Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-11-2012, 19:34   #461
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
On i Sakame. Musieli przetrwać aby wręczyć dary. Jej bliskość dodawał mu sił, już tam w laboratorium poczuł jak przekazuje mu energię potrzebną do wydostania się spod gruzów. Teraz trzymał jej drobną dłoń w swojej i po raz kolejny przysiągł w duchu, że nie pozwoli aby stała się jej jakakolwiek krzywda, dlatego, kiedy powiedziała mu o sile jaka przyzywała ich z głębi dżungli, postanowił nie czekać. Ruszyli byle dalej od kryształu i jego marionetki, od niszczycielskiej siły jaką niósł ze sobą żołnierz marines. Trzymając się za ręce ruszyli przed siebie równym rytmem jak to nie raz bywało. Ciepło trzech słońc dodawało mu energii,czuł się jakby był w domu.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 19-11-2012, 22:09   #462
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Harikawa i Summers

Pracowali ciężko, na zmianę, spiesząc się tak, jak tylko potrafili. Ale naturę ciężko było pokonać. Twarda skała ustępowała opornie, wyciskając z ich mięśni siły i strugi potu.

Murzynka stawała się coraz bardziej niespokojna, jakby każda kolejna minuta oddalała ją od czegoś niezwykle ważnego.

Dyszeli ciężko, aż wreszcie udało się im wyżłobić odpowiedniej wielkości otwory, by założyć w nich ładunki. Summers liczył, że jego wiedza i podstawy saperki, jaki wyniósł ze szkolenia specjalistycznego wystarczą, by rozwalić skałę tak, jak należy. Nie przyjmował myśli o porażce, bo wiedział, że drugiej szansy zwyczajnie mieć nie będą.

W końcu wszystko było gotowe.
Oddalili się na bezpieczną odległość, wymienili ostatnie spojrzenia i odpalili ładunki.

BUUUUUUMMMMMMM!!!!





Noltan

Krzyk działał na zębate poczwary niczym ciężki karabin maszynowy. Lub nawet lepiej. Dosłownie łamał kończyny, odrywał mięso od kości, gruchotał narządy wewnętrzne, jeśli potwory takowe miały. Zabijał.

Noltan otwierał się na moc daną mu przez kryształ. Przez tego bezimiennego boga zemsty. Przez siłę tak podobną do niego. Niepowstrzymaną i dziką.
Zmasakrowana jaszczurza pokraka, którą żołnierz trzymał w rękach wrzeszczała coś do niego, ale jej nie słuchał. Teraz liczyło się dopaść tych, którzy wprowadzili szaleństwo na tej wyspie.

Kiedy ostatni potwór został zniszczony niepowstrzymany Noltan znalazł się za barakiem z którego wylazły potwory.

Zobaczył za nim kolejną linię zasieków i rozwartą na całą szerokość bramę. Za tą bramą kiedyś znajdowały się najwyraźniej japońskie koszary lub teren zamieszkiwany przez strażników. Teraz jednak świecił pustkami.

Poza jedną, potężną postacią stojącą pośrodku zniszczenia. Na kolosalnym ciele widać było jeszcze resztki munduru.

Mimo, że twarz monstrum była nie do rozpoznania, to w jakiś dziwny sposób Noltan wiedział, kto jest tym wynaturzeniem. To był Niedźwiadek. Członek oddziału, którego stracili we mgle koło dziwacznej budowli.

Potwór zwrócił łeb w stronę dawnego kumpla i otworzył usta, jakby do krzyku. Ale, co więcej, bestia trzymała w łapach bezwładnego jaszczuroczłowieka. Tego, którego szukał Noltan. Niedźwiadek szarpnął łapami rozrywając jaszczuroczłowieka na dwie połowy a potem pędem ruszył w stronę Noltana.

Trzymana w rękach przez „Postmana” jaszczuroludka wydała z siebie ciche, przeraźliwe jęki.





Yoshinobu, Dempsey


Pospiesznie oddalili się w gęstwinę dżungli. Szybko, nie oglądając się za siebie, by sprawdzić co robi marionetka kryształu. Dary musiały być wręczone. To wiedzieli. I wiedzieli, że Kryształ tego nie chciał. Ze zręcznie przeciwstawił się im stawiając na drodze ludzi, którzy przeszkodzili im we wręczeniu darów.

Czy było już za późno? Powoli zaczynali sądzić, że tak. Jeden z darów powędrował zupełnie niespodziewanie do amerykańskiego żołnierza. Wręczony przez przypadek i w gniewie musiał wywołać jakieś ... konsekwencje.
Dwa pozostałe nadal czekały na wręczenie, ale Kyou i Kyo – stanowiący jedność – ze względu na ataki reszty nowych Umiłowanych, skryli się gdzieś. Czy przypadkowy czyn Rona, użycie kła jako broni, zmieniło naturę daru? Możliwe. Tego nie wiedzieli. Nie mogli wiedzieć.

Szli, prowadzeni przez Sakamae, którą z kolei wzywała jakaś siła. Gdzieś, chyba do serca wyspy.

Za sobą usłyszeli dziki ryk. Ale to już, przynajmniej na razie, nie było ich zmartwienie. Wyrwali się ze sfery chaosu, jaką roztaczał wokół siebie Kryształ.
I w końcu to zobaczyli. Drogę. Kamienie wystające z błota. Trzymając się za ręce ruszyli w stronę, w którą prowadziła droga. I w końcu dotarli do celu. Przed nimi pośród szarej, nieziemskiej, zepsutej roślinności wznosiły się ruiny o niecodziennym kształcie.


Ich widok wzbudził dreszcz niepokoju w obojgu.

W tych ruinach ... kryła się tajemnica. Kryło się ... rozwiązanie. Ale nie byli pewni, czy mogą stawić jej czoła, nie obdarzywszy podarunkami od Milczącego Mnicha wskazanych Umiłowanych.

Z drugiej jednak strony, jeśli dar zaakceptował kogoś innego. to może lusterko i kamień powinny zostać wręczone komuś innemu, niż wskazani przez Milczącego Mnicha Umiłowani? Może teraz nie miło to już niczego zepsuć? A może wręcz przeciwnie, zepsuje wszystko.

Decyzja należała do nich. Jak zawsze.

Gdzieś, z trzewi dziwacznej świątyni dało się słyszeć coś, co przypominało echo podziemnej eksplozji.





Boone, Dean

Faktycznie, nie mieli specjalnie wyboru. Droga przed nimi została zawalona i zniszczona. Pozostało im jedynie wyjść przez tą samą klatkę, którą się tutaj dostali.

Barak śmierdział tak samo. W klatkach siedziały te same istoty, które widzieli wcześniej. Również Selby. Ale teraz... teraz postrzegali je inaczej. Byli do siebie podobni. Z tym że ich dwójka zrodziła się przez manifestację nieznanych i przerażających siła, a zamknięci w klatkach Zapominani byli abominacją. Wynaturzeniem, pomiędzy wynaturzeniami, bowiem zostali ... stworzeni przez ingerencję innych z Miliona.

- Powinni zginąć – jakiś głos, niczym huczący ogień rozszalał się pod czaszką Sally. – Przestaną cierpieć. Zniszcz ich. Wzmocnij siebie. Spal ich.

- Widzę, że staliście się częścią Wyspy – powitała ich Pani – Kwiat. – Widzę, że spotkaliście swoje przeznaczenie. Staliście się ... jednymi z Miliona.

Ledwie skończyła a usłyszeli dziki ryk dochodzący gdzieś z bliska.

- Walczą. Zawsze walczą. Wszędzie walczą. - Zaczęły jęczeć abominacje w klatkach.

- Będą walczyć. Muszą walczyć. Są zrodzeni w walce. Są narzędziami wojny.

Ziemia zadrżała, jakby pod stopami pędzącego słonia.

Boone znalazł okno, z którego wyjrzał na zewnątrz. Ujrzał dwie monstrualne postaci. Jednym z nich był Noltan – tego był pewien. A drugim – Niedźwiadek.





Harikawa i Summers


Kiedy pył i gruz przestały się unosić w powietrzu odważyli się wrócić do miejsca, gdzie założyli ładunki.

Udało im się. W miejscu, gdzie nastąpiła detonacja, widniała wyrwana dziura, przez którą bez trudu przecisnąć się mógł dorosły mężczyzna.
Jednak to, co ujrzeli za nią, zupełnie nie przypominało tego, co widział wcześniej Summers.

Ujrzał bowiem ... korytarze. Zapewne labirynt.


Oświetlone światłem elektrycznych lamp.

- Pójdę pierwsza – powiedziała podekscytowana Morjiaba.
 
Armiel jest offline  
Stary 19-11-2012, 22:41   #463
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Zobaczył swojego dawnego kumpla. Z początku go nie poznał, wziął go kolejne paskudztwo żyjące na tej wyspie. Cholernej, chorej wsypie. Widział tu już tyle, ale ten potwór różnił się od tamtych wszystkich. Miał znajomą twarz, oczy… I te resztki mundury, munduru Marines.

Czyżby to… Nie mógł uwierzyć, że ten gnojek przeżył to… To co się z nim stało tam, pod świątynią. Tam gdzie go zostawił razem z tamtym drugim marines. Niedźwiadek, musiał mieć cholernie wielkie szczęście. Ale nie wyglądał najgorzej… Widać było że stał się silniejszy, jakby zmutował. Albo coś go opętało, tak jak tamtych dwoje którzy wcześniej siedzieli z nim w klatce.

- Adam! – wrzasnął na całe gardło – ADAM! Uspokój się?!

Okrzyk, który miał dotrzeć do ludzkiej strony Niedźwiadka okazał się bezskuteczny. Nic nie dał, kompletnie. Jakby odbił się od ściany. Potężne łapsko zaciśnięte w okropną, żylastą piąchę o włos minęło łeb Roberta. Ten ledwo zdążył odskoczyć. Musiał niestety odrzucić na bok jaszczurzycę. Miał nadzieję, że ta nie zregeneruje się za szybko i da mu czas na przemówienie swojemu byłemu kompanowi do rozumu.

Walka więc toczyła się dalej. Jej pierwsza faza, opierała się tylko na unikaniu wielkich piąch i próbach skomunikowania się z Adamem. Tak jak ta pierwsza, te też nic nie dały. Monstrum było tak rozwścieczone, że nie zważało na nic. Druga faza, składała się na wymianę ciosów. Oszalałe młócenie piąchami Niedźwiadka, nie było dużym wyzwaniem z trzeźwo myślącym Robertem, który był napompowany energią z kryształu. Co prawda, przyjął nie jeden cios. A w tym taki, że aż mu poczerwieniało przed oczami, ale w końcu jakimś leżącym niedaleko łańcuchem, leżącym obok baraków… Dopiero za pomocą kawałka metalu, udało mu się opętać nogi Adama i przewrócić go. A potem unieruchomić. Na jego twarz, spadło kilka otrzeźwiających piąch prosto w potylicę.

- Kurwa, Adam! To ja, Postman!
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 20-11-2012, 10:21   #464
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Szli oboje pogrążeni we własnych myślach, uspokojeni dotykiem własnych dłoni. Sakamae zastanawiała się, jak długą drogę przeszła przez te kilka dni. Od istoty niemal niepodobnej do człowieka - pozbawionej chęci do życia, obojętnej, czekającej na śmierć, do... do czego? Bogini? Demona? Stała się jedną z Umiłowanych dlatego, że postanowiła jednak żyć. To była jedyna droga.

Czy jednak nadal była sobą? Spojrzała na Rona i zmarszczone czoło wygładziło się na chwilę, na twarzy pojawił się zamyślony uśmiech. Gdyby jeszcze tydzień-dwa temu ktoś jej powiedział, że będzie szła za rękę z mężczyzną, nie mówiąc już o tym, że nie jest Japończykiem... roześmiałaby się tylko kręcąc głową. Przecież to niemożliwe... ona...?
Przeszła daleką drogę również wewnątrz siebie. Gdzieś zniknął tak typowy dla niej dystans, wycofanie się, wpojone od dziecka poczucie niższości i szacunku wobec mężczyzn... głowę miała podniesioną wysoko a drobne palce mocno i zdecydowanie trzymały dłoń towarzysza.

Tak, daleką drogę przeszła... ale czy nadal pozostała sobą? To pytanie nurtowało ją coraz bardziej, lecz nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi.
Rozmyślania przerwało jej pojawienie się ruin budowli, do której zmierzali. Coś jednak było nie tak, jak trzeba. Nie dopełnili obowiązku... dary nie zostały wręczone. Jaki jednak mieli wybór? Nie mogli już zawrócić. Gdzieś w podziemiach nastąpił wybuch a wraz z nim Japonka poczuła energię dwóch istot.
Ron, tam ktoś jest... dwie istoty... może to ludzie? Może to oni spowodowali ten wybuch?
Pomyślała sobie jeszcze, że może to oni odbiorą dary, skoro nie udało się ich wręczyć Umiłowanym...

Czy nadal pozostała sobą?

Ronaldzie... - zawahała się na moment jakby zawstydzona - dasz mi na chwilę lusterko...?

Nagle zapragnęła zobaczyć swoje odbicie. Upewnić się, że ona to nadal... ona. Spojrzeć sobie w oczy by móc zaakceptować siebie taką, jaką się stała. Jakby to spojrzenie mogło połączyć w jedną całość "starą" i "nową" Sakamae Yoshinobu, jedną z Miliona Umiłowanych...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 21-11-2012, 08:46   #465
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
To była czysta kalkulacja. Zestawienie wszystkich za i przeciw. Chociaż, nie. Nie do końca. Przecież istniały same "za".

Ulży im.
Wzmocni siebie samą, pomnoży swoją moc.
A musi mieć jej dużo jeśli nadaży się okazja aby przeszkodzić kobiecie-ptak i panu Meduzie. Uratować świat. Ten ludzki, jaki znała.

Czy dobrze robi? Dobrze myśli? Czy jej tok rozumowania jest rozsądny? Czy coś na tej wyspie w ogóle takie może być?
Jako naukowca ciekawiły ją odpowiedzi na te pytania, jako człowieka już mniej.

- Nie potrafimy was uratować. Odwrócić tego - powiedziała zwyczajnie, bez żalu czy współczucia. Stwierdziła fakt.

Walkę na zewnątrz zignorowała. Nie znała tych ludzi czy też bestii, ich pobudek ani celów. Nie zamierzała się ani dołączać ani kibicować.

A później poprostu zwolniła hamulce i pozwoliła aby oczyszczający ogień rozlał się po budynku.

- Boone, musimy iść.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 21-11-2012 o 08:49.
liliel jest offline  
Stary 21-11-2012, 16:51   #466
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wędrując korytarzami tego miejsca Harikawa czuł się jak ślepiec prowadzony przez niewytresowanego psa przewodnika. Nie wiedział, gdzie go murzynka zaciągnie. Niemniej pocieszającym był fakt, że Morijaba zachowała zdrowy rozsądek. Choć... to wyznanie “miłosne” kobiety bardzo go zdezorientowało.
Jednakże... idąc tym labiryntem nie mógł nie spytać.- Gdzie... my jesteśmy? Co to jest za miejsce?

Chciała odpowiedzieć. Nawet się odwróciła. I wtedy .... zaczęła się rozmywać. Jak miraż na wietrze. Jak nieosiągalne marzenie lub sen. Najpierw zaczęły zanikać jej czubki palców, dłonie i stopy, ręce i nogi. Proces postępował szybko.

- Musisz odnaleźć ... spiralę... oś ... musisz....

Zniknęła cała. Podobnie jak wyłom w murze, który stał się litą skała i Summers, który wyparował dokładnie tak samo jak Murzynka. Został sam. Sam w podziemnych, nieznanych korytarzach.

-Cooo?!- krzyknął w odpowiedzi Yametsu, zanim adresatka wypowiedzi znikła. Podobnie jak Luke. Japończyk rozejrzał się bezradnie. Był nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co.
-Cholera.- zaklął pod nosem. I ruszył się do przodu. Spirala, oś... nic mu to nie mówiło. Pewnie chodziło o środek labiryntu, ale jak z nim sobie poradzić. To nie była łamigłówka z gazety, po której można było wodzić rysikiem ołówka. To był.. labirynt do którego Harikawa nie wiedział jak wszedł i nie wiedział w którym miejscu jest. Nie zwracał dotąd na to uwagi, wszak murzynka prowadziła.

A teraz z Summersem wystawiła go do wiatru... choć zapewne mimowolne.
-Weź się w garść Harikawa. Trzeba podejść do tego metodycznie. Zawsze skręcać w prawo... albo w lewo. Albo... zawsze skręcać...-słowami próbował zdusić atak paniki. Dopóki byli we trójkę korytarze nie wydawały się tak ciasne. Zwłaszcza gdy było na czym oczy zawiesić. Na czymś innym niż mury...
Wdech, wydech...
-Zawsze w prawo skręcać.-zadecydował. Wybór równie dobry jak każdy inny, byleby go się konsekwentnie trzymać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 22-11-2012, 15:55   #467
 
Hesus's Avatar
 
Reputacja: 1 Hesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnieHesus jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ronaldzie... - zawahała się na moment jakby zawstydzona - dasz mi na chwilę lusterko...?

Czy tego chcieli czy nie ich myśli orbitowały wokół tego samego.
Poniósł porażkę i nie udało mu się wręczyć daru jaszczurom, teraz wszystko wskazywało na to, że to nie było możliwe. W głowie obojga musiała kołatać się ta sama myśl.
Przemiana w każdą stronę tą ludzką także powodowała ból, ale chciał aby spojrzała w jego ludzkie oblicze.
Sakamae - powiedział - wiem, że myślisz o tym co ja. Dary muszą być wręczone wiem, że rozumiesz. Sakamae ja... - wręczył jej obły kamień, który miał trafić w ręce Pana Cuchnących Rozlewisk a który zaraz wręczy Mu Pani Lotosu, Sakamae. - ...my, powinniśmy obdarować się wzajemnie.
Sakamae, Oto dar dla Ciebie, dar dla Pani Lotosu - zwierciadło znalazło się w dłoni Sakamae w momencie w którym ona wypowiadając analogiczną formułę podała mu Kamień.
 
__________________
Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI!
Hesus jest offline  
Stary 22-11-2012, 18:54   #468
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Boone przyglądał się istotom, które spotkali już w baraku. Młodsze dzieci chorego boga? Nie. Nie mógł tak myśleć. To były ofiary tej pieprzonej gejszy i drugiego jaszczura. Zacisnął ręce w bezsilnej wściekłości patrząc na klatkę Barrowa. Oni muszą za to zapłacić.
Wyjrzał przez okno i pociągnął szybko Sally na zewnątrz. Z nią działo się coś niedobrego, zupełnie jakby cofała się, wracała myślami w bezpieczniejszy czas...
- Noltan! Niedźwiedź! Co jest?! – krzyknął widząc jak koledzy z oddziału okładają się pięściami na ostro. – Przestańcie do cholery!

Kolejny ocalały... Tylko czy na pewno, czy to czym się wszyscy stali można tak nazwać? Boone zatrzymał się i puścił rękę Sally. Zobaczył rozerwanego jaszczura na pół, leżącego nieopodal. Stwór nie ruszał się ale Boone widział że regeneracja trwa tylko kilka chwil. Nie miał wiele czasu. Skoczył do gejszy która dawała jeszcze oznaki życia, skomląc cicho. Złapał jej głowę pazurzastą rękę i ścisnął z całej siły.
 
Harard jest offline  
Stary 22-11-2012, 20:25   #469
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nie tego się spodziewał...
Nie żeby był absolutnie pewny swoich wspomnień z poprzedniej wizyty w jaskini, ale skoro już udało się wywalić w ścianie dziurę, powinna prowadzić tam, skąd wtedy przyszedł. Takie założenie wydawało się Luke'owi wystarczająco rozsądne, żeby się go trzymać. Przynajmniej dopóki nie opadł kurz.
Wtedy przypomniał sobie, jak działała ta przeklęta wyspa.

Mimo to nie obnosił się zbytnio z wątpliwościami. Udało się znaleźć korytarz, w dodatku nie jeden. To już było coś. Może któryś rzeczywiście prowadził do tamtej pieprzonej świątyni... Wprawdzie ordynarne żarówy jakoś Summersowi do całego tego nadprzyrodzonego interesu nijak nie chciały pasować, ale Morijaba sprawiała wrażenie zadowolonej. Co najmniej.

Chyba właśnie dlatego tak beztrosko wlazł za nią i kapralem do tej dziury, zupełnie nieprzygotowany na to, co się z nimi zaraz potem stało. Owszem, w lewej ręce niósł zaoszczędzoną wiązkę dynamitu, pod pachą detonator, a prawej nie zdejmował z kolby przewieszonego przez ramię karabinu. Ale na rozpłynięcie się towarzystwa w powietrzu nic nie mógł poradzić.

Zaklął z niedowierzaniem, zawołał nerwowo Tongue'a, zaklął raz jeszcze. Spróbował stanąć dokładnie tam, gdzie ostatni raz widział Harikawę, potem cofnął się do magicznie zarośniętego wyłomu w ścianie i znów wrócił na miejsce zniknięcia. Ociągał się wyraźnie, chociaż wiedział, że w końcu będzie musiał ruszyć w głąb labiryntu, żeby tam poszukać szczęścia. Ostrożnie, bardzo ostrożnie.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 22-11-2012 o 20:29. Powód: "wgłąb"
Betterman jest offline  
Stary 22-11-2012, 21:00   #470
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Noltan

Noltan trzymał Niedźwiadka w potrzasku. Ale była to sytuacja patowa.

Przemieniony w potwora były towarzysz broni Roberta miotał się, ryczał. Nie wyglądał na kogoś, do kogo przemówią jakiekolwiek logiczne argumenty. A na argumenty siłowe zdawał się reagować jeszcze większą wściekłością.

Zajęty utrzymaniem rozszalałego Adama Berengera w ryzach Noltan dopiero po chwili ujrzał, że koło niego pojawił się jakiś jaszczur, który przemknął obok niego, dobił szczątki jaszczurołaczki i zaskrzeczał coś na niego niezrozumiale.
Już chciał zareagować, ale wtedy wydarzyło się coś niezwykłego.






Boone


Wyszedł z baraku, by dobić piekielną jaszczurkę i przemówić do rozsądku dawnym kumplom. Krzyknął na nich, puścił rękę Sally i dobił leżącą w kałuży posoki maszkarę.

I wtedy to poczuł.

Jakby przez szpony spłynęła na niego moc. A wraz z nią ... wizje. Wizje jaja, z którego wykluły się dwa stworzenia jednocześnie. Ujrzał ich wzrost, pośród istot podobnych do nich. Ujrzał miasta tak potężne, że aż zapierały dech w piersiach. Wznoszone rękami ... ludzkich niewolników. Piramidy podobne do tych w Egipcie. Ale dużo bardziej starsze. Wiedział, że tysiąclecia temu pochłonęły je żarłoczne fale oceanu pożerając pradawną, przedludzką cywilizację. Widział parę jasczuroludzi ukrywającą się pośród wzrastających królestw ludzkich. Królestw, których nazw nikt już nie pamięta: Shem, Stygia, Cymeria, Koth, Khitaj, w którym obie istoty ukrywały się przez tysiąclecia coraz bardziej upodabniając się do ludzi. Ale będąc obce. Nieludzkie. Pradawne.

A teraz on je zabił! Ale nie tylko zabił! Odebrał im coś jeszcze. Jakby cios pazurów napełnił jego własne ciało niewyobrażalną siłą, niewyobrażalną mocą.
Zawył. Z bólu i szczęścia.

Spojrzał na Noltana i ujrzał go taki, jakim był naprawdę. Potworem.

Podobnie Niedźwiadek.

A nawet Sally.

Wszyscy byli potworami. Ta cała wyspa była ich siedliskiem. Jedne zastępowały inne. Zrozumiał to.

- To może się skończyć – usłyszał nagle kobiecy głos w głowie. – Masz teraz siłę. Idź i zniszcz kryształ. Masz teraz szansę. Niech pomoże ci Sally.





DEAN

Sally nie widziała Boona, nie widziała walki Noltana i bestii. Otworzyła się na swoją moc. Uwolniła ogień. Pozwoliła mu niszczyć, zabijać, palić ciała uwięzionych w klatkach ... hybryd.

Czysta, niepowstrzymana, żarłoczna fala ognia. Jak nienasycony, nienażarty byt. Z każdą śmiercią coraz silniejsza, lecz też .. bardziej łakoma.
Nie słyszała wrzasków agonii palonych żywcem ofiar. Nie czuła smrodu palących się, przepoczwarzonych ciał. Nie widziała cuchnącego dymu, który uderzył w górę, w niebo, ale nie doleciał do niego, tylko zwijając się w spirale poszybował w jej stronę wypełniając zamienione teraz w ogień ciało nowymi mocami.

Czuła się jak bogini ognia. Potężna, niczym wulkaniczne demony, którym cześć oddają niektóre plemiona polinezyjskie.

O tak. W tym ogniu narodziła się na nowo.

A kryształ, którego głos słyszała, zaśmiał się bezdźwięcznie.

Gdzieś, w głębi wyspy, a może w innym miejscu i w innym czasie, pośród splatanych nici niewypowiedzianego labiryntu, ktoś zadrżał.

- AZATHOTH!

Ten głos zapłonął jej pod czaszką. Na moment otrzeźwił.
To imię. Znała je. Widziała je. Tak. Widziała. Kiedyś. W innej wizji. Strasznej i pięknej.


To ona. To oni. Zaprosili tutaj ostateczną zagładę. Władcę totalnego chaosu i zniszczenia. A on ruszył powoli w stronę zapomnianej wyspy.





Harikawa

W prawo. Zawsze w prawo. Poprzez setki korytarzy, tysiące ścian. Poprzez niekończący się labirynt.

Miał wrażenie, że błąka się po nim godzinami. Że czas, jak zawsze, nie miał w tym miejscu znaczenia. Że, jak wszystko, był jedynie umowną kwestią. Czas, przestrzeń, ciało, fizyczność, duchowość. Nie miały stałości. Nic nie było stałe.

I w końcu ją zobaczył.

Siedziała na środku korytarza.

Niewielka istota. Dziewczynka. Najwyżej kilkunastoletnia.
Nagle wokół Harikawy zaczęło znikać światło. Jakby napływająca zewsząd ciemność pochłaniała kolejne fragmenty korytarzy.

Dziewczynka odwróciła się i Harikawa ujrzał świecące, złe oczy.

- Czemu tutaj jesteś? – zapytała dziewczynka głosem przerażająco dorosłym i bezdusznym. – Czego tutaj szukasz?





SUMMERS

Ostrożnie. Powoli. Krok po kroku zapuścił się pomiędzy prastare korytarze. Takie same. Bez ozdób. Bez wskazówek. Po prostu ... labirynt. Splątany.
Szedł długo. Przynajmniej tak mu się zdawało. Aż w końcu dostrzegł coś. Jakieś poruszenie w jednym z korytarzy.

To mógł być Tongue, lub Murzynka, albo ... wszystko inne. Jednak nie miał teraz innych punktów zaczepienia. Więc ruszył w tamtą stronę.

Ten ktoś ruszył w jego stronę. Summers zacisnął mocniej dłonie na rękojeści broni. A potem stanął. Przed wielki lustrem. Odbijał się w nim sam. Lecz jego twarz .... jego twarz była groteskową ... maską potwora.

- Czemu tutaj jesteś? – zapytało odbicie w tym upiornym zwierciadle Summersa. – Czego tutaj szukasz?





Yoshinobu, Dempsey

To było tak oczywiste. Czy wszystko się zmieniło, skoro reguły się zmieniły? Skoro obdarowali nie tego, co powinni. A może reguł nigdy nie było? Może to oni wierzyli w to, że istnieją? Zamykali się na nie? Błądzili.

Czy wręcz przeciwnie. Szli dobrą ścieżką, która nagle ... przestała nią być.
Teraz miało się okazać.

Dary zostały wręczone.

Kiedy palce Yoshinobu zetknęły się z lustrem, poczuła, że tak powinno być. Łzy napłynęły jej do oczu. Niechciane i niespodziewane. Lustro pękło z cichym trzaskiem. A jej twarz... zmieniła się w ciemną, przeźroczystą taflę niezniszczalnego szkła. Niczym lustrzana maska, w której każdy, kto tylko znalazłby odwagę spojrzeć, ujrzałby najstraszliwsze prawdy na swój temat. Swoje lęki. Swoje pragnienia. Swoją ... duszę.


Dempsy natomiast poczuł coś zupełnie innego. Drętwienie, które przebiegło szybko od czubków palców, niczym impuls niesiony krwioobiegiem. Aż zmieniło się w ... moc. Ręka Dempseya zapłonęła szarą, przypominającą dym aurą. Wiedział, co może nią zrobić. I ta wiedza ... zaczęła go przerażać.

Chwila minęła. Dary zostały wręczone.

Gdzieś, z głębi świątyni, zadudniły bębny. Niczym ... bicie gigantycznego serca. Czy też raczej kilkunastu niezsynchronizowanych ze sobą serc.
Ktoś tam był. We trzewiach budowli. Ktoś groźny, potężny i gotów zaryzykować wszystko, by się uwolnić z więzienia. A oni mogli mu w tym pomóc, lub przeszkodzić. Teraz już mogli.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 23-11-2012 o 18:48.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172