Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2010, 19:35   #1
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
[WoD] Manitou Springs [+18]

Nie zdziwiła się za bardzo, gdy na dworze przywitało ją jaśniejące powoli na horyzoncie niebo. Chyba zamarudziła w pubie trochę za długo, jednak żwawym krokiem ruszyła w stronę rzeki, przy której już parę godzin temu zauważyła całkiem przyjemny, acz nie wyglądający na specjalnie miłowany przez mieszkańców park. Nie lubiła braku poszanowania własności, nawet tych publicznych więc z lekko uniesionymi sceptycznie brwiami spojrzała na zdewastowaną, parkową ławkę, na której oparciu ktoś koślawymi literami napisał nazwę jakiejś bliżej jej nie znanej drużyny sportowej, zapewne regionalnej. Przeszła jeszcze parę kroków, na samym środku, otoczone niewielkim placem całkiem schludnie utrzymanego trawnika stało pojedyncze, stare drzewo. Nie trudno było domyśleć się iż swobodnie mogłoby opowiedzieć historie jeszcze sprzed powstania miasteczka, gdzieniegdzie bowiem pojedyncze, grube gałęzie podtrzymywane były na wspornikach, a i pień mógłby pomieścić w sobie swobodnie gabinet burmistrza.

~Co może nie byłoby takie dziwne...~

Pomyślała, nie przejmując się za bardzo roztoczonym dookoła placu łańcuchem. Miejsce było doprawdy piękne (Nie licząc oczywiście wszystkiego po drugiej stronie ogrodzenia), a ona nie lubiła spać byle gdzie. Westchnęła cicho, zapach drewna i trawy jedynie ukoił jej wampirze zmysły, a gdy niebo nad miasteczkiem zaczynało przybierać kolor blado różowy jej na niewielkim placyku już nie było.

Dosłownie parę minut później nastał świt. Przez kolejne wiele godzin po parki chodzili zadowoleniu z pogody spacerowicze, dzieci się bawiły ptaszki ćwierkały. Istna sielankowa atmosfera. A potem nastał wieczór i słońce zaczęło zachodzić aż w końcu znikło całkowicie gdzieś za horyzontem. Zapadła noc kiedy wampirzyca zaczęła wyłaniać się z ziemi niczym z jakiegoś taniego horroru klasy B. Na szczęście nikogo nie było w okolicy... chociaż jakby się nad tym zastanowić mógłby się przyplątać jakiś nocny marek. Głod sam się przecież nie zaspokoi.

Przyznajmy to sobie szczerze, Sheth'ani nigdy nie była specjalnie urodziwą kobietą, lub raczej wampiryzm skutecznie odebrał jej wszelki ludzki urok jaki kiedyś, dawno temu miała. Teraz na jej twarzy można było dostrzec cień czegoś zwierzęcego, szczególnie w sytuacjach tak prozaicznych i ludzkich jak ta, gdy wnętrzności sprawiały wrażenie, jakby przyssały się do kręgosłupa. Z grymasem wyczołgała się spod ziemi, odgarniając brudne, pozlepiane włosy rozejrzała się dookoła, jednak pora była już chyba zbyt późna, by ktokolwiek zapuszczał się do parku, chyba że życie było mu niemiłe. I to nie z jej powodu.

Zaklęła cicho, w swym starym, zapomnianym już dawno przez ludzi języku, gdy niemalże potknęła się o pojedynczą, zostawioną na ziemi butelkę. Była głodna, a głód sprawiał, że drażniło ją wszystko dookoła, nawet zbyt jasno świecąca się lampa uliczna. Całe szczęście, dawno już wybyła się wszelkich... kulinarnych... upodobań, naprawdę było jej wszystko jedno, czy na drodze stanie jej wysublimowana, odziana w diamenty i rubiny kobieta, czy zwykły, uliczny ochlajtus. Poderwała jednak szybko głowę, gdy usłyszała jak w oddali grupa ludzi opuszcza rozświetlony, pomalowany na czerwono budynek. Zmrużyła lekko oczy, front stylizowany był na stare, jeszcze przedwojenne kino, nawet napisy nad wejściem przywoływały na myśl stare, francuskie kina które w czasie drugiej wojny wyświetlały niemiecką propagandę. Sheth'ani nie bawiła się nawet w czytanie dzisiejszego repertuaru, filmy całkowicie przestały ją interesować gdzieś w okolicy lat dziewięćdziesiątych, jednak grupa rozchodzących się na wszystkie strony ludzi, choć niewielka, była aż za bardzo kusząca.

Po paru chwilach pojedyncza owieczka oddzieliła się od reszty stada. Facet średniego wzrostu i wieku. Ogolony na łyso. Noszący okulary, które w tej chwili żarliwie przecierał ściereczką do czyszczenia. Sweterek i błyszczące się czarne pantofle nie pasowały za bardzo do siebie - widocznie gość albo żadko wychodził do ludzi, albo nikt nie miał serca zwrócić mu uwagi na to dziwne połączenie. Sądząc po jego twarzy - na widok której aż chciało się wyciągnąć telefon i wysłać sms o treści POMAGAM - oba wyjaśnienia były tak samo prawdopodobne. Wszedł na chwilę do sklepu spożywczego i kupił napój wysokoprocentowy. Nie było to jednak ani piwo ani wódka czy inny mocny trunek tylko drink w puszcze. Ruszył w kierunku obrzeży miasta gdzie prawdopodobnie był jego dom.

Kobieta z lekkim politowaniem spojrzała na idącego przed nią człowieka, przez chwilę zastanawiając się nad zmianą ofiary, jednak jedno szybkie spojrzenie do tyłu dało jej do zrozumienia, że albo on, albo czeka ją cała noc szukania kogoś innego. Gdyby była jeszcze śmiertelnikiem, w tej właśnie chwili decydujący głos zabrałby burczący brzuch.

Nigdy nie mogła się nadziwić jakim cudem, będąc tak potwornie ślepymi, głuchymi istotami, jakimi byli ludzie, udawało im się rozmnażać jak przysłowiowe króliki i utrzymać palmę pierwszeństwa, jako dominującego gatunku, w garści. Może sama już tak bardzo przyzwyczaiła się do cichego poruszania, że robiła to bezwiednie, a mimo to, wydawało jej się, że nie starała się aż tak bardzo, że mężczyzna winien był usłyszeć, spojrzeć do tyłu i chociażby zacząć biec... Tak, bieg zawsze wszystko zdawał się ułatwiać, wówczas po prostu zaczynała gonić i wszystko szło jakoś tak... po prostu.

Wykrzywiła lekko twarz, wystawiając język z obrzydzenia, gdy zobaczyła jak jegomość otwiera puszkę z napojem i opróżnia ją niemalże jednym łykiem. Nie lubiła tych chemicznych wymysłów, działały na nią trochę jak kawa podana rozbrykanemu chomikowi. No i smak. Syntetyczna słodycz wykręcała na lewą stronę jej kubki smakowe.

Charknęła niepocieszenie, trzymając mocno całkowicie już nieprzytomnego mężczyznę. Była już na tyle stara (Choć w przypadku kobiety może bezpieczniej powiedzieć doświadczona...), że nie ubrudziła nawet kroplą krwi jego fikuśnego sweterka. Zresztą, w domu nauczono ją, że nie wolno marnować ani kropelki, ani okruszka i nie, nie dlatego, ze dzieci w Afryce głodowały. Będąc mała rzadko miała przyjemność zjeść nawet kromkę czerstwego chleba. Stare przyzwyczajenia najwidoczniej trudno było wyplenić. Swój głód zaspokoiła spokojnie, ale i żwawo, ostrożnie odrywając się od niego sprawdziła jeszcze puls. Niby lata praktyki, ale zapomnieć się zawsze można.

Po chwili było po wszystkim. Oblizując wargi wampirzyca udała się w swoją stronę. Po chwili obróciła się tylko by zobaczyć jak ofiara się przebudza. Facet podniósł się i miał spore problemy z postawieniem pierwszego kroku. Przy drugim się zachwiał jakby mu się strasznie wkręciło w głowie. Usiadł z lekkim niedowierzaniem na chodniku i spojrzał na opróżnioną puszkę po napoju wyskokowym.
-Więcej już nie pije... - mruknął po czym po udanej próbie wstania zaczął zataczać się do domu. Przynajmniej żył. Kainitka ruszyła dalej. Noc była jeszcze młoda a po głowie zaczęły jej chodzić myśli związane z jakimiś gryzoniami.

Podrapała się nieśpiesznie za uchem, zerkając na zręcznie przebiegającego między jej stopami, kanałowego szczura. Ah... No tak... Starość nie radość, choć raczej zawsze tego typu sprawy traktowała nieco... ulotnie. oczywiście, raz odbiło się jej to czkawką i powinna była wyciągnąć wnioski, tak przynajmniej mówił jej rozbrzmiewający w jej uszach głos jej matki. Tak, już idę!

Teraz szła już dużo szybciej, wciąż jeszcze zniesmaczona posmakiem w ustach, jednak zdawało jej się, że ów bar u Sama mogła mijać wczorajszej nocy, choć z drugiej strony... Kurcze, każde miasteczko zdawało się mieć jakiś pub/bar/knajpę u Sama...

Po kilkunastu minutach łażenia tu i tam udało jej się zlokalizować ów jadłodalnie. Światło paliło się w środku, ale panowała tam prawie pustka. Poza obsługą siedziały tam może ze trzy osoby. Wsytarczyło jednak rzucić okiem by stwierdzić, że z żadnym z nich nie była umówiona. Obeszła budynek naokoło. Od tyłu wszystko było ogrodzone wysokim płotem. Przeskoczenie go nie sprawiło większej trudności. Pierwszym co rzuciło się w oczy było otwarte zejście do kanałów. Obok niego stał zaś lekko przygarbiony jegomość w bluzie, której kaptów zasłaniał prawie całą twarz. Ręcę - a raczej szpony - miał poplamione krwią. Sądząc po zapachu szczurzą. Kwestią sporną pozostawało czy można by to podpiąć pod kanibalizm.
-Kogo no kogo moje oczy widzą. Jeszcze raz dzięki za wczorajszą pomoc. - lekko się ukłonił choć dziewczyna miała nieodparte wrażenie - chociaż nie zdradzał tego w żaden sposób - że z niej kpi wewnątrz swojego małego gryzoniatowego móżdżku.

Jej nozdrza zadrżały lekko, protestując wyraźnie przeciw środowisku w jakim teraz stała. Jego zachowanie wcale nie zmniejszało rosnącej w niej niechęci, wręcz przeciwnie, gdy skłonił się skrzywiła usta, obnażając zęby, a to jakoś dziwnym trafem nigdy nie był za dobry znak.

- Ta, trzeba pomagać tym bardziej...poszkodowanym... - mruknęła, zerkając w stronę zejścia do kanałów.
Szczur zdawał się nie zauważać groźnego gestu. Wręcz przeciwnie. Uśmiechał się coraz bardziej.
-Ciesze się, że mamy podobne poglądy. - oblizał resztki krwi ze szponów wyraźnie delektując się smakiem. Chyba sam niedawno skończył łowy.
-A więc... mogę coś dla Ciebie zrobić czy mogę już... wracać do domu? - jego wzrok skierował się w kierunku wejścia do konałów.
-] Co? - zapytała, może nawet zbyt dając po sobie poznać swe nagłe zirytowanie.- przecież to ty chciałeś się tu spotkać, nie ja. Jeżeli o mnie chodzi, równie dobrze mogę zacząć kierować się dalej na wchód, i tak miałam iść w tamtą stronę. malownicze miasteczko, ale nic ponad to.
-No wiesz... chciałem podziękować a tak jakoś wyszło, że nie wziąłem Twojego numeru telefonu. - zachichotał cicho.
-Przez kilka najbliższych nocy odradzam opuszczanie miasta. To cię znajdzie i spali żywcem. Do miasta przybli nawet łowcy. Powinni rozwiązać problem, ale trochę im to zajmie. W międzyczasie radzę udać się do Marcusa. Jest panem tej domeny. Znajdziesz go w kościele na północ stąd. Facet nie lubi gdy ktoś zagląda na jego potwórko bez zapowiedzi. Jakieś pytania?
Przewróciła oczami, naprawdę miała nadzieję, że Manitou Springs będzie jedynie stacją przestankową w jej podróży.
- Nie. Nie mam pytań... Dzięki. - mruknęła, widząc, że znalezienie kościoła nie będzie nawet w połowie tak 'trudne' jak znalezienie baru u Sama. Kościoły były zawsze najlepiej pielęgnowanymi budynkami, nierzadko również największymi.- Nie, czekaj. Co takiego się tu zalęgło?
-Chciałbym to wiedzieć. Naprawdę. Cholerstwo prawie mnie przerobiło na popiół. Pamiętaj, że jeśli będziesz wpatrywać się w noc i będziesz mieć wrażenie, że ciemność płonie uciekaj do miasta. To na razie - skłonił się jeszcze raz po czym wskoczył do kanału.
 
Famir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172