Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-07-2011, 00:26   #1
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
[Horror] Do Gwiazd

Rozdział pierwszy - Przybycie


- Fokus do Lotosa, słyszy mnie ktoś?
Nikt nie odpowiedział.
- Fokus do Lotosa, słyszy mnie ktoś? - powtórzył pilot i zwrócił się do załogi. - System holowania nie działa, sprowadzę nas ręcznie do doku.
- Jesteś pewien, że wiesz co robisz? - spytał Sanders.
- Oczywiście, robiłem to dziesiątki razy...
- Na symulatorze - wpadł mu w słowo dowódca wyprawy.
- Oj tam, oj tam - odpowiedział przekąśliwie pilot i skupił się na lądowaniu. - Zatrzęsie - dodał po chwili.
Faktycznie, rozpędzony Fokus uderzył w dok, wyginając nieco barierkę. Poza drobnym zarysowaniem nie było wprawdzie większych uszkodzeń statku, lecz załogą nieźle zatrząsło. Pilot spisał się po raz kolejny.
- Systemy sprawne, podtrzymywanie życia działa, filtry tlenu też. Możemy otworzyć klapę. - Pilot z udawaną skromnością sprawdził przyrządy i wyciągnął się w fotelu.
- Dobra robota! - Sanders poklepał go po ramieniu i podszedł do drzwi.
Te otworzyły się, tworząc schodki na dok. Długie na około sto metrów molo unosiło się nad przepaścią. Ogromna hala przygotowana na przyjmowanie małych i średnich jednostek była zbudowana tylko by podtrzymywać życie znajdujących się w niej. Nie było tu żadnych dodatkowych pomieszczeń, tylko dziewięć podestów, przy których można było wylądować. Na końcu pomieszczenia znajdowała się duża śluza, opatrzona napisem "Witamy na Lotosie". Za nimi powinno znajdować się Lobby i panel sterowania, do którego najpierw mieli się podłączyć.
- Zaktualizuję wasze TechNIK o dane z Lotosa jak tylko dostaniemy się do panelu. - Dowódca powiedział i ruszył pierwszy.

Na załogę Fokusa składali się: pierwszy i drugi pilot, trzech mechaników, dwóch elektrotechników, dwóch ochroniarzy, inspektor i lekarz. Ten ostatni wyglądał, jakby pił coś na niedługo przed dokowaniem. Był nieco czerwony na twarzy, ale chodził prosto. Oczywiście był też dowódca - Sanders.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=CCR35gUFzNE[/MEDIA]

Miles Torque i Johan Forester - ochroniarze - szli pierwsi, jak zawsze. Kiedy podeszli do grodzi, ciepły, kobiecy głos przywitał ich na statku. Zaraz za nimi szła reszta załogi, prócz pilotów. Podwójne, stalowe drzwi nie otworzyły się automatycznie. TechNIK Milesa błysnęło na niebiesko i kobiecy głos oznajmił: "Dostęp ochrony - poziom A". Grodź otworzyła się.

W tym momencie powinni zostać zatrzymani przez ochronę i skontrolowani. Nic takiego nie miało miejsca. Korytarz w którym się znaleźli był niemalże sterylny. Dwie bramki wykrywające metal stały mniej więcej w połowie drogi. Obok mieściło się biurko, za którym powinien być ochroniarz. Nie było go. Szyld wyświetlający informację o miejscu, do którego prowadziły następne drzwi nie palił się.

- Sprawdź komputer ochrony - mruknął Sanders do Johana.
Ten podszedł do holograficznego monitora i jego TechNIK mignął na niebiesko. Uzyskał dostęp z poziomu ochrony. Po kilku minutach przeglądania wyprostował się i powiedział:
- Nie mam dostępu do kamer z tego stanowiska, w zasadzie nie ma tu nic prócz księgi gości. Żadnego wpisu z dziś. Chodźmy do Lobby.
Hideki Kachimi podszedł do drzwi. Ocenił na szybko - spalony obwód. Mniej więcej wiedział jak działają grodzie na tym statku.
- Stąd nic nie poradzimy, coś się spaliło. Ten system powinien być wymieniony dobre dziesięć lat temu. Przejdziemy korytarzem technicznym.
- Ale... tutaj nie ma żadnych drzwi - mruknął Anton, jeden z mechaników, za co elektrotechnik wysłał mu karcące spojrzenie. - No tak - dodał po chwili.

Drugi elektrotechnik podszedł do ściany, wykonanej ze stalowych paneli szerokości około dwóch metrów. Jego TechNIK błysnęło niebieskim światłem i panel przed którym stał odsłonił ponury korytarz, w którym nie paliło się żadne światło. Kiedy mężczyzna zrobił krok w przód przy ścianie tunelu zapalił się hologram z napisem "identyfikacja, inzynier Edward Kingston". Energooszczędne lampy zapaliły się, dając dość światła by nie pozabijać się o wystające ze ścian rury.

- Gotowe - rzucił i wszyscy zniknęli w korytarzu technicznym.
Wąskie przejścia, skręcające co chwilę w innym kierunku. Edward prowadził grupę nawigując przy pomocy swojego TechNIK. Po kilku minutach kluczenia znaleźli się przed kolejnym holografem. Osobisty komputer prowadzącego mignął niebieskim światłem i panel odsunął się.

W lobby nie paliło się światło. Jedynie holograficzny panel techniczny po drugiej stronie wątle oświetlał najbliższe otoczenie. Edward zrobił kilka kroków w przód.
- Dobra, zaraz znajdę panel. Coś tu śmierdzi, czujecie?
Kiedy weszli do pomieszczenia i zostawili za sobą tunel techniczny, który zamknął się za nimi, lekarz Tony Elwood Rabourn już wiedział.
- Wdepnąłem na coś! - powiedział Edward nieco trzęsącym się głosem, będąc w połowie drogi do panelu.
- Nie ruszać się! - powiedział Sanders. - Na Boga! Stój w miejscu! Hideki!
Elektrotechnik jednak podszedł po woli do kolegi po fachu przyświecając sobie swoim TechNIK. Wywołując holograficzne menu swojego komputera podłączył się bezprzewodowo do panelu.
- Mam ograniczone pole działania - mruknął. - Ale światło włączę.
Zajęło to chwilę. Wszyscy czekali niemalże trzęsąc się z przejęcia. Nigdy nie czuli takiego zapachu. Co tam zapachu. Takiego smrodu.

I wreszcie stało się. Lampy wmontowane w sufit zaświeciły się, ukazując prawdę. Stojąc nieopodal ściany ekipa ratunkowa stała się obserwatorami straszliwego pobojowiska. Na podłodze pełno było krwi, wszędzie leżały rozkładające się ciała pracowników. Elektrotechnicy szczęśliwie lawirowali między zwłokami. Niemalże wszyscy zamknęli oczy. Wszyscy prócz lekarza. Przywykł. Budziło to w nim jedynie niemały niesmak.

Samo Lobby to duże pomieszczenie podpierane co jakiś czas filarami. Ściana na przeciwko grodzi, którą powinni wejść była oszklona. Rysował się tam piękny widok na przestrzeń kosmiczną. Po prawej i lewej stronie mieściły się przejścia do peronów wagoników kinetycznych pozwalających na przemieszczanie się po statku. Mniej więcej w trzeciej czwartej drogi między wejściem, a oszkloną ścianą znajdowała się recepcja. Ciemnobrązowy, drewniany, okalający srebrny filar kontuar, za którym mieściły się komputery. Między recepcją, a wejściem leżały ciała.

Doktor i Sanders pierwsi zaczęli oceniać sytuację. Z Martina, inspektora zarządu, wyszła chyba prawdziwa strona, a przynajmniej prawdziwe śniadanie. Nie mogąc oderwać wzroku od patrzącego się na niego tępo trupa zwymiotował. Ochroniarze stali oniemiali, a Erica McMillan łkała cicho. Była jedną z mechaników.

- Co się... wyjdźmy z tąd! - jęknął blady inspektor.
- Spokojnie. Edward, zgraj dane z panelu, Hideki zajmij się drzwiami. Panie Dodge, proszę skupić się na tym, żeby wytrzymać do czasu, aż otworzymy drzwi. Jeżeli się pan pozbiera może pan sprawdzić, czy ma pan dostęp do kamer. Za recepcją jest komputer. Miles z mechanikami, sprawdźcie resztę grodzi, Johan, pilnuj Hidekiego. Panie Rabourn, proszę sprawdzić co... kto ich zabił. I na Boga, weźcie się w garść!
 
__________________
Także tego

Ostatnio edytowane przez Arsene : 07-07-2011 o 00:43.
Arsene jest offline  
Stary 08-07-2011, 01:30   #2
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Kosmos. Czarna otchłań – niczym otwór rury kanalizacyjnej, w którą wysrał się Bóg. A ludzkość rozrzucona po nim jak pestki w gównie. W przeciwieństwie do dowódcy, doktor Rabourn nie zamierzał przywoływać imienia pańskiego nadaremno. Głownie dlatego, że nie miał wątpliwości, gdzie Bóg ma ludzi.

Doktor – człowiek tak wymięty i oklapły, jak tylko można być w wieku lat czterdziestu pięciu, spędził podróż w ciszy i spokoju, zajęty głównie pilnowaniem własnego nosa. Fakt, przed zejściem z pokładu Fokusa musiał sobie strzelić sznapsa w ubikacji, co by mu łapy latały, ale nie wadziło mu to w pracy.

Tylko jaka to była praca? Po cóż w kosmicznej misji znalazł się lekarz z dwudziestoletnią praktyką internisty? I co to w ogóle była za misja – myślał. W dwanaście osób (głównie roboli) mieli nawiązać kontakt z zaginionym statkiem górniczym. I co dalej? Jeśli Lotosa zajęli terroryści, bardziej przydałby się gwiezdny SWAT niż jacyś elektrycy. Chyba, że wszyscy na pokładzie wymarli na epidemię, wtedy będą mieli okazję się zarazić i pośmiertnie przysłużyć się nauce, badając chorobę na samych sobie. Choć zawsze istniała też możliwość, że po prostu okrętowi radiooperatorzy zastrajkowali, żądając większych przydziałów godzin w pokładowym burdeliku – w takim wypadku ratownicy nie pomogą.

Ale nic to, co do misji nie miał wyboru. Polecenie Dyrekcji. Tak to już w życiu bywa, że sobie losu nie wybierasz. Zwłaszcza, gdy masz podupadający gabinet, zadłużenie jak stąd do Alfa Centauri i nie zwindykowali cię chyba tylko dlatego, że wykazujesz niebywały talent w lizaniu dyrektorskich butów. Więc Dyrektor mówi, a ty potakujesz, mlask, mlask i lecisz w najdalsze zadupie kosmosu. Z czasem idzie sobie wmówić, że się lubi smak brudnych podeszw na języku.

Na miejscu… pustka statku była przygniatająca. Miejsce stworzone przez ludzi dla ludzkich, przyziemnych potrzeb pozbawione gospodarzy było takie obrzydliwie bezsensowne. Ale nie mieli czasu na kontemplację otoczenia. Ratownicy dziarsko ruszyli w głąb korytarzy. Ochrona robiła groźne miny do ścian, technicy bawili się w otwieranie przejść. W końcu, po idiotycznym człapaniu po korytarzach technicznych, zobaczyli…

Mięso. Urzędas się porzygał. Jeśli Tony’emu coś rosło w gardle, to był to tylko efekt diety złożonej z paczkowanych racji żywieniowych zapijanych Old Piper Synthetic Whisky. Widok zwłok go nie ruszył. Bo, widzicie, ciało to tylko mięso. Człowiek jest chodzącą kupą mięsa, funkcjonującą dzięki procesom chemicznym i impulsom elektrycznym. Gdy ustają, ginie i gnije. Zapomnijcie o wyższych funkcjach, duszy, myśli, dojrzałości. Myślicie, że to ważne, że tamten trup uważał się za dobrego męża i kochającego ojca? A tamten – o ten z urwaną żuchwą i językiem zwisającym jak połeć szynki – miał błyskotliwą i dogłębną interpretację filozofii Schopenhauer? Albo o ta – z palcami zaplecionymi wokół wyprutego jelita grubego – chciała osiągnąć w życiu coś wielkiego? Generalne pierdolenie! Przed sobą widzieli mięso. I śmierdziało tu, jak gdy wracasz z delegacji i otwierasz zepsutą w międzyczasie lodówkę. Z tych myśli wyrwał lekarza dowódca.

- Panie Rabourn, proszę sprawdzić co... kto ich zabił – polecił.

Doktor założył gumowe rękawiczki i zabrał się do pobieżnego badania denatów.

- Stopień rozkładu wskazuje na zgon nie dalej niż przed kilkoma dniami. Zwłok jest… około 80. Rany postrzałowe, od śrutu, z bliskiej odległości. Zastrzelono ich ze strzelby, typowej broni ochrony. Nie widzę przy ciałach uzbrojenia, ale niektórzy mają kamizelki kuloodporne. O, z takiej amunicji strzelano – mówiąc to, kopnął łuskę po śrucie pod nogi Milesa Torque’a.

Kolejna pestka w wielkim kosmicznym gównie mknęła w głąb kanału. A doktor Rabourn mknął z nią.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 10-07-2011, 16:07   #3
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Co go skłoniło do zostawienia swojego cieplutkiego krzesła przy biurku i wiecznie przegrzewającego się komputera? Ale oczywiście jego ambicje nie pozwoliły na monotonne i bezowocne pisanie raportów. Musiał zapisać się na coś bardziej ekscytującego i dającego lepsze wyniki. Bo w końcu szef będzie patrzył przychylniej na urzędnika, który zajmował się faktycznie kontrolami, a nie klepaniem w klawiaturę.

Czterdziesto trzy letni Martin Dodge siedział na statku i nerwowo tarł ręce. Nie ze względu na lot tylko miał taki tik. Tym razem miał ze sobą cały oddział.
Witamy na Lotosie - te pierwsze słowa zauważył po brawurowym dokowaniu. Zdaje się, ze personel chciał ich powitać balangą, ale widocznie cały alkohol wypili sami - Stąd te wraki ludzi. Lecz Martin puścił pawia, ten smród, te powywalane flaki i ogólnie burdel. Zdziwił się, że tak zareagował, w końcu wcześniej widywał takie coś... No może nie na taką skalę ale podobne, i nic mu nie podchodziło do gardła. Sanders wydał polecenia. Martin miał sprawdzić zapisy z kamer, aby nie ryzykować kolejnym pawiem kluczył między truchłami czasem skacząc niczym owca przez płotek w obrazach liczenia owiec, aby wygrać z bezsennością.
Dodge uruchomił komputer, a niebieski hologram pojawił się na tle czarnej powierzchni ściany, zapewne używanej jako "monitor". Miły, kobiecy głos powiedział: Witaj inspektorze!
Jak miło, że rozróżniają funkcje. Od razu wyszukał zapisy lecz ostatni zapis był trzy dni temu, po sprawdzeniu historii monitoringu okazało się, że ktoś skasował akurat te nagrania, które wyjaśniłyby co tu się działo. Dodge chciał sprawdzić z jakiego terminalu dokonano usunięcia - Brak uprawnień. Poziom zabezpieczenia - C.
Martin już rozumiał, jakiejś grubej rybie z przepustką na omijanie zabezpieczeń poziomu C zależało na tym, aby zamazać swoje akty agresji wobec pracowników. Jego techNIK poinformował, że na piętrze znajduje się gabinet kapitana, może tam się czegoś dowie. Prowadziła tam mała, oszklona winda. Kiedy drzwi się otworzyły jego oczom ukazał się korytarz zakręcający w lewo. A jak ten psychol żyje?
Martin przykleił się do ściany i powoli szedł do zakręcającej części korytarza. Na szczęście żadnego szaleńca z piłą do cięcia metalu nie znalazł. Za to były drzwi, pewnie do kapitana sądząc po dużych, białych literach na nich układających się w słowa: Kapitan wita. Rzeczywiście, kapitan siedział na biurku. Ale był jeden mankament - W ręku trzymał srebrny rewolwer na zwykłą amunicję, a na blacie biurka szczątki mózgu i krople krwi, sam kapitan położył sobie główkę z ziejącą nad uchem czerwoną dziurą na swoim biurku i udawał, że śpi.
Dodge westchnął i schował sobie za pas rewolwer. Dwie kule, wystarczy do samoobrony. Komputer na biurku wzywał Martina do siebie, a on przyjął wezwanie. Niestety został zablokowany, ukazało się tylko niebieskie, holograficzne tło bez jakichkolwiek zakładek. Świetnie.
W kominku w gabinecie kapitana znalazł spalone papiery, czyli za to wszytko odpowiadał kapitan. Półki na książki nie zawierały ważnych informacji, na biurku też nic nie leżało oprócz zawartości głowy. Sypialnia kapitana również nie miała niczego do zaoferowania. Cóż nic to po nim, ruszył do swoich towarzyszy, aby opowiedzieć co znalazł i co myśli, ewentualnie zawoła jakiegoś informatyka, który być może złamie blokadę w terminalu kapitana.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 12-07-2011, 03:27   #4
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Lotos… Taka piękna roślina, a jej nazwa została użyta do ochrzczenia takiej bryły stali, jakimi był statek kosmiczny. Ów statek nie miał nic z kwiatu czy to idzie o wygląd, czy też inne walory kwiatowe Zamiast pięknie pachnieć, śmierdział stęchlizną, smarem i tworzywem napędowym. Wielka kupa twardej materii, unoszona nad ziemię za pomocą dwóch silników małej mocy, w porównaniu do silników jednostek górniczych. W przestrzeni kosmicznej już przełączał się na jeden silnik średniej mocy, ale niezwykle wydajny.

John Foster siedział w samotności. Był typem, stroniącym od towarzystwa. Nie miał nigdy za wielu przyjaciół, nie miał za dużo wrogów i to go cieszyło. A więc teraz, nawet znajomi z widzenia, nie za bardzo chciało do niego się przysiąść i pogawędzić. Zresztą po co? Większość miała go za cholernego służbiste i pieprzonego kierownika, jak nie raz słyszał w stołówce pracowniczej. Ale co to zmienia? Czy jest przez jakimś człowiekiem drugiej kategorii? Czy ma się przez to czuć gorszy i zawalać powierzone mu zadania? Otóż nie. Był sobą, w swojej skórze i ze swoim własnym światem, a to, że ktoś mu źle życzył, czy nie podobało mu to że był najmłodszym kierownikiem działu mechanicznego i miał pod sobą cała grupę F, to chyba świadczyło najlepiej o jego umiejętnościach. I spokoju ducha.

Miał dobrze rozwinięty zmysł poznawczy, więc spokojnie lustrował sobie siedzących na pokładzie ludzi. Dwóch mechaników których zabrali oprócz niego, znał. Dziewczynę tylko z widzenia ze stołówki, ale Olaf pracował w tym samym oddziale, tylko w grupie E. Widywali się często, przy składaniu raportu i podsumowania dniówki. Elektrotechników również kojarzył, Edward był nawet na kilka dni w jego grupie. Tego drugiego ciężko mu było sobie przypomnieć, ale w końcu mu się to udało. Pyskaty i młody, może nawet młodszy od samego Johna. Mało ważne, ważniejsze że zna się na swojej robocie. Jeszcze widywał ochroniarzy na hali konserwacyjnej, na której pracował, ale sporadycznie. Reszta, to była dla niego czarna plama. Co prawda, kojarzył ich, ale nie tyle żeby cokolwiek o nich powiedzieć.

Popatrzył sobie na ich twarze. Inspektor zarządu patrzył posępnie przed siebie, Miles błądził myślami przy rodzinie. Gość pewnie niedługo pójdzie na emeryturę, ma już przecież swoje lata. Przed Fosterem jeszcze lata roboty, ale wiedział że mu się to opłaci. Przecież „Nowa Era” dobrze wynagradzała swoich pracowników, a podobnie i na rencie nie mili gorzej. Następnie na cel obrał lekarza. Jak mu się przed odlotem obiło o uszy, jakiś Tony, czy Tommy? Jeden pies, ważniejsze że gość wyglądał na szaleńca. Jego oczy lustrowały otoczenia równie dobrze co oczy Johna. Oczy mu się lekko szkliły, jakby się opił jakiegoś alkoholu. Przypominał trochę gościa z jakiegoś horroru, ale po części wyglądał na takiego, który zanim obliże krew ze skalpela, solidnie Cię zeszyje.

Samych lotów w przestrzeni kosmicznej John nie cierpiał, ale nie miał choroby lotniczej. Po prostu najpewniej czuł się w samochodzie, czy też na własnych nogach. Jeśli nie widział potrzeby do podrywania się do lotu, nie robił tego. A że musiał pracować na swój cholerny przydomek służbisty, nie sposób było odmówić prezesowi zarządu przyłączenia się do ekipy ratunkowej. Zresztą to co mu powiedziano, trochę go zniesmaczyło. Prawie zero informacji o usterkach mechanicznych, czy oni sobie kpią? A potem jeszcze zapytano się go, jakich narzędzi będzie potrzebował. Wybuchł gniewem, ale szybko się opanował. Wziął standardowy, powiększony zestaw narzędzi. Inne, bardziej fikuśne badziewia powinni chyba mieć na statku.

Lądowanie, to co lubił w lotach kosmicznych najbardziej, nie był zbyt komfortowy. Statek aż cały podskoczył, kiedy powłoka maszyny dotknęła sufitu doku.
”Jak oni tak latają, nic dziwnego że te maszyny mają taką krótką żywotność” – trochę pomarudził w myślach.

Wyszli na trap dokujący, sam Foster trzymał się daleko w tyle. Nigdzie żywej duszy, paliły się tylko rzadkie światła awaryjne.
„Pewnie spalili główny system energetyczny” – przeszło przez głowę Fostera.
Z politowaniem oglądał scenę, kiedy jeden z mechaników zapomniał o czymś takim, jak drzwi do obsługi i tunelach serwisowych. Na dobrą sprawę, w takiej jednostce jak ta, powinny oplątywać całą, cholerną jednostkę. Biec i wić się w grubych ścianach, pozwalając służbom i konserwatorom docierać do miejsc zagrożeń w mgnieniu oka, omijając zakorkowane korytarze, czy też zablokowane grodzie oraz śluzy. Sam Foster kiedyś chciał uzyskać przeniesienie na taką jednostkę, ale nie dostał go. Za to otrzymał awans na stanowisko kierownicze, na którym się po prostu nudził. Ale w domu, na laptopie miał już napisane cztery nowe zgłoszenia, które planował systematycznie wysyłać, aż do skutku lub zwolnienia.

Weszli do jakiegoś większego pomieszczenia, ludzie zaczęli szeptać że na coś nadeptują. Było ich tulu, że wychodzący ze drzwi Foster jako jeden z ostatnich, nie zdążył pobrudzić sobie obuwia o… No właśnie, gnijące trupy. Foster nie był z miękkich ludzi, ojciec był żołnierzem i fundował mu trening nie tylko fizyczny, ale i psychiczny. Widać Ci ludzie byli słabi, skoro dali się zabić. Powinni wykorzystać, że było ich aż tylu. A tak skończyli jako padlina.

- Spokojnie. Edward, zgraj dane z panelu, Hideki zajmij się drzwiami. Panie Dodge, proszę skupić się na tym, żeby wytrzymać do czasu, aż otworzymy drzwi. Jeżeli się pan pozbiera może pan sprawdzić, czy ma pan dostęp do kamer. Za recepcją jest komputer. Miles z mechanikami, sprawdźcie resztę grodzi, Johan, pilnuj Hidekiego. Panie Rabourn, proszę sprawdzić co... kto ich zabił. I na Boga, weźcie się w garść! – usłyszał przemowę dowódcy wyprawy, która chyba miała ich pokrzepić.
Co za bałwan! Zamiast wrócić na statek i zameldować o, bagatela osiemdziesięciu trupach, ten jakby nigdy nic każde dalej przeprowadzać akcję. A sam inspektor… Nie powinien zareagować?

Foster miał gdzieś ten cały syf. Kazano mu sprawdzić grodzie, to ruszył się je sprawdzić. Idąc starał się nie ubrudzić wojskowego obuwia we krwi, patrząc pod nogi i starając się ich po prostu unikać. Jego kompani za to byli wystraszeni jak myszy. Erica patrzyła wysoko w sufit i potykała się o ciała, jednemu nawet przypadkiem wdeptując we wnętrzności. Olaf w niewiele lepszym stanie, szedł przed siebie niczym robot. W końcu doszli do dwóch sąsiadujących ze sobą grodzi. On sam zajął się jedną z nich, pozostałą dwójkę oddelegował do następnej. Grodź mogła by wydawać się uszkodzona, ale w rzeczywistości była tylko odgórnie zablokowana. Po zdjęciu łomem osłony mechanizmów i zajrzenia do nich długim, specjalnym śrubokrętem, jego oczom ukazały się dwie kontrolki. Czerwona i zielona. Ta pierwsza się świeciła, druga była martwa. Stojący za nim i przypatrujący się jego pracy ochroniarz, zapytał się czy coś nie tak. John mu odpowiedział:
- Odgórna blokada grodzi, nie otworzymy ich stąd lub przy pomocy specjalistycznych narzędzi – z odpowiedział zgodnie z jego najlepszą widzą.
No, chyba że ktoś miał przy sobie trochę materiału wybuchowego C-17, chociaż statki tego typu miały tak potężne systemy ograniczania zniszczeń, że samego C-17 powinno być dobre pięć kilo.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 12-07-2011 o 17:07.
SWAT jest offline  
Stary 12-07-2011, 21:13   #5
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Miała to być kolejna nudna, ale dobrze płatna misja. Wstał rano, nie budził żony ani córki i tak wróci za ledwie parę dni. Porządnie się przygotował. Już sporo pracował w tym zawodzie i nie było mowy o pomyłkach profilaktycznych z jego strony. W grupie była tylko jedna osoba której Miles nie znał. Ale doktor nie dość, że wyglądał na takiego który nie chce być poznany, to zdecydowanie nie sprawiał wrażenia osoby godnej poznania. Dla Milesa przypominał zapijaczonego żula. Tak też póki co zostawił go w spokoju. Miał nadzieję, że chociaż zna się na tym co robi.

Podczas podroży rozmawiał głównie z Johanem Foresterem. Nic specjalnie ciekawego nie wynikło z tej konwersacji, ale dzięki temu wydało mu się, że szybciej dotarli na miejsce, choć Torque nie lubił zbędnego gadania. Ostatnimi czasu brakowało mu wrażeń. Pamiętał początki swojej kariery w tym interesie. Było znacznie bardziej niebezpiecznie niż teraz. Gorzej zorganizowane systemy ochronne, w tym zakresie bardziej polegano na ludziach niż sprzęcie. Miał strzelby, pistolety, oraz mnóstwo niebezpiecznej roboty która dostarczała mu mnóstwo zabawy. A później żonę. Teraz zaś, wszystko czym dysponował to kij i pistolecik powodujący paraliż. Nic czym mógł się szczycić lub chwalić. Prawie tak samo czuł się bezpiecznie z gołymi pięściami. Jednak to nie on miał się czuć bezpiecznie, a wszyscy w okół. A ludzie woleli mieć u boku ochroniarza, który miał coś w ręku czym może przyłożyć bandziorowi.

Rozejrzał się jeszcze po towarzyszach. Fostera już nie raz widział i z nim pracował, ale chłopak był strasznie skryty więc nie bardzo go znał, ale gość znał się na tym co robi. Nagle Miles dostrzegł jeszcze jedną osobę której nie zna. Był jeszcze zaspany więc mogło mu się to zdarzyć. Jak się okazało był to inspektor zarządu. No tak, ten zawsze był z zewnątrz. Ponadto Kachimi, czasami irytujący, ale dawał się lubić. Reszta tam, ludzie których łatwo było poznać i się z nimi zaprzyjaźnić, no i można było polegać, że dobrze zrobią to za co im płacą.

Lot był przyjemny (przynajmniej dla Torque, który często latał i zdążył to polubić, lub się do tego przyzwyczaić). Spostrzegł jednak, że był strasznie zmulony. Nie przez lądowanie. Cholera. Starzał się. A ostatnio nawet schudł (mimo, że uważał iż schudnąć, to odrobinę umrzeć). Nie specjalnie mu się to podobało. Mimo to wciąż był sprawny fizycznie i umiał dobrze walczyć. Mimo to była to jedna z jego ostatnich misji, odłożył już mnóstwo kasy. Zasłużył na to.

Teraz jednak skupił się na pracy. W drodze do głównego pomieszczenia rzeczywiście, coś wisiało w powietrzu. Jak się okazało była to śmierć sama w sobie. Odruchowo Miles odwrócił wzrok od sterty ciał. Był przyzwyczajony do tego, że życia przemykały obok niego z prędkością światła, ale odbywało się to w wyniku walki, więc zawsze się spodziewał, że zaraz kogoś zabije, kogoś już nie zdąży uratować. Jednak to... zdecydowanie za dużo osób, zdecydowanie zbyt brutalnie i dosyć niespodziewanie się to stało, żeby się trochę nie przestraszył. Jednak od razu ponownie spojrzał na masakrę. Nie mógł okazać słabości.

Ronald bardzo dziwnie się zachował. Powinni natychmiast wrócić i zawiadomić o tym co się stało. Nie powinni... nie mogli sami tego badać. Torque spojrzał na inspektora zarządu, ten jednak najwyraźniej niesłusznie nie podzielał obaw Milesa. Przecież nie potrzeba było żadnego doświadczenia lub rozumu by o tym zawiadomić większą ilość, bardziej odpowiednich ludzi. Jednak ochroniarz i tak nie miał nic do gadania. Miał nadzieję, że Sanders zaraz dojdzie do siebie i zrobi co do niego należ by nikogo niepotrzebnie narażać.

Miles położył rękę na ramieniu Eriki
- Uspokój się. Im szybciej zrobimy co trzeba tym szybciej stąd wyjdziemy, poza tym, masz moją gwarancję, że nic ci się nie stanie. - Powiedział do niej po czym poprowadził ją i resztę mechaników w wyznaczone miejsce, czyli do grodzi. Pozwolił mechanikom robić co do nich należało, sam powoli rozglądał się po otoczeniu.

Ekranik pod panelem nad którym pracował Foster zapalił się na czerwono.
- Coś nie tak? - Zapytał Miles, mimo iż na mechanice się nie znał. Jednak denerwowała go cisza w takiej sytuacji.
- Odgórna blokada grodzi, nie otworzymy ich z stąd, lub bez specjalistycznych narzędzi. - Usłyszał w odpowiedzi.
- A gdzie mogą być takie narzędzia? Bo wnioskuję, że ich nie masz.
- Pewnie gdzieś na statku, gdzieś gdzie mechanicy mają swoje magazyny lub u kwatermistrza. Ale słyszałem że również wojskowe C-17 świetnie otwiera takie grodzie - uśmiechnął się.

Miles poprzez TecjNIKa skontaktował się z Ronaldem. Spytał o dostęp do miejsc wskazanych przez Fostera. Jednak bez wagoników nie było mowy o dostaniu się tam. Póki co musiał zostawić wszystko w rękach innych. Nie żeby im nie ufał, ale wolał się wszystkim sam zajmować.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 13-07-2011, 01:08   #6
 
Kachimi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kachimi nie jest za bardzo znanyKachimi nie jest za bardzo znanyKachimi nie jest za bardzo znanyKachimi nie jest za bardzo znanyKachimi nie jest za bardzo znanyKachimi nie jest za bardzo znanyKachimi nie jest za bardzo znany
Młody azjata zaczął gadać sam do siebie majstrując coś przy drzwiach.
- Drzwi są wyłączone odgórnie, nie da się otworzyć z tego miejsca. Widzę prowadnice... I jest też skrzyneczka.
Starał skupić się na zadaniu nie myśląc o trupach zalegających na statku. Urocza misja. Miało być tak pięknie, wreszcie urlop, może jakaś lżejsza praca. Szlag! Wyciąga po chwili śrubokręt i dobiera się do wnętrza mechanizmu. Mimo odpowiednich działań, coś jest źle. Coś nie działa jak powinno. Szlag!
- Zamknięcie obwodu powinno starczyć, coś mi tu nie pasi...
Po krótkim rozeznaniu i porażce przy zafajdanych drzwiach idzie poinformować o wszystkim Sandersa. Taka praca, nie ma lekko. Trzeba robić, zdawać raporty. Lepiej było robić skrypty i inne bzdety za mniejszą kasę, albo naprawiać czipy w starych sprzętach. Przeklęta robota.
 
Kachimi jest offline  
Stary 13-07-2011, 19:20   #7
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Sanders miotał się jak dziecko we mgle. Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie. Kiedy wszyscy rozeszli się do powierzonych im zadań, on gorączkowo nad czymś myślał, zerkał na inspektora zarządu. Wreszcie jednak zebrał raporty i postanowił ekipie jasno przedstawić sytuację.

- Słuchajcie - na hologramach TechNIK pojawiła się twarz dowódcy. - Grodzie są odgórnie zamknięte, a inspektor znalazł komputer, który pewnie może coś na to poradzić. Podzielimy się na trzy grupy. Pierwsza, to jest ja, Olaf i Edward rozejrzymy się jeszcze tutaj, druga grupa, czyli Miles, John i Hideki odwiedzą kapitana. Macie otworzyć grodzie. Trzecia, czyli Johan, panowie Martin i Tony oraz Erica, wrócicie na statek. Zawiadomicie pilotów o tym, żeby szykowali się do odlotu i skontaktujecie się z bazą. Trzeba złożyć meldunek. Wrócicie korytarzami technicznymi, Erica ma dostęp.

Wszyscy rozeszli się do swoich zadań. Kiedy inspektor rzucił niepewne spojrzenie na ciała w jednym z nich rozpoznał znajomą twarz. Twarz brata. Zamarł i przetarł oczy. Najwyraźniej jedynie mu się wydawało. Nie zerkał już nawet w tamtą stronę.

Grupa idąca na statek


Przejście okrężną drogą nie było przyjemne. Po tym co widzieliście nawet tupot stup po metalowej kratce był niesłychanie złowrogi. Każda plamka rdzy wydawała się wam być plamą krwi.

Wreszcie Erica wyprowadziła was z tuneli i znaleźliście się w korytarzu z bramkami ochrony. Przeszliście przez niego szybko, chcąc zobaczyć wasz statek. Odetchnęliście z ulgą, widząc, że był tu nadal. Przez szybę z przodu widać było jednego z pilotów siedzącego w obrotowym fotelu i bawiącego się przyciskami.

Kiedy podeszliście bliżej zauważyliście, że drugi pilot zniknął. Przywitał was Max.

- I co? Znaleźliście usterkę? Zaraz, gdzie reszta?

Kiedy wyjaśniliście mu co się stało w lobby wstał z fotela i zaczął krążyć po niedużym pokładzie. Klął pod nosem. Wyglądał na mocno zdenerwowanego, co zresztą zaraz wyjaśnił.

- Richard poszedł poszukać jakiegoś cholernego automatu z napojami. Wiecie, na lądowiskach na ogół tego pełno, nie wrócił jeszcze. Psia mać! Nie widzieliście go?
- Nie widzieliśmy nie tylko jego, ale nikogo innego - odpowiedział ochroniarz.

Usłyszeliście, że ktoś majstruje przy statku. Najpierw ciche skrzypienie odsuwanej klapki, potem syczenie. Wszyscy nerwowo patrzyliście na klapę. Po chwili pojawił się w niej zaginiony pilot. W ręku trzymał nagniecioną puszkę orzeszków ziemnych, w drugiej dopiero co otwartą puszkę coli.

- Co macie takie grobowe miny?

Grupa otwierająca grodzie


Szybko znaleźliście się ponad lobby, w kajucie kapitana. Widok trupa, który postrzelił sam siebie nie był przyjemny dla nikogo. Zwłaszcza, że mieliście wrażenie, iż patrzy się na was badającym spojrzeniem, co zważywszy na dziurę w głowie nie było możliwe.

Hideki szybko wziął się do roboty. z torby wyjął nieduże urządzenie, które podłączył do komputera. Zaczął sprawdzać jaki prąd jest potrzebny, żeby usmażyć chip zabezpieczający. Ten wykonany był bardzo starannie, więc mogło to potrwać kilkanaście minut.

W tym samym czasie ochroniarz i mechanik rozglądali się po zgrabnym gabinecie. Było tu przytulnie, poza tym trupem. Ciemno, ciepło, były książki i dywany, drewniane biurko. No i trup. Wprawne oko mechanika szybko znalazło to, czego nie wypatrzył laik - inspektor. W ścianie przy kominku znajdowała się skrytka. Staroświecka, na kod cyfrowy. Wystarczy wpisać i gotowe. Problem w tym, że kod może mieć nawet 32 znaki.

Szybko zaczęliście szukać kodu. Hideki i mechanik przetrząsali gabinet, a ochroniarz prywatna część siedziby kapitana. Trwało to trzy, może cztery minuty, kiedy Miles krzyknął z sypialni.

- Mam coś!

Faktycznie, miał nieduży notes. Na ostatniej stronie znajdował się ciąg cyfr. Siedem znaków i jeden, którego brakowało. Kartka była zwyczajnie urwana, jak to bywa z rogami małych notatników.

Cyfry kodu to 4365993. Wystarczyło odgadnąć do czego to klucz i jaka jest ostatnia cyfra.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 18-07-2011, 14:46   #8
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Tak więc z powrotem na statku. Pewnie kapitan chciał się pozbyć najbardziej nieprzydatnych załogantów. Aye, aye, sir! Po pierwsze ewakuować kobiety, dzieci, urzędasów i ochlejów.

Doktor popatrzył tępo na towarzyszy niedoli. Ochroniarz ćwiczył groźne miny, inspektor robił, co chciał, Erica próbowała pozbierać się do kupy, jeden pilot się pieklił, a drugi wcinał te swoje orzeszki i zapijał colą. Rabourn zatrzymał wzrok na puszce napoju… Taa… Bez słowa wyszedł do kuchni, gdzie nalał sobie… wody z kranu.

Rzecz jasna mógłby teraz zacząć z poczuciem profesjonalnego obowiązku biegać i przygotowywać sprzęt medyczny. Dla tych wszystkich rannych towarzyszy, jacy zaczną zbiegać na pokład, gdy tylko na Lotosie rozpęta się piekło… Ale po co? I oczywiście mógłby upomnieć załogę o konieczności połączenia z bazą… Ale czy oni se kurwa sami nie poradzą?

W bezkresnej ciemności kosmosu trwały w ciszy dwa złączone statki. Wśród garstki ich zagubionych załogantów doktor Rabourn bardzo starał się być najmniej przydatnym.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 18-07-2011, 18:45   #9
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Mimo jakże... nietypowej sytuacji ziewał. Bo w zasadzie co miał robić? Owszem, stos trupów, ale żadnych znaków, że pałęta się ktoś z zamiarem zabicia wszystkiego co się rusza.

Przez przypadek znalazł oberwaną kartkę. Mogło coś pomóc.
- Znaleźliście coś co wymaga kodu? Sejf? Komputer? Skrytka? - Spytał Miles zapisując liczby kodu do TechNIKa. Foster pokazał mu sejf na kod cyfrowy.
Torque podszedł do skrytki i zaczął wprowadzać liczby. Jednej brakowało. Pewnie były trzy szanse, dziesięć liczb do wyboru. Zaczął próbować.

Najpierw spróbował czwórki. Niestety to nie było to. Tak samo siódemka. Ostatecznie skończyło się na totalnej porażce, po wybraniu ósemki nastąpił samozapłon dokumentów. Trochę durny sejf, w końcu właściciel też mógł się pomylić. Powinno to włączać alarm, albo blokować się do czasu wprowadzenia innego kodu.

John się wkurzył, według ochroniarza niepotrzebnie, w końcu było to dzieło przypadku, nie nieudolność czy głupota, mimo to Miles poczuł się winny. \
Postanowił już w niczym nie przeszkadzać ani nie pomagać, póki co.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 18-07-2011, 19:18   #10
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Weszli do pokoju kapitana, choć za bardzo nie wiedział, na co tam ciągną mechanika. Powinien korytarzami technicznymi iść do maszynowni, lub sterówki. W końcu był mechanikiem, nie komputerowym hakerem, co bądź co bądź, było jednoznaczne z technikiem elektronikiem. On mógł się tylko delektować kajutą kapitana. Zastanawiał się, jak wyglądają przedziały załogi. I domyślał się, że na sto procent nie tak kolorowo. Opadł ciężko na kanapę. Kiedy podniósł wzrok, zobaczył przed sobą coś ukrytego w ścianie. Coś ważnego, jak potem podszedł bliżej, okazało się to skrytką. Mały sejf wbudowany w ścianę. Kilka minut później przyszedł ochroniarz, informując iż ma kod. Brakowało tylko jednej liczby, więc zaczął strzelać.
Takiego niefartu, John nie widział dawno. Po prostu chyba Miles się starał, żeby nie trafiać w te liczby. Sam Foster najpewniej wpisał by jedynkę, dwójkę i trójkę. Kiedy ostatnia próba Torque’a się nie powiodła, w sejfie coś zabuczało, a monitor wyświetlił czerwony komunikat „Samozapłon dokumentów”.
Foster, widząc to aż trzasnął się ręką w czoło.
- Gratulacje, Miles. Odsuń się – przeprosił kolegę spod sejfu i sam przed nim stanął.
Wyjął z plecaka swój zestaw narzędzi. Średniej wielkości przecinak pneumatyczny i młotek.
- Tam może być coś, co się nie pali, na przykład pieniądze w metalowym pojemniczku albo broń – wyjaśnił towarzyszom, patrzących pytającym wzrokiem.
Wymierzył w przerwę między futryną sejfu, a drzwiczkami. Kilka uderzeń później i delikatnym siłowaniu się łomem, zamek puścił.
Po spalaniu zawartości, zabezpieczenia puściły i otwarcie był dziecinnie proste. Foster od razu zauważył, że jakby siłował się z sejfem od początku, dokumenty mogły by skączyć tak samo. Spalone.
W sejfie leżały popalone zapiski na holograficznym projektorze. Wyglądało to jak kawałek szła, z niedużym panelem. Mimo wszystko Foster rozejrzał się dokładnie po sejfie. Nic ciekawszego tam nie było, więc zostawił go otwarty.
Teraz spojrzał na pracę elektro-technika.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172