Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-05-2014, 20:40   #231
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


MUZYKA PRZEWODNIA POSTA

CARLA I TORCH

Wparowali przez otwarte drzwi, jedno po drugim, gotowi odeprzeć wszelki atak.

Ale atak nie nastąpił.

Za drzwiami znajdowało się zaciemnione pomieszczenie lub kolejny korytarz, czego nie byli w stanie stwierdzić.

Pomieszczenie było ponure i zaciemnione, nie licząc kilku świateł palących się przy wejściu. Świateł w których blasku byli dobrze widoczni w przeciwieństwie do Staina, który musiał ukrywać się gdzieś w mroku.

Szybko skoczyli na boki, by nie wystawiać się na strzał dłużej, niż mgnienie oka. Jak się okazało, słusznie!

Gdzieś z ciemności huknął strzał i kula przeleciała koło nich ze świstem rykoszetując z metalicznym odgłosem na którejś ze ścian.

Stain tutaj był!

- Za późno! – usłyszeli jego krzyk. – Bestie zrodzone z otchłani, dziecię już poszybowało do Edenu, do nowego Raju.

PROCEDURA STARTU ROZPOCZĘTA

Usłyszeli mechaniczny głos nadający gdzieś z głośników pod sufitem.

DZIESIĘĆ, DZIEWIĘĆ, OSIEM …..


Zaczęło się końcowe odliczenie i zapaliły się pulsujące żółtym blaskiem światła odliczające kolejne sekundy.

W ich blasku ujrzeli Staina. Stał na drugim końcu długiej na piętnaście metrów sali, w pobliżu czegoś, co wyglądało jak drzwi śluzy. Naukowiec miał na sobie polimeryczny skafander z charakterystycznym hełmem umożliwiającym przetrwanie w próżni, a jego dłoń spoczywała na dźwigni awaryjnego otwierania śluzy.

Wiedzieli, że jeśli pociągnie za tą dźwignię, pomieszczenie, w którym się znajdowali ulegnie dekompresji. Wiedzieli też, że nie zdołają otworzyć drzwi, którymi się tutaj dostali, nim procedura odliczania nie dobiegnie końca.
Gdy tylko o tym pomyśleli ujrzeli, jak drzwi do pomieszczenia jakaś potworna siła wyrywa ze stalowej ościeżnicy, jakby były papierową przeszkodą.

SIEDEM …

Odliczanie nadal trwało.

Dłoń Staina napięła się, jakby szalony naukowiec chciał szybciej dokonać dekompresji.




JONASZ I BASS

Szli za upiornym dzieckiem, czy też raczej pędzili, jeśli chcieli dotrzymać jej kroku. Dziewczynka nie oglądała się za nimi, nie zwracała na nich uwagi. Biegła korytarzem, z prędkością zapierającą dech w piersiach, a może tylko obu rannym więźniom tak się wydawało.

Dogonili ją dość szybko w pomieszczeniu, które nie było niczym innym, jak zapleczem wyrzutni kapsuł ratunkowych.

Jonasz znał ten typ kapsuł ratunkowych. Typ LIFE-FIVER wyprodukowany przez U-CORPOR. Nie miał jednak pojęcia, skąd wzięły się na GEHENNIE. Nigdy, w żadnych widzianych schematach, nie spotkał się z tymi kapsułami.
Każda z nich była miniaturowym statkiem kosmicznym na dwie osoby. W pełni naładowana pozwalała wyznaczyć kurs i zahibernować pasażera, a zasilanie starczyło teoretycznie na nieśmiertelność. Kapsuła potrafiła generować energię za pomocą żagli solarnych i jeśli coś w samym mechanizmie hibernacyjnym by się nie zepsuło pasażer mógł dryfować przez wszechświat w stanie krionicznego snu nawet stulecia.

To była szansa na ucieczkę. Szansa na ocalenie. Na ucieczkę z tego przeklętego miejsca.

Pozostało jedynie pytanie, ile kapsuł ratunkowych zostało w wyrzutni. Powinno być ich pięć, ale czy tak było?

Dziewczynka zatrzymała się przed drzwiami z wyraźnie połączonym na okrętkę mechanizmem.

- Tam jest ojciec, syn jego i brat mój.

PROCEDURA STARTU ROZPOCZĘTA

Usłyszeli głos z głośników.

DZIESIĘĆ, DZIEWIĘĆ, OSIEM …

Końcowe odliczanie! Być może ostatnia kapsuła startowała w kosmos ze Stainem na pokładzie.

- Ojcze!

Dziewczynka naparła na drzwi, popchnęła je rękoma, rozrywając stal, jakby to był papier, wyrywając dziurę do kolejnego pomieszczenia, oświetlanego przez migoczące, żółte światła.

- SIEDEM…
 
Armiel jest offline  
Stary 29-05-2014, 23:00   #232
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Kurwa - szepnęła Carla.

Czas, który zajęło wypowiedzenie cichego przekleństwa był adekwatny do czasu jej orientacji w sytuacji. Rachunek był prosty: Oleq mógł zabijać pojedynczo, nowy przybysz (kimkolwiek było to ścierwo) również, Stain mógł ich załatwić zbiorowo, więc to on stanowił teraz największe zagrożenie.

Kobieta ruszyła w jego kierunku biegiem, przygotowując karabelę do cięcia. Nie zamierzała zabić od razu, a rozedrzeć kombinezon i uniemożliwić w ten sposób naukowcowi przetrwanie. Zemsta - tylko ona się liczyła, gdy zabrakło wiary w wybawienie. Tak zawsze postępowała Carla Ford.

Popędziła naprzód, zdecydowana ciachnąć Staina. Metaliczny dźwięk rozrywanego metalu wbijał się w jej uszy z mocą wiertarki udarowej. Ręka Staina zaczęła przesuwać się w dół, dźwignia była w połowie pozycji, która otwierała gródź. Carla była w połowie drogi, gdy w promieniu widzenia pojawiło się upiorne dziecko.

Skupiona na obranym celu kobieta poświęciła dziewczynce, która właśnie weszła do pomieszczenia, zaledwie jedną myśl.

„Czy ona jest jak Czerń?”

Na wspomnienie demona, Carla poczuła ścisk żołądka, ale też gorąco pomiędzy nogami. Nie było jednak czasu na fantazje, jeśli teraz nie przeszkodzi Stainowi – wszyscy staną się wspomnieniem Gehenny.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 31-05-2014, 21:26   #233
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Sytuacja nie wyglądała dobrze. Stein oszalał, i to dosłownie. Nie chodziło już nawet o jego eksperymenty, bo jako geniusz musi przekraczać granice, to podstawa postępu, ani o nadzieję odnośnie odtwarzania cywilizacji w dwie osoby, bo może ta planeta naprawdę istnieje? A skoro istnieje kopia Terry, może są tam też ludzie, tacy jak my? Może faktycznie dałby radę przeżyć, i żyć jeszcze długie lata? Ale nie, to nie mrzonki, on był naprawdę szalony. Szalony, ranny i zdesperowany pies ogrodnika. Otworzy śluzę i wszyscy troje zginą, on również - tyle że później, będzie jeszcze przez jakiś czas latał w próżni, aż mu się powietrze nie skończy.
Chyba, że był przypięty. Ale nie, nie... Nie był, prawda?

Oleg nie zdołał się przyjrzeć, odskoczył za szafkę, wtulił się w kąt między jej bokiem, a zimną ścianą, stracił go z oczu, i nie miał teraz ochoty się wychylać. Carla ruszyła w kierunku doktorka, a Torch skupił się nad tym, co rozorało stalową grodź. Na Ogniu.

To był TEN Ogień, Ogień nie tyle jako płomień, nawet nie jako żywioł, ale jako coś jeszcze ponad to. To był Ogień, któremu się oddał, absolut jego wąskiego Świata. Gdyby
Ogień teraz odebrał mu życie, ucieszyłby się, tak niepodważalne było jego oddanie, jego Wiara w Ogień.

Kim Ona była? Kapłanką Ognia? Dotychczas poznał tylko Płomienie, jedyny sposób, aby się do Ognia zbliżyć, nawiązać jakikolwiek kontakt, i zawsze wiązało się to z cierpieniem, jego lub kogoś innego, nieistotne. Ale teraz poczuł tę bliskość Ognia bez składania ofiary i bardziej bezpośrednio, niż kiedykolwiek, nawet gdy Płomienie lizały jego twarz, nie czuł takiej intensywności. I ten spokój, spełnienie... oczyszczenie.

Kim Ona była? Ogniem? Zawsze sądził, że widok Ognia, nie jego awatara tylko samego Ognia, jego esencji, wchłonąłby go w okamgnieniu. Nie, nie sądził, tylko właśnie wiedział. Był tego pewien, zupełnie jakby ta wiedza przyszła z zewnątrz razem z niepodważalnym dowodem. A więc, nie była Ogniem.

Ale to, kim była, i tak nie miało znaczenia. I tak wszyscy zginą.

Chociaż miło jest wiedzieć, że Ogień jest przy nim. Że przynajmniej Ogień mu wybaczył. Bo wybaczył, widział to w jej oczach.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 03-06-2014, 22:33   #234
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Bass zagrzewał demoniczną dziewczynę do działania, sam nie potrafił ocenić jakie mogą być tego konsekwencje. One jednak i tak na razie nie miały znaczenia. Ranny bok nie pozwalał mu się rozpędzić, nigdy zresztą jego kondycja nie stała na najwyższym poziomie. Jonasz także zostawał w tyle. Dziewczynka z zaskakującą łatwością radziła sobie z każdą przeszkodą jaka stawała na jej drodze. Siła jej drobnych mięśni była fascynująca, w duchu Seward mógł tylko dziękować opatrzności za to, że zdołał ją przekonać do nie wyrywania mu serca. Nie wątpił nawet przez moment, że była do tego zdolna.

Stain tymczasem uciekał, rozpoczęło się odliczanie, kapsuła miała lada moment wystartować. Ciekawiło go, czy pozostali marzyli o ucieczce tą samą drogą. Byli chorzy, przynajmniej większość z nich, więc na nie wiele taka podróż by im się zdała. W akcje desperacji ludzie zdolni są jednak do różnych głupstw. Nie martwił się teraz o swoje życie, chciał przede wszystkim zatrzymać Staina, nie bacząc na konsekwencje. Każdy z nich zasłużył na życie na Gehennie. NIKT nie powinien jej opuścić, przynajmniej nie żywy. Ani Stain, ani Petrenko, Ford czy Jonasz. Siebie nawet nie brał pod uwagę. Kto wie czy nie starałby się również powstrzymać pozostałych, gdyby jednak zdecydowali się na tak wariacki plan.

- Możesz coś zrobić by go spowolnić? - krzyknął w końcu Seward próbując przebić się przez dźwięk rozrywanej stali. Biegł wciąż za dziewczyną. - Ojciec nie może nas zostawić! Nie pozwólmy mu! - podżegał demoniczną istotę.

Bez wątpienia słyszała jego słowa, lecz wciąż nie mógł mieć pewności jak na nią podziałają. Miał nadzieję, że w amoku rzuci się na aparaturę i obróci wszystko w perzynę, sama zniweczy plan samozwańczego boga. Jeśli jednak wspierały ją siły demonów... Kto wie? Różnie mogły się potoczyć dalsze ich losy. Nadszedł czas by rozejrzeć się za jakąś osłonę, o ile na jakąkolwiek mógł w teraz liczyć.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 03-06-2014, 22:46   #235
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
W jednej sekundzie żegna się z wszystkimi swoimi planami, wypłukuje z siebie nadzieję jakby wylewał do kibla fusy po paskudnej kawie. Kubek jest pusty, kubek jest czysty. Jest doskonałym naczyniem.

To nie skończy się dobrze w żadnym z kwantowych równoświatów.

Dłoń Staineberga zaciśnięta na dźwigni, głośniki skrzypliwie odmierzające czas pozostały do końca świata, wściekłe spotworzenie w skorupie małego dziecka, stary piroman, pobliźniona dziwka i medyk - człowiek, który jest osią tego wszystkiego.

To nie skończy się dobrze.
A on nie może nic na to poradzić.

SIEDEM! - trzeszczy aktywowana procedura startu.

Z wykalkulowaną skrupulatnością przesuwa wzrokiem po pomieszczeniu. Negacja zaniedbania, wydajność i dokładność do samego końca. Szuka dzikiej karty ukrytej pośród migających żółcią i czerwienią kontrolek. Jego ręce są puste, choć w rękawie ciąży ukryty nóż Praha. To nie jego walka. Żadna walka nigdy nie była jego. Nie spina się do biegu, nie dobywa broni, nie próbuje krzyczeć, przekonywać i błagać.

Zamiast tego zamyka drzwi.

SZEŚĆ!

Opuszcza gródź. Dziesięć cali wzmacnianego nanotytanu, które oddzielą go od tej klatki pełnej dzikich zwierząt. Wyrzucą poza ramy eksperymentu, wytyczą granicę pomiędzy uczestnikiem a obserwatorem. Żywe czy martwe? Żywe i martwe jednocześnie. Te koty Schrödingera. To piekło. Poroniona katabaza

W przeciągu kilku sekund wszystko się wyjaśni. Wszystko się skończy lub będzie trwało dalej. Może próżnia pochłonie ich wszystkich. Może dziecięce spotworzenie nie będzie w stanie rozerwać grubej grodzi jak kawałka papieru. Może nie pojawią się drony z magazynkami pełnymi pocisków. Może któreś z nich przetrwa. Może Bass przeżyje. Może tylko on. Może wtedy - zza zamkniętych drzwi, rozdzieleni bezpiecznie zablokowanym przez przerzeźbieńca zamkiem - porozmawiają raz jeszcze. Przenegocjują cenę. Określą wartość rzeczy niezbywalnych.

A jeśli nie…

Jeśli nie, zawsze pozostanie mu pulsujący bólem bioimplant wtłoczony w kość ciemieniową. Jego ostatni plan awaryjny, ostatnia droga ucieczki. Zmapowanie umysłu w sieć Gehenny, stanie się częścią Kosmicznego Wieloryba, postistotą uwolnioną od chorego ciała. KryptoAI, Jonaszem, który po trzech dniach nie uciekł z wnętrzności wieloryba, ale wżarł się w jego nerwy i zamieszkał w mózgu. Czymś…

Nowym. Lepszym.

...innym. W odciętej od wpływów Strażnika sieci będzie miał szansę na rozwój i rozbudowę, pojemność serwerów i siła procesorów wystarczą na ewolucję i może nawet powrót. Wyrzeźbi swoje ciało jak Staineberg formę zdziecinniałego potwora. Przejmie kontrolę nad statkiem i wróci. Nie tylko do bioformy, ale też do cywilizacji, społeczeństwa informacji i high-techu, do Nowej Terry i Nowego Porządku.

Ucieknie od choroby. Ucieknie od bólu.
Ucieknie z tego piekła.
Wróci do domu.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 04-06-2014, 00:03   #236
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


Carla pędziła w stronę Staina, wznosząc karabelę do ciosu.

Ręka naukowca poruszyła się, dźwignia została przesunięta w dół.

Cios trafił w cel. Za późno.

Ostrze broni przecięło zewnętrzną warstwę skafandra.

CZTERY!

Stain uśmiechnął się dziko. Carla spojrzała w jego twarz, w jego oczy i nie zobaczyła w nich nic, poza czystym obłędem.

Torch i Bass obserwowali przebieg wydarzeń próbując odmienić swój los. Widzieli, jak Carla dopada obłąkanego naukowca, jak zadaje cios, jak grodzie zaczynają się otwierać, jak dziewczyna z płomiennymi oczami dopada zza placów do Carli. Widzieli, jak jej ręka wykonuje błyskawiczne uderzenie.

TRZY!

Gródź zewnętrzna zaczyna się otwierać zasysając pierwsze strumienie życiodajnego powietrza. Różnica temperatur wzbija pierwsze kłęby śnieżnego oparu wokół otwierającej się czeluści.

Jonasz patrzy, jak załączona przez niego sekwencja opuszcza awaryjną przegrodę, jak stalowa płyta zasłania dziurę wyrwaną przez dziewczynkę – demona. Ostatnie, co dostrzega, to wyraz oczu Bassa i Torcha. Oni już wiedzieli. W tej jednej cennej sekundzie, zrozumieli że ich los został przypieczętowany. Że Jonasz porzucił ich, zostawił na śmierć w pomieszczeniu, które za chwilę ulegnie dekompresji.

DWA!

Carla poczuła uderzenie w plecy. Nie poczuła jednak bólu. Tylko zdziwienie. Spoglądała w dół i zobaczyła okrwawioną rękę wystającą z jej brzucha. Ujrzała krople krwi zasysane łapczywie przez otwierającą się śluzę zewnętrzną. Czuła, jak nogi się pod nią uginają, a karabela wypada z rąk.

JEDEN!

Torch łapie się czegoś instynktownie! Bass również, w desperackiej próbie przetrwania. Teraz już zewnętrzna gardziel zasysa wszystko z pomieszczenia z bezduszną żarłocznością. Widzą, jak Stain wylatuje na zewnątrz, widzą, jak dziewczynka skacze za nim. Widzą Carlę, której nie są w stanie już pomóc.

Nie są w stanie ocalić. Widzą, jak córa Rzeźni pada na kolana, by za chwilę poszybować za Stainem i jego „córką”.

Carla też widzi Staina. Widzi jego oddalające się oczy, sylwetkę, która zamazuje się w ostatniej próbie kiedy oczy próbują utrzymać obraz otaczającej jej rzeczywistości, a potem czuje, jak i ona szybuje gdzieś, bezwładna, pośród zamarzających kryształów jej własnej krwi.

START!


Huk jest przeraźliwy.

Torch trzyma się jakiegoś uchwytu zmagając z bólem mięśni. Próżnia próbuje wyciągnąć go na zewnątrz. Kilka kroków z boku tą samą desperacką walkę toczy Bass. Ma nadzieję, że da radę, że utrzyma się. Ze nie podzieli losu Staina, Carli i dziewczynki, których próżnia wessała w kosmos.

Jonasz – bezpieczny w drugiej Sali słyszy huk zwalnianej kapsuły. Czuje drżenie pokładu, kiedy silniki kosmiczne wyrzucają lądownik w przestrzeń kosmiczną. A potem słyszy kolejny dźwięk i wie już, że Stain oszukał ich wszystkich.

Komora wyrzutni obraca się, niczym gigantyczny rewolwer.

Kolejny HUK i kolejna kapsuła opuszcza GEHENNĘ.

Jonasz zaciska wargi z wściekłości. Nic nie może już zrobić. Nie może tego powstrzymać.

Kolejny obrót – kolejny strzał. A potem jeszcze dwa kolejne. Pięć kapsuł opuszcza statek – więzienie. Być może ostatnie lądowniki ratownicze, jakie znajdowały się na pokładzie oddalają się z prędkością wektorową od GEHENNY. Stracone.

Bass i Torch walczą o życie. Teraz problemem jest nie tylko zasysająca próżnia, ale brak powietrza i temperatura.

Bass nie wytrzymuje, mimo stymulanta bojowego płynącego w jego żyłach. Palce puszczają krawędzi ściany, których trzymał się tak desperacko, tak dzielnie. Próżnia porywa doktora w stronę śluzy.

I nagle gródź zaczyna się zamykać! Sama z siebie? Jonasz? Teraz to nie ma znaczenia! Ważne jest tylko to, że oto los znów dał im szansę na przeżycie.

Torch stara się wstrzymywać oddech, ale przed oczami zaczynają mu już latać paskudne mroczki.

Bass obraca się wokół własnej osi, tak fortunnie, że udaje mu się chwycić krawędzi śluzy po drugiej stronie. Przez chwilę widzi piękny, rozgwieżdżony kosmos. Widzi pięć odlatujących kapsuł ratunkowych i … kule ognia, w jakie się zamieniają trafione najwyraźniej przez system obrony zewnętrznej GEHENNY.

Jednak STRAŻNIK nie odpuścił i udaremnił próbę ucieczki. Czyżby zranienie Staina zniweczyło jego misterny plan, czy też naukowiec oszalał do tego stopnia, że zatracił się w swoim obłędzie, stracił zdolność przewidywania.

Gródź zamknęła się, odcinając ręce Bassa!

Okaleczony więzień poszybował w ciemność kosmosu. Z naukową fascynacją spoglądał na krew wylewającą się z jego ciała i to, jak zamienia się w dziwaczne, kryształowe brylanty.

I nagle Bass poczuł, jak jakaś osoba chwyta go pod ramiona. To była ona!

Dziewczynka, która zabiła Carlę przebijając ciało Córy Rzeźni jednym ciosem wyglądającej na wiotką ręki. Nim śmierć porwała Bassa w lodowe objęcia ujrzał jeszcze, jak dziewczynka szybuje swobodnie w stronę ciemnej bryły GEHENNY.

* * *

Torch otworzył oczy ze zdumieniem orientując się, że leży na kratownicy i … oddycha mroźnym, wręcz lodowatym powietrzem.

Nie pamiętał, kiedy stracił przytomność i na ile, ale żył.

Pozostali zniknęli. Carla, Stain, Bass, dziecko – ogień.

Śluza zewnętrzna na powrót była zamknięta. Stary kaskader wstał i na chwiejnych nogach ruszył w jej stronę by upewnić się, że faktycznie leżą przy niej dwie odcięte kawałek ponad dłońmi ręce. Bass. Pechowo, ale w gruncie rzeczy lepiej on, niż Torch – przynajmniej tak sądził kaskader.

Torch zaśmiał się głośno, szaleńczo.

* * *

Jonasz zorientował się, że nie jest sam, kiedy pojął bezmiar szaleństwa Staina.

Spojrzał w bok i ujrzał ich, nadchodzących z korytarza, którym się tutaj dostali.

Znał ich. Grzybogłowych mutantów. Uśmiechali się do niego uzbrojeni w pałki, ostre maczety, noże.

Jonasz też się do nich uśmiechnął. Pozostało mu tylko jedno.

Uruchomił bioimplant i jego martwe ciało osunęło się na zimną, stalową podłogę GEHENNY.


* * *


Sześć godzin później, po zdjęciu panelu kontrolnego i zrobieniu fachowego spięcia, Torch w końcu wyszedł poza komorę, w której o mało nie stracił życia. Awaryjna przegroda uniosła się w górę, a Torch był wolny.

Widok, jaki ujrzał zaraz po opuszczeniu przedsionka lodowego piekła był naprawdę niecodzienny.

Ujrzał … Jonasza. Czy raczej jego pocięte, rozczłonkowane ciało.
Ktokolwiek zabił hackera zadał sobie wiele trudu, by ułożyć jego szczątki w sugestywne litery A i E. A wokół szczątków nieznani sprawcy zapalili małe, dogasające świece – jakby otaczali ciało religijną czcią.

Torch uśmiechnął się, a potem poczuł, jak kolejny gulgot w brzuchu zakończył się biegunką. Również dla niego zaczęło się końcowe odliczanie. A może nie?

Tego nie mógł być pewien.

Poparzony więzień uśmiechnął się wrednie i powoli ruszył przeszukać „gniazdko” Staina.

Nie dostrzegł nieznacznego ruchu kamery podczepionej pod sufitem, która obserwowała jego działania. Nie mógł zauważyć, że zapewne ten sam operator, który obsługiwał kamerę, odciął kilku „grzyboglowych” w jednym z bocznych sektorów i dezaktywował zabezpieczenia drzwi, które stały na trasie poparzonego więźnia.

GEHENNA miała jeszcze wiele sekretów, których nie miała zamiaru zdradzać nikomu.

KONIEC PRZYGODY
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 04-06-2014 o 06:57.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172