Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2008, 23:29   #11
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Gdy Marysia opuściła ich, Madonna chwyciła za rękę Próchnicę i przyciągnęła go bliżej.
- A teraz z czystej klanowej przyzwoitości powiedz mi, w jakie gówno wdepnęłam??

Próchnica wyrwał się z uścisku Marleny, jak gdyby strząsał z niej uporczywego gza. Jako że powierzchownie nie sprawiał wrażenia osoby wyróżniającej się tężyzną fizyczną, oczywistym stało się, że jego wątłe, zasuszone, choć dziarsko poruszające się zwłoki wykazywały się nadzwyczajną potencją...
-Powiedziałem już wszystko, co do powiedzenia dla ciebie miałem, moja droga - syknął, po czym najzwyczajniej w świecie zniknął.
Znikając, Próchnica bezceremonialnie wyciągnął z kieszeni płaszcza paczkę chipsów. - To nie bajka Jasiu i Małgosi do cholery, nie będę cię za rączkę prowadził...
Odgłos chrupnięcia i towarzyszącego mu mlaskania był ostatnim, co od niego usłyszała. W głowie Madonny odezwał się głos. Nie należał do Próchnicy, choć na pewno do mężczyzny. Był bezosobowy, jakby wypowiadany przez bezwolny automat. Po plecach przeszedł ją dreszcz, kiedy zaraz po nim usłyszała odbijające się wewnątrz czaszki echo. Zabrzmiało ono, nim tajemniczy głos skończył pierwsze zdanie. Całość nakładała się na siebie i brzmiała jakby generowana przez jakiś syntezator, jakich używali muzycy w latach 80-tych. - Nie wszystko można powiedzieć. Nie kiedy za tobą ktoś siedzi i udaje, że jest czymś zajęty... prawda? Poszedł na dół, jeśli jesteś tak głupia, że się nie domyśliłaś. Pobawcie się, ale pamiętaj że bajki braci Grimm są dzisiaj troszkę ugrzecznione... - głos rozmył się, przeradzając jakby w kaszel lub chichot. Po kilku sekundach pozostał po nim tylko uporczywy, niecichnący jeszcze długo gwizd na granicy słyszalności.


Marlena zaczęła się dyskretnie rozglądać po pomieszczeniu. Nie lubiła takich numerów. Owszem, wiedziała że danie podsunięte pod sam nos nie smakuje tak samo dobrze, jak upolowana własnoręcznie zdobycz. Co to za gierki z nią prowadzono? Ale stojąc tu i przyglądając się, jak pozostali prawie skaczą sobie do oczu niczego się nie dowie.

Kątem oka dostrzegła, jak Alicja się oddala. Powoli i jakby od niechcenia Marlena ruszyła za śladami z chipsów. Przepychanki o władzę jej nigdy nie interesowały. No dobra, nie była to do końca prawda, ale to było, gdy jeszcze żyła, oddychała.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 06-12-2008 o 21:17.
Efcia jest offline  
Stary 06-12-2008, 15:17   #12
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Pewnie w waszych sforach kapłan zwał się mułłą, ale cóż, nie będę cię winić za ograniczenie i niezdolność do odrzucenia swojego człowieczeństwa... jakiekolwiek by ono nie było... aniołku.
Hamid poczuł napływającą falę gorąca. Szyja wygięła się, jednocześnie ciało pochyliło do przodu. Źrenice rozszerzyły się zajmując całość oka. Pod skórą na twarzy zaczęły pojawiać się dziwne symbole, wyglądające jak okręgi połączone prostymi odcinkami. Jeden z nich, ten prawej stronie szyi, był jak oparzenie lub otwarta rana. Hasbi Allah, nie teraz, Ali dopomóż
... w każdym razie pojmij, że u nas kapłan to nie przywódca Sfory...
Hamid pochylił głowę w cichej modlitwie. Wiedział, że musi się uspokoić. Gniew Pana nie robił rozróżnienia na swoich i wrogów. Niewierni muszą dostać szansę, by poznać Boga. Jeszcze nie pora... Arab odetchnął z ulgą. Znaki zniknęły z jego skóry, oczy wróciły do naturalnej postaci.
-Jeśli żadne z was nie zna rytuałów, to sama odprawię wam Vaulderie. Widzimy się za pięć minut w "lochu".
Odchylił głowę do tyłu i uśmiechnął się szeroko. Patrząc za odchodzącą Nosferatu stwierdził:
-Wy Europejczycy jesteście dziwni. Bóg dał nam zasady postępowania, a wy sądzicie, że wymyślicie coś lepszego. Nic dziwnego, że cywilizacja wam się wali. Władza powinna być jedna, ale nic to... jeszcze zrozumiecie. - ostatnie słowa wypowiedział już oddalając się w kierunku leżącego w kącie plecaka.
Po chwili grzebania w jego czeluściach wyjął niewielki dywanik, grubą książkę, noszącą znaki częstego używania i zaczął zdejmować buty. Po chwili mocowania się ze sznurówkami zerwał się i ponownie zaczął przeszukiwać nerwowo zawartość.
- Ibn himar! Gdzie moja broń?! Który ya ibn el laboua zabrał moje szable? Gdzie mój kindżał?
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 06-12-2008 o 15:41.
Fanael jest offline  
Stary 10-12-2008, 19:39   #13
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Aleksander spławiony już milczał, jak dziecko gdy jest karcone przez ojca. Wiedział czym jest zniekształcenie lecz w przekleństwach widział potęgę i błogosławieństwo, w sumie jak większość Tzimisce. Wrócił do swej normalnej postaci i poprawił okulary i z lekkim zniesmaczeniem na twarzy posłusznie i grzecznie ruszył za wszystkimi. Zobaczył co stało się z arabem, widział jak Panie oddaliły się, lecz samemu nie zamierzał ingerować w to co się dzieje. Nie wtrąca się, był typowym intelektualistą, nie miał ni krzepy w mięśniach ni wytrzymałości. Powoli, nie spiesząc zszedł do lochów. Powoli zaczął przypominać mu się jego klinika, pomoc bezdomnym i praca… W jego umyśle szalały wspomnienia i ręce go świerzbiły jak nigdy. Wilgotne mury i przepełnione zapachem rozkładu, mięsa i krwi pomieszczenia i korytarze napawały go tą szaleńczą perspektywą powrotu do badań. W pewnym momencie prawie krzyknął, lecz z jego gardła wyrwała się jedynie nuta, samodzielny odgłos, nienaturalnie chropowaty i iście metaliczny głos w porównaniu do jego postury i zachowania, jednak był to jedynie samodzielny dźwięk, który przy akompaniamencie krzyków i jęków błagań tworzy piękny utwór. Miał wielką ochotę dokonać kilku rzeczy, lecz racjonalizm i zwykłe poczucie etyki i nauk zachowania powstrzymały w nim bestie. Zszedł grzecznie do lochów, jako pierwszy zaraz po Marysi. Czekał w milczeniu…
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 12-12-2008 o 12:03. Powód: Błędy
Vampire jest offline  
Stary 31-01-2009, 00:35   #14
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Hamid

Ciemnoskóry wampir zaczął się miotać, szukając zaginionych przedmiotów. Z początku jego ruchy zdały się być tylko lekko nieskoordynowane, by już po kilku sekundach bez cienia wątpliwości można było w nich dojrzeć rosnący wpływ rwącej się na wolność Bestii. Plecak i jego zawartość wylądowały pod przeciwległą ścianą, ciśnięte tam odruchowo kiedy Hamid bez większego sensu demolował resztki pomieszczenia w poszukiwaniu broni. Kolejne szarpnięcie, wysłało zwinięty modlitewny dywanik w kierunku schodów prowadzących do podziemi pałacyku. Mimowolnie wrząca w żyłach araba krew rozpoczęła proces transformacji jego ciała. Zamiast palców jego dłonie wieńczyły szpony, które z pewnością były w walce warte więcej niż tak upragniona w tej chwili przez ich posiadacza broń. Tymczasem, przez nikogo nie zatrzymany tobołek zaczął się staczać miarowo stukając o kolejne stopnie i zniknął w atramentowej ciemności. Kilka sekund później zdesperowany, płynąc na fali gniewu Tzimisce, ruszył w ślad za nim...

Marlena

-Muszka owocówka zostawiłaby na śniegu wyraźnieje tropy...-pomyślała Nosferatka podążająca za ledwo dostrzegalnymi na zakurzonej, pełnej wszelkiej maści syfu podłodze. Po chwili, z racji ciemności zdecydowała się zmusić swoje zmysły do bardziej wytężonej pracy, pchając swoją oleistą, ciemną krew do stosownych organów. Co prawda bardziej spodziewała się odnaleźć Próchnicę po zapachu niż okruchach, wytężyła wszystkie zmysły.
Jej gałki oczne nieznacznie zaczęły łzawić wydzielając czarną jak smoła ropę, kiedy wytężyła wzrok. Czuła jak w jej uszach zaczyna szumieć fermentująca nagle ropa. Nawet używanie tak prostej zdolności musi u nas być tak nieprzyjemne? Czemu cholernym Torreadorom nie puszcza farba za każdym razem jak chcą zaciągnąć się jakimś zapachem? - przeszło jej przez myśl. Po chwili drażniące uczucie zniknęło, w zamian za to do uszu Marleny dotarły dziwne dźwięki dochodzące z sali którą opuściła nie dalej jak minutę może dwie temu. Zresztą, nie tylko te dochodzące z góry były niepokojące...

Z labiryntu korytarzy wijących się pod zrujnowaną rezydencją dało się słyszeć stukot ciężkich butów i zdyszane głosy, co i rusz przerywane głośniejszymi okrzykami przerażenia które uderzały w nadwrażliwe uszy Marleny niemalże ją ogłuszając. Zwielokrotnione echo odbijało się już nie od ceglanych murów ale od wnętrza jej głowy. Kiedy doszła do siebie kilka chwil później, zdawało się jej że ktoś koło niej przebiegł. Ciszę rozdarł mrożący w żyłach wrzask kobiety.

-Łukasz! Przestańcie sobie robić jaja... Łukasz to ty?!!!!!!
-piskliwy głos kobiety przerodził się w wrzask przerażenia, urwany dopiero wtedy kiedy jego źródło straciło przytomność.

Alicja

Młoda Lasombra, odziana teraz w może mniej wygodny, ale zdecydowanie bardziej efektowny kombinezon, odważnie wkroczyła w mrok. Nie bała się ciemności, nawet pomimo faktu że nie widziała w nim praktycznie nic przed sobą. Ciężko jednak znaleźć przedstawiciela bądź przedstawicielkę jej klanu która nie zdobyła by szybko wprawy w poruszaniu się po omacku. Poruszaniu dodajmy wprawnym, gdyż nie przystoi "głowie Sabatu" pełzać wzdłuż ścian niczym robak. Po kilku chwilach jej wampirze oczy przywykły do braku oświatlenia i Alicja bez problemu mogła dostrzec kilka stopni przed sobą, a nawet fakturę cegieł na ścianie do której dotarła na końcu stromego tunelu. Nagle za sobą usłyszała cichy, miarowy, szybki stukot. Miękkie, ledwo słyszalne plaśnięcia przywodziły na myśl odgłosy butów, stąd szybka reakcja Lasombry. W ułamku sekundy znalazła się przy ścianie, a w miejscu gdzie jeszcze mgnienie oka temu była jej głowa, tkwił blokowany drugą ręką łokieć. Napastnik, będący jak się okazało małym, zwiniętym w rulon materacem lub może kocem, potoczył się swobodnie dalej, nie wzruszony dalej kontynuując swoją mozolną wędrówkę. Zaskoczona Alicja cofnęła rękę i obróciła się, wytężając wzrok czy z góry nie nadciągnie jakiś inny, bardziej niebezpieczny przedmiot albo -w zasadzie oczekiwany- napastnik. Poczuła się nieco zawiedziona. Jej ciche marzenie miało się jednak choć częściowo ziścić już za moment. Zanim zdążyła otrzepać się z tynku który odpadł od ściany kiedy się o nią oparła, z góry niczym anioł śmierci zeskoczył rozpędzony Hamid. Nie wyglądał jednak na szczególnie zainteresowanego jej osobą, sycząc coś tylko w sobie tylko znanym języku...

- Ibn himar! Gdzie moja broń?! Który ya ibn el laboua zabrał moje szable? KTO?!

Kiedy Tzimisce zatrzymał się na dole, rozległ się przeraźliwy, kobiecy wrzask. Zwabiony nim Hamid bez słowa rzucił się w kierunku który, jak mniemał najszybciej zaprowadzi go do konającej, porażonej gniewem Allaha niegodziwej złodziejce...

-W zasadzie mieliśmy SIĘ nie pozabijać. O innych nie było mowy... - westchnęła do siebie Alicja.

Aleksander

Tym czasem drugi Tzimisce już od dobrych paru minut błąkał się w ciemności zagubiony niczym dziecko. Większość tuneli którymi kroczył było do siebie łudząco podobna. Kiedy któryś rozpoznawał, nie cieszyło go to zbytnio, gdyż oznaczało to ni mniej ni więcej że kręci się w kółko. Było to na tyle irytujące że zapomniał w tym wszystkim wrócić do swojej ludzkiej postaci. Nie zdążył sobie o tym fakcie przypomnieć, gdyż jego chaotyczną wędrówkę przerwało nagłe pojawienie się długowłosej młodej blondynki. Przerażona już i tak dziewczyna prawie wpadła na Aleksandra. Wrzask mało nie rozerwał mu bębenków. Kobieta stanęła jak wryta i zaczęła z siebie wydawać dźwięki których pozazdrościła by jej nie jedna Banshee. Aleksander próbował ją złapać kiedy zaczęła machać rękami i przewróciła się na ziemie miotana atakami spazmów. Tzimisce nie mógł już wytrzymać tych upiornych wrzasków. Zasłonił swoje uszy dłońmi i na wyczucie, niemalże odruchowo użył swoich mocy. W jego głowie cisza rozległa się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki...

Marlena i Alicja

Próchnica był wyraźnie niezadowolony z rozwoju sytuacji. Chciał porozmawiać z swoją krewniaczką, jednak jego kompani zbyt szybko rozpoczęli swoją hulankę. Poznaczony bliznami Malkavianin, latał już po podziemiach wymachując w ręku tandetną repliką miecza. W zamyśle miał to chyba być jednoręczny miecz, taki jakiego używali na przykład wikingowie. Problem polegał że tej replice wciąż było bliżej do resora samochodu ciężarowego, z której swoją drogą był wykonany. Na głowie miał założony hełm garnkowy o wadze i gabarytach które pozwalały sądzić że trafienie nim kogoś byłoby równie niebezpieczne co cios zadany trzymanym przez niego orężem.
Co i rusz wyskakiwał z któregoś tunelu, goniąc jednego z wrzeszczących rozpaczliwie kinder-metali. Nieszczęsny chłopak był całkiem dobrze widoczny w ciemności gdyż został oblany jasną zieloną farbą. Z daleka, z innej części budowli dało się słyszeć odgłosy podobnych uciech.

W tym burdelu jego plan spokojnego spotkania się sam na sam z Marleną wziął w łeb. Zniesmaczony, dokończył konsumpcję chipsów i wrócił w pobliże schodów prowadzących na górę. Gdzieś w bocznym korytarzu na ułamek sekundy zdawało mu się że widzi i słyszy złorzeczącego Hamida...

Najpierw trafiła na niego Alicja. Chwile potem nieco zdezorientowana Marlena. Stali przez chwile na przeciwko regału na którym od jakiegoś pół wieku zalegały dzieła wybrane Lenina oraz, jak zauważyła szybko Marlena
podgnita nieco pojedyncza sztuka Wojny Światów...

-To abstrakcja i to abstrakcja. To pewnie któryś z naszych Malakvian to tu wcisnął, to w ich stylu. Oczywiście kiedy nie odstawiają takiej maniany jak teraz gnębiąc te biedne samobieżne grzane jabole w koszulkach Dymiącego Burdela. Dzieciaki sobie przyszły pograć w DnD, pomordować pare goblinów a ci jak zwykle. Tylko ciekawe kto będzie po tym sprzątał i jak nasza Matuszka poszła w glebę... no nieważne. -Próchnica odłożył ostrożnie rozpadającą się książkę z powrotem na półkę.

-To co, zaprowadzić was na tą Vaulderie pewnie?

Aleksander

-...-powiedział wampir którego wcześniej tutejsi nazywali Wieszakiem. mężczyzna bez problemu podniósł z ziemi nieprzytomną blondynkę. Był to nie lada wyczyn jak na osobę jego postury. Aleksander starał się na powrót przywrócić swój słuch ale było to zadanie o niebo trudniejsze niż bylejakie pozbawienie się go za pomocą jego mocy kształtowania ciała.

-...-powtórzył wyraźnie zirytowany brakiem zrozumienia malującym się na twarzy Tzimisce. Wskazał jeszcze na jeden z korytarzy, po czym wraz z przerzuconą przez ramie kobietą, zniknął.

Hamid

-Stój świniojadzie! Oddawaj mój kindżał podły złodzieju! -Hamid wreszcie odnalazł niegodziwca. Osobą która odważyła się dokonać tak podłego czynu jak kradzież jego oręża stała teraz przed nim i - o Alalhu! - bezczelnie mierzyła w niego sztychem szabli trzymanej w drżącej, niepewnej ręce.

-Kuuurwa oddd-deejdź ode mnie! Zostaw mnie! -bełkotał młody długowłosy chłopak.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 31-01-2009 o 00:50.
Ratkin jest offline  
Stary 08-02-2009, 22:13   #15
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Był gniewem Allaha w czystej postaci. Czystą energią, której celem było niszczenie. Do momentu, w którym wyekspediował w przestrzeń modlitewny dywanik. Sam dywanik oczywiście nie był w żaden sposób cenny. Co innego księga w niego zawinięta - księga zawierająca słowa proroka, święty koran. No to mi się dostanie od Gibrila przy najbliższej okazji przemknęło Hamidowi przez myśl.
Gibril tymczasem postanowił inaczej. Wychodził na wierzch, tatuaż po tatuażu, szpon po szponie dusza w ciele Hamida przestawała być nim. Monstrum z płonącymi oczami ruszyło w dół.

Korytarz, zakręt, pazury wbite w ścianę by skompensować siłę odśrodkową. Odruchy na szczęście nie znikały wraz ze świadomością. Za kilka godzin Hamid będzie pamiętał tylko fragmenty z tego co jego ciało teraz robiło. Kolejny skok ze schodów Po lewej minęło drobną postać Lasombry, na szczęście nie uznało jej za zagrożenie. Wpadł w ciemności piwnicy, odruchy znowu dały o sobie znać, ręce szeroko rozłożone, kontrolny obrót by nie być tyłem do przeciwnika i... na dole stał już Hamid. Lekko oszołomiony, jeszcze nie w pełni w ludzkiej postaci, a przede wszystkim szczerze zdziwiony. Po pierwsze kobiecym krzykiem, a po drugie nagłym odnalezieniem własnej broni. Całego kompletu. Martwił go jedynie jakiś ludzki młokos przyczepiony do nich. Cóż, przynajmniej wiedział za który koniec trzymać. Źle dla niego.
- Oszczędź nam obu problemów, odłóż moje szable, a kindżałem poderżnij gardło, bo jak ja się za ciebie wezmę, będziesz umierał trzy dni. - Hamid wrócił już zupełnie do ludzkiej postaci, kołysał się teraz jak wąż hipnotyzując gnojka.
- Jak mnie i tak zabijesz, to po chuja się mam sam dźgać.- błysk w oku chłopaka wybitnie pokazał moment, w którym grupka neuronów postanowiła popracować razem, czego efektem był poroniony pomysł.
Śmiech araba rozniósł się po całym budynku. Trzymający skrzyżowane szable młodzik, szeptający jakieś modlitwy z sekundy na sekundę tracił rezon.
- Krzyże na nas nie działają ulepiona z gówna i pyłu istoto. - szybki zwód, kopnięcie i po chwili broń leżała już luzem w korytarzu, bez głupiego worka mięcha bezładnie wymachującego rękami -A poza tym jestem muzułmaninem i w dupie mam wasze przesądy.
Podczas pożywiania się,Hamidowi krążyła po głowie jedna myśl. Czy skoro Koran zabrania jedzenia wieprzowiny, to czy ten głupi nastolatek nie powinien też podchodzić pod zwierzę nieczyste. A już na pewno śmierdzące stwierdził oglądając brązową breję na swoim bucie.
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.
Fanael jest offline  
Stary 18-02-2009, 22:16   #16
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Marlena uśmiechnęła się słodko do Próchnicy i Alicji.
- To prowadź.
W głębi duszy klęła na czym świat stoi. Właściwie mogła mieć pretensje tylko do siebie. Przecież mogła wcześniej dowiedzieć się czegoś. A teraz było za późno, mogła tylko pluć sobie w brodę i rzucać w myślach wszystkimi znanymi sobie przekleństwami. Jednakże i to na niewiele się teraz zda. Czas pokaże co ją czeka.
-Całkiem ładnie urządziliście się tutaj. Ten opuszczony pałacyk jest taki uroczy. - Rozmowa o przysłowiowej pogodzie była idealna na tę chwilę. - Widzę Próchnica, ze twoi ziomkowie mają niezłą zabawę z tymi dzieciakami. Często tak macie?? To chyba bardzo przydatne później w starciach z Camarillą. - Dodała już ironicznie, przyglądając się tandetnej podróbce rycerza jaką był Malkavian. Cała ta sytuacja wydawała jej się dość komiczna. Biegające i krzyczące dzieciaki odurzone tanimi winami. Ganiający za nimi szaleniec. Istna idylla. - No mówię ci, Próchnica, ta scena batalistyczna nadawłaby się na piękny obraz. - Zakreśliła ręką łuk. - Jak wrócę tu. Znaczy jeśli wrócę. - Zreflektował się po chwili. - Jeśli tu wrócę, to namaluje na cześć twojego kolegi obraz równy patosowi Bitwie pod Grunwaldem Matejki czy Kossaka. Tak. Idealnie się nadaje do tego. Ten miecz i hełm. No rycerz pełną gębą. Obraz będzie się idealnie komponował z wystrojem wnętrza i tomami dzieł Lenia. - Tu umilkła na chwilę przyglądając się ścianie obok regału z książkami. - A tak na poważnie. Rozumiem, że po rytuale zorganizujecie nam... - Jak to dziwnie brzmi. Pomyślała. Nam. No cóż wkrótce to będziemy my. - Zorganizujecie nam transport do Arcybiskupa?? W końcu jesteśmy hordą ochotników.
Dziwna to będzie grupa. I czeka nas zapewne walka o władzę. Madonna przypomniała sobie pokaz zdolności dwóch mężczyzn. Jak to jest, że nawet po przeistoczeniu faceci często nie myślą racjonalnie?? Patrzcie jaki jestem wspaniały. To ja jestem samcem alfa. A nie bo ja. I tak do usranej śmierci, a nawet po niej.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 22-02-2009, 21:40   #17
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu


Wampirzyca po chwili przywykła do ciemności panujących w piwnicy. Mrok dawał jej dziwne poczucie bezpieczeństwa, niczym niegdyś opiekuńcze ramiona matki. Szła powoli, nie śpieszyło jej się szczególnie. Na samą myśl, że ma za chwile zostać związana Valderią z tymi dwoma pożałowania godnymi Tzimiscami, ból w skroniach nasilał się. Będzie musiała przed wyjazdem do Krakowa dorwać jakiś bukłak, nafaszerować go Etopiryną i wypić, w takich sytuacjach to zawsze pomagało. Co prawda krew nabierała wtedy nieprzyjemnego gorzkawego posmaku, ale czy ktoś kiedyś słyszał o smacznym lekarstwie. Wrażliwy słuch wychwycił zbliżające się niebezpieczeństwo. Przywarła tyłem do ściany i zacisnęła drobne piąstki. Zza węgła wprost na nią wypadł owładnięty bestia Arab.

A więc jednak dojdzie do konfrontacji szybciej niż myślałam - pomyślała z przekąsem.

Kobieta skupiła się, otaczający ją mrok zgęstniał. Rozgorączkowany Tzimisce jednak jakby jej nie zauważył, bredząc coś w dziwacznym, szorstkim języku pobiegł dalej. Po chwili z korytarza w którym zniknął Hamid dobiegł przerażony kobiecy krzyk. Załamując ręce nad swym przyszłym, parszywym losem i półdebilnymi towarzyszami z jakim zaraz zostanie związana, Lasombra ruszyła przed siebie. Uszła zaledwie kilka metrów, kiedy natknęła się na jednego z gospodarzy, tego z poważnymi problemami stomatologicznymi. Co prawda od dobrych piętnastu lat Alicja nie oddychała, ale na widok brązowych, pokrytych papkowatym nalotem kikutów, które w uśmiechu wyszczerzył do niej Próchnica, dziewczyna cofnęła się odruchowo, aby wyjść z zasięgu jego nieświeżego oddechu. Po chwili dołączyła do nich Marlena. Alicja stała z boku przysłuchując się rozmowie dwóch Nosferatów. Cóż kobieta wyglądała na inteligentniejszą i bardziej pozbieraną niż pozostali dwaj członkowie ich przyszłej Sfory. Natężenie dziwacznych, slangowych określeń w tyradzie Próchnicy, wprowadziło ją w jeszcze większą konsternację. Mająca do tej pory styczność jedynie z matką i członkami jej sfory Alicja poczuła się jak elegancka, angielska turystka, która w poszukiwaniu toalety zawędrowała do obskurnego wódopoju, a raczej tequilopoju w jednym mniej cywilizowanych krajów Ameryki Łacińskiej. Brakowało tu tylko grubego, spoconego, wąsatego draba, który przepitym głosem powie:

- Ola seniorita, wyskoczymy na mały numerek?

Snując takie apokaliptyczne wizje Alicja podążała krok w krok za parą Sabatników. Z oddali dochodziły potępieńcze wrzaski i dzikie krzyki. Migrena znowu dała o sobie znać, przeszywającym, rozrywającym skronie bólem.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 23-02-2009 o 18:49.
MigdaelETher jest offline  
Stary 03-03-2009, 23:36   #18
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Marlena i Alicja

-Nie wiem kurwa co się dzieje w Krakowie! -Biskup dosłownie ryczała na całe gardło wprost do starej, sprawiającej wrażenie kuloodpornej Nokii. -Wiesz że do zaciemnienia miała być cisza to co się dopytujesz jak Palikot kretynie?! -uspokoiła się dopiero kiedy zobaczyła że Próchnica sprowadził już do sali niemal wszystkich nowo przybyłych do miasteczka kainitów. -Słuchaj, w tych warunkach się nie da pracować. Ta banda oszołomów znowu zaczęła się bawić a ja mam na głowie te szczeniaki. Idę z nimi do ciebie, może nie będzie tam ciszej ale przynajmniej krwi więcej. Co z tymi szmatanistami co przychodzą do nas? No, powiem ci Biały że już więcej nie przyjdą po tym co tu się dzieje. Jeśli w ogóle wyjdą stąd to na tyle pospiesznie że i tak trzeba będzie ich uciszyć. Dobra, nie mam czasu, idziemy do was, przygotuj mi co potrzeba na za kwadrans co?

Biskup przez chwilę patrzyła na stojącą w drzwiach trójkę wampirów. Próchnica niedbale strzepnął z odzienia okruchy chipsów, za to dwie kobiety przyglądały się wystrojowi sali.
Było to największe pomieszczenie w całych katakumbach, bo takim mianem można było spokojnie określić podziemia ciągnące się pod tym pałacykiem. Jedynymi przedmiotami jakie tam można było znaleźć, okazały się plansza wraz z projektorem, zwisające z sufitu ciężkie metalowe kajdany oraz zawieszone gdzieniegdzie na haczykach rozmaite ostre narzędzie służące z pewnością do czynienia krzywdy bliźniemu swemu. Pokrywały ją też rozmaite malunki, które od biedy można by było określić szumnym mianem graffiti. Gdzieniegdzie pokraczne bohomazy wykonane wszelkimi znanymi światu metodami malunki dekorowały ślady zakrzepłej krwi. W paru miejscach jak szybko zauważyła Marlena były z pewnością nieprzypadkowe i nosiły znamiona czegoś co z trudem ale jednak można było zaklasyfikować jako rodzaj groteskowej sztuki. Miejsce to przypadło do gusty nosferatce, szczególnie gra cieni jakie tańczyły potępieńczo na z trudem dostrzegalnych w półmroku ścianach.

-Gdzie reszta tego towarzystwa? Jasna cholera, nie mamy całej nocy, zabieram ich do Białego na koncert, tam zrobimy imprezę bo tutaj zanim się Wieszak skończy bawić to minie północ. Leć po resztę bo mnie zaraz coś trafi… -dziewczyna bez namysłu kopnęła jedną z szmat zalegających na podłodze. Prawdopodobnie były to niegdyś ubrania przywleczonych tu na ofiarę Vaulderii nieszczęśników…

-Śmigam…-Próchnica krótko odpowiedział pani Biskup i na powrót zniknął w labiryncie tuneli.


Aleksander

Grunt to zachować spokój. Nie groziło mu spotkanie z światłem słonecznym, o zaprószeniu ognia w tym cuchnącym wilgocią miejscu też nie było mowy, tak więc dwa największe zagrożenia dla jego egzystencji odpadały obecnie z listy problemów. Gorzej, bo numer jeden na liście nie dawał się usunąć mimo najszczerszych intencji ze strony Tzimisce. Przypadkowo, próbując złagodzić ból zadany przez nieludzki wrzask napotkanej dziewczyny wyłączył kompletnie działanie swojego aparatu słuchu. Jakimś cudem błędnik działał nadal, ale była to marna pociecha, gdyż nawet z nim wełni sprawnym za cholerę nie mógł wyjść z labiryntu w którym obecnie się znajdował. Sprawa nie wyglądała dobrze. Na szczęście po zapewne dłuższym czasie przybrała wygląd uśmiechniętego szeroko Próchnicy który przywitał napotkanego przypadkiem Aleksandra z radosnym:

-…!

-Nie słyszę cię… -próbował wytłumaczyć się Tzimisce. –Coś mi się zrobiło z uszami i nie rozumiem co mówisz…

-…?!-tego co wypowiedział Próchnica trudno było nie zgadnąć, nawet dla kogoś kto nie miał do tej pory potrzeby czytać komuś z ruchu… no z braku lepszego słowa powiedzmy że warg.
Nosferatu miał widać niezły ubaw z sytuacji, co i rusz bezczelnie na zmianę albo coś do Aleksandra perorował albo przyglądał się minie swojego „rozmówcy”…


Marlena




Malunki zdobiące salę przyciągały wyczulony na takie cudownie wręcz nadające się do skrytykowania „arcydzieła” wzrok Nosferatki. Na pierwszy rzut oka, laik stwierdziłby że malunki zostały stworzone ręką dziecka. Szybko doszedłby też do wniosku że dziecko to miało wybitnie skrzywioną psychikę. Oko osoby wykształconej od razu klasyfikowało te makabryczne bohomazy gdzieś na granicy między zwykłym prymitywizmem a przechodzącym wręcz w turpizm, naturalizm. Po kilku chwilach czekania na powrót Próchnicy, była już w stanie ocenić przypuszczalna kolejność powstawania malunków, sądząc po rosnącym wyraźnie między pracami doświadczeniem autora. Nagle coś tknęło Marlenę.
Przy jednym z wyjść prowadzącym w gąszcz wijących się bez ładu tuneli, prace wyraźnie były kontynuowane przez kogoś, kto z pewnością nie był twórcą reszty obrazów. Biskup była wyraźnie zajęta pisaniem jakiejś wiadomości na swojej archaicznej acz z pewnością wytrzymałej komórce i co rusz przeklinała pod nosem, nie zwracając chwilowo uwagi na swoich gości. Zdając sobie sprawę z podejrzanej wrogości jaką budziła u teoretycznej, tymczasowej przełożonej, postanowiła wykorzystać ten moment by w spokoju przyjrzeć się obrazom pokrywającym otynkowanie w głębi tego korytarza…


Alicja

Młoda Lasombra dla odmiany nie czuła się zbyt dobrze w tym miejscu. Tańczące na wszystkich powierzchniach cienie, zbudzone do życia przez pracujący cicho, nie wyświetlający w tym momencie jednak nic, projektor. Było w nich coś nieodpowiedniego. Coś, co budziło nawet w Lasombrze strach przed ciemnością z której jakby rozpaczliwie starały się wyrwać. Alicja nagle przypomniała sobie nauki swojej Matki dotyczące pryncypiów dyscypliny krwi znanej zwyczajowo tylko ich klanowi. Nagle pożałowała że do tej pory interesowały ją tylko praktyczne treningi i wykorzystanie tych mocy, nie zaś okultystyczna wiedza która jak do tej pory sądziła jest w zasadzie marginalnie potrzebna do władania tymi darami. Starając się nie ulegać dziwnym emocją które wzbudzały w niej obecne tutaj cienie, postanowiła sama przed sobą udowodnić że to tyko wymysły kołatającej się w niej od czasu do czasu śmiertelniczki...

Podeszła do jednego z bohomazów na ścianie i chwyciła wijącą się po nim mackę niby koniuszkiem palca przybijając ją do stanowiącej tło dla tej gry świateł powierzchni. Ku jej zdziwieniu kosmyk szarpnął, wyrywając się z pod jej ręki. Zdziwiona tym niepomiernie dziewczyna aż odskoczyła krok do tyłu, zahaczając przy tym obcasem w kieszeń jakiejś poplamionej, gnijącej już wręcz bluzy „bundeswery”. Coś plastikowego zgrzytnęło pod naporem buta i w pomieszczeniu rozległo się polifoniczny dźwięk dzwonka telefonu komórkowego. Alicja bez problemu rozpoznała kawałek, mimo iż nie cierpiała wykonywającego ją zespołu…

Fear of the dark, fear of the dark
I have constant fear that something's always near
Fear of the dark, fear of the dark
I have a phobia that someone's always there


Marlena

Nieumarła artystka krok po korku odkrywała kolejne prace pokrywającą ledwie trzymający się ceglanej ściany tynk. Co i rusz z bełkotu słów w niezrozumiałych dla niej jezykach wyłaniała się jakaś wcale nie najgorsza praca. Z każdym dziełem autor wyraźnie zmieniał styl i rozwijał się, podobnie jak ten który udekorował salę od której teraz z wolna oddalała się. Na podłodze dostrzegała wyjątkowo dużo plam krwi. Nagle dostrzegła że z pewnej perspektywy układają się one w napis. Marzena musiała się kilkakrotnie wrócić o parę metrów, by móc doczytać do w całości: „Tam gdzie nasz ociec odszedł, kawałek po kawałku…”. Nosferatka porównała go z graffiti pokrywającym powierzchnię bezpośrednio nad inskrypcją…


Szła dalej i zaledwie po może dwóch krokach natknęła się na początek kolejnego napisu. Z trudem udało się jej odcyfrować długą inskrypcję wieńczoną przez - zdaniem Marleny drugi naprawdę dobry warsztatowo rysunek:


"Z serca czerpać chciało by wielu.... Zamiast tego światło na mrok rzucą, kres braku czasu wyznaczą, formę mięsu na powrót nadadzą oraz.."



Nagle za nią rozległ się odgłos dzwonka komórki, żałośnie udającego gitarowe brzmienia. Kątem oka Marlena zauważyła jednak pewne poruszenie. Na granicy widoczności, jeden z malunków zdawał się nagle ożyć. Mężczyzna który do tej pory nawet według wyczulonych zmysłów wampirzycy był tylko malunkiem – bezszelestnie acz bardzo spokojnie oddalił się w głąb nieprzeniknionej ciemności która spowijała dalszą część podziemi…



Hamid i Aleksander

-Chłopak ma przesrane, to na pewno…-stwierdził nosferatu kiedy podeszli do kończącego zabawiać się z zwłokami Hamida (tzn. z punktu widzenia Aleksandra powiedział: -…-).
Tzimisce widział już na swoje oczy wiele zmasakrowanych włok, nawet można rzec – więcej niż je tylko widział, był w końcu lekarzem. Nie mniej jednak przez całe swoje nie-życie jakoś omijało go bezpośrednie uczestnictwo w akcie przerabiania zdrowego, żyjącego, w pełni sprawnego człowieka w kupę broczącego krwią, drgającego spazmatycznie skórzanego worka pełnego kości, mięsa i dziur, tych naturalnych jak i tuż przed momentem nabytych…

-Jeszcze z nim nie skończyłem. Kiedy w Dniu Sądu obudzi się z snu w który teraz litościwy i sprawiedliwy Bóg pozwolił mu zapaść, pragnę by naprawdę pożałował że wróci do tego samego ciała…

-Dobra dobra, niema co fachowa robota, zwłaszcza to w prawy oczodół, przy czym nie mamy czasu kolego teraz na pełna obsługę klienta. Doceniam zaangażowanie, ale teraz chowaj te noże do kebabów i idziemy na Vaulderie… -Próchnica poklepał araba w akcie aprobaty dla jego właśnie wykonanej ciężkiej pracy. O przypadłości snującego się za nimi Aleksandra nie wspomniał…


Alicja, Marlena, Aleksander i Hamid – generalnie wreszcie wszyscy, nawet Daniel…


Wreszcie! Dobra, sami widzicie co się tutaj wyrabia. Zbieramy się i to szybko. –Biskup beznamiętnie wskazała jedno z wyjść i ruszyła w jego stronę. –Nie szwendajcie się, bo się zgubicie. –rzuciła jeszcze, niby to w stronę obu Tzimisce sprowadzonych przez jej pomagiera, lecz nieprzyjazne ukradkowe spojrzenie w kierunku Marleny bezbłędnie zdradziło prawdziwego adresata.

Po kilku minutach cała ekipa, to znaczy Próchnica, Pani Biskup oraz nasi (czarni, ale zawsze) bohaterowie wyszli pałacyku jednym z bocznych wyjść, pełniących niegdyś zapewne rolę drzwi dla służby. Ruszyli dziarsko za prowadzącymi ich miejscowymi wampirami, w kilka chwil pokonując okalający lokalną siedzibę Sabatu rozległy park. Minęli podejrzenie ciche centrum i rozświetlony dworzec busów, następnie świecącą dosłownie nowością remizę strażacką.

-Ich to przede wszystkim mamy w garści… Gdyby nie nasze wpływy, miasto nie doczekałoby się tej jakże w końcu istotnej inwestycji. Mieszkańcy płacą za niego dziesięcinę że tak powiem w naturze hehe… -Próchnica przerwał krępującą ciszę. Nosferatu uśmiechnął się parszywie, tak parszywie jak tylko on potrafił dzięki swojemu zgryzowi, w kierunku Aleksandra, bezgłośnie poruszając kilka razy ustami. Aleksander grzecznie mu przytaknął.
Dopiero teraz dwójka autochtonów postanowiła przywdziać maski stworzone przez ich wampiryczne moce…

Po niemalże kwadransie wędrówki przez zdające się być opustoszałym miasto, do ich uszu dotarły dźwięki głośnej muzyki. Jak się okazało zmierzali wprost do źródła odgłosów, którym okazała się spora knajpa, urządzona w budynku który niegdyś był zapewne należącym do kolei magazynem. Przed wejściem siedziało kilku punków płci obojga, sącząc z wolna parodię wina. Na widok nadciągające na czele peletonu Biskup dosłownie wyparowali, pozostawiając po tym procesie tylko pamiątkę w postaci unoszącej się w powietrzu mieszanki papierosowego dymu i kwaśnego posmaku pochodzącego z mieszanki rozlanej nalewki i rzygowin.



Wewnątrz klubu hałas był niemalże nie do zniesienia. Wrzeszczące, podpite i naćpane nastolatki przyodziane w skóry i podarte jeansy były dosłownie wszędzie. W to wszędzie można było tez wliczyć podłogę (czasem w kącie we dwoje, czasem na środku, za to wtedy bez przytomności) i belki podtrzymujące sufit. Po zaledwie kilka sekundach podszedł do nich paskudnie wyglądający maniak piercingu…



-Pani, Biały wróci za jakieś pół godziny, wyszedł… w interesach… -mężczyzna nawet głos miał można by rzec oślizgły.

-Gówno mnie to obchodzi gdzie poszedł, jeśli nie mam jabola na Vaulderie to nawet jakby załatwił tonę tego swojego syfu to mu nie pomoże w niczym! –Biskup z trudem przekrzykiwała właśnie rozpoczynający się punk-rockowy koncert…

-Ekhm… Pani, jest jeszcze problem… Na zewnątrz czeka jeszcze jeden…
Wziąłem już od niego juchę i podałem tej rudej…
-Bosko, jeszcze jeden! Jakiej rudej?! Której?- Nosferatka wyglądała jakby dostała ataku migreny.

-Pani, zadbałem o wszystko, tak. To ta ruda na środku parkietu, zaraz ją przywołam i wszystko załatwię. Proszę… -mężczyzna podał jej wojskowy plecak „kostkę”, wypełniony
jakimiś plastikowymi opakowaniami. Próchnica szybko odebrał go od niej i wyciągnął młodych sabatników, w nieco bardziej ustronne miejsce. Okazał się nim jeden z szaletów, z których z hukiem na dzień dobry wyleciała para roznegliżowanych, szesnasto-siedemnastolatków. Nosferatu nie przejmował się zbytnio ordynarnym użyciem swojej wampirycznej siły. W szalecie rozdał wszystkim plastikowe butelki. Sam, oparty od drzwi trzymał w reku plątaninę gumowych rurek i pęk igieł do kroplówki…

-No, spuszczać się wszyscy szybko. Zaraz wtłoczymy to w jedną dziunię, dodamy trochę potasu bo czasu nie macie. To naprawdę będzie niezły jabol z siarą hehhe, pomijając już nawet to co ma we krwi po tych wszystkich nalewkach. Jak macie fart to może Biały jej coś podał jeszcze zawczasu, ale wątpię bo dopiero teraz pojechał po swój towaru… no kuźwa na co wy czekacie?!

Kiedy wszyscy już napełnili swoje pojemniki krwią –z Aleksandrem na szarym końcu, który rozpaczliwie starał się zrozumieć co się wokół niego dzieje i naśladować swoich towarzyszy –Próchnica polecił im wyjść z knajpy. Na zewnątrz wskazał im drogę którą mają się udać…

Na końcu nieoświetlonej ścieżki prowadzącej między zrujnowanymi budynkami znaleźli panią Biskup, w towarzystwie rosłego ubranego w mundur mężczyzny. Oboje stali obok bordowego „Poldka” – wyraźnie tuningowanego, a dokładniej to naklejkami. Mężczyzna, co było nieco niepokojące trzymał w ręku karabin z lunetą. Zastawiały też torba wypełniona podejrzanymi przedmiotami i 11kilogramowa butla z gazem do której przykuty był „żołnierz”. Jeszcze bardziej niepokojące było ciche syczenie jakie dało się usłyszeć mimo dochodzących od knajpy odgłosów muzyki, oraz unoszący się od samochodu wyraźny zapach benzyny…

-Na początek zabawa. Zabawa z ogniem moi drodzy, Vaulderia zobowiązuje. Wsiadacie do Poldka. Poldka podpalamy, jedziecie aż do knajpy. Jeśli się opanujecie i żadne z was nie wyskoczy, wygrywacie - jedziecie cali i martwi do Krakowa, zaraz po Vaulderii. Jeśli nie – ten oto pan Daniel który wam potowarzyszy w wyprawie jednym strzałem uciszy każdego uciekającego z samochodu. –Biskup kontynuowała mimo rzednących min słuchaczy, w tym I pana Daniela.-Oczywiście żeby pan Daniel nie czuł się bezpiecznie, miedzy nogami ma butle z gazem. Nie będzie raczej ryzykował zbędnego strzelania ale kto go tam wie. Z waszej strony – jeśli by jednak zaczął walić do was jak za przeproszeniem do kaczek, to macie tu parę lewych TTek I pełnymi magazynkami, wystarczy żeby zdetonować butlę, chyba że jesteście naprawdę ułomni… TTki możecie zatrzymać, i tak nie wiem czy działają to raz, a dwa że ruska mafia z nich na początku lat 90ych zabiła parę osób ale co was to tam…
No dobra, wskakiwać, podpalamy i do zobaczenia na mecie…



Kilka minut później, już na miejscu…

-Żyjecie?! Tfu… to znaczy, no w każdym razie cud nad ściekiem!Próchnica wyglądał na wniebowziętego przedstawieniem. Na widok parkującego za magazynem płanacego z zewnątrz poloneza ulotniła się reszta punków przywykłych już do najdziwniejszych dziejących się w tym mieście w nocy rzeczy…

-Nabuzowani? Dobrze, no to zapraszamy na koncert! Macie dopaść tego rudego patyczaka i wyssać do końca, byle każdy się napił! Dziunia niema w sobie już chyba ogóle własnej juchy, za to waszej w cholerę. Może to nie Sex on the bitch, ale też kopie… No kurna do dzieła panie o panowie!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=oMFPS1_fLM8[/media]

-Po wszystkim Dziurawiec was na dworzec odprowadzi, macie jakieś pół godziny zanim musicie wyjść stąd. Jak dojedziecie do Krakowa to... no to będzie już taka pora że się zorientujecie szybko czemu akurat PKP was wysyłamy hehe.. No to dobrej zabawy i miejmy nadzieję do zobaczenia
.-na pożegnanie Próchnica puścił jeszcze oczko do Marleny...
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 04-03-2009 o 00:38. Powód: Edycja jak edycja, pierwsza z wielu :)
Ratkin jest offline  
Stary 07-03-2009, 22:02   #19
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
PKP miał kilka zalet i od groma wad, tą główną zaprzątającą krótko ostrzyżoną głowę młodego żołnierza były opóźnienia. Daniel szybko wysiadł z pociągu, poprawił torbę i wsłuchał się w muzykę dobiegającą z słuchawek.Piosenka wybrana losowo przez odtwarzacz idealnie dobrała się do sytuacji i osoby. Mężczyzna odszedł kawałek, stanął tam i spokojnie czekał. Wszyscy podróżni powoli opuszczali niewielki dworzec i mężczyzna pochwili został sam. Poczekał jeszcze dobre dziesięć minut, rozejrzał się jeszcze raz i zrezygnowany wszedł do budynku dworca.
Budynek był opustoszały, prawie. Jakiś młody wampir, punk mając wszystko w dupie spijał bezdomnego. Mina Daniela wyraźnie mówiła co myśli o takim braku profesjonalizmu. Stanął niedaleko i nie racząc nawet zdjąć mp3 czekał aż wampir skończy się pożywiać. Ten w końcu spił swoją ofiare i powiódł wzrokiem po dworcu. Spostrzegł Daniela. Nie był zbyt inteligentny, niepomyślał że zwykły śmiertelnik nie patrzyłby na tę scene z takim spokojem. Rzucił się do przodu, dopalając. Był szybki, nadludzko szybki za to ruchów Daniela praktycznie nie było. Ot w jednej chwili stał w drugiej trzymał młodego wampira za gardło.
-Uspokój się.
W oczach młodego sabatnika pojawił się strach, żołnierz rozluźnił chwyt. Wampir odrazu odskoczył, jeżąc sie strasznie. Było w nim coś zwierzęcego. Młody gangrel?
-Nazywam się Daniel Kostrzewski, miałem tu przybyć a ktoś z Was miał mnie zaprowadzić dalej?
-Nikt nam koleżko nie mówił o tobie.
Kostrzewski wyraźnie się zdziwił. Obaj przez chwilę milczeli w końcu odezwał się miejscowy.
-Ale wiesz co koleżko, może biskup zapomniała nam przekazać. Chodź koleżko na koncert tam ją spotkamy.
Żołnierz tylko skinął głową i poszedł za chłopakiem.

***

Daniel stał zniecierpliwiony przed barem. Pobrali mu krew na Vaulderie i kazali czekać przed budynkiem na biskupa. Z nudów podśpiewywał sobie słowa piosenki lekko fałszując.

Tak, a ty zabierz mu wszystko, co jego
Zabierz mu wszystko, co jego
Zabierz mu wszystko, co jego
Ale nie rusz jego samego


W jego stronę szła właśnie całkiem atrakcyjna pannica, może w końcu ktoś zorientowany w sytuacji? Gdy Biskup do niego podeszła, zdjął słuchawki i schował wraz z mp3 do kieszeni. Zaczął rozmowę, niekoniecznie przyjemną, którą przerwała czwórka kainitów.
Gdy Biskup tłumaczyła im co maja robić Daniel nie miał zbyt szczęśliwej miny. Spojrzał na TT'etki jego przyszłej watahy, nie powinny wystrzelić. Przyjrzał się wampirom.
Pierwsza szła dziewczyna w stroju który się zdecydowanie rzucał w oczy.
"Amatorka, Toreadorka lub Tzimisce."
Za nią szło dwóch mężczyzn. Pierwszy młody intelektualista w okularach.
"Lasmobra lub Ventrue, będzie się rządził, to dobrze."
Obok niego szedł Arab z dwiema szablami.
"Albo jest w chuj stary albo jest głupi. Assamita? Nie, zbyt blady, nie jest tak blady jak zwykły kainita ale też nie ma tak ciemnej karnacji jak anioły kaina. Arab... I mam się z nim związać przez Vaulderie?"
Krok za mężczyznami szła mocno obita dziewczyna.
"Nosferatu, cicha woda brzegi rwie."
Cała czwórka zapakowała się do samochodu. Żołnierz krytycznym wzrokiem przyjrzał się łańcuchowi którym był przykuty do butli.
"Idzie przestrzelić."
Miał nadzieję, że czwórka wampirów nie postanowi przetestować jakości pistoletów, on z zaciekawieniem sprawdził liczbę naboi w komorze sztucera.

***

Wszystko się udało, czwórka nie wyskoczyła z samochodu a biskup rozkuła Daniela. Wampir uśmiechnął się drapieżnie i podszedł do wampira, który mówił im co mają zrobić. Złapał karabin w pół i silnie podał go Próchnicy, przyciskając na chwilę go do jego klatki piersiowej.
-Trzymaj.
Odwrócił się od Nosferatu i spojrzał na swoich współpracowników.
-Daniel jak już słyszeliście. Ktoś chętny na pierwszego? Kobiety i cudzoziemcy mają pierwszeństwo.
Wyszczerzył się w uśmiechu, chciał zobaczyć jak jego towarzysze podejdą do tego, na ile subtelnie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 04-04-2009, 16:35   #20
 
Fanael's Avatar
 
Reputacja: 1 Fanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodzeFanael jest na bardzo dobrej drodze
Drobna zabawa z abstrakcyjną rzeźbą, będącą niegdyś złodziejem rodzinnych pamiątek, poprawiła mu nieco humor. Niestety została ona przerwana w połowie przez koszmar dentysty i ofiarę optyka - jakby nie mogli mu dać jeszcze 10 minut. Ci Europejczycy zawsze się gdzieś śpieszą, ech.... Nie za bardzo miał jednak jakieś wyjście. Zarzucił szable na plecy, kindżał za pas i ruszył za swoimi najnowszymi kolegami, ośla ich mać. Zebrał jeszcze drobną połajankę od pani Biskup, ale puścił ją koło uszu pogrążony w rozważaniach nad szokiem kulturowym i próbami przewidzenia, na jakie chore pomysły wpadną autochtoni.
Drobny spacerek ukazywał zapomniane przez wszystkie sługi Sheitana miasteczko. Zdziwienie wywołał jednak budynek, do którego wydawali się zmierzać. Błyskające światełka, dzwięki jak z głębi piekieł, stada ladacznic ubranych skąpiej niż rajskie hurysy...
- Allah musi być jednak bardzo cierpliwym Bogiem skoro to się jeszcze nie zawaliło- szepnął pod nosem, zerkając na Próchnicę, który właśnie zaczął wyglądać jak człowiek. - Ten zgryz to ja bym ci jednak kolego poprawił - stwierdził już na głos z perfidnym uśmiechem.

Zapachy dochodzące z budynku mogły zabić. Kwaśna mieszanina smrodu rzygowin, jakichś paskudnych płynów i potu niosła się w promieniu stu kroków. Gdyby nie dym trawkowo-hasyszowo-papierosowej prowinencji byłoby jeszcze gorzej. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniła człekokształtna pokraka, jak się okazało była w dość dużym stopniu odpowiedzialna za ich Vaulderie.

***

Gramoląc się na dach płonącego samochodu czuł, jak z każdym liźnięciem płomieni jego dusza znowu się oczyszcza. Ciepło ognia zmyło paskudna uczucie niesmaku na samą myśl, o parodii Vaulderie w jakiej mial brać udział, tańczyło na jego skórze, pokrytej tajemniczymi tatuażami. Obie części przedartej na pół koszuli, powiązanej w węzły, wirowały dookoła jego głowy i półnagiego ciała, kiedy stał na dachu płonącego samochodu i śmiał się z podarunku od Gibrila. Płomienie były jego błogosławieństwem, nie czuł strachu ani bólu. Kątem oka dostrzegał swoich towarzyszy. więzy zaczynały już działać, tu mocniej, tu słabiej, ale zawsze dawały osobie znać. Viniculum jeszcze to wzmocni. Na razie widział jak zaczynają się niecierpliwić. Wystarczy, że uważają go za szaleńca, nie chciał dokładać do tego niewychowania. Nagłym ruchem wypuścił pionowo w górę dwie płonące kule i efektownym saltem powrócił na ziemię. W samą porę, bo ekipa właśnie kończyła dochodzić do siebie po przyjeździe, a na horyzoncie pojawił się znajomy zgryz. Kilka sekund później okazało się, nie tylko Hamid nie pała płonącą przyjaźnią do Próchnicy. Nowo przybyły ubrany na wojskowo wampir też chyba miał mu coś za złe.
-Daniel jak już słyszeliście. Ktoś chętny na pierwszego? Kobiety i cudzoziemcy mają pierwszeństwo. - próbował sprowokować kogokolwiek.
Hamid wystąpił przed wszystkich z miną, która nie raz oszczędzała mu trudu prowadzenia przesłuchania. Patrzył na reakcję nowego.
- Witaj w naszej wesołej gromadce Danielu. As salamu alaykum. - rzekł z uśmiechem na ustach wyciągając przed siebie dłoń w geście przywitania.
 
__________________
Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę.
Fanael jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172