lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [horror oniryczny] Niech cię ziemia pochłonie! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/12375-horror-oniryczny-niech-cie-ziemia-pochlonie.html)

Milly 21-03-2013 13:44

[horror oniryczny] Niech cię ziemia pochłonie!
 
Katowice, dziś

Konrad Nadolski stał na przejściu dla pieszych czekając na zielone światło. Aktówka w jego ręku błyszczała w świetle słońca. Właśnie spieszył się na spotkanie biznesowe. Przeklęte miasto, w którym nie ma gdzie zaparkować samochodu! Spóźnienia nie leżały w jego naturze. Dyskretnie rozejrzał się po ulicy - wykorzystał moment, kiedy akurat nie nadjeżdżał żaden samochód i ruszył przed siebie.

To, co wydarzyło się później, potoczyło się bardzo szybko i było zupełnie nierealne. Konrad usłyszał szloch. Szloch Eli. Przeszedł go dreszcz, zimny prąd przeszył kręgosłup. Odruchowo stanął na środku przejścia i odwrócił się. Nie wiedział dlaczego do głowy przyszła mu scena sprzed lat. W ułamku sekundy zobaczył Elę w ramionach przyjaciółki. Szlochała, była zupełnie załamana. Przeklinała. Przeklinała Konrada. Widział to tak dokładnie, jakby właśnie teraz się to działo. Kiedy zamrugał, scena zniknęła, a szloch zamienił się w odgłos pękania. Mężczyzna spojrzał pod swoje nogi.

Nagle rozległ się potężny huk. Ziemia zatrzęsła się, a asfalt pod Nadolskim dosłownie rozleciał się na kawałki. Trzęsienie ziemi? Katastrofa górnicza? Konrad nie miał nawet czasu się zastanawiać. Ziemia już osuwała się i wciągała go. Mężczyzna nie miał czasu na reakcję, w ciągu ułamka sekundy w wielkim osypisku znalazła się połowa jego ciała. Kiedy próbował się poruszyć, wyszarpnąć, ziemia wciągała go jeszcze szybciej. Zanim zniknęła jego głowa, Konrad zdążył jeszcze tylko wrzasnąć.

Tłum stał jak zahipnotyzowany. Na przejściu dla pieszych właśnie pod ziemię zapadał się człowiek, ale nikt nie miał odwagi się ruszyć. Ktoś wyjął telefon komórkowy i zaczął kręcić filmik. Ktoś inny krzyknął "Zadzwońcie po pogotowie"! Ktoś zaczął histerycznie piszczeć.

Felicja Zabłocka jak co dzień szła na zajęcia. Nie przypuszczała, że tym razem na najdłuższych światłach w Katowicach przyjdzie jej być świadkiem sceny niczym z horroru. „Dlaczego nikt nic nie robi?!” - krążyło jej po głowie. Zanim mężczyzna zniknął zupełnie w czeluści gigantycznej dziury na środku ulicy, rzuciła się w jego stronę. Złapała go za rękę i nagle poczuła, że traci grunt pod nogami. Ziemia była grząska i zapadała się błyskawicznie. Nieszczęśnik tak mocno chwycił dziewczynę za rękę, że ta nie miała szans nawet się wyrwać. Zamiast wyciągnąć go z dziury, sama została pochwycona i zapadała się coraz głębiej. Mężczyzna nie puszczał jej dłoni. Dopiero chwili dotarło do niej, że nie ma już szans na ucieczkę.

Zanim ziemia zamknęła się nad głową Felicji, przemknęło jej przez myśl, czy tym razem postąpiła słusznie?



*

Gdzie, kiedy?

Obudził ich dotkliwy chłód i głuchy grzmot. Powoli dochodzili do siebie. Kiedy rozejrzeli się dookoła, zauważyli dość niecodzienny krajobraz. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, bezkresne pustkowie, spowite w półmroku. Ciężkie brązowe chmury wisiały nisko nad horyzontem, szczelnie zakrywając niebo. Co jakiś czas przecinała je błyskawica. Choć przestrzeń była ogromna, te ciężkie i niskie chmury sprawiały wrażenie pewnego rodzaju zamknięcia, odcięcia.


Felicja i Konrad doskonale pamiętali co wydarzyło się, zanim stracili przytomność. Na ubraniu, we włosach, a nawet w ustach mieli jeszcze ślady ziemi i kawałki asfaltu. Kilka metrów dalej leżała teczka Konrada - cała, choć brudna. Gdzie się znajdowali? Jak długo byli nieprzytomni? Co właściwie się stało?!

Kiedy usiłowali sobie odpowiedzieć na te pytania, doleciał do ich uszu odgłos szczekania. Rozejrzeli się dookoła i w oddali dostrzegli postać bawiącą się z psem.

Konrad i Felicja mogliby przysiąc, że gdy rozglądali się chwilę wcześniej po tym miejscu, nikogo tam jeszcze nie było...

Mira 22-03-2013 10:33

Jak Zabłocki na mydle...
 
Felicja Zabłocka podniosła się z trudem i odruchowo otrzepała ubranie. Czuła pustkę w głowie, nie wiedziała jak powinna zareagować. Ostatnie, co pamiętała, to zapadające się wokół rumowisko.
Rozejrzała się.
To miejsce nijak nie kojarzyło się z wnętrzem ziemi. A zatem inny wymiar, raj, czyściec, piekło? Podniosła lekko ubłoconą torebkę i zawiesiła ją na ramieniu. Czy takie rzeczy zabiera się z sobą przed oblicze Stwórcy? Chyba nie…
Gdzie do licha trafiła? Do Chin? Na cholerę znów pchała się przed orkiestrę?!

Z westchnieniem wyrażającym rezygnację i potępienie dla własnych działań, Felicja obróciła się w kierunku mężczyzny, który był główną przyczyną jej nieszczęścia. Przystojny, choć zbyt wymuskany i konwencjonalny, by mogła uznać go za faceta w swoim stylu. On też dochodził do siebie po upadku. Może wiedział coś więcej o miejscu, w którym się znaleźliśmy?

- Czy my… umarliśmy? – zadała pytanie na głos, nie bacząc na to, jak głupio brzmiało.

Nagle podskoczyła, przestraszona radosnym szczeknięciem psa. Nie tak daleko pojawiła się jakaś osoba, która bawiła się ze swoim pupilem. Dziwne, Felicja była pewna, że gdy wcześniej patrzyła w tamtą stronę, nie było ich. Przecież nie mieli się gdzie ukryć, skąd więc się wzięli? Potarła z namysłem czoło. Za dużo pytań, za mało odpowiedzi...

Kerm 22-03-2013 12:06

Światła są dla ludzi, a nie ludzie dla świateł.
Oczywiście nic nie jechało, a on, jak dureń musiał stać i czekać. Czekać. Czekać.
Pewnie że by przeszedł, nie zważając na śliczny czerwony kolorek, ale nie sądził, by wyczyn ten mógł ujść bacznym oczom czyhających w pobliżu strażników miejskich. A nawet gdyby urok osobisty pozwolił mu wymigać się od mandatu, to i tak czekałoby go kazanie, które z pewnością zajęłoby kilka zmian świateł. A wtedy spóźniłby się na bank.
Lepiej było nie ryzykować.

Doczekał się wreszcie upragnionej zmiany.
I miast przejść na drugą stronę zatrzymał się jak wryty na środku ulicy, słysząc znajomy głos i słyszane dawno temu słowa. Istne deja vu.
Jaja ktoś sobie robił? Ale jakim cudem? Nikt nigdy się nie dowiedział, że to jego robota. I nie istniał nikt, kto mógłby go w jakikolwiek sposób powiązać z tym całym zerwaniem. Odwrócił się, zerkając skąd dochodził dźwięk. Zwidy jakieś. Była tam. Widział ją zupełnie tak, jak tamtego dnia. Potrząsnął głową. Obraz zniknął, zastąpiony widokiem ostatnich mijających go przechodniów. Gdyby wierzył w coś takiego, jak sumienie, to pomyślałby, że to jego głos. Na dodatek poparty wizją. Zabawne.

Pokręcił głową. Nie miał czasu ani ochoty na rozpatrywanie omamów. Nie miał zamiaru się spóźnić. Nigdy się nie spóźniał. No i na dodatek zaraz mogło się zmienić światło, a randka ze strażnikami miejskimi nie leżała w jego planach. Z rozpędzonym samochodem również.

Nim zrobił krok poczuł, jak jego stopy zaczynają zapadać się w pękającym asfalcie.
“Cholerne polskie drogi”, pomyślał i poczuł jak się grzęźnie głębiej. Coraz głębiej. Niczym w bagnie lub lotnych piaskach. Raczej to drugie, bo nie czuł wody w butach. Grunt pod nim dygotał. Katowice! Kopalnie? Zapadliska? Szkody górnicze? Bo nie trzęsienie ziemi.
- Co tu się...
Nie zdążył dokończyć zdania. Słowa uwięzły mu w gardle. W ułamkach sekundy ziemia unieruchomiła mu nogi aż po biodra. Podnosiła się wyżej, coraz wyżej, by wreszcie go połknąć.
“Co czuł Jonasz”, pomyślał w ostatniej chwili, usiłując zatkać dłonią usta i nos, by rozpaczliwym gestem ochronić je przed wszechobecną ziemią. Chyba pierwszy raz w życiu poczuł panikę, która z jego zaciśniętego gardła wydarła głośny krzyk. Zaraz potem zabrakło tlenu. Zgasły wszystkie światła.

***

Żył.
Bolały go kości, a to oznaczało, że żył. I mógł oddychać. Na dodatek nie czuł morderczego uścisku usiłującej udusić go ziemi.
Czyli wyciągnęli go. Jasne. Katowice, kopalnie dokoła, górników w bród. Ciekawe, jak długo był pod ziemią. I jakie będą skutki tej speleologicznej wyprawy mimo woli.
A może było inaczej? Może utrzymał go ten ktoś? W ostatniej chwili czuł czyjąś rękę. Jakby ktoś chciał go wyciągnąć. Może mu się udało. Trzeba będzie podziękować przy okazji.
Ale co tam. Najważniejsze było to, że żył. Za wypadek losowy nikt nie mógł mieć do niego pretensji.
Ciekawe, czy jego ubezpieczenie obejmuje takie przypadki.
Leżał spokojnie, nie otwierając oczu, rozkoszując się możliwością oddychania, chociaż powoli zaczął się dziwić, że nie słyszy odgłosów jakie powinny się rozlegać w każdym normalnym szpitalu. Wózki, głosy pielęgniarek, lekarzy, maszynerii wszelakiego rodzaju. A tu nic. Tylko w oddali słychać było odgłosy grzmotów.
I było zimno. Cholernie zimno. Jak w chłodni prosektorium.
Tylko czemu pod palcami czuł ziemię?

Otworzył oczy... i odetchnął z ulgą, nie widząc nad sobą metalowego wieka. Podświadomie tego właśnie zaczął się spodziewać. Że go zamknięto w metalowym pudle i schowano do zamrażarki.
Sekundę później radość ustąpiła zaskoczeniu. Chmury? Brązowe?
Zerwał się na równe nogi rozpaczliwie usiłując pozbyć się z twarzy ziemi i fragmentów pokruszonego asfaltu. Wypluł chrzęszczące w zębach drobinki piachu.
Rozejrzał się dokoła.
Katowice to z pewnością nie były. Plutonia jakaś, czy co? Dinozaury zaraz się pojawią?
Miast jednak przedpotopowych stworów ujrzał... dziewczynę. Trochę upapraną i mocno przykurzoną, ale ładniutką. "Pocieszające", pomyślał. Ostatecznie widok młodej kobiety był o wiele przyjemniejszy niż ujrzenie nad sobą paszczy T-rexa, ewentualnie pochylonego nad tobą patomorfololga ze skalpelem w dłoni.
Dziewczyna wyglądała na równie zagubioną, jak on.
- Chyba nie - odparł po krótkiej chwili zastanowienia. Wyciągnął rękę. - Konrad - przedstawił się, zakładając, że część konwenansów można w takiej dziwnej sytuacji wyrzucić do kosza.
- Felicja. - Oddała uścisk, pewny, spokojny.
- Może właściciel tego psa coś wie? - powiedział nieco niepewnie, spoglądając w stronę, skąd dobiegało szczekanie. W oddali majaczyła sylwetka ludzkiej postaci i skaczącego wokół niej zwierzaka. A mógłby się założyć, że jeszcze przed chwilą w tamtym miejscu była goła ziemia. Spadli z chmur, czy wyskoczyli nagle zza płaskiego jak deska horyzontu?
Podniósł i otrzepał swój neseser.
- Idziemy spytać? - zagadnął współtowarzyszkę niedoli. - Zanim znikną, tak jak się pojawili?
- Idziemy!
- odpowiedziała zdecydowanie i pierwsza ruszyła w stronę tajemniczej pary.
Dogonił ją dopiero po paru krokach.

Milly 25-03-2013 01:12

Czy pamiętasz swoje wszystkie kłamstwa?
 

Miejsce, w którym znaleźli się Felicja i Konrad było nieprzyjemne. Napawało niepokojem. Pustynny krajobraz niknął w mroku i zdawał się nie mieć końca. Gdzieś w oddali majaczyły ciemne kształty pagórków. Było chłodno. Błyskawice raz po raz przecinały niebo. Nie zanosiło się jednak na deszcz, choć spękana ziemia pragnęłaby przyjąć kilka kropel wody. Zdecydowanie to miejsce nie wyglądało jak dziura w ziemi, ani opuszczona kopalnia.

Para mimowolnych towarzyszy ruszyła w stronę nieznanej osoby. Kiedy zaczęli się zbliżać, ze zdziwieniem dostrzegli, że postać z psem to mała, na oko sześcioletnia dziewczynka. Jasne włoski ostro kontrastowały z czernią jej sukieneczki. Cały czas była odwrócona tyłem, jakby nie słyszała nadchodzących osób. W wyciągniętej wysoko rączce trzymała kość. Pies - mieszany wilczurek - szczekał i skamlał. Próbował dosięgnąć kości. Normalnie sięgałby dziecku przynajmniej do pasa. To jednak nie był “normalny” pies. Jego tylne łapy były całkowicie powykręcane i sparaliżowane, a zad ciężko spoczywał na ziemi. Przednimi łapami ciągnął za sobą tułów i próbował się odpychać od ziemi.

Kiedy Felicja i Konrad byli już o kilkanaście kroków od dziewczynki, pies pochwycił ich zapach i zaszczekał radośnie. Patrzył wprost na Felicję i bardzo się ożywił, próbując podczołgać się do niej. Dziewczynka odwróciła się powoli i utkwiła wzrok w Konradzie. Na jej dziecięcej buzi malowała się marsowa mina. Nadolski znowu poczuł przeszywający dreszcz. Miał wrażenie, a raczej mgliste wspomnienie, że już gdzieś widział to dziecko.

- No jesteś wreszcie - odezwała się. - Miałeś być sam.

Konrad przez moment milczał, usiłując sobie przypomnieć, gdzie i kiedy widział właścicielkę psa. Mijał gdzieś na ulicy? Bo na pewno nie kopnął jej pieska. Tego był pewien. Prawdę mówiąc był niezbyt niemile zaskoczony tym, że się go tu spodziewano. Zaplanowane porwanie?

- Miałem być sam? - spytał. - Dlaczego? I dlaczego niby miałem tu się zjawić?

- Jak to dlaczego? Jesteś kłamcą. Wstrętnym kłamczuszkiem. Wszyscy wstrętni kłamcy w końcu tu trafiają. Nie pamiętasz Konradzie? Nie pamiętasz mnie? - Dziewczynka przekrzywiła główkę na bok. Wydawała się nieco zasmucona.

Kłamca, to może, ale żeby wstrętny? To już była przesada - pomyślał Konrad. Byli gorsi od niego. Dużo gorsi. I jakoś żadnego tu nie widział. Chyba że Felicja? Ale ona ponoć znalazła się tu poza planem... Spojrzał na moment na stojącą obok dziewczynę, a potem przeniósł wzrok na właścicielkę psa.

Zdeformowany mieszaniec łasił się do Felicji. Kobieta na pierwszy rzut oka rozpoznała, że pies musiał zostać porządnie pobity lub potrącony przez samochód i pozostawiony na pastwę losu. Źle zrośnięte kości sprawiały mu ból przy każdym poruszeniu. Był też nieźle wygłodzony. Poczuła narastającą wściekłość. Jak można było do tego doprowadzić? Trzeba pomóc temu biednemu stworzeniu, które cierpi przy każdym kroku!

- Wydajesz mi się jakaś znajoma - Konrad kontynuował rozmowę. - Być może faktycznie kiedyś się spotkaliśmy. Ale nie pamiętam, w jakich okolicznościach.

Dziewczynka uśmiechnęła się tajemniczo, ale w jej oczach zaiskrzyła złość. Najwidoczniej krótka pamięć Konrada musiała ją urazić. Przez chwilę zwlekała z odpowiedzią, ale wreszcie zdecydowała się powiedzieć:

- Jestem twoim pierwszym kłamstwem, Konradzie. To ty mnie stworzyłeś. Jestem twoim najdoskonalszym kłamstwem. To przez ciebie tu jestem! I gniję w tym przeklętym piekle! Nie pamiętasz? Nie pamiętasz jak mi obiecywałeś, że zawsze będziemy razem? A teraz śmiesz przychodzić tu razem z nią?! - ze złością wskazała na Felicję. - Po co się tu pchałaś, bohaterko?! Wszystko psujesz!

*

Kraków, 30 lat temu

Czuł się taki samotny. Nikt nigdy nie miał dla niego czasu. Nikt nigdy się nim nie interesował. Musiał coś zrobić, teraz, natychmiast!

- Konrad! - głos matki. Była bardzo zła. - Konradzie, pozwól! Kto rozbił wazon babci Alicji?
- Nie wiem...
- Konrad, dobrze wiesz, że to była pamiątka! Jeśli się przyznasz, kara nie będzie surowa.
- To ona...
- Ona? Kto? Konrad! Powiedz prawdę!
- Moja przyjaciółka, Layla. Ona rozbiła wazon babci.

Wtedy, gdy pierwsze surowe klapsy spadły na jego pupę, zobaczył ją po raz pierwszy. Naprawdę ją zobaczył.


Kerm 25-03-2013 15:05

Zegarek stał. Reklamowany jako niezawodny i odporny na wszystko Patek stał. Sekundnik ani drgnął, chociaż Konrad patrzył na niego przez kilka chwil. Wskazówki uparcie informowały, że jest 10:15. Dokładnie ta sama godzina była gdy stał i czekał na zmianę świateł.
- Masz zegarek? - zwrócił się z pytaniem do Felicji, poprawiając rękaw marynarki. - Mój chyba się zepsuł.
Nie czekając na odpowiedź współuczestniczki wycieczki do ponurego świata wyciągnął komórkę. Ta również uparcie wskazywała kwadrans po dziesiątej.
- Pomór czy co - mruknął.
Na dodatek wyświetlacz informował o braku zasięgu, zaś zalecane numery alarmowe, ze znanym 112 na czele, były niedostępne. Jak nie urok...
Znaleźli się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo czemu i nawet nie mieli możliwości wezwania pomocy.


Przynajmniej teoretycznie i przynajmniej częściowo, obywa “nie wiadomo” zostały wyjaśnione po paru zamienionych z dziewczynką słowach. Trafił do piekła dla kłamców. A znalazł się tutaj przy mniejszym lub większym współudziale swej małej rozmówczyni.
Przez moment myślał, że może pamięta ją z jakiejś reklamy, ale nie. To była Layla. Jasne, że ją pamiętał. Tyle tylko, że jej słowa zdecydowanie rozmijały się z prawdą.

- Nic się nie zmieniłaś, Laylo - stwierdził, gdy dziewczynka wreszcie zamilkła. - Ale muszę powiedzieć, że jesteś w błędzie mówiąc, iż byłaś moim najdoskonalszym kłamstwem.

Kłamstwo doskonałe to takie, które nigdy nie wychodzi na jaw, a on jeszcze pamiętał tamto lanie. W każdym razie - teraz sobie przypomniał. Kłamstwo, które staje się prawdą, nie jest kłamstwem. A Layla była, jest i zanosiło się na to, że będzie. Na dodatek pełna pretensji. Ładne mi kłamstwo.

- Ach, przepraszam, zapomniałem. Laylo, to jest Felicja. Felicjo, to jest Layla. Moja wyimaginowana przyjaciółka z lat dziecięcych - dokonał prezentacji. - Zmaterializowała się, jak widać - dodał.

Kątem oka spojrzał na Felicję, którą najwyraźniej jakimś dziwnym trafem zawiodło jej imię. Ciekaw był jej reakcji.
Bardzo był ciekaw.

Mira 26-03-2013 09:54

Dziecko… to tylko dziecko.

Zaciśnięta dłoń Felicji aż trzęsła się z napięcia, jakie targało kobietą. Dziecko… nie może go winić, to złe wychowanie, złe wzorce… Tylko, że oczy tej małej nie wyglądały jakby należały do dziecka. Na dodatek Kondrad podjął z nią jakąś dziwną rozmowę. Nie rozumiała o co chodzi, niewiele sensu do niej docierało. Widziała tylko niewinną istotę, której znów przyszło cierpieć przez głupotę ludzką.

- Ach, przepraszam, zapomniałem. Laylo, to jest Felicja. – usłyszała głos Kondrada, który wyrwał ją z transu - Felicjo, to jest Layla. Moja wyimaginowana przyjaciółka z lat dziecięcych - dokonał prezentacji. - Zmaterializowała się, jak widać - dodał.
- Bardzo śmieszne. – burknęła - Znasz rodziców tego dziecka?

Nie czekając już chwili dłużej, podeszła do dziewczynki i bezceremonialnie wyrwała z jej rączki kość. Kiedy Layla zdziwiona, nie chciała wypuścić przedmiotu, Felicja zamachnęła się i spojrzała z furią na dręczycielkę zwierzęcia. Pies zaskamlał, powietrze uszło z płuc kobiety. Nie uderzyła jednak małej, opanowała się i uśmiechnęła smutno. Jeśli to dziecko tak traktowało zwierzę, które powinno być przyjacielem, to strach pomyśleć czego samo doświadczyło. Przemoc w rodzinie – to nie tylko slogan w dzisiejszych czasach. Nie można winić sześciolatki.

Kobieta przykucnęła przy kundelku i podała mu kość. Ponieważ wydawał się ufny, odważyła się pogłaskać go po boku. Zamruczał, jakby nie mogąc się zdecydować czy chce okazać wdzięczność, czy bronić upragnionej zdobyczy. Serce Zabłockiej ściskało się na widok kalectwa, którego główną przyczyną było zaniedbanie. Kiedy pies zajął się kością, ona zaczęła badać jego ciało. Powoli, pod pozorem głaskania, naciskała, masowała i ugniatała skórę żałosnego czworonoga. Jeśli to są faktycznie stare rany, powinna móc wziąć psa na ręce bez groźby pogorszenia jego stanu. Gdziekolwiek byli – nie mogła przecież go tak zostawić.

- Jak on się wabi? – spytała się dziewczynki, nawet na nią nie patrząc.

Kerm 26-03-2013 11:46

Felicja, sądząc z jej słów przynajmniej, nie rozumiała sytuacji, w jakiej się znaleźli. On sam, gdyby nie Layla, pewnie też nic by nie rozumiał. Z drugiej strony... Może po wypadku walnął się w głowę i teraz leżał pod respiratorem, a szare komórki urządziły sobie głupią zabawę?
A może to był tylko sen, z którego się obudzi na dźwięk budzika, a Layla i Felicja po prostu znikną, jak każde porządne marzenie senne?
Jeśli jednak nie, to może warto było spróbować potraktować cały ten świat poważnie?

Powiadają, że jeśli się powtórzy kłamstwo sto razy, to w końcu inni w to uwierzą. Czy ta sama zasada zadziała w stosunku do prawdy?
Może warto było spróbować, chociaż Felicja wyglądała na dość oporną i niektórych faktów nie miała zamiaru przyjmować do wiadomości.

- Dobre serduszko - mruknął, bardziej z aprobatą niż ironią, gdy Felicja dała półwilczurowi odebraną Layli kość.
- Layla nie ma rodziców - mówił dalej. - Jak już mówiłem, to fantasmagoria, wytwór wyobraźni małego chłopca. Trzylatki nie mogą zostać rodzicami - dodał, uprzedzając ewentualny komentarz Layli - więc na mnie nie zwalaj tego, że ona tu stoi.
Do fizycznego ojcostwa przyznać się nie miał zamiaru.
- I nigdy nie była okrutna dla zwierząt - dodał. - Coś się jej charakter pogorszył.

Milly 02-04-2013 16:42

A jeśli kłamstwo staje się rzeczywistością?
 
Dziewczynka znowu poczuła się urażona tłumaczeniami Konrada. Zrobiła smutną minkę. Przez chwilę wydawała się naprawdę małą i zagubioną dziewczynką.

- Masz rację, nie jestem twoim najdoskonalszym kłamstwem. Ale mogę się nim stać! - Jej oczy błysnęły podnieceniem. - Nigdy też nie byłam okrutna dla zwierząt. Nie nauczyłeś mnie tego. Dla tego kundla też nie jestem okrutna, więc nie musisz być na mnie taka zła, Bohaterko. Przynajmniej dzięki niemu nie jestem tu samotna... On nie ma imienia, ale ja mówię na niego Kostek. Nie przejmuj się nim tak. To kłamstwo kogoś innego.

Pies łapczywie rzucił się na kość. Głód był większy niż ból. Potężne zęby rozchrupały psi przysmak. Felicja głaskała jego futro i wyczuwała pod palcami pogruchotane kości. Rany były stare, kości wyjątkowo paskudnie się zrosły, ale przy dobrej opiece medycznej i długiej rehabilitacji pies miał jeszcze szansę wyjść na prostą. A przynajmniej nie odczuwać chronicznego bólu.

- Widzę, że wciąż nie rozumiecie - kontynuowała Layla. - Może wytłumaczę wam to od początku. To miejsce to świat kłamstw. Za każdym razem, kiedy w waszym świecie ktoś skłamie, tutaj to kłamstwo się materializuje. Ja jestem kłamstwem Konrada. Ten pies jest kłamstwem kogoś, kto pewnie spóźnił się i powiedział, że po drodze pod koła wpadł mu wielki wilczur. Albo coś podobnego. Każdy tutaj jest kłamstwem. Jeśli wy nie wydostaniecie się stąd, wkrótce też staniecie się tacy jak my. W swoim świecie będziecie już tylko kłamstwem.

Dziewczynka zrobiła krótką przerwę, żeby sprawdzić reakcje Konrada i Felicji.

- Tak się składa, że ja wiem jak się stąd wydostać. Nie powiem, że to będzie proste, ale jeśli się pośpieszycie, to zdążymy. Jestem po twojej stronie, Konradzie, chociaż wciąż jest mi przykro, że tak po prostu o mnie zapomniałeś. Tęskniłam za tobą...

Layla chwyciła swoją małą rączką dłoń Nadolskiego. Patrzyła na niego ufnym, dziecięcym spojrzeniem. Mężczyzna wciąż nie mógł przypomnieć sobie dlaczego właściwie tak głęboko usunął małą przyjaciółkę z pamięci. Co prawda była tylko dziecięcą fantasmagorią, ale takie rzeczy zwykle się pamięta i wspomina ze śmiechem na rodzinnych spotkaniach...

Ciszę, jaka nagle zapadła, przerwał wibrujący dzwonek. Felicja uzmysłowiła sobie, że to komórka w jej torbie dźwięczy i wibruje. Czyżby to pomoc? Może szukają ich tam, na górze i próbują namierzyć przez sygnał komórki? Kobieta szybko wyjęła telefon, ale na wyświetlaczu nie pojawił się żaden numer. Odebrała.

- Nie kłam. - W słuchawce rozległ się głos Emmy. Mimo upływu czasu Felicja dobrze pamiętała ten głos i nie mogłaby pomylić go z żadnym innym - Pod żadnym pozorem nie kłam!

Połączenie zostało przerwane. Na wyświetlaczu telefonu nie było zasięgu, migał tylko napis “Numery alarmowe”. Zegarek wskazywał godzinę 10:15.

Kerm 03-04-2013 14:38

- Czemu miałbym cię uczyć dręczenia zwierząt? - oburzył się Konrad. Jako że było to typowe pytanie retoryczne, nie czekał na odpowiedź.
- Mówisz, że powinniśmy się stąd jak najszybciej wydostać? - spytał. - Inaczej tam - wskazał na górę, gdzie - umownie - powinien się znaleźć prawdziwy świat - staniemy się kłamstwem? Czymś w stylu miejskiej legendy? - upewnił się.
- W takim razie odpowiedz mi na dwa pytania. Po pierwsze - w jaki sposób mamy to zrobić? Przebyć siedem gór, siedem rzek? Zwyciężyć olbrzyma? No i... - Przyklęknął; ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. - Co ty będziesz z tego mieć, Laylo? Przecież dla ciebie byłoby lepiej, gdybym tu został.
Bez wątpienia Konrad byłby lepszym towarzyszem, niż kaleki pies.

Chociaż te dwa pytania były najważniejsze, to jednak pozostawały jeszcze inne. Z pewnością mniej ważne, ale jednak.
Jeśli kłamstwo “tam” owocowało pojawieniem się obiektu “tu”, to czemu dokoła było pustkowie? Czemu nie hasały tu setki dzieci, po niebie nie latały niezidentyfikowane obiekty latające czy smoki? Okolica powinna tętnić życiem, powinny tu się znaleźć setki, tysiące fantastycznych budowli. I co? I nic. Pustka.
Pytaniem też było, jakie miał gwarancje, że Layla po prostu ich nie okłamuje. W Krainie Kłamstw królem z pewnością jest największy kłamca. Czy istniałoby kłamstwo lepsze, niż spowodowanie, żeby oni tu utknęli?
W jaki sposób Layla miała stać się najdoskonalszym kłamstwem? I to przy jego pomocy?
Ciekaw był też, co też ona naprawdę myśli.
Kiedyś go lubiła. Bawili się całymi godzinami, gdy Konrad zostawał sam w domu, gdy zajęci swoimi sprawami dorośli nie mieli dla niego czasu. Przychodziła natychmiast, gdy wracał z przedszkola. Czasami nawet wychodziła z nim i z jego rodzicami na spacer. Ale to już rzadziej. Całkiem jakby bardziej wolała cztery ściany. I jakby dorośli nieco jej przeszkadzali. A może nie lubiła tego, że Konrad się wówczas do niej nie odzywał.
Potem nagle przepadła.
Konrad na moment przymknął oczy. Nawet gdyby dano mu szansę natychmiastowego powrotu do prawdziwego świata, to nie potrafiłby powiedzieć, czemu nagle zniknęła z jego życia. I z pamięci.
Czy zatem teraz kierowała nią dobroć i wspomnienie dawnej przyjaźni, czy też może knuła coś, kierowana pragnieniem zemsty, a jej niewinne, ufne oczęta były kwintesencją kłamstwa?
Nie ma ponoć nic gorszego, niż zemsta porzuconej kobiety, a wiek, tak przynajmniej Konrad uważał, znaczenia tu nie miał. Na dodatek Layla miała ponad ćwierć wieku na obmyślanie ewentualnej zemsty i dopracowywanie szczegółów.

Mira 06-04-2013 09:53


Czy ci ludzie postradali zmysły? Królestwo kłamstwa? Jeśli takowe faktycznie istnieje, powinno mieć ewidentny problem z przeludnieniem. Tu natomiast było dość pusto, choć faktycznie - niezbyt przyjemnie. Konrad (jeżeli to było prawdziwe imię faceta, bo wydawał się coraz bardziej podejrzany) zdawał się pogodzić z tym bez problemu. Dla Felicji Zabłockiej wciąż był to jednak abstrakt.

"Zostaniemy kłamstwami? Niby jak? "

Dopiero dziwny telefon uzmysłowił jej, że kwestię wiary najlepiej pominąć na tym etapie i zobaczyć jaki rozwój wydarzeń nastąpi. Postanowiła nie oponować już i nie dyskutować, tylko skupić się na tym, co jej zdaniem było najważniejsze. Spojrzała na pokrzywdzonego czworonoga, a potem na dziewczynkę imieniem Layla.

- Nie boję się. - rzekła do małej, starając się nadać tonowi swego głosu jak najpewniejsze brzmienie - "Chociażbym chodził ciemną doliną zła się nie ulęknę"... czy jakoś tak to brzmiało. Nie zostawię tego biedaka. - wskazała psa - Jeśli, choć to szalone, jest on wytworem czyjegoś kłamstwa, powinno się go dać uleczyć prawdą.

Jeszcze raz przyklękła przy psie i objęła czule jego głowę. Zwierzak warknął niepewnie, ale nie wyrywał się. Odsunęła nieco głowę, po to żeby spojrzeć w smutne, lecz zawsze szczere oczy psa.


- Człowiek go skrzywdził i człowiek to naprawi. Skoro rościmy sobie prawo do gatunku dominującego na tym świecie, powinniśmy przyjmować nie tylko udogodnienia z tego płynące, ale i odpowiedzialność. - zwróciła się do kundelka - Ten, który cię skrzywdził nie wart jest takiego cierpienia. Oderwij się od niego piesku, bądź wolny i zacznij nowe życie. Dla nas symbolem życia było zawsze nowe imię, myślę więc, że i ja Ci jakieś nadam. Nazwę cię… Alpha, czyli początek, żebyś mógł zacząć od nowa.

Felicja przyjrzała się czworonogowi, ten nieznacznie zamerdał, jakby faktycznie nowe imię mu się spodobało. Pochyliła się nad jego uchem i wyszeptała:

- A oto moja prawda dla Ciebie, Alpho... Gdziekolwiek jesteśmy, myślę, że chciałam się tu znaleźć. Chciałam znaleźć się w świecie, gdzie coś można zrobić, gdzie zło można zwalczyć, a nie wciąż rozbijać się o obojętność. Jestem tu więc dla Ciebie, Alpho. Nie zostawię cię.

Zamknęła oczy, wtulając się w zmierzwioną, ale wciąż dającą ciepło sierść.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:23.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172