Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-09-2012, 00:31   #21
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Roxie często śniła.

Lubiła sny, podobała się jej idea „aktywnego snu” , czasem nawet próbowała kierować swoją postacią we śnie, ale nie zawsze jej wychodziło.
Ten sen był jednak jakoś.. inny. Po pierwsze – byli w nim jej znajomi z obozu. To się rzadko zdarzało, jeszcze Laurę by rozumiała, ale Kathy i ci chłopacy… las we śnie był wielki i ciemny. Niepokojący. Intrygujący. Nie, nie bała się specjalnie – nie była już dzieckiem, żeby się lękać swoich snów - raczej była zdziwiona… I zaciekawiona.

Poszła przed siebie, razem z innymi – to nie była jej świadoma decyzja, to się po prostu działo we śnie. Dom pojawiał się nagle, poprzedzony zielona poświatą . Kiedy podeszli bliżej okazało się, ze wydobywa się ona z okien budynku. Zrobiło się zimno i dopiero wtedy Roxie poczuła niepokój – zwykle nie czuła żadnych fizycznych doznań w snach.

- To dom Billa - usłyszała przerażony szept kogoś obok.
- Jakiego Billa? – spytała zdezorientowana, również szeptem.

I wtedy – jakby w odpowiedzi na jej pytanie – drzwi domu otworzyły się. Drgnęła, przyciskając rękę do ust. Uświadomiła sobie, że śni o tym, o czym paplały dziewczyny po powrocie z ogniska. Jakiś gościu z siekierą. Dlaczego tak się bała?

- "Co za głupoty" – przemknęło jej przez myśl – "Chcę się obudzić! "

- Witajcie – usłyszała zamiast tego mężczyznę wspierającego się na długiej siekierze - Witajcie!
I wtedy ktoś wrzasnął jej za plecami. Ona też krzyknęła. I wtedy obudziła się.

---
Na apelu przepytała innych o opowieść o Billu. Wszystko się zgadzało. Dom z jej snu wyglądał tak, jak opisywał go pan Washington na ognisku.
Ale ona przecież nie słyszała tego opisu!

Jak to było możliwe?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 10-09-2012, 20:34   #22
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Las, noc i światło latarki. Czego można oczekiwać więcej od życia? Cóż, zapewne karabinu. Ale w wypadku obozu szkolnego prawdopodobnie nie można było spodziewać się więcej. Chyba, że Philip o czymś nie wiedział. Szedł więc, w pełni zadowolony, radując się każdym dźwiękiem czy oddechem. Szedł przed siebie z uśmiechem na ustach, mając cel, który był tylko po to, by nie musiał zastanawiać się, gdzie iść. Ale nic co piękne, nie może trwać wiecznie, czyż nie?
Po jakimś czasie, którego Philip nie był w stanie ocenić, nagle pojawiła się mgła. I to tak gęsta, że był pewien, że mógłby pokroić ją nożem jeżeli tylko miałby taką ochotę. Jednak jego rozważania przerwał głośny dźwięk. A potem następny. Chwilę zajęło, zanim Philip zdał sobie sprawę, że jest to odgłos charakterystyczny dla rąbania drewna. Kto do cholery rąbie drewno w środku nocy?! przeszło mu przez myśl, chwilę przed tym, jak domniemane drzewo zaczęło spadać. Zaczął rozglądać się panicznie, machając przy tym latarką. Światło przeskakiwało z jednego miejsca na drugie, jednak potencjalnego niebezpieczeństwa nie znalazło.
A potem nastała cisza. Światło latarki padało akurat na Cartera.
- Co ty tu kurwa robisz?! - zapytał głośno Philip, by chwilę później podskoczyć ze strachu, gdy dźwięk zetknięcia się siekiery z drzewem powrócił. Tym razem był znacznie bliżej. Rozejrzał się ponownie, pomagając sobie latarką, jednak znów nic nie dojrzał.
A potem rozległ się krzyk, przez który aż podskoczył.
- Pytam, czy gotowi?- rozległ się drugi, który zmobilizował Philipa do szybkiego przełożenia latarki do lewej ręki i dobycia wojskowego noża. Z rękojeścią w dłoni poczuł się nieco lepiej. W niemalże tej samej chwili mina Cartera zmieniła się znacząco.
- Przecież nie... - przerwał, domyślając się prawdziwego znaczenia. Spojrzał za siebie, dostrzegając... Billa?! Przecież to była bajka! Jak to możliwe?!
- Spierdalaj stąd! - krzyknął, ciężko jednak stwierdzić, czy do „kolegi” z szkoły czy do obcego. Jedno było pewne. Siekiera nie była częścią czegoś, co można by nazwać dobrymi intencjami. Trzeba było działać. Mimo strachu, chłopiec postanowił spróbować się przełamać i zaszarżować na mężczyznę, pochylając się tak, aby wpaść w niego z całym rozpędem i uderzyć biodrem, dając przy tym czas osobie, która za nim podążała Jeżeli ten by zaczął unosić broń, chwycił go bądź sam plan by się nie powiódł, próbuje się przełamać i zaatakować go nożem, wykonując kilka pchnięć.
Następnie ucieka. Tak samo w wypadku przewalenia przeciwnika bądź kiedy uda mu się inaczej ograniczyć jego mobilność. Jeżeli przeciwnik kontynuowałby pościg, zamiast biec w mgle stara się wyłączyć latarkę, przebiec kilka kroków, położyć się na trawie i mieć nadzieje, że kamuflaż zadziała.
 
Elas jest offline  
Stary 11-09-2012, 01:32   #23
 
Charm's Avatar
 
Reputacja: 1 Charm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputację
Rysunek powstawał. Jak zawsze. Najpierw szkic, niedokładny, ledwo widoczny nawet w świetle księżyca, który jednak tej nocy postanowił z Terlnisem współgrać. Potem dokładniejsza kreska, kilka poprawek, coraz więcej szczegółów, coraz wyraźniejszy obraz. Wyspa. Powstawała powoli, bez pośpiechu. Las, góra, plaża, jezioro dookoła i księżyc, ledwo mieszczący się w kadrze.
Spokojnie. Jak zawsze. Cierpliwie. Każda kreska jest ważna. Każda dodaje dziełu charakteru, z każdą kolejną jest pełniejsze, bardziej doskonałe. Nigdy jednak nie jest skończone. Może na takie wyglądać, jednak to iluzja. Zawsze można je dopracować, jednak trzeba uważać, by nie przesadzić. By nie popsuć dzieła. Czasami lepiej jest zostawić je nieskończonym, niż usilnie dążyć do postawienia tej ostatecznej kreski, która zawsze może okazać się tą "o jedną za dużo", psującą cały efekt, całą dotychczasową pracę. Kiedy więc nastaje ten moment, w którym trzeba przestać? Co o nim świadczy i skąd chłopak wie, że to już? Nie wie. A już na pewno nie potrafiłby tego wytłumaczyć.
Wyspa. W tym świetle taka piękna. Taka tajemnicza, odległa... Tak bardzo pociągająca. Chłopak mimowolnie niejednokrotnie już rozejrzał się wokół, by dojrzeć, czy jakaś mała łódeczka nie znajduje się obok, by móc ją pożyczyć na tę noc. Jednak nie był głupi. Chciał dotrzeć na wyspę, nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżył, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Sam, w nocy, w nieznanym miejscu, po tych wszystkich opowieściach. Morgan by go własnoręcznie zamordowała. Jeśli nie utopiłby się prędzej, oczywiście, albo nie został pożarty przez jakieś dzikie zwierzę na miejscu. Musiał odpuścić. Może jednak tam kiedyś popłyną z grupą. Zawsze to bezpieczniej.
Zaśmiał się na samą myśl o tym, że przejmuje się bezpieczeństwem, ale szybko umilknął, zatrzymując dłoń z prowiantem w połowie drogi do ust. Dźwięki. Gdzieś w oddali coś grało. Przyjemna, cicha, rytmiczna muzyka bębnów i piszczałek, do których wkrótce dołączył śpiew.
Chwilę to trwało, zanim Terlnis odłożył w bezpieczne miejsce arkusz z rysunkami, gdzie ostatni nigdy nie miał zostać dokończony, i ołówek, wstał, by rozejrzeć się wokół, i dojrzał, że na wyspie coś świeci. Ognisko? To stamtąd dobywał się śpiew. Co się dzieje? Czyli wyspa nie jest bezludna? Odetchnął w duchu i pochwalił się za to, że jednak powstrzymał się przed zrealizowaniem abstrakcyjnej myśli o samotnej podróży. Co by było, gdyby go zobaczyli?
Jednak to mało ważne. Te dźwięki były... Tak pełne rytmu, tak hipnotyzujące, że chłopak zupełnie stracił poczucie czasu. Stał tam tak w bezruchu z oczami wlepionymi w ognik na wyspie, pogrążając się w dźwiękach i zapominając o wszystkim innym. O czym myślał? Chyba o niczym. Po prostu... stał.
Z transu wyrwał go krzyk, przez który omal nie wpadł do zimnej wody. Zaklął pod nosem, bo prowiant zniknął pod lustrzanym odbiciem księżyca na tafli jeziora, niczym ten przysłowiowy kamień w wodzie, i w tym momencie najgłupszym byłby ten, który zacząłby się nim przejmować. Odwrócił się gwałtownie w stronę obozu i w niby-bojowej postawie dokładnie zbadał otoczenie. To dziewczyna. Któraś krzyczała. Przez sen? A może ktoś jest w obozie i ją zaatakował? Ten sam, co popołudniu? Cholera. Paranoja?
- Nie daj się tym idiotom. - szepnął do siebie, próbując ogarnąć trochę swoją psychikę, która zdawała się nieco wyrwać na wolność i poszaleć.
Potrząsnął głową, pochylił się po swój skarb - papier i przybory do rysowania - schował go w torbie, zapisując w myślach, że musi jeszcze utrwalić na papierze wspomnienie o tamtej pamiętnej jaskini, i ruszył w kierunku chaosu, który zaczął powstawać w obozie. Zebrano zbiórkę w świetlicy. Pan Washington zagonił go tam, zanim zdążył zakraść się do pokoju i odłożyć plecak. Ta cała Morgan działała mu na nerwy, to też jej słowa wcale do niego nie docierały. Wiedział jedynie, że znowu ktoś kogoś straszy. Dopiero, gdy usłyszał nazwisko jednego z gości, z którym mieszkał w pokoju - Philipa - podniósł głowę i się wsłuchał. Zniknęli? Nie wrócili z popołudniowej wycieczki po lesie? Niee. Wrócili. Przecież widział ich przy ognisku. To co się stało? Porwano ich? Znowu ten chory umysł. Będzie musiał coś z tym zrobić.
Nie odzywał się, bo i nie miał nic do powiedzenia. Nie wiedział gdzie są tamci i dlaczego John oskarża Philipa o nastraszenie Kathy, skoro tamten wtedy był poza obozem. Ale wolał nic nie mówić. Jeszcze nie teraz. "Jeszcze go nie sądzą, hah." - pomyślał i złapał się na tym, że nie byłby dobrym kumplem.
Był przygotowany. Plecak miał. W środku przybory do rysowania, latarkę, jakąś grubszą bluzę, którą wcześniej przykrył piwo, pływające sobie teraz gdzieś w jeziorze. Założył ją. Było zimno. Wyjął latarkę i podszedł bez słowa do Washingtona i stanął obok, gotowy do podróży. Wolał jego, za wuefistą nigdy nie przepadał. Nie odezwał się ani razu, tylko sprawdzał co chwila, czy latarka świeci. Za którymś razem się skarcił - denerwował się nieco, ale nie chciał, by to było aż tak widoczne...
 
Charm jest offline  
Stary 11-09-2012, 19:27   #24
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Krzyczę: Gotów! Widząc, że Curtis wcale nie ma zamiaru uciekać tylko atakuje psychopatę z siekierą myślę sobie, że kompletnie nie tutaj zaparkowałem samochód i oddalam się od tego miejsca w stronę obozu. To ci dopiero. Jakiś kretyn z siekierą lata po lesie... w sumie przypomina mi to Rzeźnika Piotrka z pewnej dwuznacznej piosenki:

[media]http://www.youtube.com/watch?v=EcA24RTmnF8[/media]

Lekko zdziwiony, że Curtisa spotka kara oczywiście wracając do obozu patrzę czy Curtis nie biegnie za mną. Poznałbym się, bo przecież będzie sobie oświetlał drogę. Jeśli tak będzie to schowam się za jednym drzewem tak, żeby podstawić mu nogę. W sumie powinienem rzucić się na niego, bo to zboczeniec, ale ma nóż ze sobą, więc rzucanie się na zboczeńców posiadających nóż nie jest dobrym pomysłem. Lepiej podciąć go i gdyby nie był zwinny to mu przykopać w głowę ewentualnie przebiec po plecach... tak, przebiegnięcie po plecach to całkiem niezły pomysł. Tylko trzeba uważać na idiotę z siekierą. No nic. Po przewróceniu Curtisa trzeba będzie się oddalić. Bez latarki. Typ z siekierą nie ma noktowizora, więc tak samo gówno widzi jak ja. A skoro to on chce mnie spotkać to on ma problem, a nie ja.

A jak przeżyję to jutro będzie...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Or8j2cSqn2k[/media]

W sumie prawdopodobnie tego nie przeżyję. Prawdopodobnie zginę zaraz za Curtisem jak będę próbował go skopać... albo nawet jak mi się nie uda... pewnie podstawię mu nogę i skoczę mu na plecy i wtedy dostanę ciacha siekierą przez baniak. Pewnie tak skończy się ten na szybko zrobiony plan. Ale co tam. I tak świat to wyjątkowo mroczne i złe miejsce, więc nie ma się co zastanawiać wiele tylko czas umrzeć... choć zabawniej by było oczywiście umrzeć trochę później. W sytuacji podbramkowej spróbuję zagadać do Billa, czy nie potrzebuje poplecznika. Powiem mu, że mam wiele odpowiedzi, bo wiele widziałem... przekonam go może, że lepiej będzie Curtisa pociąć na kawałki, ale tak, żeby nie umarł... żeby cierpiał. Tak, to też jest niezły plan, ale zostawmy go jako Plan B, który może uratować życie na moment przed śmiercią.

Nie, pewnie to się nie uda. Ale i tak spróbuję. Najpierw Plan A, a potem Plan B. Nie są aż tak tragiczne, choć pewnie nie zapewnią życia... pewnie nie. Pewnie już nie żyję i nie mam szans. Głupi skurwiel z siekierą i drugi skurwiel z nożem. Jakby nie mogli chodzić bez broni. No przynajmniej nie mają pistoletów i karabinów, bo tu już bym się wkurwił. Zresztą... fajna siekiera, ciekawe gdzie ją kupił lub zdobył. Może powinienem posłuchać o nim historię, bo takto to nawet nie wiem co to za debil mnie zaraz zabije. Zawsze mogło być gorzej. Mógł to być wilkołak, wampir, czy zombie... tak, zombie by były złe, bo bym się do nich przyłączył, a nawet bym o tym nie wiedział. Dobrze, że to nie są żywe trupy, bo by było ciężko Przetrwać TO. Bill przynajmniej gada. Jakbym miał gnata to bym mu powiedział "kici kici skurwysynu" albo inny bajerancki tekst... a takto to jestem tak głęboko w dupie, że nawet ciężko się ruszyć. Seks analny nie jest fajny. Oczywiście z tym ruchaniem, znaczy ruszaniem, to nie tak na poważnie, bo nie mam problemu, żeby się oddalić i zostawić Billa i Curtisa w morderczym pojedynku. Bill to pewnie jakiś demon, więc kozik Curtisa gówno mu zrobi... tak, pewnie tak, a może nie? Może Curtis wygra i zostanie pieprzonym bohaterem? No to by było złe, bo przecież lubi podglądać małe dziewczynki w toalecie. Nie lubimy pedofilów, nie lubimy. Może zginie. Fajnie by było jakby zginął przede mną. To by było dobre. Bardzo dobre. I najlepiej by było jakbym nie był zmuszony do dogadywania się z idiotą z siekierą, bo pewnie mnie zabije i tak to się skończy. Szarpanina z Billem pewnie będzie zła... mam nadzieję, że jednak nie jest żywym trupem, a nawet jak jest to nie zaraża. To by nie było fajne. Inwazja żywych trupów psia ich mać. Nie, nie. Trzeba myśleć pozytywnie. Uciekam. Przewracam Curtisa z zaskoczenia. Zostawiam go na śmierć. Uciekam dalej. To dobry plan. Podoba mi się. Bardzo dobry. Dlatego go powtarzam, bo jest mój, a skoro jest mój to jest dobry, bo dobry bo mój, a mój bo dobry. No tyle myśli chodzi mi teraz po głowie, a przecież w sumie ładna noc jest. Mogłem nie śledzić tego idioty tylko zostać w obozie. No nic. Pewnie zginę niedługo. A może nie? Tak czy inaczej nie zamierzam nikomu mówić, że spotkałem Billa. Już i tak mają sporo na głowie. Choć gdybym otrzymał jakieś rany to będzie trzeba wymyśleć jakąś historyjkę, ale pewnie żywy nie dotrę do obozu, więc o wymówki trzeba będzie się martwić później. Martwić. Tak, teraz nie trzeba się martwić. Teraz trzeba działać!
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 11-09-2012 o 19:31.
Anonim jest offline  
Stary 12-09-2012, 16:59   #25
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Philip Curtis, Carter
Strach zupełnie inaczej zadziałał na obu chłopaków. Ich serca waliły niczym młoty pneumatyczne, a myśli goniły jak oszalałe. Jednak każdy z nich myślał o czymś zupełnie innym. Pierwszy zareagował Curtis. Przełamując strach, chwycił wojskowy nóż w dłoń i zamierzał zaszarżować na tajemniczego mężczyznę z siekierą.
Pomysł iście szaleńczy, wręcz idiotyczny. A może to była odwaga i bohaterstwo. Nastolatek rzuca się z nożem na maniakalnego mordercę, wszystko po to, by ratować swego kolegę.
Ten jednak nie zamierzał okazywać żadnej wdzięczności, czy też podziękowań.
Jego kumpel w tym czasie zaczyna uciekać co sił w nogach do obozu. A przynajmniej ma taką nadzieję, gdyż gęsta mgła praktycznie uniemożliwia orientację w terenie. Jedynie blask latarki Curtisa wyznacza kierunek ucieczki. Tylko, czy jest to droga do obozu? Może wręcz przeciwnie Carter biegnie właśnie w stronę domu maniakalnego mordercy.
Potykając się o wystające korzenie drzew Carter w pewnym momencie zatrzymuje się i chowa za jedno z drzew.
Czy to z ciekawości, czy jakieś perwersyjne przyjemności ogląda się za siebie.
Czas został dograny perfekcyjnie. Dokładnie w momencie, gdy Carter zatrzymuje się i ogląda następuje atak.

Curtis przełamał strach i rzucił się z mimowolnym okrzykiem na uzbrojonego w siekierę mężczyznę. Dopiero biegnąc chłopak zdał sobie sprawę, że popełnił najgorszy błąd w swoim życiu. Błąd prawdopodobnie ostatni. Czy ma jakiekolwiek szanse w starciu z rosłym i dobrze zbudowanym byłym drwalem?
Mimo to jest już za późno, aby zrezygnować. Wóz albo przewóz. Postawił wszystko na jedną szalę i miał nadzieję, że wygra.
Dystans między nimi przestał istnieć dosłownie w momencie. Curtis wiedział, że nie przewali mężczyzny na ziemię mimo sporego rozpędu. W ostatnim momencie uniósł nóż do pchnięcia.
Niestety...
...zrobił to zbyt wolno. W świetle latarki widział i błyszczące ostrze siekiery i cała postać, która do tej pory była skryta w mroku. Jak wiele było szczęścia w tym fakcie Curtis docenił dopiero teraz. Gdyby widział Billa wcześniej zapewne nigdy nie zdecydowałby się na szaleńczą szarżę. Teraz nie było już odwrotu. Musiał walczyć o życie.
Bill stał na przeciwko niego i uśmiechał się kpiącym uśmieszkiem. Jego twarz zdobiły krwawe blizny, niczym u jakieś groteskowej wersji Jokera. Jego czerwone źrenice wpatrywały się chłopaka i wyrażały tylko jedno - chęć mordu i rządzę krwi.
Jego obleśne, spocone cielsko wydzielało kwaśny, duszący fetor. Na domiar złego Bill miał na sobie jedynie czarne, skórzane bokserki, co sprawiało, że wyglądał jak aktor z jakiegoś taniego pornosa. Na szyi miał zawieszone grube łańcuchy, a na nadgarstka ćwiekowane opaski.
Curtis wyciągnął nóż do ataku, ale wiedział, że jego szanse w starciu z tym obrzydliwym grubasem są marne.
Bill zaśmiał się tylko szyderczo, a jego śmiech niósł się poprzez noc.
W mgnieniu oka uniósł siekierę jedną rękę do góry. Ostrze zabłysło w świetle latarki i był to ostatni widok, jak ujrzał Curtis w swoim krótkim życiu.
Ostrze runęło na chłopaka z siłą huraganu i praktycznie przerąbało go na pół. Siekiera wbiła się w miejscu łączenia szyi z tułowiem i weszła na głębokość kilkunastu centymetrów. Las wypełnił się jękiem nastolatka i trzaskiem łamanych kości i przecinanych mięśni. Krew trysnęła niczym z gejzera. Bill cieszył się z tej perwersyjnej kąpieli. Posoka spływała po jego twarzy i nagim spoconym ciele. Truchło nastolatka osunęło się na ziemię. Mężczyzna wyciągnął siekierę z martwego ciała, jednym silnym pociągnięciem.
Dźwięk jaki temu towarzyszył sprawił, że wszystkie soki żołądkowe podeszły Carterowi do gardła. Ostatkiem sił powstrzymał odruch wymiotny, po czym odwrócił się i zaczął biec przed siebie.
- Nie uciekaj! - usłyszał za sobą krzyk Billa - Ponoć jesteś gotowy!
W odpowiedzi Carter wydał z siebie tylko mimowolny i instynktowny krzyk przerażenia.

John Burrows, Navarro del Vieiro
Na poszukiwania wyruszyły dwie grupy. Jedna pod kierownictwem pana Richardsa, a druga pana Washingotna. W tej pierwszej znaleźli się jeszcze John Burrows, Bart Caligan i Navarro del Vieiro.
Las był pogrążony w mroku i emanował dziwną energią. Pośród drzew snuła się gęsta mgła, która z każdym krokiem unosiła się coraz wyżej.
Pan Richards szedł pewnie na początku grupy oświetlając drogę mocną latarką. Gdy odeszli od obozu na kilkadziesiąt kroków powiedział:
- Burrows i Caligan idźcie na prawo, a ty del Vieiro na lewo. poruszamy się w odstępach dziesięciometrowych i cały czas utrzymujemy kontakt wzrokowy.
Gdy grupa rozeszła się szpalerem po lesie, zaczęła nawoływać zaginionych.
Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. To Burrows pierwszy zobaczył i usłyszał wrzeszczącą postać biegnącą w ich stronę. Początkowo przeraził się i sam chciał zacząć uciekać Szybko jednak spostrzegł, że to jedne z zaginionych - Carter.

Terlnis, Robert Donald Carlson
Na poszukiwania wyruszyły dwie grupy. Jedna pod kierownictwem pana Richardsa, a druga pana Washingotna. W drugiej znaleźli się jeszcze Terlnis, Carlson oraz Limbert.
Grupa wyszła z obozu i skierowała się w przeciwną stronę niż pierwsza. Pan Washington był wyraźnie zdenerwowany i zestresowany. Jego wzrok błądził po pogrążonym w mroku lesie i czegoś wypatrywał. Na domiar złego nie odpowiadał na żadne pytania. Kazał się tylko odsunąć od siebie i nawoływać zaginionych.
Niestety ani krzyki, ani długi marsz nie przyniosły rezultatu. Minęło dobre kilkanaście minut kiedy opuścili obóz.
Pan Washington nakazał postój, a sam usiadł na pieńku i zaczął się intensywnie zastanawiać. Ciszę przerywało jedynie mlaskanie Limberta, który korzystając z przerwy wyciągnął z kieszeni czekoladowego batona.
- O choroba - powiedział czarnoskóry chłopak przełykając spory kawał słodkości. - Co to?
Kilkadziesiąt metrów przed nimi stał drewniany dom. Z jego okien wydobywała się zielona poświata.
- O nie - szepnął pan Washington i wstał z pieńka - Tylko nie to. Zostańcie tutaj chłopcy. Ja muszę iść sprawdzić, czy tam nie ma naszych uciekinierów.

Kathy Brown, Roxie Heart , Roger
Na poszukiwania wyruszyły dwie grupy. Jedna pod kierownictwem pana Richardsa, a druga pana Washingtona. Reszta obozowiczów pozostała pod opieką pani Morgan na świetlicy. Nauczycielka wolała mieć wszystkich na oku zarówno ze względów bezpieczeństwa, jak i by dać upust swojej złości.
- Jak tak można! - mówiła krążąc od ściany do ściany - Jak można być tak skrajnie nieodpowiedzialnym. Wycieczka do lasu. W nocy! I to jeszcze samotnie. Przecież to zwykła głupota przez którą wszyscy musicie cierpieć. Zamiast sobie spokojnie spać, musicie czekać, aż wasi koledzy się znajdą.
- Aaaaaa! - rozległ się nagle wrzask małej Kathy. Dziewczynka najwyraźniej nie miała dzisiaj szczęścia, gdyż kolejny raz zobaczyła za oknem coś co ją straszliwie przeraziło.
Pierwsza do okna doskoczyła Alice Meadow, a zaraz za nią Roxie Heart.
- O boże! - zdołała wyszeptać Alice.
Roxie zobaczyła, że kilkanaście metrów od świetlicy stoi jakiś mężczyzna. Kilka chwil zajęło jej, by zrozumieć co robi.
On ścinał drzewo. Drzewo stojące tuż obok świetlicy. Na domiar złego do ukończenia dzieła brakowało mu zaledwie kilku uderzeń. A gdy staną się one faktem na dach świetlicy poleci wielka sosna.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 12-09-2012, 17:26   #26
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Staram się uspokoić. Oddycham ciężko po biegu.
- Cholera, powinienem bardziej ćwiczyć, ale i tak fajnie, że po wypadku mogę biegać. Co u was?

Prawdopodobnie zapytają o Curtisa to odpowiem:
- Szczerze mówiąc wydawało mi się bardzo podejrzane, że się oddala. Pomyślałem sobie, że zaraz zawróci i będzie podglądał dziewczyny i wtedy go przyłapię, ale on po prostu szedł w las. Dalej i dalej. W końcu zrobiła się mgła, a ja się przewróciłem. Pewnie mnie wtedy usłyszał, ale gdy podniosłem wzrok to już nie widziałem światła jego latarki. Tym czasem poczułem coś na swoim ciele. Okazało się, że wywaliłem się w mrowisko i możecie się śmiać, ale sam w ciemnym lesie, we mgle to takie rzeczy potrafią przerazić. W każdym razie gaci sobie nie pobrudziłem, więc tragicznie nie jest.

Jeżeli padną propozycje na przykład, żeby poszukać Curtisa to mówię [no bo rozumiem, że mi powiedzą o innych ekipach poszukujących:
- Nie mam pojęcia gdzie on jest. Biegłem jakiś czas przestraszony przez durne mrówki i cieszę się tylko, że nie ugryzły mnie w dupsko. Wracajmy do obozu. Przecież są inne ekipy poszukujące. Curtis pewnie znajdzie się. Wyglądało na to, że doskonale sobie razi z łażeniem po ciemnym lesie we mgle.

Jeśli powiedzą mi gdzie jesteśmy [albo ogółem, żeby uciąć wszelkie propozycje robienia czegokolwiek innego niż natychmiastowego udania się do obozu]:
- Ja to myślę, że Curtis ma zamiar okrążyć jezioro. Pewnie wróci do obozu po pewnym czasie, ale od drugiej strony. Poczekajmy na niego tam.
 
Anonim jest offline  
Stary 12-09-2012, 22:36   #27
 
RoboKol's Avatar
 
Reputacja: 1 RoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodzeRoboKol jest na bardzo dobrej drodze
Pozostawanie pod opieką starej prukwy Morgan nie mogło wyjść na zdrowie nikomu. Zwłaszcza, że cały czas coś gadała, brzęczała jak natrętny komar, którego nie chce sie odganiać. I to tak głośno, że było ją słychać wszędzie! Cholera, Kathy mogła chyba jednak wyruszyć z innymi. Byłoby ciekawiej. A jednak znowu lenistwo zwyciężyło...
Spisywanie informacji o Bill'u nie szło jej. Nie miała pomysłu, nie potrafiła wyobrazić sobie go. Za każdym razem, gdy się skupiała, widziała twarz własnego, osobistego oprawcy, albo rozpraszały ją dźwięki wybiegające z jamy ustnej pani Morgan. Dlatego w zeszycie, pod nagłówkiem "Bill" było kilka losowo znalezionych słów, wydartych z resztek wspomnień ze snu. A także to, co Kathy zapamiętała z opowieści. Nic więcej. Nic?
Znowu wrzask młodszej imienniczki Brown. Czy to musi brzmieć tak piskliwie? Czy ma to na celu paraliż wszystkich bodźców człowieka na tę jedną, jedyną sekundę, gdy wydaje się, że stało się coś naprawdę poważnego? Kathy rzuciła zeszyt, spojrzała na to, co wywołało reakcję tej strachli... strachli... Co jest grane?!
Brown ujrzała Bill'a. W całej swojej pozie, pasji z jaką ścinał drzewo, które mogło posłużyć do zagłady większości obozowiczów, wyrażał wszystko, czego nie potrafiła opisać Kathy. Groza przerodziła się w fascynację i gdyby nie jakieś krzyki, Brown zapewne patrzyłaby na ten obraz do końca jej świata. A ten świat mógł się bardzo szybko skończyć.
Kathy już chciała wybiegać na zewnątrz, już myślała, że to ją uratuje. Ale... Z drugiej strony ON tam jest. Chociaż... Może nic nie zrobi, może się wystraszy na widok zmasowanego odwrotu nastolatek i dowodzącego nimi próchna... Bzdury. Coś jednak trzeba było zrobić. Chociażby wycofać się poza zasięg sosny, a jednocześnie nie znaleźć się w zasięgu wzroku żyjącego koszmaru. Dlaczego osiągnięcie dwóch skrajnych rzeczy jest zawsze niemożliwe?
Kathy postanowiła nie ryzykować zmiażdżenia. Wycofała się jak najbliżej wejścia, a jeśli grupa będzie miała wyraźne zamiary opuszczenia świetlicy, zamierza pójść razem z nimi. W kupie siła!
 
__________________
Jak obudzić w sobie wielkość, gdy jest ona niezbędna?
RoboKol jest offline  
Stary 13-09-2012, 00:55   #28
 
Charm's Avatar
 
Reputacja: 1 Charm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputację
Podróż przez las z samym Washingtonem była dziwna. Terlnisowi wydawało się, że dobrze wybrał. Richards jeszcze kazałby im biec całą drogę truchtem albo robić co chwilę pompki, co na pewno nie polepszyłoby zdania chłopaka o nim. Ale on... Kierownik obozu był jakiś dziwny. Już na samym początku niemal wybiegł na przód i zabronił im się zbliżać. Milczał, rozglądał się gorączkowo i nerwowo po ciemnym lesie, wypatrując czegoś.
Oczywiście. Zgubiło się dwóch uczniów, którzy byli częściowo pod jego opieką. Był za nich odpowiedzialny i musiał ich odnaleźć, za wszelką cenę. Ale to nie wystarczyło, by go usprawiedliwić w oczach Terlnisa. Według niego mężczyzna zachowywał się podejrzanie. Obserwował go ukradkiem całą drogę, nawołując co chwila to Philipa, to Cartera. O czymś wiedział? Czyżby po obozie rzeczywiście krążył jakiś znany już gwałciciel, zboczeniec, pedofil? A może morderca? Psychopata? Albo jakiś potwór rodem z horrorów? Jeśli tak, to dlaczego ich normalnie nie ostrzegł, tylko jeszcze straszył opowieściami o Billim? Jego nerwowe zachowanie było... zbyt nerwowe. Nie podobało się chłopakowi.
W końcu postój. Choć szybkie tempo, jakie nadał im kierownik obozu, byłoby normalnie dokuczliwe, to sytuacja sprawiła, że niemal nie czuł zmęczenia. Oddalił się o kilka metrów od mężczyzny i obrócił dookoła, łapiąc się lewą dłonią za głowę pod włos i przesuwając ją do samej góry. Odetchnął. Nic nie widział. Nic nie słyszał. Wyglądało na to, że są w kompletnej du...
Co to? Nagle usłyszał jakiś dziwny odgłos, raz, drugi, powtarzał się. Stanął w miejscu i odwrócił głowę na lewą stronę, nasłuchując. Wtedy zobaczył. To Sam pożerał kolejną porcję słodkości tego dnia. A właściwie nocy. Puścił oddech, który zdążył już na kilka chwil wstrzymać, i wydał z siebie cichy jęk zrezygnowania.
- Ech, Sam... Nie jedz tego teraz... - powiedział, marszcząc błagalnie brwi - A co, jeśli przyjdzie nam zwiewać przed Billim z siekierą? - zażartował, nie tracąc zmęczonego sytuacją wyrazu twarzy, i zrobił kilka kroków w kierunku grupki. Wtedy zobaczył to, na co wskazał grubasek. Dom, z którego wydobywała się zielona poświata. Zielona mgła. Niecodzienny widok. Z pewnością godzien zapisania w pamięci Terlnisa. Ten wszędzie potrafił dostrzec wyjątkowość obrazu, który widział. Jednak tutaj nie musiał się zbytnio starać. Zielone światło mówiło za siebie.
- Ten gość coś ukrywa... - odezwał się szeptem, gdy kierownik obozu opuścił ich, by poszukać zaginionych, nie wiedząc nawet, czy ktoś go słucha - Dziwnie się zachowuje.
Już nie mówiąc o tym, że na widok domu zareagował tak, jakby budynek ponownie pojawił się w lesie niechciany. Ponownie! Jakby spełnił jego najmroczniejsze podejrzenia. Coś tu było nie tak. Facet coś wiedział, coś ukrywał. Wszystko stawało się coraz bardziej podejrzane, a bójna wyobraźnia Terlnisa, wspomagana alkoholem, szumiącym lekko w głowie, tylko to podkręcała.
Nie patrząc na pozostałych, schował się za jedno z najbliższych drzew, zgasił latarkę i zaczął stamtąd obserwować Washingtona na tle tajemniczego domu. Dlaczego się schował? Nie miał pojęcia. Dlaczego zgasił latarkę? Tak samo - jakiś odruch, niezależny od niego. Poprawił szelkę plecaka na prawym ramieniu, oparł się o pień i wychylił dyskretnie głowę za drzewo.
Dziwne rzeczy się dzieją, oj dziwne. Będzie co rysować!
 

Ostatnio edytowane przez Charm : 13-09-2012 o 01:10.
Charm jest offline  
Stary 18-09-2012, 13:43   #29
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Roxie nie słuchała gderania pani Morgan.

Szeptem, żeby nie denerwować jej i nie przerazić maluchów, obgadała z innymi o co chodzi z tym Billym. I siekierą.

Szybko wyrobiła sobie ogląd sytuacji: jakieś legendy, zabójstwo, dłonie na ścianach i dziwna wyspa. No po prostu super. Po cholerę przywieźli ich w takie miejsce? Będzie musiała porozmawiać z tatusiem, a on z Rada Nadzorczą szkoły. To niedopuszczalne, żeby narażać młodzież na takie rzeczy. Ktoś powinien ponieść konsekwencje… Jedno było niepokojące - niezależnie od wszystkiego, ona wcześniej nie znała historii o Billym. O co więc chodziło z tym snem?

Wrzask Kathy oderwał ja od rozważań. Doskoczyła do okna. Był tam.. miał siekierę i próbował ściąć drzewo. Roxie nie miała wątpliwości – sosna poleci prosto na ich świetlicę. Nie miała wyboru.

- Musimy stad wyjść! – krzyknęła – Drzewo zaraz spadnie na dach!

Skoczyła w stronę okna, z drugiej strony świetlicy. Przerzuciła nogi przez parapet z zamiarem wyskoczenia. Nie chciała korzystać z drzwi i wypaść prosto na faceta z siekierą.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 22-09-2012, 16:40   #30
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Śmierć przyszła nagle. Opowieść snuta przy ognisku stała się bardziej realne niż prawdziwe życie. Krew, która została przelana na nowo obudziła demony od lat uśpione. Ktoś naruszył tabu i wiele osób będzie musiało za to zapłacić.

Carter, John Burrows, Navarro del Vieiro
Pan Richards spojrzał na Cartera i jego wyjaśnienia. Przez chwilę się zastanawiał co powinien zrobić. Las wypełniała dziwna cisza w której wyczuwało się wszechobecne drżenie, dokładnie tak, jakby w pobliżu była linia wysokiego napięcia.
- Skoro tak, to musimy wracać do obozu. Trzeba powiadomić szeryfa i rozpocząć oficjalne poszukiwania. Obawiam się, że w tej sytuacji nasz wypoczynek tutaj stoi pod dużym znakiem zapytania. Na razie jednak nie martwmy się tym i wracajmy.
Cała grupa ruszyła z powrotem.


Terlnis

Czy to kierowany strachem, czy też instynktem Terlnis schował się za najbliższe drzewo i natychmiast zgasił latarkę. Zielone światło jakie wydobywało się z chaty nadawało wszystkiemu iście upiorny wygląd.
Pan Washington zbliżał się do domu, cały czas obserwowany przez Terlnisa. Odczuwało on jakieś dziwne napięcie, które nagle wypełniło całą atmosferę. Wszystko drżało do jakiegoś niewidocznego i niesłyszalnego rytmu. Włosy na całym ciele chłopaka zjeżyły się i po plecach przeszedł mu mimowolny dreszcz.
Kierownik obozu zniknął za drzwiami chaty i właśnie wtedy rozległ się donośny krzyk. To był wrzask Limberta, który jeszcze przed chwilą stał obok Terlnisa, a teraz biegł przed siebie jakby goniło go stado wściekłych psów.
Otyły chłopak męczył się i sapał, ale nie przerywał biegu. Terlnis rozejrzał się wokół zdał sobie sprawę, że także Carlson gdzieś zniknął.
Świadomość tego, że został sam pośrodku dzikiego, mrocznego lasu osaczyła chłopaka i prawie, że sparaliżowała wszystkie zmysły. W uszach słyszał jedynie bicie własnego serca.

Kathy Brown, Roxie Heart
Część osób obecnych na świetlicy rzuciło się do ucieczki. Krzyk Roxie Heart wprowadził tylko zamieszanie i chaos. Pani Morgan zdezorientowana próbowała dowiedzieć się o co dokładnie chodzi, ale jej pytania zniknęły w powodzi innych krzyków i pytań. Stara nauczycielka nie była w stanie zapanować nad tym co zaczęło się dziać w świetlicy. Część uczniów za przykładem Roxie rzuciła się do ucieczki, czy to przez okna czy to przez drzwi. Reszta wiedziona ciekawością, a być może głupotą podbiegła do okien wychodzących na tył świetlicy, by przekonać się co się dzieje.
Dopiero trzask łamanego drzewa uświadomił wszystkim, że słowa Roxie były ostatecznym ostrzeżeniem i teraz było już za późno na ucieczkę. Teraz można było tylko mieć nadzieję, że spadające drzewa zatrzyma się na dachu i nie wyrządzi większej szkody.

W tym czasie Roxie była już na zewnątrz. Uciekając jak najdalej od świetlicy widziała zarówno spadającą na budynek sosnę, jak i postać otyłego mężczyzny stojącego tuż przy drzwiach. W jego dłoniach spoczywała gotowa do zadania śmiertelnego ciosu siekiera. Dziewczyna chciała krzyczeć, by ostrzec tych którzy właśnie wybiegali ze środka. Coś jednak sprawiło, że krzyk ugrzązł jej w gardle i nie wydała z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Z przerażeniem tylko obserwowała jak potwornie otyły, półnagi mężczyzna rąbie siekierą w dwie kolejne wybiegające z budynku osoby. Pierwszą z nich była Rebeca Peterson. Roxie widziała jak siekiera wbija się w twarz szkolnej kujonki, a po chwili połowa jej czaszki odlatuje do tylu. Ciało zabitej dziewczyny osunęło się na ziemię, upadając z głuchym hukiem. Następną ofiarą szaleńca był jeden z członków szkolnej drużyny futbolowej. Chłopak nie zdążył wyhamować i potknął się o ciało Rebeci i wylądował tuż u stóp mordercy. Roxie widziała jego lubieżny i perwersyjny uśmiech, gdy unosił siekierę w górę. Ostrze wbiło się w plecy chłopaka łamiąc mu w jednej sekundzie kręgosłup.i prawie przecinając na pół całe ciało. Kolejni obozowicze zatrzymali się na progu świetlicy. Dokładnie w tym momencie zrąbana sosna spadła na budynek świetlicy, łamiąc dach i przygniatając znajdujących się wewnątrz ludzi. Roxie słyszała ich krzyki i jęki.

Kathy Brown gdy tylko ujrzała Billa próbującego zrąbać sosnę uciekła w stronę drzwi. Dość szybko uświadomiła sobie plan mordercy. Chciał on wypłoszyć obozowiczów z budynku i mordować i kolejno na zewnątrz. Kathy stanęła przy drzwiach, ale nie wyszła pierwsza.
Gdy tylko Roxie krzykiem ostrzegła o zbliżającym się niebezpieczeństwie, część obozowiczów rzuciła się do drzwi.
Rebeca Peterson, jako pierwsza wyszła ze świetlicy i to ona pierwsza zginęła z rąk Billa, który odrąbał jej górną połowę głowy. Kathy chciała krzyknąć, ale instynktownie zakryła usta dłońmi. Krew wystrzeliła w górę niczym z dopiero co uruchomionej fontanny. Biegnący za szkolną kujonkom Jack, chłopak z drużyny futbolowej upadł dokładnie u stóp Billa. Ten nie czekał i uniósł siekierę w górę, by również jego zabić. To była jedyna szansa Kathy na ucieczkę. Trzask łamiących się gałęzi zmieszała się z krzykiem pozostałych obozowiczów, którzy zdali sobie sprawę z tego co się dzieje.

Luther Cottonfield
Luther mimo, że na co dzień wyróżniał się pośród swoich rówieśników i kolegów w szkole, to od początku obozu był prawie niewidoczny. Obcowanie z naturą spowodowało pewną przemianę w chłopaku. A wizyta w jaskini i opowieść przy ognisku sprawiły, że obudził się w nim mały chłopiec o którego istnieniu zupełnie zapomniał. Jego codzienne życie różniło się znacznie od życie jego kolegów. Nie dość, że wychowywał się praktycznie sam, bo ani rodzice, ani rodzeństwo się nim nie zajmowało, to jeszcze od najmłodszych lat sam musiał dbać o siebie i swoje potrzeby. Rodzice byli zbyt zajęci swoimi sprawami, by martwić się jego zniszczonymi butami, czy też rozerwaną bluzą. Luther musiał więc sam zdobywać pieniądze na potrzebne mu rzeczy.
Teraz pośród pierwotnego lasu zapomniał o swojej szarej codzienności. Cisza jaka tu panowała sprawiły, że także on się wyciszył i zaszył w sobie.
Dopiero teraz w chwili zagrożenia powrócił stary Luther.
Instynkt i szybkość reakcji sprawił, że był on jednym z pierwszych którzy pojawili się przy drzwiach wyjściowych. Coś jednak podpowiedziało mu, żeby nie śpieszyć się z wyjściem. To właśnie dzięki temu przeczuciu nadal żył. Dźwięk łamanych gałęzi sprawił, że szybko otrząsnął się z szoku, jakiego doznał na widok śmierci swoich kolegów.
Spocony grubas właśnie dobijał Jacka, chłopaka z drużyny futbollowej. Siekiera zmasakrowała jego ciało, rozcinając je prawie na pół. Luther stał zaraz obok Kathy Brown, która wahając się i bojąc się zabójcy tarasowała wyjście z budynku. Jeżeli zaraz nie zrobi czegoś, to sosna spadnie prosto na nich grzebiąc ich pod gruzami budynku.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 25-09-2012 o 00:17. Powód: dodanie postaci Armiela
Pinhead jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172