Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-10-2011, 12:15   #11
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Chata Wuja Alberta
20 Września, 15.43


Miguel


- Jeżeli to czaszki cię szukają to już jesteś ich. Lepiej od razu oddać się w ich ręce. – Alberto wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Jaką wiadomość mam umieścić na nagrobku?

Pewnie nie takiej porady spodziewał się od starego komunisty. Ten zresztą nie wydawał się być jego problemami specjalnie przejęty. Wyciągnął z rozpadającej się szafki butelkę z przezroczystym płynem i rozlał jej zawartość do dwóch literatek.

- Świeżo pędzona. Spróbuj. – wcisnął szklankę do rąk Miguela. – Wpakowałeś się w większe gówno niż zwykle, a to już jest kompletnie nowy poziom udupienia. Ktoś myśli, że posiadasz za dużą wiedzę na jakiś temat. Znam jednego człowieka, który może ci pomóc.

Wychylił naczynie i jednym haustem opróżnił je do połowy. Jego poczciwa morda nawet się nie wykrzywiła. Podrapał się czapką po głowie udając zamyślenie. Wielką zagadką była niezwykle rozbudowana sieć kontaktów i wiedza jaką posiadał komuch. Krążyły opowieści, że Alberto wykorzystuję swojego psa do przenoszenia wiadomości, bo jego samego można było zawsze spotkać w swojej chatce.

- Carla. Tak ma na imię. Nazwisko jest nieistotne. Przyjmuję klientów w mieszkaniu w Copacabanie. Jest kimś w rodzaju medium. – podniósł rękę chcąc powstrzymać ewentualne zgryźliwe komentarze. – Najważniejsze, że jest bardzo dobrze zaznajomiona ze śledztwami i operacjami przeprowadzanymi przez policję. Mogę podać ci jej adres?

Dealer nie zdążył odpowiedzieć. Jego telefon zaczął dzwonić. Niewiele osób miało do niego kontakt. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Rico. To był jego zaufany człowiek. Rozprowadzał dla niego narkotyki. Tak się składa, że był również transseksualną dziwką o pseudonimie Ritta. Ponoć miał niezłe branie. Bez problemu można go było wziąć za stuprocentową kobietę. Był wiernym jak pies, a to spychało jego wady na dalszy plan. To on pomógł mu w sprawie Resvo. Nagle pamięć mężczyzny wreszcie się obudziła ujawniając kilka obrazów z poprzedniego dnia(informację dostaniesz na PW).

- Miguel jest sprawa. – udawany kobiecy głos brzmiał bardzo powabnie. – Miałam wpaść dzisiaj, pamiętasz? Mam trochę dodatkowych informacji na temat tego alfonsa. Widziałam Pinto i kilku innych, którzy rozgościli się u ciebie. Zlali jakąś bogu ducha winną kobietę, która chyba wisiała ci kasę. Czekają na ciebie. Mam przyjść z posiłkami. Żyjesz?

Sprawy coraz bardziej się gmatwały. Przepychanki w gangu były zawsze śmierdzącą sprawą. Cokolwiek od niego chcieli, zawsze pozostawały dwa rozwiązania: negocjację i opcja siłowa.


Kontener HVJ353G
20 Września, 17. 58


Latino, USA, a na sam koniec Juan

Więźniowie byli twardzi, ale nie na tyle, żeby nie zacząć wreszcie sypać. Krzyczeli, płakali, błagali o litość i skrócenie męki. Świeży zapach krwi, wymiocin i spalenizny rozchodził się po kontenerze. To był zapach dobrze wykonanej roboty. Dostali w zamian garść informacji, które mogły rozjaśnić sprawę strzelaniny.

- To Juan. To on tutaj dowodzi. Jego pytajcie. – wykrzykiwał pierwszy murzyn. – Mieliśmy kropnąć jakiegoś typa. Aaaa! Miguela! Przestań, przecież kurwa mówię! Każ jej przestać. – zwrócił się z prośbą do Americo. Zabawne, że prawie nikt z przesłuchiwanych nie próbował rozmawiać z Latino. Była z pozoru niewinnie wyglądająca kobieta stała się dla nich ucieleśnieniem najgorszych koszmarów.

Facet wpierdalał się do naszych interesów. Miał przekazać informację. Jezu… ja naprawdę nic więcej nie wiem.

Wkrótce stracił przytomność i przyszła kolej na domniemanego szefa. Ten był już blady jak ściana, gdy wprowadzali go do kontenera.

- Chodzi o Resvo. – łkał jak małe dziecko zanim przesłuchanie rozpoczęło się na dobre. – To nasz człowiek. Jest alfonsem. Miguel dowiedział się czegoś na jego temat i musieliśmy go sprzątnąć. Nie wiem o co chodzi. Jestem nikim. Naprawdę.

Wkrótce jednak zaczął śpiewać.

- Resvo ma wtyki w urzędzie gubernatora. Tyle wiem. Nie mam pojęcia o kogo chodzi. Miał załatwić oczyszczenie Rociny wszelkimi możliwymi sposobami. Błagam. Mam żonę i dwójkę dzieci. Mam ich zdjęcie w kieszeni. Nie zabijajcie mnie. Błagam!

Ten argument był niemądry. Chłopak był już martwy czy go wypuszczą czy nie. Jeżeli nie załatwią go oni, to jego koledzy z gangu ich w tym wyręczą. Nikt nie chciał mieć u siebie potencjalnego kapusia. A jak wiadomo czaszki nie wypuszczały wielu osób.

Kolejna osoba była jeszcze ciekawsza choć mniej przydatna. Pucołowaty metys nie krzyczał. Uśmiechał się podczas tortur w sposób, który przyprawiał o gęsią skórkę. Tak jakby poniżenie i ból sprawiały mu przyjemność. Dopiero na sam koniec, gdy jego cała twarz przypominała mielonkę powiedział jedno zdanie.

- Zawsze jest nienasycony. Nigdy nie przestaję, zmienia tylko miejsca. Nikt już nie może spać spokojnie. Jezu co myśmy zrobili?

Na pytanie o kogo chodzi odpowiedział jednym słowem.

- Diabeł.

Ostatecznie po paru godzinach przesłuchanie dobiegło końca. Dowiedzieli się kilku ciekawych rzeczy, ale nie wyglądało na to, żeby ta sprawa była powiązany z ich śledztwem. Więźniowie leżeli w kontenerze. Szczęściarzami byli ci co stracili przytomność. Jeden wciąż się trzymał. Płakał teraz cichutko i modlił się do Boga. Latino i USA palili po skończonej robocie opierając się o ściany metalowej sali przesłuchań. Plany uległy zmianie. Oscar zadzwonił, że Juan ich podwiezie, więc nie musieli nigdzie się ruszać. Niedługo osobowe kombi podjechało pod kontener. Oddział znów był w całości.

- Co za burdel. – skomentował krótko Oscar patrząc się na schwytanych. – Widzę, że niezła zabawa mnie ominęła. Mówię wam, na posterunku policji też było ciekawie. Te cienkie chuje patrzyły się na nas z takim strachem w oczach, że od razu na sercu robiło się przyjemniej. Cholera, chyba mi nawet stanął.

- Zamknij się na moment. – Felix szybko go zgasił i przeszedł do rzeczy. – Sprawa wydaję się być prosta. Mój przyjaciel powiedział mi, że chodzi tutaj o walkę o terytorium. Zarówno pomiędzy gangami jak i policją, która wspiera poszczególne strony. Cały smród krąży wokół jakiegoś alfonsa, który rozdaję karty w tej rozgrywce. Facet ma plecy ponoć u komendanta dwunastego posterunku. Niewiele o nim wiedzą. Jedno jest pewne, nie łatwo będzie go dorwać. Jeżeli się pokazuję to robi to w obstawie swoich ludzi. Kluczem do zagadki wydaję się być ten ich informator Miguel. Dowiedzieliście się czegoś ciekawego? Jakieś pomysły? Swoją drogą, bo nie pytałem wcześniej, gdzieś ty się kurwa podziewał de Riviera co?
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 22-10-2011 o 12:36.
mataichi jest offline  
Stary 23-10-2011, 14:26   #12
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
- Co ten kutas miał na myśli?Cassio wypuścił z krzywego nosa tytoniowy dym i uniósł do ust dwulitrową butelkę wody mineralnej. Przed paroma chwilami używał jej w asyście cienkiego płótna do waterboardingu. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że picie z tej samej butelki, za pomocą której zafundowało się komuś psychiczny uraz, powinno wzbudzać opory. Wrzucił do zlewek peta i potrząsnął plastikiem. Diabeł. O którego bossa mogło chodzić? Może raczej o urzędasa? Diabeł to ksywa Miguela?
Kutas, jak idzie się domyślić, był w głowie USA peryfrazą metysa. Koleś podwójnie zdenerwował Raimunda, nie dość że nie powiedział nic konkretnego, to jeszcze był zakichanym masochistą. Nie wyglądał na naćpanego, zresztą ludzie pod wpływem substancji psychoaktywnych byli właśnie podatni na perswazję. Zwłaszcza tę w wykonaniu czaszek. Och, gdyby Americo nie był na służbie, gdyby dali mu nóż do sera i trzy kwadranse z tym pucołowatym skurwysynem. Może i nic by nie wyciągnął, ale na bank by go wyleczył z… tego, cokolwiek kolesiowi dolegało.

USA założył topgunowe lustrzanki, zapalił kolejnego papierosa i kombinował, co można odpowiedzieć Felixowi. Musiał wyglądać super w przyciemnianych okularach na tle, jak go określono, burdelu. Gdyby miał aparat, walnąłby sobie fotkę. Umiał cieszyć się małymi rzeczami.
- Skoro tam ci stanął, tutaj byś doszedł i to od prostaty – uśmiechnął się do Oscara, unosząc wysoko zdeformowany angulus oris.
Wreszcie poukładał to, co usłyszał ze słowami dowódcy.
- Alfons to Resvo, według tych tu… - wesołym, szerokim gestem wskazał pobojowisko wokół siebie - ma silne plecy w trzodzie Wielkiego Chuja*, a rozbiega się o Rocinę. Dealer, o którym powiedział nam glina, ten Miguel Jose, to konfident, spaprał kapowanie. Najwyraźniej gra na co najmniej dwa fronty, ale nie umie sobie dobierać kolegów. Dobrze tak frajerowi, nie lubię politycznych dziwek. Zakładam, że mamy dwa posterunki gryzących się psów, fawelowe śmiecie i kwadrat w garniaku, któremu wyłażą na wierzch konszachty, więc sam próbuje teraz wejść komuś w tyłek. Albo może sam Resvo szykuje sobie grunt pod zmianę strony. Ha, kurwa, czyż ja nie jestem nad wyraz inteligentny?

Rai strzelił palcami w ostatnią zapałkę ze swej paczki, a zapaliła się i zatoczyła migotliwy łuk, zanim zgasła w urynie jednego z torturowanych.
- I jak, panie kapitanie? Wracamy do tego voodoo szajsu, czy robimy tour de burdelo i szukamy Miguela?
Cassio nie palił się zbytnio do śledztwa wyrywaczy serc, skoro miał szansę skoczyć sobie w ramach pracy do paru klubów w Ipanemie. Może nawet by wynajął panienkę na rachunek BOPE. To byłoby coś, chyba nikomu się taki wyskok jeszcze nie udał.


*tutaj stałe określenie gubernatora
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 23-10-2011 o 14:29.
Mivnova jest offline  
Stary 23-10-2011, 23:41   #13
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Miguel pokręcił oczyma na tekst o nagrobku. Głośno wypuścił powietrze nosem i popatrzył na starego jak na kumpla ze szkoły, który właśnie mu dogadał.

Meksykaniec próbował być tak samo dobry jak komuch, ale mu nie wyszło. Musiał pić tę niewielką dawkę bimbru na dwa razy. Za każdym razem przepijał wodą z jakiegoś wazonu. Miguel Wywalił język na zewnątrz jakby chciał go wysuszyć. Czuł jak alkohol ciągle palił mu gardło.
-Kurwa... mocne... - powiedział patrząc na literatkę - Możesz mi tego zostawić przy nagrobku, z pewnością mnie postawi na nogi. - odpowiedział na odzywkę Alberto.

W momencie gdy Ricco zadzwonił, czy zadzwoniła... sam Miguel nie wiedział jak ma to coś określać, momentalnie wyciągnął telefon z kieszeni. Chwilę patrzył się na ekran. "Ricco, Ricco... Wiem!" - przypomniało mu się. Kolejny dziś przebłysk wspomnień. Łysy goryl wskazujący na Miguela, podejście do Resvo, ten klub, ta muzyka. Wczoraj był w Viggo! Co tam robił ? Sam jeszcze nie pamięta. Ważne, że jest trop. Pozostaje jednak jedno kurewsko ważne pytanie. Co można tam znaleźć, śmierć czy odpowiedź na zagadkę?
Odebrał telefon.
-Pinto u mnie? Kiedy to było? Dalej tam jest? Jaką kobietę? Widziałem tego małpoluda dziś jak mnie szukał z paroma osiłkami. Gliniarze jednak się z częścią z nich rozprawili. Słuchaj, teraz jestem zajęty. Oddzwonię później. Umówimy się i powiesz co i jak z tym całym alfem. - zakończył rozmowę zaraz po tym jak usłyszał odpowiedź na temat czarucha.

- A jednak! Puknąłeś nie tę sukę! - prawie wrzasnął Alberto.
- Hę?
- Mówiłeś coś o jakimś alfonsie, a jak alfons to i dziwki. Warto chociaż było? - pytał stary z uśmiechem dziecka, które naśmiewa się z młodszego kolegi
- Pierdolisz... to nie to. W tym przypadku to ja dałem dupy.
- Uuu... biedaczysko. Chcesz ten adres do Carli? - zapytał już na poważnie
- No dawaj - powiedział otwierając w telefonie funkcje notatki.
- Albo... Zrobię Ci zagadkę. Przecież musisz się też zacząć orientować po mieście. - powiedział po chwili namysłu
- Nie chce mi się bawić w podchody, dawaj ten adres... Gdzie dokładnie na tej Copacabanie? - zaprotestował Miguel mając już dość zabaw komucha.
- No co taki nerwowy? Ona mieszka w sąsiedztwie z świętym z Lizbony...
- Kościółek Santo Antônio de Pádua, który dom?
- Brawo! Taki piętrowy domek z palmami przed wejściem. Na jednej z nich podobno kiedyś powiesili za jaja jakiegoś glinę. Jedyny taki tam. Na pewno poznasz. Numer chyba 221.
- Dobra, to lecę. Uprzedź ją, że wpadnę. - wyszedł tak o. Pogłaskał psa i szybkim krokiem skierował się w stronę centrum. Skąd oczywiście bez biletu pojechał metrem do Copacabanii.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 30-10-2011, 13:44   #14
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Diabeł.

Diabeł...
Znów powrócił obraz matki. To było wtedy, gdy bruho zaglądała w przyszłość swoją i swojej małej rodziny, ukrytą pomiędzy jęzorami ognia na palenisku.

- Kochanica diabła… taaak… nie ma wątpliwości - mówiła matka tak pochłonięta wróżbą, że zapomniała do kogo wypowiada swoje słowa - Diabeł stanie na Twojej drodze dziewczyno. Strzeż się!

- Czy to znaczy, że będę miała złego męża, mamusiu?
- spytała naiwnie siedmiolatka, przyciskając do piersi karykaturalną kukłę ze słomy, która była jej ukochaną lalką.

- Nie dziecko, to nie człowiek, to diabeł. I to Ty będziesz musiała z nim walczyć. - Nagle kobieta zaszlochała żałośnie.

Mała Felicita patrzyła na nią, nie wiedząc czy może podejść, też chciało jej się płakać. Matka wyciągnęła w jej kierunku ramiona, a dziewczynka nie zawahawszy się ani na chwilę, wpadła w jej objęcia. Obie płakały, choć Felicita nie bardzo wiedziała czemu. Matka jej gładziła wiecznie brudne i postrzępione włosy, a kiedy uspokoiła się nieco, szepnęła jeszcze do córki:

- Zostałaś wybrana. Widzę wyraźnie kochanicę diabła nad tobą. Pamiętaj jednak… czasami… śmierć jest najlepszym wyborem.

***

Latino
wypaliła papierosa i teraz stała zapatrzona w dal. Nie skupiając wzroku na niczym konkretnym, słuchała rozmowy chłopaków z drużyny jednym uchem, jej myśli jednak wciąż krążyły wokół diabła. Czy to mógł być przypadek? To dziwne uczucie, kiedy miała na muszce uciekającego bandytę. Jakby niewidzialna ręka uniosła nieznacznie lufę karabinu po to, aby kobieta nie trafiła zbiega. Teraz zresztą, kiedy wycisnęła już wszystko z więźniów, miała spore przypuszczenia, że ów mężczyzna mógł być niesławnym Miguelem. Kimkolwiek był ten gość dla sprawy, to koło niego kręci się ta farsa, a zatem należało dołączyć do przedstawienia, by dowiedzieć się kto pociąga za sznurki marionetek.

Odetchnąwszy głęboko, Felicita spojrzała jeszcze raz na kontener przesłuchań, gdzie obecnie zapadła grobowa cisza - dosłownie grobowa. Pewnie nocą zjawi się ekipa sprzątająca, ale to już nie był problem Czaszek. Kobieta podeszła do swojej ekipy, która właśnie rozważała, za którym tropem warto pójść najpierw.

- Po przesłuchaniu…
- zaczęła jakby niepewnie, nieprzyzwyczajona by skupiać na sobie uwagę wszystkich - ... też mam ochotę poznać tego Miguela i uzyskać od niego kilka odpowiedzi…. Niekoniecznie po dobroci.

Odruchowo jej wzrok skierował się na bliznę USA. Bladoróżowa pręga przedłużająca uśmiech mężczyzny miała w sobie coś upiornego i pociągającego zarazem. Oszpecała i nadawała twarzy charakteru. Może Latino powinna z tego cięcia uczynić swój znak rozpoznawczy?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 30-10-2011 o 13:49.
Mira jest offline  
Stary 31-10-2011, 14:01   #15
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Prawda była taka, że miał sporo do przemyślenia. Powrót do swojej jednostki, zajął mu trochę czasu, jednakże dla niego nie był to duży problem. Miał głowę wypełnioną różnego rodzaju myślami. Przede wszystkim był wdzięczny, że jego ukochanej nic się nie stało. Gdzieś tam jakiś cichy, cienki głosik, mówił, że było to podłe. Z drugiej strony ... było to po prostu ludzkie podejście.

W wojsku i policji strzelano nie do zwykłych tarcz, ale do takich z sylwetką człowieka. Chodziło o to, żeby gdy dojdzie do walki, żołnierz nie myślał o tym, że właśnie celuje do drugiej, oddychającej i myślącej istoty. Miał wszystko robić tak jak na treningu, ot kolejna sylwetka, wystarczy oddać strzał. Dlatego również w wojsku starano się ograniczać walki na krótkim dystansie ... były oczywiście wyjątki, ale generalnie jeżeli nie czuję ostatniego oddechu mojego przeciwnika, nie widzę jego grymasu twarzy ... łatwiej jest się wtedy zdystansować.

Carlos wybrał dwa zawody, w których potrzeba było pewnej twardości i spokoju. Był żołnierzem i oficerem BOPE. Gdyby musiał rozważać od strony moralnej wszystko co robili ... cóż pewnie szybko by oszalał. Byli na wojnie, a przecież "Inter arma enim silent leges" trzeba było to pamiętać. Zabierał życie ... ale ratował inne. W zimnej, logicznej kalkulacji ... wszystko wyglądało w porządku.

A starał się być lekarzem. Może gdzieś w głębi duszy, czuł że jest to odpowiednia zmiana. Przez część swojego istnienia będzie zabierał życie, a w drugiej będzie je ratował. Jednakże i lekarz musiał czasem użyć zimnej kalkulacji. Czasami potrzeba naprawdę zimnych, wykalkulowanych decyzji ... mogę uratować jedną osobę, małe dziecko i dorosłego mężczyznę, nawet jak zajmę się dzieckiem ... są małe szanse, że przeżyje ... większe ma dorosły ... i gdyby lekarze rozważali to wszystko ... zbyt długo, wtedy nigdy nie mogliby wykonywać swojego zawodu.

Dlatego odrzucił od siebie wszystkie wątpliwości moralne. Niech nazwą to zemstą i vendettą. Prawda pozostawała jednak prosta: Ludzie, którzy skatowali przyjaciółkę jego dziewczyny ... byli zwykłymi śmieciami. Świat nie ucierpi na ich stracie, byli przestępcami ... nieśli śmierć, a kto mieczem wojuje od miecza ginie.

Przez większość dyskusji oddziału siedział cicho. Tak naprawdę dopiero bezpośrednie pytanie przełożonego wyrwało go z przemyśleń.

-Cóż panie kapitanie ... sprawy rodzinne - powiedział tajemniczo metys, uśmiechając się lekko - Musiałem na chwilę odejść -

- Wszystko w porządku? - pierwszy raz Kapitan okazał oznaki troski o swoich podopiecznych.

Juan kiwnął powoli głową jakby w zamyśleniu. Cóż podjął pewną decyzję, mógł opowiedzieć o tym co się wydarzyło. Felix nie wydawał się osobą, która specjalnie przejęłaby się postanowieniem podwładnego. A okazana przed chwilą, prawdziwa troska ... pokazywała inną twarz kapitana.

-Moja narzeczona ... chciała pomóc przyjaciółce ... która wpadła w kłopoty ... - zwiadowca przypatrywał się chwilę swojemu dowódcy ... doszedł do wniosku, że właściwie człowiek ten ... ma też serce ... chyba dba o swoich podwładnych -Pożyczyła jej pieniądze, żeby ta mogła oddać Miguelowi ... a potem ... potem widziała jak jakiś skurwiele w jego domu skatowali jej przyjaciółkę ... wiem, gdzie mieszka nasz ptaszek ... ma tylko jedną prośbę ... ci, którzy skatowali tamtą dziewczynę ... oni są moi ... martwi -

- Dobra robota. Przynajmniej nie musimy przetrząsać całej faveli w poszukiwaniu jednego wypierdka. - nie zamierzał najwyraźniej wypytywać o szczegóły. - Ci kolesie są już twoi. Mam nadzieję, że zastaniemy tam Miguela. Postaram się żeby wyglądało to dobrze w raporcie. Nie musisz się o to martwić.

-Dziękuję ... z tego co wiem, to tego kolesia tam nie było ... przynajmniej wtedy, ale co najmniej jeden z tych chujów, musiał go dobrze znać ... wyciągniemy z nich wszelkie informacje ... a potem skurwiele zobaczą co znaczy zadzierać z Terena z BOPE -

- Miguel, Miguel. -powtórzył imię poszukiwanego jakby nie usłyszał ostatniego zdania podkomendnego. -Kim ten człowiek jest, że zaczyna przyciągać całe gówno z Rio? Mam nadzieję, że ci jego przyjaciele okażą się bardzo rozmowni.-

Indianin wzruszył ramionami -Cóż ... przekonamy się - i wyglądał na to, że na razie zostało powiedziane wszystko ... teraz wystarczyło zadziałać ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 02-11-2011, 13:29   #16
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Copacabana, dom Carli
20 Września, 19.46

Miguel


Nie dało się przeoczyć tego budynku. Krwisto-czerwony odrapany tynk aż bił po oczach. Zaledwie kilkanaście metrów dalej stał kościółek św. Antonia wokół, którego tłoczyło się stadko bezdomnych, proszących o jałmużnę ludzi wychodzących z wieczornego nabożeństwa. Ciekawe sąsiedztwo. W piętrowym domku paliło się jedynie słabe światło na piętrze. Miguel podszedł do białych drzwi. Miał już zapukać, ale zauważył, że były lekko uchylone. Wszedł więc bez zaproszenia.

Wnętrze było dosłownie zawalone różnymi gratami. Na ścianach wisiały setki krzyży i obrazków przedstawiające głównie świętych. Na szafkach, komodach i innych meblach leżały figurki. Plastikowe i porcelanowe miniaturowe jezuski patrzyły potępieńczo na dealera. Ta cała Carla musiała być nieźle popierdolona. Jeszcze nigdy nie poznał osoby mającej bzika na punkcie zbierania tego typu szajsu. Na parterze nikogo nie było za to z piętra dolatywała cicha muzyka.

Kiedy mijał kuchnie odezwał się gwizdek czajnika. Był tak cholernie głośny, że mógłby obudzić trupa.

- Zalej herbatę i przynieś ją na górę. – usłyszał kobiecy głos. Skąd wiedziała, że tu jest? Postąpił według wskazówek. W kuchni czekały już dwie filiżanki z torebkami w środku. Zalał je wrzątkiem, a po kuchni rozszedł się zapach kiepskiej jakości mieszanki. Naczynia położył na tacce i poszedł spotkać się wreszcie z gospodynią.

Na piętrze było ciemno. Jedyne światło dochodziło z ostatniego pomieszczenia w korytarzu. Nie miało ono drzwi, zamiast nich do framugi przymocowano rzędy zwisających koralików. Coś otarło się o jego kostkę. O mały włos nie upuścił tacy. Dostrzegł sylwetkę kota, który wślizgnął się do pokoju przed nim. Dealer rozsunął koraliki i poszedł za jego przykładem.

Pomieszczenie było niewielkie, śmierdziało w nim kotem i zapachowymi kadzidełkami. Jedynymi meblami były dwie kanapy ustawione po obu stronach niewielkiego stolika. Na jednej z nich siedziała Carla.


Ostry, dziwkarski makijaż i dredy nie dodawały jej powagi. Mimo wszystko Miguel przejechał spory kawałek, żeby się z nią spotkać, więc warto było dać jej szansę. Postawił tacę na stoliku i sam zasiadł na drugiej kanapie okupowanej przed rude kocisko. Zwierzak prychnął pogardliwie, ale zrobił trochę miejsca przybyszowi.

- Alberto prosił mnie żebym ci pomogła. – kobieta w końcu się odezwała. Upiła łyk herbaty i zaczęła tasować talie kart. Rozstawiła kilka na środku. Jej wyraz twarzy był pusty, nic nie przedstawiał jakby kobieta miała paraliż mięśni. Miguel czuć się przy niej…dziwnie. Było w niej coś niepokojącego, coś trudnego do zdefiniowania. Jeżeli oprócz swoich nietypowych usług była jeszcze dziwką to jej klienci musieli być średnio zadowoleni.

- Dobrze zrobiłeś nie wracając do siebie. Czekało tam kilku twoich kolegów, ale to już wiesz. Czego natomiast nie wiesz to, to, że lada moment BOPE zrobi nalot na twoje mieszkanie. Zamiast trofeów znajdą tam jedynie śmierć…


Gdzieś w Rocinie
20 Września, 20.03

Juan, Latino, USA



Sprawa przy kontenerze zakończyła się szybko i bez happy endu dla więźniów. Każdy z nich otrzymał w prezencie jedną kulkę, swoisty bilet na drugą stronę. Ciała zostawiono. Poprosiła o to następna drużyna, która wróciła ze swoimi zdobyczami. Miały być przestrogą, a może drogowskazem jasno mówiącym co ich czeka na wyboistej, aczkolwiek krótkiej drodze życia jaka im pozostała.

Plany rajdu po burdelach nie wypaliły przez informację jakie dostarczył Juan. Znali dokładny adres informatora, nawet jeśli go nie będzie to przynajmniej utną sobie miłą pogawędkę z jego koleżkami.

Zostawili samochody w bezpiecznej odległości. Słońce już zaszło, a noc była po ich stronie. Skradali się jak zawsze niezauważeni. Szli wszyscy, łącznie z Latino, która nie dostała tym razem możliwości odkucia się za niecelny strzał. Melina Miguela była ruderą jakich wiele. Jednopiętrowy dom obity kolorową blachą. Jedno wyjście sprawiało, że zadanie wyglądało na dziecinnie proste. Przez jakiś czas obserwowali miejscówkę, ale z wnętrza nie dochodziły żadne odgłosy.

Felix dał znak to rozpoczęcia akcji. Americo kopniakiem wywarzył drzwi, a Riviera wkroczył do środka. Za nim wsypała się reszta oddziału. Szyk zamykała Felicita i to ona przekraczając próg domku poczuła ściśnięcie w okolicach żołądka. Jej przeczucie jasno dawało jej do zrozumienia, że nie powinna iść za resztą.

- Czysto!

- Czysto!

- O kurwa! Trafiłem w totka! – głos Oscara ściągnął resztę. Stał w pomieszczeniu, które prawdopodobnie służyło za kuchnie. Przy drewnianym stole siedziało trzech mężczyzn. Każdy z nich był pozbawiony serca. Ich twarze zastygły w grymasie bólu i przerażenia. Na stole krwią ofiar napisano tekst: „To już nie wasze miasto” tak jakby ktoś się spodziewał, że BOPE tu zawita. Trupy były jeszcze ciepłe. Latino zakręciło się w głowie i bynajmniej nie była to reakcja spowodowana makabryczną sceną. Cokolwiek się tutaj wydarzyło było złe i to nie złe w sensie wykorzystywania niewinnych dziewczynek czy okaleczania bezbronnych. To zło nie miało nic wspólnego z cielesnością. Czuła to.

- Americo, Rivera sprawdźcie piętro.

Policjanci wykonali rozkaz, ale na szczęście nie znaleźli kolejnych trupów, ani nawet śladów walki. Juan wiedziony instynktem zaczął wspinać się po drabince prowadzącej na dach. Jak to w favelach, dachy dużej części budynków były połączone, albo stały tak blisko, że można było swobodnie przeskakiwać między jednym a drugim. Kiedy był już na miejscu omiótł wzrokiem okolice. Zaledwie kilka dachów dalej stała jedna osoba. Wysoka, ubrana w czarny płaszcz. Nie uciekała, patrzyła się w jego stronę. Nie mógł dojrzeć twarzy nieznajomego. W ciemnościach dostrzegł rzędy śnieżnobiałych zębów. Ten skurwiel uśmiechał się do niego. Nim jednak podjął jakiekolwiek działanie zauważył, że pod budynek, w którym znajdował się jego oddział podjechały trzy radiowozy. Jedenastu uzbrojonych policjantów schowało się za nimi i bez ostrzeżenia otworzyło ogień.


Parter zamienił się w piekło. Wszyscy automatycznie padli na ziemie. Felix jako jedyny oberwał niegroźnie w rękę. Nieprzerwany grad kul szatkował domek, a jego liche ściany nie dawały dobrej osłony. Byli w pułapce.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yw4CjdVufFU[/MEDIA]
 
mataichi jest offline  
Stary 04-11-2011, 21:27   #17
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Miguel Jose

Meksykaniec był bardzo zdziwiony tym jakże ... po prostu popierdolonym stylem. Wyobraził sobie Carlę jako jakąś dziwkę zakonnicę która dorabia na rzecz biednych dzieci. Z początku taka wizja wydała mu się śmieszna i na twarzy dealera zagościł uśmiech. Cały dobry humor popsuł mu kot i prośba o zrobienie herbaty. Został wytrącony z równowagi i jego pewność siebie nagle zmalała. Nie wiedział czemu? Jakąś dziwka nie stanowi dla niego zagrożenia, tym bardziej, że Alberto miał poinformować ją o wizycie. Mimo to poszedł. Najwyżej ta wiedźma go zje i odda jego serce szatanowi w ofierze.

Gdy zobaczył Carlę nie był jakoś specjalnie zszkowany taka ot dziwka z jak już zdążył zauważyć popierdolonym stylem. Gdy kobieta się odezwała jej głos był tak samo beznamiętny jak wyraz twarzy. Kot prychnął ponownie gdy Miguel próbował go pogłaskać.
"Kurwa... szamanka jaka czy ki chuj? Dzikie koty oswaja..." - pomyślał. W tym momencie dziewczyna na niego spojrzała. Wyglądało to jakby słyszała jego myśli. Miguel momentalnie przestał droczyć się z kotem i spoważniał.

Dziwka opowiedziała mu o BOPE. O nalocie, jego kumplach.

- Skąd to wszystko wiesz? - w końcu przełamał się i zapytał.
- A to już nie twój zasrany interes.
- Skąd ta pewność?
- Po prostu. Mam swoje źródła i wara innym od nich.
- Skoro wiesz o operacjach BOPE to muszą być źródła na bardzo wysokim poziomie.
- A no...
- Czemu rozłożyłaś te karty?
- A chcę sobię powróżyć coś ci nie odpowiada?
- Nie no skądże...
- odpowiedział nieco zmieszany.
Carla przekładała karty z ręki do talii, z talii do ręki. Coś przy tym mruczała, czasem się uśmiechnęła.
- No nie wróżę ci przyjemnej najbliższej przyszłości mój drogi.
- Hm?
- Jak pewnie już Ci nasz czerwony przyjaciel mówił, jak BOPE kogoś się złapie, to nie puści, chyba że do plastikowego worka.
- Tak, bardzo optymistyczna wersja.
- No ostatnio z tego co mi wiadomo niemal jedna z niewielu kobiet z BOPE nie rozwaliła Ci łba?
- O czym ty...?
- Nie pamiętasz?
- Mówisz o tym strzale w kawiarni? Zaraz zaraz! O tym też wiesz?
- Ja wiem o wszystkim kochaneczku.
- Mam nadzieję, że jednak czasem się mylisz...
- Tylko czasem... na przykład teraz. Robisz chujowo herbatę. Za mocna...

Miguel zareagował na to tylko przewracając oczyma.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 09-11-2011, 20:58   #18
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Latino uskoczyła, chowając się przed świszczącymi w powietrzu kulami za zdewastowany fotelem, który wyglądał jakby w każdej chwili sam z siebie miał się rozpaść. Kumple z teamu mieli podobne osłony, ciężko w tej rupieciarni o jakiś nie sypiący się w rekach przedmiot.

- Kurwa mać…

Sytuacja nie przedstawiała się różowo. Nagle Arona znalazła się w środku piekła, choć jej specjalnością było działanie od zewnątrz właśnie, to ona zamykała pułapkę na myszy swoim karabinem snajperskim, teraz jednak sama okazała się być gryzoniem.

„Ilu ich może być?” - Felicita niczym kotka przeskoczyła za nieco pewniej wyglądający, przewrócony stół, gdzie już krył się Oskar.

"Trzech tam, po prawej przynajmniej dwóch…. O, jeden tam, nie, też dwóch albo trzech… i tam… szlag, jesteśmy okrążeni.”

- Ilu? - zapytał krótko Fontes spluwając z niesmakiem na ziemię, na widok ziejącej rany w swoim ramieniu. Mimo to trzymał się hardo, nie wypuszczając broni.

Wiedziała, że to pytanie było kierowane do niej, zawsze miała czuja do celów ukrytych lub ruchomych.

- Dziewięciu, dziesięciu, ale liczyłabym jedenastu, jeśli są mądrzy i mają przyczajonego snajpera. - odpowiedziała, przekrzykując huk wystrzałów.

- Kurwa… oni mają mundury! - wszedł jej w słowa Oscar.

Tak, Latino widziała już wcześniej, że atakującymi byli ludzie w uniformach policji, ale czy to miało jakieś znaczenie teraz, kiedy po prostu musieli ratować tyłki?

- I chuj. - kapitan najwyraźniej podzielał jej myśli. Splunął jeszcze raz, po czym wydał rozkaz:
- Zapierdolić skurwysynów.

Dwa proste słowa usunęły strach i wątpliwości, zamieniając Oscara i Paula w maszynki do zabijania. Drąc się wniebogłosy mężczyźni otworzyli ogień, zmuszając napastników do upewnienia się, że sami mają odpowiednie osłony. Felicita spojrzała na swój karabin.

„Skoro ta wielka spluwa znajduje się w moich rękach, to znaczy, że dał mi ją bóg - nieważne który, ważne, że mi ją dał, dlatego czas zrobić z niej użytek…”

W przeciwieństwie do kumpli nie wrzeszczała, nie strzelała salwami, przyczajona niczym pantera czekała aż jej zmysły określą położenie przeciwnika i dopiero wtedy naciskała spust dwa razy - głowa i tułów. Głowa zawsze była celem, który sobie wyznaczała, natomiast pierś… to tylko taki pakiet ubezpieczeniowy - zwykle i tak zbędny.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 12-11-2011, 21:27   #19
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Gdzieś w Rocinie
20 Września, 20.05


Juan, Latino, USA


Odpowiedź czaszek była szybka i śmiercionośna. Oscar i Paul zalali napastników ołowiem dając czas Latino na oddanie precyzyjnego strzału prosto w głowę jednego z policjantów. Kawałki kości i mózgu pobrudziły maskę radiowozu i twarz jednego z kolegów. To było jednak wszystko na co było stać elitarny oddział. Wróg przeważał siłą ognia, Felicita nie była w stanie wycelować przy takim gradzie kul. Funkcjonariusze BOPE mogli jedynie leżeć za zasłonami i czekać, aż ostrzał się zakończy.

Głównym tego powodem był brak wsparcia z wyższych pięter. Americo zbyt długo ograniczył swoje działania do samej obserwacji wrogów. Jeden z nich zauważył jego twarz w oknie i oddał w jego kierunku krótką serię. Mężczyzna padł na ziemie w ostatnim momencie. Niestety jedna z kul rozszarpała jego lewe ucho. Krew sączyła się wyjątkowo obficie i zalała mu cały mundur.

Juan w tym samym czasie zastanawiał się równie długo. Nie wiedział czy powinien pomóc swojej drużynie czy podążyć za zabójcą. Wybrał pogoń za mordercą. Zaczął skakać po dachach z nadzwyczajną sprawnością, to nie był jego pierwszy pościg w tym stylu. Szybko skrócił dystans do zamaskowanego człowieka.

Kiedy był na tyle blisko żeby oddać pewny strzał, podejrzany niespodziewanie się odwrócił. Riviera wybił się aby znaleźć się na tym samym dachu co on. Za późno domyślił się, że był to bardzo zły pomysł. Nie było nawet możliwości żeby nie doleciał, a jednak... Poczuł jak jakaś siła pociągnęła go w dół. Uderzył twarzą o ceglastą ścianę domu tracąc przytomność.


Copacabana, dom Carli
20 Września, 20.14


Miguel


- Powiem ci co pokazują karty. – powiedziała po paru minutach milczenia. W tym samym momencie do pokoju wleciała wielka, tłusta mucha. Pierwszy raz na twarzy Carli odmalowały się jakiekolwiek emocję. Dziewczyna czegoś się przestraszyła. Wyciągnęła z tali jedną kartę. Powoli odwróciła ją w palcach.


Było oczywiste kogo przedstawiała.

- Spotkasz się z nim ponownie. Sam nie dasz mu rady. Jesteś słaby Miguel. Znajdzie cię i pożre twoje serce. – początkowo mogło wydawać się to bredzeniem wariatki, ale wtedy narkoman przypomniał sobie kolejny szczegół z wczorajszego wieczoru. Oczy Revso, ich tęczówki były czerwone. Pamiętał, że nie mógł oderwać od nich wzorku, choć tak bardzo tego pragnął.

Kot zaczął polowanie na muszysko, które uparcie krążyło nad stolikiem.

- Powinieneś już iść. – Carla potarła swoje ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka pomimo wysokiej temperatury. Starała się na powrót założyć maskę obojętności. – To będzie długa noc. Nie przetrwasz jej bez dobrej kryjówki.

Błyskawicznym ruchem ręki złowiła muchę. Owad zamknięty w pułapce wydawał się być głośniejszy niż na wolności.

- Tak się załatwia natrętne insek… ała! – Otwarła zaciśniętą pięść i wypuściła muchę, które wyleciało na korytarz. Na dłoni dziwki pojawił się krwawy ślad po ugryzieniu robaka. – Co jest...

Kobieta zbladła jakby cała krew odpłynęła z jej twarzy w jednej chwili. Złapała się za serce. Głośno oddychała. Panika wkradła się do jej umysłu. Stała się bezbronną, przestraszoną dziewczynką. Jej przemiana była zaraźliwa. Złapała Miguela za rękę. Szukała w nim nieoczekiwanego wsparcia. Źle wybrała. Trudno było znaleźć człowieka, który miał bardziej przesrane w Rio niż on.


Gdzieś w Rocinie
20 Września, 20.12


Juan, Latino, USA


Odgłosy wystrzałów ucichły. Przez minutę słychać było poruszenie na zewnątrz, a po chwili dźwięki zapalanych silników. Policjanci odjechali zabierając ze sobą ciało martwego kolegi. Nie próbowali nawet sprawdzać czy ich cele były martwe. Domek wyglądał zresztą tragicznie. Kapitan podniósł się z trudem z ziemi.

- Wszyscy żyją?! – krzyczał. Lekko ogłuchł przez huk wystrzałów, nie był w tym zresztą odosobniony.

- Kurwa dostałem odłamkiem w dupę. Oscar śmiał się trzymając za krwawiący zadek. Facet radził sobie z silnym stresem w dość nietypowy sposób. – Jak chcieli się zabawić to mogli uprzedzić, że lubią na ostro. Nawilżyłbym się dla nich.

Paul oprócz kilku zadrapań trzymał się doskonale, podobnie jak Latino, której wbiła się jedna drzazga w palec i na tym kończyła się lista jej ran. Wszyscy byli wyczerpani, nie tyle wysiłkiem co emocjami. Przez prawie dziesięć minut, które dłużyły się w nieskończoność, strzelano do nich jak do kaczek i tylko cud oraz brak profesjonalizmu policji ich uratowały. Niedługo z góry przyczłapał na parter Americo. Felix miał już pytać się czemu nie otworzył ognia do glin, ale widząc jego ucho dał sobie spokój.

- Gdzie Juan?

- Wyszedł na dach. Nie mam pojęcia co z nim jest.

Kilkanaście minut później znaleźli nieprzytomnego i potłuczonego kolegę. Należało zabrać go jak najszybciej do szpitala.


Szpital św. Pawła, sala nr 234
20 Września, 20.48


Juan, Latino, USA

Drużyna była w komplecie. Wszyscy byli zoperowani, przebadani i pozszywani. Na jednym łóżku leżał Oscar na brzuchu. Był bardzo dumny ze swojej rany, poprosił nawet jedną pielęgniarkę o zrobienia zdjęcia jego tyłka komórką. Na drugim łóżku odpoczywał Juan, który okazał się mieć więcej szczęścia niż rozumu. Nie złamał żadnej kości, jedynie rozciął czoło, po czym zostanie mu spora bliznę. Doznał lekkiego wstrząśnienia mózgu co było niewielką ceną. Dolnej części ucha Americo nie dało się już odratować.

- Wszyscy potrzebujemy odpoczynku. – Felix podobnie jak większość drużyny, słaniał się na nogach. – Jutro widzimy się w samo południe w kwaterze głównej.
 
mataichi jest offline  
Stary 17-11-2011, 15:53   #20
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Miguel patrzył na Carlę tak samo jak na wróżkę w TV, którą nieraz widział u ich czerwonego przyjaciela. Idiotka, która gada coś bezsensu i bierze za to kasę, z tą różnicą, że dziwka robiła to za darmo. "Spotkasz szatana... Jeju... i co mi zrobi? Co ona kurwa ćpa?" - pomyślał meksykaniec. Z taką samą kamienną twarzą jak ona patrzył się beznamiętnie na kartę z tym pajacem siedzącym na jakimś kamiennym kutasie i trzymającego na łańcuchu nagą parę. Miguela naszła ochota na różne komentarze, które nie był na miejscu. Nie mówił niczego na głos nie chcąc psuć zabawy Carli.

Ten czerwony wzrok. Czy to był tylko efekt światła z klubu? Może jakieś czerwone soczewki? Nie wiedział. Kolejny fakt z minionego wieczoru wrócił do jego świadomości. Dalej nie wiedział po co tam był. Dalej nie wiedział czemu teraz jest żywy, skoro teraz na niego polują jak na królika.
Musiał uciec myślami od tego, czas pokaże czym było to wszystko spowodowane. Zaczął gapić się na kota, który polował na muchę sporej wielkości.
Całą zabawę przerwała Carla. Złapała muchę jak jakaś żaba. Miguel popatrzył na nią zdziwiony. Jaki trzeba mieć refleks żeby złapać owada w locie?!
-Ała!
Widząc kroplę krwi na ręce Carli ponownie zdziwiony Miguel otworzył oczy szerzej. Nie wiedział, że muchy potrafią gryźć aż tak mocno. Dziwka zbladła. Czy to była jakaś egzotyczna odmiana? A może zły szatan wysłał muchę aby go zabiła?! Uśmiechnął się na tę myśl. Carla bez słów błagała o pomoc. Wiedział, że to może się opłacić. Po pierwsze może tu przenocować, po drugie za tę przysługę z pewnością będzie mógł liczyć na jakąś zapłatę.

Pomógł się jej ogarnąć. Położył ją na jednej ze skórzanych kanap i poszedł do kuchni szukać czegoś do przemycia ranki. Znalazł prosty plaster i wodę utlenioną. Przyniósł drobną przekąskę w postaci kilku bułek i tego co znalazł w lodówce.
Wrócił do pokoju z Carlą. Dziwka w dalszym ciągu leżała i patrzyła się to na okno to na drzwi. W jej oczach dalej widać było przerażenie. Jakby mucha miała wrócić. Położył wszystko na stoliku i zaczął sam jeść. Ona dalej milczała. Maska obojętności znów zawitała na jej twarzy. Beznamiętnie patrzyła się na Miguela wpieprzającego bułkę z serem.

- Możesz mi przynieść coś przeciwbólowego?
- Taa... znajdę tam gdzie plastry?
- Tak, w czerwonym pudełku po prawej stronie, w tej samej szafce.
- To idę. - jak powiedział tak zrobił.
Znalazł to o co prosiła. Wracając popatrzył na krzyże wiszące po całym korytarzu. W tym momencie jeden z nich się odwrócił. Haczyk trzymający górną część symbolu oderwał się. Został tylko jeden gwóźdź, ten dolny. Wszystko to wyglądało upiornie. Nie tylko wizualnie. Te zdarzenia powoli zaczynały oddziaływać na psychikę Miguela. Wrócił do pokoju, podał dziwce lek i zaczął ponownie jeść. Znów chciał o czymś zapomnieć...
 

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 18-11-2011 o 01:00. Powód: zapomniałem dodać dwóch zdań
Aeshadiv jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172