Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2011, 22:41   #21
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Ravy powoli otworzył oczy, widząc drażniące światło z laptopa.
Może to nie prawidłowe że zasnął tak wcześniej, ale był po prostu osobą leniwą, wcześnie się kładł i późno wstawał, jednak w rozumowaniu wampirzym, nie ludzkim.

Przez chwilę zastanawiał się co właściwie miało miejsce. Byli u księcia, dostali zlecenie, listy bezpieczeństwa na widok których Ravy zrozumiał że nie jest człowiekiem, a pionkiem w bezsensownej grze ułożonej przez osoby pilnujące nieistotnych zasad i sensów...no cóż Camarilla...potem chciał uciec ale złapał go książę w różowym dresie, zabrał mu cały dobytek i kazał kilka lat siedzieć w celi z dala od prawdziwego świata wypełniając dokumenty usprawiedliwiające nieobecność...nie, zaraz. To już chyba był sen. Sen? Niemożliwe.
Ale jednak coś mu się popaprało, co? To nie było istotne.

Przez chwilę wyczuwał w każdy możliwy sposób definiowaną "niechcieję", krótkotrwałą chorobę pojawiającą się najczęściej po odpoczynku gdy nie chce się opuszczać względnie bezpiecznego i wygodnego miejsca, mając ochotę ponudzić się przez parę godzin. Z racji że miał przed sobą laptop, zmarnował chwilę w internecie, szukając byle czego.

Po pewnym jednak czasie, stwierdził że do niczego nie dojdzie. Wstał rozciągając swoje niezbyt żywe i energiczne tkanki. Był trochę orzeźwiony i jego myśli o człowieczeństwie z jakiś kilku chwil temu specjalnie go nie przejmowały.
Poszperał po pokoju aż znalazł coś do pisania i jakąś kartkę. Zanotował szybko nazwę klubu szukanej panienki po czym sprawdził czy ma nóż za pasem.
Wtedy spostrzegł że fakt, posiada, ale nie swój własny. Ten do którego się przyzwyczaił został w starym zmodyfikowanym motocyklu, nie dość że takich nie sprzedają, to gdzie ma niby znaleźć pojazd do obsługi z swoim wzrostem? Coś tam będzie, ale nie przesadnie wygodne.

Z westchnięciem kierował się do wyjścia, gdzie zobaczył Kennetha i Cesara. Nie był za bardzo zmotywowany aby ufać komukolwiek, ale zarazem nie podobała mu się idea samotnych podróży po tym jak książę wykonał ruch. Komu miałby niby zaufać jeżeli nie osobą w tym samym łajnie?
- Hej, wiedzieliście że według psychologicznego spojrzenia, iluzja to efekt zniekształcenia interpretacji percepcyjnej? Znaczy to że w wykonaniu wszelkiego wampira, można oddziaływać jednocześnie na kilka osób w tym samym momencie, co oznacza że zdani do wykonania tej zdolności muszą mieć spore umiejętności podzielenia uwagi...znaczy..eee...- co on w ogóle gada? Gdyby wiedział o znikającej krwi tym bardziej nie pobierałby tego tematu. - Eh...Ma ktoś z was chwilę? Znalazłem mały trop, i muszę wrócić na parking księcia po motocykl...um....no, jakoś trzeba się poznać, a jest okazja... - wyraźnie nie chciał zdradzić że po prostu boi się działać sam, już wystarczy że wydał im fakt o jego młodości w nie-życiu.
Po pierwsze, primo, ptaku błekitny, motocykl Pana Kennetha naczepki niema, a nie będziesz mnie Pan obłapiał jadąc na, za przeproszeniem trzeciego, nie wspominając o tym że ni jak nam to nie po drodze. Po drugie, secundo, bełkoczesz Pan straszliwie, na przyszłość radzę ssać trzeźwiejszych. Zaczniesz Pan gadać z sensem, to porozmawiamy jutro. - Caesar nie potrzebował już farbowanego cudaka i jego czupryny. Miał swojego Jokera i nie zamierzał go oddać bez walki. Phi.

Patrzył na Cesara jak na głupiego. Owszem, bełkotał, to u niego normalne, po prostu ma problem aby zagadać jako pierwszy, jednak teksty Cesara zbiły go z tropu. Motor? A, Kennetha. Nie, nie ma mowy abym jechał na cudzym. Obłapiał? A co on? Pedzio?
Zamrugał kilka razy, wreszcie sprawdził ponownie czy nóż jest na swoim miejscu, i ruszył przed siebie.
- Iść samemu będzie nudno, ale chyba nie nadajecie się za bardzo na kompanów. - rzucił niedbale, nie odwracając się.
[Kierował się w stronę pałacu księcia]. Gdzieś w pobliżu powinien być jego motor, który wypadł mu po prostu z głowy po całej akcji w gabinecie księcia.
Co prawda w pierwszej kolejności chciał kompanów nie dla tego, że będzie nudno, tylko dla tego, że nie chce wpaść na nieprzyjaznych wampirów. Nie tylko po tym co miało miejsce wczoraj, ale również z faktu, że nie bardzo wierzył w nietykalność od sabatników.
 
Fiath jest offline  
Stary 19-01-2011, 18:17   #22
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Caesar wszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się ze zniesmaczeniem, którego szczytowy moment osiągnął z głośnym parsknięciem, kiedy jego wzrok spoczął na laptopie. Czarny, niezbyt duży plecak wylądował na posłaniu łóżka.

Kolejne schronienie. Przydatna sprawa, zwłaszcza pod kątem lokalizacji. Jego dotychczasowe schronienie było "spalone" po zdarzeniach w szpitalu. Tak, lokalizacja bardzo mu odpowiadała... Z drugiej jednak strony - kolejne zmartwienie, kolejna sprawa rozpraszająca jego uwagę. Caesar lubił koncentrować się na jednej sprawie. Obsesyjnie wręcz można by rzec, choć on oczywiście unikał tego słowa...

Podszedł do okna by zaczerpnąć świeżego powietrza. Obcowanie z tą bandą chodzących trupów przyprawiało go o niemiły posmak w ustach. Widok z okna miał raczej średni, więc nie było do czego powzdychać. Dyskomfort w ustach pozostał, więc Caesar podszedł do plecaka i wygrzebał z niego taśkę z przyborami toaletowymi.

Kretynka, ja, przypudrowaną twarz? - burknał cicho do siebie. - Moja wina że za życia byłem blady? Dobrze że chociaż zdąrzyłem się ogolić przed Przeistoczeniem. - usmiechnął się do siebie gładząc się po aksamitnym policzku, faktycznie bardzo nawet jak na żywego trupa bladym.

Wycisnął pastę na włosie szczoteczki i rozpoczął żmudny proces czyszczenia swojej jamy ustnej. Mruczał jeszcze coś pod nosem, ale w zasadzie nie było to nic poza osobistymi uwagami wobec jego ostatniej rozmówczyni, a nie było to nic wartego przytaczania...

Wędrował po pokoju gadając do siebie i żywiołowo gestykulując wolną ręką. Od niechcenia wcisnął przycisk włączający laptopa i podszedł znów do okna. Wyjrzał je, chcąc jeszcze raz przyjrzeć się widokowi jaki się z niego roztaczał, nim zasunie przeciwsłoneczne rolety.

Na dole stał Jocker z Batmana i gapił się na niego z miną bardzo pijanego człowieka, z wszystkich sił starającego się upewnić że widzi tylko jednego rozmówcę, a nie bliźniaki, do tego cholernie szybko wirujące.

Caesar szybko zkorygował dwa drobne błędy swojej percepcji. Pierwszym była pomyłka co do tego, na kogo parzył Joker. Stety bądź też niestety, najwyraźniej patrzył on właśnie w kierunku okna sąsiedniego pokoju, a nie na myjącego zęby Caesara. Dobrze że nie chodził teraz po domu nago, jak to sie mu czasem zdarzało. Drugim, był fakt że to nie Joker a jeden z jego nowych "kolegów".

Wyglądał... no wyglądał niewiele gorzej niż wtedy na "audiencji generalnej". W umyśle Caesara znów zaświeciły dwie lampki. Pierwsza, bardzo ochoczo przypominała skąd to "kolega" wracał. Druga nieśmiało przypominała mu że o ile dobrze pamiętał, to pokój obok zajmowała właśnie wyszczekana blondynka. Pewnie łaziła pinda jedna roznegliżowana po pokoju i się zagapił "kolega"...

W zasadzie nie najbrzydsza jest, pomyślał sobie Caesar, jednak nie miał zbyt dużo czasu na rozmarzenie się jakby to koleżanki nie puknął gdyby był jeszcze śmiertelnikiem, gdyż tym razem "Joker" patrzył się już z całą pewnością na niego. Caesarowi pozostawało wierzyć, że "kolega" nie czytał w myślach, albo co gorsza nie należał do tych, którzy preferują męski a nie damski negliż...

Uzbrojony w tarczę swej wiary i oręż w postaci szczoteczki do zębów, wykonał w kierunku "Jokera" szereg szybkich gestów, jednoznacznie zapraszących go na rozmowę do niego...

Kenneth wgapiał się w okno willi. Krew. Była tam? Czy nie było? Refleks świetlny? Raczej nie, zbyt ciemno i nie ma czegoś jak śnieg, czy wypucowane lustro. Jak mogła zniknąć plama krwi? Zamyślił się patrząc w parapet zsuwając z nosa okulary. Znał wiele dziwnych sztuczek, ale krew, która znika po dwóch sekundach, nie jest tym, co potrafią wampiry. Chociaż patrząc z drugiej strony... To, czego dowiedział się dzisiaj całkowicie zbiło go z tropu, więc czy może już wierzyć własnym zmysłom? Trzymał w ręku Księgę Nod, Może siła, jaka go wzmocniła była aż tak silna, że otępiła jego percepcję? Powinien się z tym przespać...

Wnet zobaczył w oknie ze szczoteczką do zębów w ustach wystraszonego Kainitę, którego widział na spotkaniu u Księcia. Był w stu procentach Malkavianem, co dawało dużo możliwości mimo wszystko. Kenn nieznośił wampirów, pieprzone pijawki, zasrane pasożyty, ale to właśnie Malkavianie wydawali się być najbardziej znośni z całej tej hordy skorumpowanych i intryganckich gnojków. Chorzy na umyśle, pieprzenie. Malkavianie dostąpili wyższego poziomu wtajemniczenia odnosząc się do potęgi krwi Kaina płynącej w żyłach każdego spokrewnionego. Romantyzm. W tą epokę nie ingerowali tylko Toreadorzy, ale również Malkavianie. W wielu utworach literackich można spotkać motyw uświęcenia dla chorób psychicznych, oni widzieli więcej i to samo wiedział Kenneth. Tak więc ten cały Malkavianin był na początku jedyny warty rozmowy.

Zapalił papierosa i zaciągnąwszy się dymem ruszył w stronę drzwi willi. Skierował się w stronę pokoju wymachującego rękami w jego stronę kainity. Nie pukał. Od razu otworzył drzwi, wszedł i kopnął je, by się zatrzasnęły.
- No, słucham. - odparł zimno Kenn. Może ten gość był wart rozmowy, ale nie warto było się od razu pokazywać jak hippis kochający wszystko i wszystkich.

Kiedy "Joker" tak bezpardonowo skorzystał z otrzymanego zaproszenia, zastał swojego gospodarza spokojnie wypakowującego swój plecak. Na łóżku idealnie złożone leżały zapasowe ciemne podkoszulki, bielizna i skarpetki. Kosmetyczka z przyborami toaletowymi nieco niedbale w kąt posłania przyciągała wzrok swoim rozmiarem dając do myślenia, co do zapasów w sobie mieszczonych...
- Dobranoc. - odpowiedział spokojnie Caesar nie odwracając się i zamykając plecak. Spokojnie odwrócił się i zarzucił go sobie na ramię. – To znaczy, w zasadzie dobry wieczór, ale skoro śmiertelnicy w zasadzie żyją w dzień a my w nocy to może powinniśmy się witać tak jak oni żegnają? Nieważne... co to ja chciałem od Pana... -
Caesar był ewidentnie zbity z tropu przez kilka sekund. - W zasadzie chyba należałoby zacząć od przywitania się.

-Proszę mi mówić Caesar, choć oczywiście nie jest to moja prawdziwe imię.-podał dłoń "Jokerowi". – Chciałem z Panem porozmawiać, ale atmosfera tego miejsca jest tak sztuczna, że nie sprzyja moim zdaniem do budowania jakichś między... międzyludzkich relacji. Mam wrażenie że jedyne co możemy tutaj zbudować, to relacje raczej między-nie-ludzkie, typowe dla starszych członków Rodziny. Nie wiem jak Pan, ale ja nie zamierzam się wyzbywać swojego człowieczeństwa... no ale o tym porozmawiamy może potem i przede wszystkim, nie tutaj? Zaproponowałbym pewnie miejsce na mieście, wysarczająco "publiczne" a zarazem zapewniające anonimowość, w sam raz na bezpieczną i niezobowiązującą rozmowę...

Kenneth ze spokojem przyjął chaotyczne słowa Malkaviana, lecz takie owijanie wszystkiego w niepotrzebne słówka było zwykle dla Kenna dosyć irytujące.
- Ja jestem Kenneth, miło mi. - odrzekł zaciągając się papierosem. - Nie ma problemu, jak dla mnie... to miejsce... jest dość dziwne, jeśli mogę się tak wyrazić. Chciałem jeszcze coś zobaczyć, więc może umówmy się przed wejściem za jakieś... piętnaście minut? Pasuje? - spytał wydmuchując dym, który unosił się pod sufit.

-Mnie również. Widzimy się więc przy wyjściu... – odrzekł Caesar.

Kenneth wyszedł z pokoju, a następnie z willi. Ruszył w stronę okna, na parapecie którego widział krew. Podszedł tam. Krwi ewidentnie nie było, ale halucynacje nie mogą być chyba aż tak wyraźne? Zaczął sprawdzać krzakki pod oknem i macać ściany starając się coś znaleźć. Znalazł. Lampka nocna, nowa. Zaczął sprawdzać ją, czy nie ma tam niczego ukrytego, jakiegoś napisu, karteczki. Nie było. Tylko i wyłącznie żarówka. Popatrzył na zegarek i ruszył szybkim krokiem do pokoju, pod którym wcześniej był. Zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Poczekał chwilę i wrócił. Na schodach zobaczył blondynkę idącą w przeciwną stronę.
- Przepraszam, w tym pokoju mieszkasz? - spytał wskazując na drzwi pokoju.

Odpowiedziała mu cisza. Poczekał chwilę i wrócił. Na schodach zobaczył blondynkę idącą w przeciwną stronę.
- Przepraszam, w tym pokoju mieszkasz? - spytał wskazując na drzwi pokoju.
Wzrok dziewczyny niemal natychmiast zrównał się z tym należącym do osobnika, który czatował pod drzwiami. Trudno było ocenić jej nastawienie.
- Tak, zgadza się… wybacz, ale nie zapamiętałam Twojego imienia.
-Mów mi Kenneth, a Ty jesteś...
- M. Jak już wspomniałam na dywaniku u księcia, podczas wieczorku zapoznawczego. W czym więc mogę Ci pomóc, Kenneth?
Blondi zatrzymała się na ostatnim ze stopni, opierając lewym barkiem o ścianę i zakładając ręce na siebie. Sprawiała wrażenie lekko poirytowanej jakimś ciężkim do ustalenia szczegółem, jednak nie ogniskowała swojej złości na rozmówcy.
-Tą oto lampkę nocną znalazłem w krzakach, pod Twoim oknem, nie jest ona przypadkiem Twoja? - odrzekł Kenneth wyciągając małą lampkę nocną i pokazując ją rozmówczyni. Dziewczyna obejrzała ją dokładnie, ale po chwili pokręciła głową.
- Hm. Nie, zdecydowanie nie należy do mnie. Na standardową część wystroju pokoju też mi nie wygląda. Pytałeś już słuzbę? Może ktoś z nich ją zgubił?
-Może ktoś ze służby. Zapytam. A teraz druga sprawa. Bo wydaje mi się... albo wiesz. Nie będę Ci mieszał. Już i tak dość dużo się stało... Wszystko, przez tą głupią krew. Odrzekł wzdychając, lecz dość mocno zaakcentował ostatnie słowo wpatrując się w twarz blondynki. Jednak równie dobrze mógł próbować wyjaśnić jej teorię dotyczącą zimnej fuzji, bo ekspresja długowłosej niewiasty wyrażała sobą tylko jedno - całkowite i bezwartunkowe niezrozumienie.

- Głupią krew? Wybacz, ale nie do końca rozumiem, o co chodzi...
-Nieważne, naprawdę. Tak tylko sobie mruczę. Miłej nocy, M. - odrzekł Kenneth schodząc ze schodów.
- Miłych snów, Kenneth. - Poczekała aż ją wyminie i ruszyła w stronę drzwi swojego pokoju.
- Ciekawy z niego osobnik, oj ciekawy...- Szepnęła tylko pod nosem, łapiąc za klamkę i wchodząc do wewnątrz.

Caesar spokojnie wyszedł ze swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Poprawił plecak i ruszył w kierunku wyjścia. Mijając Kennetha poklepał go przyjaźnie po ramieniu.
-Co? Nie przyjęła prezentu zaręczynowego? Wredna suka... wszystkie są takie same... - stwierdził patrząc na trzymaną przez “Jokera” lampkę nocną, poczym ruszył w kierunku wyjścia...


***

Kilka sekund zajęło Caesarowi przetłumaczenie na język ludzki wypowiedzi błekitnowłosego wampira. Miał ochotę chwycić go za szyję i tłuc jego głową aż do momentu, kiedy wszystkie jego klepki wrócą na swoje miejsce. Tylko myśl o TEJ lampce, będącej teraz w rękach Jokera, pozwalała mu zachować spokój. Musiał ją mieć, jeszcze dziś. Wiedział, że w swoim pokoju miał zapewne identyczną, może nawet składaną tymi samymi małymi rączkami jakiegoś chińskiego chłopca. Nie była jednak to TA lampka...
- Po pierwsze, primo, ptaku błekitny, motocykl Pana Kennetha naczepki niema, a nie będziesz mnie Pan obłapiał jadąc na, za przeproszeniem trzeciego, nie wspominając o tym że ni jak nam to nie po drodze. Po drugie, secundo, bełkoczesz Pan straszliwie, na przyszłość radzę ssać trzeźwiejszych. Zaczniesz Pan gadać z sensem, to porozmawiamy jutro. - Caesar nie potrzebował już farbowanego cudaka i jego czupryny. Miał swojego Jokera i nie zamierzał go oddać bez walki. Phi.
- Kenneth, wychodzimy?

Kenneth przyszedł, gdy błękitnowłosy stał już koło Malkavianina. Trochę zbiło go to z tropu, mieli w sumie coś sami ogarnąć, może zawiązać jakąś krótkotrwałą koalicję. Bez przykrywki kogoś z tej bandy pijawek mógł mieć problemy, jak będzie się cały czas spotykał z tą całą agentką CIA i pomagał Opustoszałym niknąc na przynajmniej pół nocy. Szybko ogarnął wzrokiem błękitnowłosego i nieznacząco podniósł brew, które dopełniało wyrażające delikatne zażenowanie, pytające spojrzenie. Gdy Caesar przemówił, Kenn tylko skinął głową i podszedł w milczeniu do swojego motocyklu nie zwracając uwagi na wampirze szczenię. Chciało mu się śmiać, z nieudacznika. Gdyby wszystkie wampiry były takie... byłaby zabawa. Ravnos widać całkowicie nie ogarniał i w sumie dobrze, nie będzie się może plątać pod nogami. Odpalił motocykl i odwrócił głowę w stronę Malkaviana.
- Idziesz?

Patrzył na Cesara jak na głupiego. Owszem, bełkotał, to u niego normalne, po prostu ma problem aby zagadać jako pierwszy, jednak teksty Cesara zbiły go z tropu. Motor? A, Kennetha. Nie, nie ma mowy abym jechał na cudzym. Obłapiał? A co on? Pedzio?
Zamrugał kilka razy, wreszcie sprawdził ponownie czy nóż jest na swoim miejscu, i ruszył przed siebie.
- Iść samemu będzie nudno, ale chyba nie nadajecie się za bardzo na kompanów. - rzucił niedbale, nie odwracając się.
[Kierował się w stronę pałacu księcia]. Gdzieś w pobliżu powinien być jego motor, który wypadł mu po prostu z głowy po całej akcji w gabinecie księcia.
Co prawda w pierwszej kolejności chciał kompanów nie dla tego, że będzie nudno, tylko dla tego, że nie chce wpaść na nieprzyjaznych wampirów. Nie tylko po tym co miało miejsce wczoraj, ale również z faktu, że nie bardzo wierzył w nietykalność od sabatników.

***

-Dobrze więc, Kenneth. - zagaił Caesar, rozsiadając się i mieszając deliaktnie w trzymanej w ręku filiżance kawy. – Możesz mi na wstępie wytłumaczyć o co chodzi z tą lampką nocną którą nosisz w torbie?
- Może jestem trochę dziwny, ale uważam, że... dobra. Inaczej. Lampkę znalazłem w krzakach, pod oknem tej całej M. Ogólnie nie szperałbym pod jej oknem, gdybym nie miał powodów. Nie bierz mnie za aż takiego pojeba. - uśmiechnął się - Słuchaj. Może mi się zdawało, ale wydaje mi się, że widziałem płynącą krew po parapecie tego okna, a za chwilę tej krwi nie było. Nie ćpam, nie spijam pijaków, więc to było dość dziwne. Mam parę hipotez, na temat tego, co to mogło być, lecz najpierw chciałbym usłyszeć, co ty o tym myślisz.

-Jestem daleki od uważania kogoś za ekhm... pojeba, z powodu tego co widział, a co wykracza poza to, co mogliśmy wszyscy doświadczyć jako śmiertelnicy. Co wieczór staję prze lustrem i widzę żywego trupa. - przez chwilę Caesar zastanowił się nad czymś.- W zasadzie dochodzę do wniosku, że jeszcze za życia co rano widziałem w nim też kogoś bez życia no ale takie tematy to może na potem... Co sądzę pytasz się? Klan Gangrel zna moc potrafiącą zmieniać ich w zjawę lub mgłę w zasadzie? Rozważałbym posiadanie przez naszą ehkm “koleżankę” jakichś mocy nie wchodzących w zakres tych powszechnie znanych Rodzinie, o ile można by się pokusić o tworzenie takiego zakresu. Nie mniej, nasza koleżanka pozostała w pokoju, gdyż z nią rozmawiałeś, więc to nie była moc transformacji swojego własnego ciała... a przynajmniej nie JEJ ciała. Stawiam na to że... M, tak? że M. miała gościa w swoim pokoju. Posłańca, może odwiedzał ją mentor, ktoś ze Starszyzny? ONI - słowo to podrekślił Caesar robiąc niemalże teatralnie konspiracyjną minę.- potrafili by chyba zmianić się w krew albo wysłać bo ja wiem... niewiem jak to nazwać... krwawego posłańca?

- Widzisz, pochodzę z klanu Tremere i w Wiedniu siedziałem w bibliotece i tak czytałem o Tzimisce. Pijawy z tego klanu są w stanie manipulować ciałem, kośćmi i właśnie krwią. Wydaje mi się, że mogą mieć taką zdolność, by zmienić się w krew. Tyle, że Tzimisce... to klan Sabatu, nie licząc jakiś kilkunastu niedobitków siedzących w Europie Wschodniej należących do Innconu. Jeśli moja teoria by się potwierdziła, byłoby... nieciekawie, bowiem mielibyśmy w ekipie wtykę z Sabatu. To dość śmiała teoria, więc wolę na razie zostawić ją w spokoju szukając ewentualnych dowodów, co o tym myślisz? - spytał wodząc paznokciem po obwódce filiżanki pełnej parującego, czarnego płynu.

Caesar przez krótką chwilę analizował wypowiedź “Jokera”. Nieco przerażal go język jakim posługiwał się “czarodziej”. Spodziewał się raczej kogoś nadużywającego trudnych słów, niż określającego rodzaj istot do którego sam należał jako “pijawy”. Miał do czynienia albo z bardzo podejrzanym Tremerem, albo z zwykłym hochsztaplerem. Kenneth wyrażał się raczej jak sympatyzujący z anarchistami Krzykacz, niż poważny Tremere, ale kim był Caesar, posądzany o wątpliwą przynależność do swojego własnego klanu a wręcz bycie Pariasem, by to oceniać?
-Zgodzę się, że byłoby to, jak to określiłeś... nieciekawe. -zaczął ostrożnie.-Niestety, nie mogę się zgodzić, żeby była to sprawa, którą można odłożyć. Jeśli Twoja teoria miała by się potwierdzić, to czy myślisz, że te ekhm... listy żelazne w jakikolwiek sposób uratowały by nasze, przepraszam za wyrażenie, tyłki? Ta sprawa staje się moim zdaniem priorytetowa w tej sytuacji, gdyż to od niej zależy powodzenie naszej “misji” od miłościwie nam panującego Księcia…

Kenneth wciąż wpatrywał się w ciemny, parujący płyn pochłaniając każde słowo Caesara. Co jak co, ale należał do klanu Malkavian... Chociaż mówił całkiem z sensem. Zainteresowały go dwa słowa, które skierowały jego wzrok na twarz rozmówcy.
- Listy Żelazne? Co to? - spytał mrużąc oczy.
 
Vampire jest offline  
Stary 19-01-2011, 18:18   #23
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
- No tak.... Ty jeszcze nie wiesz. - zakłopotał się jego rozmówca. – Powinieneś dostać taki ładny, malutki kartonik. Bardzo miły w dotyku i z takim cieszącym oko nadrukiem. Na moim było napisane coś o tym, że w zaistniałej sytuacji członkowie Sabatu, których zdołasz pozbawić kończyn i pokazać tą właśnie karteczkę, w cudowny sposób przestaną chcieć Cię dobić, bo w naszym stanie trudno mówić o zabiciu kogoś. Generalnie... takie właśnie banialuki. To znaczy, o ile wiem, inni dostali też karteczki z taką samą treścią. Co jest w tym wszystkim najbardziej przerażające, bo kiedy to pierwszy raz przeczytałem, to myślałem, że oszalałem czy coś...

Caesar poczekał kilka sekund, aż informacja przegryzie się przez zwoje mózgowe Tremera. – Jak się, Kennecie, zamierzasz do tego ustosunkować?

- Zaraz. - powiedział patrząc na Malkaviana z zaciekawieniem i niezrozumieniem. -Czyli, reasumując. Dostaliśmy małe karteczki, w których zachęcają nas do walki z Sabatem i mówią, że karteczki nas ochronią? Dobrze zrozumiałem? - spytał dość zdezorientowany Tremere.

- W zasadzie było tam coś o tym że Sabat nie będzie nas bił i kopał, jeśli się nią zasłonimy i udowodnimy że my to my, to znaczy Drużyna Ryzykownego Ratunku działająca z ramienia Camarilli w osobie naszego Księcia. Niestety, mam wrażenie, że mało który członek Sabatu będzie chętny do przedstawienia mu potrzebnych informacji, upewnienia się co do naszych tożsamości i tak dalej, ba! Wątpię by był chętny do podjęcia jakiegoś dialogu w ogóle. -Caesar nabrał tchu.- Oczywiście, pomijając naszą jasnowłosą koleżankę...

- W ten sposób. Co z tym, czy będzie chętny, czy nie, jeśli nie przekażą WSZYSTKIM Sabatnikom, że jesteśmy objęci protekcją. Właśnie, wracając do naszej jasnowłosej koleżanki. Jak myślisz, co z nią zrobimy? Jeśli dobrze pójdzie to możemy ją przeciągnąć na naszą stronę. Bo jak na razie nie widzę jakiś innych specjalnych jednostek, które byłyby równie warte zainteresowania. Mogą być, ale w tle, nie w ogniu planów i źródle działań. Co myślisz? - spytał Kenneth podnosząc filiżankę i zwilżając usta, bo miał suche, a pozory też trzeba trzymać.

- Myślę, że moje doświadczenie życiowe i nie życiowe, to znaczy doświadczenie w życiu, w życiu po życiu i życiu w pożyciu, podpowiada mi, że jeśli kobieta raz się zkurwi i zdradzi, to niema co zakładać, że się zmieni dla kogoś, a już na pewno łudzić, że zmieni dla ciebie. Jeśli mamy w koterii kreta, to chwasta trzeba wyrwać drogi Kennecie. Nie morduję swoich ofiar gdy się pożywiam, gdyż nie uważam, żeby to było moralnie odpowiednie, ale jeśli ktoś dybie na moje życie lub nie życie, to nie zawaham się bronić. Bóg już nas osądził, więc zabicie jednego z nas to ulepszenie tego świata. Żyję, a raczej egzystuję w tym cholernym czyśćcu, dopóki prowadzę “porządne” nie-życie. Zrozumiałem już za co spotkała mnie taka kara, i zamierzam jeszcze sporo czasu spędzić tu pokutując i nie wybieram się do piekła z pomocą żadnego Sabatnika, Szabaśnika czy innego popaprańca. Chcę zrobić to, czego Książe ode mnie oczekuje i odebrać za to nagrodę w postaci odrobiny niezależności i co za tym idzie świętego spokoju. Nie mam ochoty oglądać się ciąglę przez ramię i czekać aż sprawdzi się powiedzenie “nie oglądaj się za siebie bo ci z przodu ktoś”, przepraszam za mój język Kennecie “ktoś przyjebie.” Krótko - trzeba sprawdzić tą blondynkę i to jak najszybciej.

- Mi się wydaje, że możemy nią manipulować i ograniczyć jej pole działania, tak, żeby była przydatna i nie była niebezpieczna.

-Chyba urywając jej ręce i nogi. No a przynajmniej zasadzając jej klina, to znaczy się kołka...

- Jak dla mnie można ją podejść i odwrócić jej trochę hierarchię wartości. Poza tym, nie ma prawa nic nam zrobić, skoro mamy te całe listy żelazne. Jak coś, można nosić przy sobie kołek na wszelki wypadek, ale jak dla mnie lepiej jest zmienić wroga na przyjaciela.

-Za chwilę zacznę się bać, że dla Ciebie wybranie strony w tym konflikcie, to jak decyzja o sposobie urania na wieczorny bal. Niby to co eleganckie i stosowne, pozostaje niezmienne, ale jednak ekstrawagancja kusi prawda? Mnie swoją drogą zastanawia fakt istnienia takich listów żelaznych samych w sobie. Jeśli one faktycznie działają, znaczyć to będzie, że cały ten Sabat jest naprawdę dobrze zorganizowany i działający jak w zegarku. Wyobrażasz sobie, żeby unas ktoś coś takiego popełnił? Brujah zapluli by się ze śmiechu na ten przykład. Doprawdy, nie wiem co gorsze, żeby te listy okazały się nic nie warte, czy jednak wprost przeciwnie. Co do tego, co powiedziałeś, to niewiele zmienia w całej sytuacji. Potrzebujemy się jak najszybciej dowiedzieć prawdy na temat tej całej M. Niezależnie od tego, co mielibysmy zrobić z ta prawdą potem. Nie dzielmy skóry na nie upolowanym niedźwiedziu, tylko poszukajmy na niego jak największej strzelby. Masz jakieś pomysły jak możemy ją rozpracować?

- Wydaje mi się, że tak. Kluczem będzie ta pieprzona lampka nocna. Wydaje mi się, że moi znajomi, będą w stanie ją przeskanować i zobaczyć, czy został na niej naznaczony jakiś... ktoś i z kim miała kontakt ta lampka. Potem, jak dostaniemy nowy trop, będziemy mogli ogarnąć sprawę i dostać się do tego kogoś. Jeśli nie, to spróbujemy z czymś innym, ale raczej ktoś z moich znajomych będzie musiał pracować na rzeczach z pokoju M. więc wtedy, trzeba by było ją wywabić i zająć czymś, żeby badania były skuteczne i tajne oczywiście. Jeśli nie, to wtedy będziemy się martwić.

Fight Club.
Gdy rozmawialiście sobie w lokalu nagle do Kennetha podeszła jakaś dziewczyna, młoda kobieta i przywitała się z nim, machając Ceaserowi jedynie głową. Coś szeptała mu na ucho i nagle Kenneth dotknął ręką podłogi i odskoczył, Czarna spadła obijając sobie tyłek, a stól majestatycznie wypierdolił się obok. Wampir powstał z podłogi i zaczłą masakrować zebranych tam śmiertelników. Ich krzyki były przerażające i wszyscy starali się uciec - jedni przed tym co zobaczyli, a inni przed tym co ich napierdalało, tym bardziej, że wampir miał pełno kolców w sobie, wychodzących spod skóry. Nagle ktoś zawołał z tłumu:
- Czarna, Czarna, skarbie, uciekajmy stąd, koooochaaaanieeeee

Kenneth nie miał zamiaru czekać, aż Tzimisce zajmie się nim, lub Czarną. Właśnie! Kto krzyczał? Nie ważne. Ważny - Tzimisce. Wyciągnął pistolet, który dostał od Księcia, przeładował, wycelował i zaczął strzelać w cielsko wampira starając się wycelować w głowę monstrualnej formy wampira.

Nagle odezwały się strzały. Stał Kenneth obok niego M. Tzimisce zgarnął w głowę, przecylając się do przodu po czym w szyję, a kule zmiażdżyły jego kręgi. Wampir padł na podłogę, a Rany powoli zaczęły się regenerować. Macie szansę go dobić, zakołkować i zafundować mu przeczekanie do świtu na zestawie wypoczynkowym “Jezus”. Tak czy inaczej Kenneth zauważyłeś kantem oka, jak jakiś dobrze budowany facet wynosi nieprzytomną Czarną mówiąc coś:
-Będzie dobrze kochanie, Wszystko będzie dobrze
Ci, którzy tu byli mogli zobaczyć jak załadowaliście prawie dziesięć kul w łeb tej istocie, zanim nie przestał się ruszać. Nagle ciało, ledwie “żywe”dostało kilka razy kołkiem i całkowicie zamarło w bezruchu. Słychać było ryk syren w oddali.

Kenneth, gdy tylko zobaczył, jak ktoś wynosi Czarną rzucił się w stronę drzwi biegnąc jak najszybciej potrafi za uciekającym mu mężczyzną.

Wybiegłeś na zewnątrz. Widziałeś faceta co chwile go gubiąc, gdy tłum się rozrzedził, zauważyłeś, jak ten facet niesie Czarną na rękach, ona tylko rzekła tak, żebyś mógł to usłyszeć, jak ci się zdawało:
- Mój wybawco

Kenneth początkowo upadł na kolana słysząc to. Nie! To niemożliwe, ona musi grać, przecież... ten związek był długi i... trwały! To musiała być gra! Tak, to musiała być jakaś ukryta inforamacja, prośba o pomoc! Na pewno! Zerwał się na równe nogi i podbiegł do stojącej pary. Wycelował lufą pistoletu w mężczyznę.
- Nie musisz się już bać. Chodź tu do mnie, kochanie. A Ty gnojku powiedz mi, czego chcesz od mojej dziewczyny! - krzyknął, a w jego oczach płonął wieczny ogień.

Facet wyglądał na przerażonego z powodu widoku broni. Czarna tylko spojrzała się na Ciebie i wywrzeszczała, tak, że wszyscy mogli to słyszeć:
- WIEM O EMILY, O TOBIE I O TYM CO ROBICIE RAZEM, JAK CI OBCIĄGAŁA, WIEM JAK MNIE ZDRADZAŁEŚ. JESTEŚ POPIERDOLONYM WAMPIREM-EROTOMANEM, NIE CHCĘ CIEBIE WIĘCEJ ZNAĆ. nIE JESTEŚ JUŻ CZĘŚCIĄ OPUSTOSZAŁYCH, A TA TWOJASZMATŁAWA DZIWECZKA, MOŻE OBCIĄGAĆ CI DALEJ.

-Co?! Emilie to zwykła służka, ghul, nic nie znaczy. Mogę ją dla Ciebie zabić jeszcze dziś! Błagam Cię, nie rób ze mnie zwykłego, pustego gnoja i nie porównuj mnie do zwykłej pijawy, jestem częścią Opustoszałych, jestem też częścią Ciebie! Nie możesz się mnie wyrzec z powodu zwykłej rzeczy. Ty jesteś moją miłością, ghul to tylko nic nie warty śmierć, rzecz, którą można zniszczyć i wyrzucić! - odrzekł, a jego dłoń zaczęła się trząść.

Wtedy, bez ostrzeżenia, facet do którego celowałeś zamienił się w Emily. Delikatnie odstawiła Czarną w załamującym się głosem odpowiedziała:
-Miałaś rację... miałaś rację co do niego- oczy zeszkliły się, łzy pociekły po policzkach.
-Strzelaj... jestem tylko śmieciem... jestem nikim...bo Ciebie kocham, bo ty kochasz Czarną, bo ją zdradziłeś... nic dla Ciebie nie znaczyłam... strzelaj zatem dupku bo tym tylko jesteś, zwykłym dupkiem, który nie zasługuje by żyć... Zapomniałam - ty już jesteś martwy.... Czarna spoglądała to raz na Ciebie to raz na nią. Płakała. Płakała, a jej usta nie mogły się zacisnąć. Łzy ciekły jej po policzkach, pięściami, biła w chodnik na którym staliście. Nie mogła powiedzieć słowa, lecz widać było wyraz bólu na jej twarzy... Bezradność... Tylko coraz głośniejsze wycie syren rozrywało tę ciszę wypełnioną płaczem.

Kenneth rzucił pistolet pod nogi Emilie. Uklęknął, spuścił głowę.
-Emilie. Byłaś dobrą służką. Chciałem poprosić Księcia o pozwolenie przemiany Cię i wprowadzenia do klanu. Masz potencjał, a ja mam egoizm. Czarna. Nie okazałem Ci należytego szacunku, to prawda. Nie jestem wart ani Ciebie, ani Emilie. To ja tutaj jestem śmieciem, nie jestem nawet człowiekiem, jestem marną imitacją życia. Jeśli chcecie odebrać mi siebie, zabijcie mnie, lub poczekajcie ze mną na pierwsze promienie świtu.

Emilie nagle rzuciła się na broń i przyłożyła ją sobie do skroni. Ze łazami cieknącymi po policzku, patrząc się głeboko Tobie w oczy, powiedziała cicho:
- Kocham Cię- i chciała pociągnęła za spust. Dało słychać się wystrzał i broń jej wyleciała z dłoni i odtoczyła się kawałek dalej.
Kenneth rozejrzał się chcąc zobaczyć źródło, które trzyma go jeszcze przy życiu. Kto uratował Emilie?
Obie dziewczyny płakały już na całego i próbowały okładać pięściami Kennetha, ich zachowanie było typowe dla wszystkich osób które kochają, a zostały zdradzone, rzucały wyzwiskami, ludzie już zdążyli uciec. Groteskowo to wyglądało.
Kenneth też płakał i leżał na ziemi. Jednak po chwili coś do niego dotarło. Jeśli się stąd nie wydostaną, nawet jego wtyki w policji nic nie dadzą, jeśli ich zobaczą przed pełną krwi kawiarnią. W najmniej oczekiwanym momencie chwycił rękę Czarnej i wgryzł się spijając troszkę krwi, tyle by została oszołomiona. To samo uczynił zaraz z Emilie. Gdy bezwładnie osunęły się na ziemię. Kenneth wziął Czarną na ręce i krzyknął do Caesara.
-Weź Emilie, musimy się stąd zwijać!

Caear przez kilka sekund stał jak wryty. Na plecach dźwigał zakołkowanego Sabatnika, a jego kompan, lovelas jak się okazywało, kazał mu właśnie targać ze sobą jeszcze jedne zwłoki. -Nie przeginaj Kenneth, sam wybieraj albo targasz obie albo... idziemy, mamy tylko kilka minut!

Kenneth wziął się, zacisnął zęby i zarzucił Emilie na prawe, a Czarną na lewe ramię, po czym bardzo powoli ruszył za Caesarem.

Została ledwo ponad godzina do świtu. Macie blisko do schornienia Malkaviana. Być może motorem szybciej dotrzecie do willi ale nie w tyle osób. Trzy wampiry w tym jeden zakołkowany i dwoje - było, nie było- śmiertelników.
Dotarliście na tyły budynku, gdzie znajdowało pomieszczenie prowadzące na dół do kanałów. Zamknęliście za sobą drzwi przeciwpożarowe na cztery spusty i czekaliście chwile. Po chwili usłyszeliąście dwa przeciągłe gwizdnięcia i z cienia wyszły dwie groteskowe postacie:
- Cóz to się stało, szefowie, cóż to majstrzy zrobiliście...i co macie ze sobą zakołkowanego?- Jeden z nosfertów nie posiadał prawego ucha, a drugi miał wpoykrzywiane zęby, przypominał jakiegoś dzika albo ogra z bajek.

Kenneth spojrzał najpierw na Nosferatu, później na Caesara. Za bardzo nie wiedział co powiedzieć więc wyczekująco patrzył na Caesara. Po rozmowie z Emilie i Czarną był już wyprany z elokwencji i pomysłów rozmowy, poza tym nigdy nie miał za bardzo do czynienia z Nosferatu, więc zdecydował się pozostawić wszystko w rękach Caesara.

-Caesar, podopieczny Starszego, porzucony przez swojego Ojca z klanu Malkavian. Przyjaciel Arthura z klanu Nosferatu, na którego osobę powołuję się stając u wrót waszego podziemnego królestwa. Towarzyszy mi Kenneth z klanu Tremere, jemu natomiast towarzyszą chcąc nie chcąc jego dwie podopieczne. Ja natomiast mam ze sobą obezwładnionego napastnika który winien jest próby złamania przynajmniej dwóch Tradycji, przede wszystkim Maskarady oraz próby zabicia nas oraz wielu śmiertelników. Działamy z polecenia Księcia naszego miasta i z tego powodu zostaliśmy napadnięci. Proszę o azyl w waszym królestwie, możliwość skontaktowania się z Księciem i umożliwienie nam przedostania się do naszych schronień. – odrzekł Caesar.

Nosferatu popatrzyli na siebie, później na was. Jeden z nich, ten bez ucha przemówił:
- Tak się składa, że Marcy o was wiele mówiła, wierzymy wam. Możecie zejśc, jesteście mile widzianymi gośćmi. Zejdźcie na dół. Tam będzie stał Johnny, on was zaprowadzi do naszych “pokoi gościnnych” i będziecie mogli poznać naszego starszego tutaj - Alastera. - odsunęłi się przepuszczając was.

Kenneth skinął głową i w milczeniu ruszył wgłąb korytarza. Niósł na sobie Emilie i Czarną. Teraz pytanie, co one powiedzą, jak zbudzą się w cuchnących kanałach Nosferatu razem z ich... zdrajcą? Jedna myśl wbiła mu się w czoło - “Masz przejebane stary... masz cholernie przejebane...” Był zrezygnowany, ale starał się wciąż myśleć co im powie, jak się obudzą i jak zareagują. “To ja już wolę walkę z Sabatnikami....” - pomyślach i westchnął bezgłośnie.
 
Vampire jest offline  
Stary 19-01-2011, 21:24   #24
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Agenci w willi

Fiath dotarł do biurowca księcia, na parkingu motor stał tak jak go pozostawił. Łut szczęścia albo jeszcze nikt nie zwrócił na niego uwagi. Po wejściu na motor dojechał na pół godziny przed świtem. Akurat.

Siedzieliście w willi. Każdy w swoim pokoju i kładliście się powoli na odpoczynek i przeczekanie dnia, zapewne kolejna noc przyniesie odpowiedzi i nowe pytania, siedzi was tam w sumie połowa, bo Brujah gdzieś uciekł, tak samo jak ten cały nawiedzony Malkavian razem z Kennethem. Jedynie wy pozostaliście tutaj. Uciekli z czekami? A może po prostu nie ufają księciu albo wam i postanowili przesiedzieć we własnych schronieniach?

Agenci poza willą
Tak czy inaczej przed samym tylko zejściem do kanałów słyszeliście wyjące syreny. Nosferatu przetransportowali was kanałami do miejsca, które można by uznać za swego rodzaju asylum. Albert już czekał i przywitał was nader serdecznie.
-Witajcie, witajcie panowie, jak widzę, jesteście zmęczeni trudami nocy i gości mamy… żywych, bydło albo ghule. Witajcie w moich skromnych włościach, rozgośćcie się i poczekajcie do następnej nocy w bezpiecznym schronieniu- mówiąc to patrzył się cały czas na zakołkowanego Tzimisce.
- Jednak, gdzie moje maniery, idźcie najpierw odpocząć. Ty zaś- Tutaj zwrócił się do Ceasera- zostań, chętnie z Tobą pomówię, zamienię dwa słowa na osobności.

Kenneth został zaprowadzony wraz ze swoimi… ale czy to nadal jego? Kobietami do pomieszczenia wyłożonego cegłami. W całkiem sporym pomieszczeniu było pełno śmieci, jedno biurko, kilka trumien i to wszystko.

Następna noc

W willi było spokojnie, jak zwykle, nic ciekawego się nie działo. Ci którzy zobaczyli laptopy i skrzynki mailowe dostali wiadomość od księcia.
Cytat:
Napisał ”mail od księcia”
Nosferatu zdołali coś ustalić. Jest adres komputera z którego wczoraj wysłali wiadomość. Oto on : King Alley 34/5. Zbadajcie sprawę jak najszybciej.
Za chwilę zjawił się Kenneth. Nie wiadomo czy bardziej był wściekły czy może jednak smutny albo rozgoryczony. Niósł gazetę z dzisiejszego dnia, pozostawioną przez kamerdynera albo innego służącego na stoliku. Tytuł bił po oczach, jego klub nie istniał, wyleciał w powietrze. Do tego umówione spotkanie...

Spotkaliście się w salonie w ogólnym milczeniu stojąc tam dłuższą chwilę...

Kenneth rzucił tylko jedno zdanie:
-Caesar nie żyje...
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 28-01-2011 o 10:59.
one_worm jest offline  
Stary 27-01-2011, 22:07   #25
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Caesar stał w niewielkim pomieszczeniu razem z przedstawicielem Nosferatu. Z początku patrzyli na siebie nie wymieniając słów, groteskowości całej sytuacji dodawał fakt zakołkowanego obok wampira z klanu Tzimisce. Ohydny krwiopijca wyczekiwał co młodzieniec zrobi, co powie. Z resztą, długo czekać nie musiał.
- Jesteśmy lojalnymi wampirami, lojalnymi tradycji oraz maskaradzie, prosimy Cię więc o schronienie w twej domenie, jedynie czego pragniemy to spokojnie przedniować, a potem wrócić do towarzyszy.
-Dobrze, niech tak będzie... a ten tutaj, to kto? Dlaczego jest zakołkowany?
-Sądziłem, że zostałeś już uświadomiony odnośnie tego co miało miejsce na powierzchni, oraz odnośnie jego tożsamości...
Myśli Caesar’a wciąż nie opuszczała lampka nocna. Ta przeklęta lampka nocna!
-W istocie. Ale wolałem usłyszeć to z twoich ust. Dobrze więc. Jako, że jesteś młody i pozostajesz na terenie mojej domeny... zezwalam Ci na dzień odpoczynku. Udaj się niezwłocznie do swojego kolegi. Korytarzem prosto i trzecie drzwi na lewo. Unieruchomione ciało sabatnika pozostanie tutaj. Tak na wszelki wypadek.
Ostatnie zdanie zostało wybitnie zaakcentowane. Czyżby wciąż im nie ufał? Ale co było robić? Młody wampir ruszył przed siebie rzeczonym korytarzem.

Nim uczynił nieco więcej jak kilka kroków pojawił się kolejny Nosferatu. Był to Arthur. Zrobił tylko mało subtelny znak ciszy palcem i zaczął szeptać młodzieńcowi coś na ucho, Ten pokiwał ze zrozumieniem. Brzydal zniknął. Caesar zresztą też.

Kilka chwil później, Caesar dosłownie znikąd pojawił się przed Kenneth’em. Ten omal co nie podskoczył z wrażenia. Czegoś takiego zdecydowanie się nie spodziewał. Jedyne co cisnęło mu się na usta to proste pytanie: “ale jak?” Tak, czy inaczej, nim zdołał zamienić ową myśl słowo, dopiero co zmaterializowany wampir rzekł:
- Jesteśmy w poważnym niebezpieczeństwie, to teren Sabatu, a oni nie będą raczej zadowoleni, że zakołkowaliśmy im kolegę. Jednym słowem - bierzmy dupę w troki, a laski albo na ramię, albo zostawmy je tutaj, bo coś mi się wydaje, że zostało nam baaardzo mało czasu naszego nie-życia.

- Masz rację Caesar. Czasem trzeba wyrwać chwasta... albo nawet kilka.
Głos miał charakter chrapliwy i basowy. Brzmiał trochę jak żużel strzelający z pod opon samochodu, który rozwinął ogromną prędkość. Nad osobą zlęknionego wampira pojawił się ponury cień mierzący sobą grubo ponad dwa metry, a szerokością zajmujący nieco poniżej półtora. Ostre jak brzytwy kościane narośle i ociekająca śluzem skóra w kolorze purpury nie stwarzały jakichkolwiek złudzeń co do prawdziwej natury potworności. Podobnie z resztą jak świecące kolorem krwi ślepia o złotych tęczówkach. Czas słów dobiegł końca. Wielkie łapsko zakończone czymś w rodzaju kostnego tasaka, lub półtoraka, opadło wprost na postać z białą jak kreda facjatą.

Obydwa wampiry natychmiast odwróciły się w kierunku z którego dobiegł dźwięk. Wymyślny oręż uderzył w prawy bark po skosie i zagłębił się w korpusie atakowanego, rozcinając nieumarłe mięso i kości. Monstrum ryknęło donośnie i poderwało dogorywającego Caesar’a ku górze jak szmacianą lalkę. Wtedy stało się to, czego nikt się nie spodziewał. Nagle zaczęło robić się ciepło. A raczej niebezpiecznie gorąco... Nagle między dwoma stojącymi jeszcze o własnych siłach wampirami pojawiła się pulsująca ściana ognia. Tzimisce wykorzystał nadzianego na szpon osobnika jako środek ciężkości i sam zwinnie odsunął się z linii magicznej emanacji, wtrącając dogorywającego nieszczęśnika wprost w samo serce płomieni.


Po kilku chwilach ściana ognia zniknęła... razem z częścią podłogi. Na środku pomieszczenia znajdowała się ogromna dziura, prowadząca daleko w dół. Słychać było też szum. Ogromny, bombardujący zmysły szum. Brakowało kilku trumien. Gigant podszedł spokojnie do zwęglonych kości Caesar’a. Jego kroki odbiły się głuchym echem. Przykucnął i uważnie zlustrował pozostałości przeciwnika. Oddzieliwszy głowę od reszty szkieletu powstał i uniósł ją do góry w wyciągniętej do przodu prawicy.
- Ach, biedny Jorik! Znałem go, Horacy! Bwahahahah...
Rozłupana na dwoje komnata wypełniła się po brzegi złośliwym śmiechem. Wbijając gigantyczne szpony w nowo-powstałą strukturę tunelu, potwór zaczął opuszczać się na dół z niebywałą wręcz zwinnością. Na dole przywitała go porywista rzeka kanału burzowego. Zabierała i niosła ze sobą wszystko co napotkała po drodze. Sięgała niemal pod sufit i ciągle jej przybywało. Czyżby trójka tych żałosnych worków mięsa wykorzystała trumny aby zyskać wyporność? Nieważne. Wkrótce i tak będą jedynie karmą dla robali. Jeśli matka natura nie zajmie się sprawą jak należy, Sabat zawsze może złożyć im powtórną wizytę. Tylko przedłużali to, co i tak było nieuniknione.
 
Highlander jest offline  
Stary 28-01-2011, 11:45   #26
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Ogień trawił magię, wypalał się. Nagle stukot, jakby huk. Ktoś powiedział:
- Do trumien, i na dół. Może przeżyjecie... a może i nie ale macie większe szanse.- wykonałeś polecenie. Po chwili kiwało Tobą na lewo i prawo,
Kenneth przełamał się, by nie osunąć się w letarg. Płynął właśnie w trumnie, razem ze swoimi dziewczynami kanałem burzowym, pod schronieniem antitribu Nosferatu! Jak to się mogło stać?! Nie było czasu na rozmyślanie. Szybko wyciągnął telefon i wybrał numer do Księcia. To był jedyny ratunek w jego beznadziejnej sytuacji.
-Halo? Tutaj prezes MaxWealth, w czym mogę pomóc?- Odezwał się męski głos.
-Daj mi swojego pracodawcę! Teraz! - krzyknął prawie Kenneth. Był roztrzęsiony.
-Ale... kto dzwoni? I ja jestem swoim pracodawcą... chyba pan był łaskaw pomylić numery...
-Kenneth ze specjalnego oddziału. Dawaj mi Księcia! - wrzasnął. Nie powstrzymał się, ręce mu drżały od nerwów, nie mógł się skupić. Musiał się ratować... Książę! Jedyna deska ratunkowa...
-A. Książę... Poprosiłbym go ale właśnie śpi panie Kenneth... - zawiesił na chwilę głos- Czy coś przekazać?
-Słuchaj, płynę kanałem burzowym pod schronieniem antitribu Nosferatu. Jest dzień, a ja muszę się bezpiecznie przedostać do naszego schronienia. To raz. Dwa, znam zdrajcę, ale MARTWY nic wam nie powiem. Zorganizuj ekipę, która mnie stąd bezpiecznie wyciągnie. Inaczej Książę powiesi Cię za jaja, a potem... DAWAJ MI TU JAKĄŚ EKIPĘ! - nie wytrzymał.
- Dobrze, zrobimy co trzeba i zajmiemy się wszystkim. Tylko jeszcze mógłbym poprosić jakieś wskazówki odnośnie tego czym płyniecie? Bo domyślam się, że nie wpław.- odpowiedział facet w słuchawce.
-Płyniemy w... trumnach. W trzech trumnach, oprócz mnie są jeszcze dwie osoby, to ghul i śmiertelniczka. Je wystarczy, że odstawicie do klubu DeathCrow.
- Zaraz, jak rozumiem jest trójka osób, w tym pański ghul i jedna... śmiertelniczka? Przepraszam ale to narażanie maskarady... Trzeba będzie ją wyciszyć. - odrzekł zdziwiony facet, tak przynajmniej można było odczytać jego barwę głosu.
- Ona jest magiem, Opustoszałą. Wie o wampirach, wilkołakach, upiorach i innych fajnych pierdołach szwendających się po świecie. - poprawił się Kenneth.
-Rozumiem. Zatem transport dla trzech osób w tym dla jednej pani mag. Dobrze, załatwimy wszystko co trzeba. Czy to wszystko?- zapytał się służalczym tonem facet po drugiej stronie.
-Tak... mam jedną sugestię... POSPIESZCIE SIĘ! - zaakcentował dość potężnie ostatnie słowa, po czym zakończył rozmowę, wsunął się głębiej do trumny i zamknął wieko. Bał się jak nigdy dotąd. Wiedział, że w każdej chwili mogą złapać go Nosferatu, ale niespodziewane promienie słońca były tak samo zabójcze, jak obrzydliwe wampiry. Pełen nadziei i strachu... zapadł w letarg.

Przynajmniej ludzie księcia się spisali. Głównie dlatego, że w willi znalazł się Kenneth jak i jego ghul. Ghul poszedł spać, biedna Emily nie miała sił i była wyczerpana. Tak samo Czarna, ale o tym Kenneth wiedzieć nie mógł. Została od stawiona gdzieś, a z kolej książę dzwonił i domagał się natychmiastowych wyjaśnień...
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 01-02-2011 o 23:59.
one_worm jest offline  
Stary 01-02-2011, 21:21   #27
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
M. spała sobie bardzo smacznie. Obudziła się następnej nocy, w jednej z dostępnych w podziemiach trumien. Sebastian, już odkołkowany i napity, siedział i rozmawiał o czymś z Nosferatu. Gdy dziewczyna dała znać pozostałym, że już nie śpi, naznaczony szpetotą wampir pokłonił się i przemówił:
-Widzę,że jednego z nich załatwiłaś. Gratuluję. Nie potrzebny nam ani ten Tremere ani ten drugi, co to go zlikwidowałaś. Sebastiana zdaję się już znasz...
Rzucił jej pytające spojrzenie. Przytaknęła, po czym zwróciła się do znajomego:

- Ech, Sebciu! Słońce ty moje, brak mi sił do Ciebie! Dać się tak podejść! Ile razy przerabialiśmy szpiegowanie w formie krwi? Kąty. Zaułki. Łuki w konstrukcji budynku. Przemieszczanie się pod parkietem, albo nawet i za ścianą. Było tyle sposobów dzięki którym mogłeś uniknąć przyozdobienia swojej potylicy tym mało gustownym ołowiem... i to przez kogo? Jakiegoś lunatyka, czy innego pseudo-Nosferatu?
M. przeciągnęła się jak kocica i zasłoniła ziewające usta. Następnie zganiła nieostrożnego sojusznika palcem, trochę tak jak poirytowana Mary Poppins.
- Chociaż dobrze się już czujesz? Zagoiłeś już wszystkie odniesione rany? Przyznam, że ryzykowanie moich czterech liter żeby uratować Twoje było trochę dziecinne, ale miało znajomy posmak słusznej sprawy... i dobrej zabawy.
Rzuciła mu swój markowy, rozbrajający uśmiech.

Skinął głową nieznacznie:
-Dziękuję. Tamta kobieta, nie wiem kim była, ale wiedziała. Wiedziała, że tam jestem. Nie wiem jak to określić, oni zostali uświadomieni co do mojej obezności. Nie chodziło nawet o to jak się poruszałem, bo dopiero jak przyszła ta czarnowłosa to się połapali.
Blondynka pokręciła głową z rozczarowaniem.
- Ja widziałam Cię już sporo wcześniej. A skoro ja widzialam, to mogli i oni. Niezależnie od tego jak bardzo zdawali się nieuważni. Tak czy siak... masz rację. Tamta dziwka ubierająca się w Hot Topic faktycznie była magiem. Podczas wyjątkowo melodramatycznej scenki odprawiała jakieś szachrajstwa na drugiej dziewczynie... iluzję której poziom zawstydziłby niejednego Ravnosa.
Przez całą swoją wypowiedź, M. obficie gestykulowała, najwyraźniej chcąc dodać sobie wiarygodności lub pewności siebie.
- W każdym razie, powinniście się przemieścić, bo ten smętny bubek niedługo tu wróci, zapewne przyprowadzając kolegów. No chyba, że macie jakiś lepszy pomysł?
Wstała na równe nogi i przeszła kilka kroków, chcąc rozprostować kończyny.

-Mogę zagwartantować...- rzekł Nosferatu-...że nie wróci. Camiarilla ma teraz inne zmartwienia na głowie. A nawet jeśli nie ma, to niebawem mieć będzie. Możecie zostać jak długo chcecie, nie musicie się o nic obawiać.
Po tych słowach Sebastian dodał trzy grosze od siebie:
- Pewnie i tak już jest martwy razem z resztą osób które tam były...
- Tak, a ja jestem zakamuflowanym przedpotopowcem. W sumie, to wasza broszka, ale radzę na siebie uważać. Ja nie uwierzę w śmierć tamtego idioty i jego dziewuszek, dopóki nie zobaczę podeszłych wodą ciał i odpowiednio ich nie przebadam. Tak jak tego nieszczęsnego "chwasta".

Czule poklepała poczerniałą czaszkę przypiętą do paska od spodni.
- Ech... widzisz Sebastianie, cały czas sprowadzasz mnie na złą drogę. Myślałam, że zacznę od nowa, że pięknie urządzę sobie nieżycie na ganku Camarilli. A Ty nierozważnie dajesz się zakołkować i zmuszasz mnie do heroicznych akcji partyzanckich niczym nieumarły Rambo...

- Cała przyjemność po mojej stronie - odrzekł Sebastian.
Nie wiedziała już co o nim myśleć. Był niepoprawny i nigdy się nie zmieniał. Kto wie, może zaryzykował całą tą sytuację tylko po to żeby zmusić ją do działania? Do uratowania jego skóry i ponownego dołączenia do rozgrywki po „słusznej” stronie? M. zastanowiła się nad tym przez chwilę, ale szybko odrzuciła nowo-powstałą teorię spiskową. Nie, nawet on nie ryzykowałby swoją egzystencją w tak błahym celu. Nie mógł być aż tak wielkim idiotą, prawda?
- Spadam stąd moi mili. Nie wiem czy wyjeżdzam z miasta, czy tylko zmieniam dzielnicę na taką z ładniejszymi widokami. Możecie uznać, że jadę na cholerne wakacje, z dala od waszych przepychanek. Bo sobie zasłużyłam, a co! Będę z powrotem za około dwa tygodnie, nie wcześniej. Wtedy też zacznę się wkręcać na powrót do naszych. Do tego czasu możesz mnie traktować jako wolnego agenta. Jakich pełno w naszym klanie.

- Gdziekolwiek się udasz, uważaj na siebie. Przez te dwa tygodnie wiele może się jeszcze wydarzyć. No i pamiętaj o jednym: Sabatu się nie opuszcza. A jeżeli już, to nogami do przodu. Witaj z powrotem. Znów jesteś wśród braci i sióstr.
Sebastian wyrecytował starą maksymę nieco aroganckim tonem. Znów czuł się jak pan i władca świata. Dziewczyna zaśmiała się cierpko. Zbliżyła się do niego pewnym krokiem. Jakże typowym dla barowej kokietki, czy innej uwodzicielki. Czule splotła ręce za jego głową, chowając swoje delikatne palce w jego zmieżwionych włosach. Sytuacja ta byłaby zapewne krępująca dla obserwujących, gdyby zostali oni wtajemniczeni we wszystkie zależności między ową dwójką Tzimisce.
- Aww, to naprawdę słodkie z twojej strony, ale nie martw się o mnie, skarbie. Znalezienie Diabła zmieniającego wygląd i manieryzmy równie często jak ja jest niemałym wyzwaniem nawet dla najlepszych detektywów. Poza tym wiesz przecież, że potrafię o siebie zadbać jak mało kto. Doceniam jednak twoją troskę. Ty też bądź ostrożny... nie chciałabym wrócić i odnaleźć Cię w formie kupki prochu.
Skończyła szeptać słowa do jego ucha. Następnie niechętnie zwolniła swój “namiętny” uścisk i powoli oddaliła się w mrok, znikając z ich pola widzenia. Miała przed sobą jeszcze całą noc pełną niezapomnianych wrażeń.
 
Highlander jest offline  
Stary 07-02-2011, 10:41   #28
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
M.

M. szła ulicą przechodząc przez kolejne skrzyżowania. Śmiała się pod nosem z jakiegoś powodu uśmiechała się. Przeciętny śmiertelny dałby się zwabić na jej słodki uśmieszek ale nie tym razem. Szła drogą przed siebie i zastanawiała się co dalej. W końcu cała noc przed nią, wszystko będzie się kręcić jak zniknie na kilka dni, dwa, trzy, odpocznie. "przejdzie wewnętrzną metamorfozę" - i zaśmiała się szczerzej. Wiedziała jedno - biskup już wie po czyjej jest stornie, nie wiadomo co z lokalnym władykiem tego miasta, pożal się boże księciem. To jednak nie jest takie proste. M. wzruszyła ramionami i przeszła na drugą stronę ulicy, znikając na kolejnym skrzyżowaniu.

Willa

W willi wszyscy siedzieli. Przejęli się trochę śmiercią Malkaviana. Dobrze, nie był on może ulubieńcem wszystkich czy jakimś wielkim wojownikiem ale był, mimo wszystko w swój specyficzny sposób bycia nikomu nie przeszkadzał. Ravy wstał rzucił coś o teście motoru i wyszedł z pomieszczenia. Po kilku chwilach dało słyszeć się ryk silnika, motor został odpalony, a Ravy odjechał. Po chwili milczenia wstała Milla i rzuciła jakiś tekst o robieniu sobie fryzury czy dobieraniu ciuchów na bal, na którym się zobaczą za te kilka dni i także poszła, ponoć do swego schronienia. Keneth został sam w pokoju. Jego przemyślenia czy siedzenie raczej przerwał dzwonek do drzwi. Ktoś ze służby zawołał wampirzycę. Siedział dalej i zastanawiał się, co u diabła go podkusiło, jak do tego doszło. Wydarzenia ostatnich dni po prostu były przytłaczające, spojrzał się w próg drzwi do salonu stała tam Emily, ubrana do wyjścia.

Tymczasem na pierwszym piętrze siedziała pewna para, małżeństwo, można by rzecz. właśnie rozstawiali walizki ze sprzętem. Sprzętem do niszczenia wszystkiego co chce się usunąć bądź zniszczyć. A sporo było tam broni.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172