Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-01-2016, 13:01   #31
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Mikołaj zasnął bez większych problemów. Kilka łyków piwa dla zmęczonego organizmu działało jak najlepszy środek usypiający. Przyjemnie ciężka głowa i zmęczone mięśnie spowodowały, że chłopak w momencie kiedy dopiął suwak swojego śpiworu usnął jak kamień. Spał dobrze, głęboko. Organizm regenerował siły przed kolejnym ciężkim dniem.

Jednak spokojny sen nie trwał długo. Mikołaj wchodząc w fazę REM zaczął się intensywnie pocić, a poza ruchami gałek doszły mimowolne skurcze mięśni nóg i rąk. Znów koszmar, znów to samo uczucie. Chłopak nie rozumiał obrazów, które uśpiony umysł rejestrował, nie umiał wyłapać żadnego kształtu ani dźwięku, jednak doskonale czuł niepokój, strach, stres. Czuł jakby na klatce piersiowej ktoś postawił mu kilkutonowy głaz, który uniemożliwiał oddychanie. Dusił się we śnie, unieruchomiony strachem.

Nagle zerwał się jak oparzony i szybko usiadł. Był w namiocie, obok niego leżał Connor, który spokojnie spał, oddychając miarowo. Mikołaj rozpiął śpiwór, pozwalając ostygnąć swojemu ciału, gdyż spocił się jak mysz. Przetarł twarz dłońmi - Ja pierdole, co to było? - powiedział do siebie po polsku.

Sięgnął po telefon, sprawdził godzinę. Chciał włączyć Facebook'a, przejrzeć wiadomości, jednak jak na złość na komórce brakowało zasięgu. "Tylko połączenia alarmowe" wyświetlał się komunikat.
-Nie no, koszmar to nie powód żeby dzwonić po GOPR czy co oni tu mają - zaśmiał się do siebie Mikołaj. Sięgnął do plecaka, z którego wyciągnął bukłak z wodą. Napił się i ułożył do snu. Długo leżał, wsłuchując się w odgłosy lasu, które nie brzmiały kojąco, a jego serce biło zdecydowanie szybciej niż powinno. Jednak wreszcie udało mu się zasnąć po raz kolejny...

***

Po krzyku, który wydobył się z Mikołaja przyszedł kolejny - Co to kurwa jest?! Niedźwiedź? Connor, wstawaj, kurwa wstawaj! - krzyczał po polsku. Szarpał się z zamkiem od śpiwora, gdy go finalnie rozpiął skoczył w kierunku suwaka, który spinał wejście do namiotu. Rozsunął go szybkim ruchem i odwrócił się. Jedną ręką złapał latarkę, a drugą pomógł Connorowi wywlec się z namiotu.
- Spierdalamy! - krzyknął po angielsku i wyskoczył z namiotu. Szybko rozejrzał się w okół. Gdy zobaczył co ich zaatakowało i Connor jest za nim ruszył wraz z nim w kierunku linii drzew, im dalej od obozu tym lepiej.
Jeśli jego współlokator nie chciał uciekać Mikołaj zwlekał tylko chwilę, po czym sam ruszył we wcześniej obranym kierunku.

W razie ewentualnego pościgu biegł dalej, natomiast gdyby okazało się, że jest stosunkowo bezpiecznie to postanowił się zatrzymać i spróbować rozeznać w sytuacji.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 31-01-2016, 13:24   #32
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Złowieszcze porykiwania i podniesiony głos kompana zrzuciły mu z powiek resztki snu. Zerwał się z miejsca, widząc czarne pazury tnące materiał i wypadł niczym poparzony ze śpiwora, niemal się przewracając. Zgarnął szybko plecak i ubrania, po czym wyskoczył za Nickiem na zewnątrz. Inni również krzyczeli, co oznaczało, że pozostałe namioty również musiały zostać zaatakowane. A przecież niemożliwym było, by do obozowiska wpadła grupa niedźwiedzi atakująca, niczym wilki. A może było? Nie znał się na tym zupełnie. No chyba, że był tylko jeden niedźwiedź i wszyscy się darli, co też było prawdopodobne.

Connor ocenił na gorąco sytuację - dużo się działo, panowało zamieszanie. W takich chwilach - co wbito mu swego czasu do głowy w pracy - należało zebrać się w jednym miejscu, z dala od zagrożenia. Nie wiedział, czy to poskutkuje w tym przypadku, ale warto było spróbować. Gdy zobaczył, że Nicholas ucieka w stronę linii drzew, krzyknął do niego tylko:
- Do lasu?! W nocy?! Zły pomysł, Nick!
Zarzucił plecak na ramię i zaczął machać ręką, wysoko nad głową.
- Zbieramy się przy kajakach! Kto może, niech rusza do kajaków, z dala od namiotów! - Krzyknął gardłowo, choć nie był pewien, czy wszyscy go usłyszeli.

Sam został jeszcze przez dłuższą chwilę mniej więcej na środku obozowiska, wspomagając towarzyszy, którzy mogliby być ranni, zbyt przerażeni, bądź po prostu potrzebowali innej pomocy. Jednocześnie baczył na to, co może wyjść zza namiotów i był przygotowany do szybkiej ewakuacji z miejsca zagrożenia.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 31-01-2016, 17:37   #33
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.


- Za pieczenie miśków pewnie byśmy dostali mandat i wezwanie do sądu. - uśmiechnął się do John'a na jego uwagę. Ale zrobiło mu się raźniej zwłaszcza jak ten też ruszył nazbierać drewna. Poza tym we dwóch mogli nazbierać go więcej. Nastepną godzinę więc przetuptali na zmianę pomiędzy lasem a obozem przy rzece.

- Ale śmieszne. - mruknął Frank mijając powalonego przez John'a Bruca. Tamten go zaskoczył i gdy odruchowo odskoczył trochę drewnianego złomu mu się ulało z dłoni. Ale machnąl na to ręką, jak Bruce był taki rozrywkowy niech sobie sam dozbiera resztę. Zresztą trzeba było kończyć bo już się całkiem ciemno zrobiło. - Ej, to było niezłe. Chodzisz na jakieś karate albo coś takiego? - rzucił zaciekawiony do drugiego zbieracza chrustu gdy zostawili za sobą Bruce'a i wchodzili do obozu. Musiał przyznać, że widok powalonego żartownisia i błyskawiczna reakcja łysego brodacza całkiem go usatysfakcjonowały.


---



Akurat jak skońćzyli nosić reszta też chyba skończyła swoje zadania. Płonęło już ognisko i dolatywał zapach jedzenia. Po tym całym dniu Frank czuł sie głodny jak wilk i bardzo chętnie wreszcie spoczął na jakimś kawałku powalonego pnia. - Dobre było. - rzucił chwaląc wysiłek kuchenny Bobby'ego i Ange których widział wcześniej jak się za tym krzątają. W sumie nieźle im chyba poszło. Każdy zajął się jakoś kwałkiem roboty to się i nie narobili za specjalnie i jakoś ten obóz "się zrobił". Kto wie, może się całkiem niezła ekipa zebrała i będzie co potem wspominać. Ale prawie od razu gdy miłe ciepło posiłku rozlało mu się przyjemnie w żołądku gdzie promieniowało energią na resztę zmęczonego ciała poczuł jednak charakterystyczny efekt uboczny. Czyli zachciało mu się spać. Zresztą cały dzień na wodzie też miał pewnie coś z tym wspólnego. - To ja spadam do siebie. To do rana. - rzucił jeszcze razem z machnięciem reki na pożegnanie reszcie towarzystwa, wstał i poszedł do swojego namiotu zagrzebać się w spiwór i spać do rana. Nie wątpił, że nawet jakby zaspał to reszta go obudzi. A jakby wszyscy zaspali i ruszyli później też by się nie pogniewał.



---



- O kurwa! Co jest!? - pobudka była ale nie taka jakiej się spodziewał. Słyszał jakieś ryki dzikiej bestii. ~ Kurwa to ten grizzly! ~ pomyślał z bijącym ze strachu sercem. Za cholerę nie chciał dać się złapać w pułapce namiotu zamotany w swój spiwór! Nie usmiechało mu się zdawać na łaskę i pomysłowość niedźwiedzia. Słyszał też co gorsza trzask rozszarpywanego materiału zupełnie jakby niedźwiedź dorwał się do jakiegoś namiotu. Słyszał wrzaski i bieganinę na zewnątrz. Słyszał kogoś, chyba teco Connora jak coś darł się o kajakach. To dobry pomysł był. W razie czego odpłynął na wodę a potem się pomyśli. Ale najpierw...

Odpiąć plecak i złapać lighstick. Złamać gdy się nim podpierał wygrzebując się z posłania. Już sie zaczynał żarzyć żółtawą poświatą więc ku wyjściu z namiotu. Teraz już coś widać. Złapać za kurtkę i buty. Przejśc przez wejście namiotu. Chłód nocnego powietrza, sylwetki namiotów, jakies biegające sylwetki i ognisko. Nawet teraz widział żar jaki z niego się dobywał. Szybko do niego! Pare kroków już jeden rękaw kurtki na sobie. Dobrze wyjąć latarkę. Ale potrzeba wolnej reki. Ktoś tam się drze, chyba "Bear". Ma kłopoty. Cisnąć w tamtą stronę lighstick to sie zwolni dłoń. Przyklęknąć przy ogniski, włożyć buty bez wiązania. Odpalić latarkę. I sięgnąć po większe polano z ogniska. Już znowu na nogach. Pomachać kijem może się rozpali. Zwierzęta boją sie ognia przecież. I poświecić jeszcze światłem latarki. Może się przestraszy. W końcu ostre, skumulowane światło. Albo oslepi na chwilę. A potem do kajaków i w razie czego to na wodę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-02-2016, 21:08   #34
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przy gotowaniu Bobby nie odzywał się za wiele. Tak było łatwiej. Robić polecenia w milczeniu i z uśmiechem na twarzt. Pomagał przy gotowaniu na tyle ile mógł. Robił już takie rzeczy gdy był młodszy.. choć składało się na to częściej oprawianie zwierzyny, niż szatkowanie warzyw. Było miło tak siedzieć blisko Ange i patrzeć jak się krząta.Było coś uroczego w jej energicznych ruchach.
Piwa nie wypił za wiele, jeszcze mniej mówił siedząc przy ognisku i słuchając jak reszta rozmawia.
Bear nie był typem salonowego lwa, a choć już dawno wyleczył się z wstydu za swą wadę wymowy (dając łomot każdemu dzieciakowi który się z niego naśmiewał) to bynajmniej nie stał gadułą.
Z Bruce’m też nie bardzo wiedział o czym ma rozmawiać. Ot… płynął w parze z jego siostrą. To zbyt mało, by Bruce musiał z nim przeprowadzić poważną męską rozmowę. A sytuacja w jakiej się znajdowali sprawiała, że przyzwoitka w ogóle nie była potrzebna. Bardziej to “Bear” współczuł Bruce’owi, który pewnie wolałby być ze swoją dziewczyną w bardziej romantycznym miejscu. Co to bowiem za zabawa udać się z dziewczyną na wyprawę, by ostateczności okupować namiot z brodatym facetem, którego się nawet nie znało.


Ryk, trzask materiału. Cholera!
Niedźwiedź? Tutaj?
Cholera!
Bobby klął w duchu, bo ciężko było mu ustami. Mount tego nie wiedział? Powinien wiedzieć, że na szlaku można było spotkać drapieżniki. Powinien ustalić warty przy ognisku. Powinien…
Nieważne. Spokój. Trzeba pomyśleć.
Co robić? Co robić? Co robić?! Wiedział!
- Cccicho…-wydukał Bobby szukając na oślep w bagażu małej skrzyneczki. Latarka na baterie słoneczne wylądowała w dłoniach Bruce’a.
- Ppoośw..ieeć.- rzekł Bear i dalej przeszukiwał nerwowo bagaż, aż w końcu pochwycił rękojeść.


Pistolet na race sygnałowe. Amunicji miał ledwie na trzy strzały. I sam pistolet nie służył jako broń, ale huk i światło powinny zaskoczyć i odstraszyć drapieżnika. Jeden strzał w powietrze, drugi w niedźwiedzia… choć Bobby liczył, że drugi strzał nie będzie potrzebny.
- Mmasz nnóż? Wyccinaamy… dździuurę z drugieej strrony nnamiottu.- Bobby’emu ciężko było zapanować nad strachem, tym bardziej że wiedział z czym ma do czynienia… prawdopodobnie.
Niedźwiedź… stary samiec chyba. Bo tylko takie mogły wedrzeć się do obozowiska z taką furią. Schorowany na tyle by nie móc polować na szybszą i zdrową zwierzynę. Pchany głodem wybierał łatwe ofiary, ludzi.
Przed takim zagrożeniem… nie dało się specjalnie uciec. Był za szybki, wspinał się dobrze po drzewach i pływał lepiej niż ludzie. Kajakiem można było uciec, o ile zdoła się nabrać prędkości zanim niedźwiedź do niego dopłynie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-02-2016, 21:26   #35
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Ange proponując Bearowi dzielenie namiotu z Brucem, wcale nie myślałą o jakiejś przyzwoitce czy męskich rozmowach. Matko, wolałaby wręcz, żeby o niej nie gadali, bo już większa siara spotkać by jej nie mogła. Uważała po prostu, że Bobby to miły człowiek i zasługuje na to, by ktoś nie patrzył na to jak mówi, a na to jakim jest człowiekiem; a był dobrym. Bruce zaś nie należał do tych "szkolnych gwiazd", co to znęcali się nad słabszymi i osobami mającymi jakieś wady. Co prawda był wesoły, był zabawny, był lubiany, ale po prostu nie był bucem. I tyle.

Piwa nie piła, bo to niezdrowe. Piła wodę i to jej wystarczyło. Numer, jaki Bruce wywinął w lesie, spotkał się z jej dezaprobatą i spojrzeniem w stylu "serio?". Nie miała zamiaru go karcić, bo najwidoczniej John już mu spuścił manto. W sumie, to i dobrze, Bruce mógłby się w końcu nauczyć odrobiny odpowiedzialności i powagi.. Albo to Ange mogłaby się nauczyć wyluzować, a nie siedzieć jakby kij połknęła.

Synchronizacja, w jakiej dziewczyny gwałtownie podniosły się ze spania była niepokojąca. Podobnie jak chude łapsko o długich, cienkich palcach, które sięgało po amulet.
- Arisa... - szepnęła jedynie brunetka, przełykając nerwowo ślinę. Chciała spytać, czy ta widzi to samo, ale porozumiewawcze spojrzenie dwójki kobiet było wystarczająco wymowne. Ange wyrwała łapacz snów i cisnęła nim przez otwór namiotu na zewnątrz, nie chcąc mieć z tym nic wspólnego. Wygrzebała się ze śpiwora, kiedy wokół dobiegały ją krzyki przerażenia. I to chyba w tym wszytskim było najgorsze, że nie wiedziały co się dzieje z resztą. Szybko założyła buty, narzuciła kurtkę. Z bocznej kieszonki plecaka wyjęła nóż myśliwski i rozcięła tylną powłokę namiotu
- Arisa, wiej!! - krzyknęła na Japonkę, popędzając ją i niemal wypychając z namiotu. Sama zaś chwyciła latarkę i wyszła tuż za nią.
Na zewnątrz widziała innych; czyli żyli, a to dobry znak. Nie widziała nigdzie niedźwiedzia; a to już gorszy znak.

Świecąc latarką dookoła udała się za poleceniem Connora, chwytając Arisę za rękę i ciągnąć ją za sobą. Nie było czasu na głupie wyczyny i popisywanie się, jeśli to grizzly, sytuacja była niemal przegrana.
- Bruce, rusz się! - dodała jedynie na tyle głośno, by brat ją słyszał. Musiała wraz z Arisą dobiec do reszty... Reszty osób, które miały stać nad wodą przy kajakach. Oby tylko jej brat nie próbował zgrywać bohatera.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 01-02-2016, 23:43   #36
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Dziewczyna z uśmiechem przyjacielskiego politowania patrzyła na Bruca. Z jej ust nie wyleciały żadne kąśliwe uwagi, ironiczne komentarze, czy zabawne złośliwości. Była od tego daleka. Facet wydarł się na tyle głośno, że musiał to poczuć, acz nie wyglądał na wymagającego specyficznej opieki. Nie trzeba było go pouczać, czy drążyć tematu. Powinien już wyciągnąć wnioski, że następnym razem, albo będzie musiał sobie odpuścić, albo bardziej postarać... albo mieć oko na przypakowanego brodacza buraka.

- Trzymaj - odezwała się porozumiewawczo do niego podając jedno z piw Mounta. Przewodnik miał jajca taszczyć je przez połowę dnia na spółę z okularnikiem. Jego prywatny komentarz mógł być dość ciekawy. Niemniej zimne piwo było bardzo trafioną propozycją i nawet pokrywało się z nieokreślonymi marzeniami na spędzenie wolniejszego czasu odpoczynku.

* * *

Ciśnienie wypełniło ją jak eksplozja poduszki powietrznej samochodu. Druga noc z rzędu nie powinna być taka sama, jak poprzednia. Ta nie wiedzieć czemu, była gorsza...

- Amulet... - wymamrotała nieskładnie nie wiedząc nawet, czy odezwała się na głos, czy pozostało to w jej myślach.

Głowa na chwilę zacięła się przy analizowaniu obrazu. Tak gwałtowne wyrwanie ze snu mogło mieć różne konsekwencje, a zwidy były jedną z nich. Jednak... Czy coś mogło ruszać się w tak charakterystyczny sposób... W NAMIOCIE? Co do cholery...

"N~nie! Dziewczyno!!! To nie działa w ten sposób!" - krzyknęła w myślach, gdy wyszło podejście Ange do jakże wielce interesującego ją tematu. Łapacz snów wyfrunął poza namiot... Toż to było jak odrzucenie tarczy, "bo w nią strzelają"! Gdzie tu sens, gdzie tu logika?! Jak można było nie widzieć, że zamiast rzucić się na dziewczyny, duch rzucił się na amulet... No jak?! Arisa chciała polecieć w przód namiotu, by odzyskać coś, co nie powinno fruwać jak śmieć. Powstrzymało ją ramię brunetki. Nie było czasu na tłumaczenia, czy siłowanie się. Musiały się zbierać w trybie natychmiastowym.

- Do wody... Migiem! - podsumowała jeszcze przed tym, jak głos jednego z dryblasów przeszył obozowisko wskazując punkt ewakuacyjny.

Ewakuacja natomiast w takich warunkach musiała zostać przeprowadzona z nieco inną procedurą niż w standardowym cywilizowanym mieście. Należało ubrać się odpowiednio do chłodniejszej temperatury nocy, wziąć pod uwagę kontakt z wodą bez odpowiednio przygotowanego stroju i opcję na niepowróceniu do obozu. Używana tego wieczora czołówka wylądowała na głowie ponownie. Plecak musiał zostać zabrany. Z jego zawartością można było przetrwać, zawiadomić ewentualną pomoc. Nie chodziło o ich wartość materialną, lecz zastosowanie praktyczne. W sumie obojętnie, co w nim by się nie znajdowało, swoim gabarytem mógł odegrać rolę, w której zamiast rozszarpania człowieka mógł zostać rozszarpany materiał. Natomiast dla tych, którzy jeszcze nie wiedzieli jak "zaginął" Bart a byli przeciwni hipotezie "wpier*olił do niedźwiedź" Arisa mogła zaproponować terapię wstrząsową przypakowanego brodacza buraka. Zagadka została rozwiązana przez Japonkę jeszcze przed tym jak zabrała się za jej analizowanie. Doskonale...

Arisa, nie mając swojego pierwszego łapacza snów, nieomieszkała po drodze wyposażyć się w drugi, który musiał pogodzić się ze stanowiskiem zastępcy. W końcu amulet miał chronić i z tego, co wychodziło, chronił.

- Bruce! - krzyczała w biegu.

Potrzebowała jakiegokolwiek odzewu z jego strony. Starała się zlokalizować chłopaka, choć nie tylko ten był w jej zakresie zainteresowań. Estymacja zagrożenia polegała na identyfikacji punktu krytycznego, którym rzeczjasna był niedźwiedź. Bo skąd wiedzieć, gdzie uciekać, jeśli nie wie się gdzie jest niebezpiecznie?
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 02-02-2016 o 18:38.
Proxy jest offline  
Stary 02-02-2016, 18:19   #37
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
- It’s just a prank bro. Just a prank! - krzyczał przyciśnięty do ziemi Bruce. Ze wszystkich możliwych reakcji, nie spodziewał się, że to on zostanie zaskoczony przez Johna. - Puść mnie!

W końcu John posłuchał, a Bruce wstał otrzepując się z ziemi. Podczas niespodziewanego upadku, coś strzyknęło mu w kościach, jednak ból szybko się rozszedł. Z wyrzutem spojrzał na napastnika i rozłożył ręce.

- W prawdzie był to niezły chwyt, ale nie mógłbyś choć na chwilę wyluzować? Na żartach się nie znasz? Ał. Już wolałbym trafić na gryzzlyego.

Kawał się nie udał. Bruce musiał to przyznać, lecz w żadnym razie nie czuł się z tego powodu zażenowania. Najwyraźniej po prostu trafił na osoby, których poczucie humoru mocno różniło się od jego i nie potrafiły podchodzić do takich sytuacji z dystansem. Na zakończenie wziął kilka patyków i tajemniczy talizman ze sobą, pozostawiając je później przy ognisku w obozie. Resztę czasu spędził na spożywaniu piwa i rozmowach ze wszystkimi, zapominając o całym incydencie.


* * *


Czyżby jednak Frank i John mieli w sobie nieco poczucia humoru? Pierwszą myślą, która przyszła Bruce’owi do głowy, kiedy coś zaczęło ciągnąć jego śpiwór, był możliwość, że to właśnie oni próbują się na nim zemścić, mimo, że jego kawał ostatecznie nie doszedł do skutku. Jednak szybko uświadomił sobie, że jest w błędzie. Potwornym błędzie. Krzyknął, już całkowicie rozbudzony. Słysząc dziki ryk, odnalazł szybko zamek śpiwora i niemalże wyskoczył z niego.

Słyszał zwierzęce ryki. Słyszał krzyki. Nie miał problemu wyłapać wśród nich głosu dziewczyn. Serce zaczęło mu bić jeszcze szybciej. Prędko sięgnął do plecaka po nóż i latarkę, a następnie pewnie wybiegłby na zewnątrz, gdyby nie reakcja Bobby’ego. Pistolet na race! Bruce nie miał czasu pogratulować Bear’owi genialnego pomysłu. Posłuchał go natomiast i, zamiast wybiec wprost w objęcia niedźwiedzia, rzucił się na tył namiotu i zaczął go rozcinać.

- Muszę znaleźć najpierw Arise i Ange!

Nie musiał jednak długo szukać. Już wkrótce usłyszał swoje imię wykrzykiwane przez dziewczyny.

- Tu jestem! - krzyczał. Miał zamiar je dogonić i razem z nimi ruszyć w stronę kajaków. Spływ w środku nocy, na bank nie skończy się dla nich za dobrze, jednak pozostanie w tym miejscu, również oznaczało dla nich marny koniec. Nie miał zamiaru jednak umierać, ani pozwolić na to, by dziewczyną się coś stało.
 
Hazard jest offline  
Stary 03-02-2016, 17:08   #38
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Zamglonym, sennym wzrokiem oglądał scenę jak ze starego horroru. Oglądał ją obojętnie tak jak i obojętnie ogląda się kiepski film. Musiało minąć kilka chwil, kilka uderzeń serca nim proste impulsy przesyłane przez oczy zostaną zmienione w wyraźna informację i trafią do świadomości. Jeszcze chwila by powrócił odpowiedź.
Dla Arona czas zwolnił, czuł powoli narastającą panikę kiedy do świadomości dobijało się wściekle jedno słowo:

- Niedźwiedź!

Krzyknął ile sił w płucach i oszalały ze strachu próbował się wydostać ze śpiwora. Miotał się niczym ryba wyrzucona na brzeg. Wszystkie zmysły krzyczały jak oszalałe “UCIEKAJ!”. Nie mogąc znaleźć zapięcia śpiworu po prostu go rozerwał. Rzucił się do ucieczki nie zważając na nikogo i na nic, byle jak najdalej od zagrożenia.
Wpadł na ścianę namiotu i w panice, pół przytomny wierząc, że i jego złapała bestia zaczął drzeć się ze wszystkich sił. Szamotał się przy tym i coraz bardziej zaplątywał przez co jego panika jeszcze bardziej narastała.
 
Googolplex jest offline  
Stary 03-02-2016, 20:50   #39
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
W środku nocy obudziły ich czyjeś wrzaski. Pierwszą myślą jaka przebiegła przez głowę Johna było to, że któryś z obozowiczów za dużo wypił i po prostu drze mordę, korzystając z tego, że są w środku lasu. Niektórzy byli od niego sporo młodsi, był w stanie zrozumieć, że musieli się wyszaleć, ale po tak ciężkim dniu, zwyczajnie chciał się wyspać. Dlatego też podniósł się z posłania z kolejną myślą w głowie, a ta brzmiała tak, że wcześniej odpuszczał im straszenie i głupie kawały, ale tym razem bez dania w ryj się nie obejdzie.
Coś jednak było nie tak, kiedy przetarł oczy i jego umysł opuściła przysłowiowa "senna mgiełka", zauważył, że Frank jakoś dziwnie się zachowuje. Tym razem coś naprawdę się stało, więc trzeba było działać. Któryś z kolegów wydzierał się pokrzykując coś o niedźwiedziu. Smith odruchowo zaczął grzebać w swojej torbie, na samym wierzchu miał schowaną dużą latarkę, którą od biedy można było dać komuś w łeb. Chwilę później włączył ją oświetlając wnętrze namiotu, w którym jeszcze siedział Frank i kombinował coś ze swoim bagażem.
John zastanowił się jak najprościej przepędzić niedźwiedzia, scyzoryk raczej odpadał... Jego wzrok spoczął na jego grubym, skórzanym pasie. Pochwycił go i złapał w taki sposób jakby chciał nim stłuc dupę niegrzecznego dziecka, aż do gołej kości. Nie marnował czasu na zakładanie spodni.
- Gdzie ta kurwa?! -
Zakrzyknął bojowo wyskakując z namiotu w samych gaciach i t-shircie. Uzbrojony w gruby, prowizoryczny pejcz, który trzymał w swej prawicy i zapaloną latarkę, dzierżoną w drugiej ręce. W ostateczności był gotów kilka razy zdzielić niedźwiedzia pasem, i miał nadzieję, że tamten ucieknie. Drugą częścią strategii którą na spontanie obmyślił było świecenie zwierzęciu po oczach co też mogłoby go zdezorientować i odstraszyć. W ostateczności, był też skłonny rzucić się do ucieczki tak jak część towarzystwa, która z tego co mu się zdawało, pobiegła w stronę kajaków. Wszystko zależało od tego jak bardzo duży okaże się ten tajemniczy zwierz.
 

Ostatnio edytowane przez Komiko : 03-02-2016 o 20:57.
Komiko jest offline  
Stary 03-02-2016, 22:36   #40
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Dupa, nie niedźwiedź!

To była pierwsza myśl, jaka pojawiła się w głowach tych osób, które miały okazję wyjść przed namiot i zobaczyć to, co czaiło się w ciemnościach.
Światło rzuconej pałeczki świetlnej oraz latarek ukazało COŚ. Jakieś zwierzę, nieznanego im gatunku, ze świecącymi jak piekielne latarnie ślepiami, z rogatą czaszką, nieco przypominającą czaszkę użytą, jako talizman. Poza tym nie miało pyska, lecz nagą kość, zakończoną szczęką z zębiskami, niczym dłuta. Stwór wyglądał jak przerośnięty człowiek w masce – półnagi, okryty jakimiś trudnymi do zidentyfikowania szmatami – ale w jego zachowaniu trudno było dopatrzyć się czegokolwiek ludzkiego. Pochylony nad śpiworem rozrywał go, rycząc dziko, na drobne kawałki. Łapskami, które kończyły długie, mordercze szpony.

COŚ.

Wszyscy wybiegli z namiotów. Ci którzy wybrali główne wyjścia – Connor, Mikołaj, Frank - mieli okazję zobaczyć stwora. Przyglądali mu się tylko przez ułamek sekundy – tej groteskowej pokrace rozdzierającej na kawałki śpiwór w dzikim zapamiętaniu. I to oni pierwsi zorientowali się, że potwór ma towarzysza. Gdzieś, pośród drzew, w ciemnościach nocy wrzeszczał z bólu Mount, a jego wrzaskom towarzyszyły ryki i przyprawiający o mdłości, wilgotny, śliski odgłos rozrywanego ciała i chlustającej krwi.

Światło latarki Franka zatrzymało się na rogatym stworze, który w tym momencie przerwał niszczenie śpiwora i uniósł kościaną czaszkę, wpatrując się gorejącymi ślepiami prosto w trzymającego latarkę człowieka.

I wtedy potężny blask – światło wystrzelonej racy – trafił rogatą kreaturę, a kiedy flara wystrzelona przez Bobby’ego rozbłysła niczym mała gwiazda – bestia wydała z siebie przeraźliwy wrzask i … rozwiała się, niczym … niczym dym. Bear mógł tylko stanąć z rozdziawioną buzią, ja zresztą inne osoby, które – chociaż niezbyt wyraźnie przez nagły rozbłysk flary – widziały to, co stało się z kreaturą.

Arisa i Angelique zamarły, zapomniały o tym, ze mają biec w ciemność, do kajaków. Zobaczyły Bruce’a, który stał z tyłu namiotu – najwyraźniej wyciął sobie w nim przejście – i wypatrywał ich rozglądając się dziko wokół. Szybko się znaleźli. Zwrócili uwagę krzykami.

Aaron i John wyszli ze swoich namiotów najpóźniej, ze wszystkich. Potężny John rozglądał się z pasem w jednej ręce i latarką w drugiej za zagrożeniem i nawet fakt, ze jest w samych bokserkach, nie odbierał mu waleczności. Tylko, nie miał przed kim się opędzać. Nie miał przed kim bronić. Nie miał z kim bić.

Z gęstwiny krzaków, w której znikł Mount rozległ się cichy, bolesny, przeciągły jęk. A potem nagłe ni to skowyt, ni to skrzek, ni to wrzask, który paraliżował wolę, studził zapał, by pobiec z pomocą, by poświecić latarką w mrok, pomiędzy drzewa.

I nagle wrzask ucichł. I pozostał tylko cichy jęk dochodzący do nich z krzaków. Jęk poranionego człowieka.

Księżyc przebił się przez ciężkie chmury i drzewa wypełniając przestrzeń czarnego lasu srebrzystą koroną światła.



Gdzieś, spomiędzy drzew znów usłyszeli dziwne poświstywania, szepty, klekotania. Jak wcześniej, gdy zasypiali w namiotach.

Wizgi. Szelesty. Szurania. Dochodzące z ciemności. Spomiędzy drzew.

Niepokojące. Złowrogie. Nienaturalne.

Szszszszsz….sssss….
Klek-klik-klak. Klik-klek-klak
Wiiii-wiiuuu-wiiiuuu
Trzask. Trzaaaask. Trach.

Ssą …. Tutaj…. Sssssmmmaczne…..

Nassszzeeeeee….

Sssssąąą…. Tuuuuuuu…..
Ostatni dźwięk blisko, jak dęcie w szyjkę butelki wydobywające się wprost z zawieszonego na pobliskiej gałęzi łapacza snów.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172