Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2010, 16:27   #1
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Ymir - [survival horror] 18+


ROZDZIAŁ PIERWSZY: CIENIE





Kantyna C-28 nazwana tak od numeru korytarza, przy którym była zlokalizowana, świeciła pustkami. Jednak Simon Polaczek – jej właściciel – wiedział, że w przeciągu dwóch godzin to się zmieni. Skończą zmianę górnicy z Bramy numer 4. Jak zwykle, nie korzystając nawet z łaźni i umywalek, przyjdą prosto do C-28 i zamówią alkohol. Mocny trunek pomoże im się rozluźnić i rozgrzać. Zapomnieć na moment o Ymirze, o zimnie, o tych samych, znanych od prawie trzech lat ludziach. O rozmowach, które dotyczą tego samego: co tam na Ziemi, jak u was wydobycie, ciekawe jaką siłę osiągnie wiatr na zewnątrz i do ilu spadnie temperatura, kiedy Dyrektor zdecyduje się obniżyć temperaturę w salach mieszkalnych.
Simon Polaczek sięgnął po szklankę i zaczął ją czyścić ściereczką. Lubił, by wszystko w jego kantynie błyszczało. Przynajmniej to było czyste. W odróżnieniu od klientów. Wsłuchiwał się dyskretnie w rozmowę prowadzoną przez dwóch nieznanych mu z widzenie ochroniarzy Korporacji. Cóż, lubił być na bieżąco. Może uda mu się usłyszeć coś, co zmieni troszkę paletę plotek i dykteryjek na temat Rady i Zarządu.
To co słyszał nie podobało mu się jednak.

- Pierdolisz, Tom – pokręcił głową jeden z ochroniarzy oplatając palce wokół do połowy opróżnionej szklaneczki. – Pierdolisz.

- Mówię ci, co słyszałem – odpowiedział drugi, z krótko obciętą fryzurą. – Zasłoni nas tutejszy księżyc a Epsilion Erdiani będzie pomiędzy nami i Ziemią. Żadnej łączności przez najbliższe trzy miesiące. Co gorsza, mój kumpel jajogłowy, powiedział, że to obniży temperatury na zewnątrz. Mówił, ze jak nic zejdzie poniżej stówy.

- Stówy? – jęknął ochroniarz modlący się nad swoim napitkiem. – Minus sto Celsjusza. Co zamarza w takiej temperaturze?

- Jajca na pewno – skwitował ryżawy. – Nie masz chyba zamiaru wychodzić poza Bazę.

- A propopo wychodzenia – drugi wypił swoją szklanicę jednym duszkiem. – Czas na nas. Dopijaj i ruszaj dupsko.

Kiedy obaj klienci wyszli, Simon Polaczek przez chwilę zapomniał o pucowaniu szklanki.
To, co usłyszał, było niepokojące. Tak niskie temperatury to częste awarie, częste awarie, to problemy z wydobyciem, problemy z wydobyciem to mniejszy obrót. Spirala.

Godzinę później, kiedy w kantynie C-28 pojawili się goście ze zmiany Simon Polaczek puśił plotkę w obieg.




- Tutaj Śniegołaz 2, tutaj Śniegołaz 2 – kierowca gąsienicowego monstrum sunącego po zamarzniętej powierzchni planety wrzeszczał nerwowo w słuchawkę radiostacji – Ymir B. Ymir A czy mnie słyszycie.

Odpowiedziała mu cisza zagłuszana jedynie wyciem wiatru wokół pojazdu.

- Kurwa – zaklął kierowca nerwowo – Nie słyszą.

- Pewnie burza zagłusza – uspokoiła go nawigatorka. – Albo antena nam znów zamarzła.

Spojrzała za ramię, gdzie na siedzeniach dla pasażerów siedzieli technicy.

- Już niedługo panowie. Zaraz napijemy się ciepłej kawy.

Jedyną reakcją było wzniesienie kciuka w rękawicy ku górze. Nic dziwnego. Zespół ostatnie kilka godzin spędził w ekstremalnie niskiej temperaturze naprawiając maszt przekaźnikowy. Bez niego łączność z Ymirem B i Ymirem C mogły być utrudnione, szczególnie, kiedy koniunkcja utrudniała komunikację.

Kiedy łazik gwałtownie szarpnął i zatrzymał się z lekkim poślizgiem nawigatorka spojrzała na kierowcę.

- Mike – powiedziała ostro. – Co ty wyprawiasz? Chcesz nas pozabijać?

Kierowca nie reagował. Spoglądał przed siebie z szeroko rozwartymi oczami.

- Mike. – powtórzyła zaniepokojona dziewczyna.- Co jest?

Mike odpiął pas i spojrzał w jej stronę. Odbiła się w jego wielkich goglach ochronnych.

- Coś widziałem. Kogoś – powiedział nerwowo. – Jakieś zwierzę. Chyba.

- Na Ymirze nie ma żadnych form życia, Mike – zaśmiała się nawigatorka, lecz zaraz spoważniała.

Spojrzała raz jeszcze nerwowo na kolegę, który tymczasem otworzył drzwi, zakładając maskę Do środka wtargnęło lodowate zimno i gazowe opary.

Reszta ludzi w łaziku wyćwiczonym ruchem sięgnęła po swoje maski, ale kilkoro z nich zdążyło wciągnąć w płuca kilka oddechów atmosfery planety.
Niedobrze!

- Mike – głos nawigatorki był stłumiony przez maskę na twarzy. – łamiesz regulamin! Deportują cię na Ziemię.

Kierowca nie reagował. Wyskoczył na zewnątrz zatrzaskując za sobą drzwi.

- Pozostańcie w łaziku – rozkazała nawigatorka technikom, a sama wyszła za kolegą.

Wiatr i śnieg utrudniał widoczność, lecz Mike na szczęście nie odszedł daleko. Stał w snopach promieni reflektorów łazika.

- Mike – nawigatorka mówiła spokojnie, lecz wiedziała, że w śnieżnej zawierusze kierowca jej nie słyszy.

Ten jednak drgnął. Obrócił się w jej stronę. Ze zgrozą ujrzała, że zdjął maskę. Twarz miał siną z zimna, wokół ust i oczu zamarzały już kryształy lodu. Kierowca pluł krwią, która momentalnie zamarzała wokół jego ust. Kiwnął się i upadł w śnieg z ciężkim łoskotem.

Dziewczyna spojrzała w bok i zamarła. Przez chwilę wyraźnie widziała .... coś. Kształty na zasypywanym śniegiem lodowcu. Regularne, niczym budowle lub lodowe iglice. Potrząsnęła głową i wizja znikła. Zrobiła kilka chwiejnych kroków dochodząc do lezącego obok kompana. Nie łudziła się, że żyje.




- To depresja zimowa – powiedział doktor Pavelko zasłaniając zamrożone ciało zimnym prześcieradłem. – Mike Cludder popełnił samobójstwo. Zdarza się. Niestety.

Westchnął przyglądając się zimnym wzrokiem kształtowi por prześcieradłem.

- Całe szczęście, że nawigatorka – ta cała Angela Dummer, okazała się być rozsądna i oprócz kilku lekkich odmrożeń i niewielkiego zatrucia gazem, nikt więcej nie ucierpiał z jego winy. Gdyby przeżył, zostałby odesłany na Ziemię z najbliższym urobkiem i straciłby część wynagrodzenia.

- Dyrektor będzie zadowolony – pokiwał głową kierownik Artur Ball – Myślę, ze nawigatorka zasłużyła na premię.

- Też tak sądzę. Pomijając jej skrajną reakcję nerwową i halucynacje. Miasto wśród lodów. Kto mógłby je tutaj wznieść, kierowniku? Prawdopodobnie widziała zwykłe formacje lodowe i skalne. Wie pan jak jest. Sama wspomniała że wzięła dwa, trzy oddechy nim nałożyła maskę. To zapewne zwyczajne omamy. Efekt zatrucia ośrodków mózgu odpowiedzialnych za wzrok. Ale, pytam z czystej ciekawości, oczywiście Dyrektor wysłał tam patrol?

- Oczywiście - potwierdził Ball - Nie znaleziono niczego. Żadnych konstrukcji, wież, miast. Niczego. Tylko lód i śnieg.

- Rozumiem - Powiedział spokojnie lekarz unikając wzroku kierownika.
Kiedy członek władz Ymira A odpowiadał, kłamał. To ciekawe.

- Niech pan zamrozi ciało, doktorze - wydał polecenie Ball. - Jak przylecą transportowce, zostanie przewiezione na Ziemię.

- Zajmę się tym niezwłocznie.

Kierownik opuścił sekcję medyczną a Pavelko wezwał pomocników, by odtransportowali ciało do kostnicy.

Nadal jednak spokoju nie dawała mu odpowiedź Balla na kwestię budowli. Czyżby dziewczyna faktycznie coś widziała.
Wahał się jeszcze chwilę, po czym sięgnął po guzik interkomu.

- Witam doktorze Saber. Tutaj doktor Pavelko. Chciałem spytać, jak stan pana pacjentki. Angeli Dummer.


Tydzień później.

Burza śnieżna szalejąca na powierzchni planety dawała się również we znaki pracownikom kolonii Ymir A. Wiatr, szalejący z siłą huraganu, niósł ze sobą tony zamarzniętego śniegu. Lodowe bryły uderzały w neo-żelbetowe ściany zewnętrzne bazy. Niektóre z taką siłą, że pozostawiały ślady obtłuczeń na pozornie niezniszczalnej powierzchni. Echa uderzeń dochodziły do uszu zamkniętych w bazie ludzi, podobnie jak wycie wichru jako przytłumione, zniekształcone odgłosy.
W taką pogodę jak tą umysł ludzki staje się niewolnikiem wyobraźni. Odgłosy niesione przez przewody i załamujące się na ścianach korytarzy i sal brzmią niczym wycie potępieńców. Niektórzy słyszą w echach swoje imiona, inni dziwaczne głosy, jeszcze inni szepty z przeszłości – prześladujące każdego człowieka koszmary i złe wspomnienia. Odgłosy uderzeń są jak pukanie zmarzniętych podróżników, jak kopnięcia lub echa kroków na korytarzach.
Zima na Ymirze dla ludzi zamkniętych w klaustrofobicznych korytarzach to czas lęków. Czas zwiększonej ilości załamań psychicznych, czas zwiększonej dystrybucji „pigułek szczęścia” będących niczym innym, jak lekkim narkotykiem dostępnym „na receptę”. Zima to czas, kiedy zapasy z kantyn osuszane są w szybszym tempie. Czas, kiedy wybuchają bójki, a napięcie rośnie wprost proporcjonalnie do spadku temperatury na zewnątrz bazy.

Jest zima.


Ray Blackadder

Wycie wichru na poziomie A było naprawdę głośne. W korytarzu prowadzącym wprost do hangaru z łazikami śnieżnymi temperatura utrzymywana była w okolicach zera. Nic więc dziwnego, że naprawy włącznika windy prowadzące na poziom A były waszą codziennością. Wykonywałeś pracę mechanicznie, czując że temperatura dokucza ci coraz bardziej. Twój pomocnik i imiennik – Ray Slewnacky – nie ukrywał zniecierpliwienia, lecz po prawdzie, gdyby bardziej przyłożył się do pracy, już dawno mielibyście fajrant. W zasadzie to ty dzisiaj musiałeś zasuwać za waszą dwójkę, bo Ray jedynie markował pracę. Było to do niego zupełnie niepodobne.
W końcu jednak ostatni styk został odmrożony, ostatnie kable połączone tak jak powinny i mogliście ruszać na dół swoje zmarznięte tyłki. W windzie Ray mruczał coś pod nosem. Jakąś durnowatą piosenkę. Zwróciłeś mu uwagę, a on spojrzał na ciebie i odpowiedział jedynie:

- Pierdol się, złamasie.

Miał fart, że winda właśnie zatrzymała się tam, gdzie trzeba i że po drugiej stronie drzwi stała grupka „szperaczy”, jak nazywaliście ludzi., pracujących przy śnieżnych łazikach.

Ray przepchnął się pomiędzy nimi bezceremonialnie, zachowanie zupełnie do niego niepodobne, a ty zaliczałeś kilka nieprzychylnych spojrzeń za niego.

Jesteś na poziomie C. Twoja kwatera to pokój C - 120. Koniec zmiany. Możesz odpocząć.





Sven „Szczota” Lingren


- Sveeeen – przysiągłbyś, że wiatr wyjęczał twoje imię przez cholerną wentylację.

Aż ciarki przebiegły ci po plecach. A może to z zimna. Dyrekcja kazała obniżyć temperaturę w kwaterach mieszkalnych do 18 stopni. W porównaniu do temperatury na korytarzach czy niektórych komorach to i tak sauna. A to co pokazują termometry na zewnątrz to już w ogóle kaszana. Matka wspominała, ze wyjście na zewnątrz bez specjalnego skafandra zabije człowieka, nawet ciepło ubranego, w niespełna minutę. Oczywiście atmosfera Ymira zrobi to dwa razy szybciej.

- Ithaaaaaa – tym razem jęki w wentylacji brzmiały prawie ludzko. Gdybyś był młodszy uwierzyłbyś, że to jakiś potępiony duch nawołuje z jakiś tam niejasnych powodów.

- Quuuuuuuuuiiiiii – kolejne jękliwe dźwięki i na dodatek trzeszczenie metalu i jakiś odległy łoskot.

Nagle kwatera C-124, którą zajmujesz wydaje się ciasna. Pomyślałeś też o tym, po kim ją dostałeś. Laszlo Burlowe. Górnik. Dwa miesiące temu zadźgał swojego brygadzistę a potem powiesił się w tym pokoju.

- Laaaaszzzzlo – zawyło powietrze w kratce.

Dość. Chwyciłeś kurtkę i postanowiłeś gdzieś wyjść.


Nickole Sanders


- Który to w tym tygodniu? – zapytał potężnej postury Michael Schmidt, zwany „Golasem” spoglądając na pielęgniarzy zamykających worek i zabierających ciało na dryfnosze. Przez chwilę jeszcze widziałaś siną twarz trupa z wybałuszonymi oczyma i wywalonym, poczerniałym jęzorem.

Spojrzałaś na niego próbując sobie przypomnieć. Ostatnie kilka dni obfitowało w powody do interwencji. Ale „Golasowi” chodziło zapewne o samobójstwo. Ten był trzeci.. Trzeci na twojej zmianie. Tym razem powieszony. W miarę czysty trup. Ale było więcej.

- Doktorki powinny coś z tym zrobić – powiedział „Golas” zapalając papierosa. – Dawać więcej pigułek. Więcej zajęć. To ponoć najgorszy moment, wiesz Niki. Tego nam nie mówią podczas rekrutacji, ale półmetek do wyjazdu to najgorszy moment. Nie wiem czemu. Ludziska nie wytrzymują. Izolacja, zimno, nuda i monotonia. Słabszym odpierdziela.

Golas przestał gadać. Podpisał protokół ze znalezienia zwłok podstawiony mu przez ponurego urzędnika Korporacji, który przybył na miejsce wraz z personelem medycznym.

- Dobra – powiedział Golas spoglądając na zegarek na ręce. Archaiczny roleks. – Koniec naszej wachty. Idziemy zdać sprzęt i fajrant. Twoja kwatera C-122 jest niedaleko. Chcesz tam zajść po drodze?


Selena Stars

Wielka maszyna zadrżała i wiertło zaczęło się obracać. Stojący obok stary górnik splunął na ziemie w dowodzie uznania. Z jego ust, podobnie jak z twoich, wydobywała się chmura pary. Dolny korytarz za Bramą Pierwszą był zimy. Naprawdę zimny. Wszyty w rękaw twojego kombinezonu termometr pokazywał -12 stopni.

- Dobra robota – powiedział brygadzista i jak czuły kochanek pogładził swoją maszynę po stalowym korpusie. – Pewnie i tak się zesra za jakieś kilka dni. Cholerna korporacja oszczędza na czym się da. No nic. Dzięki, Stars.

Wiedziałaś, ze nic tu po tobie. Miałaś ochotę zrzucić już dość niewygodny skafander ochronny i napić się czegoś gorącego.

Drogę do widny znałaś bardzo dobrze. Pracujesz za Bramą Pierwszą już od roku. Znasz każdy centymetr tej drogi. A rozklekotana winda prowadząca do Bramy to twoja stara przyjaciółka.

Po chwili widna ruszyła w górę a ty mogłaś podziwiać lśniącą, ociekającą wilgocią skałę szybu, których poruszało się to ustrojstwo. Zawsze wsiadałaś do windy z niepokojem, czy tym razem znów się nie zatnie. Raz spędziłaś w niej kilka godzin, nim innej ekipie udało się naprawić panel i ściągnąć cię na górę. Nie były to przyjemne godziny.

W końcu jednak żelazna klatka dotarabaniła się na górę i mogłaś zamknąć skrzynkę narzędziową i skafander w swojej szafce w szatni monterów. Nie czułaś się zmęczona, a póki Koordynator nie wyśle ci e do kolejnej usterki miałaś chwilę wolnego. Powrót do kwatery C-121 jest równie kuszący co wizyta w kantynie.



Peter Jakowlew


Wyświetlacz komputera rzucał na twoją twarz poświatę, kiedy pochylony nad klawiaturą wypełniałeś kolejne słupki formularzy. Ilość zużytej wody, środków czystości, artykułów spożywczych, części zamiennych i innych dóbr przepływał przez twój komputer zamieniając się w istotne dane. Porównując to z innymi miesiącami Koordynatorzy mogli odpowiednio wydać dyspozycję Magazynom by przygotować kolejne partie niezbędnych środków.
Logistyka.
Nuda.

Myśli uciekają od słupków i cyferek. Uciekają ku białej płaszczyźnie. Ku masywnym lodowcom, fantazyjnym górom lodowym i tej bezkresnej bieli wypalającej nie tylko oczy, lecz umysł i duszę. Surowe i mordercze piękno planety. Ymir. Wizja nowej rzeźby kształtuje ci się w głowie. Już od tygodnia masz sny z nią związane. Nowa rzeźba. Wspaniała i wyjątkowa.

- Jakowlew – z zamyślenia wyrwał cię głos Wardena, twojego szefa. – Jakowlew – powtórzył nieco głośniej.

Spojrzałeś na niego nieco zdezorientowany.

- Nic ci nie jest. Stoisz tak od godziny. Na dodatek leci ci krew z nosa.

Rzeczywiście. Klawiatura i położone obok niej wydruki upstrzone są kropelkami krwi. Na szczęście to syntpapier i nie da się go ubrudzić. Jego powierzchnia jest trwała, zmywalna i ognioodporna. Z zaprogramowaną w strukturze włókna trwałością czasową zawartych na niej informacji.

- Jakowlew – Warden nie da ci najwyraźniej dzisiaj spokoju. – Idź się połóż. Nie wyglądasz najlepiej.

Wiesz, czego się boi. Depresji zimowej. Ponoć w tym roku zbiera wyjątkowo okrutne żniwo.

- Mieszkasz w kwaterze C-123, tak? – pyta.

Kiwasz głową. Nie chcesz stracić wizji obrazu.


Seamus Gallagher

Dźwięk syreny obwieścił fajrant. Kilka godzin ciężkiej pracy minęło spokojnie. Czas z rozgrzanych pomieszczeń gdzie dokonuje się procesu elektrochemicznej rafinacji rudy przejść do zimnych pomieszczeń mieszkalnych., Kwatera C-125. Twój nowy dom. Bo o starym możesz na razie zapomnieć. Jeszcze 2 i pół roku. Chyba, że wymiękniesz wcześniej i stracisz ogromną premię związaną z przepracowaniem całego sezonu.

Schodzisz zmęczony lecz zadowolony. Ciężka praca pozwala zapomnieć o codziennej monotonii zimy na Ymirze.

Z wewnętrznego spokoju wyrywa cię krzyk.

- To jest we mnie! – wrzeszczy jeden z twoich „chłopaków” – Keller

Najstarszy z ekipy i juz siwowłosy. Stoi teraz na krawędzi konstrukcji rafinacyjnej, jakieś pięć pięter nad litą skałą. Daleko poza barierkami ochronnymi. Jak on tam wlazł!

- To jest we mnie – wrzeszczy przeraźliwie Keller i nim ktokolwiek zdołał mu przeszkodzić odbija się i skacze w dół wrzeszcząc coś przy tym niezrozumiale.

Ciało odbija się od metalowego wspornika z paskudnym odgłosem pękających kości, a potem obraca się, przelatuje kilka metrów od was, obok schodów którymi wchodzicie na górę i uderza z łoskotem o kamienie na dole.

- Sekcja medyczna – wrzeszczy Oscar. – Niech ktoś wezwie doków!


Dihraj Mahariszi

Czytasz kolejny raport i czujesz zimny niepokój. Osiem samobójstw w ciągu tygodnia, dwanaście bójek, trzy zabójstwa. Statystki są zatrważająco wysokie. Tyle zajść mieliście w zeszłym roku zimą dopiero po dwóch miesiącach. Nawet zważywszy na fakt, że jest to rok „szczytowy” te statystki są zatrważające.

Przyglądasz się plikom zawierającym dane personalne samobójców oraz sprawców zabójstw. Zwykli ludzie. Żadnych wcześniej zaburzeń. Dawki leków i „pigułek szczęścia” w absolutnej normie. Kryzys i załamanie przebiega gwałtownie. Najwyraźniej bez żadnych ostrzeżeń. To nie może tak być.
Człowiek nie załamuje się w jednej chwili, nie targa na życie. Zawsze są pewne symptomy ostrzegające. Jakieś sygnały zauważalne dla otoczenia. Cokolwiek. Tutaj nic. Możliwe, że to nowy rodzaj depresji. Możliwe, że wpływ ma na to temperatura, izolacja, może atmosfera planety.

Możliwe, lecz w to nie wierzysz.

Dźwięk interkomu wyrywa cię od notatek. Włączasz ekran odbioru i na wyświetlaczu pojawia się twarz Kamini.

- Mam ciekawy przypadek samookalecznia – mówi twoja żona. – Chcesz go zobaczyć? To niedoszły samobójca. Jeśli tak, jest u nas w bloku C.



Charles „Chuck” Fish


Bar o tej porze świecił pustkami. Simon Polaczek liczył flaszki, nanosząc coś na swój palmtop naręczny. Ty dostałeś zadanie stania za barem. Przynajmniej tyle.
Było zimno. Dyrekcja zdecydowała się obniżyć temperaturę o kilka stopni i w zasadzie w wielu miejscach ocieplany kombinezon był jak znalazł.

Simon buszował za rozsuwanymi drzwiami do magazynu a ty obserwowałeś dwóch górników pijących właśnie w kantynie. To byli jedyni goście i najwyraźniej nie znali się ze sobą. Jedne siedział bliżej baru, drugi wyjścia. Ten drugi nie podobał ci się. Wysoki, barczysty, w kombinezonie korporacji VITELL z twarzą osowiałą, ponurą i zaciętą. Jakby właśnie dowiedział się o osobistej tragedii i próbował poukładać swoje myśli. Ale było w nim coś niepokojącego. Coś, co kazało ci spoglądać ukradkiem w jego stronę.

Mimo tego przeoczyłeś najważniejszy moment.

Moment w którym górnik ruszył do pomieszczenia sanitarnego. Moment w którym przechodząc obok drugiego gościa w kantynie nie wiadomo skąd wydobył zaimprowizowany nóż i szybkim ruchem wbił tamtemu w kark.

Zobaczyłeś krew bryzgającą mu na twarz i szaleńczo rozwarte oczy w całkowicie pozbawionej wyrazu twarzy. Zabójca uniósł rękę i uderzył ponownie. Kawałek ostrej stali wbił się w ciało ofiary z obrzydliwym mlaśnięciem i głowa zaatakowanego opadła bezładnie na blat. Szaleniec z nożem zrobił coś zgoła nieoczekiwanego.

Wyrzucił okrwawiane ostrze i doskoczył do swej ofiary. Ustami przylgnął do rozwartej rany i zaczął pić krew.

- Ciepłe – usłyszałeś niewyraźne mlaśnięcia szaleńca.

Wtedy twój palec odnalazł ukryty pod ladą guzik „cichego alarmu” uruchamiany jedynie w przypadkach najpoważniejszych bójek.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 18-09-2010 o 16:15.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172