|
Stałam przy oknie z małym mętlikiem we łbie, nie zauważając, że Sara zdążyła już odejść. Pięknie i co teraz będzie? Niemal drżałam, gdy przypomniałam sobie to owe wydarzenie za oknem. Czułam się jak w jakimś jebanym reality-show, gdzie widzowie śledzą każdy mój ruch. Tyle, że mnie w tej chwili nie było do śmiechu. Czułam się jak szmaciana lalka, rzucona byle jak i byle gdzie. Jakie to, kurwa, niesprawiedliwe! Dlaczego właśnie ja?! Chciało mi się krzyczeć z żalu i gniewu. Stałam nieprzytomna z nadmiaru emocji i bezmyślnie gapiłam się w przestrzeń za oknem. - Byłaby z was bardzo ładna para wiecie?- usłyszałam głos Sary. Przerzuciłam na nią wzrok, nie wierząc w usłyszane zdanie, wyrwane w ogóle z kontekstu. Spojrzałam roztargniona na Kamila. Owszem chłopak był niczego sobie, ale… - Jak w tej chwili możesz myśleć o takich głupstwach?- zadałam cicho pytanie, starając się jej nie łajać i robiąc wielkie oczy. Bez żadnej reakcji wyszła z pokoju rzucając na odchodnym: - Zostajecie tu i czekacie, aż wrócą? Bo ja muszę najpierw kogoś odnaleźć. Nie wiedząc o co jej chodzi, usiadłam ciężko na podłodze, podkurczając nogi i opierając o nie głowę. - Chyba powinniśmy za nią iść…- rzuciłam do Kamila, w ogóle na niego nie patrząc- Chyba zagrożenie już minęło. Powróćmy do tamtych planów. Wstałam czekając na reakcję Kamila. |
Świat wirował mi przed oczyma, w akompaniamencie echa słów owego dziwa, które jawiło się nam wszystkim za oknem. Słowa, słowa, słowa - słowa zjawiskowej istoty drążyły i świdrowały mój mózg, gotując mi problematyczną kaszankę z mej skołowanej psychiki. Nie widziałem nawet, jak Sara wychodzi z domu. Nie byłem w stanie tego zauważyć, będąc pogrążonym w dziwacznej burzy domysłów, niedomówień i sugestii. - Nie próbujcie mnie opuścić moje dzieci, pokochajcie to miejsce jak i ono was ukochało i przyjęło na swoje łono, nie zawiedźcie go, a sowicie was wynagrodzi, rozczarujcie, a surowo ukarze... Nie próbujcie mnie opuścić moje dzieci, pokochajcie to miejsce jak i ono was ukochało i przyjęło na swoje łono, nie zawiedźcie go, a sowicie was wynagrodzi, rozczarujcie, a surowo ukarze... Nie próbujcie mnie opuścić moje dzieci, pokochajcie to miejsce jak i ono was ukochało i przyjęło na swoje łono, nie zawiedźcie go, a sowicie was wynagrodzi, rozczarujcie, a surowo ukarze... UKARZE.... Powoli, zaczęło się coś, czego nie rozumiałem. Nie byłem w stanie tego zrozumieć. To dziwne? Absurdalne! To wszystko sprawiło, iż przez ten moment, w którym stałem i przyglądałem się wnętrznościom tworów mojego umysłu, zapomniałem, kim jestem, jak mam na imię, gdzie się znajduję, co mnie spotkało, czego szukam, co mnie niepokoi... Nie było we mnie nic, oprócz desperackiego zalążka pierwotnego instynktu - instynktu przetrwania. Poczucie bezpieczeństwa - jakże mi tego brakowało, ale sam nie byłem tego świadom. Moja jaźń, nie była moja, została zdominowana przez obcą postać i potężną wymowę jej słów. - Chyba powinniśmy za nią iść…- jakimś cudem ocuciły mnie słowa Karoliny. - Chyba zagrożenie już minęło. Powróćmy do tamtych planów. - Planów? Jakich planów? - jęknąłem cicho. Ach tak... - krótka sekunda starcia z rzeczywistością, ponownie postawiła mnie we własnej skórze, w tym miejscu, w tym czasie i w tym towarzystwie. Nie chcąc niepokoić dziewczyn, uśmiechnąłem się z wyraźnym śladem zmieszania (a może i obłędu?), po czym wyszedłem poza próg bezpiecznej chatki. "Trzeba poszukać kogoś. Innych ludzi. Mieszkańców? I kogoś jeszcze... kogoś bliskiego... ale czy na pewno bliskiego? Ah tak... Łukasz... Sara. Czymś mnie przestraszyła, zakłopotała... Nieważne..." Priorytety z leniwym opóźnieniem wróciły na swoje właściwe, przyporządkowane im przeze mnie miejsce. |
Podróż w dół poprzez wysoką trawę należała nawet do przyjemnych. Kamil zaplątał się w wysokich chaszczach co poskutkowało jego upadkiem i sturlaniem się kawałek w dół, co wywołało burzę śmiechu u pań. Jakby pomyśleć to rejon, w którym się znajdowali był całkiem uroczy, gdyby nie brać pod uwagę wydarzeń z ostatnich 24 h. Idealne miejsce na biwak czy spędzenie tygodnia na łonie natury. Liście na drzewach szeleściły wraz z wiatrem, a słońce wyłoniło się w pełni przeganiając resztki chmur. Na sklepieniu znów nie podzielnie panował niczym nie skalany błękit. Wieś zbliżała się coraz bardziej, zabudowania stawały się coraz bardziej wyraźne. W końcu dotarli do polnej drogi wysypanej tłuczonymi cegłami, które najprawdopodobniej miały za zadanie ograniczyć występowanie błotnistych kałuż i dołków po nich zostających. Droga prowadziła bezpośrednio do celu wędrówki naszych bohaterów, toteż z chęcią z niej korzystali ułatwiając sobie drogę. Trawy i chwasty na łąkach były coraz mniejsze i bardziej zielone. Nic dziwnego, bowiem teren niżej był bardziej podmokły. Spacerowała sobie po nim w oddali spokojnie parka bocianów wyłapując co bardziej nie uważne żaby i ślimaki, które dzień zastał na otwartym terenie. Droga docierała do małego kanału melioracyjnego gdzie poprzez niego prowadził drewniany mostek. Woda delikatnie pieniła się na kamieniach płynąc gdzieś daleko na zachód. Wzdłuż koryta rosły wyższe olchy i krzaki niskiej i poplątanej dębiny. Przystanęli tam na chwilę aby zaczerpnąć oddechu, Sara spojrzała w kierunku starej chaty. Gdyby nie dwa charakterystyczne ogromne dębaki rosnące w pobliżu prawdopodobnie nigdy nie wiedzielibyście jak tam wrócić. Za rzeczką czekał na nich mały lasek, aby po chwili ujrzeć mogli pierwsze zabudowania. Niestety z pewnością nie było to na co liczyli. Domy od razu sprawiły wrażenie zaniedbanych i opuszczonych co po wejściu do kilku z nich okazało się smutną prawdą, niektóre miały powybijane okna inne wyważone i roztrzaskane drzwi. Oprócz starych gospodarstw wszędzie towarzyszyło nieprzyjemne uczucie pustki, osaczenia i osamotnienia. Sara straciła cały zapał, którego nabrała podczas wędrówki i znów chodziła cicho jak cień za Kamilem i Sarą. Głowę chyba na stałe utkwiła w podłożu i zdawała się nie podnosić oczu w obawie ujrzenia czegokolwiek. Dla niej i dla Kamila był to ogromny szok, całe życie spędzili w zatłoczonej i hałaśliwej stolicy, a tutaj nawet ptaki zdawały się nie odzywać. Raz na jakiś czas któryś bąknął niczym astmatyk tylko po to aby z przerażeniem i lękiem nagle ucichnąć niczym zerwana struna. Droga główna również wydawała się być dawno nie użytkowana, asfalt dawno popękał i powybrzuszał się gdzie niegdzie. A tam gdzie tylko mógł wyrastał spod niego perz i mleczaki. Kilka godzin zajęło im przeszukiwanie domów, aby w końcu doszło do nich w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźli. Ostatni dom który opuszczali musiał najprawdopodobniej należeć do jakiegoś funkcjonariusza policji, w starej połamanej szafie wisiał pogryziony przez mole struj funkcjonariusza, a z tego co wywnioskował Kamil musiał prawdopodobnie być komendantem. Już mieli wychodzi kiedy chłopakowi rzuciło się w oczy małe pudełko po butach skryte w rogu szafy, wystając spod strzępów jakiegoś zrzuconego palta. Gdy je wyciągnął okazało się niezwykle ciężkie choć chłopak nie zdziwił by się gdyby okazało się, że to wina pokrywającego je kurzu. Jakież było jego zdziwienie gdy je otworzył. W środku leżał niepozornie zawinięty w szmaty stary policyjny pistolet P-64. Musiał pamiętać jeszcze czasy milicji obywatelskiej. Kamil drżącą ręką wyjął broń, pod nią leżały jeszcze 4 magazynki, prawdopodobnie pełne. Broń byłą już naładowana. W tym czasie Sara i Karolina sprawdzały podwórze i stary samochód zeżarty przez korozję, w środku znalazły starą latarkę i baterie wciąż jeszcze działające oraz kajdanki z kluczem i ciężki klucz francuski. Ten niestety się rozpadł przy najmniejszej próbie dotknięcia go. Gdy dziewczyny wyszły z samochodu nagły trzask dochodzący z za pleców wzdrygnął nimi. Natychmiast odwróciły się by ujrzeć nie codzienny widok. Na ziemi plackiem leżał młody chłopak w starej skórzanej kurtce, miał potargane włosy i rozdarte na kolanie spodnie, zaklął cicho i podniósł się nie zgrabnie otrzepując. - Nici z zaskoczenia. Uśmiechnął się szeroko do Sary i Karoliny szczerząc przy tym rząd białych zębów. Chciał przejść przez stary drewniany płot, nie wziął jednak pod uwagę ciężaru własnego ciała i stanu spróchniałego drewna. A to z trzaskiem pękło pod jego naciskiem. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i paczkę zapałek. Zapalił jednego, zaciągnął się i wypuszczając dym powiedział ze spokojem. - A więc ty jesteś Sara, a ty – zwrócił wzrok ku Gizie – musisz być tą nie grzeczną dziewuszką nie słuchającą się matki. Karolina? Prawda? Hmm kogoś mi tu najwyraźniej brakuje. |
I tak oto powróciliśmy do planów, sprzed owego nieprzyjemnego zdarzenia. Idąc przez wysoką trawę, czułam się nawet przyjemnie. Otoczenie było tak swojskie, że po cichu zaczęłam sobie nucić folk metalowy kawałek. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3yM3XJZDV0Y[/MEDIA] Mój strach czy smutek rozproszył dodatkowo Kamil, który zaplątując się w chaszcze, sturlał się z górki. Wywołało to u mnie niepowstrzymaną salwę śmiechu. Sara koło mnie też zaczęła chichotać. Między jednym atakiem śmiechu a drugim, krzyknęłam do Kamila, lekko chichocząc pod nosem: -Wybacz, Kamil, ale to było takie komiczne i zgrabne, zarazem. Po paru minutach chorobliwy chichot na szczęście mi przeszedł. Nigdy nie lubiłam wsi, ale tu jakoś bardzo przyjemnie się mnie maszerowało. Wydawało mi się, jakbyśmy wszyscy zapomnieli o wydarzeniach z ostatnich 24h. Po jakimś czasie, uradowana ujrzałam przed sobą pierwsze rysy zabudowań. Przyśpieszyłam kroku, ale późniejszy widok spowodował, że nieomal usiadłam z rozczarowania. Chaty przed nami sprawiały wrażenie opuszczonych i zaniedbanych. Bardzo zaniedbanych, czego dowiedzieliśmy się buszując po nich. W jednej nawet musiał mieszkać policjant, o czym świadczył stary mundur w szafie. Kamil został w domu, a ja z Sarą udałyśmy się do samochodu, który stał na podwórku. Był tak zeżarty przez rdzę, że miałam wrażenie, że się zaraz rozleci. Ale w środku znalazłyśmy parę przydatnych rzeczy: kajdanki, latarkę z bateriami, o dziwo jeszcze działające, i klucz francuski, który rozleciał się w rękach. Już miałam wrócić do chaty, kiedy usłyszałam za sobą trzask. Instynktownie odwróciłam się do źródła dźwięku i zrobiłam wielkie oczy. Każdy by tak zareagował, gdyby zobaczył na tym pustkowiu, chłopaka leżącego plackiem na ziemi. Był ubrany w skórzaną kurtkę, włosy potargane w artystycznym nieładzie. Podniósł się niezgrabnie, zaklął pod nosem i wymamrotał: - Nici z zaskoczenia. Uśmiechnął się do nas, wyjmując papierosy i zapałki. Zapalił jednego i odezwał się, zanim zdążyłam odzyskać fason i zabrać głos. - A więc ty jesteś Sara, a ty – przeniósł wzrok na mnie – musisz być tą niegrzeczną dziewuszką nie słuchającą się matki. Karolina? Prawda? Hmm kogoś mi tu najwyraźniej brakuje. Niemal zachłysnęłam się ze śmiechu. Jakiś gostek w łachmanach wyskakuje i śmie twierdzić, że byłam niegrzeczna? Wolne żarty. Ale zaniepokoiło mnie, że zna nasze imiona. Bardzo zaniepokoiło. Nie czekając na Sarę, odezwałam się: -A Ty to kto, do cholery? Nie przypominam sobie, abym zawierała znajomość z tak nieokrzesanym typem- skrzyżowałam ręce na piersi i zmrużyłam oczy, czekając na reakcję pana Wiem-Wszystko. |
SESJA UPADŁA TEMAT DO ZAMKNIĘCIA |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:11. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0