Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-05-2015, 22:02   #11
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Po całym dniu śledztwa zespół detektywów spotkał się w biurze. Członkowie zespołu mieli niezwykle posępne miny. Prawie nic układało się tak, jak powinno. Sprawa się komplikowała i gdzie nie spojrzeć kryły się coraz nowe tajemnice.
Było niemal pewne, że Veronica Bertolli nie mówi całej prawdy. Można było przypuszcza, że nie wiedziała wszystkiego o swojej nastoletniej córce. Jednak tajemnicze spotkanie w zrujnowanej kamienicy i to co spotkało w jej wnętrzu Maxine i Tony’ego było bardzo niepokojące. W głowach kilku członków zespołu odżyły dawno zakopane wspomnienia, których chcieli się pozbyć od lat.
Jessica zasugerowała podstawowe badania krwi, gdyż przypuszczała jakieś zatrucie substancjami halucynogennymi.
Na ich wyniki trzeba było jednak poczekać, co najmniej do rana.

Począwszy od Evansa wszyscy opowiadali o tym, czego się dowiedzili. Obraz jaki rysował się z tych informacji wskazywał, że Pamela Bertolli jest nie tylko nad wyraz dojrzałą i inteligentną nastolatką, ale przede wszystkim ma bardzo specyficzny pogląd na świat. I jak wszystko na to wskazywało, to właśnie on mógł być przyczyną jej zaginięcia.

Najciekawszych rzeczy dowiedział się Evans i Gottberg.
Ten pierwszy spotkał się z Berithem i z rozmowy z nim wynikało, że Pamela była zaangażowana w organizowanie jakiś seksualnych orgii dla bywalców klubów, którego właścicielem był jej były już chłopak. Dziewczyna wprowadzała ponoć do nich elementy okultystyczne i magiczne, co nie wszystkim klientom Beritha odpowiadało. Ponoć to był jeden z głównych powodów ich rozstania.
Berith nie był jednak zbyt wiarygodnym źródłem informacji, gdyż przez większość czasu pozostawał w stanie haju, czy to narkotycznego, czy też alkoholowego.
Można było przypuszczać, że ma on jakieś głębsze powiązania z półświatkiem, ale to trzeba było sprawdzić.

Gottberg cały dzień spędził próbując się dostać do komputerów Pameli. Okazało się to dość trudne zadanie, gdyż dziewczyna także w dziedzinie informatyki wykazywała niezwykły talent.
Detektyw nie złamał jeszcze wszystkich zabezpieczeń, ale i tak to, co odkrył po raz kolejny zachwiało obrazem Pameli, jako grzecznej nastolatki i przykładnej uczennicy.

Dziennik osobisty Pameli Bertolli
XVA
Czy to możliwe, że wszystko co mówiła madame Flawia jest prawdą?
Każdy kolejny dzień zdaje się to potwierdzać. Z jednej strony boję się tego, a z drugiej cholernie mnie to podnieca. Zawsze czułam, że jestem niezwykła, że moje ciało mnie krępuje, że duszę się w nim. Teraz gdy niemal jestem pewna, że coś jest na rzeczy mogę działać w tym kierunku.
Szkoda, że ten głupi Thomas tego nie rozumie. Gdyby tylko mi pomógł moglibyśmy naprawdę zdziałać wiele. Głupi pozer. Frajer.
Muszę wszystko przemyśleć i zaplanować, co robić.

XXA
To koniec. Thomas jest kutasem. Próbowałam z nim rozmawiać, ale on nadal myśli, że to wszystko moje wymysł. Nazwał mnie nawet głupią dziewuchom. Pokazałam mu nawet to, co jest zza zasłonom, ale tak jak mówiła madame Flawia on niczego nie pojął.
Okazał się zwykłym, ślepym niewolnikiem. A ja myślałam, że stanie on na czele całego ruchu.
W sumie może dobrze, że się tak stało. Gdyby nie to, pewnie nadal marnowałabym na niego swój czas.

VAIS
Dzisiaj go w końcu zobaczę. Już się nie mogę doczekać. Wieczorem się okaże, czy to jest ten którego szukam.
Madame Flawia nic o tym nie wie i to w sumie dobrze. Zdałam sobie sprawę, że miała na mnie zbyt duży wpływ. Może robiła to nieświadomie, ale chciała mnie kontrolować, a na to nie mogę pozwolić.
Muszę być świadoma i wolna.
Dzisiaj znowu miałam spięcie z matką. Znowu niemal się żeśmy nie pozabijały. Ona nadal nie wierzy, że jej kochany mąż mi to zrobił. Ile razy jej o tym przypominam, jej świadomość jakby się zamykała na oczywiste i niepodważalne fakty.
To straszne. Marzę tylko o tym, żeby uciec z tego domu. Teraz jednak wiem, że wszystko co mnie spotkało ma głębszy sens. Jest to jakaś pociecha. Choć niewielka.

LIIVA
To, co pokazał mi Jay jest wprost oszałamiające. Ostrzegał mnie, żebym uważała bo przekraczanie tej granicy zbyt często może być niebezpieczne. Ponoć zwłaszcza dla kogoś takiego, jak ja, kto nie ma doświadczenia.
Być może. Tylko ja wcale nie chcę być ostrożna. Czuję, że jestem gotowa. Spotkanie z Jay’em uświadomiło mi, że muszę działać intensywniej.


To było tylko kilka wpisów z pamiętnika Pameli, które Gottbergowi udało się odszyfrować. Poza tym, że każdy wpis miał inne zabezpieczenie to wiele z tych, które udało się detektywowi złamać było zapisanych w jakimś dziwnym języku.

Nie przypominało to żadnego znanego języka.

Detektyw znalazł na dyskach też kilkaset zdjęć. Większość z nich była zrobiona w czasie tak zwanych afterparty organizowanych przez klub Hinnom.
Większość z nich ocierała się o zwykłą pornografię i pokazywała Pamelę w trakcie najróżniejszych aktów seksualnych. Berith, jej oficjalny chłopak, był tylko jednym z partnerów i to wcale nie najczęstszym.
Jedno ze zdjęć przedstawiało Pamelę stojącą na jakimś czarnym podeście. Dziewczyna była cala naga, a z jej nadgarstków i piersi ciekłą krew. U jej stóp klęczało kilkunastu nagich mężczyzna. Zdjęcie zostało wykonane w jakieś piwnicy. Jedynym źródłem światło było kilkanaście świec rozstawionych po całym pomieszczeniu. Mimo tak słabego oświetlenia w górze kadru widać było grube rury ciepłownicze.

***

Po wymianie informacji detektywi przystąpili do planowania dalszych kroków w śledztwie. Postanowiono się podzielić. Gottberg miał nadal pracować w biurze na złamaniem wszystkich kodów i haseł, gdyż jak się okazało komputery Pameli kryły wiele interesujących rzeczy. Jessica, Jeremy i Tony mieli pojechać do Pensylwanii, aby spotkać się z madame Flawią w jej letnim domu. Natomiast Maxime miała zająć się przesłuchaniem nauczycielki rysunku i najbliższej przyjaciółki Pameli.

Jeremy, Tony, Jessica
Od samego rana padał nieustanny deszcz. Drogi były śliskie przez co tak daleka podróż nie należała do przyjemnych. W radiu zapowiadali, że taka pogoda ma się utrzymać, co najmniej do następnego dnia.
Trójka detektywów jechała w stronę Renovo, miejscowości, gdzie wróżka Flawia miała letni dom.
To była długa, kilkugodzinna podróż, ale nikt nie spodziewał się że w jej trakcie wydarzy się aż tak dużo.

- I -
Nikt nie zwrócił uwagi na pierwszy wypadek jaki mijali. Ot, zwykła kraksa, jaką nie raz można spotkać w czasie drogi. Nie było w tym w sumie nic dziwnego, zważywszy na warunki, jakie panowały.
Gdy samochód detektywów mijała miejsce drugiego wypadku, pojawiły się swobodne komentarze o tym, jak to ludzie nieostrożnie jeżdżą.
Trzecie z kolei miejsce kraksy spowodowało, że Jeremy radykalnie zredukował prędkość i jechał ze zdwojoną uwagę. W samochodzie detektywów zapanowała dziwna i nieprzyjemna cisza.
Czwarta z kolei kraksa była już niemal namacalnym znakiem, że ktoś lub coś nie chce aby dotarli oni do Renovo. Nikt im, co prawda nie groził, ale zarówno Jeremy. Jessica, jak i Tony czuli to podskórnie.
Gdy Jeremy mijał miejsce wypadu, Tony zobaczył coś co go przeraziło. Tym, co widział nie podzielił się z innymi. Bał się,że wezmą go za wariata. A przecież nie miał pewności, że to co widział było prawdą. Wszak mogło mu się przewidzieć.
Jessica zauważyła, że Tony wyraźnie pobladł. Zwaliła to jednak na garb zmęczenia podróżą i tego, co widzieli po drodze.

- II -
Renovo było urokliwą, niewielką miejscowością jakich było całkiem sporo w tej części kraju. Pogoda nadal była paskudna, ale widoki lasów podziałały na wszystkich uspokajająco. Być może aż nadto.
Jeremy właśnie wchodził w dość szeroki lewy zakręt, gdy nagle z prawej strony coś mu wyskoczyło przed maskę. Duży ciemny kształt, który go całkowicie zaskoczył i zdezorientował. Potężne uderzenie sprawiło, że Evans na chwilę stracił panowanie nad samochodem. Auto zakołysało się i obróciło wokół osi. Na szczęście Jeremy był dobrym kierowcą i udało mu się w porę zahamować. Samochód co prawda wylądował w rowie, ale nikomu nic poważnego się nie stało.

Gdy Jeremy wyszedł z auta zobaczył, co było przyczyną ich nieszczęścia. Na środku drogi leżał martwy już jeleń. Jego tylne nogi w które uderzył samochód leżały wykręcone pod dziwnym kątem. Deszcz szybko spłukiwał z asfaltu dużą kałużę krwi, jaka zebrała się wokół głowy zwierzęcia.

- III -
Cała trójka stała nad martwym jeleniem i zastanawiała się co dalej.. Ich samochód nie nadawał się do dalszej jazdy, a do domu madame Flawii zostało jeszcze kilka mil.
Wtedy wszyscy usłyszeli silnik zbliżającego się samochodu. Jak się okazało był to policyjny radiowóz.
- Dzień dobry państwu, choć wy na pewno tak nie możecie powiedzieć - przywitał ich wysiadający z samochodu szeryf.
- Szeryf Donavan, Malcolm Donavan - zaśmiał się policjant, podchodząc do trójki detektywów.
- Co też tu się stało? Co?
Evans już zamierzał zrelacjonować przebieg wypadku, ale szeryf Donavan uniósł dłoń i mu przerwał.
- Pan wybaczy, ale pogoda nie zachęca do pogawędek pod gołym niebem. Zapraszam do radiowozu. Pojedziemy na posterunek i tam mi pan wszystko opowie. Wasz samochód i tak jak widzę nie nadaje się do jazdy. Zaraz zawiadomię zastępcę, aby zorganizował holowanie. Niech mi pan tylko pomoże przenieść to nieszczęsne zwierze na pobocze.

Chcąc, nie chcąc trójka detektywów udała się z szeryfem Donavanem do Renovo.

Maxine
Maxine pozostała w Nowym Jorku i przed południem udała się na spotkanie z panią Teresą Mitchum, nauczycielką rysunku.
Na spotkanie pani Mitchum wyznaczyła swoją pracownię na obrzeżach Manhattanu.
Pracownia znajdowała się w gustownej kamienicy, która najwyraźniej całkiem niedawno przeszła gruntowny remont.
Wąskimi, drewnianymi schodami Maxine weszła na drugie piętro. Wnętrze kamienicy także robiło pozytywne wrażenie. Świeżo położona tapeta z delikatnym wzorem zdobiła ściany, a podłoga była wyściełana miękkim, puszystym, bordowym dywan, który nie tylko tłumił odgłos kroków, ale także nadawał klatce schodowej ekskluzywny wyraz.
W progu Maxine powitała starsza pani o wyraźnie brytyjskich rysach twarzy. Jej skromny strój podkreślał jej szczupłą sylwetkę i grację ruchów.
- Dzień dobry, niech pani wejdzie - przywitała się pani Mitchum.

Pani Mitchum zaprowadziła Maxine do niewielkiego saloniku, którego ściany ozdobione byly obrazami angielskich impresjonistów, między innymi Turnera i Sisley’a. Maxine nie miała pewności, czy to kopie, czy oryginały.
Pani Mitchum podała herbatę i maślane ciasteczka i niemal z miejsca zaczęła opowiadać o Pameli.
- To niezwykle utalentowana dziewczyna. Gdyby tylko Bóg oświecił jej duszę, to mogła by być z niej niezrównana malarka. Niestety na razie w jej duszy panuje mrok i to widać w jej sztuce. Nie raz próbowałam ją namówić na zmianę tematyki, ale poza kilkoma ćwiczeniami pozostała wierna swojej idea fix. Z jednej strony to dobrze, bo świadczy o sile jej charakteru i osobowości. A musi pani wiedzieć, że dla artysty siła ducha jest niezwykle ważna. Jednak tematyka jaką obrała wyrzuca jej duszę na bardzo niebezpieczne rejony, a jej sztukę skazuje niemal na niebyt. W dzisiejszych smutnych czasach, nikt nie interesuje się przemijaniem i duchowością.
- O jej zniknięciu dowiedziałam się od matki. Myślała, że Pamela może śpi u mnie. Faktycznie zdarzało się to czasami, ale ostatnio rzadziej. Wiem tylko, że w jej życiu pojawił się jakiś mężczyzna. I nie mówię o tym brudasie Buricie, czy Bericie. To musi być ktoś od niej starszy. Wyczułam to. Pamela delikatnie się zmieniła. Niewiele na ten temat mówiła, ale ten mężczyzna musiał zrobić na niej wielkie wrażenie. Musi pani wiedzieć, że Pamela to dziewczyna wyzwolona i to nie tylko umysłowo. Nie nazwałabym jej rozpustną, ale cnotką też nie była. Dlatego zakładam, że nie dałby sobie zrobić krzywdy. Pamela to nie jest naiwna dziewczyna, jakich teraz pełno na ulicach. Może jej matka wie, kto to był. Ja niestety nie wiem.


****

Spotkanie z Lidią Luthor odbyło się w zgoła innych okolicznościach. Zatłoczony McDonald w centrum miasta nie był miejscem idealnym do przeprowadzenia rozmowy. Takie jednak miejsce wybrała przyjaciółka Pameli i nie chciał słyszeć o żadnym innym.
Lidia zarówno z wyglądu, mowy, jak i zainteresowań była zupełnie inna od Pameli. Blond dziewczyna z bujnym tapirem i skrzeczącym głosikiem. Mówiła dużo, ale niewiele było w tym treści.
- Ja pani nic nie powiem. Pamela lubiła tajemnice i miała ich wiele. Wiem, że od dawna planowała ucieczkę, wiec jej zniknięcie mnie wcale nie zdziwiło. Poza tym lubiła przygody, więc kto wie, czy jakiś jej klient jej nie skrzywdził bardziej niż chciała. Taaa… tego pani nie wiedziała, co? To jednak żadna tajemnica. Wszyscy w szkole o tym wiedzieli. Tylko Pamela nie robiła tego za pieniądze. Tych przecież ma w brud. Każdy kto chciał ja mieć musiał coś dla niej zrobić. Nie raz we dwójkę wymyślałyśmy, co ma zrobić dany delikwent. To było nawet zabawne, jak te niedojdy próbują zaspokoić pragnienia Pameli. A ona lubiła eksperymentować.Oj lubiła. Tyle mogę pani powiedzieć, bo tyle wiem. Ponoć poznała ostatnio jakiegoś faceta, ale mi go nie przedstawiła. Być może Berith coś o nim wie, w końcu to on też naganiał jej klientów. Parę razy wspominała tylko, że jej życie się zmieni. To jednak nic nowego. Niemal cały czas twierdziła, że czeka ją wielka przyszłość.i jak tylko odejdzie z domu, to zrobi, to czy tamto. Ja bym się więc nie trudziła, aby ją znaleźć. Jak będzie chciała to się sama pokaże.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 31-05-2015, 22:15   #12
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Odwiedzając ponownie Veronicę Bertolli Maxine liczyła na szczerą rozmowę. Veronica ukrywała coś przed nimi, ale Max miała nadzieję, że uda jej się na tyle otworzyć rozmówczynię, żeby ta zdobyła się na odwagę i powiedziała co stało się w domu na Bronxie.
Ta sprawa nie dawała jej spokoju.

Nie zaczęła rozmowy od razu. Początkowo poprosiła panią Bertolli jedynie o ponowne udostępnienie biblioteki córki.
Dopiero po jakimś czasie, kiedy gospodyni zaproponowała filiżankę kawy, Max poprosiła aby matka Pameli chwilę z nią usiadła i porozmawiała.

-Pani Bertolli - rozpoczęła - z częściowego odczytu danych z komputera pani córki wynika, że dziewczyna bardzo mocno zaangażowała się w okultystykę. Próbuję właśnie ustalić w jaką jej część dokładnie. Wiemy, że przeprowadzała jakieś rytuały i że w cała tą sytuację mocno zaangażowała się wróżka o pseudonimie Flavia. Czy pani miała okazję ją poznać?

- Tak. To porządna kobieta, sam korzystałam z jej usług. Nie powinna pani jej oskarżać. Pamela faktycznie interesowała się okultyzmem, ale to takie bardzo powierzchowne zainteresowanie. O jakich rytuałach pani mówi?

Maxine nie chciała na chwilę obecną zdradzać wszystkich odkrytych przez detektywów sensacji. Nie chciała też rozmawiać o zdjęciach znalezionych w komputerze. Jeszcze nie.
-Skąd pani wie, że zainteresowania Pameli były powierzchowne? Były chłopak pani córki, twierdzi, że Pamela dość mocno zaangażowała się w te tematy. Na tyle mocno, że reszta jej przyjaciół wycofała się. Ponadto znaleźliśmy informację na temat jakiegoś nowego znajomego pani córki, mężczyzny o imieniu Jay. Wiedziała pani o nim?

Maxine była wyczulona na emocje rozmówcy, na drobne gesty na które się na co dzień nie zwraca uwagi. Zanim Veronica odpowiedziała na jej pytanie zawahała się, a to było niemal oczywistym dowodem, że albo kłamie, albo nie mówi całej prawdy.

- Jakiś mężczyzna kręcił się przy mojej córce? - zapytała - Nie, to nie możliwe. Wiedziałabym o tym. A tym jej całym chłopakiem bym się nie przejmowała. To łgarz. Często zmyślał różne historie. Pamela poza nim świata nie widziała. Tylko on ją chyba zdradzał, tak mi się wydaje. Pamela chyba w końcu przejrzała na oczy i go rzuciła. A ten wszystkie czary-mary i inne rzeczy to tak normalnie, jak każdy z nas. Pamela interesowała się astrologią i technikami wróżenia, ale tylko tyle. O jakich rytuałach pani mówi? Ten cały Berith ją w coś wciągnął?

Veronica bagatelizowała wszystko o co pytała Max. Było to o tyle dziwne, że jako zaniepokojona matka powinna czepiać się każdego śladu mogącego naprowadzić na ślad zaginionej.
- Berith to pozer i narkoman, nie o niego się martwię.- rzuciła - Nie potrafię jeszcze odpowiedzieć jaki rodzaj rytuałów odprawiała pani córka,ale jeśli to ustalę na pewno zdam pani sprawozdanie.

Maxine postanowiła spróbować inaczej. Jeśli kobieta wahała się czy może im zaufać, być może uda się ją przekonać aby zaczęła mówić. Ale jeśli kłamała, co było bardziej prawdopodobne po tym co oboje z Tonym przeżyli na Bronxie,to nie uda jej się nakłonić do zwierzeń samą rozmową.
- Pani Bertolli….czy jest jeszcze coś o czym nam pan nie mówi, a co może mieć związek ze zniknięciem Pameli? - spytała patrząc kobiecie w oczy i analizując zachowanie jej źrenic - Na przykład dokąd pani ostatnio tak niespodziewanie pojechała?

Kobieta zawahała się i spuściła wzrok.
- Nagły telefon. Musiałam jechać załatwić pewne sprawy dla męża. Nic co mogłoby mieć coś wspólnego z Pamelą. Ja powiedziałam wam już wszystko, co wiem. Być może wydawać sie to pani dziwne, że tak słabo znam swoje dziecko, ale… Czy mam pani dzieci? Założę się, że nie. Zatem cieżko to będzie pani zrozumieć. Nastolatki to jakby zupełnie inni ludzie od nas dorosłych, a Pamela od początku sprawiała mi tyle problemów. Proszę przycisnąć tego Berith. Może on faktycznie coś wie. Może zna tego Jay, tak? Może jego kumple z kapeli coś wiedzą. Rozmawiała pani z nimi? Przecież Pamela trzymała się z nimi bardzo blisko.

- Nie mam dzieci, to prawda, ale sama byłam nastolatką wychowaną w bogatym domu i myślę, że rozumiem trochę pani córkę. Proszę mi jeszcze jedno powiedzieć. - Maxine chciała nawiązać do fragnentu przeczytanego w dzienniku dziewczyny - Jak układały się relacje Pameli z pani mężem?

- Jesteśmy dobrym małżeństwem - odparła szybko pani Bertolli - Mąż dużo pracuje i często wyjeżdża przez co nie ma dobrego kontaktu z Pamelą. Jednak gdyby nie jego praca nie miałybyśmy tego wszystkiego. On i tak stara się jak może. Jak tylko jest w domu, to próbuje zbliżyć się do córki, ale ta od jakiegoś czasu strasznie mu to utrudnia. Zapewne ma mu za złe, że tak rzadko go widywała, gdy był potrzebny. Taki nastoletni bunt.

Odpowiedź padła zbyt szybko jak na gust Maxine.
- Pani wybaczy, że drążę, ale czy pani mąż jest również ojcem biologicznym Pameli? Pytam, bo w krótkich zapiskach w komputerze dziewczyny wyraża się o nim - mąż mojej matki...

- Co pani sugeruje? - oburzyła się kobieta - Oczywiście, że jest jej ojcem.

- Niczego nie sugeruję, nie znam po prostu państwa sytuacji rodzinnej, a bywają i takie układy, w których mężczyzna wychowuje dziecko, które nie jest jego biologicznym. Zastanawia mnie fakt, że Pamela nie używa słowa ojciec. Kłócili się ostatnio? Coś się wydarzyło?

- Pani wybaczy. Proszę się skupić na odnalezieniu mojej córki, a nie na grzebaniu w osobistych sprawach mojej rodziny. Za to wam w końcu płacę. Jeżeli to wszystko, to chciałabym się zająć domem, a pani powinna śledztwem, a nie wtykaniem nosa w nie swoje sprawy. Jeżeli pani myśli, że będzie mogła te informacje później sprzedać jakimś pismakom, to ostrzegam. Nie radzę tego robić. Jak mój mąż się dowie o co pani wypytuje, to będzie bardzo nie pocieszony.

- Rozumiem, chociaż źle interpretuje pani moje intencje. Gdyby pani maż był tutaj na miejscu to jego bezpośrednio spytałabym o relacje z córką. Akceptuję pani wolę i dziękuję za poświęcony mi czas. Mam tylko jedną prośbę. Czy mogłabym wypożyczyć kilka książek z biblioteczki Pameli? Obiecuję, ze zwrócę je w nienaruszonym stanie?

- Oczywiście. Tak jak mówiłam, cały dom jest do państwa dyspozycji - uspokoiła się kobieta - Proszę robić wszystko, aby jak najszybciej odnaleźć Pamelę. Tylko to się liczy.

Nawet jeśli Veronica nie opowiedziała o wszystkim co detektyw chciałaby usłyszeć to i tak Maxine była zadowolona z przebiegu rozmowy.

Po pierwsze dowiedziała się, ze pobyt kobiety w Bronxie związany był z interesami jej męża. Ciekawe czym zajmował się pan Bertolli, że wymagało to obecności tego czegoś co im się z Tonym przydarzyło?

Po drugie, kobieta kłamała jeśli chodzi o układy pomiędzy ojcem i córką, co raczej nadawało wiarygodności zapiskom z dziennika Pameli. Czy mieli tu do czynienia z molestowaniem i pedofilią, czy też rodzinę dzielił jakiś inny, mroczny sekret?

Po trzecie, kobieta za wszelką cenę starała się zbagatelizować powiązania córki z okultyzmem, zrzucając to na karb młodzieńczych zabaw, czarów marów i astrologii co w połączeniu z tym, co wydarzyło się w opuszczonym domu w czarnej dzielnicy po prostu tworzyło dysonans. Co ukrywała Veronica Bertolli? Czy znała Jay’a?

Na razie nic nie układało się w całość, ale Maxine cierpliwie zbierała informacje jak części większej układanki.
Kiedy Veronica odeszła, Maxine rozpoczęła żmudne studniowanie ksiąg ze zbioru Pameli.

Poszukiwała wskazówek związanych z zapisem z dziennika dziewczyny w nieznanym, dziwnym języku, informacji na temat rytuałów, które przypominałyby ten, znaleziony na zdjęciu, kiedy dziewczyna stała z ponacinanymi nadgarstkami otoczona grupą nagich, klęczących mężczyzn. I wreszcie informacji na temat bóstw czy demonów, którymi mogłaby się zainteresować Pamela.

Język, w którym napisana była znaleziona notatka zdawał się być mieszaniną kilku starożytnych języków. Maxine znalazła kilka pozycji książkowych, które wskazywały na zainteresowanie zaginionej starożytną lingwistyką. A co jeśli dziewczyna była na tyle inteligentna żeby ułożyć własny szyfr, bazujący właśnie na owych językach? Żeby się tego dowiedzieć musieli albo poszukać jakiegoś specjalisty w dziedzinie historii starożytnej, albo zaprzęgnąć do roboty Clive’a i jego komputer. Ponieważ jednak informatyk miał już na głowie rozkodowanie zawartości laptopa Pameli prostszym wydawało się pierwsze rozwiązanie.

Na temat rytuałów znalazła wiele wpisów. Zbyt wiele. Rytuałów było mnóstwo, jednak żaden z nich nie przypominał tego ze zdjęcia. Jasnym stało się natomiast, że Pamela interesowała się szczególnie kobiecymi boginiami-demonami. Nie bez powodu wybrała sobie pseudonim sceniczny - Lamia. W tej kwestii musieli również zasięgnąć rady specjalisty, bo poszukiwania na oślep mogły trwać w nieskończoność, a na to nie mieli czasu.

Maxine ułożyła część książek w stosik i przetarła zmęczone oczy. Ślęczała już bardzo długo przy stoliku i każdy mięsień jej ciała domagał się odpoczynku. Przeciągnęła się, prostując ręce nad głową. W domu było bardzo cicho. Zbyt cicho. Kobieta rozejrzała się po pokoju. Przejmująca cisza aż dźwięczała w uszach. Nagle wzrok Maxine przyciągnęła podłoga. Snuła się po niej jakby delikatna mgła. Kobieta nie zdążyła się nawet porządnie zdziwić kiedy usłyszała na dole czyjeś kroki, a po chwili zduszony okrzyk:

„Mamo!”

Co się działo? Maxine wstała szybko z fotela i szybkimi, choć ostrożnymi krokami zeszła na dół. Głos musiał dochodzić z kuchni. Ruszyła więc w jej stronę.

Okrzyk nie powtórzył się, ale kiedy weszła do pomieszczenia kuchennego dojrzała jakiś cień, jakąś sylwetkę. Chciała krzyknąć, jakoś zareagować, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić jakaś siła przewróciła ją na ziemię i zrobiło się ciemno.

- Proszę pani…halo… - Maxine czuła delikatne szarpnięcie za ramię – proszę pani..
Otworzyła oczy. Na dworze było już jasno. Nad Maxine pochylała się pani Bertolli, trzymając szklankę wody w ręce.
- Proszę to wypić. Pani chyba się przepracowuje. To moja wina. Naskoczyłam na panią zupełnie niepotrzebnie. Mam nadzieję, że już wszystko w porządku?

Maxine zrobiło się głupio. Kiwnęła twierdząco głową i burknęła coś o braku cukru w organizmie. Woda ożywiła ją trochę.
Nadal nie była pewna co się stało, ale nie chciała na razie o tym rozmawiać z Veronicą.

Czy to była Pamela? Czy w jakiś sposób szukała kontaktu z matką? Czy może znowu zdarzył się jeden z „incydentów”?

Maxine podziękowała pani Bertolli i szybko się pożegnała. Teraz musiała wrócić do siebie, wziąć prysznic, wypić mocną kawę, przebrać się i zadzwonić z wiadomościami do reszty detektywów.
A potem zamierzała na uniwersytecie poradzić się w kwestii specjalistów od starożytnych języków.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 02-06-2015, 17:16   #13
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
W drodze

Jeremy miał się za dobrego kierowcę, spokojnego i opanowanego w większości sytuacji. Nie pamiętał by kiedykolwiek klnął na kogoś na drodze, na korkach nie używał klaksonu i cierpliwie czekał. Generalnie bywał całkowitym przeciwieństwiem siebie w sytuacjach, które naprawdę wymagały zimnej krwi.
Nie był to jego pierwszy wypadek, zdarzyło się już za czasów służby, ale nie z jego winy. Tutaj zresztą też nie była to do końca jego wina, ale siedział za kółkiem więc trochę się poczuwał.
Żałował, że nie mógł poczekać na holownik, ale szeryf nalegał, a i nie chciał zmuszać towarzyszy do czekania na deszczu razem z nim.

Biuro szeryfa

Szeryf Donavan był niezwykle uprzejmy. Podał detektywom rozgrzewającą kawę i bardzo pyszne, świeże pączki. Gdy je jedli uzmysłowili sobie, jak bardzo są głodni. Od śniadania nic jeszcze nie jedli.
Mimo całej jego uprzejmości, detektywi nie mogli się oprzeć wrażeniu, że szeryf ma jakieś ukryte intencje. W powietrzu było coś ledwo wyczuwalnego, coś co burzyło całą miłą atmosferę i budziło niepokój.
- A proszę mi jeszcze powiedzieć dokąd się państwo udają? - zapytał szeryf po wysłuchaniu relacji z wypadku.
Jeremy westchnął ciężko. Jakoś nie potrafił podzielać entuzjazmu i wesołości szeryfa.
- Podróż w interesach, nic ciekawego co najwyraźniej przerodziło się w coś nieprzyjemnego. Wiadomo kiedy wyciągną samochód z rowu i będziemy mogli dalej ruszyć? Albo ile to będzie kosztować? Byłbym wdzięczny za wytyczne do warsztatu, który się tym zajmuje - powiedział spoglądając gdzieś za ramię szeryfa, jakby spodziewając się gdzieś tam za rogiem dostrzec swój ukochany samochód.
Jessica też nie była nastawiona optymistycznie. Na drodze działo się... za dużo.
- Myślę, że będziemy musieli tu przenocować - powiedziała. - Poleci nam pan jakiś motel, szeryfie?
- Pana… - szeryf zawahał się szukając odpowiedniego słowa, aby określić Jessicę - przyjaciółka, wykazuje o wiele więcej rozsądku niż pan, panie Evans. Samochód już zapewne jest w warsztacie, ale obawiam się, że naprawa będzie musiała poczekać przynajmniej do rana. Sądząc jednak po tym, jak wygląda maska pańskiego samochodu, to może się to przedłużyć nawet do kilku dni. Fred, to świetny fachowiec, ale nie ma na stanie całej fabryki części. - uśmiechnął się szeryf Donavan - A co do motelu, to polecam motel “Siódme niebo” Znajdziecie go bez problemu. Druga przecznica w prawo od posterunku. Zaraz zadzwonię do panna Hendriks i każe przygotować wam pokoje.
Jeremy nic już nie powiedział, westchnął tylko cichutko. Pieniądze nie były jakimś strasznym problemem, ale wiele lat bez najmniejszej stłuczki zostały skasowane. Szkoda. Gdy już sami szli w stronę motelu, mruknął do towarzyszy::
- A więc? Jakieś przemyślenia? - spytał lustrując miasteczko wzrokiem. - Na temat naszej… drogi tutaj? Bo mi się parę niejasnych i nieprzyjemnych myśli nasuwa.
- Zbieg okoliczności - powiedziała Jessica pewnie. - Zjawiska atmosferyczne? Wahania ciśnienia? To wpływa na koncentrację. Lub w ostateczności jakąś baza wojskowa, eksperymenty robią. Nie nakręcaj się, Jeremy. Wiem, że Cię trząchnął ten wypadek, jeleń, Twoje wypasione autko i te sprawy , ale myśl racjonalnie.
Evans pokiwał głową wzdychając ciężko. Popatrzył w górę na niewesołe niebo.
- Ta, pewnie tak… a przedwczoraj miałem niby brać urlop.

Chwilowo zniechęcony Jeremy nie miał zamiaru spędzać zbyt dużo czasu na rozmowie z upierdliwą właścicielką pensjonatu, z którą załatwił jedynie kwestie formalne. Dalej potrzebował tylko krótkiego posiłku, kawy i był gotowy na spotkanie w rezydencji.

Taksówka

Taksówkarz był spokojnym i z pozoru niezbyt rozgadanym człowiekiem, jednak gdy Jessica podała mu adres, po paru chwilach i drobnym chrząknięciu, odezwał się.
- Hmmm… wiedźma będzie miała gości.
-Wiedźma? - siedząca z tyłu Jessica złapała spojrzenie kierowcy w lusterku. - Wiedźma? - powtórzyła dbając, żeby w jej głosie słychać było niedowierzanie i zdziwienie. - Czemu tak ją nazywasz?
- Bo to wiedźma, stara baba sprowadza fanatyków, takich jak wy i każe sobie płacić za swoje wizje. Wiedźma, czarownica, nic więcej.
- Takich jak my? - spytał ponuro Jeremy unosząc brew. - Poza tym czarownica to całkiem sporo… nie żeby nią była - dodał przykładając głowę do zimnej szyby.
- Różni u niej bywają, tacy jak wy też. Wiedźma ma wzięcie. Ale jak to mawiają, co kto lubi. Dla mnie to zwykła wiedźma i tyle.
Evans zachichotał cicho.
- A skąd to pan wie jacy my jesteśmy? Jest pan jasnowidzem? - spytał z uśmiechem. - Poza tym, są tu jakieś niezwykłe wiedźmy, skoro ta jest taka zwyczajna? Albo inne czarownice? Ktoś w ich rodzaju? - dopytał dodatkowo, bo kierowca najwyraźniej był obsłuchany i rozgadany.
- Dialektyka, drogi panie. Widzę z kim mam do czynienia i nie ma co udawać. Widzę, coście za ludzie. Wiedźma zwodzi was wszystkich.
Jeremy pokiwał głową zgadzając się z taksówkarzem.
- Przydałaby mi się ta umiejętność w pracy… a w to drugie nie wątpię. Hej a tak w ogóle - powiedział pochylając się do przodu. - O co chodzi z tym waszym szeryfem? Zachowuje się jakby nie był do końca trzeźwy czy coś.
- Donavan to porządny chłopa, nie bardzo wiem, o co panu chodzi.
- Hmm… może to po prostu ten kontrast pomiędzy normalnym policjantem, a tym z Nowego Jorku - powiedział cicho, mówiąc w zasadzie to co myślał.
- Być może - odparł filozoficznie taksówkarz. - Jesteście z NY, co tutaj robicie?
- Pracujemy - odparł krótko Jeremy. - Daleko jeszcze do wiedźmy? - spytał ucinając ten temat.
- Jeszcze kilka chwil.

Pod rezydencją

Ostatecznie ustalono, że Tony i Jessica pójdą przesłuchać wiedźmę. Jeremy'emu średnio się to podobało bo ostatecznie to on był detektywem, a Tony gangsterem, ale decyzję podjęto zanim zdążył się w zasadzie normalnie na ten temat wypowiedzieć więc pozostało mu czekać.

Jeremy stał w lesie w dość znacznej odległości od posiadłości madame Flawii. Nie chciał znaleźć się w zasięgu kamer. Gdyby Jessice i Tony’emu rozmowa nie poszła za dobrze, on miał wejść do gry.
Mijały kolejne minuty, a para detektywów nie wracała. Najwyraźniej szczerość i otwartość sprawiły, że wróżka zechciała z nimi porozmawiać.
Nagle Jeremy usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył. Las był ciemny i gęsty.
Mięśnie detektywa spięły się i poczuł się instynktownie zagrożony. Nie bał się, ale jego zmysły wyostrzyły się. Długa i trudna podróż sprawiły, że i tak był bardzo pobudzony.
Gdy niczego nie zauważył wrócił do obserwowania domu wróżki. Kilka chwil później Jeremy znowu usłyszał jakiś szelest. Ponownie odwrócił się i tym razem strach zajrzał mu w oczy. Na przeciwko niego, w odległości jakiś dziesięciu metrów stał duży, szary wilk.


Zwierzę wpatrywało się w niego przenikliwie. Jeremy stał niczym sparaliżowany, zastanawiając się jak zareagować.
Szczerze nie spodziewał się, że ten las jest aż tak dziki. Taki dom powinien odstraszać zwierzęta, a nie je przyciągnąć, więc czego ten tutaj chciał? Był sam, więc raczej z dala od reszty watahy czy leża, Jeremy nie mając czasu na myślenie postanowił starać się zachować spokój. Stał przypatrując się wilkowi, uspokajając oddech. Ręka nie powędrowała do ukrytej za paskiem pałki teleskopowej, ale myśli się ku niej skierowały. Jeśli coś złego miało się stać, to nie z jego inicjatywy.
Jeremy stał w bezruchu, a serce waliło mu jak oszalałe. Czuł zapach swojego potu, zapach strachu, ale też coś więcej pierwotną woń agresji i dominacji.
Wilk zrobił krok do przodu, a potem następny. Zaczął powoli zbliżać się w stronę mężczyzny. Pysk trzymał nisko przy ziemi, a jego błyszczące ślepia cały czas wpatrzone były w Jeremy’ego.
Evans był zmieszany. Wilk nie wydawał się agresywny, zresztą podobno atakowały ludzi tylko gdy ci naprawdę im zagrażali, alby gdy były chore, a mimo to zbliżał się do niego. Powoli uklęknął w pozycji gotowej do skoku w bok i wystawił spokojnie ręce na znak pokoju.
Jeremy przykucnął. Jego mięśnie były napięte i gotowe do skoku w bok, gdyby tylko zwierzę zaatakowało. Wilk zbliżył się o kolejny metr. W tym momencie od detektywa dzieliło go tylko dwa kroki. Evans czuł zapach jego futra, a nieubłagane spojrzenie wilka sprawiało, że czuł się jak zahipnotyzopwany. Być może właśnie dlatego Evans nie uciekał. Być może to właśnie to spojrzenie sprawiło, że nie poruszył się ani o centymetr.
Kolejne głośne uderzenie serca odbiło się w uszach detektywa ogłuszającym echem. I właśnie w tym momencie wilk niemal z miejsca skoczył w jego stronę. Jeremy spróbował odskoczyć w bok, ale wilk był szybszy.
Mężczyzna poczuł jak wilcze łapy uderzają w jego tors, po czym wnikają w niego. To jakże schizofreniczne uczucie niemal pozbawiło go przytomności.
Wilk skoczył na niego i w jakiś niewyjaśniony sposób wyparował. Gdyby nie ból w klatce piersiowej i siniaki, Evans mógłby pomyśleć, że to co się przed chwilą zdarzyło, nigdy nie miało miejsca.
Wokół panowała niczym nie zmącona leśna cisza. Detektyw leżał oparty o pień drzewa i próbował zrozumieć, co się przed chwilą stało.


Dyszał ciężko przez parę dobrych chwilę, w końcu jednak drgnął nagle, otrząsnął i szybko poderwał na nogi, obmacując marynarkę, jakby chcąc się upewnić, że wciąż ma tors.
Co to niby wszystko miało znaczyć? Wilk ani się nie szczerzył, nie warczał, nie miał żadnego powodu by atakować, nie dawał żadnej oznaki, że miał to zrobić, ale i tak skoczył.
Na dodatek w ogóle nie istniał.
Miał jeszcze chwilę na uspokojenie się i dojście do siebie, zanim Tony i Jessica nie wrócili. Sam zagadnął do nich pierwszy pytając czego się dowiedzieli, by oni nie pytali, czy jego coś w tym czasie nie spotkało, chociaż czemu niby mieliby tak myśleć?
Po powrocie do motelu zaszył się w swoim pokoju na kilkanaście minut, rozebrał się i umył by potem dokładnie obejrzeć te dziwne... obrażenia i poszukać jakichś innych śladów.
Później jednak udało mu się stosunkowo opanować.
Wątpił jednak by udało mu się łatwo zasnąć. Postanowił spróbować szczęście na mieście, znaleźć warsztat i sprawdzić stan samochodu. Później czekała go chwila w miejscowym barze, gdzie chciał popytać o Flawię, szeryfa i ostatnie wydarzenia w mieście. W celu pozyskania informacji był gotów postawić parę kolejek najbardziej rozgadanym ludziom, bo zadziwiające czasem było jak wiele potrafią wiedzieć zwykłe miastowe chłopy, które po ciężkim dniu pracy spotykają się na piwsku.
Przede wszystkim chciał jednak wrócić do Nowego Jorku. W ogóle niespecjalnie chciał tutaj jechać po tym jak Tony zadeklarował chęć by nie zostawiać Jessicy samej z tą wyprawą a teraz, nie dość, że czuł się niepotrzebny to rozwalił samochód.
W planach miał przecież wizytę w ostatnim niesprawdzonym jeszcze miejscu podanym przez Veronicę - szkole do której chodziła Pamela. Plany te jednak gdzieś przepadły w trakcie spotkania. Ponadto nowe fakty, które wynikły po uzyskaniu dostępu do komputera Pameli, sprawiły, że postanowił ostrzej przycisnąć Beritha, który najwyraźniej coś wiedział o społeczności kultu, w który wpadła Pamela. Miał zamiar spotkać się z nim w sali prób, którą podobno miał w piwnicy swego domu, dobre miejsce by w ciszy i spokoju, przesłuchać kogoś w niekoniecznie cichy sposób. Pretekst w końcu miał - wspomniał dla ćpuna, że ma pod opieką nowe, młode zespoły, które szukają dobrej sali ćwiczeń.
Póki co jednak musiał się stąd wyrwać, albo chociaż czegoś dowiedzieć.
Ostatecznie wychodząc z pensjonatu postanowił jeszcze wykazać się uprzejmością w stronę kobitki prowadzącej przybytek i przy okazji spytać ją co sądzi o tej całej wróżce, która podobno mieszka gdzieś w lesie koło miasteczka.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 03-06-2015, 08:06   #14
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Tony był nieswój. Nie wiedział co się dzieje. Natłok zjawisk, których nie umiał sobie wytłumaczyć był dla niego ciężarem, z którym nie umiał sobie poradzić. Jego współpracownicy musieli coś zauważyć, gangster cały czas był pogrążony w swoich myślach i oddzielony od tego co działo się wokół. To co widział w opuszczonym budynku i na drodze, to co się stało z Latynosami, zniknięcie Pameli i to uczucie w środku, które kazało mu ją odnaleźć. Wszystko było połączone. Tony wiedział, nie, on to czuł. Miał wrażenie, że coś wisi w powietrzu i obawiał się, że jego wierna Beretta nie wystarczy, żeby sobie z tym poradzić. Martwiło go również to, że cała sytuacja miała jakiś dziwny związek z jego przeszłością, z tym co się stało lata temu w jego domu rodzinnym. Podczas wizyty u wróżki Tony błądził myślami, analizował fakty, przez co nie udzielał się zbytnio w przepytywaniu kobiety, co nie umknęło uwadze Jessici. Po opuszczeniu domu "czarownicy", nie dowiedziawszy się zbyt wiele Tony i jego partnerka postanowili wrócić do motelu i tam poczekać na pozostałych współpracowników i razem zastanowić się co dalej.

Wrócili w dość ponurych nastrojach, Jessica zmęczona po całym dniu, zaniepokojona dziwnymi wypadkami, które usilnie próbowała bagatelizować i racjonalizować, niezadowolona z przeprowadzenia rozmowy, wkurzona bierno-agresywną postawa wróżki. Wydawało się, że wiedźma czerpie przyjemność z nieudzielania im żadnych odpowiedzi. Kobieta nie bardzo rozumiała, czemu wróżka w ogóle przystała na rozmowę. Prościej było ich po prostu nie wpuścić. Może chodziło o napawanie się sytuacją przewagi? Trudno wyczuć.

Miała już się żegnać, kiedy coś sie jej przypomniało.
- Tony, jak jechaliśmy do tej dziury… coś cię poruszyło, i to bardzo zbladłeś. pamiętasz? - spojrzała uważnie na mężczyznę.
Tony siedział w fotelu i paląc papierosa wyglądał przez okno, obserwując krwawo zachodzące słońce, które powoli kryło się za dachami okolicznych domów. Myślami był gdzieś indziej, w innym świecie i wymiarze. Głos Jessici wyrwał go z zamyślenia i lekko się wzdrygnął, gdy uświadomił sobie jak bardzo odpłynął.
- Co? - wyglądał na autentycznie zdziwionego, nie jednak pytaniem, a tym, że inni coś zauważyli. Postanowił wykorzystać to na swoją korzyść - Nie wiem o czym mówisz. Nic takiego nie kojarzę. Nie wiem, może zmęczenie dało o sobie znać? - pokiwał ręką, której trzymał papierosa, tworząc abstraktycjne wzory z dymu, a następnie podniósł go do ust i zaciągnął się, równocześnie odwracając twarz ponownie w kierunku okna, sugerując tym samym, że dla niego temat się skończył.
- Czwarty wypadek z kolei. Przejeżdżaliśmy obok, Jerremy jechał bardzo wolno, patrzyliśmy na samochody. Zbladłeś jak ściana. - doprecyzowała. Reakcja Tonego upewniła ją, że coś JEST na rzeczy.
- No właśnie. Jazda powoli, korki, zmęczenie. To, że mi nie pozwoliliście zapalić w samochodzie. To wszystko się nawarstwiło. - powiedział Tony spoglądając Jessice w oczy.
- Proszę cię - Jessica przewróciła oczami. - Ściemniasz mi.Tylko nie rozumiem, dlaczego? Nie znamy się od wczoraj, a ty nie jesteś niestabilną emocjonalnie nastolatką. Wczoraj straciłeś przytomność i miałeś wizje, dziś niemal odpadasz na widok kolejnej stłuczki, a potem milczysz cała rozmowę z tą wiedźma. Co się dzieje?
Złość zaczynała wzbierać w gangsterze. Czuł, że jego mroczniejsza strona bierze nad nim górę. Zacisnął dłonie na podłokietnikach fotela. Chwilę odczekał i powiedział - Dziękuję, za twoją troskę, ale naprawdę wszystko w porządku. A my mamy chyba większe problemy niż moje samopoczucie, prawda? - powiedział, siląc się na uśmiech.
Zdziwiła się jego nagłą reakcją. I zezłościła.
- Tony - uśmiechnęła się lodowato. - W dupie, że tak to kolokwialnie ujmę, mam twoje samopoczucie. Miała bym w normalnych okolicznościach - poprawiła się szybko - ale tak się składa, ze pracujemy w zespole. To znaczy, że jak będziesz fochował, obrażał się i mi ściemniał, to przestaję ci ufać. A skoro ci nie ufam, to spada moje własne poczucie bezpieczeństwa, bo nie wiem, czy jak coś się zadzieje, to mi pomożesz, czy raczej postanowisz zagłębić się w swoich przeżyciach wewnętrznych. Lub obrazić. Rozumiesz, do cholery?!
Odetchnęła głęboko.
- Ok, więc jeszcze raz. Co się dzieje?
-Ja jeszcze raz powtórzę. Nic. A nawet jeśli to nie wpłynie to na ciebie ani nikogo z zespołu, to moja sprawa i niech tak pozostanie. A o pomoc się nie martw, możesz na mnie liczyć - odpowiedział Tony.
Postukała paznokciami w blat stolika.
- Ok, czyli tak: coś jest, ale to prywatne i nie chcesz mi powiedzieć. Dobrze rozumiem?-
Tony miał ochotę być ironiczny i opryskliwy. Miał dość bycia przepytywanym, nie przywykł do bycia po tej stronie barykady. Zwykle to on zadawał pytania… z bronią w ręku wymierzoną w skroń delikwenta, któremu pytania były zadawane. Jednak zdrowy rozsądek wziął górę i mężczyzna tylko przytaknął -Tak.
Pokiwała głową, smutno.
- Dziekuję, że zdobyłeś się na szczerość. - wstała. - Mam nadzieję, że pewnego dnia zaufasz mi na tyle, żeby po prostu odpowiedziec, jak o coś zapytam. Obiecuję, że nie wykorzystam tego aby ci dowalić. Dobranoc.-
-Dobranoc - rzucił w przestrzeń Tony i odprowadził Jessice wzrokiem. Ponownie rozsiadł się w motelowym fotelu i sięgnął po telefon wybierając numer Maxine...*

__________________________________________________ _________
* Felidae - PW
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 06-06-2015, 00:19   #15
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
RENOVO

Renovo było niewielkie, rozciągnięte wzdłuż głównej ulicy, z odchodzącymi na boki przecznicami. O takich miasteczkach w folderach pisano „malownicze”. Mieszkańcy – we własnym gronie – wspominali zwykle o „dziurze zabitej dechami”, aczkolwiek lokalny patriotyzm nigdy nie pozwalał nazywać tak ich miejscowości przy obcych.

Wydarzenia na drodze mogły niepokoić, ale Jessica twardo trzymała się swojego pragmatyzmu, nie pozwalając sobie na wątpliwości. Spadek ciśnienia, kiepska droga, złe warunki. Ich zderzenie z jeleniem było naturalną konsekwencje zmęczenia i napięcia, które Jeremy musiał odczuwać po tak długiej drodze. Nawet ona czuła dziwne znużenie, spowodowane jednak niewygodą tylnego siedzenia i ścianą deszczu za oknami auta.

Rozmowa z całkiem przystojnym szeryfem, szybkie, acz kulturalne zbycie miłej staruszki z hotelu, niedługa droga taksówką – i już stali przed droga prowadząca do bramy.

I tu spotkało Jessicę pierwsze zaskoczenie – w sumie nie wiedziała, jak to się stało, ze Tony miał razem z nią odwiedzić wróżkę, a Jeremy został w lesie.
Ok., wygląda na to, że będą grać w dobrego i złego policjanta – jaki mógł być inny powód przydzielenia jej gangstera, zamiast detektywa?

Jessica i Tony ruszyli w kierunku bramy. Zamierzali otwarcie porozmawiać z madame Flawią. Jeremy został z tyłu i czekał na rezultat tej decyzji. Taksówkarz nie zamierzał czekać i ruszył w powrotną drogę do miasteczka.
Kolejne zaskoczenie - już po pierwszych słowach wróżka otworzyła im bramę.


MADAME FLAVIA

Twarz na ekranie wideofonu należała do niczym nie wyróżniającej się kobiet w średnim wieku. Nic w jej wyglądzie, urodzie, czy zachowaniu nie wskazywało na to, czym zajmowała się kobieta.



Dom madame Flawii był dość imponujący. Widać na naiwności ludzi i ich chęci poznania przyszłości można było całkiem nieźle zarobić.
Wybudowany w iście futurystycznym stylu przypominał statek obcych, który wylądował w środku lasu. Było w nim jednak coś zachęcającego do wejścia, coś co mówiło, że w środku jest ciepło i przytulnie. Być może była to zasługa ciepłego i miłego dla oka oświetlenia, być może szklane ściany, które powodowały, że dom wtapiał się w otaczający go las i dziką przyrodę.


Madame Flawia przywitała gości w salonie. Ubrana była w atłasowy szlafrok w kolorze ciemnego burgunda.
- Proszę usiąść - powiedziała wskazując białą, skórzaną kanapę ustawioną na przeciwko kominka - Widzę, że pani nie odpuściła. Cenię sobie odważne i zdeterminowane kobiety. A pani towarzysz to w roli ochroniarza? Czyżby się mnie pani obawiała?
Nie czekając na odpowiedź kobieta udała się do kuchni, która stanowiła przedłużenie salonu. Ze stołu wzięła butelkę wina, a z szafki trzy kieliszki. Po czym wróciła do swoich gości i nalała wszystkim wina.
- Słucham zatem, co panią do mnie sprowadza?
Jessica przyjęła kieliszek, dziękując skinieniem głowy. Bawiła się naczyniem, ale nie piła.
- Tony Ferriello, pracujemy razem w Agencji - przedstawiła swojego towarzysza. - Nie chciałam jechać sama, rzadko prowadzę, szczególnie poza miastem.
- Dziękuję, że zgodziła się pani nas przyjąć. Pamiętam oczywiście, że odradzała mi pani poszukiwanie Pameli. Ale nasza klientka - jej matka - odchodzi od zmysłów. Potrzebujemy jakiś konkret, który ją uspokoi. Czego Pamela szukała u pani?
- Tego, co wszyscy - odparła lapidarnie madame Flawia - Chciała znać swoją przyszłość i tyle.

Jessica przesunęła palcem po brzegu kieliszka. Nie wierzyła a magię, przepowiadanie przeszłości i temu podobne zjawiska . Ale Pamela i Wróżka wierzyły. Przez chwilę zastanawiała się jak sformułować myśl. Nie chciała oszukać ani urazić kobiety.
- Nie wierzę w wędrówki duchów przodków ani w przejmowanie mocy od zwierząt. Nie wierzę w reinkarnację. Ale mam przyjaciół, Indianina z plemienia Apaczów, oraz Suri, moją netową przyjaciółkę z Indii, którzy w to wierzą. Szanuję ich, podobnie jak oni szanują mnie i moją wiarę. Czasem myślę, że nie do końca rozumiem, dlatego nie wierzę. Często o tym rozmawiamy.
Westchnęła.
- Podobnie nie wierzę w magię i przepowiadanie przyszłości. Ale pani i Pamela wierzycie. Rozumiem, że zgodziła się pani zajrzeć do przyszłości Pameli. Czy może mi pani o tym opowiedzieć? Coś pani zobaczyła? Coś panią zaniepokoiło? A dziewczynka? Jak się zachowywała?
- A co to ma wspólnego z jej zniknięciem? - zapytała kobieta z lekkim uśmiechem - Tym bardziej, że pani nie wierzy w mój dar.
- Nie mam pojęcia - Jessica odwzajemniła uśmiech. - Sprawdzamy wszystko. Zbieramy, co się da. To jak próba ułożenia obrazku z puzzli. Tyle, że mamy mnóstwo pomieszanych kompletów. Nie wiem, które są te właściwe. Wróżka musi być znakomitym psychologiem. Coś pani zauważyła w czasie kontaktu z Pamelą?
- Oczekuje pani ode mnie czegoś, czego ja chyba pani nie mogę dać. To nie są moje puzzle, szanowna pani. A to co zauważyłam w trakcie kontaktów z Pamelą zachowam dla siebie. Dla niektórych, takie osoby jak ja, są jak ksiądz, jak najbardziej zaufany przyjaciel. Nie wiem, czy potrafi to pani zrozumieć. Z każdym klientem nawiązuje się niewidzialna nić porozumienia, nić łącząca dusze i umysły. Pamela była moją stałą klientką, podobnie jak jej matka. Byliśmy bardzo blisko i tak, jak mówiłam pani przez telefon, Pameli nic nie jest. Jak będzie chciała, żeby ją matka znalazła, to się do niej zgłosi. Pani, czy też pani kolega niewiele możecie zrobić w tej materii. Radzę zająć się śledzeniem niewiernych mężów, czy drobnych złodziejaszków, a nie angażować się w sprawę, która was szybko przerośnie. Co pani zrobi, gdy nicość spojrzy w pani duszę. Gdzie się pani schowa? Do kogo się pani zwróci o pomoc, skoro w nic pani nie wierzy? A kosmos jest przecież labiryntem zbudowanym z labiryntów. Jak się pani w nim odnajduje?
- Wierzę w Boga. Suri lubi słuchać o Bogu i często śmieje się, że skoro Bóg może dać nieśmiertelność duszy, to może też jej pozwolić zamieszkać w ciele lwa, zamiast w raju. To fascynujące, jak Suri postrzega świat. A pani świat? Jak wygląda? Proszę mi opowiedzieć.
Postawiła kieliszek i spojrzała wróżce w oczy.
- Jestem lekarzem. Rozumiem, na czym polega tajemnica lekarska, czy tajemnica spowiedzi. Jako lekarz nie mogę zdradzić szczegółów choroby, ale mogę mówić o moich wrażeniach i odczuciach. Rozumiem, że nie chce pani mówić o swoich odczuciach odnośnie Pameli. Może, ale ni chce. Dlaczego?
- Nie, po prostu nie rozumiem, co moje wrażenia i odczucia mają wnieść do sprawy. Te przecież są takie ulotne, nietrwałe i jakże często mylne. Wy jesteście przecież ludźmi faktu, czyż nie? Opieracie się na nich, zbieracie ich możliwie jak najwięcej i na ich podstawie podejmujecie decyzje, szukacie rozwiązania. A w czym pomogą wam moje uczucia, jakie miałam w stosunku do Pameli? Nie pomogą wam przecież jej odnaleźć, a chyba o to wam chodzi?
- Nie pomoże pani, czy pani nie chce?- zapytał milczący do tej pory Tony. - Odnoszę wrażenie, że pani wie, gdzie jest Pamela, ale nie chce nam tego pani powiedzieć. Dlaczego?
- A skąd takie przypuszczenie, szanowny panie? - odparła bardzo surowo kobieta.
- Przystopuj Tony - mruknęła Jessica. - Proszę mu wybaczyć, popędliwość jest przywilejem młodości. A gdyby tak... czy mogła by pani mi powróżyć? To musi być ciekawe doświadczenie. Oczywiście, zapłacę.
- Wybaczam, nie ma sprawy - odpowiedziała madame Flawia - A co do wróżby, to jak sama pani wie przyjechałam tutaj, aby odpocząć. Proszę sie umówić z moją asystencką, którą już pani poznała. Ona ustali pani najbliższy możliwy termin.

Jessica, zrezygnowana, popatrzyła na Tonego. Powstrzymywanie go należało do scenariusz, który mieli realizować, ale Tony nie wydawał się już być zainteresowany dalszą rozmową. Milczał, podobnie jak przez większość drogi. Czy miało to związek z jego mocną reakcją na zdarzenie w podróży? Zapisała sobie w pamięci, żeby o to dopytać, pożegnała się z wróżką i wyszli.

Jeremy czekał na nich przy głównej drodze, streściła mu krótko wizytę, zwróciła uwagę, że ma pomięta , przybrudzoną koszule, ale nie wydawało się to jej dziwne po pobycie na zalesionym terenie.

W dość ponurych nastrojach wrócili do motelu.


MOTEL

Przed pójściem do pokoju zdążyła jeszcze złapać Tonego. Mężczyznę zdecydowanie coś poruszyło, ale nie chciał się jej przyznać, co. I tak odniosła sukces, przyznał się, ze coś było, zamiast ją walnąć, na co wyraźnie miał ochotę.
„Przesadzasz” zmitygowała samą siebie.

Przebrała się w pokoju w lekko wydekoltowaną sukienkę i zeszła na dół. Zamierzała wypytać pannę Hendrics o wróżkę i miejscowe atrakcje, w tym bary. Takie miejsca były prawdziwa kopalnią informacji.

Na załomie schodów wpadła na Jeremiego, który – również przebrany – wyraźnie zbierał się do wieczornego wyjścia z motelu. Zatrzymała go na chwilę,
- Jest problem - powiedziała.
Evans uniósł brwi patrząc na koleżankę pytająco.
- Tak… pewnie więcej niż jeden - mruknął kiwając głową.
- Ta cała sprawa jest dziwna, a dodatkowo ta atmosfera magii i woodoo wszystkich nakręca. Ale nie o to mi chodzi. Z Tonym coś się dzieje. Prawie odjechał, jak przyjeżdżaliśmy obok kolejnego wypadku. I nie wiem, po co poszedł ze mną do madame Flawi. Coś jest na rzeczy, ale nie chce mi powiedzieć, co.
Westchnęła.
-Jak będziemy mieć sekrety i ukrywać przed sobą to, co nas niepokoi, to prędko przestaniemy funkcjonować jako zespół. Przestaniemy sobie ufać. Szczególnie, że atmosfera tej sprawy.. no, sam wiesz.
Zajrzała mu w twarz.
- Pogadasz z Tonym? Mi nie chce mówić, ale wiesz, może to jakieś męskie sprawy i się krępuje. Spróbujesz go przekonać, że tajemnice szkodzą nam i Agencji?
Jeremy stał przez chwilę w ciszy, trawiąc słowa Jessicy. W końcu lekko pokiwał głową godząc się z nią.
- Ta… pogadam - chrząknął delikatnie prostując się. - A skoro o “woodoo” mowa… tam przed rezydencją tak jakby - spojrzał gdzieś w bok, mając nadzieję, że nie zostanie odebrany jako świr, bo chwilowo tak się czuł. - Tak jakby zaatakował mnie wilk? Z tym, że był całkowicie spokojny, nie warczał i… w sumie to go ostatecznie nie było, rzucił się na mnie i znikł - powiedział wzruszając ramionami.
- Pomyślałbym, że to haluny, ale zostawił mi sińce, żebra mnie lekko naparzają więc… więc rzeczywiście ta sprawa jest dosyć dziwna - powiedział kiwając głową i instynktownie przykładając ręce do klatki piersiowej na chwilę.
- Tak czy siak pogadam z Tonym zanim wyjde.
Słuchała bez słowa, tylko źrenice się jej rozszerzyły.
- Zaatakował Cię wilk, myślałeś, że to halucynacje, ale masz siniaki, tak? A jednocześnie wiesz, że ten wilk nie był zwyczajny?
Milczała chwilę.
- Wiesz, że mam spore doświadczenie z... halucynacjami, nie? - powiedziała w końcu. Jeremy wiedział, a i tak mówienie o tym nie było dla niej łatwe. Wiedziała, jak trudno musiało być powiedzieć jemu.
- Siniaki miewałam, jak spadam lub wpadłam na coś, uciekając przed głosami. Biegłeś?
Pokręcił głową.
- Nie, zdecydowanie nie. Nie ruszałem się z miejsca, czekałem na jego ruch, wydawał się spokojny, nie uciekałem, nie chciałem go atakować. Nie było to coś tak mocnego jak to o czym mówił Tony i Maxime, ale… ale jakiś związek musi mieć. Myślisz, że powinniśmy może, spytać tę wiedźmę o te rzeczy? - spytał nagle, wyrzucając z siebie niespodziewaną myśl, za którą od razu się skarcił.
- Pewnie warto spróbować... Choć ta wróżka wydaje się znajdować przyjemność w nie udzielaniu odpowiedzi. Nie wiem, czemu nazywają ją "wiedźmą" - dodała.
- Pozwolisz mi zobaczyć te siniaki?
- Są tam… - mruknął cicho. - Jakby ktoś mi wyjechał z główki, z metalową wstawką. Nie wierzysz, prawda? - spytał, samemu bojąc się tego, że śladów po ataku rzeczywiście nie ma.
- Wierzę - powiedziała pewnie. - A z obrażeń można wiele wyczytać. W głowę nie dostałeś, prawda? Odwróć się do światła.
Jeremy westchnął tylko rozpinając koszulę i chcąc to mieć za sobą. Miał jednak szczerą nadzieję, że mimo wszystko ślady rzeczywiście są tam gdzie dostał.
Jessica przyjrzała się obrażeniom i stwierdziła, że wyglądają one jak najbardziej realnie. Były to dwa sporej wielkości siniaki oraz cztery zadrapania, jakby po pazurach.
-Wygląda, jakby skończyło na ciebie jakieś zwierzę i oparło się łapami o tors. Ze sporym impetem. Przewróciłeś się? - przesunęła dłonią po klatce piersiowej mężczyzny, zbadała żebra. - Wcześniej widziałam jakieś ślady na koszuli, ale sadziłam, że to od łażenie po ciemku po lesie. - wyjęła komórkę, włączyła latarkę i poświęciła mężczyźnie w oczy, sprawdzając odruch źrenic. – Podążaj oczami za palcem – przesunęła mu dłonią przed twarzą. - Pamiętasz wszystko, czy straciłeś przytomność, choć na chwilę?
- Przewróciłem się, ale klęczałem więc… - pogrzebał w pamięci milknąc na chwilę i zapinając koszulę. - Nie pamiętam, kiedy wilk zniknął… ale może to dlatego, że stało się to tak nagle.
Podziękowała skinieniem głowy.
- Moim zdaniem, nie świrujesz – powiedziała, dotykając jego ramienia. – Nie musisz się martwić. Zdecydowanie napadło cię jakieś zwierzę, skoczyło na ciebie, przewróciło. Być może zamroczyło cię na chwilę po upadku, a być może byłeś po prostu oszołomiony i nie zauważyłeś, jak zniknęł;. Może był to wilk, może pies, może mieszaniec. Ktoś nim sterował, bez dwóch zdań, stawiam na gwizdek ultradźwiękowy. Zwierzę słyszy komendy, człowiek nie. Najpierw nakazano mu ciebie przewrócić, to łatwa komenda, zwierzę staje na tylnych łapach i opiera przednie o pierś człowieka. Tego wyuczono, żeby robił to mocno. Poleciałeś do tyłu, wtedy go odwołano.
- Teoretycznie możemy zgłosić napaść. Działo się to na terenie wróżki, więc ona jest odpowiedzialna. Możemy też do niej pojechać i zagrozić, ze zgłosimy napaść i sprawdzić, jak zareaguje. Co ty na to?
Jeremy westchnął ciężko.
- Nie lubię grozić ludziom dopóki nie jest to naprawdę koniecznie. Chciałem się teraz rozejrzeć po mieście, popytać miejscowych, ale przede wszystkim wyrwać się stąd jak najszybciej.
Pokiwała głową.
- Ja pogadam z naszą uroczą gospodynią o wróżkach i miejscowych zwierzętach. Może ktoś widział wilka, były jakieś ataki, to nośna historia, dobra dla turystów. Może spisuję legendy tego regionu i ktoś mi opowiadał o wilku? - myślała głośno. - Potem odwiedzę tutejszy bar, na pewno znajdzie się ktoś chętny postawić mi drinka. Popytam o wiedźmę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ponarzekam na trudny los i na to, ze wróżka mnie odesłała, zamiast udzielić wparcia. Ciekawe, jaką tu ma opinię.
- Powinnam wrócić przed 1, jak będziecie jeszcze na chodzie, to wymienimy informacje, ok.? Jak nie – pogadamy przy śniadaniu, o 9. I pamiętaj obiecałeś dopytać Tonego.

Pożegnali się w holu, Jesscia z zakłopotanym uśmiechem zapukała do drzwi mieszkania panny Hendrics.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 07-06-2015, 13:01   #16
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Maxine Saint John
Po całonocnym przeszukiwaniu księgozbioru Pameli, Maxine była wycieńczona. Także sama rozmowa z jej matką niepokoiła i wzbudzała wiele kontrowersji i pytań. W tej sprawie, jak to już nie raz bywało w jej pracy, to co na wierzchu było tylko częścią prawdy lub sprytną konfabulacją. Victoria coś ukrywała i to już nie ulegało żadnej wątpliwości. Cała sprawa z każdą godziną śledztwa stawała się coraz bardziej zagmatwana, a oni mieli nadal zbyt mało informacji, aby uzyskać pełny obraz sytuacji.

Maxine wsiadła do samochodu i ruszyła w drogę do domu. Jechała ostrożnie, nie tylko z uwagi na zmęczenie , ale także niepokojące zasłabnięcie. Na dodatek radiowy spiker co i rusz ostrzegał i radził wolną jazdę. Od rana bowiem Nowy Jork tonął w strugach deszczu.
Saint John wysiadła pod swoim mieszkaniem i biegiem ruszyła w kierunku wejścia do budynku. Nie dane było jej jednak spokojnie wejść do środka. Pod daszkiem przy drzwiach stał bowiem jakiś bezdomny, który od razu wyczuł okazję i zaczepił panią detektyw.
- Poratuje pani weterana w potrzebie - powiedział wyciągając dłoń w kierunku Maxine. Jego oddech cuchnął zepsutymi zębami i tanią wódką. Mężczyzna miał zapewne około trzydziestu lat, choć zmarszczki na twarzy i zapadnięte oczy mogły sugerować kilkanaście lat więcej.
Maxine zawahała się. Chciała się pozbyć gościa, gdyż marzyła tylko o szybkiej kąpieli, kawie i choćby krótkiej drzemce.
Przenikliwe spojrzenie mężczyzny, nie pozwalało jej tak po prostu odejść. Stała przez chwilę, jak zahipnotyzowana. W tym spojrzeniu było coś co nie pozwalało przejść obojętnie. Mieszanina strachu, fascynacji i wzgardy targała uczuciami kobiety.
- Oddałem Ameryce cale życie - dodał kloszard - i co mi z tego przyszło? Arabusy i inne ścierwa mają się lepiej niż ja. - powiedział dłonią wskazując niewielką budkę z kebabem po drugiej stronie ulicy.

***

Strumień gorącej wody spłukał brud i część zmęczenia. Z kubkiem gorącej kawy Maxine usiadła przed komputerem w poszukiwaniu kogoś, kto pomógłby jej przy odcyfrowaniu zapisków Pameli.
Po kilku minutach miała dwa nazwiska naukowców, który jak wynikało z ich biografii mogli coś wiedzieć w tym temacie. Jednym z nich był profesor Thulian z uniwersytetu Columbia, a drugim profesor Arlovsky z New York University.
Obaj byli specjalistami w zakresie historii starożytnej i obaj publikowali prace dotyczące wymarłych języków.
Dzięki wrodzonemu wdziękowi i odrobinie szczęścia, Maxine udało się umówić na spotkanie z oboma.

***

Z profesorem Thulianem doszło do spotkania w jego niewielkim gabinecie na terenie uniwersytetu. Był to mężczyzna niespełna czterdziestoletni o krótko przystrzyżonych włosach i zadbanym zaroście. Jego skronie zdobiła dodające powagi i urody siwizna.
- Proszę niech pani usiądzie - rzekł, gdy Maxine weszła do gabinetu i przedstawiła się - W czym mogę pani pomóc?
Saint John wyjęła zapiski i pokazała profesorowi, wyjaśniając pokrótce o co jej chodzi.
Thulian spojrzał na notatki i po krótkiej chwili powiedział:
- Obawiam się, że to zwykły, za przeproszeniem, bełkot. Owszem osoba, która to pisała na pewno posiada szczątkową wiedzę na temat kilku języków, ale nic ponad to. Widać tutaj ślady i zapożyczenia z sumeryjskiego, akadyjskiego, hebrajskiego czy łaciny. Zdania nie są poprawne gramatycznie i w większości wypadków nie mają żadnego sensu. Istne pomieszanie z poplątaniem, jak to mówią. Ktoś chyba na podstawie skąpej wiedzy próbował, albo udawać znajomość starożytnych języków, albo zbudować swój własny, tajny język. W obu przypadkach moja wiedza i umiejętności na niewiele się zdadzą, gdyż jak już wspomniałem te zapiski nie mają sensu.
- A mogę prosić, chociaż o próbkę tłumaczenia? - zapytała Maxine - Chciałabym wiedzieć z czym mamy do czynienia, to może pomóc w sprawie.
- Oczywiście - odparł z uśmiechem mężczyzna - O… tutaj jest zdanie - wskazał palcem fragment zapisków Pameli - który brzmi, czy raczej może brzmieć mniej więcej tak:
“I wyszedł lub wyszła, a oni lico ziemia. Być może miało być padli na twarz, ale to już daleko posunięta moja dobra wola przy naginaniu praw i zasad języka. I dalej “A deska mrok upadła i trzasnęła” Naprawdę to wygląda jak ćwiczenia językowe półanalfabety. Przykro mi, że nie mogę pomóc. Jeżeli to zapiski przestępcy, to należałoby się zastanowić, czy jest w pełni poczytalny.
- Mimo wszystko dziękuję panu za pomoc - powiedziała Maxine żegnając się z profesorem.

Wsiadając do samochodu pani detektyw była zła na siebie. Przez swoją naiwność wyszła na nadgorliwego głupka w oczach poważnego naukowca. Na drugie spotkanie pojechała z dużą obawą i nikłą nadzieją, że cokolwiek uda się im z tych notatek wyciągnąć lub wyczytać.

Spotkanie z drugim naukowcem miało odbyć się w Starbucksie w pobliżu nowojorskiego campusu. Profesor Arlovsky w rozmowie telefonicznej wykazywał duży entuzjazm, zainteresowanie i chęć pomocy.
Maxine zajęła miejsce przy witrynie wychodzącej na ulicę i wypatrywała starszego mężczyznę w prochowcu, jak sam opisał się profesor.
Minęło jednak półgodziny i nikt nie przyszedł. Maxine dopiła więc kawę i ruszyła do samochodu. Już wsiadała za kierownicę, gdy ktoś puknął ją w ramię.
- Przepraszam, czy pani Maxien Saint John - zapytał starszy mężczyzna w przemoczonym prochowcu i oklapniętym kapeluszu.
Profesor Arlovsky, bo to on zaczepił Maxine przy samochodzie, okazał się niemal archetypicznym naukowcem zajmującym się mało popularną dziedziną. Wycięty z współczesności, ubierał się i nosił, jakby czas zatrzymał się w 1948 roku. Teoretycznie ubrany był elegancko, ale niechlujność jego stroju świadczyła zarówno o jego roztargnieniu, jak i niedbaniu o siebie. To samo można było powiedzieć o jego nieświeżym oddechu i poklejonych włosach.
- Niech pani pokaże mi te zapiski - powiedział, gdy Maxine ponownie zajęła stolik w Starbucksie.
Saint John, gdy tylko wręczyła profesorowi notatki Pameli, obserwowała jak na twarzy naukowca pojawia się coraz większy rumieniec podniecenia i ciekawości.
- I co pan może powiedzieć o tym języku? - zapytała po chwili Maxine. Odpowiedziała jej jednak cisza. Profesor był całkowicie pochłonięty oglądaniem i próbą odcyfrowania notatek.
Dopiero po niemal dziesięciu minutach profesor Arlovsky podniósł głowę i spojrzał na Maxine.
- Skąd ma pani te notatki? - zapytał.
- To tajemnica śledztwa. - odparła kobieta - Co panu się udało odczytać?
- Niewiele. To wymaga pracy, dużo pracy. Jedno mogę pani powiedzieć na pewno, choć nie wiem, czy ta odpowiedź panią usatysfakcjonuje.
- Proszę, niech pan mówi.
- Te zapiski zostały sporządzone w tak zwanym Lingua Diaboli, czyli Języku Szatana, czy też Diabła. To… jakby na poły mistyczny, legendarny język, którym posługiwali się czciciele diabła, wiedźmy i wszyscy uprawiający czarną magię. Istnieje wiele odmian tego języka. Wielu naukowców podważa tezę, jakby taki język w ogóle istniał. Ja jednak poszukuję jego śladów od lat. To, co tutaj pani mi pokazała wydaje się być zapisem jakiegoś rytuału. Tłumaczenie tego nie będzie łatwe, gdyż jak może pani zauważyła, Lingua Diaboli jest mieszaniną wielu języków. Coś jak współczesne esperanto z tą różnicą, że powstałe wiele wieków temu. Niektórzy mówią nawet przy stworzeniu świata. Jak wspomniałem istnieje wiele odmian, czy też dialekt tego języka. Jedna z legend mówi, że każdy uczeń szatana miał własny zestaw słów, aby rozmawiać ze swym panem. Trzon jest wspólny, więc jeżeli tylko da mi pani dostęp do kompletu tych notatek i trochę czasu, to postaram się to dla pani odszyfrować.
Maxine niemal zamurowało. Legendy, diabły, szyfry, rytuały. To było już za dużo dla racjonalnej zazwyczaj kobiety.

Jeremy Evans
Evans był zły sam na siebie, że zdecydował się tutaj przyjechać. Być może obawiał się o to, co może zrobić nadpobudliwy Ferriello, a może podświadomie troszczył się o Jessicę. W jakiś dziwny sposób czuł się za nią odpowiedzialny.
Teraz jednak było za późno, aby rozmyślać, co by było gdyby. Był tutaj w Renovo i musiał to wykorzystać do zbierania informacji o zaginionej. Tylko to się liczyło.

Po rozmowie z Jessicą, Evans wyszedł na miasto. Skierował się do jednego z dwóch czynnych barów. On wybrał, który wyglądał na ulubioną miejscówkę tutejszych. Jessica udała się do tego bardziej eleganckiego przy głównej ulicy.

Wszedł do środka, jakże oryginalnie nazwanego “Pinacolada Pub” i wybrał miejsce przy długim kontuarze. Nazwa może nie zachęcała, ale w wewnątrz było miło i przytulnie. Typowy małomiasteczkowy pub. Kilka stolików ustawionych pod ścianą, stół do bilarda, szafa grająca i kilku mężczyzn siedzących przy barze.
Evans najpierw zamówił piwo i wypił je niemal całe, a dopiero potem zagadał do barmana.
Brodaty mężczyzna o słusznej posturze z chłodną życzliwością opowiedział detektywowi o miasteczku. Było to ponoć spokojne miejsce, gdzie w czasach kryzysu ludzie ledwo wiązali koniec z końcem. Kilka lat temu do Renovo przyjeżdżało ponoć całkiem sporo turystów. Tutejsze lasy zachęcały bowiem do biwakowania i odpoczynku na łonie natury. Ostatnio jednak coraz mniej osób zatrzymywało się w mieście.
- Co się u nas dzieje? - powtórzył z ironią pytani barman - Nic panie, kompletnie nic. Nawet nie bardzo jest o czym pisać w naszej lokalnej gazetce. Nikt nawet jakieś wielkiej dynie nie wyhodował czy czegoś w tym rodzaju. Niech Bart panu powie. - barman wskazał młodego chłopaka, który wyglądał jak typowy nerd.
- Bart jest… dziennikarzem, choć lepiej powiedzieć, że wydaje naszą gazetkę.
- To prawda - Bart skinął głową - Nie mam prawie o czym pisać. Pogodę ludzie w sieci sprawdzą. Przeprowadziłem wywiadu już ze wszystkimi seniorami w mieście i ważniejszymi ludźmi. Jak bywali u nas turyści to zawsze można było coś tam napisać, a teraz… null, zero.
- A ta wróżka, co w lesie ponoć mieszka? - podpytał Evans.
- Wiedźma już dawno przestała być naszą atrakcją. Poza tym ostatnio nawet i ona rzadko tutaj bywa. - wyjaśnił barman.
- Jak pan do niej to ma pan szczęście, bo właśnie jest w mieście. - dodał Bart - Kiedyś to bywało u niej całkiem sporo gości.
- Taaa… same dziwolągi. Pastor zawsze mówił, że to szataniści, czy inni jehowcy. - burknął barman zabierając się do czyszczenia kufli - Ja tam nie narzekam, że mniej tych dziwaków przyjeżdża. Jak nie nawiedzone stare baby, co to ze zmarłym mężem się chciały skontaktować, to jakieś brudne metale, albo inni przeklęci scjentolodzy.
- Metale to tylko parę razy byli i oni akurat najmniej kłopotów robili.
- Nie robili, bo ta mała czarnulka ich w ryzach trzymała. Porządna dziewczyna i sam nie wiem, co ona robiła z tą popieprzoną bandą.
- Ja tam do nich nic nigdy nie miałem. - mruknął pod nosem Bart.
- Nie miałeś, bo ci się ta mała spodobała. Nawet nie zgłosiłeś jak ci pentagram na masce samochodu wydrapali.
Bart zaczerwienił się i aby nie kontynuować wątku pociągnął duży łyk z kufla. Evans zdobył podstawowe informacje i zastanawiał się czy powinien drążyć dalej temat wróżki, aby się zbytnio nie zdradzić. Zmienił, więc na chwilę temat i zapytał o szeryfa.
Barman uśmiechnął się szeroko i stawiając kolejny kufel przed detektywem powiedział:
- A słyszałem, że miał pan jakieś spięcie z Donavanem. To dobry chłop, choć potrafi być upierdliwy. Niech mu pan wybaczy, taki już jest.
Evans zmienił temat na bardziej neutralny i dopił piwo. W głowie mu już się lekko kręciło. Kilka piw i zmęczenie długą drogą dawało znać o sobie. Trzeba było się brać do hotelu.

***

Evans wracał opustoszałymi ulicami Renovo do motelu. Padał drobny deszczyk, który w miły sposób chłodził rozgrzaną twarz detektywa.
- Te.. panie - usłyszał wołanie Evans przechodząc obok jakiegoś wąskiego przejścia między budynkami.
Detektyw zatrzymał się i zobaczył, jak starszy mężczyzna w przekrzywionej bejsbolówce i podniszczonej wiatrówce macha do niego.
- Słyszałem, że cię Renovo ciekawi i co się tutaj wyprawia. Hono tu.
Wygląd mężczyzna nie zachęcał do zaufania mu. Być może jednak to było źródło informacji, którego detektyw szukał cały wieczór.
Evans poprawił broń i zbliżył się do zaułka.
- Niech się pan wiedźmą zainteresuje. To ona sprowadza na miasteczko nieszczęście. Ona i jej ta przeklęta sekta. Demony łajzy wzywają. Nikt mi nie wierzy, bo mnie za świra mają. Ja to jednak wszystko widziałem. Wszystko mówię ci.
Mężczyzna podwinął rękawy ortalionowej kurtki i pokazał nadgarstki i przedramiona pokryte bliznami. Wyglądały one jak samookaleczenia nożem lub żyletką.
- Mogę panu pokazać. Jutro wieczorem pewnie przyjadą. Wiedźma już ich pewnie wezwała.
Pokaże panu za sto dolców. Sam pan zobaczy, jak ma pan odwa…
Mężczyzna zawiesił głos w połowie zdania, a jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie. Evans niemal natychmiast pomyślał o ataku serca. Bezdomny upadł i detektyw pochylił się nad mężczyzną i wtedy poczuł uderzenie w kark.
Przewrócił się na plecy i ujrzał nagą kobietę, której ciało całe pokryte było licznymi bliznami w różnych kształtach i znamionami. Kobieta na oczach Evans zaczęła się zmieniać w atrakcyjną brunetkę, ubraną w długą, czarną suknię.
Po chwili kobieta zlała się całkowicie z panującą w zaułku ciemnością, która pochłonęła także Evansa.

Jessica Wiliams
Po rozmowie z Tonym i Jeremym, Jessica pełna była irracjonalnych obaw. Sprawa, które się podjęli wręcz tonęła w dziwnej i nieprzyjemnej atmosferze. Jessica nie należała do przewrażliwionych i strachliwych kobieta, ale nawet na niej ta okultystyczna i pełna znaków i omamów otoczka robiła wrażenie. Kobieta nie chciała wierzyć w tego typu rzeczy. Nie raz bowiem doświadczyła w swoim życiu, że zmysły potrafią zwieść i doprowadzić człowieka na manowce.
Zamiast rozmyślać o wizjach i magii, Jessica skupiła się na śledztwie. Zamierzała podobnie, jak Jeremy wyjść na miasto i popytać się miejscowych o kilka spraw.
Gdy schodziła na dół zapukała do panny Hendricks.
- Dobry wieczór pani - przywitała się - Chciałam zapytać, czy może pani polecić jakieś spokojne miejsce, gdzie można się napić jakiegoś drinka. Widziałam po drodze jakiś pub, ale wolałabym jakieś bardziej kameralne miejsce.
- Pubu nie polecam, to typowo męskie miejsce i zapewne nie czułaby się tam pani dobrze. Polecam knajpkę przy głównej ulicy, niedaleko posterunku. Nazywa się “Le monde de Miranda” Prowadzi ją moja koleżanka Miranda - panna Hendricks uśmiechnął się szeroko.
- A proszę mi powiedzieć, czy ulice są bezpieczne. Ktoś mi mówił, że w okolicach Renovo jest wiele dzikich zwierząt.
- To prawda. W lasach jest całkiem dużo wilków i jeleni, ale do miasteczka się raczej nie zapuszczają. Czasami zimą, jak nie mają co jeść.O tej porze roku nie ma się pani jednak co martwić.
- Rozumiem - odparła Jessica - Proszę mi wybaczyć, ale chciałam zapytać o jeszcze jedną rzecz.
- Nie ma problemu. Po to tu jestem aby pomagać gościom.
- Słyszałam, że w mieście mieszka wróżka i to ponoć dobra. Gdzie mogłabym ją znaleźć? Może udałoby mi się ją namówić na jakiś seans.
Panna Hendricks skrzywiła się i burknęła coś pod nosem. Jessica nie dosłyszała jednak co.
- Niech Bóg panią broni. Ta wiedźma tylko sprowadza ludzi na złą drogę i jeszcze czerpie z tego korzyści. Tylko Bóg wie, co nas czeka. My musimy przyjąć jego wyroki.
- Wiedźma? Dlaczego ją pani tak nazywa?
- Bo tylko czarownica może zajmować się czymś takim. Zapewne czci Szatana w tej swojej samotni. Dobrze, że już tak rzadko u nas bywa. Kiedyś jeszcze sprowadzała tutaj jakiś podejrzanych typków i zapewne urządzała z nimi jakieś orgie na cześć diabła i innych demonów. Lepiej trzymać się od niej z daleka. Dobrze pani radzę.
- Tak zrobię. Dziękuję pani. Dobranoc.

***

“Le monde de Miranda” okazało się dość pretensjonalną knajpką, która zapewne miała robić wrażenie wielkoświatowego miejsca. Meble prosto z Ikei, przykryte różowymi obrusami i serwetami o dwa odcienie ciemniejszymi i straszący pośrodku kontuar baru, który stylizowany był na dziewiętnastowieczny francuski tramwaj. Jessica przełknęła ten estetyczny horrorek i usiadła przy barze. Zamówiła kieliszek wina i rozejrzała się po sali. W środku nie było zbyt wielu gości. Dwie starsze panie siedziały w kącie sali i dyskutowały o czymś zawzięcie. Z kolei pod oknem siedziała młoda para, najwyraźniej na pierwszej randce.
Nie mając wielkiego wyboru zaczepiła obsługującą ją kobietę. Była to jak się szybko okazało sama Miranda Whitefarg, właścicielka knajpki. Po krótkiej wymianie niezobowiązujących zdań o pogodzie i ogólnym samopoczuciu, Jessica zaczęła się żalić, że wróżka odesłała ją z niczym.
- Nie dziwię się - szepnęła Miranda - To strasznie nieprzyjemna kobieta. Nikt jej tutaj nie lubi. Mówią, że to czarownica. Ja tam w takie czary nie wierzę. Przewidywać przyszłość to może i ona faktycznie umie. Powiem jednak pani w sekrecie, że to naciągaczka. Przepowiedziała mi, że mnie mąż zostawi. I faktycznie tak się stało. Nie to jest jednak najważniejsze, bo sama go już wcześniej o zdradzę podejrzewałam. Ona, ta wiedźma znaczy się, na koniec seansu powiedziała mi, że jak chce to ona może mi pomóc. Ja się jej pytam, co to znaczy. A ona, że może taki urok rzucić, że mąż do mnie wróci. Da pani wiarę?
- I nie skorzystała pani?
- No skąd! - oburzyła się Miranda - Niewinne wróżenie z kart, to co innego niż uroki, czy inne czary. Jak mnie mąż nie kocha, to co ja go będę na siłę trzymać. A powiem pani, że teraz mi w sumie lepiej. Wcale mi go nie brakuje. Czuję w końcu, że odżyłam. Robię co chce i się nie przejmuję. A jak byłam z Frankiem, to musiałam się go pytać, czy mogę to, czy tamto, czy to wypada, czy to się opłaci i tak dalej i tak dalej. Teraz jestem wolna. Niewolnicą nie byłam, co to to nie. Frank mnie nie bił. Czasami się kłócił i wyzwał, jak był podpity, ale tak to ma chyba każdy facet, nie? A teraz już się nie muszę przejmować.
- A jak się tutaj pani żyje? To chyba takie spokojne miasteczko, prawda?
- O tak! Bardzo spokojne. Teraz to nawet za bardzo. Kryzys, wszędzie kryzys. Mój Frank mówił, że to nas ci żydowscy bankierzy okradli i teraz gospodarka przez to cierpi. Ja tam nie wiem, nie znam się na polityce. U nas Żydów nie ma. Był kiedyś doktor, znaczy się weterynarz, Rosenblum się nazywał. Przeniósł się jednak do Nowego Jorku. Teraz to mamy panią doktor. Porządna kobieta, też samotna, znaczy się mąż ją zostawił, pani Graham.
- To jedyną atrakcją jest madame Flawia?
- Żeby pani wiedziała. Teraz to tylko ona nam została. Tylko, że do niej to sami dziwacy przyjeżdżają. Nie mam oczywiście na myśli pani. Tylko ci wszyscy szataniści, jak mówi pastor Brown. Szataniści i jehowcy. Wie pani, ci co transfuzji nie uznają i własne dzieci na śmierć potrafią skazać. Po prostu chore. Ja to bym tak nie mogła. Co prawda, nie mam dzieci, ale jakbym miała, to bym tak nie mogła.
- Rozumiem. Mówiono mi, że w okolicy dużo dzikich zwierząt grasuje.
- Tak mówią, ale to ponoć tylko w lesie. Lis, wilki i te rogate… no… jelenie. Raz zimą środkiem drogi szedł łoś, ale czy to znowu takie dziwne? Ja to się tutaj wychowałam, więc się jakoś nie dziwię. Dla miastowych to może i jakieś wydarzenie.
Jessica zamówiła drugi kieliszek wina i jeszcze przez chwilę rozmawiała z Mirandą. Niestety do knajpki już nikt nie przyszedł. Najpierw wyszły dwie starsze panie, a kilka minut po nich młoda, zakochana para.
Jessica pożegnała się z właścicielką i wróciła do motelu.

Tony Ferriello
Tony jako jedyny członek zespołu został w pokoju. Bez większego skupienia przerzucał kanały i rozmyślał o tym, co się stało. Wspomnienia z przeszłości powróciły i Ferriello musiał sam przed sobą przyznać, że pierwszy raz od wielu lat boi się. Ta sprawa nie tylko wydawała się dziwna, ale także w jakiś sposób dotykała ich przeszłości. Tony sam nie potrafił powiedzieć dlaczego zaangażował się w poszukiwania Pameli. Gdzieś podświadomie czuł, jakąś więź z zaginioną dziewczyną. Czuł, że potrzebuje ona pomocy i czuł się w obowiązku ją odszukać.

Za oknem panowały już kompletne ciemności, gdy Tony ocknął się. Przysnął na fotelu przed telewizorem. Blade światło telewizora nadawało pokojowi upiorny wygląd. Tony miał odrętwiałe ciało. Musiał spać w bardzo niewygodnej pozycji. Tony zamierzał wstać i przejść na łóżko, gdy na ekranie pojawiła się znana mu już potwornie okaleczona twarz mężczyzny.
Tajemniczy osobnik wpatrywał się w niego, a Tony czuł że nie może się poruszyć. Bał się.
- Obserwujemy cię Tony. Od lat mamy cię na oku. - powiedział mężczyzna, a wszystkie mięśnie gangstera spięły się jak rażone prądem.

Za oknem panowały już kompletne ciemności, gdy Tony ocknął się ponownie. Przysnął na fotelu przed telewizorem. Blade światło telewizora nadawało pokojowi upiorny wygląd. Tony miał odrętwiałe i obolałe ciało. Musiał spać w bardzo niewygodnej pozycji. Dziwne wspomnienie czaiło się na krawędzi świadomości. Déj�- vu, okropne uczucie déj�- vu i kołaczące w głowie słowa.
- Obserwujemy cię Tony. Od lat mamy cię na oku.
Tony czuł niepokój. Rozejrzał się po pokoju, ale nikogo w nim nie było. W telewizji leciała powtórka jakiegoś meczu. Wszystko wyglądało bardzo prozaicznie i normalnie. Tony nie mógł się jednak pozbyć uczucia, że ktoś go cały czas obserwuje.




Nazajutrz, godzina 9, motel “Siódme niebo”
Tony Ferriello, Jessica Wiliams

Tony i Jessica spotkali się rano w salonie motelu. Panna Hendricks przygotowała pożywne śniadanie. Jajka na bekonie i pachnące grzanki, a do tego aromatyczna, czarna kawa. Wszystko, czego człowiek potrzebuje z samego rana. Do kompletu brakowało tylko jeszcze Jeremy’ego. Panna Hendricks nie wiedziała, czy wrócił on na noc.
Tony poszedł sprawdzić jego pokój, ale okazało się, że go tam nie ma. Łóżko było zasłane i wyglądało na nie używane przez całą noc.

Para detektywów mocno się zaniepokoiła. Zamierzali ruszyć na poszukiwanie partnera, gdy zadzwoniła komórka Jessici.
- Cześć Jess, Clive mówi. Od godziny próbuje się dodzwonić do Evansa. Co się tam u was dzieje? Cały czas poza zasięgiem i poza zasięgiem. Mam dla was kolejną porcję rewelacji z dzienników Pameli. Dostałem się na prowadzone przez nią forum. Na razie nie mam dostępu do wszystkich treści, ale i tak to, co mam powali was na kolana. Będę próbował dostać się na konto Pameli, ale będę musiał przy tym jeszcze pogrzebać.
Z tego, co tutaj piszą to nasza mała Pamela, prowadziła coś na kształt szkółki czarnej magii. Userów, czy sądząc po nickach userek jest tylko około dwudziestu z czego dziesięć, takich bardziej aktywnych. Pamela robiła za ich przywódczynię. Wmawiała im że są jakimiś kapłankami i że muszą prowadzić bardzo aktywne życie seksualne, aby oddawać cześć swej bogini, która tylko wtedy dam im moc, gdy będzie zadowolona z ich pożycia. Pamela nie tylko u Beritha prowadziła orgie. Coś takiego organizowała również w klubie SD-38. Z tego co sprawdziłem jego właścicielem jest niejaki Jay Myers. Dobrze byłoby go sprawdzić, jak i cały ten klub. Być może to Jay o którym wspomina w innych miejscach dziennika. Będę dalej grzebał w jej zapisach, jak się czegoś dowiem to od razu dam wam znać. To tyle ode mnie. Na razie.

Jeremy Evans
Jeremy obudził się z potwornym bólem głowy. Leżał na twardej, drewnianej pryczy. Pamiętał niemal wszystko, poza tym jak znalazł się w cali aresztu.
- Dzień dobry panie Evans. - powiedział szeryf Donavan, który siedział przy biurku na przeciwko celi - Miło, że się pan już obudził. Wygląda na to, że mamy ze sobą do pogadania.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 14-06-2015, 10:37   #17
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Po raz pierwszy, od momentu kiedy przyjęli zlecenie od Veronici Bertolli zaczynała żałować swojej decyzji. To co powiedział o notatkach dziewczyny profesor Arlovsky brzmiało jakby znalazła się nagle w innym świecie. Gdyby nie wydarzenia w domu na Bronxie i to co zobaczył Tony w drodze do wróżki pomyślałaby pewnie, że stary naukowiec postradał zmysły. Teraz jednak zaczynała się bać, że wdepnęli w jakieś bagno, którego istnienia w ogóle nie chciała zaakceptować, choć nie mogła mu zaprzeczyć.

Oczywiście, że dostarczyła profesorowi notatki. Jeśli już wpadli po uszy w jakąś nieziemską historię to musiała się dowiedzieć wszystkiego. I to dosłownie. Wykładowca poprosił o dwa, trzy dni na opracowanie tłumaczenia. Zostawił swojej namiary i obiecał informować o postępach. A ponieważ reszta zespołu utknęła w Renovo, miała trochę czasu żeby przyjrzeć się chlebodawczyni i jej rodzinie.

Maxine bardzo nie lubiła kiedy ktoś wodził ją za nos, a w tym przypadku po prostu czuła, że Bertolli kłamie w wielu kwestiach. Postanowiła na razie nic nie mówić reszcie, do czasu kiedy jej podejrzenia nie potwierdzą się.
Uruchomiła w tym celu swoje stare kontakty w MI-6. Zadzwoniła do przyjaciela, Jamesa Fonda, który był jej winien małą przysługę.

- Maxine – wykrzyknął James – gdzie ty się podziewasz??

- Znasz mnie, nie umiem siedzieć bezczynnie, ani wylegiwać się na plaży. Znalazłam tymczasową robotę i potrzebuję kilku informacji. – odpowiedziała

- Dobra, co tam masz? – spytał rzeczowo

- Chciałabym, żebyś zebrał informację na temat Paula Bertolli – tutaj podała dokładny adres zamieszkania.

- Mam szukać czegoś szczególnego? Czemu cię tak interesuje? – James nawet nie chrząknął kiedy podawała adres w Stanach.

- Na razie wiem tylko, że coś mi w nim śmierdzi. Nazwij to przeczuciem. – Maxine nie chciała na razie zagłębiać się z kolegą w szczegóły.

- Dobrze pani doktor, zobaczę co uda mi się znaleźć. Zadzwonię za jakiś czas.

Była zadowolona z przebiegu rozmowy. W czasie kiedy James pracował, Maxine mogła skupić się na obserwacji pani Bertolli. Kobieta ustawiła swój samochód w oddaleniu od domu, ale na tyle blisko, żeby móc dobrze widzieć wejście i bramę wjazdową.
Ciekawa była czy Veronica powtórzy swoją wizytę w czarnej dzielnicy i czym naprawdę zajmuje się ich pracodawczyni.

Jednak obserwacja klientki okazała się być niezmiernie nudnym zajęciem. Kobieta przebywała głównie w domu. W ciągu dnia odwiedziła tylko kosmetyczkę oraz jedno z przykościelnych przedszkoli. Była tam niecałe półgodziny. Z tego co Maxine zdołała zauważyć pani Bertolli była tam dobrze znaną osobą.
Wieczorem nareszcie zadzwonił James. Jak się okazało zebrał sporo interesujących informacji...

Paul Bertolli nie ma żadnej kartoteki policyjnej, żadnego nawet najdrobniejszego wykroczenia na swoim koncie. Zdarza się.
Ciekawszy jest jednak fakt, że ogólnie jest o nim bardzo niewiele informacji.
Prawdopodobnie urodził się na Sycylii. W wieku 23 lat przyjechał do Stanów, obecnie ma 48. Przez długie lata nie pracował, przynajmniej nigdzie oficjalnie nie był nigdzie zatrudniony. Nie odprowadzał podatków na terenie Stanów.
Prawdopodobnie ukończył uniwersytet w Bolonii. Nic nie wiadomo o kierunku studiów. We Włoszech także nie ma wielu dokumentów na jego temat. Jest tylko jedna firma w której był zatrudniony. Jest to prywatna spółka "Theo Fania Inc." , która działała tylko sześć miesięcy. Firma zajmowała się spedycją na terenie Europy.
Zdobyła rozgłos we Włoszech, gdyż sfinansowała sieć przedszkoli katolickich oraz wyremontowała stary klasztor na obrzeżach Padwy.

Kilka lat temu Paul Bertolli poślubił Veronicę Bertolli z domu Henderson. W dokumentach Pamela figuruje, jako córka Paula.

Sześć lata temu Paul Bartolli zaczął pracować dla chińsko-amerykańskiej firmy Haizi De Tiankong - HDT Company z siedzibą w Hong Kongu.
Jest to firma badawcza zajmującą się produkcją i sprzedażą leków, ponoć opartych na tradycyjnej chińskiej medycynie.

Także HDT Company jest zaangażowana w działalność dobroczynną. Sieć prywatnych katolickich przedszkoli i szkół i sierocińców rozlokowanych na całym świecie.

Paul Bertolli jest człowiekiem zamożnym, choć trudno określić w jaki sposób dorobił się swojej fortuny.
James sugerował, że cała persona Paula Bertolli to skrupulatnie przygotowana przykrywka. Przez kogo, dla kogo i po co - trudno powiedzieć. Wymaga to zbadania, a tym samym czasu.

Te informacje mocno zaniepokoiły Maxine. Czym naprawdę zajmował się Paul Bertolli? Dlaczego w całej jego karierze przeplata się wątek działalności charytatywnej na rzecz dzieci ? Katolickie szkoły, przedszkola? W połączeniu z notatkami znalezionymi w laptopie Pameli brzmiało to przerażająco.
Czyżby ojcic Pameli był zamieszany w dziecięcą pornografię? Czy może kryło się za tym coś jeszcze bardziej mrocznego i odrażającego?

Musiała drążyć dalej. Musiała następnego dnia przejrzeć kroniki prasowe. Może z którąś z placówek wiązał się jakiś skandal, jakieś zaginięcie? Wtedy mogłaby się skoncentrować na konkretnym przypadku. Chciała też podpytać rodziców dzieci uczących się w placówkach edukacyjnych sponsorowanych przez firmę Paula Bertolli.

Tymczasem zadzwoniła do Tony’ego żeby zapytać o postęp w sprawie uwolnienia Jeremy’ego.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 15-06-2015, 22:28   #18
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
*Akcja dzieje się po poście Feraqina*

Gdy tylko Tony dowiedział się co spotkało Jeremy’ego od razu poinformował o tym Jessice i razem wybrali się na posterunek. Po drodze wyjaśnił jej jaki ma plan. Miał nadzieję, że przyjaciel Rodziny, niejaki Denis Herrera, adwokat, który nie raz, nie dwa wyciągał członków mafii z opałów tym razem pomoże detektywowi wyjść przez upływem czterdziestu ośmiu godzin.



Paragrafy, niedpoełnienie czynności, niepełna procedura, brak podpisanego papierka - w prawie istniało tyle kruczków prawnych, że Tony był pełen nadziei i wiary w umiejętności Denisa. Gdy dotarł na miejsce, na posterunek, przywitał się z szeryfem, a po wymianie uprzejmości od razu przeszedł do rzeczy. Przekazał stróżowi prawa telefon, a w słuchawce odezwał się adwokat...

Nie bez kozery był nazywany złotoustym. Denis, w krótkiej rozmowie telefonicznej był w stanie przekonać szeryfa, aby ten wypuścił ich towarzysza. Nie dalej jak w południe Jeremy był wolny.


- Dzięki - mruknął Jeremy po wyjściu z biura,nakładając marynarkę na wymiętoloną koszulę. - Dziś wieczór… dziś wieczór musimy obserwować dom wróżki. Coś się tam będzie działo. Wygląda na to, że Pamela bywała tutaj i to nie sama. Ten kult, w który się najwyraźniej wciągnęła, ma tutaj swoją siedzibę, najpewniej w domku Flawii. Szeryf też ma coś z nimi wspólnego, myślę, że może ich kryć. Tak czy siak… - zebrał się w sobie żeby wydusić z siebie następne słowa. - To musi być coś więcej niż jakaś jebana pseudowróżka. Wczoraj znów spotkało mnie coś, co… przestaję wierzyć, że to tylko jebane halucynacje. Coraz ciężej znaleźć racjonalne wyjaśnienie, może dziś wieczór coś znajdziemy. Podobna mają się zbierać, myślę, że chodziło o ludzi z kultu - dodał bardziej do siebie niż towarzyszy. - Sprawdzimy to, a potem zajmiemy się tym Jayem w Nowym Jorku.
- Nie ma za co… jesteś mi dłużny. - powiedział Tony, uśmiechając się półgębkiem, w taki sposób, że pozostali nie wiedzieli czy żartuje czy mówi poważnie. - Jeśli o mnie chodzi, to możemy iść do wróżki w nocy i zobaczyć jakie grzeszki ma na sumieniu. A jak nic nie zobaczymy to możemy ją przycisnąć…- stwierdził gangster, klepiąc się po marynarce, pod którą znajdowała się kabura z bronią.
-Nie wierzę w żadne kultu i temu podobne bzdury - stwierdziła stanowczo Jessica. Weszli do pobliskiego baru, zamówiła śniadanie dla Jeremego i kontynuowała : - Ale coś się dzieje, bez dwóch zdań. Ta otoczka magii ma trzymać postronnych z dala, a uwikłanym dawać poczucie wyjątkowości. Myślę jednak, że jak pogrzebiemy głębiej znajdziemy coś całkiem zwyczajnego jak prostytucja czy narkotyki. Zdecydowanie warto jednak odwiedzić wieczorem posiadłość wróżki. I poszukałabym tego Patersona. On mógł widzieć co naprawdę ci się przydarzyło.
Tony uśmiechnął się subtelnie, unosząc jedynie kącik ust. Była to reakcja na słowa Jessic’i o “niewierze”. ~Gdybyś tylko widziała to co ja widziałem, wiedziałabyś, że coś tu jest nie tak~ pomyślał, jednak nie zamierzał w żaden sposób wyprowadzać jej z błędu.
-Najważniejsze to odnaleźć Pamelę. - powiedział krótko. - Jak spędzimy dzień do wieczora? - zapytał, wyciągając papierosa. Już miał go odpalić, gdy natrafił na karcący wzrok pozostałych osób siedzących przy stoliku w barze. Przewrócił oczami i schował papierosa na powrót do paczki.
- Nie rzucając się w oczy. Popytam jak z samochodem, poudajmy, że po prostu zbieramy się do jak najszybszego odjazdu, nie wpierdalać się nikomu w paradę i wieczorem wymkniemy się z motelu, być może samochodem już, jak nie to niech już będzie taksówką, chociaż może i lepiej będzie wyjść wcześnie i po prostu przejść całą tę trasę.
Jessica pokiwała głową.
- Pójdziemy pieszo. W ten sposób mniej osób będzie wiedzieć, gdzie jestesmy.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 16-06-2015, 14:53   #19
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Jeremy podniósł się jęcząc cicho. Całe ciało jakoś go tak bolało, a głowa była okrutnie ciężka. Rękoma wybadał gdzie są kraty i wciąż z zamkniętymi oczami, przyłożył do nich czoło, ciesząc się chłodem bijącym od metalu. Nie miał kaca, nienawidził go mieć, nienawidził nawet pić, nie cierpiał alkoholu i unikał go gdy tylko mógł, ale badanie w terenie tego wymagało. Jednak mimo wszystko miał taką dziwną dziurę w pamięci z ostatniej nocy. Jego ostatnie wspomnienie dotyczyło zmiennokształtnej kobiety i dziwacznego bezdomnego, co nie zwiastowało zbyt dobrze dla jego zdrowia psychicznego względem ostatniej wizji wilka.
- Taaa - mruknął powoli podnosząc ciężkie powieki i patrząc na szeryfa spode łba. - Długo tak pan patrzył jak śpię? Trochę to dziwne - westchnął ciężko stając bokiem do krat. Odchylił jedną rękę do tyłu, drugą trzymając się kraty, rozciągając barki. - O czym chce pan porozmawiać?
- Nie ciesz się chłopcze, jak nie z tych wielkomiejskich lalusiów, co lubią męskie tyłki. Po prostu zawodowa ciekowość. Po prostu powiedz co zrobiłeś z Patersonem?
Jeremy westchnął ciężko.
- Z kim? - spytał powoli.
- Patersonem. Widziano cię, jak z nim rozmawiałeś.Wszedłeś z nim w jakąś ciasną uliczkę i od tamtej pory Patersona nigdzie nie ma. Dlatego pytam, co z nim zrobiłeś.
Jeremy wiedział, że to nie jest oficjalne przesłuchanie. Gdyby takie było, to w pomieszczeniu powienien być co najmniej jeszcze jeden policjant, który zapisywałby, albo nagrywał zeznania.
- Ten menel? - mruknął opierając się plecami o kraty, chwycił się za czoło przywołując dokładniejsze wspomnienia. - Zaczepił mnie jak wracałem do hotelu z baru… chciał mnie naciągnąć na stówę - powiedział nie mijając się z prawdem. - Był jakiś podekscytowany, może na narkotykach - dodał powoli jakby się zastanawiał. - I nagle upadł, jakby serducho mu siadło czy coś…
- Menel? To, że komuś nie udało się w życiu nie oznacza to, że jest godny pogardy. Wy miastowi, macie jakieś chore poczucie wyższości. A co się z nim później stało? Pomogłeś mu? Wezwałeś pogotowie?
- Menel nie jest jakimś pogardliwym… - westchnął. - No może jest, mój błąd. Bezdomny - pokręcił głową odwracając się twarzą do szeryfa. - Szczerze? Za chuja nie pamiętam co się stało, a to co pamiętam jest… - zwiesił głowę nie bardzo wiedząc czy powinien kontynuować. Dzwonić po adwokata?
- Nie pamiętasz? To częsta wymówka. Nie dobrze. Jestem zmuszony cię zatrzymać do wyjaśnienia. A adwokat? Zapewne ci się przyda. - Jeremy’ego zaskoczyło z jaką łatwością szeryf przeszedł z nim na “ty”
Jeremy przyglądał się rozmówcy niepewnie. Wiedział jak ten się teraz czuł, u władzy, mądrzejszy, lepszy bo był po drugiej stronie.
- A może… eh - pokręcił głową i zaczął od nowa. - Słyszałem, że porządny z ciebie policjant… szeryf. Może lepiej zajmiemy się tym na poważnie zamiast bawić się w prawników, których prawde mówiąc nienawidzę - przestąpił z nogi na nogę nakręcając się. - Powiedz mi co się mu stało, pomóż mi, pomóc sobie z tą sprawą, a będziesz miał pełną współpracę moją i mojego biura - powiedział stawiając wszystko na jedną kartę.
Szeryf uśmiechnął się i podszedł do celi.
- Paterson zaginął już ci mówiłem. - rzekł ze spokojem - Twój niefart polega na tym, że jesteś ostatnim człowiekiem, który go widział. Jesteś tutaj obcy i mieszkańcy zwyczajnie zwrócili uwagę na twoje zachowanie. Na domiar złego powiedziałeś, że miał on prawdopodobnie zawał. Nie pomogłeś mu, a to się kwalifikuje pod “uchylanie się od udzielenia pomocy” Nie dobrze, a będzie bardzo nie dobrze jak znajdziemy zwłoki Patersona.
Ostatnie słowa wybrzmiało nie jako przypuszczenie, pytanie, ale jak stwierdzenie faktu, który lada chwila będzie miał miejsce. Jeremy poczuł ukucie niepewności, gdzie z tyłu czaszki.
Wizje, dziwne rozmowy i śledztwo, które przysparzało coraz więcej kłopotów. A jakby tego było mało znajdował się na jakimś zadupiu, gdzie pełnia władzy należała do lokalnego szeryfa. Jeremy wiedział, jak prawo działa w takich miejscach. Wiedział, że musi szybko zacząć się bronić, albo przejść do ataku, który pozwoli mu wyjść z tej cholernej celi.
- Nie powiedziałem, że mu nie pomogłem - mruknął po chwili milczenia, zły na samego siebie, bardziej niż na podejrzanego szeryfa. - Powiedziałem, że nie pamięta, a więc mogłem mu pomóc… oh zaraz! - powiedział chwytając się za głowę. - Już pamiętam! Haha! - zaśmiał się machając ręką.
- Chyba napiłem się bardziej niż mi się wydawało - powiedział luzacko opierając się o kraty i patrząc na szeryfa z uśmiechem. - Upadł jasne, ale zaraz pomogłem mu się podnieść. Powiedział, że to coś z jego nogą, stary ból mięśnia. Poprosił mnie znów o hajs, bez ściemniania już, że na alkohol to mu dałem dwadzieścia. Powiedział, że idzie kupić gorzałę i se poszedł. Ja zaś poczułem się strasznie śpiący i nie dałem rady dojść do motelu, a więc nie mam z tym zaginięciem nic wspólnego jednak, nie? Huh dobrze, że nie podpisałem moich pierwszych, głupich zeznań - powiedział kręcąc głową. - Ale te już mogę, po czym będziesz musiał mnie wypuścić. Nie widziałem go jako ostatni to na pewno. Spytaj barmana czy sprzedawcę w nocnym… i otwieraj - dodał już poważniejszym tonem.
- Skoro tak mówisz, tak zapewne było - uśmiechnął się szeryf i oparł nonszalancko o celę - Pozwól jednak, że sprawdzimy twoją wersję. Ok? A zeznania? Przecież to nie było przesłuchanie. To tylko taka przyjacielska rozmowa. Na zeznania musisz poczekać. Mój zastępca musi przywieźć maszynę do pisania. Wiesz, my tutaj na prowincji nie mamy tych wszystkich waszych IMaców, IPadów i innych cudow techniki. Zatem odpręż się i kimnij się.
- Już się wyspałem - pokiwał głową, mając dość tych ciągłych wzmianke o miastowych i prowincjonalnych różnicach. Gość musiał mieć poważne problemy na gruncie samooceny, jeśli uciekał się do takich porównań. - W takim razie areszt co… eh. Ile już tu niby siedzę? Dużo zostało do dwudziestu czterech? - spytał rozkładając ręce i przyglądając się im, jakby miała tam być wypisana odpowiedź.
- Do czterdziestuośmiu - poprawił szeryf - jeszcze czterdzieści trzy - po tych słowach oddalił się w stronę biurka i zaczął ostentacyjnie bawić się swoim nowym IPhone.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 20-06-2015, 02:43   #20
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tony Ferriello, Jessica Wiliams, Jeremy Evans
Decyzja o nocnych odwiedzinach wróżki, zapadła po tym jak Evans opowiedział o swoim spotkaniu z bezdomnym, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Tych tajemnic było w całej sprawie coraz więcej i zaczynało to budzić prawdziwy niepokój wśród detektywów.

Gdy tylko zaczęło się ściemniać całe trójka wymknęła się hotelu. Wobec nieprzychylności szeryfa i podejrzanych zachowań mieszkańców Renovo, detektywi woleli nie rzucać się w oczy.
Dojście do domu wiedźmy, jak ją wszyscy zaczęli nazywać zajęło mi sporo czasu. Droga dłużyła się niesamowicie, a monotonny, leśny krajobraz tylko zwiększał poczucie znużenia.

W końcu po około czterdziestu minutach byli na miejscu. Po drodze minęły ich tylko trzy samochody i wyglądało, że żaden z nich nie kieruje się w stronę domu wiedźmy.
Także na drodze do leśnej ostoi wróżki, nie natrafili na żadne samochody. Las był cichy i spokojny. Pogrążone w mroku wysoki sosny, prezentowały się majestatycznie i sprawiały, że człowiek czul się jak intruz wchodzący do zakazanego, świętego miejsca. Nawet racjonalna, niemal do bólu Jessica, odczuwała niepokojącą atmosferę tego miejsca.

W przeciwieństwie do poprzedniej wizyty, większość świateł w dom wiedźmy była zgaszona. Jedynie na drodze prowadzącej do wejścia oraz w narożnym pokoju paliły się blade lampy. Na podjeździe przed domem stała czarna lśniąca limuzyna. W środku ktoś siedział, gdyż widać było tlący się ognik papierosa.
Detektywi nie byli zbyt dobrze przygotowani do tego typu obserwacji. Mimo to zajęli odpowiednie pozycje i czekali na rozwój wypadków. Wszystko bowiem wskazywało na to, że bezdomny miał rację.

Po około półgodzinie od rozpoczęcia obserwacji, przed dom wiedźmy przyjechały dwa kolejne samochody. Z jednego z nich wysiadł młody mężczyzna w ciemno niebieskim surducie i cylindrze. Przy chodzeniu podpierał się laską i widać było, że nie robi tego z elegancji, czy kurtuazji, ale naprawdę ma problemy z chodzeniem.
Podszedł on do drugiego samochodu i otworzył jego tylne drzwi. Pomógł wysiąść wysokiej kobiecie, ubranej w prosty, szary płaszcz.
Para przywitała się jak starzy, dobrzy znajomi i razem ruszyli w stronę bramki.

Czas zaczął się dłużyć już po pierwszej godzinie. Nie działo się nic godnego uwagi. Tylko dwóch szoferów, którzy zostali przed domem wiedźmy, co jakiś czas wychodzili rozprostować nogi. Szybko się im to jednak znudziło i obaj zamknęli się w swoich samochodach i prawdopodobnie drzemali świadomi, że czeka ich długie czekanie.

Tajemnicą pozostawało, co działo się w domu. Detektywi nie mieli sprzętu, który mógłby im pomóc w tej sytuacji. Światło paliło się nadal tylko w narożnym pokoju. Nie było jednak nic więcej widać, gdyż okna były zasłonięte.

***

Około północy temperatura wyraźnie spadła. Wielogodzinne czekanie dawało się detektywom we znaki. Ich ciała były przemarznięte i odrętwiałe. Nad ziemią zaczęła unosić się delikatna mgła. Sprawiła ona, że powietrze zrobiło się wilgotne i nieprzyjemne.
Kilka razy Evans miał poczucie, że ktoś ich obserwuje. Kilka razy zdawało mu się, że widział jakiś kształt przemykający w mroku. Nigdy jednak nie dostrzegł niczego, ani nikogo konkretnego.

Zmęczenie i senność zaczynały dawać znać o sobie. Oparci o drzewa i wpatrzeni w dom wiedźmy detektywi zaczynali podrzemywać, choć nikt się przed resztą do tego nie przyznawał.

***
Nieprzyjemne uczucie wdarło się do serc całej trójki.

***

Zbliżało się w pół do trzeciej, gdy z domu wiedźmy wyszedł młody mężczyzna w surducie. Podszedł on do jednego z szoferów i zamienił z nim kilka zdań i coś mu wręczył. Następnie wrócił do domu, a szofer włączył silnik i gdzieś pojechał.

Wrócił po około dwudziestu minutach. Z domu ponownie wyszedł mężczyzna w surducie i odebrał od kierowcy, jakieś kartonowe pudło. Wrócił z nim domu i już do samego świtu, nie zdarzyło się nic więcej.

***

Wymęczeni, przemarznięci i głodni detektywi obserwowali, jak około godziny ósmej wiedźma żegna swoich gości. Każdy z trójki jej gości wyściskał się z nią na pożegnanie i wsiadał do swojego samochodu i odjeżdżał.
Najdłużej został starszy, siwy mężczyzna, którego detektywi nie widzieli wcześniej.
Kilka chwil trwa jego rozmowa z wiedźmą, po czym i on odjeżdża.

***

Całonocna obserwacja nie przyniosła nic, poza obolałymi mięśniami, ciałem przemarzniętym do szpiku kości i koszmarnym głodem i zmęczeniem.
Rozpoczął się kolejny dzień, a oni byli dosłownie w lesie.

Maxine Saint John
Maxine od samego rana rozpoczęła przetrząsanie kronik prasowych w poszukiwaniu jakichkolwiek afer i skandali związanych z placówkami, które sponsorowała firma Paula Bertolli.
.I nie pomyliła się. Dość szybko natrafiła na kilka wzmianek sprzed trzech miesięcy. W jednym z przedszkoli w Filadelfii rodzice oskarżyli opiekunkę o molestowanie ich pięcioletniego synka.
Sprawa została jednak szybko załagodzona. Opiekunka została zwolniona w trybie natychmiastowym, a rodzinie poszkodowanego firma HDT Company wypłaciła odszkodowanie. Do procesu opiekunki nie doszło, gdyż zaginęła ona w niewyjaśnionych okolicznościach. Maxine nie znalazła żadnej innej wzmianki, czy też informacji o opiekunce. Kamień w wodę.

Podobnych spraw było jeszcze kilka na przestrzeni lat. Schemat działania był zawsze taki sam. Dyrekcja placówki oraz HDT Company natychmiast rozwiązywało umowę z danym opiekunem, a rodzinie wypłacano odszkodowanie. O procesach i wyrokach dla opiekunów nigdzie nie było żadnych informacji. W jeszcze jednym przypadku, który miał miejsce w Brazylii opiekun także zniknął, podobnie jak miało to miejsce ostatnio w Filadelfii.

Z racji, że ostatni przypadek dotyczył sprawy zaledwie sprzed trzech miesięcy i mial on miejsce stosunkowo blisko od Nowego Jorku, to na nim Maxine postanowiła się skupić.
Po nie całej godzinie grzebania w komputerze w notatniku Maxine pojawiły się zapis:
Przedszkole św. Dominika Filadelfii
Dyrektor: ojciec Mark Fedartt
Poszkodowana rodzina: państwo Alice i Jerremy Ashcroft i ich pięcioletni syn Natan
Oskarżona opiekunka: Vanessa Lasenti
Obok nazwisk pojawiły się numery telefonów.


Maxine zastanawiała się co powinna zrobić dalej, gdy zadzwoniła jej komórka.
- Pani Maxine? - głos w słuchawce należał do profesora Arlovsky’ego.
- Tak, słucham panie profesorze - odparła pani detektyw.
- Musimy się natychmiast spotkać - odparł krótko naukowiec - Tam gdzie ostatnio, za pół godziny.
Maxine nie zdążyła o nic zapytać, ani powiedzieć, gdyż profesor rozłączyć się.

***

Niecałe dwadzieścia minut później Maxine była już w Starbucksie i siedziała przy stoliku na przeciwko profesora Arlovsky’ego. Mężczyzna wyglądał jeszcze gorzej niż przy ich ostatnim spotkaniu. Miał poczochrane i brudne włosy, a jego oddech cuchnął zdechłą rybą. Naukowiec w dłoniach ściskał kopie zapisków, które mu przekazała Maxine do tłumaczenia.
- Udało się panu coś z tego wyczytać? - zapytała wskazując głową na notatki.
- Proszę mi powiedzieć, czego dotyczy prowadzona przez panią sprawa. Obawiam się, że grozi pani poważne niebezpieczeństwo. - wypalił profesor, jakby w ogóle nie słuchał pytania Maxine.
- Proszę mi powiedzieć, czego się pan dowiedział.
- To okropne - burknął profesor pod nosem, po czym przeczesał dłonią posklejane włosy i rozejrzał się z lękiem wokół - Muszę wiedzieć skąd to pani ma. Kim jest osoba, która to pisała. I przede wszystkim czego dotyczy śledztwo. To bardzo ważne.
- Spokojnie panie profesorze - starała się załagodzić sytuację Maxine - Niech mi pan powie, co jest w tych zapiskach.
- Magia, magia plugawa i zła. Osoba, która to pisała jest opętana przez diabła. To pewne. Nie tylko opętana, ale i niebezpieczna. Jeżeli to nie są wymysły, albo konfabulacje, to mamy do czynienia z bardzo niebezpieczną osobą. Jeżeli te rytuały zostały wykonane…. - profesor zawiesił głos i ponownie rozejrzał się wokół. - Nie możemy tutaj rozmawiać, jesteśmy obserwowani.
- Obserwowani? Przez kogo? - spytała z drwiącym uśmiechem Maxine
- Przez nich - niemal krzyknął naukowiec i wskazał poplamionym palcem na drugą stronę ulicy.
Maxine spojrzała w tamtym kierunku i zauważyła mężczyznę opartego o ścianę budynku. Znała go, a przynajmniej tak się jej wydawało.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172