Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-09-2013, 19:00   #101
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Czy można było przewidzieć, że ktoś weźmie na celownik wielebnego? Jasne. Może w innym, mniejszym sektorze, gdzie nie przelewało się lokatorom, ale i nie byli oni zdesperowani, pojedynczy człowiek ze strzelbą stanowiłby zbyt duże wyzwanie. Jednak tutaj ludzie mieli to gdzieś. Ripperzy albo mają ubytki w psychice i spaczony instynkt samozachowawczy, albo są adrenalinowymi ćpunami i tylko ryzykowanie życia potrafi postawić na baczność ich fujarki. Tu normalni, normalni podług realiów Gehenny, nie mieszkali. Plus naiwność księżulka, czyli akcje w stylu "tych trzech umięśnionych panów z nożami w rękach chce pewnie tylko przejść obok, tak jak ci dwaj, których słyszę za sobą", i mamy wypadek gotowy. Nie powinni pozwalać mu odłączyć się od stada. Praha nie powinien. Msza w obcym sektorze? Żeby cię ktoś słuchał, musi cię choć odrobinę szanować. A przybłędów nikt tu nie szanuje. Fakt, na Skrzyżowaniu każdy jest potencjalnym klientem lub ofiarą, niemniej jednak nieufność jest normą. Uśmiechy, poklepywanie po ramieniu, to wszystko maski, nie różniące się od tych, które skrywają ich twarze. Nie możesz przybyć do obcego miejsca, stanąć na ambonie, i pouczać miejscowych, jak mają żyć. Źle na to reagują, jak widać po trupie Netaniasza, również tutaj. Torch wątpił, żeby chodziło o kasę, w końcu nie miał czym szastać przy obcych, te kilkanaście fajek, ten stary shotgun, dla takiego łupu to tutaj się nikomu nie chce noża wyjmować. Sutanna cała we krwi, dosłownie, dwie rany szyi i chyba dziura na piersi. Podczas napadu zabijasz, żeby zabić, szybko i cicho, nawet tutaj nikt nie chce zwracać na siebie zbyt dużej uwagi, w końcu nie wiadomo, kto patrzy. Niby mają cię gdzieś, tego drugiego też, ale jak zobaczą, że zabierasz coś ciekawego, albo któryś znał ofiarę, wszystko może się skomplikować. Poza tym, Skrzyżowanie uchodzi za bezpieczny teren, więc każda kosa pod czyjeś żebro to uszczerbek na reputacji, reputacji, która napędza handel. Więc zabijasz szybko. Ale Netaniasz nie umarł szybko. Ktoś chciał mieć pewność, że najpierw pocierpi i zda sobie sprawę z beznadziei sytuacji, będzie błagał o życie, zarzekał się, że żałuje, że przeprasza, że nie będzie. Albo był bardzo niezdarny, co jednak na terenie Rippersów było mało prawdopodobne. Tak czy siak, kolejny gryzie piach. Zostało ich czterech.

Skrzyżowanie to naprawdę szykowne miejsce, tutaj chce się żyć. Petrenko nie miałby nic przeciwko temu, żeby tu zostać, jednak było kilka "ale". Co, jeśli za parę dni i u niego pojawią się oznaki choroby? Co, jeśli uda im się znaleźć szczepionkę i dostarczyć ją do, jeszcze żywego, Parszywego Joe, a ten znajdzie go, zgodnie z obietnicą? Niby nikła na to szansa, a jednak, upór i wiedza Prahy, siła i wyszkolenie Ortegi, umiejętności hakerskie i moc obliczeniowa Jonasza... Minimum osób pokrywających umiejętnościami maksymalny obszar zdolności niezbędnych do przetrwania w tym piekle. Idealny zespół. Oraz on. Podstarzała kopia młodego szczura, z tym że bardziej przystojna. Gdyby nie fakt, że na takich wyprawach mięso armatnie też się przydaje, wyleciałby przy pierwszej możliwej okazji. Chociaż, pomysł z wylatywaniem nie był taki zły... Śmierć byłaby dobrym alibi dla Parszywego Joe i spółki, szczególnie że porwała już niemal połowę początkowego składu. Trzeba będzie tylko wybrać odpowiedni moment i... A, tak, wciąż nie miał pewności, czy jest całkowicie zdrowy.No cóż, będzie musiał przesunąć plany na drogę powrotną.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 01-10-2013, 08:05   #102
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


TORCH, PRAHA, JONASZ, ORTEGA

Załatwienie wszystkich sprawunków zajęło im niecałą godzinę, ale czas ten wystarczył, aby poczuli się zmęczeni psychicznie. Skrzyżowanie wbijało się w mozgi feerią obrazów, dźwięków i zapachów. Pozostawiało w psyche niezatarty ślad.

Każdy korytarz, każda cela oferowała nowe cuda. Zakazane rozkosze, uwarzone przez miejscowych chemików narkotyki, alkohole tak niszczycielskie, że wprowadzały ciała i umysły na niezbadane ścieżki upojenia. Aż żałowali, że muszą się spieszyć. Aż żałowali, że nie mogą posmakować tutejszych specjałów, poznać technik seksualnych, które bez wątpienia znały Ripperskie dziwki, posmakować niedostępnych gdzie indziej owoców grzechu.
Mozaika świateł, muzyki, zapachów. Szaleństwo ubrane w kolorowe światełka, w pomalowane twarze, w pstrokate ubrania i wytatuowane ciała.
Skrzyżowanie. Zakazany owoc. Owoc szaleństwa i rozpusty.

Z trudem otrząsali z jego uroku, walczyli by nie rzucić w wir gier hazardowych, w objęcia chętnych dziwek, w orgie ciała i ducha.
Droga w dół. Do piekła. Wyłożona cyckami, cipkami, narkotykami i alkoholem.

Degrengolada. Erozja mentalna.

Ten sektor omamiał. Wodził na pokuszenie, jakby to powiedział Nateniasz, którego ciało najpewniej już rozdrabniały tryby maszyny, a szczątki trafiały do kotła z biomasą.

Bierzcie i jedźcie ….

Hahahahaha….

Czas uciekł im między palcami. Z trudem udało im się złapać, przedrzeć przez korytarze zatłoczone szalonymi, zdziczałymi w swych zachowaniach ludźmi i zameldować ponownie pod czerwoną kotarą, za którą czekał Szajba.
Nie czekał sam. Towarzyszyło mu ośmiu umalowanych, uzbrojonych i opancerzonych Ripperrsów. Klaunowie śmierci i obłędu. Straż honorowa szaleństwa.

- Fanty – Szajba patrzył na nich, i chociaż jego umalowana twarz nie zdradzała niczego, to oczy mówiły tak wiele.

Stanęli nad krawędzią otchłani i huśtali się na palcach. A nad tą przeklętą przepaścią zaczął wiać wiatr.

Wysupłali sprzęt – równe dwieście fajek, a kiedy Szajba zgarnął łupy wskazał na nich dłonią i powiedział.

- Za mną, chujki.

I ruszyli, tym razem cichszymi korytarzami, do miejsca, które mogło okazać się ich zbiorowym grobem.

* * *

Szli szybko, pustymi korytarzami, oddalając się od rozwrzeszczanych korytarzy Skrzyżowania. Chociaż nadal słyszeli ów wtłaczający się w mózgi szmer, jaki towarzyszył załatwianym na Skrzyżowaniu interesom.
Aż w końcu dotarli do solidnych drzwi, których pilnowało kilku dobrze wyposażonych Rippersów przemieszanych wyraźnie z członkami gangu Mścicieli. Najemnicy.

- Kogo tutaj mamy – z bocznego korytarza wynurzył się wysoki, chudy mężczyzna o dobrotliwym wyrazie twarzy i wszczepionych w twarz okularach o jednej długiej, prostokątnej, zielonkawej powierzchni. Wszczep był samoróbką, ale dość dobrej klasy, co potrafił ocenić Jonasz.

- To klienci, Wynmayer – przedstawił czwórkę ludzi Szajba. – Chcą skorzystać z Terminala.

Wynmayer spojrzał na Szajbę.

- Zapłacili ile trzeba - dodał ten szybko.

- W porządku – Wynmayer wykonał ruch ręką i dał znak ludziom przy wrotach. Dwaj Punishersi zajęli się korbami i po chwili ciężka maszyneria wprawiła w ruch grodzie.

- Terminal nie działa na pełnej długości, ale dotrzecie do sekcji transferowej. Tam szybko kierujcie się w dół. Przejmie was Sanches i jego ekipa. Pokażą wyjście.

Wynmayer poczekał, aż drzwi staną otworem i poprowadził ich w stronę utworzonego przejścia.

Znaleźli się na czymś, co wyglądało, jak peron metra. Z tym, że zamiast torów, przez ten tunel przebiegały dwa rzędy podczepionych pod sufit szyn. Wszyscy pamiętali to miejsce. Głowna magistrala komunikacyjna, którą roboty rozwoziły więźniów do poszczególnych sekcji gigantycznego okrętu. Kiedyś rozświetlona i nowoczesna, teraz mroczna, niepokojąca – jak relikt z zamierzchłej przeszłości.

- Zejście jest tam – Wynmayer wskazał schody na dół, gdzie widzieli linie magnetyczne, po których poruszała się kiedyś kolejka z więźniami. – Wysłalibyśmy was wagonikiem, ale to na pewno zwróciłoby uwagę Blaszaka. Dacie radę z kapcia. Teren powinien być czysty, ale lepiej miejcie się na baczności.

Wynmayer wyjął latarkę i dał znak skomplikowaną serią rozbłysków gdzieś w dół. Odpowiedziało mu kilka pojedynczych lumenów.

- Otworzymy wam Przegrodę. Za nią, tunel poprowadzi was prosto. Sanches już wie, że idziecie. Będzie na was czekał.

Wynmayer poprowadził ich metalowym, nieczynnym taśmociągiem w dół. Szajba i jego eskorta zostali na górze.

Terminal był … wielki. Szeroki tunel bez świateł. Dawno nie widzieli tyle wolnej przestrzeni wokół siebie. Terminal był … wysoki. Dawno już nie mieli tyle przestrzeni nad sobą. Oswajali się z tą nową scenerią przez dłuższą chwilę. Do tej pory ściśnięci w wąskich celach, w niezbyt szerokich korytarzach i tunelach, teraz wyszli na „szeroki świat”.

Kilkadziesiąt kroków dalej znaleźli się przy kolejnej grodzi. Potężnej konstrukcji której pilnowało dwóch ludzi i .. maszyna. Jeden z KLAWISZY – robot strażniczy. Prosta, mordercza konstrukcja w jakiś sposób zapewne przechwycona i przeprogramowana przez więźniów. Taką przynajmniej mieli nadzieję.

- Otwórz przejście techniczne – Wynmayer rozkazał jednemu z ludzi przy grodzi a ten posłusznie zabrał się do pracy przy pomocy WKP podpiętego ”na krótko” do sterowników. Po chwili nad przejściem zapłonęła zielona lampka, pulsująca w radosnym rytmie. Zasyczały serwomotory, zazgrzytały mechanizmy i sterowniki pneumatyczne – najwyraźniej zachowane w wyjątkowo dobrym stanie i terminal został otwarty.

- Właźcie. Przed wami jakieś półtora kilometra marszu do punktu węzłowego. Jeśli chcecie, możecie spróbować wyjść gdzieś wcześniej, ale ostrzegam, że STRAŻNIK może mieć oko na wyjścia. Jeśli wpuścicie maszyny do Terminala, słowo daję, że Gildia was znajdzie i sprawi, że będziecie przeklinali dzień, w którym wasz stary wsadził kutasa w waszą starą. Długo przeklinali.
Spojrzał na nich groźnie.

- Jeśli spotkacie kogoś po drodze, żadnych negatywnych ruchów. To będzie ktoś, kto płaci za przejście. Atak na niego czy na was oznacza psucie nam interesów, a tego nikt nie lubi. Jasne.

- Jasne – potwierdzili.

Sprawdzili ponownie sprzęt i przeszli przez grodzie.

Po drugiej stronie znajdował się identyczny tunel, co ten ze „stacją”. Ponury, wielki, z szynami na suficie. Na jednej jeszcze wisiał bezużyteczny szkielet jednego z podczepianych wagonów kolejki.

Drzwi za nimi zostały zamknięte i ruszyli dalej. Praha poczuł, że znów krwawi z nosa, a gdzieś w trzewiach coś zagulgotało mu głośno i gwałtownie. Czyżby organizm wchodził w kolejny etap choroby, tak zwane gulgotki? Jeśli tak, za kilka godzin zacznie srać na rzadko.



CARLA

Interes został przypieczętowany. Odpoczynek zakończony. Carla wstała i ruszyła za Wędrowcem. Jaki miała inny wybór? Żadnego. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, nie wiedziała, jak się stąd wydostać. Chwyciła los za rogi i miała szansę wyjść z tego szamba w miarę czysta i – co najważniejsze – cała.
Wędrowiec szedł powoli. Nie palił światła, poza małą, zielonkawą latarką, która dawała naprawdę niewiele. To było na swój sposób przerażające i fascynujące, jak dobrze radzi sobie w ciemnościach tylko z tym zielonkawym, widmowym oświetleniem. Jakby był kotem.

Korytarz, którym ją prowadził, nie różnił się od innych. Zimny, wilgotny, ciemny.

- Uważaj – zatrzymał się wskazując coś pod nogami. – Potykacz.
Zwykła linka. Pułapka Hien.

Minęli ich osiem, nim przez kolejne wąskie przejście techniczne, przedostali się na następny sektor. Ten straszył ich pustką i odgłosami cieknącej wody. Monotonnym ciurkaniem dochodzącym, zdawałoby się, ze wszystkich stron.
Wędrowiec był spięty. Jakby się wahał.

- Dobra – zatrzymał się wchodząc do jednej celi – pustej i nadpalonej. – Teraz wejdziemy na jeden z niebezpieczniejszych sektorów w tej części więzienia. Nazywam go Czernią. Nie będziemy w stanie zapalić tam ognia, światła, a nasze myśli skierują się w naprawdę pojebane rejony podświadomości. Czerń wymusi halucynacje, pobudzi zapomniane wspomnienia, omamy. Zrobi syf w naszych czaszkach. Jesteś na to gotowa, czy poszukamy innej drogi?
 
Armiel jest offline  
Stary 04-10-2013, 10:13   #103
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
„Zrobi syf w naszych czaszkach… Dobre sobie. Trochę się spóźniła.”

Carla Ford syf w głowie miała już od dawna. Gdyby go nie miała… byłaby teraz szanującą się panią doktor z mężem – zapewne prawnikiem - i gromadką rozpuszczonych bachorów. Gdyby brud jej duszy nie przedostał się do głowy… nie skończyłabym w takim miejscu jak to. I co gorsza… nie czułaby się z tym tak dobrze.

Choć mieli przejebane, Carla dopiero tutaj w korytarzach Gehenny, wiedziała, że żyje. Niepewność następnego oddechu upajała ją. Każda rana, każda szrama, każda kropla krwi, którą uroniła w starciu z Hienami, była dla niej jak dotyk wyczekiwanego kochanka. Rozkosz ma jednak to do siebie, że potrzebuje coraz więcej bodźców. Z czasem pragnie się więcej, a Carla Ford była wyjątkowo zachłanną kobietą.

Jeśli Krzywy miał rację, to korytarz przed nimi prawdopodobnie opanował demon – jedna z tych istot, które czasem czuła w ścianach… To je karmiła swoimi emocjami i krzykiem ofiar, a teraz miała podejść bliżej. Wejść głębiej… w Czerń.

Odkaszlnęła, co przewodnik mógł odczytać jako wahanie. Ciekawe jakby zareagował, gdyby dowiedział się, że jego towarzyszka drepcze z nogi na nogę nie z powodu nerwów a narastającego podniecenia? Bo taka była Carla. Niewrażliwa już na to, co stanowiło podniety innych więźniów, lecz spragniona… jakże spragniona nowych wrażeń.

- Jestem… gotowa.

Drapieżny uśmiech wypłynął na jej popękane wargi.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 05-10-2013, 13:19   #104
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rick Ortega podczas pobytu w tej części sektora doszedł do jednego, niezwykle celnego - jego zdaniem - wniosku: Skrzyżowanie było popierdolone. Ta iście snajpersko celna teoria cisnęła mu się na usta ilekroć mijał rząd kolorowych lampek, żarówek, pomalowanych niczym błazny więźniów, pstrokato udekorowane nagie ciała więziennych dziwek i wydziaranych psycholi. To miejsce działało na niego jak narkotyk, który im więcej się go zażyło bardziej przyciągał do miejsca swego pochodzenia. Do szaleństwa.


Żołnierz miał bardzo silną psychikę, ale wiedział, że gdyby był tu sam opuszczenie tego miejsca mogłoby przyjść mu z większym trudem. Może każdy z nich w pojedynkę wcale by stąd nie wyszedł. Jedni skończyliby zadźgani w blasku kolorowych żarówek, inni uduszeni przez naćpaną dziwkę podczas stosunku, a kolejni skopani na śmierć na tutejszej arenie czy innej mordowni. Punisher nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości.

Za czerwoną kotarą czekał na nich ktoś kto był na tyle szalony, że uważał się za jednego z trzymających to całe gówno w ryzach. Szajba. Popapraniec jakich mało - nawet na Gehennie. Jego ośmiu umalowanych, śmiertelnie poważnych, uzbrojonych i opancerzonych Ripperrsów było obstawą godną jego aparycji. Niejeden psychol zatkał by sobie ego tak wyszukaną i mocną ochroną. Gdy po chwili milczenia śmiertelnie poważny, nie zdradzający niczego poza poważną chorobą psychiczną Szajba odebrał od grupy dwieście fajek grupa poszukiwawcza mogła ruszyć dalej. W kolejne niebezpieczeństwo...

***

Szybki marsz nie był dla Ricka wyzwaniem. Nawet, gdy Punisher był zmęczony, chory to najedzony i po zażyciu porcji leków mógłby oklepać jak dziecko niejednego cwaniaka uważającego, że tak się nie stanie. Mieszanina dźwięków charakterystycznych dla Skrzyżowania oddalała się coraz bardziej, ale mimo tego Ortega nie tracił na czujności. Wiedział, że nie może dać się uśpić, bo z takiego snu można już się nie obudzić...

Gdy ukazały się wrota Punisher przyjrzał się najemnikom je pilnującym. Członkowie gangu The Punishers mogliby go kojarzyć, gdyby tylko Rick od zawsze nie był tak obojętny na sprawy innych. Wychodził z celi jedynie wyraźnie o to proszony - na walkę, kogoś zabić lub przypilnować. Wysoki, szczupły gość z wysokiej klasy wszczepem nie wywołał u Ricka żadnych emocji. Nie zaskoczył go, bo jego reakcja w razie problemów raczej nie byłaby konieczna. Wynmayer był zatem szefem obstawy Terminala od tej, konkretnej strony.

Z tego co mówił nawszczepiany mężczyzna Terminal nie był drożny więc dojdą jedynie do sekcji transferowej. Tam miał ich znaleźć niejaki Sanches i jego ludzie. Wprawione w ruch grodzie odsłaniało stopniowo korytarz, a Mściciele obsługujący korbę byli od niechcenia osłaniani przez Rippersów.

Cała grupa weszła do środka do tunelu wyglądającego jak korytarz metra. Kiedyś nowoczesna magistrala komunikacyjna teraz ziała ciemnością i odrazą. Brak gościnności tego miejsca pozbawiłby chęci niejednego optymistę. Rick szedł w zaparte słuchając przewodnika.

Wynmayer poza wskazaniem im drogi dał znać na dole, że ktoś rusza magistralą. Wspomniał, że nie powinno być problemów, ale Rick na każde takie słowa brał poprawkę. Wolał mieć niespodziankę niż wypuścić na spacer bebechy po tym jak zaufa zdaniu czy dwóm rzuconym przez nieznajomego. Otwarta przegroda miała ich prowadzić prosto w łapy Sanchesa, który już czekał. Wielkość terminala zaskoczyła Ricka, który pierwszy raz od bardzo dawna poczuł wokół siebie przestrzeń. Przyzwyczajony do treningów taktycznych w terenie zielonym bardziej niż CQB żołnierz czuł się jak za dawnych lat na ziemi. Dopiero na tak szerokim spektrum mógł pokazać jak wiele jest wart on i jego karabin. Przeprawa miała być spokojna, ale on był gotowy.

Jakiś czas później ukazała się przed nimi kolejna gródź. Stało przy nich dwóch ludzi i KLAWISZ, którego Rick świetnie kojarzył. Jedna z bojowych maszyn STRAŻNIKA ani drgnęła na ich widok, ale Ortega miał broń w gotowości. Wiedział, że pancerz maszyny odbiłby każdy mniej celny pocisk. Na rozkaz Wynmayera jeden z ludzi otworzył Terminal. Gródź działała podejrzanie płynnie...

Groźba przewodnika nie wywołała u Ricka żadnych reakcji. Gość się nie uśmiechnął, nie spiął, nie spuścił wzroku. Punisher nie miał zamiaru wpuszczać do Terminala kogokolwiek nie mówiąc już o maszynach. O samym przebiegu ich wędrówki teraz decydowali inni. Praha, Torch, Jonasz. On był ramieniem zbrojnym, które w razie komplikacji usuwało z drogi przeszkody, które dało się usunąć. Tylko i aż tyle. Jak spotkają kogoś w tych tunelach to jest to grupa osób - podobnie jak oni - płacąca za skorzystanie z Terminala i nie mają im tego korzystania utrudniać. Rick miał to w dupie i stwierdził, że jak ktoś otworzy do niego ogień lub wyciągnie za blisko kosę spotka się z szybką reakcją. Bez pierdolenia się w tańcu.
 
Lechu jest offline  
Stary 07-10-2013, 23:23   #105
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Na całe szczęście Szajba nie zdarł z nich więcej, niż się umawiali. Bardzo szlachetnie z jego strony. Przez niecałą godzinę błąkania się po Skrzyżowaniu i przygotowań do drogi, Petrenko zdołał nieco odpocząć. Zawsze lepszy spacer z przystankami niż wyścig z czasem w ciemnościach. Teraz wyjątkowo nie spieszyli się, pewne sprawy wymagają po prostu nieco czasu.
Za resztki fajek, bagatela koło setki, kupili jakieś elektroustrojstwo dla Jonasza, do zagłuszania sygnału. Ciekawe, czy warto.

Wstyd przyznać, ale Oleg nie był do końca pewien, czy Terminal Skrzyżowania jest w użytku. Słyszał, że jest jakaś droga szybkiego ruchu w kierunku, w którym podążali, jednak dopiero gdy Praha z tą jego niezachwianą pewnością stwierdził, że chodzi o Terminal, uwierzył. Niewielu udało się zapanować nad tymi korytarzami, wiele z nich wciąż pozostawała pod władzą STRAŻNIKA, niektóre stały odcięte od wszystkiego, niedostępne dla ludzi tak samo, jak dla maszyn. Oczywiście, nawet tutaj nie chodziło o przejazd kolejką magnetyczną, nie da się całkowicie odizolować Terminala od STRAŻNIKA aby móc bez przeszkód poruszać się w metalowym pudełku z prędkością moloch tylko wie jaką. Tutejsze władze udostępniały bezpośrednie połączenie z odległymi sektorami oraz neutralny teren. Nie dosyć, że szybciej, to jeszcze bez kłopotów, czyli jeszcze szybciej. A im zależało na czasie. No, przede wszystkim dwójce z nich.

Ile osób zdechło w A-0677 do tej pory? Nie są nawet w połowie drogi, prawie połowa z nich nie żyje, a połowa żyjących mocno krwawi z nosów, póki co. Torch trzymał co do nich dystans. Nie, żeby coś się zmieniło, ale bardziej uważał, kiedy się do nich zbliżał. Tak na wszelki wypadek.
A miejsca miał sporo. Terminal był jak ogromny hangar z odległym, lecz niewidocznym w ciemnościach, horyzontem. Przyzwyczajony do niewielkich sześciennych klitek i wąskich korytarzy Oleg czół niepokój w otwartej przestrzeni. Jeśli z ledwością dostrzegasz ściany pomieszczenia, a wzrok masz jeszcze dobry, to wiedz, że jest źle. Ok, Punisherzy czy Rippersi, albo jedni i drudzy, zapewniają neutralność i bezpieczną przeprawę. Ale jak, do jasnej cholery, można czuć się pewnie i komfortowo, jeśli jesteś wystawiony jak na widelcu, bez żadnych osłon na gołej polanie? Torch nie mógł sobie wyobrazić, co czuje Ortega. Doświadczenie żołnierza i instynkt zabójcy pewnie dają mu w kość, buntując się przeciwko tak nieodpowiedzialnemu, samobójczemu wręcz, zachowaniu. A mimo to, idą korytarzami Terminala, mając nadzieję, że przynajmniej w ten sposób uda im się uniknąć niebezpieczeństw Gehenny.

Swoją drogą, Wynmayer wspomniał, że zabijając innych podróżnych psujemy im interes. Ale co mogą zrobić trupy? Przecież nie złożą skargi, ani nie poskarżą się liderom gangu... Paranoja podpowiedziała Torchowi, że to mogła być tylko podpucha, żeby zmniejszyć ich podejrzliwość, gdy najęci przez nich chłopcy będą ich wymijali, i gdy zaczną pakować im śrut w plecy. Bo w końcu, kto się dowie?

Nie spotkali jednak nikogo, dosłownie, i to stało się ich największym zmartwieniem na tę chwilę. Tam, gdzie powinien być Sanches, była krew. Zwykle taka zamiana, jeśli nieoczekiwana, nie jest korzystna.
Poświęcili chwilę na zbadanie miejsca, jednak ciężko było cokolwiek powiedzieć, żadnych śladów wskazujących, co mogłoby tu zajść. Odpoczęli chwilę w tej mało uroczej, ale jakże charakterystycznej dla Gehenny, scenerii, i ruszyli w dalszą drogę. Nie mieli na co czekać. Dobrze wiedzieli, że żadne wsparcie nie przyjdzie.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 08-10-2013, 19:32   #106
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Jon.
Przerzeźbieniec patrzy na monitor, jego oczy są blade, nieruchome i błyszczące jak chromowane kulki, nanotytanowe skalpele.
Ile mi zostało do sraki i w ogóle… ???
Przechyla głowę, zastanawia się czy skłamać. Tak - nie. Zero - jeden. Najprostsza logika, banalna alternatywa. Dwie bramki. Kłamstwo jest jednak zbędnym wysiłkiem, zbędnym wydatkiem energii. Szkoda na niego czasu, tak jak szkoda jest tego mózgu osadzonego w niszczejącym ciele.
7-8 h (?) / wynik niejednoznaczny //
38 h //
Kolejne bramki. Tym razem warunkowanie jest bardziej skomplikowane. Litość. Brak zrozumienia. Respekt. I świadomość, że potrzebuje Praha bardziej niż kogokolwiek innego. Potrzebuje jego zaradności i sprytu. Potrzebuje determinacji, która pozwoliła mu usunąć kłopotliwego księdza i noża, którym poderżnął wielebnemu gardło. Potrzebuje jego komputera i jego umiejętności. Potrzebuje…
Zdążymy //
Dopisuje po krótkiej chwili, zamykając jedną z bramek. Pocieszenie bez pokrycia, przekłamanie prawdopodobieństwa, które ostatecznie ześlizguje się w kłamstwo.

Ostrożnie - jakby pieprzył trans-człowieka przerzeźbionego w bio-kryształy - formatuje kolejne partycje swojego WKP, klonuje Ego i otacza firewallem, maskuje się za komputerem Praha: za jego IP, za jego numerami seryjnymi. Spokojnie, metodycznie. Programuje przekierowanie, wystawia Szczura jak żywy cel.

To tylko kolejna bramka.
Kolejny wybór. Kolejne zero - jeden.

Uśmiecha się spod ciemnych gogli do Szczura tym swoim bezbronnym, chłodno-kruchym uśmiechem.
Nie czuje najmniejszego wyrzutu sumienia.


* * *


Nie może oderwać wzroku od twarzy Wynmeyera. Jak wiele czasu minęło od kiedy widział odrutowanego? Niemal pożera wzrokiem miejsce gdzie zielonkawy fiberglass scala się ze skórą twarzy. To prosta samoróbka, prymitywna, brutalna. Bardziej gwałt na żywym mięsie niż harmonijne połączenie. Ale gwałt, gwałt w kontrolowanych warunkach też potrafi podniecić i Jonasz czuje to. Mocno, niemal boleśnie.

Krzywi usta, rekonfiguruje priorytety i niemal czuje jak dodatkowe gruczoły przykręgowe uwalniają odpowiednie inhibitory. Przeprogramowuje się kolejny raz.
Ale nawet na moment nie odwraca wzroku.


* * *


Zagaduje milkliwego Torcha. Próbuje nawiązać dialog, wypracować jakiś szlak komunikacyjny, rozwiązać zagadkę, którą jest dla niego starzec. Stara się zrozumieć dlaczego wybrali właśnie jego. Zrozumieć, ocenić, przybić szpilką w białej gablocie, skatalogować. Określić parametry, ocenić przydatność. Oswoić po swojemu w zrozumiałych i klarownych wyznacznikach prawdopodobieństwa.


* * *


Kontrast pomiędzy Skrzyżowaniem a Terminale jest ogromny. Mrowisko, ul, kołtun pełen czepiajacych się życia oszalałych wesz i cichy, przestronny korytarz jak sterylna pochwa gigantycznej samicy z nanotytanu i grafenu. Karnawał biolo i obudowana cieniami przestrzeń. Dla Jonasza to nie jest żadne porównanie, żaden wybór, żadna alternatywa. Skrzyżowanie przypomina mu opanowane przez robaki śmieciowisko, zwyrodniałą karykaturę wielkiego miasta.

W Terminalu oddycha głęboko. Z ulgą.

I gdy jego obciążone pierścieniami kontrolnymi tańczą pomiędzy interfejsem VR, wykrywaczem elektroniki i jammerem wydaje się żywy i ludzki jak nigdy wcześniej.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 08-10-2013, 21:14   #107
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



TORCH, PRAHA, JONASZ, ORTEGA


Krew zmroziła ich. Wpompowała adrenalinę do krwi zastrzykiem czujności.
Coś było nie tak. Czuli to w powietrzu. Czuli krew i to charakterystyczne COŚ, co towarzyszy nagłej przemocy, coś, co odciska niewidzialne piętno na otoczeniu.

Ciemne tunele były ciche. Pozbawione życia.

Chociaż nie do końca.

- Chodźcie – to Ortega pierwszy dostrzegł znalezisko.

Pod ścianą – metalową i ciemną, leżała ręka. Ludzkie przedramię oznaczone tatuażem Rippersów. Ręka odcięta gładko, fachowo czymś ostrym. Równo – mięśnie, żyły, ścięgna, kość. Z niemal chirurgiczną precyzją.

- Trzeba stąd spierdalać – Praha rozgląda się czujnie. – Tam.

Wskazuje tunel techniczny zamykany zamkiem cyfrowym. Obok zamka ktoś zamontował „obejście”. Prymitywne, ale skuteczne urządzenie przejmujące kontrolę nad elektroniką STRAŻNIKA.

Praha studiuje oznaczenia kodowe. Sektor A-0673. Dwa sektory do celu! Nieźle. Zgodnie z planem.

- Potrzebujemy kodu dostępu.

Jonasz podchodzi do urządzenia. Przygląda się mu z uwagą. Krytycznie. Wręcz z pogardą.

- Sto osiemdziesiąt sekund. Najwyżej. – rzuca krótko podpinając swój WKP pod urządzenie. Szybko, sprawnie, fachowo. Widać, ze wie co robi.
Praha przygląda mu się z uwagą. Potrafi docenić dobrą szkołę. Potrafi docenić umiejętności mistrza w swojej dziedzinie. Być może jako jedyny poza Jonaszem w tej grupie.

Ortega i Torch koncentrują się na otoczeniu. Obserwują tonące w ciemnościach fragmenty TERMINALA. Broń trzymają w pogotowiu. Przeczesują snopami latarek podejrzane rejony.

Jonasz podpięty pod urządzenie wrzuca w bebechy sterownika swój program deszyfrujący. Kombinacja sześciu cyferek. Prosty, szybki kod. Cyferki śmigają na wyświetlaczu WKP w iście diabelskim tempie. Przechodzą jedna w drugą w szaleńczym tańcu elektronicznej enigmy.

Jonasz dzieli swoją uwagę pomiędzy włam elektroniczny do sterownika drzwi, jak również na sygnały emitowane przez jego wykrywacz elektroniki.

Zagłuszacz musi wyłączyć, podkręcić, by prymitywna emisja nie wpłynęła na pracę WKP i proces deszyfracji. Może datego dociera do niego za późno, że nie są sami!

Że mają towarzystwo!


* * *


CARLA

Wędrowiec uśmiecha się i bez słowa rusza korytarzem. Nie ogląda się na Carlę, ale wie, że Córa Rzeźni idzie za nim. Sektor jest cichy. Mroczny. Mężczyzna otwiera prosty mechanizm i kolejny sektor staje przed nimi otworem.

Wkraczają w Ciemność. W Czerń, jak to miejsce nazwał Wędrowiec.
Początkowo nic się nie dzieje. Światło ich latarek faktycznie zanika. Jakby mrok wokół pożerał je powoli, zachłannie i niepowstrzymanie.

- Złap się mnie za pasek i nie puszczaj – głos Krzywego jest dziwnie zniekształcony. Brzmi … obco. Budzi jednak w Carli niespodziewany odruch posłuszeństwa.

Wyciąga dłoń przed siebie, w ciemność, licząc na to, że trafi na jego ciało. Ale zamiast tego czuje jedynie zimny uchwyt kajdanek, szybki zacisk. Widać, że mężczyzna nie robi tego pierwszy raz.

- Spokojnie – głos wcale jej nie uspokaja. – Drugą zapinam na swojej ręce. Nie zgubimy się w Czerni.

Dociera do niej, ze chce ich dobra. Na razie.

Przez chwilę idą w milczeniu. W idealnych ciemnościach. W idealnym mroku. W Czerni.

Ale czerń przestaje być Czernią. Czas zatraca się. Zanika poczucie rzeczywistości. Carla nie czuje siebie. Nie czuje swojego ciała. Tylko słyszy oddech. Nawet nie wie, czy to jej oddech, czy kogoś innego.

Przed oczami więźniarki pojawia się pierwsza plamka światła. Zwija się w małą spiralę. Biała. Rani oczy w Czerni. Czarna. Rani oczy w bieli.

Zwija się. Zwija w szaleńcze okręgi. Wiruje, niczym potępione dusze. Wiruje, niczym diabelski młyn.


Carla zamyka oczy, ale przecież i tak nic nie widzi poza tą spiralą. W tej Czerni.

Spirala zwija się. Obraca coraz szybciej i szybciej. Niczym niepowstrzymany wir. Niesie za sobą posmak grzechu.

Zapomnienie. Obrazy.

Wsysa człowieka, niczym wir. Wysysa, niczym duchowy wampir.

Carla nie czuje już niczego. Nie czuje już nikogo. Nie czuje ….

Nie ….





TORCH, PRAHA, JONASZ, ORTEGA


Maszyna wynurza się z ciemności bezszelestnie. Zapewne wcześniej maskowana jakimś rodzajem kamuflażu termooptycznego wyłania się z ciemności, niczym zwiastun nadchodzącej zagłady.

Nie jest to przysadzisty KLAWISZ. Nie jest to wieloramienny i groźny CERBER. Nie jest to TŁUK, maszyna nastawiona na ogłuszanie i obezwładnianie więźniów. To coś nowego. Nie znają tej konstrukcji. Nigdy wcześniej jej nie widzieli i nigdy wcześniej o niej nie słyszeli.

Maszyna przypomina owada. Modliszkę nieco wyższą od człowieka. Czarny pancerz, chude nogi, obły kształt. Na swój sposób piękna. Pełna harmonia stali i misternej sztuki inżynierskiej.

Nazwa nowej maszyny sama nasuwa się na myśl. MODLISZKA.

Czerwone oczy maszyny kierują się w ich stronę.

Wszystko to dzieje się w ułamku sekund, w mgnieniu oka.
Cichy świst przeszywa powietrze.

Stalowy pręt, niczym bełt wystrzelony z paszczy MODLISZKI wbija się w sam środek czaszki Praha. W tej samej niemal chwili, kiedy ciało szczura, wiedzione instynktem przetrwania, próbuje rzucić się w bok. Zbyt wolno. O kilka nanosekund. Z przedziurawioną czaszką, sława tuneli, nieschwytany szczur pada trupem na ziemię.

Jonasz rozumie. Jonasz wie. To on był celem. To on miał zostać wyeliminowany. To „robak”, jakiego zaszczepił w WKP Praha sprowadził na szczura śmierć.

Dwanaście sekund.

Tyle mają czasu na otworzenie drzwi.

Ortega strzela! Wie, że nie może marnować czasu! Musi rozwalić maszynę. Lub przynajmniej zdezorientować.

MODLISZKA rusza w ich stronę unosząc przypominające miecze przednie odnóża. Wąskie nogi przebierają energicznie, odnóża wybierają teren przed robotem ostrożnie, z wielką precyzją i pieczołowitością.

Kule rykoszetują po pancerzu, krzeszą iskry i z wizgiem śmigają na wszystkie strony. Pancerz robota wydaje się być naprawdę solidny.
 
Armiel jest offline  
Stary 11-10-2013, 22:32   #108
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ściana jak ściana. Ciemna, chropowata, obita metalem. Od jej koleżanek różnił ją jedynie jeden element - leżąca pod nią ręka. Żołnierz, którego większość życia sprowadzała się do sprawiania bólu, tropienia i zwykłej czujności dojrzał kończynę będącą niczym wcielenie podanych umiejętności. Przedramię poza tatuażem Rippersów i sporą muskulaturą nie nosiło żadnych znaków szczególnych. Odcięte zostało niezwykle gładko i precyzyjnie - jednym profesjonalnym cięciem. Rick obawiał się, że nikt z ludzi kto potrafi tak zabijać nie zostałby do Terminala nawet wpuszczony. Hieny to też nie było, bo - mimo iż nie brakowało im siły - atakowały ze zbyt dużą agresją, brutalnością i zbyt szałaputnie aby dokonać tego typu zniszczeń...

Praha bez problemu wskazał tunel techniczny, którym cała grupa mogła oddalić się od tego przeklętego miejsca. Jonasz zabrał się za zamek kodowy, a Punisher i Torch zajęli się obstawą. Mimo iż Rick znał się na rzeczy wiedział, że do obstawienia takiego terenu musiałoby ich być przynajmniej dwa razy tyle. Mimo to komandos bez zastanowienia wodzi latarką po coraz gorzej się kojarzących skrawkach tunelu. Jest gotowy do walki, czujny, nie zna litości...

Maszyna pojawiła się nagle. Punisher nigdy nie spotkał tak bezszelestnego modelu. Nie był to pancerny Klawisz, monstrualny Cerber czy Tłuk będące jedynymi jakie spotkał na dryfującym kolosie. Było to zupełnie coś innego, a wyglądem przypominało... modliszkę.


Ciemny, matowy pancerz, miniaturowa hydraulika, śmiertelnie groźne ostrza. Tyle mógł zobaczyć na pierwszy rzut oka. Stalowy pocisk, który trafił Praha wybił żołnierza z rytmu. Powoli zamykająca się paszcza była otwarta na tyle długo aby Ortega zobaczył, że to jedyny jakim dysponuje maszyna. Szczur tunelowy, którego uważał za najbardziej przydatną osobę w grupie i ten, którego za nic nie podejrzewał się przeżyć właśnie stygł na nieregularnie płaskiej posadzce Terminala. Nie ma czasu do namysłu. Mściciel z diabelską precyzją strzela w korpus przeciwnika. Kula z charakterystycznym dźwiękiem rykoszetuje, a sama Modliszka niewzruszona ruszyła naprzód. Przyszedł czas na myślenie. Rickowi wydawało się, że słabsze punkty maszyny były na głowie i w okolicy łączenia odnóży z korpusem czy też kuprem. Nie znał budowy jebanych modliszek. Uniósł karabin żałując, że sprzedał obrzyna. Kula w łeb powinna załatwić sprawę. Miał przynajmniej taką nadzieję.


Torch tymczasem wydobył z torby miotacz ognia. Zaraz miało zrobić się gorąco. Strzały Ortegi były precyzyjne. Nie mógł sobie pozwolić na marnowanie kul. Pociski trafiały z łeb maszyny dziurawiąc sensory optyczne. Torch wykorzystał ten moment i kiedy robot znalazł się w zasięgu posłał w jego stronę ognistą smugę. Płomienie osmaliły ciemny lakier, zalśniły w pogruchotanych oczodołach. Maszyna zamarła na chwilę, a potem, mniej już jakby pewnie, ruszyła w kierunku Torcha. Jej cholernie ostre odnóża zaczęły ciąć powietrze przed robotem. Ich świst działał na nerwy ludziom. Maszyna zbliżała się coraz bardziej.

Ortega nie zamierzał dać robotowi pociąć jednego z jego nielicznych kompanów więc wystrzelił w łączenie odnóży z korpusem. Uważał, że jak zniszczy ten element robot nie będzie mógł się poruszać, a od tego prosta droga do unicestwienia mechanicznego przeciwnika. Prosta jak tor lotu jego kul. Torch zdecydował się wycofać ułatwiając żołnierzowi sprawę.

Ortega przeniósł ogień na odnóża maszyny, ale kule nie uczyniły takiej szkody, jakby sobie życzył więzień. Owszem. Trafiał precyzyjnie, lecz w konfrontacji z maszyną kule robione domowym sposobem przez skazańców spisywały się średnio. Ale swoje zrobiły. Jedna z nóg zaiskrzyła, sypnęła snopem iskier i zdecydowanie zwolniła. Modliszka również.

Torch wycofał się pod drzwi. Jonasz skończył zbieranie sprzętu, przebiegł koło ciała Prahy i szybko zdjął torbę z jego ramienia, chwytając ją w jedną z rąk, a broń w drugą. WKP nie miał zamiaru ruszać. Maszyna człapała za nimi. Jeszcze chwila i robot znajdzie się na tyle blisko, by użyć swoich ostrzy. Do otwarcia drzwi zostało dosłownie kilka sekund! Musieli tyle wytrwać!

Ortega przestał strzelać. Czekał aż stwór zbliży się naprawdę blisko. Ryzykował trafienie, ale chciał strzelić ostatni raz w łeb z bardzo bliska. Na precyzji niewiele zyska, bo był strzelcem wyborowym, ale może siła przebicia będzie większa. Albo będzie miał fart na co jednak nie liczył...

Ortega zaryzykował. Skrócił dystans do maszyny prześlizgując sie pod wzniesionymi ostrzami. Cudem chyba tylko uniknął opadających odnóży, niemal przystawił lufę do łba robota i nacisnął spust. Kula wystrzelona z takiej odległości dokonała prawdziwego spustoszenia. Wyrwała dziurę w powłoce, a z łba strzeliły iskry i uniósł się tłusty dym. To jednak nie wystarczyło! Maszyna nadal wymachiwała ostrzami! Zdawała się być niezniszczalna. Niepokonana! Co jednak nie było prawdą...

Ortega odskoczył unikając poszatkowania, chociaż jedno z ostrzy rozdarło jego uniform nieznacznie zahaczając o skórę. Draśnięcie. Niewiele więcej. Ale wystarczyło, by żołnierz nabrał respektu do przeciwnika. W końcu to był robot.

Jonasz w końcu odpalił zagłuszacz i skierował go w stronę maszyny. Nie było widać efektów, co mogło oznaczać, że urządzenie nie działa, jak również to, że działa niezauważenie dezorientując szumem elektronicznym robota.
Drzwi zaczęły się rozsuwać tuż przy przyczajonym pod nimi Torchem.

Ortega nabrał respektu i nie zamierzał ciągnąć tego ani chwili dłużej niż to będzie konieczne. Musiał dać czas pozostałej dwójce na wejście, a potem samemu się wycofać. Wiedział jednak, że zanim się wrota zamkną maszynka może poszatkować ich informatyka, a na to pozwolić nie mógł. Nie kiedy została ich jedynie trójka… Walczył więc decydując się poświęcić kolejne kule i oddalić się nieco od wrót. Jak Jonasz z Torchem wejdą da im znać aby zamykali. Jak wrota będą tuż przy ziemi sam podbiegnie i wlezie do środka. Tak aby maszyna już za nim nie wlazła. Ryzykowne, a nawet bardzo, ale nie miał innego wyjścia…

Dwie kule później jego plan się spełnił i wszyscy mogli znaleźć się za wrotami. Modliszka została po stronie Terminala nie dając za wygraną. Uderzyła kilka razy we wrota tunelu technicznego, ale w końcu walenie ustało. Maszyna się poddała. Przed grupą pojawił się ciemny korytarz, a Ortega powiedział cicho:

- Draśnięcie. - jakby uspokajając samego siebie po położeniu ręki na ranie. - Dajcie mi minutę i idziemy dalej. Co tam masz w rzeczach świętej pamięci Prahy? Może coś mi się przyda…
 
Lechu jest offline  
Stary 14-10-2013, 11:32   #109
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Carla szła przed siebie w ciemność, choć nie wiedziała dokąd ani po co. Szła, choć była bardzo zmęczona. Chciała przystanąć, lecz silna ręka ciągnęła ją do przodu.

- Mamo... mamo... dokąd idziemy? Jestem taka zmęczona... mamo...

Próbowała zajrzeć w twarz rodzicielki, która górowała nad nią, lecz jedyne co widziała to materiał czerwonej, długiej spódnicy. Słyszała też jej furkot przed sobą. Dłoń ciągnęła coraz mocniej.

- Jesteś na mnie zła? Mamo... stańmy na chwilę... proszę.

Nic. tylko ten furkot... fyr... fyr... fyr...

- Mamo, proszę... to boli!

W odpowiedzi rozległo się coraz szybsze, bardziej nerwowe furkotanie. Fyr, fyr, fyr! Z przerażeniem Carla ujrzała przed sobą lewitujące skalpele, które cięły powietrze po obu stronach wąskiego przejścia. Czekały na nią.

- Kryminalistka! Nie masz dyplomu, nie masz dyplomu, nie jesteś prawdziwą lekarką, co z ciebie za człowiek, nie masz dyplomu, nie masz uprawnień, nie jesteś nawet podrzednym felczerem, nie sprawdziłaś się, jesteś nikim, nie masz dyplomu...


Noże raz za razem szeptały jak mantrę obraźliwe słowa. Kobieta stanęła gwałtownie, by uniknąć spotkania z nimi. Czuła się taka mała i bezbronna. Jak dziecko zamknęła oczy i zaczęła krzyczeć, by odgonić złe moce.

- Nie! - krzyknęła - Zostawcie mnie!

- Już dobrze... zaraz uzupełnimy twoje wykształcenie
- odpowiedział męski głos.

Kto to powiedział?

- Tatuś?

- Zaraz zrobimy ci dyplom - głos stawał się oślizgły.

Carla szarpnęła, lecz coś wciąż trzymało jej rękę... szarpnęła ponownie, chcąc puścić dłoń, którą trzymała, lecz teraz to nie była już ręka tylko zwiotczały, guzowaty penis Papy Lucia.

- Bierz go do pyska. To Twój egzamin ustny, kurwo!

- Nie! Jestem lekarką! Jestem...


Chciała krzyknąć coś jeszcze, ale obleśny fallus w jej ręce nagle ożył i zmienił się w pokrytą śluzem mackę, która wystrzeliła w kierunku twarzy kobiety. Zacisnęła wargi aż do krwi. Nie mogła się poruszyć, a teraz też nie mogła krzyczeć. Jęcząc z trwogi, czuła jak obrzydliwa macka pełza po jej twarzy.



Kleista maź niemal zlepiła jej nozdrza i powieki, lecz to wciąż nie był koniec. Potworne odnóże zeszło niżej, ociekając zielonkawym kwasem. Carla z odrazą zobaczyła, jak pod wpływem dotyku potwora jej ubranie rozpuszcza się, a na ciele powstają różowe placki - jakby malinki.

Chciała się wyrwać, uciec jak najdalej stąd, lecz ciało jej nie słuchało. Nagle okazało się, że podobne macki trzymają jej nogi i ręce. Na końcu korytarza zaś z ciemności wypełzła jeszcze jedna potworna odnoga, celując w podbrzusze ofiary.

- Nie!!!!

Przejmujący krzyk tylko zachęcił mackę, która wbiła się nie w łono, lecz w pępek kobiety. Carla czuła jak przez pępowinę potwór rozpycha się i pełznie w stronę jej łona, by tam... Poczuła mdłości. Zobaczyła okrągłe zgrubienie przepychające się wewnątrz macki i zmierzające do jej ciała. Czyżby demon chciał złożyć w niej swoje jajo?

- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!

Bliska szaleństwa darła się tak, jak jeszcze nigdy - nawet podczas pamiętnej sesji bdsm z Papą Lucio, który rozorał jej twarz nożem. Była gotowa zrobić wszystko, by przerwać ten koszmar...

... lecz on wciąż trwał.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 14-10-2013 o 11:34.
Mira jest offline  
Stary 14-10-2013, 16:48   #110
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Czasem ludzie mają szansę walczyć o życie, zarówno w zwykłej potyczce na noże, jak i w przypadku nowotworów. Często jednak rzeczy po prostu się dzieją, a ich konsekwencją jest Twoja śmierć.
Tak umarł Praha. Bez krzyku, bez walki, może nawet bez świadomości zbliżającego się końca. Nic w tym poetyckiego, już lepsza jest śmierć na Arenie. Przynajmniej umierasz nie jak zwykły śmieć, lecz jako wojownik, nawet jeśli poległy. Praha zaś zostanie kupką organicznego nawozu, leżącą zupełnie nie na miejscu; bezimiennym, który miał pecha. Tak bywa często na Gehennie, co nie zmienia faktu, że ten konkretny bezimienny był im cholernie pomocny. Czy to znaczy, że bez niego nie dadzą rady? Oczywiście, że nie. Będzie jednak trudniej, w końcu jest ich o jednego zdeterminowanego człowieka mniej.

Na Gehennie nikt nie płacze po śmierci drugiego. Wszyscy za to zdają się myśleć "To mogłem być ja". Teraz ta myśl dodała Torchowi więcej adrenaliny niż kiedykolwiek. Wyciągnął miotacz, gotów do walki. Nie był pewien, jak amatorska mieszanka zadziała na syntetyka, ale uznał, że skoro pociski Ortegi czynią widoczne szkody, nie zaszkodzi jeszcze podgrzać główki żywym ogniem. "Strzał" osmolił ją i na moment maszyna zwolniła. Po chwili dopiero zaczęła człapać niepewnie do przodu i machać zaostrzonymi odnóżami, jakby na oślep. Wyglądało na to, że zyskali trochę czasu.
Oleg schował miotacz, nic więcej by nie wskórał, skupił się za to na przygotowaniu do ucieczki. Jonasz zwinął mądrze fanty martwego szczura, zaś Punisher co rusz strzelał do mecha, ze średnim rezultatem. A Torch tylko czekał, aż żelazne skrzydła rozsuną się wystarczająco, pozwalając mu opuścić korytarz i wreszcie zejść z kursu Modliszki. Pewnie gdyby miała czymś strzelić, zrobiłaby to przy pierwszym ostrzale, jednak nie ma potrzeby kusić losu.
Blady użył swojej nowej zabawki, ale nie dało się powiedzieć, czy ustrojstwo w ogóle działa.
Drzwi rozsunęły się na tyle, żeby odsłonić pozbawiony światłą korytarz. Petrenko zerknął na Jonasza, na latarkę zawieszoną na pasku.

- Daj latarkę – powiedział, ale jego ręka była szybsza, już chwycił, już odmotał, już stał jedną nogą w ciemnym korytarzu. Poświecił niewyraźnym światłem, nic szczególnego, żadnego zagrożenia w zasięgu wzroku. Wszedł szybko i wyszył do przodu, sprawdzić co jest za zakrętem. Czysto, sucho, bez niespodzianek. Bezpiecznie. Wrócił się akurat, by zobaczyć wbiegającego Ortegę, ledwo uniknął przytrzaśnięcia zamykanymi ścianami metalu. Kilka uderzeń modliszki, napięcie mięśni gotowych do ucieczki, chwila wahania, może już zacząć biec? Cichnie, odchodzi, SI zdiagnozowało, że się nie przebije. Jebane roboty.

Ortega mówi coś o jakimś draśnięciu, Oleg przypomina sobie o jego latarce z dynamem. Zdecydowanie woli tę od Jonasza.

Teraz on stoi na czele stada, teraz tylko od niego zależy obrana droga. A wystarczy jeden błąd w tej kwestii, i zginą marnie. Co ciekawe, dobry wybór nie niesie ze sobą adekwatnych korzyści, jedynie zmniejsza niebezpieczeństwo.

Jonasz rozdaje witaminy, jedna z lepszych rzeczy, jakie zostawił po sobie Praha, po czym zebrało mu się na pogaduszki. Już w drodze po terminalu zaczepił go, wymienili nieco grzecznościowych uwag, Torch miał okazję opowiedzieć o swojej barwnej przeszłości, która mocno zdziwiła hakera, sądząc po jego minie. Wyglądało tak, jakby był jakimś tech-jechowym – poprzednia rozmowa miała zmniejszyć dystans między nimi, a teraz chciał przekonać Olega o wyższości bioinżynierii, wszczepów i rzeźbienia w genotypie, nad nim, nad istotą pierwotnie ludzką. Dlaczego? Chciał udowodnić swoją wyższość, poniżyć Petrenkę, czy może po prostu brakowało mu dyskusji na tematy światopoglądowe? Chociaż, biorąc pod uwagę jak mało zdradzał o sobie, raczej chciał wybadać, z jakiej gliny ulepiony jest Ukrainiec. A niech ma, niech się zapcha danymi podczas algorytmizacji, jeśli myśli, że można uprościć człowieka do kilku liczb i dzięki temu przewidzieć jego ruch. Wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono. Inni wiedzą jeszcze mniej.

Musieli ruszać. Modliszka mogła szukać właśnie alternatywnej drogi do więźniów, a i Ortega w którymś momencie zacznie srać buraczkami. Może zdążą zanim do tego dojdzie.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172