiłe wrażenie, że jej proroctwa spełniają się szybciej niż by sobie tego życzyła. Przykre odczucie znikło, gdy wielki kamień minął o centymetr jej głowę i wylądował w szybie jej samochodu, w jego miejsce pojawiła się dobijająca pewność, że nie kto inny lecz właśnie Marek i jego pożal się boże mentor zmajstrowali ten teatrzyk żywiołów. Może Dagmara dłużej by się zastanawiała nad nieodpowiedzialnością Rodeckiego i tematami pokrewnymi, gdyby gałąź jarzębiny, a właściwie niemal całe drzewo nie poleciało wprost na Staszka i nie zwaliło go z nóg wprost na nią. Potem już niewiele myśli zaprzątało jej umysł; właściwie tylko jedna „ Ratunku, do ciężkiej cholery!” i to okropne uczucie przygniecenia klatki piersiowej, które całkowicie uniemożliwiało nabranie oddechu.

Już niebawem kolorystyka otaczającego Dagmarę świata stała się bardzo monotonna. Szarobure mroczki przed oczami skutecznie zasłaniały pomarańczowofioletowe niebo co jakiś czas przecinane błyskawicami. Gdzieś tam z oddali dochodziły odgłosy deszczu bębniącego o metalowe rynny, grzmoty piorunów i szum tornada. To był właściwie jedyny kontakt z rzeczywistością, jaki utrzymywała jako że powoli przestawała jej przeszkadzać mokra sukienka nieprzyjemnie lepiąca się do ciała, błoto artystycznie rozsmarowane na jej skórze, a nawet wielki i ciężki Stanisław przygważdżający ją do ziemi.

I nagle nadeszło wybawienie. Nie był to co prawda James Bond z twarzą Sean’a Conerry’ego, czy chociaż blondwłosy Żebrowski w roli Wiedźmina, ale zawsze coś. I może nawet nie żałowałaby, że żadne bożyszcze kobiet całego świata nie przybyło na ratunek, gdyby jej dobroczyńcą nie okazał się Rodecki z tą swoją cherlawą aparycją i debilnym głosikiem skrzeczącym: „ŚCIĄGNĘ... Z CIEBIE... SZYMONA... POMOŻESZ MI... Z CHŁOPEM... DOBRA?”. W jednej chwili Dagmara odzyskała świadomość i krzyczała w duchu „ Świat nie jest sprawiedliwy", ale szybko dała sobie spokój, bo było kilka o wiele pilniejszych spraw; na przykład usunięcie konaru i zwleczenie z niej samej nieprzytomnego Staszka.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 14-09-2008 o 09:59.
echidna jest offline  
Stary 12-09-2008, 10:34   #29
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Lekko przyczajeni za żywopłotem, dyskutowali zawzięcie. I nawet fakt że rośliny wymagały pielęgnacji nie rozpraszał. Również pogoda zbierająca się na deszcz nie szczególnie była w stanie zakłócić pogawędkę.

Aż pojawiła się ona.

Trąba powietrzna. Trzeba przyznać że niewielka, ale to tylko powodowało że zagrożenie nie było skierowane na całe miasto. Hulała ot tak w podskokach po podwórzu i teraz ciekawie wyglądała w ich stronę. Pięknie.

Stanisław przyglądał się uwiedziony widowiskiem. Nawet kiedy kurz, pył, kamienie i mnóstwo jarzębiny pomknęło w jego stronę, ten nadal wpatrywał się w zjawisko. Przedziwne zjawisko. Urzekające. Ale i dziwne. Magiczne? Zapewne.

Ze smutkiem skonsternował że przyczyny powstania tej anomalii mogą być nader niebezpieczne. Nie próbował nawet skupiać się by wybadać jakie mogą być skutki i przyczyny. Zamiast tego dał znać Dagmarze, że powinni się ewakuować.

Ruszyli w stronę domu. Z mozołem napierając na wiatr, który chyba uznał za punkt honoru przeszkodzić im w tym. Staś był cały przemoczony. Co nijak mu nie przeszkadzało. Ba! było dość urokliwe w wydaniu Dagmary. Z rozwianymi włosami, przybrudzona. Z przemoczoną suknią, która teraz znacznie skuteczniej kusiła zmysły Staszka, dziewczyna prezentowała się inspirująco. Mogła by nawet znaleźć miejsce w fundacji, gdyby…

Przesuwający się cień zwabił zmysły. Staszek zareagował szybko. Na tyle aby dostrzec konar jarzębiny mknący w powietrzu. Wprost w ich stronę. Chwilę zawahał się jak zasłonić Dagmarę. Zbytecznie. Nie zdołał się usunąć kiedy poczuł uderzenie.

I tylko zganił się w myślach, bo poczuł że właśnie traci przytomność…
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 12-09-2008, 21:37   #30
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Burza wciąż dawała koncertowy popis swoich możliwości. Wiatr szumiał w gałęziach drzew i nieprzyjemnie gwizdał w uszach, ogromne krople deszczu bębniły po maskach samochodów, dachu domostwa Rodeckiego, a nawet po przemokniętych ciałach magów. Co jakiś czas niebo przeszywała wstęga błyskawicy oświetlając choć na moment otoczenie. Gdy chwila mijała, a powietrze przedzierał grzmot, zapadały nieprzebyte ciemności. I nawet gwiazdy, czy księżyc nie błyszczały z góry, bo czarne chmury w dalszym ciągu królowały na niebie i ani myślały odchodzić bez walki.




Cała okolica pogrążyła się w mroku. Jak okiem sięgnąć nie widać było nawet najmniejszej latarni, czy najsłabszego światła w oknie. Pozwalało to przypuszczać, że burza będąca efektem eksperymentu pary Eterytów wywołała niezłą awarię prądu stawiając tym samym na nogi zastępy Pogotowia Energetycznego i Straży Pożarnej.

Dagmara wciąż leżała przygnieciona nieprzytomnym Stanisławem. Rodecki razem z Markiem próbowali się przedrzeć przez kolejną falę deszczu, owoców jarzębiny. Wiatr wcale nie ułatwiał im zadania sypiąc w oczy coraz większymi kamieniami. W końcu jednak obaj dotarli do leżących w strugach deszczu ludzi. Pierwszy dopadł ich Paweł. Chwycił wpół zemdlonego Staszka i próbował go ściągnąć z kobiety tak, by przy okazji nie zrobić jej krzywdy. Udało mu się to dopiero z pomocą Marka, który wlókł się tuż za nim.

Pierwszy od dłuższej chwili haust świeżego powietrza zaszczypał w płucach tysiącem lodowych igiełek. Mimo to Dagmara ani myślała powstrzymywać się przed kolejnym głębokim oddechem. Wraz z każdym kolejnym wdechem wracały jej zmysły i już niebawem w pełni zdała sobie sprawę z tego, ze jest całkowicie przemoczona, a jej krótka sukienka lepi się do ciała idealnie oddając nawet najmniejsze szczegóły jego kształtu. Przez chwilę czuła się nieswojo, prawie naga, ale z rozmyślań na ten temat wyrwał ją pełen obaw głos Marka:
-Nic ci nie jest? – zapytał chłopak pochylając się nad wciąż leżącą kobietą.
-Nie, chyba już nie, ale co ze Staszkiem?
-To się okaże. Teraz trzeba przede wszystkim dotrzeć do domu –odparł młody próbując przekrzyczeć wycie wiatru. – Do domu! – ryknął w kierunku Pawła, który właśnie kucał przy ciele oszołomionego Stasia.

W czasie, gdy Marek pomagał jej wstać, Rodecki mocował się z bezwładnym Staszkiem, który nawet nieobecny duchem nijak nie chciał współpracować. Zdesperowany Eteryta chwycił wreszcie nieprzytomnego pod pachy i zaczął holować go do drzwi domu. Marek natomiast pomógł lekko skołowanej kobiecie dotrzeć do budynku. Nie było to wcale łatwe, gdyż miała ona na nogach szpilki, a podwórze w imponującym tempie zamieniło się w bajoro i idealnie nadawało się jako arena do walki w błocie. Po drodze nie obyło się bez kilku potknięć i upadków skutkiem czego zarówno chłopak jak i kobieta byli umorusani od stóp do głów.

Dagmara opierając się o ściany wgramoliła się do ciemnego wnętrza domu. Niebawem dołączyli do niej Paweł i Marek, który pobiegł pomóc nowemu mentorowi w ratowaniu Staszka. Z jego pomocą Rodeckiemu poszło o wiele szybciej, niż gdyby miał się w to bawić w pojedynkę.

Za zamkniętymi drzwiami wszyscy byli bezpieczni. Co prawda wiatr chyba postawił sobie za punkt honoru wyrwanie drzwi razem z framugą, ale raczej nie miał na to szans. Przez chwilę wszyscy leżeli dysząc ciężko, ale już niebawem ciszę przerwał pełen dezaprobaty głos Dagmary:
- To który się pochwali coście zrobili, że taką burzę zmajstrowaliście?
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 22-09-2008 o 13:29.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172