Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2008, 16:36   #11
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Krzywonos nie znał treści manuskryptu, przynajmniej dokładniej. Nie przypuszczał jednak żeby tajemny tekst tyczący się oświecenia i zbawienia duszy poprzez skrajne bestialstwo - a tym miał być prezent od Diabła z odległej krainy - zawierał we wstępie słowa takie jak moneta albo patyk.
Oczywiście, zawsze mógł się mylić. Skoro oświecenie mogło przychodzić z tak odległych doznań jak modlitwa do Boga lub, jak działo się to u jego Ojca, przez znęcanie się i mordowanie niewinnych istot, to pewnie możliwe było też przy udziale patyka. W zasadzie... Stepanowi przyszła do głowy nawet myśl, do jakich celów Pan na Strachowie mógłby użyć patyka na tej Szarlatance w celu uzyskania odmiennego, wyższego stanu świadomości...

Kobieta albo udawała, albo z tekstem było coś nie tak. Na szczęście jej gra nie była bezbłędna. Zresztą, to on mógł sobie tutaj pozwolić na błędy. Śmierć tłumaczki nie byłaby dla niego ani Petra tragedią, zaledwie przeszkodą, oddalającą ich od celu. To znaczy oddalającą Petra, Stepan chciał z tego po prostu wynieść przy okazji kilka innych korzyści. Zemsta i nienawiść były naprawdę dobrymi motywacjami...

Zużył już nieco swej cennej vitae na naukę obsługi nowej zabawki Petra. Niestety, potrzeba było jej jeszcze trochę. Dobrze że kazał na wszelki wypadek pojmać i sprowadzić po kryjomu na zamek tych Cygan którzy ją przywieźli z Cesarstwa...

-Dobrze, a na koniec przetłumacz jeszcze to...*- wolna, spoczywająca do tej pory na obuchu buzdyganu dłoń wskazała ostatnią linijkę tekstu. Władczy i nieznoszący sprzeciwu ton Krzywonosa, nie zmienił się nawet minimalnie...

Ciekawe czy jesteś tak bezczelna czy tak naiwna że nie zauważyłaś że na tym pergaminie są jeszcze ślady piasku którym suszyłem inkaust. Nie wiem co przepisywałem, ale wiem że ostatnią linijkę samemu dodałem do tekstu. Ciekawe czy z tych bzdurnych bohomazów też coś odczytasz...

Reakcja kobiety zdradziła ją. O ile jeszcze reakcja na poprzednie pytania nie dała Krzywonosowi pewności, teraz był pewien że ciemnoskóra kobieta łgała. Chwila konsternacji, zaledwie czas mrugnięcia okiem. Kłamstwa które bez zająknięcia wyrzuciła z siebie zaraz po tym nie miały już znaczenia. Owszem, zawsze mogła być odporna na jego wolę i nie tłumaczyć tego co czytała z przekory. Pochodziła z lini krwi nazywanej Szarlatanami nie bez powodu.

-Kłamiesz. Słyszę to w twoim głosie.-uśmiechnął się parszywie pod swym krzywym nosem Stepan.-Jestem pewien że nie dasz rady przeczytać tych tekstów. Chciałbym rzec że twoje nie życie wkrótce się skończy, gdyż nie spełnisz pokładanych w tobie oczekiwań... ale to byłoby kłamstwo. Książę poszuka w tobie klucza do swego objawienia tak jak wróżbita szuka zwiastunów przyszłości w wyprutych flakach zwierząt. Najprawdopodobniej Petr użyje bardzo podobnych metod...

-Przyszedłem tu z ostrzeżeniem. Nie chcę by środki mojego władcy się marnotrawiły. Lepiej znajdź jakiś powód dla którego mogłabyś być przydatna jako sługa mego Ojca, nim on sam wymyśli własny...-Stepan powoli podszedł do niedużego uchylonego okienka. W oddali, na zamkowym wzgórzu, na blankach twierdzy Strachow poruszały się drobniutkie sylwetki wartowników. Były dobrze widoczne dla oczu nocnego stworzenia jakim bez wątpienia był każdy Diabeł, dodatkowo podświetlone łuną z palenisk które sobie rozpalili żołdacy by ogrzać się. Na wysokości zawsze wiał przeraźliwie chłodny wiatr. Stepan był powodem dla którego większość osób w tej krainie bała się tego wiatru...

-Przyprowadźcie gościa Księcia, z gospody na zamek.-wyszeptał ledwo słyszalnym głosem. Wicher posłał jego słowa wprost do uszu zaskoczonych strażników na zamku. Dobrze znali ten chrapliwy głos i od razu ruszyli by wykonać polecenie...**

-Za chwilę przybędą po ciebie wojowie Petra. Do zobaczenia na zamku. Nie próbuj ucieczki, to tylko przekreśli twoje szanse na przetrwanie.-rzucił nim ruszył do drzwi by opuścić izbę zajmowaną przez Saraj.

*-Dominacja
** - Kołdunizm
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 24-11-2008 o 20:24. Powód: Post Werny w komentarzach do sesji
Ratkin jest offline  
Stary 12-10-2008, 10:38   #12
 
Wernachien's Avatar
 
Reputacja: 1 Wernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodze
Saraj siedziała odrętwiała, jakby dziwna moc użyta na niej zupełnie pozbawiła ją woli do samodzielnego działania. Gdzieś do jej świadomości docierały echa słów wypowiadanych przez jej nieproszonego gościa - kłamiesz... nie spełnisz pokładanych w tobie oczekiwań... poszuka w tobie klucza... w wyprutych flakach zwierząt..
Nie potrafiła się skupić. Z trudem wychwytywała sens tego, co chciano jej przekazać. Pochłaniało ją wertowanie stronic pamięci w poszukiwaniu słów ojca mogących wyjaśnić to co ją właśnie spotkało... nie potrafiła znaleźć.

Mężczyzna wpatrywał się w przestrzeń za oknem, a Saraj czuła ogromną chęć wstać i uciec byle dalej od niego, od jego diabelskiej mocy, od mocy, która szponami rozrywa zakamarki pamięci. Chciała wstać, ale nie potrafiła ruszyć się z miejsca, jakby aura otaczająca mężczyznę przykuwała ją do miejsca, w którym się znajdowała.
Gdy wyszedł zrozumiała sens słów, które wypowiadał - bądź posłuszna i wykonuj polecenia, w przeciwnym razie zginiesz. Poczuła, że nie jest już gościem w domenie Petra, a zakładnikiem, którego można unicestwić, gdy tylko zdecyduje się sprzeciwić. Wewnętrzny bunt, który się w niej obudził po chwili został stłamszony przez jedną myśl:opór był zbędny - jeśli chcieli, mogli mieć władzę nad jej umysłem...

Usiadła na łóżku wygodniej, krzyżując przed sobą nogi i zamykając oczy. Chciała odrzuć od siebie złe myśli, tak by napięcie ograniczające jej umysł w końcu przeminęło... Przywołała w myślach delikatne, barwne kształty, w swobodnym i powolnym ruchu... Gdy otworzyła oczy na jej dłoni siedział błękitno-złoty motyl...


***

Na wojów Petra czekała przed gospodą - było to dwóch silnie zbudowanych i uzbrojonych mężczyzn, do których w wiosce wzdychało pewnie wiele dziewcząt. Nie czekała aż złapią ją i siłą zaciągną na zamek, a była pewna, że tak właśnie by się stało, skoro jej gość ze zmasakrowaną twarzą nie zdecydował się po raz kolejny zawładnąć jej umysłem.

Szli powoli spiralna drogą wiodącą z gospody na wzgórze zamkowe. Była to grząska i nierówna trasa i mimo ogromnych starań, Saraj nie potrafiła nie ubłocić sobie choćby rąbka sukni. Ta noc i tak już została przez nią wpisana na listę pt. "Gorzej być nie mogło". W myślach przeklinała ojca za to, że sprowadził ją do tej krainy, gdzie wiecznie cuchnie nawożoną ziemią rozmoczoną deszczami. Nawet mury zamku Diabła błyszczały jeszcze od niedawnej ulewy.

Dziedziniec zewnętrzny był prawie pusty, tylko nieliczni strażnicy przechadzali się leniwie wzdłuż fortyfikacji, jakby zupełnie nie zdawali sobie sprawy z tego jak wiele niebezpieczeństw może czyhać na śmiertelników o słodkiej krwi. Ta myśl sprawiła, ze głód, odpędzony tym okropnym spotkaniem w gospodzie, znowu dał o sobie znać.

-Tu zaczekasz, pani. Ktoś po ciebie przyjdzie. - powiedział jeden z mężczyzn, gdy minęli główny dziedziniec zamku.

W przeciwieństwie do uśpionych wiejskich chat, które widziała wcześniej, tu pełno było rozjarzonych światłem okien. Była tu wcześniej tylko jeden raz, gdy prawie dwa lata temu przybyła do domeny Diabła - tradycja, mówiła podobno, że należy się przestawić, gdy pojawiasz się na czyimś terenie, nie rozumiała jednak, dlaczego tradycja ta nie dotyczy również tego, gdy bez zaproszenia wchodzi się do cudzej izby - w jej pamięci zapłonął obraz blondyna o zeszpeconej twarzy. Oparta o ścianę czekała na sługę, który poprowadzi ją dalej.
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 24-11-2008 o 20:25.
Wernachien jest offline  
Stary 24-11-2008, 22:59   #13
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu


W
ojewoda z obrzydzeniem przyglądał się śliniącej się i chichoczącej kupie szmat u swych stóp. Gdy blade, zniekształcone palce Trędowatego dotknęły jego ciżmy, w napadzie odrazy i gniewu uniósł zbrojną w karwasz dłoń. Już miał uderzyć na odlew plugawą kreaturę, kiedy nagły przebłysk zmącił jego umysł. Petr dobrze widział czego zapowiedzią była ta ulotna, trwająca krócej niż uderzenie ludzkiego serca wizja, wiedział, że czas przemiany zbliżał się nieubłaganie. Zamiast jednym ciosem zgruchotać, ukrytą w zakamarkach szarego kaptura, białą bezwłosą czaszkę, podniósł się ze swego zdobionego tronu. Zaiste postawny był z Petra mąż. Długie, ciemne włosy spływały na szerokie, umięśnione ramiona. W ogorzałej twarzy lśniły ciemne, zimne oczy, przywodzące na myśl ślepia bezwzględnego drapieżnika.

- Skoro tak bardzo chcecie się wykazać i naprawić wasze zaniedbania, dobrze... Macie dokładnie tydzień na docieczenie kto odpowiada za zniknięcia chłopów i co stało się ze Slavkiem! Ani dnia i ani nocy więcej! - głos Wojewody odbił się tysiącem ech od kamiennych ścian komnaty - Jeśli się wam to nie uda, gorzko tego pożałujecie. Będziecie wyć w męczarniach gorszych niż zastępy diabłów zgotowały potępieńcom w piekle. Wyruszycie wraz z mym synem jeszcze tej nocy.

Sterta brudnych szmat zachichotała tylko nerwowo w odpowiedzi, a Wroniec skłonił lekko głowę na znak, iż poznał wolę swego pana i zamierzał jej zadość uczynić.

- Zatem pójdźcie. Wychylmy wspólnie puchar vitae na pohybel naszym wrogom i pomyślne wykonanie przez was, me wierne sługi, powierzonego wam zadania.
- to mówiąc ruszył w kierunku okutych drzwi prowadzących do biesiadnej komnaty.



W
wielkiej sali, pośrodku której ustawiono potężny, dębowy stół czekał już na nich Stepan. Młodzieniec stał przy oknie, jego włosy falowały delikatnie poruszane łagodnymi podmuchami wiatru. Wzrok utkwił w jarzącym się w ciemności punkcie, oknach karczmy, z której niedawno powrócił. Słysząc zbliżające się kroki oraz skrzypnięcie drzwi odwrócił się i skłonił głowę, na znak szacunku dla swego Stwórcy. Potężny wampir podszedł do młodego Diabła, położył mu dłoń na ramieniu i zapytał:

- Jak synu? Czy sprowadziłeś na zamek tę której szukaliśmy? Czy zdobyłeś potrzebne nam narzędzie?


Młodzieniec nie zdążył jednak odpowiedzieć gdyż do komnaty zaczęli się schodzić pozostali Kainici.

Najpierw Krystynka, szczebiocząca słodko do swojego diabelskiego ogara. Wampirzyca, przyzywając moc zniekształcenia wymodelowała tę potworną bestię tylko dla własnej, chorej przyjemności. Zwierzę było na pozór ogromnym, czarnym psiskiem, jednak z jego boków patrzyły groźne, czerwone ślipia i szczerzyły się ostre kły.
Zaraz za nią do komnaty wkroczył Edward. Posagowe oblicze księcia znaczyła marsowa mina. Na znak Perta wszyscy zajęli przygotowane dla nich miejsca przy stole. Obecni byli już prawie wszyscy, brakowało jedynie pięknej Jany. Edward przyłapała się na tym, że z niecierpliwością wpatruje się w drzwi prowadzące na korytarz.

Czy przyjdzie... Czy rozjaśni swą nadobną postacią mroki tego plugawego miejsca?

Mężczyzna już od dłuższego czasu znał przyczynę, z powodu której nie opuścił jeszcze tej mrocznej siedziby demona, jak w myślach nazywał Strachovskie zamczysko. Była nią jego przepiękna krewniaczka, Jana, córka księcia Witolda pana pobliskich ziem, przebywająca w gościnie na zamku Diabła dla utrzymania pokoju między zwaśnionymi władykami.
Nareszcie drzwi uchyliły się lekko. Do komnaty weszła, a raczej wpłynęła najcudowniejsza z istot jakie nosiła ta przeklęta ziemia. Coś w spatrzonej przeistoczeniem duszy Edwarda pękło z żalu na widok drobnych bosych stóp i tego co zostało, z zapewne pięknej niegdyś sukni. Kobieta dygnęła i zasiadła po prawicy Zaborskego. Pomimo nędznego przyodziewku z kobiet promieniowało piękno i pewność siebie. Oczy wszystkich utkwione były w jej drobnej, delikatnej sylwetce. Krystyna, aż sapnęła z wściekłości. Ofiara jej gniewu stał się zdeformowany pupil, który akurat nadstawił czarny, wynaturzony łeb do pieszczot. Potężny kopniak posłał wielkie psisko pod ścinę. Przenikliwy pisk przerwał cisze , jaka zapadłą po wejściu Jany. Stoigniew zachichotał, jednak zaraz skrył się jeszcze głębiej w fałdach swojej obszernej szaty, gdy tylko spoczął na nim nienawistny wzrok Krystynki.

- Wystarczy Krystyno - Petr skarcił swoją córkę, tak jakby była małym dzieckiem a nie przerażającą, żądna krwi bestią - Ucztę czas zacząć.

Do komnaty zaczęto kolejno wprowadzać ludzi. Wszyscy w takich samych białych, płóciennych tunikach. Kobiety i mężczyźni, w sile wieku i dzieci. Petr skinął na wysokiego, długowłosego blondyna.

- Podejdź - rzekł władczo.

Mężczyzna podszedł wprost do stołu niczym jagnię na rzeź. Wojewoda jednym sprawnym ruchem rozciął, złotym nożem, najpierw koszulę a potem pierś młodzieńca. Z rany ciągnącej się od mostka aż po pępek wartkim strumieniem popłynęła żywoczerwona vitae. Diabeł napełnił na swój złoty puchar. Uniósł go do ust i smakował długo życiodajny płyn.

- Częstujcie się ! - w zapraszającym uśmiechu odsłonił okrwawione kły.

- Szanowny Edwardzie zapewne słyszałeś o drobnych problemach nękających ma ziemię - zwrócił się jowialnie do siedzącego na przeciwko wampira - Dzisiejszej nocy z zamku na łowy wyruszy mój syn wraz z moimi zaufanymi sługami, myślę, że dobrze Ci zrobi takie małe polowanie. Zrobisz coś co bardziej przystoi mężowi niż smętne wpatrywanie się w gwiazdy.

Zaborsky wiedział dobrze co oznacza taka uprzejma propozycja w ustach Wojewody ze Strachova. Jednak myśl, że miałby choć na chwile pozostawić Janę samą w tym przerażającym miejscu, na pastwę tego potwora w pięknym ciele jakim była Krystyna, napawał go niewyobrażalnym strachem.

Co zrobić? Co począć...?


S
araj trawił niewyobrażalny głód, kiedy szła za wojami przez spowite mrokiem krużganki, nie mogła oderwać oczu od ich pulsujących vitae żył, na potężnych karkach.




W myślach cały czas słyszał złowróżbne zdanie wypowiedziane przez młodego wojewodzica "Lepiej znajdź jakiś powód dla którego mogłabyś być przydatna jako sługa mego Ojca, nim on sam wymyśli własny..." Po chwili zatrzymali się przed wielkimi okutymi drzwiami. Saraj zamarła, za to bestia ukryta w jej trzewiach przebudziła się z dzikim wyciem. Zza drzwi, do wyczulonych nozdrzy Szarlatanki dochodził delikatny, słodkawy, metaliczny zapach, świeżo przelanej vitae. Z wnętrza padło stanowcze:

- Wejść!

Drzwi otworzył się na oścież ukazując oświetloną migotliwym światłem świec salę, na środku której królował potężny stół, przy którym ucztowali Kainici.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(
MigdaelETher jest offline  
Stary 27-11-2008, 00:59   #14
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Krzywonos bacznie obserwował rozwój wydarzeń z blank na murach okalających zamczysko górujące nad wzgórzem Strachv. To co oglądał bardzo go niepokoiło. Za "starych, dobrych czasów", nim Petr posłał go na nauki do swego brata, wszystko wyglądałoby inaczej. Strażnicy, mimo że otrzymali jego zdaniem jasny rozkaz, w jego oczach nie wykonywali go jak należy, ba robili coś z goła innego.Jego wojowie zdali się spełniać rozkaz ze strachu, jak gdyby byli zwykłymi chłopami, którym rzekło się by pilniej wypełniali swoją pańszczyznę. To miała być zbrojna drużyna Księcia? Rozkaz powinni wykonać z poczucia lojalności, uważać go za honor, powinność wynikającą z ich ich statusu, poczucia wyższości nad tym motłochem przerzucającym gnój na polach!

Nie dziwota że Ojciec nie stworzył po mnie kolejnych na swój obraz i podobieństwo. Nie miał kogo! -przeklinał w głębi ducha Krzywonos- Ciężkie czasy. Czarne chmury gromadzą się nad Twą domeną, Ojcze.

Z obrzydzeniem przyglądał się jak zbrojni prowadzą Szarlatankę traktem ku zamkowej bramie.

Jak oni na nią patrzą!? Czy słowo "gość" zmieniło w naszym języku swoje znaczenie? Czyżby wpływy tych ścierwojadów Łacinników i stojących za nimi Magistrów znów rosły? Widać dziś już nasz lud niczym nie różni się od tych delikatnych Franków czy ułomnych na umyśle Czechów.
-westchnął-
Cóż więc dziwnego, że jednego z tych patałachów poniósł pewnie na szablach odyniec, kiedy ten pewno chędożył się z jakąś dziewką po krzakach!

Przyjrzał się Ravnosce z wysokości murów, kiedy przechodzili zaledwie parę metrów od niego. Jej emocji nie był w stanie rozgryźć, zbyt dobrze skrywała te prawdziwe pod maską obojętności. Jednak była -cokolwiek by Starszyzna jej klanu nie twierdziła - Kainitką i pewnych zachowań nie mogła ukryć. Głód zdawał się trawić ją od środka. Widywał już taką formę jego oznak u Rzemieślników, których oglądał w trakcie wizyt na dworze Kraka - łakome spojrzenia, podświadome, rzucane nie tyle w kierunku jej eskorty, co w kierunku ich pulsujących żył i buzującej w nich krwi.

Gdy strażnicy zostawili Saraj na dziedzińcu i odeszli, Krzywonos znikał już we wnętrzu twierdzy. W zasadzie liczył, że kobieta nie wytrzyma. Strażnicy jak ci warci byli tylko spełnienia swojej powinności w roli kozłów ofiarnych. Ogłoszenie łowów na nią i w efekcie jej ostateczna śmierć, rozwiązała by wiele problemów. Oszczędziła by mu wiele zachodu. Niestety, kobieta sprawiała wrażenie, że jej odwaga przechodziła już w ośli upór.

W najgorszym wypadku długo jej nie będziemy łamać głodem w lochach...


***

Choć raz siostrzyczko sie do czegoś przydałaś.-pomyślal, gdy wtargnięcie Krystyny odciągnęło ich Ojca od jakże niewygodnej w tym momencie dla niego kwestii bezwartościowej Szarlatanki.

-Sam ocenisz Ojcze...-prawdziwie, lecz wymijająco zdążył rzucić jeszcze, nim Petr w pełni porzucił myśli o sprowadzonej dla siebie tłumaczce.

***

Goście zaczęli schodzić się na sproszoną przez Księcia wieczerzę.
Wroniec jeszcze jakoś wyglądał w tym towarzystwie. Stoigniew, dzięki obecności niewiele od niego piękniejszego ogara Krystyny, jakimś cudem zlewał się z otoczeniem, jakby mniej rzucając w oczy. Krzywonos z niejakim uśmiechem na swej, oszpeconej twarzy obserwował młodą Rzemieślniczkę, gościa... czy może powinien jednak zacząć używać bardziej stosownego wobec obcokrajowców określenia - zakładniczki Petra. Nie interesowała go w celach konsumpcyjnych. Nie mogła być przecież równa pokoleniem po Kainie od Petra, a jakie kolwiek inne zainteresowanie vitae wampira niż pożarcie jego duszy i wchłonięcie potęgi nie wchodziło w rachubę, gdyż było w oczach Krzywonosa tylko odrażającym aktem słabości. Jego zainteresowanie wzbudzone było jednak przez dający się wręcz namacalnie wyczuć, wiszący w powietrzu konflikt między nią, a nienawidzoną przez niego Krystyną. Stepan przyglądał się bacznie jak Rzemieślniczka zareaguje na zaproponowanych im przez Księcia jeńców i branki pozostałe po ostatnim najeździe na graniczną wioskę...

-Widzisz Pani wśród nich kogoś ciekawego? To w końcu wszystko tylko okoliczni chłopi.
-delektował się spojrzeniem jakim obdarowała go siostra, gdy rozpoczął rozmowę z młodą Torreadorką.-Nie odstręcza Cię Pani, poczucie że spija się u obcych krew z własnych poddanych? Myślę jednak, że jak przystało na Rzemieślniczkę, a przyszło mi poznać kilku jako poseł, bardziej odstrasza pożywienie się na tak pośledniej trzodzie?

Jeden ze sług szepnął coś Ksieciu i po sali rozniosło się jego tubalne- WEJŚĆ! W otwartych na oścież wrotach do komnaty, wszyscy zgromadzeni ujrzeli sniadą kobietę. Krzywonos spojrzał prosto w oczy Saraj, lecz dokończył kwestię wypowiadaną do Jany.

-Chłop czy nie chłop to kwestia drugorzędna, jednak pochodzenie już nie. Zgaduję że Pannie bardziej podszedł by ktoś mniej tutejszy? Może cygan... albo chociaż śniady grek?
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 28-11-2008, 23:05   #15
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Czekał na Janę. Wszyscy na nią czekali. Była ładna, ba, niezwykle ładna. Piękna. Jako Toreador całą swoją rzemieślniczą jaźnią pragnął piękna. Pięknej kobiety, pięknego dzbana, pięknej gwiazdy. Jakże tego radującego eliksiru było mało! Jeszcze ludzie zaś, pospołu z wampirami, niszczyli te okruchy, które dawały coś więcej niż tylko błyszczącą w oku iskrę.

Wreszcie przyszła pokazując dobitnie, że prawdziwe piękno jaśnieje tym większym blaskiem, im mniej jest osłonięte. Edward widział, jak Krystynkę trafiał szlag i jeżeli czegoś żałował w tym zakresie, to jej skopanego pieska. Nawet taka ohyda nie zasługiwała na wściekłego kopniaka od Krystyny, po którym znalazł się otumaniony pod ścianą. Jana. Kiedy Jana usiadła przy nim czuł się, jak sam mistrz Fidiasz przy posagu Pallas Ateny, o którym mówili mu profesorowie Uniwersytetu Neapolitańskiego. Przynajmniej tak sobie wyobrażał szczęście artysty na widok cudownego dzieła. Pomyślał, ze nie miałby nic przeciwko temu, żeby przypadkiem poluzowało się skromne ramiączko od jej kusej sukni. Krystynę pewnie strzeliłby piorun zazdrości, a cala reszta, z nim samym na czele, miałaby jeszcze większe pole do podziwu.

- Wypijmy! – Książę wznosił toast.
Kielich napełniony serdecznym napojem prosto z piersi ofiary rozgrzewał żyły.
- Tak, Vita, poezjo wampirów, owocu przynoszący kolejne dni istnienia. Jekżeś słodki oraz gorzki zarazem. Kocham cię, nienawidzę cię, potrzebuję cię. Jak my wszyscy.

- Częstujcie się ! - W zapraszającym uśmiechu wojewoda odsłonił okrwawione kły. - Szanowny Edwardzie zapewne słyszałeś o drobnych problemach nękających ma ziemię - zwrócił się jowialnie do siedzącego na przeciwko Toreadora. - Dzisiejszej nocy z zamku na łowy wyruszy mój syn wraz z moimi zaufanymi sługami, myślę, że dobrze Ci zrobi takie małe polowanie. Zrobisz coś co bardziej przystoi mężowi, niż smętne wpatrywanie się w gwiazdy.

- Księciu się nie odmawia – myślał melancholijnie przypominając sobie gwiazdy. - Pijemy. Do dna, dopóki każda kropla purpurowej barwy nie zostanie wysączona. Książę wznosi, wszyscy piją. Książę mówi, wszyscy słuchają. Petrowi się nie odmawia. Nawet dumna Krystyna jakby kurczyła się pod jego władczym spojrzeniem.
- Pij książę, zapraszam – usłyszał. – Częstuj się. Nikt nigdy nie wyszedł niezaspokojony po uczcie wydanej przez pana na Strachowie.
-Juści – zastanawiał się patrząc w czoło wojewody. Źrenice pana zamku były zbyt silne, zawierające za potężny ładunek energii, by mógł spojrzeć w nie wprost. Ale gdy patrzył w czoło, jego oponentowi wydawało się, że skupia się na oczach. Prosty trick, potrafił zaś przynieść wiele pożytku i zaskarbić trochę szacunku. Zaraz jednak odwrócił się w bok sięgając do ręki stojącej obok służącej w czerwonej sukni. Przerażona twarz kobiety oraz nacięty nadgarstek, z którego popłynęła czerwień.


Edward wzniósł kielich:
- Za naszego gospodarza – wypił, po chwili jednak szybko zalizał ranę na ręce kobiety, która oddychając drżąco odsunęła się w kąt.
- Dziękuje, książę, to miło z twej strony – Peter skrzywił nieco wargi. Złośliwie, ironicznie? Któż to może wiedzieć.
- Jestem ci niezwykle zobowiązany za propozycję wyruszenia na ową wyprawę. Rzeczywiście gwiezdne szlaki są piękne, ale nawet my, Rzemieślnicy, nie potrafilibyśmy zastąpić patrzeniem w nie wszystkich innych spraw. Wyczułeś to z godną podziwu intuicją, jak na wielkiego włodarza przystało, który chce zapewnić właściwą gościnę przybyszowi – grunt to zachowanie pewności siebie oraz nieustąpienie nawet na trochę. Grali obydwaj. Pan na Strachovie miał atuty, Edward blotki, ale sama gra także była coś warta. Może dlatego wojewoda przyjął zbiegłego księcia w gościnę, żeby móc z kimś porozmawiać, kto kiedyś rządził wampirzą dziedziną. Okazanie się lepszym od byłego księcia mogło być dla Petera ekscytujące i po prostu przyjemne, a wykorzystanie go w swoich sprawkach dodawało niezbędnego smaku. Przynajmniej Toreador tak myślał, choć któż mógłby ogarnąć myśli Petera. – Chętnie wyruszę z pańskim synem, choć, może by zwiększyć nieco szanse powodzenia naszego polowania?
- Masz, książę, jakieś propozycje
? – Uprzejmie zainteresował się Peter.
- To tylko drobne sugestie, które pan na tych włościach zawsze może zawsze odrzucić.
- Owszem, ale zawsze to miło usłyszeć zdanie kogoś, kto nie skupia się wyłącznie na bezmyślnym potakiwaniu.
- Czy nie uważasz wojewodo, że to miły widok
? – Wskazał na Janę rozmawiającą właśnie obok z Krzywonosem.
- Cóż więc, jeśli nawet?
- Wspomniałeś, ze oprócz mnie w likwidacji owych drobnych niedogodności, wziąłby udział twój syn i kilkoro służby. Co powiedziałbyś także na udział Jany? Biorąc pod uwagę dzisiejszy nastrój Krystyny można się obawiać, że chciałaby wyrządzić Janie jakiegoś psikusa. Z tego co mi wspominano, panna Vitova jest gościem niejako gwarantującym pokój. Może na wszelki wypadek wyjąć Janę z dość bezwzględnych rąk wojewodzianki? Dodatkowo, jeżeli wojewodzie Krzywonos sprawowałby nad nią nadzór, byłaby to nie tylko dla niego dobra lekcja, ale uniemożliwiłby jej ewentualna próbę rezygnacji z gościny na zamku Strachov. Dodajmy, że jej obecność mogłaby wzmocnić siłę grupy.
- Co prawda książę nie wiem co ta Rzemieślniczka mogła by wnieść do drużyny, oprócz swej niezaprzeczalnie ładnej buzi, ale jestem dzisiaj hojny niech tak będzie
.
Petr zniżył głos
- Masz racje drogi Edwardzie, iż, jak to nazwałeś, imć Vitova jest gwarantem pokoju z moim ,jakże uciążliwym, sąsiadem, dlatego tez, jeśli choć włos spadnie z jej pięknej główki, ty za to zapłacisz ...całą głową - po czym uśmiechnął się jowialnie. - Nigdy nie zrozumiem Was Rzemieślników ...
Upiwszy kolejny łyk vitae z kielicha:
- Skoro nasza nadobna Jana tak przypadła Ci do gustu, mam propozycję. Jeśli wasza wyprawa się powiedzie, otrzymasz ode mnie to piękne dziewczę w prezencie. Co z nią zrobisz, to już Twoja sprawa.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 03-12-2008 o 13:26.
Kelly jest offline  
Stary 29-11-2008, 22:48   #16
 
Wernachien's Avatar
 
Reputacja: 1 Wernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodze
Stanęła przed ciężkimi drzwiami sali przez które wyraźnie czuła zapach słodkiej Vitae. Głód odezwał się ze zdwojoną siłą, czuła jak przybiera na sile... Potrafiła się jeszcze kontrolować, choć nie sądziła, ze wykorzystanie mocy tak nadwyręży jej wewnętrzne siły. Czuła się zmęczona i wiedziała, ze to wciąż dobry znak, że Bestia, która się w niej budziła jest jeszcze skuta kajdanami jej woli. Wiedziała, że gdy poczuje przypływ energii nie będzie w stanie się powstrzymać i wypije do końca wszystkie krople krwi pierwszego zwierzęcia jakie napotka.

W głowie kołatały jej się niedawne groźby wypowiedziane przez mężczyznę o zniekształconej twarzy - miała być przydatna... Ale jak to zrobić? JAK TO ZROBIĆ?! Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Nie umiała nic. Nie wiedziała niczego, co dla Pana-Oprawcy mogłoby być wartościowe. Nie potrafiła nawet zachować spokoju. Teraz kiedy czuła krew wiedziała, że zachowanie spokoju będzie trudne, że nie...

-Wejść!

Głos był stanowczy. Nie znoszący sprzeciwu. Weszła niepewnie. Światło błysnęło jej w oczy, oślepiając na ułamek sekundy. Odgarnęła z twarzy wyimaginowany kosmyk włosów i dostrzegła smugę krwi na kamiennej posadzce... Odwróciła wzrok szybko. Wytrzymam jeszcze - powtarzała w myślach. Złe miejsce. Jej wzrok spoczął na mężczyźnie. Stal tam spoglądając złowieszczo w jej oczy. A może wydawało jej się? A może wcale nie było zła w jego głosie? A może wcale nie patrzył w jej stronę? Nie potrafiła skupić wzroku na innych zebranych. To szaleństwo... Czuła jak zmęczony ma umysł. Za dużo dziś przeszła. Za bardzo jest głodna.

Przeklęła tego, który sprowadził na nią te okrutne męczarnie.

-Książę, wezwano mnie na zamek. - gdyby tylko mogło to pomóc wzięłaby teraz głęboki wdech - Przyszłam podziękować za Twoją dobroć i gościnę.
Przez głowę przemknął jej obraz psa, którego różowe jelita, ktoś bezlitośnie rozwlókł po czarnej, granitowej płycie. Pies jeszcze żył. Zdychał powoli.

Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, co będzie odpowiednie. Czuła, ze powinna wyjść. Wybiec. Wyjechać jak najszybciej. Gdzieś w niej tkwiło jednak przekonanie, że jeśli nawet Petr jej na to pozwoli toi tak zginie z ręki mężczyzn o zeszpeconej twarzy. Czuła na sobie groźbę jaką jej zostawił.
 
Wernachien jest offline  
Stary 30-11-2008, 22:24   #17
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Wroniec rozciął dłoń ciemnowłosego mężczyzny, czerwona posoka powoli spływała do podstawionego żelaznego kielicha. Gdy naczynie napełniło się wampir odepchnął przestraszonego sługę i pociągnął łyk zebranego nektaru. Fala przyjemności rozlała się po jego szczupłym ciele, rozpalając go niczym pełne żaru ognisko.

Ochłonąwszy , oparł się o jedną z kolumn komnaty i starając się nie zwracać na siebie uwagi obserwował zebranych biesiadników.

O, nasza piękna Krystyna nie jest już najpiękniejszą kobietą w zamku. – pomyślał Wroniec z podziwem spoglądając na Janę, którą znał do tej pory tylko z opowieści. – To cudo będzie tu miało ciężkie życie, a właściwie już je ma. No chyba że znajdzie godnego obrońcę, na przykład w postaci naszego nowego gościa. Hm… Edward von Zaborski, kto to właściwie jest, nazwisko skalwińskie, ale tytułowane na teutońską modłę. Trzeba będzie na niego uważać.

W pewnym momencie Petr uciszył gestem rozmowy i rzekł. - Wejść!

Do Sali biesiadnej niepewnym krokiem weszła niewiasta o niespotykanej w tym regionie urodzie.
Wroniec drgnął mimowolnie, jakby część jego duszy ucieszyła się na jej widok. Dziewczyna przywitała się oddając honory panu domu, a jej spojrzenie na moment skrzyżowało się ze wzrokiem Gangrela.

Na Trygława zaraz opanuje ją bestia. – pomyślał i nie zważając na konsekwencje ruszył w jej kierunku.

Pij niewiasto!- rzekł podając jej swój kielich.
 
__________________
"Kto się wcześniej z łóżka zbiera, ten wcześnie umiera" - Mag Rincewind
W orginale -"Early to rise, early to bed, makes a man healthy, wealthy and dead."

Torchbearer dla opornych. Ostatnia edycja 29.05.2017.
Komtur jest offline  
Stary 02-12-2008, 16:08   #18
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
- Nie Panie, nie odrzuca. Zresztą nie wiem czy tak samo rozumiemy pośledniość. Są tu widoki, które napawają mnie odrazą, ale nie trafiłeś Panie z ich źródłem. – Bała się czy to nie za odważne stwierdzenie, nazbyt oczywiste, ale liczyła na tę wrogość między dziećmi jednego rodzica, wrogość, której Rzemieślniczka z tak rozwinięta wrażliwością nie mogła przegapić. A że bardzo potrzebowała sojuszników zdecydowała się zrobić pierwszy krok. Wiedziała, że pod tym dachem może liczyć na siedzącego po jej drugiej stronie Edwarda, ale aby unieszkodliwić Krystynę trzeba było wywrzeć wpływ na jej ojca. To wymagało sprzymierzeńca w obozie samego Diabła.
- I z pewnością w domu mego Ojca liczy się również sposób podania, nie tylko potrawa, ale to dom Twego Ojca, a ja tu jestem tylko gościem. –Zasugerowała, że litość jest jej słabością, choć sama nie była pewna czy mówi w ten sposób prawdę. Na tym zamku twardość własnej duszy zaskakiwała ją często.

Brańcy faktycznie nie wstrząsnęli młodą rzemieślniczką. Uczucie szoku obcowania z barbarzyńskim światem, mimo, że z niego się przecież wywodziła, towarzyszyło jej przez blisko rok po powrocie z Konstantynopola na tutejsze ziemie. Ale przywykła do posłuszeństwa i zresztą była pewna, że jej ojciec, delikatny i subtelny, rodowity Konstantynopolitańczyk nie wytrzyma tu długo. Ale czas mijał i zmieniały się okoliczności, zawiódł ją nawet Nikos i została zakładniczką. Zmieniła jedynie jeden obskurny, ciemny zamek na drugi.

Ten świat był jej obcy. Jego żądze i pasje obce jej naturze. Nienawidziłaby Krystyny gdyby jakakolwiek kobieta była w stanie wzbudzić w niej takie uczucie. Gardziła tym, co Krystyna reprezentuje, szpetotą w pięknej masce, widziała rysy, spod których wylewa się prawdziwa natura jej prześladowczyni, widziała Krystynę w twarzach swych służących, w tym biednym okaleczonym stworzeniu, które przypłaciło kopniakiem jej małą manifestację. Dla Jany Krystyna była szpetna jak jej odruchy i pięknej Rzemieślniczce wydawało się, że córka Petra w duszy swej zna tę prawdę o sobie.
Nie wstawała od stołu, żeby się posilić. Na dyskretny znak szlachetny rycerz Horst z Frisenbergu, podprowadził do swej pani młodego mężczyznę. Jana nie przyglądała się człowiekowi. Wiedziała, że Horst zna jej gust. Napełniła swój puchar podobnie jak książę Edward von Zaborsky, zalizując następnie ranę ofiary.
Choć na tym dworze śmierć z powolnego upływu krwi była łagodnym losem. I kiedy wreszcie spojrzała w bladą twarz odchodzącego tyłem mężczyzny poczuła nagłe współczucie i nadzieję, że taki koniec będzie jego losem.

Pobyt na zamku był dla Jany próbą charakteru. Musiała to przetrwać, pamiętając, że wieczne jest tylko piękno Sztuki, a ona jest jej orędowniczką, muzą i zwiastunem. Pamiętając, że prawdziwe piękno łagodzi i uspokaja, bo nawet, gdy burzy zmysły prowadzi jedynie do wielkich czynów. W głębi swego rzemieślniczego jestestwa, Jana wierzyła, że sam fakt, że przebywa ona na zamku Petra zamek ten będzie zmieniał na lepsze, choćby w procesie długim i bolesnym. Procesie, który pociągnąć może za sobą ofiary.

Teraz książęcy syn wyraźnie skupiał swoją uwagę na egzotycznej Kainitce. Jana łowiła pojedyncze słowa z rozmowy Diabła z księciem von Zaborskym, nie słyszała jak waży się jej los, choć wiedziała, że o niej mówią.
 
Hellian jest offline  
Stary 07-12-2008, 11:53   #19
 
Marcys's Avatar
 
Reputacja: 1 Marcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znany
Bacząc by dostojniejsi od niego usiedli pierwsi, skulona kupa czarnego płótna spoczęła na wyznaczonym mu krześle, gdzieś pod koniec stołu. Miejsce to wyznaczono mu z dwóch powodów: po pierwsze i oczywiste - był jedynie sługą. Po drugie - oczy gości przeważnie zwrócone były ku szczytowi stołu i jego szpetna postać nie raniła delikatnych oczu Rzemieślników.

"...delikatnych, okrągłych, białych oczu, z źrenicą obleczoną cudownie barwną tęczówką... oczu, które po wyłupieniu nadal miały sobie w coś dostojnego, które tak łatwo pękały pod naciskiem kłów..." - Stoigniew odgonił od siebie rozbiegane myśli i odwrócił wzrok od twarzy Rzemieślniczki.

Nie to powinno w tym momencie zajmować jego głowę.
Był w służbie u wojewody już od wielu lat, zdążył przyzwyczaić się do napadów gniewu swego władcy. Pobyt u Diabła można było przyrównać do biegania ze skutymi nogami na młyńskim kole, popychanym przez rzekę krwi. Strasznym było narazić się na gniew rozszalałej bestii jaką mógłby się stać Petr. Ale kiedy zaczyna się pracować dla niej, gdy obłaskawi się ją, gdy znajdzie się już miejsce między kołami zębatymi tej ogromnej sali tortur, wtedy...

"...wtedy zaczyna pracować również dla Ciebie."

Długa, mająca jakby za dużo łokci, koścista ręka Stoigniewa sięgnęła po przystawiony mu puchar. Długie palce objęły zdobiony brzeg, szpony delikatnie stuknęły o srebro. Po chwili zarówno ręka jak i kielich zniknęły w przepastnej ilości czarnych szmat. Oczy Trędowatego nerwowo biegały po twarzach wszystkich gości, oceniając, starając się dostrzec ukryte intencje. Nie było tutaj osób zupełnie otwartych. Niektórzy po prostu bardzo głęboko schowali swoje tajemnice.

Gdy ręka służącego pojawiła się obok Stoigniewa by poprawić coś na stole, koścista dłoń, przypominająca odnóże topielca znów wysunęła się ze szmat i złapała sługę za łokieć w uścisk zimnych, twardych jak żelazo palców.

- Niech odsunie ode mnie świece, ich blask rani oczy.

Uścisk palców zelżał, sługa niemal wyparował z miejsca. Ci ludzi byli na służbie u Petra nie tak długo jak Trędowaty, ale znali się na swoim zajęciu. Im mniej byli widoczni, tym dłuższe było ich życie. Każdy z nich wiedział, że powinien unikać wojewody, jego syna i rozpuszczonej Krystyny, jednocześnie spełniając każda ich zachciankę. I mimo iż Stoigniew nie był tak morderczy jak ta trójka, żaden z nich wolał nie spotkać się oko w oko z monstrum, które ukrywała góra szmat.
Świece zostały dyskretnie odsunięte. Tu trzeba było zrobić miejsce, tam uzupełnić świecę...

"I jak dyskretnie spełniać swoją rolę, skoro samą swoją obecnością zwracam uwagę większości gości Petra...?" - przebiegło przez głowę Stoigniewa, a on sam skulił się i wsunął głębiej w swoje szaty. Cień był dla niego bardziej naturalny niż jasna sala. Cienie zdawały się nawet lubić Trędowatego, przylegając do niego. Postać zastygła, z wypełnionym do połowy pucharem w ręce, jedynie białe jak śnieg oczy nadal poruszały się nerwowo, a uszy czujnie słuchały prowadzonych rozmów.

"Tydzień. Tydzień i nic nie wiadomo. Znikają w dzień i w nocy, w całym lennie Petra, w różnych odstępach czasu, w żaden konkretny dzień tygodnia, bez żadnej powtarzalności. I teraz jeszcze Slavka... "

W szczelinie ściany zabłysła para malutkich ślepi. Długo i uważnie lustrowała pomieszczenie, zanim odważyła się choćby na mrugnięcie. Powoli, mały, włochaty czarny kształt z długim, nagim ogonem wysunął się ze swej nory. Wibrysy długo wachlowały powietrze, czuły węch i wzrok próbowały wychwycić choćby cień intencji ataku. Nerwowo, czarny kształt przebiegł w kierunku najciemniejszego miejsca przy stole, ukrywając się w fałdach zwisającej szaty. Małe, mocne pazurki łatwo wczepiały się w materiał, gdy wspinał się ku bezpiecznej wysokości, potem tylko chwila podróży pomiędzy fałdami płótna i w końcu czarny kształt zatrzymał się na udzie Trędowatego, bez śladu strachu. Długi szpon Stoigniewa delikatnie podrapał stworzenie pomiędzy uszami.

"Wystarczy być odpowiednio cierpliwym." - pomyślał - "Jeżeli ta pięknooka Rzemiesliczka, zbudowana z miodu i blasku księżyca, ma zamiar wziąć udział w poszukiwaniach, kto wie, może nasz porywacz połasi się na równie łakomy kąsek. To by rozwiązało wiele problemów..."

Czarny kształt wspiął się po ręce Trędowatego do brzegu kielicha i małym, szorstkim języczkiem zaczął chciwie chłeptać czerwoną, gęstą ciecz...
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 08-12-2008 o 17:14.
Marcys jest offline  
Stary 08-12-2008, 18:54   #20
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Oczy wszystkich zgromadzonych w komnacie kainitów spoczęły na Wrońcu, który raźnym krokiem zmierzał wprost do stojącej w drzwiach niewiasty. Z oczu kobiety, jej ruchów, wyzierał niewyobrażalny głód. Bestia w jej wnętrzu wyła choćby o odrobinę słodkiego vitae, nie jeden ze zgromadzonych przy stole mógł by przysiąc, że ją słyszy, w ciszy jaka nagle zaległa w komnacie. Petr powoli podniósł się od stołu, zagradzając wampirowi drogę.

- A cóż to...? Czyżbyś Wrońcu postanowił przejąc obowiązki pana na zamku... ba, a może także przywileje? - głos Wojewody był zimny niczym lód, skuwający wszystko co stanie na jego drodze w czasie najsroższej zimy.

Zwierz nie zdążył zareagować, kiedy Diabeł jednym uderzeniem wytrącił mu kielich z dłoni. Kolejny cios sprawił, że słusznej postury mąż poszybował niczym szmaciana kukła przez pół sali, rozbijając na końcu stół i powodując popłoch wśród biesiadników. Petr z kamienną twarzą kroczył powoli, majestatycznie, miażdżąc pod obutymi w czarne, skórzane ciżmy stopami skorupy porozbijanych naczyń i resztki zniszczonej ławy. Kiedy stanął nad leżącym w kałuży krwi, pomiędzy porozrzucanymi kawałkami drewna mężczyzną, wszystkich obecnych, nawet Stepana i Krystynkę przeszyło zimne ostrze strachu.

- Kto ci pozwolił karmić krwią mych poddanych ten pomiot Szarlatana? Co by powiedział twój ojciec i twój ród wiedząc, że bratasz się z tym ścierwem ? Już nie pamiętasz jak Churka zdradził Ennoje ? - po czym zniżył głos prawie do szeptu - I nic ci tu nie pomoże przyzywanie imienia ojca mej matki.

To powiedziawszy splunął Gangrelowi prosto w twarz, krwawą śliną.




Miejsce w którym wypluta z ust Diabła krew zetknęła się z ciałem Wrońca paliło żywym ogniem. Skóra złuszczała się z sykiem, a gęsta, żrąca substancja drążyła głębiej do mięśni, ścięgien i kości. Mężczyzna zawył z bólu jak ranione zwierze, drąc palcami poparzone miejsce, byle tylko pozbyć się resztek żywoczerwonej, śmiercionośnej plwociny.


***



W tym samym czasie na drugim końcu sali rozgrywał się inny dramat. Zmożona głodem bestia zerwała się z łańcucha, na widok zbryzganej juchą posadzki, objęła we władanie ciało i umysł biednej Szarlatanki. Kierowana dzikim instynktem i przemożną chęcią zaspokojenia głodu, kobieta, rzuciła się wprost w tłum stojących pod ścianą, niczym ofiarne cielęta, niewolników Petra. Jęła gryźć, szarpać pazurami, rozdzierać ciała nieboraków na ćwierci.




Przerażeni, tym co się dzieje ludzie w popłochu rzucili się do ucieczki. Potwór w ludzkiej skórze, wybrał sobie za cel najsłabszą ofiarę. Zapędzona w kat kobieta umierała z przeraźliwym krzykiem na ustach, gdy kły Saraj rozdzierały jej delikatną, wiotką szyję. Nagle coś zamigotało zimnym blaskiem, ostra jak brzytwa stal z wizgiem przecięła powietrze, kładąc kres makabrycznej jatce. Głowa Szarlatanki potoczyła się, po czerwonej od posoki, kamiennej posadzce. Na zastygłej w pośmiertnym grymasie twarzy, malowało sie niedowierzanie. Szczupła kobieta o długich płowych włosach, która pojawiła się znikąd, stałą spokojnie nad swoją ofiarą i wycierała piękną, damasceńska szablę o jej okrwawione odzienie.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 08-12-2008 o 19:51.
MigdaelETher jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172