Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-07-2013, 10:00   #21
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Krwawa Kurwa dała znów pokaz. Ford westchnęła cicho. Szefowa jej gangu naprawdę kiedyś zarobi kulkę w łeb za swój fetysz krwi. I nie pomogą jej wtedy wypracowane przez lata mięśnie. Jedna kula czy nawet celna strzała jest w stanie spowodować ogromne zamieszanie w szeregach Cór Rzezi. A Carla zamieszania nie lubiła. W końcu zmiana liderki zapewne musiałaby się wiązać z budowaniem na nowo swojej pozycji. To byłoby kłopotliwe i czasochłonne.

Wciąż nie umiejąc przywyknąć do braku maski na twarzy, kobieta przyglądała się całej organizacji wyprawy ze znudzoną miną. Wiedziała co musi zrobić, wiedziała, że nie uniknie zagrożenia, więc po co dłużej zwlekać? Podejmowanie dialogów z pozostałymi członkami ekipy było dla niej zbędnym działaniem. I tak część zginie… może nawet większość. Im mniej wie o tych ludziach, tym lepiej. Jedyna wiedza, jakiej potrzebowała na ich temat, to jak mogą się jej przydać do przetrwania i wypełnienia misji. Nie miała wątpliwości wszak, że przyda się każdy – nawet jako mięso dla Hien, by zająć je choćby na chwilę. Kogo poświęcić, a z kim trzymać jako-taką sztamę? Najbliższe minuty miały o tym zdecydować. Póki co nie warto się wyróżniać, nie warto pchać się ani do przodu, ani do tył. Niech przepełnione testosteronem dupki robią sobie konkurs na najdłuższego fiuta. Carla poczeka aż coś im te chujki poodgryza i dopiero wtedy pokaże na co ją stać.

Kobieta powiodła wzrokiem po towarzyszach i odruchowo sięgnęła do twarzy, chcąc poprawić maskę. Dotyk miękkiej, nienaturalnej linii rany na policzku jakby ją zdziwił. No tak… była tu incognito. Uśmiechnęła się sarkastycznie. Czy to nie paradoks, że odsłaniając twarz, zyskała anonimowość? Czy nie powinno być odwrotnie? Nagle ktoś do niej podszedł.

Bez słowa podziękowania przyjęła zestaw leczniczy od dziwnie wyglądającej kobiety… jeśli to była kobieta. Przez moment Córa Rzezi poczuła chęć zachowania życia Jonasza po to, by sprawdzić jak wygląda pod ubraniem taki dziwak. Co go podnieca? Jak reaguje na rozkosz i ból? Czy krzyczy tak samo jak normalni ludzie? Czy umierając w męczarniach, wyje tak jak oni? To stanowiło ciekawostkę dla Carli Ford. Jeszcze raz spojrzała na metroseksualną sylwetkę Jonasza, opięte materiałem pośladki.

"Taaak... może będzie okazja poznać się bliżej…"
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 10-07-2013, 22:59   #22
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Igor spojrzał na ludzi z którymi miał przedrzeć się przez Kibel. Większość znał z widzenia o niektórych słyszał co nieco, tak czy siak byli to świry i kryminaliści, choć zapewne spece w niektórych dziedzinach. Już rozpoczęli gadkę, już planowali.

...- Jeśli podepnę się pod Słup lub którąś z Dokowni - odezwał się zza szerokich pleców Ortegi cicho Jonasz, ostatni raz sprawdzając zapięcia swojego plecaka - będę miał możliwość skanu i kontroli sterowników oraz zdalnego otwarcia grodzi.

- 776... No nie wiem, czy wszyscy wytrzymają to psychicznie, jeśli wiesz, co mam na myśli- odpowiedział Torch półgłosem. - A i schodzić w dół... Dasz radę, tak- spytał retorycznie Jonasza.- No dobra. Żebyśmy tylko mieli jak zejść niżej, nie mamy liny... I, ludziska, słuchajcie. W 776 bywa różnie. Z jakiegoś powodu możecie mieć haluny, jakbyście byli na haju, albo i mocniejsze. Jeśli więc pojawią się jakieś postacie z waszej przeszłości, musicie starać się je ignorować. To tylko złudzenia. Jasne? Mam nadzieję. Eh, kurwa...

“Crucifix” dotarł na miejsce spóźniony, a właściwie, jak później stwierdził, jako ostatni. Starając nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, stanął na uboczu, nerwowo poprawiając przewieszoną przez bark torbę oraz strzelbę.
Kiedy tzw. “Krwawa Kurwa” “kropnęła” herszta jednego z gangów, Netaniasz przełknął ślinę i szybko się przeżegnał. Byli tu niemalże wszyscy przywódcy organizacji na A-0677. Brakowało tylko Diakona. Ale on się nie zjawi. To nie było w jego typie. Kapłan dostał instrukcje i wie co robić. Natenczas wykaże się większą inicjatywą, póki co będzie obserwował.

- Jeśli mogę się wtrącić... - zaczął nieśmiało, występując krok w przód. - Może i nie znam planów “Gehenny”, ale stanowczo odradzam zejścia na jeszcze niższy poziom. Z tego co zdołała zbadać Lion’s Army, dzieje się tam coś... niedobrego. W skrócie, jest tam bardzo niebezpiecznie. - Nie miał za wiele do powiedzenia, w końcu przez większość czasu siedział w swojej kaplicy, nie będąc zainteresowany sprawami spoza tego sektora.

- A co się stało z “Chociażbym nawet szedł ciemną doliną ojczulku..”? - spokojnie zapytał Praha i nie czekając na odpowiedź rzeczowo odpowiedział Torch’owi. - Mam linę.
Reszty nie komentował. Dobrze wiedział kto i co jest gdzie. Ta wyprawa to była naturalna selekcja selekcji gangów, więc wiadomym było,że nie wszyscy przejdą przez ten test.

Ksiądz nie miał już nic więcej do dodania. Wrócił pod ścianę, opierając się na jednej nodze i spróbował się wyciszyć. Jeśli przez cały ten czas pobytu na “Gehennie” nie odczuwał strachu, to teraz stopniowo zaczął na niego spływać. Czy na pewno “tam na dole” będzie bezpieczny? Kto mu pomoże w potrzebie? Nie ma przy sobie Izaaka. Będzie sam. Sam, od bardzo dawna.

- W 776 możemy znaleźć... - zrobił pauzę. - inna drogę. Jakiś plan jednak trzeba mieć. Jest inny? - upewnił się szczur.

- Jest - powiedział haker sprawnie dzieląc luźne fajki i działki wesołka na trzy paczuszki. Ręce miał pewne, na białej twarzy charakterystyczny wyraz chłodnej bezbronności i w tej sekundzie, w tym słabo oświetlonym korytarzu naprawdę przypominał androida, prawie doskonałego, sztucznego człowieka. - Podprowadź nas pod Słup lub Dokownię. Sprawdzę, które grodzie, windy i zabezpieczenia mają działające sterowniki. I które z nich mogę kontrolować. Wtedy wybierzesz najbardziej optymalną drogę - dokończył, podając szczurowi, Torchowi i Crucifixowi zawiniątka.

- Jasne. - przyjął z rąk hakera fanty. - Chodzi mi raczej czy ktoś wie gdzie lub chce iść. - Praha wzruszył ramionami. - Ja nie muszę wiedzieć najlepiej. A sterowniki zweryfikują. Torch?

- Hmm... - zastanowił się żołnierz patrząc po reszcie zebranych więźniów. - Z tego co wiem to Hieny przychodzą gdzieś spod Kibla... I na tym moja wiedza się kończy. Cóż... Musiała ustąpić miejsca milionom morderczych technik zabijania jakie muszę pamiętać. - dodał z dwuznacznym uśmiechem.

- Nie kojarzę nic aktywnego w okolicy, chociaż jeśli miałbym obstawiać, powiedziałbym, że największe szanse z sąsiednich sektorów są w 776. Może korzysta z nich Wędrowiec, dlatego udaje mu się bezpiecznie... wędrować - odezwał się zamyślony Oleg.- Bo w sumie gdzieś tu był nierozwalony Słup, tyle że pełnił rolę ołtarzyka, cały obłożony odrąbanymi głowami, a i czy aktywny nie wiem. Byłoby dobrze dać hakerowi odrobię roboty, ale skupmy się na 776. Może tam uda się znaleźć jakieś przejście Wędrowca, to ułatwiłoby nam przeżycie.

Netaniasz ze skinieniem odebrał paczkę fajek i wrzucił do torby. Może będzie miał jeszcze okazję poratować tymi fantami potrzebujących.

- Torch dobrze mówi. Ma dobry pomysł z tym 776. - rzucił z uznaniem. - Idżmy. Słup po drodze. - dorzucił Praha gotowy do drogi.

- Czemu kurwa chcecie leźć w największe gówno - wtrącił się Igor, który do tej pory, tylko przysłuchiwał się rozmowie, starając się wychwycić najważniejsze informacje - Tacy jesteście mocni że potraficie działać nie będąc pewni swych zmysłów? A co z 768, wie kto coś na ten temat?

- Ja nie wiem nic. I tego boję się bardziej. - odpowiedział spokojnie Praha. - Tam. - wskazał ręką. - Przynajmniej wiem czego mogę sie spodziewać. Mogę na tym budować, planować i adaptować się. A tam? Jeszcze przyjdzie czas na improwizację . Tak myślę. - wzruszył ramionami prawdziwe przemyślenia zostawiając sobie.

- To czemu nie 778 tam przynajmiej wiemy z czym się trzeba mierzyć? - Lentz nie dawał za wygraną.

- Od czego tu zacząć...- Torch podrapał się teatralnie po zaroście.- Hieny, maszyny STRAŻNIKA, no i nie ma pewności, czy całkowite spopielenie które miało tam miejsce nie było dziełem demonów. I, nie, nie żartuję. Dlaczego tak bardzo nie pasuje Ci 776? Wiesz coś, czego my nie wiemy? Śmiało, podziel się, jesteśmy żądni wiedzy.

- Wiem tyle co tu usłyszałem i nie mam ochoty być dymany przez demony - Bolndas uśmiechnął się z przekąsem - Oczywista nie będę podskakiwał jak większość uradzi tam leźć, ale włazić prosto do szamba gdy są inne możliwości to według mnie głupota.

- Inne możliwości? Tylko inne szamba...- podirytował się Torch- Ale w 776 mamy szansę znaleźć bezpieczne przejścia do zaludnionych sektorów, lub przynajmniej w ich pobliże. W każdym sektorze tutaj jest niebezpiecznie, inaczej przejęto by go i zagospodarowano. Tak czy siak idziemy po części w ciemno. A na nasz obecny stan wiedzy 776 wydaje się być najlepszym rozwiązaniem na tę chwilę.

- Dobra niech ci będzie.
Lentz dał za wygraną, nie było o co bić piany, nie był ekspertem w łażeniu po statku, choć już wiedział to i owo. W kwestii włóczenia się po Kiblu musiał im zaufać.
 
Komtur jest offline  
Stary 11-07-2013, 15:44   #23
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Ogół planu został przedstawiony w obecności wszystkich ważniejszych person sektora, dopiero przy samym zejściu do Kibla. Stawka była ogromna, tak jak i niebezpieczeństwo oraz pokusa, żeby tu nie wracać.
Ośmiu przywódców wysyła na wyprawę ośmiu śmiałków, którzy jako jedyni mogą uratować sektor przed całkowitą zagładą. Dodając jedyną drogę na zewnątrz, która jest nawiedzana przez rozmaite potwory otrzymamy groteskową baśń o wykolejeńcach, którzy mają szansę zrobić wreszcie coś dobrego w swoim życiu. Problem z wykolejeńcami jest taki, że raczej żadne z nich nie pragnie odkupienia, chcą tylko przetrwać. No, może poza księżulkiem, jednak kiedy odetchnie wolnym od zarazy powietrzem któregoś z odległych sektorów, kto wie co zrobi?

Torch nieomal wzdrygnął się, gdy Misiaczek upaskudził krwawymi rzygowinami buty Kurwy, jednak nawet na jej nieco przesadzoną reakcję nie zareagował. Właściwie to wzruszyłaby go jej dobroduszność, gdyby wierzył w jej wymówkę. A uwierzyłby, gdyby boss nie obrzygał jej butów. A tak, wiedział swoje- żadna kobieta nie odpuści obrzygania jej butów, a już na pewno nie Krwawa Kurwa.
Jak w przypadku Parszywego Joe, ksywka wiele mówi o więźniu. Każdy na swoją zasłużył, w mniej lub bardziej chlubny sposób. Torch swoją przytaszczył jeszcze z Terry, gdzie wykonywał sztuczki na motorze, w płonącym kombinezonie. Sekundy ostrego haju adrenalinowego, wreszcie podwyższone tętno, uczucie istnienia, czystego, ponadludzkiego, niemalże boskiego... To przeszłość, ale i możliwa przyszłość. Może bez żadnych fanów, bez motoru czy specjalnych kombinezonów, bez ognia przesłaniającego drogę, ale będzie musiał przywołać dawnego siebie. Torcha, który jest zdolny do wszystkiego. Torcha, dla którego "niemożliwe" to synonim "wyzwania". Torcha, który odesłał się na przymusową emeryturę. Aż do chwili, kiedy stanął przed Muszlą toczył wewnętrzną walkę. Porzucił Olega-kaskadera, żeby przeżyć. Taki narwaniec szybko opuściłby ten świat, nie dorównywał warunkami i umiejętnościami tutejszym kryminalistom. Musiał się zmienić, spokornieć, dostosować się, żeby żyć. Bo na dłuższą metę przetrwają nie najsilniejsi, ale ci, którzy potrafią się dopasować do ciągle zmieniających się warunków. Teraz będzie musiał współpracować z samym sobą, żeby dopiąć swego. Kiedy przyjdzie pora, włączy wewnętrzne mechanizmy, z jakiegoś powodu był pewien, że mu się to uda. Oczywiście, nie był w tak dobrej kondycji jak kiedyś, lecz determinacji mu nie brakowało.

Ktoś kiedyś gdzieś powiedział "sztywniaki leżą parami", a nawet jeśli nie, to często można było zauważyć dziwną zbieżność tej sentencji z rzeczywistością. Śmierć Misiaczka i wspomnienie o Hienach przechyliły szalę na stronę paniki u Pokurcza.
Oleg zadał sobie pytanie, na co on liczył? Że odejdzie? Nawet, gdyby mu pozwolono, wybrałby parę dni życia i śmierć w męczarniach, zamiast ryzyka, które można nazwać potencjalną śmiercią, oraz wolności czekającej na końcu tej drogi. Nadzieja, że przeżyje zarazę musiała być silna, ale i bardzo naiwna. Jak to nadzieja. Jako tchórz wolał mieć nadzieję i czekać, niż zaryzykować i wziąć sprawy w swoje ręce. Właśnie to było ważne w tej wyprawie- ich siódemka miała szansę walczyć o własne życie. Mogli coś zrobić, zamiast czekać na cud czy interwencję innych. Ludzie dzielą się na dwie grupy: tych, którzy coś robią, żeby poprawić swoją sytuację, i tych, którzy plączą im się między nogami jak kot, licząc, że coś im skapnie. Tacy jak Pokurcz bali się narazić tyłki na bezpośrednie zagrożenie, ale byliby jednymi z pierwszych w kolejce po antidotum. Karl pewnie gardził takimi ludźmi bardziej niż Petrenko, dlatego nie miał zamiaru zostawiać gnoja przy życiu.
Istniała też inna możliwość. Szczur tunelowy wiedział jak to się skończy i szybka śmierć była dla niego błogosławieństwem. Takie wyrafinowane samobójstwo. Ale to tylko teoretyczna możliwość, Oleg wiedział, że Pokurcz był zwykłym śmieciem, niezdolnym nawet do tego. Tak czy siak, nie żal mu go było, wręcz przeciwnie.

Życie nadzieją to żadne życie.

Mieli chwilę na rozmowę przed zejściem do Kibla. Kultura oraz podstawy taktyki na spółkę ze zdrowym rozsądkiem kazały im zapoznać się ze sobą. Zostało ich siedmiu, czyli każdy miał do zapamiętania 6 imion nazwisk czy ksywek- w końcu, w ogniu walki, trzeba czasem się do siebie odzywać, a że liczy się każda sekunda, to "Ej, staruszku, ty łysy z czerwoną banią!" nie wchodzi w rachubę. Gdy uprzejmości mieli za sobą pozostało wymienić informacje o samych sobie- żeby drużyna mogła razem pracować, muszą wiedzieć, kto co umie, szczególnie, że pierwszy raz ze sobą pracowali. Torch może zbyt mocno nalegał na takie zapoznanie, ale musieli dobrze się przygotować na wypadek walki. A biorąc pod uwagę rejon, w który się zapuszczali, walka nie była w kategorii "jeśli" tylko "kiedy". Ustalili też szyk w którym mieli się poruszać i podstawowe warianty w razie starcia. W międzyczasie, Jonasz rozdał przedmioty, które miał przy sobie Pokurcz. Petrence przypadły w udziale fajki. Dobre i tyle.
Gdy każdy miał już przydzieloną rolę, zabrali się za planowanie trasy. Lepiej było zrobić to tutaj, gdzie ich głosy nie mogły sprowadzić Hien, szczególnie, że dyskusja była nieco dłuższa, niż Torch początkowo się spodziewał.

Mieli zejść do Kibla. Tu nie było dobrych i złych wyborów, wszędzie śmierć zbierała swoje żniwo. Była jednak szansa, że gdzieś w A-0776 znajdą jedno z przejść z których korzysta Wędrowiec. A nawet jeśli nie, stamtąd najbliżej było do windy, o której mówił Praha. Dodatkowo musieli rozglądać się za działającym terminalem, do którego mógłby się podłączyć Jonasz, a w tej materii pogorzelisko, A-0778, trzeba było spisać na straty.
Spośród trzech możliwych dróg wybrali sektor A-0776. Dawał im on największe szanse na przeżycie. Teoretycznie. Co słabsi psychicznie odpadli jeszcze przed wejściem (Pokurcz przed wejściem, a ilu jeszcze podczas rozmowy z bossami?), więc była szansa, że nikomu nie odbije jeszcze bardziej. I tej szansy się obecnie chwytali.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 11-07-2013 o 19:35.
Baczy jest offline  
Stary 11-07-2013, 19:03   #24
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Pojebańcy.

Jonasz patrzy na nich, na tą elitę zdychającego sektora A-0677 i w głowie ma tylko to jedno określenie.

Przerażająco kreatywni pojebańcy.

Jonasz patrzy na nich i prawie widzi - jak holo-symulację - piekło, które sobie tutaj urządzą. Ostatnia walka o władzę. Ostatnie wyrównywanie rachunków. Proste: może zdycham, ale nie będę zdychał sam. Tylko kto wygra? Kto zostanie, żeby odebrać szczepionkę, złotego graala ukrytego we wnętrznościach Kosmicznego Wieloryba? Tego nie potrafi już przewidzieć. Nie potrafi rozwiązać tego równania. Nie potrafi określić zmiennych, nie potrafi wyznaczyć najbardziej prawdopodobnego wyniku. Brakuje mu danych. Brakuje mu dostępu do profili psychologicznych, brakuje wskaźników warunkowania środowiskowego, brak określników stopnia fizycznej i intelektualnej degeneracji podczas nasilania się symptomów choroby.

Kto wygra? Kto przywita ich, gdy (jeśli!) wrócą tutaj?
Karl... Karl dotrzyma słowa, bo Karl chce władzy i posłuszeństwa. Karl chce ciągle rządzić tym sektorem, a kim jest król bez swoich wiernych poddanych? Ale inni? Szalony jak marcowy zając Nobel? Krwawa Kurwa? Parszywy Joe?

Po co jednak wracać? Po co ryzykować? Jonasz przestępuje z nogi na nogę, wbija wzrok w leżącego na podłodze Pokurcza. Po co przechodzić raz jeszcze przez to piekło? Lepiej zatrzasnąć za sobą wszystkie grodzie, żeby żadna inna grupa nie mogła za nimi przejść. Zdobyć szczepionkę dla siebie i odczekać cztery tygodnie. Sześć dla całkowitej pewności. A potem zapomnieć i znaleźć dla siebie nowe miejsce.

Uciec.


* * *


- Trzymaj. Podziel to pomiędzy wszystkich. Fajki i narkotyki zostawcie na łapówki na Skrzyżowaniu. Mogą się wam przydać.

Chciałby uciec, ale Pokurcz leży w kałuży krwi na podłodze, a Karl znowu to robi - ofiaruje odpryski swojego autorytetu i władzy, próbuje zdobyć gwaranty lojalności. Nie tylko od Jonasza. Haker widzi jego spojrzenie. Widzi spojrzenia innych, ale - znowu (znowu!) - nie potrafi przewidzieć implikacji.

Przygryza wargi, ale kiwa głową jak posłuszna cyber-lalka. Bierze ostrożnie, z wyraźną niechęcią dziedziczne fanty. Przez krótką chwilę przygląda się pozostałej szóstce, kalkuluje coś po swojemu.
Przesuwa spojrzeniem odbarwionych oczu po ich twarzach: fenotypy nierzeźbione. Żadnej ingerencji. Żadnej modyfikacji. Biolo nieskalane. Blizny i zmarszczki. Nigdzie nie lśnią holo-tatuaże. Nigdzie nie widać drobnych logotypów wprasowanych w ciało. Więc nie produkty społeczeństwa, ale jego odpadki.

Sam się sobie dziwi, że jeszcze potrafi tak myśleć. Rzeźbiarze z MindCorpu byliby zachwyceni trwałością swojego warunkowania. Wytyczone przez nich koryta, którymi biegną strumienie jego myśli, są głębokie. I nawet teraz, nawet tutaj, nawet po takim czasie to nimi właśnie podążają pierwsze skojarzenia. Oczywiście - zawsze można je przeformułować, poddać refleksji, analizie. Ale ten początkowy odruch, ta skłonność pierwotna - pozostaje.

I możliwe, że w tym kryje się tajemnica Gehenny - przetrwać może tutaj to, co najmniej skomplikowane, najbardziej prymitywne. Prostota budowy w ekstremalnych warunkach przebija wyrafinowanie konstrukcji i mnogość elementów. Ostateczna wersja psychologicznych maszyn dialektycznych.

Jeśli tak jest, jeśli liczy się jedynie bazowa synergia najprostszych form - Jonasz jest skazany i tylko odwleka wykonanie nieuniknionego wyroku.
Podczas rozmowy nie mówi wiele - bardziej przysłuchuje się temu, co mają do powiedzenia inni. Zbiera dane. Weryfikuje. Marszczy białe brwi, krzywi wąskie wargi. Czy Torch się myli, czy myli się Jonasz? Czy Dzikusy siedziały w 0788, czy 0778? Czy Praha ma rację, że 0766 pełne jest Wyklętych? Nie wie. Nie wie. Sprawdza zapięcia plecaka, ustawienia wykrywacza elektroniki, poziom naładowania zapasowej baterii. Przestawia cały sprzęt na tryb oszczędności energii. Ani na moment nie zastyga w bezruchu. Jakby bez udziału jego woli palce tańczą po klawiaturze WKP, tańczą w powietrzu, gdy obsługuje interfejs VR. Wybieleniec to przestępuje z nogi na nogę, to skubie płatek ucha. I nawet gdy rozdaje zdobyczne fanty, przemyka pomiędzy ludźmi i przedmiotami unikając wszelkiego kontaktu - jakby był zbyt kruchy, by jego ciało mogło przetrzymać nawet najmniejsze zderzenie i nie rozsypać się przy tym na kawałki.

Trzy paczuszki pełne wesołka i fajek dla Petrenki, Prahy i Netaniasza, bo zawsze bezpieczniej walutę nosić w kilku różnych miejscach. Latarka dla Ortegi, bo jeśli ktoś miał obronić tyłek Jonasza, to właśnie on. Dlatego klepie wielkoluda lekko po ramieniu, bez słowa wręczając mu zdobyczny fant. Nie zostawia się najlepszego żołnierza ślepego - nawet jeśli spojrzenie tego żołnierza jest tak pełne życia jak ścierwo Pokurcza na podłodze. To wzrok żywej broni, która istnieje tylko po to, żeby pruć seriami morderczych pocisków. Nieważne w co, nieważne w kogo - byle skutecznie. Byle umierali.

- Dzięki - jego krótkie podziękowanie brzmi w uszach Jonasza jak komenda do strzału.

Haker odpowiada jedynie skinieniem głowy. Nie chce wcinać się w rozmowę, gdy Igor indaguje Torcha i Prahę o pozostałe sektory. Dawno już nauczył się schodzić Blondasowi z drogi. Zamiast tego z ociąganiem podchodzi do Carli. W jednej ręce trzyma medpack, w drugiej - ostrożnie i z wyraźną niechęcią - nóż. Zostawia jej wybór, a gdy kobieta zabiera z jego dłoni zestaw medyczny - odsuwa się od niej natychmiast. Nie podoba mu się wyraz jej twarzy niemal tak samo jak linie nieprzemyślanych estetycznie blizn pokrywających jej prawy policzek.

A kiedy po skończonej rozmowie Igor odbiera od niego ostry jak brzytwa nóż, Jonasz wie już prawie wszystko. To jednak synergia najprostszych form i konstrukcji. Odbite od sztancy produkty nie Nowej Terry, ale Gehenny właśnie. Nie odpadki, nie śmieci - uniwersalne maszyny idealnie dostosowane do zastałego środowiska. Z tą wyzutą z wyższych emocji obojętnością, która jak holo-logotyp wprasowana jest w algorytmy ich zachowania.

Patrząc na nich Jonasz czuje się nagle bardzo kruchy.
I bardzo, bardzo ludzki.


* * *


W ciemnych korytarzach Kibla z trudem powstrzymuje się, żeby nie narzucić na obraz odpowiednich filtrów VR. Jest spięty, niespokojny. Na wpół ociekający kompetencją analityk, na wpół zwierzę gotowe do ucieczki. Machinalnie obraca jeden z pierścieni kontrolnych - mały, nerwowy gest, który wręcz krzyczy wewnętrznym napięciem. Kolejny raz przełyka dławiącą go grudę niepotrzebnych pytań i równie niepotrzebnych spekulacji.

Patrząc na lśniące od jakiegoś płynu ściany, myśli o wilgoci na nagich, kobiecych udach i sokach trawiennych wypełniających przewód pokarmowy jego Kosmicznego Wieloryba z tytanu i stali. Myśli o wnętrznościach przeżeranych powoli kwasem. Myśli o korozji ciała i umysłu.

Nie potrafi tych organicznych skojarzeń przegonić.
Prześladuje go to biolo.
Od samego początku.

Wycofuje się w głąb siebie.
Odruchowo. Bez namysłu.
Z wprawą zawodowego eskapisty.

To gra - realistyczna do bólu gra. Eksperyment. Ile z tego, co widzi jest prawdziwe? Nie wie. Ile z tego, co widzi i czuje to wynik bezpośredniego pobudzenia przez assemblery określonych ośrodków w jego mózgu? Ile z tego do interaktywne holo? Zaawansowana technologicznie iluzja? Wyrafinowany trik?

Uchylone drzwi do celi przypominają półotwarte usta. Oświetlane bladymi, ruchomymi strumieniami światła wydają się żyć, poruszać. Iluzja - mamrocze przez zaciśnięte zęby Jonasz. Korytarze wydają się odbijać układ ich rodzimego sektora. A jednak coś się w nich nie zgadza - jakieś drobne przesunięcie konstrukcyjne, jakaś niewielka niezgodność. Irytująca jest wielkość tej różnicy: intuicyjnie, nieświadomie odczuwalna, a jednocześnie niemożliwa do definitywnego określenia.

Nasuwa gogle na oczy. Jego twarz, włosy i dłonie są jaskrawymi plamami bieli w lepkim od cieni półmroku. Sprzęga kable z implantem, sprawdza wykrywacz elektroniki. Skanuje najbliższe otoczenie. Zasięg. Czułość. Dokładność. Wprowadzić dane. Zapamiętać.

Myśli o bazie danych Gehenny, myśli o Słupie Matrycy i Dokowniach. Myśli o mózgu z serwerów i procesorów. Myśli o nerwach z kabli i światłowodów. Myśli o kodach, które trzyma na zabezpieczonej, ukrytej partycji komputera. Jego Kosmiczny Wieloryb wibruje mu stopami tą wyjątkową, głęboką wibracją, która rezonuje w każdej kości jego bladego ciała.

Myśli o Kosmicznym Wielorybie i proroku Jonaszu.
Nawet nie zdaje sobie sprawy, że się uśmiecha.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 11-07-2013 o 21:15.
obce jest offline  
Stary 11-07-2013, 20:58   #25
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GcP7Mj0SJEw&feature=youtu.be[/MEDIA]


"- Proszę księdza, a co by było, gdyby Jezus Chrystus też został sierotą?

Spogląda na nie z łagodnym uśmiechem, a następnie wtapia swój wzrok w jakiś martwy punkt. Zapada głęboka cisza. Puszysty kurz zatacza się na główki zebranych dzieci. Jaskrawoczerwone światło wpada przez witrażową szybę, rzucając smolisty cień namalowanego nań krzyża na czoło młodego kapłana.

- Moi drodzy, ludzie wierzący nigdy nie mogą stać się sierotami, bowiem zawsze - na zawsze pozostaną dziećmi Boga. Tak jak dziatki czerpią siłę i wzór ze swoich rodziców, tak i my, owieczki Pana, mamy dostęp do nieskończonego źródła energii. Ta odwaga, ta cnota, ta siła i wiara jest w was, musicie tylko po nie sięgnąć.

- A skąd mamy mieć pewność, że to prawda - odezwał się najstarszy z chłopców.

- Macie Jego obietnicę."



***


Nim Netaniasz skierował się na miejsce wyznaczonego spotkania, musiał jeszcze dopilnować paru spraw, aby nie zostawić swoich braci bezradnych. Zważywszy na to, jak byli nieliczni, jeszcze mniej było na tyle zdrowych, by nadal nieść pomoc wiernym.
Życie kapłana nigdy nie było łatwe. Od tysięcy lat na Ziemi towarzyszyła im opozycja. Ludzie, którzy w otwarty, często brutalny, sposób przekonywali o swoim stanowisku w kwestiach wiary. Sprawa nie polepsza się na Gehennie, a wręcz przeciwnie. Co duchowieństwo miało począć w miejscu praktycznie zaludnionym przez samych kryminalistów?

Z tej przyczyny i za sprawą trzeźwo myślących przełożonych, Armia Lwów nawiązała porozumienie z kilkoma innymi gangami, nim była gotowa samodzielnie stanąć na nogi. Skład Apostolski czy różaniec niestety nie powstrzymywały cięć nożem ani nie odbijały kul.
Nowy kościół potrzebował broni, dyscypliny i przede wszystkim rozeznania w sektorze, trzy rzeczy, które może nie gwarantują pełnego bezpieczeństwa, ale na pewno zwiększają szanse na przespanie kolejnego dnia w spokoju.


Najpierw jednak udał się do pomieszczeń sanitarnych. Wziął szybki prysznic i zgolił zarost. Nie wiadomo, kiedy jeszcze będzie miał okazje zaznać trochę czystości, jeśli w ogóle.
Po wykonaniu podstawowych czynności, zamiast ruszyć do swojej celi, przez dłuższą chwilę wpatrywał się jeszcze w lustro, tracąc poczucie czasu i rzeczywistości.
Czarny krzyż wyraźnie odbijał się na jego nieco bladej cerze, tym bardziej uwydatniał się na tle krystaliczno-czystego błękitu oczu.
Zwykły tatuaż. Dla niego coś więcej.
Wspomnienia.
Obietnice.
Jak to miał w zwyczaju, powolnym ruchem kciuka przejechał po ramionach znaku męki Pańskiej.

- Nie zawiodę Cię.


Po kilku minutach stał przed swoją pryczą, na której były porozrzucane różne przedmioty. Musiał się spakować, a z tego powodu w jego inwentarzu mogą się znaleźć tylko najpotrzebniejsze rzeczy. To nie była pielgrzymka ani wycieczka szlakiem górskim. W miejscu potocznie nazywanym "Kiblem" liczyła się maksymalna mobilność. Nic nie może mu przeszkadzać przy ewentualnej ucieczce lub w przeciskaniu się w ciasnych fragmentach.

Dlatego ostatecznie do swojej torby postanowił wrzucić trochę dodatkowej amunicji, kilka porcji prowiantu, ponad dwa tuziny fajek na drobne wydatki oraz przede wszystkim podniszczoną księgę. Dobry nóż przypiął do łydki, a porządną strzelbę przerzucił przez ramię.
Był gotowy.


Zrobił co było w jego mocy. Kaplicę zostawia pod opieką Izaaka. Nikomu nie ufa tak bardzo, jak jemu. Serce mu się kraje, widząc te jego podkrążone oczy i zgarbioną posturę ciała. Taki młody, a tak bardzo wyniszczony. I choć nie były to jeszcze symptomy zarazy, Netaniasz nie łudził się co do tego, że jeśli szczepionka nie dotrze do A-0677, Izaak, tak jak cała społeczność tego sektora, umrze.

Umrą ciała, nie dusze. Nimi zdążyli się już zaopiekować. One dostały już swoją szczepionkę.


Wszyscy byli już na miejscu, kiedy ksiądz wszedł w grono zebranych. Niewielu zwróciło na niego uwagę. Ten głupi księżulek. Suka Diakona. Netaniasz zdążył się już uodpornić na takie obelgi. Właściwie to już nie pamięta, kiedy ostatni raz się nimi przejmował. Dopóki nie było pośród nich jego przełożonego, był tylko kolejnym wątpliwej jakości dodatkiem. Co więc tutaj robił? Ano właśnie, jakkolwiek dziwnie i irracjonalnie to brzmiało, pasował do tła.

Ah, to tylko księżulek. Niegroźny. Pieprzy tylko te swoje święte głupoty. Czemu mielibyśmy się nim przejmować? Niech sobie żyje. Te jego pierdolenie jest nawet śmieszne. W sumie, to taki jeden nie wyrucha cię na fajki. W sumie, to można mu nawet zaufać. Ma ten swój pojebany kręgosłup moralności, a przy tym jest zbyt ciotowaty, by stanowić zagrożenie. Idealna kurwa. Może z nami zostać. Dopóki nie masz za dużych ambicji, jesteś okay.

Z drugiej strony.
Ksiądz. Zbawca dusz. Potrzebny. Życie tutaj jest piekłem. Nie chcemy przeżywać tego ponownie po śmierci. Jeśli tylko istnieje po niej jakieś życie, to co mam, kurwa, do stracenia? Lżej na sercu po spowiedzi jest. Przydasz się tutaj. Tylu skurwysynów, potrzebujemy kogoś, kto będzie mądrze pieprzył i pomagał tym, którzy sami sobie nie są w stanie pomóc.


Dokładnie. Niegroźny. Zaufany. Pieprzony świętoszek.
Jeśli się postara, wtopi się w prawie każde towarzystwo. Z czasem nić zaufania staje się tak gęsta, iż zaczyna działać na swoich warunkach.
Finezja i przy tym stanowczość. Cuda, cuda i jeszcze raz cuda.


Opierając się o ścianę postanowił poprzyglądać się jego przyszłym towarzyszom podróży. Z racji tego, iż dyskusja na temat drogi do celu była mu obca, dorzucił tylko swoje trzy grosze, a następnie zamilkł do samego końca.

Oczywistym było, że na tak niebezpieczną (żeby nie powiedzieć samobójczą) misję wyślą kilku twardzieli. Ortega i Lentz nie wyglądali na słabeuszy. Ale nawet Dawid pokonał Goliata. Praha był kolejną niezbędną osobą. Tzw. szczur tunelowy. Jeśli komuś będzie musiał powierzyć swój los błądząc w tunelach, to najpewniej będzie to on. Staruszek Petrenko wyglądał niepozornie, prawie jak Netaniasz. I dlatego najbardziej się go obawiał. Kto wie co skrywa w tym swoim doświadczonym przez życie umyśle? Następna była kobieta, a nawet dwie. Albo... W sumie to ciężko było stwierdzić. Ford wyglądała... wystarczająco hardo. Emancypantka Netaniasz uśmiechnął się pod nosem.
A Jonasz? Czy takie istoty w ogóle w coś wierzą?


Wszystko zostało już ustalone. Lew wysunął się z inicjatywą, aby pójść przodem. Nie dlatego, że się nie bał. Strach przesiąknął jego ręce do kości, toteż wysunięta strzelba nerwowo podskakiwała. W najgorszym przypadku mógł służyć za mięso armatnie. Jednak Netaniasz przeczuwał, że spotka w tych ciemnościach coś gorszego od Hien. Tego się właśnie obawiał, a jednocześnie czuł dreszcze ekscytacji.

Na cokolwiek się natkną, muszą dotrzeć do szczepionki. Od tego zależy życie ludzi, którzy mu zaufali. Którzy zawierzyli swój los Bogu. Netaniasz jest Jego wolą.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 11-07-2013 o 20:59. Powód: Stylistyczne poprawki
MTM jest offline  
Stary 11-07-2013, 21:33   #26
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


WSZYSCY

Czy ciemność może oddychać?

Wydawało się, że ta pod Kiblem oddychała. Była niczym smrodliwy odór z zepsutych zębów. Lepka, cuchnąca, przeszywające zmysł powonienia na wskroś, jeszcze bardziej niż swąd rozkładających się zwłok. Mieli wrażenie, jakby ciemność była żywą istotą. Cuchnącą w niewypowiedzianie parszywy sposób.

Wybrali kierunek w prawą stronę – do sektora A-0776.

Droga nie była długa i najlepiej było trzymać się głównego korytarza – łącznika pomiędzy sekcjami więziennymi sektora, bliźniaczo podobnymi do tego, który przed kilkoma chwilami opuściła ich siódemka.

Buty na przemian ślizgały się lub lepiły do czegoś na podłodze. Czegoś, co z grubsza przypominało rozlane płyny ustrojowe, ale śmierdziało znacznie gorzej.
Poruszali się ostrożnie, wstrzymując oddechy nie tylko od smrodu, ale głównie by słyszeć ewentualnych wrogów. Byli na terytorium Hien, a przecież te zdegenerowane bękarty były mistrzami polowania z zasadzki. Każdy boczny korytarz, każda mijana odnoga mogła skrywać przyczajonego wroga. Każdy wąski szyb techniczny, wylot klimatyzatora, czy nawet rury pod sufitem, na których od biedy mógł położyć się ktoś drobniejszej postury, stanowiły dobrą kryjówkę na zasadzkę. A panujące w sektorze ciemności miejsce te z dobrego czyniło bardzo dobrym czy wręcz idealnym. Dlatego więźniowie szli wolno wytężając wszystkie zmysły, skupieni na tym, by nie dać się zaskoczyć.

Podłoga pod nimi wyraźnie zadrżała. To co wcześniej wydawało się tylko złudzeniem, stało się nieprawdopodobną prawdą. Więźniowie znali to drżenie, chociaż mało, kto je pamiętał. To były … silniki GEHENNY. Statek odpalił silniki! Na chwilę, ale to oznaczało, że STRAŻNIK miał jakiś plan.

Teraz to jednak nie było ich zmartwieniem. Oni mieli inne zadanie. Znaleźć szczepionkę. Uratować zagrożone życie.

Idący na przedzie Ortega zauważył to w ostatniej chwili. Gwałtowny ruch w jednym z bocznych korytarzy. Nie strzelił jednak, by nie robić hałasu. Ale pewne było, że ktoś tam był i właśnie uciekł.

To na pewno była Hiena. Jedna, ale nie trzeba było mieć doświadczenia szczura tunelowego, by domyślić się, że zaraz może pojawić się ich więcej. Pozostawała tylko nadzieja, że grupa siedmiu uzbrojonych ludzi odstraszy te pół ludzkie kreatury. Tym bardziej, że niedawno przecież dorwały się do zwłok zrzuconych przez właz Kibla z ich sektora.

Gdzieś, z bocznych korytarzy dobiegło ich uderzenie metalu o metal. Jakby ktoś ostrym kawałkiem stali lub rurą walnął o ścianę więzienia. Z innego korytarza, po drugiej stronie ktoś zrobił dokładnie to samo – powtarzając serię metalicznych uderzeń. Nie minęła chwila, a wokół nich metaliczne odgłosy wypełniły mroczną, lepką przestrzeń chaotyczną symfonią. Ten dźwięk rozdzierał uszy, powodował, że napięte jak postronki nerwy zbliżały się do granic opanowania.

KLING! KLANG! KLING! KLANG! KLANG! KLANG! KLANG!

Jak echa zapomnianej bitwy.

KLING! KLANG! KLING! KLING! KLANG! KLING!

Może innych to by ruszało. Może ci słabsi rzuciliby się do ucieczki, albo z wrzaskiem skulili się na podłodze i czekali na śmierć, jaką przyniosłyby im ostrza Hien.

Ale oni są twardzi. Są niewzruszeni. Nie tracą nic ze swojej czujności, przygotowani na najgorsze. Mają nerwy ze stali. Nie, nie ze stali. Z tytanu, z lodu. Większość. Tylko Jonasz czuje, że to arytmiczne walenie w ściany wprowadza jego serce w drżenie – drżenie, które niczym zaraza z ich sektora przenosi się na ręce i nogi, wbija w głąb ciała zmuszając serce i oddech do przyśpieszonych reakcji. Ale nawet on nie rzuci się do ucieczki, nie pobiegnie na ślepo przed siebie, zapewne w stronę śmiertelnej pułapki. W stadzie jest silny. W stadzie mogą się obronić. To oczywiste nie tylko dla nich, ale i dla Hien.

KLING! KLAAAAANG! KLIIIIING! KLLLLAAAANG!

Uderzenia przybliżają się ze wszystkich stron, osaczają ich, są przed nimi, za nimi, po bokach – wszędzie!

Hieny polują sprytnie.

Linka na wysokości szyi przecina całą szerokość korytarza, którym idą. Gdyby człowiek biegł przed siebie w popłochu najpewniej przeciąłby sobie gardło i stal się łatwym łupem dla Hien. Sprytne. Prymitywne, lecz sprytne. Gdyby biegli, ale oni nie biegną, lecz idą.

Kawałek dalej znów pułapka. Tym razem potykacz. Linka rozciągnięta tuż przy podłodze, na wysokości kostek. Biegnący zrywa linkę, zwalnia prosty mechanizm i z góry, twarz i głowę masakruje mu metalowa rura nabijana ostrzami.

Ale oni znów są zbyt opanowani i zbyt czujni.

Przewodnicy skręcają w stronę A-0776, na szerokim skrzyżowaniu, na którym majaczy zarys Słupa. Teraz jednak nie ma czasu, by się przy nim zatrzymać.

KLING! KLANG! KLING! KLANG! KLANG! KLANG! KLANG!

I nagle, wszystko cichnie, jak nożem uciął. Całe to tłuczenie metalem o metal, cały ten piekielny hałas. Nagła cisza wręcz dźwięczy w uszach. Powoduje dezorientację i potęguje niepokój.

Netaniasz prowadzi i to on pierwszy staje się celem ataku. W nadal szerokim korytarzu, który zdaniem Torcha, Prahi i Lentza prowadzi w stronę wybranego przez nich sektora, dostrzega jakąś przykurczoną sylwetkę. Za nią dwie albo i trzy kolejne.

Kolejne dwie Hieny – potworne, dzikie bestie – wyskakują z bocznego korytarza, prosto na Ortegę. Napastnicy są uzbrojeni w prymitywne, lecz skuteczne w zwarciu maczugi zrobione ze stalowych prętów. Drzwi do jednej z mijanych cel odskakują z hukiem i tuż obok nich pojawiają się dwie kolejne Hieny. Wykrzywione, blade, lśniące jakimś płynem ciała i uzbrojone w noże ręce. Jeszcze dwie lub trzy zbliżają się z tyłu, wybiegają zza mijanego kilkanaście kroków temu zakrętu.

Ich przeczucia sprawdziły się. Na sektorze opanowanym przez Hieny kwestią nie jest czy, lecz kiedy zostaną zaatakowani.

A odgłosy z bocznych korytarzy nie dodają otuchy. Kolejne Hieny biegną w ich kierunku z różnych części sektora. To nie jest atak podjazdowy, lecz totalna wojna, co - jak większość wie – nie jest typową strategią dla tego zdegenerowanego gangu.

Do wyjścia na A-0776 zostało im co najwyżej sto metrów. Trzy małe skrzyżowania. Prosta droga.

Ale z przodu zagradzała im trójka napastników, a kolejni nadciągali zewsząd.
 
Armiel jest offline  
Stary 13-07-2013, 06:53   #27
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ciemność osaczała z każdej strony. Nie dawała chwili wytchnienia. Cuchnęła wykrzywiając od środka. Praha pochylił głowę jakby chciał przez to głębiej wcisnąć się w opiętą na nosie chustę. Znał ten mdły smród przy którym pierdy Parszywego Josepha fascynowały niczym Chanel No.5. A ile to razy wydawało mu się, że Niger wpierdala trupy na kolację... Jednak Gehenna potrafiła zaskakiwać na każdym kroku. Przypominała o tym niewinnie. Choćby nie wiadomo jakbyś był parszywy, zawsze znajdzie się ktoś lub coś bardziej od ciebie. Jesteś najlepszy do czasu, aż zostaniesz pokonanym.

Szczur tunelowy zdawał sobie sprawę ze swojej, jakby się niektórym mogło wydawać, wyjebanej w kosmos wiedzy i dlatego z pokorą patrzył w skurwioną otchłań mroku tajemnic szalonego okrętu. To, o czym nie miał jeszcze szczur pojęcia, ani nawet miejsca w orzeszkowym rozumku na nazwanie anomalii i poukładanie tego syfu, trzymało go za mordę krótko jak w kagańcu. Bał się jak każdy albo jeszcze więcej. Bał się nawet ten kaganiec zgubić...

Nareszcie martwa cisza zdechła ożywiona koncertem metalicznej kakofonii napierdalania żelastwem o stalową trumnę korytarza.


KLING! KLANG! KLING! KLANG! KLANG! KLANG! KLANG!


Praha odetchnął. Gorsze zło. Zero złudzeń i fałszywej nadziei. Skarcił się w myślach jak szczeniaka. Przy całej szemranej reputacji króla szczurów łudził się, że da radę. Że we trzech tylko przemkną przez Kibel. On, Torch i Di.. Rick. Jak gładko spuszczony stolec z dupy, gdy nurkuje w wirze rączego strumienia spłuczki bez smarowania gównem czystej muszli toalety. Tak. Zesraliby się po pachy. A tak hieny posilą się Prahą statystycznie z mniejszym prawdopodobieństwem. Pierwszy w kolejce do tego stać nie zamierzał. W ogóle się nie ustawiał na to. Wpakował w uszy zatyczki świadomy tego, że Jonasz ma gwizdek. Czuł, że ten obojnak jest z nich wszystkich w pytę najmądrzejszy nawet jak nie miał fiuta lub miał karłowatego...

Szli ostrożnie uważając gdzie stąpają. Kanibale nie byli ani wyrafinowani w swoich taktykach polowania, ani aż tak bezmyślnie tępi na jakich wyglądali. Praha odczepił stalową linkę rozciągniętą przy kratownicy. Musiał działać. Spryt i podstęp zawsze sprawdzał sie przeciwko brutalnej, krwiożerczej furii a to, że hieny zaraz zaatakują było kwestią kilkunastu śmierdzących oddechów. Skręcając w prawo widział słup. Miał nadzieję, że hieny nie zauważą co robi lub nie zwrócą uwagi koncentrując się na przeżywaniu przed bitewnego podniecenia.

Słuchając nawołujących się uderzeń rur o metalowe ściany i kraty, szczur wyciągnął konserwę z plecaka, przebił ją nożem i cisnął za siebie. Kto wie, może tym odwróci na chwilę uwagę myśliwych. Miał zamiar rozciągnąć stalową strunę w poprzek korytarza tam, gdzie hieny sie tego nie spodziewały. Nie był naiwny, że żaden mutant tego nie dojrzał lub dostrzeże. Ale może nie każdy. Może zwolnią omijając przeszkodę dając im cenne sekundy. Praha liczył na to, że choć jeden z kanibali pochlasta się a reszta stada jak głodne wilki nie omieszka urządzić sobie spontanicznej uczty z parszywego pobratymcy.

Kiedy wszystko ucichło i z boków wyskoczyły hieny, Praha zdziwił się, że był to również skoordynowany atak całego gangu. Jakby wszystkie hieny sektora zostały zjednoczone pod rozkazami nowego stratega. Albo ewoluowały z samotnych grupek samolubnych drapieżników w łączące się watahy. Było gorzej niż fatalnie.

Niektórzy zaczynali już walczyć, rzucać rozkazy, płonące akty strzeliste tudzież takowe koktajle. A Praha biegł z wszystkimi do przodu niemal szorując lewym barkiem o obślizgłą ścianę. Nie miał zamiaru biec pierwszy. Mogły być znowu niespodzianki. Nie przewidywał też opcji zamykania kolumny. Z obnażonym nożem w prawej ręce rozciął skórę lewego przedramienia. Wyciągnął w biegu ranę do przodu, żeby sprowokować wiecznie głodne skurwysyny. Czujcie juchę! Węszcie.

Niech szarżują.
Niech zapomną o taktyce.
Niech je klecha z wojakiem i dziwką wystrzela.
Blondas wypatroszy.
Piroman spopieli.
A Jonasz...
Jonasz niech zabije śmiechem.
Bo szczur zbliżał się do hien nie będzie chyba, żeby koniecznie musiał je dziabnąć.

A wtedy... cóż...

Taktycznie.
Dźgnąć i dyla!
Ciąć uskakując!
Rezać na dystans!
Chlastać po ścięgnach!
Kłuć!
Jak osa po oczach!
Jak klaps z niespodzianką!

Nie musiał zabijać.
Nie musiał tracić czasu.
Zdeterminowany zająć z góry upatrzoną pozycję.
Szczur postanowił... Nie! Rozkazał sobie.
Nie dać się dorwać.
Nie dać się dorwać!
Musiał spierdolić. Musiał!

A gdy go hieny dogonią to powie, że to nie bił on.

To bili inni.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-07-2013 o 07:01.
Campo Viejo jest offline  
Stary 13-07-2013, 19:26   #28
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tuż obok z lewej strony pojawiły się dwie Hieny. Oczy Carli rozjarzyły się szaleństwem. Te potwory były takie piękne! Chciała ich dotykać... Chciała zobaczyć jak krwawią!

Szybkim ruchem wyjęła karabelę i zamachnęła się nią kreśląc w powietrzu niewidzialny łuk. Przeciwnik, który stał najbliżej, zawył. To nie było głębokie cięcie, jednak jucha rozbryzgała się wokoło. Na ustach kobiety pojawił się sadystyczny uśmiech.

To takie piękne! Piękne potwory!

Znów cięła ostrzem, lecz tym razem już na oślep, wycofując się ze starcia. Głupio byłoby teraz zginąć. Wobec tego schowała karabelę i sprawnie odskoczyła w prawo. Silnym kopniakiem otworzyła drzwi do celi. Szybka lustracja, czy nie ma tu kolejnych przystojniaków. Miała szczęście.

Tutaj schowana za ścianką, mogła pruć w najbliższych napastników z kuszy.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 13-07-2013, 20:59   #29
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Mroczne korytarze były nieprzyjemne i niepokojące.

Muzyka

Igor miał wrażenie jakby coś go obserwowało i czekało. Choć wiedział że jest to tylko wyobraźnia, to nikłe światło i niepokojące odgłosy, robiły swoje. W duchu opieprzał siebie za to, gdyż nie było w jego stylu bać się czegokolwiek. Widocznie siedzenie w ciepłym zaciszu G0 musiało osłabić jego żelazne nerwy albo po prostu taki był Kibel. Niepokój zniknął gdy doszli do pierwszej pułapki. Przeciwnicy z krwi i kości zawsze go uspokajali.

Długo nie dało się ukrywać swojej obecności, ale i tak minął kawał czasu zanim hieny zorientowały się że mają gości. Lentz zaatakował błyskawicznie tak jak szkolił się przez prawie całe życie.

Muzyka

Momentalnie podbiegł do hien wyłaniających się z bocznego korytarza tuż przy Netaniaszu. Korzystając z impetu jaki nadał swemu ciału, zapaśniczym chwytem poderwał przeciwnika za biodra. Odpowiedni pęd masy mięśni powinien spowodować, że zarówno on jaki i ta bezlitosna parodia człowieka, zwalą się na drugą bestię. Resztę załatwi głowa, łokcie i kolana.
 
Komtur jest offline  
Stary 13-07-2013, 21:36   #30
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Strach narastał z każdym krokiem. Z każdym powielającym się metalicznym uderzeniem. Bóg postawił na ich drodze przeszkodę. Pierwszą. Nim dojdą do celu podróży, każdy z nich osobna musi zostać poddany próbom. Przeżyją nie najsilniejsi. Przeżyją najbardziej zaufani.

- Boże, dopomóż - zdążył tylko wymówić, niczym ochronne zaklęcie, a następnie wyciągnął strzelbę przed siebie i przyśpieszył kroku, bacznie obserwując ruchy przeciwnika.
Kiedy z jego prawej strony wyskoczyła para Hien, Netaniasz wzdrygnął się gwałtownie i o mało co nie wpadł na idącego tuż obok Ricka. Szybko jednak opanował nerwy.

Wydłużające się sekundy. Szybki znak krzyża, wymierzenie w głowę, wstrzymanie wdechu i strzał. Wierzył, że powali je jednym wypałem kalibru 12, a następnie jak najprędzej ruszy naprzód, torując drogę dla reszty.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172