Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-04-2010, 20:39   #11
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Kostnica miejska 4 września 2011r, 11.10 AM, New York City

Walter odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że Clause także nie ma ochoty na rozmowę. MacDawell nieznosił ludzi, który lekceważyli pracę. Była co prawda niedziele i to w jakiś sposób usprawiedliwiało stan Granda, ale niezmieniało to faktu, że był po całonocnej libacji i wyglądał jak wyżęta szmata.
Cała, więc droga minęła im w absolutnej ciszy.

Gdy zjechali na dół i przeszli jeszcze kilkanaście metrów korytarzem w stronę sali rozpoznań, zauważyli mężczyznę siedzącego pod drzwiami.
- Tylko się zachowuj - upomniał Clause'a.
Ten tylko obdarzył go pełny złości spojrzenie i dalej szedł w milczeniu.
- Dzień dobry - wypalił Grand, gdy obaj funkcjonariusze stanęli przy drzwiach.
Powitanie było, co prawda bardziej skierowane do Star Moonlight, ale i tak wypadło fatalnie. Na szczęście Grand szybko się zorientował w swojej gafie i szybko uciekł do kostnicy, obdarzając funkcjonariuszkę pełnym rządy spojrzeniem.
- Witam pan - zaczął Walter - nazywam się Walter MacDawell i jestem detektywem Wydziału Specjalnego. Zajmuję się sprawę pańskiej córki Annie.

Rozmowy z rodzinami ofiar brutalnych morderstw nigdy nie były ani przyjemne, ani łatwe. Walter jednak nauczył się docierać do wszystkich i wydobywać niezbędne informacje. Był w tym naprawdę dobry.
Alexander Waterman, ojciec zamordowanej Annie, okazał się człowiekiem nad wyraz opanowanym i oziębłym. Mógł to być zarówno skutek szoku po tym jak ujrzał zmasakrowane ciało swojej córki, ale równie dobrze taki charakter.
Walter podziękował funkcjonariuszce Moonlight za pomoc i zwrócił się do pana Watermana:
- Mam nadzieję, że zgodzi się pan odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących pańskiej córki?
- Tak, oczywiście.
- Dobrze. Myślę, że lepiej będzie jak wyjdziemy na zewnątrz i usiądziemy w jakimś spokojniejszym miejscu. Co pan powie na "Caffe Triffone"?
- Zgoda.

"Caffe Triffone" 4 września 2011r, 11.25 AM
"Caffe Triffone" to mała przytulna kawiarenka urządzona w iście francuskim stylu. Walter uwielbiał jej niezobowiązujący i oryginalny klimat. Często właśnie tu udawał się na przerwę, by wypić kawę i zjeść croissant. Kawa jak podawali na wydziale, chyba tylko z powodu koloru była tak nazywana.
MacDawell wybrał stolik położony najbardziej w głębi sali, tak by ani gwar ulicy, ani kolejni klienci nie przeszkadzali im w rozmowie. Gdy kelner podszedł pytając o zamówienie, Walter poprosił o dwie espresso i dykretnie dodał:
- Chciałbym, aby przez najbliższe półgodziny nikt nie zajął stolików w naszym pobliżu.
Znajomy kelner tylko skinął głową i zabierając karty rzekł:
- Oczywiście panie MacDawell, zawsze do usług.
- O widzę, że często pan tutaj bywa - powiedział Alexander Waterman, który w przyjaznym otoczeniu poczuł się zdecydowanie bardziej odprężony.
- Tak dość często - odprał z niewielkim uśmiechem Walter - Podają tu wyśmienitą kawę i ciasta, a na dodatek jest tutaj niezwykle cicho i spokojnie.
- Zdążyłem zauważyć - ojciec Annie także nieznaczenie się uśmiechnął.
Widząc, że jest on gotowy już do rozmowy, Walter zaczął:
- Chciałbym, aby mi pan opowiedział o Annie. Jak to była dziewczyna?
Alexander patrząc w stół wysłuchał pytania detektywa. Gdy jej usłyszał, spokojnym głosem zaczął wspominać, tragicznie zmarłą córkę. O to właśnie chodziło Walterowi, by jego umysł choć na chwilę zapominiał o tym co ujrzał w kostincy i przedstwiał zmarłą Annie, taką jaka była za życia.
- To była spokojna i mądra dziewczyna. Każdy ojciec zawsze marzy o takim dziecku. Spokojna, rozsądna, rozważna. Zupełnie inna niż dzisiejsza młodzież. Nie piła, ani nie paliła. Przyjaciół dobierała starannie. Można na niej było polegać. Dotrzymywała słowa, nigdy nie kłamała i chętnie angażowała się w działalność wolontariacką. Wie pan, detektywie, że Annie pomagała trzy razy w tygodniu w hospicjum dla dzieci z białaczką. Miała taki wspaniały, silny charakter. Zawsze marzyła o tym, by zostać lekarką.
- To bardzo szczytna działalność? A proszę mi powiedzieć, czy zajmowała się tym sam, czy może pomagał jej ktoś ze znajomych?
- Pracowała w takiej małej grupie... Opiekuńcze Skrzydła... czy jakoś tak. Prowadziła ją taka miła lekarka... nie pamiętam nazwiska.
- Niech się pan nie martwi. Spróbujemy ustalić to w jakiś inny sposób.
- Na pewno w szpitalu wiedzą o kogo chodzi. Jest tam dobrze znana.
- Dobrze sprawdzę to.
- Czy Annie miała dużo przyjaciół?
- Raczej niewielu. Dobierała ich sobie bardzo starannie. Nie lubiła ludzi rozwrzeszczanych i lekkoduchów, takich jak większość dziesiejszej młodzieży. Odebrała staranne wychowanie. Nie zadawala się z byle kim i nie imponowało jej to co zwykłym dzieciom. Znam kilkoro z nich.
- Czy mógłby mi pan podać ich nazwiska i adresy?
- Ależ oczywiście.
Walter zapisał kilka nazwisk w swoim notesie.
Upił łyk kawy i spojrzał przez okno. Wydawało się, że miasto żyło normalnie. Ludzie spacerowali, samochody podążały we wszystkich kierunkach. Walter wiedział, że pod tą poszewką normalności kryje się brudny, brutalny i bezwzględny świat z którym on staje nie raz oko w oko. Alexander Waterman, wyglądał na człowieka, który o tym drugim świecie wie bardzo niewiele. Tylko tyle co wyczyta w gazetach i usłyszy w wiadomościach. A jego córka? Wyglądało na to, że była bliżej prawdziwego życia. Może nawet za blisko...
- A czy jest ktoś szczególnie jej bliski? Jakaś bardzo bliska przyjaciółka, może miała chłopaka?
- Jej najlepszą przyjaciółką jest, to znaczy była, chyba... Nicole. Miła dziewczyna. Znają się od lat. Jej ojciec jest wykładowcą na Uniwersytecie Columbia. To bardzo dobra rodzina. Greg bardzo dobrez wychowała swoje dziecko. Dbaliśmy o to, by Annie nie zadawała się z byle kim.
Walter zwrócił uwagę na ten powtórzony po raz kolejny zwrot.
"Nie zadawała się z byle kim" - detektyw dyskretnie wpisał do swojego notesu.
Albo ojciec nie wie o córce wielu rzecz, albo zabił ją właśnie nie byle ktoś.
- Chłopaka nie miała. Jestem tego pewien. Powiedziałaby mi lub Debi, znaczy jej matce. Na pewno. Nie mieliśmy przed sobą sekretów.
- Co Annie robiła w wolnym czasie?
- Lubiła się uczyć. Trochę malowała. Pomagała w szpitalu dzieciakom chorym na białaczkę. Dużo czytała. Czasami trudno ją było oderwać od książek. Najbardziej lubiła klasyków.
- To musiała być wspaniał dziewczyna. I ktoś taki nie znalazł żadnego adoratora.
- Jakoś tak się złożyło. Tak jak mówiłem, nie zadawał się z tak zwaną złotą młodzieża. Była bardzo spokojna i rozważna. Imprezy i głupie zabawy, to nie było dla niej.
- Rozumiem, a czy zauważył pan w zachowaniu Annie coś dziwnego?
- Raczej nie. Ostatnio byłem mocno zajety, ale nie wydaje mi się by coś w jej zachowaniu się zmieniło. Może była tylko bardziej zamyślona niż zwykle, ale to koniec przerwy wakacyjnej tak na nią wpływał. Powrot na studia zawsze przeżywała silniej.
- Może zrobiła coś nietypowego, częściej wychodziła, może ktoś do niej dzwonił?
- Czy robiła cos nietypowego... - powtórzył - hmmm... - zamyślił się i podrapał po brodzie - Nie wiem, czy to ma znaczenie, ale chodziła częściej do kościoła.
- Każdy najdrobniejszy nawet szczegół może mieć znaczenie, panie Waterman. A czy wcześniej nie chodziła do kościoła?
- Chodziła, lecz chyba teraz była przybita śmiercią pewnego dzieka ze szpitalu. To jeden z jej podopiecznych. W takich chwilach zawsze szukała pociechy w Bogu. Wychowaliśmy ją na dobrą katoliczkę.
- Rozumiem, a czy to był jakiś konkretny kościół, do którego chodziła?
- Tak, to nasz parafialny kościół pod wezwaniem Świętego Serca Jezusowego.
- Mógłby mi pan podać adres i nazwisko księdza, który jest tam proboszczem?
- Oczywiście. Kościół znajduje się dwie przecznice od naszego domu. A proboszcz ksiądz Gideon Brown, to stary przyjaciel rodziny.
- Kim jest dla Annie, Nicole Rock?
- To najlepsze przyjaciółki, jak już panu powiedziałem. Takie powierniczki własnych sekretów. Znały się prawie od dziecka. Jej rodzice mieszkali kiedyś koło nas, lecz ojciec dostał posadę na Uniwersytecie Columbia i przeprowadzili się do innej dzielnicy.
- Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy poza Nicol Rock, Annie miała jeszcze jakieś bliskie towarzystwo?
- Było kilka parę osób, które stale pojawiały się w jej otoczeniu. Niestety ja panu nie powiem o nich nic. Debi bedzie wiedziła lepiej, ja nie spędzam za wiele czasu w domu.
- Widzę, że jest pan bardzo zapracowanym człowiekiem...
- Pracuję tylko tyle ile muszę, by utrzymać dom i rodzinę. A jeżeli chodzi o przyjaciół to przypominam sobie dwie dziewczyny - jedną ruda i piegowatą, drugą taką grubszą. Niestety nie pamiętam imion.
- Czy miał pan z Annie jakieś problemy?
- Nie. Absolutnie żadnych. Uczyła się chętnie i dobrze. Przychodziła do domu na czas. Zawsze dzwoniła, kiedy miała gdzieś zostać dłużej. To jest .... to znaczyły była cudowna dziewczyna.
Przy ostatnich słowach głos mu się lekko załamał i widać było, jak bardzo skrywa swoje emocje. Ewidentnie należał do ludzi, który zostali wychowani w ten sposób, by nigdy publicznie nie pokazywać swoich emocji, a zwłaszcza słabości.
- Jak dobrze znał pan Annie? Wiem, że to może dziwne pytanie, ale rodzice często nie wiedzą co ich pociechy robią, gdy są same?
- Myślę, że Annie nie miała przed nami sekretów i wydaje mi się, że znam ją, znałem, bardzo dobrze.
- Annie została znaleziona niedaleko Soho, to dość daleko od domu, czy często bywała w tej dzielnicy?
- Dość często. Tam znajsduje się szpital, w którym udzielała się jako wolontariuszka. Poza tym Debie ma tam swoje wernisaże i Annie czasami jej w nich pomagała.
- Proszę mi jeszcze powiedzieć w jakim stanie jest pańska małżonka?
- Jest rostrzesiona, wzięła mnostwo tabletek na uspokojenie. Na szczęście jest z nią nasz znajomy lekarz. Nie wiem czy będzie w stanie rozmawiać, ale może pan spróbować.
- Nie chciałbym jej narażać na niepotrzebny stres. Rozmowa o Annie na pewno nie wpłynie dobrze na jej samopoczucie.
- Złapanie tego .. tego .. tej bestii która zabiła Annie jest warte każdego bólu, który musimy znieść. Poza tym nic nasz już bardziej nie zaboli niż utrata naszej ukochanej córeczki.
Teraz przemawiała przez niego złość i nienawiść do mordercy. Jego głos był twardy i oschły. Walter znał ten mechanizm. Rodzice, który starcili w podobnych okolicznościach swoje dzieci, są zdolni do rozszarpania morderców gołymi rękoma, gdyby im tylko na to pozwolić. Siła ludzkiej nienawiści zawsze fascynowała MacDawell. Ludzi, który na codzień muchy, by nieskrzywdzili w ekstremalnych okolicznościach, byli gotowi do popełnienia najbardziej okrutnych zbrodni.
- Myślę, że jednak poczekam z tą rozmową. Przynajmniej do jutra.
- Skoro tak pan uważa detektywie. Debi to jednak twarda kobieta, kilka miesięcy temu na nowotwor zmarła jej siostra bliźniaczka. Wcześniej zmarł też nasz pierwszy syn, także na nowowtwór. Międzyinnymi dlatego Annie tak bardzo pragnęła pomagać dzieciom.
- Rozumiem. To chyba na tę chwilę wszystko. Niemniej, jakby pan sobie coś przypomniał, cokolwiek, choćby najdrobniejszy szczegół, to proszę o kontakt. Oto moja wizytówka.
- Oczywiście, detektywie, dla mnie ujęcie mordercy jest chyba nawet ważniejsze niż dla pana.
- Zapewniam pana, że zrobimy wszystko, by złapać tego szlańca. Nie chcemy, by podobna tragedia się powtórzyła. Dlatego potrzebujemy jak najwięcej informacji o Annie. To nas doprowadzi do jej zabójcy.
Alexander Waterman w milczeniu kiwał głową i patrzył w okno. Najwyraźniej chciał już zakończyć rozmowę.
- Jak już mówiłem to na razie wszystko. Będę z panem kontakcie i będę informował pana na bieżąco o postępie w śledztwie. Mam tylko jeszcze jedną prośbę.
- Tak, słucham?
- Proszę nie rozmawiać z prasą na temat tego co się wydarzyło. Każda informacja w prasie może zaszkodzić śledztwu i opóźnić schywytanie mordercy Annie.
- Oczywiście, wolimy uniknąć falszywej litości. Na pewno nie będziemy o tym z nikim rozmawiać. i Bardzo proszę tylko, gdyby pan rozmawiał z kimś z mojej rodziny o przmilczenie szczegółow tego, co zrobiono Annie.
- Ależ oczywiście.
- Dziękuję panu za wszystko.
- To ja dziękuję panie Waterman, bardzo nam pan pomógł.
- Mógłby mi pan zamówić taksówkę.
- Chwileczkę - Walter wstał i poprosił kelnera o zamówienie taksówki.

Ulice NY, w drodze do siedziby Wydziału Specjalnego, 4 września 2011r, 12.40 AM,
Walter jadąc przez wyjątkowo opustoszałe ulice Nowego Yorku, rozmyślał o tym co usłyszał. Ze słów ojca dziewczyny wynikało, że była to bardzo porządna i grzeczna dziewczny. Pozory jednak mogą mylić i pan Waterman mógł bardzo słabo znać swoją córkę, do czego z resztą sam poniekąd się przyznał. Wymagało to na pewno sprawdzenie i zweryfikowania. Matka i przyjaciele dziewczyny niewątpliwie muszą zostać przesłuchani.
Walter jednak postanowił zaczekać z tym przynajmniej kilka godzin. Teraz chciał zobaczyć ciał i przeczytać raport z sekcji.
Stojąc na światłach postanowił zadzwonić do swojego kolegi z czasów studiów.
- Robert? Cześć mówi Walter... tak zgadłeś mam do ciebie prośbę... nie no nie mów mi, że odzywam się tylko jak czegoś potrzebuje, to bardzo niesprawiedliwe... no dobra, dobra, niech będzie na twoje... sprawa jest jednak poważna... tak, tak jak zawsze... potrzebuje twojej pomocy przy sekcji zwłok zamordowanej dziś rano dziewczyny... ok, dzięki. Masz u mnie wielki piwo... Spotkajmy się na wydziela.. ok. To do zobaczenia.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 28-04-2010, 22:53   #12
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Kapitan Mac Nammara w swoim stylu przedstawił wszystkim zgromadzonym ich zadania, Baldrick wraz z Vilain'em i Kingston miał zbadać miejsce zbrodni. Co prawda Terrence wolałby zjawić się tam bez obstawy, ale na to staruszek na pewno by nie pozwolił. W gruncie rzeczy nie robiło mu to jednak wielkiej różnicy, gdyż i tak nie miał zamiaru wymieniać się z nimi swoimi spostrzeżeniami.

Podczas jazdy Terrence nie odezwał się do swoich współtowarzyszy nawet jednym słowem, zresztą oni również nie wyglądali na zbyt rozmownych. Być może zastanawiali się nad śledztwem, a może tylko nad swoimi własnymi problemami, to już mało Baldrick'a obchodziło. Policjant rozsiadł się wygodnie na przednim siedzeniu i z niemrawym wyrazem twarzy wyglądał przez okno. Nowy York zdawał się być mniej zatłoczony niż zwykle, o ile można tak powiedzieć o metropolii w której żyje ponad osiem milionów ludzi.

Kiedy wreszcie dostali się na miejsce Baldrick wyglądał na wyjątkowo znudzonego, już z daleka zauważył upierdliwą dziennikarkę, która wałęsała się ze swoją ekipą. Niedaleko stał również jego stary przyjaciel Theodor Stabler, jeden z najlepszych patologów jakich to miasto kiedykolwiek widziało. Takie przynajmniej było zdanie Terrence'a.

Agentka Kingston postanowiła wziąć na siebie namolną panią dziennikarz, natomiast Baldrick szybko opuścił Vilain'a i skierował swe kroki w kierunku znajomego patologa.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FtpY5_HASM8[/MEDIA]

- Co za pieprznik - rzucił już na początku Stabler - Mówię, ci. Do Święta Dziękczynienia się stąd nie wygrzebiemy - rozejrzał się w około jakby chciał jeszcze raz ogarnąć umysłem miejsce zbrodni - Zresztą ja już swoją robotę skończyłem. Nie ma tam ani kawałka więcej ciała. Od godziny ryłem nosem beton w poszukiwaniu „ludzkich resztek organicznych", jak to nazywają nasze procedury. A teraz, nieważne niedziela czy nie, muszę się koniecznie napić. Jak będziesz chciał pogadać, to zadzwoń. Angie znów wyjechała.

Już na pierwszy rzut oka wyglądał na strapionego, zwykle był pogodny i wesoły, tymczasem teraz sprawiał wrażenie mocno czymś przytłoczonego. Z nieco niechlujnego ubioru można by wywnioskować, że znów pokłócił się z żoną, choć z drugiej strony równie wiarygodna była wersja z kolejnym pogorszeniem się jej stanu zdrowia. Baldrick dobrze wiedział, iż Angie od lat zmaga się z różnymi dolegliwościami, choć nigdy nie dopytywał o to swego przyjaciela.

- Jasne Theo, stary chce mieć jeszcze dzisiaj raport, ale jakoś to załatwię - uśmiechnął się po czym dodał - W gruncie rzeczy jest niedziela, dzisiaj musimy się napić.

- Nie inaczej - odrzekł Stabler choć bez większego entuzjazmu - Nie zerkniesz na miejsce zbrodni?

- Taki miałem zamiar, ale widzisz tego kolesia? - Terrence wskazał palcem na Marlona, który już zaczynał myszkować w zaułku - Jeżeli ludzie Mendozy jeszcze nie zniszczyli wszystkich śladów to za kilka chwil wyręczy ich w tym poczciwy Vilain.

- Przesadzasz, Vilain zna się na rzeczy...

- Jasne - wtrącił Baldrick - W dodatku jest tu jeszcze Kingston, a ją mogę znieść jedynie w seksownych ciuchach, jak widzisz, dzisiaj się nie postarała.

- Próbowałeś być kiedyś bardziej... uprzejmy Terry? - Stabler zaczął powoli pakować swój sprzęt - Wiesz, że policjanci powinni ze sobą współpracować? Zresztą nieważne, jeśli nie masz zamiaru badać tamtego miejsca to mogę powiedzieć ci coś o naszej ofierze.

- Zaczynaj.


- Jak dla mnie totalna masakra, pokroili dziewczynę na jakieś szesnaście, może nawet więcej kawałków - na twarz Stablera powrócił znajomy uśmiech, jakby rozmawianie o pracy, nawet tak ciężkiej, poprawiało mu humor - Dziewczyna na 100 % została zabita gdzieś indziej, za mało tutaj krwi, ktoś musiał ją przywieźć w to miejsce już po fakcie.

- Jak wyglądają cięcia? Zrobiły to jakieś szczeniaki?

- O ile zabójcą nie był Doogie Howser to nie, to była robota profesjonalisty, kogoś kto dokładnie znał się na medycynie.

- Domyślasz się czym ją tak załatwili?

- Jak dla mnie wygląda to na sprzęt medyczny i to nie byle jaki, komuś bardzo zależało by każde cięcie było wykonane z najwyższą precyzją. Mówię ci Terry, robota profesjonalisty.

- W porządku, będę musiał dokładnie przyjrzeć się wszystkiemu co udało się tutaj zebrać - zrobił krótką pauzę - Kończysz już?

- Nie mam zamiaru tu dłużej siedzieć - odpowiedział Theodor - Nawet nie powinno mnie tu teraz być, ale mnie udało im się najszybciej ściągnąć. Teraz marzę tylko o jakimś chłodnym piwku.

-
Właściwie to Kingston i Vilain powinni sobie sami poradzić z raportem - na twarzy Baldricka pojawił się znajomy nieco złowieszczy uśmieszek - Nikt nie zauważy jeśli wymknę się z tobą, ta sprawa i tak nie wygląda na zbyt ciekawą.

W innych okolicznościach Stabler zapewne starały by się namówić swego przyjaciela do pozostania na miejscu i dokładnego zbadania zaułka, jednak tym razem zdawało się, że nawet ucieszył się z takiej decyzji Baldrick'a. Być może na prawdę potrzebował szczerej rozmowy. Stabler wezwał taksówkę i już po dziesięciu minutach znaleźli się pod jednym z wielu barów w dzielnicy Soho.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 28-04-2010, 23:06   #13
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Niedziela, 4 września 2011r, 11.50 AM, New York City, Siedziba Główna Wydziału Specjalnego N.Y.P.D.


Clause Grand

Po małym szantażyku, Teddy zmiękł, jak wyprany w zmiękczaczu. Kwadrans później stałeś już w sali audiowizualnej, w której rejestrowano sekcje zwłok – w miejscu, po drugiej stronie szyby. Dwaj ubrani w zielonkawe fartuchy technicy przygotowali się do pracy. Kolejny wwiózł wózek ze szczątkami – bo trudno było uznać to, co leżało na metalowym blacie z ludzkie zwłoki. Raczej kawałki mięsa, poukładane tak, by jak najbardziej przypominały ciało młodej dziewczyny. Najbardziej ludzka z tego wszystkiego była głowa dziewczyny. Blada, obmyta z brudów twarz, z zaszytymi nadal powiekami zdająca wpatrywać się w ciebie z jakąś przerażającą świadomością.
Jeden z techników, niższy – w roboczych strojach, włosach skrytych pod czepkami i maskach na twarzy – trudno było ustalić nawet ich płeć odezwał się cichym, spokojnym głosem.
- Technik sekcyjny Patricia Walentov. Niedziela. 4 września 2011roku. Godzina 11.50. Rozpoczynamy sekcję zwłok młodej dziewczyny, wiek 20 lat, rasa kaukaska, zidentyfikowanej przez rodzinę jako Annie Waterman. Moim asystentem jest doktor patologii sadowej Dean Robins. Sekcję obserwuje funkcjonariusz Clause Grand z Wydziału Specjalnego Nowojorskiej Policji.
Prowadząca sesję zrobiła krótka pauzę na zaczerpnięcie oddechu.
- Ciało dowiezione w stanie rozczłonkowania. Oddzielone kończyny górne ofiary podzielono następnie na trzy części główne – dłoń, przedramię i ramię. Kończyny dolne również podzielono na trzy części – stopę, goleń i część udową. Korpus przecięto na pół, oddzielając część brzuszną od klatki piersiowej. Osobną część stanowi miednica oraz głowa. Oprócz obrażeń zadanych narzędziem służącym do rozczłonkowania zwłok nie widać żadnych innych śladów przemocy fizycznej. Sprawdzam linię cięć. Pobieram próbki tkanki i obcych ciał z rany. Metaliczne drobinki, prawdopodobnie fragmenty narzędzia służącego do rozczłonkowania ofiary. Precyzyjne linie cięcia sugerują, że mamy do czynienia ze sprawcą posiadającym znaczną wiedzę z zakresu chirurgii oraz dysponującego profesjonalnym sprzętem chirurgicznym. Kości przecięte w sposób precyzyjny, co potwierdza hipotezę wyspecjalizowanych narzędzi. Na lewym przedramieniu ofiary niewielki, świeżo zrobiony tatuaż. Zaczerwienienia i stan skóry wydają się wskazywać na co najwyżej 8-10 dni. Panie Robins proszę zrobić zdjęcie. Proszę podać mi szkło powiększające. Zajmę się teraz szczegółowymi oględzinami tkanki skórnej.

Przez chwile w sali sekcyjnej słychać jedynie cichy szum klimatyzatora.

- Żadnych więcej znaków szczególnych na ciele – kontynuuje monolog Walentov - Żadnych obtarć i śladów sugerujących przemoc wobec ofiary. Na podstawie zmian patomorfologicznych ustalam datę śmierci na noc z 3 na 4 września ww wczesnych godzinach wieczornych, pomiędzy godziną osiemnastą a dziewiętnastą. Mała ilość krwi w ciele sugeruje wcześniejsze dokładne, wypuszczenie jej z ciała. Zalecam przeprowadzenie kolejnych badań technicznych pod tym kierunkiem. Panie Robins. Proszę teraz otworzyć klatkę piersiową ofiary.

Asystent wykonuje polecenie przy pomocy niewielkiej piły.

- Organy wewnętrzne ofiary w stanie nienaruszonym. Żadnych ubytków. Nie widać śladów patologicznych. Pobieram próbki z wątroby, żołądka i nadnercza do badań laboratoryjnych. Otwieram zawartość żołądka. Treści pokarmowe w niewielkich ilościach. Prawdopodobnie ofiara była głodzona na 48 godzin przed śmiercią. Stężenie kwasów żołądkowych sugeruje stan pobudzenia, jak przy niezaspokojonym łaknieniu i podawane ograniczone ilości płynów. Pobieram próbkę zawartości do analiz. Jelita bez większych złogów, drożne. Pobieram próbkę zawartości jelit do dalszych badań laboratoryjnych.

Po wykonaniu tej czynności Walentov obchodzi stół stając w dolnej części posegregowanego trupa.

- Sprawdzam narządy płciowe ofiary. Żadnych śladów penetracji. Pobieram próbkę do analizy. Błona dziewicza nienaruszona. Żadnych śladów obtarć wokół odbytu sugerujących odbycie stosunku analnego. Pobieram próbki z odbytu do badań. Po oględzinach można stwierdzić z 95% pewnością, że ofiara nie została poddana czynnościom seksualnym.

Beznamiętny, odrealniony głos techniczki nadaje tej scenie jakiegoś surrealizmu.

- Przystępujemy do oględzin głowy. Panie Robins, proszę pomóc mi otworzyć jamę ustną. Pobieram próbki do analiz. Żadnych ciał obcych. Język ze śladem nalotu. Pobieram próbki osadu do analizy. Na języku drobna rana, jak po wkłuciu igły. Powieki ofiary zostały zaszyte. Barwy wokół rany świadczą o tym, że zostało to zrobione po jej śmierci. Przystępujemy do zdjęcia szwów. Panie Robins, proszę o zabezpieczenie nici, jako materiału dowodowego w sprawie. Unoszę powieki. Panowie. Mamy coś ciekawego. Oczy ofiary prawdopodobnie nie należą do niej. Sprawdzam, czy nie nosi soczewek. Nie. Należy sprawdzić w aktach, jaką barwę miały oczy ofiary Kolor tęczówek nie jest zgodny ze zdjęciem dostarczonym przez rodzinę. Zakładam, że oczy należą do kogoś innego. Panie Robins, proszę o zrobienie zdjęć. Jeszcze w zbliżeniu. Proszę o zabezpieczenie znaleziska.
Skora głowy pod włosami czysta, żadnych ran, obtarć i naruszeń struktury kości.
Przystępujemy do dokładnych oględzin...

I tak dalej, w tym tonie przez 30 minut. Zdjęcia, próbki, oglądanie pieprzyków i znamion, blizn. Wszystkiego, co mogłoby pomóc w sprawie.

W końcu padają proceduralne słowa.
- Koniec sekcji pierwszej godzina 12.25. Proszę personel pomocniczy o zabranie materiału badawczego.
Szczątki wywożone są do chłodni, a technicy idą do pomieszczeń socjalnych by doprowadzić się do porządku.
- Detektywie Grand – słyszysz jeszcze głos Walentov. – Dokładny raport prześlę do Wydziału Specjalnego jeszcze dzisiejszego wieczora. Postaram się mieć wyniki analiz próbek na jutro rano.
Wiesz co to znaczy. Walentov potraktowała tą sprawę bardzo poważnie. Najwyraźniej los Annie wstrząsnął tą chłodną, zdystansowaną „doktor Wampir” jak nazywają niektórzy funkcjonariusze tą czterdziestokilkuletnią kobietę.
Mogłeś już opuścić kostnicę i salę sekcyjną i powitałeś to z ulgą. Pozostało ci jeszcze prawie półtorej godziny do odprawy u Mac Nammary o 14.00.



Marlon Vilain

Po rozmowie z mundurowymi, czujny, jak zawsze oglądasz zaułek w którym znaleziono ofiarę. I to jest właśnie to – jest to nie miejsce zbrodni, lecz po prostu ślepa uliczka, w której ciało zostało porzucone. Na czas waszej krzątaniny technicy wycofali się do barierek. Widać, że z ulgą oderwali się na moment od tej żmudnej, niewdzięcznej pracy.
Kręcisz się wraz z Knigston po zaułku. Terrence został by pogadać z jakimś technikiem. Najwyraźniej dobrze się znają. Każde z was lubi samodzielne myślenie. Nie przeszkadzacie sobie wzajemnie zbędną rozmową, by nie rozpraszać w pracy, która wymaga maksymalnej koncentracji uwagi.
Trzeba zapamiętać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół, każdą, nawet najdrobniejszą rzecz walającą się w tym zasyfionym zaułku.
Nie do końca lubisz pracę w terenie. Wolisz siedzieć przed komputerem, oglądać zdjęcia, szukać schematu. Tutaj, poza znanym ci biurkiem i przyjaznym blaskiem monitorów, zawsze czujesz się spięty, troszkę nie na miejscu.
Nie dostrzegasz niczego, co przyciągnęłoby na dłużej twoją uwagę. Nie czujesz tego dreszczyku, który pojawia się zawsze wtedy, gdy natrafisz na coś, co okazuje się być zwrotem w śledztwie. Tutaj, w tym obskurnym, cuchnącym zaułku nic takiego cię jednak nie porusza. Ani ułożenie szczątków, ani znak wymalowany krwią na ścianie, ani śmieci w kontenerach i walająca się obok nich nie wydają się wnosić nic w sprawę. Wiesz, że Jessica, jak też Terrence (szczególnie ten ostatni) są od ciebie lepsi w terenie (za to ty kasujesz ich przy komputerach). Postanawiasz zatem pozostawić ją przy pracy i wrócić do barierek, gdzie technicy palą papierosy i rozmawiają ze sobą. Gdy podszedłeś, któryś z nich podsunął ci papierosa.
Stanąłeś obok nich, jak najmniej starając się rzucać w oczy, i – z wrodzoną ci czujnością budzącą się z uśpienia w terenie – lustrowałeś otoczenie.
Trzech mundurowych piło kawę przyniesioną przez jednego z nich z pobliskiego fast-fooda. Technicy korzystali z okazji by zająć umysł czymś innym, niż grzebanie w odpadkach. Dziennikarze nie dali za wygraną – czyhali za taśmami, jak żądne padliny sępy. Kilka pstrykało wam fotki. Kilku rozmawiało przez telefony. Pewnie szukali u swoich szefów dojść do ludzi w zaułku. Liczyli na wyłączność i inne takie. Po drugiej stronie uliczki ustawił się również tłumek gapiów. Małolaty, żądne krwi, widoku trupów i sensacji. Staruszki, którym marzyła się zapewne chwila ekscytacji przed opuszczeniem tego świata pragną odmiany wydarzeń dnia codziennego. Przypadkowi przechodnie, dopytujący się co się dzieje. Codzienność. I wtedy twój wzrok pada na młodego mężczyznę stojącego pośród tej grupki. Szczupły i wysoki szatyn, pociągła twarz, ślad zarostu na brodzie i policzkach, strój do biegania. Ciemne oczy chłopka i twoje spotykają się na ułamek chwili a wtedy ... młodzieniec opuszcza wzrok, odwraca się i zabiera do odejścia. Coraz szybszym krokiem.
Impuls – taki sam jak przy pracy z materiałem na komputerze – przeszywa twoje ciało. Coś jest bardzo nie tak w postawie chłopaka!
Oddziela cię od niego początkowy dystans szerokości ulicy – jakieś trzydzieści, czterdzieści metrów. A wycofujący się chłopak jest już coraz bliżej kolejnej przecznicy, na której ruch, nawet w niedzielę, jest zdecydowanie większy. Łatwo może tam wmieszać się w tłum. Jessica jest jeszcze w zaułku. Jakieś 50 metrów dalej od „podejrzanego” niż ty.


Jessica Kingston

Po dość zręcznym spławieniu dziennikarskich sępów weszłaś za Marlonem w zaułek. Jest tutaj dość wąsko. Słychać szum powieszonych na ścianach urządzeń klimatyzacyjnych. Obrzydliwe graffiti – w większości nieprzyzwoite wyrazy i nic nie znaczące bazgroły i pseudosatanistyczne znaki. Większość tak stara, że nie mogła mieć znaczenia w śledztwie.
Przyjrzałaś się uważnie tabliczkom ustawionym przez ekipę techników. Obrysy znalezionych szczątków oddziaływały na wyobraźnię. Wyglądało na to, że ktoś zadał sobie trud by podzielić ofiarę na jak najmniejszą liczbę kawałków. Dłużej przyjrzałaś się rozmieszczeniu szczątków w zaułku. Sprawca zadał sobie wiele trudu, by wypełnić nimi ten zaułek zatem musiały zawierać jakieś przesłanie szalonego umysłu. Skrupulatność z jaką to zrobiono sugerowało udział mocnej, potencjalnie obsesyjnej natury sprawcy. Bardzo prawdopodobne, że cierpi on na zaburzenia osobowości związane ze porządkowaniem wszystkiego, nadmierna pedantycznością i natury religijno – okultystycznej. Szczątki porozkładano w taki sposób, że tworzą jakiś znak. Bez wątpienia.



Spiralę wymalowano krwią która zdążyła zastygnąć. Rozmazane linie, namalowane dość precyzyjnie przy pomocy jakiegoś narzędzia – pędzla lub wałka. Symbole spirali często mają znaczenie religijne, co rzeczywiście zdaje się kierować podejrzenia w stronę „duchowych” inklinacji sprawcy i jego motywów.
Zaułek ma jedno wejście od ulicy. Mała ilość krwi na miejscu znalezienia zwłok pozwala wysnuć poszlakę, że sprawca przywiózł tutaj rozczłonkowane ciało, a następnie poukładał w zaułku i odjechał. Do uliczki prowadzą jeszcze dwie drogi. Zamknięte od lat przejście prowadzące do środka jednego z przylegających budynków. Z zewnątrz najwyraźniej nie daje się go otworzyć, a jeden z kontenerów na śmieci zasłania drzwi w prawie jednej czwartej co może znacznie utrudniać ich rozwarcie. Drugim wejściem jest tylne wyjście prowadzące do pubu o nazwie „Pojutrze”. To właśnie, jak ustali Marlon, pracownik tej knajpki znalazł Annie. Po złożeniu zeznań pojechał do domu. Mundurowi zapisali adres, jakbyście chcieli zadać mu kilka dodatkowych pytań.
Obeszłaś wszystkie kąty, dokładnie zlustrowałaś wszystko, co na pierwszy rzut oka dało się podpiąć pod sprawę.
Po chwili masz już pierwszy obraz sytuacji w głowie. Sprawca musiał zaparkować samochód przed zaułkiem i wnieść szczątki ofiary w foliowych workach lub innym tego typu naczyniu. Potem porozkładał rozkawałkowane fragmenty w określonych miejscach, wyjął pojemnik z zebrana krwią i namalował znak na ścianie. Położył również kartę tarota pod odciętą głową – zapewne jako jakieś nieznane przesłanie. Potem wrócił do auta i odjechał. Jeśli mieliście szczęście jest szansa, że gdzieś w najbliższej okolicy jest system monitoringu ulicznego, który zarejestrował pojazd.
Pozostaje kwestia wyboru miejsca podrzucenia zwłok. Przypadkowy zaułek? Celowo wybrany? Ma coś oznaczać? Symbolizować? Dużo pytań i kompletny brak odpowiedzi. Jak na razie.
Jeszcze raz spojrzałaś na miejsca, gdzie stał głowa i zadrżałaś. Na ścianie wyraźnie widać wymalowane sprayem oko.



Jesteś pewna, ze to tez jakieś przesłanie od mordercy.


Walter Mac Davell

Rozmowa z ojcem zamordowanej dziewczyny pozwoliła ci ukierunkować myśli w stronę śledztwa. To zawsze jest taki moment, w którym ofiara przestaje być ciałem w kostnicy i nabiera „realności”. Staje się kimś, kto oprócz imienia miał życie. Miał marzenia, cele, przyjaciół i wszystko inne. Nie, żeby cię to specjalnie obchodziło, ale mimo wszystko, gdzieś w głębi serca, czułeś potrzebę doprowadzenia sprawy do końca.
Przesłuchanie świadka zajęło ci około godziny czasu. Zatem miałeś chwilę, by spotkać się z twoim przyjacielem i załatwić sekcję zwłok Annie.
Wejście do kostnicy znajduje się w budynku C. Podobnie jak przed godziną, nadal trwa tutaj spory ruch. Pokazując swój służbowy identyfikator wchodzisz w końcu z ogólnie dostępnej części komendy do tej gdzie wstęp mają tylko funkcjonariusze. Tędy jest szybciej i ciszej, z dala od niedzielnej bieganiny mundurowych. Jedynie nieliczni policjanci przemieszczają się tą drogą. Mijasz po drodze parę detektywów rozmawiających głośno o sprawie jakiegoś zabójstwa ćpuna – zwyczajnego zabójstwa dokonanego pewnie prze jakiś faszystowskich degeneratów. Kiedyś tez zaczynałeś o takich spraw. Wydaje ci się, że minęły wieki od tego czasu.
Twoje kroki rozbrzmiewają w pustych korytarzach cichym pogłosem. Zza zakrętu wychodzi kolejnych dwóch policjantów w mundurach. Milcząc mijają cię. I wtedy słyszysz, jak jeden z nich mówi za twoimi plecami:

- On cię widzi Walterze. Widzi cię, nawet na ciebie nie patrząc.

Odwracasz się nerwowo patrząc na odchodzących policjantów.

- Hej – nie wytrzymujesz krzycząc za nimi. – Który z was to powiedział?
Obaj odwracają się jak na komendę. Patrzą na ciebie zdziwieni.
- Ale co? – pyta wyższy z nich. – nikt z nas nic nie mówił detektywie.. mrużąc oczy dostrzega twoje nazwisko na identyfikatorze przypiętym do koszuli – Mac Davell.
Najwyraźniej nie bajerują cię. Pierwszy raz widzisz ich na oczy.
- Nieważne – rzucasz od niechcenia i odchodzisz.
- Specjalni – słyszysz głos drugiego. – Łapią świrów, to i sami zachowują się jak świry.
- Co racja, to racja, Stan – zgadza się z nim jego partner.
Dalsza droga do kostnicy mija już bez incydentów. Wysiadając z widny czujesz wibracje telefonu. Dzwoni Robert.
- Hej, Wal – słyszysz jego głos. – Spóźnię się chwilę. Sorki. Zaczekaj na mnie w sali widzeń w kostnicy.
Kierujesz się w tamtą stronę, a kiedy drzwi się otwierają widzisz wychodzącego ze środka Clause Granda. Znając twoje szczęście to właśnie wychodzi z sekcji zwłok Annie.


Terrence Baldrick

Siedliście z Theodorem w barze. Stosunkowo niedaleko od zaułka. W Soho. Bar w stylu jakiejś galerii rzeźb, ale dość znośny. On zamówił pierwszą kolejkę. Przez chwilę piliście w milczeniu. Potem pogadaliście o dawnych sprawach. O Margaret, o tym dlaczego z Theodorem widujecie się tak rzadko od jej śmierci. O jego bratanku. W zasadzie są to tematy dość drażliwe dla was obu, więc przy kolejnej kolejce przechodzicie do sprawy z zaułka.
- Pieprznik, Terrence, mówię ci – powtarza Theodor frazę, która usłyszałeś od niego, kiedy wysiadałeś z samochodu. – Maniak pokroił ją na tyle kawałków, że ich znalezienie i oznaczenie zajęło nam ponad kwadrans. Widziałem już wiele gówna w tej pracy, ale to zupełny syf. tylko raz słyszałem o podobnej sprawie. Sprzed czterech lat z Bostonu. Faceta nazywano „Ludzką Układanką”. Zdołał zabić dwie osoby, krojąc je na drobne kawałeczki. Dużo drobniejsze. Złapali go po kilku tygodniach, bo facet brudził przy tym niemiłosiernie. Popaprana sprawa, mówię ci. Możesz zadzwonić do kogoś z bostonu, kto zajmował się tym przypadkiem. Może ma jakieś sugestie, chociaż pewnie i tak nie będą ci potrzebne.

W pewnym momencie poszedłeś do toalety. Nie była duża, ani specjalnie czysta. Wychodząc z WC usłyszałeś jakiś hałas dochodzący od wysokiego świetlika. Ujrzałeś, że w otwartym oknie siadł szary, dachowy gołąb. Nie przejmując się zupełnie twoją obecnością zaczął gruchać w najlepsze.
Już otwierałeś drzwi, by opuścić WC, kiedy gołąb poderwał się do lotu z łopotem skrzydeł, najwyraźniej spłoszony twoim ruchem. I w tym samym momencie lustro, w którym przed chwilą oglądałeś swoją twarz pękło z cichym trzaskiem. Jeden z kawałków spadł do zamontowanej pod nim umywalki, rozbijając się na kolejne odłamki. Przez chwilę łazienkę wypełnia dźwięk tłukącego się szkła, szybko cichnąc, w przeciwieństwie do twojego rozszalałego gwałtownym wydarzeniem serca.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 02-05-2010 o 17:52. Powód: usunięcie P.S.
Armiel jest offline  
Stary 30-04-2010, 10:14   #14
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Niedziela, 4 września 2011r, 11.50 AM, New York City, Kostnica Wydziału Specjalnego N.Y.P.D.

Przemierzając korytarze prowadzące do kostnicy, Walter zatopił się we własnych myślach. Sprawa morderstwa Annie Waterman wyglądała na dość skomplikowaną. Na domiar złego detektyw miał przeczucie, że albo ojciec dziewczyny, wbrew zapewnieniom niewiele wie o swojej córce, albo ukrywa pewne niewygodne fakty. Jaka by nie była prawda, Walter stracił już część zaufania do tego człowieka. Rozmowy z jego żoną i przyjaciółmi Annie na pewno poszerzą jego horyzonty. Z wnioskami z tego przesłuchania musiał więc poczekać. Tym bardziej, że miał wiele pytań odnośnie przeprowadzonej właśnie sekcji. Nie miał za grosz zaufania do skacowanego Clause'a i wolał sam poznać fakty i zapoznać się z dokumentacją. Wieloletnia przyjaźń z Robertem Wisham'em, pełniącym obecnie obowiązki koronera, bardzo mu tutaj pomoże. Robert oczywiście nie był zadowolony, że musi w niedzielne popołudnie odwiedzać kostnicę, ale w imię przyjaźni był gotów to zrobić dla Waltera.

Idąc korytarze wydziały Walter praktycznie nie zwracał uwagi na mijających go ludzi. Do chwili, gdy przechodził obok mundurowych. Wtedy to usłyszał słowa skierowane wyraźnie do niego:
- On cię widzi Walterze. Widzi cię, nawet na ciebie nie patrząc.
Przez ułamek sekundy detektyw pomyślał, że to nie do niego były skierowane te słowa. Nie wytrzymał jednak i krzyknął w stronę policjantów:
- Hej! Który z was to powiedział?
- Ale co? – pyta wyższy z nich –Nikt z nas nic nie mówił detektywie... - mrużąc oczy dostrzega twoje nazwisko na identyfikatorze przypiętym do koszuli – Mac Davell.
Ich miny wyglądają na szczerze zdziwione, więc najwyraźniej mówią prawdę. A jeżeli tak to co to był za głos.
- Nieważne – MacDawell macha rękę i odwraca się, idąc swoją stronę.
- Co to było do jasnej cholery? Przecież się nie przesłyszałem. - zastanawiał się Walter.
Nic podobnego nigdy mu się nie przydarzyło i Walter był wyraźnie zaskoczony. Nie podejrzewał się o żadną chorobę psychiczną, czy nawet przepracowanie. Nie mając możliwości rozwiązania tej kwestii ruszył dalej, jakby nic się nie stało. Jednak jakiś niesmak i poczucie dezorientacji pozostało i kuło detektywa niczym drzazga pod paznokciem.

- Cześć Robert - Walter uścisnął dłoń kolegi - Przepraszam jeszcze raz za to, że ściągnąłem cię tutaj w niedzielne popołudnie.
- Dobra nie ma sprawy. Wiem, że zrobiłbyś to samo dla mnie. Poza tym z tego co zdążyłem się zorientować sprawa jest naprawdę poważna.
- Rozmawiałeś już z technikiem?
- Tak, nie ma się co martwić doktor Walentov, to jeden z lepszych patologów. Na pewno zbadała dokładnie ciało dziewczyny. Z tego co mówiła to musiał to zrobić kompletny świr.
- Zgadza się. Urządził sobie skubaniec sekcję na ulicy. Z tego co wiem, musiał ją pokroić zupełnie gdzie indziej, a w tym zaułku tylko podrzucił ciało.
- Tak, na dodatek bardzo staranie obchodził się ze zwłokami. Spuścił krew, dokładnie umył zwłoki. Musiał używać profesjonalnych środków rozpuszczających tłuszcze. Ma albo kontakty w szpitalu albo kostnicy. Dokładność z jaką poćwiartował tę biedną dziewczynę, wyraźnie wskazuje że gość ma rozległą wiedzę medyczną.
- Czyli na jakieś ślady pod paznokciami, czy na włosach nie ma co liczyć?
- Niestety nie, tak jak mówiłem morderca zadbał o to bardzo starannie. Musi być perfekcjonistą. Doktor Walentov mówi, że musiał to robić z iście pedantyczną dbałością.
- Czy ustalona została bezpośrednia przyczyna zgonu?
- Na tym etapie trudno cokolwiek wyrokować. Ciało było w taki stanie, że mogło to być prawie wszystko, od poderżnięcia gardła po otrucie. Dokładne badania toksykologiczne wykażą czy zostały denatce podane jakieś leki, bądź narkotyki. Wstępne badania krwi wskazują, że występuje w niej jakaś obca substancja chemiczna. Co to jest dokładnie dowiemy się po kolejnych badaniach pobranych próbek.
- Czy wiadomo jaki sposób została spuszczona krew z ciała denatki?
Za wcześnie by o tym mówić, bez dokładnych badań, lecz na pewno były to fachowe dreny i ssaki – wyspecjalizowany sprzęt medyczny. Widać to po zapadnięciu mięśni i śladach na ciele.
- Nie dobrze - zmartwił się Walter - Mamy do czynienia pozbawionym emocji specjalistą. Tacy są najgorsi.
- Zgadza się. Jeżeli uderzy jeszcze raz to może to oznaczać początek długiej serii.
- Wszystko zależy jak bardzo jest pewny siebie. Kapitan Mac Nammara zakazał na razie kontaktów z prasą. Woli nie podsycać nie potrzebnie paniki.
- To chyba słuszna decyzja. Prasa węsząca koło śledztwa to nic dobrego.
- Racja, zobaczymy jak to będzie. Mac Nammara traktuje to śledztwo bardzo poważnie, w przeciwieństwie do niektórych moich kolegów. Wielu traktuje to śledztwo bardzo rutynowo. Kapitan chyba czuje, że mamy do czynienia z czymś o wiele poważniejszym niż zwykłe morderstwo.
- Trudna sprawa. Dobra, ja muszę wracać do żony.
- Ok, to w takim razie trzymaj się. I jeszcze raz dzięki, że przyjechałeś.
- Nie ma za co. Do zobaczenia.
- Cześć!
Po rozmowie z Robertem, MacDawell ruszył w kierunku windy. Miał zamiar porozmawiać z kapitanem na osobności za nim rozpocznie się oficjalna odprawa. I tak pozostało zbyt mało czasu, by podjąć jakieś czynności śledcze.
W drodze na górę wyjął komórkę i wybrał numer żony.
- Cześć kochanie - usłyszał uradowany głos Sarahy. Wiedział, że za chwilę znowu zgaśnie jej optymizm. - Kiedy będziesz?
- Właśnie dzwonię żeby ci powiedzieć, że musisz przeprosić mamę, bo nie dam rady się pojawić na obiedzie.
- Jak to?
- Mam tutaj urwanie głowy. Nie będę ci opowiadał szczegółów przez telefon. To naprawdę ważna sprawa.
- No tak i bez ciebie oczywiście jej nie rozwiążą.
- Czy ty myślisz, że ja robię to specjalnie, że wolę siedzieć w kostnicy i oglądać niż siedzieć w ogrodzie i sączyć drinka. Nawet popołudnie z twoją mamą jest lepsze niż to.
- Nie zaczynaj znowu...
- To ja zaczynam? Nie wiem czemu nie możesz zrozumieć, że taką mam pracę i że są rzeczy ważniejsze.
- Ważniejsze rzeczy? Ważniejsze od czego? Od naszego życia rodzinnego? Baw się dobrze. Pa.
Po tych słowach Sarah rozłączyła się. Walter wiedział, że tak zareaguje, ale nic nie mógł na to poradzić. I tak pewnie za półgodziny napisze mu smsa z pytaniem "jak się czujesz kochanie?" Tak to już u nich wyglądało i nic nie potrafili na to poradzić. Lecz mimo to nadal się kochali i nie potrafili żyć bez siebie.
Walter wysiadł z windy, schował telefon do kieszeni i ruszył w stronę pokoju kapitana.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 01-05-2010, 13:28   #15
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Jess odetchnęła jeszcze kilka razy. Oczyściła swój umysł z wszystkich przeszkadzających myśli i skupiła się na oględzinach miejsca zbrodni. Wszystko poukładane wręcz z pedantycznym skupieniem. To musiało coś oznaczać. Spojrzała na zdjęcie z miejsca zbrodni, zrobione przez jednego z techników najprawdopodobniej z dachu budynku. Coś nie dawało jej spokoju w ułożeniu ciała ofiary.

Jess wyjęła telefon i zadzwoniła do Toda, technika komputerowego z posterunku, widziała że siedział już przy pracy kiedy wychodziła obejrzeć miejsce zbrodni.
- Cześć Tod, przepraszam ze odrywam Cię od zajęcia, ale mam dużą prośbę. Masz zdjęcia z miejsca zbrodni?
- Cześć Jess, już na miejscu? Tak Mac Nammara kazał mi przeanalizować czy były podobne zbrodnie w kraju. A czego potrzebujesz?
- Masz tam zdjęcie z miejsca zbrodni zrobione z góry, widać całe ułożenie ciała. Mam prośbę czy możesz zrobić zrzut punktów ułożenia na mapę nieba? Nie wiem jeszcze co, ale coś nie daje mi w tym spokoju, jakbym gdzieś już widziała podobny schemat.
- Dobra, nie ma sprawy, jak wrócisz postaram się mieć jakieś wyniki. Wisisz mi piwo. – rzucił Tod.
- Spoko, masz nawet dwa za taką przysługę. Dzięki do zobaczenia. – Jess uśmiechnęła się. Tod zawsze się jej podobał.
- Na razie, spisz się co by szef nie krzyczał –zażartował na pożegnanie.

Żarty były częstym sposobem na rozładowanie ciężkiej atmosfery ich pracy.

Jess zaczęła obchodzić miejsce zbrodni starając się nie przeoczyć nawet najmniejszego szczegółu. Jej wzrok padł na miejsce gdzie sprawca ułożył głowę Annie. Jej uwagę przyciągnął rysunek na ścianie.
Zawołała technika zbierającego dowody z miejsca zbrodni.
- Czy wzięliście próbki farby z tego malowidła? – spytała Jess.
- Nie jeszcze nie, na razie tylko sfotografowaliśmy to miejsce. – technik był wyraźnie zakłopotany.
- Pobierz proszę próbki farby i oddaj je do analizy w laboratorium, chce wiedzieć kiedy został namalowany, czy było to dzisiejszej nocy, czy może wcześniej, jaka to farba i gdzie można ją kupić.
- Dobrze zaraz to zrobię, skończyliście tutaj, możemy już wracać do pracy – spytał Kenneth – tak miał na naszywce przy kombinezonie.
Jess spojrzała w stronę Marlona, ale był odwrócony, wypatrywał czegoś po drugiej stronie ulicy.
- Tak – odparła – możecie wracać do pracy, dziękuję.

Ruszyła w stronę wyjścia z zaułka. Skrzętnie ominęła gapiów i ruszyła w górę ulicy rozglądając się za miejscami gdzie mógł być umieszczony monitoring. Bankomaty, banki, sklepy całodobowe a przede wszystkim skrzyżowania ze światłami miały całodobowy nadzór. Filmy z kamer mogły pomóc w zidentyfikowaniu samochodu, jakim mógł się poruszać sprawca. Problemem w tym, że Soho żyło najintensywniej nocą. Jess nie zazdrościła osobie która będzie musiała przeanalizować godziny nagrań w poszukiwaniu jednego szczegółu, który mógł być ważny dla sprawy.

Zatopiona w myślach szła cichymi jeszcze o tej porze ulicami Soho.
Przechodząc przez skrzyżowanie, zauważyła że jeden ze sklepów z artykułami ezoterycznymi jest otwarty. Skierowała się w jego stronę.


Za kontuarem siedziała niemłoda już afroamerykanka w kolorowym ubraniu. Uśmiechnęła się do wchodzącej Jess.
- Dzień dobry. Piękny dzień na przechadzkę, co sprowadza Cię do mojego sklepu, afrodyzjaki, pachnące świece, kryształowe kule, mam wszystko czego Ci potrzeba. – zaczęła już od progu zachwalać swoje towary.
Jess nie mogła powstrzymać uśmiechu, - Dzień dobry, szukam książki o znaczeniu kart do Tarota i jednej tali kart.
- O moja droga dobrze trafiłaś, mam tu wszystko, czyżbyś chciała sobie powróżyć, znam świetną wróżkę, która powie ci całą prawdę, o Twojej przyszłości, o mężu, dzieciach o szczęściu które Cię czeka, mam tu jej wizytówkę, zadzwoń na pewno nie pożałujesz – zachęcała murzynka.
- Dziękuję, może kiedyś skorzystam – odparła Jess – chciałam kupić prezent dla cioci, interesuje się okultyzmem – skłamała.
- Mam tu świetną książkę i karty, na pewno się cioci spodoba, ale nie bawcie się przeznaczeniem, nie wolno go wystawiać na próbę – może to sprowadzić nieszczęścia. Powiedz cioci żeby używała kart mądrze.


- Na pewno to zrobię. Dziękuję bardzo.
Jess zapłaciła, i wyszła na zalaną słońcem ulice. Ostatnie słowa murzynki troche ją zmroziły.
Spojrzała na zegarek, było już dość późno, zbliżała się godzina odprawy. Nie zdążę już wrócić do zaułka. Marlon na pewno sam wróci – pomyślała. Zagwizdała na taksówkę, wsiadła, podała adres i zaczęła przeglądać książkę.
Karta znaleziona na miejscu zbrodni była nazywana tu „Kochankowie”
"Znaczenie karty Kochankowie:
Kogo może przedstawiać karta:
Zakochana para, osoba, która stoi przed pewnym dylematem, człowiek na rozdrożu, osoba, która musi wybrać między wzięciem odpowiedzialności za swoje życie, usamodzielnieniem się, a pozostaniem w domu rodzinnym.
Jakie sytuacje i wydarzenia może symbolizować:
Dokonywanie wyboru, bycie w związku opartym na partnerstwie, seks, pożądanie, przygotowywanie się do zawarcia związku małżeńskiego, bycie na rozdrożu, przełom w życiu, konieczność wyboru pomiędzy dwoma partnerami, również wybór między dwiema opcjami w sferze finansowej, zawodowej jeśli o to pytamy.
Karta pozycji odwróconej:
Dokonanie złego wyboru, niezdolność do podjęcia decyzji, niezdecydowanie, niekonsekwencja, strach przed zaangażowaniem się w relację, niedojrzałość w miłości, problemy z usamodzielnieniem się, zależność od rodziców, niedopasowanie seksualne w związku, pochopna decyzja, zazdrość, separacja, rozstanie, niewierność, do związku wmieszał się ktoś trzeci, walka między rozsądkiem a namiętnościami, które mogą okazać się zgubne, silne pokusy i uleganie im.
"


Taksówka zatrzymała się przed posterunkiem, Jess zapłaciła i wysiadła. Po drodze zaczęła się zastanawiać co może mieć ze sobą wspólnego karta, jej znaczenie i zbrodnia.
Zaraz po wejściu dostała raport od Toda, który pobiegł do swoich obowiązków, widać Mac Nanmmara jest w złym humorze.
Otworzyła raport – Konstelacja Oriona – coraz lepiej - wymruczała pod nosem Jess i ruszyła do pokoju odpraw.
 

Ostatnio edytowane przez Suriel : 01-05-2010 o 13:32.
Suriel jest offline  
Stary 01-05-2010, 20:51   #16
 
Dominik "DOM" Jarrett's Avatar
 
Reputacja: 1 Dominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znany
Ten Poranek nie należał do przyjemnych. Wspomnienie ostatniej nocy dawało znać o sobie na każdym kroku. Kiedy wszedłem do "obserwatorium" brzydko mi się odbiło i z trudem powstrzymałem się żeby nie puścić pawia. "Wampirzyca" mimo złej sławy miała śliczne oczy.
Sekcja się rozpoczęła.

Kiedy mówiła bezdusznie o Annie zdawało się że ta dziewczyna jest kolejnym numerkiem w kartotece policji. A ona przecież miała własną tożsamość, życie, przyzwyczajenia...

Kolejne etapy sekcji przyprawiały mnie o zawroty głowy. W prawdzie to nie pierwsza przy której uczestniczę ale ...
... Annie już była pokrojona. Jak plasterki szynki. Ten świr miał wypaczony umysł. Dotarło do mnie że muszę go jak najszybciej dopaść. Do głowy przyszło poczucie obowiązku. Chęć ocalenia społeczeństwa od psychopaty. Kubek z dawno już ostygniętą kawą którą trzymałem w ręce nagle z dźwiękiem pękania plastiku przestał istnieć. A resztki czarno brązowego płynu rozlał się po dłoni kapiąc na sterylnie czystą posadzkę.

Stałem tak wpatrując się w pracę techników i Patricie. Oprzytomnienie przyszło po kilku minutach. Gdy zorientowałem się co zrobiłem sięgnąłem po chusteczki do kieszeni i pośpiesznie oraz niechlujnie sprzątnąłem rozlaną kawę oraz wytarłem dłoń. Gdy podniosłem wzrok kolejny etap sekcji rozpoczął się:

...
- Przystępujemy do oględzin głowy. Panie Robins, proszę pomóc mi otworzyć jamę ustną. Pobieram próbki do analiz. Żadnych ciał obcych. Język ze śladem nalotu. Pobieram próbki osadu do analizy. Na języku drobna rana, jak po wkłuciu igły. Powieki ofiary zostały zaszyte. Barwy wokół rany świadczą o tym, że zostało to zrobione po jej śmierci. Przystępujemy do zdjęcia szwów. Panie Robins, proszę o zabezpieczenie nici, jako materiału dowodowego w sprawie. Unoszę powieki. Panowie. Mamy coś ciekawego. Oczy ofiary prawdopodobnie nie należą do niej. Sprawdzam, czy nie nosi soczewek. Nie. Należy sprawdzić w aktach, jaką barwę miały oczy ofiary Kolor tęczówek nie jest zgodny ze zdjęciem dostarczonym przez rodzinę. Zakładam, że oczy należą do kogoś innego. Panie Robins, proszę o zrobienie zdjęć. Jeszcze w zbliżeniu. Proszę o zabezpieczenie znaleziska.
Skora głowy pod włosami czysta, żadnych ran, obtarć i naruszeń struktury kości.
Przystępujemy do dokładnych oględzin...

Nie dowierzałem w słowa które usłyszałem. "Do jasnej cholery. Najwyraźniej już mamy kolejną ofiarę!!!" pomyślałem uderzając ręką w szybę.

Nacisnąłem guzik intercomu
-Pani doktor proszę o zebranie próbki do badań DNA z oczu ofiary. Test należy zrobić jak najszybciej i dostarczyć mi jeszcze przed odprawą jeśli to możliwe- powiedziałem równie bezpłciowym głosem jak wampirzyca
-To może być trudne ponieważ takie badanie wymaga czasu ale może uda się zrobić jakieś wstępny raport.-odpowiedziała lecz nie była to odpowiedź jakiej się spodziewałem.

Spojrzałem na zegarek. Czas nie chciał się zatrzymać, a my nie mieliśmy go za dużo. Jeżeli Ten psychol ma zamiar działać schematycznie następna ofiara będzie miała oczy Annie a to świadczyć będzie że zanim zabije znowu minie chwila. Najpierw wytypować chciał będzie kolejne dwie dziewczyny.

Sekcja skończyła się. Skinąłem głową techniką i Wampirzycy przez szybę i ruszyłem bez słowa z powrotem do Wydziału. Po drodze chwyciłem w automacie dwa czekoladowe batony. Cukier powinien postawić mnie na nogi.



Wrzuciłem monetę która głucho wpadła do skrzynki, wcisnąłem odpowiedni guzik i ....




...nic. Puściły mi nerwy i przywaliłem w nią z całej siły. Kilka batonów od wstrząsu wypadły do komory podawczej. Sięgnąłem po nie.
Kilku policjantów spojrzało na mnie z krytyką w oczach. Na szczęście nikt nie nic nie powiedział.
"Gnojek dostanie co najwyżej dożywocie w więziennym zakładzie dla psycholi. Uznają go za niepoczytalnego i ... Załatwię cię skurwysynu. Kula w łeb za życie tej i innych dziewcząt" -pomyślałem przerażony własnych myśli.

Schowałem batony w kieszeń otwierając jednego i ruszyłem do biura.
 
__________________
Who wants to live forever?

Ostatnio edytowane przez Dominik "DOM" Jarrett : 02-05-2010 o 07:56.
Dominik "DOM" Jarrett jest offline  
Stary 02-05-2010, 14:05   #17
 
Imuviel's Avatar
 
Reputacja: 1 Imuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwuImuviel jest godny podziwu
Wydawało mu się, że nigdy nie złapie młodzieńca, patrząc na oddalającą się postać. Po za tym, po co miał go gonić?
Ponieważ ucieka.
Przypomniała mu się pewna sytuacja, kiedy to dopiero zaczynał pracę w policji. Jakaś barowa sprzeczka dziarów o kobietę bodajże, w zaciśniętych ze wściekłości pięściach szybko znalazły się noże. Przed minutą kumple, teraz jeden wbił drugiemu ostrze w okolice wątroby. Świadkowie opisali przestępce dość dokładnie. Do następnego poranka niebiescy nie mogli znaleźć sprawcy, który, bardzo inteligentnie z resztą, wrócił na miejsce zdarzenia.
Marlon kierował się szybkim krokiem ku tłumowi gapiów. Miał wrażenie, że wszystkie ciekawskie spojrzenia spoczęły na nim przez co miał ochotę odwrócić się na pięcie i schować z powrotem w cieniu zaułka. O czym myśleli, przyglądając się miejscom przestępstwa? Tego Marlon nie mógł zrozumieć.
- Hej, chłopcze! Hej! - zawołał, unosząc do twarzy dłoń. Nie obchodziło go to, że liczni odwrócili się w jego stronę.
O, tak, to było lepsze od siedzenia w tym zaułku, jednakże musiała nastąpić zmiana pytania: Dlaczego ten gówniarz uciekał?
Skrzywił się gdy coś strzyknęło mu w prawym kolanie. Marlon rzadko kiedy biegał bądź w ogóle męczył się fizycznie, efektem czego był rozwijający się mięsień piwny. Przeszedł pod taśmą i z cichym "przepraszam" zaczął lawirować między ludźmi.
Jeśli wbiegnie w labirynt ulic, to odpuszczam. - stwierdził pod nosem Marlon, po czym zaczął biec.
 
__________________
moja postać =/= ja // Tak, jestem kobietą.
Imuviel jest offline  
Stary 02-05-2010, 17:13   #18
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Lokal Eviva l'arte, mało przypominał bar, co można było stwierdzić już po samej nazwie. Szumnie był tak zwany chyba jedynie przez swoich właścicieli. Artystyczny wystrój i muzyka sprawiały, że człowiek czuł się raczej jak na wystawie jakiejś tandetnej sztuki, mieszanki wszystkich stylów od antyku po współczesność, niż w zwyczajnym pubie. Baldrick'owi miejsce to w ogóle nie odpowiadało, lecz w dzielnicy Soho o tej porze, w dodatku w niedzielę, nie mogli już liczyć na nic innego.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=d7t2Szwzdbg[/MEDIA]

- Po prostu z nim porozmawiaj, to chyba nie jest zbyt trudne? - Stabler oparł się łokciem o stół i pomachał palcem przed oczami Terrence'a - Ale z tobą tak zawsze! Do licha jesteś jego ojcem, co powiedziałaby Marge?

- Byłem dzisiaj u niej, nie była zbyt rozmowna - odrzekł Baldrick po czym upił duży łyk z kufla - Może innym razem ją o to zapytam.

- Nigdy się nie zmienisz? To dobry chłopak, mógłbyś czasem zamienić z nim kilka słów - Theodor skinął na kelnera i zamówił kolejną kolejkę - Jeśli nie chcesz rozmawiać z nim o Marge, to może chociaż pogadajcie o robocie? Obaj robicie w N.Y.P.D.

- W porządku, pogadam z nim, dasz mi teraz spokój? - widząc potwierdzającą minę Stabler'a dodał - Bóg zapłać ci dobry człowieku! - odebrał piwo od kelnera i pstryknął palcami jakby właśnie wymyślił coś genialnego - Porozmawiajmy lepiej o naszym entuzjaście krojenia panienek.

- Pieprznik, Terrence, mówię ci – widać było, że nawet Theodor żywiej zainteresował się tą sprawą – Maniak pokroił ją na tyle kawałków, że ich znalezienie i oznaczenie zajęło nam ponad kwadrans. Widziałem już wiele gówna w tej pracy, ale to zupełny syf. Tylko raz słyszałem o podobnej sprawie. Sprzed czterech lat z Bostonu. Faceta nazywano „Ludzką Układanką”. Zdołał zabić dwie osoby, krojąc je na drobne kawałeczki. Dużo drobniejsze. Złapali go po kilku tygodniach, bo facet brudził przy tym niemiłosiernie. Popaprana sprawa, mówię ci. Możesz zadzwonić do kogoś z Bostonu, kto zajmował się tym przypadkiem. Może ma jakieś sugestie, chociaż pewnie i tak nie będą ci potrzebne.

- Ludzką Układanką? Dziennikarze nie mogli wymyślić już lepszej ksywki?

- Najwidoczniej nie, w każdym razie możesz to sprawdzić.

- Może tak zrobię, choć szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi, nie wiem dlaczego Mac Nammara tak nas naciska. Zebrał cały zespół żeby znaleźć popaprańca, który od czasu do czasu lubi coś pokroić, wielkie mi halo. Nie ma już ciekawszych zbrodni?

- Chronić i służyć, to chyba oznacza powstrzymywanie każdego szaleńca, który biega po Nowym Yorku, prawda? Nie tylko tych, którzy mają bogatą osobowość, filozoficzne przemyślenia na temat sensu życia i godzinami planują jak zyskać władzę nad światem.

- I właśnie dlatego jesteś patologiem a nie detektywem Theo, śledztwo powinno być prawdziwą zagadką, o tak!

- Skąd wiesz, że to takie nie jest?

- Nie pociąga mnie okultyzm, banda iluminati to nie moja działka.

- Szaleniec pokroju Bundy'iego byłby odpowiedniejszy?


- Ah, Ted Bundy - Baldrick widocznie się rozmarzył - Dzisiaj już nie rodzą się tacy cwaniacy.

- Potrzebujesz swojego profesora Moriarty'ego, nie Holmes?

- Koniec tej dedukcji drogi Watson'ie, muszę siusiu.


Baldrick wstał od stolika i niezbyt szybkim krokiem ruszył w kierunku toalety przy okazji zerkając ukradkiem na kilku klientów, którzy zajęli miejsce w rogu lokalu. Była to grupka młodych i wciąż chichoczących ludzi, którzy nijak nie pasowali do atmosfery lokalu.

Nie zwracając na nich większej uwagi ruszył dalej, po chwili znalazł się w toalecie, wyglądała dość przyzwoicie, lecz po tego typu lokalu można by spodziewać się czegoś więcej. Baldrick szybko załatwił swoje potrzeby i już miał wychodzić, kiedy jego uwagę przykuł szary gołąb, który przysiadł sobie w oknie jakby było to dlań wymarzone miejsce. Terrence pokręcił jedynie głową i już zaczął otwierać drzwi, gdy nagle ptak speszył się i mocno trzepocząc skrzydłami znikł z pola widzenia. Niemalże w tym samym momencie pękło lustro a jego odłamek z głośno uderzył w umywalkę i rozbił się na drobniejsze kawałki.

Serce Terrence'a jeszcze przez kilka chwil próbowało wyrwać się z jego piersi, w duchu ganił się za to, że dał się wystraszyć całym tym zdarzeniem. Było ono co prawda dziwne, lecz uznał je tylko za niecodzienny zbieg okoliczności.

Rozmawiał jeszcze przez jakieś 15 minut z Stabler'em po czym obaj doszli do wniosku, iż pora już opuścić Eviva l'arte. Theodor był już mocno wstawiony w przeciwieństwie do Baldrick'a, u którego jedynie alkomat mógł wykryć, że wypił jakiś alkohol. Tak to już jednak było z Stabler'em, nawet po dwóch kolejkach słabego piwa wyglądał na pijanego w sztok.

***

Na komendzie Baldrick zjawił się około godziny 13:15 i od razu skierował swe kroki do swojego biura. Już z daleka dojrzał młodą policjantkę, która trzymając w rękach stertę akt biegła w jego stronę. Baldrick szybko zatrzasnął drzwi i przekręcił zamek nim kobieta dotarła na miejsce.

- Panie Baldrick! To bardzo pilne! - krzyknęła głośno pukając - Te raporty miały być podpisane już dwa tygodnie temu!

- Apage Satanas!!! - wrzasnął Terrence tworząc z palców znak krzyża.

- Panie Baldrick... - policjantka stała jeszcze przez kilka chwil przyglądając mu się zza przeszklonych drzwi, w końcu jednak zrezygnowała i wróciła do swoich obowiązków.

Gabinet Baldrick'a nie wyglądał zbyt nadzwyczajnie, ot proste drewniane biurko ze stającym na nim komputerem i niemałą kolekcją różnych papierowych zwierzątek. Jedyną rzeczą, która mogła rzucać się w oczy był wielki plakat wiszący na jednej ze ścian, przedstawiający znanego dawniej wrestlera Shawn'a Michaels'a.


Na regale, stojącym w rogu pomieszczenia, znajdowała się zaś ogromna kolekcja wszystkich sezonów serialu Prawo i Porządek, którego Baldrick był wiernym fanem i który oglądał w pracy, gdy nie mógł sobie znaleźć ciekawszego zajęcia.

Terrence postanowił sprawdzić wersję Stabler'a, podniósł słuchawkę i poprosił by połączono go z Komendą Główną w Bostonie, sam również wątpił, iż dowie się czegokolwiek ciekawego, ale z drugiej strony warto było spróbować. Właściwie jedyną rzeczą, która łączyła sprawy i to dość luźno, było krojenie zwłok, Theodor nie wspominał jednak nic o rytualnym podtekście tamtych zbrodni.

- Słucham? - odezwał się głos w słuchawce, mężczyzna nawet nie kłopotał z wypowiedzeniem oficjalnej formułki.

- Terrence Baldrick, Wydział Specjalny Nowoyorskiej Policji. Chciałem dowiedzieć się czegoś na temat człowieka zwanego Ludzką Układanką, prowadzimy teraz sprawę, która może mieć z nim jakiś związek - rzekł Baldrick.

- Chwileczkę - funkcjonariusz odszedł od telefonu na dłuższy czas, kiedy zaś w końcu wrócił rozpoczął beznamiętnie - Gregory Stotch, rasa kaukaska, wiek 37 lat, złapany w 2007 roku podczas próby porwania bliźniaczek Tooel.

- O co został oskarżony?

- Chwileczkę
- mężczyzna nie zbyt chętnie sprawdzał teraz akta sprawy, zapewne gdyby dzwonił ktoś o niższym stanowisku niż Terrence nie otrzymał by dzisiaj żadnych informacji - Porwania, tortury, morderstwa.

- A coś więcej na temat samych zbrodni?

- Chwileczkę... znany głównie z szatkowania swoich ofiar na drobne kawałeczki... z ogromną precyzją... potem porzucał je na placach zabaw...

- Precyzja, tak? Kim był z zawodu? Chirurgiem?

- Nie, nie, był rzeźnikiem... Stwierdzono u niego poważne zaburzenia umysłowe, był święcie przekonany o tym, iż jest posłańcem, który wypełnia jedynie rozkazy Boga, nazywał się Aniołem Śmierci... czy jakoś tak. Od czterech lat przebywa w zamkniętym Szpitalu Psychiatry...


Dalszej części Baldrick już nie usłyszał, nie miał zamiaru marnować więcej czasu na wysłuchiwanie szczegółów śledztwa, które w żaden sposób nie mogło mu pomóc. Powoli zbliżała się godzina 14:00, Terrence nie miał zbyt wielu informacji, które mogłyby pomóc w rozwiązaniu sprawy, ale zapewne jego koledzy po fachu będę mieli coś do przekazania kapitanowi. Kilka chwil później ruszył w kierunku biura Mac Nammar'y.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 02-05-2010, 17:51   #19
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Niedziela, 4 września 2011r, 14.00 AM, New York City, Siedziba Główna Wydziału Specjalnego N.Y.P.D.



Walter Mac Davell


Sprawa nie dawała ci spokoju. Kiedy ponownie przemierzałeś wyludnione przez weekend korytarze komendy. Gdzieś tam, za szkłem i betonem, działał w miarę normalny świat. Rodziny cieszyły się swoją bliskością i życiem. Oczywiście nie wszyscy. Biorąc pod uwagę statystki właśnie w tym momencie, w tej minucie, przynajmniej trzy małolaty oddawały się znudzonym tatuśkom za ciuchy w markowych sklepach, dwie osoby wstrzykiwały sobie w żyłę ostatnią porcję hery po tej stronie świata, pięciu facetów bije i gwałci swoje żony, ktoś planuje kogoś zabić a za najdalej pięć minut popełnione zostanie morderstwo. Kradzieży, wymuszeń, pobić i innych bardziej pospolitych zdarzeń przestępczych nawet nie chce ci się liczyć. Nowy York. Niedzielne popołudnie. Słoneczne i pogodne.
Zastanawiasz się, czy zabójca Annie też ma rodzinę. Czy właśnie nakłada sałatkę przy grillu dla swojej uśmiechniętej, kilkuletniej córeczki. Czy też, zaszyty w jakiejś cuchnącej melinie, szykuje się do kolejnego zabójstwa. Raczej stawiałbyś tygodniówkę na ten pierwszy obrazek.
Praca w Wydziale Specjalnym zmienia, jak żadna inna. Wypala od środka, pozostawiając pozory człowieczeństwa.

W waszym wydziale znalazłeś się kwadrans przed czternastą. Mac Nammara wydzierał się na kogoś przez telefon. Już dawno nie widziałeś go tak wzburzonego. To skłoniło cię do działania.
Poczekałeś, aż szef pieprznie słuchawką i pukając wszedłeś do jego gabinetu. W powietrzu czuć było woń wypalonego tytoniu. To dziwne, bo zazwyczaj „Stary” unika tytoniu.
- Czego, Mac Davell? – warknął na twój widok.
- Odprawa – odpowiedziałeś.
- Za kwadrans.
- Mogę zamienić parę słów z komendantem nim przyjdzie reszta.
Spojrzał na ciebie twardo i spodziewałeś się, że cię wyprosi, lecz o dziwo wyraz jego twarzy złagodniał.
- Wnioski o podwyżki dla was są już gotowe do podpisu. Mimo problemów burmistrz docenia starania pracowników Wydziału Specjalnego. Co jeszcze? – dodaje widząc, że nadal stoisz w drzwiach.
- Ja nie o tym, szefie.
- Widzę, ze się od ciebie nie odczepię, Mac Davell. Siadajcie. I mówcie.
Siadasz i mówisz, tak jak chce.
- Chciałem spytać, czemu szef tak wyjątkowo traktuje sprawę Annie Watermann? – pytasz wprost, bo wiesz, że Mac Nammary nie ma co zwodzić i kręcić.
- Nie twoja sprawa, Mac Davell.
- Jeśli to dotyczy śledztwa, to obawiam się że moja, szefie.
- Jasne – warknął wpatrując się w ciebie spokojnie. – Takie rzeczy nie powinny się zdarzać. Nie dobrym ludziom. Czy to ci wystarczy, Mac Davell.
- To wszystko?
- Nie, do diabła – wybucha – Wiesz, że mój wnuczek miał białaczkę? Zapewne nie, bo nikomu nie mówiłem! Annie Watermann była przy nim, kiedy cierpiał. To właśnie jej promienny uśmiech, jej poświęcenie i dobroć pomogła w leczeniu, rozumiesz teraz? Mój wnuk, to jedyne dziecko mojego syna. Teraz rozumiesz? Zadowolony? – pyta cicho i groźnie, a ty wiesz, że lepiej się w takiej chwili zamknąć.
Nic więcej nie zostaje do dodania i możecie w ciszy poczekać, aż reszta zespołu stawi się na odprawie.


Clause Grand

Sekcja zwłok wprowadziła cię w nastrój, który – najdelikatniej mówiąc – określić można było stanem wkurwienia. Szkoda było szukać delikatniejszych słów. Od samego rana wszystko szło jak pod górę: kac – gigant, wezwanie do wydziału, sprzeczka z facetem w kostnicy, sekcja a teraz ta pieprzona maszyna do batoników.
Ignorując zdziwione spojrzenia mundurowych odgryzłeś kawał batonika. Czekolada ponoć poprawia samopoczucie. Gówno prawda!
Została ci ponad godzina czasu. Za mało na drzemką, za dużo na nicnierobienie. Skierowałeś się w stronę waszego wydziału. miałeś jeszcze czas by przejrzeć akta dane przez Mac Nammarę i przygotować notatkę służbową z sekcji zwłok.
Kiedy już dotarłeś do waszego Wydziału z niechęcią odsunąłeś krzesło i siadłeś za biurkiem.
Akta sprawy. Rządki liter określających bezdusznie czyjąś śmierć. Zdjęcie, czarno białe, obok drugie – zrobione po śmierci. Cholera. Oba zdjęcia nie różnią się prawie niczym. Na tym pierwszym Annie wydaje się smutna i zatroskana. Na drugim, zrobionym po śmierci, jej twarz ma ten sam wyraz, lecz na ustach błąka się cień uśmiechu. Cholera!
Dziwne symbole wymalowane krwią na ścianie – spirale, zdają się obracać, kiedy za długo przyglądasz się zdjęciu zrobionemu przez techników. Cholerny kac znów daje o sobie znać. Najwyraźniej tabletki przestają działać.
Informacje o znajomych. Na tym etapie śledztwa gówno warte.
Na koniec karta – a w zasadzie jej zdjęcie – bo oryginał badają technicy w laboratorium. Dziwaczne nakrycia głowy na tych dwóch ... manekinach. Wyraźnie zakreślona obwódka wokół oczu jednej z tych niewydarzonych modelek. Oczy. Wycięte z ciała Annie. Na jej miejsce wstawione inne oczy.
O co w tym chodzi?
Głowa rozbolała cię od myślenia. Tępe pulsowanie w czaszce, nacisk na skronie niczym zimne paluchy wbijające się w kości.
Cholerny kac!
Dzwonek telefonu na biurku przecina ciszę wydziału. Rozglądasz się wokół. Nikt jeszcze nie wrócił z terenu i jest niedziela., chociaż wydawało ci się, że przed chwilą Mac Davell wchodził do gabinetu szefa. Cholera! Podnosisz słuchawkę.
- Halo – rzucasz bez bawienia się w regulaminowe powitania.
Przez chwilę w słuchawce panuje cisza, a potem słyszysz dziwny bełkotliwy głos mówiący coś niezrozumiale:

- Cąr z tap einei beican tew anęic iz diwe sual ciz diwę icno!

W jakim to może być języku?
Nagle głos cichnie a w słuchawce słyszysz długi sygnał świadczący o braku połączenia.
Musisz iść na odprawę. Widzisz Terrenca i Jessicę kierujących się właśnie w stronę gabinetu szefa.


Jessica Kingston

Pracowite niedzielne popołudnie, nie ma co. Zaułek, spacer po Soho, wizyta w sklepie z ezoteryką. Siedząc w pachnącej dobrym odświeżaczem powietrza taksówce zagłębiłaś się w lekturze poświęconej kartom Tarota. Pierwsze na co zwróciłaś uwagę to fakt, że karta pozostawiona przez zabójcę na miejscu zbrodni nijak ma się do tych kart, które przedstawiają normalne talie. Wydaje ci się, że karty muszą pochodzić z jakiejś wyjątkowo nietypowej talii, co może mieć pewne znaczenie w śledztwie.
Dwie pozbawione cech kobiecych „dziewczyny” w dziwacznych kaskach na głowie. Czyżby sprawca miał zaburzenia na tle seksualnym? Bardzo możliwe. Zapewne sekcja zwłok wykaże ślady tortur lub gwałtu, co potwierdzi tą hipotezę. Mordercy seksualni zawsze są łatwiejsi do schwytania. Popełniają błędy. Nie tak jak socjopaci i psychopaci.
Auto zatrzymało się pod budynkiem komendy. Zapłaciłaś i opuściłaś żółtą taksówkę.



Spojrzałaś na zegarek. Pozostało dziesięć minut.
W sam raz na dotarcie na miejsce.
Opustoszałymi korytarzami porusza się zdecydowanie lepiej, niż w zwykły dzień tygodnia, gdzie co rusz trafiasz na innego człowieka spieszącego gdzieś ze swoimi sprawami. Właśnie uświadomiłaś sobie pewną zabawną rzecz – policjanci, których znasz, zawsze biegają. Rzadko który porusza się ze spokojem. Nerwy! To wszystko przez nerwy.
Na miejsce dotarłaś punktualnie widząc, że zdenerwowany (jak zwykle) Clause odkłada z trzaskiem słuchawkę. Po jego minie widać, że musiał na kogoś się wkurzyć. Z boku idzie Terrence, który wyszedł ze swojego przepierzenia.


Marlon Vilain

Tak, jak się obawiałeś, podejrzany zaczął biec. Twoje wołanie zadziałało na niego, jak bicz na konia w zaprzęgu. Wytrwał przed siebie z prędkością, jaką dawała mu jego młodość.
Jedna z głupszych rzeczy, jakie mógł zrobić w pobliżu takiej ilości policjantów!

Ruszyłeś do biegu, wiedząc, że młodość zbiega i jego waga dają mu znaczną przewagę nad tobą.
Młodzieniec biegł. Wpadł na kolejną ulicę z tobą pędzącym wściekle za nim. Za wami zabrzmiał dźwięk syreny policyjnej. Prawdopodobnie Mendoza ruszył w pościg radiowozem.

O tej porze w niedzielę ruch nie jest za duży. Chłopak lawiruje zręcznie między zaskoczonym przechodniami. ich twarze zlewają się w jedno rozmyte oblicze.
- Policja ! – pozwalasz sobie na głośny krzyk co pomaga ci ich wyminąć.
Chyba nawet udało ci się zbliżyć do zbiega.

Widząc wyjeżdżający zza roku radiowóz chłopak rzuca się w bok w wąską uliczkę pomiędzy dwoma budynkami. Jeśli będziesz miał szczęście okaże się ona ślepym zaułkiem.
Jednak nie! Pech!
Chłopak biegnie równomiernym tempem, a ty zaczynasz odczuwać pierwsze oznaki zmęczenia. Masz nadzieję, że radiowóz spróbuje zajechać mu drogę ucieczki.
Zaciskasz zęby i biegniesz dalej.

Nagle – nie to niemożliwe – uciekinier potyka się o jakąś nierówność. Traci równowagę i leci do przodu. Nawet z tej odległości słyszysz jak z rumorem wywraca się na szorstki beton.
Nim zdołał się podnieść jesteś tuż przy nim.
Zadziałało szkolenie. Pistolet znalazł się w twoich rękach, tak jak to uczono cię w akademii.
- Leż! – powiedziałeś niewyraźnie przez zduszone wysiłkiem gardło – Nie ruszaj się – powtórzyłeś już pewniejszym głosem.
- Jesteś aresztowany. Wszystko co powiesz, może być użyte przeciwko tobie. masz prawo do adwokata, jeśli cię nie stać, zostanie przydzielony ci adwokat z urzędu.

Wyuczona proceduralna formułka brzmi jak frazes, ale daje ci poczucie władzy nad leżącym zbiegiem.

W chwilę później w uliczce pojawiają się mundurowi. Pomagają skuć podejrzanego i prowadzą do radiowozu zaparkowanego u wylotu uliczki.
- Dobra robota – rzuca jeszcze Mendoza.
Kilka minut później zatrzymany trafia do drugiego radiowozu. Dziennikarze robią zdjęcia.
A ty wiesz już wszystko na jego temat.




- To niejaki Allan Booker – wyjaśnia Mendoza. – Notowany. Napady rabunkowe. Zabezpieczono przy nim duże ilości prochów i niezarejestrowany pistolet.

Pistolet! Miał pistolet!

To ostatnie, co krąży ci po głowie, kiedy wracasz swoim samochodem na odprawę do Szefa. Wiesz, że zarówno Jessica jak i Terrence prawdopodobnie już tam jadą. Wiesz też, ze Stary nie bardzo lubi, jak ktoś się spóźnia. No, ale udało ci się dzisiaj zatrzymać dilera i rabusia. na sto procent nie był on związany ze sprawą, lecz po co w takim wypadku uciekał.

Na miejsce zdążyłeś o czasie. Prawie wszyscy już siedzieli na swoich miejscach.


Terrence Baldrick

Po zakończonej rozmowie z Bostonem spojrzałeś za okno. Piękny, słoneczny wrześniowy dzień. Aż żal marnować go na siedzenie w pracy. Do 14.00 o której Mac Namarra zarządził odprawę pozostało niespełna 30 minut. Za mało czasu by puścić ulubiony serial. W sam raz, by poserfować po necie.
Ulubione strony, poczta, wszystko to, co w danym momencie potrafiło wypełnić brakujące pół godziny. Zabijanie czasu. Przez oszkloną szybę zobaczyłeś Waltera, który zapukał do gabinetu Starego i wszedł.
Widziałeś również skacowanego Granda, który usiadł przy biurku i zajął się studiowaniem akt sprawy. No tak. Akta sprawy. Wypadło zapoznać się z nimi przed odprawą. Nie to, żeby ci zależało, ale nie chciałeś wyjść na ostatniego idiotę w oczach szefa.

Dwa zdjęcia ofiary, jedno przed śmiercią, drugie już po znalezieniu zwłok. Zdjęcie spirali ze ściany wymalowanej pieczołowicie krwią. Karta tarota. Dziwaczna. Jakieś troszkę przypominające insekty nakrycia głowy. troszkę standardowych informacji na temat miejsca znalezienia zwłok oraz informacji o samej ofierze.
Powróciłeś do zdjęć. Coś nie daje ci w nich spokoju. Wziąłeś obie fotografie do ręki przyglądając się im dokładnie. Kurcze. Nie wiedziałeś co, lecz coś ci nie do końca w nich pasuje. Masz jakieś dziwne przeczucie. Coś nieuchwytnego. Cień nienazwanego, nieokreślonego podejrzenia. Tylko – kurcze – za nic nie wiesz czego może dotyczyć.

Spoglądasz na zegarek. Cóż. Czas na odprawę.
Wstajesz i wychodzisz do wspólnej sali Wydziału, gdzie pracuje Grand. Widzisz jak Clause podnosi słuchawkę, jakby chciał z kimś porozmawiać. Słyszysz wyraźnie jak mówi "Halo", jednak bez wykręcania numeru. Dziwne, ponieważ jesteś pewien, że telefon nie dzwonił.
W chwile później zdenerwowany rzuca słuchawkę na widełki i wstaje z miejsca. najwyraźniej kac to niezbyt dobra sprawa na pracę.
Wchodzi Jessica Kingston. We troje, wraz z Grandem, wchodźcie do gabinetu Mac Nammary na odprawę.


Wszyscy



Artur Mac Nammara patrzy na was w milczeniu lustrując surowym spojrzeniem twarze.
Sam, jak zawsze, pozostaje nieodgadniony.
- Mówić po kolei, co kto zauważył – rozkazuje.
Więc każdy z was zdaje zdawkowy, lakoniczny raport z tego, co zrobił dzisiaj.
Mac Nammara patrzy na was w milczeniu kiedy składacie swoje krótkie raporty. Słucha uważnie i czasami cos notuje.

- Dobra – mówi na koniec ciężko. – Na dzisiaj macie wolne. Odpocznijcie. Pobądźcie z rodzinami. Róbcie co chcecie. Jutro widzę was w Wydziale o ósmej rano. Do tego czasu obiecano mi wyniki zleconych analiz.
Milczycie, zaskoczeni jego decyzją.

Mac Nammara kontynuuje:
- Prawdopodobnie mamy już dwie ofiary. Coś mi mówi, że będzie ich więcej. Ta zbrodnia to jakieś pokręcone przesłanie. A dobrze wiecie, że tego typu maniacy nie przestają, póki nie wykrzyczą wszystkiego światu. Zabijają, póki się ich nie powstrzyma.

Przez chwilę milczy.
- Macie tutaj listę najważniejszych świadków, których koniecznie należy przesłuchać. Jest ich sporo. dlatego musicie podzielić się zadaniami.: Deborah Watterman – matka, Robert i Tamara – rodzeństwo. Nickole Rock. Ksiądz. Szpital, gdzie pracowała jako wolontariuszka. Każdy, kto może coś nam coś powiedzieć na temat codziennych, rytualnych zachowań Annie. Mam przeczucie, że sprawca wyselekcjonował ją na ofiarę z niezwykła starannością.

Znów zamilkł na krotką chwilę:
- Kolejna sprawa. Trzeba jak najszybciej namierzyć właściciela lub właścicielką oczu znalezionych u ofiary, czyli najprawdopodobniej drugą ofiarę. Ponadto wszystko na temat symboliki: tarot, spirale, karta kochanków i tym podobne. Wszystko, co wpadnie wam do głów. Rano chcę wiedzieć, jakich techników chcecie zaangażować do pracy. A teraz, wynocha. Na dzisiaj skończyliście pracę. przynajmniej oficjalnie.

Nie pozostaje nic do dodania. Opuszczacie gabinet Starego.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 04-05-2010 o 21:34. Powód: usunięcie P.S.
Armiel jest offline  
Stary 03-05-2010, 21:25   #20
 
Dominik "DOM" Jarrett's Avatar
 
Reputacja: 1 Dominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znanyDominik "DOM" Jarrett nie jest za bardzo znany
Studiowałem akta. Kac mijał. Ale skupienie wymagało odpoczynku a ja spałem raptem kilka krótkich godzin. Kilka rzeczy nie dawało mi spokoju. Wiedziałem już że ofiar jest minimum dwie, wiedziałem również że zaszyte oczy ofiary to nie jest trop którym powinienem ruszyć. To raczej jedynie symbol. "Ślepiec, widzę cię mimo że cię nie widzę, ciemność jest światłem" kilka myśli przeleciało przez głowę.
Sama sekcja nie była przyjemna tylko dlatego że stan Annie był taki a nie inny. Dawało to do myślenia.
Dzwonek telefonu wyrwał mnie z ponad akt sprawy



Cytat:
- Halo – rzucasz bez bawienia się w regulaminowe powitania.
Przez chwilę w słuchawce panuje cisza, a potem słyszysz dziwny bełkotliwy głos mówiący coś niezrozumiale:

- Cąr z tap einei beican tew anęic iz diwe sual ciz diwę icno!
Zgłupiałem przez chwilę . Dziwne. Złapałem szybko kartkę papieru i zanotowałem słowa dopiero co posłyszane w słuchawce.

- Cąr z tap einei beican tew anęic iz diwe sual ciz diwę icno!


Stary wezwał na odprawę. Wszyscy się rozsiedli, a gdy MacNammara skończył rozejrzałem się po wszystkich. Najwyraźniej zdziwieni decyzją szefa zbaranieli i nikt nic nie mówił.
-Może ja pierwszy Kapitanie- powiedziałem i wstałem podchodząc do tablicy. Wziąłem do ręki czerwony marker. Odwróciłem się do wszystkich.
-Wstępny raport z sekcji daje nam do myślenia. Rozczłonkowanie ciała Annie odbyło się profesjonalnie i przy użyciu precyzyjnych narzędzi. Sprawca postarał się aby nie zostawić żadnych śladów. Upuścił krew ofierze tak jak fachowy rzeźnik. Mam trzy teorie. Były bądź praktykujący lekarz, Były lub praktykujący rzeźnik, były lub praktykujący weterynarz. Czwarta teoria to samouk psychopata i oby się nie sprawdziła bo zabraknie nam punktów zaczepienia. Bardzo ważny szczegół o którym wspomniał kapitan to mamy już w tym momencie prawdopodobnie drugą ofiarę. W oczodoły Annie zostały wsadzone nie jej oczy- zrobiłem krótką przerwę i upiłem łyk, duży łyk, właściwie to całą szklankę wody duszkiem- aaaaaaaa. Oczym to ja...

-... ach tak. No więc. W oczodoły Annie zostały wsadzone nie jej oczy co daje łatwy wniosek że następna znaleziona ofiara będzie miała jej oczy. O ile się nie mylę , zanim zginą kolejne dwie dziewczyny mamy jeszcze troszkę czasu. - spojrzałem na zdjęcie Annie wiszące na tablicy.

-Kolejna rzecz to spirale gdy na nie dłużej patrzeć zdają się poruszać, nie wiem czy to ma jakieś znaczenie ale zwykle używa się podobnych do wprowadzenia w stan hipnozy. - nalałem sobie kolejną szklankę wody. czułem skupiony wzrok innych na sobie co powodowało jeszcze większe obsuszanie gardła

-Jeżeli badania toksykologiczne nic nie wykażą to zdaję się że sprawcy należało by szukać w szpitalu w którym pracowała Annie. Dlaczego? Spójrzcie na zdjęcia. Tutaj gdy Annie żyła ma poważną zatroskaną minę. Natomiast na tym zrobionym po śmierci maluję się delikatny uśmiech , sądzę że jeśli nie była pod wpływem żadnych narkotyków to znała sprawcę. Ba! Pewnie nawet go lubiła i ufała.

-To właściwie tyle. Czekam jeszcze na wyniki badań DNA oczu które Annie otrzymała zamiast swoich- ruszyłem w kierunku swojego miejsca a z między akt wyleciała mi kartka na podłogę z zapisanym zdaniem posłyszanym w słuchawce telefonu.
-A! I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Miałem dziwny telefon. Niestety rozmowa trwała za krótko aby można było ustalić skąd przyszło połączenie ale głos w słuchawce powiedział- tutaj stanąłem przy tablicy i skrupulatnie przepisałem słowa literka po literce z kartki na tablice i bardzo niezdarnie przeczytałem.
-- Cąr z tap einei beican tew anęic iz diwe sual ciz diwę icno! , jeszcze nie ustaliłem jaki to język i co ten zwrot oznacza ale może mieć związek ze sprawą. Kiedy go złapiemy.-tu na chwile się zamyśliłem i podszedłem do drzwi upewniając się że są zamknięte. - Kiedy go złapiemy chce trzy minuty sam na sam- powiedziałem surowym głosem - Jeśli szef pozwoli i nie ma pytań to póki co na tyle.
Usiadłem na swoim miejscu pożądliwie patrząc na Jess. Cholera jak ta laska mnie robiła. Na samą o niej myśl miałem ciarki na plecach. Zaciąganie do łózka kolejnych kobiet przychodziło mi bardzo łatwo ale Jess była laską przy której często brakowało mi tchu w płucach i zawsze wypaliłem z czymś głupim nie mogąc poskładać w głowie nic logicznego. Na chwilę zamknąłem oczy



zobaczyłem w głowie Jess i siebie. Jednak rajska chwila nie trwała długo. Głos Starego wyrwał mnie z błogiego nastroju....


.... Kilkanaście minut później było po odprawie. Mieliśmy czas wolny.
Gdy wyszliśmy z sali odpraw zapytałem
-Słuchajcie i co robimy? Mam propozycje. Niedziela i tak zjebana więc może pojedziemy do mnie. Obgadamy wszystko co udało nam się do tej pory zebrać. Pomyślimy co dalej, napijemy się drinka i zagramy w bilard. Albo obejrzymy jakiś dobry film. W prawdzie mam tylko Whisky i światło w lodówce ale możemy zamówić coś u Harrego. To świetna Pizzeria. Co wy na to?
 
__________________
Who wants to live forever?

Ostatnio edytowane przez Dominik "DOM" Jarrett : 03-05-2010 o 21:31.
Dominik "DOM" Jarrett jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172