Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-12-2008, 21:48   #21
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Całej tej gościny u wielmożnego Petera miał dosyć. Zbliżał się mniej więcej do momentu, gdy szukał tylko pretekstu, by kazać wojewodzie pocałować się w pewne miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Rzecz jasna, jednak podstawowym warunkiem takiego postępowania było znalezienie się w odpowiedniej odległości od zamku Strachov. Wojewoda wprawdzie dał mu schronienie przed pościgiem z Myjavy, ale były książę zaczynał coraz bardziej wątpić, czy cały interes, na jaki zgodził się przyjmując tę gościnę, był opłacalny. Ścigali go, zgoda, ale tak naprawdę niebezpieczeństwo groziło mu tylko w pobliżu swojej własnej domeny. Chrzanić to! Nie chciał być wcale księciem i kiedy przypadkiem został, zdołał się nauczyć przede wszystkim, jak się ucieka przed wściekłym rywalem do tronu. Teraz zaś siedział sobie na stołku na kolacji zastanawiając się nad tym całym bezsensownym wydarzeniem.


Przyjmując propozycję Petera miał nadzieje, że po prostu odsapnie sobie trochę na wojewodzińskim zamczysku, a potem uda mu się gdzieś zabrać. Bowiem siedziba tego strasznego klanu była jak nie ostatnim, to jednym z ostatnich miejsc, gdzie normalny wampir miałby ochotę się znaleźć. Ale on wtedy był głodny, zmęczony, zaś propozycja pana na Strachovie wydała mu się nadzwyczaj szczodrobliwa, ot wojewoda udziela pomocy księciu. Jakże to pięknie brzmiało! Ale rzeczywistość okazała się zdecydowanie bardziej paskudna, niż mógł przypuszczać. Ponura twierdza przypominała skrzyżowanie fortecy z zestawem lochów, po których hulała panna krwawa Krysia, pozbawiona nie tylko jakichkolwiek skrupułów, ale nawet zrozumienia różnicy pomiędzy dobrem a złem. Szczęśliwie sensowniej zaprezentował mu się Krzywonos. Tak jak Krystyna wyglądała pseudo-uroczo, tylko ducha miała paskudnego, to syn wojewody zewnętrznie prezentował się bardziej niżeli nieciekawie, ale z kolei wydawał się nieco rozsądniejszy niż sparszywiała kompletnie siostrzyczka. Chociaż prawda, że być mniej sadystycznym łajdakiem niż Krystynka, raczej nie było wyczynem. Nawet mości wojewoda wydawał się niekiedy zniesmaczony swoją córką, choć jednocześnie bardzo jej pobłażał. Dodajmy do tego jakąś fatalnie ubraną paskudę robiącą za służącego, oraz niefrasobliwego zwierzaka, który miał pecha podskakiwać czasem księciu. Tak jak właśnie teraz, kiedy rozjuszony wojewoda dal mu po twarzy, potem zaś dał posmakować swojej skwaśniałej krwi. Tymczasem on siedział tutaj w tym obrzydliwym wariatkowie, na tej uczcie, której wstydziłby się najbardziej pozbawiony gustu Rzemieślnik, i udawał zachwyconego ultimatum Petera. Tylko Jana była gwiazdką, błyszczącym promieniem oświetlającym to bezduszne wnętrze. Dawno zwiałby, gdyby nie ona. Teraz myślał, że zostawić ją na pastwę wojewodzianki wariatki oraz Petera byłoby szaleństwem oraz szkoda dla urody całej wampirze populacji. Dlatego raczej myślał, jakby zwiać z nią razem. Ale czy dziewczyna opuściłaby swoje służki? Ech, ciężka sprawa, naprawdę bardzo ciężka. Dlatego przyjął ofertę Petera.

Wrzask! Rozrywani ludzi. Szaleństwo przez mgnienie oka. Ohydztwo, którego pragnął zawsze unikać. Chciał zapobiec, wstawał, lecz miał nadzieję, ze może ktoś z miejscowych będzie szybszy, uratuje kogokolwiek. Nagle. Cięcie ostrej klingi i tyle było. Niespodziewanie fruwająca głowa jakieś śniadoskórej wampirki, którą wprowadzono właśnie na salę, wesoło poskakując potoczyła się po podłodze. Co ciekawe, przez szyję pociągnęła jej szablą inna dziewczyna. Ale skąd się zjawiła?
- Niech to…! – Prawie mu się wyrwało. Zaskoczony zerwał się z krzesła i aż pokazał ręką ze zdziwienia na nieznajomą.


- Kim ty … do … ten tego … jesteś?
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 09-12-2008 o 21:57.
Kelly jest offline  
Stary 10-12-2008, 10:35   #22
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Kamyk zatrzymała wóz na skraju lasu, i podniosła oczy ku wieżom Strachova, jej nowego pana siedzibie. Po niebie pełzł poszarpany obłok, jak strzępy sztandarów przegranych. Kobieta otuliła się szczelniej płaszczem. Jak zimno. Wyciągnęła z sakiewki niebieski, przejrzysty klejnot i przez moment obracała go w palcach, łowiąc światło gwiazd.


***
Miękkie kroki brata, szelest jego płaszcza, dotyk szorstkiej dłoni na skroni, tam gdzie kończyła się blizna.
- Oczy dnia - powiedział. Kamyk miała złote oczy. Nie jasnobrązowe ani nie bursztynowe czy żółte jak siarka, jak to się zdarzało u Zwierząt, którzy dali się ponieść Bestii. Złote jak światło zakazanego dnia.
- Oko nieba - szepnął, wsuwając w jej dłonie niebieski klejnot.
***


Ledwie dziesięć lat minęło, od kiedy brat przywiózł jej z wędrówki ten kamień i opowieść. Teraz popioły jej brata zmieszały się plugastwem na ulicach Londynu, a klejnot był jedyną pamiątką, jaka jej się ostała. Bo honor jest odpowiedzią na wszystko. Wsunęła oko nieba za rękawiczkę.
Koń prychnął i zadrobił niespokojnie, zaparł się a łbem trząść począł, jakby droga nagle podobać mu się przestała.
- Cichaj, cichaj...
Wampirzyca zeskoczyła z kozła. Podeszła do konia, pogładziła szkapę po chrapach i na wyciągniętej dłoni podsunęła jej pod pysk grudełki brudnej soli.
- Cichaj...
Roje zamknięte w dzbanach odezwały się głuchym bzyczeniem protestu. Kamyk wzniosła oczy ku niebu, niemo prosząc Boga o odwagę. Tylko ślepe posłuszeństwo ojcu sprawiało, że jeszcze nie zawróciła z drogi. Nie podobała jej się dziedzina Diabła, nie podobały jej się surowe góry, przez które tu jechała, a najmniej ze wszystkiego podobały się jej znaki, którymi w podróży ostrzegał ją łaskawy Bóg i Jego anieli. Niepokój żywiny to nic. Ale ledwie noc temu, jako z legowiska w gawrze niedźwiedziej się wygrzebała, ujrzała węża sunącego po rzecznym piasku, sploty gadziny szatańskiej wykreśliły imię w świętym języku. Jej imię.

- Bóg jest miłosierny - powiedziała rojom, niespokojnej klaczce i nocy, pochyliła z pokorą głowę. - My jeno Jego małe sługi.

Stanęła przed bramą i zeszła z kozła. Masz być posłuszna. W twoich rękach mój honor i moje słowo. Masz być posłuszna. Nie będzie prowadziła swoich wojen z moim bratem. Nie będziesz harda. Nie będziesz krnąbrna. Zegniesz kark do samej ziemi, jeśli taka będzie potrzeba. Będziesz posłuszna.
Ściągnęła kaptur z twarzy i krzyknęła w stronę okienka strażników:
- A bywaj tam!
- Bywaj! Kogo czort niesie po nocy?
- Nie przywołuj imienia tego, przed kim stanąć nie chcesz, człowiecze!
- warknęła. Źle, źle, nie jestem w domu. - Jam Kamyk, bartnicza córka, wolny człek. Wojewodzie służyć chcę i roje moje na ziemi jego osadzić, miodami płacąc! O posłuchanie proszę!
- Niech czeka świtu!

Ani ja czekać nie mogę, ani wojewoda o świcie mnie nie przyjmie.
- Rzeknij swemu panu...
Co? Ojciec zakazał wymieniania swego imienia komukolwiek poza Petrem, z którym pił krew i którego nazwał bratem. Od tego czasu jednak wiele wody upłynęło w rzekach. Jak daleko sięga łaskawa pamięć wojewody?
Kamyk przestąpiła z nogi na nogę: - ... rzeknij: Jest we mnie wróg, którego żaden miecz nie zdoła zabić.
- Co?

Kamyk powtórzyła cierpliwie. Brodata twarz strażnika zniknęła, do wampirzycy dobiegł trzask zamykanego okienka. Oparła się o bok szkapy, w ciepłym dotyku zwierzęcia szukając otuchy i pocieszenia... i czekała. Księżyc toczył się powoli po nieboskłonie. Brama jak była zamknięta, tak zamkniętą pozostała. I kiedy Kamyk straciła już nadzieję, że Diabłu utkwiła w pamięci rozmowa sprzed piętnastu zgoła lat, szczęknęły łańcuchy, krata się podniosła, a w otwartej bramie stanął strażnik rozrośnięty w barach jak górski niedźwiedź, i niemal tak samo kudłaty.
- Wojewoda przyjmie. Za mną.

Kamyk bez słowa pociągnęła szkapę za wodze. Wóz terkocząc wjechał na dziedziniec. Wiele razy opowiadała się nocą pod bramami zamków książąt, hrabiów, baronów i innych władców tego świata. Zawsze w końcu ją wpuszczano. Zawsze gromiła opryskliwego strażnika, który potem prowadził ją ciemnym korytarzem, gdzie odbywały się rozmowy, zawsze kończące się kwestią ceny. Teraz miało być inaczej. Kamyk przybyła, by służyć, a sługa nie stawia warunków i nie rozstawia po kątach ludzi swego pana.
- Czekaj tu, dziewko - mruknął strażnik, wykrzywił się z odrazą, zobaczywszy z bliska głębokie blizny na policzkach kobiety.
- Pod piłę tartaczną wpadłaś?
- Wojna nie jest łaskawa. Zwłaszcza dla niewiast, panie.

Żeby w niej uczestniczyć, musiałam się oszpecić. Tak aby nikt i nigdy nie zobaczył we mnie kobiety.

Czekała. Najchętniej wyprzęgłaby zmordowanego konia i choć na chwilę otworzyła dzbany z rojami. Ale strażnik w każdej chwili mógł wrócić.
- Zaraz pójdziesz do stajni, maleńka, jeszcze chwil parę, wytrzymaj - pogładziła klaczkę po boku i wskoczyła na wóz. Spod kozła wydobyła długi pakunek. Rozejrzała się szybko, ale i tak pewnie ją obserwowano i nic nie mogła na to poradzić. Rozchyliła materiał i wydobyła szablę.
- Al Nur - szepnęła. Przeciągnęła obciągniętą w rękawicę dłonią po płazie broni, z zachwytem wpatrując się w kręte, wijące się wzory, które zdawały się żyć i tańczyć, wirować wokół nieustalonego punktu. - Światło...



"Bóg jest światłem niebios i ziemi. Jego światło jest podobne do niszy, w której jest lampa; lampa jest we szkle, a szkło jest jak gwiazda świecąca. Zapala się ona od drzewa błogosławionego - drzewa oliwnego, ani ze Wschodu, ani z Zachodu, którego oliwa prawie by świeciła, nawet gdyby nie dotknął jej ogień. światło na świetle! Bóg prowadzi drogą prostą ku światłu, kogo chce". Światło Boga tańczyło w szabli. Czy tak to widzą ci, których dosięga? Wąska szczelina światła rozcinająca mrok.
Żwir na dziedzińcu chrzęścił pod krokami strażnika.
Jestem tu z polecenia ojca. Jestem córką mego ojca. Niech będzie ceremoniał. Kamyk odrzuciła na tył wozu toporny miecz i czekan i przypięła do boku Nur. Roje rozszumiały się jak las w czasie wichury.
- Za mną - strażnik obrócił się, nie patrząc nawet, czy ruszyła za nim.

Zbrojny o imponujących wąsiskach stał przed uchylonymi lekko dębowymi drzwiami.
- Nie wniesiesz broni do sali wieczernej, gdzie ucztuje wojewoda.
Nie? Kamyk pokłoniła się zbrojnemu, przytrzymując obciążony bronią pas.
- A cóż to...? Czyżbyś Wrońcu postanowił przejąc obowiązki pana na zamku... ba, a może także przywileje? - dobiegł zza drzwi tubalny głos. Kamyk wyprostowała się. W oczach zbrojnego błysnęła ciekawość.Wampirzyca stała nieruchomo, z dłońmi skrzyżowanymi na piersi. A potem na mgnienie oka uśmiechnęła się do śmiertelnika i demonstracyjnie zawiesiła wzrok na gobelinie, na którym psy rozszarpywały jelenia. Kiedy spojrzała powtórnie, zbrojny już zaglądał ciekawie do sali przez uchylone odrzwia.
"Wierni, ograniczajcie swoją ciekawość" - przemknęło przez głowę wampirzycy. Ale nie wtedy, kiedy zależy od tego wasz los - dodała od siebie i spojrzała ponad ramieniem zbrojnego.

Przy samych drzwiach stała smukła kobieta o długich, gładkich jak aksamit ciemnych włosach. Zasłaniała wszystko. Zbrojny westchnął.

- Kto ci pozwolił karmić krwią mych poddanych ten pomiot Szarlatana? Co by powiedział twój ojciec i twój ród wiedząc, że bratasz się z tym ścierwem ? Już nie pamiętasz jak Churka zdradził Ennoje?

Drgnęła i oparła dłoń na rękojeści Nur. Och? Czy to... Czy to...? Zza drzwi dobiegł trzask pękającego drewna, a potem krzyk bólu. Kamyk zagryzła wargi i stanęła na palcach, starając się dostrzec wnętrze sali ponad ramieniem rosłego mężczyzny. Kobieta stojąca tuż przed drzwiami odwróciła się pomału. W szparze uchylonych odrzwi błysnęły głodne, nieludzkie oczy. Kamyk spojrzała prosto w oblicze Bestii. Nie.

Wyszarpnęła szablę z pochwy, gładkim, wyćwiczonym ruchem. Zbrojny wytrzeszczył oczy i zamierzył się na nią toporem, ale uchyliła się przed ostrzem, w przelocie uderzyła mężczyznę biodrem, wytrącając go z równowagi i wcisnęła się w szparę w odrzwiach.

Chroń mego brata i wroga. Chroń, ile ci sił stanie. W twoich rękach mój honor.

Rosły, ciemnowłosy mężczyzna pochylał się nad kimś leżącym w szczątkach roztrzaskanego stołu. Kamyk ścisnęło się gardło z rozpaczy. Siedem nocy paliłam ognie. Nie przyszli. Wybici do nogi. I teraz też nic nie mogę zrobić. Zdawało jej się, że słyszy pogardliwy śmiech Sandora. Jesteś słaba. Możesz być tylko katem.

Gdzie ona?

Krzyk. Wampirzyca uskoczyła za rząd kolumn i ruszyła biegiem na koniec sali, twarze ucztujących za stołem migały szybko między rzeźbionymi kolumnami. Przesadziła jednym susem zdziwionego szczura i plamę krwi. Morze krwi. Niemal się poślizgnęła.

Bestia chłeptała krew z rozdartego gardła dziewczyny. W nas wszystkich jest wróg, którego żaden miecz nie może zabić. Ale ci, którzy pozwalają mu się pokonać i przejąć władzę, nie zasługują na miłosierdzie. Żadnej litości dla tych, którzy dali się ponieść Bestii. Żadnej litości dla tych, którzy wzgardzili rozumem danym przez Boga i obrócili się w zwierzęta. Kara jest jedna. W tej jedynej kwestii jej ojciec i Sandor mówili jednym głosem.

Nur przecięła powietrze. Wąska szczelina światła w mroku. Głowa Bestii potoczyła się po posadzce. Kamyk nachyliła się i pieczołowicie wytarła ostrze szabli o odzienie kobiety. Kat? Nie, Węgrze. Tym razem sędzia.

Nachylona spokojnie czyściła Nur. Raz, że za chwilę miała ją złożyć u stóp wojewody, a dobyła jej bez jego wyraźnego rozkazu. Dwa, żeby uspokoić zgromadzonych. Nikt, kto spokojnie czyści broń, nie zacznie za chwilę mordować.


- Kim ty … do … ten tego … jesteś?


Odwróciła się powoli, jak statek pod pełnymi żaglami. Przed sobą na wyciągniętych płasko dłoniach trzymała szablę. Kimkolwiek był ten dostatnio odziany mężczyzna, nie był teraz ważny. Nikt z siedzących za stołem nie był. Teraz liczył się tylko Petr Okrutnik, któremu ojciec dał ją, jak się oddaje psa. Przez chwilę stała nieruchomo z opuszczonymi oczami, aby wszyscy obecni oswoili się z widokiem pokiereszowanej twarzy i ostatecznie upewnili się, że nic im nie grozi. Prosty, męski przyodziewek wampirzycy - szerokie, węgierskie spodnie i podszyty baranicą kaftan - gryzł się z piękną szablą, którą trzymała na wyciągniętych dłoniach. Jej koścista, żylasta sylwetka o płaskiej niemal piersi i męski strój na tle urodziwych wampirzyc zdawała się kpiną z kobiecości.

Pomału obróciła się w stronę wojewody. Zmusiła się do postawienia kroku, po czym pewniej już ruszyła przed siebie. Rubin w pierścieniu na palcu wojewody błyszczał jak grudka skrzepniętej krwi. Błyszczała krew na jego brodzie. Kamyk spuściła wzrok. Bądź posłuszna.

Przy leżącym wśród szczątków roztrzaskanej ławy Gangrelu zamarła na chwilę. To był moment krótszy niż drgnięcie śmiertelnego serca, ale na tę jedną chwilę widok okaleczonej twarzy mężczyzny sprawił, że się zawahała i zatrzymała. A potem spokojnie i obojętnie wyminęła go i stanęła przed Petrem, opadła miękko na kolana i pokłoniła się głęboko. Długi, jasny warkocz ześlizgnął się z pleców i zamiótł posadzkę. Nur brzęknęła cicho i płaczliwie o kamienie, kiedy Kamyk złożyła ją z szacunkiem u stóp Petra.

- Błagam o wybaczenie, szlachetny wojewodo, bo dobyłam broni bez twego rozkazu i przecięłam nić istnienia tej, do której miałeś zapewne plany. Proszę o to nie dla siebie, ale dla mego ojca, który nakazał mi strzec bezpieczeństwa wojewody nie bacząc na nic - Kamyk miała cichy i pełen pokory głos.

Wojewodzianka zaniosła się okrutnym śmiechem.
- Drwal cię jaki siekierą zaciął?
A szlachetnej pani złota na materię zbrakło, że cyckami mężom w oczy świeci jak nierządnica?
Kamyk zmilczała.
- Wstań. Co twój ojciec rzekł? - głos wojewody przeciął ciszę jak nóż.
Wampirzyca podniosła twarz, ale nie wstała, przysiadła na posadzce na piętach. Omiotła szybko wzrokiem twarz Petra, pana na Strachovie, po czym ponownie wbiła złote oczy w posadzkę.
O Boże, Boże. On mnie zabije. - kołatało jej się w głowie - Sczeznę tu w tej dziurze, i moje imię będzie zapomniane. Jeszcze zdołałabym zbiec, przy drzwiach góra dwóch ludzi, na dziedzińcu niewielu, stracę roje, ale nic to, nic to... Honor? Życie, życie, dziewczyno! Cóż wobec niego znaczy honor, co warte są pogarda czy cześć? Chcesz skończyć jak brat?
- Ojciec... - odkaszlnęła. - Ojciec prosił, aby wojewodzie słowa jego przekazać.
Petr skinął ręką. Z ust Kamyk popłynęły kwieciste zwroty jej ojca, a z każda chwilą jej głos był mocniejszy, jakby myśli jej twórcy dodawały jej siły.
- Petrze Okrutniku, panie na Strachovie, bracie mój i wrogu mój, dzierżycielu słowa mego. Kiedy dobiegł mnie list twój, w sercu moim smutek i radość starły się niczym wraże armie. Otom zasmucony, że chmury burzowe nad twą dziedziną się zebrały, ale i radość we mnie nieprzebrana, żeś w tej godzinie czarnej na słowo moje wspomniał i myśli twe pobiegły ku niegodnemu słudze Boga. Oto posyłam ci córkę moją, krew z krwi mojej, na służbę wieczną. Ona słowo moje odbierze, posługą wierną i krwią własną, jeśli taka będzie wola twoja, spłaci mój dług. Jesteś obecny w mych myślach i modlitwach na wieki.
... ale nie proś o nic więcej, boś Diabeł, kreatura wbrew prawom boskim żyjąca, ohydny twór piekielny.
Wojewoda oparł dłonie na pasie. Na twarz wypełzł mu gniew, z zawodem przemieszany.
- Czy mój brat i wróg ze mnie kpi? Miał dwóch synów. Dwóch!
Słowo winno być wyważone jak miecz. Waż słowa. Bądź posłuszna.

- Ojciec dziękuje łaskawemu Bogu, że pozwolił mu zachować córkę, dzięki której życzeniom brata swego i wroga zadość może uczynić.
- Córka mego brata i wroga inne imię nosiła. Skała ją zwali...
- wojewoda uniósł brew.
- Skałę skruszyć trzeba, mój panie, jeśli chce się kamień dobrze w ręku leżący uzyskać.
Czy ten cień, który przemknął po twarzy wojewody, to uśmiech? Czyżby moje słowa rozbawiły Diabła?
Za plecami Kamyk rozległ się jęk. Wampirzyca przypomniała sobie o okaleczonym Zwierzęciu. Trzeba obmyć mu twarz. Zatrze oczy i oślepnie.
Ponownie pokłoniła się głęboko, uderzając czołem o posadzkę.
- Ojciec mój hojne dary przesyła, o które prosił jego szlachetny brat i wróg. Czy wojewoda zezwoli, aby jego sługa Wroniec udał się na dziedziniec i przemówił do roi, które strzegą darów mego ojca? Nie chciałabym rozbijać dzbanów, aby rozjuszone roje nie niepokoiły gości i służby najjaśniejszego pana.

 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 11-12-2008 o 10:06. Powód: ratowałam styl
Asenat jest offline  
Stary 10-12-2008, 19:42   #23
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Uderzenie wojewody było tak silne, że Wroniec niczym pocisk katapulty, poszybował przez pół sali, a następnie spadł na biesiadny stół rozwalając go całkowicie. Taki cios zabiłby śmiertelnika na miejscu, ale dzieci nocy ulepieni byli z innej gliny. Gangrel oszołomiony i ciężko ranny nie wiele usłyszał ze słów wściekłości szalonego wojewody. Z tego stanu zamroczenia wyrwał go nagle okropny i piekący ból na twarzy. Wroniec odruchowo zaczął drapać ranę, starając się nie dopuścić do dalszego rozprzestrzeniania śmiertelnej substancji i nie zauważył nawet pojawienia się nowej wampirzycy.
Być może uratowała mu życie przez swoje nagłe przybycie, ale w tej chwili dla niego, nie miało to wielkiego znaczenia. Wroniec jęcząc przetoczył się na kolana, jednocześnie czując jak jego wampirza krew, łagodzi skutki straszliwych ran. Ból złagodniał, przez co inne uczucia zaczęły powoli formować się w jego umyśle. Fala szalonej wściekłości próbowała ogarnąć jego udręczone ciało. Przed oczyma, niczym stado wron, formowały się czarne mroczki. Palce jednej z jego dłoni zaczęły formować się w przerażające szpony.
Mimo tego racjonalna część umysłu Wrońca nie mogąc pogodzić się ze skutkami jakie mógłby wywołać dziki szał, próbowała wepchnąć nadchodzącą bestię w klatkę podświadomości. Dla osoby obserwującej Gangrela, ta wewnętrzna walka, objawiała się drgawkami i pełnymi bólu jękami.

Precz biesy, precz, precz!-powtarzał próbując opanować napływające uczucia. Jego lewa dłoń spazmatycznie otwierała się i zamykała, na przemian kształtując się to w dłoń człowieka, to w łapę bestii.

Lokisie, wilczy pasterzu pomóż mi !!!
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 11-12-2008 o 20:00. Powód: Drobne poprawki
Komtur jest offline  
Stary 12-12-2008, 23:50   #24
 
Marcys's Avatar
 
Reputacja: 1 Marcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znany
Całość potoczyła się szybko: uderzenie Petra, które powaliło Wrońca, furia Ravnoski, pojawiająca się nagle znikąd jasnowłosa wampirzyca, kolejna śmierć na dworze Diabła.

"Zabito tu jednego z nas, a teraz wszyscy zajmują się uprzejmościami. "Wybacz Panie, że właśnie zabiłam jednego z Twoich gości, przyjmij proszę te dwa roje". Czy powinienem się czemukolwiek dziwić ?"

Ciało Szarlatanki powoli zamieniało się z pył, ale nie to przyciągnęło uwagę Trędowatego. To, co zwracało uwagę, to pojedynek Bestii i Woli leżącego na podłodze Wrońca.

"Nie teraz, nie tutaj. Jeżeli ogarnie go szał, niechybnie spadnie dziś druga głowa."

Ciemna sterta materiału wystrzeliła z krzesła, gdy tylko nowo przybyła minęła jego krzesło. Stoigniew łagodnie opadł przy dygoczącej postaci, dwie długie, blade, szponiaste ręce wysunęły się z fałd materiały, chwytając ubranie Gangrela.

- Niech Pan i Władca jemu wybaczy ten nietakt. - zaskrzeczał na tyle cicho, by nie przerywać mówiącej wampirzycy. Uniósł z łatwością dygoczące ciało. "Krew Kaina w żelazo dłonie zamienia", jak mawiają. Trędowaty szybko wysunął się z sali ze swoim brzemieniem.

Na korytarzu, tuż obok wejścia do sali, Trędowaty zdjął ze sowich barków Gangrela i uderzył jego plecami o ścianę, przyciskając go chudymi rękami topielca i wbijając w skórę końcówki mocno trzymających go, zaciśniętych szponów.

- Niech się uspokoi.

Postać cały czas drżała, jak gdyby mamrocząc coś do siebie. Stoigniew uniósł głowę, z fałd materiału zaświeciła para białych oczu.

- Niech się uspokoi, bo ściągnie na siebie gniew Petra. Gniew, który w najlepszym przypadku pozbawi go głowy, a w najgorszym skarze na kilka lat cierpień. Chce się stać zwierzaczkiem Krystyny...? Nie chce...

Palce Trędowatego zacisnęły się na barkach szarpiącej się postaci.

- Niech się uspokoi, albo Stoigniem będzie musiał wbić mu kołek w serce i schować na dzień i noc w piwnice, aż się uspokoi, dla jego dobra. Nie chce mu zrobić krzywdy, ale nie ma dużo czasu na zastanawianie. Niech się uspokoi...


 

Ostatnio edytowane przez Marcys : 13-12-2008 o 21:48.
Marcys jest offline  
Stary 13-12-2008, 21:05   #25
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Wrażliwość potrzebowała odpowiedniej gleby, nikt nie wiedział tego tak dobrze jak Rzemieślnicy. Kiedy znikała śmierć łatwo było ją stracić. Ale przecież nawet pośmiertna ambicja, pragnienie władzy czy chwały miały swe korzenie w tym, czym każdy z nich był za życia. Tymczasem trudniejsze uczucia, miłość, lęki, współczucie większość Kainitów odrzucała, znajdując powód do chwały, w tym, co było tylko pójściem na łatwiznę. Okrojeni z bólu i wątpliwości stawali się połową siebie. Trawili wciąż te same żądze swego wygasłego człowieczeństwa, niezdolni ze swej istoty do kreatywności, bo do niej niezbędna jest dusza.

Jana nie tworzyła. Nie w pospolitym znaczeniu tego słowa. Ale inspiracje, do których się przyczyniła miały swe korzenie nie tylko w idealnych rysach, w karminowych ustach i pięknych oczach. Także w tym jak widziała świat, jak kochała piękno, a że i własne, to był tylko brak fałszywej skromności.
I w jej człowieczeństwie. Które tutaj atakowano nieustannie.

Na starachowickim dworze nie znano pojęcia intymności. Nie rozumiano najprostszej prawdy, że każda wielka emocja jej potrzebuje. Inaczej zmienia się w pospolitość. Strach na zamku Petra był pospolity. Udzielał się Janie. Ale jednocześnie odgradzała ją od niego bariera świadomości. Dlatego gdy rozbrzmiał gniew Petra, gdy lodowaty podmuch towarzyszący obecności jego syna zmieszał się z mrożącym krew w żyłach głosem ojca, Jana, której twarz zaróżowiła się od odczuwanych emocji, nie poddała się strachowi i mogła uważnie śledzić rozgrywający się koszmar. Pan tego zamczyska budował swój prestiż poniżając własne sługi. Jego zachowanie wobec Wrońca nie było niespodzianką. Toteż skupienie Rzemieślniczki koncentrowało się na drugim punkcie zapalnym. I kiedy egzotyczna Kainitka w szale głodu rzuciła się na brańców, Jana była gotowa zareagować. Wstała, choć ten ruch na moc, której zamierzała użyć, nie miałby wpływu. Chciała zmusić Kainitkę do porzucenia budzących litość ofiar, licząc na to, że siedzący obok niej Edward i Krzywonos dadzą radę unieszkodliwić nieszczęsną. Ale wtedy na scenę wkroczyła stal i jej właścicielka.

Kiedy spadła głowa dziewczyny Jana zdołała spokojnie ponownie usiąść za stołem. Reszta spektaklu nie należała do niej. Nie wydawała się sobie bezduszna. Nie udało jej się zapobiec nieszczęściu, a teraz, gdy musiały wybrzmieć jego konsekwencje, tylko one się liczyły.

Gdy książę von Zaborsky zwrócił się do nowej osoby dramatu z pytaniem o tożsamość, Jana nie po raz pierwszy zadała sobie pytanie, dlaczego Rzemieślnik o jego pozycji wciąż przebywa w tym miejscu. Książę sprawiał czasem wrażenie jedynego tutaj Kainity, niesterroryzowanego przez Petra, bo ponury i groźny wojewodzic był nawet jeśli niezastraszoną, to z punktu widzenia Jany i tak pewnego rodzaju kopią swego ojca. Może taki jest los dzieci. Też bardzo długo kochałam swego ojca.

Dopuszczała oczywiście możliwość, że się myli w swych ocenach. Stoigniew, do którego widoku przyzwyczajała się z najwyższym trudem, zadziałał samodzielnie i niewątpliwie odważnie wynosząc Wrońca z sali. Żałowała, że nie widziała jego twarzy w chwili, gdy ginęła czarnowłosa dziewczyna.
Nowoprzybyła przypominała Janie Stepana. Nie tylko przez okaleczoną twarz, zresztą o tej, dzięki niezwykłym złotym oczom łatwo było zapomnieć, bardziej przez postawę wobec Diabła, pełną strachu, lecz jednocześnie dumną, gdyż ten strach wydawał się wynikać z autentycznego szacunku i lojalności.

Mój wynika z chęci przetrwania. Co można szanować w Petrze? Żałowała, że nie rozumie motywów wszystkich protagonistów.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 14-12-2008 o 11:47. Powód: poszerzanie słownictwa czyli nic ważnego ;)
Hellian jest offline  
Stary 05-01-2009, 22:58   #26
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu

Wróżba mówiła o obcym, o kobiecie z dalekiego kraju. Jak zwykle się nie myliła. Jak zwykle ten stary głupiec z nas kpi. Chyba przyda mu się kilka postnych nocy. Posiedzi tam sobie w swojej pustelni tak do pełni bez ofiar, to struchleje. Odechce mu się gmatwania…


***

-Wybacz pani, obowiązki wzywają. Myślę że... książę... Zaborsky poświeci pani jeszcze czas. - Krzywonosowi wyraźnie bardzo ciężko było określić tym tytułem kogoś poza swoim Ojcem. O ile lada moment nie skończy tak jak ta rozkładająca się pod ścianą menda, jeśli dalej będzie wymachiwał tym swoim zadbanym paluchem. –przemknęło mu przez myśl kiedy mijał Rzemieślnika obchodząc stół. Krytycznie spojrzał na swoje paznokcie, owszem przycięte w miarę równo, ale jednak nie najczystsze jak na osobę jego stanu. A wydawałeś się „książe” taki opanowany…

Stepan poszedł do swojego Ojca i przyklęknął na jedno kolano, skłaniając się lekko. Taki akt uległości był z jego strony zbędny, jednak jako cios okazał się celny i precyzyjnie wymierzony. Krystyna widząc zachowanie swojego brata, zareagowała niemalże natychmiastowo, wyprężając się jak gdyby ją wprawnie nasadzono na pal. Chęć wywyższenia okazała się silniejsza od zdrowego rozsądku. Rozdrażniony obecnie Książe skomentował to tylko cichym mruknięciem. Większość obecnych na sali nie zwróciła by na to uwagi, jednak dla dwojga najbardziej tym zainteresowanych, był to sygnał klarowny niczym woda z zamkowej studni. Przez kilka sekund Krystyna tkwiła naprężona już nie z dumy, lecz ze strachu. W jej gardle zapanowała nagle posucha tak wielka, że nawet mimo tych kilkuset lat wampirzego życia jakie miała za sobą, z wielką chęcią napiłaby się nawet tak pośledniego trunku. Krzywonos z trudem opanował się by nie dać po sobie poznać jak bardzo cieszyło go wbicie tej drzazgi wprost pod metaforyczny paznokieć tej przeklętej wiedźmy. Ten jeden niepotrzebny uśmiech mógłby znów przerzucić zwycięstwo w tej grze pozorów na jej szalę.

Niedoczekanie kochana siostrzyczko…

-Ojcze… -Stepana zaniemówił. W jego głowie zabrzmiał tubalny głos pana na Strachowie.

-Doskonale synu…

Stepan znów nie pozwolił sobie jednak na chcący zagościć na jego szpetnej twarzy uśmiech, przeczuwając że Ojciec nie ograniczy się tylko do tych kilku słów aprobaty…

walcz, bo masz mało czasu. Spójrz na rozbite państwo Piastów na północy. Nie popełnię podobnego błędu. Nie pozostawię mojej domeny bez jednego, silnego zarządcy. Widzę wasz konflikt i cieszy mnie on. Wprawdzie skłaniam się ku sprawowaniu władzy w sposób jakim radziłeś sobie przez te wszystkie lata jeszcze za swojego życia, jednak jeśli to Krystyna okaże się silniejsza…

W sali zapanowała przydługa chwila ciszy, którą przerwała odpowiedź Księcia, tym razem wypowiadana już na głos. Znów zdawało się że od jego brzmienia drży u posad samo Stachowskie wzgórze na którym wzniesiony był zamek.

-Wiem, co chcesz powiedzieć synu. Weźmiesz teraz naszego nowego gościa i zaprowadzisz do kaplicy. Niech mądrość kryjąca się za słowami Stachowskiego ducha poradzi nam co w tej sytuacji dalej czynić…

a w najgorszym wypadku wrzucę ją do studni. Wszystko jak zwykle na mojej głowie. Mógłbyś chociaż Ojcze posłać zemną tam choć raz nadobną Krystynę. O wypadek nie trudno..- Krzywonos rozmarzył się, już słysząc w uszach słodkie brzmienie rozpaczliwego krzyku swojej siostry, spadającej wprost w bezdenną otchłań wróżebnej studni. Nawet nie silił się na skrywanie ostatnich myśli. Przed Petrem ie istniało na zamku coś takiego jak tajemnica. Poza tym, jego ostatnie stwierdzenie było przecież jasnym sygnałem do podjęcia walki. Było też jednak jasnym ostrzeżeniem co do konsekwencji ewentualnej porażki...

-Nie, to byłoby za proste. Dołączę do was osobiście, jak tylko skończę wieczerzę. Widzę że nie jesteś głodny Krzywonosie, więc udaj się wykonać moje polecenie niezwłocznie…

Krzywonos poderwał się i ruszył w kierunku drzwi. Bez słowa minął Córę Haqima i nie zwalniając nawet na mgnienie oka przeszedł przez rozkładające się zwłoki Szarlatani. Przez te kilka chwil jej ciało zdążyło już znacznie się rozłożyć, ujawniając jej rzeczywisty wiek. Zginęła łatwo jak na całe wieki które musiała już nie-żyć. Na jej wyschniętych kościach opinały się resztki miękkich tkanek. Przynajmniej nie będzie śmierdziała naszym Rzemieślnikom…

Jak widać mądrość nie zawsze idzie w parze z wiekiem. –przeszło mu przez myśl. Oczywiście momentalnie połączył to z faktem że był młodszym z dwojga dzieci Petra…Kilka wieków doświadczenia i wszystko obraca się w pył…

Był niepocieszony. Assamitka nie musiała odcinać jej głowy. Szkoda jej nie-życia. Nawet jeśli była nieprzydatna jako tłumaczka, to zawsze mógł krew z jej serca przetargować z Wrońcem lub Stoigniewem, lub nawet samemu ją spożyć w nadziei na zdobycie tajemniczych mocy jej klanu…Z drugiej strony, wedle jego nieświętej pamięci mentora, Assamici władali też własną odmianą magii krwi…

Bezgłowe ciało Szarlatanki rozleciało się w momencie kiedy trafił w nie ciężki but Stepana. Nienaturalny, pojawiający się znikąd wiatr który zawsze towarzyszył jego osobie rozwiał pył w jaki się zamieniło w malowniczej choć niewielkiej trąbie powietrznej. Kilka kroków dalej pod but Krzywonosa trafiła odcięta czaszka Saraj. Pękła , rozlatując się na setki drobniutkich kawałków, również nie spowalniając jego kroku…

***

Za drzwiami komnaty natknął się na Stoigniewa, walczącego z Wrońcem, a dokładnie z Bestią władającą jego ciałem.

-Już ci lepiej nasz rarogu? Czyś ty się aby nie opił wcześniej z jakiej baby coś jej szaleju przez przypadek podał jako lek na jakie przypadłości? –rzucił do Wrońca, licząc jednak w głębi ducha na to żeby Parchowi nie przyszło do głowy puścić ich popędliwego obecnie nad wyraz kompana ze swojego żelaznego uścisku…
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 06-01-2009 o 16:52.
Ratkin jest offline  
Stary 07-01-2009, 15:47   #27
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Dwóch potomków ma Diabeł. Jedno bardziej szalone od drugiego. Nie prowadź swoich wojen. Waż słowa. Bądź posłuszna.

Wampirzyca trwała w pokornym ukłonie, Nur błyszczała u stóp wojewody. Diabeł nie rzekł do niej ani słowa, nie dotknął szabli, ani nie uczynił najdrobniejszego gestu, aby przyjąć służby wampirzycy.

Może po słowach wyroczni? Diabeł słucha wróżbitów?
- Kamyk pochylona nad posadzką zmarszczyła się lekko. Zresztą... nic dziwnego.

Kiedy wojewodzic o pobliźnionej twarzy ruszył w stronę wyjścia, wampirzyca zawahała się. Etykieta i dworskie zwyczaje nie były jej mocną stroną. Powinna wyjść, czy czekać na słowa skierowane bezpośrednio do siebie? Po chwili uderzyła czołem o posadzkę przed wojewodą i wstała, podnosząc szablę.

Lepiej uchybić etykiecie, niż kazać panu powtarzać rozkazy. Lepiej wyjść na chama, niż na głupca.

Do drzwi szła tyłem, twarzą zwrócona w stronę Petra, ciągle zgięta w ukłonie.

-Już ci lepiej nasz rarogu? Czyś ty się aby nie opił wcześniej z jakiej baby coś jej szaleju przez przypadek podał jako lek na jakie przypadłości?

Młody Diabeł zaprawdę musi być szalony. Po co drażnić Zwierzę, jeśli się z nim nie walczy?
Gangrele trzymali swe Bestie blisko, tuż pod powierzchnią skóry...
Wojewodzic bawi się jak dziecko, które bije psa. Bo to zabawne. Póki pies nie ugryzie.
... ale kiedy pozwalają wyrywać im się na wolność, nikt nie jest bezpieczny. Kamyk myślała o krwi Sandora, która krążyła w jej żyłach. Która ją zmieniła. Jak bardzo?
Nie, nie jestem taka. Nigdy nie będę. Sandor był zimny, bo węże są zimne. Nie czują furii. Są cierpliwe. Wiedzą, że ich jad zabije. - wzdrygnęła się na wspomnienie gadzich łusek, które pokrywały przedramiona nauczyciela.

Mustasharid... - Kamyk darzyła potomków Nosferata niechętnym szacunkiem, od kiedy w katakumbach Rzymu śliniący się, bełkoczący jak wariat i przypominający kupę kompostu stwór, który przed chwilą jeszcze mamrotał i wyglądał, jakby nie mógł postawić kroku, zerwał się jak ryś i przebił jej pierś piszczelą jakiegoś świątobliwego mnicha. Nosferatu byli trudnymi przeciwnikami i cennymi, choć kłopotliwymi druhami. Temu bez wątpienia nie brak odwagi. Której mi nie stało.

Z sykiem metalu trącego o skórę schowała broń, a kiedy wojewodzic odwrócił się, zgięła się w ukłonie, chowając twarz i oczy w bezpiecznym, uprzejmym wbiciu spojrzenia w posadzkę.

Mój jasny panie, który pochylasz się nad najmniejszym ze swych sług, by wspomóc go w jego walce, nie masz równych twej dobroci i wspaniałomyślności ani wśród nieumarłych, ani wśród żywych, a przewyższa ją jedynie dobroć Wszechstwórcy i jego aniołów. Zechciej wybaczyć niegodnej, która przerywa ci w tak wzniosłym zadaniu. Czy jednakże nie powinniśmy niezwłocznie udać się wypełnić rozkaz, który w swej mądrości wydał najszlachetniejszy Ojciec twój, wojewoda? Nosferatu to mądry klan, obecny tu czcigodny...wybacz, panie, nie znam twego imienia... z pewnością będzie wiedział, jak zaradzić kłopotom.

Co szło mu nieźle, więc po co mu przerywałeś? Chodźmy do wyroczni i daj wreszcie spokój Zwierzęciu.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 07-01-2009 o 16:07. Powód: wypowiedź bez odwołania się do Boga? Niemożliwe ;)
Asenat jest offline  
Stary 13-01-2009, 23:25   #28
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Wroniec drżał, jakby był zanurzony w lodowatej wodzie, ale najgorsze było już za nim. Powoli jego umysł zaczął rozróżniać znaczenia poszczególnych słów, które wcześniej wydawały się tylko bełkotliwymi dźwiękami.

-Niech się uspokoi-jakiś głos mówił do niego, próbując przywrócić go do rzeczywistości.

Wroniec odchylił głowę i zobaczył wpatrzone w niego błyszczące ślepia, które stały się dla niego punktem zaczepienia.

Ja znam te oczy i nie należą one do wroga.

Jakieś dwie osoby przeszły obok, wypowiadając jakieś słowa, ale ich znaczenie, podobnie jak tożsamość tych postaci nie docierały jeszcze do niego.
Powoli niczym łódź dryfująca w delcie rzeki, wracała do Wrońca jasność umysłu, a wraz z nią świadomość wydarzeń, które miały miejsce w sali biesiadnej.

-Możesz już mnie puścić Stoigniewie.-powiedział Wroniec do zakapturzonej postaci.-Już jest dobrze, już mi minęło. Biesy odeszły.

Trędowaty powoli zwalniał uścisk, jakby nie był pewny tej deklaracji. Gangrel zsunął się przy ścianie, kucnął i jeszcze lekko drżącym głosem rzekł:

-Zaryzykowałeś dla mnie własnym życiem i uratowałeś mnie. Dziękuję przyjacielu. Mam nadzieję że bogowie pozwolą mi kiedyś, odwdzięczyć się tobie tym samym.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 13-01-2009 o 23:28. Powód: drobna poprawka
Komtur jest offline  
Stary 16-02-2009, 12:15   #29
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Zwierzę skrzeczało głosem przywodzącym na myśl krakanie kruków, które obsiadły szubienicę, i opadło bezsilnie pod ścianą.

Przez twarz Kamyk przebiegł aż nadto wyraźny grymas zawodu i niesmaku, pogardy nieomal. Słaby, słaby... Żaden z tych, których znałam, nie ugiął kolan, chyba że mu je podcięto. I żaden nie prosił o wybaczenie za to, kim jest. Gdzie ja jestem? Czy wojewoda prócz zmiany ciała rzeźbi również umysły? Odwróciła z niesmakiem spojrzenie od Wrońca i natrafiła na uważne, czujne oczy młodego Diabła. Jej twarz momentalnie przybrała wyraz pokory i napięcia, z jakim każdy sługa czeka na słowo swego pana. Wojewodzic miał brązowe oczy, ale na ich dnie czaił się bladoniebieski pobłysk. Jak odłamki zwierciadła wyniesione z piekła. Z krzywego uśmieszku wywnioskowała, że opanowała się zbyt późno, i przez chwilę pozwoliła wojewodzicowi czytać w swojej twarzy jak w otwartej księdze. Trudno.

Kamyk szła za wojewodzicem, ostrożnie i miękko układając kroki. Stepan tupał jak wojsko w pochodzie. Trzeszczał jego pas, skrzypiała skóra kaftana, buzdygan głucho i miarowo obijał się o udo. Rycerz. Nigdy nie musiał być cicho. Nie weszło mu to w krew.


Kamyk musiała wyjaśnić kwestię zachowania wojewody, a z dwójki potomków Diabła wolała spytać Stepana. Z nim miała przynajmniej coś wspólnego - też był wojownikiem, w odróżnieniu od Krystyny, która musiała być jedną z kobiet obecnych w sali.

- Mój panie?
Cisza.
- Mój panie? Czy wolno mi mieć pytanie?
Cisza. Ale przynajmniej przystanął. Poblask pochodni rozpalił krwawe błyski w jego oczach, gra światła i cieni wysklepiła i poruszyła blizny.
Kamyk pogładziła pieszczotliwie rękojeść Nur.
- Mój panie, racz mi wybaczyć, nie jestem biegła w etykiecie. Widziałam, jak klęczałeś przed szlachetnym wojewodą i dlatego pozwoliłam sobie myśleć, że mnie zrozumiesz. Ja również szanuję i czczę mego Ojca. Jestem tu z jego rozkazu. Obawiam się jednakże, że dostojny wojewoda nie jest rad z mojej obecności, liczył na któregoś z moich braci, niech Bóg przyjmie ich do Raju. Obawiam się, że szlachetny Petr odrzuci moją służbę i nie będę mogła wypełnić rozkazu mego Ojca. Wybacz mi, jasny panie, jeśli cię uraziłam, umysł mam jako kobieta słaby. Czy mogę liczyć na to, że dostojny pan na Strachovie uczyni mi ten zaszczyt i pozwoli sobie służyć?
 
Asenat jest offline  
Stary 17-02-2009, 14:08   #30
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Stepen jeszcze przez chwilę nasłuchiwał rozpoczętej przez Wrońca i Stoigniewa rozmowy, starając się nie dosłyszeć ich przyciszone głosy mimo roznoszącego się między kamiennymi ścianami echa jego własnych kroków i kolejnego słowotoku towarzyszącej mu kobiety. Nie mógł jej ufać, nie znał jej, za to był świadkiem jak przed momentem jednym cięciem swojej saraceńskiej stali skróciła Saraj o głowę. Z taką niebezpieczną nieznajomą przyszło mu właśnie udać się do części zamku do której nie mieli dostępu nawet obdarzeni krwią Petra strażnicy, ba! nawet jego nieumarli słudzy oglądali wnętrze Kaplicy tylko przy wyjątkowych okazjach. Obecność jedynego opiekujący się nią ghula należącego do Stepana nie pocieszała go, gdyż wolałby mieć jednak przy sobie Wrońca lub nawet tego kaprawego Parcha, który cokolwiek ale byłby lepszą żywą tarczą od podstarzałego heretyckiego mnicha...

Wojewodzic przystanął na chwilę, z rozwagą wybierając miejsce na podjęcie rozmowy z nieznajomą. Płomienie pochodni zatańczyły potępieńczo, targane przez podmuchy zimnego powietrza, zdające się co i rusz pojawiać znikąd w tym ciemnym i dusznym korytarzu. Twarz Stepana musiała wyglądać teraz jeszcze paskudniej niż zazwyczaj, kiedy wijące się cienie podkreślały każdą z szpecących ją blizn. Coś jednak w postawie tej kobiety wzbudzało w nim zaufanie. Jej uległa postawa w połączeniu z bezwarunkowym poddaniem powinności wzbudziły w jego sercu pewną sympatię, uczucie pokrewieństwa dla jego potępionej duszy.

-Jego wysokość mój Ojciec, nie zwraca uwagi na powierzchowność. -odezwał się do niej spokojnie swoim chrapliwym głosem.-To czy urodziłaś się kobietą czy też mężczyzną nie ma znaczenia dla niego. Zamiast tego oceni cię po twoich poczynaniach. Uważaj jednak, gdyż pan mój ma dwa oblicza, dwie natury i dwa ramiona którymi sięga dalej niż jego stare już ciało pozwoli. Jednym jestem ja, wspierając mnie, wspierasz pana tych ziem w jego staraniu byciu władcą twardym, lecz sprawiedliwym, prawym. Módl się jednak do swojego boga by nie poznać go w gniewie i spragnionego mrocznych uciech które targają jego diabelską duszą.



Ruszyli dalej ciemnym tunelem prowadzącym w głąb wzgórza Strachov. Wkrótce dotarli do ciężkich okutych metalowymi sztabami, niedużych wrót.
Stepan wyciągnął zza pazuchy spory klucz na łańcuchu i przekręcił go w topornym ale zapewne odpornym zamku. Zasuwka z głośnym stuknięciem odskoczyła i po chwili pod naporem ramienia Stepana wrota stanęły otworem. Ze środka uderzyło w Hagar gorące, cuchnące powietrze. Coś w jego słodkawym, wilgotnym posmaku przywodziło na myśl raczej rozkład niż zwykłą towarzyszącą każdym podziemiom stęchliznę.

-Za chwile wyjaśni się pani, czy będziesz memu Ojcu służyć tu na zamku, czy też przydasz się bardziej pomagając mi kiedy będę wypełniał jego rozkaz. Na resztę chyba nie mamy co czekać, ale myślę że zostawię dla nich otwarte przejście. -schylony, ustępując miejsca kobiecie w przejściu pierwszy raz miał okazję napotkać jej do tej pory wbite w podłogę spojrzenie. Od razu przezornie go uniknęła. Bardzo wprawnie, tak że Stepan nie miałby nawet czasu na skupienie się by wymusić na niej swoją wole, gdyby oczywiście tego próbował. To jednak co ujrzał w zimnym spojrzeniu nowej służebnicy swojego Ojca, utwierdziło go tylko w wrażeniu które wywarła na nim swoim dotychczasowym zachowaniem.

-Nie ma potrzeby ich zamykać, ponieważ i tak nikt niepowołany nie odważyłby się tu wkroczyć. Robimy to tylko dla pewnego oddzielenia sacrum od profanum. To moja... pracownia, a powierzone mi obowiązku traktuję bardzo poważnie, niemalże jak świętość, którą zaiste dla innych, niegodnych jej, powinna pozostać.
-zawiesił na chwilę głosy by po chwili dodać. -Myślę że mnie rozumiesz, pani...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172