Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-08-2009, 15:55   #1
 
Mubashi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mubashi nie jest za bardzo znany
Swarme - Przekleństwo Starożytnych (+18)

ZOMBIE by ~loboto on deviantART

To był bardzo dziwny dzień. Od samego poranka wszystko szło nie tak. O szóstej rano, w kilku miejscach zawaliły się budynki, zagradzając ulice. Huk, gruzy i pył wypłoszył nie tylko mutantów, ale i ocalałych ze swoich kryjówek. Dwie godziny później na zachmurzonym nieboskłonie, pojawiło się kilka helikopterów. Maszyny osiadły na Starym Rynku i przez resztę dnia w całym mieście słychać było serie z karabinów i ryk nieumarłych.


Ruins by ~Loksburry on deviantART


Ameryka.

Przy wiszących koło telefonów telewizorach, zebrał się mały tłum. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w ekrany, chłonąc obrazy destrukcji z jakiegoś niewielkiego kraju w Europie. Poland, Polska. Zaśmiecony plac, na którym niegdyś spotykało się setki zajętych tylko sobą ludzi, teraz przypominał pole bitwy. Pomnik Walki i Męczeństwa, przewrócono i w okół posiekanej przez kule podstawy leżały szczątki obwarowań - zniszone metalowe skrzynie, stoły, krzesła.
Przed kamerę wybiegł rozczochrany i przerażony reporter.
- A oto... ze środkowej Polski, w którym.. cztery miesiące temu...nastąpiły zamieszki...masowa ucieczka z opętanego chaosem... kraju...obecnie, trwają dyskusje...Rosja, Czechy... dla większego dobra....bombo...ale są nie przekonani do tak gwałtownych działań... - na kilka chwil w kadrze pojawiło się czterech komando, z bronią przy udach i hełmach na głowach. Ich głowy tylko wędrowały na boki, wzrokiem szukając niebezpieczeństwa.
Mężczyzna kontynuował przerywaną przemowę.
Gdzieś z oddali dobiegł dziewczęcy krzyk.
- What the...
Z północy zaczęły wybiegać ludzkie postaci, wrzeszczące coś w jakimś szeleszczącym języku. Komandosi jak jeden mąż przycupnęli i otworzyli ogień. Reporter pisnął i rzucił się w kierunku helikoptera, razem z kamerzystą. Zbliżenie. Zapłakana twarz, cała umorusana w brudzie, którą przecinały tylko jasne linie, ślady po łzach. Chwilę później zbłąkane pociski powaliły filmowaną kobietę.
- Kameruj wszystko! Kameruj! For the God sake, let's go! - ryknął dziennikarz, który obserwował wszystko wielkimi oczami. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżył, chociaż to jego szefostwo posyłało w najniebezpieczniejsze rejony świata. Irak, Afganistan, Korea, Somalia. Wirniki śmiegłowców zaczęły się obracać.
- Startuj, cholera! Przeklęte miejsce! - zwrócił się do pilota.
- Się robi! Takich jaj to jeszcze nie grali.

To wszystko było jakimś złym snem. Nie, to był po prostu makabryczny żart!
Zaczęło się z nastaniem świtu i z początkiem przemarszu. Na czerwonym niebie wszyscy zobaczyli helikoptery, które zaczęły krążyć nad nimi. Wśród ocalałych wybuchła dzika radość, zaczęli skakać, machać koszulami, wchodzić na słupy wysokiego napięcia, byleby tylko okazało się, że to już koniec... Ci starsi z niepokojem usiłowali uspokoić towarzyszy, jednak już część z nich biegła ciasnymi uliczkami w kierunku śmigłowców.
Zobaczyli ich. Cztery ciemne CH-47A wylądowały ostrożnie na Starym Rynku.
- To amerykanie! Amerykańskie flagi!
Biec, biec, to mnie muszą uratować! - takie myśli kołatały się w ich głowach.
Krzyczeli to co im ślina na język przyniosła. Padł strzał.
"Dlaczego do nas strzelają?" Karabiny zaczęły wypluwać z siebie amunicję.
To na pewno jakiś żart! Maszyny poderwały się z ziemi.
Kwadrans później inni przyszli pozostali.
- Studenci, opatrzcie tych których da się odratować. - zakomenderował ktoś - Zostawcie ich, nie będziemy teraz pogrzebów urządzać...

medic by ~dangerousllama on deviantART
 
__________________
Wuargh! Wuargh!
Mubashi jest offline  
Stary 11-08-2009, 16:45   #2
 
Alichino Sora's Avatar
 
Reputacja: 1 Alichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputację
Maja była jedną z osób, które pierwsze wybiegły w stronę helikopterów i które krzyczały najgłośniej. Przez kilka cudownych sekund wierzyła, że to koniec koszmarów, przybyli wybawiciele, jeszcze tylko krótki lot i będzie na bezpiecznej ziemi, poza granicami tego chorego kraju...
Brakowało jej jeszcze jakiś pięćdziesięciu metrów do amerykańskich żołnierzy, kiedy potknęła się o jakiś fragment żelastwa, leżący na ziemi. Upadła, boleśnie zdzierając sobie skórę z nadgarstków. Zaczeła się podnosić, kiedy nad jej głową przeszła seria pocisków z karabinu maszynowego. Ktoś został trafiony, upadł na nią, z powrotem przygniatając do ziemi. Poczuła na plecach ciepło krwi, sączącej się z ran zabitego.
-Skurwysyny - warknęła ze złością, bezsilnie zaciskając pięści.

Po kilku minutach helikoptery odleciały. Maja zwaliła z siebie ciało, starając się nie zastanawiać, kto to był i czy go znała. Była wściekła na siebie, że jak ostatnia idiotka uwierzyła w nagłą możliwość wybawienia i na cały świat, za to, że był taki, jaki był.
Podeszła do grupy medycznej, która właśnie przybyła z obozu.
-Jakieś poważniejsze rany? - zapytała ją jedna z dziewczyn.
-Nie. Mogę wam pomóc - po tych słowach otrzymała apteczkę i zajęła się opatrywaniem rannych.
 
Alichino Sora jest offline  
Stary 11-08-2009, 17:17   #3
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Dzien 12
Miejsce : Lasy nieopodal miasta Bydgoszcz
Godzina 6:57

- (rosyjski)Ruchy , wyczuły nas!
Ścieżka w lesie. Bardzo wąska. 2 Odzianych na ciemno antyterrorystów biegnie wzdłuż lasu w strone miasta.
Szybciej , szybciej...
Tupot butów. A za nimi głośne wycie.
To miała być misja na 1 dzień.
Pierwszy z nich miał w rękach snajperke Dragunow. Drugi biegnący metr za nim Famas. Biegli tak już od ponad 5 minut. Byli do tego przystosowani. Jednakże przeciwnicy którzy mieli w ogóle nie istnieć wydawali się być nie tyle co wyszkoleni w pełnym zakresie komandosa służb specjalnych , ale istoty o nadprzyrodzonych zdolnościach. To były diałby. Takie jak w Czarnobylu. Ale tam przeżyła cała drużyna , a teraz zostało ich tylko 2.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

12 Dni wcześniej...

Budynek w Moskie.
Hunting Moon Squad - Elitarna Grupa Antyterrorystyczna. Widniał taki napis na jednym z wiekszych budynków , raczej magazynów na przedmieściach rosyjskich. Podjechały pod niego 3 czarne Mercedesy. Osoba najważniejsza czyli ta wysiadająca z środkowego szła jako 2 do magazynu. Wydawało się im śpieszyć. Osoba idąca przed grubszym człowiekiem w czarnym garniturze otworzyła mu drzwi do magazynu. Gruby mężczyzna wszedł i podszedł do dużego stołu z napisem "Informacja". Siedziała tam niebrzydka kobieta ubrana w ciasną , do kolan spódnice i elegancką fioletową bluzke.
- (rosyjski) Chce rozmawiać z prezestem grupy HMS
powiedział uderzając mocno o stół przygruby mężczyzna tak , że informatorka aż podskoczyła
- (rosyjski) D..Drugie piętro , tam jest winda
wskazała palcem.
Mężczyzna dał znak swoim 3 "Gorylom" by poczekali na niego tutaj. Sam udał się schodami na 2 piętro.
Na 2 piętrze był długi korytarz osadzony po bokach parą drzwi co jakieś 3 - 4 metry. Na końcu były drzwi z napisem "Prezes".
Pewnie gdyby ów mężczyzna miał na tyle siły by podnieść nogę , wykopał by je razem z zawiasami , a tak jedynie otworzył i popchnął z takim impetem , że otworzyły się i zatrzasneły spowrotem jak tylko wszedł do pomieszczenia.
Mężczyzna siedzący w pomieszczeniu wstał i cały czerwony podszedł do grubej osoby.
- (rosyjski) Czy zdajesz sobie sprawę z tego , gdzie wszedłeś? Czy myślisz że jestem pierdolonym cieciem , żebyś wchodził tak , jakbym miał się Tobie pokłonić? Czy zdajesz sobie sprawę , że to iż jesteś ministrem , obchodzi mnie tyle co rozmnażające się wilki u wybrzeży Ameryki? Co Cię tu sprowadza , że na sam start denerwujesz mnie bardziej niż ktoś inny. Lepiej byś miał dużo kasy bo wątpie byśmy mieli się dogadać
Gruby mężczyzna też nie był za miły
- (rosyjski) Słuchaj no kurwa , wchodze ponieważ mam na tyle mocy by Cie ukurwić na całe życie. Ale to nie moment na to. Moja córka została wysłana na kolonie do Bydgoszczy. Wie Pan co się tam dzieje?
- (rosyjski) Istotnie , jednak nie wierze by to była prawda. Propaganda medialna. Nie ma żadnej epidemii.
- (rosyjski) Chce by wysłał Pan swą najlepszą grupe by ją tu przywieźli. Całą i zdrową
Mężczyzna wybuchł śmiechem
- (rosyjski) A co Pan se myśli , że moi elitarni chłopcy będą dymać do Polski za jakąs niewiastą? Że ja ich szkole po to by jeździli przywozić dzieci z kolonii? Chyba żeś Pan z wackiem na mózg się zamienił.
- (rosyjski) Wpłace równy milion dolarów na rzecz waszej działalności , Pan dostanie dodatkowe 200 tysięcy a każdy z grupy która tam wybierze dostanie 100 dolarów z góry . Jeśli przywiozą ją tutaj całą dodatkowo dostaniecie po 100 tysięcy.
Mężczyzna popatrzył na grubego
- (rosyjski) Masz 30 minut na przelew
- (rosyjski) Już pieniądze zostały przelane. Za 2 Godziny chce by wysłał Pan ludzi
- (rosyjski) To już moja sprawa. Do widzenia
Gruby popatrzył na mężczyznę
(rosyjski) Błagam...niech ją przywiozą...całą...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Miejsce : Black Hawk , 30 minut do wyrzucenia

(rosyjski) Powtarzam plan działania , Naszym celem jest dziewczyna o imieniu Diana. Zdięcie widoczne tutaj , każdy dostaje własne (http://i687.photobucket.com/albums/v...rth/jjoi1h.jpg) . Celem jest sprowadzenie jej do miejsca z którego nadamy sygnał i przyleci transport. Uzbrojenie każdego było jego inwidualną sprawa. Przypominam że znajdziemy się na terenie Rzeczpospolitej Polski , dokładniej w okolicach Bydgoszczy. W obecnej chwili wtargujemy z siłą militarną , co może wywołać narodową wojnę , dlatego broni używać jedynie w najkonieczniejszych wypadkach. Przewidywany czas akcji i powrotu , to 1 dzień. Na terenie bydgoszczy została wywołana epidemia , dlatego nikt nie ma prawa zdjąc maski. Poruszamy się identycznie jak na każdej akcji. Wszyscy używają komunikatorów przy uchu. Nikt nie ma prawa używać laptopa i innych urządzeń elektrycznych mogących łączyć się z internetem. Zezwalam w momencie gdy jest to niezbędne.
Wszyscy sprawdzili jeszcze raz swoje bronie. Było 6 osób + pilot.
Minęła chwila czasu... Nagle głos pilota
- Forty Seconds!
Wszyscy ustawili się po bokach. Nagle wystrzeliły liny i po 2 zjeżdzali w dół...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziennik Zdarzeń Misji pisany przez Pietrova Komijova.

Dzień : 1
Godzina : 4:30
Miejsce : Lasy Bydgoszczy

Zostaliśmy wyrzuceni z Black Hawka. Cisza. Brak oznak życia. Misja zapowiada się na prostą. Jutro być może wrócimy już do domu...

Godzina : 6:00

Zabezpieczyliśmy teren . Koło o średnicy kilometra. Brak oznak życia. Przesuwamy się do celu.

Godzina : 14:12

Weszliśmy do obozu kolonijnego w którym była córka. Całość wygląda jakby przeszła tu jakaś rzeź. Obserwuje całość z dachu. Osłaniam wejście a drużyna sprawdza każdy pokój i dom.

Godzina : 15:03

Drużyna sprawdziła teren. Miałem wrażenie że coś miedzy drzewami przebiegło lecz ani na podczerwieni ani na statystyku nic nie wykryło. Jednak ja coś czułem.

Godzina : 17:43

Zamontowaliśmy się z jednym z opuszczonych domów. Nie rozpalamy żeby nie dawać oznak życia. Trzymam warte jako 3.

Godzina : 19:21

Obudził nas trzymajacy warte. Dawał słowo , że coś widział. 2-3 postacie miedzy drzewami ale szybkie jak , cytuje "skurwysyn". Wszedłem na dach z nektowizorem i podczerwienią. Nic nie wykryło. Sprawdziłem jeszcze wykrywaczem ciepła na celowniku mojego Dragonova. Też nic. Musiało mu się przewidzieć. Za 39 minut moja warta.

Godzina : 20:20

Od 20 minut leżę na dachu . Obserwuje lasy. Niby niczego nie ma ale ja cały czas mam wrażenie , jakbym był zwierzyną , a nie myśliwym. Cholernie dziwne uczucie. Zwierzyną czego?

Godzina : 20:24

Coś przebiegło! W obiekcie obozu! Wbiegło do domu oddalonego o 123 metry od naszego domu. Będę go pilnować.

Godzina : 20:31

Nastepny! Teraz ich widze! Biegają od domu do domu. Wiedzą że tu jestem. Nie mam jak zapisywać notatek. Cały czas próbuje ich naliczyc. To są ludzie? Strasznie szybcy. Nigdy takich nie widziałem. Zaczynam się obawiać że nie zestrzele jak bedzie biegł. Spróbuje jednego zranić w noge.

Godzina : 20:44

Jesteśmy otoczeni. Ale nadal nie wiem przez co. Przez okno jednemu wystaje głowa. A raczej włosy. A raczej głowa bez włosów , poraniona. Nadgryziona. Spróbuje zbliżyć i się przypatrzeć.

Godzina : 20:46

Może to dziwne co powiem ale przeskanowałem budynek i ludzie którzy znajdują się pod oknem są obgryzieni. Jeden nie ma ręki. Kurwa co tu się dzieje. Budze chłopaków.

Godzina : 21:55

Zabarykadowaliśmy dom. Ustawiłem się w oknie na 1 piętrze , strych zamkneliśmy. Wypatruje tego czegoś.

Godzina : 22:10

Wszystko ucichło. Kapitan zarządził , że przejdzie się rozejrzeć. Wział Michajova i we 2 poszli sprawdzić budynek z rannym człowiekiem bez ręki.

Godzina : 23:40

Nadal nie wrócili. Coś tu nie gra. Nie wykrywa ich nawet ciepłostatyczny zbliżacz. Przejełem tymczasowe dowodzenie. Nikt nie ma prawa zdjąć niczego z ubioru. Nasze maski chronią nas przed tutejszym powietrzem. Myślę , że za godzine bedziemy musieli się stąd wynieść...
 
BoYos jest offline  
Stary 11-08-2009, 20:10   #4
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
A miało być tak pięknie. Transakcja ze Szczęsnym, rządzącym w Bydgoszczy, była praktycznie ugadana. Wielki, wspaniały plan, dzięki któremu psy i UOP miały złapać fałszywy trop i podczas, gdy zajęłyby się jego rozpracowaniem, Bykowski mógłby zwiększyć dostawy. Spotkanie, które miało się odbyć następnego dnia, byłoby już tylko formalnością, a od kolejnego tygodnia plan byłby schematycznie wdrążany w życie. Coś pięknego.

Ale nie! Wszystko się schrzaniło. Nastąpił niewyobrażalny i niemożliwy do przewidzenia chaos. Jednego dnia Tomek miał władzę i potęgę, a nazajutrz był już bez grosza, z dwoma wiernymi ochroniarzami "Harrym" i "Lili". Obaj od lat wiernie mu służyli i wiedzieli, że jeżeli ich szef wyjdzie z tego cały, z pewnością im się to opłaci.

W Bydgoszczy zapanowała anarchia. Policja poszła w rozsypkę jako pierwsza i nikt już nie panował nad sytuacją. Masy przerażonych ludzi biegały tylko w tą i z powrotem nie wiedząc właściwie, gdzie może czekać na nich ratunek. Ale ratunku nigdzie nie było. Ułatwiali tylko zadanie tym... temu czemuś, co z braku lepszego słowa można nazwać zombie.

"Byk" od samego początku miał tylko jeden cel. Wydostać się z miasta. Wraz ze swoimi ludźmi już pierwszego dnia chcieli prysnąć swoim samochodem, ale nie było szans, by z centrum przedrzeć się przez te wszystkie tłumy. Ludzie starali wedrzeć się siłą do środka pojazdu. Tłukli w szybę, starali się otworzyć, zamknięte od środka, drzwi. Gdy rozbili przednią szybę boss wydał rozkaz:

- Rozwalcie parę tych śmieci.

"Harry" i "Lili" wyciągnęli gnaty i strzelili parę razy przez boczne szyby. Kilka osób padło z czerwonymi plamami na koszulach, ale tłum wcale się nie rozstąpił. Owszem, w panice ludzie zaczęli uciekać w różnych kierunkach, ale tylko tratowali się nawzajem, co jeszcze bardziej zakorkowało ulice. To nie miało sensu. Bykowski ze swoimi gorylami opuścili samochód i musieli znaleźć inna drogę ucieczki.

Ponieważ przejechali zaledwie jakieś 50 metrów, wrócili do hotelu, w którym zamieszkali na czas wizyty w Bydgoszczy. Tam z telewizji dowiedzieli się, że nie jest to miejscowa plaga. Cały kraj jest nią objęty, co oznacza, że granice prawdopodobnie zostaną wkrótce zamknięte. Trzeba więc było jak najszybciej dostać się do Warszawy, a potem pryskać na zachód, lub wschód. To nie miało w tej chwili znaczenia. Byle wrócić w miejsce, gdzie ma się władzę, a dalej powinno pójść gładko.

Niestety tłumy przestraszonych ludzi zamieniały się powoli w tłumy rozwścieczonych ludzi. Po niedługim czasie niebezpieczeństwo groziło również z ich strony, co dodatkowo uniemożliwiało opuszczenie miasta. Przez dwa dni Tomek i jego ludzie zdołali przemieścić się tylko o kilka ulic. W tym tempie z samego miasta wydostaną sie może na święta. W dzień rozhisteryzowani ludzie, a w nocy... lepiej nie myśleć.

Na tę noc postanowili zaszyć się w jakimś wieżowcu. Najlepiej na najwyższym piętrze. "Lili" drutem otworzył drzwi do prywatnego mieszkania. Po krótkich oględzinach chłopcy stwierdzili, że nikogo nie ma. Zamknęli z powrotem drzwi, a potem zabarykadowali je jakimiś meblami. W lodówce było trochę jedzenia, a z telewizji można się było czegoś dowiedzieć. Już tylko z zagranicznych stacji.

Po dwóch tygodniach wydostali się wreszcie z bardziej zaludnionego terenu. Teraz w dzień nie musieli się już obawiać szalonych tłumów. Ostatnimi dniami ujawniły się przeróżne sekty, które wierzyły, że szatan przysłał swoje demony, by zniszczyć ludzkość i koniecznie chcą mu pomóc w tym dziele, czy coś w tym guście. Jednak tutaj, na przedmieściach, nie ma już tak wielu ludzi. Teraz powinno być o wiele łatwiej. Nawet nie podejrzewali jak bardzo się mylą.

Przez parę godzin szukali jakiegokolwiek pojazdu, ale mieszkańcy tej okolicy prawdopodobnie opuścili ją już pierwszego dnia, nie będąc powstrzymywani przez korki i tłumy ludzi. Gdy niebo zaczynało być czerwone postanowili poszukać noclegu. Włamali się do jakiegoś jednorodzinnego domku. Zabarykadowali drzwi i starali się zabezpieczyć jak najlepiej okna, ale nie było to łatwe. Dlatego zamknęli się na strychu.

Gdzieś po północy zbudził ich hałas. Ktoś próbował wyważyć drzwi wejściowe. W końcu stwierdził, że mu się to nie uda i spróbował inną drogą. Cała trójka usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Okna nie były zabezpieczone. Kilkanaście osób dostało się do domu. Słychać było jak się po nim rozbiegają. Przynajmniej kilku wbiegło po schodach na pierwsze piętro. Gangsterzy odbezpieczyli broń i stanęli w pewnej odległości od klapy w podłodze, prowadzącej na dół.

ŁUP! Coś walnęło w klapę. ŁUP! Drugi raz. Z pewnością nie byli to ludzie. ŁUP! Po chwili to coś starało się już jak mogło zrobić sobie przejście. Kilka razy uderzyło nawet w sufit, ale nie osiągając pożądanego efektu, wciąż znęcało się nad klapą. Na szczęście wejście było dobrze zabezpieczone i gangsterzy pozostali bezpieczni do samego rana. gdzieś koło 9 postanowili ruszać w dalszą drogę.

Odsunęli wielką szafę, którą wykorzystali jako blokadę i podnieśli klapę. Po wąskich drewnianych schodach "Harry" zszedł jako pierwszy. Za nim podążał Tomek, a ostatnim był "Lili". Gdy "Harry" dotarł na pierwsze piętro uświadomił sobie, że wszystkie okna są pozasłaniane i w pomieszczeniu panuje całkowity mrok...

Bykowski zobaczył tylko jak coś ciężkiego zwala się na jego kompana. Facet nie należał do drobnych, a mimo to został powalony na ziemię jak szmaciana lalka. Krzyk mięśniaka rozdarł panującą do tej pory ciszę.

- "Lili" wal! - krzyknął "Byk".

Obaj zaczęli strzelać w kierunku ciemnego kształtu. W panice nawet nie zauważyli, gdy skończyła im się amunicja. Dopiero po chwili naciskania spustu szef uświadomił sobie, że nie daje to żadnego efektu. W dole nic się nie poruszało. Obaj zeszli ostrożnie po schodach, a widok, którego byli świadkami był widokiem, który jeszcze długo miał się im śnić.

Nie mieli szans, by na piechotę dotrzeć, aż do stolicy. Jeżeli w ogóle wydostaliby się z Bydgoszczy, to nie wiadomo ilu tych zombiaków czyha w lasach. Jedyną rozsądną drogą ucieczki wydawała się droga powietrzna, ale jak tu załatwić taki transport? Tego nie wiedzieli. Wiedzieli natomiast, że muszą opuścić przedmieścia. Jedyna droga prowadziła z powrotem do centrum.

Minęły kolejne dwa tygodnie, a tłumy na ulicach rzedły z każdym dniem, aż w końcu zostały drobne grupki, których celem nadrzędnym stało się przetrwanie. Zaczęło to przypominać jako taką organizację, ale ludzie i tak wciąż byli słabsi. Po prostu kto miał więcej szczęścia mógł przetrwać kolejną noc. "Byk" i "Lili" barykadowali się za każdym razem gdzie indziej. Podróżowali po mieście szukając jakiegoś transportu powietrznego i zwyczajnie zatrzymywali się tam, gdzie zastawał ich zachód słońca.

Któregoś dnia postanowili się rozdzielić, żeby w ten sposób przeszukać większy obszar. Wcześniej umówili się, gdzie spędzą kolejną noc. Tomek nigdy więcej nie spotkał swojego ochroniarza. Wył i wyzywał dobre pół godziny swój los, a gdy się uspokoił uświadomił sobie, że nastał już dzień. Wyruszył na dalsze poszukiwania.

Po miesiącu stracił wszelką nadzieję. Przystał do pierwszej napotkanej grupy i wraz z nimi dzielił dolę i niedolę. On, boss Warszawy, na którego widok ludzie w całym kraju robili w portki, teraz musi polegać na jakichś zwyczajnych ludziach, którzy nigdy niczego nie osiągnęli i już nie osiągną. Co za upadek...

Przyzwyczaił się jednak. Uświadomił sobie, że najważniejsze jest przetrwanie. Przecież nie mogą ich tu tak po prostu zostawić. W końcu ktoś przybędzie z jakąś misją ratunkową. Ktoś...

Wreszcie ktoś przybył. Po tylu dniach, że chyba każdy stracił już poczucie czasu nadleciały jakieś wojskowe helikoptery. Zaczęły obniżać lot nad Starym Rynkiem. Ludzie zaczęli biec w tamtym kierunku. Wychodzili z najrozmaitszych kryjówek, w których nikt się ich nie spodziewał i biegli. Biegli ku wybawieniu. Tomek był wśród nich.

Biegł z przodu. Przed nim biegła tylko jakaś czarnowłosa dziewczyna, której nigdy nie widział. Nagle upadła na ziemię i prawie w tej samej chwili żołnierze otworzyli ogień. Ludzie biegnący z przodu nie mieli większych szans. "Byk" dostał dwie kule w brzuch. Padł na leżącą przed nim dziewczynę stękając cicho, czego nikt, może poza nią, nie mógł usłyszeć w ogólnym hałasie.

Ludzie rozpierzchli się dookoła, a na rynku zostały tylko trupy tych, którzy byli najszybsi i utorowali sobie drogę do ocalenia. A raczej zatracenia.

Tomek poczuł jak osoba, na której leży strąca go z siebie i podnosi się o własnych siłach. "Szczęściara" przyszło mu na myśl. On trzymał się tylko za bebechy, z których coraz obficiej wypływała krew. Nagły ból, głośne stęknięcie i niebo zaczęło się robić coraz ciemniejsze. Czy to już koniec?
 
Col Frost jest offline  
Stary 11-08-2009, 20:40   #5
 
Alichino Sora's Avatar
 
Reputacja: 1 Alichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputacjęAlichino Sora ma wspaniałą reputację
Maja lawirowała pomiędzy ciałami, starając się nie nadepnąć na żadnego nieboszczyka. Nie zwracała uwagi na wszechobecną krew i wnętrzności. Przyzwyczaiła się do tego przez ostatnie cztery miesiące, od wybuchu epidemii. Często przyłączała się do grup medycznych, byleby tylko mieć jakieś zajęcie. Oprócz eskapad ratunkowych imała się także elektryki, organizowania bazy, remontów, wszystkiego, byleby jak najmniej myśleć o piekle, które dzieje się wokół.
Przechodząc obok jednego ciała usłyszała cichy jęk. Spojrzała w stronę, z której dochodził dźwięk. Zdziwiona, ujrzała mężczyznę, który na nią upadł. Uklękła przy nim i sprawdziła puls.
-O, żyjesz - w jej głosie było słychać duże zdziwienie.
Przeniosła wzrok na dłonie zaciśnięte na brzuchu. Odsunęła jedną delikatnie. Syknęła, widząc ranę.
-Paskudne... Hej, jednego trzeba odwieść do szpitala! - krzyknęła do reszty ekipy medycznej.
 
Alichino Sora jest offline  
Stary 11-08-2009, 21:43   #6
 
Qzniar's Avatar
 
Reputacja: 1 Qzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znany
12 dni wcześniej.
Idziemy, rozglądając się z niepokojem na wszystkie strony wypatrując jakiegoś ruchu. Serce bije jak szalone. Wydaje się, że ta "wędrówka" trwa już z dobre 10 minut. W pewnym momencie, kapitan dał znak, by zacząć się skradać. Przykucnięci, powoli zbliżamy się do celu. Przez drzewa zaczyna być widoczny budynek. Ale... coś tu jest nie tak. Tak jak mówił Pietrov.
-(rosyjski, szeptem) Kapitanie, dostrzegam jakiś ruch! Tam około 30 metrów od nas!
-(rosyjski, szeptem) Padnij! Michajov rozdzielamy się. Idź tędy, ja pójdę tędy. Narazie naszym celem jest sprawdzenie co jest w budynku. Potem powrót do reszty.


Rozdzieliliśmy się. Czołgam się przez gęstwiny krzaków i traw, kurczowo trzymając Famasa w rękach. Zbliżałem sie do tego domu. Teraz już wyraźnie słychać było szeleszczącą z każdym krokiem trawę i łamanie co mniejszych krzaków przez to... coś? Mam szczęście. Na swojej drodze nie spotkałem żadnego z nich. Czasem tylko wokół mnie to coś krążyło, ale zaraz odchodziło. Nieraz serce stawało mi w miejscu, gdy podchodziły za blisko. Dobrze, że trawa jest tu wyjątkowo gęsta i wysoka. Ciężko byłoby im mnie wykryć. Lecz roślinność coraz bardziej zaczyna zanikać: zbliżam się do domu. Dzieli mnie od niego jakieś 25 metrów. CO TO?! Odgłos strzałów! Cholera, pewnie kapitan. Na samą myśl co się teraz wokół niego dzieje dreszcze przybierały na sile. Ale dla mnie tym lepiej. O ile są to bezrozumne istoty, jak w Czarnobylu, poszły do huków strzałów. Szybko! Podnoszę się na kolana. Skradając się, podchodzę do ostatniego drzewa, najbliższej domu. Jakieś 8 metrów. Jest ciemno, ale przez okno widać dokładnie. Istoty podobne do tych z Czarnobyla.
Mutanci? Żywe trupy? - zadaję sobie to pytanie cały czas kiedy skradam się w drodze powrotnej. Ucichły kroki tych... kto wie może i ludzi? Ale na pewno nie normalnych. Teraz mogę iść w pionowej postawie, lecz nadal zachowując czujność. Widzę bazę...


Dzień 12.
Biegną nie przerywając szybkiego tempa. Mija kilka, czy nawet kilkanaście następnych minut biegu. Mimo wszystko człowiek to jednak człowiek. Zaczęli powoli słabnąć. Nie było to wprawdzie osłabienie zbyt duże, lecz starczyło, by jeden... osobnik powoli zaczął ich doganiać. Był już kilka metrów od nich. Złapałem szybko Famasa jedną ręką, wyciągnąłem swojego Deserta i strzeliłem 2 razy w diabła pędzącego za nami. 1 strzał był chybiony, lecz drugi trafił prosto w głowę. Nie wiem, czy to go zabiło, ale wiem, że go spowolniło. Chyba nawet stanął. I prawie na pewno zatrzymała się też reszta. Może odezwały się w nich zachowania człowiecze i pomogły postrzelonemu? Pewne jest jedno. Biegniemy dalej...!
 

Ostatnio edytowane przez Qzniar : 11-08-2009 o 22:06.
Qzniar jest offline  
Stary 12-08-2009, 12:45   #7
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Dzień 12
Miejsce : Lasy nieopodal miasta Bydgoszcz
Godzina 7:06

- (rosyjski) Widać wyjście ! Zabezpiecz mi plecy , ja wyrżne wszystko to co za nami przyleci!
Dało się słyszeć głos zdyszanego mężczyzny. Biegli cały czas tą ścieżka , za nimi wycia , jakby szalonych , opętanych istot.
Wyjście z lasu. Ostatnie pojedyncze drzewa , ścieżka rozchodzi się i widać już ulice pokryte betonem.
Wbiegli na ulice. Na butach mieli jeszcze troche piachu i innych rzeczy z lasu więc zostawili na poczatku ślady. Przebiegli jeszcze 15 metrów , gdy mężczyzna który biegł pierwszy padł na ziemie z dragunovem , wycelował w drzewa i zastygł w bezruchu. Drugi mężczyzna klęknął za nim i wycelował w ulice która biegła dalej. Rozejrzał się także po pobliskich domach.
- (rosyjski) Michajov
- (rosyjski) Co?
- (rosyjski) Łączymy się z bazą. Trzeba znaleźć miejsce gdzie może przebywać nasz cel. Musimy przemieścić się teraz na same centrum , tam gdzie było lądowanie tych amerykańskich samolotów. Tylko uważaj. Ludzie mogą być groźniejsi. Mimo iż my potrzebujemy pomocy oni będą uważać , że przyszliśmy im pomóc.
Michajov tylko potrząsnął głową.
Z lasu nikt nie wybiegł. Cisza . Spokój...
We 2 podnieśli się pomału i ruszyli wzdłuż ulicą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ ~~

11 Dni wczesniej

Dzień 2
Miejsce : Obóz przy Bydgoszczy w którym przebywała Diana
Godzina : 0:35

Postanowiłem iż będe od tej chwili pisać tylko pod koniec dnia , gdyż niestety nie będę mieć innej możliwości.

Godzina 23:30

To co się wydarzyło dzisiaj może przekroczyć wasze najśmielsze wyobrażenia...Ale od początku....


Godzina 0:50

(rozmowy będą prowadzone w języku rosyjskim)
- Chłopaki , zbieramy się. Nie ma jeszcze ani Michajova ani Kamila. Idziemy ich poszukać i wynosimy się stąd.
3 ubranych na czarno mężczyzn przytaknęło. Pietrov sprawdził jeszcze raz podczerwienią i ciepłostatykiem czy aby napewno nie ma nigdzie żadnych ludzi. Jak zawsze zero. Otworzyli pomału drzwi i ruszyli.
Pierwszy ruszył Soja , osoba od ładunków wybuchowych. Miał ze sobą swojego Shotguna SPAS 12.
Za nim ruszył Steve który zajmował się wspieraniem nas od strony medycznej.
3 w szeregu był Pietrov.
Jako ostatni szedł Andrij z swoją bronią ciężka czyli M249.
Zaczęli iść gdy nagle z jednego z domków wyszedł mężczyzna. Był na oko 24 letni . Pokrwawiony i z wygiętą ręką.
Pietrov nagle zaczął stukać i pukać w snajperke. Wszyscy na niego popatrzyli.
- Cholera zepsuł się chyba celownik bo nie wykrywa w ogóle w tym człowieku ciepła
Soja pomału zaczął iść do człowieka
- (polski) W imieniu Rzeszy Rosyjskiej i jako członek oddziału Antyterrorystycznego Hunting Moon Squad przybyliśmy Ci pomóc , dlatego połóż się na ziemi z rękoma za plecami a następnie pomożemy Ci w sprawie medycznej !
Mężczyzna ani drgnął.
- Soja , uważaj...ten koleś nie emituje ciepła...
powiedział Pietrov mierząc w niego ze snajperki. Soja zaczął iść pomału do człowieka. Przełożył shotguna do drugiej ręki , a pierwszą pokazywał by mężczyzna zachowywał się spokojnie i położył się na ziemi.
- W imieniu Rzeszy Rosyjskiej i jako członek odd...
- WOOOOOOOOOOOOAH
Wydarł się człowiek i zaczął biec szarżą na Soje. Nie trwało to wiecej niz 1,5 sekundy gdyż rzucił się i przewrócił mężczyzne. Shotgun wypadł mu z rąk i zaczął próbować odepchnąć człowieka. Ten był jednak tak silny że ugryzł go w ramię. Pierwszy rzucił się Steve i z kopa w żebra odrzucił mężczyzne z Soji.
- Żyjesz?
Spytał szybko i pomógł mu wstać
- Skurwysyn silny jak strongman
Powiedział i podniósł shotguna.
Człowiek podniósł się z ziemii po tym kopnięciu tak , jakby to nie było nawet bolesne. Zaczął się kołysać i próbował znaleźć pozycje pomagającą utrzymać równowage.
- Freeze!
Wydarł się Soja
- Pietrov ! Zobacz !
Powiedział do Pietrova Andrji który szedł ostatni i osłaniał tyłu. Pietrov rozejrzał się . Ludzie ich zaczeli otaczać. Naliczył szybko 9.
Mężczyzna który wkońcu złapał równowage znów szybkim susłem rzucił się ku Soji. Jednak ten tym razem strzelił z shotguna. Odrzut był tak mocny że ów człowiek wleciał przez okno do budynku. Na chwile wszyscy zamarli bez ruchu. Nie trwało to jednak dłużej niż 10 sekund gdy nagle rozległo się kolejne
- WOOOOOOOOOOOOAH!
i człowiek który wypadł przez okno pojawił się w nim z wielką dziurą w brzuchu.
- O kurwa.
Powiedział Steve.
- WOOOOOOOOOO...
Głośny strzał. Głowa mężczyzny w oknie poszła w pół , a on sam z siły odrzutu poleciał na jakieś 10 metrów , przylegając do ziemi. Wszyscy spojrzeli na Pietrova , który stał z wymierzoną snajperką w okno. Dym z lufy przez chwilę się jeszcze unosił.
Mocno złapał za przekładnie i przełożył. Nabój wypadł z magazynku.
- Tego już nie przeżyje.
Najwyraźniej to rozzłościło Innych meżczyzn ponieważ zaczeli biec w strone drużyny.
Soja pierwszy wycelował w nich i już miał strzelać
- To nic nie da , do domku wszyscy !
Wskoczyli wszyscy przez okno które wybił mężczyzna i pobiegli schodami na góre. Andrji został na schodach i po chwili słyszeć było strzały z ciężkiej broni.
- Soja krwawisz, daj opatrze
Rzekł Steve i zaraz ruszył do pomocy...

[...] Wszystko zaczynało przybierać zły obrót. Na początku myśleliśmy że bedzie to misja na 1 dzień . Jednak to nic innego jak złudzenie. To co stawało się później przekraczało najśmielsze oczekiwania. Zbliżała się godzina 5 rano. Postanowiliśmy że poczekamy aż do świtu , w nocy strach się przemieszczać.
Nastała wkońcu 12...

- Zobaczcie , to Michajov!
Krzyknał Steve i zaraz pobiegł do Niego.
Mimo iż wrócił jeden z naszych , nie zapowiadało się byśmy mieli skończyć zaraz tę misję.
 
BoYos jest offline  
Stary 12-08-2009, 14:59   #8
Ren
 
Ren's Avatar
 
Reputacja: 0 Ren nie jest zbyt sławny w tych okolicachRen nie jest zbyt sławny w tych okolicach
Przed pojawieniem się tego wirusa miałam nudne życie. Teraz nie narzekam na brak atrakcji, ale cholernie tęsknie zatartą nudą.

Po kilku dniach błądzenia, trafiłam w końcu do Bydgoszczy. Że nic mnie po drodze nie zżarło to chyba jakiś cud. Wszędzie nic tylko chaos i anarchia. Chyba właśnie tak wszyscy wyobrażają sobie apokalipsę. No, ale to tylko taka mała polska apokalipsa, wysadzą nasz kraj w powietrze i po kłopocie.
Dołączyłam do niewielkiej grupki idealistów modlących się o pomoc. Nie wierzyłam, że Ameryka czy ktokolwiek inny nam pomoże. Czułam, że albo nas odizolują od świata i poczekają aż sami zdechniemy w tym bagnie, albo litościwie nas zbombardują. Trzymałam jednak z nimi, bo nie miałam innego wyjścia – w tym mieście chyba wszyscy liczyli na ocalenie.
W nocy barykadowaliśmy się w niewielkiej piwnicy, bez okien, tylko z jednym wejściem zamykanym od środka, jak w łodzi podwodnej. Właściwie bardziej przypominało to schron przeciwlotniczy niż piwnicę. Ktoś wytłumaczył mi, że jego dziadek zbudował to miejsce na wypadek kolejnej wojny światowej. Wojny światowej nie było, ale schron był jak znalazł.
Było nas czterech – Jacek, Roland, Ania i ja. Jacek spełniał rolę przywódcy, był w tym zresztą całkiem niezły. Roland organizował zapasy, nie mam pojęcia jak udawało mu się to wszystko kombinować. Ania głównie płakała. Roland powiedział mi, że widziała jak jej narzeczonego zjadają żywcem.
Znałam się trochę na sprzęcie, więc przemontowałam radio tak, żeby odbierało wszystkie sygnały wysyłane tą drogą. Wiedzieliśmy, że przybędą helikoptery. Wszyscy cieszyli się z tego niesamowicie, ale mi coś nie grało. W komunikatach nie było ani słowa o żadnym ratunku. Jacek przekonywał mnie, że to dlatego, że to są szyfrowane wojskowe wiadomości, ale ja średnio w to wierzyłam.
Wraz z Rolandem i Anią stali w pierwszym rzędzie, gdy wylądowały. I byli pierwszymi, których zastrzelono. Wróciłam do schronu tylko na chwilę, żeby zabrać papierosy, które zostawiłam. Usłyszałam serię z karabinów maszynowych. Gdy wybiegłam na zewnątrz helikoptery już odlatywały. Nie byłam rozczarowana, spodziewałam się tego. Ale gdy podeszłam do tych zastrzelonych ludzi, z którymi zdążyłam zżyć się przez te kilka tygodni, byłam po prostu niesamowicie wściekła. Grupy medyczne uwijały się jak w ukropie żeby uratować tych co jeszcze dychali. Ja usiadłam na ziemi i zapaliłam pieprzonego papierosa, który uratował mi życie i przez którego wciąż musiałam taplać się w tym gównie.
 
Ren jest offline  
Stary 12-08-2009, 19:57   #9
 
Nerchio's Avatar
 
Reputacja: 1 Nerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodzeNerchio jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy Chudy zastanowił się nad sytuacją, doszedł do wniosku, że to zbyt duży zbieg okoliczności. Ostatnie zamówienie jakie wykonał - oczyszczenie małego składziku, a właściwie piwnicy - było bardzo proste. Nie musiał zabijać żadnych zombie, gdyż ich tam po prostu nie było. Zleceniodawca chciał zapłacić po zakończonej robocie. Arthur zgodził się, mimo że zwykle brał sporą zaliczkę przed misją.
Tym razem pieniądze miał odebrać na Starym Rynku. Co ciekawe czas zgrał się z przylotem amerykańskich helikopterów. Chudemu wydało się to podejrzane. Uważał, że Ameryka zbyt wiele środków musiałaby poświęcić żeby pomagać Polakom. Kogo obchodziły zobowiązania w NATO, kiedy sojuszniczy naród został praktycznie zrównany z ziemią przez tajemniczą epidemię.
Nurtowało go także osoba, która zleciła mu to zadanie. Kto, będący w posiadaniu kilku helikopterów Chinook, chciałby wyczyszczenia składziku na jakimś odludziu? I po co miałaby zapowiadać swoje przybycie? Prawdopodobnie trąbili o tym w całym kraju.
Pozostawała nadzieja, że otrzyma swoją zapłatę od osoby postronnej, która będzie stała z boku wydarzeń.
Postanowił ulokować się na rogu ulicy Jana Kazimierza i Teofila Magdzińskiego. To miejsce zapewniało mu pewne bezpieczeństwo. Mógł obserwować sytuację, nie biorąc w niej jednocześnie udziału.
Przybył sam, jego kompan zginał w ostatniej misji podczas czyszczenia rudery niedaleko Zachemu. Dlatego teraz się niepokoił. Służba wojskowa przyzwyczaiła go od słuchania się własnej intuicji. Wiedział, że sam ma małe szanse przeżycia, dlatego starał się zrobić wszystko, by być w jak najbardziej komfortowej sytuacji.
Na Starym Rynku zebrał się spory tłum. Nie dziwiło go to. W pewnym sensie sam przyszedł tu po pomoc, pieniądze, które mogły umożliwić mu dalsze przetrwanie. Z nadzieją spoglądał na nadlatujące Chinooki. Niedaleko swojej pozycji widział kamerzystę, który filmował amerykańskie helikoptery. Ciekawe, czy nadają na cały świat, pomyślał Chudy.
Wypatrywał w kabinach śmigłowców osoby, która mogłaby przypominać zleceniodawcę. Fakt, nigdy go nie widział, a jednak miał już pewien obraz człowieka, który wydaje fortunę żeby pozbyć się zombie z pewnego terenu.
Chinooki wylądowały, ludzie rzucili się w ich stronę, mimo że nie było w helikopterach miejsca. Na żadnym mundurze wojskowych, nie było znaku oznaczającego medyka. To z pewnością nie była pomoc.
Amerykańscy żołnierze wystawili karabiny. Niepewny tłum powoli tracił swój rozpęd. Za późno. Zaczęła się rzeź. Na swoje szczęście, Arthur stał z boku tych wydarzeń. Tym razem wolał nie używać swojego Desert Eagle'a. Nigdzie nie było zleceniodawcy.
 

Ostatnio edytowane przez Nerchio : 12-08-2009 o 20:01.
Nerchio jest offline  
Stary 12-08-2009, 20:00   #10
 
Qzniar's Avatar
 
Reputacja: 1 Qzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znanyQzniar wkrótce będzie znany
11 dni wcześniej.

Dzień 2.
Godzina 12:03
Michajov wchodzi do bazy. Przyjaciele mówią, żeby zdał raport. Pytali również czemu wrócił sam.
-(rosyjski) Rozdzieliliśmy się. Gdy byłem przy domu pełnym tych ścierw to usłyszałem serię strzałów. Nie wiem, czy kapitan przeżył, ale ściągnął resztę stworów z zewnątrz do siebie tak, że mogłem zobaczyć co jest w środku...
- (rosyjski) No i co tam było??
- (rosyjski) Tak jak mówił Pietrov. Człekokształtne istoty, chyba bezrozumne, poranione. Gorsze niż zombie w horrorach.

Zapadła cisza.
-(rosyjski) To kto teraz przejmie dowodzenie? - spytał Michajov
-(rosyjski) Ja odpowiedział jedyny snajper w naszym squadzie.
Następnie zarządzono 10 minutową przerwę, żeby Michajov odpoczął, tudzież na przygotowanie sprzętu do drogi, przeczyszczenie broni, itd.
Po 10 minutach ruszyli. Szli zachowując uwagę ponad 2 godziny i wywnioskowali, że nic się nie dzieje, tzn. żadnych oznak życia. Stwory nie szły za nimi. Albo przynajmniej tak im się zdawało. Szli dopóki nie zaczęło się ściemniać. Stanęli w miejscu gdzie dosyć gęsto rosły drzewa. Nowy dowódca rozporządził, żeby tutaj rozbić obóz. Zmieniali się na warcie co godzinę. Rozkazano, żeby budzić resztę, gdy zobaczy się jakikolwiek ruch, usłyszy jakikolwiek odgłos. Noc nie należała do najlżejszych. Nieraz budzili się, by odkryć, że ruch krzewów powodowały dzikie zwierzęta. Rano o 8, gdy było już jasno, kontynuowali wędrówkę.


Dzień 12.
Poranek. Słońce wschodzi. Kolejna noc minęła. Bezsenna noc. Lecz dwaj antyterroryści, którzy teraz idą opuszczonymi ulicami Bydgoszczy, są wyszkoleni nawet pod tym względem. Idą pomiędzy samochodami różnych marek. Zaglądają od czasu do czasu do samochodów. Może znajdą jakieś zakupy, które właściciele zostawili, uciekając w panice.
Ech... ludzie. Usłyszeli o epidemii, zostawili samochody i uciekli pieszo - śmieje się w myślach Michajov. Nic jednak nie znaleźli. Zatrzymali się, by coś zjeść. Po krótkim postoju ruszyli dalej...
 
Qzniar jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172