Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-06-2014, 14:10   #1
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Wagon nr 4

Muzyczka

Drobinki kurzu wirowały w powietrzu, tworząc olśniewająca choreografię materii. Przyglądałem się jej oniemiały. Fascynujący ruch, niby przypadkowy, a układający się w doskonale zaplanowaną konstelację. Czułem się niczym Stwórca, który spogląda na swoje pierwsze, jeszcze nie w pełni ukształtowane dzieło. Gdzieś w głębi duszy spodziewałem się ujrzeć lada chwila kształtowanie się planet i gwiazd.
Lecz nagle wszystko się zatrzymało, jakby ktoś zatrzymał czas wciskając “pauzę” na kosmicznym pilocie.
Poczułem wzbierającą we mnie złość i agresję. Wpatrywałem się w zawieszone w powietrzu drobinki i siłą woli próbowałem, ponownie wprawić je w ruch.
Nie byłem jednak w stanie przełamać panującej inercji.
Strach wkradł się w moją duszę, choć zupełnie nie potrafiłem powiedzieć co było jego przyczyną. Kompletnie irracjonalne uczucie zawładnęło mną i nadało nową barwę moim myślą. Lęk i poczucie zagrożenia rosły z każdą chwilą, a ja nie rozumiałem tego stanu. Mój oddech przyspieszył i poczułem uderzenie gorąca. Krew w żyłach pulsowała mi niczym wrząca lawa przed erupcją wulkanu.
I dopiero wtedy olśniło mnie. Drobinki materii, które mnie tak zafascynowały nie były tym, czym mi się zdawały. To nie był żadne kosmiczny taniec pramaterii w chwili stworzenia. Unoszące się w powietrzu drobinki były śmiertelnym zagrożeniem. Oślizgłe i wymykające się ludzkiej percepcji monstra, które wyglądały niczym opuchnięte, kiełkujące ziemniaki. Pozbawione oczu i innych fizjonomicznych szczegółów i tak zadawały się wpatrywać się we mnie. Krwiożercze ślepowidzenie potworów, upatrywało we mnie ofiarę i żywiciela.
Serce przestało mi bić i krew odpłynęła ze wszystkich moich członków. Poczułem, że moje zmysły szykują się do ucieczki.
Głośny metaliczny trzask wypełnił przestrzeń. Gdzieś w pobliżu musiał upaść, jakiś ciężki, żelazny przedmiot. Fala dźwiękowa wprawiła ponownie wszystko w ruch. Drobinki kurzu powróciły do swoich sferycznych pląsów, a ja byłem uratowany. Kosmiczne bestie zatraciły się w tańcu i zapomniały o mnie.
I wtedy uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia gdzie jestem.
 
Python jest offline  
Stary 03-06-2014, 15:11   #2
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Coś poruszało się na mojej skroni. Szybkim gestem przytknąłem doń palec. Jedynie chwila minęła, aby zrozumieć, że to jedynie ruch skóry w rytm rozedrganego pulsu. Co to było przed chwilą, do cholery? Sen? Nigdy nie zasypiam w metrze, choćbym nie wiem jak był zmęczony. Ludzie kiwający głowami w zmęczonej pozie przypominają pijaków, którzy lubują się grzać w ciepłych wagonach. Pozostaje prozac. Pieprzony doktorek, mówił że przy moim dawkowaniu nie ma mowy o skutkach ubocznych. Nawet jeśli to jedynie chwilowa mara… była bardzo realna. Przypominała koszmar, który pomimo swej oniryczności był jednocześnie bardzo realistyczny. Jeszcze raz umysł zgotuje mi taki numer, to padnę na serce, jak słowo daję.
Podchodzę do pokrytej smugami, podwójnej szyby i nachylam się, aby ujrzeć, na którym peronie stoimy. Spoglądam jedynie w ciemność, z której wyłania się niewyraźna materia ścian metra. Jestem pośrodku nikąd, czyli równie dobrze wszędzie pod miastem. Musiała nastąpić awaria, proste. Maszynista wszystko załatwi i zaraz ruszamy dalej.
Opadłem z powrotem na sparciałe siedzenie, obite czerwonym materiałem. Wdech. Wydech. Ależ tu śmierdzi. Dlaczego do metra w ogóle wpuszczają meneli? Wiem, że wypada im współczuć w myśl chrześcijańskiej tezy, że to zagubione duszyczki. Ale ja swoje wiem. Rada miasta winna zatrudnić strażników, którzy łapaliby takich obwiesi i wywoziła gdziekolwiek… Oby to było daleko od środków transportu, których używają uczciwi, płacący podatki ludzie.
Czemu ten złom się nie rusza? Trudno mi to przed sobą przyznać, ale jak na codzień nie potrzebuję ludzi, w takich sytuacjach dobrze znaleźć się między nimi. To daje pewien komfort, mimo że nic złego się nie dzieje. No dobra, spójrzmy kto siedzi wagon dalej. Udaję się do rozsuwanych drzwi, które chwilę walczą z moim naciskiem. Gdy przechodzę do identycznego co poprzednie pomieszczenie, zastaję pustkę. Często biorę nadgodziny i wracam późnym wieczorem, ale nawet o tej porze zerowa frekwencja w metrze jest osobliwa. Ponadto dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że wszędzie jest bardzo cicho. Jest to osobliwa cisza, nie stanowi braku dźwięku, a jakby go absorbuje. Nawet błyskające w losowych momentach jarzeniówki nad moją głową są nieme. Przyznam, że trochę zaczynam się denerwować. Pracownicy metra musieli poprosić pasażerów, aby przeszli do przednich wagonów i zapomnieli o mnie - tłumaczę sobie. Idę więc dalej. Kolejne pomieszczenie, to samo. Pustka i jakiś zapach. Zaduch połączony ze smrodem. Zatem to nie bezdomni, pierwszy raz czuję coś takiego. Woń się nasila, a ja powoli zbliżam się do końca taboru. Kręci mi się w głowie, odór jest paraliżujący. Ale muszę iść, co innego mam do wyboru? Coś jest cholernie nie w porządku, teraz to już wiem, a ja nie jestem typem osoby, która grzecznie zaczeka na ratunek.
Przestąpiłem ostatni próg. Pomieszczenie wagonu było inne niż reszta. Obtaczała je zielonkawa maź. Jakby ktoś wylał tu zawartość szamba i czegoś jeszcze, wolałbym nie wiedzieć czego. Lepka substancja spływa powoli z każdego zakamarku wagonu.
I wtem! Znów ta sama wizja. Ohydne kreatury wirują w powietrzu wokół mnie. Więc ta scena sprzed paru chwil wcale mi się nie przewidziała… Znowu do mnie lgną, już niemal czuję zimne, chitynowe kończyny zaciskające się na moich członkach.
Straciłem przytomność.
 
Caleb jest offline  
Stary 04-06-2014, 11:20   #3
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Mark otworzył oczy. Serce kołatało mu, jakby ukończył właśnie półmaraton. Rozejrzał się po pustym wagonie w którym się znalazł. Już widział to miejsce, ale nie potrafił powiedzieć, czy to tylko jakieś deja vu, czy jednak faktycznie to się już wydarzyło.
Czuł się jak porzucona w kącie zabawka. Wszyscy o nim zapomnieli i nikt się już nie interesował. Za oknami wagonu panował totalny mrok. Żadnych świateł, półcieni, czy choćby zarysów konstrukcji tunelu. Egipskie ciemności w których nie był w stanie nic dostrzec.
Wagon z pozoru wyglądał normalnie, ale walające się pod siedzeniami papiery, puszki po napojach i niedopałki papierosów burzyły te pozory.

Mark wstał i spojrzał w kierunku sąsiadujących wagonów. One także były puste. Fakt ten jeszcze bardziej zaniepokoił mężczyznę,
Czyżby był jedynym pasażerem tego pociągu?
Jeżeli nastąpiła awaria powinien być o tym jakiś komunikat? Mężczyzna spojrzała w kierunku telefonu alarmowego, ale jak na złość ktoś odciął od niego słuchawkę. Zimny dreszcz przeszedł mu po ciele. Poczucie zagrożenia uświadomione z całą siłą na chwilę obezwładniło mężczyznę.
Mark miał jednak chłodny, analityczny umysł i nie poddał się panice.
Wolno ruszył w kierunku drzwi do sąsiedniego wagonu.

Gdy Mark zbliżył się do drzwi zobaczył, że ktoś napisał markerem na szybie:
We live, as we dream – alone.
J.C.

Dowcipniś.
Mężczyzna pociągnął za drzwi i w tym momencie światło w pociągu zamigotało. Jarzeniówki zadrżały, aby po chwili na nowo rozbłysnąć ciągłym światłem.

To co pierwsze rzuciło się Markowi w oczy, to lalka leżąca pośrodku korytarza. Niewątpliwie jakaś dziewczynka musiała ją zgubić uciekając. Cooper miał dziwną pewność, że tak właśnie było. Ciekawość sprawiła, że mężczyzna przykucnął i podniósł lalkę. Była ona doprawdy osobliwa, choć to chyba najbardziej delikatne określenie, jakim można było ją opisać.
Pionowe kreski namalowane na ustach, symulujące szwy. Niebieskie plamy pod oczami symulujące sińce oraz domalowane strużki krwi cieknące z nosa.

Mark nie mógł się oprzeć wrażeniu, że lalka patrzy na niego z niemym błaganiem o pomoc.

Jakiś ruch na skraju widoczności przykuł uwagę Marka. Trwało to tylko ułamek sekundy, ale zdawało mu się, że widział jakąś postać. Osoba ta skryła się za filarem przy drzwiach do kolejnego wagonu. Zapewne z ukrycia przyglądała się Cooperowi i liczyła na to, że jej nie dostrzegł.
 
Python jest offline  
Stary 04-06-2014, 14:16   #4
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Dobra, tym razem rzeczywiście przysnąłem. Jedynie tak mogę wytłumaczyć, że znów wróciłem do punktu wyjścia. Tylko dlaczego moje ciało zdaje się komunikować, że jest zgoła inaczej? Palpitacja serca, pot sklejający koszulę do pleców... Nigdy tak nie reagowałem, nigdy też nie zrywałem się z niemym krzykiem w połowie snu, niczym w scenie z tanich horrorów. Ale tym razem było inaczej. Dość tych analiz. Trzeba stąd wyjść, tym razem naprawdę. Bo co jeśli nastąpiła błyskawiczna ewakuacja dajmy na to, z powodu wycieku podziemnego gazu?
Nie bądź fatalistą Mark, zacząłem sobie powtarzać, odbywając wędrówkę do drzwi wagonu. Deja-cholera-vu. Nim przeszedłem dalej, rzuciłem okiem na walące się wszędzie śmieci. Wyglądało to tak, jakby miejsce było od dłuższego czasu opuszczone. Dziwne. Stan telefonu awaryjnego był już tylko kolejną ciegiełką do fasady lęku, który powoli zaczął budować się w mojej podświadomości. Można sobie wmówić wiele rzeczy, ale nie da się zanegować strachu. Jest zbyt pierwotny.
Spokojnie. Lęk to naturalna reakcja. Niedługo stąd wyjdę i jeszcze dziś w domu uznam to za dziwny incydent, który opowiem żonie. Iskierka przygody w przepełnionym rutyną życiu, skwitowałem z goryczą. No dalej, jesteś w końcu cywilizowanym człowiekiem, nie trać głowy z byle powodu. Z ulgą odczuwam, że mój oddech powoli się wyrównuje.
Niemal na coś nastąpiłem. To była zabawka, jakaś lalka. Leży na samym środku przejścia, jakby oczekując, aby ją podnieść. Skąd w ogóle tam myśl? Leży, bo ktoś ją tutaj porzucił, nic więcej. Ale ciekawość wygrała, podniosłem niewielką figurkę. Pewnie to udziela mi się atmosfera tego miejsca, ale czuję dreszcz, jak spoglądam w te paciorkowate oczy z plastiku. Dorośli mają tendencję do traktowania wszystkich przedmiotów dziecięcego zainteresowania jako identycznych. Dopiero teraz bowiem zobaczyłem, że lalka jest charakteryzowana na niemało makabryczną.
Tak mocno skupiłem się na tej głupiej lalce, że dopiero kątem oka dostrzegłem jakiś ruch. Znikął tuż przede mną, za niewielką osłoną. Lęk znów powrócił. Natury nie oszukasz, znów powtarzam sobie w myślach. Podchodzę powoli do przodu, staram się brzmieć naturalnie i pewnie:
- Nie powinieneś tu być, musimy stąd jak najszybciej wyjść - nie doczekując się rekacji, domyśliłem się, że moje nagłe przybycie mogło przestraszyć tę osobę. Obydwoje się nawzajem zaskoczyliśmy. Postanowiłem rozluźnić atmosferę - Spokojnie. Jestem pasażerem, tak jak ty. Halo? - zrobiłem kolejny krok, by zobaczyć kto się przede mną chowa.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 04-06-2014 o 15:56.
Caleb jest offline  
Stary 05-06-2014, 09:36   #5
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Słowa Marka zburzyły ciszę. Powietrze zadrżało, jakby przy fali uderzeniowej po wybuchu bomby. Mężczyzna poczuł się, jakby naruszył jakieś tabu. Wstyd i zażenowanie opanowały go niczym skarcone dziecko.
Echo jego słów jeszcze długo wybrzmiewało w opuszczonym wagonie.
A przecież jego słowa były ciche i spokojne, a czuł się jakby właśnie wydał z siebie najgłośniejszy z możliwych wrzasków.
Ostrożnie i powoli ruszył w stronę drzwi. Nie chciał przestraszyć osoby, która go obserwowała.
Na nic się to jednak zdało ledwo zdążył zrobić trzy kroki, osoba skryta za filarem ruszyła biegiem przed siebie.
Nie chcąc stracić kontaktu być może z jedyną osobą poza nim w tym pociągu, Mark także zaczął biec.
Jego kroki dudniły, jakby przez wagon przebiegła kompania wojska, a nie jeden człowiek. Mark dostrzegł, że osobą która przed nim ucieka była kobieta.
Ubrana w długą, szeroką spódnicę w barwne pasy oraz obcisłą kurtkę z jasnej skóry. Jej długie blond włosy, falowały w rytmie szybkich kroków.
Pokonała ona już ponad połowę wagonu, gdy Cooper dopadł dopiero do drzwi dzielących przedziały. Otworzył je gwałtownym ruchem i wtedy w całym pociągu zgasło światło.
Zaskoczony Mark zatrzymał się. Nie widział zupełnie nic w ciemności jaka nastała.
Nagły krzyk sprawił, że przeszedł go dreszcz, a wszystkie mięśnie spięły do granic możliwości.
Krzyk a później odgłos głuchego dudnienia, jakby ktoś rzucił coś o ziemie. Cooper dostrzegł jakąś sylwetkę, która stała mniej więcej pośrodku wagonu. Dostrzegł ją tylko dlatego, że jej zarys był znacznie ciemniejszy niż panujący wokół mrok. Było w tej sylwetce coś zwierzęcego, a zarazem coś sprzecznego z naturą. Mark stał sparaliżowany wpatrując się w cień przed nim. Czuł, że to coś patrzy na niego i ta świadomość sprawiała, że poczuł zimny uścisk strachu na szyi.
 
Python jest offline  
Stary 05-06-2014, 12:49   #6
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wreszcie jakiś człowiek. Byłem zaskoczony obecnością kobiety, ale część mnie odczuła ulgę widząc ją. Ona natomiast wpadła w panikę i puściła się wzdłuż wagonów. Natychmiast ruszyłem za nią. Do diabła, nie jestem już młody i forma nie ta sama. Dostałem zadyszki, ale brnę dalej. Pomiędzy krótkimi wydechami staram się krzyknąć:
- Po... po... poczekaj! Nic ci nie zrobię!
Jednak dziewczę nie słucha. Myślałem, że zaczynam się z nią zrównywać, jak niespodziewanie zgasły światła. Zatrzymałem się w pół kroku, słysząc jedynie bicie własnego serca, które nieprzywykło do wysiłku.
Ten okropny dźwięk. Nie potrafię go określić. Jakaś kotłowanina, uderzenie? Wywołał u mnie zbyt wiele skrajnych emocji. Nie wiem co myśleć. Może zawalił się strop metra i zgniótł część wagonu. Przestało mi zależeć na kobiecie. Skoro chce iść w zatracenie, nie moja sprawa.
Chyba coś widzę. Ledwo, ale to chyba dobrze, bo widok jest zatrważający. Nawykły do racjonalnych ram umysł nie godzi się na to, co widzi. To nie może człowiek, ani zwierzę. Zatem co? Nie ma żadnej, innej możliwości. Po prostu nie ma. A jednak stoi przede mną. Kurwa, nie mogę się ruszyć. Nawet myśleć. Każdy zmysł został zatopiony w mieszaninie instynktów, które krzyczą: Uwaga! Niebezpieczeństwo!
Ledwo kojarzę co się dzieje. Widzę poklatkowo: jak odwracam się w stronę, z której przyszedłem; jak zaczynam biec; wychwytuję ułamki sekund, gdy spoglądam przez ramię. Adrenalina robi swoje, ciało i umysł przeżywają szok. A ja pędzę, póki starcza mi sił.
 
Caleb jest offline  
Stary 05-06-2014, 13:48   #7
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Strach i pierwotne instynkty zwyciężyły. Cooper biegł przed siebie byle dalej od tego czegoś co ujrzał w mroku. Widok tej istoty wrył się w jego pamięci niczym na błonie fotograficznej. Pokręcona sylwetka, przerośnięte mięśnie i nienaturalna liczba kończyn. To wszystko przeczyło naturze, było bluźnierstwem wobec niej. Coś takiego nie mogło istnieć. Cooper dobrze o tym wiedział, ale przecież widział to coś.
Biegł bez opamiętania, że nawet nie zauważył kiedy na powrót włączyło się światło. Zdyszany zatrzymał się i oparł dłonie na kolanach. Serce nadwyrężone wysiłkiem biło jak szalona. Oddech miał przyspieszony, a po plecach lał mu się pot. Sam nie wiedział ile przebiegł wagonów. Obejrzał się nerwowo za siebie. Na szczęście nie widział, ani tej dziwnej istoty, ani kobiety.
Stał na początku kolejnego wagonu. Całe pomieszczeni skąpane było w blado niebieskim świetle, które nieodmiennie kojarzyło się ze szpitalnymi salami.
Zimny dreszcz przebiegł mu po całym ciele, a z ust wydobył się gęsty obłok pary.
Powiew lodowatego powietrza muskał jego twarz.

Dopiero teraz Mark uświadomił sobie, że ściska w dłoni upiorną lalkę, którą znalazł w tamtym wagonie. Wpatrywała się w niego, jakby czekała na jakąś odpowiedź, jakieś słowo.
Mężczyzna ruszył wolno przed siebie. Czuł wielką obawę przed powrotem do wagonu z którego tutaj przybiegł. Jego kroki odbijały się echem niczym krople wody spadające z sufitu jaskini.
Nagle wzrok Mark przykuł skórzany plecak leżący pod jednym z siedzeń. Wyglądał na stary i mocno zużyty i przywodził na myśl wakacyjne wyjazdy i obozy skautów. Było w nim jednak coś jeszcze. Coś co sprawiało, że zmysły Marka wyostrzyły się szukając potencjalnego zagrożenia.
Cisza i samotność zaczynały działać mu na nerwy. Był człowiekiem miejskiej dżungli. Urodzonym i wychowanym w wielkim mieście. Ciągły hałas, szum były jego naturalnym środowiskiem. Cisza kojarzyła mu się z opuszczeniem i śmiercią. Powoli zbliżał się do plecaka i wtedy usłyszał czyjeś kroki.
Ewidentnie zbliżały się w jego stronę i dochodziły z wagonu znajdującego się przed nim. Jednak z tego, co widział Mark ten wagon był pusty.
 
Python jest offline  
Stary 09-06-2014, 09:10   #8
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Oprzytomniałem dopiero po chwili. Jestem przez chwilę bezpieczny. Oparłszy ręce na kolanach, ciężko dyszę. Sprint był krótki, ale bardzo intensywny. Poczułem jak tosty, które jadłem w biurze, podchodzą mi do gardła. Zdławiłem to uczucie.
Powoli podnoszę głowę, aby zorientować się gdzie jestem. Do cholery jasnej, jak tu jest jasno. Po ucieczce w ciemności, czuję jakby wypalano mi oczy. I jeszcze to dotkliwe zimno. Pomyślałem, że mam do czynienia z kolejną, skrajną rekacją ciała. Ale nie. Tu faktycznie jest lodowato.
Lalka. Co tu robi? Nie pamiętam, żebym ją ze sobą brał. Przez tą całą sytuację, musiałem stracić głowę. Z resztą, jej obecność to jedno z mniejszych zmartwień. Następnie moją uwagę zwrócił plecak. Kolejna z rzeczy pozostawionych w pośpiechu. Sprawdźmy, co jest w środku...
Natychmiast się wyprostowałem. Nie zdążyłem bowiem sięgnąć pakunku, jak usłyszałem, że ktoś się zbliża. Spokojnie, to wyobraźnia płata mi figle. Wszystko da się logicznie wytłumaczyć. Nawet tę istotę wcześniej... stres podsuwa wiele mylnych bodźców. Przecież jak tu nikogo nie ma, tak samo tam musiało mi się przewidzieć. Jeszcze raz zmierzam ku plecakowi i otwieram go.
 
Caleb jest offline  
Stary 09-06-2014, 16:17   #9
 
Python's Avatar
 
Reputacja: 1 Python jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skałPython jest jak klejnot wśród skał
Odgłos kroków był niepokojący. Mark jednak postanowił go zignorować, podobnie jak niedorzeczny cień makabrycznego stwora.
Zmysły płatały mu figle, ot tyle.
Wiadomo stres, zmęczenie i cała ta nietypowa sytuacja sprawiły, że mózg zaczął projektować na zewnątrz podświadome lęki i obawy. Wystarczyło trzymać się tylko tego co realne i namacalne, a będzie dobrze.

Ciekawość sprawiła, że Mark zbliżył się do plecaka. Musiał on mieć dobrych kilkadziesiąt lat. Solidna, rzemieślnicza robota, a nie jakaś masówka z Chin. Charakterystyczny zapach przywołał miłe wspomnienia z dzieciństwa. Wakacje u spędzone na farmie u wujostwa w Arizonie i szkolne wycieczki.
Mark z zainteresowaniem otworzył plecak i zaczął wyciągać rzeczy ze środka.

Na podłodze wylądował wojskowy nóż wraz z skórzaną pochwą, latarka, kilka Marsów i Big Catów, wieczne pióro Watermana, trzy grube zeszyty oraz wełniana czapka i rękawiczki.
Wszystko to było równo ułożone w plecaku, a teraz leżało na podłodze przez Markiem. Mężczyzna miał irracjonalne wrażenie, że zna te przedmioty, że już je widział, a nawet że są one jego własnością.
Zanim Cooper sięgnął po zeszyty, aby do nich zajrzeć przez chwilę nasłuchiwał tego, co dzieje się wokół.
Ku jego zaskoczeniu panowała niczym nie zmącona cisza. Kroki ucichły, ale Mark nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że ktoś go się na niego ordynarnie gapi. Nie zauważył jednak nikogo. Żadnego cienia, czy też ukrytej gdzieś postaci. Był sam, a przed nim leżały wypakowane z plecaka rzeczy.

Mark sięgnął po zeszyty i otworzył pierwszy z nich. Był to, podobnie jak dwa pozostałe, gruby brulion ze zniszczoną oprawą w starym stylu. Jedyną zapisaną w nim treścią było zdanie:
"We live, as we dream – alone.
J.C.

a pod spodem, jakiś skrót: "Hi 33,14-16"
Drugi zeszyt był cały pusty i wyglądało na to, że właściciel plecaka korzystał jedynie z trzeciego.

"Nazywam się Mark Cooper.
Jeżeli znalazłeś te zapiski, to znaczy, że to znowu się dzieje. Nie bój się. Wiem, że łatwo mówić bo sam z pierwszym razem nie miałem pojęcia, co się dzieje, ani co mam zrobić. Lęk paraliżował mnie i nie pozwalał racjonalnie myśleć. Gdy to się zdarzyło drugi raz byłem już przygotowany. To wszystko trudno wyjaśnić, a i zrozumieć zapewne nie będzie łatwo. Sam nie do końca wiem, co się dzieje. Postaram się jednak wszystko opowiedzieć po kolei i wyjaśnić.

Pewnego wieczoru obudziłem się w pustym wagonie metra. Pociąg stał, gdzieś pomiędzy stacjami. Myślałem, że to jakaś awaria i że zaraz wszystko wróci do normy. Tak się nie stało. Nie było żadnych komunikatów, ani ludzi z obsługi, którzy mogliby mi pomóc lub udzielić informacji. Siedziałem w bezruchu przez kilka minut, ale w końcu zdecydowałem się i sprawdzić, czy ktoś poza mną znajduje się jeszcze w pociągu. Przeszedłem chyba dwa puste i zaśmiecone wagony, gdy zobaczyłem jakąś kobietę. Krzyknąłem do niej, ale ona zaczęła uciekać. Próbowałem ją dogonić, ale wtedy w całym pociągu zgasło światło.
Bałem się jak cholera, a na dodatek w mroku ujrzałem coś....
Trudno to opisać, ale najlepiej chyba użyć słowa wynaturzenie. To coś przypominało człowieka, ale tylko na pierwszy rzut oka. Do tej pory prześladują mnie te wykrzywione kończyny, dziwne wypustki i zdeformowana głowa.
Nie wiem, czy jest to coś. Widziałem to już kilkakrotnie, ale na szczęście zawsze z daleka. Uważaj na to i nie zbliżaj się do tego.
Ten cały pociąg zdaje się być..."

Nagle zgasło światło i wagon pogrążył się w ciemności. Mark usłyszał dochodzące z końca wagonu sapanie, a chwilę później ciężkie kroki zbliżającej się w jego stronę.

 
__________________
Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor
Python jest offline  
Stary 10-06-2014, 10:39   #10
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Plecak wyglądał jakby trafił tu z innego miejsca i czasu. Wyrzuciłem jego zawartość na szroniącą się podłogę. Najbardziej zaintrygowały mnie poniszczone zeszyty. Z jakiegoś powodu poczułem, że powinienem je przeczytać. Nie ma oczywiście czegoś takiego jak intuicja; to wymysł nawinych ludzi. Ale co mi szkodziło? Dzisiejszy dzień mnie już i tak niczym nie zaskoczy.
Pierwszy brulion oznaczony był znanym mi już cytatem oraz skrótem z Biblii. Księga Hioba. Pytanie o istnienie cierpienia - przypomniałem sobie zagadnienia z kazań w swoim kościele.
Drugi zeszyt był pusty, zaś trzeci... przyznaję, tego się jednak nie spodziewałem. Bo nikt nie oczekuje dostać listu od samego siebie. Przeczesuję wzrokiem kolejne linijki. To jakiś żart? Tak na początku myślałem. Ale to pismo. Ta konstrukcja zdań. To właśnie mój styl wypowiedzi.
Oderwałem wzrok od pisma, aby zebrać myśli. Muszę przywyknąć do faktu, że coś jest nie w porządku. Umysł broni się przed tym stwierdzeniem, ale na boga, może grozić mi realne niebezpieczeństwo. Nad jego racjonalnością będę się zastanawiać, gdy stąd wyjdę. Czy pisałem ten list czy nie, jego autor zdawał się widzieć i czuć to samo co ja.
Znów zgasło światło. Wstrzymałem oddech, starając się nie wydawać najmniejszego dźwięku. Powoli zwijam w rulon zapiski, macam po ziemi za nożem i latarką. Dziwię się sobie, że potrafię zachować tyle przytomności, tym bardziej, że moje ciało zaczyna drżeć. Znowu odgłos kroków. Coś mówi mi, że to nie ekipa ratunkowa. Na kolanach wycofuje się pod siedzenie. Nogi telepią mi się już jak galareta. Nie ma szans, żebym wstał. Ostrożnie pokładam ciało we wnękę pod rzędem plastikowych krzesełek. Na rękach czuję sterty kurzu, papierowych kubków i petów. Jedna z dłoni zaciska się na rękojeści noża. W głowie daje o sobie znać jaskrawa myśl, każąca bronić życia za wszelką cenę. A więc tak czuje się człowiek, gdy poluje na niego dzikie zwierzę. Czekam, do granic możliwości przetrzymując powietrze w płucach. Jestem w każdej chwili gotów ciąć ostrzem, gdyby to coś by mnie tu zauważyło.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 10-06-2014 o 16:10.
Caleb jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172