Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-07-2011, 23:44   #11
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Peron był cholernie cichy. Sam w sobie nie wydawał żadnych dźwięków. Jego otoczenie też było ciche. I to było dziwne. Żadnych klaksonów wymieszanych z krzykami szarych taksówkarzy. Żadnych rozmów czy szeptów dobiegających znad peronu. Ale było tu jeszcze coś. Zapach, a raczej jego brak. Nie pachniało detergentami czy szczynami jak na każdej porządnej stacji. Tu nie było czuć ani słychać nic. To miejsce było tak obojętne, że aż tępiło zmysły. Kłóciło się z odwiecznymi prawami natury...

Lekko zdezorientowany Cassio ruszył wzdłuż pociągu wraz z nowo poznanym mężczyzną. W sumie wyglądał na młodego i porządnego. Był przy tym towarzyski jak miało się wkrótce okazać. Mijając drzwi od pierwszego - jak się okazało pustego - wagonu mężczyźni rozpoczęli konwersację.

- Jestem Cassio. A ty? - zapytał murzyn.

- Patrick. - odpowiedział wyciągając dłoń młodzieniec. - Jak myślisz, co tu się dzieje?

- Nie wiem, ale zaraz się przekonamy. - odparł mulat ściskając dłoń. - Mam nadzieję, że nie będziemy musieli się wysilać. Nie chciałbym złapać żadnej kontuzji... – dodał ciszej z nieukrywaną goryczą.

Potem zapadła cisza. Cassio wydawało się, że słyszy cichutką grę na Berimbau. Bliski mu instrument nie mógł oczywiście tu zaistnieć więc wyobraźnia Montero powoli zaczynała przeciwstawiać się złowrogiej ciszy. Jego serce zabiło mocniej, gdy zbliżał się do maszynowni. "Capanga" myślał o tym co mogło się przytrafić prowadzącemu pociąg człowiekowi. Nie chciał zobaczyć rozczłonkowanego ciała, nie chciał patrzeć na ściekającą po stopniach metra krew, nie chciał... zdecydowanie nie chciał zapowiedzianej już podczas jazdy śmierci.

***

- Tato! Czy Mestre Calinio musiał akurat teraz umierać? Taki wielki człowiek. Jeden z największych capoeristas. - powiedział młody mulat patrząc z nadzieją na ojca.

- Cassio, musisz zrozumieć, że śmierć nie daje nam wyboru. Śmierć nadchodzi niespodziewanie. Niektórzy myślą, że w chwili śmierci widzisz całe swoje życie przed oczyma. Nam jedynie zostaje sprawić aby było na co popatrzeć... - odparł ojciec gładząc młodego po głowie.

***

Okienko kabiny maszynisty znajdowało się zaledwie parę metrów od wylotu ciemnego tunelu. Tunelu tak ciemnego, że wywoływał gęsią skórkę na ciele Brazylijczyka. Nagle zawiało chłodem. Nadal nie było słychać nic, ale chłód panował tu niemiłosierny. Cassio i Patrick spojrzeli do środka pomieszczenia...

- Co to kurwa ma znaczyć? Czy ja śnię? - zapytał szczypiąc się w lewe przedramię Patrick.

- Nie śnisz. To chyba zabawa jakiegoś świra... - odpowiedział sportowiec zdenerwowany.

Wewnątrz wszystko było takie... dziecinne. Podłoże sterowni pokrywał kraciasty kocyk. Wokół były porozwalane dziecięce zabawki. Plastikowe, małe samochodziki, drewniane lalki oraz kolorowe kredki. Ściany pokrywały różnorodne malowidła. Powykrzywiane drzewka, patyczkowaci ludzie oraz humanoidalne zwierzęta przyprawiały Cassio o zawrót głowy. W sumie nie dziwił się reakcji Patricka. Też nie wyglądał na spokojnego. Serce waliło mu jak oszalałe... gdy w kącie zobaczył skulonego kilkuletniego chłopca. Był chudziutkim blondynem o krótkich, kręconych włosach.

W pewnym momencie Cassio usłyszał głośny krzyk przepełniony bólem. Odruchowo obrócił się w tamtym kierunku. Z tunelu pośrodku peronu wybiegła młoda kobieta panicznie szukająca u obecnych ludzi wsparcia. Gdy zatrzymała się w miejscu okazało się, że jej rzeczy są zniszczone a sama kobieta jest ranna. Kilka krwawiących ran pokrywających jej ciało od razu przyciągnęło wzrok wszystkich zebranych na stacji ludzi. Zanim Salvadorczyk rozeznał się w sytuacji usłyszał dzikie zawodzenie. W mgnieniu oka u wylotu tunelu pojawił się jakiś chory, wychudzony pies z pieniącym się pyskiem. Wyglądał na wściekłego. To nie mógł być zbieg okoliczności.

Bestia zatrzymała się na chwilę. Wodziła chwilę wzrokiem po zebranych, ale Cassio podejrzewał, że zaraz ruszy za potrzebującą pomocy kobietą. Potwór zawył i ruszył wściekły. Sportowiec musiał podjąć decyzję... Rzucając torbę na ziemię Cassio otworzył jej zamek. Wyciągnął ze środka dwie, krótkie, drewniane pałki nazywane w capoeira Maculele. Co prawda na dziś dzień służyły one jedynie do treningu, ale z braku czegokolwiek do obrony Montero musiało wystarczyć to.


Jego cel był prosty. Nie patrząc na innych musiał pomóc rannej kobiecie. Może nie chciał złapać kontuzji, ale czyjeś życie było znacznie ważniejsze od jego treningu. Gdyby teraz jej nie pomógł miałby wyrzuty do końca swego życia... Zaciskając palce na pałkach "Capanga" ruszył sprintem w kierunku bestii.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 25-07-2011 o 21:11. Powód: Drobna pomyłka ;)
Lechu jest offline  
Stary 25-07-2011, 00:41   #12
 
stark's Avatar
 
Reputacja: 1 stark nie jest za bardzo znanystark nie jest za bardzo znany
Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, odziany w granatowy, sięgający kostek płaszcz zszedł po schodach, prosto w podziemie metra. Stąpając swoimi ciężkimi, wojskowymi buciorami, wydawał odgłosy odbijające się głuchym echem od ścian tunelu. W oczekiwaniu na pociąg, przyglądał się nerwowo zebranym wokół ludziom, wypatrując tym samym czy nikt przypadkiem nie przygląda się jemu. Wyległe na czole krople potu i nieprzyjemny grymas na twarzy wskazywały iż nie udaje mu się ukryć przed samym sobą strachu i zwątpienia w pode wzięty cel.

Kiedy metro w końcu pojawiło się na stacji zapraszając swym przyjaznym szmerem otwieranych drzwi do środka, Johny dosłownie wskoczył do przedziału. Strach jednak nie ustępował a nawet narastał kiedy pojazd gnał niczym na złamanie karku a swój ruch zakończył gwałtownym szarpnięciem.

Najgorsze myśli zaczęły kłębić się w jego głowie. Był niemal pewien iż został nakryty. Praktycznie nie zwrócił uwagi na niecodzienne odgłosy wydobywające się z głośników, tym bardziej że po chwili świat zawirował i nie wiedząc kiedy wyrżnął głucho o podłogę.

Po przebudzeniu, otrzepał się odruchowo z brudu i pyłu po czym poderwał się z podłogi najszybciej jak mógł. Wiedział co ma robić. Był gotów do szaleńczej ucieczki, wszystko, tylko nie powrót do paki. Po chwili jednak doznał dziwnego uczucia że coś jest nie tak, iż cała ta sytuacja nie ma z nim, ani z jego występkiem nic wspólnego. Martwa cisza, która wisiała w powietrzu nie wróżyła nic dobrego. Pośpiesznym krokiem podszedł do drzwi. Poczuł narastające w sobie napięcie gdy gdy te ani drgnęły. Nie poddając się zdziwieniu i ogólnej dezorientacji, natychmiast przeszedł do działania podchodząc do okna. Złapawszy się obiema rękoma poręczy, zadał potężnego kopniaka w okno, które puściło dopiero za czwartym razem. Odchyliło się na tyle, że Johny mógł się swobodnie przecisnąć. Wydostawszy się z wagonu, nie robiąc już więcej niepotrzebnego hałasu rozejrzał się uważnie dookoła. Zamurowało go na widok mundurowego. Miał ochotę rzucić się do ucieczki.

Co jest kurwa!? Czego ta menda tu szuka? I co się tam kurwa dzieje? Co to za głosy, jakiś kundel? Co jest kurwa, samolot mi zwieje, muszę się stąd zmywać!


Zacisnął pięści gotowy na wszystko, podchodząc ostrożnie bliżej stanął za filarem. Wychylając się niepewnie, dostrzegł rozgrywający się, rodem z tanich horrorów, dramat. Wciąż nie dowierzając własnym oczom otrząsnął się z szoku, mając teraz nadziej iż bestia dopadnie tego głupiego glinę po czym po prostu zniknie, pozwalając mu opuścić to przeklęte miejsce...
 
__________________
Patrząc w mrok ten na wsze strony, stałem trwożny i zdumiony...

Ostatnio edytowane przez stark : 25-07-2011 o 10:55.
stark jest offline  
Stary 25-07-2011, 13:30   #13
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Patrick był zawsze uśmiechnięty i towarzyski. Nigdy nie miał problemów z nawiązywaniem kontaktów. Tego jednak pechowego dnia, stać go było tylko na wyciągnięcie dłoni do czarnoskórego towarzysza i krótkie przedstawienie się. Ciągle myślał o krzyku przerażonej kobiety oraz o dziwnych głosach, które dobiegały z głośników w metrze.
Cassio wydawał się miłym gościem. Po jego posturze zgadywał, że uprawia jakiś sport i z pewnością jest w tym dobry.

Droga do kabiny maszynisty nie była zbyt długa, więc po krótkiej zadumie i wymienieniu uprzejmości znalazł się u celu. Po maszyniście nie było śladu. W pomieszczeniu natomiast zamiast przyrządów do sterowania pociągiem znaleźli pokój dziecka. Rozsypane zabawki, kraciasty kocyk, pomalowane ściany.

- Co to kurwa ma znaczyć? Czy ja śnię? - zapytał szczypiąc się w lewe przedramię Patrick.

- Nie śnisz. To chyba zabawa jakiegoś świra... - odpowiedział sportowiec zdenerwowany.

***

- Tato, proszę, nie bij już! - powiedział chłopiec kuląc się w kącie. Krew spływała mu z wargi, a posiniaczone plecy strasznie go piekły. Łzy spływały po policzku na myśl, że w pokoju obok mama leży nieprzytomna. Ojciec splunął na chłopca i wydusił z siebie kilka słów.
- Zabiję ciebie i twoją jebaną matkę. Pożałujesz, że się urodziłeś.



***

To był ten pokój. Ten sam kraciasty kocyk. Jego kocyk. Dopiero wtedy Patrick zauważył skulonego w kącie ściany chłopca.
"Czy to ja?"
Nie wiedział, co się dzieje? Skąd ten pokój? Cassio najwyraźniej widział to samo, więc to nie mogą być jego zwidy.
Wtem usłyszał przerażony głos kobiety docierający z peronu. Nieopodal niej stała przerażająca bestia, która wyglądał jak zmutowany pies z tanich horrorów. Towarzysz wydobył z torby jakieś kije i pognał w kierunku peronu. Patricka natomiast ciągle prześladowały wspomnienia, dlatego też wskoczył do pomieszczenia wyglądającego jak dziecięcy pokój i skierował się w stronę chłopca.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"
vigo jest offline  
Stary 25-07-2011, 15:13   #14
 
Latin's Avatar
 
Reputacja: 1 Latin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znany
Shane i Alice ruszyli w kierunku telefonu alarmowego, po drodze zaglądając do innych wagonów metra. Oprócz wszystkich, którzy już wyszli w środku znajdowały się jeszcze dwie osoby – nieprzytomna kobieta i stary mężczyzna. Młodzi ludzie spojrzeli na siebie i wtedy ciszę przerwał mrożący krew w żyłach krzyk.

Wtedy wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko. Monotonia ciszy panującej jeszcze przed chwilą na peronie nagle prysnęła. Z tunelu wybiegła przerażona, poraniona kobieta, a tuż za nią z wyciem wielka bestia. Coś podobnego do psa zatrzymało się na moment, a już za chwilę atakowało z furią kobietę, która przewróciła się podczas biegu.

Shane stał wryty, czuł się zdezorientowany jakby przed chwilą otrzymał silny cios. Nawet stuknął się ręką w twarz jak robią to zawodnicy między linami, żeby pobudzić się do walki. Zobaczył, że facet, który szedł w stronę maszynisty już biegnie na ratunek. Taylor zebrał szybko myśli i wręcz krzyknął do Alice:

- Biegnij do telefonu!


Sam zaczął biec w kierunku tunelu, z niebywałą zwinnością przeskoczył ławkę stojącą na jego drodze i już przebiegał koło tablic informacyjnych.

- Na co czekasz, strzelaj! - krzyknął do gliniarza – Ten pies ją rozszarpie!
 
Latin jest offline  
Stary 25-07-2011, 17:38   #15
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
- Jack, Twoja kolej! - ubrany w zieloną bluzę i full cap New Era gruby murzyn podał Jackowi bejsbolową pałkę. Grupa licząca kilkanaście osób siedziała na jednym z brooklyńskich parkingów. Na najwyższym piętrze, gdzie nie było już monitoringu wieczorami urządzali sobie zabawy. Dziś, doładowawszy się wcześniej jakimś towarem, rozbijali szyby i niszczyli karoserię samochodów, których właściciele pechowo zaparkowali na samej górze. W pewnym momencie, usłyszeli wrzask i wiązankę przekleństw. To właściciel wybiegł z korytarza grożąc, iż zadzwoni na policję. Nie wahali się ani trochę. Tłukli go. Po kolei. Po głowie, plecach, brzuchu... Jack pewnie chwycił za kij i zamaszyście chlasnął nim mężczyznę po barku.

- Dosyć! Zaraz będziemy mieli trupa! – krzyknął Elvis, szczurkowaty czarnuch w żółtych air maxach.
Jack ruszył do wyjścia, ale jeszcze raz cofnął się i wymierzył biedakowi kopniaka w twarz. Dopiero teraz wraz z całą ekipą wybiegli na ulicę chowając kije pod kurtki, typu 65.

***

- Ja pierdolę, wiedziałem że tak będzie... - szepnął gliniarz zaciskając pięści. Spojrzał na mapy, jednakże nic pomocnego nie mógł z nich wyczytać. Wydawało się, że ktoś podmienił tablice informacyjne, bowiem przedstawiona linia metra zupełnie nie przypominała mu nowojorskiej. Oryginalna, wisiała na komendzie i był pewny, iż różniła się niemalże w pełni.

Cała sytuacja malowała się coraz gorzej. Wysiadło niewielu pasażerów, dlatego napięcie z każdą chwilą rosło. Plusem mógł być fakt, iż ryzyko wybuchu paniki i chaosu było mniejsze przy tak mało licznej grupie.

Zaklął siarczyście w myślach. Na dzisiejszy wieczór był umówiony z tą niezwykle seksowną Megan, dziewczyną z Puerto Rico mieszkającą naprzeciwko. Podczas patrolu kupił nawet gumki, bowiem nie był pewny czy ma jeszcze jakąś w domu. To pewnie jakieś ćwiczenia, tv show albo test na psychikę społeczeństwa... na pewno mnie to nie bawi.

Wrzask. I kolejny. Policjant obejrzał się i ujrzał na schodach paskudną kobietę w podartych ciuchach. Ewidentnie była ranna, ale w sumie nie obchodziło to Jacka. Był najbliżej, więc musiał interweniować jeśli nie chciał stracić roboty. To zapewne jakaś narkomanka...

Jednakże po chwili, z mroków wyłonił się pies. Zwierzę wyglądało na ciężko chore, miało przerzedzoną sierść, gnijące rany, a z pyska ciekła mu gęsta ślina. Szybko zlustrował swymi ślipiami cały peron, a następnie skierował się ku rannej kobiecie dysząc przy tym ociężale.

Odruchowo chwycił za broń. Ale może nie powinien strzelać? Jeśli to wszystko jest ustawione, przełożeni wywalą mnie albo zdegradują za zbyt pochopne użycie broni... Ale jeśli ten byk zagryzie kobietę, będzie jeszcze gorzej... kurwa... był najbliżej, ale okazało się, iż ktoś zareagował wcześniej... gdy odwrócił się ujrzał biegnącego mężczyznę z dziwnymi kijami w ręku.

- Na co czekasz, strzelaj! Ten pies ją rozszarpie!

Kurwa mać. Shane Taylor. Co on tu do chuja pana robi? Zamknąłem tego sukinkota, powinien siedzieć w pierdlu....

Szybko otrząsnął się z rozmyślań. Pies zbliżał się powoli do kobiety, a dobrze zbudowany mężczyzna z kijami był już blisko... może pozwolić mu załatwić sprawę? To tylko pies... powoli wyciągnął tudzież odbezpieczył broń... wycelował... ręce trzęsły mu się nieco... ale stał blisko i strzał był tylko formalnością. Wycelował w głowę. Gdy facet z kijami był tuż przy nim strzelił. Huk wypełnił cały peron...
 
Kirholm jest offline  
Stary 25-07-2011, 20:57   #16
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
„Cholerny pociąg, cholerny peron” – Stony przeklinał w myślach wszystko i wszystkich.
Miał naprawdę w poważaniu ten cały bajzel i nawet ignorował rzeczy, które zwracały jego uwagę. Mijane plany metra, na które spojrzał kątem oka różniły się całkowicie od tych, jakie miał w pamięci. W ogóle sterylność stacji, przypominała mu tą z Matrixa, na której w jednej z części był uwięziony Neo, główny bohater. Ale nie przejął się tym, był już przy schodach.
I pewnie by na nie wszedł i ruszył do góry, gdyby nie krzyk kobiety. Obrócił się w stronę, której dochodził odgłos. W jego kierunku biegła kobieta, z wyraźną miną, błagania o pomoc. Taką samą, jak…

* * *

Siedział w HUMVEE, za kierownicą. On i jego patrol, jechali w kierunku niewielkiej osady w Afganistanie. Podobno, miała się tam znajdować mała bojówka terrorystyczna. On i jego ludzie, mieli po prostu ją wykurzyć. Mieli do tego odpowiedni sprzęt i zapał. O tym że to były ich pierwsze dni w tym przeklętym przez wojnę kraju, nie trzeba wspominać.
Dojechali do domostwa, które miało być przykrywką. Młodzi, zapalczywi weszli do chaty na siłę. Jakiś mężczyzna poderwał się po broń, lecz szybko został posłany w diabły, po serii z M4. Sam Stony ściskał M249, bojąc się jak diabli. Zeszli do piwnicy, tam trzech wrogów stawiło znaczny opór. Musieli użyć granatów błyskowo-hukowych i zapalających, żeby się ich pozbyć. W budynku nie został żaden przeklęty terrorysta, nie wspominając o małym chłopcu i dwóch kobietach. Oznaczyli zwłoki, spisali raporty i wezwali bazę. Sam Stony stał koło HUMVEE, popalając trochę marihuany.
Tymczasem w domu Mike, John, Joe i Philip wypełniali swoje obowiązki, zbierając broń, oznaczając znaleziska i wszystko na bieżąco meldując bazie. W pewnym momencie kobieta szepnęła coś chłopcowi na ucho, ten poszedł za kanapę. Zwarł ze sobą dwa kabelki.
Strode widział tylko chmurę ognia i dymu, która z zawrotną prędkością pognała ku niebu. Okolicę wypełnił gryzący kuch i podniesiony wraz z falą wybuchu piasek. Odłamki zabudowania spadały na wszystko i wszystkich. Strode ruszył w kierunku budynku, lecz jego kompanie oraz Afgańska rodzina, zniknęli.
Tydzień później na podobnej akcji Stony nie oszczędzał kul na dzieci i kobiety, choć nie był z tego dumny, nie chciał znowu stracić przyjaciół.

* * *

Ale widziana przez niego kobieta nie była pochodzenia arabskiego, ale nim to do niego dotarło, zawahał się. Zawahał się na tyle, że zanim znalazł w plecaku nóż, do psa żywcem wyciągniętego z Resident Evil, mierzył już policjant. Dodatkowo przy nim był jakiś gość z pałeczkami… Czy on chciał rzucić to psu i krzyknąć „Aport Reks!”? Stony nie wiedział, ale raczej nie wyobrażał sobie obkładania psa takimi lichymi drewienkami. Nie to co jego nóż, a raczej bagnet pamiętający Afganistan. Zabrany jako pamiątka z jednego bojownika, służył mu w warsztacie oraz do samoobrony do dnia dzisiejszego.
Nie rzucił się na psa z gardłowym okrzykiem na ustach, nie rzucił się do pomocy kobiecie. Po prostu z ostrzem w ręku, czekał. Co prawda zrobił kilka kroczków w kierunku zamieszania, ale to wszystko. Ludzie w to wmieszani, wyglądali na dzielnych i lubiących nadstawiać swój kark dla innych.
"Idioci" – chłodno ocenił mechanik.
Kiedy stację wypełnił huk wystrzału, Slevin swój nóż miał już schowany w wewnętrznej kieszeni kurtki. Po co miał straszyć dodatkowo pasażerów samym faktem, że posiada taki sprzęt.
On tylko ruszył w kierunku rannej kobiety.
- Dajcie apteczkę! – wrzasnął.
Jak każdy żołnierz, musiał znać choć podstawy pierwszej pomocy.
Jedyne co miał przy sobie, to chusteczki higieniczne, którymi miał zamiar okładać rany rannej i mógł jej zaoferować trochę zimnej herbaty.
Mimo tego wszystkiego, w myślach rugał się za tak wolną reakcję, za to że przypomina sobie wojsko w takich sytuacjach. Rugał się i rugał, aż w końcu obiecał sobie, że następnym razem on pierwszy zareaguje, w końcu tego nauczyli go na obozie szkoleniowym.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 26-07-2011 o 17:02.
SWAT jest offline  
Stary 25-07-2011, 22:09   #17
 
Farałon's Avatar
 
Reputacja: 1 Farałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie cośFarałon ma w sobie coś
Atrakcji ciąg dalszy. David fundując sobie pół godziny temu zastrzyk adrenaliny nie spodziewał się, że przez to będzie uczestnikiem serii naprawdę niecodziennych zdarzeń. Atak poranionego i rozwścieczonego psa zdecydowanie do takich należy.

- Co tu się dzieje ... - powiedział spokojnie O'Neil. Lekko poddenerwowany sięgnął dłonią do prawej kieszeni. Wymacał nóż sprężynowy i schował go w rękaw. Wolał być przygotowany na atak zwierzaka, ale nie miał zamiaru obnosić się z kosą przy funkcjonariuszu.

W czasie, gdy David przyglądał się psu, kilku mężczyzn ruszyło na pomoc kobiecie. Jeden z nich, ten który wyglądał na sportowca, za broń obrał jakieś śmieszne patyki, co na krótką chwilę rozbawiło złodzieja. Szybko jednak przypomniał sobie o kobiecie w wagonie. Podbiegł do szyby zaraz obok drzwi i zapukał kilka razy by sprawdzić jej grubość. "Da radę" pomyślał David i otworzył nóż by kilkoma dźgnięciami osłabić szkło, a następnie rozbić mocnym uderzeniem. Odłamał pozostałe kawałki szyby by umożliwić sobie wejście i błyskawicznie znalazł się przy dziewczynie, początkowo ignorując bełkoczącego coś pod nosem starca.

Kobieta była nieprzytomna, jednak miała puls. David spróbował ją obudzić potrząsając jej ramionami i powtarzając co chwile:

- Mała, wstawaj! Słyszysz mnie?!

Jednak gdy to nie przyniosło skutku uznał, że trzeba ją wynieść z tego pociągu, który może w każdej chwili ruszyć.

- Ty! - powiedział do starca w wagonie - Musimy wynieść tę dziewczynę z wagonu! Spróbuj otworzyć drzwi, a ja może obudzę naszą śpiącą królewnę - mówiąc to cały czas bacznie przyglądał się dziewczynie.
 

Ostatnio edytowane przez Farałon : 27-07-2011 o 06:52.
Farałon jest offline  
Stary 27-07-2011, 20:21   #18
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Alice nie trzeba było dwa razy powtarzać. I chociaż widok dziwacznego psa przyprawiał o zimny, nieprzyjemny dreszcz, kobieta nie miała zamiaru czekać biernie na dalszy rozwój wypadków. Nie było najmniejszego sensu, żeby sama pchała się w paszczę potwora, skoro inni, w tym uzbrojony w pistolet policjant, mieli większą szansę obezwładnić bestię.

Szybko zrobiła więc 'w tył zwrot'. Rzuciła się pędem w stronę telefonu, dziękując samej sobie, że nie wydurniała się dziś i nie założyła butów na obcasie.

Po drodze nie zwracała większej uwagi na to, co dzieje się w innych wagonach czy na peronie. Miała tylko nadzieję, że nie usłyszy za sobą niepokojących głosów. Chwilowo jednak wydawało się, że sytuacja się nie zmieniła i jej plecy są bezpieczne.

Dopadła telefonu. Rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie w górę, na schody. Szukała wzrokiem jakiejś tabliczki, który korytarz wychodzi na która ulicę, nazwy stacji, tym podobnych. W końcu złapała słuchawkę żółtego telefonu, podniosła ją do ucha i zawołała: "Halo?". Jeśli to by nic nie dało, wcisnęła 112 i czekała na dalszy rozwój wypadków.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 29-07-2011, 17:17   #19
 
Sephamir's Avatar
 
Reputacja: 1 Sephamir nie jest za bardzo znany
Jake co chwilę przewracał oczami na wszystkie strony dokładnie analizując to, co się wokół niego dzieje. Po stacji rozchodziły się wycia psa, którego nie widział dokładnie z racji swojej wady wzroku przeplatane krzykami zgromadzonych tu ludzi. Zrobiwszy kilka kroków w kierunku miejsca na którym wszyscy byli aktualnie skupieni dostrzegł coś, co przypominało mu kilka filmów, jakie oglądał w domu.

Na jasnej posadzce majaczyły czerwone barwy, które pojawiały się dokładnie w tych miejscach, w których stąpała kobieta w podartych ubraniach. Była ranna. Tuż za nią szedł pies, na którego widok chłopaka przeszły dreszcze… Wyglądał dokładnie tak, jak dobermany z ekranizacji serii japońskich gier komputerowych o zombie’ch. To jakiś żart?!Wściekły pies w metrze?!- spytał sam siebie w podświadomości, ale krzyk kobiety przepełniony bólem utwierdził go w przekonaniu, że tak nie jest, że to nie jest żart…

Na hali zapanował chaos- wszyscy przejawiali chęć pomocy poszkodowanej- jakiś mężczyzna wyciągnął nawet długi, przypominający bagnet nóż. Pewnie to żołnierz.- pomyślał Lincoln, po czym odwrócił się w kierunku dźwięku wybijanej szyby. To mężczyzna ubrany w biały garnitur spowodował ten hałas. Po kilku sekundach był już w wagonie do którego próbował się dostać. Jake pomyślał, że robi to nie bez powodu i z nieukrywaną ciekawością w oczach zajrzał do środka przez rozbite okno.

Dopiero teraz dostrzegł, że elegant stara się pomóc jakiejś kobiecie, która wyraźnie była nieprzytomna. Potrząsał nią delikatnie starając się ocucić i gdyby nie jego słowa:
- Ty! Musimy wynieść tę dziewczynę z wagonu! Spróbuj otworzyć drzwi, a ja może obudzę naszą śpiącą królewnę.- nie zauważyłby kolejnego pasażera kolei. To starszy mężczyzna, który najwyraźniej był w szoku i bełkotał coś pod nosem nie zważając na to, co się wokół niego dzieje. Odyn oparł się łapami i obramowanie i wystawił pysk do środka, po czym na ten widok zaczął się wyraźnie stroszyć na grzbiecie cicho przy tym powarkując.



Bang!



Głuchy huk przetoczył się po niemal pustej sali i tunelu metra. To wystrzał pistoletu.Nim Jake zdołał zauważyć, co właśnie wydarzyło się za jego plecami zdążył wpisać już w swoim telefonie numer 112 i nacisnąć zieloną słuchawkę, a na myśl o cyfrach potwornie rozbolała go głowa…

***

- Do cholery!-pięść uderzyła tak mocno, że spadając filiżanka z kawą nie wylądowała z powrotem na stół- Wpieprzamy w ten projekt grube dolary, a ten chłopak nie daje nam praktycznie żadnych argumentów na to, że jest ich wart…- generał Digs podrapał się po gęstych wąsach.
- Ppppproszę, ddać nam jeszcze ttttrochę czasu. Nasza łączniczka dogaddduje się z nim coooraz lepppiej. W przeeeciągu kilku ttygodni powinniśmy oosiągnąć widoczne rezultaty.- Phelps zawsze przejawiał tendencje do jąkania zwłaszcza przez to, że mówił nad wyraz szybko, ale gdy odwiedzali go wojskowi ta cecha zyskiwała dużo potężniejszy wyraz. Nawet tu, w laboratorium- miejscu, w którym czuł się najlepiej obecność żołnierzy wysysała jego pewność siebie. Znów stawał się bezbronnym dzieckiem. Takim samym, jak Obiekt, który bez wyrazu wpatrywał się w lustro weneckie za którym stali.

Nagle jego gałki oczne powędrowały ku górnej powiece tak bardzo, że patrzył na nich samymi białkami.

- World Trade Center, Pentagon, Pensylwania.- powiedział Obiekt 4/38, a z 3 radarów pośród kilkudziesięciu, jakie zdobiły ścianę za nim wraz z podobną liczbą monitorów wyświetlających ciągi liczb, zniknęło po jednym punkcie.
 
Sephamir jest offline  
Stary 29-07-2011, 19:59   #20
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Pomimo całej grozy sytuacji ludzie zebrani na stacji metra nie wykazywali żadnych objawów paniki. Strach i niepewność jakie drzemały we wnętrzu każdego z nich nadal były na uwięzi.

Cassio Montero
Młody, wysportowany mężczyzna stłumił w sobie strach i nie myśląc wiele ruszył biegiem w kierunku rannej kobiety. Wiedział, że liczy się w tej sytuacji każda sekunda. Rozwścieczone, śliniące się bydle ruszyło już do ataku i miało nad nim przewagę i były o wiele szybsze.
Cassio zauważył, że pies mimo ran jakie miał poruszał się bardzo żwawo. Najwyraźniej musiał być wściekły i nie czuł bólu. To mogło stanowić spory problem, jednak dla mężczyzny liczyło się w tej chwili tylko jedno - pomóc kobiecie za wszelką cenę.
Montero biegł ile sił. Minął mężczyznę ubranego w kurtkę moro i wybiegł wprost na psa, który wbijał kły w broniąca się w panice kobietę.
Pies szarpał i gryzł. Kobieta nieudolnie zasłaniała się ręką przed ugryzieniami psa. Krzyk bólu niósł się echem po pustych korytarzach stacji. Pies atakował zaciekle z ewidentnym zamiarem zabicia.
Montero nie wahał się i rzucił się na bestię.

Johny Stark
Mężczyzna który uwolnił się z czwartego wagonu, wybijając szybę, także był spokojny. Wierzył, że dramat który rozgrywa się kilka metrów dalej w ogóle go nie dotyczy. Przyczajony za kolumną czekał na dalszy rozwój wydarzeń.

Patrick Winstorm
Patrick odprowadził wzrokiem Latynosa, który pognał na pomoc kobiecie zaatakowanej przez psa. On nie zamierzał włączać się do walki, nie czuł się na tyle silny by być użytecznym. Poza tym o wiele bardziej niepokoiło go to, co ujrzał w kabinie maszynisty. Odwrócił się i pewnym ruchem otworzył drzwi sterówki i wszedł do środka.
Ku swemu zdziwieniu zauważył, że chłopiec zniknął.
Winstorm rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu. Rozrzucone na podłodze zabawki wyglądały na w większości popsute. W samochodziku brakowało kółek, miś przytulanka miał oderwaną głowę, a robot z Gwiezdnych Wojen leżał wybebeszony tuż obok.
Mężczyzna spojrzał na rysunki zawieszone na ścianie.
Emanowała z nich dziwna i odpychająca groza. Było w nich coś co przenikało do wnętrza mózgu i atakowało samo centrum jestestwa. Psychika Winstorma broniła się przed tym, co widział. To niemożliwe, by ten kilkuletni chłopiec mógł sobie coś takiego wyobrazić.
Wtedy padł strzał. Mężczyzna odwrócił się i zobaczył policjanta mierzącego w kierunku psa. Gdy ponownie spojrzał na rysunki kątem oka zauważył chłopca, który w świetle reflektorów pociągu biegnie w głąb tunelu.

Shane Taylor
Czarnoskóry chłopak także nie czekał na rozwój wypadków. Krzyknął do swej znajomej:
- Biegnij do telefonu!
Sam ruszył biegiem w stronę policjanta.
Gdy Taylor był już obok niego, wręcz nakazał mu:
- Na co czekasz, strzelaj! - krzyknął do gliniarza – Ten pies ją rozszarpie!
W chwilę później padł strzał, ale chłopak już wiedział, że stało się to za późno. Pies wściekle atakował leżącą kobietę. Spanikowana kobieta próbowała się bronić przed krwiożerczą bestią, ale jej próby były skazane na porażkę.

Jack McCain
Gdy Jack zobaczył psa instynktownie chwycił za broń. Zawahał się jednak, czy powinien jej w tych okolicznościach używać. Jego przełożeni mogli się później domagać długich i skrupulatnych raportów. A nie ma nic gorszego w pracy policjanta niż pisanie raportów. Pojawienie się Shane'a Taylora, także opóźniło jego reakcję i Jack oddając strzał wiedział już, że popełnił błąd. Te kilka sekund wahania mogło kosztować życie niewinnej kobiety.
Huk wystrzału brzmiał na opustoszałej stacji, niczym uderzenie gromu i jeszcze przez długie sekundy dudnił w uszach zebranych na peronie ludzi.
Strzał na szczęście był precyzyjny. Pocisk rozerwał czaszkę bestii na strzępy. Krwawe ochłapy rozbryzgły się na podłogę i najbliższą ścianę.

Stony Strode
Stony zatrzymał się i wyjął wojskowy nóż na wypadek, gdyby pies postanowił rzucić się na niego. Gdy jednak zauważył Latynosa biegnącego w stronę rozwścieczonego zwierzęcia, schował go na powrót. Nie zamierzał nadstawiać karku za kogoś mu zupełnie obcego tym bardziej, że miał nieprzyjemne doświadczenia z przeszłości w tej kwestii. Wolał poczekać na dalszy rozwój wypadków.
Gdy padł strzał i głowa wściekłego psa pękła niczym balon, Stony ruszył naprzód.
- Dajcie apteczkę! – wrzasnął, nie bardzo wiadomo do kogo.

David O'Neil
O’Neil widząc, że inni ruszyli na pomoc zaatakowanej przez psa kobiecie sam zajął się ludźmi uwięzionymi w wagonie. Za pomocą noża i mocnego ciosu wybił szybę i wszedł do środka.
Najpierw zajął się kobietą leżącą na podłodze. Miała ona rozbity łuk brwiowy i wyglądała na nieprzytomną. David sprawdził puls i na szczęście go wyczuł. Spróbował ocucić kobietę, ale jego wysiłki nie przyniosły rezultatu.
Wiedział jednak, że sam nie będzie w stanie jej wynieść z wagonu.
- Ty! Pod ścianą! Musimy wynieść tę dziewczynę z wagonu! Spróbuj otworzyć drzwi, a ja może obudzę naszą śpiącą królewnę - mówiąc to cały czas bacznie przyglądał się dziewczynie.
W odpowiedzi O’Neil usłyszał tylko głośniejszy bełkot staruszka. Dopiero po chwili z niezrozumiałych słów, zaczął wyłapywać sens:
- Sanctus Deus, Sanctus fortis, Sanctus immortalis, miserere nobis.
Gloria Patris et Fili et Spiritui Sancto, sicut erat in principio et nunc et semper et in saecula saeculorum Amen.
Sanctus immortalis, miserere nobis.
Starzec powtarzał w kółko.

Alice Owens
Znajomy Alice popędził pomóc zaatakowanej kobiecie. On nie zamierzała popisywać się aż taką odwagę. Bała się, to fakt, ale nie był to strach paraliżujący. Biegiem ruszyła w stronę telefonu alarmowego. Drżącą dłonią podniosła słuchawkę i niepewnym głosem zawołała:
- Halo?
Po krótkiej ciszy w słuchawce odezwał się mężczyzna. W pierwszej chwili Alice ucieszyła się. Jednak, gdy dotarło do niej jego słowa wręcz ją sparaliżowało.
- Jesteś gotowa na śmierć? - zapytał z perfidną satysfakcją.
W następnej chwili rozległ się huk wystrzału, a w słuchawce słuchać było tylko jednostajne buczenie.

Jake ‘Lincoln’ Shields
Po długich sekundach obserwacji Jake, zdecydował się w końcu podnieść ze swojego miejsca. To co się działo sprawiało, że jego zmysły z każdą kolejną chwilą wyostrzały się. Czuł jak serce zaczyna bić mu szybciej, a rozpędzona krew szumiała w głowie. Znał ten stan i nie lubił go. Jake czuł podświadomie, że pojawienie się psa, to dopiero początek zagrożeń. Zapach krwi, jaki unosił się w powietrzu drażnił jego zmysły.
Jake popatrzył w stronę mężczyzny w białym garniturze. Zauważył także raną kobietę i spanikowanego staruszka. Sytuacja wydawała się naprawdę poważna. Nie czekając dłużej wyjął z torby telefon i wykręcił 112.
Przyłożył słuchawkę do ucha i czekał na zgłoszenie się operatora.
- Jesteś gotowy na śmierć - usłyszał po chwili w słuchawce swego telefonu, a w następnej sekundzie....

WSZYSCY
Gdy huk wystrzału wypełnił przestrzeń peronu i jeszcze długie sekundy dudnił w uszach pasażerów, feralnego kursu.
Po nim nastała znowu absolutna cisza, a w chwilę później...

….......................

….......................

….......................
cała stacja pogrążyła się w absolutnych ciemnościach. Wszyscy zastygli w miejscu i nasłuchiwali.
Słychać było jedynie krótkie i płytkie oddechy rannej kobiety, która resztką siła wyszeptała:
- Uciekajcie.... on was wszystkich zabije....
Po tych słowach wydała swoje ostatnie tchnienie i na peronie na powrót nastała absolutna cisza.
 

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 29-07-2011 o 23:39. Powód: uwagi Sephamira
Pinhead jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172