Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2015, 21:49   #101
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Termowizja...i może jeszcze podwójne frytki plus big maca do tego? Albo Ponti bredził, albo mówił prawdę. Druga opcja poniekąd wyjaśniała nonszalancję i brak pośpiechu ze strony oprawcy. I tak ich znajdzie, nieważne gdzie by się nie schowali. Akurat Predatora Ortis oglądała, kojarzyła więc na czym polega cały myk z widzeniem na podczerwień czy inne badziewie. Grunt, że dla przeciwnika płonęli niczym trzy radiowozy na Bronksie. Nie mieli szans, żadnych. Nic, Zero, Nada. Typ dorwie ich zrobi z bebechów świąteczne ozdoby na choinkę...o ile podobne pokraki obchodziły Boże Narodzenie.

- Wycieczki...czułam że będzie dym. Oglądaliście Blair Witch Project? - spytała nagle roztrzęsionym głosem, dziwiąc się że w ogóle odnosi się do całkowitej filmowej fikcji. Film i życie stanowiły dwa odrębne światy - dzieliła je zdroworozsądkowa granica...zazwyczaj. Sytuacja jednak nie była zdrowa i normalna, zestresowany umysł zaczynał płatać dziewczynie złośliwe figle, podsuwając co raz to nowe, niedorzeczne wizje. Przełknęła ślinę, skupiając się na tym co teraźniejsze -Może stąd nie da się odejść? Ponti, daruj sobie dalsze zabawy w złomiarza. Ruszmy się wreszcie, jebać krzaki! Ile kurwa można stać i gadać?! A jak policja zaczyna nagonkę?! Zmywajmy się stad! - wydusiła, choć cała trzęsła się ze złości. Oddalić się na bezpieczną odległość i uważać pod nogi...niby nic trudnego. Ciekawe czy Eric naprawdę będzie ja łapał, czy ochotniczo robi za wykrywacz min, pułapek i świrów czających się w cieniu?
- Nosz kurwa - jęknęła pod nosem i z nadzieją głupca na rozwiązanie numer jeden.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 15-04-2015, 02:52   #102
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Uciekając przed wilkami, wlazł prosto do jaskini niedźwiedzia. A niedźwiedzie w swoich jaskiniach zazwyczaj śpią. Tak jak ten tutaj - głośno chrapał i capił jakby się nie mył przez całą zimę. Najgorsze co zbłąkany turysta może zrobić przypadkowo trafiając do takich jaskiń to obudzić lokatora. A najłatwiej to zrobić przynosząc jedzenie, by miś wyczuł jego woń. Gordon miał wrażenie że batoniki które miał poupychane tu i tam nie zrobią na tutejszym Yogim wrażenia. Raczej to on będzie daniem głównym.

Przycisnął swoją żuchwę do reszty czaszki, by powstrzymać zgrzytanie zębami. Byle tylko potwór który tutaj go mieszka go nie usłyszał. Na zapach nie miał raczej wpływu: pot spływał Gordonowi po oczach, a rękawy którymi próbował je nie były w stanie przyjąć więcej wilgoci. W podstawówce się z niego śmiali że jego pachy już nie śmierdzą - bo bakterie nie nadążają z przerabianiem takich ilości potu. I pozwie Rexonę za fałszywą reklamę i niedziałający produkt, jeśli oczywiście przeżyje. O użyciu szajsfona i latarki z powerbanka nie było mowy - nikt nie lubi jak mu się daje po oczach jak na przesłuchaniu, a zwłasza podczas snu. No i najlepiej się odwrócić plecami, by Yogi nie wypatrzył jego świńskich oczek.


Gordon nie odważył się ruszyć się spod drzwi. Liczył na to że cokolwiek tutaj przebywa to napewno śpi i po prostu głośno chrapie. Tak lepiej poradzić sobie ze strachem - gdyby przyjął do wiadomości że ten potwór zaraz na niego wskoczy byłoby już po nim. Straciłby nadzieję i chęć do walki. Tak ma chociaż złudzenie że nie wszystko stracone.
Preston odczekał ilość czasu jaką oszacował na to by Pielęgniarze wbiegli do drzwi które dla zmyłki oznaczył krwią. Domyślał się że wejdą do wszystkich drzwi, po kolei i znajdą go tutaj, to tylko kwestia czasu.
Wyjął z kieszeni snickersa i parę cukierków Nimm2.

Delikatnie uchyli drzwi i gdy Pielęgniarze weszli do pierwszych drzwi, rzuci batona i cukierki jak najdalej w głąb korytarza, w stronę w której myślał że jest wyjście. Chciał żeby wyglądało to jakby zgubił je po drodze uciekając wgłąb budynku. Plan był prosty: jeśli pielęgniarze dadzą się nabrać, pobiegną korytarzem i znikną chociaż na chwilkę za rogiem, wtedy Preston wyjdzie z tego pokoju i pójdzie to tego oznaczonego krwią. W końcu tamten już sprawdzili i pewnie nie zrobią tego drugi raz. Liczył że się uda. No chyba że Yogi wskoczy mu na plecy...
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 15-04-2015 o 09:35. Powód: zmieniłem końćówkę na deklarację bo czeka cię niepsodzianka :)
Halfdan jest offline  
Stary 16-04-2015, 12:03   #103
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Z początku zdrętwiała. Powinna uciec od razu ale tego nie zrobiła. Drżące ciało obróciło się w kierunku zagrożenia. Wielkie oczy zwróciły się, by spojrzeć oprawcy w oczy, jakby nie wierząc, że skuteczna kryjówka zawiodła. Napastnik zbliżył się a Tera jedynie wyciągnęła obronnie ręce, by się zasłonić. Płuca średnio pracowały w tamtej chwili, napięły się podobnie jak reszta mięśni. Reakcja braku ucieczki na taką sytuację była błędem o którym mogła być świadoma dopiero po fakcie.
Śmierć nie nadeszła i nie stała się jej żadna krzywda.
- Chodź ze mną, jeśli chcesz żyć - odezwał się znajomy głos.

Snop światła dotarł do jej świadomości rozpraszając nieco strach. Ponti. Ten, którego potrzebowała uciekając w zarośla przy posiadłości rewolwerowego mordercy. Pojawił się niemalże jak anioł. Przez chwilę zapomniała o Wardzie i Jordan, tak samo o wozie policyjnym i czegokolwiek, co się tam działo. Podniosła i rzuciła mu się w ramiona. Ekspresja twarzy nie zmieniła się szczególnie - całkowicie objęta strachem. Nie zwracała uwagi na jego towarzyszy. Otwarte szeroko oczy wpatrywały się tępo w ziemię za chłopakiem. Ten wcale nie miał zamiarów się zatrzymać a napierał dalej. Króciutka chwila przez którą trwał uścisk był niemal minutami dla Vill. Odnalazła najlepszą osobę, którą mogła sobie wybrać na takie wydarzenia. Poczuła jego ciepło, które było mocno wyczuwalne dla zziębniętej dziewczyny. Schowała się przed całym światem i mogła poczuć się bezpieczna.

Tylko na chwilę, która nie mogła trwać wieczność. Ponti napierał dalej... A Tera nie miała najmniejszego zamiaru być od niego dalej jak wyciągnięcie ręki.
 
Proxy jest offline  
Stary 17-04-2015, 10:08   #104
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
PRESTON

Preston chwycił za klamkę próbując wyjść na zewnątrz i wcielić w życie swój zmyślny plan i … zorientował się, że drzwi nie mają klamki od środka. I że wyłożone są miękką, gąbczastą wykładziną.

To była cela lub izolatka! Zamykana tylko od zewnątrz na jakiś elektromagnes lub coś podobnego.

Był w potrzasku! Zamknięty w pokoju z kimś lub czymś, co właśnie … przestało dyszeć.

Preston usłyszał jakieś mamrotanie i skrzypienie łóżka. Ktoś właśnie podnosił się za jego plecami. Ktoś leżący na łóżku i wydający nieskładne, bełkotliwe dźwięki.

COLLINS, PETROVSKI

Petrovski bez trudu dopadł przetrąconą maszkarę. Jeden szybki cios nogą i z gardła potworka wydarł się dziki wrzask. Na ten dźwięk coś pękło w Petrovskim. Coś mrocznego, przyjemnego, złowrogiego. Zadał jeszcze kilka kopnięć, zmieniając ciało stworzenia w krwawą miazgę. Satysfakcja, jaką mu to sprawiło, była wręcz niewyobrażalna.

- Idziemy! – Collins ruszył w stronę radiowozu spoglądając na kolegę.

Zdążyli zrobić kilka kroków, kiedy przed sobą zobaczyli płomienie, a potem biegnące w ich stronę dwie niewyraźne sylwetki.


WARD, JORDAN

Zapłonęła benzyna rozświetlając przestrzeń wokół samochodu. Jordan już rzucała się do ucieczki wiec nie zobaczyła, na swoje szczęście, tego co ukazało się w ich plasku.

Za to Ward widział zbyt dobrze.

To był człowiek. Zwęglony, poczerniały, spalony niemal do kości. Naga czaszka, wyszczerzone zęby i poczerniała ręka, która niczym szpony wyciągnęła się w stronę chłopaka.

Ward nie wytrzymał i rzucił się do panicznej ucieczki w tył, byle dalej od płonącej, wyciągającej po niego swoje szpony zmory.

Nie był jednak dostatecznie szybki. Poczuł, jak coś chwyciło go za ubranie na plecach! Usłyszał dźwięk rozdzieranego materiału i poczuł ogień smagający jego plecy.

Na szczęście nie było to nic groźnego. Ward wyrwał się spalonemu truchłu i pogonił za Jordan. Po chwili ujrzeli biegnące im naprzeciw dwie sylwetki.


PONTI, WILLIANS, ORTIS, VILL

Rzucili się do ucieczki w tył, byle dalej od samochodu i byle dalej od nadal ścigającego ich „stracha na wróble”.

Większość na skraju paniki lub spanikowana, poza Pontim, który już wiedział. Już rozumiał. Pojmował pułapkę, w jaką wpadli.

Sołtys wie. Tak sądził.

Prowadził dwie koleżanki i kolegę za sobą, wybierając niemal instynktownie, drogę między kolejnymi budynkami Ol Harvest.

Z dala od płomieni i krzyków, jakie dochodziły do nich z miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą świeciły sygnały radiowozu.

Minęli dwa kolejne domostwa – rozsypujące się cuchnące grzybem i wilgocią rudery. Czarne i przerażające. Wyszli na wąską ścieżkę pomiędzy jakimiś krzakami, sforsowali bez trudu jakiś spróchniały i zbutwiały, drewniany płot, który dosłownie rozpadł się pod ciężarem Williansa. W ten sposób wydostali się na ulicę, prosto na jakimś skrzyżowaniu dróg prowadzącym aż w cztery strony. Zasapani, podrapani przez zarośla, którymi przyszło im się przedzierać, spoceni.

- Dom sołtysa – powiedział Ponti wpatrując się w jeden z opuszczonych, mrocznych budynków tuż przy skrzyżowaniu. Czarny i sprawiający złowieszcze wrażenie.

Patrząc na ten budynek, patrząc na spokojnego w tym całym szaleństwie Pontiego, poczuli nagły niepokój. Dreszcz przerażenia.

Z miejsca, którym się znaleźli, nadal widzieli dopalający się płomień w miejscu, gdzie stał radiowóz. Widzieli też inne budynki. W tym stojący kilkaset metrów od nich na niewielkim wzniesieniu kościół.


BROOKS


Został sam patrząc, jak obaj koledzy znikają w ciemnościach. Przyglądał się bezsilnie nieprzytomnej koleżance. W końcu pochylił się nad nią i zaczął ssać szyję miejscu gdzie, jak mu się wydawało, wbito strzykawkę.
Niestety. W tym był problem. Infekcja nie pozostawiała rany, z której mógłby wyssać toksynę i zapewne, kiedy już środek zadziałał, dostał się do krwioobiegu, to po prostu ofiara musiała swoje wyleżeć. No chyba, że istniała jakaś odtrutka. Antidotum. To było prawdopodobne, lecz Brooks nie bardzo wiedział. Gdzie ma go szukać.

I wtedy coś zobaczył. Idącą drogą, mniej więcej w ich stronę grupę trzech postaci. Przewodził im ktoś, kto wyglądał jak średniowieczny medyk w charakterystycznej masce, przypominającej ptasi dziób.

Towarzyszyły mu dwie inne postacie – półnagie, chude, z podobnymi maskami na twarzach.

Na ich widok okaleczony chłopak poczuł dreszcz przerażenia.

Domyślał się, że cała trójka przyszłą po Fox. Mógł uciec i zostawić ją. Miał mało czasu na podjęcie decyzji.

Oczywiście mógł zawołać chłopaków, którzy nadal byli blisko i skopać dupy tym dziwakom w obronie nieprzytomnej koleżanki. Czy jednak udałoby im się wygrać czy podzielili jej los? To na razie pozostawało pytaniem bez odpowiedzi.
 
Armiel jest offline  
Stary 19-04-2015, 12:49   #105
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Naprawdę dobre uczucie. Krwawa, miękka miazga pod ciężkim butem wydawała z siebie nieprzyjemny dla ucha plask raz za razem, gdy glan opadał uderzając coraz bardziej o ziemię niż szczątki.
Dysząc ciężko patrzył na swoją robociznę, ledwo dopuszczając do siebie słowa Collinsa. Otrząsnął się z amoku, starając się uspokoić oddech. Spojrzał spode łba na kolegę a potem na radiowóz. Potrzebował chwili by się zastanowić, ale w końcu ruszył za kolegą, przyspieszając kroku by zrównać z nim krok.
Próbował wytrzeć podeszwę o drogę, ale resztki mózgowia i roztrzaskanych kości powchodziły głęboko w ustępy podeszwy glana. Nogawki spodni też przesiąkły krwią i przylepiały się nieprzyjemnie do skóry i wysokich nogawek butów, ale nic to, czasem trzeba było znieść niewygody, by móc się czymś naprawdę nacieszyć.

Widząc dwie zbliżające się postaci, Viktor wciągnął ciężko powietrze, powoli kręcąc głowę, coś strzeliło mu w karku gdy przekrzywił ją na bok. Poszukał wzrokiem jakiegokolwiek mocniejszego kijka, ale i bez niego jego cel i zamiar był bardzo oczywisty.
Nie zwalniał kroku, wpatrując się złowrogo w coraz wyraźniejsze sylwetki.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 19-04-2015, 13:29   #106
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Adrenalina działała sprawiając, że Ward praktycznie nie przejął się ogniem, który przez chwilę smagał go po plecach. Ważniejsze było to że wymsknął się śmierci z objęć. Nie miał za wiele czasu do namysłu, a przed nimi w oddali, zamajaczyły jakieś dwie sylwetki. Chciał zmienić kierunek biegu, ale nie było tak naprawdę dokąd uciekać. Chwycił mocniej ołówek w dłoni i ruszył na spotkanie z nieznajomymi. Biegł tak, że w każdej chwili mógł wejść między napastnika a Jordan.

Pełen niepokoju biegł na spotkanie. Czy ze śmiercią, tego nie wiedział? Za bardzo chciał żyć by umierać. Kątem oka spoglądał na płonące truchło.

Gdyby jego kurtka również zajęła się ogniem zamierzał ją zrzucić w biegu. Nawet kosztem swojej kamery. Jak przeżyje kupi sobie nową. N
Adrenalina działała sprawiając, że Ward praktycznie nie przejął się ogniem, który przez chwilę smagał go po plecach. Ważniejsze było to że wymsknął się śmierci z objęć. Nie miał za wiele czasu do namysłu, a przed nimi w oddali, zamajaczyły jakieś dwie sylwetki. Chciał zmienić kierunek biegu, ale nie było tak naprawdę dokąd uciekać. Chwycił mocniej ołówek w dłoni i ruszył na spotkanie z nieznajomymi. Biegł tak, że w każdej chwili mógł wejść między napastnika a Jordan.

Pełen niepokoju biegł na spotkanie. Czy ze śmiercią, tego nie wiedział? Za bardzo chciał żyć by umierać. Kątem oka spoglądał na płonące truchło.

Gdyby jego kurtka również zajęła się ogniem zamierzał ją zrzucić w biegu. Nawet kosztem swojej kamery. Jak przeżyje kupi sobie nową. Nie zamierzał robić za Człowieka-Pochodnię. Zbyt krzykliwa postać jak na jego osobę.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 20-04-2015, 01:02   #107
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jack Brooks - awanturniczy bajker



- No pewnie. Zostaw faceta z obciętymi łapami z nieprzytomną laską na trenie łownym jakiś małpiatek z trutkami z w strzykawach. - mruknął ciężko i równie ciężko patrząc na Jim'a. Nie ukrywał, że nie aprobuje takiej decyzji kolegi. Jak dla niego rozdzielanie się nie był mądrą taktyką. Zwłaszcza, że już prócz romówcy pozostała trójka już oberwała w ten czy inny sposób.

Kwaśno też przyjął odmowę scyzorykowego ratunku dla Loretty. Sam by mimo wszystko spróbował ale z takimi łapami nie miał szans na takie wyrafinowane manewry.

- Oczywiście. - rzekł krótko na argumenty Jim'a o logice zarażenia syfem z rany dziewczyny. Jakoś mało prawdopodobne mu się wydawało, ze jakby padł nieprzytomny obok Fox to, że obydwaj koledzy jakoś ratowali go czy ją.

Skupił się jednak na próbie wyssania trutki z szyi. Mimo woli przyszło mu do głowy, że właściwie to tę szyję miała całkiem niezłą. Gładką, gorącą i przyjemną w dotyku. Zresztą nie tylko szyja wygladała interesująco.. I zdecydowanie wolał wodzić rękami i ustami po jej szyi i nie tylko ale w do cholery całkiem innych okolicznościach! Jak kurwa ktoś się pechowo urodzi to potem tak przez życie całe...

Dość szybko się zorientował, że szanse na zrealizowanie swojego pomysłu ma dość marne. Prawie nie wyczuwał pod skórą guli jakiej się spodziewał. Wyszedł z założenia, że trutka w płynie powinna jakiś czas zebrać się pod szyją nim rozejdzie się i wniknie w ciało. Najwyraźniej jednak te strzykawki zadziałały całkiem dobrze i wstrzyknęły zawartość od razu w głąb szyi i na wierzchu niewiele jej zostało. Więc Jack nie bardzo miał co wyssać. Popatrzył trochę zawiedziony własną niemocą na spokojnie leżącą niczego nieświadomą nieprzytomną dziewczynę. ~ No i kurwa tyle z oglądania tych filmów BHP i pierwszej pomocy... ~ pomyślał smętnie. Jakoś bowiem jego wiedza i pomtysłowość względem zatoskynowanych osób końćzyła się właśnie w tym momencie. Zgarnął tylko pustą strzykawkę do kieszeni. Może jak dojadą do jakiegoś pogotowia i pokazę czym oberwałą to jakoś to pomoże w dobraniu antytoksyny zo co tam.

Zanim namyslił się co robic dalej z oddali doszedł go odgłos i blask eksplozji. Spojrzał w tamtą stronę zaniepokojony i okazało się, że ten radiowóz wyleciał w powietrze! ~ Noo kurwaaaa! Moje radio! ~ pomyślał w pierwszej chwili zaskoczony i zezłoszczony. Naprawdę liczył na pomoc czy to od gliniarzy czy samego radiowozu a właśnie na możliwość poinformowania resztę świata o ich kłopotach. Teraz rozczarowany patrzył jak wrak samochodu obejmują płomienia a okolicę roztacza ich łuna. Nawet z tej odległości widział, że nie ma szans by coś wyratować z wraku ani by się jeszcze do czegoś nadawał. ~ No ja pierdolę no... ~ czuł jakby sprzed nosa zniknęła mu szansa na ratunek. Jakby spóźnił się na ostatni pociąg czy samolot wywożący ludzi z tego szalonego miejsca. Dopiero jak ta szansa znikła poczuł jak bardzo liczył na nią i jak uderzyła go ta strata.

Jednak zaraz zauważył jakiś ruch. Okazało sie, że drogą maszerują, jakoś tak dziwnie zbierznie w ich kierunku, trzy postacie. Ten jeden był przebrany z jakiegoś dziwnego typa którego Jack kojarzył ze starych filmów i jakiś fotek ze śrdniowecza. Coś z zarazami mu się kojarzyło. A te dwa obszarpańće po jego bokach wyraźnie go nie odstepowali.

Nagle skojarzył, że to ma jakiś związek z tymi małpiatkami co ich zaatakowały. Miały ich odnaleźć i uśpić a ci trzej mieli ich pozbierać. Przełknął slinę i spojrzał na nieprzytomną dziewczynę. Sam miał szansę sie urwać tym palantom. Ale z nią? Tego już nie był taki pewny. Wiedział, że z jednym miał sobie szansę poradzić nawet w takim stanie jakim był teraz. W pojedynkach obrywał ale rzadko i z reguły wychodził z nich zwycięsko. Ale jego bójkowe doświadczenie mówiło mu, że nawet jak ci trzej to jakieś fajterskie leszcze to jest ich trzech. A pojedynek z trzema na raz zawsze był groźny.

Szacował jak zdawali się być sprawni i pewnie dążyć ku celowi. Jeśli byliby nastawieni i przyzwyczajeni na zbieranie uśpionych ludzi to żwawy i sprawny młody facet powinien być dla nich nie lada wyzwaniem. Jakkolwiek pokręceni by ci trzej nie byli. Ale nadal ich było trzech. Warto było ryzykować dla nietomej laski?

Spojrzał jeszcze raz na nieruchomą koleżankę. Właściwie to nie przepadał za nią. Sprawiała na nim wrażenie tempego szpadla "z elyty" co się wozi da samego wożenia. W ogóle byli z innych światów. On był praktycznie z półgangerowego środowiska punkowych koncertów, klubowych bijatyk i nielegalnych ścigań się na motorze. A ona? W sumie... To nawet nie wiedział bo właśnie poza klasą i szkołą właściwie się nie znali właśnie. To już ta Ortis była bardziej z jego undergrundowych klimatów a ta całą Lori to właściwie była mu znana tylko z widzenia i wspólnych zajęć w szkole. Nic wiecej. I co? Teraz miał dla niej ryzykować? By prawie pewny, że ci trzej są tu po nieprzytomnych więc jak ich zgarnął to pewnie wrócą skad wyleźli. Wystarczyło więc się oddalić i zniknąć w ciemności nocy by mieć ich z bani...

No ale... Spojrzał na okręcone swoje pocięte kikuty. Wciąż były obwiązane jakąś babską szmatką które Lori wyjęła ze swojego pelcaka i mu obwiazała by się nie wykrwawiał. Taaa.... Nadal uważał ją za tępego szpadla... Ale te wszystkie jego wcześniejsze bójki, ganianie się z psami czy innymi bandami wyrobiło w nim dość silne poczucie solidarności z ludźmi których uwazał za swoich. Zwłąszcza w obliczu wspólnego zagrożenia choć zazwyczaj objawiało się ono w postaci pałkarzy, klubowych ochroniarzy czy patafianów co go wkurzali i czepiali sie go jak ci dwaj przed Mac'iem dzisiaj. Taa... Może i wcześniej była tylo zadzierającą nosa lalunią ale przed chwilą jednak opatrzyła mu łapy. Dla Brooks'a to nie był czyn bez znaczenia. Nie mógł ot, tak zostawić kogos takiego.

- Jim, Viktor! - rzucił krótko do chłopaków którzy z powodu psikusa jaki im wszystkim sprawił wybuchajacy radiowóz nie odeszli zbyt daleko. - Spójrzcie tam! Idą tutaj! To oni pewnie nasłali te małpy na nas! To jakieś pigularze! Skroimy ich! Damy radę! Może te debile wiedzą jak stąd się wydostać! - powstał na nogi i zrobił krok do przodu by stanać na drodze między tymi trzema dziwakami a nieprzytomną dziewczyną. Wychodziło mu, że było ich trzech ale razem z Jim'em i Viktorem ich też. Jack'a w pojedynku wcale nie było tak łatwo pokonać a Jim miał nawet lagę a Viktorowi chyba się agresor włączył zaś u tych trzech przebierańćów nie zauwazył żadnej broni. Wychodziło mu, że we trzech naprawdę mieli szansę sklepać tych frajerów! Tak samo jak z Jim'em sklepali tych odmienionych z workami na głowach za mmostem. A kto wie, może ci trzej coś wiedzą lub coś mają co mogłoby im pomóc.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-04-2015, 21:42   #108
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Ponti był odrobinę zaskoczony, że dotarcie do samego centrum tego przeklętego miasteczko było aż tak proste. Wyłączył latarkę i rozprostował dłonie niczym ptak. Niezła rozgrzewka. Przyjrzał się temu bardakowi - miejsce wyglądało na nie mniej opuszczone niż domek przy moście. Sołtysa chyba nie było w domu, a przynajmniej nie w tym wymiarze. Ponti popatrzył, a to na dom, a to na swoich towarzyszy. Był zadowolony, że żyli - przynajmniej w zakresie Williansa i Lili, bo ta trzecia to chyba nawet nie była człowiekiem. Erik pomimo szaleństw otaczającego go świata nie zatracił możliwości logicznego i racjonalnego myślenia. Wbrew zasadom logiki i doświadczenia życiowego byłoby przyjęcie, że ktokolwiek z grupy widzącej jak łeb nauczyciela pękł na takie drobne, drobniusieńskie kawałeczki mięsa byłby szybciej po drugiej stronie nieruchomości niż on i jego grupa. No... jeszcze jakby to był Goro to może i miałby wątpliwości, bo skośniak był szybki, przynajmniej dopóki żył. Ale nie ta dziewczyna! Nie pamiętał co prawda jak się nazywała, ale doskonale pamiętał, że ona i dwie inne odbiegły w kierunku bramy. Niemalże w przeciwnym kierunku niż on, Willians i Lili.

Innymi słowy coś nosiło twarz tej dziewczyny, simulacrum stworzone, żeby szydzić z nich, zwiastowanie drapieżnego kosmosu. Erik nie wyrażał jednak na głos swoich twierdzieć. Z tego co zaobserwował była to istota z goła inna niż Darth Harvest. Była z pewnością simulacrum włącznie z mięsem i krwią krążącą w jej żyłach - wszystko zostało idealnie skopiowane, a więc kiedy to coś pokaże swoje prawdziwe, krwiożercze jestestwo? A może jest to jedynie odbicie dziewczyny, która zginęła po czym została odtworzona przez nieznane siły bez konkretnego powodu? Jedno było pewne: Erik nigdy w życiu nie pozostanie sam na sam z tym czymś noszącym twarz dziewczyny z klasy (dobrze by było jakby ktoś przypomniał jak ona się nazywa) i nie pozwoli, aby Willians albo Lili przypadkowo pozostali z tą nadprzyrodzoną istotą.

- To wolicie zapytać o drogę do domu Nieumarłego Sołtysa, czy Demonicznego Wikarego? - zapytał całkiem rozluźniony (ale równocześnie o czujnym wzroku) Ponti wskazując a to na Dom Partii, a to na Świątynię Zagłady.
- Ja jestem za opętanym proboszczem. - powiedział Willians, a Lili po chwili dodała:
- Jeśli wybór pada na proboszcza...to wiedzcie, że coś się dzieje. - ta druga dziewczyna zupełnie nie odzywała się tylko starała się być jak najbliżej Erika. Erik pokazał jej zresztą, żeby go nie dotykała, a jak jednak będzie chciała to ją lekko odsunie mówiąc, że jak jedno z nich się przewróci to lepiej, żeby drugie stało, żeby pomóc. Oczywiście blefował, bo Erik pomaga tylko ludziom, a nie konstruktom astralnym stworzonym przez byty spoza czasu! Taki już był, taki miał styl. Spokojnie odparł:
- No dobra, to chodźmy zobaczyć jak te szatańskie skurwysyny zbezcześciły kościół. - o ile latarka nie była przydatna w tym miejscu, bo było dość światła z gwiazd to ją wyłączy. Włączy dopiero, gdyby we wnętrzu świątyni panowały ciemności - lepiej nie wpaść w jakąś dziurę. Albo na jakiegoś ukrytego Człowieka Ćmę, czy inne Łyse Prawdawne Grozy. Któż mógł przewidzieć co czyha tuż za rogiem? W trakcie (szybkiego) pochodu do świątyni zagaił:
- Macie jakieś teorie? Szatan? Kosmity? Anomalia czasoprzestrzenna? Żywe trupy? Mnie to narazie przypomina Silent Hill, a to chyba podlega pod Szatana, nie?
 
Anonim jest offline  
Stary 20-04-2015, 23:05   #109
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Gordon patrzył tępo w miejsce w którym powinna być klamka. To koniec. Cały plan szlag trafił. A wraz z nim ulotniła się nadzieja na ucieczkę. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, tłumiąc w ten sposób atak śmiechu. Teraz to dopiero się załatwił. Pielęgniarze nawet nie muszą go szukać, ba nie muszą nawet tutaj wchodzić. Nie pozostało mu nic innego niż tylko odejść z tego świata w dobrym humorze. Zaraz załatwi go mieszkający w tym pokoju niedźwiedź, na szybko nazwany Yogagolghhathiem Wielkim Przedwiecznym kumplem Cthulu od kieliszka. W skrócie Yogi.
Ciekawe co się z nim stanie. Zostanie pożarty? Zamieniony w zombie? Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Będzie największym zombie w tej pieprzonej wiosce! Będzie niczym niemiecki Tygrys na polu walki, kombajn na polu pszenicy, buldożer na budowie. Kurwa, niczym zombi-terminator albo zombi-robocop. Kurwa mać, będzie zombi-godzillą! Będzie królował w tej dziurze. Pierwsze co zrobi to znajdzie zombie Sally Sarkis i rozwali jej głowę. A później urwie chodzącemu trupowi Danny'ego te jego łapska... A później... odpłaci wszystkim. Za te lata cierpień, za te wszystkie upokorzenia, za to że muszę umierać samotnie, odpłacę wam kurwa, ja super prosiak zombie...
Preston spoliczkował sam siebie, skóra twarzy pomarszczyła mu się niczym golonka na talerzu Gordona Ramseya. KURWA PRESTON, ogarnij się chłopie, odwala ci! Przeszedł go zimny dreszcz. Natychmiast ochłonął. Na co mu ta cała zemsta? Babcia mówi że jest dobrym chłopakiem, chodzi co niedzielę do kościoła. Chce być taki jak oni? Nie!
W głowie grubasa natychmiast wykiełkował nowy plan, a wraz z nim wróciła trzeźwość umysłu.
Pielęgniarze z pewnością tutaj wejdą. Otworzą drzwi i wykorzystując element zaskoczenia, no i przy odrobinie szczęścia wyskoczy na zewnątrz zamykając ich w środku z Yogim. Teraz musi tylko przetrzymać tę parę chwil zanim tutaj wejdą.
Wyjął z kieszeni snickersa i Nimm2. Ułamał kawałek w taki sposób że karmel ciągnął się apetycznie, zupełnie jak na reklamie. Rzucił w kąt daleko od siebie, licząc że Yogi najpierw zje batona, dopiero później jego. Gdy już stwór będzie jadł, poświeci na niego latarką z powerbanka chociaż na chwilę, by zobaczyć z czym ma do czynienia. No i cyknie fotkę szajsfonem dla potomności. A potem rzucając kolejny kawałek, przemieści się w takie miejsce by miał największe szanse wybiec z pomieszczenia gdy sanitariusze wejdą już do środka.
 

Ostatnio edytowane przez Halfdan : 20-04-2015 o 23:10.
Halfdan jest offline  
Stary 21-04-2015, 00:55   #110
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Znów biegła. Pędziła przed siebie ile sił byle jak najdalej od monstra, które wysiadło z radiowozu i prawdopodobnie deptało im po piętach. Miała nadzieję, że płonie, zwalnia i kona w niepojętych cierpieniach.
Nie odwracała się jednak, nie chciała marnować cennych ułamków sekund, nie chciała patrzeć na zwęglonego potwora. Tuż za nią był Thoma, słyszała jego kroki i oddech. Jakimś cudem oboje wciąż żyli. I przeżyją, ba, dożyją późnej starości opływając we wszelkie luksusy dzięki fortunie zarobionej na powieści i filmie o tej piekielnej wiosce - ta myśl dawała dodatkowego kopa.

Zafiksowana na ucieczce stosunkowo późno zorientowała się, że ktoś biegnie z naprzeciwka. Przez chwilę analizowała, co robić dalej - przecież mogła biec prosto w łapska jakichś obrzydłych psychopatów nie z tego świata! Z kilkusekundowych rozmyślań, właśnie w momencie, gdy trzeba było podjąć jakąś decyzję wyrwał ją głos. Głos któregoś z kolegów wołający Jima i Viktora! Usłyszenie imion jej wystarczyła, nie słuchała zbytnio tego, co chłopak dalej krzyczał.

- Zawracajcie i spierdalamy ile sił w nogach! - wrzasnęła będąc już na tyle blisko, by móc rozpoznać biegnące na nią sylwetki.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172