Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-03-2010, 10:22   #21
 
Megg's Avatar
 
Reputacja: 1 Megg nie jest za bardzo znany
Poranek był ciepły, delikatny wiatr nieznacznie poruszał liśćmi na drzewach. Stała na niewielkiej werandzie z kubkiem kawy w ręce, musiała się dobudzić. Znów odrobinę zabalowała z ekipą Micka i Luke’a, a miała tylko wpaść po gitarę i oddać deskę. Proces wymiany potrwał dłużej, niż powinien. Dopiła kawę i zniknęła w domu, by po chwili wyjść z torbą, gotowa do spędzenia kilku godzin w szkole. Nie zapowiadały się źle, szczególnie, że na zajęciach z techniki od dwóch tygodni tematem przewodnim było skonstruowanie zamka, kłódki lub czegoś w tym rodzaju.
Szła na nogach, nie miała daleko. Po drodze natknęła się na Clarę. Zamieniła z nią kilka słów, głównie związanych z przemyśleniami na temat balu, wynikającymi z ostatnich rozmów z Mickiem.
Kiedy Clara umknęła na zajęcia, Lain wyciągnęła z kieszeni gumę do żucia i rozwinęła z papierka, nieśpiesznie kierując się do klasy.
- Moje uszanowanie. – Mruknęła wchodząc do środka i wsunęła listek gumy do ust. Zajęła miejsce za Yoshim licząc, że ukryje się za nim razem ze swoim brakiem podręczników, których nie posiadała i zeszytem, w którym zamiast notatek kreśliła niekończące się komiksy. Rozglądnęła się i obróciła ołówek w palcach, po czym poprawiła czerwoną spódniczkę i przymknęła oczy. Mechanizm zegara wiszącego na ścianie rozbłysł w jej wyobraźni tak, jak budowa kłódek, które nieraz otwierała za pomocą agrafki czy spinki do włosów. Ciche tykanie prawie odbijało się echem w jej głowie. W nieskończoność.

***

Po dzwonku, na korytarzu, złapali ją Mick i Luke.
- Nauczyciel wziął mnie do odpowiedzi i, cholera, dobrze, że ssało mnie z głodu. Nic nie umiałem, ale burczało mi w brzuchu tak głośno, że gość wstawił mi tróję z minusem. – Luke przeczesał palcami ciemne, długie włosy i uśmiechnął szeroko.
- Ta, w końcu sprawiałeś wrażenie, jakbyś mówił coś sensownego. – Mruknął Mick z drwiącym uśmiechem.
- Jedynie sprawiał wrażenie. To dalej żaden sukces. – Pociągnęła za sobą chłopaków i wparowała do bufetu szkolnego. Dostrzegła Michaela. Popatrzyła na niego pytająco i rzuciła znaczące spojrzenie na miejsce naprzeciw. Mick i Luke śmiejąc się z czegoś ruszyli w stronę lady, gdzie opasła kucharka wydawała kolejne porcje. Pogrążony w myślach chłopak nie zauważył rudej dziewczyny. Skrzyżowała ręce i poczekała na kolegów. Bez skrępowania zwinęła jednemu z nich frytki z tacy.
- Dojdę do was za chwilę. - Mruknęła i podeszła do Michaela. Uniosła lekko kąciki ust. - Cześć. Przeszkadzam?
Lekko zadrżał po czym obrócił się w stronę dziewczyny.
- Hej. Nie, skądże, nie przeszkadzasz. Chcesz usiąść? - skinął głową na puste krzesło na przeciwko niego.
Przysiadła na brzegu wskazanego krzesła i oparła się łokciem o stół. Drugą ręką trzymała kartonik z frytkami, który automatycznie wysunęła w kierunku chłopaka.
- Jak się tu czujesz? - Spytała bez ogródek przyglądając się mu spokojnymi, choć uważnymi, intensywnie niebieskimi oczami.
Wzrok Michaela zza pleców Lain przeniósł się na frytki po które sięgnął i zatrzymał się na jej oczach.
- Wszystko tu jest takie inne. Ta szarość i wszechobecna zieleń... - uśmiechnął się lekko. - W Stillwater czy nawet w Nowym Jorku było naprawdę łatwiej się przyzwyczaić.
Uśmiechnęła się z błyskiem zrozumienia w oczach. Podrapała się po ramieniu i zmarszczyła lekko brwi.
- Zawsze masz alternatywę. Gdybyś tylko jej potrzebował, nie poprowadzę cię za rękę, ale mogę wskazać kierunek. Masz już plany na ostatnie dni tygodnia? - Zerknęła na Micka, który właśnie wybuchnął gromkim śmiechem kilka stolików dalej. Luke pochylił się gwałtownie, jakby coś mu upadło. Pokręciła lekko głową i znów popatrzyła na Michaela.
- Nie mam żadnych zaplanowanych akcji. No może ta impreza u Kate McCall w piątek. Wybierasz się?
- Kate McCall? Taka blondynka, która jest wszędzie, gdzie się obrócisz? - Wyszczerzyła zęby i odchyliła się na krześle. Coś niepokojącego przemknęło przez jej twarz.
- Tak, pewnie się pojawię. - Odparła po chwili. - Ale gdybyś chciał poznać to miasteczko od trochę innej strony, po prostu daj znać. Nie wszyscy, którzy trzymają się z boku są tacy, jak oni. - Wskazała na Micka, który naciągnął Lukowi koszulkę na głowę i wstał z szerokim uśmiechem. - Dlatego akceptuje się każdego. Nawet Clarę, która czasem przegina z byciem odpowiedzialną albo Luke’a, który żyje i oddycha gitarą basową. Mamy szafki obok siebie, po prostu zostaw wiadomość, jak dojdziesz do wniosku, że pora odetchnąć od popularnej gromadki. - Mrugnęła do niego i wstała. Zasunęła za sobą krzesło nogą obutą w glana. Mick i Luke stali już w drzwiach. - Trzymaj się, Michael. - Zasalutowała mu i zmyła się ze stołówki, razem z roześmianymi kolegami.
Impreza u Kate McCall? Jeśli się nie myliła, Kate nie brakowało kasy. Jej chłopakowi też. Raz nawet ogród państwa McCall posłużył jej jako linia ucieczki. Jeśli będzie co pić…
- Wbijemy się, nie? – Zerknęła na chłopaków i pchnęła drzwi do klasy. Spóźnieni.
- No taak… - Poirytowany nauczyciel jakby wyjął odpowiedź z ust Micka i Luke’a i wskazał miejsca pod ścianą. – Ostatni raz wchodzicie 20 minut po dzwonku. – Syknął jeszcze, zanim dostrzegł, że tamci usiedli po drugiej stronie klasy i najwyraźniej, mimo przyjścia na lekcję, nadal byli nieobecni myślami.

***

Kilka godzin później szła szybkim krokiem przez zatłoczony korytarz. Godzina chemii dała jej dużo do myślenia. Reakcje między substancjami, szczególnie te gwałtowne, przyciągnęły jej uwagę do tego stopnia, że brała aktywny udział w lekcji i zainspirowało ją to do…
- Takiej zadymy…! – Rękoma zakreśliła łuk w powietrzu. – Takiej zadymy jeszcze nie było. Mick stał spokojnie pod bramą szkoły wpatrując się w Lain i wypuścił dym w bok, nie spuszczając wzroku z rudej przyjaciółki.
- Ale że co chcesz zrobić? – Zapytał ze sceptyczną miną i uniósł brew.
- Małe fajerwerki w niespodziewanych miejscach i momentach. – Wyjaśniła trochę enigmatycznie.
Mick oparł się o mur szkoły po zewnętrznej stronie.
- A skąd weźmiesz środki do tego? – Bez pośpiechu zasłonił skręta dłonią, gdy jeden z nauczycieli minął ich, pędząc do domu.
Lain zmarszczyła lekko brwi i z butną miną popatrzyła koledze prosto w oczy.
- Ze szkoły. To oni fundują bal. My – dobrą zabawę. Łapiesz? – Uśmiechnęła się widząc błysk zrozumienia w oczach Micka.


Postanowiła pogadać z Clarą. O ile się nie myliła, jej koleżanka działała przy organizacji balu. Miała więc więcej możliwości. Wpadnie do niej wieczorem i wyciągnie ją na koktajl.
 
__________________
Jędza i nędza.

Ostatnio edytowane przez Megg : 16-03-2010 o 12:41.
Megg jest offline  
Stary 18-03-2010, 23:33   #22
 
Strofa's Avatar
 
Reputacja: 1 Strofa nie jest za bardzo znany
Clara przetrwała jakimś cudem każący wzrok nauczycielki, gdy weszła spóźniona na zajęcia. Lekcja przeminęła tak szybko, że dziewczyna prawie zapomniała o tym, że zbliża się czas, który wyznaczyła sobie na odwiedziny u dyrektora. Jonathan Gringe napawał ją niekiedy ogromnym strachem. Zawsze obawiała się reakcji, jaka pojawi się na jego surowym obliczu po tym, gdy wygłosi swoje kolejne przemówienie. Tym razem liczyła jednak na jego zrozumienie – w końcu jemu też zależało na bezpieczeństwie uczniów. W zanadrzu miała przygotowane argumenty, odnoszące się do sprawy, jaka miała miejsce w szkole dwa lata temu. Układając sobie w myślach wypowiedzi przemierzyła zatłoczony odcinek głównego korytarza i schody, na których minęła kilka koleżanek, wymieniając z nimi uśmiechy. Ze zdziwieniem odkryła, że na trzecim piętrze panuje nieco napięta atmosfera. Pani Mayflower zdenerwowanym głosem rozmawiała z kimś przez telefon. Minęła szybko jej gabinet, starając się nie wsłuchiwać zbytnio w wymawiane przez nią słowa i od razu skierowała się w stronę centralnego pokoju. Energicznie zapukała w oszklone drzwi i po chwili nacisnęła klamkę. Dyrektor stał przy biurku, w zamyśleniu spoglądając przez okno.
- Dzień dobry, panie dyrektorze. Chciałam się zwrócić do pana ze sprawą… - zaczęła cichym głosikiem Clara, ale rozgniewany wzrok Gringe’a wybił ją z tropu.
- Nie teraz, Lawrence. Mam pilniejsze sprawy do załatwienia. – powiedział dyrektor, po czym wskazał jej dłonią wyjście.
Ze spuszczoną głową Clara opuściła gabinet. Nie wiedząc co ze sobą począć stała chwilkę na korytarzu.

***

Clara należała do tego typu ludzi, którzy lubią lekcje, ale woleliby wyciąć z grafiku przerwy. Tłok i ścisk na korytarzach oraz nieustanny huk powodowały, że wolała się zaszyć w jakimś miejscu, żeby przeczekać największy nawał uczniów, przemieszczających się do swoich sal. Na długiej przerwie postanowiła zjeść lunch. W przeciwieństwie do swoich rówieśników nie spieszno jej było do stołówki. Wiedziała, że zdąży szybko zjeść lunch pod koniec przerwy, a zaraz po dzwonku w bufecie jest sporo ludzi i wszystkie stoliki są zajęte. Włócząc nogami skierowała się w stronę północnego gmachu. Po drodze minęła dwie grupki podnieconych dziewczyn, szepczących coś do siebie.
Tak jak się spodziewała, w stołówce zebrało się pół szkoły i panował tu niezły rozgardiasz. Wśród mlaskających i głośno rozmawiających uczniów wypatrzyła stolik przy oknie, gdzie siedziała tylko jedna osoba. Gdy podeszła bliżej rozpoznała w postaci nowego chłopaka.
- Cześć, mogę się dosiąść? - zapytała wskazując brodą na krzesło i uśmiechając się lekko.
- Proszę, nie krępuj się - powiedział z rozbawieniem.
Kiedy dziewczyna usiadła, chłopak pokręcił głową i zaśmiał się.
- Jesteś już druga osobą, która się o to pytała - powiedział rozbawiony, patrząc w oczy dziewczyny.
- Poprzednią osobę wygoniłeś? - odpowiedziała na jego uśmiech wyszczerzając wszystkie ząbki, po czym położyła tackę na stoliku i odsunęła krzesło. Cały czas towarzyszyło jej niemiłe uczucie, że jest obserwowana przez wszystkich zgromadzonych w stołówce. Przeszło jej nawet przez myśl, że może to dlatego, że dziwnie dziś wygląda.
Michael parsknął śmiechem.
- Jestem szalony, ale nie aż tak, aby rezygnować z towarzystwa ładnych dziewczyn - oparł się na łokciu i mrugnął.
- To na pewno spodoba ci się w naszej szkole, jest tu dużo ładnych dziewczyn - odpowiedziała, nieco pochmurniejąc. - Będziesz miał je wszystkie okazję podziwiać na balu szkolnym. O ile się na niego wybierasz...? - zerknęła na niego i zamarła w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Szczerze mówiąc to nie wiem czy będę na balu... no chyba że organizatorzy poproszą mnie o "zaszczycenie uroczystości moim występem" - ostatnie słowa powiedział z lekką ironią, uśmiechając się łobuzersko.
- Ja również wolałabym zostać w domu, ale niestety cały samorząd musi pojawić się na imprezie - zmarszczyła lekko brwi w zamyśleniu. Po chwili doszła do wniosku, że widocznie nie załapała żartu z wystąpieniem i postanowiła zmienić temat. - A jak ci się podoba w naszej szkole? Lepsza czy gorsza niż poprzednia? - zapytała, po czym chwyciła butelkę z wodą, by ugasić pragnienie.
Chłopak zanim odpowiedział na pytanie, musiał zebrać myśli.
- Macie tu fajną atmosferę. Nie to co w tych ciasnych szkołach Nowego Yorku. Chociaż i tak najlepiej wspominam Stillwater.
- Stillwater? To gdzieś na wschodzie? - udała zainteresowanie, choć tak naprawdę jej wiedza geograficzna była na niskim poziomie i raczej niewiele dałoby jej dookreślenie położenia miejscowości. W rzeczywistości bardziej skupiona była na walce z zakrętką od butelki. "Wadliwy produkt" pomyślała, po czym stęknęła z niezadowolenia.
- Stillwater, Oklahoma, centrum kraju - powiedział spokojnie. - To tam się urodziłem i założyłem swój zespół.
- Hym... - zrezygnowała z napoju i odstawiła go z powrotem na tackę. Zerknęła na chłopaka. - Zespół?
Kolejny uśmiech.
- Oh, naprawdę nie słyszałaś? - powiedział szczerze zdziwiony. - Myślałem, że wieści szybko się tutaj rozchodzą.
- Szczerze mówiąc nie jestem zbytnio na czasie - powiedziała nieśmiało, zakładając włosy za ucho. - Często bywa nawet tak, że dopiero po zerwaniu pary dowiaduję się, że w ogóle byli ze sobą. Zechcesz opowiedzieć coś więcej o zespole? - zerknęła na niego zachęcająco.
- No cóż... jestem wokalistą, chłopaków poznałem w szkole w Stillwater. Gramy ze sobą do dziś, chociaż ostatnio coraz rzadziej się widujemy. Jeśli chciałabyś wiedzieć więcej, poszukaj w google "All American Rejects". - uśmiech.
- Na pewno zajrzę - uśmiechnęła się do niego. "Czy on naprawdę uważa, że znajdę jego szkolną kapelę w google?" przeszło jej przez myśl. Zupełnie nie mogła pojąć tej mody na zakładanie własnych zespołów. - To na pewno musi być duża frajda śpiewać w zespole. Występujecie gdzieś? - zapytała uprzejmie. Rozmowa pochłonęła ją do reszty. Zapomniała nie tylko o lunchu, ale także o nieprzyjemnym uczuciu bycia obserwowanym przez innych, które towarzyszyło jej odkąd podeszła do chłopaka.
- Koncertujemy po całych Stanach, mamy sporo teledysków no i jakoś się kręci wszystko. - powiedział czekając na reakcję dziewczyny.
Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. "Wkręca mnie czy naprawdę mu się wydaje, że jest sławny?" pomyślała. Rozważała przez chwilkę pociągnięcie go za język, aby potwierdzić pierwsze przypuszczenie. Po chwili milczenia doszła do wniosku, że musi mieć chyba strasznie głupią minę, więc wszystko co powie zabrzmi niezbyt mądrze.
- To naprawdę super - uśmiechnęła się, nadając swojej twarzy na powrót łagodny wygląd. - Może gdybym oglądała telewizję wiedziałabym coś o was.
- Oh, z pewnością. - wciąż opierając się na łokciu obserwował Clarę.
"Wkręca mnie" potwierdziła swoją hipotezę w myślach. "Pewnie uważa, że jestem nudna" wytłumaczyła sobie zachowanie chłopaka.
- Będę musiała nadrobić zaległości – dopiero w tym momencie zauważyła intensywny wzrok rozmówcy. Speszyła się nieco i zerknęła na zegarek. - Wiesz, chyba już na mnie czas. - Wstała od stolika. Na tacce leżał nie ruszony lunch.
Michael spojrzał na jedzenie Clary, po czym jego wzrok przeniósł się na nią. Uśmiechnął się przyjaźnie na pożegnanie. Clara szybkim krokiem opuściła stołówkę, po czym lekko zdenerwowana udała się do biblioteki, gdzie na jednym z komputerów mogła sprawdzić informacje podane przez chłopaka. „All American Rejects” powtarzała sobie w myślach, bawiąc się srebrną bransoletką, oplatającą jej nadgarstek.
 
Strofa jest offline  
Stary 20-03-2010, 23:52   #23
 
adurell's Avatar
 
Reputacja: 1 adurell nie jest za bardzo znany
Wstawanie jest takie bolesne…

7.00. Kyle obudził się. Czuł się, jakby go walec przejechał. Nawet po siedmiu godzinach snu, budzenie się jest straszne.

Wstał, rozciągnął się, króciutka seryjka ćwiczeń, ot na rozgrzewkę. Potem poranna toaleta. Rodzice i brat spali, sam wiec zszedł na dół, do kuchni. Szybka kanapka, i szybko zrobione drugie śniadanie. Wszystko szybko. Jeszcze tylko kawa, jedna ze słabości których Kyle nie umiał zwalczyć, odkąd w wieku 14 lat zaczął pijać. Ilekroć próbował się odzwyczaić, chodził po szkole nieprzytomny. „Cóż, każdy ma jakieś słabości” myślał sobie. W końcu, wyszedł z domu. Miał jeszcze trochę czasu do zajęć, wiec mógł spokojnie iść. Na szczęście, mieszkał blisko, nie musiał wiec jeździć motorem czy jakimś środkiem komunikacji miejskiej, co bardzo mu odpowiadało. Szedł więc powoli, przeglądając wyjęty z kieszeni, nowy plan lekcji. Średni dzień, była biologia którą ubóstwiał, ale była też np. geografia, której nienawidził z całego serca- nie odpowiadało mu tępe kucie się statystyk, które były zbyteczne do czegokolwiek prócz stawiania jedynek.
Kyle zaszedł do szkoły pięć minut przed lekcjami. Doszedł do sali i czekał pod drzwiami- weszło mu to w nawyk od podstawówki. Pierwszą lekcją była matematyka. Znośna, ale nie miał tam nikogo naprawdę znajomego. Dobrze, ze sam umiał sobie radzić z zadaniami. Niestety, na tej lekcji czekały go całki, nad którymi stary Millwoods znęcał się od dłuższego czasu, nie mogąc przetłumaczyć młodzieży subtelności tychże. Lekcja dłużyła się więc straszliwie, gdy profesor pokazywał cos na tablicy, a mógł równie dobrze mówić o przepisach kulinarnych. Kyle z początku udawał że słucha; całki wytłumaczył mu jako-tako ojciec, matematyk z wykształcenia. Potem jednak, cała swa uwagę poświęcał czytaniu e-booka na swoim laptopie. Miał szczęście- jego rodzice byli dosyć zamożni, a on już jakiś czas temu, jako jedna z niewielu osób w szkole, zaprzestał noszenia zeszytów. Książka traktowała o spojrzeniu na Kabałę i była na tyle wciągająca, że lekcję udało mu się przetrwać.
Następnie przyszły dwie godziny z górki- chemia, na której nauczycielka, Pani Bricks (która, nota bene, była obiektem ukrytych i wyjątkowo sprośnych żartów męskiej części klasy, jako ze była jeszcze dosyć młoda i wyjątkowo atrakcyjna) zarządziła lekcję eksperymentalną. Wyzwanie dla mózgu dobrze zrobiło Kylowi, nieco otępiałemu po całkach; do pracy rzucił się z zaangażowaniem, co zaowocowało pod koniec lekcji otrzymaniem w próbówce glicyny, którą chciała zobaczyć nauczycielka. Gdy z uśmiechem podeszła do niego, aby oglądać wynik pracy, Kyle usłyszał za sobą szept:
-Ładnie ładnie, Turman, teraz lepiej żebyś umiał zrobić w próbówce kondoma…
Kyle zignorował reakcję tych za sobą. Dawno nauczył się ignorować tych, którzy atakowali go słownie, na tego typu przemoc był bardzo gruboskórny i rzadko odpowiadał fizyczną przemocą.
-Tobie na pewno by się nie udało, Winters. Z drugiej strony, wcale nie masz po co. Albo raczej na co.
Odpowiedzi proste, mało wyrafinowane to w takich przypadkach pewne remedium.

Podczas przerwy, Kyle szybko wyskoczył ze szkoły, odbiegł kawałek, i wyjął z kurtki skręta. Nie palił za często, mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że nie był uzależniony. Stał tak, patrząc na Fell’s Tomb, popalając zioło w papierku. Myślał. Myślał o tylu rzeczach. Potrzebował uspokojenia. Substancje z używki zaczynały działać; powoli, część myśli i zmartwień opuściła go, aż w końcu mógł spokojnie, po wypaleniu całego jointa, wrócić w mury szkoły.
Biologia. Wpadł, lekko spóźniony. Pan Greenfield zadał im jakąś tępą pracę związaną z podziałami wewnątrzkomórkowymi. Kyle zaczął ją robić, nieco mechanicznie, chciał skończyć i wrócić do e-booka na laptopie, nieporównywalnie ciekawszej od opisywania Mitozy czy Mejozy. Po kilku minutach wpadł Michael Coolrain. Turman poznał go zaledwie przedwczoraj, gdyż ten wprowadził się do Fell’s tomb niedawno- sławny wokalista znanego zespołu, uciekający przed sławą. Nie wiedzieć czemu, od razu się zrozumieli- może dlatego, że Kyle się nie narzucał i nie robił ze sławy Michaela żadnej sensacji. Chłopak podszedł do stolika.
- Kyle? - powiedział gdy zauważył znajomego. - Mogę się przysiąść?
-Jasne. Masz fart. Greenfield jest dziś jakiś rozkojarzony.
Michael usiadł na wolnym krześle, kładąc na ławce swój zeszyt i podręcznik.
- Myślę, że profesor Greenfield wybaczy mi spóźnienie. - mówiąc to nauczyciel zerknął na Michaela, a ten łobuzersko uśmiechnął się do niego w odpowiedzi.
-Gdy nie przyszedłeś punktualnie, zaczynałem sie zastanawiać czy nie pójść szukać twoich resztek, rozrywanych przez urocze wielbicielki – mruknął Kyle, uśmiechając się nad mikroskopem.
Chłopak westchnął głośno.
- Powiem ci, że nie jest tak źle. W Nowym Yorku ludzie robili więcej szumu. No i nie tylko dziewczyny uganiały się za mną...
Kyle zachichotał.
- Może i racja, tu chyba nie jest aż tak źle. Masz-podsunął mu swoja pracę, gdy zauważył, ze Michael wypełniać kartę dana mu przez nauczyciela. -Spisz, szkoda czasu na takie gówno.
Podczas gdy Michael prowadził prace kopiarską, Kyle patrzył za okno. Zioło jednak nie pomogło, jakoś dużo bzdetów zawalało mu umysł. Oby do domu…
- Okej, skończone. - powiedział Coolrain po dopisaniu ostatniej odpowiedzi i oddał kartę Turmanowi.
-Mhm. Ja pierdole, ile trwa 45 minut lekcji... –rozłożył się na ławce
* * *
Po biologii klasa wystrzeliła z dusznej Sali, w której lekcja doświadczalna zamieniła się w męczarnie. Kyle został jeszcze chwile, aby porozmawiać z Greenfieldem. Gdy wreszcie wyszedł, zorientował się że to długa przerwa i że czas na lunch. Pognał wiec w kierunku jadalni.
Kyle wszedł do stołówki, rozejrzał się, spostrzegł siedzącego przy oknie Michaela i jakąś dziewczynę, która właśnie odchodziła od stolika. Sam poszedł do grubej kucharki, odebrał swój wegetariański obiad i ruszył do jego stolika.
-Można?
-Jesteś już trzecią osobą, która się pyta zamiast po prostu usiąść. No siadaj.
Kyle usiadł i zaczął jeść swój lunch.
-Po prostu wszystkich onieśmielasz -powiedział z przekąsem w głosie i lekko sie uśmiechnął. Milczał chwilę, zajadając, potem jednak zapytał się:
-Jak właściwie zacząłeś karierę wielkiej gwiazdy U.S.A? Kasting? –uśmiechnął się łobuzersko.
Chłopak sięgnął po kawałek sałaty z talerza Kyla, uśmiechając się nieznacznie.
- Nudziło nam się z chłopakami w szkole no i od zawsze chcieliśmy mieć swój zespół. Tak jakoś wyszło, gram trochę na gitarze no i śpiewam. Nic wielkiego...
-No ale wiesz, popularność, rozgłos, te sprawy... ciekawi mnie, jak to sie stało, że "tak jakoś wyszło" - spojrzał nieprzychylnie na szkolne jedzenie na talerzu Michaela - oraz jak ty po tym żyjesz- skrzywił sie lekko.
-Widocznie ludzie doceniają dobrą muzykę. - zaśmiał się. Co ci się w moim trybie życia nie podoba? Odrobina tłuszczu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
-Nawet nie wiesz, ile sztucznych barwników poświęciło swe istnienia dla tego posiłku, że nie wspomnę o innych świństwach- powiedział poważnym udawanym tonem. Potem zaś, z rozbawieniem, przypomniał:
-Mmm, Hallowen juz niedługo, pewnie nie będziesz mógł opędzić sie od wielbicielek, które będą chciały iść z tobą na bal.
Coolrain przyłożył palec do ust.
- Cii, nie mów tego tak głośno. Nawet nie wiem, czy w ogóle pójdę. Nie za bardzo mam z kim, no i jakieś złe przeczucia mam.
Michael rozejrzał się, gdyż słowa Kyle'a wywołały poruszenie wśród tych dziewczyn siedzących najbliżej.
-No, dla ciebie pewnie ktoś by się znalazł... – mruknął cicho- Ja tez nie wiem, czy chce, patrzenie na tłumy wampirów i demonic kaleczących taniec na parkiecie, to nie mój typ spędzania wolnego czasu. Po chwili dodał:
-Złe przeczucia?
Błękitne oczy chłopaka spojrzały w oczy Kyle'a. Michael oparty na łokciu pochylił się w stronę kolegi.
- Nie wiem jak to wytłumaczyć... Po prostu czuję że może wydarzyć się coś strasznego. - odsunął się. -Ale nie ma się czego obawiać, to tylko przeczucie... - powiedział z ulgą.
Po chwili smyrnął pod stołem nogę chłopaka.
- Słuchaj, może pójdziemy razem? - powiedział poruszając brwiami. -Ja się odpędzę od tego tłumu... - skinął głową na grupę dziewczyn siedzących po przeciwległej stronie stołówki, które żywo o czymś rozprawiając wpatrywały się w Michaela - ... a dla ciebie się coś... wymyśli.- zaśmiał się.
-Razem? Hmm... wiesz, to może dwuznacznie wyglądać– parsknął śmiechem. -Ale w zasadzie co mi szkodzi. Może być. –powiedział ciszej
Przez moment Michael wydawał się zdziwiony, po czym roześmiał się i poklepał Kyle'a po ramieniu. Dokończył resztki obiadu po czym wstał z krzesła.
- Idziesz? - zapytał.
Kyle również szybko dojadł lunch.
-Nom. Co teraz mamy?
-Nie wiem, jak ty, ale ja mam dwie godziny historii.
-Z kim?
-Z Fairmanem.

Kyle spojrzał szybko w plan lekcji, wyjęty z kieszeni.
-To tak jak ja. Możemy pójść razem.
Zebrał swoje rzeczy i poszedł. Ten dzień wlókł się niemiłosiernie…
 
__________________
"Another tricky little gun
Giving solace to the one
That will never see the sunshine "
adurell jest offline  
Stary 21-03-2010, 15:23   #24
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Kilka ostatnich lekcji, w tym historia minęły zwyczajnym tempem. W przerwach pomiędzy nimi Michael szedł po szkole w towarzystwie Kyle’a z którym rozmawiał o wielu rzeczach. Co prawda pierwszego dnia nie podejrzewał iż znajdzie z tym chłopakiem wspólny język, ale okazało się jednak że mają wiele wspólnego. Jego towarzystwo było wyjątkowo przyjemne, toteż po ostatniej lekcji Michael zagadał się z nim na szkolnym korytarzu.

Zabrzmiał dzwonek na lekcję.
- Okej, musze lecieć do klasy. Na razie! – Kyle powiedział po czym szybkim krokiem ruszył na zajęcia.

Michael westchnął i obrócił się. Nie dość, że dzisiejszy dzisiejsza pogoda była niezbyt zachęcająca to jeszcze nie miał niczego do roboty tego dnia. Ojciec pewnie jak zwykle wróci późno w nocy, dom będzie pusty. Jedyną atrakcję będzie stanowił pokaźni księgozbiór w gabinecie ojca lub telewizor, ewentualnie komputer. Chłopak ze zrezygnowaniem dotarł do swojej szafki. Otworzył ją, wsadził do środka potrzebne na jutro książki i zeszyty. Zamknął stalowe drzwiczki szafki zbyt mocnym pchnięciem.
Gdybyś chciał poznać to miasteczko od trochę innej strony, po prostu daj znać.
Usłyszał w pamięci słowa Lain.
Mamy szafki obok siebie, po prostu zostaw wiadomość, jak dojdziesz do wniosku, że pora odetchnąć od popularnej gromadki.
- No tak! – powiedział do siebie.
Sięgnął do torby, wydobył z niej jakiś zeszyt i długopis, wyrwał pospiesznie kartkę i przytknął ją do stalowej szafki.
Zaciekawiła mnie twoja propozycja. Chciałbym poznać trochę miasto i jeśli masz czas, możemy się spotkać. O 16.30 przy parku w centrum miasta. Michael”.
Uśmiechnął się, zgiął karteczkę na pół i wsunął ją do sąsiedniej szafki z numerem 414.

Gdy się odwrócił i zrobił krok w stronę wyjścia ze szkoły, usłyszał długi, nieprzyjemny świst jaki wydaje powietrze wydostające się przez szpary od drzwi, kiedy jest przeciąg. Odwrócił się w stronę prawego korytarza.


Na jego końcu stała ubrana w czerń postać z długimi, kruczoczarnymi włosami. Jej głowa była pochylona lekko, ale spod włosów opadających na jej twarz spoglądały na Michaela jej oczy. Czarne. Cały korytarz wypełniła ciemność. Ucichły wszystkie dźwięki, blade światło które dostawało się przez okna zupełnie znikło. Michaela przeszył zimny dreszcz, wstrząsający jego ciałem.
Dziewczyna ruszyła powoli w jego kierunku. Coolrain instynktownie zaczął się cofać, prawie potykając się o własne nogi. Żeby nie upaść musiał oprzeć się o szafki. Kiedy odzyskał równowagę i spojrzał w stronę z której nadchodziła nieznajoma, nic nie zauważył. Sama ciemność… Usłyszał za plecami czyjś głośny oddech. Odwrócił się powoli na pięcie.

Przed nim stała postać w czerni. Tym razem pochyliła głowę tak, że nie było widać jej twarzy. Michael głośno przełknął ślinę, a wtedy dziewczyna błyskawicznie uniosła głowę i pokazała twarz.


Twarz całą poznaczoną nacięciami. Krew była na każdym centymetrze kwadratowym jej twarzy. Wyraz jej twarzy przedstawiał ogromny ból i przerażenie. Powoli wyciągnęła w kierunku Michaela rękę, z której obficie skapywała krew.
Tego było za wiele. Michael zatoczył się do tyłu i pognał korytarzem, w którym miało znajdować się wyjście. Przez wszechogarniającą ciemność przebiło się światło, wpadające przez drzwi do bocznego wyjścia z kompleksu.


Chłopak dobiegł do nich i próbował je otworzyć. Były zamknięte. Odwrócił się do tyłu. Dziewczyna szła w jego kierunku, zataczając się przy każdym kroku. Rękę wciąż miała wyciągniętą w stronę Michaela. Chłopak cofnął się o kilka kroków i z rozpędu uderzył w drzwi całą swoją masą.

Drzwi puściły i Michael wylądował na betonowym chodniku. Przetoczył się na plecy i podparł rękoma. Wpatrywał się w korytarz szkolny. Wszystko wydawało się normalne. Żadnej ciemności i żadnej dziewczyny. Przez chwilę leżał tak osłupiały i dyszał głośno. W końcu się podniósł, poprawił torbę na ramieniu i szybkim krokiem udał się do domu. Co chwilę odwracał się, aby sprawdzić, czy upiorna dziewczyna znów się nie pojawiła. Na szczęście, nie powtórzyło się to więcej…


Gdy dotarł do domu, wbiegł na piętro, rzucił torbę do swojego pokoju i zdjął bluzę. Położył ją na pralce, zdjął z siebie pozostałe ciuchy, a gdy był nagi zobaczył swoje odbicie w lustrze. Na prawym boku miał odciśnięty ślad krwi. Ślad ręki. Wszedł pod prysznic.

Zimna woda ostudziła jego zgrzane ciało i rozluźniła wciąż napięte mięśnie. Michael szorował krwawy odcisk z całych sił, aż boleśnie przetarł sobie skórę. Próbował wytłumaczyć sobie w racjonalny sposób, jak to się mogło stać. Gdy wyszedł z łazienki i ubrał świeże ubranie był w miarę uspokojony. Usiadł na krawędzi łóżka, patrząc na małą etażerkę przy nim postawioną. Oprócz lampy był na niej srebrny pierścień z błękitnym kamieniem.


Michael sięgnął po niego. Przewracając go w palcach, dotykając jego kamienia i srebrnej obręczy myślał o tym co powiedział jego ojciec.
Może jednak miał rację…


Nowy York,
kilka miesięcy temu…


- Od jak dawna? Jak w ogóle śmiałeś?! Obiecałeś przecież! – rozwścieczony Michael wrzeszczał na swojego ojca.
Starszy mężczyzna przechadzał się w poprzek swego gabinetu, drapiąc się po brodzie. Zatrzymał się i spojrzał na syna.
- Michael, śmierć twojej matki… Caroline… to nie był zwykły przypadek… - jego głos był smutny i ponury.
Michael wytrzeszczał oczy ze zdumienia, zacisnął pięści i szczękę. Jego rozwścieczone spojrzenie świdrowało ojca.
- Posłuchaj synu. – mężczyzna podszedł do niego. Na świecie mają miejsce rzeczy, o których istnieniu tylko śnimy. Są to złe rzeczy… niewyjaśnione. Śmierć Caroline nie była zwyczajnym zabójstwem. Działo się z nią coś… - ojciec Michaela położył ręce na jego ramionach.
- Nie dotykaj mnie! – Michael wzdrygnął się i odepchnął dłonie ojca. Obiecałeś że nie będziesz wracał do jej śmierci. Okłamałeś mnie…
Chłopak wybiegł z gabinetu prosto do swego pokoju. Rzucił się na łóżko wycierając łzy pościelą.
Gdy ojciec Michaela przyszedł do jego pokoju, zastał syna siedzącego na łóżku, skulonego z ramionami obejmującymi jego kolana. Mężczyzna powoli podszedł i usiadł na krawędzi łóżka.
- Nie jesteś jedyną osobą, którą wstrząsnęła śmierć twojej matki. Caroline była także moją żoną… - powiedział z goryczą. Wiesz jaki jest mój zawód. Zajmuję się badaniem niewytłumaczalnych zjawisk. Gdyby nie ja, twoja matka nie zgodziłaby się na użycie tej księgi… To ja ją o to poprosiłem. To moja wina. – jego głos się załamał, lecz po chwili opanował się. Są rzeczy o których istnieniu nie zdajesz sobie sprawy, synu. Twoja matka chciała cie chronić… Masz. – powiedział wyciągając do Michaela dłoń. Należał do twojej matki. Miej go zawsze przy sobie. Caroline zamknęła w nim swoją miłość do ciebie, chciała żebyś go dostał.
Michael nawet się nie poruszył. Ojciec westchnął, położył pierścień na segmencie przy jego łóżku i wstał.
- Już więcej tego nie zrobię. Wybacz mi synu. – powiedział na odchodne.


Fell’s Tomb,
27 października, godzina 16.30


Michael był na miejscu spotkania z Lain o wiele za wcześnie. Usiadł na oparciu ławki i czekał na dziewczynę z łokciami opartymi na kolanach. Miał nadzieję, że Lain się zjawi, chociaż nie byłby zdziwiony gdyby jej nie było. O tej porze dnia na dworzu było już w miarę ciemno i zimno. Chłopak miał na sobie bluzę z kapturem oraz lekką czarną kurtkę. Na palcu wskazującym u prawej ręki tkwił srebrny pierścień.


Tymczasem…

Telefon Kate zawibrował. Dziewczyna chwyciła komórkę i spojrzała na wyświetlacz.
Nadchodzące połączenie – Alice Swan”.
Dziewczyna wcisnęła przycisk odbioru.
- Halo?
- Hej, Kate! - z telefonu wydobył się miły dziewczęcy głos.
- Cześć, co słychać?
- Aa, wszystko dobrze. A co u ciebie? Słuchaj, mam bardzo pilną sprawę. To właśnie dlatego dzwonię.
- O co chodzi?
Alice westchnęła.
- Jak zapewne wiesz, zbliża się impreza Haloweenowa, a jako przewodnicząca samorządu szkolnego zostałam poproszona o zaprojektowanie dekoracji na tą okazję. - powiedziała szczerze, bez ogródek. Sama sobie z tym nie poradzę, no i potrzebuję pomocy kogoś znającego się na rzeczy. Pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl jesteś ty Kate. Wiem że wszyscy cenią sobie twoje rady, toteż chciałabym skorzystać z twojej pomocy. Co ty na to?
- W sumie... myślę że mogę sie pojawić na godzinę czy dwie. Kiedy się chcesz za to zabrać?
- Jutro o 17. Będziemy miały całą szkołę do dyspozycji. Myślę, że jeśli wszystko pójdzie w miarę sprawnie uwinęłybyśmy się z tym w półtorej godzinki.
- Ok, będę.
- Naprawdę? Dzięki wielkie! Okej, muszę kończyć. Pomyślę trochę nad tym, co moglibyśmy w tym roku zaserwować naszym uczniom. Pa! - rozłączyła się.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 21-03-2010 o 15:57.
Endless jest offline  
Stary 24-03-2010, 12:32   #25
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Henry wypłynął na jezioro o wczesnym świcie, sam ze swą łodzią i skrętem, świt poranka raził go w oczy, ale poranna mgła koiła wszystko, nawet podrażnione oczy. Wsiadł na łódź i odpłynął na środek jeziora dopiero tam zarzucił wędkę, nawet bez nabijania robala na haczyk, nawet nie wiedział co tu robi... dopóki jakaś olbrzymia ryba nie wciągnęła go pod wodę, niemal od razu znalzał się na dnie, zrozpaczony obserwował jak ulatują z jego ust ostatnie bąbelki powietrza, chciał dopłynąc na powierzchnię, ale im bardziej płynął w górę tym dalej obraz zbawiennego powietrza odsówał się od niego. Płynął w dół, ciemnosć powoli go ogarniała a w odstatnim odruchu zaczerpnięcia powietrza poczuł jak woda napływa mu do gardła, płuc, jak wypełnia go całego.

Obudził się nagle wciąż ciężko dysząc, henry próbował sobie przypomnieć o czym śnił, ale nie potrafił, a może nie chciał, po spoceniu zorientował się że nic przyjemnego a przyśpieszone bicie serca niepokoiło. Szyja piekła jak diabli, ale nie zamierzał się nad sobą użalać. Posmarował maścią zaczerwienione obrzęki po dłoniach Roberta i od razu napłynęła na niego fala wątpliwosci i zwyczajnego strachu.

Poranną toaletę załatwił szybko, nie chciał przeciągać wyjścia, aby rodzice nie zorientowali się w śladach na szyi... co prawda mógł im się wytłumaczyć treningiem... ale wolał ich nie okłamywać. Tosty zapraszały na spokojne śniadanie, henry jednak chwycił dwa w rękę i ruszył do garażu.

Dopiero tam, pobawił się chwile z maszynką, dokręcając śrubki i uzupełniając płyny. Nałożył kask i ruszył do szkoły, mając nadzieję, że lekcje szybko zlecą ... i że nie będzie musiał pokazywać jak bardzo jest zdeterminowany do własnej obrony. Miał szczerą nadzieję, że traktowanie Kate jak powietrza pomoże, co prawda może i nie zasłużyła sobie na takie traktowanie, ale było ono obecnie najlepszym rozwiązaniem - przynajmniej w opinii Henrego.

Gdy przyjechał na miejsce - dość wcześnie aby uniknąć tłumów, z radością odkrył że nie stał się szkolnym pośmiewiskiem... nawet nie był w kręgu zainteresowania, bo chyba wszyscy mówili wyłącznie o nowej gwieździe rocka, albo czegoś tam...

Poszedł wyjątkowo do biblioteki chcąc jakoś zabić kilkanaście minut które dzieliły go od lekcji. Śrubokręt nie był zbyt poręczną ani wygodną rzeczą do noszenia przy sobie, dopiero po chwili zaklinował go przy pasku, jednocześnie zakrywając bluzką...

W bibliotece zamierzał przeczekać niemal do dzwonka, przepatrując czy nie znajdzie się tu coś ciekawego do wypożyczenia. New Age, okultyzm, czy wręcz specjalistyczne księgi poświęcone ogólnie rozumianej magii raczej nie były pierwszorzędnym wyposażeniem szkolnej biblioteki, jednak henry wiedział, że mogą tu być stare egzemplarze, choćby częściowo poruszające wspomnianą tematykę... Takie egzemplarze których nie sposób już kupić na e-buy...
 
Eliasz jest offline  
Stary 27-03-2010, 09:03   #26
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Dni ciągnęły się niemiłosiernie, nauczyciele wcale nie mieli zamiaru odpuszczać, szczególnie ze względu na zbliżającą się imprezę. Ale nie można było sie tym za bardzo przejmować. Poszła do swojego chłopaka gdy zadzwonił. Spędziliśmy miły wieczór choć czułam, że Robert jest jakiś spięty. Wolałam nie pytać, sama nie miałam ochoty rozmawiać o nieprzyjemnych rzeczach.

A na następny dzień znowu szkoła. Czemu tydzień jest taki długi? Na dodatek po południu robienie dekoracji. Oczywiście, pomogę chętnie, tym bardziej że będę mogła przy tym przypilnować Roberta. Zdolności manualnych mi nie brakuje, chociaż tyle w tym dobrego.

Moja impreza już była zaplanowana, wczoraj siadłam nad kartka i dopięłam wszystko. Ludzie powiadomieni już dawno, znalazłam knajpę która za dosyć tanio załatwi nam jedzenie, a kumpel załatwi piwo prawie za połowę ceny. Dobrze mieć wtyki. Muzyka jakaś się znajdzie, mam sporo różnych płyt w kolekcji. Tylko przeżyć te godziny szkolne...
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 28-03-2010, 13:13   #27
 
Megg's Avatar
 
Reputacja: 1 Megg nie jest za bardzo znany
Lain przepychała się między uczniami na zatłoczonym korytarzu. "Niech was wszystkich szlag, dyszycie, śmierdzicie i wchodzicie mi w drogę". Stanęła przy szafce i otworzyła ją. Karteczka z wiadomością od razu rzuciła jej się w oczy Uśmiechnęła się lekko do siebie. Przeczytała kilka zdań dość szybko i rozglądnęła się. Błyskawicznie złapała za rękaw przechodzącego obok Kyle'a. - Kyle. - Zaczęła, przybierając nieco znudzony wyraz twarzy, żeby nie zobaczył, że cieszy się na jego widok.
- Hm? -Chłopak wyglądał na nieco zaspanego.
- Robisz coś dziś po południu? I co jest? Nie wyglądasz kwitnąco. - Zmierzyła go wzrokiem szybko cofając rękę, którą wsunęła do kieszeni i przekrzywiła lekko głowę.
-Matematyka. Całki. I nie, nie robie dzis nic po południu. - Uśmiechnął się lekko.
Kiwnęła głową obserwując nad jego ramieniem sunącego korytarzem nauczyciela. - To może pomógłbyś mi wprowadzić w nasz sposób życia tego nowego. Michael. Kojarzysz gościa? - Przeniosła wzrok z powrotem na Kyle'a i zdmuchnęła włosy z oczu.
- Michaela Coolraina? - Otworzył szerzej oczy.
- Taak. Tego nowego. - Powtórzyła i uniosła brwi. - Znasz?
- Nom. Jest spoko, w zasadzie. Mamy sporo zajec razem, jakos sie tak zakumplowalismy. -Powiedział nieco beznamiętnie.
Znów pokiwała głową z miną, jakby chciała powiedzieć: "No taak..." Zamknęła swoją szafkę i wsunęła wiadomość od Michaela do torby. - Dzisiaj o 16:30 przy parku w centrum. Zabierzemy go gdzieś, co? - Popatrzyła uważnie na Kyle'a. - Jarałeś. Beze mnie.
Kyle westchnął.
- Skąd wiesz? I gdzie chcesz go zabrać?
- Znam cię na tyle, żeby odróżnić, kiedy jesteś przed, a kiedy po. - Oparła się o szafkę i z ponurą miną poprawiła torbę na ramieniu. - Myślałam o naszej kwaterze, w piwnicy. Albo do tego opuszczonego domu na zachodnim krańcu Fell's Tomb.
- Kwatera? No nie wiem, chyba ze chcesz go przyłączyć do swojej... kolekcji? - Z ironią w głosie powiedział Kyle. - To chyba nieco zbyt prywatne jak na pierwszy raz. Dom lepszy. Planujesz wziąć coś do picia? Może sok? - Uśmiechnął się łobuzersko.
Zmrużyła lekko oczy na jego słowa, ale pominęła je milczeniem. Wzmianka o soku podciągnęła kąciki jej ust w górę.
- Jasne, marchewkowy dla ciebie i lekko wspomagany dla mnie i Michaela. - Mruknęła. - Mam jeszcze trochę zioła, ciekawe, czy Coolrain ma jaja. A, weź moją brązową bluzę ze sobą, zostawiłam ją u ciebie kilka dni temu. - Ukradkiem rzuciła krótkie spojrzenie na zegarek chłopaka, który szperał w szafce obok.
Było już dosyć późno.
- Marchewka? Błeee. Lepiej truskawka. Albo pszenica. - Kyle uśmiechnął się.
- Wezmę, co się da. - Przytaknęła i klepnęła go w ramię ruszając w kierunku wyjścia ze szkoły. Odwróciła się jeszcze i zasalutowała niedbale, po czym zrobiła unik, żeby nie dostać od Luke'a, który właśnie wyszedł z klasy. Rzucił Kyle'owi niechętne spojrzenie, kiedy Lain zniknęła za drzwiami. Dźwięk dzwonka poniósł się korytarzem nad głowami uczniów. Właśnie zaczynała się lekcja, na której powinna być. No trudno. Są ciekawsze rzeczy.


Szła do domu bez pośpiechu. Rzadko uznawała szybsze tempo, jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Na przykład, gdy była spóźniona na tyle, żeby jeszcze się uratować, ale nie na tyle, by odpuścić dotarcie do celu. Kołysała się lekko w rytm nuconej piosenki.
"And now you steal away
Take him out today
Nice work you did
You’re gonna go far, kid."

„Może zdążę zadzwonić do Clary. I schować towar.” Przemknęło jej przez myśl, gdy na horyzoncie pojawił się zarys radiowozu. Mając w kieszeni kilka ładnych działek trawy, wolała unikać styczności ze stróżami prawa. Prawo miała w głębokim niepoważaniu. Ich zresztą też, ale to jedynie utwierdzało ją w przekonaniu, że lepiej nie wdawać się w bliższe kontakty z szeryfem i jego podwładnymi. Zamknęła za sobą cicho drzwi wejściowe i rzuciła torbę na schody. Po kilku minutach, kiedy w domu rozbrzmiewała już muzyka, okna były pootwierane, a ona zdążyła ukryć trawę w pozornie bezpiecznym miejscu, zajrzała do pustej kuchni. Na lodówce wisiała karteczka.


Wzruszyła ramionami, wiadomo, że matka nie pojechała do babci.
- Jak babcia umrze, mama dalej będzie do niej jeździła na kilka dni, posiedzieć na grobie.- Burknęła do siebie sięgając do lodówki po pieczeń. Przynajmniej przez kilka dni nikt nie będzie jej pilnował. Zacznie budować bombę w salonie i hodować krokodyle w wannie.

Dłubała widelcem w talerzu, kiedy wskazówka zegara leniwie przesunęła się i wskazała piątkę. Dwadzieścia pięć po czwartej. „Pora na mnie.” Zgarnęła do kieszeni wszystko, co było niezbędne, czyli klucze, komórkę, trochę zioła i wyszła z domu.

Trzęsąc się trochę z zimna szła uliczką w kierunku parku. Była w dżinsach i koszulce z krótkim rękawkiem i modliła się, by Kyle nie zapomniał jej bluzy. Widziała już alejkę i kilka ławek, zmrużyła oczy, by rozpoznać, czy siedząca postać to Michael. Po chwili rozpoznała znajome rysy.
- Aye. - Przywitała się krótko i uśmiechnęła nieznacznie.
- Hej. - odpowiedział odwzajemniając jej uśmiech. - Oszalałaś? W taką porę roku wychodzić w krótkim rękawku? - powiedział z oburzeniem gdy spostrzegł, iż dziewczyna cała się trzęsie. - Masz, załóż to. - zdjął z siebie swoją lekką, czarną kurtkę i podał ją dziewczynie.
Rozległ sie odgłos kroków. Po chwili, zza rogu wypadł Kyle, w czerwonej "wiatrówce" i dżinsach. Pod ręką trzymał bluzę Lain.
-Witajcie. Widzę, że jestem spóźniony. To twoja bluza, Lain. - Rzucił jej bluzę i zamilkł. Kyle był człowiekiem kilku słów.
- Oh, dzięki,to miłe, ale... - W tym samym momencie złapała bluzę, którą rzucił jej Kyle i wciągnęła na siebie od razu. Michael tylko spojrzał pytająco na tę dwójkę. - Podobno już się znacie. Postanowiliśmy, że zamiast centrum handlowego i ekskluzywnych lokali pokażemy ci obrzeża miasteczka. One żyją własnym życiem. - Zerknęła na Kyle'a i uśmiechnęła się jednym kącikiem ust do Michaela.
Twarz Kyle'a, jak to często bywało, pozostała bez zmian.
- To zawsze coś... - Powiedział Michael trochę zbity z tropu. Nałożył z powrotem swoją kurtkę i zszedł z ławki. - Z Kylem poznaliśmy się w poniedziałek. Od razu się polubiliśmy, prawda? - powiedział ze śmiechem. - Okej, to prowadźcie. - dodał po chwili.
-Ta. - Kyle ruszył w kierunku obrzeży.
Lain uśmiechnęła się tylko odrobinę złośliwie. Przetestuje nowego, może akurat okaże się sensowny. Ruszyła za Kylem, oglądając się na Coolraina. Wyciągnęła z kieszeni skręta, planując zacząć działanie mające na celu rozluźnienie Michaela, wydawał się spięty. A niepotrzebnie, ona jada tylko prawiczków. Zarechotała do swoich myśli przyspieszając nieco kroku.
Michael spojrzał niechętnie na palącą dziewczynę. Włożył ręce do kieszeni i kurtki i podążył za przewodnikami. Zapowiadało się ciekawe popołudnie...
 
__________________
Jędza i nędza.

Ostatnio edytowane przez Megg : 28-03-2010 o 13:16.
Megg jest offline  
Stary 29-03-2010, 18:38   #28
 
Shadow Wolf's Avatar
 
Reputacja: 1 Shadow Wolf nie jest za bardzo znany
Zamarłem w bezruchu. Jak tylko odwróciłem się ujrzałem najpiękniejszą dziewczynę jaką dotąd moje oczy widziały. Czarne włosy, śliczna buzia, ujmujący uśmiech. Ów anioł stał teraz i wpatrywał się we mnie z lekkim zniecierpliwieniem, gdyż zapytany przez nią chłopak najwyraźniej przeobraził się w słup soli. Cały mój umysł szalał a ja czułem jak zmieniam się w galaretę.

- W-w-w cz-czym mog-g-ę pomóc...? - ledwo wydukałem z zdenerwowania.
- No, nareszcie, myślałam że nie słyszysz. Jesteś tu bibliotekarzem, prawda? - uśmiechnęła się, ukazując śnieżnobiałe ząbki.
- T-t-tak. T-to znaczy... jestem na z-zastępstwie. -
- To wspaniale. Nazywam się Tamara i chciałabym wypożyczyć pewną.... niecodzienną pozycję. Pan Johnson zarezerwował ją dla mnie chyba. -
- J-j-jaki jest jej tytuł? Z-z-zaraz sprawdzę. -
- Corpus Daemonicum -

Tego się nie spodziewałem. . Sam fakt że ta śliczna istota przyszła tutaj z takim żądaniem było mocno niecodzienne. Ale sam tytuł znałem. Legendarna książka pełna okultystycznych pism, legend i przepisów. Jednak nie sądziłem żebym ją miał w swoim zbiorze. Nie wiedziałem jak ona wygląda, ale jeśli była ona obecna tutaj, na pewno była zarejestrowana w głównej bazie danych.
- Ch-chwileczkę, sprawdzę tylko w bazie danych. Poczekaj chwilkę -
- Okej. -
odparła z promiennym uśmiechem które prawie sprawił że ugięły się pode mną nogi. Odwróciłem się i włączyłem komputer Baza danych uruchomiła się, jednak zauważyłem że zegar systemu wskazywał nieprawidłową datę - sprzed dwóch lat. Postanowiłem zająć się tym później i przewertowałem zapisy. Nic. Nawet najmniejszej wzmianki.
- Przepraszam, ale w bazie danych nic nie ma na ten temat. M-m-możesz mi ją opisać? Może b-b-ędę ją pamiętał... -
- Ależ oczywiście. Czarna okładka z wyrysowanym czerwonym pentagramem, niezbyt gruba, w twardej oprawie. Tak przynajmniej jest ona opisana. -

Zacząłem rozmyślać nad ewentualnym wizerunkiem tej pozycji, gdy nagle przypomniałem sobie o nieprzewertowanym jeszcze zbiorze ksiąg które ostatnio zakupiłem, czekającym jeszcze w mojej piwniczce. Przypomniałem sobie że przeglądając z grubsza wierzchy woluminów, mignęła mi przed oczyma bardzo podobna okładka.
- Ch-chwileczkę. Może zaraz ją znajdę. Poczekaj tu chwilkę. -
Ruszyłem do piwniczki, starając się nie wyglądać jak rozdygotany epileptyk. To było zbyt dużo jak na moje nerwy. Idąc tak zauważyłem nagle że na ścianie wisi dawny plakat reklamujący najbliższe Halloween, jednak był on przestarzały o jakieś dwa lata. Dotarłem do schodków i zanurzyłem się w czeluści mojego królestwa w poszukiwaniu tomiszcza.


Ktoś był w mojej piwnicy. mogłem to stwierdzić z stuprocentową pewnością, jako że nikomu nie dawałem pozwolenia na tykanie moich rzeczy. A tutaj nie było nic, trochę stołów, starych krzeseł i paczek z książkami. Ktoś najwyraźniej włamał się i powynosił wszystko co zbierałem przez ostatni rok. Wściekły wyskoczyłem z piwniczki, ale nie zastałem nikogo w bibliotece. Cudowna dziewczyna zniknęła. Podszedłem do biurka w nadziei że zostawiła chociaż jakieś info dlaczego uciekła, ale nic tam nie było. Sprawdziłem bazę danych w komputerze. Poprawna data. Kolejny powiew chłodnego powietrza przeszedł przez mój kręgosłup. Wtedy kątem oka zauważyłem coś nieoczekiwanego - tajemnicze znalezisko sprzed paru godzin leżało teraz na kontuarze i błyszczało złowieszczo wymalowanym jaskrawo czerwonym pentagramem na okładce. Gdy otworzyłem ją, moim oczom ukazała się pierwsza strona, cała zapisana jakimiś dziwnymi znaczkami. Te zapiski zaczęły krążyć żywo na stronie, aż w końcu uformowały czytelny napis.

- Corpus Daemonicum -
- Liberate Tutemet Ex Inferis -

Prędko zamknąłem książkę i schowałem ją do plecaka. Coś tu się działo dziwnego i ta księga była jedynym łączącym mnie z tym zjawiskiem. Może w miarę czasu pojawi się więcej treści, jako że reszta stron była nadal czysta.
 

Ostatnio edytowane przez Shadow Wolf : 29-03-2010 o 21:01.
Shadow Wolf jest offline  
Stary 29-03-2010, 21:41   #29
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Michael, Lain i Kyle:

Popołudnie w towarzystwie Lain i Kyle'a minęło szybko. Michael nie miał powodów do narzekania na nudę. Dzięki barwnym opowieściom Lain, czasami komentowanych przez Kyle'a Michael dowiedział się sporo o życiu w Fell's Tomb. Ich towarzystwo stanowiło niecodzienną, ale bardzo interesującą odmianę od tej całej "popularnej" śmietanki towarzyskiej, która zazwyczaj ignorowana, otaczała Coolraina gdziekolwiek ten by nie zamieszkał. Na każde pytanie "czy chcesz zajarać?" kręcił głową i krzywił twarz. Mówił iż w życiu nie weźmie do ust papierosa, co dopiero skręta. Zupełnie inaczej było z alkoholem. Tego Michael nie odmawiał...

Kate i Robert:

Wasz wspólny wieczór w domu Roberta był miły. Pomimo iż za oknami było ciemno i padał rzęsisty deszcz, to wspólny odpoczynek przy kominku w silnych ramionach chłopaka był wyjątkowo przyjemny. Kiedy zdecydowaliście się przenieść na sofę i włączyć telewizor, zrządzenie losu chciało iż trafiliście na prognozę pogody.
- Dzisiejsze opady deszczu to preludium do wyjątkowo mokrego tygodnia. Cały następny tydzień zapowiada się bardzo pochmurnie, zimno i deszczowo. Możliwy jest także spadek temperatury poniżej zera, co oznacza gołoledź i utrudnienie jazdy na ulicach...

"Wspaniale..." - z ironią przemknęła wam przez głowę ta sama myśl.
Zbliża się spora impreza, a wszystko wskazuje na to, iż trzeba będzie ubrać grube kurtki i liczyć na szkolne ogrzewanie.

Clara:

Zdjęcia zespołu, które widziałaś w internecie potwierdziły słowa Michael'a. Rzeczywiście był on wokalistą, i to nawet całkiem lubiany, szczególnie w środowisku nastolatków. Przez resztę lekcji nie działo się nic ciekawego, może z wyjątkiem tego, iż gdy zbierałaś się do wyjścia ze szkoły, zaczepiła cię Alice Swan - przewodnicząca samorządu szkolnego. Poprosiła cię o pomoc w przygotowaniu dekoracji na haloween. Mieliście spotkać się przed wejściem na teren szkoły jutro o 16.30. Cóż, nie odmówiłaś jej, licząc na to iż może uda ci się przekonać ją do swoich pomysłów na temat zapewnienia bezpieczeństwa uczniom w czasie imprezy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rkwhOX0MbbU[/MEDIA]

Yoshihiro:

Podczas dłużących się dla ciebie lekcji przemyślałeś wszystkie za i przeciw pójścia na bal. Zanim jednak podjąłeś ostateczną decyzję, przed twoimi oczyma znów pojawiła się uśmiechnięta Samantha...
Podczas przerw obserwowałeś Michaela i ludźmi z którymi rozmawiał. Najpierw Kate McCall, potem Lain, Clara i Kyle. No cóż, Coolrain widocznie lubi towarzystwo ludzi z charakterem. Kiedy tak szedłeś za nim jednym z korytarzy, zderzyłeś się z kimś.
- Przepraszam... - wymamrotałeś spoglądając na osobę którą o mało nie przewróciłeś.
Gdy jednak ujrzałeś twarz tej osoby twoje ciało przeszył zimny dreszczyk. To była Tamara, numer jeden jeśli chodzi o straszenie uczniów. Dziewczyna stała tak i patrzyła się w twoje oczy. W końcu drgnęła i odgarnęła włosy opadające jej na twarz.
- Niedługo zapanuje mrok... - usłyszałeś jej szept gdy cię minęła.
Jej słowa nie były puste. Coś w nich było, coś co sprawiło że ogarnął cię strach. Przed czym? Nie wiedziałeś...


Boby:

Gdy wyszedłeś z domu Roberta na zewnątrz było całkiem ciemno. Wszystkie drogi były jednak oświetlone zapalonymi latarniami. Wkładając ręce do kieszeni spodni ruszyłeś przed siebie. Myślałeś o tym co zaszło, a zwłaszcza o dziwnym zachowaniu Roberta. Cóż, być może ten typ posiada chociaż odrobinę poczucia honoru...
Kopnąłeś mały kamień i popatrzałeś jak się toczy pod ziemię. Zatrzymał się o czyjeś bose stopy... Powoli uniosłeś spojrzenie i zadrżałeś. Przed tobą stała niska, czarnowłosa dziewczyna. Jej włosy były mokre i oblepione jakąś lepką cieczą. Miała na sobie białą, pobrudzoną zakrzepłą krwią koszulę nocną z krótkimi rękawami. Trzęsła się i pocierała dłońmi o swe ramiona, aby się ogrzać. Jej oczy były duże, szeroko otwarte i wpatrywały się w ciebie z przerażeniem. Wargi dziewczyny zadrżały i wypłynął z nich ledwo słyszalny szept. Chciałeś do niej podejść, ale kiedy tylko zrobiłeś krok w jej stronę latarnia za nią zabrzęczała. Jej światło zamigało, a po chwili zgasło. To samo działo się z innymi lampami, aż w końcu zrobiło się tak ciemno iż ledwo widziałeś zarysy postaci stojącej kilka metrów przed tobą. Zacząłeś się bać... a wtedy latarnie znów zabrzęczały i powróciły do sprawności. Dziewczyny nie było. Po prostu zniknęła... Tak przynajmniej myślałeś, dopóki nie zobaczyłeś czerwonych śladów stóp na chodniku, które kończyły się zaraz przed tobą.
- Hej!
Podskoczyłeś gdy zupełnie niespodziewanie usłyszałeś głos za swoimi plecami. Odwróciłeś się i szybko i ujrzałeś Michaela Coolraina. Odetchnąłeś z ulgą, a Coolrain uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi na twoją reakcję.
- Nie mów, że się mnie przestraszyłeś.- powiedział z uśmiechem na twarzy.
Oddychając szybko jeszcze raz spojrzałeś na ślady. Nie było ich...

Edward:

Reszta dnia minęła ci szybko, ale ilekroć myślałeś o dziwnej księdze i o tym co ci się tego dnia przytrafiło, po plecach przechodziły ci zimne dreszcze. W dodatku dziwnie ciążyła ci w plecaku. Kiedy szykowałeś się do wyjścia ze szkoły, ujrzałeś jak do Pawilonu Naukowego wchodzi znajoma ci dziewczyna... Czym prędzej udałeś się za nią. Zatrzymałeś się tylko przed wejściem, gdyż znowu poczułeś na ciele ten nieprzyjemny dreszcz. Kiedy dotknąłeś zimnej klamki, na moment oślepił cię błysk. Po chwili jednak odzyskałeś wzrok i wszedłeś do pawilonu. Wszystko było takie... inne. Ściany, zawsze czyste i zadbane, były pokryte łuszczącą się farbą, której duże płaty znajdowały się częściowo na podłodze, zaśmieconej pyłem i kawałkami gruzu. Tak wyglądał cały korytarz. Znów cię oślepiło i gdy zamrugałeś kilka razy, korytarz wyglądał normalnie. Poszedłeś naprzód i ujrzałeś skręcającą w prawy korytarz postać. Ubrana na czarno, z długimi włosami... Szybko podążyłeś za nią. Znów ją ujrzałeś... Jej piękna twarz ponownie zrobiła na tobie wielkie wrażenie. Odwróciła się od ciebie i weszła do sali, przy której się znajdowała. Tym razem pobiegłeś. Kiedy stanąłeś przed otwartymi drzwiami wszystko znów wyglądało inaczej. Sala była prawie pusta, stało w niej tylko kilka zdewastowanych stolików. Szyby były pokryte grubą warstwą kurzu. Tynk ze ścian i płaty farby pokrywały prawie całą powierzchnie podłogi. Gdzieniegdzie walały się również jakieś papiery, szkła i kawałki drewna. Coś wewnątrz okropnie zaskrzypiało. Momentalnie spojrzałeś na tablicę, na której niewidzialna ręka wyryła wielkimi literami cztery słowa:

Wieczna noc nadejdzie wkrótce

Pod spodem, pojawiały się mniejsze litery.

Wszyscy skosztują prawdy. Nikt nie ucieknie. Ty również, Truposzu...

Kolejny błysk i powrót do rzeczywistości. Oto zaglądałeś przez drzwi do klasy pełnej siedzącej w ławkach młodzieży. Nauczycielka w grubych okularach patrzyła się na ciebie z irytacją. Wszyscy patrzyli się na ciebie. Ktoś zachichotał, ktoś coś szepnął do sąsiada.
- Przepraszam. - wymamrotałeś i opuściłeś salę.
Oparłeś się o ścianę.
"Co to wszystko znaczy..."





28 października

Ten dzień zdecydowanie był paskudny. Dżdżysty deszcz padał od samego rana. Dla nikogo w taką pogodę spacer był przyjemny. Ci którzy nie mieli prawa jazdy i samochód zmuszeni byli jechać do szkoły z rodzicami. Wszystko zapowiadało na to iż lekcje zaczną się w sennej atmosferze. Co chwilę ktoś ziewał bądź kładł się na ławce. Każdy kto dobrze słuchał mógł podsłuchać podniecone rozmowy uczniów, którzy opowiadali o dziwnych rzeczach, które ostatnio spotkały ich w szkole - dziwne odgłosy, gasnące światła, odgłosy kroków, płacz w toaletach, znikające postacie... Cokolwiek się działo, wywoływało to wśród uczniów poruszenie.
Michael szedł smętnie do swojej szafki, gdzie wyciągnął wszystko co potrzebne mu było na pierwszą lekcję - historię. Znalazł odpowiednią salę i usiadł na ławce w oczekiwaniu na znajome twarze.

Henry:

W bibliotece spotkałeś Edwarda Jonesa, który pewnie znów zastąpił bibliotekarza na moment. Wiedziałeś, że chłopak czuje się tu jak w domu i posiada ogromną wiedzę jeśli chodzi o wszystkie książki zgromadzone w szkolnej bibliotece. Chociaż cieszył się reputacją dziwaka, to jednak można było z nim się dogadać. Czegokolwiek szukałeś, on mógł ci pomóc....
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 31-03-2010, 14:24   #30
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Hej, rzucam Edwardowi mu na przywitanie, dziwiąc się , że ktokolwiek jest już w bibliotece... Następnie nie zwracając specjalnej uwagi na klasowego dziwka podszedł w kierunku działu z parapsychologią. Biblioteki nie miały zróżnicowanych systemów układania książek - a jeśli miały to różniły się one w drobnostkach. Zresztą tak zwanego szeroko rozumianego okultyzmu, nie dało się inaczej poszeregować, książek o tarocie znalazłoby się ze 3, o kabale jedna, o świecie duchów pewnie z pięć - w każdym razie za mało by mogły stanowić osobny dział, mogły być wszystkie razem... a że Henry nie szukał niczego konkretnego to i nie miał się o co Edwarda pytać...

Grzebiąc w półce z parapsychologią wyciągam w końcu podstawę swej wiedzy i myślenia, dostępną zresztą w różnych formach i od różnych autorów. Max Frredom Lang ze swoją książką "Huna" bił jednak na głowę swoich naśladowców i do tej księgi Henry często sięgał. Miał ją co prawda tez w domu, ale jakoś trzeb było zabić czas przed wejściem do klasy, a przed samą klasą jakoś nie zamierzał czekać, szybko pojawiłby się Robert i pewnie znów zaczęła by się bójka, ostatnie czego Henry chciał od tej szkoły.

Rozejrzałem się po bibliotece stwierdzając , że nie ma tu zbyt wielu ludzi, siadam niedaleko Edwarda zerkając jednocześnie co tez tam podczytuje, lub wręcz go pytając, gdybym w ciągu chwili nie rozpoznał tematyki. Generalnie nie mam zbyt wiele ochoty na rozmowę, żyjąc już spotkaniem z Robertem, choć staram się zająć umysł czymś innym. Najchętniej już poszedłbym do domu, ale wiem, że nie da się uciekać ciągle, w końcu nadejdzie chwila w której będę musiał zmierzyć się ze swoim strachem, a odciąganie tego na później tylko ten strach zwiększy.

W sumie dopiero teraz zwróciłem uwagę na to , że nie ma bibliotekarza, lecz jego nieobecność nie wydaje mi się podejrzliwa... może poszedł do WC...
 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172