Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2015, 09:20   #291
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
COLLINS, FOX, VILL

Vill oszalała. Zaczęła wrzeszczeć, krzyczeć, wymyślać i ubliżać Żniwiarzowi.

Potwór odwrócił się. Powoli. Jak w tandetnym horrorze i ruszył z powrotem. Porto w stronę krzyczącej dziewczyny.

Vill poczuła lekka obawę, widząc zbliżające się monstrum. Jego maskę, która jeszcze kilkadziesiąt sekund temu była twarzą młodej dziewczyny. A teraz zupełnie nie przypominała ludzkiego oblicza.

Ostrze sierpa ociekało krwią. Widziała jak posoka spływa po lśniącej stali w dół, na ziemię.

I wtedy, z brutalnym okrucieństwem, na Vill spadło olśnienie. Zrozumienie czegoś, co zapewne do tej pory było przypuszczeniem nieśmiało kiełkującym w jej zdradzieckim sercu.

Umrze. Zostanie zabita brutalnie i szybko. Ekkosz nie miał zamiaru dotrzymać obietnicy. Miał jedynie zamiar zwodzić ją, oszukiwać i na końcu pozbawić życia, jak innych.

A może to nie Ekkosz, ale Ortis? Jej własna żądza krwi, rozbudzona po kłótni przed spalonym domem.

Vill miała przeczucie, że za chwilę ostrze sierpa wbije się jej w bebechy, rozpruje ją jak rybę i skaże na powolne konanie we własnych jelitach.

Śmierć kroczyła powoli. Nie musiała się śpieszyć.

Collins pojawił się z boku, wybiegł z ciemności i zadał cios siekierą. Z boku, prosto w głowę.

Już wiedział, jak radzić sobie z tą konkretną potwornością.

Ostrze siekiery przecięło maskę, zagłębiło się w kości skroniowej i bestia upadła na ziemię. Przez chwilę ciało pokryła kłębiąca się ciemność, a kiedy ustąpiła na ziemi nie leżał już Żniwiarz, lecz Ortis z rozrąbaną czaszką, z polową twarzy wyraźnie widoczną, a drugą wciśniętą po upadku w zdeptaną, miękką ziemię.

Vill dygotała. Collins też.

Zafascynowała tym, co działo się przed nią Fox w ostatniej chwili usłyszała zagrożenie. Kiedy coś trzasnęło za jej plecami poderwała się do biegu i popędziła przed siebie, opuszczając sad. To uratowało jej życie, bo na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą była spadła „drzewna” poczwara, która próbowała dopaść ich w drodze do domu modlitw Ekkosza.
Stali teraz we trójkę: Vill, Fox i Collins, oświetleni płomieniami płonącego w rezydencji pokoju.

I tylko od Vill zależało, czy uwierzy swoim podszeptom, czy jednak zawierzy Ekkoszowi.
 
Armiel jest offline  
Stary 24-09-2015, 02:46   #292
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- L... Lore... Loretka...? Ty... Ty żyjesz...? - płaczliwie wydusiła z siebie Vill. Nadgarstkiem sięgnęła do oczu przecierając je. Stała przed nimi brudna od farby na twarzy, niedomytej krwi na dłoniach, z rozszarpanym ubraniem. Wyglądała fatalnie i z pewnością w najgorszym stanie, w którym mogli ją dotychczas zobaczyć. - To na prawdę ty, Lori? Myślałam... Że nie ma już nikogo... Że wszyscy zginęli... - Vill powoli się rozklejała a jej twarz drgała podobnie jak dygotało jej ciało. - Angela, Preston, Williams, Ward... Ja widziałam jak umierają... Rozumiesz...? - wyduszała z siebie z coraz większą trudnością. - Ponti... Zastrzeliła go, rozumiesz? Ta je*ana suka wyrwała Wardowi strzelbę i ich zastrzeliła. Na moich oczach... Od zawsze mówiłam, że z nią jest coś nie tak...
- Loretko... - wydusiła na koniec w swojej bezradności i wyczerpaniu. Opuściła dłonie trzymające zgapiony miniaturowy miotacz ognia. Puszka zsunęła się w dłoni z czubka do połowy swojej wysokości. Ręce delikatnie się rozpostarły. - Błagam, nie zostawiaj mnie... Nie zabijaj mnie, nie chcę umierać... Nie rób mi tego... Nie bądź jak wszyscy... Nie bądź Ortis...

- Zwariowałaś? - Loretta nadal nie ufała Villi, za dużo dziwnych rzeczy działo się w tym opuszczonym przez boga miejscu, ale też nie zamierzała nikogo zabijać... Przynajmniej dopóki nie musiała. - Czy ja jestem jakimś cholernym katem? Skup się Villa. - Loretta starała się mówić swoim zwyczajnym tonem. - Wszystko tutaj tylko czeka na to aż się poddamy, aż damy się wciągnąć jakiemuś Ekkoszowi, albo pozwolimy im się rozwalić. Zwialiśmy z Jimem ze stołu rzeźnickiego. Rozumiesz? Tutaj ludzi przerabia się na kiełbasy, kurwa. Zatłukliśmy jakichś przeklętych kultystów, którzy modlili się do wielkiego, pulsującego serca. Rozumiesz? Nie mów mi więc, że tylko ty wiele widziałaś. Spalmy tą całą przeklętą dziurę i wracajmy do domu. Bo ja im się zarżnąć nie dam!
Loretta ciągle jeszcze była czujna. Nawet jeśli Villa nie stanowiła zagrożenia, co wcale nie było takie pewne, to wokół czaiło się wystarczająco dużo potworów. Poza tym jeśli Villa mówiła prawdę i ich kumple z klasy nawzajem pozabijali się, to nic już nie było pewne oprócz tego, że każdy z nich, w każdej chwili mógł zwariować.
- Pytanie tylko czy jesteś z nami czy przeciwko nam, Vill? - Ostatnie zdanie Loretta powiedziała już miękko, wciąż jednak nie tracąc czujności.

- Loretko, przecież od zawsze trzymałyśmy się razem. Tylko Ortis odwaliło. Ponti chronił mnie przez cały czas od kiedy mnie znalazł. Po tym jak ta suka go zastrzeliła nie wiem już, co robić, gdzie uciekać... Nie chce zostawać tu sama...

Jim nie miał ochoty bawić się w dyplomację:
- Vill - powiedział twardo patrząc w oczy dziewczyny. - Dlaczego workogłowy cię nie zaatakował, tylko spokojnie odszedł? W jaki układ z nim weszłaś skoro innych zabił, a ciebie nie? Czy to był Ekkosz? Co o nim wiesz?

- C-co? Ale... - zacięła się na chwilę po której na jej twarzy pojawiło się oburzenie, jakże spytał standardowe dla jej osoby, przy oskarżeniach. - Za kogo mnie ku*a masz? Za kogo WY mnie kur*a macie? Przecież widzę wasz wzrok - wycedziła nerwowo. - Ponti tak samo się na mnie patrzył. Tak jakbym to ja była wszystkiemu winna! Tak jakbym to ja wszystkich mordowała! Ale to ja tu jestem ofiarą, nie oprawczynią! To Ortis miała worek na głowie, nie ja! To ona zastrzeliła chłopaków! Mogę wam pokazać ich trupy, jeśli mi nie wierzycie! Ja nic nie zrobiłam... Nie możecie mnie zostawić... Błagam nie róbcie mi tego... Nie tutaj…

- Wszyscy jesteśmy ofiarami Vill. A to, że nie ufamy nawet sobie nawzajem to wina tego przeklętego Ekkosza. I ja i ty i Jim chcemy tylko przeżyć i wrócić do domu. Więc zbierzmy siły i skopmy dupę temu cholernemu potworowi. Ok?

Loretta i Tera zdecydowanie lepiej się dogadywały i rozumiały. Można było nawet powiedzieć, że ich relacje przetrwały pierwszą próbę. Vill poczuła ulgę, która nawet była widoczna na jej twarzy. W końcu ktoś nie patrzył na nią z jadem w oczach. W końcu od wejścia na teren posesji mogła poczuć towarzystwo akceptowalnych przez siebie osób. Vill przymknęła się już i tylko potrząsnęła przytakująco głową. Rozluźniła swoją postawę i zbliżyła się do swoich nowych ochroniarzy. Co prawda tylko do Loretty, tworząc w ten sposób dystans do niezbyt przychylnego jej Collinsa.

- Nic kur*a nie widzę... - mruknęła do przyjaciółki wracając do przecierania oczu. - Mam całe załzawione oczy... Je*ana suka…

- Masz jakąś broń Vill? - Jim zapytał całkiem spokojnie.

- Nie wiem, czy spray ten opętanej flądry w moich rękach nazwałabym bronią... Chłopaki mieli broń... Póki ich nie zastrzeliła...
 
Proxy jest offline  
Stary 24-09-2015, 08:21   #293
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
- Dobra - odezwała się Loretta - przez sad się nie przedostaniemy. Tam aż roi się od potworów. To może opuśćmy tą cholerną rezydencję i pójdźmy drogą do wsi. Znajdźmy tego Ekosza, a przy okazji spalmy wszystkie chałupy. Jak by nie patrzeć ogień oczyszcza, a może w którejś z nich spłonie się przy okazji jakieś bydle? - za chwilkę dodała cicho -
A może któreś z naszych jeszcze żyje?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 25-09-2015, 08:54   #294
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Doszli do porozumienia. Wątpliwości, podejrzliwości – przynajmniej chwilowo – zostały odstawione „na boczny tor”. Ważne było wykaraskanie się z tej sytuacji. Obeszli rezydencję, licząc na to, że pożar rozprzestrzeni się na resztę budynku. Ze spali ten przeklęty przybytek do ostatniej deski, do ostatniej cegły, do ostatniego elementu.

Mieli dość. Zmęczeni, na skraju wyczerpania fizycznego i psychicznego, brnęli przez Old Harvest niczym potępione dusze. A może tym właśnie byli? Potępieńcami, którzy trafili do piekła za nieznane grzechy.

Zapach dymu wypełniał powietrze. Wyraźny, drapiący w gardło, osiadający w głębi krtani, zdradziecko wślizgujący się dalej, do płuc.

Już się nie bali. Doszli do tego momentu, w którym strach zmienia się w obojętność, w otępienie zmysłów, w utratę nadziei.

Gdzie był Ekkosz? Gdzie się ukrywał? Czemu robił to, co robił? Czemu działo się to, co się działo? Czemu musieli zginąć wszyscy nieszczęśnicy, którzy przekroczyli granicę Old Harvest? Te pytania, być może, miały pozostać bez odpowiedzi.

Nie mieli precyzyjnego planu, bo i jak cokolwiek precyzyjnego można zaplanować w tak zmiennej sytuacji, bez danych wyjściowych.
Fox miała ochotę podpalać. Ponti byłby z niej dumny. Podłożyć ogień pod całe Old Harvest i patrzeć, jak płomienie pożerają przeklęte zadupie do cna.

I wtedy go zobaczyli.

Stał na środku drogi. Niespecjalnie się ukrywał.

Dla Fox i Collinsa przypominał jednego z zakapturzonych kultystów, z którymi spotkali się niedawno, w domu modlitw Ekkosza. Jednak Vill wiedziała, że pod tym kapturem, pod niewidoczną w mroku twarzą skrywa się straszliwe oblicze Ekkosza – władcy piekła, w jaki zmieniło się Old Harvest.

Wiedziała, że przyszedł tutaj dla niej. By mogła wywiązać się ze złożonej przysięgi.

Krzyknęła przeraźliwie, a kiedy Collins odwrócił się w jej stronę strzeliła mu w twarz sprayem przyłożoną doń zapalniczką.

Płomienie poparzyły skórę chłopaka, co na chwilę dało szansę Vill. Sięgnęła po jedną z przygotowanych „mieszanek” – tej największej strzykawki, z najgrubszą igłą.

Postać w kapturze klasnęła w dłonie i z mroku wyskoczył potężny, czarny wilk.

Zwierzę popędziło w stronę zajętych sobą ludzi nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku. Było w tym stworze coś paskudnie znajomego, niemniej jednak przeraźliwie złowieszczego.
 
Armiel jest offline  
Stary 25-09-2015, 21:03   #295
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
"U~uu... Udało się... No. Bo jak w końcu miało się, kur*a, nie udać?" Odbijało się nerwowo w głowie Vill. "Nadal potrafisz, jeszcze z wprawy nie wyszłaś. Pf! Przekonałaś samego diabła do własnej racji! Co mogli tacy gówniarze? Nic!"

A oni na prawdę uwierzyli, że nic im nie zrobi... Gdyby tylko wiedzieli, że chodziło o broń, którą mieli przy sobie... Bez niej cały teatrzyk nie miał by większego sensu. Strzykawa, czy skalpel od razu poleciałaby w ruch. Poczucie bezpieczeństwa bardzo szybko do siebie przyzwyczaja a oddalanie się od niego niepotrzebnie ryzykując... Namawia do poszukiwania innych bezpieczniejszych dróg. Namawia do zbliżenia się pod przykrywką. Wciśnięcia spreparowanej półprawdy na swoją korzyść oraz do uderzenia w plecy w mniej oczekiwanym momencie. Broń rówieśników nadal stanowiła zagrożenie. Nadal mogła boleśnie ukąsić, szczególnie w tak napiętej sytuacji jak ta. Vill po użyciu zgapionego miotacza ognia odskoczyła przed odwetem zarówno Collinsa a przede wszystkim Fox. Ten pierwszy był dla niej całkowicie obojętny. Był najmniej orzychylny, dlatego oberwał w pierwszej kolejności. Druga... Terze mimo wszystko Loretty było szkoda. Jednocześnie cieszyła się, że nie wpieprzyło jej po drodze ale czuła zawód, że zginie przy niej. Gdyby była łatwa możliwość wydostania jej również, najprawdopodobniej by to zrobiła. Niestety takiej możliwości nie było. Cena wydostania się na zewnątrz musiała zostać zapłacona. Jakakolwiek by nie była... Szansa była warta wszystkiego. Cel uświęcał środki.

Po odskoku zabrała się za Collinsa z innej strony. Musiała ugodzić go strzykawką i nie oberwać w odpowiedzi. Fox dalej była niebezpieczna i nie można było jej ignorować. Oby to wilczur zajął się nią w odpowiednim czasie.
 
Proxy jest offline  
Stary 28-09-2015, 09:23   #296
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Zaskoczyła go. Ledwo się odwrócił, a Vill podpalonym spreyem oparzyła mu twarz. Na szczęście zdążył zamknąć oczy i odruchowo cofnąć się o krok.

Uniósł pokrywkę zasłaniając twarz. Piekło jak cholera, ale teraz nie miał czasu na ból. Poczuł jak do krwi napływa mu adrenalina.

Jednak zdradziła, tak jak podejrzewał. Przez myśl Jima przemknęło zdziwienie. No co liczyła Vill? Że pokona ich obydwoje? Ekkosz stał dalej i nie był problemem, ale biegł do nich pies i Collins musiał się spieszyć.

Najpierw Vill. Ruch był płynny. Wytrenowany i oglądany wiele razy w sieci i na treningach. Tak walczyli rzymscy legioniści i piechota plebejska. Zablokowanie atakującej ręki przeciwnika tarczą, choć w tym wypadku pokrywką i odbicie jej, a potem cios toporkiem w kolano, by zgruchotać staw, przeciąć tętnicę i przewrócić wroga. Zadanie miał ułatwione. Dziewczyna atakowała.

Chciał unieruchomić Vill, by mieć czas odeprzeć pędzącego wilka. Tu też zamierzał przede wszystkim chronić się pokrywką przed jego zębami i razić toporkiem. Rewolwer był na Ekkosza.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 28-09-2015, 15:47   #297
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
A to wstrętna suka! Ojciec dobrze powtarzał. Kto ma miękkie serce ten musi mieć twardą dupę!

Ale żeby zdradzić przyjaciółkę? Nigdy nie znała Tery z tej strony. No to teraz Vill pozna Lorettę od innej strony. Jeśli zginą to nie tak łatwo jak sobie myślała.
Widząc odskakującą Terę pchnęła ją w kierunku, w którym ta odskakiwała licząc na to, że dziewczyna się przewróci i podaruje im trochę czasu.
Potem szybko odwróciła się w kierunku biegnącego wilka i obiema rękami nastawiła pogrzebacz jak pikę, tak aby zwierzę nadziało się na nią w skoku. Nie miała innej broni.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 28-09-2015 o 17:37.
Felidae jest offline  
Stary 29-09-2015, 09:41   #298
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY

Wszystko działo się, niczym w zwolnionym tempie. Jak w krwawym koszmarze, w którym czas rozciąga się, jak guma.

Wrzeszczący Collins, na pół ślepy z bólu i poparzeń, próbował zastawić się przed atakiem Vill. Ta z kolei próbowała wbić chłopakowi strzykawkę ramię. Tylko Fox zajęta była atakującym psem, nastawiona na obronę.

Collins obroniłby się przed Vill. Był wyższy, silniejszy, sprawniejszy i zaprawiony w walce podczas inscenizacji w ruchu rycerskim. O tym jednak, że Vill zdołała wyminąć jego zastawę, zdecydowały poparzone oczy i ograniczona percepcja. Igła strzykawki , jedna z większych, przebiła ubranie chłopaka. Vill wcisnęła tłok i wtedy Collins trafił ją toporkiem w kolano. Ostrze weszło gładko, przecięło skórę i kości z paskudnym, przyprawiającym o mdłości dźwiękiem. Vill krzyknęła z bólu i upadał. Collins zachwiał się, zatoczył w tył.

Pies skoczył na Fox, która z krzykiem zasłoniła się pogrzebaczem. Zimny metal zetknął się cielskiem ogara, który… rozwiał się w dym. Smrodliwy wyziew, który spowodował, że Fox rozkasłała się paskudnie.

Zakapturzony mężczyzna zaśmiał się zimno i zniknął w ciemnościach zalegających pomiędzy budynkami.

Vill wyła, leżąc na ziemi i próbując odpełznąć w tył, w instynktownym odruchu. Collins zachwiał się ponownie i runął na ziemię, jak kłoda. Ciałem chłopaka wstrząsały konwulsyjne drgawki, z ust wypływała ślina zmieszana z krwią. Cokolwiek znajdowało się w strzykawce, działało skutecznie i morderczo, a wykrzywiona agonalną męką twarz Collinsa wyraźnie świadczyła o tym, że chłopak cierpi okrutne męki przed śmiercią. Było jednak oczywiste, że nie potrwa to długo.

Spomiędzy domów znów wyszedł zakapturzony mężczyzna. Tym razem w rękach trzymał paskudny, ciężki sierp. Cisnął nim z wprawą w stronę Fox i narzędzie wbiło się przed nogami dziewczyny.



- To już jest koniec. – Powiedział zakapturzony. – Weź sierp i zabiją ją.

Było oczywiste, że mówi o Vill.

Collins wydał z siebie ostatnie, bolesne rzężenie i znieruchomiał.

Vill wyła, bez skutku próbując powstrzymać upływ krwi.

Mężczyzna w kapturze zdjął nakrycie głowy i wyszedł z cienia ukazując swoją paskudną twarz starego diabła.

 
Armiel jest offline  
Stary 01-10-2015, 08:26   #299
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Post wspólny Proxy i Felidae

Vill kwiczała i wyła okrutnie. Histeria wywołana bólem przyśpieszyła jej oddech do prędkości zziajanego kundla z wywalonym na wierzch jęzorem. Dłonie umazane od własnej krwi ściskała na ranie. Jej palce kleiły się od płynącej posoki. Z wrażenia straciła czucie od pasa w dół. Nogi zniknęły jej ze świadomości. Odrętwienie promieniowało tak bardzo, że nawet z pomocą nie byłaby w stanie stanąć na zdrowej nodze. Słowa Ekkosza powstrzymały ją od dalszego pełznięcia pozostawiającego krwawą smugę. Zajęczała płaczliwie jeszcze bardziej w panice przed nieuniknionym jej losem.

- Przepraszam! - wyduszała przez zęby. - Na prawdę tego nie chciałam... Tak mi przykro... Tak strasznie mi przykro...

Ułożyła się na ziemi w łuku zaciskającym kolano. W tym, co mówiła była na prawdę szczera, choć w takiej chwili było to całkowicie bez znaczenia. W takiej chwili wszystko, co jej zostało to szczerość.

- Powiedział, że mnie wypuści, gdy to zrobię... Tak strasznie boli...! Tak strasznie mi przykro...

Loretta spojrzała najpierw na leżącego u jej stóp martwego Jima. Diabła stojącego w pobliżu przestała się już bać. I tak wiedziała, że wszyscy są już trupami. Pochyliła się nad nim przez chwilę jedną dłonią głaszcząc jego włosy, a drugą ręką sięgając po broń i chowając ją przed widokiem Ekkosza. Potem wolną ręką chwyciła siekierę.
- Tak mi przykro przyjacielu - wyszeptała.

Później zwróciła się w stronę kwiczącej Vill.
- Naprawdę byłaś tak głupia, żeby uwierzyć w słowa diabła? - Lori zdziwiła się. - Wybaczam ci twoją głupotę Vill. O wybaczenie reszty poproś Jima. A… czekaj, prawda przecież on nie żyje. - ostatnie słowa wykrzyczała.
Nie zamierzała się do niej zbliżać. Kto wie ile strzykawek suka miała jeszcze ukrytych w zanadrzu. Zamiast tego kopnęła sierp jak najdalej, poza zasieg Vill.

- Nie dotykaj go... Zamienisz się w jednego z nich... Zamienisz się jak Ortis... Jak Williams... Tak strasznie boli...! Tak strasznie mi przykro... - zapętlała się skamląc na ziemi. - On ciebie zabije jeśli ze mną nie skończysz! Loretko...! Tak strasznie boli...! Możesz jeszcze uciec... Wypuści cię jak mnie dobijesz... Na prawdę nie chciałam wam tego robić... Po prostu chciałam się stąd wydostać... Każdy by tak zrobił... - Vill przekręciła się z jękiem na bok.
Krwawa ręka powędrowała sztywno i po omacku do torebki. Po chwili trzymała mały metalowy przedmiot. Fox miała rację Tera była uzbrojona, choć zamiast rzucać się zdradziecko na swoją przyjaciółkę, Vill cisnęła nieporadnie skalpelem w jej kierunku. O odległość nie trzeba było się martwić. Dziewczyna nie miała już możliwości powstać a udział w wyścigach czołgając się był niemożliwy. Miejsce, gdzie leżała Vill było jej ostatnim. - Tak strasznie mi przykro... Tak strasznie mnie boli...! Loreta! Zrób co mówi... Po prostu mnie dobij i wydostań się stąd! Proszę... Błagam cię! - wydarła się mocniej. - Jego nie oszukasz... Wszystko inne się nie uda...

Loretta uchyliła się na wszelki wypadek przed lecącym skalpelem.
- Co ty wyprawiasz? Zrób z kurtki opaskę uciskową, może nie cała krew z ciebie wypłynie - nie miała zamiaru nikogo dobijać.
Loretta nawet gadając do Vill cały czas obserwowała zachowanie Ekkosza, gotowa na ewentualną reakcję, gdyby chciał zaatakować.
- Jeśli jeszcze tego nie skumałaś, to nikt nie wyjdzie stąd żywy. On nikogo nie wypuści kretynko.
Czekała na okazję, kiedy mogłaby strzelić diabłu prosto w jego obrzydliwy łeb. Zginie, ale nie sama. Od czasu do czasu zerkała również czy z ciemności nie zbliża się któryś z potworów.

- Z nim nie da się wygrać... Nie da się od niego uciec... Nie rób tego...! Nie giń... Proszę... Zostanę tu sama... Rozerwą mnie na strzępy... - cedziła dalej w jękach. W końcu ilość własnej krwi przeraziła Vill tak, że skupiła się na niej nieco bardziej. Katowana bólem usłuchała przyjaciółki. Wciąż miała w torebce rozerwaną bluzkę. - Ja tak nie chcę... Nie chcę... Wypuści ciebie... On to zrobi... Ja wiem, że on to zrobi…

Loretta nie słuchała już dłużej. Tera ponosiła konsekwencje własnej głupoty, a że obie miały i tak zaraz zginąć, miała głęboko w dupie, że jej "przyjaciółka" się bała.
Uniosła siekierę i pozorując nią atak ruszyła w stronę Ekkosza...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 01-10-2015, 14:13   #300
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Fox nie zamierzała podejść do zdradzieckiej Vill. Nie uwierzyła w jej skruchę? Załamała się? W każdym razie ruszyła w stronę stojącego nieruchomo Ekkosza, a VIll mogła jedynie leżeć i krzykami zapewniać koleżankę o swoich intencjach. Rozwalona noga nie pozwalała jej się podnieść. Nie pozwalała na nic.

Loretta podeszła bliżej i spojrzała na paskudną, rozciągniętą w straszliwym uśmiechu twarz a potem wykonała markowany atak siekierą celując nią w Ekkosza. Tak jak się spodziewała, czarownik uniknął ataku i wtedy strzeliła mu prosto w czoło ostatnią kulą z pistoletu zdobytego przez nieszczęsnego Jima.
Pocisk przebił czaszkę, a Ekkosz wydał z siebie paskudny, nieludzki wrzask, od którego obie dziewczyny o mało nie dostały wylewu. Zmuszone były zatkać sobie uszy, by nie tarzać się po ziemi w amoku.

Ekkosz jednak nie umarł. Owszem, rana krwawiła, lecz nie zrobiło to wielkiego wrażenia na potworze. Doskoczył do Fox i wyrwał jej, nadal oszołomionej, siekierę ręki. A potem trzasnął jej ostrzem prosto w twarz dziewczyny.

Siła ciosu spowodowała, że żuchwa Loretty zawisłą przez chwilę na kawałku okrwawionego mięcha, apotem odpadłą w dół, na zalewaną krwią drogę. Fox zachwiała się w szoku i wtedy Ekkosz uderzył ponownie. Tym razem ostrze zagłębiło się w twarz dziewczyny na wysokość nosa. Loretta upadła, a Ekkosz stanął nad nią w rozkroku i raz za razem opuszczał siekierę na głowę dziewczyny, zamieniając ją w krwawą breję pozlepianych włosami, organicznych szczątków.

- Trzeba było strzelić w serce – wysyczał w stronę trupa. – Wtedy przynajmniej powstrzymałabyś mnie na jakiś czas.

Potem odrzucił precz narzędzie zbrodni i ruszył w stronę Vill. Jego rozciągnięte w demonicznym uśmiechu oblicze nie przypominało niczego.

- Spisałaś się. – Powiedział pochylając się i podnosząc sierp, którym wzgardziła Fox.

- Byłaś doskonałą zdrajczynią. Cudowną suką diabła. Prawdziwą wirtuozką kłamstwa i obłudy. Młodym kurwiszczem, które wolało zabić innych, by ocalić swoje nic nie warte życie.

Ekkosz przyglądał się jej przez chwilę, jakby rozważał, co należy teraz zrobić.

- Dałem ci słowo. Jesteś wolna. Możesz wracać.

- Ale… ja nie mogę chodzić… Moja noga…

- To twój problem. – Wzruszył ramionami. – Odejdź, nim wstanie słońce. Bo kiedy ono wstanie, a ty będziesz w Old Harvest już nigdy go nie opuścisz.

Potem odszedł. Zniknął w ciemnościach, niczym zły duch, którym wszak był.

Vill próbowała wstać, ale nie dała rady. Pełzła więc, ciągnąc za sobą zranioną nogę, rozpaczliwie próbując oddalić się z przeklętego miasteczka. Raniąc sobie place do krwi, zrywając paznokcie, zdzierając resztki ubrania i kalecząc ciało żwirem i drobnymi kamieniami, przesuwała się powoli w stronę granic osady.

-Kłamałem!

Wyskoczył na nią z cienia, kiedy zatrzymała się by zaczerpnąć oddechu i nabrać sił przed kolejnym odcinkiem żmudnego pełzania.

Doskoczył jednym susem, niczym polujący potwór i wbił jej ostrze sierpa w podbrzusze, wbijając je głęboko w jej ciało.

Wrzasnęła z potwornego bólu, a Ekkosz szarpnął wyrywając z niej kawałki delikatnego ciała.

Z ust Vill popłynęła czarna krew. Ekkosz wyszarpnął ostrze z rany, doskoczył do dziewczyny od strony głowy i wbił jej sierp pod brodę. Ostrze wyszło ustami, wyłamując znaczną część zębów.

Ekkosz poczekał, aż dziewczyna opadnie na ziemię a potem, przygarbiony, ruszył w stronę pobliskiej rezydencji, wlokąc ciało Vill za sobą, niczym upiorny rybak schwytaną zdobycz.



EPILOG

Krążące nad okolicą helikoptery i patrole przeszukujące okolicę niczego nie znalazły. Po czterdziestu ośmiu godzinach bezowocnych poszukiwań służby zostały odwołane do innych zadań, mimo, że rodziny zaginionych nastolatków naciskały.

Ewę Jurpock zwolniono do domu, podobnie jak kierowcę autobusu Romana Ekko, też zostali zwolnieni do domów. Ewa nie miała pojęcia, ile szczęścia spotkało jej tej nocy. Uniknęła wycieczki w jedną stronę do piekła. Tylko dlatego, że wykorzystała okazję i dała się przelecieć przystojnemu kierowcy. Co prawda rozpadło się przez to jej małżeństwo, kiedy dociekliwi dziennikarze w jakiś sposób nagłośnili powody pozostania nauczycielki w autobusie.

Nikt już, nigdy, nie znalazł ciał zaginionych.

Ponti nie mylił się. W momencie, gdy trzy szóstki nieś1)wiadomych niczego ofiar przekroczyły szpaler pradawnych drzew, nie znaleźli się w Old Harvest w realnym świecie – zwykłym, opuszczonym i zapomnianym miasteczku, lecz w Old Harvest będącym piekłem na nieświadome niczego ofiary.

Rok później Ewa Jurpock zginęła w drodze do pracy potrącona przez kierowcę, który zbiegł z miejsca wypadku. I mimo, że kolejne pół roku trwały intensywne poszukiwania sprawcy, nikt nigdy nie dowiedział się, kim był.

Za to Roman Ekko zmienił kolejny raz nazwisko i zaszył się w zapomnianym warsztacie mechanicznym. Czekał. Czekał na kolejne wezwanie swojego mistrza. Czas, gdy brama piekieł znów stanie otworem i znów będzie mógł wysłać swojemu mistrzowi kolejne trzy szóstki ofiar.

KONIEC
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172