Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2016, 19:51   #201
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przeszli przez szczelinę, zostali odcięci i zanurzeni w ciemności niczym w upiornej mgle. Bear był niespokojny w duszy, spięty, czujny. Nie okazywał tego Ange… dla niej miał uśmiech i czułość i delikatność. Był bowiem niespokojny przez miejsce w którym się znaleźli. Ta ciemna jaskinia, te stwory kryjące się w mroku, budziły w nim nerwowość. Były zagrożeniem, zwłaszcza dla Ange. Bobby o siebie się nie martwił, za to tulił mocno dziewczynę próbując przede wszystkim zasłonić ją swym ciałem od tych zagrożeń. Gotów osłonić ją przed ciosami pazurów.
Angelique radziła nie zapalać świateł. Posłuchał. Radziła się nie ruszać. Posłuchał i tego.

Działało wszak. Potwory nie atakowały, a sam Bobby się rozluźniał i robił spokojny. Było miło trzymać Angie w ramionach, bardzo miło. Świecący amulet Angie rozpraszał mrok i oboje podążali dalej. Bobby był osobą praktyczną. Nie zastanawiał się czemu pajęcza bibelot świecił, póki działało… nie było sensu w tym grzebać. Nie zastanawiał się też czemu idą właśnie w tym kierunku, a nie innym. Głównie dlatego, że… cóż… i tak nie wiedzieli gdzie idą. Życie jest prostsze, gdy roztrząsa się kwestii nie mających znaczenia dla przeżycia.
Podczas gdy Angie rozglądała się i rozważała sytuację pod odnalezieniu malunku Bobby też rozglądał się szukając wyjścia z tego miejsca. Doświadczenie jakie nabył podczas całego tego koszmaru mówiło mu, że spokój nigdy nie trwa wiecznie. Prędzej czy później, znów zostaną zaatakowani. Należało więc ciągle być w ruchu i znajdować się zawsze w miejscach z których można uciec... To takie nie było.
- Bobby, jesteśmy we śnie! My śnimy... To by było dosyć logiczne, to sen. Boże, czemu na to wcześniej nie wpadłam,na oddziale mamy wielu pacjentów podłączonych do EEG, które obsługuje, oni też śnią i wyładowania - Bear stracił szybko wątek, gdy Ange zaczęła mówić o doświadczeniach ze swej pracy. Z biologi jeździł bowiem na samych C+.-Dlatego zawsze wracaliśmy do obozu, boże... My wciąż tam jesteśmy. -

Czy miała rację. Bobby nie był aż tak pewny jak ona. Jeśli to sen, to czemu śnią go razem. Jeśli to sen, to… czyj? Jeśli to sen, to czy Bear śni że trzyma Ange w ramionach. Czy to jego majak?
Możliwe. Zawsze chciał być bohaterem, uratować damy z niebezpieczeństwa, zdobyć dziewczynę się… dorobić dwójki dzieciątek. Jeśli to sen… ta bliskość między nimi jest tylko jego podświadomym majakiem? Tłumaczenie Ange tylko mieszało w głowie Bobby’emu, ale jeśli to sen i ona ma rację… to nie będzie miało znaczenia. Bobby zawsze kiepsko pamiętał swoje sny. Jeśli to sen…to jak się obudzić? Zginąć? Chyba to jest rozwiązaniem. Koszmary tak się kończą. Jeśli to koszmar... a jeśli nie?

Barker nie potrafił zbyt dobrze wyartykułować swych myśli, co przeczyło idei snów. Czemu się jąkał do cholery, skoro to był tylko sen? Czemu nie potrafił jej powiedzieć co myśli? Czemu nadal jest więźniem swej wady?! Mimo tej burzy myśli, mimo swych wątpliwości Bobby uśmiechał się i potakiwał jedynie udając że się z nią zgadza. Ange była radosna, otrząsnęła się z bólu po śmierci brata. Nie potrafił się przemóc, by jej to odebrać swymi wątpliwościami. Nie chciał niszczyć nadziei w jej.

Był to błąd? Może.
Angelique dotknęła dłoni na ścianie i zniknęła. Silne dłonie Beara które ją tuliły i osłaniały pozostały puste, a on uwięziony w ciemności. Co się stało? Bobby nie wiedział, Bobby spanikował. Bobby krzyczał imię Ange kilka razy, aż rezonowało echem. W końcu postąpił tak samo jak ona. Na oślep przycisnął dłoń do owej ściany czekając na… sam nie wiedział na co. Chyba cokolwiek. Przebudzenie, śmierć, oświecenie… zaległy czek? Cokolwiek.
Zamierzył podążyć za Ange dokądkolwiek się ona udała. I żadne indiańskie potworki go nie powstrzymają.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 31-05-2016, 20:46   #202
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Z ust Mikołaja wydobyło się jedynie przekleństwo. Na nic więcej nie było stać jego umęczonego umysłu. Chłopak powiódł bezwiednie ręką w okolice bolącego oka, syknął z bólu, gdy dotknął opuchniętego oczodołu. Czaszki, która "wycięła mu z bańki" nigdzie nie było, tak samo jak lasu. Był w swoim śpiworze, w namiocie, który dzielił z Connorem. Jednak jego współlokatora nigdzie nie było.

Mikołaj usłyszał wtedy jakiś hałas na zewnątrz. Wyjrzał i zobaczył Mayfield'a, który stał naprzeciw zamaskowanego napastnika, który ubrany był w taki sam strój jak wcześniej... Mikołaj widział? Mikołajowi się przyśnił? Sam nie wiedział.

Chłopak cicho wstał na nogi, ocenił sytuację. Bał się, że jeśli wyskoczy teraz z namiotu to bardziej zaskoczy Connora, co rogacz wykorzysta. Czekając na odpowiedni moment wyciągnął ze swoich rzeczy nóż wojskowy i mocno zacisnął na nim dłoń. Liczył na to, że Mayfield zauważ go i będą w stanie skoordynować swój atak. Tak - Mikołaj mimo tego, że absolutnie nie potrafił się bić nie mógł przecież zostawić Connora sam na sam z napastnikiem - musiał mu pomóc, zaatakować, zaskoczyć rogacza.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 31-05-2016, 22:05   #203
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



~ Szłem, szłem i doszłem. Nawet jak chciałem dojść gdzie indziej to w końcu tu doszłem. ~ krzywił się chłopak z Baltimore patrząc w czeluść jaskini. Jaskinia. W końu tu doszedł. Tyle jej szukał, tak długo chciał ją odnaleźć aż w końcu tak się stało. O ile to była właśnie TA jaskinia. Ta którą widział w swojej wizji i o której mówił Bezimienny szaman. O której mówił, że grasuje tam jakiś demoniczny stwór, że niby jak się to sprzątnie czy co to wszyscy się ubudzą i pójdą do domu. Normalnie przepis na happy end i końcówkę planszówki w megawalką z epickim super boss'em. Tyle, że bez czaru save - load game i bez uberdopakowanych przedmiotów w ekwipunku.

Z trzech dróg jakie przedstawił mu szaman właśnie ta wydała mu się najbardziej ryzykowna. Właśnie tą planował zatrzymać sobie na ostatnią, czarną godzinę jeśli inne próby, te wyglądajace na mniej ryzykowne by zawiodły. Stał chwilę albo i całą wieczność przed tą zalaną wodą jaskinią. Wchodzić? Nie wchodzić? Po nocy i w wąskim świetle latarki i lighsticka, które dawały jakieś światło ale i całkiem sporo odbłysków, refleksów i cieni od ruchomej, wodnej warstwy wody i chropawej, wilgotnej powierzchni skał. Wszystko po tej wiecznej nocy wyglądało dość złowróżbnie. Właściwie zgadzało się z opisem Bezimiennego i nie zachęcało do zwiedzania. Te wrzaski czy bębny ze środka też.

~ A jak to ktoś od nas? Albo ten Śniący? ~ zastanawiał się chcąz nieco odwlec moment trudnej decyzji. Czy tam mogli dorwać kogoś z kajakarzy? Albo tego Śniącego? I coś... No coś im robili. Pewnie nic przyjemnego sądząc po odgłosach. ~ Ale co ja mogę? Przecież nie mam broni. Ani supermocy. Jestem ranny. I mam multitool, latarkę i kij. No co ja mogę z jakimiś demonami czy półdemonami co kiedyś może i były ludźmi? No nic kurwa nie mogę! Nie dam rady. ~ złościł się sam na siebie i na tą całą syfiastą kabałę w jaką tak naprawdę nadal nie wiedział jak się wpakowali. Wszystko mówiło mu, że nie powinien tam wchodzić. Przecież nie znał się na walce z demonami. Ten cały indiańśki cwaniaczek był pewnie o niebo lepszy w te klocki i jakoś się do tego nie rwał. To co mógł zdziałać chłopak z cywilizowanego świata? Miał chociaż jakiś superodkurzacz do wciągania duchów jak chłopaki z Ghostbusters? Nie, nic nie miał poza tym z czym się obudził. Chociaż nie, coś go w lesie użarło to mógł sobie dopisać ranę do ekwipunku startowego. No faktycznie progres.

Dumał nad alternatywami. W sumie mógł pójść dalej. I co? Doszedłby gdzieś? Gdzieś konkretnie? Do tych znaków czy innych łapaczy śpiochów? Do tego Śniącego co nadal nie wiedział gdzie jest i jak wygląda? Ani jak zareaguje na jego widok bo przecież Frank jest megazagrożeniem dla niego choć on sam nadal nie łapał tu logiki. Mógł go przecież wypuścić z tego jego snu i dalej sobie śnić ten swój wymarzony supersen. Frank mu bronił czy jak? Gdzie tu zagrożenie? Z tym tomahawkowym zestawem też sprawa była niepewna. Znalazłby? Może. Też zakładając, że by rozpoznał i ta siekierka czy włócznia co by trafił to właśnie to co trzeba. Kopnął rozeźlony kamień i obserwował jak ten podskakuje i odbija się od pobratymców by zniknąć gdzieś w lesie.

To coś co go ścigało znikło. Znaczy pewnie przestało. Widział dwie opcje. O ile zwyczajnie go nie zgubiło o ile to możliwe chociaż słowa Bezimiennego mogły to sugerować jeśli pozostanie w ruchu. A przecież był, non stop. Więc może i można było to coś zgubić na jakiś czas. Ale jeśli nie to albo to coś spełniło swoją rolę i zagoniło go w matnię do tej swojej demonicznej królowej albo może w jaskini było coś co je odstraszało. Może to jaskinia Śniącego? Albo jeszcze coś innego.

~ A chuj w to! ~ splunął w wodę i westchnął. Mógł odejść. Ale nie miał pojęcia czy trafiłby na cokolwiek innego co pomogłoby mu się stąd wydostać. A tu było coś... No coś było. Albo ta cała Pajęczyca albo Śniący albo jeszcze coś innego. Dwie pierwsze możliwości dawały szansę na jakieśtam przebudzenie się czyli wydostanie się z tej pieprzonej wiecznej nocy. ~ No to idę. ~ wzruszył ramionami i zrobił pierwszy krok w stronę wejścia do groty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 31-05-2016, 22:12   #204
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Kobieta odcinała więzy mając wrażenie, że jej harcerski nóż, który z powodzeniem urżnąłby palec, nagle stał się tępy. W swoją pracę włożyła mnóstwo siły i zapału, pokazując, że naprawdę zależy jej na uwolnieniu jak największej ilości osób, które były tu przetrzymywane wbrew swojej woli.
Gdy w końcu mężczyzna wysunął się z kokonu, jego ciało opadło i rozpłynęło się w nicości... Czy ona własnie go zabiła? Na zawsze?
Nie mogła stwierdzić, co to znaczyło ani co właściwie uczyniła. Nagły ruch na pajęczych niciach sprawił, że zareagowała i niemal upadła do tyłu z przerażenia. Strach jednak narósł w niej na tyle, że stała na nogach nie zdolna początkowo do żadnego ruchu, aż w końcu rzuciła się do ucieczki z kierunku, w którym przyszła.
Jeśli uwolnienie z kokonu równałoby się śmiercią, to wtedy by przegrała. Ange doskonale rozumiała wiele zależności i niewiadome nie były do przeskoczenia.
- Bobby! Bruce! - zaczęła krzyczeć i uciekać, z nadzieją, że dojdzie z powrotem do ściany, że ona nagle się pojawi, albo po prostu że... Zniknie stąd, pojawi się gdzieś indziej. Wysiliła swoje myśli jakby wyobraźnia miała tutaj większą siłę niż czyny. Jakby to, że pomyśli o ucieczce stąd, miało sprawić, że tak też się stanie.
- Kim jesteś i czego chcesz? - spytała w przestrzeń, choć nie wiedziała, czy pająk jej odpowie. Wyjęła amulet, który znalazła przy zwłokach w kajaku i ścisnęła go w dłoni.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 31-05-2016, 22:39   #205
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Dysząc i ocierając pot z czoła, Bruce z szeroko otwartymi oczami przyglądał się dziewczynie. Nie mógł uwierzyć w to co się właśnie wydarzyło, a zwłaszcza w fakt, że Arisa stała przed nim cała i zdrowa. Szukał jej przez cały czas, a gdy w końcu ją odnalazł, był zbyt zaszokowany by cokolwiek zrobić. Przez chwilę zastanawiał się, czy to nie aby kolejna sztuczka; sprytne oszustwo, które zaplanowało dla niego to miejsce. Czuł jednak ciepło dłoni, która uratowała go z wielkiego niebezpieczeństwa, a spojrzawszy dziewczynie głęboko w oczy, upewnił się, że to na pewno ona.

- Arisa… - powiedział, równocześnie obejmując dziewczynę. Nie był to dobry moment do okazywania uczuć, jednak wiedział, że tak powinien uczynić. Potrzebował krótkiej chwili wytchnienia, czułości, w czasie której mógł zapomnieć o koszmarze w którym się znaleźli.

- W końcu Cię znalazłem… a raczej ty mnie - mówił, uwalniając ją równocześnie od swojego uścisku. Jego uszczęśliwiona z powodu odnalezienia dziewczyny twarz zaraz przybrała ponury wyraz, gdy dostrzegł miejsce w którym się znalazł. Jakkolwiek by się nie starał i tak zawsze wracał do obozowiska. Nie było przed nim ucieczki.

- Ciesze się, że jesteś cała. Powoli traciłem nadzieję, że znowu cię zobaczę. Musimy odnaleźć Ange i uciec z tego miejsca. Tu… tu powinna być gdzieś jaskinia. Niewiele pamiętam z tego co się ze mną działo po… - urwał na krótką chwilę. - ...ale czuje, że ta jaskinia stanowi klucz do tego wszystkiego. Tam… tam może znajdziemy wyjście z tego piekła. W każdym razie, musimy iść. Gdziekolwiek, byleby daleko od tego obozu.
 
Hazard jest offline  
Stary 01-06-2016, 01:10   #206
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Taka kolej rzeczy poważnie wybiła ją z i tak słabej równowagi. Miała przecież zniszczyć to gówno! Nie wyciągać ludzi... Nie wyciągać Bruca. Sprzeczne informacje wstrzymały jej reakcję na dłuższy czas. Miała dość ciągłych zmian logiki i sensu. W braku jakichkolwiek podstaw trzeba było je nakreślić. Musiała obrać któreś ze stanowisk. Wybrała najbardziej racjonalne. Nawet tam strach nie był bez znaczenia.

- N~nie... - wzbroniła się odpychając od siebie Bruca. - Ty nie żyjesz... Na moich oczach... Jestem wciąż cała w twojej krwi... Ty nie żyjesz... To się nagrało. Nie wieżę tobie. Nie zaciągniesz mnie to żadnej je*anej jaskini. Nie zbliżaj się do mnie.

Gdy to mówiła - drżała. Jednak, gdy już stworzyła sobie pewność, co do jednej rzeczy, trzymała się jej kurczowo. Na tyle kurczowo, by nie dopuszczać do siebie wielu myśli, które mogły zrewidować jej decyzje. Mimo wszystko je*ane kamienie wyciągały ludzi. Arisa więc mogła wyciągnąć Ange. Nie zginęła przecież na jej oczach a jej projekcja nie wyglądała za dobrze.

- Trzymaj się ode mnie z daleka - wycisnęła z ciężkim sercem. Porzuciła chłopaka na rzecz powrotu do Obserwatorium.
 
Proxy jest offline  
Stary 01-06-2016, 14:24   #207
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
CONNOR i MIKOŁAJ

Connor został zepchnięty do defensywy. Przeciwnik okazał się nie tyle sprawniejszy, bo jego ruchy były wolniejsze, niż ruchy ratownika. Okazał się jednak … sprawniejszy w walce. Topory w jego rękach zakreślały skomplikowane wzory, przecinały powietrze ze świstem, ciachały ciemność, raz czy dwa niemal nie ocierając się o ciało Connora. Wyćwiczone uderzenia, których Connor unikał z coraz większym trudem.

Poza tym przeciwnik wydawał się nie męczyć. Nie tracić koncentracji. Zimne oczy obserwowały uczestnika spływu zimno, obojętnie i ta zimna obojętność była czymś… obcym… złym. Czymś, co powodowało, że Connor coraz bardziej tracił pewność siebie, wiarę w zwycięstwo.

To Mikołaj przechylił jednak szale walki.

Wyskoczył znienacka, przez już otwarty namiot, z nożem w ręku i sam dziwiąc się swojej pewności i tego, co robi, wbił rogatemu nóż w plecy. Głęboko. Czując, jak ostrze tnie ciało, zagłębia się w mięśnie. Zraniony morderca szarpnął się gwałtownie, bez emocji. Zalana krwią rękojeść noża była śliska i szarpniecie przeciwnika wyrwało broń z ręki Mikołaja.

Zamaskowany wróg odwrócił się gwałtownie, cicho, o mało nie rozbijając ostrzem topora czaszki Mikołaja. Zaczął wirować w kontrolowanych półobrotach mając to jednego, to drugiego uczestnika spływu na widoku. Spod maski wydobył się dziwny, zimny śmiech. Okrutny, bezduszny, przyprawiający o grozę.

Nie wyglądało na to, by pchnięcie Mikołaja zmieniło sytuację na polu walki.
Nawet we dwóch mieli szansę na to, że wróg najzwyczajniej w świecie zaszlachtuje ich jak Aarona, i obu Johnów.

Potrzebowali pomocy innych, ale oni spali jak zabici. I tylko jęki i krzyki zdradzały, że jeszcze żyją.

BEAR

Chwyciły go zimne dłonie. Lodowate. Jakby ich właściciele byli od dawna martwi i leżeli gdzieś w zamrażarce którejś z kostnic. Bear nie miał pojęcia, czemu o tym pomyślał. O martwych z sinymi, pokrytymi szronem twarzami. Nieruchomych, oczkujących procesy gnilne w zamrażarkach. Zesztywniałych na kamień.

Poczuł zawroty głowy. Poczuł, jak świat wokół niego rozpada się na kawałki. Jak jakaś niewidzialna siła rozrywa go w strzępy, by w kolejnej sekundzie poukładać na nowo.

Poczuł zimno. Poczuł wiatr. Porywisty wicher szarpiący jego włosy, próbujący zamrozić lodowatą wichurą.

Stał pośród pustki, na jakiejś ścieżce czy raczej linie. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to pajęczyna. Gigantyczna sieć, rozpostarta nad bezdenną otchłanią. Nad głową Bear miał czerń tak czarną, że musiała być jądrem wszelkiej ciemności. Pod sobą, jeszcze gorzej.

Przez chwilę poczuł się zagubiony. Zastraszony. Malutki.

Ale potem ujrzał ją. Kilka pajęczych lin dalej. Angie. I stwora, który się do niej zbliżał! Coś w kształcie pająka, ale co pająkiem nie było.

Niestety, był za daleko, by jej pomóc, gdyby sprawy przyjęły jakiś dramatyczny obrót. Mógł biec, ale to groziło upadkiem w czeluść. Wiatr szarpiący pajęczyną był niezwykle silny, drapieżny, jak świadoma istota czyhająca tylko na najmniejszy błąd potencjalnej ofiary.

- Bobby! Bruce! – krzyczała Angie uciekając przed podchodzącym monstrum.

I to jego imię wykrzyknęła jako pierwsze!


FRANK

Wszedł w szczelinę I ruszył w dół. Woda była zimna. Nie tak lodowata, by odczuwał z tego powodu szok termiczny, lecz na tyle zimna, by odczuwał dyskomfort. Co więcej, Frank czuł, że nie jest to stojąca kałuża. Wyczuwał nurt, z początku słaby, potem coraz silniejszy, aż w końcu musiał trzymać się ścian, by nie stracić równowagi.

Szczelina rozszerzała się po jakimś czasie, przechodząc w mały tunel naturalnie wyżłobiony w litej skale.

Bęben i krzyki stawały się coraz wyraźniejsze, coraz głośniejsze. Dołączył do nich jeszcze jeden dźwięk. Odgłos wody spadającej w dół, rozbryzgującej się o kamienie.

Frank znalazł się w rozległej jaskini wielkości porównywalnej z boiskiem do gry w futbol amerykański, oświetlonej jakąś tajemniczą poświatą.

Wydobywała się ona z dna jeziora, które wypełniało całą jaskinię. Ściany jaskini na różnych wysokościach i w różnych odległościach od siebie przecinały liczne tunele, z których wylewały się strumienie wody, spływając w dół do jeziora. Tych zakończeń tuneli było co najmniej kilkadziesiąt.

Po chwili Frank ujrzał wyspę. Na środku jeziora. Niedużą. Z drzewem, które wyglądało jak uschnięte, rosnącym na samym jej środku. Wokół pnia drzewa odbywała się jakaś ceremonia – kilku półnagich, wyglądających na Indian ludzi, przyozdobionych piórami i futrami tańczyło wokół wyschniętego drzewa intonując jakieś podniosłe pieśni.

ANGELIQUE

Była zdecydowanie wolniejsza niż zbliżający się potwór.

Bestia przebierała zwinnie odnóżami pokonując oddzielający ich dystans Zbyt szybko, by zdołała mu uciec.

Ale wszystko zmieniło się, kiedy ujrzał jak wyciąga amulet. Pajęczy wisiorek, gdy tylko znalazł się w jej rękach zalśnił dziwnym światłem. Na ten widok pajęczak zatrzymał się, po czym uderzył przednimi odnóżami w sieć przed dziewczyną.

Pajęczyna zadrgała, a Angie usłyszała szum płynącej wody i zobaczyła, jak nić zmienia się w strumień, który łagodnie spływał gdzieś w dół, niczym wodna ślizgawka w parku rozrywki.

- Droga dla ciebie, wojowniczko pajęczyny.

Nie widziała, by potwór poruszał ustami, ale usłyszała jak przemawia do niej w języku angielskim.

- Długo czekaliśmy na ten moment. Wybierz mądrze. To, co uznajesz za sen, jest czymś więcej. We śnie rodzą się i giną całe światy. Pamiętaj o tym, gdy staniesz przed próbą, a może ocalisz nie tylko siebie, ale i tych, których ocalić nie było twoim przeznaczeniem. To słowa mej matki. A teraz idź. Są inni, zagubieni i nie chronieni.

ARISA I BRUCE

Arisa wykrzyczała te słowa wyrywając się z objęć Bruce’a. Jak dzikie, spłoszone zwierzę.

- Trzymaj się ode mnie z daleka! – wykrzyknęła do chłopaka i popędziła w las.

Drzewa trzeszczały na huraganowym wietrze. Namioty łopotały omal nie porwane przez wichurę. Łapacze snów wirowały dziko, a siła wiatru zrywała je – jeden po drugim. Tylko ten jedne, największy wirował nadal opętańczo. Dziko. Szaleńczo.

Na niebie, jak na zawołanie, pojawiło się dziwne, potężne rozdarcie i lunęły z niego strugi deszczu.

Ulewa była jednak ciepła, niemal gorąca i uciekająca w las Arisa oraz Bruce poczuli, ze to co spływa na nich z nieba nie jest wodą, lecz … krwią.

Czuli jej odór. Czuli jej smak.

Rozdarcie wyglądało jak … rana.

Wyjący wokół wiatr zmienił się nagle. Nadal dął szaleńczo, lecz teraz bardziej przypominał nie wycie wichury lecz… śmiech. Obłąkańczy i szaleńczy. Tryumfujący i porażający.

Arisa biegła dalej, wybierając drogę, którą wydawało jej się, ze dotrze do obserwatorium. A Bruce mógł ją gonić lub szukać innej alternatywy.
Wydawało mu się, że cokolwiek dzieje się teraz wokół nich, długo już nie potrwa.
 
Armiel jest offline  
Stary 02-06-2016, 13:44   #208
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Pojawienie się Nicka przyjął z nieskrywaną ulgą. O ile gość z toporami nie był zwinniejszy, niż Conn, o tyle wiedział, jak się walczy, przez co strażak miał problemy, by nie oberwać ostrzem. Dobrze, że był wysportowany i dbał o kondycję, bo w przeciwnym razie już dawno byłoby po nim. Nóż, który Polak zatopił w plecach ich przeciwnika sprawił, że Connor nabrał przekonania, że w końcu uda im się wygrać tę walkę. Los po raz kolejny jednak zadrwił z niego, gdy okazało się, że facet w masce niemal nic sobie nie zrobił z głębokiej rany i od razu przeszedł do ataku, odganiając się toporami to od Conna, to od Nicka.

Mayfield zastanawiał się, jak to było możliwe. Czy to coś, co z nimi walczyło, miało tylko ludzką powłokę, a tak naprawdę pochodziło z jakiegoś demonicznego świata? Bo jak inaczej wyjaśnić, że ten facet nic sobie nie robił z rany w plecach? No chyba, że się czymś naćpał i jego organizm zasuwał na pełnych obrotach, nie odczuwając bólu.

Nie było czasu na głębsze analizy i rozmyślania, gdy po raz kolejny ostrze tomahawka minęło krtań Connora o centymetry. Mężczyzna odskoczył, wygrzebał z kieszeni podarowany mu przez Arisę łapacz snów i zaczął nim machać w bezpiecznej odległości przed maską tamtego, jednocześnie mając nóż w pogotowiu, uniesiony na wysokość piersi.
- Nie boimy się ciebie, słyszysz, skurwielu?! - Ryknął gardłowo Conn, machając łapaczem, niczym wahadełkiem. No dobra, trochę się bał, ale strach tylko go napędzał. - Wracaj tam, skąd przyszedłeś i zostaw nas w spokoju!

Nawet, jeśli łapacz snów w żaden sposób nie podziała, to Mayfield miał zamiar wykorzystać moment, gdy tamten skupi wzrok na trzymanym talizmanie i zdzielić go z całej siły w krocze, albo spróbować kopnąć w kolano, by podciąć mordercę, a potem przejechać ostrzem po jego gardle. Powoli czuł już skutki tej walki i miał nadzieję, że znajdą wyjście z tej sytuacji, jednocześnie nie dając się zabić. Connor liczył przy okazji, że Nick też ma jakiś pomysł w zanadrzu.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 02-06-2016 o 13:46.
Kenshi jest offline  
Stary 06-06-2016, 10:06   #209
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Kobieta z gracją antylopy, jednak szybkością żółwia, czołgała się po pajęczynie próbując uciec przed stworem. Jego włochate odnóża przyprawiały ją o mdłości, a zakończony głową wzniesioną ku górze odwłok, napawał odrazą i przerażeniem. Nie lubiła takich koszmarów, a własnie miała wrażenie, że się w nim znalazła. Obawiała się tylko, że tutaj śmierć może zakończyć się tą prawdziwą, realną śmiercią. Nie mogła na to pozwolić póki nie uratuje brata. Tak postanowiła.
Nie widząc dalszych perspektyw ani szans na ucieczkę, kobieta przewróciła się na plecy i wyjęła amulet z pająkiem, jakby ten miał ją obronić. Jak się okazało, proste skojarzenia potrafiły zdziałac cuda i potwór zatrzymał się. Szum wody pojawił się znikąd, zupełnie jak wodospad prowadzący gdzieś w dół. Ange zadrżała na chwilę, jednak szybko wzięła się w garść powtarzając jak mantrę "to tylko sen, to tylko sen, to tylko sen"...

- Gdzie ta droga prowadzi, czego ode mnie oczekujesz? - spytała w końcu i wypuściła nerwowo powietrze. Pomału zaczęła wracać do siebie, choć w myślach przemknął jej obraz Bruce'a, który wszedł do namiotu i zginął... Jaka pewność, że to nie jest podobna pułapka?
- Do granic snu - odpowiedział krótko.

Ange podniosła się nie odrywając spojrzenia od wielkiego pająka. Nie wiedziała, czy mu ufać czy nie, nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi. "Wojowniczko pajęczyny"? Naprawda myślał, że jest aż tak odważna, że potrafi ułożyć puzzle i rozwiązać zagadki? Czasami jej logiczna część osobowości psuła fantastyczne wizje, bo nie potrafiła ich pojąć. Fakt zaistnienia jakiejś niedorzeczności całkowicie wybijał ją z rytmu. Póki co udało jej się przestawić na tryb "jestem we śnie", w który akurat uwierzyć potrafiła. Badała niejedno dziecko pod EEG w fazie snu i pod tym kątem mogła jakoś odwrócić kota ogonem, aby zrozumieć fikcję w której się znalazła.
- Dziękuję. - powiedziała, choć nie była pewna, czy aby na pewno jest za co dziękować. Może to pułapka? Z drugiej strony, to by było bez sensu, bo z łatwością mógł przebić jej ludzkie ciało wielkim odnóżem, a nie wymyślać jakieś wodospady... Wzięła wdech przygotowując się do tej podróży i popłynęła z nurtem, aby podjąć nowe działania i uratować innych z tej przeklętej mary.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 06-06-2016, 13:25   #210
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
To sen. To tylko sen. Ale Ange miała rację... jeśli to tylko sen, to nie jego.


Otchłań. Ciemność. Pająki.

Te rzeczy nie przerażały Bobby'ego. Był człowiekiem dziczy. Ciemność była mu znana jak i pająki. Lęku wysokości też nie miał. To więc nie były jego koszmary.
To co jednak dostrzegł po chwili, zmroziło mu krew w żyłach. Angelique była zagrożona.
I on musiał coś zrobić...
Na szczęście "Bear" Barker mimo odczuwanego strachu nie popadł w panikę. Nie było ku temu powodu. Był myśliwym i odbył służbę wojskową, wiedział że w sytuacjach zagrożeniach trzeba wziąć się w garść. Wiedział, że pędząc na oślep Ange nie pomoże. Trzeba było do tego podejść metodycznie i spokojnie.
Podkradać się. Bobby nie wiedział czym jest ten stwór, ale wiedział czym są pająki. Wiedział, że sieć jest przedłużeniem ich zmysłów. Wiedział, że biegnąc nie tylko narazi siebie na upadek, ale i Ange na utratę równowagi. I co więcej... zaalarmuje potwora o swej obecności. Póki ten nie atakował Ange nie było powodu do szybkiego biegu. Póki ten nie atakował, nie było powodu do ryzyka. Obecność drugiego stworzenia na sieci mogłaby sprowokować pająka do ataku na Ange. Należało więc nie pozbawiać "pająka" złudzenia że ma całkowitą kontrolę nad sytuacją.
"Powoli i ostrożnie"- jak w wojsku przy pokonywaniu dołów przeciwczołgowych. Powoli i ostrożnie, aż do czasu gdy zerwanie się do biegu będzie właściwym ruchem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172