Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-08-2009, 00:10   #21
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Dzwonek telefonu nie przestraszył Sir Jozefa Wils'a, mimo to jego serce przyśpieszyło bicie dwukrotnie. Odłożył papierosa i rozdmuchał dym tak, jakby ktoś mógł na odległość wyczuć woń nikotyny.
- Halo?!
- Witaj Jozefie. - przywitał się głos. Głos był czysty, bez akcentu zdradzającego pochodzenia.
- Witam Tomasie.
- Jak ma się wyprawa?
Wils nie odpowiedział. Jego brwi ułożyły się w pozę zdziwienia. No bo jak może iść, pomyślał, przecież dopiero ruszyli. Spojrzał na zegarek.
- Wyruszyli jakąś godzinę temu. Trochę jesteś nadgorliwy, nie sądzisz?
- Taki mój przywilej. Przypominam o zdawaniu relacji. - Powiedział bez pardonu, po czym dodał: - wyślij morse'a - i odłożył słuchawkę. Wils odczekał chwilę i wcisnął jedynkę.
- Teasy?! Niech Jerry czeka na mnie za piętnaście minut. Jadę do domu. - nie czekając na odpowiedź, odłożył telefon i kliknął wyłącznik w laptopie. Schował go w pokrowiec, ubrał się - prawie zapominając o nieodzownym nakryciu głowy - i wyszedł.

********

Paterson spał na sofie. Znowu się urżnął i zasnął przy Świecie Według Bundych. Regulator telewizora wył na cały regulator, a jego kotka zdążyła zjeść resztkę pizzy, którą zamówił przed dwiema godzinami. Pozostali lokatorzy bloku byli przyzwyczajeni do mało sąsiedzkiego stylu bycia Tima Patersona. Zważywszy na jego uporczywe wystawianie śmieci przed drzwi. Tim przekręcał się właśnie na drugi bok, gdy obudził go dźwięk tłuczonego szkła. Wstał lekko oszołomiony. No, lekko, to mało powiedziane. Ważne, że wstał. Może gdyby był w trochę lepszym stanie, zdałby sobie szybciej sprawę z sytuacji, w jakiej się znalazł. Może to by go uchroniło przed tym, co się później stało.
Wstał, zakładając jednego laczka - drugi się gdzieś zapałętał - i ruszył w stronę przedpokoju. Przechodząc próg zobaczył światła wlewające się do dość ciemnego korytarzyka, światła latarki.
- Stać! Policja! - usłyszał i rzucił się do ucieczki.
- Stać! Policja! Mamy nakaz rewizji! - ruszał jeden z policjantów, uchylając rozbite drzwi. Tim już tego nie widział. Biegł, już boso, do pokoju obok. Policjanci uzbrojeni w broń długą ruszyli za nim.
- Stój! - wrzasnął jeden z nich.
Tim Paterson zatrzasnął drzwi za sobą. Sypialnia była niewielka. Usiadł za łóżkiem zakrywając uszy rękoma. Drzwi nie stawiały oporu. Zostały rozbite jednym kopniakiem. Do pomieszczenia powolnym krokiem wszedł oficer. Wyciągnął z kieszeni pistolet, po czym strzelił do Patersona i rzucił mu pistolet pod ręce.
- Czysto!

********

Daliście radę w mniej lub bardziej profesjonalny sposób przejść na drugą stronę tego wąskiego korytarzyka. Co było po drugiej stronie, nie zaskoczyło was. A przynajmniej nie wszystkich.
Obraz nie był może wyraźny albo lepiej rzec - jasny - ale zdawało wam się, że przed wami jest rozwidlenie. Po kilku krokach okazało się jednak, że to większa komnata, z której w prawo od wejścia było wielgaśne ujście. Światło nie dochodziło nigdzie, więc nie wiedzieliście, co tam jest. Na środku komnaty jest grubaśny filar. Z trójka albo czwórka was musiałaby się złapać za ręce, by móc go objąć. W prawo dość szeroki korytarz, schodzący stanowczo w dół. Natomiast na wprost za filarem malutki korytarz, do którego wam nie śpieszno. No bo kto lubi się czołgać, ciągnąc za sobą plecak? A nigdy nie wiadomo, czy nie trzeba się będzie cofnąć.

Słupy świateł biegały po ścianach jaskini. Wrażenie, jakie wcześniej na was wywarło to miejsce, było niczym z tym, jak teraz się czuliście. Komnata z filarem zdawała się nie mieć końca. Tylko zdawała, bo kończyła się po 6-7 metrach, ale liczne stalaktyty i różne inne formacje uniemożliwiały jednoczesnego ogarnięcia tego wszystkiego wzrokiem. Woda kapiąca z wielu z nich ciekła wam na głowę, ramiona czy ręce. Wiedzieliście, to nie będzie sucha wyprawa. Stanęliście w rządku, próbując rzucić okiem, ogarnąć to. Nie dało się.

Krople wybijały równomierny rytm. Wcześniej na to nie zwracaliście uwagi, ale gdy zaległa cisza...


Nikołaj:
Podszedłeś do Benza:
-Rodger możemy pogadać?
Benz skinął głową i udaliście się kawałek w bok.
-Rodger... Pozwolisz, że będę mówił bez zbędnego... Jak Wy to mówicie? Owijania w bawełnę, mam. Po kiego wpuściłeś tu żołnierzyka z bronią? Coś nam tu zagraża?
- wydaje mi się, że nie. Ale Jozef nalegał, żeby środki ostrożności były powzięte.
-Czyli wepchnął CI kogoś z bronią? Nie wiesz po co i nie wiesz dokładnie kto to?
- Sam go wybrałem, a przynajmniej tak mi się wydaje -
Benz uśmiechnął się lekko - z tym, że Wils bardzo go zachwalał...
-Dziwne. Dobra, trzeba iść na te rutynowe sprawdzanie jaskiń z ludźmi o których mało wiemy. I to przynajmniej jednym pod bronią. Świetnie.
- wiemy wiele. Z tym, że Wils dał jasno do zrozumienia, że potrzebny mi ktoś, kto zapewni mi bezpieczeństwo... ktoś, kto zna się na rzeczy. Reszta to specjaliści w jakiejś tam dziedzinie. Ty natomiast jesteś moim wariantem bezpieczeństwa.

Odszedłeś już krok od Rogera.
- poczekaj chwilkę. - Rodger rzucił gdy odchodziłeś. - Ten cały William, gdzieś go widziałem wcześniej. Od kiedy gajerkowicze siedzą w plenerze i bawią się zabawkami?
-Mnie ciekawią jego kumple. Pracowali w garniakach. Raz, że tam parno dwa, że do pracy marynarkę by chociaż zdjęli. Wyglądali jak z jakiegoś MI-6. Rodger... Widziałeś tego robota? Widziałeś od czego mógłby być popsuty?
- MI-6... - powtórzył cicho w zastanowieniu Rodger. Po chwili zastanowienia opowiedział - nigdy nikt w moich wyprawach nie pracował w gajerkach. Co innego konferencje co innego ekspedycja. Vinri? a wyglądał na działającego? - zapytał lekko ironicznie.
-A co mogło go tu popsuć? Skały się na niego rzuciły.
- nie wiem - Rodger pokręcił głową. Dalej był zamyślony.Ruszył powoli w stronę reszty ekspedycji.
-Przypomnij sobie. Nie było na przykład śladów po kulach? Dziura postrzępiona na brzegach o średnicy koło centymetra.
- nie wydaje mi się. - obrócił się lekko do Ciebie. - idźmy do reszty. Bądź czujny.
-Będę. Zastanów się od czego mógł się w jaskini popsuć robot. To Ty nimi się zajmowałeś.
Gdy doszliście starałeś się trzymać końca grupy.

Mike:
Nie mogłeś powiedzieć, że dobrze się czułeś w otoczeniu tych skał. Ciarki przechodziły, jak tylko usłyszałeś te krople.

Jaką drogę musi przebyć woda, żeby tu tak kapać? Nie wiedziałeś. I za specjalnie się nad tym nie zastanawiałeś. Natomiast sama świadomość tego, że w razie czego, nikt by was stąd nie wyciągnął, przyprawiała Cię o brak tchu. Łyk wody i chwila odpoczynku dobrze Ci zrobi. Zatem siadasz i przypatrujesz się reszcie. Tylko żeby odciągnąć od tych strasznych myśli. A to dopiero początek...

Wszyscy:

Ogólnie stanęło na tym, że Benz powinien zadecydować. Benz jednak spojrzał tylko na zegarek. Wymamrotał coś pod siebie i stał, wpatrzony w nicość. Zwróceni byliście w stronę schodzącego w dół szerokiego korytarza idącego, jak się wam wydaje, na południowy - zachód. Wydawałoby się, że to najprostsze i najlepsze wyjście. Dziwnym trafem nikt z was nie myślał o tym, żeby skręcić w prawo. Pójść tym największym korytarzem. Brown stałeś lekko podirytowany sytuacją. Targała Tobą chęć, by przerwać ciszę. By ruszyć gdziekolwiek. By przestać się namyślać, a ruszyć w przestrzeń. Kapanie wibrowało Ci w uszach. Gorzej - kapanie wibrowało wam wszystkim w uszach.

- Boicie się? - wreszcie, jak grom, ciszę przerwał Rodger. - Nie? To źle. Tak? To też niedobrze.


Rzekłszy to ruszył w lewo. Schodząc w dół. Przy zejściu pochyłym kawałkiem skał schylił się. Niektóre stalaktyty sięgał jego głowy. Dopiero teraz, tak naprawdę, zaczynacie doceniać ten plastik leżący na waszym czerepie. Dwa razy się pośliznął i to raz lądując na tyłku. Smuga światła oświetliła przypadkiem płynący potok, a raczej jego mizerną podróbę. Michael, poczułeś coś na nodze, jakby Cię drapnęło. Spojrzałeś przestraszony - to tylko kawałek stalagmitu, o który zahaczyłeś.
Ruszyliście.


 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 11-08-2009 o 00:41.
Fabiano jest offline  
Stary 11-08-2009, 16:03   #22
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że Benz, który bądź co bądź tutaj rządzi, nie lubi podejmować decyzji. Po chwili milczenia zdecydował jednak, w którą stronę powinni się udać. Idą w lewo. Michael nie był zachwycony. Nie miał zbyt wielu okazji w życiu by chadzać po jaskiniach i wolał myśleć, że przynajmniej ci, którzy się na tym znają wiedzą co robić. Natomiast to niezdecydowanie pokazywało tylko, że tak na prawdę nikt nie jest do końca pewien co robić. Decyzja doktorka przypominała bardziej rzut monetą niż wybór poparty jakimiś argumentami. Jak tak dalej będzie im szło, to mogą nie zajść za daleko.

- Boicie się? Nie? To źle. Tak? To też niedobrze - wywalił Rodger, po czym ruszył w stronę wybranego korytarza.

Jarecki wolał się go trzymać, dlatego ruszył zaraz za nim. Początkowy entuzjazm ustępował z wolna miejsca niezadowoleniu. A to przecież dopiero początek. Miał jednak nadzieję, że to co znajdą będzie warte jego wysiłków. Sam nie wiedział na co liczyć, ale miał przeczucie, że będzie to coś wielkiego.

Gdy podążał za Benzem coś drapnęło go w nogę. Zdenerwowany szybko spojrzał w dół, ale to był tylko stalagmit. "Uspokój się człowieku" pomyślał "Serce, nie pompa, może stanąć".
 
Col Frost jest offline  
Stary 13-08-2009, 11:58   #23
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
- Boicie się? - wreszcie, jak grom, ciszę przerwał Rodger. - Nie? To źle. Tak? To też niedobrze.

Albo ma zły humor, albo obtarł sobie dupsko podczas przechodzenia przez tą szczelinę- pomyślał Mike. Być może nie lubił nie potrzebnie dużo gadać. Zresztą nie dziwię się, bo każdy tutaj liczy na niego i to od niego zależą wszystkie decyzje. W końcu on tu dowodzi. Tak czy owak Mike'owi wyglądał on na faceta, który twardo stawia na swoim. W sumie nawet go po części rozumiał. On też sam nigdy nie cierpiał, gdy ktoś zadawał mu zbędne pytania lub oczekiwał od niego zbyt wiele. Każdy ma swój rozum i od czasu do czasu powinien sam podejmować decyzje lub chociaż zdać się na trochę odwagi.
Mike korzystając z chwili, że Benz gadał o czymś z Nikołajem wysupłał z kieszeni dyktafon i odpiął go od paska.

***
Jesteśmy w trakcie wyprawy. Pokonaliśmy zwężenie, a w zasadzie przeszkodę, która stanęła nam na drodze.

***
Mike widząc, że Benz rusza naprzód przewiesił plecak przez ramię i ruszył za nim.

***
Ruszamy dalej. Znajdujemy się w skalnej grocie, na oko o długości trzydziestu metrów i szerokości około pięćdziesięciu. Skalne pomieszczenie przypomina kształtem nieregularny okrąg, z którego prowadzą rozwidlenia na północ, wschód i południowy zachód. My ruszamy w kierunku południowo zachodnim. Taką decyzję podjął Benz. Dookoła stalaktyty i woda. Koniec.

***

Mike schował z powrotem dyktafon do kieszeni i zabezpieczył go przypięciem do paska.

 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"

Ostatnio edytowane przez michau : 13-08-2009 o 19:05. Powód: poprawki stylistyczne.
michau jest offline  
Stary 14-08-2009, 21:56   #24
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Rodgerem zamiast rozwiać wątpliwości wzmogła uczucie niepokoju. Odruchowo położył dłoń na rękojeści noża, chłód broni zwykle go uspokajał, jednak teraz nawet on nie pomógł.
-Boicie się? Nie? To źle. Tak? To też niedobrze.
"Co on, kurwa chce ich nastraszyć?"
Wszyscy ruszyli w lewo, Nikołaj poczekał aż ostatni z z członków wyprawy wejdzie w odnogę jaskini i dopiero ruszył. Upuścił niedopalonego papierosa na ziemię i z przyzwyczajenia go przydeptał. Na odchodne rozejrzał się jeszcze świecąc wszędzie latarką. Może i miał paranoje ale to nie znaczy, że nie chcą go dorwać. Szybko dogonił resztę, nowe buty okazały się strzałem w dziesiątkę a sprzedawca nie kłamał mówiąc o genialnej powłoce antypoślizgowej.
Jedną dłoń ciągle trzymał opartą na rękojeści noża, drugą miał założoną za troki plecaka.

***

Jedną dłoń ciągle trzymał opartą na rękojeści noża, drugą miał założoną za troki plecaka. Krzak uderzył go boleśnie w twarz, jak na złość druga gałąź na wysokości łydki przebiła swymi kolcami nogawkę raniąc skórę. Radović skrzywił się z bólu. Wydłużył krok by nie zostać z tyłu oddziału. Nowo powstałe odciski tętniły bólem. W końcu dołączył do szóstki swoich towarzyszy. Wszyscy śpieszyli się i modlili by żołnierze już ich nie gonili. Tym razem toi nie byli Niemcy, Francuzi czy Polacy, którzy mieli związane prawnie ręce, tym razem gonił ich rosyjski Specnaz, ludzie, którzy gdzieś mieli zasady misji pokojowej.
Nie padł strzał, ranny sierżant padł z dziurą w głowie, wytłumiony WAŁ w wprawnych rękach był zabójcza bronią. Padły jeszcze dwa trupy nim piątka Serbów się zreflektowała co się dzieje, ktoś rzucił krótkie "chodu!", ktoś padł tym razem od niewytłumionej broni. Była ich czwórka, czwórka młodych, przerażonych chłopców na których ktoś postanowił zapolować. Wszyscy się rozbiegli, każdy kurczowo trzymając broń. Ktoś mu mignął po lewej, rozmazana przez kamuflaż sylwetka. Ściągnął spust, wywalając pół magazynka w tamtą stronę. Nie wiedział czy trafił. Ktoś od niego rzucił granat, wszyscy cieli seriami. Nagle wyrosła przed nim sylwetka, wyhamował i uderzył kolbą karabinu wybijając broń tamtego. Specnazowiec okazał się zabójczy i bez karabinu. Uderzył, krótko łokciem w twarz Serba a potem pięścią w splot słoneczny, Radović wypuścił broń łapiąc rozpaczliwie powietrze. Odruchowo zasłonił przedramieniem szyje co uratowało mu życie. Nóż przejechał boleśnie po skórze, tnąc aż do kości. Następny cios padł niżej, Nikołaj znów sparował go ponownie przedramieniem. Trzecie było pchnięcie z prawej strony, Serb w rozpaczliwym akcje ratowania życia dał krok w tył i pchnął ręką dłoń z nożem, nadając jej pędu. Dzięki temu zyskał czas, który mógłby wykorzystać na wyciągnięcie noża, sam nieźle się nim posługiwał. Zamiast tego wydobył niedawno zrabowany rewolwer i ściągnął dwukrotnie spust. Rosyjski komandos dał krok w tył po tym jak dwa naboje .38 utkwiły w jego kamizelce nie przebijając nawet kevlaru. Na całe szczęście dla Serba a dla nieszczęście dla Rosjanina siła uderzenia była wystarczająca by połamać mu kilka żeber. Specnazowiec zgiął się próbując powstrzymać odruch wymiotny, nie trwało to długo ale Nikołajowi wystarczyło. Strzelił ponownie, dwa razy ściągając spust. Nawet kula .38 z tak bliskiej odległości bez problemu przeszła przez hełm. Rosjanin padł martwy, Nikołaj puścił rewolwer i wyszarpnął pistolet, starego, wysłużonego colta 1911. Ręce zranione rosyjskim nożem piekły nieznośnie, rebeliant puścił się biegiem tylko po to by za chwilę paść. Spróbował się podnieść, ale ospałe ciało odmówiło, nóż musiał przeciąć jakąś ważną żyłę. Nikołaj w końcu się poddał i zasnął. Rannego znaleźli go inni Serbowie, oddział, który akurat przechodził obok i usłyszał strzelaninę. Pięćdziesięciu rebeliantów bez problemu poradziło sobie z dziesiątka specnazowców, uratowało też dwójkę ofiar rosyjskiego polowania

***

Nikołaj szedł jako ostatni, próbując odgonić natrętne wspomnienia.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 15-08-2009, 12:37   #25
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Maszerując LeBlanc wciąż kątem oka obserwował rozmawiającego Serba i Benz'a. Wymienili szybko parę zdań po czym Benz skierował ekipę w zachodni korytarz.

Boicie się? Nie? To źle. Tak? To też niedobrze.

Czego się mamy bać? Ten gość chce nas zatraszyć? Pff...
Rozejrzał się wokół. Parę z mężczyzn wyglądało jakby mieli pełne portki.
Serb wyglądał jak tknięty paralizatorem, wałęsając się na końcu wycieczki.
Tego, który miał na nazwisko Jarecki tak poniosła wyobraźnia, że potykał się o stalagmity z przerażaniem.
No nieźle, rzeczywiście strasznie potrzeba nam na tej wyprawie tchórzy. Przedmiot obaw Radovic'a spoczywał spokojnie w kaburze. Jacques czuł się w 100 procentach bezpieczny.
"Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz"
Przynajmniej teraz idziemy szerokim, okazałym korytarzem. LeBlanc oddychał przestrzenią i napawał się wyglądem jaskini.
Nie wiem, czym kierował się Benz wskazując akurat tę jaskinię ale jego wybór mu się podobał.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 16-08-2009, 19:41   #26
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Colin nie wdawał się z żadnym z członków ekipy w zbędne rozmowy, zresztą póki co nie miałby za bardzo o czym mówić. Czekał więc aż Benz wybierze którąś z dróg, do czego ich szef jakoś nie za bardzo się kwapił. Rodger miał wiele walorów, które czyniły go użytecznym w tej wyprawie, jednak czegoś mu brakowało - charyzmy. Być może było to jedynie mylne pierwsze wrażenie Harlowa, w każdym razie Benz jakoś niechętnie przejmował odpowiedzialność na swoje barki, nie był typem prawdziwego przywódcy. Już w tedy, gdy natknęli się na pierwszą przeszkodę - wąską szczelinę, decyzje musieli podejmować za niego inni. Z drugiej jednak strony, przecież właśnie po to się tu znaleźli, prawda? Gdyby Benz potrafił wszytko zrobić sam to nie potrzebował by sześciu ludzi, to oni mają wykazywać się inwencją, kiedy Rodger nie będzie potrafił rozwiązać jakiegoś problemu. Odpowiedzialność za powodzenie wyprawy spoczywa na każdym z nich, nie zależnie od tego, czy ktoś jest zawodowym grotołazem, czy też amatorem.

- Boicie się? Nie? To źle. Tak? To też niedobrze - rzekł Benz, gdy wreszcie ruszyli korytarzem po lewej.

Colin się nie obawiał, czy coś w ogóle mogło im grozić w tej jaskini? Skoro jednak Rodger nie był pewny swego to również Harlow postanowił zachować czujność.

-Wystarczy na siebie uważać - pomyślał omijając kolejny nisko zawieszony stalaktyt - Grunt to zachować spokój.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 18-08-2009, 23:12   #27
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
A krople wody uderzały o lite skały.



"Co to do cholery było". Benz zamarł. Podniósł powoli rękę i potarł czoło. Głowa mu pękała. Ból był chwilowo nie do zniesienia. Rodger złapał się czegoś by się nie zatoczyć. Zanim jednak zdążył pomyśleć o upadku ból przeszedł. Przypominało mu to wiercenie w zębie, tylko że gdzieś pod potylicą. Jeszcze raz rzucił okiem w stronę gdzie to widział. Nić. Ani śladu poświaty. Benz rozejrzał się uważnie. Był jakieś naście metrów od swoich towarzyszy i stał za stalagnatem przypominającym jakąś toskańską kolumnę. Nie mogli widzieć tego co on. No cóż, ruszył dalej.

Przeszedł kilka kroków gdy nagle ujrzał to co poprzednio. W oddali coś świeciło. Rozejrzał się ponownie (który to już raz robił?) i przyśpieszył znacząco. Słup światła latarki latały to tu to tam, Benz nie zważał na to. Biegł.

Nikołaj:
Strasznie czy nie wszyscy razem ruszyliście za Benzem. Szedłeś na końcu. Zamykasz pochód. Umiesz liczyć prawda? Raz... dwa... trzy... Gdzie jest Brown? Niespecjalnie się rozglądałeś więc i nie zauważyłeś jak światowej sławy archeolog i geolog czmychnął w mrok. Przystanąłeś. Światło latarki nie wychwyciło nic znaczącego. Rozpłynął się.

Natomiast Piter James Wescott Brown miął dość czekania.
Korzystając z okazji i braku światła - bo wyłączyłeś latarkę. Zostałeś z tyłu. A raczej ukryłeś się za skalnym garbem - stalagmitem. Gdy tylko cała reszta odeszła kawałek udałeś się z powrotem w miejsce gdzie droga się rozwidlała, oczywiście w daleko posuniętym pojęciu. Gdy tam dotarłeś włączyłeś dopiero czołową latarkę i skierowałeś się do wąskiego tunelu. To ten, który wybiegał na przeciw korytarza wejściowego. Zdjąłeś plecak i przywiązawszy do niego linę ruszyłeś tym małym korytarzem. Ale nie taki z ciebie amator żeby zapomnieć o znaczniku. Wyciągnąłeś kredę i maznąłeś krzyżyk ze strzałką w stronę wyjścia.

Czegoś podobnego jeszcze nie widziałeś. A raczej nie przeżyłeś. Co prawda Twoje liczne ekspedycje miały różny charakter ale nigdy się nie przeciskałeś tak wąsko. Brnąłeś w to już jakiś czas, ale daleko nie dobrnąłeś. Pierw zaczepił ci się plecak wiec musiałeś się wyszarpnąć. Dwa razy myślałeś, że utknąłeś. Serce waliło Ci cały czas. Kto wykopał taki wąski tunel?, zastanawiałeś się. Próbując się ruszyć do tyłu uznałeś, że to najgorszy pomysł jaki wpadł Ci do głowy. Po kilku, może kilkunastu minutach zmagań byłeś pewien, że źle zrobiłeś. Na szczęście, lekko się rozszerzało. Zaświeciłeś latarką - nic. No o ile wąska dziura była niczym. Czekała Cię jeszcze długa droga - prawdopodobnie.

Nikołaj:
Czyżby zdezerterował? W Twoich czasach za taki czyn była tylko jedna kara. Może go podobnie potraktować?, pomyślałeś. Ciekawe tylko, co Benz na to?
- Nie ma Browana. - powiadomiłeś resztę.

Wszyscy:
Zatrzymaliście się na tą wieść. Światła waszych latarek zamiatały korytarz w poszukiwaniu zaginionego. Przeszliście już jakieś 20-30 metrów i stoicie obok nieregularnej ścianki dzielącej ów korytarz na dwa. Kawałek dalej była następna ścianka. Nic. O ile stalaktyty, stalagmity i inne tyty, można nazwać niczym. Browna między wami rzeczywiście nie było. Wszystkie światła były skierowane do przodu, czyli raczej nie wyprzedził was. Mike, możesz być wreszcie spokojny, Twój prześladowca przepadł bez śladu.

Nie dajecie jednak za wygraną, nasłuchujecie. Słychać jedynie kroki Benza, który jest jakieś 15 metrów przed wami. Kapanie wody. Kroki nagle przyśpieszyły. Nie świecicie już do przodu więc zauważyliście jak światło jego latarki migocze i krąży to po suficie to po ścianach. Tam coś się dzieje. Zapominacie o światowej sławy archeologu ruszacie jak najszybciej do Rodgera. Jak najszybciej nie oznacza biegu - przecież tu się idzie zabić o te stalacosie. A posadzka ślizga jak cholera.

Zaraz za drugą ścianką jest przewężenie. Mało dbacie o to co się stanie jeśli wyrżniecie się na tym szlamie, który właśnie mlaska pod waszymi butami. Tępo zarzuciliście duże. Za nim się spostrzegliście przebrnęliście za przewężenie gdzie i okazało się, że zaraz za nim jest duży spad. Mike, zsunąłeś się po pochyłej posadzce. I o mało nie zostałeś przygnieciony przez Leblanca.

Szybki rzut okiem:

Korytarz. Zdziwieni? Latarki poszły w ruch. Korytarz był krótki.
- Coś z pięć metrów, ocenił Harlow.
Natomiast za korytarzem była niewielka, ale i też nie mała salka. Podłużna i niewysoka. Zaraz przed wejściem, na prawo, macie dwa małe tuneliki - mało przejrzyste. Idąc dalej prawą stroną zobaczycie bardzo ciasny korytarzyk i zaraz za nim większy, do którego dochodzi ów maluszek. Razem cztery. Za nimi kolejne dwa, które się też łączą. Wychodzi, że wszystkie pary są połączone. Razem sześć. I na lewo od wejścia większy tunel.
I ani śladu Benza.
- I co teraa - zawołał Miachael Jarecki?
No właśnie, co teraz?
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 19-08-2009, 00:14   #28
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Pytanie Jareckiego zawisło w powietrzu, Nikołaj nie miał zamiaru odpowiadać. Sytuacja była nieciekawa, dwóch na trzech grotołazów zniknęło. Jeden się cofnął, pewnie ze strachu, drugi pobiegł do przodu. Pobiegł!
Radović ciągle trzymając jedną rękę na nożu chwycił pewniej drugą latarkę. Promień światła odsłaniał punktowo ciemność, Serb podszedł do pierwszego korytarza. Prostym gestem poprosił resztę ekipy o ciszę, nasłuchiwał. Nic, poświecił. Tunel łączył się szybko z drugim, przechodząc w jeden. Ten z którym się łączył niestety okazał się zawalony. Nikołaj powiadomił o tym resztę.
-Zawalony, tu nie wbiegł.
Przyjrzał się jeszcze raz zawalonemu.
"Czyżby się łączył z kolejnym?"
-Przed zawaleniem chyba się łączył z tym po prawej i z tym po lewej.
Podszedł do następnego, tego z którym zawalony się łączył. Ten sięgał daleko ale był wąski i to bardzo. Znów trzeba by było się przeciskać.
-Sięga daleko ale jest wąski jak... No, jest bardzo wąski.
Następne dwa dla odmiany również się łączyły i dla odmiany były wąskie. Co prawda nie tak jak poprzedni ale Serb nie miał ochoty się przez nie przeciskać.
-Te są trochę szersze. Trochę...
Nikołaj znów przystanął i nasłuchiwał. Cisza. Pora na ostatni, mechanik zrezygnowany podszedł do tunelu, który zostawił na koniec. Stał chwilę w ciszy. Nic. Zaświecił. Ten był szeroki, człowiek mógł tu iść bez problemu. A jeśli Benz biegł to tylko tym w poprzednich nie uzyskał by takiej przewagi i Nikołaj zobaczyłby go. Serb wpadł nagle na pomysł, szalony ale jednak, wrócił do reszty.
-Ostatni tunel jest najszerszy, człowiek tam przejdzie bez problemu. Benz musiał pójść tamtym. Browna już nie spotkamy, pewnie spanikował i wrócił. Zaraz spróbuje go wywołać.
Radović odpiął od paska krótkofalówkę.
-Brown! Brown! Słyszysz mnie?!
Cisza.
-Brown!
Cisza.
-Pewnie skały uniemożliwiają rozmowę. Spróbuję z Benzem.
-Benz! Jesteś tam?!
Szum, jakby Rodger nie podnosił.
-Rodger do cholery! Jesteś?!
Szum...
Serb schował krótkofalówkę i zaklął po rosyjsku.
-Dobra... Trzeba pójść za Benzem. Jeden z nas może pobiec przodem, oczywiście zatrzymując się co pewien czas i kontaktując się przez krótkofalówkę. Mogę pobiec, biegam dość szybko, jestem wytrzymały a i znam się na pierwszej pomocy jakby coś Rodgerowi się stało. Najlepiej by było jakby ktoś z Was wziął trochę mego sprzętu. Odciążony będę biegł szybciej.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 20-08-2009, 20:29   #29
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
-Brown zniknął- o skalne ściany słowa odbiły się niczym echo.

Zabrzmiały tak jakby czekały tylko na to, by je wypowiedzieć. Wiecie jak to jest, akurat kiedy ogłasza się złe wieści na moment przed ich usłyszeniem panuje jakaś dziwna, niezmącona cisza albo dziwne napięcie. Tak to też odczuł Mikel. Brown? Mike rozejrzał się po wszystkich. Ano tak, to ten "zarośnięty". Chociaż nie lubił go za bardzo (po tym co wcześniej od niego usłyszał) zaniepokoił się nieco, a przede wszystkim był cholernie ciekawy, co się z nim stało. Założę się, że poszedł gdzieś na własną rękę- pomyślał Mike przez chwilę.

Z zamyślenia wyrwało go moment, gdy Benz niespodziewanie ruszył do przodu. Gdy stali rozglądając się na boki w poszukiwaniu Brown'a, Rodger nagle zaczął biec do przodu. Wyglądało to tak, jakby coś tam zobaczył i po prostu runął przed siebie. Dojrzał coś niesamowitego, coś co go zainteresowało? A może skarb? Hah, skarb- Mike'owi przez moment przypomnieli się Piraci z Karaibów. Nie pora jednak na żarty. Co dziwne, wszyscy niespodziewanie ruszyli za "dowódcą" wyprawy. Ekipa poruszała się tak szybko, że Mike w pewnym momencie poślizgnął się na mokrej skałce i przytarł dupskiem o chropowate podłoże. Bardziej niż chropowate przeszkadzało mu to, że było całe mokre. Do tego omal nie przygniótł go Francuz.

Gdy zsunął się z mokrej skałki i dotarł do pozostałych Nikołaj lustrował tunele, które znajdowały się przed nimi. Serb przyświecając latarką i spoglądając na tunele zaczął przedstawiać sytuację. Część z nich zawalona, tylko jeden szerszy. Tylko przez ten mógł pobiec Benz. Przez resztę po prostu się nie dało. Trzeba byłoby się przeciskać, a to by natychmiast usłyszeli, bo na moment zaległą cisza- wszyscy nasłuchiwali.

Mike zdołał złapać już oddech, ale jego tętno było przyspieszone. Wyciągnął z kieszenie dyktafon.


***
Od momentu pokonania pierwszego przesmyku minęło- Mike spojrzał na zegarek, chociaż nie był pewien czasu, bo nie sprawdzał wcześniej godziny, jednak po chwili zastanowienia rzucił: - około dwie godziny. Benz wydarł do przodu. Staramy się wywołać go przez radio. Brown gdzieś zniknął, przypuszczamy, że został w tyle, zwiedza jaskinie na własną rękę lub coś mu się stało. Też nie odpowiada na wezwanie przez radio- Mike dokończył po chwili, gdy usłyszał nieudane próby wywołania przez Nikołaja obu członków ekipy. Chyba ruszymy napierw, żeby znaleźć Rodger'a, a potem zajmiemy się Brownem.
Koniec.
***


- Wydaje mi się, że Brown poszedł gdzieś na własną rękę. Wątpie, żeby coś mu się stało- usłyszelibyśmy jak woła o pomoc. Mam dziwne przeczucia co do Benz'a. Ruszył jak szalony przed siebie. Tak czy owak, proponuję ruszyć za nim, tym najszerszym tunelem i nie stać tu ani chwili dłużej.- powiedział na głosMike.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"

Ostatnio edytowane przez michau : 20-08-2009 o 20:32.
michau jest offline  
Stary 20-08-2009, 23:56   #30
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Nie ma Browna - dotarło do uszu Michaela.

"Jak to nie ma?" chciał odruchowo odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. Starał się sobie przypomnieć, który z jego towarzyszy nazywa się Brown. Nagle przyszedł mu do głowy owłosiony archeolog. Czyżby znalazł coś ciekawego? Jarecki dobrze znał to uczucie towarzyszące odkryciom, gdy zapomina się o całym świecie, a o bezpieczeństwie przede wszystkim. Młody historyk uznał to za całkiem prawdopodobną wersję wydarzeń, więc postanowił, tak samo jak inni, udać się za Benzem, który również zniknął im z oczu.

Piątka mężczyzn ruszyła na przód, ale światło z latarki doktorka wciąż się oddalało. Wszyscy zwiększyli tempo do szybkiego marszu, a z czasem nawet do biegu. Nagle kwestia wyrżnięcia się przestała mieć znaczenie. Każdy biegł przed siebie i starał się dogonić Rodgera.

Niesłusznie, jak się okazało, przestali zważać na to co mają po nogami. Dotarli do sporego spadu, po którym dwójka z nich delikatnie zsunęła się na własnych tyłkach. Pozostali, ponieważ zostali trochę z tyłu, zdołali wyhamować. Gdy Michael schodził na dół, rozejrzał się dookoła.

Dotarli do jakiegoś pomieszczenia, z którego wychodziło co najmniej 5 korytarzy (w tym ten, którym przyszli). Doktorek mógł ruszyć każdym z nich.

- I co teraaa... - spytał Jarecki, a za chwilę poślizgnął się na tym szlamie i podobnie jak koledzy, zjechał na tyłku po pochyłości. Gdy wstał zabrał się za oczyszczanie spodni w stopniu w jakim jeszcze można było je oczyścić.

W międzyczasie ten od "manualnych zdolności" rozejrzał się po wszystkich odnogach jaskini. Gdy wrócił do reszty oznajmił:

- Ostatni tunel jest najszerszy, człowiek tam przejdzie bez problemu. Benz musiał pójść tamtym. Browna już nie spotkamy, pewnie spanikował i wrócił. Zaraz spróbuje go wywołać.

Spróbował, ale była to nieudana próba. Podobnie rzecz sie miała z wywoływaniem Benza, więc robiło się na prawdę nieciekawie. Zgubili dwóch członków ekipy i to na terenie, którego nikt nie znał.

- Dobra... Trzeba pójść za Benzem. Jeden z nas może pobiec przodem, oczywiście zatrzymując się co pewien czas i kontaktując się przez krótkofalówkę. Mogę pobiec, biegam dość szybko, jestem wytrzymały a i znam się na pierwszej pomocy jakby coś Rodgerowi się stało. Najlepiej by było jakby ktoś z Was wziął trochę mego sprzętu. Odciążony będę biegł szybciej - Radović przedstawił swój plan.

Dziennikarzyna mamrotał coś do swojego dyktafonu. Pewnie cieszy się z niezłego materiału do jakiegoś pismaka. "Najważniejszy jest teraz doktorek, skup się!" ochrzanił się w myślach Michael.

- Poczekajcie - historyk, po chwili zastanowienia, wtrącił się po raz pierwszy od początku wyprawy. - Nie znam sie na łażeniu po jaskiniach, ale wydaje mi się, że bieganie po nich nie jest najlepszym pomysłem. Do tej pory biegaliśmy i dwóch z nas, a właściwie trzech, zjechało sobie po tym spadzie. I tak mieliśmy spore szczęście, że nie natknęliśmy się na bardziej niebezpieczne miejsce. Zależy mi na Rodgerze, ale jeżeli coś mu się stało, to powtarzając jego błąd, czyli bieganie, tobie przydarzy się to samo. A lepiej mieć jednego rannego niż dwóch. Dlatego proponowałbym, żebyśmy ruszyli spokojnie jego tropem i wciąż starali się wywoływać go przez radio.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172