Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-06-2015, 23:49   #21
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Jessica przeszła energicznie kilka kroków , do najbliższego drzewa i z powrotem, żeby rozgrzać zesztywniałe mięśnie. . O tej porze i w tych warunkach słowo „energicznie” miało zupełnie inne znaczenie niż poprzedniego wieczora, kiedy wychodzili z hotelu.

- Co teraz? - zapytała. - Możemy tam wejść i ją zastraszyć, ale obawiam się, że nic nam to nie da.
Zawahała się. Opowiedzieć, co jej się „śniło”, czy nie? Coraz trudniej było jej trzymać się swojego racjonalizmu, nie wiedziała, czy to może nawrót choroby, czy rzeczywiście wróżka dysponuje jakaś mocą, której nie ogarniają?
„Opanuj się, kobieto” – zmitygowała samą siebie. „Przysnęłaś, byłaś napięta i dlatego słyszałaś ten .. krzyk. Spokojnie”.
Tak spokojnie. A inni?
- W nocy.. myślę, że zasnęłam na chwilę. Ale jestem prawie pewna, ze coś słyszałam. Krzyk. Nie wiem, czy mi sie śnił , czy mnie wybrudził. A wy? - popatrzyła na swoich towarzyszy. - Słyszeliście coś? Widzieliście? Mgłę? – nie dodała, że wydawało się jej, że zniknęli gdzieś, jakby wchłonięci przez tą mgłę.
- Też mi się coś śniło… Był wybuch i krzyk z tego domu- powiedział Tony wskazując na dom wróżki - Co teraz? Nic nam nie przyszło z tej obserwacji, dalej jesteśmy w punkcie wyjścia. Jeremy, to ty tu jesteś detektywem z prawdziwego zdarzenia, co byś zrobił teraz? Nie mamy żadnego punktu zaczepienia.
Jeremy pokiwał głową, przeczesując przetłuszczone włosy. Zmęczenie dawało mu się we znaki aż za dobrze.
- Czy ja wiem czy nic… wiemy, że ten jebany kult musi być naprawdę duży. Z ludzie nie przyjechali tutaj z tego zajebanego miasteczka. Plus ludzie, z którymi Pamela się w to wkręciła w Nowym Jorku… musimy wrócić do miasta, umówię się z Berithem, najwyraźniej jednak wiedział coś o tych cwelach, wedle pamiętnika dziewczyny. Znajdziemy tego gościa, przez którego Pamela się w to wplątała i dalej z górki… chociaż te wszystkie wizje, sny… - pokręcił głową, prostując się ciężko. - Zaczyna mnie to męczyć.
- Może jednak.. – teraz on spojrzał na resztę detektywów. – Wróżka mnie nie kojarzy. Wejdę, pogadam.
- To nie jest dobry pomysł - Jessica potrząsnęła głową. – Najpierw spędziłeś noc w więzieniu, teraz w tym lesie.. Nikt z nas nie jest w dobrym stanie, chcesz dziś wracać, pewnie kierować.. Musimy odpocząć, dodatkowo w tym lesie coś powoduje halucynacje… Wracajmy. Poczekamy, aż wróżka wróci do NY i wtedy ją dociśniesz.

Jeremy pokiwał głową.
- Samochód ma być koło 1. Wróżka może poczekać, najpierw Berith. Spotkam się z gówniarzem w tej jego sali prób, w piwnicy jego domu, mam dobry pretekst by tam pójść, niby chcę ją obejrzeć dla jakichś moich młodych kapel, zamknę się z nim i obiję mu ryj by dowiedzieć się czegoś o Jayu. W piwnicy raczej żaden ochroniarz się nie wtrąci. Sam na sam w odosobnionym miejscu, będzie łatwo go przycisnąć. W dzienniku było też parę innych poszlak, tym reszta może się zająć. Np obeznać się z tym jak asystentka wróżki w NY jest zaznajomiona z kultem, ją spytać o tego Jaya. No i za wszelką cenę trza do ojca dotrzeć
- Jak dla mnie każdy plan, który nas pchnie do przodu jest ok – dodał Tony.
- Z matką małej trzeba pogadać na temat tej wzmianki z dziennika, że “matka nie wierzy, że ojciec mi to zrobił”.- kontynuował Jeremy. - Sporo było wzmianek o molestowaniu więc… trza ją przycisnąć ostrzej. Tony zajmiesz się asystentką, Jessica już u niej była, ty spróbujesz dość bezpośrednio się czegoś dowiedzieć, to młodą dziewczyną więc łatwo powinna dać się zastraszyć.
- Jessica – Jeremy dalej rozdzielał zadania. - Pogadasz z matką i spróbujesz się czegoś dowiedzieć, może raczej w bardziej delikatny sposób bo delikatny temat, dla kobiety raczej łatwiej się otworzy. Sugestie? Sprzeciwy? Poparcie?

Nikt się nie odezwał, Jeremy uznał więc, że jego plan został – wstępnie – przyjęty.

Zaczęli przedzierać się przez krzaki w stronę drogi. Byli zmęczeni, głodni, i przemarznięci po nocy spędzonej w lesie. Nastroje były kiepskie, szczególnie że szli wolniej, więc dojście do motelu szacowali na jakąś godzinę. Zbliżała się ósma rano, samochód miał być dostępny o 1 po południu, ale Jessica nie uważała, że 3 godziny snu im wystarczą.
Odgarnęła włosy, które spadały jej na czoło.
- Jeremy, wiem, ze chcesz wracać jak najszybciej, ale nie bardzo się nadajesz do jazdy. Musisz się przespać, z pięć godzin co najmniej. Zresztą – wszyscy tego potrzebujemy. Myślę, ze trzeba będzie jechać na noc, albo zostać tu do jutrzejszego ranka.

Doszli do drogi i zaczęli iść w stronę Renovo. Marsz ich rozgrzał, ale nie przepędził zmęczenia. Zdecydowali, że jeśli pojawia się taka możliwość, to spróbują znaleźć jakaś podwózkę.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 29-06-2015, 10:18   #22
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Maxine gdzieś już widziała twarz, która tak przeraziła profesora. Nie potrafiła sobie jednak przypomnieć gdzie spotkała tego mężczyznę. Na razie jednak nie to było najważniejsze. Profesorek zdawał się popadać w jakąś paranoję, musiała go uspokoić.
Położyła w geście uspokojenia swoją ciepłą dłoń na rękę lingwisty.
- Profesorze - zaczęła łagodnie choć stanowczo - profesorze, niech pan na mnie spojrzy. Muszę się dowiedzieć co pan wyczytał z tych notatek. Tu chodzi o życie dziewczyny, zaginionej dziewczyny, której matka odchodzi od zmysłów. Nawet jeśli wieści są straszne, muszę je poznać. Rozumie pan?-
Maxine starała się skupić na sobie jego spojrzenie. Była spokojna, ale jej oczy również cały czas były skupione na Arlovskym. Nie mogła pozwolić mu odejść.
- Pani zapewne mi nie wierzy. Rozumiem, to aż za dobrze. Nie pani pierwsza. Wy jednak nie widzieliście tego, co ja widziałem. Gdyście wiedzieli, choć ułamek z tego, co mi dane było poznać, inaczej patrzylibyście na świat.
Profesor, jakby trochę się uspokoił, ale widać było że cały czas targają nim sprzeczne emocje.
- Musimy stąd wyjść - zażądał profesor - i to najlepiej tylnym wyjściem. Chodźmy. - rzekł wstając z miejsca.
- Zdziwi się pan w co jestem w stanie uwierzyć - powiedziała Max - Dokąd chce pan iść? W miejscu publicznym jest najbezpieczniej… - Maxine uważała, że odkładanie tego co miał przekazać jej profesor nie było mądre.
Słowa Maxine nie powstrzymały profesora. Mężczyzna ruszył pewnie przed siebie i nie zatrzymywany przez nikogo z obsługi wyszedł z knajpki tylnym wyjściem.

Maxine ruszyła za profesorem niemal biegiem. Jej zachowanie nie uszło uwadze obsługi. Ktoś próbował ją zatrzymać, ale kobieta nie wdawała się w dyskusje, tylko szla w kierunku wyjścia.
W końcu dotarła do drzwi, zza którymi zniknął profesor. Otworzyła je z lekką obawą.
Ledwo to zrobiła, jej oczy zostały porażone potężny, jasnym wybuchem, który kojarzył się z eksplozjami na Słońcu.

Maxine usłyszała czyjś krzyk. Nic nie widziała w panującym przed jej oczami blasku. Gdy światło lekko przygasło dostrzegła, jakąś przemykającą na granicy widzenia postać.



Maxine ocknęła się leżąc na ziemi. Ostatnie, co pamiętała to potworny błysk i sylwetka dziwnej postaci przemykającej na skraju widzenia.

- Nic pani nie jest? - zapytał z troską młody, przystojny mężczyzna pochylający się nad kobietą - Chyba ktoś panią napadł.Karetka już jedzie. Proszę się nie ruszać.

Maxine nie bardzo była w stanie skupić się na słowach mężczyzny. Cholernie bolała ją głowa. Syknęła głośno, kiedy jej ręka natrafiła na ranę i krew we włosach. Musiała nieźle grzmotnąć głową o beton kiedy straciła przytomność.
Chwilę później przyjechała karetka. Ze względu na rozcięcie skóry na głowie sanitariusze zdecydowali się zabrać Max do szpitala.
Dziewczyna była na siebie zła. Miała paskudne przeczucia co do zniknięcia profesora. Nie trzeba było pozwolić mu uciec.

Stażysta na izbie przyjęć za wszelką cenę starał się ją poderwać. Zakładał szwy zabawiał ją mało śmiesznymi anegdotkami. Normalnie szybko by go spławiła, ale w czasie kiedy tak nawijał i robił jej podstawowe badania mogła się wyłączyć i pomyśleć.

Jeśli nie znajdzie profesora, a raczej obstawiała ten właśnie scenariusz, musiała zdobyć jego adres domowy.
Może w mieszkaniu znalazłyby się jakieś notatki, które robił?
Te wszystkie dziwne zbiegi okoliczności i przerażające informacje, które do tej pory udało jej się ustalić bardzo ją martwiły. Co robić?
Oficjalnie nie mogła działać przeciwko klientowi, ale nie miała też zamiaru dawać wodzić się za nos.
Ani tym bardziej współpracować z ludźmi, którzy krzywdzą dzieci. Musiała porozmawiać z resztą teamu.

W końcu, po około godzinie, stażysta poddał się, zapisał Maxine receptę na leki przeciwbólowe i zalecił zmiany opatrunku. Miała się też zgłosić za dwa tygodnie na zdjęcie szwów.

Wyszła ze szpitala z uczuciem ulgi. Świeże powietrze przywróciło rumieniec na jej policzki. Niestety telefon profesora milczał. Miała coraz większe obawy. Wróciła taksówką po samochód i podjechała na uczelnię.
Niestety Arlovsky i tam się nie pojawił. Jedyne co udało jej się uzyskać przy okazji wizyty na uczelni to jego domowy adres.
Nie liczyła na obecność profesora w mieszkaniu, ale i tak postanowiła je sprawdzić.
Jednak Arlovsky zniknął na dobre.

Postanowiła popilnować jego mieszkania. Do powrotu pozostałej trójki detektywów nic innego nie przychodziło jej do głowy. Wykupiła szybko receptę, wzięła na wynos jedzenie z pobliskiej knajpki chińskiej i usadowiła się w aucie.
Jeśli ktoś porwał Arlovskiego, może będzie próbował dostać się do jego mieszkania...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 01-07-2015, 21:13   #23
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tony Ferriello, Jessica Wiliams, Jeremy Evans
Widok pustej drogi o poranku, nie napawa nikogo optymizmem. Widmo długiej pieszej podróży odbierało resztki sił.
Dopiero teraz z całą dokładnością okazało się, jak nieprzemyślana i pochopna była decyzja o nocnej wyprawie.
Nikt o tym jednak nie wspominał. Cała trójka ze zwieszonymi głowami ruszyła w stronę Renovo. Małego miasteczka, które zaczynało w nich budzić już tylko prawdziwą niechęć, a nawet nienawiść.

Jak na złość nic nie jechało. Słońce powoli wychodziło zza horyzontu, a delikatna mgła snuła się jeszcze tu i ówdzie.
Detektywi szli już dobry kwadrans, gdy usłyszeli napawający nadzieją ryk silnika ciężarówki.
Jeremy niewiele myśląc wyszedł na drogę i zaczął machać. Kierowca okazał się życzliwy i choć wymagało to sporo zachodu, to zatrzymał swoją potężną ciężarówkę.
Kierowcą okazał się młody, uśmiechnięty mężczyzna o nienagannie białych zębach. Zupełnie nie pasował do typowego wyobrażenia o przedstawicielach tego zawodu.
Gdy trójka detektywów podeszła do szoferki, mężczyzna zapyta:
- Nie udana imprezka, co? Dokąd się wybieracie? Gdzie mogę was podrzucić?
- Do Renovo - odparł krótko Jeremy.

Kilkunastominutowa podróż minęła przy dźwiękach country płynących z radia i paplaniny kierowcy.
- Wy to chyba nie z Renovo, co? Pewnie, że nie. Widać, że miasto. Od razu widać. I co właściwie tutaj robicie w tej zabitej deskami dziurze?
Tony bąknął coś o podróży w interesach i zepsutym aucie.
- A wiecie, że Renovo to nie jest taka zwykła wieś. Mówią, że to miejsce naznaczone. Święte, jak mawiają inne. Ponoć, gdzieś w pobliżu pochowano wielkiego wodza Szaunisi. Thalcaloc. Chyba tak go wołali. Usta Przodków, tak się to tłumaczy. Ponoć Thalcaloc w chwili śmierci przeklął całą tę ziemie. Gdy jego krew ściekała w ziemie ponoć słychać było potężny ryk. Ludzie gadają, że okoliczne lasy i mokradła przesiąknięte są mocą tego wielkiego szamana. Taa… wiem, jak to brzmi. I wiem, że pewnie w to nie wierzycie. Zapewniam was, że przekonacie się sami, jak tutaj dłużej pobędziecie. Mówię wam. Jak człowiek tu troszkę posiedzi, to mu się w głowie robi coś takiego… no trudno to opisać. No prawie, jakby się herą porobić. No przynajmniej ja tak mam.

***

Godzinę później trójka detektywów odsypiała nocną wycieczkę.
Przed rozejściem się do pokojów ustalili, że należy odpocząć i w drogę powrotną ruszyć dopiero rano.


***

Gdy opuszczali Renovo ponownie zaczęło padać. Nie była to może intesywna ulewa, ale i tak mocno utrudniało to jazdę.
Jeremy pomny na ostatnie przygody w drodze jechał wolno i ostrożnie. Cieszył się, że dał się namówić Jessice na odpoczynek. Po nocnym czuwaniu w lesie jazda do Nowego Jorku mogła okazać się ponad ich siły.
Kolejny dzień postoju w Renovo zaowocował tym, że Jeremy jeszcze raz spotkał szeryfa Donavana. Detektyw stał właśnie przy samochodzie i pakował ich niewielkie bagaże. Stróż prawa podszedł do niego i wypalił bez powitania:
- Zapewniam cię, że się jeszcze spotkamy. Jestem pewien, że go załatwiłeś. Biedny Paterson pewnie nawet nie wiedział, co go czeka. Plecy, które masz w niczym ci nie pomogą. Jak tylko znajdę ciało Patersona, to się do ciebie odezwę.
Po tych słowach szeryf odszedł nie dając Evansowi na jakąkolwiek ripostę.

***

Podróż na szczęście minęła spokojnie i Nowy Jork przywitał ich znajomym smogiem i hukiem ulic.
Przed rozejściem się, detektywi zjedli jeszcze wspólny lunch w czasie którego omówili szczegółowo swoje następne posunięcia,
Jeremy miał ponownie odwiedzić Beritha i wziąć go na szczerą rozmowę. Tony’ego czekało spotkanie z asystentką wróżki, a Jessica miała porozmawiać z ich zleceniodawczynią, matki Pameli.

Tony Ferriello
Magiczne i okultystyczne klimaty, to nie było naturalne środowisko dla Ferriello. On wiedział, jak rozmawiać z ludźmi, którzy wiszą mafii pieniądze, albo alfonsami, których za bardzo świerzbią ręce. Spotkanie z młodą asystentką wróżki było dla niego nie lada wyzwaniem. Jeremy powiedział, że miał z dziewczyną rozmawiać bezpośrednio i nie wahać się jej zastraszyć.

Dźwięk dzwonka obwieścił, że do magicznego sklepu wszedł kolejny klient. Wśród wiszących amuletów, obrazów demonów i stosów książek, Tony nie czuł się zbyt dobrze.
- Dzień dobry panu - przywitała się młoda dziewczyna i podeszła do gangstera - Widzę, że panu u nas pierwszy raz. Skąd wiem? Widzę pana zagubioną aurę i to niepewne spojrzenie. Proszę się nie obawiać, skoro gwiazdy pana tutaj skierowały to znaczy, że to miejsce jest panu przeznaczone. W czym mogę panu pomóc? Czego pan szuka?

Jeremy Evans
Evans miał szczęście. Berith i jego kumple właśnie mieli próbę. Słychać to było aż za dobrze , gdy detektyw zbliżył się do drzwi piwnicy, gdzie mieściło się studio.
Kupa niezrozumiałego wrzasku i chaotyczne bicie w struny i perkusję utwierdziły Evansa w przekonaniu z kim ma do czynienia.
- O! - ucieszył się Berith - Fajnie, że wpadłeś. Nieźle nakurwiamy nie? Siadaj zagramy jeszcze jeden kawałek i będziemy mogli pogadać.
Evans usiadł na poplamionej kanapie, która wyglądała tak, jakby ktoś ją właśnie przytaszczył ze śmietnika i z udawaną lubością wysłuchał kolejnych popisów wokalnych Beritha i jego kompanów.

- Co sądzisz? Nieźle co? - zagadał Berith siadając na kanapie z puszką piwa w dłoniach - Napijesz się? Czy może wolisz coś mocniejszego - dodał machając przed nosem detektywa niewielką torebką z białym proszkiem.
- Chłopaki mnie pilnują, ale ty się nie krępuj. Jedziemy na gościnne występy do Detroit. Dawno nie byłem w trasie. To będzie taka sentymentalna podróż. A jak tam interesy, kiedy przyjadą twoje chłopaki?

Jessica Wiliams

Jessica udała się do willi Bertollich. Miała zamiar rozmówić się z ich zleceniodawczynią. Zbyt wiele uzbierało się rzeczy, które Veronica przemilczała lub nie dopowiedziała. Williams chciała ją o to wszystko wypytać, aby dokładnie ustalić na czym właściwie stoją.
Niestety nie było jej to dane. Uprzejma służąca o meksykańskich rysach poinformowała ją, że pani Bertolli wyjechała z samego rana i nie wiadomo, kiedy wróci.
Jessica nie dowiedziała się też dokąd pojechała matka Pameli. Jej telefon też nie odpowiadał, jak na złość.
Jessica postanowiła poczekać przynajmniej jakiś czas. Na razie nie miała nic lepszego do roboty. Z resztą zespołu i tak była umówiona na wieczór.
W ten sposób zmarnowała tylko półtorej godziny, a i tak niczego się nie dowiedziała.

Gdy była w drodze do biura odezwała się jej komórka:
- Pani Williams witam - odezwała się Veronica Berolli - Byłam zajęta, a pani do mnie dzwoniła. Czyżbyście mieli jakieś informacje o mojej Pameli?

Maxine Saint John
Maxine miała przeczucie, że osoby odpowiedzialne za zniknięcie profesora Arlovskiego będą chciały odwiedzić jego mieszkanie. Tak w końcu mówiła jedna z zasad wpajanych na wszystkich akademiach policyjnych świata.
I choć Maxine straciła niemal cały dzień i resztki nadziei, to cierpliwość się opłaciła.

Gdy Saint John zauważyła krótko ostrzyżonego mężczyznę w szarym prochowców wiedziała, że musi za nim iść.
Blok w którym mieściło się mieszkanie profesora był na szczęście na tyle duży, że mogła to zrobić bez większego problemu.

Ostrożnie ruszyła, więc za mężczyzną. Wspólna podróż w windzie nie należała do najprzyjemniejszych, ale pozwoliła Maxine dokładnie przyjrzeć się mężczyźnie. Wyglądał na pewnego siebie zawodowca. Być może byłego policjanta, a na pewno kogoś komu broń palna nie jest obca.
Maxine zwróciła też uwagę na coś jeszcze. Mężczyzna używał dziwnej wody kolońskiej, która w nieodmienny sposób przywodziła na myśl woń kwiatów złożonych na świeżym grobie. Zapach ten wprawił ją w sporą konsternację.
Gdy mężczyzna wysiadł Maxine pojechała piętro wyżej tylko po to, aby zbiec schodami w dół. Gdy to zrobiła zdążyła jeszcze zauważyć, jak mężczyzna otwiera drzwi do mieszkania profesora i wchodzi do środka.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 08-07-2015, 09:08   #24
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Kim był człowiek, który wszedł do mieszkania profesora? Czego chciał i dlaczego snuł się za nim ten przeklęty zapach?
Maxine nie chciała ryzykować włamania. Narażałaby się, gdyby koleś nosił przy sobie klamkę.
Pomyślała przez chwilę i sięgnęła po komórkę. Wybrała szybko numer i po kilku sygnałach usłyszała pytanie:

- 911 w czym mogę pomóc?
- Chciałabym zgłosić włamanie. – tu podała dokładny adres – Pospieszcie się, ten człowiek jest uzbrojony. – Max szybko rozłączyła rozmowę. Anonimowe zgłoszenie z komórki na kartę sprawiało, ze czuła się dość bezpiecznie.
Zaczaiła się piętro wyżej, na klatce schodowej, tak aby mieć dobry widok i słyszeć co będzie się działo przed mieszkaniem Arlovskiego.

Patrol dotarł niemal błyskawicznie. Policjanci ostrożnie zbliżyli się do drzwi i jeden z nich otworzył po cichu drzwi. Następnie obaj weszli do mieszkania.
Maxine nasłuchiwała w napięciu. Po jakichś pięciu minutach drzwi ponownie się otworzyły i kobieta ujrzała w nich… intruza w dobrej komitywie z zakłopotanymi glinami.

- Niech pan wybaczy zamieszanie - odezwał się wyższy z policjantów - Czasami sąsiedzi bywają nadgorliwi.

- Żaden problem. Przy obecnej znieczulicy, to i tak cud, że kogoś zainteresowała obca osoba kręcąca się po bloku.

- Nie mieliśmy żadnego sygnału, że tu jakaś akcja przeprowadzana.

- Wie pan jak to jest. Relacje pomiędzy policją, a Agencją pozostają dalekie od ideału. A przecież walczymy w jednej sprawie.

- Tak, to prawda. Czasami mnie to też dziwi.

- Ludzie ambicje, duma i pogarda. Życie po prostu.

- No nic, nie przeszkadzamy zatem. Gdyby potrzebował pan, jakieś pomocy proszę dać znać.

- Proszę mi tylko powiedzieć, kto was zawiadomił? - zapytał mężczyzna - Chciałbym osobiście podziękować tej osobie za czujność i wyjaśnić jej wszystko.

- Niestety zgłoszenie było anonimowe.

- Rozumiem, cóż w takim razie żegnam, officers. Spokojnego dyżuru.

Kilka chwil później patrol zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Maxine była zawiedziona i jednocześnie zaintrygowana. Agencja? Czyżby w sprawę zaangażowało się FBI? Ale dlaczego? A może facet po prostu ściemniał i w jakiś sposób omamił policję? Coraz mniej rozumiała z całej sprawy.

Maxine nie chciała się poddawać.
Mężczyzna pozostał w mieszkaniu jeszcze jakąś godzinę.
Potem ruszył schodami w dół, a Max podążyła jego tropem.

Najpierw zajrzał do pobliskiej chińskiej knajpy. Maxine obserwowała go popijając kawę w kafejce naprzeciwko. Widziała przez szybę jak obserwowany jedząc obiad dość długo rozmawiał z kimś przez telefon. Max żałowała, że nie weszła razem z nim. A tak pewnie umknęły jej jakieś ciekawe informacje.
Po posiłku mężczyzna ruszył dalej w trasę.

Kolejnym punktem, w którym zatrzymał się na krótko był motel o szumnej i zdecydowanie nie pasującej do takiej rudery nazwie, „Paradiso”. Maxine nie zdążyła nawet przyjrzeć się dokładnie temu miejscu, ponieważ obserwowany ponownie ruszył dalej.

Ostatecznie straciła go z oczu kiedy zniknął w budynku FBI. A jednak! Wiedziała, że nie było sensu dopytywać w środku o niego, bo tylko niepotrzebnie zwróciłaby na siebie uwagę, a i tak nikt nie udzieliłby jej informacji. Pewnie nawet zatrzymano by ją do wyjaśnienia…

Wiedziona ciekawością zawodową postanowiła rozejrzeć się w zrujnowanym motelu. Miała nadzieję uzyskać kilka informacji od recepcjonisty. Była nawet gotowa dobrze za nie zapłacić.

Już po przekroczeniu progu, Maxine poczuła, że coś jest nie tak.
Było to irracjonalne uczucie, ale bardzo silne. Niczym uderzenie młotem w twarz.

Dziwne, bo recepcja wyglądała zupełnie zwyczajnie, tak samo zresztą jak i uśmiechający się do niej dwuznacznie mężczyzna, stojący za kontuarem.
Dziwne, uśmiechał się tak, jakby wiedział coś o Maxine, coś sekretnego.

Zbeształa się w myślach za głupie myśli i przywitała się oraz przedstawiła jako prywatny detektyw.
- Szukam kogoś… - zaczęła, ale mężczyzna nie dał jej dokończyć.
- A pani szuka kogoś, kto ogrzeje panią w nocy? Chętnie pomogę. Z miłą chęcią.
- Mało śmieszne. Niedawno był tutaj mężczyzna – Maxine podała jego opis.
- Wydaje mi się, że to był agent federalny... – odpowiedział recepcjonista

I wtedy z sufitu zaczął odpadać tynk. Powoli, niczym płatki śniegu w grudniową noc. Twarz recepcjonisty zaczęła się zmieniać, wykoślawiać, przestawiać.


Maxine próbowała się cofnąć, podłoga pod jej stopami stała się jakby płynna i niczym asfalt unieruchomiła jej stopy. Nie mogła się poruszyć.

Kiedy w końcu zmiany na twarzy recepcjonisty się zatrzymały, oczom Maxine ukazał się koszmarny widok.

Potwór nachylił się nad kontuarem i spytał:
- Czyżbyś zabłądziła sierotko?

- Co tu się dzieje? - Maxine starała się kontrolować przerażenie, tak jak uczono ją na treningach - Kim....czym jesteś?

- Twoim przeznaczeniem i najgorszym koszmarem - odparła istota.

Maxine w panice zaczęła się szarpać i próbować wydostać z lepkiego niczym smoła dywanu.

Jedynym rezultatem tych prób było coraz głębsze zapadanie się.
Po kilku gwałtownych ruchach Maxine była już po kolana zanurzona w tym surrealistycznym dywanie.
Groteskowa istota patrzyła tylko na to wszystko i śmiała się w głos.
A kobieta z każdą chwilą zapadała się coraz bardziej.

- Czyżbyś potrzebowała pomocnej dłoni, moja droga? - zapytał po chwili. W tym czasie Maxine zanurzona była już do połowy ud.

Strach dławił ją, dusił i odbierał resztki racjonalnego myślenia. To był jakiś koszmar, zły sen.
Tylko dlaczego nie mogła się obudzić.
Istota wyciągnęła dłoń ku kobiecie. Dłoń, która w mgnieniu oka zmieniła się wijącą i ociekającą brązowym śluzem mackę, która zakończona była szczypcami.

To tylko zły sen! Wmawiała sobie Maxine, tylko zły sen!
A na cały głos zaczęła śpiewać pieśń religijną - któryś z psalmów o wierze i złych duchach.

Jednocześnie przyszykowała się do odparcia ciosów...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 09-07-2015, 07:51   #25
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Tony sam nie wiedział od czego zacząć. Chciał załatwić to subtelnie, nie chciał zastraszać młodej kobiety. Przynajmniej nie od razu.
- Sam nie wiem czego potrzebuję. Może ma pani rację, że… gwiazdy mnie tu przyprowadziły. Ostatnio mam wrażenie, że… ktoś albo coś próbuje się ze mną skontaktować. Z innego świata… z zaświatów. Wie pani o czym mówię? Może mogłaby mi pani pomóc, doradzić, sprawdzić aurę czy coś? W zasadzie to liczyłem, że będzie tu pani szefowa. Gdzie teraz jest? - gangster zaczął od problemu, w którym mogła mu pomóc asystentka, a następnie rozmowę próbował skierować na wyciągnięcie informacji o wróżce.
- Faktycznie jeżeli chodzi o kontakt z zaświatami, to moja szefowa zna się na tym o wiele lepiej. - odpowiedziała z uśmiechem kobieta - Tak się jednak składa, że obecnie wyjechała na urlop i ciężko mi powiedzieć kiedy wróci. Mogę pana zapisać na spotkania. Jak pan zostawi numer telefonu, to powiadomię pana, jak tylko wróci. Ja sama mogę panu powróżyć lub spojrzeć w aurę. Niech pan usiądzie.
Tony usiadł na wskazanym miejscu, a kobieta stanęła naprzeciwko niego. Zamknęła oczy i przez kilka chwil wpatrywała się w mężczyznę.
- Muszę powiedzieć, że ma pan bardzo mroczną aurę. Wydaje się, że ma pan bardzo duży kontakt z przemocą. Niech pan pozwoli, że zgadnę. Jest pan policjantem, albo prywatnym detektywem. Tak, to musi być to. Pańska praca bardzo na pana wpływa i to w negatywny sposób. Niszczy pańską duszę i utrudnia kontakt z metafizycznym światem. Duchy, które się z panem kontaktuje lub próbuje skontaktować chce chyba pana przed czymś ostrzec. Diagnozę jednak musi potwierdzić madame Flawia. Ja nie mam doświadczenia, aby więcej powiedzieć. Na pewno musi pan uważać, bo stres i przemęczenie widać w pana aurze bardzo wyraźnie.
- Hmm, tak rozumiem. Przychodzac tu nie wiedziałem czego się spodziewać, ale nie powiedziałem ani słowa, a pani sama powiedziała rzeczy, które może o mnie wiedzieć tylko osoba, która mnie zna. Ta cała przemoc… tak, cóż… taki zawód- zaśmiał się nerwowo Tony. - Swoją drogą to niesamowicie ciekawe, że jesteście panie w stanie tyle odczytać z aury człowieka. Przyznam szczerze, że zaczyna mnie to fascynować. Czy każdy jest w stanie nauczyć się takich umiejętności? Proszę opowiedzieć mi więcej o pani i pani Flawii- ganster starał się z użyć całego pokładu uroku osobistego, który posiadał, a mimo charakteru jego pracy, posiadał go całkiem sporo.
- Cóż nie każdy może być medium. Do tego trzeba urodzić się z darem. Każdy jednak może otworzyć się na metafizyczny świat i czerpać z tego korzyści. Współcześnie ludzie odcięli się od tego świata i bardzo na tym cierpi. A madame Flawia? Hmmm.. to wielki talent, wielki dar i potrafi go świetnie wykorzystywać. Jak pan ją spotka sam się o tym przekona. Powiem panu w sekrecie, że wiele osób ze światowej elity korzysta z jej rad.
- O, naprawdę? Niesłychane! - powiedział gangster z idealnie udawaną fascynacją - A może… skoro jest tyle zainteresowanych osób to może pani Flawia ma jakąś grupę, której pomaga takim osobom jak ja? - postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
- Sesje są zarówno indywidualne, jak i grupowe - uśmiechnęła się kobieta - Tych pierwszych jest mniej, bo po pierwsze są dużo droższe i trudniej dostać zgodę od madame na taką sesję. Na początku każdy przychodzi na sesję grupową, aby madame mogła się przekonać o czystości intencji klienta i jego aurze duchowej. Nawet pan sobie nie wyobraża ile jest osób, które chcą podważyć autorytet madame Flawii. To ludzie zazdrośni i cyniczni. Oskarżają ją o manipulację i wyłudzanie pieniędzy. Jednak jak pan przyjdzie na spotkanie to się pan sam przekona o wielkiej mocy jej daru. To, co? Zapisać pana?
- Zastanawiam się właśnie. A gdzie odbywają się te sesje grupowe? - przerwał na chwilę - Jest pani bardzo miłą osobą i będę z panią szczery. Nie trafiłem tu przez przypadek. Opowiadałem mojemu znajomemu o moich problemach i on wspomniał, że madame Flawia prowadzi… - uzruszył ramionami z braku lepszego słowa - … spotkania, które są mniej… oficjalne. Mnie by bardziej zależało na takim spotkaniu, boję się o siebie. Pani… pani z aury wyczytała dużo, ale mimo wszystko jest gorzej niż pani myśli. Boję się, że mam fizyczny kontakt z zaświatami. Miała pani kiedyś wizję tak realną, że byłą pani święcie przekonana, że to prawda? Na pewno, każdy miał chociażby taki sen, ale nie każdemu śniło się to co mnie. Uciekałem przed czymś przez cmentarz spowity mgłą, we śnie potknąłem się i rozciąłem nogę o nagrobek, a rana zamieniłą się w czarną dziurę i wchłonęła mnie do środka. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że rano, jak się obudziłem, to całe łóżko było we krwi. Noga, tam, gdzie ją rozciąłem we śnie była rozcięta w rzeczywistości. - mówiąc to podwinął nogawkę od garniturowych spodni, ukazując długą szramę. Jego historia była tylko częściowo wyssana z palca. Owszem, Tony miał kontakty z siłami, których nie rozumiał, jednak sen o cmentarzu nigdy się nie wydarzył, a blizna miała swój początek w historii ze ściąganiem haraczu z jednej z knajpek podlegających pod Rodzinę, której właściciel okazał się być zbyt oporny i agresywny. Cóż, szkoda takiego charakteru i hartu ducha, mimo wszystko musiał skończyć na dnie rzeki.*
Kobieta wyraźnie się przestraszyła. Pobladła na twarzy, a jej źrenic mocno się rozszerzyły.
- Mówiłam panu, że nie mam doświadczenia. Madame Flawia na pewno panu pomoże. Ona zna sie na tym doskonale. Faktycznie, ma pan rację, że organizuje bardziej indywidualne seans dla osób podobnych do pana. Ja jednak nie wiem, gdzie się to odbywa. Ja tylko umawiam klientów, a szczegóły takich spotkań omawiają oni już z madame. Zaraz zapiszę panu numer do niej. Będzie mógł pan z nią porozmawiać. Tylko lepiej niech pan nie mówi, że ma pan ten numer ode mnie. Dobrze? - zapytała na koniec z nieśmiałym uśmiechem.
- Tak, tak… Dziękuję. - powiedział Tony biorąc numer od dziewczyny - To… mówi pani, że takich jak ja jest więcej? Może wie pani kto to jest? Albo co dzieje się na tych spotkaniach? Będę kolejny raz szczery… Po prostu się boję. Może nie powinenem tego mówić głośno, jako dorosły facet, ale nie jest to łatwie. Im więcej bym wiedział tym poczułbym się pewniej. Albo jakbym mógł porozmawiać z kimś kto uczestniczy w takich prywatnych seansach bezpośrednio i wypytać jak to wygląda. Byłbym wdzięczny i oczywiście nikt by się nie dowiedział, że wiem to od pani.
Dziewczyna spojrzała na Tony’ego bardzo smutnymi oczami. Zbliżyła się do niego i chwyciła za rękę. Jej delikatne dłonie, nienawykłe do ciężkiej pracy sprawiły, że Ferriello poczuł się jak bezbronne dziecko.
- Nie powinnam tego robić - powiedziała szeptem - ale czuje, że dobry z pana człowiek. Wiem, że jest pan twardym facetem i zapewne wiele w życiu przeszedł i wycierpiał. W głębi duszy jest pan jednak wystraszonym chłopcem, który boi się demonów spod łóżka. Dam panu wizytówkę jednego z zaufanych pacjentów madame. To znany adwokat. Być może rozmowa z nim panu pomoże.

Tony podziękował asystentce i ukłoniwszy się opuścił przybytek. Gdy tylko znalazł się na chodniku przed "biurem", wybrał numer Jeremy'ego i poinformował go o tym, co udało mu się ustalić i poprosił go o asystę przy odwiedzinach u adwokata podejrzanego o uczestniczenie w mrocznych praktykach.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 09-07-2015, 10:49   #26
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Gdy była w drodze do biura odezwała się jej komórka:
- Pani Williams witam - odezwała się Veronica Berolli - Byłam zajęta, a pani do mnie dzwoniła. Czyżbyście mieli jakieś informacje o mojej Pameli?
- Można tak powiedzieć - potwierdziła Jessica. - Gdzie możemy się spotkać?
- Teraz? Teraz to nie bardzo. A o co chodzi?
- Pani Berolli, my poważnie traktujemy naszych klientów. Nalegam na spotkanie.
- Dobrze - westchnęła Veronica, jakby chodziło o spotkanie z komiwojażerem - Za pół godziny w restauracji “Paviolli” na Manhatanie.

Restauracja “Paviolli”

Gdy Jessica przybyła na miejsce, pani Berolli już na nią czekała. Siedziała przy stoliku, racząc się aperitifem. Kelner właśnie zapisywał jej zamówienie.
- Dzień dobry - powiedziała Veronica wskazując Jessice miejsce naprzeciwko siebie - Na co się pani skusi? Polecam jagnięcinę. Mają tutaj wyborną jagnięcinę.
- Zgadza się - potwierdził kelner - Szef zamawia tylko u jednego producenta. Hodowla jest w pełni ekologiczna i przyjazna zwierzęta. Nawet ubój odbywa się w pełni humanitarny sposób.
Jessica od razu zauważyła, że pani Bartolli jest w bardzo dobrym humorze. Wręcz tryska radością i szczęściem.
Jessica podniosła dłoń.
- Proszę mi oszczędzić szczegółów. Wystarczy kawa, dziękuję.
Kiedy kelner odszedł kobieta przeniosła wzrok na swoja klientkę. Nie tak powinna wyglądać załamana matka po zaginięciu dziecka…
- Wydaje się pani być w znakomitym nastroju - powiedziała. - Jakieś wieści od Pameli?
- Od Pameli? Nie? Myślałam, że pani ma jakieś informacje dla mnie i stąd moja radość.
- Rozumiem. Przykro mi, że nie mam takich wiadomości na jakie pani czeka. Wierzymy, że Pamela żyje, ale niestety jeszcze jej nie odnaleźliśmy. Potrzebujemy dodatkowych informacji.. pomyślałam że pani, jako matka, może coś wiedzieć. To delikatna materia, dlatego nalegałam na spotkanie… - urwała, patrząc zmartwionym wzrokiem na klientkę.
- Nie rozumiem. Delikatna materia? O czym pani mówi?
- O pamiętniku Pameli. Pojawiały się tam niepokojące wzmianki. Odnośnie molestowania seksualnego.
- Co takiego? Kto? Ktoś w szkole? - zapytała piszczącym głosem Veronica.
- Z tego co ustaliliśmy nie chodzi o szkołę. Napisała “matka nie wierzy, ze ojciec mi to robi”. Naszym zdaniem chodzi o molestowanie. Czy córka sygnalizowała coś pani?
- Pani chyba żartuje. Pamela to napisała? Nie, to niemożliwe. Nie wierzę w to. - wykrzyczała niemal pani Berolli. Po kilku chwilach zastanowienia dodała - W ostatnim czasie nie miała dobrych stosunków, to znaczy relacji z ojcem. Musiała to wymyślić, aby go oczernić. To jedyne wyjaśnienie.
- Czy miała powody, aby go oczerniać? Oczywiście, nastolatki bywają przewrażliwiona na swoim punkcie, ale czy miał jakiś konflikt z ojcem?
- Jak to nastolatka. Wie pani, jak to jest. Niestety mój mąż z powodu swojej pracy, rzadko bywa w domu. A przez to, cała jej złość była przelewana na mnie. Widać jednak nie pohamowała się, aby oczerniać ojca w swoich osobistych zapiskach. A ma pani pewność, że to jej pismo? Bo może… sama nie wiem, jakaś jej koleżanka taki niesmaczny żart jej zrobiła?
Jessica pokiwała głową, powoli. Upiła łyk kawy. Pochyliła się lekko w stronę pani Berolli.
- Z tego co ustaliliśmy.. proszę być dzielną, to nie będzie dla pani łatwe… Pamela prowadzi dość aktywne życie erotyczne. Inicjuje zbliżenia, nie jest stroną bierną. Tak duże rozbudzenie erotyczne u nastolatki może świadczyć o wcześniejszych doświadczeniach nadużyciowych. Mówiąc w skrócie - osoby, które doświadczyły molestowania w dzieciństwie najczęściej są potem zahamowane, lub nadmiernie rozbudzone w sferze intymnej. Proszę się zastanowić, poszukać w pamięci, może pamięta pani jakieś zdarzenie, rozmowę, spojrzenia… Wiem, ze to trudne. Czy ojciec Pameli mógł zachowywać się wobec niej niestosownie? Jeśli tak - to mogło być powodem ucieczki.
- Zdecydowanie nie - odparła niemal natychmiast pani Berolli - To niemożliwe, powtarzam. To musi być kłamstwo. Gdyby coś się działo, to wiedziałabym o tym. Poza tym mój mąż, nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Zapewniam panią.
- Rozumiem - Jessica nie naciskała więcej. - Mamy jednak pewność, że Pamela napisała w pamiętniku “matka nie wierzy, ze ojciec mi to robi”. O co mogło chodzić?
- Boże, naprawdę nie wiem - Veronica zakryła twarz dłońmi - Mówiłam pani, że Pamela to specyficzna dziewczyna. Kocham ją całym sercem, ale czasami się zastanawiam na kogo się ona podała. Ani ja, ani mąż tacy nie jesteśmy. Zupełnie inaczej ją wychowywaliśmy. To takie trudne, a teraz ona jeszcze zaginęła. Po pani słowach, coraz bardziej obawiam się, że coś się jej stało. Błagam panię - kobieta zupełnie niespodziewanie złapała za dłonie i spojrzała głęboko w oczy - niech ją pani odszuka. Błagam.
- Zrobię to - zapewniła ją Jessica, odwzajemniając spojrzenie. - Ale ja też proszę o pomoc. Musi pani być ze mną szczera. Ja nie osądzam ani pani, ani waszej rodziny. Po prostu wszystko może nam pomóc. Wszystko. A pani nie mówi nam całej prawdy. Musi być coś jeszcze. Proszę się nie bać i mi powiedzieć - choćby nie wiem jak niemądre się to pani wydawało.
Przez chwilę w oczach Veronici, Jessica widziała prawdziwą chęć podzielenia się czymś. Czymś głęboko skrywanym i bolesnym. Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy. Gdyż już za moment oczy pani Bartolli były już tylko przepełnione smutkiem i bezradnością. W tym momencie Jessica nie miała już wątpliwości, że ich klientka coś ukrywa. Najwyraźniej jednak coś ją blokowało. Czegoś się bała i dlatego zachowała milczenie.
Jessica odczekała chwilę, a potem delikatnie uścisnęła dłoń klientki.
- Proszę mi zaufać - powiedziała, pochylając sie jeszcze bardziej ku kobiecie. - Poczuje się pani lepiej, jeśli się z kimś podzieli.
Veronica spojrzała w oczy Jessici. Przez chwilę trwała w milczeniu. Cisza, jaka nastała była wręcz namacalna. Świat wokół przestał istnieć i w tej pustce znajdowały się tylko one dwie. Jessica czuła, że to co ukrywa pani Bartolli jest przerażające, złe i okrutne. W oczach kobiety widziała strach. Strach, jaki można ujrzeć w oczach zaszczutego zwierzęcia.
Dźwięk ustawianych na stole talerzy zburzył tę chwilę ciszy, która mogła być przełomowa. Pani Berolli wyrwała się z uścisku Jessici i wstała gwałtownie niemal zderzając się z kelnerem.
- Nie, nie mogę. Proszę odszukać Pamelę, zanim będzie za późno. Błagam panią. - po tych słowach obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia.
- Veronico - powiedziała kobieta miękko. - Poczekaj.
Kobieta nie słuchała i coraz szybszym krokiem zbliżała się do głównych drzwi.
Jessica poszła za nią. Kiedy kobieta zatrzymała się przy samochodzie, postarała się znowu złapac jej spojrzenie.
Jessica dogoniła Veronicę i złapała ją za ramię. Gdy kobieta się odwróciła, Jessica ujrzała jej zapłakaną twarz. Łzy płynęły ciurkiem po policzkach kobiety.
- Będzie dobrze - objęła kobietą i przytuliła ją. - Ochronimy cię. Wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie, nie będzie - załkała Veronica - Musicie tylko uratować Pamelę, tylko to się nie liczy. Błagam nie pytaj o nic więcej. To… to zbyt trudne by wyjaśnić, by zrozumieć… by uwierzyć. Wyciągnij moją córeczkę z tego.
- Z czego mam ją wyciągnąć?
Veronica zamilkła i patrzyła przez długą chwilę w przestrzeń przed siebie. Dwie kobiety stojące na skraju chodnika mijali przechodnie. Pani Bartolli spoglądała gdzieś na koniec ulicy. Jej źrenice rozszerzały się coraz bardziej.
- Pomóż jej, proszę cię. Ja… ja.. ja muszę jechać. Proszę cię nie pytaj, tak będzie lepiej. - po tych słowach Veronica odszukała kluczyki do samochodu w torebce i pilotem otworzyła drzwi.
Jessica obeszła samochód. Była spokojna i zdeterminowana.
- Pojadę z tobą - powiedziała, sięgając do klamki.
- Dobrze - oparła zrezygnowana Veronica.


Obrzeża miasta

Pani Bartolli ruszyła gwałtownie niemal z piskiem opon. Cały czas patrzyła w boczne lusterko, jako ktoś miał ją gonić. Skupiła się na prowadzeniu i nic nie mówiła. Jechała szybko. Za szybko. Jessica wiedziała, że w takim stanie wystarczy jeden zły manewr, aby podróż skończyła się tragicznie. Nie odzywała się jednak, nie chciała rozproszyć kobiety.
Veronica wymijała kolejne samochody i cały czas przyspieszała. Mijali kolejne skrzyżowania i kolejne samochody zostawały za nimi.
Po kilku minutach niemal szaleńczej jazdy, kobiety znalazły się w zapomnianej przez ludzi i bogów części miasta.
Kiedyś musiało tutaj być tętniące życiem osiedle. Dzisiaj były tylko betonowe ruiny porośnięte przez dziki bluszcz i wszędobylską trawę.


Veronica zatrzymała się przy spalonym do cna autobusie. Zgasiła silnik i spojrzała na Jessicę. W jej oczach nadal były łzy.
- Ja już nie mogę. Boję się, ale wiem, że nie ma dla mnie ratunku. Nie zrozumiesz tego, ale teraz liczy się tylko ona. Moja ukochana Pamela. Tylko ona… wiem, zdaje sobie sprawę, że ją zdradziłam, ale myślałam, że jej że nam to pomoże. On zjawił się w takiej chwili, że nie miałam wyboru. Mówił tak pięknie, że każdy by mu uwierzył. A ja… ja byłam młoda i bezradna. Teraz… teraz nic się nie zmieniło. On wierzy, że Pamela jest kimś wyjątkowym. Kimś kto pomoże mu wejść na wyższy poziom. Ten świat, to wszystko - Veronica wykonała gest dłonią pokazując otaczającą ich scenerię - to nie prawda, kłamstwo. Nie ma tych bloków, tego samochodu, trawy i spalonego autobusu. Tkwimy w więzieniu i niewielu zdaje sobie sprawę, że nosi ciężkie kajdany. Jesteśmy mięsem dla potęg, które walczą o władzę nad tym padołem łez. On wierzy, że Pamela jest kluczem do wiedzy. I… i być może tak właśnie jest. Pamela na pewno w to uwierzyła. Myśli, że jest wyjątkowa i próbuje odnaleźć się w tym chorym świecie. Musicie ją odnaleźć i uratować przed nią samą i wszystkimi, którzy pragną ją wykorzystać.
Veronica cały czas płakała, a łzy niczym rwący strumień płynęły po jej twarzy. Coraz trudniej było jej oddychać i mówić. Zmęczona oparła się o kierownicę i zaczęła szlochać.
Jessica odczekała chwilę, nie przerywając potoku wypowiedzi kobiety. Kiedy ta oparła sie o kierownicę nadal milczała, gładząc delikatnie panią Beroli po plecach. Czekała. Potem wyjęła z torebki chusteczkę i podała kobiecie.
- Czy “on” to jej ojciec, czy ktoś inny? - zapytała, nie komentując reszty wypowiedzi.
- Tak, to on. Choć on nie jest jej ojcem. Pomógł nam, gdy byłam na dnie. Podał mi rękę, a ja myślałam, że Bóg się w końcu do mnie uśmiechnął. Nie wiedziałam, że to był Szatan w przebraniu. Skrzywdziłam moją córeczkę, ale myślałam że jak będzie mieć dobry start, nie będzie musiała szlajać się po ulicach, to mi wybaczy. Teraz nie wiem… nie umiem z tego się wyrwać. On ma władzę, charyzmę i wie… wie o wszystkim. Dowie się też o tej rozmowie, ale to już mnie nie obchodzi. Ja mogę umrzeć, tylko aby moja córeczka była bezpieczna. Ona… mu chyba uwierzyła. On potrafi pokazać takie rzeczy, że człowiek uwierzy we wszystko. Sama się pewnie niedługo o tym przekonasz.
Jessica - oczywiście - nie wierzyła w szatana, podobnie jak w voo-doo. Choć dopuszczała myśl, ze mogą być ludzie, którzy w to wierzą.
- Miał charyzmę, tak? Trudno mu sie było oprzeć, roztaczał kuszące wizje, tak? - znała takich ludzi. - Wykorzystał ciebie i twoją małą. To nie twoja wina. Znajdziemy Pamelę. Co to znaczy, że dziewczynka jest “kluczem do wiedzy”? Czego od niej chce?
- On pokazał mi takie rzeczy.... tego się nie da opisać. Nie wiem, czy to była prawda. To było jednak straszne. To wielkie miasto, krew, te istoty. To jest nie do opisania. On wierzy, że otaczający nas świat to jedno wielkie więzienie. On myśli, że Pamela urodziła się z darem. Myśli, że dzięki niej uwolni się. Wydaje mi się, że przekonał do tego wszystkiego Pamelę. Nie chciałam jej zabraniać tego całego okultyzmu, bo wtedy odwróciłaby się ode mnie całkowicie. Teraz chyba jej umysł jest w jego rękach. Wydaje mi się, że uwierzyła w jego słowa tak mocno, że postanowiła sama się uwolnić bez jego pomocy
Pokiwała głową, powoli. Opowieść Veronici nie była specjalnie oryginalna - ludzie po narkotykach często doświadczają wizji. czasem przerażających, czasem ekstatycznych. Nasłuchała sie o nich od swoich pacjentów.
- Z darem? Z darem opuszczenia tego więzienia, naszego świata, tak? Znaleźliśmy zdjęcia, na których była Pamela, w czasie obrzędów okultystycznych. Wiesz, gdzie one się odbywały? Masz pomysł, gdzie mała może sie ukrywać? gdzie.. - poszukała słów i dokończyła: - Chce dokonać tego przejścia?
- Nie wiem - odparła Veronica i ponownie zalała się łzami.
- Spokojnie, spokojnie - zmitygowała ją Jessica. - Skup się. Potrzebujemy konkretów.
- Ten jej chłopak, Berith - rzekła przez łzy - On coś musi wiedzieć. Wiem, że Pamela widziała w nim kogoś wyjątkowego. Pewnie mu się zwierzała. O innych nie wiem. Nie chciałam za bardzo ingerować w jej życie. Nie chciałam jej stracić. Cały czas miałam świadomość, że ją krzywdę. Boże, co ja zrobiłammmmm - szloch i łzy zagłuszyły dalszą część zdania.

Nie udało się wyciągnąć nic więcej z kobiety. Pani Berolli na przemian płakała, obwiniała siebie i błagała o pomoc dla córki. Jessica przestała pytać, pocieszała tylko kobietę, potem poprosiła ją, żeby przesiadła się na miejsce pasażera.

Wysłała wiadomość do Jeremego „Dociśnij Bertitha. Wg matki tylko jemu Pamela się zwierzała. Oglądałeś Matrix?„ Odwiozła szlochająca kobietę do posiadłości, wymusiwszy spotkanie na następny dzień. Poprosiła, żeby pani Berolli przygotowała listę bliskich znajomych jej męża.


Siedziba Agencji

Potem wróciła do biura. Spisała rozmowę z panią Berolli i opatrzyła ją krótka notatką:

„Wygląda na to, ze mamy do czynienia z sekta okultystyczna do której ojciec wciągnął Pamelę, prawdopodobnie w celu uzyskiwania korzyści seksualnych. Najprawdopodobniej podawał jej substancje halucynogenne (podobnie jak matce). Możliwe też, że dostrzegł specjalne cechy osobowości Pameli – np. podatność na hipnozę, zdolności charyzmatyczne i przywódcze, łatwość do wchodzenia w trans, umiejętność zarażania innych swoimi emocjami i opowieściami o wizjach itp. – które uznał za przydatne w sprawowaniu kontroli nad członkami seksty. Wydaje się też, że obecnie dziewczyna wymknęła się spod kontroli ojca, uwierzyła, w swoja „moc” i sama stara się realizować plan wyrwania się "z tego świata’ poprzez eksperymenty seksualne, narkotycznie i inne. Zagrożenia: przedawkowanie substancji psychoaktywnych, możliwe zaburzenia dysocjacyjne osobowości, samookaleczenia, próby samobójcze, okaleczenia i zabójstwa innych osób.

- Clive – poprosiła współpracownika – znajdź mi wszystko, co dasz radę, o ojcu Pamelli. Z naciskiem na jego bliskich znajomych, współpracowników. Najbardziej interesują mnie plotki, wszystko to, co niepotwierdzone.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 10-07-2015, 23:05   #27
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Jeremy westchnął ciężko w duchu. Może to i banda tępych metali, ale na litość boską nie chciało mu się siłowo radzić z nimi wszystkimi. A naprawdę czuł potrzebę wywalenia dla Beritha w mordę. Przez całą tę sprawę zbierała się w nim ta mroczna energia, której bał się dać ujścia na szerszym gronie odbiorców, ale sam jeden tępy ćpun, który dodatkowo srogo zasługuje na lanie…
- Moi pewnie przyjdą jak zrobimy im miejsce, co nie? Taki młody z nich zespół, jeszcze się wstydzą trochę, chociaż widziałem już, że jak się rozkręcą to dają nieźle. W zasadzie dwa nowe zespoły się ze mną skontaktowały, ile chciałbyś za wynajem tej salki na jakieś sesje prób, hm? - powiedział zdejmując marynarkę i podwijając rękawy od koszuli. - W sumie czegoś bym się napił… z resztą poczekam se do wieczora.
Berith wybuchnął szczerym i nieskrępowanym śmiechem.
- Wstydzą, no kurwa nie wytrzymam. Wstydzą! A co to jakaś banda ciot ze szkółki niedzielnej, czy metalowy band. Żeś teraz gościu pojechał.
Po tych słowach mężczyzna sięgnął zza kanapę i wyciągnął jakąś butelkę z podejrzaną zawartością.
- Domowy - powiedział z dumą - Znajomy mi ze gospodarki przesłał. Prawdziwa, domowej roboty księżycówka. Wal śmiało - niemal krzyknął podsuwając Jeremy’mu butelkę pod nos.
Jeremy raz jeszcze westchnął w środku swojego znerwicowanego ciała. Nie ma to jak domowy alkohol od ćpunów. Wziął butelkę i otworzył delektując się jedynie aromatem póki co.
- Początkujący są, jeszcze ja ich nauczę se radzić z publiką, bo póki co to muzę mają dobrą, ale prezencję… - pokręcił głową z rzeczywistym zażenowaniem.
- Ej tak w ogóle… - dodał ściszając głos. - Jest taka sprawa, którą chciałem omówić na osobności - powiedział rzucając szybkie spojrzenie na członków zespołu obok. - Ostatnim razem otarliśmy się o pewien temat i ten… coś mi wpadło do głowy. Znalazłbyś chwilę?
- Stary wal śmiało - Berith machnął lekceważąco w stronę członków zespołu - Oni są we wszystko wtajemniczeni, to swoje chłopaki. Nie masz się czego obawiać. Jak to się mówi, oni są też z wewnętrznego kręgu.
Jeremy pokiwał głową, wstając ciężko. Z butelki nie upijał trunku, ale trzymał ją grzecznie za szyjkę. Przyglądał się Berithowi w ciszy przez kilka długich sekund zanim w końcu przemówił.
- Zanim Pamela zniknęła coś ci pokazała. To co jest za jakąś, pierdoloną “zasłoną”? - spytał bez ogródek.
Berith zaśmiał się głośno niczym szaleniec. Jego chichot urwał się jednak zupełnie niespodziewanie.
- Nie chcesz wiedzieć, co zobaczyłem - powiedział nienaturalnie poważnym, jak na siebie tonem - Zapewniam cię, że nie chcesz. - powtórzył.
- Rzeczywiście nie chcę - pokiwał głową. - Ale muszę, więc gadaj. Poza tym, dasz mi jakiś kontakt do ludzi, z którymi wkręciła się do tych kultów - powiedział wygrzebując jedno ze zdjęć Pameli, to na którym stała na swego rodzaju ołtarzu, otoczona przez skulonych… fanatyków. - Gdzie to było robione i kto jest na tym zdjęciu obok niej? Nadążasz?
- Nadążam, nadążam - odparł Berith - Tylko naprawdę uważam, że powinieneś sobie darować. To może zmienić twoje życie i myślenie o świecie. Ale jak chcesz. Twoja sprawa. Zdjęcie o ile kojarzę było robione w moim klubie. To było jeszcze na początku, gdy się w to bawiłem razem z Lilith. Zanim jej na dobre odwaliło, a to - wskazał zdjęcie - był dopiero początek. A do kultu nikt jej nie wkręcił. To ona sama wszystko zapoczątkowała i znalazła takich, którym się to podobało. Jak dla mnie to było za wiele. Dobry seks, wódeczka, jakieś dragi to i owszem, ale takie jazdy jak tam były… o stary odpadłem. Ja i jeszcze kilka osób. Jak chcesz wiedzieć więcej, to pogadaj z tą jej wróżką Fluwią, czy jak jej tam było. Ona będzie sporo wiedzieć. Albo z Frankiem, moim byłym ochroniarzem. On miał fioła na punkcie tego typu rzeczy. Ja do dzisiaj nie wiem, czy to co wtedy widziałem było prawdą, czy tylko zrytym tripem.
Jeremy pokiwał głową zapisując sobie adres i numer telefonu Franka Devona które podał mu chłopak. Schował notatnik za do kieszeni marynarki, którą znowu nałożył.
- Zajebiście - powiedział z uśmiechem. - A teraz gadaj co widziałeś no. Demony? Koszmary? Coś jak na bad tripie, tak? Sprecyzuj.
-- Nie wiem stary. Po prostu tego się nie da łatwo opisać. To było… to było tak, jakbyś stał się bohaterem obrazów Gigera. Kojarzysz? Albo jakbyś grał w filmie tych gości od Ludzkiej Stonogi. Coś takiego. Tyle, że na żywo i przeraąąjaco, kurwa, realne i bolesne. A ona jeszcze twierdziła, że to wszystko prawda. Kumasz? Mówi ci ta dziewczyna jest poryta i to zdrowo. Wiesz, ja naprawdę mam luz i wiele rzeczy toleruje, ale przy niej odpadłem. Po tym wszystkim był czas, że bałem się wyjść z domu. Naprawdę. Do dzisiaj, czasami budzę się w nocy z krzykiem kurwa, bo mi się te popierdolone maszkarony śnią i wyciągają po mnie ręce. A najgorsze jest kurwa to, że jak się obudzę to jestem podrapany do krwi. Jucha na rękach, na pościeli i ten cuchnący śluz.
Berith złapał się za głowę i pokręcił nią przecząco.
- Nie dobra dość. Dość tych zwierzeń. Powiedz mi tylko jeszcze jedno. Po chuj ci to wszystko wiedzieć, co?
Jeremy uniósł brwi, patrząc na chłopaka niedowierzając.
- Niezbyt kumaty jesteś, huh? Pamela zniknęła i mam ją znaleźć - powiedział nie owijając w bawełnę. - Jeśli ona zaczęła niby ten kult, to musisz znać jeszcze kogoś, kogo w to wkręciła - dodał patrząc na chłopaka chłodnym wzrokiem, proszącym go o powód by przyjebać mu w ten zaćpany ryj.

Jeremy nie chciał na razie marnować więcej czasu na chłopaka, o ile ten nie chciał mu jeszcze się wygadać na temat innych sekciarzy. Postanowił nie marnować czasu i udać się pod adres byłego ochroniarza Beritha.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 11-07-2015, 16:07   #28
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Maxine Saint John
Zmysły powracały bardzo powoli do Maxine. Najpierw odzyskała słuch.
Monotonny rytm wybijany przez spadają, co kilka chwil kroplę wody przebił się przez mglistą osnowę, jaka oplatała umysł kobiety. Gdzieś dalej pracował, jakiś potężny silnik. Jego dźwięk tłumiły ściany, ale to właśnie on spowodował pobudzenie innych zmysłów.
Maxine zdała sobie sprawę, że żyje. Ostatnie bowiem, co pamiętała, to koszmarna macka zbliżająca się do jej twarzy.

“Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego..” - zaczęła recytację, czy raczej modlitwę. To słowa były chyba jedną modlitwą, jaką zapamiętała z dzieciństwa.
“Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” - słowa nie dodały jej jednak odwagi, ani nie ochroniły przed tym, co nadeszło. Boga nie było przy niej. Była sama. I znikąd pomocy.

Po słuchu, wróciło powonienie. Miejsce, gdzie się znajdowała przesycone było zapachem kwiatów złożonych na świeżym grobie. Woń ta przyprawiła Maxine niemal o mdłości i wtedy wróciło czucie w całym ciele.
Potworny skurcz wstrząsnął ciałem kobiety. Wszystkie zakończenia nerwów zostały porażone. Impuls bólu przemknął od koniuszków palców, po czubek głowy. Eksplozja bólu nastąpiła w mózgu. Maxine czuła się tak, jakby ktoś przeciął jej czaszkę i rozwarł ją na oścież. A wszystko tylko po to, aby nabić jej mózg rozpalonymi igłami.

- Ból jest najlepszym nauczycielem - powiedział jakiś mężczyzna - Tylko nikt nie chce być jego uczniem.
Maxine otworzyła oczy i ujrzała przed sobą agenta federalnego, którego śledziła. Uśmiechał się do niej jak bliski przyjaciel. W jego oczach był jednak chłód, którego kobieta przeraziła się. Widać było, że jest on zdolny do najgorszych potworności.
Mężczyzna zbliżył się do niej i pochylił się. Maxine widziała z bliska jego ziemistą cerę i pozbawione emocji oczy.
W tym momencie zdała sobie sprawę, że leży na fotelu dentystycznym. Jej ręce i nogi zostały skrępowane skórzanymi klamrami.
- Spędzimy razem trochę czasu - wyszeptał mężczyzna jej do ucha. Po tych słowach kiwnął głową w kierunku kogoś, kto stał za nią.
Osoba ta dotknęła jednej z igieł tkwiących w głowie Maxine. Rozgrzany metal wbił się głębiej w strukturę jej mózgu i przeraźliwy ból rozlał się po jej całym ciele.
Ponownie pogrążyła się w czarnej nieświadomości.

***

Otaczały ją zimne, pozbawione tynku ściany. Były blisko. Nienaturalnie blisko, jakby pokój w którym się znajdowała zbudował ktoś kompletnie pozbawiony rozumu. Po ściana spływały niewielkie strumyki wody. Przez co powietrze przesycone było duszącą wilgocią i stęchlizną.
Maxine nadal tkwiła przywiązana do dentystycznego fotela. Nie miała czucia w rękach, gdyż pęta na jej na nadgarstka były ściśnięte tak mocno, że krew nie dopływała do dłoni.
Nadal czuła, że jej czaszka jest otwarta niczym szkatułka. Co kilka chwil zimny podmuch wiatru drażnił jej mózg.

Czas płynął, ale Maxine nie miała pojęcia ile go już upłynęło.

***

Jasny snop światła poraził jej oczy.
- Szukałaś mnie - powiedział ktoś za jej plecami. Poznała ten głos należał do agenta, którego śledziła - A to ja cię znalazłem. Taka ironia losu.
Maxine nie widziała nic, gdyż reflektor cały czas raził jej oczy. Wiedziała, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. Czuła go. Było w nim jednak coś dziwnego.
Do zapachu jaki roztaczał wokół siebie agent, już zdążyła się przyzwyczaić. Nadal on ją odrzucał, ale stał się już na tyle znajomy, że budził zdziwienia.
Natomiast druga osoba pachniała tak, jakby cała była wysmarowana świeżą krwią. Nieprzyjemna, żelazna woń wdzierała się do gardła i powodowała, że Maxine sama czuła się zbrukana.
- Kto kazał ci mnie szukać? Powiedz proszę - szepnął agent jej do ucha.
W tym momencie druga osoba dotknął jej przedramienia. Maxine targnął dreszcz obrzydzenia. Czuła się tak, jakby ktoś zaczął ją masować świeżym kawałkiem mięsa z którego jeszcze ciągle płynęła krew.
Nie wiedziała, co to było. Jednak osoba ta pozwalała sobie na coraz więcej. Przesuwała swoją cuchnącą rękę po jej szyi, policzku i włosach. Dusząca woń krwi obezwładniała zmysły Maxine.
- Luuubhhię ją - usłyszała gardłowy głos osoby, która ją dotykała.
Umysł nie wytrzymał i znowu osunął się w przepaść nieświadomości.

***

Po piątej zmianie scenografii Maxine kompletnie straciła poczucie czasu i miejsca. To wszystko przypominało chory sen, zły trip lub chorobę psychiczną. Kobieta jednak miała poczucie, że to co ją otacza jest realne i prawdziwe. Pojawiła się nawet myśl, że to co tutaj przeżywa jest najbardziej realnym doświadczeniem w jej całym życiu. Brzmiało to, jak absurd, ale tak właśnie czuła.

***

Agent federalny stał na przeciwko niej. Na jego twarzy gościł znowu ten potworny uśmieszek.
Maxine nadal była przywiązana do fotela dentystycznego. Na jej ciele nie było miejsca, które by nie powodowało bólu. Widziała, że ma pocięte przedramiona, zerwane paznokcie i czuła się tak, jakby została brutalnie zgwałcona. Jej ubranie było w strzępach, a spod tkaniny prześwitywały zaschnięte strupy. Nadal czuła, że cienkie igły tkwią w jej mózgu.
- Myślę, że jesteś już gotowa - powiedział mężczyzna.
Maxine próbowała sobie przypomnieć kto i kiedy ją torturował, ale umysł odmawiał jej posłuszeństwa. Skutecznie blokował dostęp do tych wspomnień.
- Pamiętaj, że nie możesz mnie zawieść. Liczę na ciebie. Therion też - po tych słowach jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. - Odszukaj dziewczynę dla mnie, a ja ci to wynagrodzę.
Oślizgłe dłonie kogoś stojącego za nią prześlizgnęły się jej po policzku. Znała ten dotyk i niemal natychmiast zaczęło zbierać się jej na wymioty.
Druga dłoń dotknęła jej mózgu i przed oczami Maxine stanęła, jak żywa Pamela Bartolli. Dziewczyna była naga. W dłoni trzymała pejcz. Na końcach skórzanych rzemieni umieszczone były żelazne haczyki. Pamela stała do niej tyłem i Maxine dokładnie widziała krwawe rany, jakie pokrywały plecy dziewczyny.
Pamela kiwała się w tył i przód niczym autystyczne dziecko. Stała po środku ciemnej piwnicy. Jedynie kilka świec ustawionych po rogach dawały słabe światło. Przed Pamelą klęczało kilku nagich mężczyzn. Oni także kiwali się jak w transie. Ich ramiona miały liczne ślady po wbitych igłach i wszyscy mieli mętne oczy.
Powietrze przesycone było zapachem spalenizny i śmierci.

***


Maxine obudziła się w jakimś opustoszałym magazynie, czy też zrujnowanej fabryce. Czuła, że jest wolna. Bolało ją wszystko, ale nie była już skrępowana. Także w otaczającym ją świecie zaszły zmiany.
Uwolnili ją.
Rany jakie widziała przy ostatnim przebudzeniu były realne, tak samo jak zimny i przeżarty przez rdzę słup o który była oparty.
Zerwane paznokcie, opuchnięta twarz i rany na całym ciele. Ostrzygli ją niczym owce, a jej czaszkę oplatały amatorskie szwy. Biegły one dokładnie po środku głowy i bardziej przypominały zakrwawiony sznur niż chirurgiczne, sterylne szwy.
Postrzępione ubranie sprawiało, że wyglądała jak wieloletni bezdomny.
Zmysły wracały jej powoli i kobieta wiedziała, że mimo bólu musi wstać. Każdy ruch sprawiał jej niewyobrażalny ból. Gdy tylko zamknęła oczy widziała twarz agenta federalnego i cień jakieś potwornej istoty, która obmacywała jej ciało.
Gdy w końcu stanęła na nogach usłyszała czyjś przeraźliwy krzyk.

Jeremy Evans
Rozmowa z Berithem była męcząca, ale na szczęście przyniosła jakieś konkretne informacje. Nie zwlekając Evans postanowił pojechać pod wskazany adres.

To było jedno z biedniejszych blokowisk, których było coraz więcej w całej Ameryce. Na miejsce Jeremy dotarł około czwartej. Istniała, więc szansa że gość będzie w domu.
Detektyw wszedł na klatkę i skierował swoje kroki na trzecie piętro.

Drzwi od mieszkania Franka nosiły liczne ślady dewastacji. Dziury po nożach, ciemne smugi opalania i krzywe i niewyraźne mazy sprejem. Evans zapukał, gdyż dzwonek został wyrwany ze ściany.
Po kilku chwilach w drzwiach stanęła młoda kobieta z włosami ufarbowanymi na wściekły, czerwony kolor.
- Czego? - zapytała piskliwym głosem.
Uwadze detektywa nie uszły złote zęby murzynki.
- Szukam Franka. - odparł krótko Jeremy
- Za późno. Twoi kumple już go dorwali. - wypaliła kobieta - Leży w Lincoln Medical Center. Jednak nie liczyłabym, że sobie z nim pogadasz. Twoi kumple chyba troszkę przesadzili.
Po tych słowach, bezceremonialnie zamknęła drzwi.

Evans wiedział, że nie ma sensu próbować z nią dalej rozmawiać. Dostał informację, gdzie może być Frank i tam też się udał.

Szpital Lincolna wyglądał nie tylko bardzo topornie, ale też mocno surrealistycznie. Jeremy przez chwilę zastanawiał się, czy taki był zamysł architekta.
Po żmudnej przeprawie w recepcji Evans dowiedział się, gdzie leży były ochroniarz Beritha. Najpierw jednak musiał otrzymać pozwolenie na odwiedziny od leża.
Doktor Brown przyjął Evansa w swoim gabinecie.
- Musi pan wiedzieć, że pan Devon jest nie tylko w ciężkim stanie fizycznym. Obrażenia jakich doznał wskazują albo na brutalne samookaleczenie lub uczestnictwo w jakiś sadomasochistycznych orgiach. W jego krwi w momencie przyjęcia stwierdziliśmy obecność mieszaniny kokainy i fencyklidyna, czyli tak zwane PCP. Prawdopodobnie zażywał on tego typu substancji od dłuższego czasu, gdyż jego postrzeganie świata do tej pory jest zachwiane. Bardzo trudno z nim rozmawiać i łatwo wyprowadzić go z równowagi. Podajemy mu sporo leków uspokajających, gdyż mieliśmy już kilka wypadków z panem Devonem. Dlatego mogę panu pozwolić tylko na pięciominutowe spotkanie. Prosiłbym także o bardzo ostrożne dobieranie tematów rozmowy, gdyż naprawdę trudno powiedzieć, co go może rozwścieczyć.

***

Po rozmowie z doktorem Evans ruszył do sali, gdzie leżał Devon. Mężczyzna wielkiej postury wyglądał dość groteskowo na szpitalnym łóżku. Gdy detektyw wszedł do sali, Devon gapił się bezmyślnie w telewizor.
Nawet nie zwrócił uwagi na pojawienie się kogoś w jego sali. Evans wiedział, że czeka go ciężka rozmowa, a szansa na zdobycie nowych informacji jest bliska zeru. Przeklęty Berith.

Jessica Wiliams
Rozmowa z matką Pameli pozwoliło dojrzeć w całej sprawie o wiele więcej szczegółów niż do tej pory. Obraz sytuacji młodej Bartolli stawał się coraz bardziej wyraźny. Niestety to czego dowiedziała się Jessica nie spowodowało, że ich śledztwo będzie łatwiejsze. Wobec takich faktów, jak przemoc rodzinna, molestowanie, manipulacja psychologiczna i okultystyczna otoczka, gama nieszczęść, jaka mogła dotknąć Pamelę była niewyobrażalnie duża.

Po wyjściu od pani Bartolli, Jessica skontaktowała się Clivem.
- Clive – poprosiła współpracownika – znajdź mi wszystko, co dasz radę, o ojcu Pamelli. Z naciskiem na jego bliskich znajomych, współpracowników. Najbardziej interesują mnie plotki, wszystko to, co nie potwierdzone.
- Nie ma sprawy - odparł ich specjalista od informatyki - Mamy jednak teraz inny problem. Mam poważne powody, aby sądzić że coś się stało z Maxine. Ostatnio miała wypadek, gdy spotkała się z tym dziwnym profesorkiem. Ona oberwała w głowę, a nasz specjalista od “mowy diabła” zniknął. Maxine obserwowała jego mieszkanie. Ostatnio kontaktowała się ze mną, gdy dostrzegła, że jakiś tajemniczy gość wchodzi do mieszkania profesorka. To było kilka godzin temu. Teraz jej telefon nie odpowiada. Sprawdź może czy nie mam jej w mieszkaniu, a potem u tego profesorka. Ja obdzwonię wszystkie szpitale i skontaktuje się z policją.

Gdy tylko rozłączyła się z Clivem, zadzwonił do niej Tony. On także miał nowe informacje, ale kolejne przesłuchanie musiało poczekać, aż odnajdą Maxine.

Tony Ferriello
Tony był z siebie zadowolony. Rozmowa z asystentką przebiegła o wiele lepiej niż się spodziewał. Całkiem sporo informacji i to bez użycia, choćby grama przemocy. Jak tylko opuścił sklep wróżki chciał podzielić się wszystkim z Evansem. Niestety okazało się, że musiał być mocno zajęty, gdyż nie odebrał telefonu. Nie mogąc się dodzwonić do Jeremy’ego, Tony wybrał numer Jessici.
I tym razem też nie miał szczęścia. Jessica odebrała, co prawda telefon. Okazało się jednak niestety, że wizyta u adwokata będzie musiała poczekać. Jessica bowiem poinformowała go o zniknięciu Maxine.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 20-07-2015, 17:19   #29
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Kiedy Maxine powróciła w miarę do zmysłów i zaczęła rozróżniać otaczający ją świat. Zdała sobie sprawę, że od dłuższego czasu słyszy czyjś krzyk. Początkowo myślała, że to jej umysł sprawia jej figla i raczy ją fantomami wspomnień. Jednak nie. Krzyk był realny, tak samo jak ból przy każdym kroku.
Jęki dochodził z całkiem niewielkiej odległości. Maxine rozejrzała się po pomieszczeniu w którym była i wtedy zauważyła schodu prowadzące w dół.
Ruszyła w tamtą stronę. Krzyk stał się wyraźniejeszy. Ostrożnie zaczęłą schodzić powoli na dół. Z każdym kolejnym stopniem ludzki jęk stawał się coraz wyraźniejszy.

Maxine uderzyło jednak coś jeszcze. Nasilający się z każdą chwilą trupi odór. Obrzydliwy fetor rozkładających się ludzkich ciał. Jej żołądek nie wytrzymał i zbuntował się. Soki trawienne podeszły jej do gardła. Maxine wypluła resztki kwaśnej śliny i zaczęła się zastanawiać, czy da radę iść dalej.

I wtedy usłyszała głos mężczyzny:

- Pomocy! Hop hop! Tu jestem! Pomocy!
- Kto tam? Gdzie pan jest? - zawołała kobieta. Maxine nie miała ochoty iść głębiej w ten smród, który wywracał jej żołądek do góry nogami. Ale nie mogła też zlekceważyć ludzkiego wołania o pomoc. Tylko czy to naprawdę wołał ktoś potrzebujący czy może jej prześladowcy szykowali kolejną niespodziankę….

- Tu jestem! - padła odpowiedź z dołu - Pomóż mi! Błagam.

Walcząc z własną słabością Maxine ruszyła w stronę, z której dobiegał głos. Nie umiała inaczej. Starała się oddychać ustami, tak aby nie wdychać nosem fetoru. Była gotowa na wszystko. To co zrobiły z nią te dwa potwory… Tego nie zapomni nigdy.

Każdy krok to była dla niej męczarnia zarówno fizyczna, jak i psychiczna. Schody zdawały się nie mieć końca
.
Gdy Maxine stanęła w reszcie w piwnicy przez długą chwilę przyzwyczajała wzrok do półmroku. Kiedy oczy przywykły, kobieta natychmiast pożałowała, że tutaj zeszła. W pomieszczeniu leżały poskręcane w dziwnych pozach ludzkie ciała. Byli wśród nich zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Wszyscy byli martwi.

Wszyscy oprócz jednego, który jeszcze chwilę temu wołał o pomoc. Maxine wiedziała, że nie będzie w stanie wyszukać go w tej masie ludzkiej padliny. A na jej i jego nieszczęście przestał się on odzywać.

To był przerażający widok. Nie była jednak naiwna.
Nawet gdyby udało jej się odszukać mężczyznę, który jeszcze parę minut temu wołał o pomoc i tak fizycznie nie byłaby zdolna żeby pomóc mu się wydostać. Musiała sprowadzić pomoc z zewnątrz. Zdobyć od kogoś telefon, tylko wtedy w ogóle do czegoś się przyda. Jeśli sama straci przytomność nikt jej nie odnajdzie ani nie pomoże tym nieszczęśnikom tutaj.
Decyzja została podjęta. Maxine zawróciła z nadzieją, ze w ogóle uda jej się stąd wydostać.


Z ciężkim sercem Maxine zawróciła i ruszyła z powrotem na powierzchnię. Na szczęście nie słyszała za sobą już żadnych krzyków, czy wołania o pomoc. To na pewno zachwiałoby jej postanowieniem. z wielkim trudem wyszła na powierzchnię.



Widok jaki ujrzała na zewnątrz budynku wcale nie dodał jej otuchy. Znajdowała się w jakieś zniszczonej przemysłowej dzielnicy. Być może nawet na terenie jakieś upadłej fabryki. Wokół walały się sterty gruzu, nawianych śmieci i potłuczonego szkła. Na ścianach namalowane były jakieś nic jej nie mówiace hasla i znaki. Zapewne jakieś oznaczenia tutejszych gangów.

Maxine zapamiętała oznaczenie i wygląd budynku, w którym ją torturowano… bądź porzucono. Miała nadzieję wrócić do niego i chociażby umożliwić pomordowanym godny pochówek.
Nie mając żadnego punktu orientacyjnego ruszyła na chybił-trafił przed siebie.

Stąpała ostrożnie, gdyż każdy kolejny krok mógł się dla nie skończyć upadkiem i utratą przytomności. Po kilku minutach udało jej się dotrzeć do najbliższego skrzyżowania. Wychyliła się za rogu budynku i rozejrzała wokół. Krajobraz nie zmienił się przed sobą miała kolejne zrujnowane i zdewastowane budynki i sterty walających się śmieci.
Nagle kątem oka zauważyła jakąś postać, która na jej widok ukryła się za wyłomem.

- Halo! Pomocy!!! - zawołała. Maxine było już wszystko jedno. Ktokolwiek by nie chował się za załomem był jej jedyną nadzieją w tym rozpaczliwym położeniu. Traciła siły, była ranna, obolała i miała wszystkiego dosyć...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 22-07-2015, 01:21   #30
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Evans westchnął ciężko podsuwając sobie krzesło pod łóżko Devona.
- Hej… Devon - mruknął, spokojnym głosem. - Słyszysz mnie? Muszę cię o coś spytać kolego.
Mężczyzna spojrzał na niego nieprzytomny wzrokiem i wybełkotał coś, co Jeremy zrozumiał jako potwierdzenie.
Jeremy przemyślał dwa razy to co chciał powiedzieć. Lekarz go ostrzegał, że można go łatwo zdenerwować, no i ogółem, gość nie wyglądał na kogoś kto jeszcze dużo może znieść.
- Powiesz mi kto ci to zrobił? Dlaczego? Myślę, że mogę ci pomóc, wiesz? Siedzimy w podobnym gównie, tak mi się wydaje. Hm? - spytał unosząc brwi.
Mężczyzna skupił wzrok na Evansie i przez długą chwilę się w niego wpatrywał:
- Znasz ją? - zapytał cichym i drążącym głosem - Znasz? Zabij ją? Zabij jak najszybciej.
- Pamelę? Ją masz na myśli? Lamię? - dopytał nie będąc pewnym czy chodzi mu o dziewczynę, którą w teorii miał “uratować”.
- Zabij, zabij ją. To przeklęta kobieta - wyjęczał tylko w odpowiedzi Devon.
- Kto się wokół niej kręci Devon? Mogę ją zabić tylko jeśli ją znajdę. Jay? Wiesz gdzie on jest? Któryś z jej przydupasów? - spytał cichym, powolnym szeptem, nie chcąc na biedaka zwalać zbyt dużo pytań, w szybkim tempie.
Devon uniósł się na łokciach, co wyraźnie sprawiło mu wiele trudności. Biomonitor do którego był podłączony wyraźnie pokazał podniesienie się cieśnienia.
Wzrok Devona był przytomny i niemal krystalicznie czysty. Jeremy widział w tych oczach strach, a jednocześnie wielką determinację.
- Zabij ich oboje. To wcielone demony. Jay jest w klubie SD-38. To demony, zabij ich. Oni robią takie rzecz… nie jesteś w stanie tego pojąć dopóki nie zobaczysz. Musisz być jednak ostrożny. On umie spojrzeć w ludzką duszę.


***

Biuro

Tony po rozmowie z Jessica ruszył na spotkanie z pozostałymi detektywami. Sprawą priorytetową było odnalezienie zaginionej towarzyszki. Gdy dotarł na miejsce przywitał się z pozostałymi i powiedział
- Coś nowego? Myślę, że musimy sprawdzić mieszkanie, które obserowała Maxine, poszukać jakichś śladów albo świadków jej zniknięcia. Myślę, że to priorytet, więc powinniśmy się udać tam wszyscy. Clive da nam znać jakby natrafił na jakiś jej ślad w szpitalach.-
Jessica była wyraźnie poruszona, zniknięcie członka zeepołu nigdy nie było dobrą wiadomościa. Dbali o komunikację i informawanie się nawzajem, gdzie kto się znajduje.
- Oczywiście, nie ma na co czekać.
Spojrzała jescze na Clive’a
- Dasz radę namierzyć jej komórkę?
- Dobry pomysł - powiedział Tony. - ale skoro nie odpowiada to pewnie jest wyłączona, a to uniemożliwi jej namierzenie. Nie mniej jednak warto spróbować.
- Możesz próbować, dasz nam znać w razie czego - mruknął Jeremy nakładając marynarkę. - Jedziemy do mieszkania profesora póki co. Sprawdzimy je, popytamy u siąsiadów czy nic i nikogo nie widzieli. W najgorszym wypadku będziemy musieli zgłosić zaginięcie… - powiedział i przystanął na chwilę. Podszedł do biurka i otworzył szufladę. Westchnął ciężko i wyjął z niej kaburę z pistoletem, którą przytroczył do pasa i schował po ubraniem. Strasznie nie lubił broni palnej, ale miał złe przeczucie, że teraz, w razie czego, pałka teleskopowa byłaby śmiesznie bezużyteczna.
Siedzący niemal cały czas przy laptopie Clive tylko skinął głową w stronę Jessici i zaczął stukać w klawiaturę.
Po kilku minutach ospałym, jak niemal zawsze głosem powiedział:
- Komórka nie tylko wyłączona, ale zupełnie zniknęła z nadajników. To w sumie dziwne. Maxine musi być albo gdzieś głęboko pod ziemią, albo w jakimś wygłuszonym pomieszczeniu. Wiem na szczęście skąd wykonała ostatnie połączenie i gdzie jej telefon logował się po raz ostatni do sieci. Połączenie był wykonane z bloku, gdzie mieszka profesor i był to numer 911. Ostatnie logowanie nastąpiło w hotelu “Paradiso”
Jessica poczuła, ze coś ściska ją w gardle, odchrząknęła, starając się zachować spokój. Pod ziemią.. Boże, a jeśli ona nie żyje? Albo co gorzej - została pogrzeban żywcem Spkojnie, spokojnie… odsunęła od siebie te myśli. Trzeba szukać Maxine, nie nakręcać się.
- Trzeba jechac do hotelu i tam o nią popytać.. nie ma na co czekać. Clive, poślij na nasze komórki jakieś jej wyraźne zdjęcie, sylwetka i zbliżenie na twarz. Poza tym - trzeba zgłosić zaginięcie. Dzielimy się jakoś, czy odpuszczamy na razie profesora?
- Sprawdzę mieszkanie profesora wy zobaczcie hotel - mruknął Jeremy kiwając głową. - Lepiej sprawdzić wszystko w jak najszybszym czasie. Nie wiadomo co się z nią dzieje, więc…
- W porządku, jedziemy. Nie ma na co czekać.

***
Mieszkanie Profesora

Policja najwyraźniej już tu była, zabezpieczyła miejsce, a dozorca zamknął mieszkanie. Jeremy mógł się jednak posiłkować pomocą sąsiadów, w tym jak zawsze, tej jednej, gadatliwej, która żyła w każdej komunie.
- Ja od dawna wiedziałam, że to zboczeniec musi być. Tak się dziwnie na moją wnuczkę patrzył. Oblech jeden.
Jeremy pokiwał głową wzdychając ciężko i rozkładając ręce.
- Co zrobić psze pani… takie czasy. Widziała pani jak go policjanci zabierają tak? Sprowadzał sobie kobiety do mieszkania może? Przepraszam, że tak dopytuję, ale wie pani… taka praca - dodał z uprzejmym uśmiechem. Plotkarskie zdziry lubiły dużo gadać, szczególnie gdy wydawało im się, że ktoś się liczy z ich zdaniem i ich rzeczywiście słucha uważnie.
- Ta widziałam. - mruknęła - Takich dwóch wysokich, ładnych policjantów. Jeden był mulatem, ale też ładny. A kobiety były. To pewnie te jego naiwne studentki. Nie raz wychodziły od niego nad ranem. Obrzydliwość mówię panu. Dobrze, że się w końcu za niego wzięli.
Jeremy pokiwał głową.
- Tak pewnie, tak… - mruknął smutno. - Myśli pani, że dozorca bloku jest u siebie? Pomyślałem, że gdybym mógł się rozejrzeć po mieszkaniu tego profesora, mógłbym znaleźć coś co mogłoby mi pomóc w pracy… widzi pani zaginęła pewna dziewczyna i obawiam się, że pani sąsiad może być w to zamieszany - powiedział zatroskany

Jeremy spróbował z dozorcą, ale stary ciec był na tę chwilę zbyt uparty, głuchy i tępy by chciało mu się z nim siłować. Opuścił blok i zadzwonił do Jessicy już z samochodu.
- Hej! Mam namiary na tego Jay'a, chłopaka Pameli z kultu czy chuj wie co. Klub SD-38. Jadę tam teraz, lepiej z tym nie czekać. Macie coś o Maxime? Profesor, którego szukała był chyba jakimś zbokiem. Może też był zamieszany w te sekty ich. Myślę, że te skurwiele mogą wiedzieć, że ich szukamy. Kimkolwiek są...
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172