Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2008, 12:09   #1
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Witajcie w Silent Hill[SH]

Carl Whistlecore

Obudziłeś się. Tylko tak trudno przychodziło ci wstanie z łóżka, tak przyjemnie było leżeć z zamkniętymi oczami i słuchać szumu drzew. Zaraz przecież zamykałeś na noc okna więc czemu słyszałeś drzewa? W końcu chcąc nie chcąc otworzyłeś oczy. Ze spokojem przyjąłeś fakt, że nigdy w życiu nie widziałeś tego miejsca.
Usiadłeś na ławce i przetarłeś oczy, to było co prawda dziwne, ale jeszcze bardziej zdziwiła cię twoja beztroska z jaką przyjąłeś do wiadomości, że nie jesteś w swoim mieszkaniu.
Dziwna lekkość płynęła z powietrza rozlewając się w twoim ciele niczym morze spokoju. Znalazłeś się w czymś co przypominało park, może ogród. Wokół ciebie wznosiło się kilka drzew za mało żeby był to las, jednak ich konary były grube i nie sposób było stwierdzić jak bardzo są stare. Wysokie ściany równo przystrzyżonego żywopłotu zamykały się wokół ciebie z dumą prężąc perfekcje jako musiał wykonać przy ich pracy ogrodnik. Dzień w tym dziwnym miejscu jakby przeplatał się z nocą, więc nie byłeś w stanie określić dokładnej pory dnia.
Czułeś narowisty wiatr w powietrzu jednak mimo lekkiego ubioru nie czułeś zimna. Może twój mózg był w stanie takiego upojenia, że nie miał czasu by rejestrować tak błahych bodźców jak postrzeganie przez swoje receptory zimna czy ciepła.
Jakoś za bardzo nie interesowało cię to.
To co cię urzekło to cisza. Wszechobecna cisza wypełniająca cały ten dziwny świat. Usłyszałeś wyraźnie tak jakby ktoś stał obok - spokojny, pozbawiony emocji głos.

-Czyż to nie piękny dzień na spacer Carl?

Mimo wszystko, mimo tego, że tak dobrze było siedzieć na tej ławce, wstałeś. Sęk w tym, że nigdzie nie było widać drogi która prowadziłaby przez żywopłot.



---

???

Nigdy nie lubiłeś jarmarków, wesołych miasteczek i podobnych im cyrków. Do miasta jednak przybyli Cyganie a tak się złożyło, że musiał czymś zająć swoje myśli. Rozkładali swoje namioty, tańcząc pijąc i przy okazji pokazując wątpliwe wg. niego talenty. Mimo wszystko zdecydował się przyjść. Trzeba było się wyrwać z domu, za dużo w nim problemów a jemu chwilowo kończyły się pomysły na ich rozwiązanie. Może uda mu się odetchnąć powietrzem, może tym razem znajdzie trochę spokoju właśnie w takim miejscu zanim zrobi coś czego będzie żałować.
Dzieciaki obok kręciły się w okół strzelnicy. Część rzucała lotkami i piłkami by wygrać jakieś misie. Pozostali wpatrywali się w rzucających co jakiś czas wyrażając swój zachwyt dla celnego rzutu. Dla nich był to cały świat, pozbawiony zmartwień. Zamykał się obecnie w okół tych kilku ułożonych puszek. Zazdrościł im teraz. Popatrzyłeś chwilkę jednak po wysłuchaniu płaczu jakiegoś dziecka, szybko zostawiłeś strzelnicę za sobą.
Cygańskie wesołe miasteczka były dla niego rzeczą ciekawą jednak tylko wtedy kiedy miało się mniej niż 16 lat. Pozostała grupa ludzi, to jak mu się wydawało frajerzy albo niedorozwinięci dorośli ewentualnie włóczędzy gustujący w mocnych trunkach. Tandetna karuzela, ze słonikami i kucykami w jaskrawych kolorach przyprawiła go dosłownie o mdłości. Tym bardziej współczuł rodzicom stojącym do niej w kolejce ze swoimi pociechami. On swoim dzieciom znajduje o wiele lepsze rozrywki niż coś.. tak bezsensownego. Dzieciom trzeba twardej ręki, inaczej się rozpuszczą i kto wie co z nich wyrośnie. Nie odwzajemnił przyjaznego starszego pana robiącego watę. Jednak najwyraźniej dzieci były zachwycone wszystkim co słodkie ponieważ, na terenie całego miasteczka widział dziesiątki pałeczek z tym przysmakiem. Nie rzucił monety kataryniarzowi grającemu jakąś smętną melodię.

[MEDIA]http://mackobi11.googlepages.com/Scary20songs20-20Candyman20Theme1.mp3[/MEDIA]

Zignorował go także, kiedy ten zdjął z głowy kapelusz i ukłonił się nisko. Nie będzie przecież wspierać tych nędzarzy. Nogi same zaprowadziły go do niewielkiego czerwono-żółtego namiotu. Wielki szyld na nim rzucał się w oczy już z daleka.




Wróżenie z fusów herbaty? Może humor poprawi mu zdemaskowanie jakiegoś szarlatana. Wszedł pewnym krokiem do wnętrza namiotu uśmiechając się swoich myśli.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 03-11-2008 o 10:46.
traveller jest offline  
Stary 03-11-2008, 20:57   #2
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
- Owszem, to piękny dzień na spacer - rzekł Carl w odpowiedzi gdzieś przed siebie.

Nie pamiętał, aby opuszczał dom tego dnia. Zasnął we własnym łóżku i tam też przewidywał obudzić się następnego poranka. A jednak jakimś cudem znalazł się w nieznanym mu ogrodzie, leżąc na ławce. Gdzieś w głowie pojawiła się myśl, że powinien się niepokoić nagłą zmianą, lecz porzucił je natychmiast na korzyść prostej ciekawości.
Ludzie zwykle nie pojawiają się, ni stąd ni zowąd, w zupełnie obcych miejscach. Chyba, że to zwykły sen. Tak, to całkiem prawdopodobne - niekiedy miewał równie realistyczne sny co w tym przypadku. Choć ten jest zbyt realistyczny...
Carl usiadł na ławce podziwiając żywopłot i drzewa. Ogrodnik opiekujący się tymi roślinami ewidentnie był artystą, człowiekiem głęboko poświęcony swej pracy. Wyciągnął do nich rękę, przesunął dłonią po korze i liściach. To chyba nie jest sen - w nich uczucie dotyku przemija szybko, jest niewyraźne. W sercu mężczyzny zakwitło ziarno jakiejś głębokiej, radosnej ciekawości. Nie znalazł się w tym miejscu zupełnie przypadkowo, a otoczenie nie wydaje się być specjalnie niebezpieczne. Gdyby ktoś chciał go skrzywdzić wybrałby ciemną piwnicę, czyż nie? Nawet zimno nie było.
I gdzieś przez tą nieskończoną ciszę, ciszę przerywaną przez szelest liści trącanych przez wiatr, odezwał się spokojny głos.

- Owszem, piękny dzień na spacer, ale... - dodał ponownie Whistlecore.
Wstał z ławki, przeszedł się po ogrodzie by rozprostować kości. Zauważył przy tym, że jest tutaj w pewnym sensie uwięziony. Otaczający go żywopłot zamykał się w czworokątnej formie. Nie było żadnego wejścia. Korony drzew skutecznie zasłaniały widok tak, iż nawet zorientowanie się w porze dnia sprawiało ogromną trudność.
Carl przeszedł wzdłuż żywopłotu, który był nieprzestępny i przypominał raczej roślinny mur. Wdrapanie na drzewo też raczej odpadało - były zbyt gładkie, a i aktualny skąpy strój raczej nie nadawał się do takich akcji. Zresztą co pomyśleliby sobie ludzie widząc mężczyznę w piżamie wspinającego się na drzewo? Pozostała jeszcze kwestia obcego człowieka, bo ktoś przecież musiał zadać tamto pytanie. Zapewne ukrywał się gdzieś za tym żywopłotem. Usiłował wsłuchać się, czy być może usłyszy jego oddech albo kroki. Jednak szybko stwierdził, że raczej nie przyniesie żadnego skutku w wydostaniu się z tego więzienia. Carl raz jeszcze przeszedł wokół ogrodu.

Kolejny głos. A może tylko powiew wiatru? Trudno było to jednomyślnie stwierdzić. Wzrok Carla przechodził po żywopłocie. Dopiero wtedy dojrzał coś ukrytego w żywopłocie. Tam pomiędzy drzewami. Zdziwił się, że przegapił ten szczegół - nigdy nie miał talentu do dokładnego szukania, ale wystarczyło lepiej spojrzeć. Inaczej musiałyby się pojawić znikąd. A może...
Były to maleńkie, drewniane drzwiczki. Carl musiał uklęknąć przed nimi, aby mieć klamkę mniej więcej na swojej wysokości. Bez wahania nacisnął ją i otworzył drzwiczki. Na czworakach przeszedł na drugą stronę żywopłotu. Następnie wstał, wytarł kolana i dłonie z ziemi. Rozejrzał się w nowym miejscu. Gdzieś tutaj musi być ten, który zaproponował mu spacer.
 

Ostatnio edytowane przez Terrapodian : 03-11-2008 o 21:45.
Terrapodian jest offline  
Stary 06-11-2008, 23:42   #3
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Przejście przez drzwiczki okazało się o wiele trudniejsze niż to się mogło z początku wydawać. Wydawało się jakby ktoś budował je z myślą o dziecku niż osobie dorosłej jednak mimo tego, udało ci się przejść na drugą stronę bez większych problemów pomijając niewygody oraz ubrudzenie sporej części odzienia, Wstając już po drugiej strony próbowałeś niezgrabnie zatrzeć negatywne wrażenie jakie musiałeś sprawiać w lekko obdartej czarnej od ziemi piżamie. Widząc jednak że to równie bezcelowe co walka z wiatrakami, postanowiłeś udawać przed samym sobą, że to jak w tej chwili się wygląda nie ma takiego znaczenia zwłaszcza jeśli człowiekowi i tak ten wygląd tylko się wydaje. Zachwiałeś się od nadmiaru logiki i potrząsnąłeś głową odganiając od siebie chwilowo wszystkie głosy rozsądku. Rozejrzałeś się wokół chcąc dowiedzieć się czegoś o miejscu w którym aktualnie się znajdowałeś. Gdzieś w drzewach słychać było ćwierkanie ptaków. Prawdę mówiąc wiele się tu nie różniło się od tego skąd przed chwilą przyszedłeś. Przed tobą wznosiła się kolejna ściana żywopłotu w nawach której tkwiły rzeźby przedstawiające dobrze znane ci i każdemu dziecku zwierzęta. Były tam słonie, lwy, zebry i antylopy, przystrzyżone w żywopłocie z precyzją chirurga. Nie mogłeś wyobrazić sobie żeby ludzka ręka uchwyciła je w bardziej majestatyczny sposób. Wpatrując się uważnie zdawało się, że słoń porusza lekko swą trąbą a lew zaraz rzuci się w pogoń za galopująca kawałek dalej antylopą. Może sprawiał to lekki wiat a może gra wyobraźni. Teraz znajdowałeś się pośrodku korytarza który odgałęział się w dwie strony. Trzeba było, więc podjąć pierwszą decyzję, iść w prawo czy w lewo? Pomyślałeś o tym ilu ludzi staje codziennie przed podobnymi wybory. Decyzja pozornie prosta jednak stanąłeś w miejscu niepewny w którą stronę się udać. Świadomy przy tym, że z każdym wyborem wiążą się niekiedy konsekwencje zbyt trudne do udźwignięcia. Kiedy skłaniałeś się już do tego żeby ruszyć w jedną ze stron wyraźnie usłyszałeś coś co przerwało ciszę i zagłuszyło śpiew ptaków. Parę metrów dalej tuż przy rzeźbie zebry, ściany żywopłotu rozstąpiły się i z radosnym piskiem przebiegło przez nie dwoje goniących się dzieci. Zdążyłeś tylko wyciągnąć rękę a one już zniknęły niczym rozwiana iluzja a wraz z nimi zarówno przejście którym się tu dostali jak i to w którym sekundę temu zniknęli. Zamrugałeś oczami niepewny czy wszystko to wydarzyło się naprawdę, ale w głębi duszy byłeś pewien, że wciąż słyszysz ten najbardziej niewinny śmiech jaki było dane ci słyszeć w życiu.

---

???

Wnętrze namiotu było tak ciemne, że musiał zmrużyć oczy żeby dostosować się do nowego światła. Zakaszlał od zapachu kadzidła, który momentalnie przypomniał mu czasy kiedy był jeszcze ministrantem w kościele w Salem. Można powiedzieć, że to był jedyny epizod podczas całego swojego życia, że wierzył w coś większego niż siła pieniędzy i brutalne prawa rządzące światem. Kiedy rozwiedli się jego rodzice a on został z matką przeprowadzając się do Utah nie wiedział, że los pokieruje jego drogami poza wymarzone seminarium. Dzisiaj ciężko było uwierzyć komukolwiek z jego otoczenia oraz jemu samemu, że kiedyś był zupełnie innym człowiekiem. Dużą zasługę w jego wczesnym wychowaniu miał tu Ojciec Callahan, którego wprost uwielbiał. Słyszał, że jeszcze przez wiele lat nauczał w Salem by potem udać się w nieznanym kierunku. To i tak było dla niego już nieważne bo on sam jakoś nie mógłby się zmusić żeby ponownie odwiedzić rodzinne strony i zobaczyć rozczarowanie w oczach starego księdza. Poza tym zostawił ten okres życia zakopany głębiej niż niejedno złe wspomnienie. Kochał swe życie, a kiedy tego nie robił a było to zdecydowanie częściej przeklinał je jak szewc użalający się na niskie zarobki. Westchnął prawie niesłyszalnie wracając myślami do rzeczywistości. Powoli skierował swe kroki do stolika w centrum namiotu oświetlanego pojedynczym knotem świecy. Nigdzie nie było widać żadnego magika, ale usiadł i odwrócił się bokiem równomiernie uderzając palcami o blat stołu. Tak jak przewidział, na stole spoczywała szklana kula klasyczny wręcz motyw jeśli chodzi o wyobrażeniach o magii. Od razu poprawił mu się humor, odgarnął nawet obrus spodziewając się, że ujrzy maszynę do tworzenia sztucznej mgły ale zawiódł się widząc, że nic tam nie ma. Podniósł głowę w momencie kiedy wyraźnie dało się słyszeć jakieś odgłosy na tyłach namiotu, najwyraźniej zwietrzono klienta. Przez myśl przemknęło mu, że ten ktoś spodziewający się kolejnego naiwniaka marzącego o wygranej w totka tym razem gorzko się rozczaruje trafiając na niego.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 06-11-2008 o 23:48.
traveller jest offline  
Stary 07-11-2008, 20:03   #4
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Po drugiej stronie świat wydawał się być już normalniejszy. Śpiew ptaków, odgłos wiatru szeleszczącego liśćmi... Wprawdzie żywopłot wciąż ograniczał przestrzeń, jednak przynajmniej było wyjście. Nawet dwa wyjścia. Carla zainteresowały rzeźby w żywopłocie, które wyglądały na bardzo żywe. Do głowy przyszedł mu nagle film Tima Burtona "Edward Scissorhands" i uśmiechnął się do tych myśli. Twórca był niezwykle utalentowany w tym, co robił. Praktycznie natchnął figury życiem. Niczym prawdziwe zwierzęta...

Oderwał wzrok od figur i spojrzał w przód. Dalszy korytarz rozgałęział się na dwie drogi. Zapewne Carl miał tutaj do czynienia z pewnym typem żywopłotu-labiryntu. Nienawidził labiryntów...


Wciąż miał przed oczyma ten w którym się zgubił, mając około pięciu lat. Wszedł do takiego, pewien, że odnajdzie drogę po chwili. Wprawdzie owo "zaginięcie" trwało może około dziesięciu minut. Dla takiego dziecka był to koszmar dość duży, by zniechęcić do dalszych podobnych eskapad. Nienawidził labiryntów... Wymagały podejmowania wyborów, z których trudno już się wycofać. Musisz wybrać jedną z dróg, bez jakichkolwiek wskazówek, racjonalnych wyjaśnień, ufając jedynie intuicji. A jeśli wybierzesz źle, to twoja niezawiniona kara.
Były dwa wyjścia. Oba są dobre? Jedno z nich prowadzi do zagubienia lub ślepej uliczki? Oba są złe? Carl postanowił wybrać lewy korytarz

Już kierował się w ten korytarz, gdy nagle ściana żywopłotu otworzyła się w jednym miejscu, "wypluwając" dwójkę rozbawionych dzieci. Czy zauważyły Carla? Czy w ogóle zdają sobie sprawę w jaki sposób tutaj trafiły? Aktor wyciągnął rękę w ich stronę, lecz zdał sobie sprawę, że nagle zniknęły. Upadł na kolana z zaskoczeniem na twarzy. Niesamowite. Przedziwna iluzja, a może jedynie gra zmysłów Carla. Ktoś mówił, że zmysły są nieomylne. Mylił się.

Powstał z ziemi, otarł, już i tak brudne, kolana. Uśmiech wciąż trzymał się na jego twarzy. Jak większość ludzi reagowałaby na to strachem i zdziwieniem, tak on traktował to jako cenne doświadczenie. Bo dopóki coś nie ściga cię z nożem, to dlaczego masz się tego bać. Zgodnie z wcześniejszymi zamierzeniami wybrał lewy korytarz, a następnie bez odwracania się w tył ruszył. Cokolwiek czekało na końcu...
 
Terrapodian jest offline  
Stary 16-11-2008, 14:37   #5
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore

Prawo czy lewo, jeśli to tylko sen to i tak wszystko to było nieważne prawda? Pewnie i tak ktoś zsyłający takie dziwne sny przewidział, że on wybierze właśnie tą drogę. Kusiło cię co prawda żeby cofnąć się i sprawdzić co znajduję się za drugim zakrętem, ale opanowałeś tą pokusę. Obawy odnośnie labiryntu zaczynał się potwierdzać gdyż podobnie jak we wcześniejszych lokacjach tak tutaj wszędzie rozciągał się żywopłot. Droga była usłana małymi kamyczkami po których stąpało się dość niewygodnie ze względu na brak na twoich nogach jakiegokolwiek obuwia. Czy człowiek we śnie powinien odczuwać takie rzeczy? Być może tak, być może dopiero po przebudzeniu traci się pamięć o takich typowo ludzkich odczuciach. Na tym odcinku labiryntu nie było już rzeźb, były za to wnęki, dość płytkie ale na tyle głębokie że stojąc na środku drogi niemożliwością było zobaczyć co jest wewnątrz tej która znajduje się choćby kilka metrów dalej. I właśnie z jednej z takich wnęk dobiegło cię chrapanie. Strasznie irytujące, chrapanie które w pewnym sensie zacierało wrażenie idealnego snu. Swoją drogą dziwne, że ktoś mógłby spać w jego własnym śnie. Ciekawy co tak właściwie znajduje się w tej wnęce zerknąłeś ostrożnie podchodząc do ściany żywopłotu. Wysunąwszy głowę ujrzałeś poczciwego staruszka siedzącego na ławce. To określenie nasuwało się na myśl wręcz same. Ławka była kropka w kropkę identyczną z tą na której znajdowałeś się sam jeszcze minuty temu. Zaraz... minuty? Czas tu biegł jakoś inaczej, dłużył się jak rozciągane toffi i jego postrzeganie było równie zdradliwe co dokładne umiejscowienie ryby pod powierzchnią wody. W każdym razie dziadek ubrany był jak do pracy, obok niego leżała czarna torba a on sam spał sobie w najlepsze ubrany w elegancką marynarkę i czarne lakierki.

W pewnym momencie kiedy zbliżyłeś do niego mruknął coś bliżej niezrozumiałego pod nosem. Być może wyczuwał podświadomie twoją obecność bo raczej nie wyglądało na to żeby udawał, że śpi. Poskutkowało to tym, że okulary zsunęły mu się z twarzy chwilowo zatrzymując się na spodniach by po sekundzie zsunąć bezpiecznie na ziemię. Staruszek spał dalej. Mruknął nawet coś w stylu dziękuję postoję co raczej nie miało dla ciebie większego sensu. Zastanawiając się przez chwilę i tknięty kolejnym już impulsem, sięgnąłeś niezdarnie po błyszczące w niebieskim świetle tego dziwnego świata okulary. Oprawki były drewniane i pozornie nie mogłeś znaleźć w nich nic niezwykłego. Miałeś je już odłożyć kiedy dostrzegłeś małe wygrawerowane literki wypełniające się w rycinach drewna niby to błękitem - a przynajmniej tak ci się w tej chwili to wydawało bo światło i cień co jakiś czas zmieniały swoją barwę i odcienie - tego świata:

siviv aiuq des satorgea aiuq non sireierom ailuq satorgea

Co to mogło znaczyć? Nie bardzo wiedząc czemu, podniosłeś okulary do oczu nasuwając je sobie na nos zdecydowany spojrzeć przez lekko zabrudzone szkła. Spodziewałeś się czegoś nadzwyczajnego jednak wszystko w nich wyglądało podobnie do tego co widziałeś bez nich. Poza tym, że były zdecydowanie za mocne i w dodatku zabrudzone tak że już po chwili zaczęły łzawić ci oczy. Już sięgałeś ręką żeby je zdjąć kiedy poczułeś dość specyficzny zapach, który możnaby porównać do fetoru długo niemytych zębów, tylko to coś pachniało o wiele gorzej niż ktoś któremu zajeżdża z ust cebulą. W dodatku poczułeś wyraźnie czyjś oddech na własnym karku. Zdjąłeś okulary obracając się na pięcie, żeby w porę zareagować jeśli miałoby czekać cię jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Nikogo tam nie było, ale mogłeś przecież przysiąc że... No i w dodatku to cholerne uczucie dejavu, które mówiło ci że już kiedyś robiłeś wszystko dokładnie tak jak w tej chwili. Nie przestawało cię opuszczać, tak jakbyś podświadomie wiedział wszystko co należy robić. Podniosłeś drżącą ręką okulary ponownie spoglądając przez nie. Ponownie nic się nie zmieniło. Macając dłonią na oślep przestrzeń przed sobą nie czułeś nic poza powietrzem co bądź co bądź przyniosło ulgę, którą dało się słyszeć w cichym westchnieniu ust. Może coś zwiodło twoje zmysły, w końcu to tylko sen - kolejny raz przemknęła ci przez głowę ta oczywista myśl. Trzeba było jeszcze oddać okulary staruszkowi, pewnie przydadzą mu się kiedy...
Okrzyk przerażenia, który przeszył - prawie że jeśli nie licząc odległego śpiewu ptaków - ciszę tego świata musiał należeć do ciebie samego jednak był tak bezwiedny, że docierał do ciebie jakby echo dziesiątek innych głosów nałożonych na jedną tonację. Przez sekundę widziałeś twarz. Twarz tak okropną, że pokazywane po 23 w kablowej telewizji ofiary seryjnych morderców bladły niczym marna kopia ucznia. Włosy niechlujnie opadały mu na ramiona, usta miał zszyte ze sobą, oczy przewiercały cię na wskroś tak głęboko że jeszcze długo w twojej pamięci prześladowało cię to nienawistne spojrzenie i to najbardziej zapamiętałeś z tego krótkiego spotkania. Jednak najbardziej przerażający był fakt, że ów mężczyzna miał głowę zatrzaśniętą w czymś co przywodziła na myśl pułapkę na niedźwiedzie. Czerwone ślady na szyi i gdzieś na tyle głowy ledwo widoczne z twojej perspektywy to, że mechanizm jest złączony z jego ciałem. W dodatku jak później próbując sobie przypomnieć całą tą scenę nie pamiętałeś żeby to coś miało jakiekolwiek kończyny, jednak przecież głowa nie unosiła się w powietrzu. Rozmazane wspomnienie świadczyło tylko o tym, że twój umysł nie mógł przyswoić sobie w pełni rzeczy którą zobaczył. Okulary z trzaskiem pękającego szkła uderzyły o ziemię na którą upadłeś sam wciąż wpatrując się w pustą przestrzeń gdzie przed chwilą przecież było coś.. coś innego niż tylko staruszek na ławce. Co miałeś robić? Co zrobiłby każdy człowiek na twoim miejscu? Odwróciłeś się i zacząłeś biec nie oglądając się za siebie wciąż słysząc w głowie spokojne chrapanie staruszka. Tylko tym razem nie wiedzieć czemu brzmiało one jak nieprzyjemny gardłowy śmiech, którego nigdy więcej nie chciałbyś usłyszeć.


---

???

Kobieta była w średnim wieku. Wyglądała na cygankę i chyba dokładnie tego się spodziewał. Najpierw przeszłą przez zasłonę z maleńkich, szeleszczących koralików, następnie powoli udała się do stołu i usiadła na krześle naprzeciwko niego. Trwali tak patrząc na siebie, badając niczym dwa drapieżniki przez blisko minutę. W końcu mężczyzna nie wytrzymał przerywając gęstą atmosferę.

-Czy nie powinna pani czasem powiedzieć czegoś w stylu poproszę o pańskie pieniądze?

Jeśli ta uwaga ją zirytowała nie dała tego po sobie poznać. Lekko zmrużyła oczy uważnie przypatrując się rozmówcy. Uśmiechnęła się ciepło i odpowiedziała zupełnie przyjaźnie na ten z góry nieprzyjemny ton.

-To czy zechce mi pan powierzyć pańskie pieniądze to zależy tylko i wyłącznie od pana samego. Myślę, że zamiar podjął pan w momencie wejśćia do tego namiotu.

-Ok zaczynajmy.

Padła krótka zniecierpliwiona odpowiedź. Najwyraźniej mężczyzna nie lubił jak traktuje się go z przeświadczeniem że zwraca się do osoby mniej inteligentnej niż był lub chciał być postrzegany.

-Potrafię wróżyć z dłoni, układam horoskopy, spoglądam w kryształową kulę.. ale dla pana proponuje postawić karty.

Mężczyzna przytaknął, uznając że to może być nawet ciekawe doświadczenie. Już po chwili jak zahipnotyzowany śledząc zręczne kobiece palce szybko tasujące karty.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 16-11-2008 o 21:28.
traveller jest offline  
Stary 17-11-2008, 19:48   #6
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ten sen był dziwny, szczególnie w momencie, w którym napotkał tego staruszka spokojnie drzemiącego (i przy tym okropnie chrapiącego, co przypominało warkot starego silnika) na ławce, całkiem podobnej do tej, w której się obudził. W przeciwieństwie do tych dzieci, starzec wydawał się być bardziej realny, a przynajmniej daleko mu było do nagłego rozpłynięcia się w powietrzu. Carl podszedł do niego obawiając się, by go nie obudzić. Uklęknął i przyjrzał się jego pomarszczonej twarzy, wykrzywionej sennym rozmyślaniom. Widział go już kiedyś? Nie, to raczej wątpliwe. Choć przecież sny w dużej mierze składają się z już widzianych obrazów. Dziadek coś tam wymamrotał pod nosem. Może widział tego ciekawskiego gościa. Carl wstał, aby nie zostać uznany za jakiegoś chama.



Okulary, stare w drewnianej oprawie, spadły mu z twarzy, a potem stoczyły się, by lekko upaść na ziemię. Whistlecore wahał się, czy znowu podejść do starca, jednak pewna grzeczność wymagała, aby podniósł okulary. Zrobił to ostrożnie. W tym niezwykłym świetle, wydawały się jeszcze bardziej dostojne oraz starsze. Oglądnął je, lecz jedyną ciekawą rzecz jaką zauważył, był napis wygrawerowany w drewnie.

"siviv aiuq des satorgea aiuq non sireierom ailuq satorgea"

Nie znał języka w którym został napisany. Przypominał trochę łacinę pomieszaną z językiem hiszpańskim lub podobnym. Tak go to zaintrygowało, że nie położył okularów na ławce, obok starca, lecz przyjrzał napisom starając się znaleźć w głowie jakieś wskazówki. Zrobił rzecz najprostszą - odczytał napis od tyłu;

"Aegrotas quia morieris non quia aegrotas sed quia vivis"

No to było już bardziej sensowne, a przynajmniej wyglądało jak łacińska sentencja. Problem w tym, że nie znał zbyt dobrze tego języka. Owszem, podczas studiów aktorskich, było to niekiedy wymagane. Szkoda, że nie ma przy sobie tych słowników... Wiedział na pewno, że "morieris" znaczy umrzeć, (tylko nie był pewien w jakim czasie i osobie, przyszłym drugiej osoby? a może trzeciej?), "non" nie, "sed" lecz albo ale, a "vivis" to chyba żyć. Jakby to wyglądało?

"Aegrotas quia umrzeć nie quia aegrotas lecz quia żyć"

Teraz żałował, że nie przykładał się do nauki łaciny, bo teraz miałby zagadkę rozwiązaną. Tymczasem nie potrafił rozszyfrować tej sentencji. Gdy obudzę się, muszę natychmiast się tym zająć - pomyślał. Spojrzał na okulary i nałożył je na oczy. To było irracjonalne. W sumie nie zobaczył nic, oprócz tych niechlujnych szkieł. Szybko zaczęły Carla piec oczy, co było spowodowane dość dużą mocą soczewek.

Do tego doszedł niemiły, specyficzny zapach przypominający stęchliznę. Czyżby starzec już się obudził? Nie, spał wciąż. Ale skądś ten fetor wydobywać się musiał i kto, u diabła, dmucha mu w kark! Carl ściągnął okulary i błyskawicznie obrócił się na pięcie o 180 stopni.

Nikogo za nim nie było, za to towarzyszyło aktorowi głupie wrażenie, jakby podobna sytuacja już miała kiedyś miejsce. Tylko gdzie? W snach to normalne. A jeśli to nie jest sen? Lepiej dmuchać na zimne... Choćby te kamienie wpijające się w stopę bardzo realnie. Znów założył okulary na nos, próbując przejść w przód kilka kroków machając przed sobą rękami. Jak ktoś może się w tym poruszać. Ściągnął je i podszedł do starca, by mu je oddać. Nie chciałby znaleźć się bez nich, a Whistlecore wolał trzymać z dala od siebie reputację złodzieja. Zresztą... przecież to sen.

Wówczas zobaczył... To była chwila. Krzyk zaskoczenia i strachu. Ta twarz, zła twarz. Co to było, co przed chwilą obserwowało go z tym swoim demonicznym uśmiechem? To coś... gniło. W dodatku miało na głowie dziwne żelastwo, cudem nie odrywając jej od reszty, tak zwanego, tułowia. Czy to był człowiek? Okulary spadły na ziemię, tłukąc szkła. Carl ruszył biegiem z powrotem do labiryntu, a następnie skręcił w dalszą drogę głównym korytarzem labiryntu. Ciągle towarzyszyło mu chrapanie starca. Niepokojąco przypominało to śmiech...

Nie chciał spotkać znowu tej gnijącej postaci. Uczuł nagle wyrzuty sumienia, że mimo wszystko zostawił starca w tamtym przeklętym miejscu. Może jednak nieprzypadkowo on tam był. Jak przynęta? Przystanął i odwrócił się, by zobaczyć czy aby nie goni go ta pozszywana istota. Teraz, gdy sobie ją przypomniał, zbierało go na mdłości. Następnie skręcił w pierwszą, lepszą wnękę. Ten sen podobał mu się coraz mniej.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 06-11-2009, 01:29   #7
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Wyjeżdżając z miasta czuł euforię na myśl o nadchodzącej podróży. Szczególnie droga wydawała się być pusta. Tak jakby otoczenie samo chciało, by wyruszył w dal. Tymczasem radio zaczęło grać piosenkę "Highway to Hell". Z lekkim uśmiechem Whistlecore zmienił stację. W końcu miał nadzieję, że miejsce do którego trafi, będzie o zupełnie innym profilu. Z drugiej strony, gdy przemierzał kolejne kilometry, zaczął myśleć o rodzinie i znajomych, których nie uprzedził o wyjeździe. Matka na pewno będzie się martwić. Właściwie oszaleje - ze złości albo stresu. Mogą zacząć przewidywać najgorsze rzeczy, szczególnie po ostatnich przypadkach. Jesteś złym człowiekiem Whistelcore.

Zresztą zrozumieją. Zadzwoni na miejscu, albo jeszcze wcześniej. Tak usprawiedliwiony, Carl, zaczął zastanawiać się nad tym co wziął ze sobą. Pieniądze są, dokumenty, ubrania, więc jest wszystko. Żeby tylko samo miasteczko okazało się być miejscem godnym poświęcenia czasu. Na broszurce wyglądało dość zachęcająco. Tylko... czy oferta dalej była aktualna? Ileż było podobnych, sezonowych miasteczek, które już po roku przestawały być atrakcyjne. Ufał jednak Terrance'owi pod tym względem, szczególnie, że wiele podróżował i połapał dość dużo ciekawych kontaktów. Nie ma się o co martwić, Carl, naprawdę. Złapał cię syndrom dalekiej podróży, czy coś w tym stylu i zaczynasz widzieć ciemną stronę życia.

Po prostu rozluźnij się. I patrz na drogę!

W którymś momencie się zgubił. Zajechał w złą drogę. Zaczął nadrabiać zbędne kilometry, a przypomniał sobie o tym dopiero po dłuższym czasie. Klnąc na własną nieuwagę, musiał zawracać. To zepsuło mu humor.
Po prawie dwóch godzinach jazdy zajechał na jakąś przydrożną stację benzynową, żeby zatankować. Zwykłe miejsce z bufetem, w którym normalnie nie zamówiłby nawet kanapki. Lecz teraz był na tyle głodny, że zjadłby naprawdę wszystko. Włącznie z żarciem z McDonalda, na którego myśl wstrząsnął się z obrzydzeniem. Najpierw należało zatankować. Przed nim stał już inny samotny podróżny.


Carl wiedział, że ten z wyglądu przyjazny człowiek, zechce zamienić z nim kilka słów.
- Widzę, że też w podróż? - zapytał, ale nawet nie czekał na odpowiedź. - Akurat wracam do domu. Wie pan, sprawy służbowe praktycznie wywiały mnie na drugie koniec Stanów. A pan dokąd się wybiera?
- Do Silent Hill - odpowiedział Carl.
Być może ten człowiek będzie wiedział coś o tym mieście? Jednak po wyrazie twarzy, stwierdzał, że raczej średnio. Mężczyzna udawał, że myśli, po czym rzekł.
- Chyba kojarzę, ale nigdy tam nie byłem. Chociaż może zahaczę w to miejsce. Swoją drogą Patrick Rumsey jestem.
Jakby kogoś to obchodziło...
- Carl Whistlecore.

Po tym wstępnym zapoznaniu, odbyli krótką pogawędkę. Carl potraktował to jako karę, bo jego rozmówca nie tylko nudził szczegółami ze swojego życia, ale jeszcze dysponował typowo "barowym" humorem. O Silent Hill nic nie wiedział. Wreszcie mężczyzna zauważył, że od pewnego czasu nie tankuje i jedynie zagradza miejsce, wobec czego pożegnali się, po czym Patrick odjechał.
Tymczasem Whistlecore odszedł zaspokoić prymitywny głód. Następnie przyrzekł sobie, że zadzwoni do domu. Telefon komórkowy był dla niego strasznie uciążliwym sprzętem, bo korzystał z niej rzadko. Zresztą tak było zwykle z nowoczesną technologią, do której nie potrafił się przyzwyczaić.
Zadzwonił, ale odpowiedział mu tylko sygnał oczekiwania. Wyglądało na to, że jeszcze nie ma nikogo w domu. Tak też mogło się zdarzyć. Cóż, ich wina.

Wsiadł do samochodu. Raz jeszcze przeglądnął mapę, by upewnić się, czy jedzie dobrą trasą. Wydawało się, że tak. To dobrze - już wkrótce powinien być na miejscu. Jeszcze godzina, może mniej, nie było pośpiechu. W Silent Hill powinien być około godziny siedemnastej, biorąc pod uwagę dalsze, podobne tempo jazdy.
Zatem znów ruszył, tym razem pewny dalszej drogi. Nawet humor mu się polepszył na tyle, by śmiać się z gafy, którą popełnił wcześniej. Tak to jest, gdy jeździ się dość nieczęsto.

Wraz ze zbliżaniem się do celu, pogoda stawała się bardziej smutna. Niebo zaczęły zakrywać chmury, które złowrogo zapowiadały nadchodzący deszcz.
- Dzisiaj może padać, byle przez następne dni była piękna pogoda - mówił do siebie Carl, wpatrując się w stronę tytułową broszurki o Silent Hill.
Przez to nie zauważył stojącego autostopowicza przy drodze. Zauważył go dopiero w tylnym lusterku. Mógłby się jeszcze zatrzymać, ale... miał trochę awersję do autostopowiczów. Być może to efekt filmu o tym samym tytule, który oglądnął potajemnie jako dziecko. Już więcej tego nie robił.
Nagle zauważył coraz bardziej gęstniejącą mgłę i to w tej chwili, gdy już wjeżdżał do miasteczka. Szkoda, być może udałoby mu się dojrzeć stąd jezioro Toluca, które było gdzieś tam w dole. Nic takiego nie miało miejsca. Uwagę przykuł tylko znak zapraszający do miasta... i brak innych samochodów.


Po raz pierwszy w duchu Carla od momentu wyjazdu pojawił się pierwiastek niepewności. Spojrzał na broszurę, która wyjątkowo nie przypominała stanu rzeczywistego. Ale te mgły to pewnie tak sezonowo, a brak ruchu to... jedynie zaleta, bo pewnie mniej będzie turystów i miasteczko wydawało się być samowystarczalne.

Nie ma czego się bać, Carl. Naprawdę.

Ojciec też tak powtarzał...
 
Terrapodian jest offline  
Stary 19-11-2009, 01:27   #8
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Carl Whistlecore



Droga, droga to jedyne na czym mógł się skupić w pełni. Tablica z nazwą miasta przyniosła ze sobą małą ulgę. Delikatnie mówiąc warunki pogodowe nie były najlepsze. Na dobrą sprawę ciężko było nawet określić dokładną porę dnia. Takie mgły nad jeziorami to podobno normalna sprawa, tak przynajmniej ci się wydawało. Mały ruch uliczny także nie dziwił, normalni ludzie siedzą w taką pogodę w domach a on oczywiście zapomniał sprawdzić prognozę pogody. Mimo wszystko byłoby pociechą gdyby minął po drodze, choć jeden samochód. Po kilku minutach zaczął mieć wątpliwości czy nie skręcił czasem gdzieś nie tam gdzie powinien. No cóż, nie było wyjścia zjechał na pobocze i wyłączył silnik. Wyjął latarkę ze schowka i zaczął studiować niewielką mapkę miasta z broszury informacyjnej. Nathan Avenue, główna ulica biegnąca przez miasto prosto do hotelu. Wyglądało na to, że zmierza w dobrym kierunku by wygrzać się w wygodnym łóżku, z którego przy dobrej sposobności będzie mógł jutro podziwiać wschód słońca.. Okrąży z dobre pół jeziora zanim dotrze do hotelu, niestety raczej nie będzie przy tym podziwiał widoków. Monte Carlo ruszył powoli nie przekraczając 30 km na godzinę, wolałeś nie ryzykować żeby nie skończyć na jakimś drzewie. Te rozgałęziały złowrogo swoje ramiona nad jego głową, ich rząd tworzył jakby coś na kształt korytarza takie przynajmniej odniosłeś wrażenie. Zachowałeś jednak spokój, przecież byłeś dorosły a to wszystko wina tej mgły. Z tego samego powodu dzieci widząc cień gałęzi drzewa rzucony na szafę w nocy przypisują mu kształt potwora, którego boją się przez długie lata. Mimo wszystko ta sytuacja miała w sobie jakieś plusy, strach przed tym, że może zabłądzić nie pozwalała ci zasnąć za kółkiem. Parę razy myśl o tym, żeby po prostu przeczekać w samochodzie ową mgłę była dość kusząca jednak odrzuciłeś ją szybko zdeterminowany jak najszybciej dotrzeć do hotelu. Włączyłeś radio jedną ręką, ale to ogłuszyło cię kanonadą trzasków. Wyciszyłeś je i próbowałeś złapać jakąś inną stację, ale kolejne próby nie przyniosły żadnych rezultatów. Znalazłeś co prawda coś co brzmiało jak jazz, ale z takimi zakłóceniami, że w końcu nie pozostało nic innego jak tylko się poddać.

-Kupa złomu.

Wyłączyłeś je niepewny czy rzeczywiście to wina sprzętu, pogody czy jeszcze czegoś innego. Nagle podróż w te strony nie wydawała ci się już takim genialnym pomysłem.
Monotonnie mijałeś kolejne kilometry jezdni, ta droga wydawała się ciągnąc bez końca w końcu zauważyłeś jakieś pojedyncze budynki mieszkalne należące zapewne do miejscowych. Po chwili zabudowania się zagęściły. Pierwsze spotkanie z miastem, cóż z całą pewnością zobaczy je lepiej, kiedy ta mgła się przerzedzi. Z tego, co mówiła mapa to musiała być to południowa część miasta. Biorąc pod uwagę całość to wcale nie była taka mała miejscowość, z drugiej strony żyła głównie z turystów, więc ciężko było ocenić faktyczne zaludnienie. Nie spoglądałeś za bardzo w bok skupiając oczy na jezdni. Po kilku minutach zostawiłeś za sobą ostatni budynek tej części miasta, z tego, co pamiętał było to muzeum historii miasta. Tu także powinien wpaść, w wolnej chwili.

Dwadzieścia minut minęło zanim wreszcie zobaczyłeś coś, co musiało być hotelem Lakeview.



Był to spory kilkupiętrowy budynek położony przy niewielkiej plaży. Dostrzegłeś także zarys pomostu, jakąś szopę, w której zapewne były kajaki i rowery wodne dla gości. Mgła gęsto spowijała jezioro tak, że mogłeś spojrzeć w jego kierunku jedynie kilka metrów w dal od linii brzegowej. Zaparkowałeś samochód w wyznaczonych do tego miejscach, na których stały już trzy inne samochody. Tylko jeden z nich miał rejestrację stanową znaczyło to tylko tyle, że mimo wszystko nie będziesz tu jedynym gościem. Nie wziąłeś dużo bagaży, raptem jedna spora walizka na kółkach, którą wyciągnąłeś z bagażnika, po czym upewniwszy się, że auto jest dobrze zamknięte. Skierowałeś swe kroki do hotelu. Ciężko było objąć go całego wzrokiem, głównie przez mgłę, ale wydawał się także ciągnąc dalej wszerz niż by się to początkowo mogło zdawać. Liczył sobie dwa piętra nie licząc parteru i czegoś, co wyglądało na strych. Stare budownictwo, parę lat tam musiał być jednak remontowany, trzymał się dość nieźle nie licząc drobnych detali. Farba ze ścian zdążyła gdzieniegdzie lekko wyblaknąć, firany w oknach także widziały lepsze czasy. Wciągnąłeś walizkę po niewielkich kamiennych schodkach, odruchowo poprawiłeś trochę swój sponiewierany wygląd. Było to dość głupie, ale zawsze istniała szansa, że pozna tu przecież jakąś interesującą dziewczynę. Poza tym jak cię widzą, tak cię piszą, a w takich miejscach jak Silent Hill nawet najmniej istotne ploteczki rozchodzą się zwykle z prędkością błyskawicy. Wcisnąłeś dzwonek i cierpliwie czekałeś, ale nikt nie podchodził do drzwi. Zapukałeś krótko w solidne dębowe drzwi, ale to także nie spotkało się z żadną reakcją. Wzruszyłeś więc po prostu ramionami i pociągnąłeś za klamkę. Drzwi były otwarte, więc nie pozostawało nic innego jak tylko wejść i zameldować się w recepcji. W środku panował wystrój w starym stylu, trzeba było przyznać, że właściciel nie chciał zmieniać całkowicie dawnego wyglądu domu. Stanowiło ciekawą mieszankę klasyki z nowymi czasami, choć nie zawsze było to połączenie trafione. Dowodziły tego np. stare świeczniki na ścianach zakończone żarówkami zamiast knotów świec. Dla odmiany obrazy na ścianach i małe drewniane kredensiki mogły robić wrażenie. Oceniłeś, że dom musiał mieć grubo ponad sto lat, nic więc dziwnego że właściciele zdecydowali się na remont. No cóż zwiedzanie przyjdzie później a pierwsze wrażenie wypadło nieźle. Przeszedłeś przez długi korytarz wyłożony czerwonym dywanem stawiając walizkę przy recepcyjnej ladzie i nacisnąłeś lekko na hotelowy dzwonek. Nie zjawił się nikt, czyżby wszyscy spali? Spojrzałeś na swój zegarek, ale tak jak myślałeś było jeszcze trochę czasu do wieczora Upłynęła kolejna minuta, od kiedy zacząłeś bębnić rytmicznie palcami o drewno - klasyczny sposób na zabicie czasu. Wcisnąłeś dzwonek jeszcze parę razy a w końcu tknięty impulsem sięgnąłeś do księgi gości. Ta była dość gruba, może nie taka wiekowa jak reszta domu, ale po pierwszy wpis w rejestrze ujawnił, że dotyczy wszystkich gości hotelowych z blisko ostatnich dwudziestu lat. Trochę tego było, nie chciało ci się jednak bawić w poszukiwanie krewnych czy znajomych – co ostatnio mogło nie wydawać się dość prawdopodobne ale wolałeś nie kusić losu, w końcu miałeś tu odpocząć. Od razu przeskoczyłeś na ostatnią stronę wodząc palcem od góry.

Shawn Mallory.

James Sunderland.

Greta Bouvielle

F. & M. Lastinn

Dietrich Vestraux


Ostatnie dwa wpisy były datowane na trzy ostatnie dni, więc rzeczywiście nie był tu sam. Dopisał swoje nazwisko wiecznym piórem leżącym obok i zamknął książkę. Właściwie nie był pewien czy to wystarczy, więc wyjął z kieszeni kurtki chusteczkę, na której napisał kilka słów o tym, że ureguluje wszelkie płatności przy okazji. Sądząc po liczbie haczyków na klucze pokojów było w sumie trzydzieści, z czego co dziwne do blisko połowa z nich świeciła pustką. Bez wahania chwycił ten z wygrawerowaną 19-tką na okrągłej metalowej blaszce. Zaraz także dopisał numer swojego pokoju na chusteczce, dla pewności podając także swój telefon komórkowy. Postanowił, że rozpakuje się, obejrzy pokój, po czym może poszuka tu jakiejś żywej duszy. Wyglądało na to, że nie możesz liczyć na pomoc hotelową. Miałeś nadzieję, chociaż na dobry widok z okna, poza tym zganiłeś się w duchu, że nie powinieneś narzekać spędziwszy tu raptem kilka minut. Zabawne, ale mogło się chwilami wydawać, że mimo tego otoczenie nie było tak całkowicie obce.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jDnataKp_UA[/MEDIA]
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 19-11-2009 o 01:31.
traveller jest offline  
Stary 28-11-2009, 00:28   #9
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Pustka w tym hotelu była najbardziej niepokojąca. Gdyby nie brak kluczy i wpisy w księdze, nie wierzyłby w cudzą obecność w tym miejscu. Sam budynek zatrzymał się w czasie. Wystarczył jeden płomień, aby puścić to miejsce z dymem. Oczywiście nie było w tym nic złego. Carl lubił takie oldschoolowe, klimatyczne miejsca. Może to kwestia uwielbienia dla starych horrorów? To wrażenie wzmogło się, gdy postawił stopę na pierwszym stopniu schodów. Drewno zatrzeszczało charakterystycznie. Może była niewielka szansa, że zapadną się pod ciężarem Carla? Należało sprawdzić. Wziął w dłoń bagaż i powoli wchodził na górę. Pokój dziewiętnaście musiał być na pierwszym piętrze.


Korytarz był równie stary, ale to nie robiło różnicy. Tapeta odchodziła w niektórych miejscach. Powierzchownie panował raczej porządek. Przez całą długość korytarza rozwinięto zielonawy dywan ze wzorkami, który przynajmniej był czysty, a także tłumił skrzypienia podłogi. Pokój 19 znalazł dość szybko. Prowadziły do niego białe drzwi. Z lekką niepewnością włożył klucz i przekręcił, a następnie otworzył. Wąski pasek światła padł na przeciwległą szafkę na wierzchnie ubranie. Panowała ciemność. Dłonią wymacał włącznik światła. Żarówki rozjaśniły pomieszczenie, więc Carl mógł się nieco rozejrzeć. Skręcił zaraz w lewo, wyszedł z przedsionka i stanął w pokoju gościnnym. Okna zasłonięte ciemnymi firankami, więc nie ograniczały światło z zewnątrz. Sam pokoik był przytulny, choć nieco poszarzały. Może nikt tutaj nie sprzątał od dłuższego czasu? Na ścianie wisiał obrazek przedstawiający Silent Hill sprzed pół wieku. Stała kanapa, kredens i średniej wielkości telewizor. Po lewej mieściła się niewielka kuchnia, wyposażona w najpotrzebniejsze przyrządy, choć trochę postarzałe. Po prawej oddzielona drzwiami sypialnia. W niej podwójne łóżko, szafa i wejście do łazienki.

Carl rzucił torbę na łóżko, stwierdziwszy, że rozpakuje się za chwilę. W pokoju dziennym było wyjście na balkon, a także - co go ucieszyło - widok na jezioro. Niestety mgła wciąż się utrzymywała. Stanął na zewnątrz i syknął cicho. Widział Toluca Lake, a raczej zarysy tego akwenu. Silent Hill wydawało mu się strasznie szarym i ponurym miejscem. Może dlatego tak niewielu gości tutaj. Może tak to miasto wygląda o tej porze? Rozglądnął się po okolicy, lekko wychylając za metalową barierkę. Dojrzał kogoś idącego drogą przed hotelem. Ten ktoś spacerował powoli. Carl obserwował go przez chwilę. Po chwili wrócił do środka.
Telewizor nie działał. Miał w zwyczaju włączać wiadomości, podczas codziennych czynności. Jednak zamiast programu telewizyjnego, zobaczył jedynie śnieżący obraz. Żadna stacja nie nadawała. Poszukiwanie programów ręcznie, również nic nie dało. Stwierdził, że zgłosi to za moment w recepcji. Teraz usiadł na łóżku, wyciągnął telefon komórkowy i miał zamiar zadzwonić do domu, żeby się nie martwili. Jednak i tutaj czekało go rozczarowanie. Nie było zasięgu. Mimo to zadzwonił na próbę, lecz odpowiedział mu jedynie szum. Pokiwał głową.

Wówczas usłyszał trzaśnięcie drzwiami i szybkie odgłosy kroków. Carl nie myślał logicznie. Fakt, że nie spotkał tutaj żywej duszy, działał bardzo na jego wyobraźnię. Zresztą... można przywitać się z "sąsiadami". Lecz gdy tylko zbliżył się do drzwi na korytarz, ten ktoś przyspieszył. Whistlecore usłyszał jeszcze zbieganie po schodach. Chyba w dół. Wypadł na korytarz i rozglądnął się. Drzwi po lewej były lekko uchylone. Coś się stało? Jednak najpierw pobiegł w stronę schodów. Dobiegł do nich, po czym spojrzał w dół. Nic nie usłyszał. Chociaż... gdyby się przysłuchać. Kroki... gdzieś w recepcji. Ktoś wychodził z pokoju służbowego. Drzwi były zamknięte. Widział tylko cień przez matową szybę.

Wariujesz Carl. To tylko pracownik.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YGUi6spQ9M0[/MEDIA]

A mimo to wstrzymał oddech. Ktoś stanął przy drzwiach. Nie otworzyły się. Czeka? Na co? To musi być żart. Żadnych odgłosów.

Huk gdzieś zza jego pleców. Odwrócił się raptownie. Niech to diabli! Dlaczego ktoś z nim pogrywa? Jest jedna rzecz, której się bardzo boi. To właśnie taka pustka, brak ludzi. Wówczas świat wydaje się taki duży i niebezpieczny. Tak jakby otoczenie miało pożreć.

Pobiegł z powrotem do pokoju. Lecz przystanął przed nimi. Tuż obok drzwi były nieco szerzej rozchylone, niż gdy wychodził, a przynajmniej tak mu się wydawało. To pewnie tam rozległ się huk. A może wejść do środka? Tak z ciekawości...

Nie! Oglądał zbyt dużo horrorów, które kończyły się źle właśnie przez to.

Wbiegł do swojego pokoju. Zamknął za sobą całkowicie. Jak dziecko...

Wziął kilka głębszych oddechów. I wtedy znów to usłyszał. Coś skrzypnęło w jego sypialni. Przesłyszał się? Nie, teraz słychać wyraźniej. Jakieś szuranie? Coś... ktoś... jest w środku? Chciał wybiec, ale na zewnątrz było równie groźnie. Jednak ten ktoś chyba wychodził z sypialni. Drzwi były cały czas otwarte, więc nie będzie "niespodzianki".

Błagam! Niech to będzie tylko twór z mojej głowy!
 
Terrapodian jest offline  
Stary 10-02-2010, 16:30   #10
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Shawn

Teraz, póki wyszedł. Idź i pamiętaj co masz robić.

Shawn pamiętał aż za dobrze. Lepiej było słuchać tego głosu, głosu, który rozlegał się z kierunku, którego nie mógł określić. Najprawdopodobniej właśnie z wnętrza jego głowy. Był zimny i pozbawiony emocji, ciężko było się do niego przyzwyczaić. Bał się, więc nawet pomyśleć imienia tego, do którego ten głos należał. Bał się, że wtedy ten ktoś usłyszy. Podobno nawet jeżeli to nieprawda to mogło to zesłać pecha na nich wszystkich. Poza tym dopóki wszyscy się go słuchali wszystko było dobrze. Za dobrze pamiętał co się stało z ciocią Anną, siostrą mamy. Próbował odgonić to wspomnienie, ale takich rzeczy się nie zapomina nieważne jak silnie człowiek próbuje. Ich pan był wymagający, bywał brutalny, ale był także sprawiedliwy. Chronił ich przecież przed rzeczami o wiele gorszymi niż On. To był uczciwy układ. Tak przynajmniej mu się zdawało będąc pod wpływem narzuconej siłą ideologii. Niektórzy mówili, że On widzi i słyszy wszystko, być może także ich myśli, być może nawet wtedy, kiedy śnią. Nikt nie mógł powiedzieć na pewno. Shawn po prostu nie chciał sprawdzać ile prawdy jest w legendach przekazywanych sobie szeptem.
Chwilę wcześniej obserwował jak obcy melduje się w recepcji i wchodzi do pokoju z numerem na drzwiach, którego początkowo nie umiał odczytać. Był bystry i zwinny, ale odkąd pamiętał miał problemy z czytaniem, matka powiedziała kiedyś, że to taka choroba, mimo wielu szczerych prób nauki czytanie przychodziło mu, więc z wielkim wysiłkiem. Wślizgnął się do schowku na szczotki i czekał. Obcy dopiero co pojawił się w miasteczku, ale wcale nie dziwiło go, że On wiedział kiedy się pojawi. On przecież zawsze wiedział takie rzeczy. Shawn urodził się i wychował w tym mieście, ale mimo młodego wieku wiele widział i jeszcze więcej słyszał.
Mimo wszystko był tylko dzieckiem, w dodatku wychudzonym, choć jego mama powtarzała ciągle, że je jak wilk. Wątpił to szczerze bo przecież wiedział, że wilki jedzą o wiele więcej niż on. Pomimo mizernej budowy ciała stosunkowo rzadko chorował i jednak był w gruncie rzeczy dość twardy w tym nieprzyjaznym świecie. Na tyle twardym by uznano, że jest dobrym materiałem na zwiadowcę, których szeregów trzon stanowiły właśnie dzieci. Będąc małym i nierzucającym się w oczy mógł dostać się w miejsca gdzie inni nie mogli Łachmany, w które był ubrany dla większości ludzi z poza miasta mogły się wydawać symbolem biedy, ale on cieszył się nawet z nich. Było mu w nich ciepło a to najważniejszy poza tym miał porządne buty, co było przywilejem zaufanych zwiadowców. Chłopak wykonywał rozkazy takie jak ten, niezliczoną ilość razy i wątpił żeby miało się to szybko zmienić. Teraz jego pan oczekiwał od niego, że wejdzie do tego pokoju i zrobił to czego od niego wymagano. Drugi z chłopców – Mallory, odwrócił jego uwagę celowo hałasując w hotelu tak jak umawiali się wcześniej.
Zgodnie z ich przewidywaniami, obcy pobiegł za źródłem hałasu dając drugiemu chłopcu dostatecznie czasu by ten opuścił swoją kryjówkę i wślizgnął się niepostrzeżenie do pokoju obcego. Kiedy był już w środku odetchnął głęboko wiedząc, że musi się spieszyć. Jego uwagę przykuła torba rozłożona na łóżku, do której doskoczył w oka mgnieniu i otwierając suwak zaczął wyrzucać jej zawartość na wierzch. Gorączkowo szukał czegokolwiek, byle tylko było to coś, co zadowoli jego pana a Shawn będzie wiedział, kiedy to zobaczy. Kiedy spora część garderoby, kilka książek i środki higieny osobistej leżały już na łóżku, znalazł to czego szukał. Drewniana ramka ze zdjęciem w środku. Przedstawiało obcego i jakieś inne osoby. Wyglądali razem na takich szczęśliwych… Zupełnie jak on i jego mama. Szybko jednak odrzucił te myśli i schował zdjęcie do kieszeni swojego obdartego lekko za dużego płaszcza. Nagle spojrzał przestraszony na drzwi, ktoś był za nimi, usłyszał wyraźnie, że ktoś czeka i nasłuchuje. Bał się ruszyć choćby palcem, rozglądając się za możliwą drogą ucieczki albo w ostateczności kryjówką.
Mógł się schować w łazience albo pod łóżkiem, okno było zamknięte, więc nie zdążyłby się do niego dostać pomijając już nawet niebezpieczeństwo skoku z takiej wysokości. Zostawało, więc łóżko, tylko, że zapomniał o bałaganie, jaki narobił wcześniej. Jeden rzut oka na tą stertę rzeczy uświadomił mu,że na pewno nie zdąży go posprzątać.
Wtem podskoczył zaskoczony kiedy jego spojrzenie padło na okno. Zdusił sobie krzyk przerażenia, ale ten kto nasłuchiwał pod drzwiami z pewnością go słyszał. Kruk, za oknem był kruk. Wpatrywał się w niego zupełnie spokojnie swoimi beznamiętnymi szklanymi oczami. Shawn nie był głupi, wiedział, co to oznacza. W dodatku ktoś z zewnątrz nacisnął klamkę, najwyraźniej doszedłszy do wniosku że nie może już dłużej bezczynnie czekać. Do pokoju wszedł młody mężczyzna, dość dziwnie ubrany wg. Shawna. Chłopak był prawie pewien, że dostrzegł jak trzęsą mu się nogi. Przynajmniej dopóki ich spojrzenia nie spotkały się. Usta mężczyzny lekko rozchyliły się ze zdziwienia, jego wzrok powędrował na otworzoną torbę a potem z powrotem na niego.

-Złodziej? Ty mały…


Shawn przeraził się teraz nie na żarty, przez myśli przebiegały mu różne scenariusze tego spotkania, ale nie mógł znaleźć wyjścia. Wycofywał się powoli w kierunku łazienki a obcy niczym drapieżnik polujący na swoją ofiarę zapędzał go równie powoli do miejsca, z którego nie ma ucieczki Wyciągnął przed siebie dłoń w geście uspokojenia, ale Shawn nie zamierzał mu wierzyć. On byłby na niego bardzo zły, gdyby go złapano. Byłby też zły na mamę. Myśl o mamie dodała mu odwagi, skoczył w bok ale mężczyzna był szybszy,bez trudu złapał go za ręce próbując uspokoić.

-Przestań się szarpać, chcę tylko poroz…

Był niższy, lżejszy i dużo słabszy od mężczyzny, ale wiedział gdzie uderzyć żeby zabolało. Zanim jego przeciwnik zdążył zorientować się, co się dzieje, chłopak uderzył go ciężkim butem z całej siły w goleń u lewej nogi. Okrzyk bólu uświadomił mu, że się udało. Obcy rozluźnił chwyt na tyle by Shawn mógł się wyszarpnąć z jego uścisku.
Drzwi były już blisko, ale zanim udało mu się do niego dotrzeć mężczyzna złapał go za poły długiego płaszcza. Wyrywał się i miotał, ale nieznajomy był zdecydowany postawić na swoim i było tylko kwestią czasu zanim to osiągnie a wtedy Shawn miałby nie lada kłopoty. Nie miał wyjścia. Bez problemy wysunął szczupłe ręce z rękawów płaszcza pozostawiając go w rękach leżącego na podłodze mężczyzny. Zrobił to szybko, instynktownie nie miał jednak czasu żeby się cieszyć. Odzyskał wolność, ale stracił to, po co przyszedł i będzie musiał ponieść za to karę. Na sekundę jeszcze ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, potem chłopak zrobił to co umiał najlepiej, uciekał.
Wybiegł z pokoju słysząc za sobą gniewny głos mężczyzny. Zbiegł po schodach i nie szukając nawet Mallorego wybiegł z Hotelu Lakeview. Minął stare powykręcane przez wiatr drzewo wkrótce będąc poza zasięgiem szklanych oczu obserwujących go z góry. Biegł żwirową drogą, biegł przez błoto, pozornie na oślep w otaczającą go mgłę. Biegł nie oglądając się za siebie. Biegł jeszcze długo, tak długo, że wydawało mu się że pomylił drogę. Kiedy zobaczył most i pierwsze budynki wiedział, że mimo wszystko był to właściwy kierunek.
Biegł jak szalony ulicami starego miasta, wzbudzając uwagę wśród tych którzy obserwowali, tu i tam uchyliła się lekko firanka. W różnych oczach które go obserwowały czaił się strach, ostrożność, ciekawość a właściciel jeszcze innych pomyślał, że taki młody chłopak musi smakować doprawdy wyśmienicie. Biegł za szybko dla nich wszystkich. Kiedy Shawn wreszcie dotarł do celu zapukał w wielkie zakratowane drzwi po czym osunął się na ziemię ze zmęczenia.
Zdołał jeszcze usłyszeć dźwięk otwieranych drzwi i zamka od kraty, czyjś głos i ręce niosące go do środka. Czuł się taki lekki, taki spokojny. Zamknął oczy i powoli tracił świadomość. Wędrując myślami do krainy sennych marzeń, zastanawiał się jeszcze przelotnie czy to prawda, że On widzi także to co im się śni.



---

Carl Whistlecore

W zupełnie innym miejscu, w pokoju numer 19 znajdującym się na pierwszym piętrze hotelu Lakeview, Carl prostował na łóżku nogę, która wydawała się wracać już do normalnego stanu. Chłopak przyłożył mu dość mocno, kiedy ból już minął zaczął zastanawiać się, co teraz powinien zrobić. W głowie kłębiła mu się burza myśli. Jego wzrok padł na leżący trochę dalej płaszcz. Zdziwił się, że wcześniej nie zwrócił na niego uwagi. Podszedł w to miejsce lekko kulejąc i podniósł go z podłogi.
Za oknem kruk skrzywił lekko głowę tak by lepiej widzieć co dzieje się w pokoju. Beznamiętne, szklane oczy śledziły z uwagą każdy ruch mężczyzny.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 10-02-2010 o 18:21.
traveller jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172