Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-09-2008, 15:47   #1
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Wampir:Mroczne Wieki - W służbie Jego Mości Petra, wojewody na Strachovie

W służbie Jego Mości Petra, wojewody na Strachovie






O
dległe pohukiwanie puszczyka zwiastowało rychłe nadejście nocy. Ciemność niczym aksamitna kotara otulała z wolna sioło u podnóża zamku. Strzeliste mury warowne, których biały kamień za dnia skrzył się w promieniach słońca teraz spowijał mrok. Był to zaiste ponury widok, budzący strach w sercach zabobonnych wieśniaków. Nikt przy zdrowych zmysłach nie odważył się sam wyprawiać gdzieś po zmroku. Mężczyźni w grupie wracali z lasu, ciążące w ich rękach siekiery dodawały im otuchy. Kobiety zamykały zwierzęta na noc w obejściach i nawoływały bawiące się jeszcze beztrosko dzieci. Toć to nie raz i nie dwa, jakiś lekkomyślny młodzian albo rozwydrzony berbeć zlekceważył odwieczne, niepisane zasady i nie wrócił na czas w bezpieczne domowe pielesze. Drwale znajdowali potem jego okaleczone szczątki rozpięte, niczym ciało przenajświętszego Zbawiciela, między konarami drzew, lub nie znajdowali go wcale...

***


Podniesione głosy odbijały się echem od łukowatych, kamiennych sklepień komnat i krużganków. Wielkie, dębowe drzwi prowadzące do sali audiencyjnej rozwarły się z łoskotem. Na korytarz, niby gnany podmuchami szalonego wichru, wypadł młody mężczyzna. Jego długie, ciemne, potargane włosy zakrywały jedną stronę twarzy, na której teraz malował się wyraz głębokiego wzburzenia. Stepan zwany Krzywonosem zmierzał szybkim krokiem do swojej komnaty. Bestia, która zamieszkała w nim, w dniu, w którym pan na Strachovie ofiarował mu drugie życie wyła i próbowała wydostać się na zewnątrz. Drobny gest dłoni wystarczył by solidne, okute drzwi rozwarły się przed nim, niczym chętne usta kochanki. Młodzian nie zwolnił kroku, w mgnieniu oka znalazł się przy oknie. Oparł dłoń o zimny mur i spojrzał w mrok nocy. Gdzieś w oddali majaczyły żółte, ciepłe światełka, świadczące o tym, że nie wszyscy mieszkańcy wsi udali się na spoczynek. Najjaśniej, niczym płomień świecy wabiący nieostrożną ćmę, jaśniały okna oberży. Nagle do pomieszczenia wdarł się gwałtowny podmuch wiatru. Wzorzyste gobeliny, przedstawiające sceny łowieckie zafalowały na ścianach. Płomienie świec zakołysały się i lekko przygasły, na kamiennych ścianach zatańczyły złowróżbne cienie. Kiedy wiatr ustał a w komnacie znowu zrobiło się jasno. Stepana już nie było...

***


Powabna blond dziewoja, kołysząc biodrami przechadzała się wzdłuż podwyższenia na którym stał tron. Wielkie, misternie zdobione krzesło z ciemnego drewna zajmował postawny mężczyzna w sile wieku.




Za jego plecami wisiały cztery ogromne obrazy przedstawiające poprzednich panów na Strachovie. Wszyscy byli do siebie łudząco podobni, a namalowane na drewnie oblicza epatowały złem i okrucieństwem w najczystszej postaci. Stojący na środku sali mężczyźni z trudem odpędzili od siebie uczucia strachu i przerażenia jakie wzbudzały owe niesamowite portrety. Po zamku krążyła legenda o szalonym i niezwykle utalentowanym mistrzu, którzy je stworzył.

- A ty co masz mi do powiedzenia Stoigniewie! - tubalny głos poniósł się po sali - W końcu to ty jesteś moimi oczami i uszami!

Nadobna Krystyna spojrzała na Trędowatego z odrazą, ominęła go szerokim łukiem i podeszła do jego towarzysza. Oparła smukłe dłonie na szerokiej piersi Wrońca i spojrzała mu głęboko w oczy.

- Może ty dzielny woju wiesz więcej niż ten parch - gdyby serce mężczyzny jeszcze biło z pewnością rzuciłoby się teraz do galopu niczym rączy źrebak.

- Moi chłopi giną. Ba ostatnio zniknął jednen z moich najmężniejszych wojów! Dzięki mnie egzystujecie! - Petr poderwał się z pasją - Stąpacie po mojej ziemi. Karmicie się moją trzodą. Gdybym chciał zgniótłbym was jak marne robactwo, którym jesteście! A wy co? Gdzie wasza wdzięczność nędzne psy? Jak mi służycie, jak odpłacacie za moją łaskę!? Stoicie tu jak solne bałwany, czekając... Na co?!

***


Książę Edward von Zaborsky oparł dłonie na kamiennym parapecie i pozwolił by jego posągowo piękną twarz o regularnych rysach owiała delikatna nocna bryza. Gwiazdy świeciły jasno na kobaltowym, bezchmurnym nieboskłonie. Mężczyzna odgarnął niesforny, ciemny kosmyk i spojrzał w górę. Jak za czasów dzieciństwa, rozpoczął poszukiwanie zapisanych w skrzących się na firmamencie konstelacjach mitologicznych stworów i herosów. Tuż nad jego głową jaśniała Kasjopea mitologiczna królewna etiopska, obdarzona niespotykaną urodą. Jej przechwałki na temat swojego wyglądu uraziły nimfy Nereidy, córki boga mórz Posejdona, co wzbudziło jego straszliwy gniew. W odwecie Posejdon nasłał na Etiopię morskiego potwora Ketosa. Aby przebłagać jego gniew oddano Ketosowi w ofierze księżniczkę Andromedę, córkę Kasjopei, którą przykuto do nadmorskich skał aby tam czekała na potwora. Perseusz zdołał jednak zabić bestię i ocalić Andromedę.




Rozmarzony wzrok powędrował w poszukiwaniu gwiazdozbioru nazwanego na cześć biednej księżniczki. Z pewnością musiała być ona cudnej urody, ale czy mogła się równać z branką Petra, Janą. Edward przywoła na myśl obraz smukłej kobiecej kibici, pełnych, koralowych ust i lśniących jak najprawdziwsze brylanty oczu. W tę upojną chwilę wdarł się ochrypły głos starego sługi.

- Pan prosi- mężczyzna nawet się nie skłonił, co wywołało lekka irytację u von Zaborskego.

***


Długie, ciemne włosy wymagały starannej pielęgnacji, jednak kościany grzebień co chwila wypadał ze zniekształconej dłoni młodej służki. Powyginane pod nienaturalnym kątem i poznaczone szkaradnymi naroślami palce nie były w stanie utrzymać tak drobnego przedmiotu. Monstrum, które kiedyś było śliczną dzieweczką wydobyło z siebie jęk zawodu i rozpaczy. Garbata pokraka padła do nóg swej pięknej pani, prosząc o wybaczenie. Jana delikatnie pogładziła zdeformowaną twarz Viery, która przypominała teraz bryłę zastygłego bezwładnie wosku. Gdzieniegdzie, z pomiędzy zaczerwienionych i ropiejących fałdów skóry, wystawały kępki niegdyś bujnych, kasztanowych włosów. Na ten widok druga służąca, przywodząca obecnie na myśl wielki skórzany balon z jednym tylko okiem pośrodku czoła i ziejącą, wielką, czarną dziurą zamiast ust, upuściła trzymany, niewielki odłamek lustra i również przypadła do kolan swej pani. Egzystencja na strachovskim dworze była jak koszmarny sen, z którego Jana Vitova nie mogła się obudzić. Córka pana na zamku, piękna Krystyna nienawidziła jej. Całe noce spędzała na wymyślaniu w jaki sposób może uprzykrzyć życie swojej rywalce, bo za taką Janę uważała. Zaczęła od zniszczenia pięknych, kosztownych sukien, ostatniego prezentu jaki Vitova otrzymała od ojca. Potem w drobny mak rozbiła bezcenne zwierciadło, przy którym służące czesały i ubierały kobietę. Jednak największą podłością było to co córka wojewody zrobiła z jej służkami, Vierą i Anną. Kiedyś ich młodość i piękno cieszył oczy Jany, teraz wynaturzone, zniekształcone sylwetki napawały odrazą i bólem. Wampirzyca wstała powoli, odsuwając od siebie okaleczone kobiety. Już czas, jak co wieczór zasiądą przy wspólnym stole. Jedyną pociechę przynosiła myśl o ponownym spotkaniu tajemniczego i przystojnego księcia Edwarda.

***


Izba w oberży była schludna i czysta. Wybiałkowane ściany, prosta drewniana rama z siennikiem służąca za posłanie, stół i dwa niewielkie zydelki. Saraj siedziała na łóżku i analizowała to co ją spotkało w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Otaczający ją świat zmienił się w porównaniu z tym, który zapamiętała z przed zapadnięcia w letarg. Drobne, śniade dłonie wygładziły wyimaginowane zmarszczki na długiej, czarnej spódnicy. Ciekawe kiedy przybędzie po nią ojciec. Spróbowała przypomnieć sobie twarz Marcusa, jednak wszystko było niewyraźne, przysłonięte woalem wieków snu. Na domiar złego gdzieś wewnątrz trzewi odezwał się głód, który zaczął szerzyć się po całym jej ciele, obejmując we władanie każdą komórkę, spychając na dalszy plan wspomnienie ojca.

Stepan stał przez chwilę obserwując przez okno mężczyzn siedzących przy stołach, pijących i podszczypujących karczmiane dziewki. Kiedy otworzył drzwi i wszedł do środka wszyscy umilkli. Zapadła grobowa cisza, nikt się nie śmiał, nikt nie siorbał polewki. Jedyne co mąciło ten stan to podmuchy wiatru, które wdarły się do izby wraz z wojewodzicem.

- Gdzie ona jest? - padło krótkie, stanowcze pytanie.

- Na pietrze panie...w izbie na pietrze...Zaprowadzić...? - zanim gruby oberżysta wydukały odpowiedź, młody szlachcic już był w połowie schodów prowadzących na górę.

Nie siląc się na uprzejmość, mężczyzna bez pukania wtargnął do niewielkiej izdebki. Saraj porwała się z siennika i cofnęła pod ścianę na widok nieznajomego. Malutkie okienko otworzyło się nagle. Włosy stojącego w przeciągu intruza zafalowały, odsłaniając paskudnie zniekształconą połowę twarzy.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 24-09-2008 o 23:13.
MigdaelETher jest offline  
Stary 25-09-2008, 20:31   #2
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Gwiazdy uśmiechały się do obserwującego je Toreadora. Istne skry na niebie mrugające do tych, którzy umieli zrozumieć ich lśniący kod. Edward należał do tych, którzy wyobrażali sobie, że owe tajemnicze latarnie udzieliły mu cząstki swej tajemnicy. Od czasów pradawnych Hellenów i astrologów rzymskich ludzie wiedzieli, że owe migotliwe punkciki, to tak naprawdę istoty, zwierzęta, rośliny, które jakimś sposobem dostały się na niebieski firmament.

Wprawdzie ci mniej uczeni, zowiący się astrologami, mówili niekiedy jakieś brednie, że to po prostu zwykłe świecące bryłki układające się w rozmaite kształty. Zaborsky jednak nie wierzył im. Wystarczyło wszak spojrzeć na niebo, żeby przekonać się jaką bzdurę wygadywali owi niby znawcy. Przecież on też teraz stał wpatrzony w niebo i wyraźnie widział Pegaza, chełpliwą Kasjopeę i nieszczęsną Andromedę. Skrzydlaty koń galopował niosąc na sobie Perseusza, a piękna Andromeda ze smutnym, pełnym fatalizmu wdziękiem przyjmowała swój los. Wielki bohater jednak wybawił dziewczynę uwalniając ją od potwora. Wedle Edwarda i latający rumak i obydwoje młodych słusznie zostało przeniesionych na to wysokie miejsce, gdzie będą przypominać ludziom o swojej pięknej historii. Ale dlaczego Kasjopea? Czym ta pyszna istota sobie na to zasłużyła, by zostać uwiecznioną tam na górze nieopodal samych gwiazd?

Stał i obserwował nie przejmując się jakimiś szeptami z boku.



Patrzył oraz podziwiał piękno młodej, przywiązanej do skały dziewczyny tak idealnie rysujące się w jego umyśle. Smutek bijący z idealnych kształtów ciała, z błyszczących źrenic, słodycz koralowych ust, które wydawały się nie mniej smakowite niż płynące w ludzkich żyłach strugi purpury. Regularna twarz, brwi, nos, piękne, gęste włosy układające się w skomplikowany wzór ... nagle uświadomił sobie, że obraz kobiety nie był już wizerunkiem greckiej Andromedy, ale niezauważalnie przekształcił się w ... tajemniczą brankę pana zamku. Tak, jak wcześniej rysy greckiej księżniczki, teraz postać Jany górowała nad przykrytą całunem nocy ziemią. Podobnie, jak Andromeda, była piękna, smutna, splątana kajdanami, lecz w przeciwieństwie do baśniowej dziewczyny budziła w nim zgoła nie tylko estetyczne skojarzenia.

Próbował się wgłębić w tą, nadzwyczaj niezwyczajną myśl, ... ale nie zdążył. Znów jakieś słowa! Brutalne, głośne, nadzwyczaj wkurzające. Czego ten człowiek mu przeszkadza?

- Pan prosi – docierało do niego przez mgłę .
- A niechże sobie prosi – nie wiedział, czy te słowa wypowiedział w rzeczywistości, czy owym odrętwieniu wywołanym zachwytem nad urodą nocnego słowackiego nieba.
- Pan prosi – powtórzone słowa z jednostajną, obojętną tonacją, za to ton głośniejszą niż poprzednio ostatecznie wyrwały Edwarda z estetycznej nirwany.
- Co mówiłeś dobry człowieku? – Mimo iż drażnił go sposób wypowiedzi powstrzymał gniew.
- Pan prosi – znowu dobitne, krótkie, szorstkie, jakby rzucone od totalnego niechcenia.
- Kogo? – Pytanie padło równie zimna i równie niemiła, jak wezwanie.
- Kogo? – Zaskoczenie przebiło się nieco przez maskę obojętnej niechęci.
- Kogo pan prosi? – Edward wyjaśnił tak, jak się wyjaśnia osobie głupiej lub dziecku.
- Pan ...
- Jaki pan? – Przerwał mu Toreador podrażnionym trochę głosem, którego się słuchało i któremu się nie odmawiało odpowiedzi.
- Pan ... wojewoda – wydukał niepewnie zaskoczony sługa – prosi ciebie ... ciebie ... książę.
- Powiedz swojemu panu, że dziękuję i że zaraz przyjdę na jego uprzejme zaproszenie.

Służący chyba przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią zanim oddalił się. Możliwe, ze ponury, jak noc gradowa właściciel tych ziem kazał mu mieć Edwarda cały czas na oku. Ale Toreador nie lubił takiej bliskości. Jeżeli poddany wypełniał wolę swego pana, Zaborsky i tak usiłował uzyskać minimum swobody.
- Przynajmniej tyle – uśmiechnął się do siebie ironicznie. Był tu gościem, księciem miasta, ale tak naprawdę więźniem, trochę tylko lepiej traktowanym niż ci, którzy przebywali w lochach wojewody Petera. Włodarz zamku więził go i, choć Toreador zapewne byłby się w stanie wyrwać, to wątpił, by mógł daleko uciec. Na ziemi Strachowa przebiegłego i złowrogiego Petera słuchało wszystko. Edward należał do klanu Toreadorów lub, jak niekiedy zwali ich inni członkowie rodziny, Rzemieślników. Dobra nazwa dla osób kochających piękno oraz pracę przy nim. Jednak wojewoda wywodził się z innej gałęzi dzieci pierwszego praojca. Strach, niepewność, okrucieństwo, zło oraz wypaczanie rzeczywistości towarzyszyły mu i jego bliskim. Obrzydliwe zestawienia dla Edwarda.

Edward szedł korytarzami zamku wzdłuż ciemnych, kamiennych ścian od czasu do czasu oświetlonych pochodniami.



- Jana! Czy ona także została zaproszona? – Zastanawiał się półgłosem pytając samego siebie. Widział ją w gwiazdach, gdy zamieniły się na chwilę miejscami z Andromedą. Była piękna i nieosiągalna, tu była równie piękna i, mimo wszystko, bardziej dostępna niż ta wysoko ponad zamkiem wśród chmur. Przynajmniej taką żywił Edward nadzieję.
 
Kelly jest offline  
Stary 27-09-2008, 00:08   #3
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
-Dziękuję.

Wstała z krzesła, nie patrząc już w ostry trójkąt resztek zwierciadła, wytrzymując bez mrugnięcia okiem widok obu służących, celowo wydłużając ten czas, gdy patrzyła wprost na ich zdeformowane ciała, na zniszczone piękno, aż poza wytrzymałość, poza przyzwoitość, mijając się nawet ze współczuciem, które przecież czuła, uśmiechając się prawie lekko, pocieszająco, delikatnie gładząc zniekształcone oblicza. Było to dziwaczne ćwiczenie woli, pątnicze samobiczowanie, spowiedź i uznanie winy, bo jestem winna, bo jestem piękniejsza od córki Diabła i wiem to i ona wie i nie mogę pokornie udawać, że jest inaczej. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Może tak to jest, że piękno absolutne niszczy i zabija, jak każdy absolut, wymagając hołdu i niepodzielnej uwagi. Nie może ustąpić, nie z okrucieństwa, ale z powodu odwiecznych praw, co nie równa się doskonałości zostaje wchłonięte, mniejsze piękno staje się pospolitością, nawet jeśli się szamoce w bezsilnej, z góry przegranej walce. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Ale nie zadrżały ręce rzemieślniczki, nie złożyły się w gest pokuty, nie ugięły się pod nią nogi, nie skapnęła ani jedna krwawa łza. Patrzyła. Bo Jana splatała pajęczynę swego przerażenia tak gęsto tylko w jednym celu, by ta mogła stać się trampoliną dla zemsty.

Ta scena w komnacie strachovskiego zamczyska mogłaby być obrazem szalonego mistrza, ze swoim kontrastem piękna i brzydoty wręcz bolesnym, mimo, że niosącym nadzieję - alegoria ludzkiej natury, w której zwycięskie piękno lituje się nad szpetnym. Tyle, że jak to często bywa, zwodziła gra pozorów oglądanej tragedii, bo to dobro klęczało na zimnej posadzce, a piękno nie miało w sobie nic ludzkiego. Choć ciemnowłosa bogini cerę miała delikatnie zaróżowioną, jej pierś unosiła się w oddechu, a wzruszenie, które przeżywała powodowało dreszcz i gęsią skórkę.

Po chwili wyszła z komnaty. Spod sukni, jeśli można tak nazwać to, w co była odziana, wystawały bose stopy. Krystyna pozbawiła ją pięknej garderoby, mediolańskich bawełn i arabskich jedwabi i Jana miała na sobie prostą płócienną sukienkę, na wąskich ramiączkach, doskonale opinającą kształty, ubranie, które ubiera tylko po to, by opowiadać o tym, co zakryte. Nieskazitelna całość, budzące współczucie ubóstwo, nasuwająca pytania ostentacja. A dla córki pana tego zamku, kolejny powód by Jany nienawidzić. Nie szata, lecz rekwizyt w toczonej grze.


Chwilę stała przed drzwiami, już na korytarzu, przyzwyczajając oczy do pogłębionego półmroku, przygotowując umysł na spotkanie z Kainitami. Zwykle przychodziła na kolację ostatnia, tuż po powrocie zdenerwowanej Krystyny, na progu spóźnienia, instynktownie wybierając taki moment by wszystkie oczy właśnie na nią musiały się zwrócić.
 
Hellian jest offline  
Stary 27-09-2008, 00:38   #4
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Postacie z portretów wpatrywały się we Wrońca niczym żywe istoty. Ich przerażające spojrzenia przypominały mu, że nie jest w tej komnacie łowcą, tylko ofiarą. Mocny głos zasiadającego na tronie Wojewody Petra wyrwał go ze stanu złowrogiej fascynacji.

- A ty co masz mi do powiedzenia Stoigniewie! W końcu to ty jesteś moimi oczami i uszami!

Wroniec spojrzał na stojącą obok postać, do której skierowane były słowa.
Czy ta bestia z wyglądu, jest również bestią z duszy - pomyślał Wroniec. Stoigniew był pierwszym Trędowatym, którego spotkał na swej drodze nieśmiertelnego żywota i zastanawiał się czy we wspólnym losie uda się im nawiązać choć nić porozumienia.

I znów ze stanu zamyślenia wyrwał go głos, ale tym razem był on słodki, z lekką nutą szyderstwa, którego ton mógł powodować rumieńce nawet na sinej twarzy utopca. Głos ten należał do córki wojewody Krystyny i w połączeniu z gestami i głębokim spojrzeniem,wywoływał u Wrońca piorunujące wrażenie.

- Może ty dzielny woju wiesz więcej niż ten parch.

Petr nie czekając na odpowiedź swych sług poderwał się z zajmowanego tronu i prawie wypluł z siebie wściekły wyrzut.

- Moi chłopi giną. Ba ostatnio zniknął jednen z moich najmężniejszych wojów! Dzięki mnie egzystujecie! Stąpacie po mojej ziemi. Karmicie się moją trzodą. Gdybym chciał zgniótłbym was jak marne robactwo, którym jesteście! A wy co? Gdzie wasza wdzięczność nędzne psy? Jak mi służycie, jak odpłacacie za moją łaskę!? Stoicie tu jak solne bałwany, czekając... Na co?!

Wroniec pochylił głowę i milczał. Próba tłumaczenia się Petrowi, gdy był w takim stanie mogła przynieść tylko odwrotny skutek. Bardziej niż furia i obelgi wojewody, zatrwożyła go usłyszana tutaj wieść. Slavko nie żyje, Slavko nie żyje - kołatało mu się po głowie niczym echo w górskiej kotlinie - Slavko nie żyje, Slavko nie żyje. Na Jarowita, kto mógł pokonać takiego mocarza. Czyżby Czarny w otwartą wojnę się wdał? A może inna siła się pojawiła i przemocą właść chce odebrać Diabłowi i nas wszystkich wygubić?

Wybacz mi panie - przełamał się w końcu Wroniec - nie rozumiałem do tej pory powagi sytuacji. Dziś jeszcze odszukam miejsce zbrodni i postaram się wyjaśnić co się dzieje.
 
__________________
"Kto się wcześniej z łóżka zbiera, ten wcześnie umiera" - Mag Rincewind
W orginale -"Early to rise, early to bed, makes a man healthy, wealthy and dead."

Torchbearer dla opornych. Ostatnia edycja 29.05.2017.
Komtur jest offline  
Stary 27-09-2008, 16:16   #5
 
Reputacja: 1 Marcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znanyMarcys nie jest za bardzo znany

- A ty co masz mi do powiedzenia, Stoigniewie! W końcu to ty jesteś moimi oczami i uszami!


Góra czarnych szmat, w których skrywał się Nosferatu zadrżała i skuliła się na dźwięk głosu Pana na Strachovie. To nie był najlepszy okres do pracy dla wojewody, z całą pewnością nie teraz gdy pojawiło się tak wiele nowych spraw. I z całą pewnością źle dobrane słowa mogły kosztować głowę.
Z pomiędzy fałd czarnego materiału, na salę spoglądała para białych, rozbieganych oczu, starannie unikających postaci swego władcy. Co byłoby odpowiednie... ?
Trędowaty zaniósł się kaszlem, kilka kropel zielonkawej śliny upadło na podłogę. Gdyby tylko Krystyna mogłaby wykrzywić twarz w grymasie obrzydzenia jeszcze bardziej bez łamania sobie szczeki, z pewnością by to zrobiła. Obeszła Stoigniewa łukiem i zatrzymała się przy Zwierzęciu.

- Może ty dzielny woju wiesz więcej niż ten parch.

Dobrze, kilka dodatkowych sekund, kilka myśli więcej. Źrenice zwężone w czarne punkciki tylko na chwilę pobiegły w kierunku stojącej obok... pary? Co dokładnie kryło się pod kokieterią tej rozpuszczonej wampirzycy? Stop. Nie ma na to czasu. Myśl, myśl. Stoigniew głośno wciągnął zwisające mu z ust nitki śliny i przebiegł zielonkawym językiem po sinych, ledwo widocznych wargach.

- Moi chłopi giną. Ba ostatnio zniknął jednen z moich najmężniejszych wojów! Dzięki mnie egzystujecie! Stąpacie po mojej ziemi. Karmicie się moją trzodą. Gdybym chciał zgniótłbym was jak marne robactwo, którym jesteście! A wy co? Gdzie wasza wdzięczność nędzne psy? Jak mi służycie, jak odpłacacie za moją łaskę!? Stoicie tu jak solne bałwany, czekając... Na co?!


W głowie Nosferata zakiełkował pomysł. Gdyby jeszcze udało się...
Szpony Stoigniewa rysowały powierzchnie kamienia, gdy pająkowate palce same zaciskały się i rozluźniały. Kolejny atak kaszlu wstrząsnął jego postacią. Pozycja na środku komnaty,w jasno oświetlonym miejscu, z uwagą wszystkich skupiona pośrednio na nim czuł się nieswojo. Mimo, że w swojej pozycji sięgał zaledwie do kolan stojącemu obok Wrońcowi, skulił się jeszcze bardziej.

- Wybacz mi panie, nie rozumiałem do tej pory powagi sytuacji. Dziś jeszcze odszukam miejsce zbrodni i postaram się wyjaśnić co się dzieje.

Teraz uwaga wojewody skupiła się w całości na Trędowatym, oczekując odpowiedzi.

- On ma rację, ma rację, on... On pójdzie szukać, Stoigniew też będzie szukać, Stoigniew dobry w szukaniu, Stoigniew zna miejsca gdzie szukać, Pan wie, Pan wie... - skulona postać kulać się na podłodze drgnęła z miejsca i zaczęła pełznąć po podłodze w kierunku Petra.
- Pan mógłby zabić Stoigniewa, bo Stoigniew nie powiedział od razu Panu, nie wiedział co się stało, Pan jest potężny, zabicie takiego niewdzięcznego parcha to tylko skinięcie ręki potężnego Pana... ale zabicie Stoigniewa nie da Panu żadnej chwały, żadnej chwały... Stoigniew to przecież tylko szczur, to żadna chwała zabić szczura, Pan wie, Pan wie.. - postać zatrzęsła się znowu w ataku kaszlu, spryskując podłogę śliną.
- Stoigniew nie wie, co się stało z Slavkiem, ale Slavka to tylko człowiek, Pan przecież to wiedział....tylko człowiek, z miękkim, różowym ciałem, z bijącym, ciepłym sercem. - z ust Stoigniewa na podłogę spadła kolejna, zielonkawa kropelka. - Ludzie słabi są, ich serca delikatne, Pan wie przecież, ludzie walczą dobrze z ludźmi i boja się tego, czego nie wiedzą, Pan wie, Pan jest mądry, dobry dla swojego sługi, Pan jest dobry dla Stoigniewa... - kupa szmat zatrzymała się w końcu przed krzesłem, a koścista ręka bojaźliwie wyciągnęła się w kierunku stopy wojewody.
- Pan dba o swoje sługi, Pan wie że sługi zrobiłyby wszystko dla Pana, na każde jego skinienie, na każdy najmniejszy gest... - ciałem Nosferata wstrząsnął zduszony chichot. - Pan wie, że Slavka to tylko człowiek, a huczka w lasach trwa, duża locha może przecież jeźdźca z koniem na szablach ponieść, a przecież watah dużo... Pan wie, Slavka to tylko człowiek był, Pan wie, Pan jest mądry, Pan zna swoje ziemie... - końce palców Stoigniewa z nabożną czcią dotknęły buta Petra i natychmiast cofnęły się.
- Stoigniew się dowie, Pan wie, że Stoigniew się dowie, a jak się dowie to przyjdzie do Pana i mu powie, Stoigniew obiecuje, Stoigniew będzie dobrze służył... - słowa Trędowatego zusił kolejny atak kaszlu.
 

Ostatnio edytowane przez Marcys : 27-09-2008 o 18:05.
Marcys jest offline  
Stary 27-09-2008, 17:01   #6
 
Wernachien's Avatar
 
Reputacja: 1 Wernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodze
Odnalezienie sobie miejsca w nowej rzeczywistości nie jest proste, szczególnie dla osoby zdanej na łaskę humorzastego władcy. Saraj z nieprzemijającym zaskoczeniem patrzyła na nowości jakie zastaje w świecie - Wampiry jej pokroju nie próżnowały! Świat, który kiedyś znała zmienił się nie do poznania a ludzie jakby skarleli i skulili się w sobie. Nawet Wampiry są teraz jakieś bez wyrazu.

Wspomnienie murowanych domów, brukowanych ulic, budowli równie wielkich, a z pewnością wspanialszych niż zamek Diabła wywołało krótką falę śmiechu.
-I co z tego Wam zostało kruche laleczki? - rzuciła w powietrze - rozlatujące się, ciemne chaty, łachmany i błoto pod kołami ledwo trzymających się wozów. Litości! Żeby zapomnieć jak się robi porządne wozy!

Wstała i wyjrzała przez okno, obrzucając znudzonym spojrzeniem ponurą okolicę. "Czy na świecie zawsze było tyle błota? W tym kraju, bez względu na porę roku, jest go mnóstwo. I wiecznie pada - czy zima, czy lato - obojętne!" Kopnęła lekko zydel i opadła ciężko na siennik. Jeść. Jedna myśl zbombardowała nagle jej umysł. Młody chłopak, którego zwabiła ostatnio dawno już wyparował z jej żył. "Biedaczysko - pomyślała - nie przyda się taki wyczerpany w młynie. Posiedzi jeszcze w domu kilka dni." Zaśmiała się znowu.

Właśnie miała wychodzić, gdy do JEJ izby wszedł mężczyzna. Nie karczmarz. Karczmarza wypłoszyła już na początku. I jeszcze to cholerne okienko otworzyło się, a ze dworu zawiało paskudnie łajnem.

-Zamknij drzwi. Przeciąg robisz. - powiedziała obojętnym tonem, po czym trzasnęła ostentacyjnie okienkiem i usiadła z powrotem na łóżku. Blizny na twarzy mężczyzny przyciągnęły przez chwilę jej uwagę. Być może w sprzyjających okolicznościach, mógłby wydać się komuś przystojny. Nie. To nie były te okoliczności. Ponownie zaśmiała się pod nosem.

-Czego chcesz? - spytała mężczyznę.
 
Wernachien jest offline  
Stary 28-09-2008, 17:13   #7
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Siostrzyczko, czas twoich wpływów wkrótce minie. Myślisz głupia, że Ojciec planuje te podboje żeby wraz z tobą pławić się w luksusach? Myślisz że będziesz spijać krew z nowych sług i niewolników które przywieziemy z domeny tego marionetkowego pomagiera Ventru? Naiwna, będziesz niczym wygłodniały pies spijać z posadzki juchę którą utoczy twój kochany stwórca w jego katowni. Nigdy nie rozumiałaś ścieżki którą podąża nasz Książę i wkrótce tego pożałujesz. Teraz jednak zacisnę zęby, choćbym miał odgryźć sobie przy tym swój własny język. Niedługo zamiast smaku własnej krwi w ustach będę czuł słodki smak zemsty na tobie. Zapłacisz mi za te wszystkie lata. Teraz, twe słowa i działania - przemilczę. Będą czekał aż nadejdzie kolejna przemiana naszego Ojca. Znam go lepiej, mimo że jestem u jego boku krócej od ciebie, ignorantko. Poprzednie jego przemiany które jakimś cudem przetrwałaś były niczym w porównaniu z tym co nas teraz czeka. Potrzebuję tylko czasu. Niech nasz dobrodziej powstrzyma swoją Bestię do czasu najazdu na wrogą domenę. Wszystko idzie po mojej myśli, tylko te cholerni chłopie i ich śmieszne problemy. Wczoraj flądro proponowałaś żeby zdziesiątkować jedną z wiosek gdzie znikają chłopi, to przestaną się przejmować błahostkami. Nawet nie wiesz czemu cię nie posłuchał. Nie rozumiesz że teraz najważniejsze jest dla niego klucz do jego oświecenia, zaszyfrowany w tym przeklętym manuskrypcie...

***

Stepan Krzywonos wyprostował się po przejściu przez niskie drzwi do izby i spojrzał na zajmującą ją kobietę. Była urodziwa, jednak jej ciemna karnacja i rysy twarzy odbiegające od wyglądu okolicznej ludności, nie robiły na nim wrażenia. Sam, po śmiertelnym ojcu - niech po wsze czasy Kupała delektuje się jego potępioną duszą - odziedziczył ciemniejszy odcień skóry i duże, ciemne oczy, choć teraz było to już niemalże niezauważalne ponieważ po Przeistoczeniu, naturalnie jego skóra stała się trupio blada. Był to jeden z nielicznych ujemnych skutków wymieszania jego krwi z przeklętą od pokoleń vitae jego długowiecznej matki z rodziny Przemyślidów. Na wspomnienie jego dawno nie żyjących już rodziców, zabolały go wszystkie zrośniętę zpowrotem odłamki czaszki. To była cena jego lojalności wobec Petra. Niska, biorąc pod uwagę jaką szansę dostał w zamian za zabicie swego śmiertelnego ojca. Nigdy go nie żałował, a jego buzdygan który nosił przy pasku i blizny na twarzy nim zadane z ręki jego rodziciela tylko przypominały mu o tym. Utwierdzały go w przekonaniu że dokonał jedynie słusznego wyboru. Stojąca przed nim kobieta zapewne nie podejrzewała nawet, że mogli mieć wspólnych przodków, jeśli miejscowe legendy na temat pochodzenia "czarnookich mnichów-diabłów" mówiły prawdę. Jej pochodzenie jednak znaczyło teraz tyle co nic, gdyż dla pana tych ziem była warta tylko tyle, na ile była dla niego przydatna. Czas było to ocenić. Stawy jednej z dłoni zgrzytnęły kiedy Krzywonos wygiął place w geście przypominającym głowę jakiejś rogatej bestii. Stepan oparł bezpiecznie swoją prawicę na głowie swojego buzdyganu, stylisko przesunął do tyłu, żeby nie było widać jego zaostrzonego końca. Przywołał moce swojej diabelskiej krwi, żeby przywrócić swemu ciału nieco utraconego podczas Przeistoczenia wigoru. Lewą ręką wyciągnął zza pasuchy swojego czarnego kaftanu wyprawiony kawałek skóry. Z jego wykrzywionych ust wydobyły się słowa, wypowiadane w płynnej, dobrze akcentowanej grece...

Nie jesteś w swojej domenie. Tutaj władcą jest Petr Okrutnik, pan na zamku na Strachowie. Ja jestem wiatrem który przynosi jego wyroki, ty natomiast jesteś teraz jego własnością Saraj. Nie trudź się by używać języka trzody. Nie dziw się, że wiem co nieco o tobie, gdyż to ja prowadziłem cię tutaj na rozkaz mego Ojca.


Kobieta patrzyła na niego, jakby starała się wyobrazić jak by wyglądał bez blizn. Dobrze, patrzyła wprost na niego. Oczy Stepana nagle zaświeciły jasno, jarząc się błękitnym światłem i przyciągając niechybnie wzrok przyglądającej mu się Saraj. Krzywonos wystawił przed siebie trzymany w ręku pergamin, zapisany w jakimś obcym języku.

Czytaj..
. -słowo było rozkazem, któremu nie sposób było się przeciwstawić.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 28-09-2008 o 17:45.
Ratkin jest offline  
Stary 28-09-2008, 23:06   #8
 
Wernachien's Avatar
 
Reputacja: 1 Wernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodze
Wpatrywali się w siebie przez chwilę obojętnym wzrokiem. Setki lat temu poczułaby się zawstydzona tym przedłużonym milczeniem, teraz jednak nie robiło to na niej wrażenia. Ktoś wtargnął do jej izby i jedyne co miała zamiar teraz robić to czekać na wyjaśnienia. Miała czas.

Mężczyzna przerwał ciszę nieoczekiwanie, a jego słowa popłynęły niczym zapomniany wiersz w języku, który znała doskonale. "Tak... nie jestem w swojej domenie - nie musisz mi przypominać, że jestem tu wyłącznie dzięki uprzejmości Petera!" - zadudniło w jej głowie - "Zefirku..." - zaszydziła w myślach, na twarzy zachowując jednak niczym niezmącony spokój.

Uderzyło w nią nagle. Posłusznie sięgnęła po pergamin, który niespodziewanie pojawił się w dłoni mężczyzny, a jej wzrok spoczął na skomplikowanym piśmie wymalowanym wprawną ręką. "Bhaa saa..." - przepłynęło bezwiednie przez jej myśli. Wzrok prześlizgiwał się po kolejnych liniach mierząc kropki i fale...

Gdy podniosła wzrok z nad tekstu spojrzała w oczy przybysza, tak głęboko jakby chciała zajrzeć mu prosto w duszę, a potem powiedziała powoli wypowiadając każde słowo, by ich treść dotarła do mężczyzny:

- Nie pomogę ci. - w jej głosie zabrzmiała duma i zdecydowanie.
 
Wernachien jest offline  
Stary 01-10-2008, 01:29   #9
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
-Nikt tu nie potrzebuje twojej pomocy. Pan tej domeny sprowadził cię tutaj żebyś mu służyła. Będziesz jego narzędziem. Lepiej byś okazała się przydatna. Lepiej dla ciebie, gdyż jeśli okażesz się wadliwa lub zepsujesz, zdobędziemy nowe. Teraz, przetłumacz, to co przeczytałaś...*-głos Krzywonosa brzmiał szeleszcząco i chrapliwie. Mocno zaakcentował polecenie, którego wykonania oczekiwał od Saraj. Dostrzegał, że jego zdolność do wywierania bezpośredniego wpływu na czyjeś czynności była wciąż ograniczona, jednak był pewien, że jego rozmówczyni długo nie zdoła się opierać aurze strachu, która go otaczała. Jej butna i pewna wypowiedź prawie wzruszyła Stepana. Biedaczka była wciąż skołowaciała po przebudzeniu po tak długim letargu i najwyraźniej nie rozumiała, co się wokół dzieje. W zimnym jak sopel lodu sercu Krzywonosa pojawił się cień zrozumienia. Tej kobiecie potrzebna jest po prostu dobra motywacja by pojęła, w jakiej jest sytuacji...

Nawlekę cię na pal, zostawię z gęsim piórem i pergaminem, naprzeciw manuskryptu, dla którego cię tu ściągnęliśmy. Będziesz mieć tyle czasu żeby wykazać swoją przydatność, ile pal będzie potrzebować by przebić twe serce. Nie zostawię ci inkaustu, żebyś tłumaczenie dla mego Ojca zapisała własną vitae. Na skórze, którą zedrę z tych przeklętych cyganów, którzy cię odkopali i tu przywieźli.-plan motywacyjny dla Saraj był już niemal ukończony nim nadeszła reakcja ciemnolicej rozmówczyni na jego rozkaz...


*-Dominacja, Zastraszanie
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 01-10-2008, 09:32   #10
 
Wernachien's Avatar
 
Reputacja: 1 Wernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodzeWernachien jest na bardzo dobrej drodze
Zmrużyła oczy, bezskutecznie starając się odizolować od słów mężczyzny. Nie raz słyszała już groźby. Nie raz była poniżana. W jego głosie było jednak coś czego nie potrafiła nazwać. Coś, co wrzynało się w nią mocno tak, ze niemalże drżała na całym ciele.

Kiedy zdecydowała się temu przeciwstawić zwróciła ku niemu bystre wyzywające spojrzenie i to wystarczyło - znowu zabrzmiał w jej głowie rozkaz, któremu mimo starania nie potrafiła sie oprzeć. Przyciągnęła do siebie bliżej dłoń z pergaminem i jeszcze raz spojrzała na rzędy sanskrytu. Skupiła wzrok po czym odpowiedziała wskazując palcem:

-Suuu... Suee..kh... To wygląda jak "moneta". Albo jak "patyk". - Saraj przybliżała twarz do pergaminu, mrużąc oczy i mrucząc pod nosem pojedyncze sylaby, raz na jakiś czas wypowiadała jedno słowo po grecku.

Minęła dłuższa chwila po czym bez słowa odłożyła pergamin obok siebie na łóżko. Jeśli tak, czy inaczej robiła to co chciał, to jaki sens miało opieranie się? Jej twarz była chłodna i obojętna.
 

Ostatnio edytowane przez Wernachien : 02-10-2008 o 23:07. Powód: setki wymienionych słów ;]
Wernachien jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172