Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2012, 22:59   #471
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Spoglądając na potworka o dziwnych oczach i dziecięcej postaci, Yametsu wycelował w nią karabin w nikłej nadziei, że ma uczulenie na ołów. Nie żeby się nie spodziewał kolejnego dziwactwa na tej szalonej wyspie. No... może bardziej nieludzkiego z wyglądu.
-Ja... się zgubiłem... Ja szukam spirali, osi... i odpowiedzi... i ucieczki...- odpowiedział mętnie, bo mętlik czuł w głowie. Ta sytuacja w której się znalazł umykała możliwości racjonalnego opisu.

- Zgubiłeś się? - drwina w głosie upiornej dziewczyny zabolała bardziej, niż wystrzelona kula. - Kiedy? Jak? Gdzie? Dlaczego? Szukasz spirali. Szukasz osi. Szukasz odpowiedzi? Na jakie pytania? I ucieczki? Przed kim? Przed czym?

Ruszyła z wolna w jego stronę. Chichocząc w jakiś niepojęty, upiorny wręcz sposób.
-Ucieczki stąd. Z tego przeklętego miejsca... i wyspy. A spirali dla kogoś szukam.- burknął Yametsu i wzruszając ramionami dodał.- A odpowiedzi na wiele pytań, na przykład... Kim ty jesteś i dlaczego mam ci cokolwiek zdradzać?
Nadal trzymał na muszce smarkulę, rozważając poważnie czy nie nacisnąć na spust. Co prawda mierziła go świadomość, że strzeli do dziecka, to jednak zdawał sobie sprawę że poza powierzchownością potworek nie ma z dziećmi nic wspólnego.
- Stąd? To znaczy skąd? Z jakiej wyspy? Ja? Kim jestem? Jak myślisz? Powiedz?-zamiast odpowiedzi, dziewczynka zasypała go pytaniami.
-Potworem w ludzkiej skórze. Jakich tu pełno tu łazi.- rzekł w odpowiedzi Japończyk nadal mierząc do niej z karabinu.

Zaśmiała się. Dźwięcznie. Radośnie. Z wyraźnym rozbawieniem.
- A ty? W takim razie kim ty jesteś?
-Człowiekiem.-
odparł krótko Yametsu.

- Na pewno? - dziewczynka zatrzymała się, uśmiechnęła figlarnie. - Na pewno? A po czym to wnioskujesz, mój naiwny, zagubiony, przerażony ... człowieku.
-Po tym, że mam ręce, nogi i świadomość tego, że dwa dni wcześniej wygrałem zakład o butelkę wódki.- zirytował się Yametsu.- Że urodziłem się w Kalifornii, że mieszkają tam moi rodzice i że pierwsza dziewczyna, którą ośmieliłem się pocałować uderzyła mnie w twarz...Po tych i po dziesiątkach innych szczegółów. A kim ty jesteś, żeby podważać te fakty?!
- A może ... to co wiesz.... to co wydaje ci się, że wiesz ... nigdy nie miało miejsca. Że zawsze byłeś tutaj. Jednym z nas. Jednym z Miliona. Że twoje życie... to tylko sen. Szalony sen. Że tak naprawdę nigdy nie pragnąłeś go na tyle mocno, by było rzeczywiste. Czy nie tak było? A jeśli nie. Powiedz, powiedz tylko jeden powód dla którego miałbyś opuścić tą ... jak ją nazwałeś ... wyspę. Wyspę, która jest, lecz której nie ma jednocześnie. Powiedz. - zachęciła z lśnieniem w oczach.
-Bo nawet jeśli to sen, to i tak lepszy od tego całego koszmaru, który tu przeżyłem. I kim do jasnej cholery są te miliony umiłowanych?!- wściekł się Yametsu. Co prawda Morijaba wspominała o nich jako o “bogach”, ale nie miała racji...Nie mieścili się w żadnej koncepcji bóstwa, ani tej zachodniej... opiekunów cywilizacji i stwórców będących ponad ludzkim stworzeniem. Ani tej wschodniej... duchów ucieleśniających naturę. Byli... wynaturzeniami, pokracznymi aberracjami.
- Nie odpowiedziałeś. Powiedz mi. Powiedz - nalegała dziewczynka tak, jak to tylko potrafią robić dzieci - z uporem.

-Powiedziałem. Lepszy taki sen, niż.. ta rzeczywistość.- syknął gniewnie Yametsu.-Miałem dobre życie, może w nie najlepszych czasach. Ale i tak warto do niego wrócić.

- Nie miałeś go. Nie pojmujesz. To wszystko to tylko twoje pragnienia. Tak naprawdę nigdy nie istniałeś inaczej niż jako jeden z nas. Jako część tej wyspy. Jeden z Miliona. Wezwano was tutaj. Byście uczcili jego nadejście. Byście powrócili do więzienia. Więzienia, z którego uciekliście jedynie przez przypadek. Jedni z Umiłowanych. Jedni z zapomnianych. Część Jego Chóru. Jak ja. Jak ty. Jak każde z was. Zagubieni. Udręczeni. Część chóru. Dlatego trafiłeś tutaj. Dlatego szukasz osi. Szukasz spirali. Bo wiesz, co za nią jest. Wiesz, chociaż zapomniałeś.

- Wiesz co? Ty sobie śpiewaj w chórku co tam tylko chcesz, ale ja nie zamierzam. A spirali szukam, bo mnie o to poproszono. Nie będę robił za jakąś kukiełkę, której za sznurki ktoś pociąga. To że byłem w wojsku nie oznacza, że będę słuchał każdej durnoty i ją przyjmował za prawdę objawioną.-
Yametsu zaczęła męczyć ta rozmowa.- To wiesz jak stąd wyjść i jak sprowadzić Morijabę i Luke’a czy nie? Jeśli nie, to idź męczyć kogoś innego. Na pewno parę Japsów jeszcze dycha w tym miejscu.
- Mogę pokazać ci drogę. Trzy drogi. Jedna ... prowadzi do Pani Morskich Głębin. Druga do Starożytnego Wojownika. Trzecia ... prowadzi stąd. Na zewnątrz. Poza Wyspę. Masz tylko jedne wybór. Jedne jedyny, Umiłowany i Zapomniany. Wędrujący W Cieniu. Tak więc, którą z dróg mam ci wskazać? Za którą zechcesz podążyć. Za tą, która może powstrzymać szaleństwo, lub wzniecić jego płomień? Za swoim towarzyszem broni? Czy ... daleko stąd. Tam, gdzie nie będzie już wyspy. Gdzie znajdziesz to, czego pragniesz. Wybierz. Raz a mądrze.-odpowiedziała dziewczynka stawiając go przed trudnym wyborem.

To było zbyt łatwe. To było zbyt proste. To była oferta diabła. Oczywistym wszak było, że powinien był wybrać ostatnie. Powinien był wybrać drogę ucieczki z tego miejsca. Dlaczego więc się wahał? Dlaczego ogarniały go wątpliwości ? Yametsu zaciskał dłonie na broni...i... zdawał się skulić w sobie.
Nie mógł wyrazić swego pragnienia, nie mógł powiedzieć dziewczynce że chce po prostu uciec z tej przeklętej wyspy.
Nie mógł opuścić Summersa i Morijaby. Nie mógł ich zostawić na pastwę koszmaru. Po prostu... nie mógł. I nie chciał złamać danego słowa.
-Drogę do... Pani Morskich Głębin.-zdecydował uznając że ta droga prowadzi do Morijaby. Nie mógł wszak ich zostawić, a choć... Luke był bardziej ludzki, to murzynka lepiej znała to miejsce. I tylko ona mogła zagwarantować, że wszyscy trzej stąd się wydostaną. Dlatego zamierzał ją odnaleźć i pomóc jej spełnić obietnicą daną im na plaży. Bo choć martwił się o Luke'a nie pomoże mu odnajdując go.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-11-2012 o 23:23.
abishai jest offline  
Stary 25-11-2012, 21:31   #472
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
przy znaczącym udziale Armiela, rzecz jasna

Właściwie powinien od razu rozpieprzyć lustro w drzazgi i uciec z potępieńczym wrzaskiem. Ale górę wzięło znużenie. Dosyć już miał tych wszystkich potworności. Zaśmiał się krótko, ponuro. Pokręcił głową.
– Czego tu szukam? Dobre pytanie... – Upuścił graty na ziemię i oparł się nonszalancko plecami o ścianę. – Chyba przyjaciela... – Sprawdził w nieśpiesznym zamyśleniu kieszenie, które mu jeszcze zostały. – Tak, zgubiłem jednego przerażonego żółtka... – Zmiął w garści pustą paczkę, zgrzytnął zapalniczką. Zaciągnął się z lubością i skrzywił przepraszająco do upiornego odbicia. – Wybacz, ostatni... Niewykluczone, że z gołą Murzynką. W większości.

Potwór w lustrze wyszczerzył się, parodiując większość ruchów Summersa.
- Luke - zaczął chrapliwym, mało wyraźnym głosem. - Faktycznie, jesteś ostatni. Ostatni pośród szaleństwa, który jeszcze nie dał się... jemu. Zagubiony pośród labiryntu, tak jak wcześniej zagubiony, pośród chaosu tej wyspy. Doskonały żołnierz. Wieczny wojownik. Zawsze tam, gdzie trzeba przelać krew, gdzie trzeba zabijać, gdzie trzeba walczyć, by przeżyć. Ty. Wieczny wojownik. Spójrz...

Lustro zafalowało, a Summers zobaczył... siebie. Z włócznią w futrze bijącego się z innymi dzikusami, powożącego rozpędzonym rydwanem, który ostrzami na kołach kosił wrogów w rozbryzgach krwi. Siebie o ciemnym odcieniu skóry, walczącego w futrze leoparda i z wielką tarczą. Siebie w kolczudze i z mieczem, Siebie w mundurze z epoki wojen napoleońskich. Siebie na koniu walczącego u boku Custera pod Little Big Horn. Siebie w mundurze z okresu Wielkiej Wojny szturmującego Ziemię Niczyją pod ogniem wrogich km-ów. Niekończący się korowód wizji szaleńczej walki, krwi, rzezi, śmierci i zwycięstwa.

- Więc, powiedz - lustro zafalowało ponownie i pojawił się w nim ten sam zniszczony, paskudny “Summers” - czego tak naprawdę szukasz. Bo wiesz. Mogę ci pomóc. W końcu jesteśmy tacy sami. Nieodłączni kumple. Summers i jego dusza. Mogę pokazać ci drogę. Tylko, powiedz, gdzie ma ona prowadzić? Gdzie, tak naprawdę, chcesz dojść?

„Do Tongue'a”... Chyba tak powinna brzmieć odpowiedź. Przecież dla zwykłych chłopaków daleko od domu właśnie do tego sprowadzała się wojna, nieważne, co ględzili o niej ważniacy w gabinetach i sztabach. Nie zostawia się kumpla w potrzebie i tyle. Za „do Tongue'a” nikt by nie miał pretensji; było by całkiem zrozumiałe, a w każdym razie zgodne z filozofią korpusu. I tradycyjną postawą starszego szeregowego Summersa też.
Ale ze środka, z głębi, przyszły inne słowa. Pstryknął niedopałkiem w lustro i sięgnął po oparty o ścianę karabin.
– Tam, gdzie można to wszystko rozpieprzyć.
 
Betterman jest offline  
Stary 26-11-2012, 10:19   #473
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Jestem sobą...

Zanim lustro pękło, zobaczyła to, co chciała zobaczyć. Spojrzała sobie w oczy i zobaczyła... siebie. Mimo wszystkich przemian których doświadczyła, mimo tego wszystkiego, co przeszła... nadal pozostała sobą.
Łzy obeschły szybko...

Moc...
Spojrzała na towarzysza i wyciągnęła rękę. Przyglądał jej się przez chwilę uważnie, więc podniosła rękę do twarzy, pod palcami czując gładką szklaną taflę.

Stałam się lustrem, które pękło i które scalono na nowo...

Nareszcie była sobą, kompletną, pełną... sobą. Chociaż do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, że czegoś jej brak... razem z poczuciem całości przyszedł spokój. Już po chwili lustrzana maska zniknęła, ukazując twarz. Ciemne oczy spojrzały wyczekująco, ręka nadal wyciągała się w kierunku mężczyzny.

Idziemy?
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 26-11-2012, 14:08   #474
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Nie wiedział, kto dobił jaszczurołaczkę. Nie wiedział że ten potwór stojący przed nim, to jego dawny kompan. Nie wyglądał tak, jak on. Nic nie wskazywało na to, że Noltan za chwilę nie zostanie zaatakowany. A wolał w takim wypadku, sam wyjść z inicjatywą.

Odstąpił od Niedźwiadka, puszczając go, wcześniej zerkając mu w oczy i podsycił w nim agresję. Złość do tego jaszczuroczłeka, który pojawił się znikąd. Naturlany, czysty gniew. Pełen... bólu. Gdyby tylko wiedział, że to jego dawny kompan. Heh, jakie to życie bywa przewrotne i pełne zwrotów akcji.

Obserwował więc to, co próbował zrobić wypuszczony Niedźwiadek. Miał nadzieję, że pójdzie mu równie dobrze co z tym jaszczurem, którego wcześniej rozerwał.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 26-11-2012, 17:44   #475
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
sally&boon

Stało się. Zabili ich, przynajmniej tyle się udało, choć nie był pewny czy właśnie nie zastąpił ich, nie wstąpił w ich przeklętą przez boga moc i rolę. Poczuł jak jego Siła wzrasta.
Tego co stało się potem nie rozumiał już w ogóle. Postman z Niedźwiadkiem brali się za łby w swoich potwornych formach, Boone popatrzył na Sally z kolei w jej demonicznej postaci.
- Ty mnie rozumiesz, prawda? – upewnił się, po czym złapał kawał deski i wyrył w błocie BOONE dużymi literami na użytek marines . Postman liczył na to że Niedźwiadek rzuci się akurat na niego, a sam stał metr obok kolegi z oddziału i przed pięcioma sekundami walczyli?

Sally wyszła z płonącego baraku i zatrzymała się przy Boonie w jego nowej jaszczurzej formie.
- Azathoth - powiedziała. - On jest w drodze. A kiedy tu dotrze będzie koniec.
- To kolejny z takich misiów jak my? Boss może? – Boone odpowiedział patyrząc już na Niedźwiadka i czekając na jego ruch. – Teraz możemy zniszczyć kryształ.
Zacisnął pięść, pazury zazgrzytały.
– Ty i ja. Możemy to zakończyć.

- Do diabła co to za jedni?! - krzyknęła Sally. Faktycznie stała przed nimi dwójka wyglądająca na żołnierzy amerykańskich przy czym jeden trzymał drugiego w mocnym uścisku a później zwyczajnie puścił. Sally nie miała pojęcia kto bije się z kim i w zasadzie dlaczego. W ogóle mało rzeczy pojmowała i rozumiała.
Warknęła wściekle stanęła obok Boona gotowa w razie potrzeby walczyć z nim ramię w ramię. Nie dlatego, że bronili jakieś sprawy, że łączyła ich jakaś głęboka lojalność. Po prostu Boone był jedyną osobą na wyspie jaką znała i ufała choć szczątkowo. Wszyscy inny byli wrogami.

- Dlaczego mielibyśmy go zniszczyć?
- On jest zły, pamiętasz? Tak mówiłaś. To on ściąga chyba tutaj te wszystkie... moce. – Złapał ją za płonącą dłoń nie dbając o ból. Obejrzał się szybko w kierunku płonącego baraku, oceniając gdzie może być wejście do laboratorium którym weszli inni do pokoju z kryształem. – Idziemy.

- Masz rację - przytaknęła. Już prawie zapomniała, że intuicja podpowiadała jej że kryształ jest sam w sobie zły. Nie mogła ani nie powinna ignorować swojej intuicji. - Pośpieszmy się.

Krotka rozmowa i krótka decyzja. Za mało czasu by dogadywać się z Postmanem, w sytuacji kiedy nie miał pojęcia czemu go nie rozumie. Złapał Sally, zarzucił sobie na ramię i warcząc wściekle skoczył w kierunku ocalałych zabudowań.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 26-11-2012 o 17:48.
liliel jest offline  
Stary 26-11-2012, 22:52   #476
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



Noltan, Boone, Dean

Wszechświat na chwilę wstrzymał oddech. A potem znów go wypuścił.
Wiele rzeczy mogło się zdarzyć. Sprawy mogły potoczyć się w wielu kierunkach. I potoczyły. Czas, przestrzeń, ciąg przyczynowo skutkowy czy logika wydawały się nie mieć miejsca na tej pochłoniętej przez chaos wyspie.
Wyspie zapomnianych demonów.

BOONE.

Te kilka liter układało się w nazwisko kumpla z oddziału. Noltan to wiedział. A Niedźwiadek, wypuszczony z potrzasku, w jaki wepchnął go Noltan zrobił tak, jak przewidział to Boone.

Bergman już nie był człowiekiem. Nie kierował się żadnym ludzkim odruchem, żadnymi ludzkimi emocjami. Był najwyraźniej dziką manifestacją brutalnej siły – wściekłą, prawie zwierzęcą. Pierwotną. Obce mu były działania finezyjne.

Rzucił się na Noltana na kolejnej fali agresji i po chwili dwa potężne cielska znów tarzały się po ziemi, próbując wydusić życie z siebie nawzajem.

Boone tymczasem przerzucił sobie Sally przez ramię i ruszył w stronę, gdzie w ruinach laboratorium znajdował się przeklęty kryształ. Czuł się silny, jak nigdy dotąd. Każdy pazur – był niczym broń zagłady. niepowstrzymana, niezniszczalna i gotowa do użycia. Moc wypełniała go po brzegi.

Za nimi Noltan zmagał się z Niedźwiadkiem. Na tle płonącego baraku, w którym ucichły już wrzaski spalonych żywcem wynaturzeń. Mogli mu pomóc, ale skoro już raz pokonał Niedźwiadka, to tym razem też pewnie sobie da radę.





Noltan

Tym razem Niedźwiadek nie dawał pardonu. Podobnie zresztą jak i wcześniej. Uderzył z miażdżącą, szaleńczą furią. Jak tornado pięści i pazurów. Atawistyczna i bezrozumna istota gotowa zabijać i rozszarpywać na strzępy.
Kilka ciosów potwora było naprawdę bolesnych. W ustach Noltan czuł smak krwi – żelazisty i paskudny. Za bardzo przypominał mu porażkę w walce z jaszczurem na korytarzu, aby nie wzbudzać strachu.

Tym razem Adam zyskał lekka przewagę. Przynajmniej na chwilę. Tarzali się po rozmiękłej glebie zadając potężne ciosy, kiedy tylko nadarzyła się ku temu sposobność. Niebezpiecznie blisko płonącego baraku.

Noltan wiedział, że ogień jest śmiertelnym zagrożeniem zapewne nie tylko dla niego, ale również dla oszalałego, zmienionego w potwora, dawnego kolegi.





Harikawa

Dziewczyna zaśmiała się. Dziwnie. Ponuro. Może nawet złowieszczo. A potem wskazała dłonią jeden z korytarzy.

Harikawa ruszył nim by dosłownie po kilku minutach znaleźć się w wejściu do sporej komnaty, czy też bardziej potężnej jaskini.

Była w niej Morijaba. Klęczała przed gigantycznym posągiem jakiegoś morskiego potwora, z głową przypominającą maskę Murzynki.



Były tam też inne posągi. Potwornych hybryd stworzeń zrodzonych chyba w najgorszych ludzkich koszmarach.

-Ia! Ia! Cthulhu Fhtagn! – jęczała czarnoskóra kobieta ekstatycznym tonem. - Ph'nglui Mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn.

Jej słowa zdawały się budzić jakieś pomruki w jaskini. Harikawie zdawało się, że cienie tańczą wokół Murzynki, że pląsają niczym przeklęte diabły zawezwane gdzieś z miejsc, których ludzie nigdy nie widzieli i nie mieli prawa ujrzeć.

-Ia! Ia! Cthulhu Fhtagn! – wykrzyknęła Murzynka wzbudzając niezliczone echa.

A potem nagle wrzasnęła z bólu.

Harikawa z przerażeniem ujrzał, jak jej ciało unosi się w górę, jakby tonęło w wodzie, jak kończyny pękają z paskudnym dźwiękiem rozrywanej kości i ciała.

-Ia! Ia! Cthulhu Fhtagn! – mimo bólu, jakiego zapewne doświadczała Murzynka nie przestawała wznosić swojej dziwacznej pieśni.

Harikawa przyglądał się torturowanej przez niewidzialną siłę Murzynce z przerażeniem w oczach. Nie widział za bardzo sposobu, by jej pomóc.

- Mylisz się - – powiedział głos dziecka w jego głowie, tej piekielnej dziewczynki. – Możesz jej pomóc. Wystarczy, że podasz jej rękę, wyciągniesz z tańca ofiarowania i ... zajmiesz jej miejsce. Zrób to. A ona przeżyje. Lub odejdź

To ostatnie Harikawa mógł zrobić, bo z jaskini prowadziło kilka wyjść. Ścieżek prowadzących w górę.





SUMMERS

- Tam, gdzie można to wszystko rozpieprzyć.

Ledwie słowa Summersa przebrzmiały, gdy żołnierz poczuł, że jakaś siła wyrywa go w górę. Że szarpie jego ciałem, jakby przeciągało je przez wąskie szczeliny lub miejsca, których nie chciałby widzieć nikt przy zdrowych zmysłach.

Nagle poczuł, że leży na posadzce pomiędzy szkieletami.

Znał to miejsce.

Szkielety były bezwartościową plątaniną kości, strzępów zeschniętej skóry, zbutwiałych mundurów i przerdzewiałego żelastwa, w którym z trudem dało rozpoznać się broń. Ale Summers nie zaryzykowałby strzału z czegoś takiego, nawet jeśli spędziłby wiele czasu nad wyczyszczeniem i doprowadzeniem broni do lepszego stanu.

Kamienne płyty okazały się być czymś w rodzaju drzwi. Trojgu drzwi. Na każdych z nich wiły się wyglądające na stare znaki – prawdopodobnie jakieś pismo. Pośrodku każdych widniał wyrzeźbiony i wylany chyba srebrem znak.
Na tych po lewej stronie widział coś, co przypominało plątaninę macek.

Te pośrodku oznaczono nieco znakiem przypominającym oko na piedestale.

A te najbardziej po prawej plątaninę kresek i przecinających się linii tworzących zawiłą figurę.

Summers szybko zorientował się, że każdy ze znaków odstaje troszkę od powierzchni i jest czymś w rodzaju ... przycisku. Tylko, że jedna płyta była pęknięta i nie nadawała się już do użytku. Ta z mackami. Ta, którą przeszedł ostatnim razem.

- Chcesz wszystko rozpieprzyć – usłyszał, jak szkielety szepcą z ziemi głosem zniekształconego odbicia, które go tutaj sprowadziło. – Otwórz oko i podąż jego drogą.





Yoshinobu, Dempsey

Trzymając się za dłonie ruszyli w głąb dziwacznej, przerażającej świątyni.
W środku budowla była wilgotna i zimna, jak wnętrze podwodnej jaskini.

Ściany zdawały się lekko poruszać, jakby wykonano je z czegoś organicznego, jednak nie dziwiło to żadnego z nich. To była żywa świątynia. Wiedzieli o tym równie dobrze, jak o tym, że wcześniej byli w jej martwym odpowiedniku – w domu Milczącego Mnicha

Nie było tutaj ani światła, a korytarze pradawnego sanktuarium przemierzały też inne istoty. Starożytne, potężne, na pół szalone i wygłodzone. Jednak to nie one przyciągnęły tutaj ich dwójkę. Lecz ludzie. Zwykli. Przerażeni, na pól szaleni ludzie.

Wcześniej wyczuwali ich mniej więcej w jednym miejscu tej przerażającej konstrukcji. Teraz jednak ludzie rozdzielili się.

Jeden był gdzieś w dole. Najszybszą drogą do niego – jak wiedzieli – było udanie się szerokim korytarzem po lewej a potem zejście po schodach, niekończących się stopniach, w dół. Drugi był w przeciwległej części pradawnej budowli. Obaj stali teraz przed wyborami, które mogły okazać się brzemienne w skutkach.

Przed wyborami, które zagrażały nie tylko im dwóm, ale również Sakamae i Ronaldowi, również innym zagubionym na wyspie istotom, a nawet ... całemu światu. Lub kilku. Musieli im pomóc. Im lub któremuś z nich. Ale aby pomóc obu, musieliby się rozdzielić, co zapewne nie było bezpieczne.

Co więcej, w tej samej chwili poczuli coś jeszcze. Kryształ! Pradawny diabeł właśnie ... szykował się do czegoś, co dało by mu ostateczną siłę na zrobienie czegoś, czego nie powinien zrobić. Teraz, kiedy mieli nowe moce prawdopodobnie jeszcze mieli szansę go powstrzymać. Małą, lecz nadal ją mieli. Oczywiście, jeśli zawrócą i od razu popędzą w jego stronę. Jednak wtedy ... ta dwójka ... zapewne zginie. Albo zrobi coś, co zabije ich wszystkich.

Wybory. Wybory. Kto wie, czy nie najważniejsze dla ich dwójki w tej całej gmatwaninie decyzji.
 
Armiel jest offline  
Stary 27-11-2012, 19:51   #477
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
post wspólny

Boone biegł wielkimi susami i nie odwracał się pomimo że widział jak Niedźwiadek rzuca się znowu na Noltana. Musieli zakończyć to szaleństwo dziejące się wokół. Unicestwienie kryształu było jedyną drogą jaką znał ku temu. Nawet nie zastanawiał się kto do niego mówił w jego głowie podpowiadając ten pomysł, to nie było ważne. Minęli płonący barak, marine wybił jaszczurczym barkiem drzwi z zawiasów i wpadł do budynku który jeszcze stał, a który powinien prowadzić do laboratorium. Postawił Sally na ziemi.
- Nie mam pojęcia jak za to się zabrać... Myślisz, że moja siła i twój ogień wystarczy?
- Musi - zawyrokowała kobieta i ruszyła biegiem przed siebie. Jakby wyczuwała, że czas ma znaczenie. - Wiesz, że oboje zginiemy, prawda? Nie sądzę by dało się coś takiego przeżyć. Kryształ pewnie eksploduje. Moc jaką zawiera będzie musiała mieć ujście. Kto wie, może nawet po całej wyspie zostanie tylko dziura na dnie oceanu.
- Her-her-her. - Boone zarechotał swoim nowym zwyczajem i błysnął szaleństwem w oczach. - Jeszcze jeden powód aby spróbować.
Popatrzył na kobietę, po czym podniósł rękę i zerknął na swoje pazury.
- Nie myślisz chyba, że mieliśmy w tym przeklętym miejscu jakąś szansę, prawda?
- To i tak bez znaczenia - zwolniła żeby spojrzeć w jego pionowe gadzie źrenice. - Ja i tak już nie żyję. Mój świat skończył się kiedy oni mnie zabrali. Może po to wszystko było. Abym znalazła się tu i teraz. Aby zdarzyła się ta chwila - uśmiechnęła się do niego dość życzliwie, ufnie i po dziecięcemu. - Po prostu to zróbmy.

Poszli dalej, mijając kilka drzwi aż w końcu stanęli w tym samym miejscu gdzie widzieli kryształ ostatnio. Boone spojrzał na niego, zaczynając wątpić czy jego zniszczenie zmieni cokolwiek i czy w ogóle dadzą radę zadrapać na nim choć lakier. Puścił rękę Sally.
- To co, na “trzy, cztery”?

Skinęła. A później sięgnęła wgłąb siebie po całą moc ognia jaką dysponowała i skierowała ją przeciw kryształowi.
Boone podobnie, wezwał Siłę, która w nim drzemała, skupiając wszystko w pazurach. One chyba były wyznacznikiem mocy potwora którym się stał, skoro jeden z nich wykiełkował mu w bebechach. Wziął zamach i uderzył z całej Siły.
 
Harard jest offline  
Stary 29-11-2012, 19:00   #478
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Yametsu niczym zahipnotyzowany spoglądał na murzynkę. W jego oczach trudno było szukać zachwytu. Jedynie odrazę i przerażenie.
Szept dziewczynki, tego małego koszmaru ukrytego za niewinną twarzyczka, zatruwał mu umysł.

Zastąpić? To szaleństwo. To idiotyzm, tylko głupiec by się na to zgodził.
Odgłos łamanych kości łączył się z jej słowami, splatał z tej bełkotem.
Głupia i szalona Morijaba, zaufała tej przeklętej magii i co za nią dostała?
Tortury...

Japończyk upadł na kolana i spoglądał na nią. Mógł odwrócić się i iść. Błąkać się samotnie po korytarzach. W nieskończoność...
Wiedząc, że ją tu zostawił, by cierpiała.
W nieskończoność...

-Cholera.- zaklął pod nosem Yametsu. Wstał z kolan i starał się chwycić ją za rękę i wyciągnąć idiotkę z tego koszmaru. Nie chciał zająć jej miejsca, a jedynie wyrwać z tego koszmaru. Ale ostatecznie i tak nie miał pewnie wyboru, prawda?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-11-2012 o 23:52.
abishai jest offline  
Stary 29-11-2012, 22:27   #479
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
– Dzięki... – mruknął niechętnie, z ziemi podniósł się jednak całkiem sprawnie.
Chociaż przed samym sobą nie musiał udawać, że sytuacja przypadła mu specjalnie do gustu, to nie było też co wylegiwać się i rozczulać. Zdecydował. Słusznie czy nie – na pewno ostatecznie. A to w gruncie rzeczy dosyć krzepiąca świadomość, nawet jeśli szansa, że wszystko skończy się dobrze, wydaje się za mała, żeby zawczasu zaprzątać sobie nią głowę.

Przynajmniej wybór drzwi był tym razem prosty. Trupiej wskazówce – mimo lekkiego nadmiaru patosu – Summers nie mógł odmówić jasności. Tym bardziej, że w całym tym wariactwie polegał już głównie na instynkcie, który do przyzwoitego funkcjonowania zbyt wielu racjonalnych argumentów na szczęście nie potrzebuje.

Zanim wdusił przycisk, na wszelki wypadek obejrzał sobie jednak wnętrze świątyni pod kątem ewentualnych zmian, a potem uporządkował smętne resztki ekwipunku.
Nieważne, dokąd oko na kiju go zaprowadzi - łatwo zaskoczyć się nie da.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 29-11-2012 o 22:30.
Betterman jest offline  
Stary 29-11-2012, 22:38   #480
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Nie tak to miało wyglądać, nie tak. Niedźwiadek miał zaatakować jaszczura, a nie go. Nie go!

Zmuszony do kolejnej walki, sięgnął tym razem po to co dawał mu kryształ. Po tą moc potępionych dusz, zamieszkujących wyspę. I kiedy tylko niedźwiadek się odsunął, uderzył w niego piąchą, a potem drugi raz, i trzeci, i czwarty... Sam był nieźle poturbowany, a dodatkowo odczuwał ból potępionych. Ale nie cofnął się, nie teraz!

Sam nie wiedział ile razy uderzył niedźwiadka, nim ten upadł na ziemię i nie wiedział ile razy go trafił potem, czego skutkiem było rozsmarowania zmutowanego marines na glebie. A kiedy miał pewność że to wszystko i nic więcej, rozejrzał się. Jaszczur gdzieś znikł, Noltan nie wiedział gdzie.

Tamte dwie, nie żyły. A Wyspa nadal nie była uratowana.

- Co teraz? - zapytał sam siebie, podświadomie licząc na odpowiedź tych, którzy go obdarzyli taką mocą.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172