lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Wampir: Maskarada - Sabat] Gorzki smak Róży (18+) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/6284-wampir-maskarada-sabat-gorzki-smak-rozy-18-a.html)

Ratkin 14-10-2008 17:39

[Wampir: Maskarada - Sabat] Gorzki smak Róży (18+)
 
„Gorzki Smak Róży”

Preludium cz. I
Alicja i Aleksander


Polska Kolejowa Patologia. Aleksander wpatrywał się w rozmyty, dawno już dopisany czarnym flamastrem napis na tabliczce. Była tak samo odrapana i stara jak reszta wagonu, w którym siedział. Poza nim, nikt nie zajmował środkowego, z trzech wagonów osobowego pociągu relacji Katowice-Kraków. Była godzina dwudziesta pierwsza. Tabor niedawno minął Trzebinię i mężczyzna wypatrywał już na horyzoncie sylwetki zamku, zwiastującego, że wkrótce dotrze do celu swojej wędrówki. Wyczulone, wampirze zmysły pozwalały mu dotrzeć granicę między atramentowo czarną plamą wzgórz a ledwo tylko jaśniejszym, ciemno granatowym niebem. Podróż, mimo że zaraz miała się zakończyć, zapowiadało się że nie będzie pozbawiona niespodzianek i atrakcji. Starał się słuchać radia na swoim odtwarzaczu mp3. Było to ciężki z powodu rumoru dochodzącego z tyłu pociągu.

„…a teraz najnowsze fakty i doniesienia z kraju. Warszawa, konflikt na linii premier – kancelaria prezydenta, trwa. Łódź, pracownicy służb oczyszczania miasta odnalazł na śmietniku porzuconego noworodka. Kraków – czy miastu grozi pogrążenie w ciemnościach, czyli awaria elektrowni w…”

Głośny, rubaszny śmiech, odpowiedź na jakiś niewybredny dowcip zagłuszyła speakera.
Od ostatniej stacji, w ostatnim wagonie pojawiło się dwóch wyrostków. Obaj mieli najwyżej po trzynaście, czy czternaście lat, jednak pili piwo i głośno używali języka, który jeszcze kilka lat temu, wywołałby u otoczenia szok wśród podróżnych. Teraz jednak spowodował tylko, że dwie starsze kobiety z ciężkimi tobołami pośpiesznie przemieszczało się na czoło pociągu. Ich pojawienie się wywołało w przednim wagonie jakieś drobne zamieszanie, kiedy starowinki zaczęły lamentować na poziomem dzisiejszej młodzieży. Jakaś młoda, atrakcyjna i elegancko ubrana brunetka ruszyła pewnym krokiem w przeciwnych kierunku. Wtedy też Aleksander zauważył, że mrugnięcia świetlówek rozjaśniających cały skład zaczęły stawać się coraz rzadsze, choć dla oczu śmiertelników było to wciąż niedostrzegalny. On jednak miał czas zareagować zawczasu, domyślając się, że zaraz wysiądzie oświetlenie. Trudno było o dogodniejszą sytuację dla wampira by móc się posilić. Sparaliżowani nagłym ogarnięciem przez ciemność współpasażerowie i jego ofiara. Coś w tej kobiecie przyciągało Aleksandra. Przez chwilę wsłuchiwał się w stuknięcia jej butów, wyczuwając w jej kroku stanowczość i determinację. Pewnie chciała zbesztać wyrostków. Od jakiegoś czasu Diabła pociągały tylko stanowcze ofiary. Pożywiając się na nich miał wrażenie, że nie tylko zaspokaja głód krwi, lecz też wysysa z nich pewną… spójność. Tylko osuszając ich do końca, jakby starając się ich zdiabolizować, odzyskiwał to poczucie, że ciągle jest jedną osobą. Zniekształcenie przemodeluje twoje ciało tak, by odpowiadało twojemu bestialskiemu wnętrzu, które przebudziło Przeistoczenie. Nie opieraj się, kiedy dusza zacznie przystosowywać się do nowej formy.. Nauki jego zaginionego mentora odbijały się teraz echem w jego myślach. Nie czas jednak było teraz na takie rozważania. Już za moment kobieta minie go i nadarzy się najlepsza sposobność do ataku. Była już od krok od Aleksandra gdy…

Nie zareagował. Nie potrafił. Po prostu musiał popatrzeć jak poradzi sobie z tymi rozwydrzonymi nastolatkami. Musiał mieć pewność, że jest odpowiednia. Tylko, czemu „musiał”? Aleksander sam dziwił się swojej reakcji, a w zasadzie jej brakowi. Patrzył…

Alicja minęła wpatrującego się w nią mężczyznę. Nigdy nie lubiła jak mężczyźni zachowywali się w ten sposób. Wiedzeni instynktem, jak psy za zabawką, wodzili wzrokiem za jej kształtami. Nie była szczególnie hojnie obdarzona przez naturę, ale oznaczało to tylko tyle, że dla mężczyzn gustujących w drobnych kobietach, jej kształty były wprost idealne. Od Przeistoczenia zaczęła dostrzegać w tym atut podczas polowań, a nie tylko powód, dla którego mężczyźni nie potrafią na nią patrzeć jak na wykształconą, nienagannie wychowaną młodą damę, zamiast tego widząc tylko atrakcyjny obiekt seksualny. Zamiast słuchać jej słów, patrzyli na nią jak na apetyczne łakocie. Cóż, dla niej to oni teraz byli tylko tyle warci, ile mogła im zabrać ich samych. Tyle ile mogli zaspokoić jej głód.

Ten mężczyzna jej jednak nie interesował. Zbyt szczupły, zbyt blady, prawie jak Kainita. Obecnie miała powyżej uszu krzyków tych smarkaczy i wiedziała, że jedyne, co pozwoli jej osiągnąć spokój to ujrzenie w ich oczach strachu, stłamszenie ich, zgnojenie...

Świetlówki, jedna za drugą, przy akompaniamencie głośnych trzaśnięć, wysiadały, pogrążając pociąg w ciemnościach. Maszynista gwałtownie zwolnił, najprawdopodobniej podejrzewając jakąś awarię. Taborem szarpnęło. Z przodu składu dało się słyszeć jęki przewróconych staruszek, a z tyłu „kurwowanie” wyrostków, którzy pooblewali się swoimi piwami. Obaj ruszyli się z wagonu, głośno krzycząc wyzwiska pod adresem maszynisty i konduktora.
Z kobietą w czerni, spotkali się w przedsionku. Drzwi zdezelowanego pociągu były oczywiście na wpół otwarte.

Te dziunia, suń się, bo idziemy zajebać temu celowi, co tym kieruje, ku…-nie zdążył skończyć. Jakaś niewidzialna siła, jakby sama ciemność, przez którą się przedzierali, wypchnęła go przez boczne drzwi.

Co je…-pozostały chłopak obejrzał się za swoim kompanem. W mroku nocy nie dojrzał już jak jego ciało, po uderzeniu w słup trakcji bezwolnie stacza się z nasypu. Nagle coś, jakby wielki wąż dusiciel oplotło jego głowę i szyję, uniemożliwiając mu nawet krzyknięcie. Niewidzialna siła, która przed momentem wypchnęła jego kolegą z wagonu teraz popychała jego głowę daleko poza drzwi. Czarna macka odwróciła jego głowę w lewo, tak by mógł dostrzec nadciągający w jego stronę kolejny betonowy słup…

Alicja nie lubiła uczucia, kiedy coś rozpraszało generowane przez nią „ramiona”. Czuła się jakby ktoś odcinał część jej samej. Może nie było to jak amputacja kończyny, ale przywodziło na myśl niemiłe wspomnienia, kiedy matka siłą zaprowadziła ją jeszcze jako małą dziewczynkę, by ścięła swoje piękne czarne włosy… Nieważne, było, minęło. Teraz trzeba jeszcze pozbyć się świadka. Atrakcyjny czy nie, wystarczy trochę upić, obić czoło o półkę przy oknie i facet po przebudzeniu uwierzy, że miał i tak szczęście w porównaniu z tymi nieszczęsnymi, biednymi chłopcami, którzy tak nieroztropnie pili piwo przy otwartych drzwiach rozpędzonego pociągu. Otumanienie, jakie sprowadzał Pocałunek załatwi resztę…

Odwróciła się, żeby dopaść szczupłego okularnika, nim ten zorientuje się, o co chodzi.

-Myślę, że zmierzamy w to samo miejsce.-Aleksander, który dobrze rozumiał co się stało, uśmiechnął się w stronę nieco zaskoczonej jego spokojem Alicja. W kącikach jego ust dojrzała wystające kły.



Preludium cz. II
Marlena i Hamid

Hamid biegł krętymi podziemiami. Co i rusz gubił się, wpadając do ślepego zaułka lub zagraconej piwniczki. Stłumione kneblem krzyki mężczyzny, którego ścigał były ledwo słyszalne, jednak na wpół skrępowany, rozbijał się co i rusz o zalegające wszędzie przedmioty, tak więc nie było problemów z jego zlokalizowaniem. Gdyby jeszcze tylko Hamid znał rozkład tych katakumb. Obudził się tu godzinę temu. Ostatnie, co pamiętał to wypadek samochodowy. Tir, który wiózł go tutaj z Chorwacji nagle stracił przyczepność i ściągnęło go na pobocze. Tzimisce ledwie pamiętał wstrząsy i huki, jakby najpierw strzelały opony. Kolejne, bezbłędnie to rozpoznawał, były wystrzałami, z broni. Nie mógł reagować, mimo że była noc. Podróż jako towar, w częściowym letargu, chyba nie była dobrym pomysłem, jednak czas go gonił. To była jedyna metoda żeby dostać się do Polski tak szybko. Szczęśliwie się złożyło, że „ruska mafia”, która napadła na jego tira była dowodzona przez Kainitę z którym dało się ułożyć. Tak czy inaczej, przywieźli go do tego miasteczka kilka dni temu, jednak dopiero teraz udało mu się wybudzić. Rany odniesione w tamtym wypadku jednak dały o sobie znać.
Kiedy ocknął się, leżał na wojskowej pryczy w jakiejś piwnicy. Towarzyszył mu poznaczony licznymi bliznami Kainita. Hamid ledwie powstrzymał swój głód. Mężczyzna poinformował go gdzie jest i ile już tu przebywa. Wyglądało no to, że ocknął się o jedną noc za późno. Szturm na Kraków już się rozpoczął. Tzimisce nie mógł jednak wyruszyć od razu, gdyż był jeszcze zdezorientowany i przede wszystkim – spragniony krwi.

-Mam dla ciebie coś do po ssania gagatku-Kainita zaczął gmerać kluczami w zamku ciężkich, odkutych drzwi, prowadzących jakby do celi. Nagle, ktoś ze środka naparł na nie i przewrócił zaskoczonego wampira. W oczach zakneblowanego mężczyzny, który wypadł z zamkniętego do tej pory pomieszczenia Hamid ujrzał desperację i obłęd. Półnagi więzień ruszył biegiem w stronę jednego z tuneli.-Na co, kurwa, czekasz? Goń go!

Allach nie był dla swego sługi zbyt łaskawy ostatnimi czasy. Chociaż, może wszystko to było częścią jego większego planu?
***




Marlena była zażenowana. Zawczasu poderwała dzięki wrodzonemu urokowi i odrobinie wampirzych zdolności… no dobrze, była Nosferatu… przy dużej ilości wampirzych zdolności, dzianego „łosia”. Nigdy z niego nie piła, bo naiwniak był marnego zdrowia. Prawdopodobnie bez jej krwi w jego żyłach, nie przeżyłby szoku gdyby ujrzał jej prawdziwe oblicze. Po zdobyciu zaplecza finansowego, to znaczy wydojeniu go, zmusiła go do przywiezienia się do Krzeszowic. Kontakt w miasteczku miał odebrać ją ze stacji benzynowej. Zostawiła faceta na chwile, poszła do sklepu zapłacić za benzynę, żeby miał chłop za co wrócić. Zastała go niemalże osuszonego przez zadowolonego z siebie wampira, uśmiechającego się do niej szerokim uśmiechem, pełnym gnijących szczątków zębów.
Oświadczył jej, jak gdyby nigdy nic, że wyssał i otumanił jej „Stopa” i mogą znikać…
Żenujące. Buc zaprzepaścił kilka miesięcy ustawiania. Schronienie, pieniądze, samochód, wszystko poszło w diabły. No, ale z drugiej strony, miała tu zacząć nowe nie-życie…

-Poczekaj tutaj moja droga. I przestań się tak dąsać. Jesteś już dużą Prawdziwą Sabatniczką i wiesz już przecież, że śmiertelnicy to tylko zabawki prawda?-uśmiechnął się do niej parszywie.„Próchnica”, bo tak przedstawił się buc, zostawił ją samą w głównym holu dużego, opuszczonego pałacyku. Zgodnie z tym, co mówił, było to lokalne Schronienie. Obecnie było najwidoczniej opustoszałe, a spodziewała się zastać, co innego, biorąc pod uwagę plotki o tym miejscu. Gdzieś z oddali, docierały tylko przytłumione odgłosy jakiejś głośnej muzyki.

Nagle, jedne z bocznych drzwiczek otwarły się z głośnym hukiem. Wyważył je ostatkiem sił półnagi mężczyzna, który zaraz po tym wysiłku padł na kolana. Miał zakneblowane usta i ręce związane za plecami. Rozpaczliwie próbował odciągać się jak najdalej od drzwi, które, jak widziała teraz Marlena, prowadziły do piwnicy. Do jej wyczulonych uszu dotarły z dołu odgłosy kroków. Po kilku chwilach pojawił się drugi mężczyzna. Atletycznie zbudowany arab. Przystojny.

-No na chwile spuścić cię z oka a już podrywasz innego, maleńka.-„Próchnica” zamknął za sobą na klucz oszklone zewnętrzne drzwi. Szyby, potłuczone i niemalże nieprzejrzyste od brudu, podklejone były gazetami i gdzieniegdzie zastąpione dyktą.-Poznajcie się, Marlena, Hamid. W ogóle to miło, że wstałeś, myśleliśmy co by cię wyssać jeśli nie podniesiesz się w ciągu tygodnia hehe…

Marlena nawet nie zauważyła, kiedy drugi Nosferatu płynnie zmienił język na rosyjski. Za to od razu dostrzegła, że arab jakoś dziwnie wpatruje się w nią…

Scena I

„Zaciągnij się, powiadali, zaciągnij…” wycedził przez powybijane zęby, mocno pobity, leżący na wznak w trawie rzymski legionista. Po chwili, tuż za nim przebiegł rozpaczliwie krzyczący centurion. Mały, biały piesek zawzięcie wgryzał się w jego tyłek. Dookoła rozgrywała się zażarta, choć zdecydowanie nierówna walka, między pstrokato ubraną hordą galów w karykaturalnych hełmach z przytroczonymi doń skrzydełkami, przeciw regularnie umundurowanym legionowi. Rzymscy żołdacy dostawali mocno w kość…
Odgłosy dobiegające z telewizora zlewały się z muzyką wydobywającą się z głośników, szczelnie wypełniając wnętrze zrujnowanego pałacyku istną kakofonią. Wydawało się, że jeszcze trochę i od ścian zacznie odpadać resztka tynku, trzymającego się ich jakimś cudem. W jednym z tuneli pod rozsypująca się z wolna rezydencją, przed szklanym ekranem, na którym przewijały się kolejne sceny kreskówki, kołysała się samotna sylwetka siedzącego w kucki „Wieszaka”. Obleczony w ubabrany jasno szarym błotem skórzany płaszcz chudzielec, obłędnym wzrokiem wpatrywał się w ekran, raz za razem wybuchając salwą śmiechu. Kilkanaście metrów dalej, na pierwszych stopniach, dwie osoby prowadziły konwersację, przyglądając się jego pociesznemu zachowaniu. Choć oboje mieli straszliwie zdeformowane twarze, bez krzty obrzydzenia przyglądali się sobie. Żadne z pary Nosferatów nie krępowało się swoją brzydotą i nie ukrywało jej żadnymi sztuczkami. „Próchnica” oparty o ścianę odcinał od swoich przedramion zrogowaciałe płaty skóry długim myśliwskim nożem i spoglądał na swoją rozmówczynię. W końcu uśmiechnął się, prezentując w pełnej krasie uzębienie, które przysporzyło mu w stu procentach adekwatnego przezwiska.

-Spokojnie, powolutku. Co nagle to po diable-jego głos brzmiał jakby starał się przemówić do dziecka.

-Spóźniliście się, najazd trwa już od wczoraj. To znaczy od paru nocy siły Arcybiskupa zajęły kryjówki po całym mieście i dziś zaatakowali. Jak będziecie jechać puśćcie sobie jakieś radio. RMF jedzie na awaryjnym i nawijają że w pół Krakowa niema prądu. Omija was największy burdel.-„Próchnica” uśmiechnął się krzywo.-Dla ciebie to nawet lepiej. Ale nie ciesz się zbytnio…

Kolejna salwa śmiechu przerwała wypowiedź Nosferata. Marlena i jej towarzysz poczekali aż Malkavianian uspokoi się nieco. Trwało to dobrą minutę. Kiedy na chwilę w całych katakumbach zaległa względna cisza, gdzieś w niższego poziomu odbiło się echem jakiegoś rozpaczliwego skomlenia…

-Wdepnęłaś, i mam tu na myśli nie twoje Przeistoczenie, tylko to jak tu trafiłaś moja piękna. Jesteś w gównie po zęby trzonowe.-westchnął, powodując że powietrze wokół nabrało nieprzyjemnego, słodkawego posmaku, charakterystycznego dla zapachu zgnilizny –Górne, dodajmy.

-Przyjechaliście na szturm, najwyraźniej nie rozumiejąc istniejącej tu sytuacji. Zacznijmy od tego, że komuś zdrowo podpadłaś mam wrażenie. Oczywiście, możesz też być bezdennie głupia tak sama z siebie, tego też nie wykluczam… W każdym razie, najwyraźniej nikt cię nie poinformował, że cały nasz klan umywa ręce od tego. Mówiąc cały, mam na myśli hm… obie strony barykady. Arcybiskup dogadał się z naszymi z Camarilli – oni nie pomagają nikomu, w zamian za to nasza Sekta ma zostawić ich samym sobie. Z powodu tej ugody żaden antitribu Nosferatu, jeśli w ogóle dzielimy nas tak, nie ruszył dupy do Krakowa… Jeśli nikt cię o tym nie poinformował to znaczy że masz moja droga jakichś poważnych wrogów w Sabacie… -nie dał Marlenie czasu na odpowiedź.

-Jedź, dużo możesz zyskać, jeśli przetrwasz oczywiście. Ominęły cię, nie z twojej winy, co najważniejsze, główne starcia w tej bitwie. Ciesz się i korzystaj. Pamiętaj jednak jak wygląda statut naszego klanu w tym konflikcie.

-Mam dla ciebie ślicznotko, jeszcze jedną radę.-popatrzył jej prosto w oczy –Zauważyłaś, że jesteście jedynymi ochotnikami z poza regionu? Zastanów się, czemu? Myślisz, że te wszystkie sfory od Śląska do Bieszczad mają lepsze zajęcia? Hanysy są tak bezczelne, że twierdzą. że są zajęci walką o wpływy. Że niby mają problem z Giovannimi… Żałosne. Jakie wpływy? Chyba na grabarzy, o dostęp do ich szop na cmentarzach! Wszyscy w okolicy znają po prostu historię tego konfliktu i trzymają się z daleka…-Nosferatu spojrzał najgłębszych górę schodów. Na ich szczycie czekała na nich kobieta. Jak Marlena miała się już okazję zorientować, była to biskup tego miasteczka a za razem przywódczyni Sfory do której należał jej poznany przed chwilą kompan. Nosferatu odebrał ją dwie godziny temu i przyprowadził do schronienia. Kobita natomiast musiała być tą, z którą do tej pory kontaktowała się telefonicznie. Marlenę zastanowił fakt, że Nosferatka mogła ją pospieszyć ale tego nie zrobiła podczas ostatniej rozmowy. Zresztą, nie ostrzegła jej też o tym, o czym mówił teraz jej rozmówca…

-Próchnica, może porozmawiamy w szerszym gronie?-rzuciła krótko, po czym odwróciła się i odeszła.

-Jak dasz rade, pogadaj z tym warzywem, które siedzi i ogląda telewizję. Opowie wam historię jak to się zaczęło…

***

W najgłębszych zakamarkach walących się z wolna katakumb pod schronieniem Sabatu w Krzeszowicach przebywała trójka ludzi. Dwóch z nich znajdowała się tam z własnej woli i mieli swoją śmierć już dawno za sobą. Wyższy, przystojny arab nie zwracał w ogóle uwagi na rozpaczliwe błaganie zakneblowanego, trzeciego przeciwieństwie nich. Ten, w przeciwieństwie do pozostałych, nie miał jeszcze śmierci za sobą i właśnie oczekiwał na swoją kolej.

-Hamidzie, pomóż mi wepchnąć na niego tą oponę do cholery. na wpół rozebrany mężczyzna, o torsie poznaczonym setkami wydrapanych blizn ciągnął po podłodze jakiegoś skrępowanego i zakneblowanego nieszczęśnika. Zatrzymał się koło wiadra wypełnionego jakąś gęstą cieczą, oraz stojących obok kilku opakowań środków do udrażniania rur. Rozmowa toczyła się po rosyjsku. Skrępowany, otumaniony nieszczęśnik sądził zapewne że jest w rękach jakiejś wschodniej mafii. -Dzięki niej nie będzie się w stanie wytarzać i zedrzeć z siebie tego syfu. Potem zresztą obleje się go benzyną i zatuszuje nieco całą zabawę. Ponownie, dzięki oponie, nie będzie się mógł zagasić - w jego głosie brzmiała niemalże dziecięca radość.

Hamid popatrzył na niego krytycznym wzrokiem-Jest za słaby. Tamten drugi byłby lepszy. Jeśli w ogóle od razu nie zajdzie reakcja z klejem, to i tak ból powali go po pierwszym kontakcie z wodą. Zabawa będzie krótka i nie warta zachodu. Mam parę lepszych pomysłów, jeśli pozwolisz…-reakcją na słowa araba, była agresja. W kącikach ust pojawiły się długie kły, a oczy zaświeciły czerwonym blaskiem.

-Kurwa, całą Wielkanoc byłem na przeszpiegach na Śląsku, gapiąc się z za drzew na jakieś szopki Giovannich po cmentarzach! Ominął mnie śmigus-dyngus do cholery! Potem prawie kwartał kebabie Krakowie… Ty kebabie pewnie nawet nie wiesz, co to jest śmigus-dyngus? Wytłumaczę ci. Dawniej bandy wieśniaków latały za młodymi panienkami i smyrały je po kostkach baziami, dając do zrozumienia, którą by chcieli puknąć. Dzisiaj śmiertelni latają za nimi z wodą i leją je jak popadnie. Zresztą, co bardziej nabuzowani, leją ją wiadrami, na kogo popadnie. Innych chłopów też! Ba! Inwalidom do wózków! Takie czasy, rewolucja seksualna, te sprawy…-rozbawiony chyba swoim własnym żartem Malakavienian nieco ochłonął.

-Rok w rok, świętujemy razem z śmiertelnikami, tylko na swój sposób. Łapiemy jakiegoś dowcipnisia biegającego z wiadrem po nocy, oblepiamy go tym syfem i obsypujemy „kretem” od stóp do głów. Breja nie wywołuje reakcji, ale przytwierdza ten syf do jego skóry, taki klej. Reakcja zachodzi w nim powoli, więc się nadaje. Trochę czasu i ludzików poszło na marne przy eksperymentach z mieszanką, ale nie powiem żeby nie było przy nich frajdy… No więc, potem puszczamy tego cwaniaczka samopas i ganiamy z wiadrami, zraszaczami, butelkami z mineralną, no z czym popadnie! W tym roku mnie ominęła zabawa, a nie mogłem sobie odbić, bo Arcybiskup wprowadził prohibicję na zabawy z powodu przygotowań do szturmu. Dziś mam to w dupie i sobie pobiegam za tym bukłakiem choćby do bladego rana! Pomóż mi do cholery z ta oponą, bo sam nie dam rady…

W dwójkę jakoś wepchnęli ją na ramiona wierzgającego i zawodzącego okrutnie, niemalże nagiego kloszarda. W trakcie tego, Malkavianin stękając wytłumaczył Hamidowi, że napoił nieszczęśnika już swoją krwią kilkakrotnie, więc na pewno wytrzyma trochę ich zabiegów…

-Dobrze, teraz byłbyś tak miły i podał mi pędzel. Jak skończymy, to przedstawię cię w nagrodę Edkowi…

***

-Wszyscy?-Biskup Krzeszowic wyraźnie chciała mieć całą tą sytuację za sobą.

-Nie, tego kebaba poprosiliśmy żeby zaniósł Matuszkę do piwnicy. Nie obudziła się tej nocy. Myślę, że ten wypadki z wczoraj jej mocno zaszkodził i trochę potrwa zanim się ocknie…-w głosie „Próchnicy” można było usłyszeć delikatną nutę zakłopotania…

-Ty to, kurwa, nazywasz wypadkiem?!- Marysia nie krępowała się i nie ukrywała agresji w stronę podwładnego – Dobrze że ją Arcybiskup taumaturgi nauczył to się zorientowała po smaku że z tym jej dresem jest coś nie tak. Chwila nieuwagi i wszyscy byśmy po Vaulderie wszyscy mieli syfa. Myślisz ile by potrwało nim by to wyszło i wszyscy poszli byśmy z dymem?-owrzodzenie które dziewczyna starała się zakryć grzywką, wraz z jej rosnącą wściekłością nabrzmiało i zaczęła się z niego sączyć czarna, smolista jucha.

-Dobrze, Maryśka, darujmy sobie to teraz. Matuszka dostała łomot za to, srogi. Teraz mamy problem, bo niema komu Rytuałów odprawiać. Kapłana trzeba znaleźć pilnie nowego a kandydatów u nas, jak widać, po prostu masa. Wiem, że ciebie to wali, ale niektórzy przywiązują do tego większą wagę.-spojrzenia dwójki lokalnych Brzydali spotkały się na moment-Nie patrz tak, wiesz że nie o sobie mówię tylko o Arcybiskupie. Daruj sobie. Zapraszałaś nas tutaj z moją nową koleżanką po coś szczególnego czy tylko opiłaś się jakiejś baby z okresem i jakimś cudem na ciebie to przeszło?

-Teraz ty sobie daruj. Idź przygotuj coś na prowizoryczną vaulderie, sama odprawie szopkę…-dziewczyna przetarła ręką twarz, wcierając ściekającą po niej maź w swoją jasną grzywkę. Obejrzała się na stojącą obok niej, nieco zdezorientowaną parę. Nosferatka ostentacyjnie westchnęła. Po skromnym pokoiku rozniósł się odór zgnilizny, nie gorszy od tego bijącego od Próchnicy. Młody mężczyzna w okularach skrzywił się i odwrócił w stronę okna. Otaczające go ściany w całym budynku były pomalowane jakimiś odrażającymi grafiti, co powodowało, że Aleksander nie czuł się tutaj zbyt komfortowo. Przez brudne, nie myte latami szyby ledwo widać było jasno świecący na niebie księżyc. Poniżej, wokół starego pałacyku rozciągał się spory park. Śmiertelnicy nie zapuszczali się na jego teren nocą. Przynajmniej nie ci normalni. Aleksander podszedł bliżej i wyjrzał przez wybity fragment szkła, zwabiony jakimś ruchem. Między drzewami ujrzał przemykającą się grupkę młodych ludzi. Było ich troje, wszyscy ubrani w bluzy zespołów metalowych. Blondynka o długich, prostych włosach ledwo nadążała za swoimi kompanami. Wyraźnie starała się doskakiwać do bruneta w bluzie Children of Bodom żeby zamienić z nim choć kilka słów. No krok niemal, uciszał ich wiodący cala trójkę w stronę pałacyku krótko zgolony blondyn o koziej bródce…

-Ekhm… przepraszam, ale w stronę schronienia zmierza grupka śmiertelników. Chyba, że plotki o nadmiernej liczebności Kainitów w tej okolicy nie są przesadzone…-Tzimisces poprawił swoje okulary odwracając się do Marysi.

-Wiem…-zbyła go i niewzruszona zaczęła swoją przemowę. -Pomijając araba, wasza trójka stanowi całość „hordy” ochotników spoza miasta, którzy przybyli tutaj na zaproszenie naszego Arcybiskupa. Macie szczęście, że trafiliście na naszą Sforę, bo przynajmniej się czegoś dowiecie. Każda z okolicznych band, które ostrzą sobie od lat pazurki na Kraków pewnie posłałaby was, mimo że –podobno- jesteście Prawdziwymi Sabatnikami, prosto pod ostrzał ochroniarzy jakiegoś Torreadora. W ramach darmowego mięsa armatniego. My, nie ukrywamy tego, mamy całą ta sytuację głęboko w dupie. W Krzeszowicach nam dobrze i nie zamierzamy się stąd ruszać. Nękamy od lat Camarillę, robimy swoje. Inni jednak cenią bardziej ryzyko od świętego spokoju i dobrej zabawy. Życzymy wam jak najlepiej, nie dla tego, że robicie na nas jakieś dobre wrażenie czy coś, od siebie dodam, że jest wprost przeciwnie, ale wole was od bandy tych oszołomów knujących z częścią Camarilli, jak dopaść resztę...

-Arcybiskup chce wasz w mieście jak najszybciej-
ciągnęła dalej- bo brakuje mu ludzi. Nas nie chce, od razu odpowiadam na nasuwające się od razu pytanie. Mamy wam zorganizować Vaulderie i posłać do Krakowa jeszcze przed północą. Mamy więc jakieś półtorej godziny, góra. -dziewczyna przeciągnęła spojrzeniem po zgromadzonych. Próchnica wyjrzał przez dziurę w oknie, tak jak przed chwilą Aleksander.

-Krótko, czy któreś z was ma ochotę, oraz przede wszystkim umiejętności, żeby zostać Klechą w waszej nowej sforze?-pytanie zawisło w powietrzu. Z zewnątrz budynku dobiegł śmiech dziewczyny. Śmiertelnicy zbliżali się do pałacyku.

-Wyłączę muzykę i przygotuję zabawę.-Nosferatu wyszczerzył kikuty swoich zębów i puścił perskie oko w stronę siedzącej na rozpadającym się krześle brunetki. Kobieta prychnęła z pogardą.

-Dobrze, widzę, że choć raz twój ghul się do czegoś przydał. Idź i pospiesz się. -Biskup znów skierowała się do swoich gości.- Więc?

Fanael 25-10-2008 21:04

Allah nie był łaskawy dla swojego sługi. Najpierw kazał mu przenieść się do kraju, w którym rządzą kafiri, a wiernych jest mniej niż wody na Saharze. Później cała ta jazda z przeprawą przez jeszcze dziksze kraje... Teraz wojownik Boga zamiast walczyć, biega po jakichś piwnicach ganiając swoją kolację... jakby nie mogli jej przywiązać zanim ją zamknęli, albo przynajmniej ostrzec go co się będzie działo.
Z trudem zmieścił się w ciasnym zakręcie, lekko tylko zawadzając ramieniem o jakąś starą szafkę. Wypadł na prostą klnąc na wszystkie demony pustyni widząc jak jedzenie wybiegło już na zewnątrz. W trzech szybkich krokach dopadł wyjścia. Nareszcie... kolacja leży jak na nią przystało... prawie... gdyby nie towarzystwo...

- Kolacja jest moja i nikt nie będzie jej ze mną dzielił. - Zimny wzrok prześlizgnął się po kobiecie. - Mahomet zaświadczy, że przez tydzień nie jadłem. Błysnęły kły i po chwili zdobycz poderwana silnym ramieniem zaczęła wędrówkę na drugą stronę.

***

-Poznajcie się, Marlena, Hamid. W ogóle to miło, że wstałeś, myśleliśmy co by cię wyssać jeśli nie podniesiesz się w ciągu tygodnia hehe…[/b] - Nosferatu z głupim wyrazem twarzy dokonał oficjlanego przedstawienia.
- Jakże więc cieszę się, że udało mi się obudzić na czas. Może w podzięce uczynię coś dla Ciebie bracie? Naprawię zęby, wypięknie twarz, zrobię Ci piękne ciało, będziesz mógł z powodzeniem prezentować na pokazie mody plażowej. -Hamid z rozbawieniem patrzył na rzednącą minę dumnego bądź co bądź ze swojego wyglądy Próchnicy - My, Diabły potrafimy wiele. Mam natomiast do Ciebie jedną prośbę. Nie mów do mnie po rosyjsku, przynajmniej przez najbliższe trzy miesiące. Miałem dość ciężkie przejścia i jeżeli chcesz zachować przytomność mów po polsku - znam go na tyle dobrze, żeby spokojnie się porozumiewać. Marleno - Arab zwrócił się w stronę kobiety -[b] Przepraszam za zachowanie na zewnątrz, ale stare porzekadło mówi, że głodny wampir to gburowaty wampir. Tych z mojego regionu dotyczy to podwójnie.

***

Zgruził bezwładną sabatniczkę w piwnicy. Zupełnie nie rozumiał "tutejszej" ideologii sekty. Zamiast walki o wolność - dzika zabawa, pozbawiona jakiegokolwiek sensu, zamiast ideałów przyświecających jemu i jemu podobnych absolutny brak hamulców. Nie śpieszył się z powrotem na górę, krok za krokiem jego plany ewoluowały. Głosy które usłyszał w głównej sali idealnie pasowały do jego planu...

- Krótko, czy któreś z was ma ochotę, oraz przede wszystkim umiejętności, żeby zostać Klechą w waszej nowej sforze? - głos Biskupa nie był zbyt donośny, ale wyczulony słuch Hamida bez trudu rozpoznawał słowa wciąż obcego języka. - Więc?

Skrzypnięcie otwieranych przez niego drzwi skierowało na niego wszystkie spojrzenia
- Skoro wszyscy na mnie patrzą, to czy mam rozumieć, że sugerujecie moją kandydaturę? Trochę doświadczenia w tej dziedzinie mam, teoretycznie nadal jestem oficerem. Kontrwywiadu w dodatku. Ułatwię więc Biskupowi życie i zapytam inaczej. Czy ktoś ma jakiekolwiek obiekcje? - Hamid powiódł ciężkim spojrzeniem po zebranych.

Vampire 26-10-2008 08:45

Zamieszanie w wagonie było dość… zabawnym przedstawieniem. Jechali razem do Krzeszowic, gdzie mieli się spotkać z resztą sfory. Nie aż tak ważne było to, że jadą dobijać pozostałości Toreadorów. Co jest z moim mentorem, czemu i dlaczego? Zadawał sobie pytania oddając się konsultacji z własnym sobą. Po niedługim czasie, w trakcie, którego starał się rozmawiać z Kainitką. Pociąg zwolnił i za oknem ukazał się napis „Krzeszowice”. Wysiadł z pociągu i poszedł na podany adres.

***

W pałacyku nie było zbyt komfortowo, wręcz przeciwnie, było dokładnym przeciwieństwem jego pedantycznie zadbanego schronienia i laboratorium. Czuł się okropnie, miał nadzieję, że wyrwie się stąd jak najprędzej. Przemowy Biskup były spójne i w dodatku racjonalne, co było miłą odmianą od wysłuchiwania bredni niektórych wampirów, o ludziach nie wspominając…

Następnie, gdy Marysia spytała o wybór klechy w sforze drzwi zaskrzypiały i do pomieszczenia wszedł chyba ten oczekiwany arab. Chciał skomentować idiotyczną wypowiedź nowoprzybyłego wampira, ale jednak się powstrzymał. Zamiast tego zwrócił się do Biskupa:

-Ja wolę odstąpić od kandydatury, ponieważ po pierwsze nie znamy się i nie mamy za bardzo pojęcia, co każdy z naszej sfory potrafi, lub nawet, z jakiego jest klanu. Nie mam wielkiej siły, ani wielkiego, potężnego umysłu… Jak dla mnie trzeba wybrać osobę najroztropniejszą, posiadającą instynkt przywódczy. Ja na pewno do tego się nie nadaję, ale jeżeli w ciemno mam głosować to proponuję tą brunetkę siedzącą na krześle… – skinął głową w jej stronę i odsunął się wodząc wzrokiem po zgromadzonych.

Miał trochę dosyć tego wszystkiego. Musiał znaleźć tego kogoś, kto pomoże mu znaleźć odpowiedź na to pytanie… Musimy dotrzeć do Krakowa jak najszybciej się da! Wewnątrz był cały rozgorączkowany i można by rzec „w gorącej wodzie kąpany”, ale nie okazywał tego. Aleksander był zbyt spokojny i opanowany by zachowywać się jak szczeniak. Czekał i słuchał, w końcu tylko tyle mu pozostało…

Efcia 05-11-2008 15:03

Marelna nie była zbyta zadowolona iż ktoś zniszczył jej misterny plan. Ale cóż, nie zawsze dostaje się to co się chce.

Słowa Próchnicy rozbawiły ją.
- Ależ mój drogi. Nie bądź zazdrosny. Nikt nie może równać z toba mój piękny.- Puściła oko do Próchnicy. Po czym skinęła głową Arabowi na przywitanie.
Chwilę przysłuchiwała się jego monologowi, a uwagi o pięknie skrzywiła się nieco.

- Jakże wy wszyscy jesteście płytcy. Jak niewiele wiecie o pięknie.- Mówiła cicho i spokojnie. - Może i Wy Diabły potraficie wiele, ale o prawdziwym pięknie nie wiecie nic. Bronisz się przed językiem Puszkina i Czajkowskiego, przed językiem Tołstoja i Dostojewskiego. Przed językiem piękna, które chcesz zaproponować jemu.- Ruchem głowy wskazała na Próchnicę.

Gdy biskup zaczęła swoją przemowę Marlena przyglądała się uważnie zgromadzonym.
Czyli jednym słowem jesteśmy w dupie. Pomyślała gorzko. Darmowe mięso armatnie, kurwa pięknie.

Jej rozmyślanie przerwało pytanie Marysi.
Arab szybko wyrwał się z odpowiedzią.
Ależ bardzo cię proszę, uśmiechnęła się w myślach.

MigdaelETher 21-11-2008 02:08

~ Pociąg do Krakowa przez Jaworzno Szczakową, Trzebinię odjedzie z toru drugiego przy peronie czwartym ~

Znudzony, kobiecy głos wydobywający się z głośników, odbijał się echem od żelbetonowych ścian podziemnego przejścia, łączącego ze sobą kolejne perony. W koło panowała ciemność.

- Cholera jasna! Pieprzone PKP! Do kurwy nędzy na żarówkach oszczędzają! - korpulentny jegomość gramolił się właśnie, masując obolałą łysinę, po niefortunnym upadku ze schodów.

Podniósł się powoli, najpierw usłyszał miarowy stukot obcasów, potem poczuł delikatny, słodkawy zapach perfum. Z ciemności, oświetlona jedynie migotliwym światłem księżyca, wyłoniła się drobna, kobieca postać. Na delikatnej twarzy o regularnych rysach, tańczyły złowróżbne cienie, a całą sylwetkę spowijała jakaś dziwna upiorna aura, spotęgowana jeszcze trupiobladą poświatą księżyca. Mężczyzna instynktownie spuścił wzrok i cofnął się pod ścianę, pozwalając kobiecie przejść obok. Kiedy go mijała, jego ciało przeszył jakiś dziwny, nienaturalny chłód. Jakby sama kostucha musnęła jego twarz swoimi, lodowatymi palcami. Właśnie taka myśl przemknęła mu przez głowę - Śmierć...ale jaka piękna śmierć...

Mocniej ścisnął rączkę walizki i szybkim krokiem ruszył w kierunku postoju taksówek. Kiedy przechodził przez szklane drzwi, odezwał się dzwonek telefonu. Mężczyzna sięgnął do kieszeni, jednak niewielki, chromowany aparat wymykał się ze spoconej ręki niczym mały, elektrowniczy piskorz. Natarczywy odgłos narastał. Zdenerwowany tłuścioch, pochłonięty poszukiwaniem komórki nawet nie zwrócił uwagi, że właśnie zrobił o jeden krok za daleko. Obuta w elegancki mokasyn stopa, samowolnie zeszła z krawężnika wprost na asfalt jezdni. Przeraźliwy dźwięk klaksonu...krzyk rozdzierający powietrze...wyjąca wściekle syrena ambulansu.

Alicja obejrzała się od niechcenia w kierunku z którego dobiegła kakofoniczna muzyka wypadku. Wsiadła do pociągu. Konduktor w lekko wymiętym, granatowym uniformie, rzucił komunikat przez krótkofalówkę, zadął w gwizdek i ruszyli.

Przez okno w ciemnym wagonie młoda kobieta obserwowała zmieniający się krajobraz. Widziała jak wszystko co znała, do czego była przywiązana przez całe swoje śmiertelne życie oraz nadnaturalną egzystencję, zostaje gdzieś z tyłu, znika na zawsze. Szczupła dłoń spoczęła na chłodnej, brudnej szybie. Co takiego dawała jej nadnaturalna potęga... nic. Nie mogła zatrzymać tych przelatujących za oknem punktów, miejsc które kochała, nie mogła zostać. Wiedziała, że nie może dyskutować z wolą Matki. Nagle drzwi oddzielające od siebie wagony otworzyły się ze zgrzytem.

- Pani, słyszał pani! Co za młodzież! Do czego to dzisiaj dochodzi!
- taszcząca wielką, plastikową reklamówkę staruszka pomstowała do swojej równie objuczonej towarzyszki.

- Tak pani! Piwsko chleją, narkotyzują się i Bóg jeden raczy wiedzieć co jeszcze!- druga babinka, przytakiwała jej, próbując przedostać się na drugi koniec ciemnego wagonu.

Skrzekliwe głosy staruszek niczym kamienie wrzucane w czarne, podziemne jezioro mąciły spokój i uniemożliwiały zebranie myśli Alicji. Rozdrażniona kobieta uniosła lekko górna wargę obnażając nienaturalnie, długie kły. Kiedy podniosła się z siedzenia stojąca bliżej kobieta krzyknęła przestraszona i upuściła dźwigany z mozołem pakunek.

- Jezus, Maryjo ale mnie pani przestraszyła - sapnęła, oddychając ciężko.

W wyczulone nozdrza młodej Lasombry uderzyła ostra woń potu, moczu i naftaliny. Kobieta skrzywiła się z odrazą. Drobna ręka zacisnęła się na plastikowym oparciu siedzenia, pozostawiając w nim pięć głębokich wgnieceń. Wyminęła zalęknione, śmierdzące worki na mięso i kości, ruszyła w stronę z której dobiegały śmiechy oraz głośne okrzyki. W Alicji wezbrał gniew, bestia poruszyła się w jej wnętrzu. Balansując na wysokich obcasach w chwiejącym się i co chwila podskakującym pociągu minęła wpatrującego się w nią bladego okularnika. Świetlówki w wagonie zaczęły przygasać i delikatnie mrugać zaraz gdy Alicja do niego weszła, kiedy była mniej więcej w połowie drogi światło zgasło w całym pociągu. Maszyna zahamowała gwałtownie. Z końca składu rozległy się okrzyki złości i wiązanka obelg pod adresem maszynisty i całej jego rodziny. Spotkała ich na końcu wagonu, pęd powietrza wdzierający się przez niedomknięte, zdezelowane drzwi rozwiewał jej włosy, które teraz falowały niczym wężowe pukle gorgony. Wyrostek coś powiedział, chyba nawet dotknął swoją brudną, zachlapaną piwskiem ręką jej ramienia. Alicja przymknęła oczy i otworzyła swoje wnętrze, pozwoliłaby wypłynął z niej mrok w najczystszej postaci. Pierwszy wyleciał z wagonu niczym szmaciana lalka, agonią drugiego mogła się sycić powoli. Mroczne ramiona oplotły ciało ofiary. Chłopak patrzył jak z ogromną prędkością nadciąga koniec. Betonowy filar trakcji elektrycznej, położył kres jego przyziemnym marzeniom, tworząc z jego głowy krwawą miazgę. Zdekapitowane ciało stoczyło się po nasypie, krew powoli wsiąkała w żwirowe podłoże. Jakież było zdziwienie kobiety, kiedy świadek jej przerażającego czynu zamiast uciec w popłochu, przywitał ją grzecznie.

Alicja z obrzydzeniem rozglądała się w koło. Zapewne niegdyś piękny i wystawny pałacyk był obecnie niczym więcej jak rozwalającą się ruderą. Odpadający tynk, grzyb w każdym rogu, wszechobecny zapach szczynów i gnijących śmieci. W kilku słowach - syf, kiła i mogiła. Co do Sfory, która ich tak "gościnnie" przyjęła, nie wyglądali oni wiele lepiej. Kobieta skrzywiła się. Kiedy chciała założyć nogę na nogę z niesmakiem spostrzegła, szarawą, ciągnącą się smugę, gumy do żucia. Co ona właściwie tu robiła? A... tak... miała z tą dziwaczną zbieraniną stworzyć Sforę i ruszyć na wezwanie Arcybiskupa Krakowa. Alicja roztarła czoło dłonią, gdyby nie to, że nie żyła od jakichś dobrych dwudziestu lat przysięgłaby, że dopadł ją nagły atak migreny. Do tego jeszcze lokalny priscus został pobity przez własną Sforę i leżał w piwnicy w letargu. Nawałnicę czarnych myśli, jaka szalała w głowie Alicji przerwało pojawienie się mydłkowatego blondasa. Buńczuczny ton i wyzywające spojrzenie mężczyzny przelało czarę goryczy. Kobieta wstała z krzesła i oparła dłonie na starym, masywnym, dębowym oparciu. Drewno chrupnęło nieprzyjemnie.

- Dziękuję za zaufanie - wysyczała sarkastycznie w stronę Aleksandra - ale jedna wspólna podróż pociągiem, nie upoważnia cię jeszcze, żebyś kiwał na mnie...jak, nie przymierzając, na jakąś Brujahską dziwkę.

Lodowate spojrzenie ciemnych oczu przeniosło się na Hamida.

- A Ty kim jesteś, żeby nam coś narzucać? Masz w ogóle jakieś pojęcie na temat rytuałów? Dla mnie mógł byś być samym 07 zgłoś się albo Matą Hari po operacji zmiany płci! Wybacz, ale nie widzę co ma jedno do drugiego... - drewniane oparcie jęknęło przeciągle, gruba deska złamała się w kobiecych dłoniach niczym zwykła zapałka - I nie życzę sobie, więcej takich..."wymownych" spojrzeń...

Fanael 24-11-2008 10:58

Banda indywidualistów, którzy zwykle nie przeżywają pierwszej akcji Hamid obawiał się, że jego uczucia były aż nadto widoczne na zewnątrz.
- A czy ja wam cokolwiek narzucam? Uznałem, że w występującej tutaj parodii Sabatu żart jest jak najbardziej na miejscu. Naprawdę bawicie mnie wszyscy, przyznaję. Nosferatu zachowują się jak na siebie normalnie, żaden nie chce przewodzić naszej zgrai, bo do sfory to nam dalej niż do Mekki. Ale dalej to już naprawdę... Ten tutaj - Hamid wskazał otwartą dłonią na Aleksandra - sam stwierdza, że nikogo nie zna i głosuje, bo tak a nie inaczej podpowiada mu nieużywany dawno organ. A na samym końcu wyniosła kobieta, która uważa, że przewodzenie sforze, to znajomość rytuałów. - Arab złożył ręce na piersi i oparł się bokiem o futrynę - Wybaczcie, że nie rozumiem kto to 07, a o Mata Hari wiem tylko tyle, że była jakimś europejskim szpiegiem. Nie jestem w stawie ocenić, czy mają coś wspólnego z tematem dyskusji. Dyskusji, którą trzeba szybko zakończyć, bo czas nagli, a o wyniku decydujemy jak widać tylko my dwoje. Powiem tak: nie życzysz sobie moich wymownych spojrzeń, to zamknij oczy, albo powiedz otwarcie, że sama chcesz władzy. Bić się o nią nie warto. Wystarczy, że się przyznasz na czym Ci zależy. Przyklasnę Ci i będę modlił się do Allaha, byś poprowadziła nas do zwycięstwa. A co do tego kim jestem... Hamid Dur Fahat z klanu Tzimisce, serca Sabatu.

Vampire 25-11-2008 18:12

Aleksander przygryzł wargi z lekko zniesmaczoną miną. Nienawidził jak dzieje się coś takiego, gdyby tu był jakiś Lasombra, on by prowadził. Wyjrzał jeszcze raz przez okno, popatrzył po wszystkich i odrzekł z lekko już zrezygnowanym tonem.
-Nie znoszę gdy coś takiego się dzieje. Demokracji też nie lubię, ale trudno. Nie o to chodzi, byśmy się wszyscy tutaj pozabijali. Jeżeli mamy współgrać, tworzyć jakieś społeczeństwo, dzielić miejsca w sforze to nie możemy sobie skakać do gardeł! Cóż Ci moja droga nie odpowiada? Coś kazało mi wybrać ciebie, a to że nie znasz rytuałów to nie ma rzecz, to nie potrzeba znać się na rytuałach tylko w tym przypadku na strategii i mieć umysł, który pomoże przewidzieć ruchy Camarilli. Na rytuałach pewno zna się nasz kolega. -wskazał na Hamida -Ja raczej na rytuałach też zbytnio się nie znam, lecz jakoś pomóc mogę, jeśliby trzeba było. A na dobry, początek... Zwą mnie Aleksandrem... - uśmiechnął się i wykręcił głowę niczym pies. Wnet zobaczyliście jak jego krótkie czarne włosy jakby wraz ze skórą się odginały. Otwierały zakrytą płatami skóry przylegając i jakby "sklejając" się ze skórą na głowie tworząc obrzydliwie obślizgłą i gładką skórę. Zaś z tejże jamy, która skrywana była przez skórę wyłoniła się długa błona, podtrzymywana i usztywniona przez coś w stylu rogów. Gdy wyciągnęła się na wierzch do końca wyglądało to obrzydliwie, lecz budziło respekt. A wyglądało to tak...


MigdaelETher 25-11-2008 22:59

Kobieta nie wiedziała czy śmiać się czy płakać, zamiast tego spoglądała to na obrzydliwą zuloformę Aleksandra, to na anielsko piękne oblicze Hamida. Spróbuję jeszcze raz.

- Coś się wam do ciężkiej cholery na uszy rzuciło? Czy głuchota to może jakaś nowa wada klanowa Tzimisci? Jeśli nie rozumiecie tego co się do was mówi czytajcie z ruchu moich macek...
- z miejsca w którym stała kobieta jakby nagle zniknęło całe światło.

Włosy Alicji wydłużyły się nienaturalnie, tworząc długie czarne, wijące się pasma. Z pod ubrania, z pomiędzy jego fałd i załamań materiału wypełzły żywe cienie. Zaczęły się wić w koło drobnej sylwetki, która stała się tylko niewyraźnym mrocznym zarysem.

- Padło proste pytanie! Czy ktoś z nas może zostać klechą, priscusem, kapłanem jak kto woli i odprawić rytuały, a konkretnie Valderie! W ogóle nie było mowy które z nas ma przewodzić!
- czarna macka śmignęła tuz koło czegoś, co jeszcze chwilę temu było uchem Aleksandra - Do twojej wiadomości mój drogi, właśnie po to jest Valderia, żebyśmy nie skakali sobie do gardeł i żebyśmy mogli na spokojnie wyłonić przywódcę. Nie mówcie, że mam wam wszystko tłumaczyć, jak nowo wygrzebanym szczylom?!

Kłębiący się mrok westchnął ciężko.

- Naprawdę będzie z nas dziwaczny twór, o dwóch sercach ale przynajmniej tylko jednej głowie
- skwitowała kobieta sarkastycznym tonem.

- Macie racje nie przeciągajmy dłużej. Wy dwaj już powiedzieliście, że nie macie bladego pojęcia o odprawianiu rytuałów, ja też, zostajesz nam tylko Ty...? - ciemny, pulsujący wąż wskazał na stojącą z boku Nosferatkę.

Ratkin 28-11-2008 21:49

Marysia w ciszy przysłuchiwała się sprzeczce młodych kainitów. Ich problemy z zrozumieniem najprostszych pojęć związanych z egzystencją jako członkowie Sabatu byłaby dla niej nawet zabawne, gdyby nie zaistniałe okoliczności. Czas naglił.

Przemiana Aleksandra nie zrobiła na niej wrażenia. Diabły, zwłaszcza młode, zawsze epatowały swoimi zdolnościami do zabawy z własnym ciałem. Nie oznaczało to jednak, że powstrzymała się od reakcji na jego poczynania.

-Synek, schowaj tę kryzę. Mam wrażenie że jeszcze wiele różnych facjat w lustrze ujrzysz zanim dojdzie do ciebie z czym igrasz...

Kiedy zaskoczony Tzimisce odwrócił się i spojrzał na nią, dodała:

-Żebyś tylko wtedy już swojej własnej nie zapomniał.... -westchnęła ostentacyjnie i zwróciła się do reszty zgromadzenia. W promieniu paru metrów powietrze nabrało słodkiego posmaku zgnilizny. Jej wzrok po szybkim zmierzeniu całej trójki spotkał się z spojrzeniem Alicji. Ta trochę straciła w oczach Nosferatki, zbyt pochopnie dając się sprowokować do użycia swoich zdolności. Z drugiej jednak strony, w kasze sobie dmuchać dzioucha nie da, i dobrze...

-Dobrze, widzę że rozpętałam burzę w szklance wody... -przeniosła swój wzrok na Hamida.

-Pewnie w waszych sforach kapłan zwał się mułłą, ale cóż, nie będę cię winić za ograniczenie i niezdolność do odrzucenia swojego człowieczeństwa... jakiekolwiek by ono nie było... aniołku.- kpiąco uśmiechnęła się do drugiego Tzimisce. Ciekawe czy w zulo wyrosną mu skrzydełka... -Nie martw się, u nas też ciężko niektórym zapomnieć, że ksiądz z ambony powinien łajać pijaków lejących swoje żony, a nie mieszać się w politykę... w każdym razie pojmij, że u nas kapłan to nie przywódca Sfory...

-Jeśli żadne z was nie zna rytuałów, to sama odprawię wam Vaulderie. Widzimy się za pięć minut w "lochu".


Nie przejmując się ich dalszymi poczynaniami Marysia szybkim, sprężystym krokiem opuściła pomieszczenie, pozostawiając młodych kainitów samym sobie.

-Hamid, tak, to tam gdzie się obudziłeś. Postarajcie się przez te parę chwil nie pozabijać się.- rzuciła jeszcze znikając w drzwiach prowadzących do drugiego skrzydła pałacyku. Mózgi wam wypierze, to będziecie jak w zegarku chodzić. Jeśli będzie co wyprać w ogóle...

Marlena bacznie przyglądała się swojej "krewniaczce". Nie było trudno zauważyć że Marysia unikała jakiegokolwiek kontaktu z nią...

MigdaelETher 05-12-2008 20:14

Alicja obojętna na reakcję i przemyślenia przyszłych członków swojej Sfory, ruszyła na poszukiwanie łazienki, lub innego pomieszczenia, które mogła wykorzystać w roli przebieralni. Chyba mijali coś takiego po drodze. Obcasy czarnych, klasycznych szpilek miarowo stukały o podłogę, która kiedyś za pewne była pokryta kaflami tworzącymi w odległej przeszłości urokliwa mozaikę. Faktycznie, nie szukała zbyt długo. Pod schodami, prowadzącymi na piętro w zrujnowanym holu, znajdowały się drzwi z krzywo przybitym rysunkiem małej dziewczynki siedzącej na nocniczku. Ze wstrętem nacisnęła pordzewiałą, pokryta zaschniętym czarnym szlamem klamkę.

Niewielkie pomieszczenie musiało kiedyś pełnić rolę toalety. Wielka emaliowana wanna na lwich nóżkach pełna była brunatnoczerwonej, płynnej substancji. Mogła to być woda z rdzą, bo odkręcając kurek, w tej walącej się ruderze można było spodziewać się tylko takiego brązowawego żuru lub krew. Kobieta podeszła do krawędzi wanny i zanurzyła palec w jej zawartości, a potem uniosła go do nosa. Delikatnie wciągnęła powietrze. Tak..., jednak krew. Całe pomieszczenie było przerażająco brudne, ktoś jako dekorację zawiesił na ścianie girlandę ze zużytych tamponów. Kobieta lawirując między stratami śmieci, zaschniętych odpadków, łudząco przypominających zmumifikowane ludzkie szczątki, przedarła się do miejsca, które wydało jej się względnie czyste. Wyciągnęła z kieszeni eleganckiego kostiumu paczkę chusteczek higienicznych i starannie rozłożyła je na najmniej usyfionym kawałku podłogi. Kiedy już skończyła, krytycznie przyjrzała się swemu dziełu i westchnęła zrezygnowana. Z prawdziwym pietyzmem postawiła na tak przygotowanej podłodze skórzana torbę podróżną marki Lui Vitton, zamek wizgnął przeciągle. Dokonując karkołomnych ewolucji, balansując to na jednej to na drugiej nodze Alicja przebrała się w swój sabatniczy uniform.




Złożony w idealną kostkę kostiumik Chanel trafił do torby. Dziewczyna podeszła do drzwi. Klamka od środka wyglądała jeszcze gorzej niż z zewnątrz. Ktoś zgrabnie owinął w koło niej pokaźny kawałek jelita cienkiego, pozwalając by jelito grube wraz z odbytnicą swobodnie dyndało tuż nad ziemią. Drzwi wyleciały z futryny, potraktowane potężnym kopniakiem, obutej w wysoki lateksowy but, kobiecej stopy.

Nie zawracając większej uwagi na zdziwione spojrzenia pozostałych wampirów Alicja skierowała swe kroki wprost do piwnicy. Kiedy tylko zeszła w dół, po starych, skrzypiących schodach pochłonęła ją ciemność.

Od razu lepiej - pomyślała Lasombra - przynajmniej nie widać syfu i bałaganu, gdyby tylko nie śmierdziało tu tak grzybem i stęchlizną...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:42.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172