Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-11-2011, 23:07   #21
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Raimundo odwinął bandaż i z obrzydzeniem spojrzał na mieszaninę krwi i ropy, zaschniętych na jałowej gazie. Żałował, że nie ma pod ręką Carmen. Kochana Carmen. Mógłby jej dać w twarz, to by mu dobrze zrobiło. Później słuchałby jej płaczu i wrzasków, później by się pogodzili, później by ją zerżnął, obracał w łóżku i wchodził w nią bez opamiętania, dopóki spazmatycznym krzykiem by nie dowiodła, że było jej dobrze. Głupia szmata, nigdy nie było jej pod ręką, kiedy była potrzebna. To chyba dlatego nazywał ją niedoszłą, a nie przyszłą.

Telefon bez przerwy wibrował, zbliżały się urodziny ojca. Wszyscy, jak rany, czegoś od niego chcieli. Carmen chciała ślubu, Óscar by chodził do kościoła, Florencia chciała by Rai polubił szwagra (który był dupkiem), ojciec chciał mu udowodnić, że BOPE to gówno a nie kariera, a matka hipokrytka, że chodzenie nawalonym dwadzieścia cztery godziny na dobę nie popłaca i że lepiej spędzić "młodość" na plaża Copacabany niż biegając po fawelach. Gdyby nie praca, chyba by ześwirował. W końcu komórka zwibrowała się ze stołu, spadła na podłogę i rozbiła na części. Na kochanego wielkiego Jezuska, musiała być w tym ręka boża.

Odstawił szklankę, pił tę cholerną wódkę pół wieczora. Szlag go trafiał, wyglądał jak durny szczur. Najpierw ten przeklęty, połamany nos, później usta, teraz stracił kawał mięsa jak zasrany Evander Holyfield. Ucho piekło i promieniowało bólem na skroń oraz policzek, czuł się jakby jakiś sadystyczny dentysta leczył go kanałowo bez znieczulenia. Alkohol tylko pogorszył sprawę, wzrosło ciśnienie krwi. Stanął w łazience przed lustrem i obejrzał dokładnie kolejne zeszpecenie oblicza. Poharatana twarz nie pasowała do kryształowej powierzchni okutej w estetyczną, srebrną ramę. Nie pasowała do całego wystroju mieszkania we Flamengo, urządzonego na pierwszy rzut oka spartańsko, ale na drugi wyposażonego w sprzęt pierwszej klasy, na który na pewno nie można było sobie pozwolić tylko li z pensji gliniarza. Czaszki wcale nie zarabiały dużo.
Zakazana gęba, niegdyś diablo przystojna, z każdym dniem pracy w BOPE upodabniająca się do fawelowych mord, które z taką lubością obijał, krzywiła się teraz, gdy sięgnął do szafki nad zlewem.

Wziął garść prochów nasennych, zaklął i warknął, gdy pigułki wypadły mu z rąk i rozsypały się po białych kafelkach. Sapał jak tur, podrapał się po ciemieniu jak troglodyta. Po chwili postanowił, że nawet nie warto ich zbierać, tych śmiesznych różnokształtnych, kolorowych pigułek. Niech zasrana sprzątaczka na siebie zarobi. Boso ruszył do salonu, pilotem wyłączył laptopa, muzyka go drażniła. Felix zarządził zbiórkę dopiero na południe, właściwie czemu nie miałby się urżnąć? Wziął tylko kilka tabletek, rozgryzł je by poczuć gorzki smak. Ślina w ustach zgęstniała i zrobiła się ciepła, organizm bezwarunkowo zmierzał do odruchu wymiotnego. Nic z tego, skurwielu, pomyślał z triumfem Americo, zadowolony w jakiś perwersyjny sposób. Lubił czuć się panem własnego ciała, dokopać żołądkowi. Czuł się wtedy prawie jak nadczłowiek. Popił dawkę czterdziestoprocentówką, usiadł w fotelu, zagapił na telewizor. Zmuliło go bardzo szybko. Czuł, jak wolno zapada się w sobie, jakby implodował na siedząco, wszystko – głowa, ręce, nogi, krocze - zapadało się do jego brzucha, który stał się nagle punktem całego małego świata porucznika.


***

Rano obudził się, gdy poczuł że wykładzina jest wilgotna. Musiał upuścić butelkę, gdy usnął. W popielniczce przybyło niedopałków, a jakiś metr przed fotelem znajdowały się wymiociny. W ogóle nie pamiętał, by palił. Co do reszty… zapewne nie zdążył dobiec do łazienki. Nie kojarzył też, by na podręcznej szafce wcześniej spoczywał rewolwer. Po jaką cholerę go wyjął? Chciał strzelać do telewizora? Czerwone cyfry na zegarku migały godziną dziesiątą z minutami. Nie był zmęczony, właściwie humor mu się jakoś poprawił. Melancholia opuściła go razem z żółcią, spoczywała martwa na podłodze. Została tylko chęć skopania komuś tyłka. No i rżnięcia. Na to Cassio zawsze miał ochotę.

Odpuścił sobie prysznic, zamiast umyć zęby wpakował do ust pół paczki miętowej gumy do żucia. Założył nową koszulę, zdrapał z zegarka plamki krwi i uznał się za gotowego, by zacząć kolejny dzień.

***

- Dzień dobry, panie Americo… - powiedziała sąsiadka, rozczulając się na widok opatrunku.
- Dzień dobry – Rai wziął jej worek ze śmieciami, uśmiechnął się bardzo ciepło i życzył miłego dnia głosem wzorcowego obywatela. Staruszka wlepiła mu w plecy wdzięczne spojrzenie.
 
Mivnova jest offline  
Stary 20-11-2011, 12:49   #22
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- „I już?” - chciała powiedzieć do kapitana, ale jak zwykle milczała.

Dali dupy i to tyle? Postukanie się w pierś i do domu? Żadnego opieprzu, żadnych wyrzutów? Bez sensu.

Prawdą jednak było, że wszyscy zaczęli się rozchodzić, oczywiście poza dwójką najbardziej poszkodowanych, którzy prawdopodobnie noc spędzą w szpitalu. Ponieważ została sama z rannymi, Juan spojrzał na nią pytająco, a Oskar zaśmiał się.

- No już się tak nie fascynuj moim tyłkiem Latino, wiem, że jest zajebisty, ale powinnaś też odpocząć, wiesz? Jutro też jest dzień, żeby skopać tyłki.


Skinęła głową, ponieważ jednak leżący na brzuchu nie mógł tego zobaczyć, odezwała się zachrypniętym głosem:

- Racja. Do jutra.

Spróbowała się uśmiechnąć do Juana, co raczej przypominało grymas i skierowała się do wyjścia. Wieczorne powietrze było wyjątkowo rześkie, emocje powoli opadały, nawet poczuła głód.

Wezwała taksówkę, jednak siedząc już na wytartym siedzeniu, zalatującym potem, alkoholem i innymi płynami ustrojowymi, zrozumiała, że dziś w nocy i tak łatwo nie zaśnie. Nie ma po co wracać do pustego mieszkania, gdzie nikt na nią nie czeka, gdzie nie ma niczego, co by ją zajęło bardziej niż sprawa dziwnych, rytualnych zabójstw i tego… co dziś poczuła.

Postukała w kratkę oddzielającą ją od kierowcy i zmieniła adres. Najpierw Mc’Donald, a potem kwatera główna. Nie jest przecież tak późno, może z godzinę czy dwie pogrzebać w aktach.

***

Nocny stróż otworzył jej drzwi ze skwaszoną miną, wyrażającą dokładnie co myśli na temat pracoholizmu i nadgorliwości Arony. Na szczęście przewidziała to i dodatkowy zestaw z cheeseburgerem rozwiązał sprawę. Została nawet obdarzona uśmiechem prawie bezzębnej gęby, która w gruncie rzeczy wydawała się poczciwa.

Zajadając się ‘śmietnikowym żarciem’ i popijając gorzką kawę, jako jedyna żywa dusza na całym pietrze, Felicita sprawdzała kartoteki ludzi, których dziś przesłuchiwała. Wszyscy byli teraz trupami, lecz liczyła na jakiś trop w ich teczkach policyjnych. Napady, wymuszenia, gwałty, kradzieże, strzelaniny… żadnych jednak śladów grup okultystycznych.

Latino zmarszczyła brwi. Dochodziła północ, ona jednak nie mogła oderwać się od sprawy i zmusić do powrotu do domu. Chciała z kimś o tym pogadać, ale… nie miała nikogo. Nie było bliskiej rodziny, nie było faceta, nie było przyjaciół, a poza USA nie znała tak naprawdę nikogo z oddziału. W przypływie desperacji poczuła nawet chęć zadzwonienia do Raimunda, jednak przypomniała sobie jego minę w szpitalu. Znała go na tyle, żeby umieć ocenić, że jest teraz pewnie w tym nastroju, kiedy staje się totalnym dupkiem i albo bije właśnie kogoś po mordzie, albo zalewa się w trupa. Pewnie nawet by ją wyśmiał, dlatego szybko zrezygnowała i znów zanurzyła się w morzu literek.

Kolejna kawa. Felicita przejrzała właśnie akty własności zrujnowanego domu, w którym odbyła się strzelanina, by w końcu wziąć się za szukanie tego całego Miguela oraz wszystkiego, co wiązało się ze słowem "Diabeł”. Niestety, określenie było bardzo popularne i wymagało przekopania się przez masę raportów.

Było późno, mózg przestawał pracować, więc Latino nie próbowała już nawet analizować informacji, co ciekawsze fragmenty po prostu drukowała, z zamiarem przejrzenia tego rano. Pracowała bezmyślnie jak robot i…nawet nie wiedziała, kiedy usnęła.

***

Ktoś szarpnął jej ramię. Już miała rzucić się do gardła napastnikowi, kiedy usłyszała głos starszej kobiety.

- Seniorita… czy wszystko w porządku?

Ogromnym wysiłkiem woli Latino podniosła głowę, na jej policzku odcisnęły się klawisze komputerowej klawiatury. Z trudem otwierając piekące oczy, spojrzała na stojąca przed nią sprzątaczkę. Dopiero po chwili zrozumiała gdzie jest oraz przypomniała sobie imię siwej kobiety, którą mijała na korytarzu od kiedy sama zjawiła się w szeregach BOPE.

- W porządku, Mario. Dziękuję…

- Och, Seniorita! Jakby seniorita była moją córka, to bym takiej za przeproszeniem po dupie dała, nawet dorosłej. Jak można tak się zamęczać? Seniorita w ogóle o siebie nie dba i jeszcze je te świństwa! - sprzątaczka wskazała na opakowania z fastfooda.

- Przepraszam... Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie Mario. - Felicita uśmiechnęła się lekko i, o dziwo, wyszło jej to całkiem naturalnie. To było miłe uczucie, że ktoś się o nią martwi, choć wcale nie musi.

- Tu nie ma co się usprawiedliwiać! Och, seniorita, seniorita… Pewnie dziś też pracujesz, dziecko?

Arona potwierdziła skinieniem głowy, podnosząc się przy tym z krzesła. Zastałe mięśnie bolały, poczuła zakwasy po wczorajszym dniu.

- Tak myślałam. I nie masz śniadania?

Na końcu języka już miała „że zaraz sobie kupi”, ale wiedząc, co sprzątaczka sądzi o takim jedzeniu, Felicita znów tylko skinęła głową.

- Niedobrze! Tak nie może być. Zrobimy tak, ja wyskoczę do sklepu po jedzenie i za pół godziny seniorita przyjdzie na normalne śniadanie do pokoju przy schodach, tam gdzie trzymamy miotły, wie seniorita gdzie?

- Tak, ale... Mario nie trzeba przecież…

- Trzeba! Ja się seniority nie pytam! Możesz być dziewczyno nawet generałem, ale życiowo to ja jestem wyższa stopniem.


Kobieta zrobiła groźną minę, a Latino pomyślała, że tak pewnie powinna zachowywać się matka. Poczuła ciepło w sercu.

- Dziękuję, ale przecież ty też masz pracę Mario.

- Dlatego pójdziemy na układ seniorita, bo widzę, że potrzeba Ci ruchu na pobudkę. Ty poodkurzasz to biuro, bo tylko ono mi zostało, a ja zrobię ci prawdziwe śniadanie. Zrozumiano?

- Tajes!
- Latino zasalutowała sprzątaczce, uśmiechając się od ucha do ucha.

Gdy tylko Maria wyszła, złapała za odkurzacz. Było jej obojętne co pomyślom sobie ewentualni świadkowie na widok sprzątającej biuro snajperki. Prosta praca fizyczna nie tylko przydała się jej ciału, ale również duszy. W tej chwili kobieta zapomniała nawet o wydrukowanych raportach.

Przypomniała sobie o nich dopiero, kiedy była już po śniadaniu, skorzystała z siłowni w piwnicy oraz wzięła prysznic, budząc przy okazji poruszenie wśród kolegów, bo przecież nie było w BOPE czegoś takiego, jak damska łazienka. Zadbawszy o podstawy higieny oraz narzuciwszy na siebie zapasowy mundur, który miała w szafce wraz z innymi przedmiotami codziennego użytku (tak naprawdę, to nie pierwszy raz zdarzyło jej się nocować w pracy), o godzinie 10.30 Latino była już w pełni sił fizycznych i psychicznych.

Zabrała wydruki i siadła przy stole, gdzie w południe planowała spotkać się cała drużyna. Wciąż miała nadzieję, że znajdzie tu coś na temat tajemniczego Miguela i Diabła - cokolwiek lub kogokolwiek miał określać ten pseudonim.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 20-11-2011 o 13:24. Powód: literówki
Mira jest offline  
Stary 26-11-2011, 20:00   #23
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Gdzieś w Rio

- Jest pan tego pewien? To ściągnie na nas uwagę wszystkich. – chłopak próbował opanować drżenie nóg. Rozmawiał z szefem już dziesiątki razy, ale nadal nie mógł się przyzwyczaić do jego przenikliwego spojrzenia. W myślach zaczął odmawiać litanie do Najświętszej Panienki.

- Wykonać. Temu miastu przyda się odrobina…szaleństwa.

- Ale...- jego mechanizm samoobrony krzyknął żeby lepiej nie kończył zdania.


Copacabana, dom Carli
21 Września, 11.25


Miguel

Nowy dzień nikogo nie miał zamiaru rozpieszczać. Pierwszy na jego celowniku znalazł się Miguel. Obudził się pod cieplutkim kocem. Poprzedni wieczór był…dziwny. Atmosfera w domu tej popieprzonej dziewczyna była jak wyjęta z najgorszych horrorów. Rozmowy się nie kleiły, a czas płynął wolno. Wszystko zmieniło się w momencie kiedy Carla przyniosła butelkę wódy. Oboje się dzięki niej rozluźnili i w oka mgnieniu przenieśli się razem do łóżka. Pieprzyła się bosko, jak na dziwkę przystało, co rekompensowało choć w małym stopniu jej porytą psychikę.

Leżała teraz odwrócona do niego plecami. Cokolwiek o niej myślał, darmowe schronienie z bonusem było niezłym rozwiązaniem w tym momencie. Kto wie, może mógłby zostać tu dłużej, aż cała ta sprawa z Revso ucichnie. Dotknął dłonią jej ramienia. Było lodowate. Dopiero teraz zwrócił uwagę na jej blady kolor skóry. W jednej chwili wczorajsze koszmary powróciły. Rzeczywistość upomniała się po narkomana wypłacając mu solidnego kopa.

Odwrócił dziewczynę na plecy. Zanim spojrzał w jej otwarte mętne oczy wiedział już, że nie żyję. Była sztywna jak cholera. Nie widział żadnych śladów walki, żadnych ran. Jakby po prostu umarła. Co gorsza on był ostatnią osobą, która miała z nią kontakt. Jeszcze tylko tego mu było trzeba do szczęścia.

Nagle coś dostrzegł. Jakiś czarny kształt poruszał się w lekko rozchylonych ustach Carli. Spomiędzy jej warg wygrzebała się wielka, tłusta mucha. Rozprostowała swoje skrzydełka i była gotowa do lotu.

Miguel był pewien, że słyszy jej szept, który mógł być zarazem odbiciem własnych myśli.

- Puk puk.
- Kto tam?
- To ja! Od tej pory twój najlepszy kumpel STRACH!



Kwatera główna BOPE
21 Września, 11.58


Latino, USA

Felicita dowiedziała się kilku rzeczy przeglądając akta. Początkowo szło bardzo opornie, ale w pewnym momencie w papierach zauważyła zdjęcie znajomego mężczyzny. Długo zastanawiała się skąd go znały i wtedy ją olśniło. To był ten jeden policjant, którego wczoraj załatwiła podczas oblężenia. Według papierków był on posterunkowym na dwunastym komisariacie. Felix wspominał o tym, że Ravso miał tam plecy. Czy to oznaczało, że oni byli celem? Czy może był to dalszy etap polowania na Miguela? Z akt jasno wynikało, że dealer pracował dla Przyjaciół, jednej z dwóch największych organizacji przestępczych w Rio, a z kolei kolesie, których przesłuchiwali byli członkami Czerwonego Komanda, ich naturalnej konkurencji. Komando bardzo by chciało wrócić do Rociny, z której zostało wyrzucone.


Latino spotkała USA w drodze na zebranie. Stał dobre dwa metry od niej, ale już z tej odległości czuła jego smród. Intensywna mieszkanka alkoholu i wymiocin zadziałała na nią lepiej niż poranna kawa. Kiedy zniknie opatrunek z jego ucha to będzie wyglądał upiorniej niż do tej pory. Krótko mówiąc jego aparycja nadawała się idealnie do tej roboty. Dealerzy będę srać ze szczęścia jak go zobaczą.

Nie byli pierwszymi osobami, które stawiły się na naradę. W środku byli już Oscar i Paul. Przybyli mogli posłuchać końcówki rozmowy, a w zasadzie monologu tego pierwszego.

- Stary mówię ci, zrobiła mi loda. Jak w pornosach! Kurwa chce jeszcze do tego szpitala. A cyce miała takie. – tutaj wspomógł się rękami żeby lepiej te cyce zobrazować. – Nie ściemniam. Jezu jak ja kocham swoją robotę. O cześć wam! Latino potwierdź, to prawda, że mundur otwiera nogi pannom?

Paul pozostawał niewzruszony opowieścią kolegi. Siedział tylko i gapił się w akta. Był chyba najnormalniejszą osobą w tym oddziale. Jednak jego skłonność do milczenia wydawała się podejrzana. Wielu psycholi zachowywała się podobnie, a tymczasem trzymała w swoich mieszkaniach kobiety przywiązane do kaloryferów. Gdyby było tak samo w przypadku murzyna to pasowałby idealnie do reszty.

Niedługo po tym do pomieszczenia wkroczył dowódca niosący kilka teczek. Podjął rzuconą przez Americo rękawicę i cuchnął równie intensywnie. Jego podkrążone oczy świadczyły o tym, że również nie przespał tej nocy. Odburknął coś na przywitanie i usiadł na krześle. Zerknął na wciąż stojącego Oscara i się uśmiechnął.

- Nie musisz tak stać. Usiądź.

- Kiedy ja wolę postać. Muszę dbać o formę kapitanie.

- Siadaj, to pieprzony rozkaz.

Podwładny wykonał go bez słowa. Wszyscy dostrzegli jego grymas bólu i uśmieszek kapitana.

- Juan do nas nie dołączy. Został na dłużej w szpitalu.

- Widziałem jego dupę. Palce liza... – przerwał mu Oscar ale kapitan chrząknięciem przywołał go do porządku.

- Możemy więc zacząć naradę. Generalnie mamy kilka tropów. Wiemy gdzie Miguel mieszkał, wiemy, że ten cały alfons jest w to zamieszany. Sprawą priorytetową jest jednak wzięcie odwetu na skurwielach, którzy do nas wczoraj strzelali. Od czego według was najlepiej zacząć? A może rozdzielić się na dwa zespoły? Aha i nie mamy co liczyć na wsparcie. Dzisiaj w Bangu I(więzienie) doszło do zamieszek i przerzucona tam kilka oddziałów. Gubernator opieprza właśnie telefonicznie komendanta. Ładny burdel się tam zapowiada.



Wszyscy


Tego dnia dało się wyczuć w Rio pewną nerwowość. Wszyscy się gdzieś śpieszyli, zupełnie jakby nie chcieli pozostawać za długo na ulicach. Nawet bezpańskie kundle pochowały się gdzieś w zakamarkach miasta i czekały. Nieunikniony konflikt wisiał w powietrzu i tym razem miał przybrać nieznaną dotąd formę.
 
mataichi jest offline  
Stary 28-11-2011, 19:07   #24
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Latino zmierzyła Oscara wzrokiem pod tytułem „Weź zrób dobry uczynek i umrzyj zanim kolejny raz się do mnie odezwiesz”. Nie chciała brać udziału w tego rodzaju dyskusjach, skoro nie wnosiły niczego do sprawy. Inna sprawa, że jej policzki pokrył lekki rumieniec, gdy w myślach musiała potwierdzić tezę kolegi. Pal licho spojrzenia, jakimi obdarzali ją mężczyźni, ale do tego dochodziło zainteresowanie kobiet, którym bynajmniej nie przeszkadzało, że są tej samej płci... A już na pewno nie przeszkadzało to jakiś miesiąc temu kelnerce w klubie Samba Rio, która tak niespodziewanie i bezczelnie usiadła jej na kolanach… Felicita potrząsnęła głową by odegnać krępujące wspomnienia. Skupiła się na słowach kapitana, który widać wziął sobie za punkt honoru zawalczenie z Americo o tytuł oddziałowego żula.

Snajperka westchnęła w duchu. Może nie była jakąś wielką fanką higieny i zdarzało jej się zapomnieć o wieczornym prysznicu, ale na Boga, miała na tyle empatii by nie wkurwiać ludzi z ekipy dodatkowym odorem. Adrenalina, ruch, wysoka temperatura i przepocone ubrania były naprawdę mieszanką godną koktajlu Mołotowa. Popatrzyła odruchowo na USA. Co prawda, nie wypadało jej ubliżać kapitanowi, ale może zaproponuje pozostałym chłopakom, żeby zlecić Raimundowi specjalny zwiad z dachu, gdy już przyjdzie im gdzieś się przetransportować? Oscarowi mogłoby się spodobać, dla samej tylko przyjemności słuchania narzekania "kłapoucha".

"Kłapouch... " - Felicita wypróbowała w myślach nową ksywkę dla pokiereszowanego przystojniaka, a widząc, że i on na nią teraz patrzy, zapewne ciekawy przyczyny zwrócenia uwagi, omal nie parsknęła śmiechem. Udało jej się jednak ograniczyć reakcję do dyskretnego kaszlnięcia.

Kiedy rozpoczęła się narada w skrócie opowiedziała chłopakom o rezultatach nocnych poszukiwań oraz pokazała kserokopie akt, do których się dogrzebała. Miała wrażenie, że poza Paulem, który wykazywał uprzejme zainteresowanie, pozostali słuchają jej z nastawieniem „tak, tak, wykaż się harcerzyku”. Przygryzła dolną wargę żeby nie warknąć na nich, nie miała przecież dowodu, że jej przypuszczenia są prawdziwe, a ostatnie co chciała osiągnąć, to zdobyć etykietę „czepliwego babska”. Skończyła więc mówić, nie siląc się nawet na wnioski. Niech sami je wyciągną jeśli chcą.

Ponieważ była chyba najniższa stopniem, odpuściła sobie zabieranie głosu w sprawie strategii działań. Od kłapania dziobami byli USA i Oscar, ona miała tylko celować i zwalniać spust we właściwym czasie. I w tej roli czuła się najlepiej.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 01-12-2011, 01:29   #25
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Miguel nie wiedział co robić... Wóda jest ok, seks z dziwką to też nic nienormalnego, ale martwa dziewczyna w łóżku z muchą w ustach? To już przekraczało ludzkie pojęcie. Spanikował. Nie wiedząc co robić dał trupowi Carli w twarz. A może akurat zabije...

Wstał. Popatrzył na całą tę chatę. Musi sobie radzić sam. Nie ma że wezwie policję i ją wezmą... na tak łatwe rozwiązania mogą sobie pozwolić tylko prawi obywatele tego kraju. A Miguel był czymś dokładnie przeciwnym. Chodził tak w kółko po pokoju i szukał w myślach osoby, która dobrze by się tym zajęła. Albert nie... no bo co? Przyśle psa który zje Carlę? Nonsens. Ritta. Ona też nie będzie wiedziała co zrobić. Może po prostu podpalić to mieszkanie i spierdolić? To będzie dobre rozwiązanie. Tylko gdzie się schronić? Cholera. Musiał tu zostać. Lokalizacja była bezpieczna. Przesiadanie z trupem dziwki nie należało do najprzyjemniejszych. Była jeszcze jedna lokacja... Dość bezpieczna, ale sporo osób mogło o niej wiedzieć.
Przeszukał mieszkanie. Wziął pieniądze i jeden z małych krzyżyków. Ściągnął jeden z rzemieni. Przeplótł wisiorek i schował go pod koszulę. Potrzebował tu boskiej ochrony.

Wziął kartkę, długopis i zapisał na niej dokładny adres Carli. Pod spodem dopisał.
Osoba tam mieszkająca potrzebuje ojca pomocy.

Udał się do pobliskiego kościoła. Świątynia była pusta. Jakieś trzy babcie i dwójka nastolatków siedzieli modląc się w ciszy. Meksykaniec po prostu wszedł. Obrócił się wokoło własnej osi i oglądnął kościół. Podobało mu się to miejsce. Było ciche, spokojne i takie... swego rodzaju beztroskie. Nie widział tu niczego kojarzącego się z problemami. No może poza krzyżami, wyglądającymi jak te u Carli.
Bez żadnych czułości podszedł do ołtarza i położył na nim kartkę. Wybiła godzina 12:30 ludzie powinni zbierać się na nabożeństwo. Więc ksiądz także.

Wyszedł.

Metro. Znów na gapę. Przystanek na którym wysiał. Fawela Rocinha. Dzielnica biedy jakiej mało. Jest spora. Zna tutaj paru weteranów wojen, którzy musieli odreagować zrytą psychikę zanurzając się w halucynogeny. Jednym z nich był Bernardo. Spec od broni. Po co przybył do Brazylii? Chuj wie. Po co w ogóle opuszczał USA, gdzie pławiłby się w kasie? Też nie wiadomo. Miał bardziej zrytą psychikę niż Carla. Miguel miał u niego trochę kasy w formie długów za grzybki. Meksykaniec akurat wpierdolił się w momencie gdy pięćdziesięciolatek robił ćwiczenia. Podciągał się na drążku w drzwiach. Stary mundur nadal wisiał w korytarzu. Miał na sobie dwie dziury, których okolice były zalane krwią. Podobno Bernard nigdy nie prał tego munduru od momenty otrzymania ran. "Tak wygląda ładniej..." Tłumaczył.
- Przyszedłeś po kasę?
- Nie.
- Więc po broń.
- Tak.
- Czego potrzebujesz.
- Czegoś na czarnych.
- Hm? Sporo ich...
- Konkretnie na jednego
- Chcesz po cichu sprzedać mu kulkę?
- Nie wiem. Chcę czegoś do obrony w razie wpadki.
- Masz jeszcze tego Colta?
- Mam.
- Mogę Ci dać dwa magazynki. Więcej .45 nie mam.
- Może być. Dawaj

Wojak sięgnął do szuflady. Było słychać tam sporo żelastwa. Pogrzebał, pogrzebał. Wyjął magazynek do AK, do SAW'a, nawet do P90. Po chwili znalazł. Położył na stoliku.
- To jest za pół długu.
- Mało staruszku.
- Hm... potrzebujesz czegoś do obrony tak?
- Tak.
- A co to jest ta wpadka?
- No po prostu... sytuacja bez wyjścia.
- Mam coś co Ci się spodoba. Zabija, w pewnym sensie to nie musisz nic z tym robić.
- No słucham? Chcesz mnie nauczyć laserowego spojrzenia?
- Nie. Mam coś lepszego.
- wyciągnął paczkę fajek z czterema papierosami.
- Palenie zabija, ale że aż tak?
- Te papierosy są przesiąknięte czymś trującym. Zabija w ciągu trzydziestu sekund od wypalenia całej fajki.
- A po niewypaleniu całej?
- Paraliż.
- Dobra... połowa długu za magi i te fajki. Stoi?
- Stoi.

Miguel wziął tę dość niekonwencjonalną broń. Schował w zewnętrznej kieszeni kurki. Papierosy zawsze trzymał w spodniach. Oby tylko się nie zapomniał.
Teraz trzeba było wrócić do meliny po broń... Same magi nic nie dadzą...
 

Ostatnio edytowane przez Aeshadiv : 03-01-2012 o 02:03. Powód: mała nieścisłość
Aeshadiv jest offline  
Stary 03-12-2011, 20:29   #26
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Leżąc w szpitalu miał wiele czasu na przemyślenie całej akcji. Z perspektywy czasu pomysł skoku, czy ogólnie gonienia faceta, nie okazał się trafny. Jednakże Juan był wysportowany, wiele lat spędził w dżungli, w rezerwacie ... przy ilu wyprawach pomagał swojemu ojcu? A potem poszedł do wojska. W obu formacjach, w których służył mógł ćwiczyć swoją kondycję, a przecież w BOPE również nie siedział na tyłku. Odległość nie była taka duża, nie powinien był spaść ... to się nie powinno zdarzyć.

To wszystko było nad wyraz tajemnicze. A do tego dochodziła ta tajemnicza siła. Mógłby przysiąc, że coś ściągnęło go w dół. Zdrowy rozsądek i pragmatyzm, kazał odrzucać takie domysły. W końcu żyli w erze technologii. Jednakże było coś ... Carlos był metysem, w jego żyłach płynęła krew Terena. Indianie mogli być chrześcijanami, katolikami ... przynajmniej ci bardziej cywilizowani jak jego ziomkowie. Zawsze mieli jednak kontakty, z grupami, które nie wyrzekły się dawnych zwyczajów, dawnej religii ... a poza tym w nauce każdego Indianina, w ich obrządkach i tradycjach pozostało sporo z dawnych "wierzeń".

Nawet w jego wiosce szaman zajmował specjalną pozycję. Ludzie jednocześnie go podziwiali i się bali. Mężczyźni i kobiety przychodzili do niego, gdy tylko mieli jakieś problemy. "Cywilizowani" mówili, że to tylko dym i lustra ... jednakże ... nie ... patrząc na wszystko, nie mógł z całą pewnością powiedzieć, że nie wierzy w "magię", jakkolwiek by ją nazwać. Subtelnym dodawaniem sobie szczęścia, czy czymkolwiek ... nie było żadnego przekonującego dowodu, że odmówienie "modlitwy" nad bronią, nie sprawi, że będzie strzelała celniej ... więc to była kwestia wiary ... ta sprawa była skomplikowana ... bardzo skomplikowana. Koniec końców, metys uznał, że nie zaszkodzi, spróbować pomalować swojej broni, w barwy wojenne ... "talizmany" ... koniec końców, nie pomoże ... ale też nie zaszkodzi ... nic nie straci na takim działaniu ...

Leżenie w szpitalu doprowadzało go do szału. Ale został na noc tylko z jednego powodu. Tylko dla Cathrine. Miała rację, że z wstrząśnieniem mózgu, nie ma żartów. Poza tym płakała, gdy powiedzieli jej, że leży w szpitalu ... cóż przeraziła się nie na żarty. Musiał jedno przyznać, dziewczyna miała w sobie pewną twardość, wiedziała na co się pisze wiążąc się z kimś o takiej pracy, ale nie przeszkadzało jej to ... i to było w tym najpiękniejsze.

I tym sposobem zrobił jej przyjemność. Jednakże wraz z nastaniem nowego dnia ... miał dojść. Chwycił za komórkę i wybrał tylko jeden numer. Nie miał ochoty na długie dyskusje, o tym czy robi rozsądnie wypisując się ze szpitala, dlatego zrobił to szybko.

Zawitał nawet na chwilę do mieszkania, na szczęście dziewczyny nie było nigdzie w pobliżu. Carlos szybko się wymył, przebrał, złapał kluczyki do motoru i wyszedł z mieszkania. Za nim jednak odpalił maszynę napisał SMSa do Cathrine. Jeżeli to ma wywołać awanturę ... to trudno ... przeżyje to ... ale czuł, że jego towarzysze mogą potrzebować każdej pomocy.

Silnik motoru oznajmiał całemu światu, że Juan jest gotowy do boju ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 03-12-2011, 22:38   #27
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Który sukinsyn patrzy się na moje ucho? Komu się to nie podoba? Felicita się na mnie gapi? Niech ten frajer, Oscar, rzuci tylko jeden komentarz – zabiję skurwiela.
Mniej więcej tak wyglądał niezwykłe obfity strumień świadomości Raimunda. Wraz z kolejnym ubytkiem na urodzie otrzymał prawdziwy kompleks, który będzie go zapewne prześladował przez parę ładnych dni. No niech tylko ktoś coś powie…

Później Latino odegrała rolę pieprzonej prymuski-kujonki, co zresztą nie było żadnym novum. Americo od kiedy ją znał, miał o niej opinię szarej myszki potrzebującej porządnego anala. Poszeleściła papierkami, pochwaliła się tezami i, jako że nie wywodu nie zakończyła zaproszeniem na piwo, nie pozyskała uwagi porucznika. Cassio patrzył na nią wzrokiem profesjonalnego odbiorcy, którym umiał zastąpić tępe spojrzenie rozkojarzonego ignoranta. Jak rany, ona chyba traktowała robotę bardzo serio. Myślałby kto, że praca BOPE wymaga szperania po głupich archiwach.

- Miguel raczej nie wybiera się poza Rio – stwierdził nagle całkiem przytomnie Americo, trąc ucho. Mówił głównie do przełożonego. – Moglibyśmy dać mu dzień wytchnienia, żeby się uspokoił. Jeśli wie, że go szukamy, będzie zachowywał się jak paranoik. Zostawmy kreta przy jego mieszkaniu i załatwmy co trzeba z glinami. Na początek bardzo, kurwa, chętnie wybrałbym się na dwunasty posterunek. W cywilu i ewentualnie jeszcze z kimś. Sądzę, że sensownie będzie się rozdzielić: do odpłacenia gliniarzom i tak będzie trzeba się konkretniej przygotować. Zobaczę, czy rozpoznam tam jakieś gęby ze strzelaniny, jeśli tak, to może z kimś porozmawiam na osobności. Jeśli nie załatwimy tego od razu, Czaszki stracą reputację. Nikt, do kurwy nędzy, nie powinien strzelać do nas w biały dzień.

Raia nie interesowało, co będzie robiła reszta. Nie przejął się też kolejną nieobecnością Juana. Był tak zapatrzony w siebie, że może nawet by jej nie zauważył, gdyby Felix o niej nie wspomniał.

Americo Nie miał za real ochoty bawić się w sprawę z Miguelem, dopóki nie będzie wiedział, kto próbował go zabić. Był mocno przewrażliwiony na swoim punkcie. Strzelanie do Cassia było dla niego równie chorobliwym wjazdem na ego, co odbicie żony normalnemu facetowi. Po prostu kochał siebie i traktował zamach jak faktyczny gwałt na obiekcie miłości.

- Poza tym wnioskuję o cięższy sprzęt na akcję z glinami.

Uśmiech typu Glasgow zakończył wywód porucznika i był nie mniej skrzywiony niż jego kręgosłup moralny.
 
Mivnova jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172