Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2012, 14:15   #381
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Ranny Noltan nie mógł zrobić praktycznie nic. Mógł jedynie czekać na decydujący cios od demona. Mimo wszystko, nadal starał się walczyć z dojmującym bólem i jeszcze walczyć. Ręką szukał noża, jego bliska obecność podnosiła żołnierza na duchu, choć jakoś nie myślał że zginie. Miał dobre przeczucia, chociaż, przeczucia tak jak i marzenia, często potrafią sparzyć.

- A ja... – wyrzucił z siebie z trudem, próbując wstać – A ja jestem marines poczwaro
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 30-09-2012, 17:18   #382
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jakby nie było dość kłopotów. Nie mieli czasu na omijanie stworów. Nie byli dość liczni, by szturmować lęgowisko tych... bestii. Nie mieli też wielkiego wyboru, przekraść się lub ominąć potworki szerokim łukiem. A mimo to, Yamestu wybrał trzecią drogę.
-Rozdzielimy się. Jeden z nas przyciągnie uwagę kreatur, drugi korzystając z uwagi spróbuje się przemknąć do nazisty.- stwierdził kapral oceniając sytuację.- Nie będzie to łatwe, ale człowiekowi łatwiej się przemieszczać wąskich korytarzach statków niż tym przerośniętym nietoperzom. A my mamy dość amunicji i granatów.
Plan był straceńczy. Kapral sobie zdawał z tego sprawę. Uznał jednak że warto się narazić na niebezpieczeństwo, by ten drugi miał szansę dopaść i ubić Niemca, zanim uda się mu to co on knuje.
Yametsu gotów był robić za ową przynętę na potworki, ale ku jego zaskoczeniu Summers postanowił odgrywać rolę wabia. Spytał też o to gdzie się spotkają, wywołując lekką konsternację na twarzy Harikawy.

Yametsu bowiem raczej nie zakładał, że wyjdzie z labiryntów żywy. Niemniej wyznaczył na miejsce spotkania okolice dzwonu bunkra z którego uciekli.
Mało fortunny dobór miejsca, ale cóż poradzić. Dla kaprala był to jedyny pewny punkt orientacyjny w okolicy.
Rozdzielili się. Kapral ruszył zakamarkami okrętu powoli zbliżając się do obszaru lęgowego skradając się i nasłuchując. Czekał na huk broni, świadczący o tym, że Luke zaczął wabić do siebie stwory.
Wtedy zamierzał ruszyć dalej, korzystając z tego że dorosłe stwory są zajęte łowami na Summersa. Oby, nieudanymi łowami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-10-2012, 16:49   #383
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Spokojnie zaczekał, aż Tongue się oddali. Ten czas poświęcił na wstępne wytypowanie drogi ucieczki. Bo chociaż plan sprawiał wrażenie dość ostatecznego, Luke wcale nie zamierzał pozwolić się zeżreć na tej przerdzewiałej, przerośniętej puszcze. Przynajmniej dopóki mógł przebierać nogami.

Z początku rzecz jasna musiał być dobrze widoczny, hałaśliwy i agresywny, chociaż w miarę możliwości osłonięty przynajmniej z jednej strony. Ale potem, kiedy przywabi już tyle skrzydlatych choler, żeby oczyścić Harikawie drogę, chciał zejść wgłąb okrętu. Wciągnąć je w labirynt ciasnych korytarzy, przejść i grodzi. Niech się tłoczą, przeszkadzają sobie nawzajem, obijają o stalowe ściany. Niech giną, dopóki starczy amunicji i granatów.
Może w tym czasie zdoła wyszukać sobie jakieś inne wyjście. Albo chociaż bezpieczny kąt, jakiś pancerny sracz, w którym mógłby się zabunkrować i przeczekać. W końcu na pewno się zniechęcą. A on miał jeszcze kilka zbawiennych dla cierpliwości fajeczek.

Tak naprawdę najchętniej zapaliłby od razu, ale zamiast tego raz jeszcze prześledził wzrokiem trasę, poprawił tobołek i wetknięty w portki pistolet, ułożył pod ręką granat i wreszcie uniósł karabin do twarzy.
– No to jedziemy – mruknął pod nosem, mierząc starannie w łeb najbliższego stwora.
 
Betterman jest offline  
Stary 01-10-2012, 19:13   #384
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jeszcze nigdy nie doświadczył takiego bólu, żar jaki go wypełnił musiał spalić wszystkie zakończenia nerwowe bo niemożliwym było aby po czymś takim mógł stać przytomny i co najdziwniejsze świadomy nie mówiąc o tym, że nadal był żyw. Coś się zmieniło, nie wiedział jeszcze co. Próbował się rozejrzeć nie tracąc o mało równowagi. Widział wszystko z wysokości innej, wyższej, jakby jego głowa była oderwana od ciała, ale jednak nie była.
Wtedy usłyszał jego głos, nawał go Umiłowanym, bo przecież nim był. cały czas to wiedział tylko musiał niepamiętać, teraz wiedział.

Pan Cuchnących Rozlewisk, gdzie się podział lęk jaki przed chwilą we mnie wzbudzałeś, czyżbyś nie mógł mnie skrzywdzić? Jak mógłbyś skrzywdzić Umiłowanego? - myśli przebiegały mu przez głowę.
Potem poczuł jej miękką dłoń, spojrzał na nią z perspektywy jakiej do tej pory nie miał przyjemności doświadczyć.

- Jesteś tutaj , tak się cieszę - jego myśli powędrowały wprost do Sakamae. Poczuł jej zdziwienie, spojrzała na niego z mieszaniną lęku i podziwu.
Jej słowa, kiedy zwracała się do Czarownika odbijały się podwójnym echem, czuł jej lęk... przed nim również, zupełnie niepotrzebny...- droga Samakae

Przyczyna jego uwolnienia, leżała teraz pod ściana obalona przez jaszczura. Marines wykrzyczał swe butne słowa, żył, Ronald poczuł ulgę i zapomniał o Noltanie.

Tak jak powiedziała moja przyjaciółka - kierował swe myśli do obojga - mamy dla Was dary. Zaprowadź nas do laboratorium.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 01-10-2012, 21:48   #385
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Summers

Luke Summers ruszył zrealizować swój plan. Kilka strzałów w stronę skrzydlatych monstrów ściągnęło uwagę paskudztw na niego. Nie krył się już specjalnie. Nie starał zachować ciszy. I tak te kilka pierwszych wystrzałów nie miało w konsekwencji znaczenia, w porównaniu do tego, co za chwilę miało się dziać.

Ludzki spryt, kilka granatów i karabin przeciwko skrzydłom, ostrym dziobom i haczykowatym szponom. Co miało zwyciężyć w tej konfrontacji, miał przekonać się za kilka chwil.

Strzelił kilka razy i ruszył w bok, gdzie wypatrzył dziurę w pokładzie. Zatrzymał się jeszcze na chwilę, by ocenić, czy potwory ruszyły za nim.
Ruszyły. Większość. Szybując, skacząc, pędząc wprost na niego.

Oddał ostatnie strzały, opróżniając pierwszy magazynek, cisnął granat w największe skupisko skrzydlatych przeciwników i zanurkował do dziury. W chwilę później szedł już przechylonym, zardzewiałym korytarzem. Za nim pierwsze ze stworzeń z furią atakowało dziurę, w której się skrył.
Słyszał inne. Latały nad wrakiem szukając, jak na razie bezskutecznie, drogi pod pokład.

Wydawało się, że dopóki Summers nie wytknie nosa z przerdzewiałego wraku, będzie w miarę bezpieczny.




Harikawa

Plan szalonego kumpla zadziałał. Zaatakowane monstra poderwały się do lotu i ruszyły w ślad za Lukiem, odciągającym potwory z drogi Hairkway.

Tymczasem Yametsu, ukryty pod przerdzewiałym kawałkiem blachy, czekał, wypatrywał sposobności. Odgłosy „wabika” oddalały się. Najwyraźniej Summers wykonał plan najlepiej jak się dało.

Wszystko wydawało się iść dokładnie tak, jak to sobie obaj umyślili.
Harikawa wyjrzał ostrożnie z kryjówki i zaklął pod nosem.
Większość potworów ruszyła na łowy za Summersem. Większość. Ale nie wszystkie.

Nadal z dobry tuzin brzydactw siedział na zdewastowanych przez siły natury i czas pozostałościach okrętu i z wysokości swoich zaimprowizowanych gniazd wpatrywało się w dół, na pokład statku przez który musiał przedostać się Yametsu, jeśli chciał szybko dotrzeć do parowca, na którym znikł Kishler i z którego nadal dochodziła dziwaczna, chaotyczna luminacja.




Dean

Sally otworzyła porażone potwornym blaskiem oczy. Zdezorientowana zamrugała suchymi jak pieprz powiekami.

Ze zdumieniem zorientowała się, że ... stoi w pustce. Wokół niej nie było niczego. Ani podłoża, ani sufitu, ani boków. Wszędzie tylko pustka. Jasnoszara, ponura, przytłaczająca i zimna.

Szybko jednak zorientowała się, że pustka to złe określenie na to, gdzie się znalazła.

Czasami bowiem przez szarości przemknął jakiś rozbłysk światła. W różnym kolorze. W barwie z palety tęczy w różnych odcieniach i intensywności.
Gdzieś w jednym z trudnych do określenia kierunków coś zamajaczyło. Przemknął jakiś kształt. Coś poruszyło się przebierając mackowatymi wypustkami. Coś ogromnego.

I wtedy zorientowała się, że jednak nie stoi w pustce. Ale na rozstajach czegoś, co wyglądało jak drogi. Każda miała nieco inne zabarwienie. Była droga czerwona, była droga żółta, zielona, niebieska, czarna, brązowa, fioletowa, pomarańczowa oraz szara i biała.

Wiedziała, że gdzieś, na końcu którejś z nich czekała ostateczna odpowiedź na nurtujące ją pytania o człowieczeństwo i rodzaj ludzki. Tylko gdzie i na której?

To chyba był właśnie jej wybór.




Boone

Strzelił. Trafił.

Widział, jak kula trafia monstrum prosto w środek czoła. Widział, jak głowa bestii odskakuje w tył, a na ścianie za nią pojawia się plama czegoś, co przypominało parującą kałużę atramentu.

Boone ujrzał, że bestia zachwiała się, a „czar”, który go zaczynał więzić, puścił.

Głowa jednak bolała go tak, jakby ktoś skopał ją bez cienia litości.
Żołnierz, podobnie jak hybryda z przestrzeloną czaszką, zachwiał się, uderzył plecami o ścianę. Łapał oddech ogarnięty nagłą, aczkolwiek przejściową chwilą słabości.

Stwór siadł na ziemi, ale ... Boone widział, jak rana, która dla człowieka byłaby śmiertelna, zaczęła wypełniać się dziwnym, gęstym oparem i ... zasklepiać. Proces ten postępował niezwykle szybko.

Mężczyzna, który pastwił się nad szlochającą kobietą ruszył chwiejnie w stronę pulsującego kryształu, przy którym znikła Sally.




Noltan, Dempsey, Yoshinobu

Noltan stał wyprostowany ze zgrozą obserwując ogromnego krocionoga zmieszanego z człowiekiem, w którego zmienił się Dempsey. Gest, w którym hybryda uścisnęła dłoń Azjatce, wydawał się być dziwnie ludzki, ale przez to jeszcze bardziej przerażający.

- Zaprowadzę was tam, gdzie chce ...

Bestia nie zdążyła skończyć.

Nagle zachwiała się, poleciała w tył, upadła na plecy, a jej ciałem wstrząsnęły dreszcze.

- Idźcie do mojego podarunku – Sakamae i Dempsey usłyszeli znów głos w głowie. – Trzeba go powstrzymać.

Sakamae chyba wiedziała, o kogo chodzi mnichowi. Wydawało jej się bowiem, że przed ułamkiem sekundy usłyszała strzał dochodzący zza drzwi.
 
Armiel jest offline  
Stary 02-10-2012, 12:33   #386
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Sally Dean stała na rozstaju dróg.
Pod skórą czuła, że to ważny wybór. Kluczowy.

Dookoła rozlewała się szarość. Potężna, wszechobecna, przytłaczająca. A pośród niej ciągnęły się ścieżki w różnych odcieniach. Odchodziły na boki jak powiewające na wietrze kolorowe wstążki.

Gdyby była małą dziewczynką sięgnęłaby po którąś z jaskrawych pogodnych barw. Kojąca zieleń albo słodki pomarańcz.
Tyle, że Sally Dean wydoroślała. Szczególnie każde z ostatnich lat naznaczyło ją głęboko i boleśnie pozostawiając po sobie bliznę.
Teraz już rozumiała, że czerń i biel nie istnieją. Życie jest zbyt skomplikowane, zbyt zawiłe i pełne niedomówień aby zamknąć je w jakiś ramach. Czerń i biel... Dobro i zło... to skrajności. Zbyt oczywiste i zbyt nieprawdopodobne. Szarość. Tylko ona jest prawdziwa. Wszystko jest jej odcieniami, pochodną. Słodko-gorzką mieszkanką.

Jeśli któraś z tych ścieżek miała ją gdzieś doprowadzić, coś objawić... Postawiła na kolor popiołu.
 
liliel jest offline  
Stary 03-10-2012, 10:35   #387
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Znowu wydarzyło się coś, co w innych okolicznościach przyprawiło by Noltana o utratę przytomnośc lub opętańczy śmiech. Bo to co jest niezrozumiałe, jest straszne. Co straszne - niebezpieczne. A niebezpieczeństwo należy wyśmiać, aby stało się mniejsze.

Mocno krwawił, ale mógł ustać. Szczęście w nieszczęściu. Nawet nie miał przy sobie żadnych medykamentów, a na walkę z... Z kolejną poczwarą, nie miał energii. I mógł tylko tak stać, i krwawić, i mieć nadzieję że nie padnie tu i nie skona.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 03-10-2012, 22:36   #388
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Yametsu zaklął cicho w znanych mu językach. Spoglądał przez chwilę na gniazda nad sobą. Uda się, nie uda... Nie miał wyboru. Musiał spróbować.
Tam gdzieś Summers ryzykuje życie robiąc za przynętę dla stworów, a on miałby stchórzyć?

Odbezpieczył jeden z granatów, rzucił w pobliże gniazd. Potem kolejny gdzieś daleko od siebie. Nie miało znaczenia czy pierwszy rozerwie jakieś "ptaszyska". Choć miło by było, gdyby jednak rozerwał.
Ważne było, że ów hałas odciągnie ich uwagę od pozycji Yametsu.
Przynajmniej w teorii...

Teraz pozostało pognać sprintem z karabinem w dłoni, ostrzeliwując się w miarę możliwości, gdyby jakiś "ptaszek" go postanowił upolować. Dotrzeć na przeciwną stronę pokładu i skryć się w korytarzu, w który te stwory wcisnąć się nie mogłyby. I ruszyć dalej na Kishlera.
Lub zginąć próbując... z wielkim hukiem. Granaty które miał przy sobie powinny mu to zapewnić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 04-10-2012, 08:05   #389
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
gościnnie Hes ;)

...droga Sakamae...
Nie pomyliła się. Pod powłoką Umiłowanego nadal był człowiekiem, który stał się jej kimś bliskim. Najbliższym od czasów... normalnego życia - chyba tak najtrafniej mogła to ująć. Uśmiechnęła się do niego, choć nie była pewna, czy to zobaczył i na moment oparła czoło na jego ramieniu.

Z niepokojem spojrzała na jaszczura, który po prostu poleciał w tył. Czy od strony zamkniętych drzwi było słychać strzał? Kawałki układanki powoli wskakiwały na miejsce. Jeśli Kyou padł to znaczy, że jego bliźniak - Kyo, właśnie dostał. To znaczyło, że jest w laboratorium ktoś jeszcze, kogo do tej pory nie spotkali. Szept mnicha potwierdził tę informację. Przez chwilę Japonka czuła irytację - skoro on tyle wie, dlaczego nie podzielił się swoją wiedzą od razu? Właśnie usiłowali zabić tego, którego powinni obdarować... ale przelotne zdenerwowanie szybko minęło.
Pozostawało pytanie - ten za drzwiami to przyjaciel, czy wróg?
Chociaż...
Jakie to ma znaczenie...
Nie miał mocy, nie był Umiłowanym...
Ale miał broń. A to znaczyło, że był niebezpieczny...
Nie było czasu na zastanawianie się. Sakamae po raz pierwszy od przybycia na tę szaloną wyspę wiedziała, co się dzieje. Dwójka stworów po dwóch stronach zamkniętych drzwi była jednym. Panem Cuchnących Rozlewisk. Aby otrzymali swój dar, musieli przeżyć... choć najwyraźniej byli atakowani z obu stron.

Kobieta przyklęknęła przy leżącym jaszczurze, szukając klucza. Nie chciała, żeby Ron używał swojej nowo nabytej mocy. Może uda mu się jeszcze ją ujarzmić i znów stać się człowiekiem?
Obejrzała się tylko na żołnierza, który wyglądał na mocno zszokowanego.

- On musi żyć - powiedziała z naciskiem, powoli i wyraźnie, po angielsku - nawet nie próbuj zrobić mu krzywdy - czy w jej głosie pobrzmiewało echo niedawno odrzuconej mocy? Być może tylko ona miała takie wrażenie, bo w jej głosie brzmiała pewność.

Wiedziała, co trzeba zrobić.

Klucz, tak jak się tego spodziewała, był przypięty przy pasie. Odpięła go i podbiegła do drzwi laboratorium. Musiała się spieszyć. Cichy szczęk zamka oznajmił jej, że kolejna przeszkoda została pokonana. Nagle z całą siłą uderzył w nią zew darów mnicha zamkniętych w szkatułce, która nadal była poza jej zasięgiem. Z tudem mu się oparła i delikatnie uchyliła drzwi, zaglądając niepewnie do środka. Ronaldzie, jeśli ten ktoś w środku ma broń to mógłby chcieć Ci zrobić krzywdę... wejdę pierwsza, dobrze?
Bądź ostrożna - jego myśli powędrowały wprost do Sakamae - jestem tuż za Tobą.

- Patryk? Anna? - miała nadzieję, że któreś z nich odpowie na ciche nawoływanie, zanim oboje z Ronem-Umiłowanym wejdą do środka...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 04-10-2012, 16:35   #390
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Znowu szukał po omacku drogi, znów uciekał w dusznej ciemności. Ale tym razem właściwie się nie bał. Nie myślał o ranach i ssacej pustce w brzuchu. Całą uwagę poświęcał niespodziankom, które mogły czyhać w przerdzewiałym wraku. Albo przyleźć tam za Lukiem. I po prostu robił swoje.

W sumie poszło łatwiej, niż można by się spodziewać... Może nawet zbyt łatwo, bo latające pokraki jakoś nie potrafiły dostać się do środka.
Summers zatrzymał się na chwilę, nasłuchując. Do tej pory, jeżeli całkiem się nie pogubił, raczej oddalał się od Harikawy. Nie chciał wracać tym samym korytarzem, ale przy pierwszej sposobności musiał zmienić kierunek. Poszukać schodów, drabinki albo choć szybu na wyższe poziomy. A potem jakiegoś wyjścia. Stłumiony huk rozszedł się złudnym echem po całym okręcie, ale to musiała być robota Tongue'a. Tak szybko dopadł Kishlera? Czy dopiero się do niego przebijał?

Tak czy inaczej, niezapowiedzianym wsparciem nie powinien pogardzić.
 
Betterman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172