Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2010, 13:34   #21
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Ingrid&Cassandra

Ingrid gdy czytała smsa od Heiniego poczuła, że robi jej się zimno. Zatrzymanie krążenia i oddechu równało się: o mały włos nie umarł. Już samo to iż sprawa dotyczyła znanej jej osoby było jak uderzenie w głowę. Ale skąd do diabła, zatrucie tego rodzaju we Frasdorfie? To było równie prawdopodobne jak wejście na minę przeciwpiechotną w środku miasta. Jej uwagę odwróciło zachowanie wokalistki schodzącej ze sceny, nie wyglądała najlepiej. Może cukrzyca? Nie, wtedy sama by sobie poradziła. Ciekawe co ich łączy, pomyślała widząc, że odprowadza ją niedawno poznany przez nią wilkołak. Radosne rozmyślania nad potencjalnymi możliwościami odnośnie tego co łączyło tą dwójkę przerwało jej wycie i powrót Kennyego, był wyraźnie zdenerwowany, podszedł do jakiegoś wysokiego muzyka i razem szybko wyszli na zewnątrz. Wahała się chwilę czy nie pobiec i nie poszukać wyjącego ale wezwanie zdecydowanie było przeznaczone dla kogoś innego, więc ruszyła za nimi mając nadzieję, że nikt nie potrzebował pomocy. Szkocki ratownik na pewno by ją zawołał, ale wolała się upewnić, potem spróbuje dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego wycia, może Sebastian będzie coś wiedział?.

Uchyliła drzwi zerkając czy nie pakuje się komuś w sprawy rodzinne/uczuciowe, niepotrzebne skreślić, jednak widok Cassandry budzonej z drzemki którą chyba ucięła sobie na drodze ostatecznie rozwiał jej wątpliwości. Kenneth najwyraźniej zbierał się właśnie do odejścia, skinęła mu głową ale chyba jej nie zauważył.

-Przepraszam najmocniej, Ingrid Mauerhoff lekarz medycyny.-Powiedziała płynnie po angielsku podchodząc bliżej.- Nie chcę być natrętna ale widziałam, że nie czuje się Pani zbyt dobrze i postanowiłam sprawdzić co się stało.- Zwróciła się do Cassandry- Czy wszystko w porządku? Coś pani dolega?

- Migrena - odpowiedziała cicho. Na pierwszy rzut oka było widać, iż jest cała obolała, słaba i zmęczona.

-Czy miewa pani często takie migreny?-Spytała wskakując w zawodowy ton. -Ah, przepraszam, odruch lekarski, nie chcę się narzucać ale jako miejscowa powinnam dbać o przyjezdnych, w końcu to dzięki nim ten region żyje.- zakończyła z uśmiechem.

- Nie, właściwie bardzo rzadko... Ostatnio kilka lat temu
- jęknęła. - Tylko proszę mi niczym po oczach nie świecić. Ostatnio jakaś lekarka chciała sprawdzić, czy się czasem nie naćpałam i się źle to skończyło. Dla jej fartucha. W czasie migreny mam okropne nudności - uśmiechnęła się na siłę. Cassandrze nie przeszkadzało, że ta kobieta z nią rozmawiała jak z pacjentką i się wypytywała. Lubiła ludzi, zwłaszcza poznawać nowe osoby. - Dziękuję.

-I tak nie mam ze sobą torby z narzędziami tortur... znaczy z przyborami lekarskimi.-Powiedziała Niemka wesoło- Za co mam do siebie żal bo przynajmniej dałabym Pani węgiel, i coś na ból głowy. Mieszka Pani gdzieś blisko? Jak rozumiem, ma Panią kto odwieźć?-spojrzała znacząco na mężczyznę stojącego obok, najwyraźniej brata.

- Ja... znaczy my... jesteśmy z Irlandii, ale mamy pokój w pensjonacie za lasem. Niedaleko... - westchnęła. Może ten węgiel to byłby dobry pomysł? Albo imbir. - Mam pokój obok Kenny'ego - dodała półprzytomnym głosem.

-Kenneth Miller? Znacie się? Miły facet, ale nie mam pojęcia który pokój jest jego. Pensjonat za lasem, hmm chyba wiem który. Jeśli mogę coś poradzić to na wszelki wypadek węgiel, coś na ból głowy i dzwonić po karetkę jak tylko choć odrobinę się pogorszy. Mam zorganizować jakąś pomoc czy dacie radę sami?-Spytała kosząc wzrokiem na brata Cassandry. Osobiście wolałaby zabrać dziewczynę na obserwację ale to pewnie była reakcja na sms od Heiniego.

- Kenny - pokiwała głową twierdząco i jęknęła, gdy cały świat zawirował jej przed oczami.

- Zaraz ją zaprowadzę do pokoju, weźmie chłodną kąpiel, dostanie lodowaty kompres na oczy i powinno pomóc. - odezwał się w końcu Patrick. - Prześpi się parę godzin i obudzi zupełnie zdrowa. Ale gdyby coś się działo, to oczywiście, będę dzwonić. Ten typ spod ciemnej gwiazdy dał nam do pani numer telefonu. - rudowłosy chłopak uśmiechnął się.

-Buźkę owszem, ma niezbyt anielską.- Stwierdziła Ingrid patrząc ostrzej na swego rozmówcę. -Ale to porządny facet. W każdym razie, w razie czego jestem pod telefonem. -Powiedziała wracając do pubu.

- Kenny jest bardzo milusi i kochany.
- wybełkotała Cassandra. Jej brat wziął ją pod ramię i zaczął prowadzić w stronę pensjonatu.

Ingrid zaś wróciła do pubu szukać Sebastiana. Przez głowę przeszło jej, że Adler pewnie zastanawia się czemu ona wciąż znika. No cóż, jakoś mu wynagrodzi dzisiejszy wieczór.
 
__________________
Kasia(moja przyszła MG)-"Ale ja nie wiem czy pamiętam jak prowadzić sesje!"
Sebastian(mój kuzyn)-"Spoko to jak jazda na jeżozwierzu, tego się nie zapomina."
Rudzielec jest offline  
Stary 25-03-2010, 15:57   #22
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Post wspólny Graczy.

Miller zniknął w pubie i pośród tłumu ludzi wyłowił Sebastiana. Stał w pobliżu baru i rozmawiał z jakimś mężczyzną. Przeciskając się między gośćmi lokalu w końcu znalazł się z nim twarzą w twarz - na tego drugiego nie zwrócił najmniejszej uwagi.
- Możemy na stronę? – zapytał zauważając, że podchodzi do nich Ingrid.
Lautner niechętnie przerwał rozmowę, pożegnał się i odszedł z nim kawałek dalej, choć było tutaj równie tłoczno...
- Też to słyszałeś? – Kenny spojrzał mu hardo w oczy.
- Co słyszałem?
- To, co tylko nasze uszy mogą usłyszeć. –
mruknął Szkot ściszając głos. – Ktoś wołał o pomoc.
- Też to słyszałam -
Powiedziała Ingrid biorąc dwa pudełka zapałek i zostawiając w zamian drobne. - Ktoś wołał jakiegoś "Gara no tora" czy coś podobnego i mówił o umierającym maleństwie. Rozumiesz coś z tego? - Zapytała pisząc coś na pudełkach. Po chwili na każdym z nich był glif szczepu Dzieci Gai i numer telefonu.
- Garasu no Tora, to moje wilkołacze imię. - powiedział Lautner spokojnie, z godnością, choć imię dla obojga było zaskoczeniem.
- W takim razie, chyba wiesz także, kto cię wołał. - Powiedziała spokojnie dziewczyna. - Bracie, jeśli potrzebna ci pomoc, tylko powiedz.
- Na mnie też możesz liczyć, Sebastianie. -
rzucił Kenny. - Zrobię co w mojej mocy, by pomóc i na coś się przydać.
Widać było, iż mężczyzna traktuje sprawę bardzo poważnie. W końcu był ratownikiem i nie mógł pozostać obojętnym na coś takiego. Lecz jeśli Sebastian by nie przyjął jego oferty pomocy, nie miał zamiaru się narzucać.
- Niestety, nie znam tutaj wszystkich - uśmiechnął się - chodźmy zatem. Nie wiem, o co może chodzić.

Wyszedł na werandę razem z drinkiem zostawiając go dopiero na zewnętrznym parapecie. Niespiesznie, jakby wychodził tylko na spacer, podążył w kierunku lasu. Kenny, wpuszczając dłonie w kieszenie, bez słowa poszedł za nim. Przed sobą widział dwie oddalające się sylwetki, zapewne należące do Cassandry i jej brata. Dopiero prawie przy granicy lasu Lautner dosłownie puścił się biegiem, którego nie powstydziliby się najlepsi sprinterzy świata i gdyby nie biała koszula znikłby dość szybko w ciemnym lesie.

Idąc za dwójką mężczyzn do wyjścia niby przypadkiem podrzuciła jedno z pudełek przed zauważonym wcześniej biedniejszym kuzynem. O przekazanie drugiego jednemu z muzyków o imieniu Sean poprosiła jedną z kelnerek. Zdążyła napisać Adlerowi sms, że musi wracać bo źle się czuje i, że dziękuje mu za miły choć krótki wieczór.

„Cholera, nie ma mowy żebym nadążyła za tym macho-manem” pomyślała Ingrid widząc prędkość z jaką biegł Sebastian, miała nadzieję, że nie straci go z oczu. Zacisnęła zęby i biegła tak szybko jak potrafiła, nie ma mowy żeby wyszła na jakąś delikatną laleczkę tylko dlatego, że ten pacan, lepiej biega. Prędzej płuca wypluje z wysiłku!


*****


Denis zabrał paczkę spoglądając na kobietę, która ją podrzuciła. Początkowo myślał, że to przypadek, ale kiedy dojrzał glif, który wyglądał jak symbol jednego z plemion, stwierdził, że to nie przypadek. Był tam też jeszcze numer telefonu, lecz Graus nie miał przy sobie ani grosza nie wspominając o telefonie. Wstał więc od stołu i wyszedł z baru, rozglądając się za kobietą. Spieszyli się. Zgubił ich bardzo szybko, ale w końcu miał "talent" do odnajdywania innych.

Sebastian z łatwością pozostawił resztę w tyle, jednak okazało się, że wadera czekała z młodym wilczkiem stosunkowo niedaleko, około kilometra od granicy lasu. Była poraniona jakby z czegoś spadła lub o coś się poobcierała. Młody szczeniak leżał na trawie i wydawało się, że nie oddycha. Lautner uklęknął przy nim i wziął go na ręce. Cały czas trzymając go zaczął rozmawiać z wilczycą, która widząc tyle osób stała się jeszcze bardziej niespokojna:
- Co dokładnie się stało?
- Ghiru i jego rodzeństwo biegali dzisiaj po lesie, kiedy wrócili z zabawy on poczuł się słabo.

Zza jednego z drzew wysunął się basior i pomimo tego, że na poddańczych, ugiętych łapach i z wygiętym grzbietem, bacznie obserwował całą scenę.
- Wieczorem Ghiru nie chciał jeść i zaczął charczeć.
- To mogłoby być zatrucie -
zasugerowała Ingrid biorąc pod uwagę opisane objawy oraz dostępność czynników w lesie.
Sebastian ciągle trzymał wilczka gładząc go delikatnie po grzbiecie. Zwierzę stało się jakby bardziej żywe i wystraszone w pierwszej chwili chciało uciec, ale Sebastian warknął:
- Siedź - na co mały skulił się w sobie i cicho pisnął "tak dobrze?" - Jadłeś coś Ghiru?
- Nie.
- Coś lizałeś co miało dziwny smak?
- Tak. -
mały był cały czas wystraszony i odpowiadał monosylabami co pewnie w każdej innej sytuacji byłoby zabawne.
- Co i dlaczego?
- Siebie. Bo... bo... bo ja spadłem ze skarpy i tam się ubrudziłem. I musiałem się wypucować...
- Ciekawe czy to coś znajduje się jeszcze w żołądku lub przewodzie pokarmowym? -
zastanowiła się Ingrid - to trzeba usunąć... najlepiej przy pomocy coli i soli kuchennej, bo to jest w Pubie. Oczywiście powinni też mieć wodę utlenioną, ale mogą nie mieć nic na wymioty... Potem podalibyśmy mieszankę z zawartością: liści bazylii lub świeżej bazylii oraz zsiadłego mleka, soli i czarnego pieprzu. Taka mikstura złagodzi: wymioty, bóle brzucha oraz osłabienie. Choć najlepiej byłoby najpierw sprawdzić czy trzeba prowokować wymioty... Z tym co mam tutaj nic lepszego nie wymyślę. - Wzruszyła ramionami, patrząc na cierpiącego wilczka, serce jej się krajało słysząc jego skomlenie.

Zarówno Kenny, jak i Sebastian patrzeli na nią jak na osobę nie do końca zrównoważoną psychicznie, ale w końcu - była lekarzem.
Kenneth przysłuchiwał się temu i zaczynał żałować, że Cassie jest tak daleko. Zapewne gdyby była w lepszym stanie, mogłaby coś pomóc i zaradzić, w końcu była weterynarzem. Przez chwilę rozmyślał nad czymś, w końcu odkaszlnął i zabrał głos.
- Moja znajoma jest weterynarzem, znajduje się bardzo blisko. Może zabierzemy małego do niej? - zapytał i spojrzał na Sebastiana.
- I powiemy jej, że wilk nam powiedział, że jest chory? - zaśmiał się i dodał - I tak musimy go zabrać w pobliże Pubu, jak mamy przygotować te mikstury... Choć trzeba też sprawdzić gdzie ten mały się upaprał i czym się upaprał...
- Mogę powiedzieć, że znalazłem go w lesie, jak wracałem do pensjonatu po samochód. Nawet idiota byłby w stanie stwierdzić, że szczeniakowi coś jest, a co dopiero ratownik znający się na pierwszej pomocy. -
mruknął mężczyzna. - Ale jak wolicie. - wzruszył ramionami. Nie wierzył, by metody dobre dla ludzi tak samo pomogły wilczkowi, bał się, że tylko bardziej mu zaszkodzą.
- Żartowałem... - odparł Lautner i spojrzał na wilczycę: - Zabieram Ghiru w pobliże miasta, ale nic mu się nie stanie. Obiecuję. Zajmij się swoimi ranami i poczekaj tu na nas.
Wilczyca nie odpowiedziała, ale wilk podszedł za nimi prawie pod samą granicę lasu i przyczajony w krzakach obserwował sytuację. Był zdenerwowany, bardzo zdenerwowany.
- Problem w tym, że nie mogę go puścić. - powiedział Tubylec - Jest za słaby i to moje życie go utrzymuje po tej stronie...

W tym momencie odnalazł ich Denis, lecz widział, że tutaj nie będzie w stanie zrobić nic sensownego, dlatego trzymał się na uboczu. Czy to stąd doszło to wezwanie na pomoc? Ruszył z powrotem wraz z nimi, trzymając się raczej na uboczu.


*****


Sean przyglądał się otrzymanym zapałkom. Gdy usłyszał wołanie o pomoc jego pierwszym odruchem, było poszukanie jego źródła. Jednak szybki rekonesans dokonany w barze pozwolił stwierdzić, że przynajmniej część kuzynostwa wyruszyła aby to zbadać. To oznaczało, że nie był tam potrzebny. Po prostu wątpił, żeby była to sytuacja, w której obecność kolejnego wilkołaka może okazać się konieczna. Jednakże wiedział jedno, wcześniej czy później będzie musiał przynajmniej dowiedzieć co się stało. Westchnął przeciągle i ruszył ku wyjściu z baru. Tam będzie mógł przynajmniej spokojnie zadzwonić. Gdy tylko wyszedł z baru, dostrzegł ich. Nie było to trudne, zwłaszcza dla jego wyostrzonych zmysłów. Spokojnym krokiem podszedł do całej grupki, przysłuchując się rozmowie i jak na razie milcząc.
Kenny nie był do końca przekonany. Zmarszczył lekko brwi, może nie był na swoim terytorium, ale zwykł zawsze wyrażać własne zdanie.
- Czy aby na pewno mu to jeszcze bardziej nie zaszkodzi? Z całym szacunkiem, Ingrid, ale to są metody dobre dla ludzi, a to jest przecież szczeniak. Ja bym jednak wolał się skonsultować z weterynarzem...
- Masz rację, ale to naturalne metody, no poza colą z solą, którą mały i tak zwymiotuje. Lepiej byłoby gdybyśmy wiedzieli czy toksyna jest jeszcze w organizmie i można ją z niego wyprowadzić, czy trzeba przejść do leczenia... Oczywiście, że należy się skonsultować z weterynarzem, jeżeli tylko mamy na to czas i możliwość -
Ingrid spojrzała na Sebastiana.
- Czas mamy, mogę go tak utrzymywać przez dowolnie długi czas, pod warunkiem, że nie zasnę...
- Zadzwonię do Cassandry. -
rzucił Kenny i sięgnął po telefon. Miał nadzieję, że dziewczyna czuje się na tyle dobrze, by odebrać i udzielić mu odpowiedzi. Wybrał numer pani weterynarz i czekał. Po kilku sygnałach usłyszał zmęczony, ale jakby nieco bardziej ożywiony głos Cassie.
- Tak? Kenny? - zapytała. - Jak spotkanie z ojcem?
- Nieważne, słuchaj, mam tu nagły przypadek! -
przerwał jej i przeszedł od razu do rzeczy. - Znalazłem szczeniaka, chyba się czymś zatruł...
- Nie krzycz tak. Zatruł? - powtórzyła zbolałym głosem. - Jakie ma objawy? Wymioty, biegunka, drgawki?
Mówiła powoli i z wyraźnym trudem, ból głowy jeszcze nie przeszedł, ale na wzmiankę o szczeniaczku w potrzebie momentalnie zaczęła odzyskiwać jasność umysłu.

Kevin również wyszedł z pubu, sytuacja była cokolwiek kłopotliwa. Te plamy nie dawały mu spokoju, a wilcze wycie było dodatkową "atrakcją" wieczoru. Dość szybko odnalazł grupkę znajdującą się przy granicy parkingu. Z ciekawością przyglądał się szczeniakowi siedzącemu na ręce Sebastiana. Intrygujący był jego kolor - jednolicie żółty otoczony czerwoną aurą, jakby pochodzącą od Lautnera.
- Objawy? E... - mężczyzna rozejrzał się po obecnych.
- Krańcowe wyczerpanie, lekkie drgawki... - powiedział Sebastian ciągle głaszcząc wilka.
- Prawdopodobnie bardzo silne odwodnienie, choć nie występują wymioty, ani biegunka - uzupełniła Ingrid.
- Kiedy i czym się zatruł? Kenny, nie wzdychaj tak, to bardzo ważne!
- Nie wiemy, ale prawdopodobnie były to jakieś chemikalia... -
mężczyzna aktywował głośnik w telefonie.
- Chemikalia?! Trzeba mu podać wodę utlenioną z ksylazą, wypłukać żołądek wodą i podać kroplówkę... musi dostać ksylazę z ketaminą na zwiotczenie, żeby był nieprzytomny. Przeczyścić można węglem aktywowanym i laktulozą. Jeśli dostanie silniejszych drgawek, to potrzebny będzie morbital, ale w bardzo małej dawce, bo ogólnie ten środek jest używany do usypiania zwierząt. Myślę, że jak to jest szczeniak, to dwie-trzy krople powinny złagodzić jego objawy. I jak już będzie miał czysty żołądek, trzeba mu podawać bardzo dużo węgla aktywowanego i dawać zastrzyki z atropiny. 30 tabletek węgla na 10 kilo masy ciała co sześć godzin i atropina co dziesięć. Tylko Kenny... Powinniście go zabrać do weterynarza, który ma to wszystko pod nosem. Teraz można by mu było podać węgiel i atropinę, by przedłużyć życie malucha, ale przecież nikt tego teraz nie ma przy sobie. Duży pies po zatruciu chemikaliami umiera w ciągu dwóch godzin, a to jest przecież szczeniaczek... Raczej nie widzę tutaj dużych szans na przeżycie. Chemikalia mają to do siebie, że przenikają przez błony śluzowe i pies nie musi ich wcale połknąć. Wystarczy że będzie je trzymał w pysku.
- A to nie możemy podać... eee... coli z solą? To jest w pubie.
- Żeby wypłukać żołądek? Cola nie jest zbyt dobra dla szczeniaka -
mruknęła Cassie. - W instytucjach kateringowych muszą być apteczki, a woda utleniona to podstawowe wyposażenie. Wiem, bo moja siostra pracuje w hotelu z restauracją i pubem - westchnęła kobieta. - To łagodniejszy środek, pomoże i nie zaszkodzi. Szczeniak to nie człowiek, jest delikatniejszy.
- Dobra, wrócimy do pubu, żeby użyć to, co mają w apteczce. -
powiedział Kenny. - Spróbuję się też dowiedzieć, gdzie mają najbliższego weterynarza... zdobyć jakiś numer telefonu... Jak ty się czujesz? Lepiej już?
- Tak, Kenny, już wszystko ok. - skłamała, walcząc z mdłościami.Teraz najważniejsze było, by uratować zwierzaczka. I wolała by Kenny nie skupiał się na niczym innym - Daj mi potem znać, czy udało się uratować tego szczeniaczka.
- Zadzwonię, trzymaj się. -
powiedział, rozłączając się. Chwilę później wyszukał w necie poprzez swoją komórkę miejsce, gdzie mieści się w tych okolicach najbliższa klinika weterynaryjna. Trzeba było ratować Ghiru i to natychmiast. Potem będzie się zastanawiał, jakich chemikaliów Młody posmakował... Uważał, że najlepiej będzie sprawdzić to miejsce za dnia. Miał zamiar wybrać się tam z samego rana, gdy tylko się obudzi. Wiedząc, że towarzysze nie czytają mu w myślach, powiedział. - Sprawdzam, gdzie jest najbliższy weterynarz mogący nam pomóc, a rano zobaczę, gdzie Młody mógł się wymazać tym gównem...
- Jeżeli idzie o płukanie żołądka, myślę, że nie ma to sensu - Kevin przez dłuższą chwilę stojący z boku i przysłuchujący się rozmowie w końcu zabrał głos - w jego żołądku nie ma nic obcego, więc zostało to już wydalone, albo w całości przeniknęło do organizmu...
- Załatwię kilka pojemników na próbki, i zobaczę czy da się zorganizować jakąś analizę laboratoryjną. O ile to wyciek z nieznanego źródła w rodzaju starych beczek z czasów wojny to bez fachowców się nie obejdzie. - Powiedziała Ingrid.
- Sean Casey - przedstawił się tym, z którymi nie miał wcześniej możliwości rozmawiać. - Słyszałem waszą rozmowę, a przynajmniej jej część i z tego co zrozumiałem, miasto wcale nie wygląda tak uroczo jak na pierwszy rzut oka. - Irlandczyk przerwał na chwilę przypatrując się wszystkim zebranym - W każdym razie, jeżeli potrzeba mojej pomocy, to nią służę - uśmiechnął się lekko do pozostałych odsłaniając rząd białych zębów ...
- To nie miasto, to ludzie... - odparł Sebastian - to mogło być cokolwiek, chociażby impregnat do drewna. Ludzie kupują duże opakowanie, bo jest "tańsze", impregnują połową opakowania płot, a resztę wywalają w lesie, bo utylizacja kosztuje kilka euro.
- Znam laboratorium, które dysponuje odpowiednim sprzętem, ma na wyposażeniu nawet spektrometr masowy, więc może wykonać dowolną analizę... Muszę się tylko dowiedzieć jakie duże mają być próbki.
- Zatem musimy się skoncentrować na podaniu węgla. To mogą mieć w apteczce. Po pozostałe środki trzeba będzie się udać do weterynarza -
skonkludowała Ingrid.
- Jak dobrze rozumiem, reszta środków ma złagodzić objawy, a nie bezpośrednio leczyć... - skwitował Sebastian - To będziemy mogli pominąć, bo to mogę zrobić. Znajdźmy ten węgiel i dzisiaj i tak już nic nie wymyślimy... Spotkajmy się tu jutro rano i ustalimy co robimy dalej. Przynajmniej wy się wyśpijcie, kiedy ja będę wył do księżyca... Masz gdzie mieszkać? - zapytał wyraźnie patrząc na Denisa.
- T...tak. Dzięki.

Okazało się, że węgiel dostępny jest na miejscu. W apteczce pubu znajdowała się go całkiem spora ilość. Szczeniak został więc nakarmiony węglem i wszyscy pożegnali się - teraz można było tylko czekać na efekty działania węgla aktywowanego.
- Będę siedział całą noc, więc jakby ktoś coś chciał to może przyjść pogadać... - Lautner poszedł z szczeniakiem do lasu, aby obserwujący ich cały czas wilk był spokojniejszy.


Wieczór ewidentnie nie zakończył się tak jakby można było sobie tego życzyć.



*****



Denis Graus

Denis cały czas trzymał się na uboczu; niewiele mógł zrobić w tej sytuacji, a nie chciał przeszkadzać. Był przyzwyczajony do tego, że nikt nie zwracał na niego uwagi – dlatego uwaga Sebastiana o miejscu do mieszkania zaskoczyła go. Najwyraźniej Lautner należał do tego rzadkiego typu istot, które nie pozostawiały spraw samym sobie. Zapewne nigdy nie poprosiłby o pomoc – tak, otwartym tekstem, ale propozycja spotkania wydawała się bardzo dobrze zakamuflowaną prośbą... Co tutaj się jednak działo, pozostawało pytanie – co i przede wszystkim – dlaczego. Denis wiedział, że prędzej czy później nadejdzie jego „pięć minut”.


Ingrid Mauerhöff

Wracająca w pobliże „McGovens” Ingrid przeczytała wiadomość od Adlera: "Nic się nie stało. Okazało się, że mam jutro zastępstwo niespodziankę, więc i tak bym się zbierał. Trzymaj się". Pomimo tego, że było jeszcze stosunkowo wcześnie postanowiła pójść do domu. Kilkanaście minut później była już u siebie. Automat zgłoszeniowy migał światełkiem otrzymanej wiadomości i niechętnie odsłuchała go.
- Dobry wieczór doktor Mauerhöff, z tej strony Ivan Frashbald. Częściowo po konsultację, częściowo z informacją. Po południu zgłosiła się do mnie pacjent z nagłymi i ostrymi bólami migrenowymi oraz nietypowym objawem w postaci drżenia rąk oraz lekkiego zaburzenia motoryki ciała. Byłbym wdzięczy za wszelkie wskazówki – chcę potwierdzić swoją tezę. Pozdrawiam.

Frashbald był jednym ze starszych lekarzy w okolicy. Lekko oschły, sztywny, utrzymujący wszystko we wzorowym porządku każdemu przywodził na myśl wojskowego. Jego praktyka nie narzekała jednak na brak pacjentów. Ingrid zastanowiły ostatnie słowa wiadomości; lekarz podejrzewał coś innego niż migrenę... Zresztą – jeden przypadek – był zrozumiały. Dwa przypadki – były już podejrzane; zwłaszcza, że oba miały nietypowe objawy. W niektórych przypadkach migrena mogła powodować torsje i w niektórych przypadkach mogła powodować upośledzenie ruchowości. Jednak dwa tak nietypowe przypadki w jednym czasie i jednym miejscu...

Spojrzała na zegar – było już trochę za późno, aby oddzwaniać; zresztą jutrzejszy dzień też nie zapowiadał się spokojnie. Pomyślała o badaniu spektrometrem – było co prawda bardzo kosztowne, jednak dawało wiele odpowiedzi, w przeciwieństwie do badań na określone czynniki...


Cassandra O'Connor

Sprawa szczeniaczka dodatkowo wytrąciła ją z równowagi, jakby migreny było mało... Wydawała się jednak dziwna – zwierzęta instynktownie uciekały od chemikaliów i przypadkowe zatrucie było bardzo rzadkim przypadkiem. Oczywiście szczenię mogło jeszcze nie wiedzieć wszystkiego, i z ciekawości „wetknąć gdzieś nos” jednak – mimo wszystko – substancja nie powinna być dobrowolnie przez zwierzę połknięta. Była więc bardzo silna, jeżeli niewielka jej ilość spowodowała zatrucie lub... była podana celowo. Cassandra postanowiła podzielić się tą myślą z Kennym, jednak nie chciała mu przeszkadzać teraz telefonami; pomyślała, że może spotkają się wieczorem jeszcze, a jak nie – zadzwoni do niego rano.


Kevin Doomsday

Kolejne spięcie ze „Złotym Sercem w Twardej Skorupce” nastąpiło tuż po powrocie do domu i dotyczyło... kuriera, którego najście przerwało „chwilę relaksu przy telewizorze”; oraz tego, że służbowe sprawy powinny przychodzić do biura, a nie do domu. Brązowa koperta UPS z wszystkimi możliwymi oznaczeniami z cyklu: „bardzo ważne”; „super express”; „dokumenty” stała spokojnie na szafce. Marudząc coś pod nosem Kevin rozerwał kopertę. Wewnątrz była tylko karta chipowa i krótka informacja: „Z polecenia Pana Takady przekazuję kartę kodową do modelu koncepcyjnego RA z prośbą o przekazanie p. Lautnerowi. Z poważaniem” Takada był jednym z vice całej korporacji i szefem pionu R&D. Co łączyło szefa pionu badań z – wydawało się – nikomu nie znanym facetem mieszkającym we Frasdorfie? - zastanawiał się przez chwilę.
Musiał też dowiedzieć się jakie muszą być próbki do badania spektrometrem; bo jego wiedza kończyła się na tym, że jest (drogi) i działa (dobrze).


Sean Casey

Sean wrócił jeszcze na chwilę do pubu. Zamówił jeszcze jedno piwo; jednak jakoś nie miało ono smaku. Pokręcił się po sali, zamienił kilkanaście grzecznych uwag i miłych słów – jak to zwykle w takich przypadkach i zmył się do domu. Może i formalnie wataha nie została zawiązana, i, może, formalnie nikt go nie poprosił o pomoc, ale też nikt tej pomocy nie odrzucił, a on nie zamierzał odpuścić całej tej sprawy.


Kenneth Miller

Wyglądało na to, że dziś nic więcej nie zostanie zrobione. Zresztą chyba nawet nie było co robić. Nocne łażenie po lesie chyba nikomu nie przeszkadzało, ale nie miało wielkiego sensu – nawet gdyby coś znaleźli to trzeba by czekać do rana z usunięciem tego świństwa. Nie mieli też pojemników do zebrania ewentualnych próbek... Wracał do hotelu z jednej strony przybity cała sytuacją z drugiej – w jakiś sposób zadowolony, że urlop nie będzie po prostu siedzeniem na tyłku...
 
Aschaar jest offline  
Stary 29-03-2010, 08:56   #23
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Andre siedział w barze przez cały czas. Zastanawiał się przez większość czasu gdzie trafił, kto włada tymi terenami i dlaczego tego wieczoru tak dużo zmiennokształtnych się napatoczyło. Ich zapach był obecny cały czas. Po pewnym czasie dotarły go wilcze słowa. W pierwszej chwili chciał się zerwać i pobiec w las chcąc pomóc. Jednak zdał sobie sprawę, że nie jest na swoim terenie, skąd może wiedzieć czy to nie pułapka, którą zastawili Tancerze Czarnej Spirali. Bił się z myślami. Prócz tego użyte zostały słowa „Gara no Tora”, więc chodziło o konkretną osobę, przez co był to kolejny powód by się nie mieszać. Ze zdenerwowania zamówił jeszcze jedno piwo, które wysączył słuchając muzyki dobiegającej ze sceny. Nagle obejrzał się w stronę drzwi i ujrzał pokaźną grupę ludzi wychodzącą na zewnątrz. Zaraz później wyszedł też ten cały Kevin. Może mają jakieś zebranie watahy, lub szczepu? To nie jest jego interes, jednak on jest ich interesem, chociaż mogą o nim nie wiedzieć, lecz będą wiedzieć, jeżeli ten cały okularnik im o nim opowie. Skrzywił się, gdy takie myśli przelatywały mu przez głowę. Zwykle, gdy dochodził do terenu jakiegoś szczepu lub watahy, oni sami go znajdowali. Nie musiał się pokazywać. Widać teraz miało być inaczej. Wyciągnął kartonik od tego Kevina i zaczął wpatrywać się w dziwne znaczki. Poczekał jeszcze jakąś godzinę, by nie przeszkadzać w spotkaniu i zawołał barmana.
-Słucham Pana?
-Jak mogę z nim porozmawiać – wyciągnął wizytówkę i pokazał mu ją.
-Przez telefon proszę Pana. Tam stoi. – odpowiedział lekko zdezorientowany.
-Dzięki. - odrzekł i ruszył w kierunku wiszącego na ścianie pudła o przyćmionym kolorze gwiazd z wystającymi kwadracikami, na których pojawiały się znaczki. Na szczęście u góry widniała obrazkowa instrukcja obsługi. Wyciągnął z kieszeni i parę monet i wrzucał każdą po kolei, aż wreszcie jedna nie wypadła i została w środku, tak jak było pokazane na obrazku. Wyciągnął zawieszony dziwny, czarny i podłużny kawałek… czegoś i przystawił do twarzy. Popatrzył jeszcze raz na kartonik i zaczął wciskać takie same znaczki, jakie były na małych kwadracikach. Po pewnym czasie usłyszał zdawkowe buczenie, które zanikało i dawało o sobie znać znów po krótkiej chwili.
-Halo? – odezwało się w podłużnym przedmiocie.
-Witaj, Andre z tej strony. Widziałem czy wychodziłeś, poza tym widziałem, że kilku Garou wychodziło przed Tobą, wiesz może, co się stało? – spytał.
- Hmm.. Był problem mały. Wilczyca, a właściwie jej młode jest poważnie chore... Zatruło się prawdopodobnie jakimiś chemikaliami. Sebastian jest teraz w lesie i podtrzymuje go przy życiu, reszta rozjechała się do domów. Zorganizowaliśmy już leczenie i tak dalej.. Jak chcesz pogadać, to przejdź się do Sebastiana, pewnie czuje się trochę samotny.
-Dzięki, przyjacielu. Tak poza tym, me imię brzmi „Podążający za Wiatrem”. Bywaj. – rozłączył się.

Wyszedł z baru przeszedł do linii lasu i podszedł do sporego kamienia. Rozebrał się przy nim i schował ubranie pod owym kamieniem i rozpoczął przemianę. Czuł lekki ból, jaki przeszywał jego ciało. Widział jak jego palce zanikają, włosy na rękach zmieniają się w szarą sierść. Czuł, że się kurczy, jego oczy również się zmieniały, zaczął widzieć zupełnie inaczej. Ból z czasem przeobrażał się w łagodne mrowienie, aż w końcu całkowicie zanikł. Pod łapami czuł twardą ziemię.


Przebiegł przez las szukając domniemanego Sebastiana. Po pewnym czasie dopiero na granicy lasu ujrzał odzianego w białą koszulkę mężczyznę. Andre podszedł bliżej i usiadł obok niego. Dopiero teraz zauważył, że trzyma szczenię na rękach.
-Ciężka to noc, Gaja z nocy na noc i z dnia na dzień coraz bardziej cierpi… – zaszczekał łagodnie patrząc w gwiazdy.
-A dalsza walka nie ma sensu i trzeba się poddać? Czy coś w ten deseń?
-Wręcz przeciwnie, drogi przyjacielu. Trzeba zacisnąć zęby i biegnąc walczyć tak jak nigdy dotąd.
-Dzięki za dobre rady.
-Nie ma za co. Co z nim? – wskazał na szczenię.
-Żyje.
-Wydobrzeje?
-Nie wiem.
-Jak to w ogóle się stało?
-To znaczy o? – spojrzał na Andre, ale znów po chwili patrzył w księżyc.
-Jak młody popadł w taki stan? – spytał wpatrując się w gwieździste niebo.
-Rozmawialiśmy o tym, kiedy ciebie nie było. Podczas zabawy upaprał się czymś, co z siebie zlizał. Chwilowo nie wiadomo, co to było.
-Las nie obdarowuje swoim dzieciom takich ran. To ludzkie ścierwo go tak urządziło. Ja muszę iść, jednak gdybyś planował jakieś śledztwo, akcję odwetową lub coś takiego to znajdziesz mnie. Będę się kręcił jakoś po tych lasach, a me imię brzmi "Podążający za Wiatrem". - odparł i odwróciwszy się ruszył z powrotem powolnym krokiem.
-Ustaliliśmy z innymi, ze spotykamy się jutro tutaj o dziewiątej rano i zastanowimy się, co dalej, a dokładniej podejmiemy jakieś kroki.
Ostatnie słowa wypowiedziane przez Sebastiana dotarły do uszu Andre, a ten usłyszawszy to wykrzywił pysk w dziwnym grymasie pewnie mającym być odpowiednikiem uśmiechu. Nic już nie dodał, ruszył do swojego kamienia, gdzie położył się i zasnął, czekając na to, co przyniesie jutro.
 

Ostatnio edytowane przez Vampire : 29-03-2010 o 08:58.
Vampire jest offline  
Stary 29-03-2010, 21:04   #24
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Perspektywa spotkania z Sebastianem wcale go nie pocieszyła. Znał niewielu wilkołaków z innych szczepów, a on wydawał się być osobnikiem dość niepokojącym. Chociaż chyba chciał dobrze, w końcu zatroszczył się o kwestię mieszkania Denisa. Robią tak tylko altruiści, chociaż pewnie miał na myśli cieplutki pokoik w jakimś hotelu. Lecz Graus zadowoli się pierwszą lepszą ławką w parku. Nie było jeszcze zbyt mroźnie, więc nie zamarznie. Na choroby już chyba się uodpornił. Ech... rozpieszczają go w tym Rosenheimie. Najpierw filantrop, a teraz on.

Dla wielu życie na koszt czyjejś dobroci wydaje się czymś uwłaczającym, przeznaczonym dla osób bez honoru. Oni chyba nigdy nie mieli okazji żyć tak jak Gnatożuje. Narzekają na swoją biedę, ci którzy nie doświadczyli od życia trosk. Denis nauczył się żyć chwilą, łapać to co w zasięgu ręki, cieszyć się z drobnostek. Owszem, nie zawsze zje obiad, nie ma praktycznie stałego miejsca zamieszkania, ale może o sobie powiedzieć, że jest wolnym wilkiem. Na tyle na ile to możliwe w dzisiejszym świecie.

Pokręcił się przez chwilę wokół pubu, wreszcie zdecydował się pójść do lasu, gdzie siedział Sebastian. Widział wcześniej wracającego stamtąd inny wilkołak. Denis odnalazł samotnego Lautnera w lesie. Zbliżył się na tyle, by nie musiał podnosić głosu.

- Pomyślałem, że chcesz się ze mną zobaczyć - zaczął. - Przepraszam, że nie mogłem pomóc wtedy...

No bo jak miał pomóc? Nie znał się na medycynie, potrafił tylko tłuc innych i unikać ciosów innych. Wtedy... pozwolił mówić inteligentniejszym.

- Nie ma problemu. Niewiele można było zrobić, ale i tak dziękuję, że się pojawiłeś... choć nie musiałeś. - powiedział Sebastian uśmiechając się. Noc była jasna, bezchmurna, a następnego dnia miała być pełnia. - W czymś mogę Ci pomóc? Masz gdzie spać i za co jeść? W co się ubrać? Wybacz, że się tak dopytuję, trochę to mój teren i wiesz... obowiązki gospodarza i tym podobne- zachichotał jakby powiedział dobry dowcip.
- Tylko do tego używam mózgu - uśmiechnął się Denis. - A czy ty potrzebujesz pomocy? Może nie mam wiele w głowie, ale posiadam też inne talenty... i widzę że masz kłopoty.
- Kłopoty to dopiero mogą z tego wyniknąć... Na razie wiem zbyt mało, aby cokolwiek wyrokować... Ghiru czymś się zatruł, czym to już inna kwestia. To trzeba będzie znaleźć co pewnie nie będzie trudne biorąc pod uwagę pomoc naszych braci i wywalić z lasu. Chyba tyle... Choć znając upierdliwość Żmija to nie zakończy się tak prosto i szybko... Dodatkowa para rąk zawsze się przyda. Póki co nie chcę tu sajgonu i latających flaków... To jest cicha i spokojna okolica. Choć jak trzeba będzie to... Problem może wyniknąć inny, ale póki co to nie wiem jak ugryźć tą sprawę z towarzystwem...
- Ugryźć to dobre słowo jak dla mnie. Jak zresztą chcesz, zawsze możesz na mnie liczyć. Prawie zawsze. No dobrze... przeważnie można na mnie liczyć.
- Dzięki, będę pamiętał. Jutro rano zdecydujemy co dalej z tym wszystkim zrobić... Zwłaszcza, że sprawa dotyczy lasu, a to dla mnie jest pewien problem... niestety. W nocy nic się nie wydarzy, a ja pewnie rano padnę i pójdę spać. Więc to wy będziecie musieli się zająć poszukiwaniami... Nie chcę cię wyganiać, ale lepiej się wyspać jutrzejszy dzień może być ciężki... Chyba, że chcesz mnie o coś zapytać, albo o czymś pogadać?
- Nie - posmutniał lekko - już nie będę ci przeszkadzał. Chyba faktycznie będzie lepiej, gdy sobie odpocznę... tak, zdecydowanie.
- Nie przeszkadzasz. Jakby to... - zastanowił się przez chwilę. - Po prostu jestem przyzwyczajony do robienia wszystkiego samemu... Do bycia w samotności. Jutro wszystko wam zostawię, ja będę musiał odpocząć... To nie będzie dla mnie zbyt... typowe zachowanie - zakończył uśmiechając się i pokazując swoje białe zęby.
- Zatem do jutra - odpowiedział Denis. - Trzymaj się bracie.

Graus zostawił Sebastiana samego, po części nie chcąc ingerować w jego styl życia, lecz głównie, że od tej krótkiej informacji i przemyśleń miał w mózgu dużo g...śmiecia. Oczywiście zaszkodzili ludzie, jak to bywa w przypadku zatruć. Nie miał nic do zwykłego człowieka, lecz uważał, że czasami postępują zbyt lekkomyślnie. Chyba nie zdają sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów. Chociaż Bełkotek też nie zawsze to robi.
Sebastianowi współczuł z całego serca i spróbuje mu pomóc. Co z tego wyjdzie - Denis wierzył w swoje umiejętności. Chyba, że się upijał, wtedy do jego głowy dochodziły złe myśli.

Teraz należało znaleźć miejsce do spoczynku, ale takie, by policja się nie czepiała. Nie chciał mieć problemów, gdy nad ranem czekała go perspektywa Ważnego Spotkania. Odrzucił pierwotne instynkty i zachętę do snu na gołej ziemi. Może i miał tą swoją odporność, ale nie chciał jej wystawiać na próbę. Ostatecznie znalazł jakąś ławkę nieopodal pubu. To nie było najbezpieczniejsze miejsce, ale pewnie policja nie będzie tędy często chodziła. Zdąży się przespać te kilka godzin i wstanie wraz ze słońcem.

Położył się na plecach i wpatrywał w niebo. Po pewnym czasie zasnął na tym niewygodnym łożu.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 02-04-2010, 16:30   #25
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Wrócił do pubu, chociaż teraz w znacznie gorszym nastroju niż poprzednio. Miało to być takie spokojne miejsce, nie skażone cywilizacją i nie mające żadnych większych problemów. Jednakże w tym momencie iluzja ta pękła jak bańka mydlana. Coś śmierdziało we Frasdorfie i nie chodziło tutaj o zapach rozlanego piwa i papierosów, jaki unosił się w tym miejscu. Było to coś znacznie gorszego. Coś co zagrażało nie tylko lasowi, ale także ludziom. Wielu z jego braci mogło uznawać ich za zło, ale przecież nie byli z gruntu źli, tylko ich wybory czasami nie były najlepsze.

Irlandczyk westchnął głośno, toczyli wojnę i taka była prawda, o ile jeszcze ich przodkowie widzieli szansę na zwycięstwo ... teraz wyglądało to inaczej. Żmij znajdował się w ofensywie, codziennie dochodząc dalej. Tkaczka owijała swoją siecią coraz większą część świata ... a Dzikun znajdował się w odwrocie. Gaja cierpiała i praktycznie można było tylko odliczać czas, gdy ostatni jej obrońcy, staną do ostatniej walki. Sean uważał, że dojdzie do niej za jego życia, pewnie szybciej niż można się było tego spodziewać. Trudno było tak naprawdę przewidzieć wynik tego starcia, ale gdy opadnie kurz bitewny będą tylko dwie możliwości. Albo wyjdą z niego zwycięsko i uratują świat, albo zginą co będzie oznaczało jego zgubę. Do tego czasu pozostawało wiele bitew ... a to miasteczko miało stać się kolejną areną walki. W tym momencie nie było istotne co dokładnie spowodowało chorobę wilczka ... na pewno nie pojawiło się to naturalnie ... musieli poznać tego przyczynę i się jej pozbyć ... raz na zawsze.

Dopił ostatnie piwo jakie zamówił ... w ciszy, siedząc przy stoliku samemu. Potem szybko wstał rozliczył się z koncertu i zapłacił za wypity alkohol. Potem wyszedł z pubu na chłód nocy, ruszając w stronę hotelu. Liczył, że ta noc skończy się inaczej, że nie będzie wracał samotnie, ale nie było mu dane spełnić tej zachcianki ... jutro czekało ich spotkanie, na którym ustalą dalszą strategię. Był pewien jednego ... jutro staną się watahą ... nawet jeżeli tylko tymczasowo. Przez dalszą drogę do hotelu nie myślał o niczym, rozkoszował się spacerem, wiedząc że w najbliższym czasie może mu ten spokój zostać odebranym ... w swoim krótkim życiu nauczył się doceniać chwile jak ta ... cisza przed burzą ... cisza przed czekającą walką ... dzisiaj jeszcze mógł odpocząć ... a jutro .... jutro będzie wojownikiem.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 03-04-2010, 14:01   #26
 
Howgh's Avatar
 
Reputacja: 1 Howgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetny
- Kevin - głos zaatakował natychmiast po przekroczeniu progu mieszkania - Przyszła do Ciebie jakaś paczka.
- Dzięki Skarbie, gdzie ją położyłaś?
- Tam gdzie zawsze, nie zadawaj głupich pytań. I z łaski swojej poinformuj asystenta, że nie ma Ci przysyłać tych pierdół do domu, jasne?


„A niech Cie szlag kobieto..” - pomyślał - „Kiedyś mnie wykończysz.”

Rzucił marynarkę na fotel, minął stolik z którego złośliwie uśmiechała się brązowa paczka, i poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic i idąc w stronę łóżka, ubrany w luźne spodenki, zgarnął przesyłkę. Z rozerwanej koperty wypadł chip i kartka papieru, zawierająca krótkie wyjaśnienie „Po co to i dla kogo”, jednak nie odpowiadająca na pytanie „Dlaczego?”.

„Co tu się, kurwa, dzieje?”

Doomsday nie był przyzwyczajony do tego, że wykorzystuje się go jako pośrednika, nic nie wyjaśniając. Jak jakiegoś pionka, narzędzie. W dodatku pośrednika między szefem, a jakimś chłopaczkiem z wiochy?

Znalazł palmtopa i wysłał smsa do Sebastiana, od którego wziął wcześniej numer: Mam coś dla Ciebie, jednak najpierw chyba musimy pogadać. Należy mi się parę wyjaśnień.

Kiedy dostał raport doręczenia wiadomości, rzucił się na łózko. Był zmęczony. Dorównać „IM” kroku nie było łatwo... Oczywiście ćwiczył, był w naprawdę niezłej formie. Jednak to nie to samo.

Ciszę przerwał dźwięk jego telefonu. Dzwonił Andre i miał parę pytań, jednak Kevin nie miał sił z nim rozmawiać, dlatego skierował go do Lautnera.

Gdy już prawie zasypiał, przypomniał sobie o 'spektrometrze', jednak postanowił się tym zając z samego rana. Wykona parę telefonów i zdobędzie potrzebne informacje. Ustawił alarm na 7:30 i już po chwili pogrążył się w niespokojnych snach.
 
__________________
Nigdy nie przestanę podkreślac pewnego drobnego, instotnego faktu, którego tak nie chcą uznać Ci przesądni ludzie - mianowicie, że myśl przychodzi z własnej, nie mojej woli...

Ostatnio edytowane przez Howgh : 03-04-2010 o 14:06.
Howgh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172