Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-03-2013, 10:27   #11
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Bagdad przywitał ich koszmarnym upałem i palącym słońcem. Po chłodzie Londynu, czy Paryża tutejszy klimat był wręcz zabójczy. Dzięki uprzejmości kapitana Radclifa zostali wyposażeni w menażki i świeżą. Po krótkiej naradzie grupa postanowiła się podzieli i z miejsca rozpocząć poszukiwania sir Woolleya.
Kapitan Radclif postarał się także aby odwieść ekipę ratunkową do miasta, a później do podmiejskiej rezydencji archeologa.

Przed hotelem “Imperial” przewijał się gęsty tłum zarówno gości, jak i miejscowych. Przyjezdni próbowali dostać lub wydostać się z hotelu, a miejscowi z typową dla mieszkańców tego regionu, natarczywością oferowali swoje usługi. Czy to była możliwość podwiezienia, noszenia bagażu, czy też sprzedać niezbędnego w tym klimacie sprzętu, wszystko było przedstawiane z tak samo wielkim entuzjazmem, krzykiem i napastliwością.
Przed “Imperialem” wysiedli Laura Woolley, Richard Sharp. Gdy miejscowi spojrzeli, że ta dwójka przyjechała wojskowym samochodem, żaden z nich nie odważył się podejść do nowych gości.
Kapitan Radclif zasalutował na pożegnanie i przebijając się wolno przez gęsty tłum ruszył dalej.

Hotel “Imperial”
Hotel “Imperial” był nie tylko największym hotelem w mieście, ale także jednym z największych budynków w całym mieście. Wybudowany w typowym kolonialnym stylu stanowił wyraźny dowód potęgi i dominacji imperium brytyjskiego na tych terenach.
Przestronne foyer, którego podłoga wyłożona została lśniącymi marmurami, zapełnione było przez wielu gości. Większość z nich skupiona była wokół kontuaru recepcji, a pojedyncze osoby siedziały na skórzanych fotelach ustawionych po prawej stronie w pobliżu schodów.
Szybki rzut oka pozwolił stwierdzić, że większość z tych osób, to dziennikarze z całego świata, którzy w poszukiwaniu sensacji przybyli do Bagdadu, by na miejscu zbierać informacje sensacyjnym zniknięciu znanego archeologa.
Wystarczyło tylko nadstawić ucha, by bez konieczności zdradzania zainteresowania tematem zebrać informacje.
Kierownik recepcji poinformował wszystkich, z uprzejmością nie znosząca sprzeciwu, że sir Woolley nie mieszka już w tym hotelu, a kierownictwo nie ma nic do powiedzenia w sprawie jego zniknięcia. Wszystkie niezbędne informacje zostały przekazane policji i odpowiednim władzą i na tym sprawa została zamknięta.

Grupa oddaliła się od recepcji i przysiadła na chwilę, by się naradzić. Nie minęła nawet minuta, gdy podszedł do nich miejscowy chłopiec o śniadej cerze i przenikliwych oczach. Ubrany był w stój boya hotelowego, ale bystry obserwator w mgnieniu oka zauważał brak butów i zdecydowanie za długie spodnie, które chłopak przydeptywał piętami.
Richard Sharp chciał już przegonić żebraka podającego się za pracownika hotelu, ale usłyszał słowach chłopakach i się wstrzymał.
- Ja panią znać. Ja znać pani ojca. Ja mieć wiadomość od niego. - chłopiec z wyuczonym gestem wyciągnął dyskretnie dłoń w stronę Sharpa. Ten spojrzał tylko na kątem oka na Laurę i wcisnął w dłoń chłopaka banknot.
W odpowiedzi chłopak przekazał kobiecie pognieciona i kopertę, po czym ukłonił się i zniknął.

“Abdullah ill Hassan. Ummal Street 11.

Zapytajcie o wujka Rashida.”


Wiadomość była niezwykle lakoniczna i choć pismo było bardzo poszarpane, co wskazywało na pośpiech, to nie ulegało żadnych wątpliwości, że liścik napisał sam sir Woolley.

Rezydencja
Posiadłość sir Woolleya znajdowała się kilka kilometrów od miasta i dojazd do niej nie był ani prosty, ani łatwy. Na wyboistej drodze samochód co i rusz podskakiwał i kołysał się, przyprawiając pasażerów o ból głowy i żołądka.
Po około godzinnej jeździe w palącym słońcu i kurzu, grupa dotarła w końcu na miejsce.
Przed nimi znajdował się rozłożysty, piętrowy dom, a właściwie willa, która zapewne jeszcze nie dawno należała do jakiegoś tutejszego szejka.
Dom otoczony był z jednej strony gajem oliwnym, a z drugiej otwartą pustynią od której co i rusz wiatr przynosił rozgrzane powietrze. Tuż za bramą wjazdową znajdował się niewielki staw.
Posiadłość wyglądała na opuszczoną, gdyż żaden służący sir Woolleya nie wyszedł im naprzeciw, a przecież silnik samochodu słychać było z odległości kilku mil.
Żołnierz oddelegowany do prowadzenia samochodu, powiedział:
- Z tego, co wiem to dom został zabezpieczony przez policję i zamknięty. Wszystkie cenne rzeczy zostały przekazane do depozytu.
W tym momencie doktor Bucket i Malcolm Ross coś dostrzegli, choć patrzyli w zupełnie innych kierunkach.
Doktor Bucket spostrzegł, że w jednym z okien na piętrze poruszyła się zasłona. Natomiast Malcolm Ross zauważył tył samochodu wystający zza rogu muru otaczającego wille.
Wyglądała, więc na to, że ktoś podobnie jak oni postanowił sprawdzić dom znanego archeologa.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 11-04-2013, 14:29   #12
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Poczekaj! - zawołała Laura i pospieszyła za chłopcem.
Chłopiec odwrócił się i grzecznie skłonił, oczekując na pytanie.
- Kiedy dostałeś ten list?
- Tutaj lepiej nie rozmawiać - odparł szeptem chłopiec - Chodźcie za mną.
Laura skinęła głową uśmiechając się do chłopca i poszła za nim.
Chłopiec zaprowadził ich do pobliskiej kawiarni, gdzie przy wodnej fajce siedziało kilku starszych mężczyzn. Przez całą drogę chłopiec bacznie się rozglądał i co chwilę zerkał do tyłu. Gdy uznał, że są bezpieczni powiedział:
- Pani ojciec dać mi ten list na dzień przed zniknięciem. Oni mi kazać oddać go panience. On mówić, że panienka tutaj przyleci.
- Kupić ci coś? - zapytała Laura - Napój? jedzenie?
W odpowiedzi chłopak kiwnął tylko głową.
Laura posłała Richarda po słodycze, a sama pochyliła się w stronę chłopca.
- jak się nazywasz? - zapytała na początek, a potem poprosiła - Opowiedz mi wszystko po kolei - poprosiła - Kiedy spotkałeś mojego ojca, jak wtedy wyglądał - czy był elegancko ubrany, czy brzydko i jaki miał nastrój. Czy był zdenerwowany, czy zadowolony. Był sam, czy z kimś?
- Habib, psze pani. Ja pomagać pani ojcu, często. On mi kazać robić różne rzeczy. Karmić mnie i płacić. On dbać o mnie. On mówić, że musi iść, ale ma dla mnie zadanie. I wtedy dać mi ten list, co to ja go pani dać. On mi kazać uważać na złe oczy. Jego ściągać źli ludzie i on musieć uciec. Ja tak myśleć. Ale pani się nie boi. On dobry człowiek i mądry. Da sobie radę.
- Jakie rzeczy kazał ci robić, Habib? Chodziliście gdzieś razem?
- Różnie. - chłopak wzruszył ramionami - Przynieść to, czy tamto. Dostarczyć jakąś paczkę, czy list. Tylko tyle.
- A ten adres? i nazwisko? - pokazała mu kartkę, odczytując półgłosem - Znasz je?
- Tak. Pani ojciec często wysyłał mnie tam po zakupy. To dobry sklep i uczciwy kupiec. Ja tam często być. Różne rzeczy stamtąd przynosić. Wszystko jednak w paczki po pakowane. Nazwiska nie znam. Ten kupiec, to Hassan ill Abadall. Może to jakiś krewny tego wuja.

Laura pokiwała głową i wskazała chłopcu przyniesione słodycze, zachęcając do jedzenia. Próbowała go jeszcze dopytywać o kilka spraw, ale nic więcej nie wiedział.

Naradziła się półgłosem z Richardem. Postanowili wybrać się pod wskazany adres – kilka monet przekazanych Habibowi zapewniło jego chęć współpracy. Wyszli z kawiarni, chłopiec zadeklarował się ich poprowadzić.
Ruszyli, Richard dał jeszcze gestem znać czekającemu pod kawiarnią słudze, aby ten im towarzyszył.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 27-05-2013, 12:15   #13
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Rezydencja
Przyjazd śmiałków do rezydencji zaowocował, jakże nietypowymi wydarzeniami. Okazało się bowiem, że ktoś przed nimi postanowił sprawdzić, co kryje dom sir Woolleya.
I co gorsza nie był to nikt, kto miałby jakiekolwiek prawo do naruszania prywatności znanego naukowca, a już tym bardziej do plądrowania jego dobytku.
Nieproszenie goście byli na tyle bezczelni, że zaczęli strzelać do zbliżających się do drzwi śmiałków. Był to jasny sygnał, że czas na uprzejmości się skończył i rozpoczął się czas walki.
Dzięki współpracy pana Bucket, Tempeltona oraz kaprala, oprych został schwytany.
W tym czasie pan Ross pojmał drugiego z oprychów, który czekał w samochodzie na powrót swego kompana.
Obaj zostali przyprowadzenie na dziedziniec z zamiarem przepytania na okoliczność niechlubnego włamania.
Łysy, postawny mężczyzna o europejskich rysach twarzy, rzekł po angielsku z wyraźnym niemieckim akcentem:
- Pahnowie wybhaczą, że nie odhpowiem na żadne pytania i zażądam natychmiastowego powiadomienia konsulatu niemieckiego o zaistniałej sytuacji. A najlepiej będzie, jak puszczą panowie wolno mnie i mojego towarzysza i zapomnimy o całej sprawie.

Laura Woolley, Richard Sharp
Laura Woolley w towarzystwie pana Sharpa oraz miejscowego chłopca, który służył im za przewodnika, udali się pod adres, który został skreślony na małej karteczce.
Piesza wędrówka przez Bagdad nie należała do zbyt przyjemnych. Wielki tłok, jeszcze większy upał i mieszanina otumaniających zapachów. Mieszał się tutaj aromat egzotycznych przypraw z zapachem dojrzałych owoców, fetor ludzkiego potu z naturalną, ale niezbyt przyjemną wonią zwierzęcych odchodów. Zapewne, gdyby nie ich przewodnik Laura Woolley i sir Richard nie przebrnęliby przez morze żebraków, handlarzy i wszelkiego rodzaju
Po ponad kwadransie grupa dotarła do sklepu Hassana. Pan Sharp nakazał chłopcu zostać na zewnątrz, a sam wszedł do środka z panną Woolley.
Po krótkim powitaniu, Laura wypowiedziała słowa hasła, które jej ojciec zapisał na kartce.
- Wujek Rashid - powtórzył kupiec - A tak? Jest tutaj i czeka na was.
Mężczyzna uśmiechnął i wyciągnął lewą rękę wskazując wejście na zaplecze.
- Zapraszam. Wchodźcie.
Laura zauważyła na rękawie jego jasnej galabiji wyraźne ślady krwi. To i niepokojących uśmiech kupca sprawiły, że kobieta nabrała wielkich obiekcji w stosunku do udania się na zaplecze sklepu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 02-06-2013, 00:22   #14
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Sam uśmiech - jako taki - nie był specjalnie niepokojący. Laura przywykła do tutejszej uprzedzającej grzeczności, za którą zawsze kryła się nadzieja na zarobek, czy to w formie zakupu, czy prezentu, czy napiwku.
Wymieniła spojrzenie z Richardem upewniając się, że ten też zauważył ślady krwi. Dziewczyna nie była specjalnie strachliwa, dodatkowo, w obecności swojego towarzysza czuła się jeszcze pewniej.
- Ma pan krew na rękawie - powiedziała do kupca, nie wchodząc na razie na zaplecze.
Mężczyzna nie wyglądał na specjalnie zdziwionego i gdy panna Laura wypowiedziała te słowa, ten nawet nie oderwał wzroku, aby sprawdzić o czym mówi.
Szybkim, sprawnym ruchem wyciągnął spod swojej galabiji rewolwer.
Laura zareagowała odruchowo, nie myśląc - cofnęła się gwałtownie, i skoczyła w stronę drzwi.
Równie błyskawicznie zareagował Sharp. Pistolet w jego dłoni wylądował równie szybko, co w jego przeciwnika. Obaj oddali strzał prawie jednocześnie. Wprawiony w boju Sharp trafił swego przeciwnika w ramię. Jego przeciwnik nie miał tak wprawnego oka i chybił celu. Kula z jego rewolweru rozbiła stojąca u powały glinianą wazę, która rozbiła się z głośnym trzaskiem.

Mężczyzna podający się za kupca schylił się i w takiej pozycji zaczął biec w kierunku zaplecza. Sharp oddał jeszcze jeden strzał, ale chybił. Sprawnym ruchem rzucił się w kierunku lady i schowawszy się za nią, począł skradać się za uciekającym mężczyzną.
Kiedy padły strzały, Laura zrobiła to, co zawsze uczył ją ojciec - przykuliła się nisko przy ziemi, szukając czegoś, za czym mogła by się schować. Kiedy “kupiec” schował się za ladę, ona - pomna rady ojca - przesunęła się w kierunku drzwi, zostawiając pole Richardowi. “Nie ma nic gorszego, niż ktoś siedzący ci na plecach, jak walczysz”
Wyszła na gorącą i pełną gwaru ulicę. Przekrzykujący się sprzedawcy, echa rozmów i jęki zwierząt mieszały się ze sobą w jeden hałas. Ukryta za futryną kobieta obserwowała podchody Sharpa, który w końcu zniknął jej z oczu wchodząc na zaplecze.

Nie minęła minuta, gdy z wnętrza sklepu dobiegł ją krzyk bólu. Prawdopodobnie był to krzyk Sharpa, ale Laura znała go za krótko, aby stwierdzić to kategorycznie. Poza tym sam krzyk był krótki i jakby urwany w połowie.
Choć rozsądek podpowiadał jej, że powinna się jak najszybciej zabierać z tego sklepu, to jednak lojalność zwyciężyła.
- Habib - przywołała chłopca i wcisnęła mu monetę do ręki. - Wejdę tam teraz, jeśli w ciągu 10 minut nie wyjdę, pobiegniesz do hotelu i powiesz dżentelmenom, którzy tam dotrą, gdzie poszliśmy z panem Richardem. Rozumiesz?
Chłopak w odpowiedzi tylko pokiwał głową.

Laura weszła ostrożnie do środka. W sklepie panowała cisza. Cisza która w jakiś dziwny sposób budziła w niej uczucie lęku i obawy.
Podeszła, powoli, do lady i zajrzała za nią.
Za ladą nie było nikogo. Za to tuż na progu drzwi prowadzących na zaplecze, Laura zauważyła stopy Sharpa.
Podeszła bliżej i dotknęła łydki mężczyzny, obciągniętej gładkim materiałem spodni.
- Richard? -zapytała półgłosem.
Niestety nie usłyszała żadnej odpowiedzi. W sklepie nadal panowała niepokojąca cisza.
Zaniepokojona, przesunęła rękę wyżej, szukając dłoni mężczyzny. Złapała za nadgarstek mężczyzny i wyczuła słabiutki puls. W ciszy jaka panowała usłyszała coś jeszcze. Ktoś w głębi cicho pojękiwał.
Rozejrzała się dookoła, szukając rewolweru Richarda. Leżał tuż obok jego nóg. Laura chwyciła go i od razu poczuła się pewniej.

Weszła dalej na zaplecze; rozglądając się niepewnie dookoła kierowała się w stone jęków. Na zapleczu leżał ciężko ranny mężczyzna. Prawdziwy kupiec, jak szybko zorientowała się Laura. Dziewczyna przycisnęła dłoń do ust, zaszokowana, a potem wsunęła rewolwer za pasek. Mężczyzna został ciężko pobity, na jego ciele widać było siniaki i rozcięcia. Dużo z nich wyglądało na zadane specjalnie, jakby ktoś torturował mężczyznę. Oddychał z trudem, chrapliwie, oczy miał zamknięte. Kiedy Laura podeszła do niego, i przyklękła, leżący otworzył na sekundę oczy
- Shekelton, shekelton – powiedział, zaciskając palce na dłoni dziewczyny.
Po czym wyzionął ducha.
Laura cofała dłoń, kiedy w drugiej ręce mężczyzny coś ujrzała. Podniosła przedmiot do góry, żeby dokładniej mu sie przyjrzeć. Był to skromny naszyjnik z dziwną zawieszką
Dziewczyna wsunęła przedmiot do kieszeni czując, ze może być ważnym śladem.
Shekelton… czy to nazwisko, czy miejsce? Zastawiła się, przyklękając na powrót przy Richardzie. Żył, dostał czymś ciężkim z głowę, ogłuszono go.
Laura wyszła na ulicę, i przywołała Habiba.
- Dżentelmen który był ze mną, jest ranny – powiedziała – trzeba znaleźć pojazd, który zabierze go do szpitala. Zapłacę, oczywiście.
Chłopiec zakręcił się i sprowadził pojazd. Kierowca pomógł przenieść Sharpa do środka i pojechali do szpitala.
Laura - roztrzęsiona znacznie mniej, niż wypadało by być damie jej pozycji po tak emocjonujących przeżyciach – wróciła do hotelu Imperial.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 05-06-2013, 13:24   #15
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
- Panie kapralu, czy w tym kraju występki takie jak włamanie czy próba morderstwa są dozwolone?- Bucket spojrzał na towarzyszącego im wojskowego, unosząc wysoko brwi?

- A może konsulat niemiecki ma tu władzę absolutną i jego zwierzchnicy mają pełne prawo robić co im się żywnie podoba? - Tym razem przeniósł, mimo wszystko wciąż łagodny, wzrok na łysego mężczyznę. - Bo jeśli nie, obawiam się, że będziemy musieli zignorować pańskie żądania. Chyba, że będą panowie dżentelmenami i powiedzą nam, kim są i co tu robią. Jestem pewien, że dojdziemy do porozumienia.

-Panowie pewnie myślą, że my pracujemy dla rządu brytyjskiego i dlatego podróżujemy w towarzystwie kaprala - dodał szybko Malcolm, mówiąc nad wyraz spokojnym tonem

- Nic bardziej mylnego. - szlachcic uśmiechnął się lekko do mężczyzn - Jesteśmy osobami prywatnymi, które zostały bezpardonowo zaatakowane przez dwójkę podejrzanie wyglądających mężczyzn -

Łysy mężczyzna popatrzył na wszystkich wokół i ze stoickim spokojem rzekł:

- To, co może obywatel niemiecki i pracownik ambasady na tym terytorium, to nie pańska sprawa szanowny panie. Uprzedziłem lojalnie panów o moich żądaniach i ewentualnych reperkusjach jakie mogą panowie ponieść jeżeli ich nie spełnią. Tylko tyle ma do powiedzenia.

Towarzyszący mu tubylec spoglądał na wszystkich wilkiem i z napięciem czekał na rozwój wypadków.

- A myli się pan, nic o reperkusjach nie wspominał. Proszę więc powiedzieć, kim pan jest i dlaczego mamy pana wypuścić.

- Już mówiłem, że jestem pracownikiem ambasady. A reperkusje, to oczywiście międzynarodowy skandal, który wybuchnie w związku z całą sytuacją. A tego zapewne zarówno moi, jak panów zwierzchnicy woleliby uniknąć.

Thomas milczał przysłuchując się całej rozmowie. Na razie nie zamierzał się odzywać bo on najchętniej załatwił by to inaczej, więc na dyplomatę się nie nadawał. Wzruszył ramionami i zapytał poważnie:

- Czyli nawet jak wam połamiemy nogi, przestrzelimy kolana to nawet swoich imion nam nie podacie? Czyli żywi czy martwi nam się do niczego nie sprzedadzą - czas ich gonił a Thomas chyba nie należał do cierpliwych.

- Tak, wiadomość o pracownikach niemieckiej ambasady strzelających do obywateli Wielkiej Brytanii to skandal. A teraz proszę panów o wybaczenie. Kapralu, proszę mieć oko na naszych gości- Edgar położył uspokajająco dłoń na ramieniu Tempeltona.

- Panowie- rzekł, zerkając na obu towarzyszy- zapraszam na stronę.

Odezwał się dopiero gdy oddalili się o kilka dobrych metrów od Niemców.

- Siłowe rozwiązania nie są dla nas. Nawet, jeśli nie mówią prawdy, nie możemy ich tak po prostu rozstrzelać, ani zostawić tu na pewną śmierć. To byłoby nieludzkie, nie mogę na to pozwolić.- Spojrzał na Thomasa, nadal spokojnie, lecz zdecydowanie. Była to jedna z niewielu kwestii, co do której nie miał zamiaru zmieniać zdania. - Sądzę, że najlepszym wyjściem będzie zawiezienie ich do naszej bazy wojskowej i skontaktowanie się z niemiecką ambasadą. Jeśli mówią prawdę, to może być naprawdę poważna sprawa... W każdym bądź razie, póki co ich sytuację możemy potraktować jako areszt tymczasowy, na miejscu podejmiemy decyzję, co dalej. Co panowie sądzą? *

Thomas spoglądał na Edgara z poważną miną i rzekł tak by tylko oni słyszeli:

- No nie...naprawdę myślałeś... - nie dokończył licząc że Edgar zrozumie - No co jak co, ale są pewne granice...ale sądzę że masz rację. Trzeba ich jakoś odseparować a my musimy zająć się tym po co tu przylecieliśmy..Szkoda czasu...ale postraszyć ich trochę można...

-Rzucanie gróźb bez pokrycia, nie wystraszy ich - powiedział spokojnie szlachcic - A ten człowiek musi się domyślać, że tego nie zrobimy. Choćby dlatego, że byłoby to morderstwo - Szkot uśmiechnął się lekko do dwójki towarzyszy - Obawiam się, że z aresztu również nici. Możemy ich zatrzymać do przyjazdu władz, ale one ich wypuszczą, jeżeli chcemy się czegoś dowiedzieć powinniśmy rozegrać to inaczej. Rozwiązanie siłowe na pewno odpada -

- Jedyne, co nam zostaje to powiadomić władze. Niestety obawiam się, że nic z nich nie wyciągniemy, żadną metodą. Już prędzej moglibyśmy przyprzeć do muru ich zwierzchnictwo. Zagrozić czymś, tylko czym? Wmieszaniem w to władz? Oskarżeniem ich o szpiegostwo?

- Osobiście wątpię by to coś dało, ale próbujcie - rzekł hardo młodzieniec. Nie widział powodu by puszczać płazem atak na nich, ale nie zamierzał kłócić się ze swoimi towarzyszami.

Młodzieniec nie chciał wychodzić na przód przed towarzyszy. Czekał, licząc na ich doświadczenie, rozwagę. Niech oni pierw zadecydują co zrobić. Tak, starszym się ustępuje podobno, a Thomas będzie na razie obserwował i uczył się.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 06-06-2013, 20:33   #16
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Malcolm w wymianę zdań zaangażował się raczej zdawkowo, rzucając jakieś zdanie, ale bez żadnego przekonania. Obserwując go z boku, można było dojść, do swoją drogą słusznego wniosku, że "znajdował" się w pewnym oddaleniu.

Szlachcic intensywnie myślał. Zastanawiał się czego może chcieć niemiecki wywiad, bo że oni za tym stali, tego był pewien. Wszakże już wcześniej doszły go takie informacje, oczywiście po części odłożył je gdzieś na bok, uznając je za normalne zainteresowanie podobnej instytucji ich wyprawą, teraz jednak musiał zrewidować te poglądy ... wrócił myślami, do rozmowy jaką odbył z tragarzem na angielskim lotnisku ...

- Dzień Dobry - powiedział Malcolm do tragarza uśmiechając się -Pierwszy raz na lotnisku? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem.

- Bry - ukłonił się tragarz patrząc na swego rozmówcę spode łba.

Szlachcic chwilę przypatrywał się człowiekowi. Nie wydawało się, żeby miał odpowiedzieć na jego dalsze pytanie. Może nie do końca je zrozumiał, spróbował więc innej taktyki

-Mówi pan po Niemiecku? - zapytał w tym języku. Po tych słowach zapadła chwila niezręcznego milczenia. Był to dosłownie ułamek sekundy, ale Malcom dostrzegł błysk w oczach swego rozmówcy i już nie musiał zadawać kolejnych pytań, by wiedzieć, jaka jest prawda. Po tej sekundzie wahania, tragarz pokręcił tylko przecząco głową i miął z nerwów swój kaszkiet.
Tego Szkot się nie spodziewał. A przynajmniej nie do końca. Dużo osób z Europy Wschodniej mówiło w tym języku, ale dlaczego wtedy ukrywać zdenerwowanie i swoją znajomość języka. Teraz uważnie obserwował tragarza

-Spokojnie - dodał w tym samym języku - Wiem - powiedział stanowczo - Proszę się nie bać -

- Ja nie rozumieć. Ja słabo angielski. Przepraszać - tragarz skłonił się i chciał odejść.

Szlachcic zatrzymał go gestem dłoni. -Woli pan porozmawiać ze mną, czy z Policją ? - pytał z uśmiechem, który jednakże nie był już tak przyjazny.
-
Ja nic nie robić złe. Ja mieć prawo, ja mieć praca. Ja nie chcieć kłopoty. - słowa wylatywały z ust tragarza z prędkością karabinu Thompsona. Wyraźnie był zmieszany i zakłopotany. Gdyby tylko mógł uciekłby, gdzie pieprz rośnie. Jednak zimny uśmiech i stalowe spojrzenie Rossa sprawiły, że stał w miejscu i patrzył na szlachcica, jak zbity pies.

-Doskonale - głos szlachcica stał się jeszcze zimniejszy - Jako, że mam w tym mieście wielu przyjaciół, jeden telefon wystarczyłby, abyś wpadł w ogromne kłopoty. Dlatego daję teraz tobie alternatywę, albo odpowiesz na kilka moich pytań, albo będziesz rozmawiał nie tylko z Policją, ale i kontrwywiadem. Wtedy lepiej znajdź sobie dobrego adwokata, bo pamieć o Niemieckich szpiegach, jest wciąż żywa … -

Mężczyzna nie wiedział, co odpowiedzieć i przez długą chwilę wpatrywał się w swojego rozmówcę. W końcu po namyśle odpowiedział, strasznie się jąkając:

- Pan nie rozumieć. Ja nic nie zrobić. Naprawdę. -

Ross jednak nic nie odpowiedział, więc tragarz kontynuował:
- Ja nie mogę zdradzić, bo mnie zabić. Pan musi zrozumieć. Błagam.
Wzrok pilota nadal był zimny. Teraz właściwie było za późno się wycofać, mimo błagań mężczyzny, mimo wszystkiego

- Przykro mi - mówił zimnym twardym głosem, mówił cicho, a jednak wiedział, że tamten go usłyszał.

-Nie mogę tego tak zostawić, nie mam wyboru, ale możesz się uratować. Jeżeli powiesz mi to daję ci słowo honoru, że nikt nie dowie się, iż informacje posiadam od ciebie -

Tragarz wyglądał na kompletnie zdruzgotanego. W jego oczach widać było zmęczenie i umysłowy wysiłek.
- To są groźni ludzie. Pan musi zrozumieć, że oni się nie cofną przed niczym.

Szkot westchnął i z kieszeni wyciągnął gruby zwitek banknotów, dobrze znana zachęta, która potrafiła rozwiązać niejeden język i otworzyć niejedne drzwi. Na pieniądzach mu nie zależało, zawsze je miał ... a specjalnej radości mu nie dawały ... on czerpał satysfakcję z innych źródeł. Teraz podał je mężczyźnie, nawet ich nie przeliczając ...

Mężczyzna popatrzył na pieniądze i wziął je jakby z niechęcią. Rozejrzał się wokół i szeptem powiedział:
- Przyszedł do mnie człowiek i przedstawił się jako wysokiej rangi wojskowy. Powiedział, że mogę zarobić i przysłużyć się ojczyźnie. Powiedział, że nie muszę robić wiele. OT po prostu obserwować. I tyle. Powiedział też żebym się przed nikim nie zdradził, bo śmierć i że to by była zdrada kraju. Niech mnie pan zrozumie, ja mam żonę i piątkę dzieci. Zbieram pieniądze, aby wyjechać do Ameryki. Tam ponoć każdy ma szanse, jak tylko uczciwie pracuje zostać milionerem. A ja pracuję bardzo uczciwie - zakończył tragarz i ze smutkiem zwiesił głowę.

Mężczyzna kiwnął głową - Rozumiem … i nie zdradzę ciebie. Co więcej dam dobrą radę, ten biznes szpiegowski, nie służy nikomu. Lepiej z tego zrezygnować. Ostatnie pytanie, jak wyglądał ten mężczyzna? Był Niemcem? -

- Tak, przedstawił się jako Jorg Schtettcke. Taki mały, facecik ze śmiesznym wąsem. Ubierany był w skórzaną, czarną kurtkę i bawarski kapelusz. - wyjaśnił robotnik.

Ross podziękował człowiekowi i skierował się do samolotu nie myśląc zbyt wiele o całej sytuacji.
+++++++

Mężczyzna wrócił do rzeczywistości. Żałował, że wcześniej nie podzielił się z towarzyszami tą informacją, ale nie uznał jej wtedy, za tak ważną, trzeba było naprawić ten błąd ... nie teraz gdy tylko znajdą się w bezpiecznym miejscu w komplecie ...

-Panowie, później będę musiał się z wami czymś podzielić, ale to gdy załatwimy już tą nie przyjemną sprawę - odezwał się do pozostałych członków klubu, na tyle cicho aby nie słyszeli ich "więźniowie", a potem przeniósł na nich wzrok

-Może powinniśmy ich przeszukać? Zobaczyć czy mówią prawdę? - zapytał na tyle głośno aby usłyszeli go wszyscy, sprawdzając ich reakcję i zdanie o tym pomyśle ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 09-06-2013, 12:01   #17
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Rezydencja
Mimo ryzyka międzynarodowego skandalu, członkowie zdecydowali się przeszukać mężczyzn. Przy Niemcu faktycznie znaleziono paszport dyplomatyczny, broń oraz trochę pieniędzy. Przy jego pomagier znaleziono kilka złotych drobiazgów skradzionych z willi sir Woolleya oraz oprawiony w skórę notatki.
Nie ulegało, że jest on także własnością naukowca. Widząc, że sytuacja wymyka się spod kontroli Niemiec po raz ostatni spróbował zastraszyć mężczyzn, którzy go zatrzymali.
- Nie wiem kim panowie są, ale zapewniam, że zapłacicie za to. Dokonaliście nie tylko ataku na pracownika niemieckiej ambasady, nie tylko znieważyliści obywatela niemieckiego, ale przede wszystkim przeszkodziliście mi w wykonywaniu obowiązków. Nie puszczę tego płazem. Kara spotka was szybciej niż się spodziewacie.
Oczy mężczyzny wręcz płonęły nienawiścią. Żaden z członków ekipy ratunkowej nie zareagował na te słowa. Fakt, że pracownik ambasady niemieckiej uczestniczył we włamaniu do prywatnej willi, rzucał nowe światło na zniknięcie sir Woolleya. Na razie trudno było stwierdzić o co dokładnie chodzi w całej sprawie. Na pewno jednak była ona dużo poważniejsza niż na początku zakładano.
Nakazano kapralowi, aby odwiózł Niemca i jego pomagiera do Bagdadu, a grupa udała się na przeszukanie willi.
Szybki rekonesans ujawnił, że grupa przybyła praktycznie w ostatniej chwili. Większość pomieszczeń wywrócona była do góry nogami. Rabuś wywrócił książki, pociął meble i zdewastował biurka. Wyglądało na to, że notes stanowił cenną zdobycz, jeżeli posunięto się do takich metod.
Dalsze poszukiwania nie miały sensu, gdyż grupa nie bardzo wiedziała czego ma jeszcze szukać. Notes mógł stanowić klucz lub wskazówkę do odszukania sir Charlesa Leonarda Woolleya.

Hotel Imperial
Wszyscy

Późnym popołudniem cała grupa spotkała się w hotelowej restauracji, gdzie wymieniono się informacjami. Napad na członka ekipy i śmierć jednego z przyjaciół profesora oraz rabunek w willi, niewątpliwie wskazywał, że cała sprawa jest poważna i ma więcej niż jedno dno.
Po posiłku skupiono się na treści notesu. Strony zeszytu zapisane były drobnym pismem, które panna Woolley bezbłędnie rozpoznała, jako pismo swego ojca. Niestety okazało się, że wiadomości w nim zawarte są zaszyfrowane. Bezsensowne ciągi liter, przeplatane były liczbami i działaniami matematycznymi.
Ojciec panny Woolley najwyraźniej wiedział, że grozi mu niebezpieczeństwo i zawczasu przygotował się na tę okoliczność. Na szczęście grupa wśród swoich członków miała córkę autora notatek. Profesor już od dziecka bawił się ze swoją córką w różnego rodzaje szyfry i zagadki. Wystarczył, więc rzut oka, aby panna Laura rozpoznała klucz do szyfru. Wystarczyła tylko znajomość matematyki na poziomie szkoły podstawowej oraz umiejętność logicznego myślenia, aby odszyfrować wiadomość.
Dla zmylenia przeciwnika większość tekstu stanowiła bezwartościowy bełkot. Wśród tego bełkotu udało się jednak znaleźć wiadomość, jaką pozostawił sir sir Charles Woolley.

“Jeżeli to czytacie oznacza to, że sprawy nie poszły po mojej myśli. Odkrycie, którego dokonałem sprawiło, że wielu wpływym ludziom nadepnąłem na odcisk i zapewne ma teraz przez to poważne problemy. W czasie wykopalisk w ruiny starożytnego Ur natrafiłem na coś co jest prawdopodobnie rodzajem mapy. Niestety nie do końca jestem pewny dokąd może ona prowadzić. Wiele jednak wskazuje, że znalezisko owo jest o dużo starsze niż ruiny Ur. To fascynujące i przerażające zarazem. Okazać się bowiem może, że wszystko co wiemy na temat Babilonu i innych starożytnych cywilizacji to wiedza błędna. Możliwe, że stoimy przed drzwiami do wielkiej tajemnicy, która czekała na nas tysiące lat.
Niestety, gdy tylko wyszło na jaw, co znalazłem okazało się, że liczne grupy przychodził do mnie, aby albo namawiać mnie do porzucenia prac strasząc, jakimiś klątwami, albo chciało przejąć znalezisko.
Sam nie wiem ile stronnictw i osób zainteresowanych jest tą sprawą, ale wydaje się, że bardzo dużo. Większość z nich to z tego, co się przekonałem ludzie bezwzględni i niebezpieczni, którzy nie cofną się przed niczym, aby dostać to czego pragną. Dlatego też zmuszony byłem zabrać znalezisko i ukryć je. Wraz z moimi zaufanymi pomocnikami zakopaliśmy je w jednej z komór świątynnych w Ur. Dokładna mapa tego miejsca znajduje się w sejfie w piwnicy mojej willi. Proszę wasz, abyście spróbowali odzyskać to znalezisko, gdyż nie wiadomo, jak długo będzie ono tam bezpieczne. Wiadomo, że najciemniej pod latarnią, ale jak wspominałem ludzie, którzy są przeciw nam są bardzo zdeterminowani.
Ja przebywam obecnie wśród beduinów i wędruje z nimi po pustyni. Mam nadzieję, że to zapewni mi bezpieczeństwo.
Gdyby udało się wam odzyskać moje znalezisko, to skontaktujecie się z Abdullahem ill Hassanem on wam pomoże.

Liczę, że się rychło spotkamy i razem zbadamy tajemnicę znaleziska”


Noc
Po długie naradzie, co robić dalej cała grupa udała się na zasłużony odpoczynek. Jedynie ciężko ranny Richard Sharp był nieobecny, gdyż lekarze zmuszeni byli zatrzymać go w szpitalu.

Laura Woolley
Laura nie mogła długo zasnąć. Ciągle rozmyślała o ojcu i o aferze w jaką się wplątał. Doskonale wiedziała, że mimo grożącego niebezpieczeństwa, nie spocznie on dopóki nie odkryje prawdy o swoim znalezisku.
Natłok myśli zmęczył ją jednak w końcu i zasnęła.
Sen miała jednak płytki i dzięki temu zbudził ją cichy dźwięk otwieranej okiennicy. W bladym świetle księżyca zauważyła zamaskowaną postać wchodzącą przez okno.


Thomas Tempelton
Thomas Tempelton nie miał tyle szczęścia, co panna Laura. On zbudził się zdecydowanie za późno. Jego sen został przerwany dopiero, gdy zamaskowany napastnik krępował mu usta. Jego ręce i nogi były już sztywno powiązane, a jakikolwiek ruch praktycznie niemożliwy.
Napastnik położył palec na swoich ustach, nakazując milczenie. Pewny, że ofiara jest unieszkodliwiona, zaczął przeszukiwać pokój.

Malcolm Kyle Ross
Także pan Ross nie był tej nocy na tyle czujny, że ustrzec się przed atakiem. Ostre ukucie w szyję zimnej stali sprawiło, że natychmiast otworzył oczy. Stojący nad zamaskowany napastnik trzymał przy jego szyi ostry kindżał.
- Cssss - nakazał mężczyzna -Jeden fałszywy ruch i zginiesz. Mów, gdzie jest notes?
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 12-06-2013, 13:38   #18
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Thomas związany jak baleron mógł tylko przyglądać się co robi napastnik. Kątem oka próbował przyjrzeć się napastnikowi. Może oczy, sygnet, coś czego napastnik nie zakrył a może pomóc go potem zidentyfikować. Młodzieniec nie rzucał się, po prostu przyglądał się bowiem nie warto było prowokować napastnika.

W mroku trudno było dostrzec cokolwiek poza sylwetką mężczyzny. Utulały go szczelnie luźne arabskie szaty oraz kufija na twarzy. W skąpym świetle księżyca tylko co jakiś czas widać było jego połyskujące oczy.

Napastnik przetrząsał rzeczy Thomasa wyraźnie poszukując czegoś konkretnego. I bynajmniej nie chodziło mu o pieniądze, gdyż portfel równie szybko został odrzucony, co inne rzeczy codziennego użytku.

W pewnym momencie nocną ciszę przerwał męski krzyk. Dochodził on z sąsiedniego pokoju, gdzie spała panna Woolley.

Zamaskowany mężczyzna odrzucił torbę Tempeltona i ruszył w stronę drzwi. Uchylił je ostrożnie i wyjrzał na korytarz.

- Hmmm... - wydobył z siebie chcąc odwrócić uwagę

Tempelton zaczął poruszać się na łóżku, niczym gąsienica która nie może pełzać do przodu. Chciał odwrócić uwagę napastnika od drzwi i przy okazji narobić trochę hałasu. Nawet jeśli miało by to kosztować go życie.

Napastnik odwrócił się w stronę leżącego na łóżku Tempeltona i błyskawicznym ruchem rzucił w niego swój kindżał.

Nóż wylądował dosłownie centymetry od szyi Thomasa. Zamaskowany mężczyzna na szczęście był tak pewny siebie, że nie zamierzał sprawdzać, ani czy trafił, ani czy ofiara żyje. Po wykonaniu rzutu po prostu wykradł się na korytarz i zamknął za sobą drzwi.

Gdy napastnik opuścił pokój Tempelton zaczął się szamotać, aby spróbować się uwolnić. Nie minęła minuta, gdy ktoś zapukał do jego pokoju. Tempelton zamarł, ale gdy usłyszał głos panny Wooley ucieszył się w duchu.

Jego radość nie trwała jednak długo, gdyż dosłownie za chwilkę nocną ciszę przerwał huk wystrzału z rewolweru.

Thomas zamarł na dźwięk wystrzału. Zaczął się przekręcać na łóżku tak by móc jakoś spróbować przeciąć więzy. Czytał gdzieś o tym kiedyś, i pomysł ten był jedynym jaki przyszedł mu do głowy. Gdy ręce miał na wysokości ostrza, zaczął delikatnie poruszać w górę i w dół by przeciąć więzy a przy okazji samemu nie podciąć sobie żył.
Jego ruchy były szybkie i precyzyjne, gdy padł drugi strzał Tempelton miał już wolne ręce i mógł już bez problemu uporać się z pozostałymi więzami.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 13-06-2013, 19:21   #19
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Dojście do siebie zajęło mu dosłownie kilka sekund. W takich chwilach umysł pracował na pełnych obrotach. Chłodna stal przy jego gardle sprawiała, że w żyłach szybciej krążyła krew. Mógł chyba podziękować, że takie wyprawy i cała akcja z niemieckimi szpiegami, sprawiła, że nawyk z okresu Wielkiej Wojny powrócił. Zacisnął rękę na zimnym przedmiocie, a jednocześnie wskazał oczami na stojący w pokoju biurko

-Schowany - potrzebował tylko sekudny, aby bandyta tylko na sekundę odwrócił wzrok, a on mógł zadziałać ...

Napastnik złapał haczyk i spojrzał w kierunku biurka.
Błyskawicznie, aby przeciwnik nie zdążył zareagować Malcolm skierował w jego stronę broń i pociągnął za spust … Huk wystrzału wybrzmiał w małym pokoju niczym armatnia salwa. Strzał z tej odległości nie mógł chybić. Napastnik zgiął się wpół i z jękiem opadł na ziemię. Szlachcic zerwal się na równe nogi cały czas ściskając w ręce Webleya. Celował w stronę mężczyzny, jednocześnie odkopując nóż, aby jakimiś “nadnaturalnymi” siłami ponownie go nie pochwycił

- Cholera jasna, kto przychodzi z nożem gdy szykuje się strzelanina? - zapytał głośno sam siebie. Jednocześnie spojrzał na mężczyznę, chcąc ocenić jego stan … wszak nie miał możliwości dobrze przy celować ...

Mężczyzna żył, ale mocno krwawił. Postrzał otrzymał, gdzieś w brzuch gdyż zwijał się z bólu i uciskając ranę próbował zatrzymać krwawienie.

-Kto cię przysłał? - zapytał Ross nie spuszczając z mężczyzny spojrzenia, obserwując każdy jego ruch -Gadaj -

- Możesz mnie wypatroszyć, a i tak niczego się nie dowiesz niewierny psie - rzucił buńczucznie ranny napastnik.

-Pracujesz dla Niemców … - powiedział Kyle ciekaw reakcji rannego
Ross w odpowiedzi usłyszał jedynie jęk bólu.

Mężczyzna pokiwał głową i cały czas celując z broni w mężczyznę podszedł do łazienki, z której wyjął mały biały ręcznik. Wrócił do człowieka, którego ranił, i pomógł mu prowizorycznie opatrzyć ranę. Na tyle, aby ten nie wykrwawił się w jego pokoju. Oczywiście Ross nie był specjalistą, ale w wojsku człowiek, uczy się różnych rzeczy. Zignorował nienawistne spojrzenia mężczyzny, gdy przy okazji przeszukał go w poszukiwaniu czegoś, co mogło choć trochę wyjaśnić powód tego wtargnięcia.

Po chwili ponownie usiadł na łóżku

-Masz szczęście, że uważam się za człowieka honoru. Gdybyś trafił na kogoś innego, kwestia patroszenia mogłaby okazać się trafnym przemyśleniem -

Szkot uśmiechnął się do mężczyzny

-Może mała umowa ... odpowiesz mi na kilka pytań, a ja wypuszczę cię wolno ... co ty na to? -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 14-06-2013, 23:37   #20
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Pracownik niemieckiej ambasady, jeszcze tego brakowało. Co on i jego towarzysz robili w domu sir Woolleya, nietrudno się domyślić- szukali śladów tajemniczego znaleziska lub choćby samego archeologa. A to znaczy, że Niemcy wiedzieli więcej od nich- musieli wiedzieć, skoro zdecydowali się podjąć tak drastyczne kroki. Doktor chcąc połączyć Niemców i tajemnicze znalezisko pomyślał najpierw o broni, lecz jakaż to starożytna broń mogłaby być w obecnych czasach tak wartościowa? Może więc złoto? Skarbiec, którego bogactwa mogłyby postawić ich na nogi i przygotować do kolejnej wojny? Stop, koniec z bezpodstawnymi oskarżeniami, z bezczelnymi insynuacjami. Schodzimy na ziemię. Skoro przyszli tu uzbrojeni i bez przedstawicieli lokalnych władz, znaczył oto, że albo sprawa jest bardzo nieoficjalna, albo robią to na własną rękę, tudzież z ramienia jakiejś organizacji... Głowa mała... Ale jeśli tak, to dlaczego chciał się wymigać posadą? Co może zrobić ambasada, jeśli jej pracownik wpadnie w takie tarapaty? W obu powyższych przypadkach, nic- odcięliby się od niego, nie chcąc wypłynięcia skandalu. Więc albo blefował, albo...

Jedyną rzeczą wartą uwagi w domu na odludziu był notatnik znaleziony przy "tym drugim", tubylcu. Jak się później okazało, zawierał kilka ważnych informacji, na temat znaleziska, i nie tylko. Musieli to przetrawić, przespać się z tym, i dopiero kolejnego dnia podjąć decyzję.

Niestety, nie dane im było odpocząć tej nocy.
Edgara nic nie zbudziło, ani też nikt go nie zaatakował. Miał to szczęście, że jego pokój znajdował się po przeciwnej stronie niż reszta pokoi grupy. Spał on więc smacznie do momentu, gdy nagły jęk bólu przerwał nocną ciszę.
Z resztkami snu na powiekach, doktor usłyszał, czyjeś kroki na korytarzu, a po chwili pukanie i nawoływanie:
- Thomas, Thomas.

Bez trudu rozpoznał ten głos, to była panna Woolley.

Przetarł oczy i zrobił głęboki wdech. Nie był pewien, jaki dźwięk go obudził, jednak gdy usłyszał znajomy głos na korytarzu, uśmiechnął się krzywo. Rozumiał, że młodzi mogli przypaść sobie do gustu, jednak było na tyle późno, że mozna było zachowywać się ciszej, panna Laura powinna o tym wiedzieć. Zwlekł się z łóżka, rozbudzony, i wymacał kieszonkowy zegarek na stoliku obok. Już miał podejść do okna i sprawdzić w świetle księżyca, która godzina, kiedy padł strzał. Odruchowo przykucnął za łóżkiem, odwracając się w stronę drzwi. Zegarek upadł na ziemię, ręce doktora nerwowo wyszarpnęły szufladę stolika nocnego i chwyciły leżący tam pistolet. Mężczyzna wstał i podbiegł do drzwi. Pomyślał o Laurze, która przed momentem była na korytarzu. Zatrzymał się, odbezpieczył broń, otworzył drzwi, ostrożnie wyjrzał na zewnątrz, gotów oddać strzał.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172