17-12-2010, 21:45 | #1 |
Reputacja: 1 | [Autorski] Wunderwaffe Sztab wojsk aliantów zachodnich - Generale ? Co sądzi pan na temat tych doniesień ? - Nie wiem .. ehh ... sam nie wiem. Przy długim stole zasłanym papierami i mapami siedziały cztery osoby. Pierwszym rozmówcą był amerykański oficer wywiadu, który przeglądał intensywnie mapy z nagłówkiem "Antarktyda". Drugi to amerykański generał, a dwaj pozostali reprezentowali rząd brytyjski. - Panowie, czy rząd brytyjski wyśle tam swoich ludzi ? Głos zabrał generał brytyjski, siwy, z twarzą poznaczoną bliznami czasu i nieco szpakowatą. - Rząd jej królewskiej mości nie chce otwartego konfliktu na tym terenie. Możemy posłać niewielką grupę spadochroniarzy .... głównie polaków. - Polaków ? Tych ... no ... z Europy środkowowschodniej ? Rosjanie i Niemcy zaatakowali ich we wrześniu, zgadza się? - Tak jest, będą dobrze walczyć. Zapadła cisza, którą przerywało tylko ciche buczenie elektrycznego wiatraka-żyrandola i ciche postukiwanie oficera wywiadu palcami w biurko. Rejon "Antarktis III", Amerykański bombowiec Zamieć była niewyobrażalna. Piloci nie widzieli nic przed sobą, okna zalepiał gęsty, lepki śnieg. Mróz ściskał drzwi samolotu i serca lotników. Bombowcem trzęsło niemiłosiernie. Wszyscy z grozą patrzyli się na lampkę i czekali aż zapali się zielona. Skok ze spadochronu w pełnym, zimowym obraniu i z taką ilością sprzętu nie będzie łatwy - to było pewne. Lot trwał niezbyt długo, samolot startował z okrętu, ale spadochroniarze myśleli, że lecą już od kilku godzin. Przeraźliwy mróz zmieniał każdą sekundę w minutę. W końcu ktoś z głębi samolotu krzyknął - Dobra panowie, szykować się! Przez gruby zimowy kożuch, w jakich zresztą byli wszyscy tutaj obecni, nie można było poznać kim on jest. Mundury i zimowe ubrania nie miały obszyć jednostek i flag narodowych, zabroniono zabierania ze sobą jakich kolwiek akcentów narodowych. Gdy wszyscy już wstali, drzwi z trudem otworzył oficer i rzucił do nich - Po skoku kierujcie się na południowy-wschód! Po około półgodzinie marszu zobaczycie zabudowania! A teraz ruszać się! Mignęła zielona lampka, wszyscy bez jakiegokolwiek śladu zaangażowania wyskoczyli z samolotu jeden po drugim. Zamieć trochę zelżała, mimo drobnych kłopotów wszyscy wylądowali w głębokim do kolan, miękkim i zimnym śniegu. Zebranie oddziału trwało kilka minut. O dziwo, gdy tylko samolot zniknął z linii wzroku zamieć ustała jak ręką odjął. Grupa ruszyła na południe. Rejon "Antarktis III", Lokalizacja nieznana, Pół godziny później, Ślady grupki ludzi ciągnęły się w kierunku południowo-wschodnim. Wokół nie było widać kompletnie nic, żywego ducha. W sercach podróżników pojawiały się wątpliwości. Aż nagle, ni z tego ni z owego niemalże przed żołnierzami pojawiła się klapa w ziemi, wokół której śnieg był ubity. Nie było żadnej kłódki, nie było innego śladu życia, tylko wystający niewiele ponad linię śniegu komin wentylacyjny. Wprawne oko mogło dostrzec jeszcze jeden taki komin kilkanaście metrów dalej, za nim kolejny i tak dalej. Z samolotu nie można było ich zobaczyć na pewno. Podobnie jak niemalże białej klapy. Ze względu na mróz zdawało się, że uchwyt aż krzyczy "złap mnie i otwórz tę cholerną klapę!", lecz nikt tego nie zrobił. Przez blisko trzydzieści sekund wszyscy stali tak i patrzyli się to na siebie to na klapę. Aż w końcu jeden z nich wzdrygnął się jakby dotknęła go sama śmierć. - Co się stało ? - Nic, nic .... - odpowiedział podporucznik Mathias Johansen. Tak naprawdę dał by sobie odciąć rękę, że gdzieś w oddali przez chwilę zobaczył jakąś postać, która znikła gdy tylko mrugnął powiekami, ale może były to zwyczajnie halucynacje spowodowane długim pobytem na statku, skokiem lub mrozem. Schylił się i otworzył klapę. Stalowa drabina ginęła w mroku. Wszyscy zeszli jeden po drugim. Byli w normalnym bunkrze, jakich wiele w Europie. Podwieszane lampy świeciły wątłym blaskiem, było ciepło. W wąskim na trochę ponad metr korytarzu nie było nikogo poza nowo przybyłymi. Nie było słychać żadnych głosów, kroków - nic.Podłoga była kratką nad pustą, czarną przestrzenią. Nie było widać podłoża, tylko ciągnące się tam rury. Każdy krok postawiony przez aliantów odbijały się echem po - zdawało by się całej bazie. Na ścianach nie było planów, map, instrukcji, żadnych znaków. Z przodu widać było po około dwustu metrach zakręt w prawo, gdyby obejrzeć się do tyłu nie było widać nic po około stu metrach. Światła tam zwyczajnie się nie paliły. Na ścianie zakrętu przed aliantami wisiała czerwona flaga ze swastyką. Jednak nie było nikogo, stróżów, personelu, żołnierzy.
__________________ Także tego Ostatnio edytowane przez Arsene : 18-12-2010 o 00:53. |