Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2016, 22:09   #11
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Pierwsze, co zrobił po wyjściu z sypialni, to wymacał przy drzwiach włącznik. Energooszczędne żarówki wlały na całej długości korytarza wątłe światło, które z każdą chwilą nabierało wyrazu, rozgrzewając się do pełnej mocy, a Aiden stał przy drzwiach, niczym figura woskowa i nasłuchiwał, jakby spodziewając się... sam w sumie nie wiedział czego. Przez chwilę się wahał, po czym ruszył korytarzem. O dziwo, temperatura wróciła do normy i przestał dygotać. To było dziwne. Podejrzane. Nigdy wcześniej nic takiego nie miało tu miejsca. Pofilaktycznie sprawdził dwie sypialnie gościnne, ale niczego podejrzanego nie odkrył. Bo i w sumie co miał odkryć? Umysł podrzucał mu dziwne scenariusze, ale przecież nic się nie działo. Był w domu sam. Nikt się nie włamał, nikt nie chciał go zamordować. Dlaczego więc czuł się tak nieswojo?

Zamknął za sobą drzwi pokoju gościnnego i wrócił do zejścia ze schodów, które w dolnej części znikały w mroku, którego nie obejmowały żarówki z żyrandola na piętrze. Pierwszą myślą było wrócić do łóżka, ale coś mu podpowiadało, żeby jednak sprawdzić parter. Westchnął ciężko i ruszył na dół, omijając skrzypiące schodki i od razu przypominając sobie, jak za dzieciaka zjeżdżał po poręczy, dostarczając rodzicom nie lada atrakcji, zwłaszcza, że balustrada na dole była całkiem wysoko względem podłogi. Teraz pewnie musiałby się odpychać nogą, żeby przejechać choć parę centymetrów. Ach, te wspomnienia. Intuicyjnie przeskoczył skrzypiące schody i aż lodowate igiełki przeszły mu wzdłuż kręgosłupa, gdy usłyszał za sobą charakterystyczne naprężenie desek. Zupełnie, jakby ktoś schodził za nim! Zeskoczył szybko na parter i na południowej ścianie, nieopodal schodów, przydusił włącznik. Żółte światło rozświetliło szybko korytarz i połączony z nim kinkiet na tyłach domu.


Nikogo nie było. Nikt za nim nie schodził. Aiden westchnął ciężko i przejechał dłonią po włosach. Pewnie mu się tylko wydawało, w końcu umysł potrafił kręcić swoje własne filmy, podatny na odpowiedni grunt. Przez dłuższą chwilę nasłuchiwał, ale jedyne, co doszło jego uszu, to miarowe klikanie zegara z kukułką wiszącego w salonie i wiatr uderzający o nieszczelne okna kuchni. Na wszelki wypadek sprawdził drzwi wejściowe, przyduszając klamkę - były zamknięte. Przeszedł się jeszcze po parterze, sprawdzając wszystkie pomieszczenia, po czym ruszył na górę, do sypialni. Dobrze, że zawczasu wziął sobie urlop i rano nie musiał wstawać do roboty, bo był prawie pewien, że nie zmruży oka do rana. Ilekroć odwiedzał dziadków, nigdy nie zdarzyło się, żeby w miejscu, w którym spał temperatura spadła aż tak drastycznie i żeby słyszał jakieś podejrzane odgłosy. Jedynym wyjściem było zadzwonić z rana do mamy i umówić się z nią na lunch, żeby delikatnie wypytać o to, czy kiedyś miała do czynienia z podobną sytuacją.
 
Kenshi jest offline  
Stary 03-11-2016, 17:52   #12
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Siedzisz na obiedzie. Tylko ty i twoi teściowie. Nikt więcej. Atmosfera wkoło jest nieznośnie gęsta. Twoje ruchy są spowolnione, zupełnie jakby ktoś zastąpił przyjazne powietrze gęstym kisielem. Wkładasz wysiłek w każdy ruch i już po chwili masz serdecznie dość. A obiad dopiero się rozpoczął.

Na domiar złego, kilka dni wcześniej, nie zjawił się żaden skurwiel - włamywacz. Jak są potrzebni, nie pojawi się żaden pomimo otwartych drzwi, niewłączonego alarmu i twojego długotrwałego pobytu w pubie.

Prócz grzecznościowych zwrotów w stylu: "podaj, jeśli możesz, ...", "proszę", "czy smakuje ci..." czy "wspaniałe", nie pada ani jedno słowo. Pustomowa dla skrócenia nieuchronnej, niezręcznej ciszy, w którym tabu Ann nie ma sił się przedostać. Bo wszyscy próbują się jakoś trzymać i choć męczysz się bardziej niż na katuszach u terrorystów, też stosujesz podobną taktykę.

Obiad mija danie po daniu. Teściowa kolejnymi talerzami stara się odwlec nieuniknione. Przystawka, druga przystawka, pierwsze danie, drugie danie i w końcu deser. Z ledwością wpychasz w siebie kolejną łyżeczkę czekoladowego tortu lodowego. Wiesz, że nie jesteś osamotniony, lecz wszyscy jedzą.

Jeszcze jedna próba przedłużenia w postaci: "Może coś do picia?", ale wiesz, że ceremoniał się kończy. Kończą się wymówki dla nieporuszania tabu.
Prosisz o melisę. Teściowie patrzą po sobie. Teść prosi o to samo i po kilku minutach trzy filiżanki z naparem znajdują się na stole.

Widzisz jak oboje piją powoli, małymi łyczkami. Wypijasz duszkiem zdając sobie sprawę z tego, iż dalsze przeciąganie sprawy całkowicie pozbawione jest sensu.
Teściowie biorą większy łyk. Chwilę później wszystko się zaczyna. W tej chwili zazdrościsz kumplom w Afganistanie.

Teściowa ostatecznie się poddała i rozbeczała kryjąc twarz w rękach. Teść obejmuje ją, choć zdajesz sobie sprawę z tego, że sam tego potrzebuje. Wiesz to, choć opierasz czoło na dwóch pięściach, bo też tego chcesz. Tylko, że tobie nikt nie zaoferuje takiej pociechy, bo Ann już nie ma. A to tylko pogarsza całą sytuację.

Nie masz ochoty mówić o Ann. Zdajesz sobie sprawę z bezcelowości takiej rozmowy, więc po prostu pytasz kiedy masz się wynieść, choć nie brzmisz tak, jak tego pragniesz.
Szloch na chwilę ustaje. Wyraz twarzy teściów wskazuje, że nie rozmawiali o tym jeszcze.

Stwierdzasz, że już szukasz, ale potrzebujesz jeszcze trochę czasu. Dodajesz, że nie będziesz miał im za złe, jeśli mimo wszystko poproszą o natychmiastowe wyprowadzenie się.
Przypominają ci, iż dom jest przepisany na Ann, ale to prezent ślubny, czyli jest również twój i nie mają zamiaru ci go odbierać. Ty nie wiesz czy się z tego powodu cieszyć, czy wprost przeciwnie. W tym domu wspomnienia kryły się wszędzie.

Po chwilowym oporze, który wypada wznieść, dziękujesz za hojność. Rozmawiacie jeszcze przez chwilę na neutralne tematy, ale wszystko jest sztucznie sztywne. Wypalasz swoją przygotowaną wcześniej wymówkę do wcześniejszego wyjścia, żegnasz się i wychodzisz.

Czujesz na nosie uderzenie wielkiej kropli zwiastującej burzę. Drzewa chwieją się coraz mocniej.
Tego brakowało...




Dlaczego pan uciekł przez okno?
Czy to nie oczywiste? Bo było otwarte. I mgła mnie goniła.

Wpadł do sypialni wiedząc, iż jest całkowicie przestawiony na tryb szaleńca. Aktualnie jednak nie jest groźny dla otoczenia, więc wolał przeczekać aż wszystkie symptomy miną. Nie był pewien czy wchodzenie w ten świat miało mu pomóc, ale niezwykle silny instynkt przetrwania zakazywał mu czekania na mgłę.

Zapewne była zwyczajnym oparem atmosferycznym, ale przez poczucie, że coś jest z nią nie w porządku musiał działać. Nie przeżyłby bezczynności w momencie, w którym coś w nim czuje płynące zagrożenie. Nawet, jeśli zagrożenie jest urojone.
Z resztą, akcja zawsze miała w sobie coś uspokajającego.

Otworzył szafę. Szybkim, płynnym ruchem założył na siebie wojskową kurtkę z polarową podpinką. Pistolet zza gumki piżamy spoczął w kaburze.
Dobry żołnierz, to przygotowany żołnierz.
Wrzucił schludnie złożone ubranie do plecaka razem z nożyczkami. Zarzucił go na plecy i wsunął stopy w zapasowe, militarne buty. Czasem ogień karabinowy zrywa na nogi i nie ma czasu na dokładne wiązanie. Obiema rękami chwyta się sznurówki butów, ciągnie z całej siły, dwoma błyskawicznymi wiązaniami sprawia, by nie spadły z nóg i idzie na wojnę.

Okoliczności dziwnie pasowały mu do konieczności pośpiechu. Wyskoczył za okno, lądując na dachówkach. Stąd mógł przyjrzeć się sytuacji nieco dokładniej i zdecydować o dalszych posunięciach.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 03-11-2016, 18:47   #13
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Eric



Sytuacja zaś prezentowała się nader… normalnie. Spowity mdłym światłem las pogrążony był we śnie. Okoliczne domy sprawiały wrażenie uśpionych karłów, które przysiadły wśród drzew i siedząc usnęły. Tylko w jednym paliło się światło.
Mgła, gęsta, aczkolwiek nie na tyle by całkowicie uniemożliwić obserwację, wisiała nad lasem niczym całun pogrzebowy. Panował chłód, jednak zdecydowanie nie taki, który mrozi krew w żyłach i sprawia, że ma się ochotę natychmiast wrócić do domu. Nie, na dobrą sprawę rzec by można iż było niemal ciepło. Niemal…
Mężczyzna, przykucnięty na dachu, miał dość dobry widok na najbliższe otoczenie. Nigdzie w promieniu jego wzroku, nie widać było żadnego przeciwnika. Także i ten, który zdawał się na niego polować, nie pokazał się w drzwiach sypialni by dalej ścigać swą ofiarę. Eric czuł jednak ów chłód sunący powoli wzdłuż kręgosłupa, mówiący że wciąż coś było nie tak. Irracjonalne wrażenie nie pozwalało mięśniom na rozluźnienie, trzymając je w stalowym uścisku strachu, niczym w imadle. Czym jednak owe zagrożenie było, tego nie wiedział.


- Eeeerrrriiiccc….


Usłyszał swe imię tuż przy prawym uchu. Ni to szept, ni jęk czy zduszony krzyk. Włoski na karku stanęły dęba czując lodowate muśnięcie powietrza. W głowie wirowała uparta myśl. Uciekaj… Uciekaj… Uciekaj… Tylko gdzie?




Aiden



Sypialnia przywitała go przytulnym ciepłem promieniującym z kaloryfera. Po lodowatej temperaturze nie pozostał nawet ślad. Wszystko zdawało się być dokładnie tak jak powinno. Zegar wskazywał 2:25 nad ranem, za oknem królowała mgła przez którą nieśmiało próbował przebić się księżyc. Świat spał, podobnie jak spać powinien i on. Łóżko wzywało swym nieodpartym czarem w postaci wygodnego materaca, miękkiej kołdry i przytulnej poduszki. Po duchach i strachach nie został nawet ślad. Czy na pewno istniały?
Odłożywszy szlafrok na jego miejsce i położywszy się z powrotem, Aiden mógł spokojnie pomyśleć, że nie. Owe nierzeczywiste wrażenia już teraz zaczynały walczyć z racjonalnym umysłem współczesnego człowieka. Walka, w której zwykle ów umysł wygrywał. Czy jednak wygrać miał i tym razem, gdy za oknem panowała noc odziana w mleczną szatę mgły?
Aidan mógł liczyć na to, ze tak, do chwili w której jego uszy nie wyłapały dźwięku, który nijak nie współgrał ze zwyczajowymi jękami starego domu. Ciągły, upiorny zgrzyt. Ktoś z premedytacją przejeżdżał pazurami po tablicy. Tylko, ze w domu nie było tablicy… Odgłos docierał do niego od strony okna i to tam zwróciło się spojrzenie mężczyzny. Na szybie, mniej więcej w połowie wysokości, pojawiły się rysy. Pięć wyraźnych linii biegnących w poprzek. Linii, wyrysowanych dłonią, której nie było widać.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-11-2016, 20:26   #14
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Kamień spadł mu nieco z serca, gdy po powrocie do sypialni okazało się, że temperatura wróciła do normy. Z drugiej strony, wciąż zastanawiało go, co tu się działo - nie wierzył w duchy, choć za małolata czytał, że na Wyspach zdarzały się nawiedzenia, zawsze jednak uważał, że to zwykła pogoń za sensacją i głupoty dla łatwiowiernych. Pierwszy raz doświadczał czegoś, co nie dało podeprzeć się żadną logiką, żadnymi sensownymi argumentami. Raz jeszcze podszedł do okna, ziewając przeciągle - na zewnątrz podniosła się gęsta mgła, a okolica wyglądała dość upiornie.

Przetarł piekące oczy i położył się do łóżka. Ciało domagało się snu, ale umysł mimo wszystko analizował to, co się wydarzyło przed kilkoma minutami, pozostając czujnym i aktywnym. Aiden nakrył się kołdrą i próbował zasnąć, ale sen nie przychodził. Nie dziwił się, ta sytuacja zupełnie wybiła go z rytmu i rozbudziła. Ledwo przekręcił się na drugi bok, a jego uszu doszedł głośny, paskudny zgrzyt, na który aż się skrzywił, a moment później poderwał do pionu, zerkając w stronę źródła hałasu.

Oniemiał, gdy na szybie dostrzegł pięć wyrytych w szkle rys, a chwilę potem wystrzelił jak z procy z łóżka, niemal potykając się o łóżko.
- Co, do kurwy!!! - Krzyknął, choć bardziej zapiał niczym chłopiec z mutacją przez ściśnięte strachem gardło. Przez plecy przeszedł mu lodowaty dreszcz, a serce waliło, niczym skaczący po klatce królik.
Nie zastanawiał się, co się właśnie działo, tylko chwycił komórkę leżącą na szafce nocnej i wypadł z pokoju, zbiegając co drugi schodek na dół. Na samym dole prawa kostka nieco się przekręciła, ale zdołał utrzymać równowagę i jej sobie nie skręcić. Syknął tylko, gdy ból rozlał się nieprzyjemnie po stopie. W mig pozapalał na parterze światło i wskoczył do salonu, zerkając w stronę schodów.

Co-się-do-cholery-tutaj-działo! Czyżby w domu rzeczywiście objawiła się jakaś siła z innego świata? Duch? Ciężko mu było w to uwierzyć, ale najprawdopodobniej tak właśnie było, w końcu widział, jak rysy na szybie pojawiły się samoistnie, niczym wyryte przez niewidzialną dłoń. Setki myśli przelatywały mu przez głowę. Nie mógł zadzwonić do rodziców, ani tym bardziej do nich jechać, bo co by im powiedział? Że w domu straszy? Wzięliby go za wariata, a ojciec żartowałby sobie z niego przy każdej rodzinnej imprezie. Do sąsiadów też się przecież nie wprosi na nocleg, nie mówiąc już o dzwonieniu po znajomych, przecież był środek nocy.

Musiał zostać w domu. Przeczekać do rana, a potem pomyśleć, co dalej. Zamknął drzwi do salonu, zostawiając w korytarzu światło, po czym położył się na sofie, nasłuchując. Był pewny, że nie zaśnie do rana, ale co innego miał robić? Odpalił telewizor, wrzucając BBC, gdzie leciała powtórka jakiegoś filmu. Mało go to interesowało, ale przynajmniej przerwał tę paskudną ciszę. Co jakiś czas zerkał to na zegar na ścianie, to w stronę drzwi do salonu. Miał nadzieję, że nic podejrzanego już się nie zdarzy...
 
Kenshi jest offline  
Stary 06-11-2016, 00:07   #15
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nie możesz spać w sypialni na piętrze. Starasz się kolejny dzień, ale z równie gównianym skutkiem, co poprzednio. Zamykasz oczy na siłę i wiesz, że to nie zadziała. Cała senność natychmiast odpływa pozostawiając wyłącznie uczucie niepokoju i podświadomy nakaz zejścia na dół.

Przewalasz się z boku na bok i starasz nie myśleć. O niczym, a w szczególności odpychasz myśli o Ann, zaś one natarczywie wracają. Wiesz, że powinna tu być, dzielić się ciężarem własnej głowy, ciepłem ciała i wilgotnością płytkiego, miarowego oddechu z fazy rem.

Poddajesz się kolejną noc z rzędu. Schodzisz na dół, do piwnicy. Posłanie nie jest sprzątnięte tak na wszelki wypadek, gdyby ponownie przyszło ci tam zejść. Tak jest w istocie. Stawiasz krok za krokiem na schodach zmierzających na parter i zastanawiasz się co z tobą jest nie tak. Z każdym krokiem uświadamiasz sobie coraz więcej. Cisza i samotność ledwie pozwala odpłynąć. Uświadamiasz sobie, że brakuje ci obozowych odgłosów przerywanych pojedynczymi wystrzałami oraz przepoconych towarzyszy broni. Wiesz, że takie warunki kojarzą ci się z jakimś paradoksalnym poczuciem bezpieczeństwa. Przynajmniej poziom piwnicy pozwalał się nieco zrelaksować. To jedyne pomieszczenie, do którego warto uciekać w przypadku uderzenia bomby. Piętro to wybór najgorszy z możliwych.

Zdajesz sobie sprawę z tego, że nic ci tu nie grozi, ale zakodowane odruchy, reakcje i skojarzenia są zbyt silne, by móc je od razu przełamać. Może z czasem. Może. Ale nie tym razem.

Pokonujesz ostatnie stopnie wiodące na poziom poniżej poziomu ziemi. Między ogórkami kiszonymi, a grzybami marynowanymi znajduje się twoje łoże składające się z karimaty oraz śpiwora. Nawet poduszka uwiera cię w głowę, jeśli jest zbyt miękka. Kładziesz się i jeszcze raz, odruchowo, sprawdzasz stan pistoletu. Wyjmujesz magazynek. Sprawdzasz czy wszystko chodzi jak należy. Wkładasz magazynek, zabezpieczasz broń i umieszczasz pod twardym klockiem mającym posłużyć jako miejsce dla głowy. Umieszczasz go tam, ale nie puszczasz. Ręka została w tym samym miejscu.

Czujesz zamykające się z wolna powieki.
Teraz możesz iść spać.




Rozejrzał się szybko, odruchowo wyciągając broń. Nigdzie nie było jednak widać źródła dźwięku. Rozejrzał się uważnie. Również nic, jeśli nie liczyć mgły, od której uciekał.

Zacisnął zęby, zmuszając się ponownego umieszczenia pistoletu w kaburze. Sam podskoczył i podciągnął się na dach. Utrzymując równowagę na ugiętych nogach z pochyloną lekko sylwetką, zatrzymał się nieopodal krawędzi. Jedną ręką namacał zapasowe kluczyki do samochodu spoczywające w bocznej kieszeni. Wyciągnął je, zaś dołączoną do nich smycz przewiązał sobie na nadgarstku, by nie zgubić ich przy opuszczeniu się na garaż, a następnie na dach Forda.

Z najwyższego poziomu jego domu obserwował mgłę. Wiedział, że opar potrafił wlać się do jego salonu. Całkiem możliwe, iż był w stanie dostać się po schodach na górę. A czy będzie potrafił wspiąć się tak jak Eric?

Wydobył Leathermana. Nie miał najmniejszej ochoty schodzić na dół bez wyraźnego powodu. Jeśli będzie mu coś zagrażało, jeśli obłok dostanie się na jego poziom, będzie musiał się ewakuować. Otworzyć samochód pilotem, opuścić się na sklepienie garażu, a następnie na najwyższy punkt samochód. Stamtąd spróbuje uchylić drzwi, wślizgnąć się do środka, uruchomić silnik i skierować do miasta. Jeśli nie będzie to możliwe, to w tym właśnie celu przygotował multitool. Żeby wybić szyberdach, choć wolałby tego uniknąć.

Niemniej nie miał zamiaru schodzić, jeśli dach miałby okazać się jedynym bezpiecznym miejscem. W przeciwieństwie do tego, co działo się na dole.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 07-11-2016, 19:40   #16
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Eric



Sekundy mijały za sekundami, przeradzając się w końcu w minuty. Te z kolei, jak to miały w zwyczaju, zamieniły się w godziny. Mgła coraz mocniej upewniała swą pozycję na świecie, otulając wszystko swą wilgotną, lepką masą. Widoczność malała wraz z upływem czasu co nie wróżyło niczego dobrego tym, którzy z rana musieli zwlec się z łóżek i udać do pracy. O ile spędzili ową noc w swych łóżkach.
Przykucnięty na dachu Eric, zdecydowanie nie mógł zostać do ich grona zaliczony. Jego nemezis, tuż przed jego oczami, rosła w siłę. Utrzymywała się jednak na dystans, jakby szydząc z nieszczęsnej, ludzkiej istoty. Nie wspięła się za nim na schody, a przynajmniej nie widział jej w żadnym z okien. Okien, ozdobionych szybami, które przecież, jak wyraźnie słyszał, powinny leżeć w drobnych kawałkach na dywanach pokrywających podłogi w sypialniach. Nie leżały jednak, podobnie jak mgła, szydząc z niego i dodatkowo podważając wątłe podstawy zdrowego umysłu. Szaleństwo, jak nigdy wcześniej, zdawało się być bardzo blisko swego zwycięstwa. Może już wygrało?


Ranek powitał go chłodem, w którym każda porcja wydychanego powietrza przybierała formę białego obłoku pary. Pierwszy, nieśmiało budzący ciszę dźwięk, dotarł do uszu Eric’a wraz z przytłumionym, jednak wciąż wyraźnie krwawym, wschodem słońca. Samochody, prowadzone przez ledwie przytomnych kierowców, zaczęły opuszczać przytulne schronienia garaży, by wyruszyć w świat. Na ich właścicieli czekały biurka zawalone dokumentami, białe ekrany monitorów, uciążliwi klienci i współpracownicy. Życie budziło się jak co dzień, zwiastując nastanie kolejnego poniedziałku.
W domu obok zapłonęły światła. Hendersonowie, jak zwykle zresztą, wstali skoro świt. Za pół godziny pani Henderson zapewne ruszy przed siebie, odziana w obcisły strój do biegania, podczas gdy jej małżonek dołączy do owych setek nieszczęśników tkwiących w porannych korkach. Czas był najwyższy by postanowić co dalej. Wszak nie mógł na tym dachu tkwić w nieskończoność. Tym bardziej, że o ile niepokój pozostał, to uczucie zagrożenia zbladło nieco, w świetle budzącego się dnia.






Aiden



Zegar leniwie, nie bacząc na sytuację, odliczał mijający czas. Długie ramię wolno zmierzało wpierw w dół, a następnie w górę. Ruchowi temu towarzyszyły nader flegmatyczne zmiany, które zachodziły w pozycji ramienia mniejszego. Film w telewizji został zastąpiony pogodą na siedem dni, a następnie nocnymi wiadomościami. Prezenter, starszy jegomość, próbował wzbudzić zainteresowanie nielicznych widzów, jednak jego raczej flegmatyczny głos, niespecjalnie się do tego zadania nadawał.
Oczy Aidena coraz dłużej przysłaniały powieki. Strach i niepewność następnej chwili, odchodziły przeganiane późną porą, brakiem kolejnych atrakcji i monotonią płynącą z głośników. Za oknem królowała lepka, szara noc, upływająca pod znakiem wszędobylskiej mgły. Było cicho… Tak całkowicie cicho. I było spokojnie… Tak absolutnie spokojnie. I sofa była jakby wygodniejsza niż to zapamiętał. Taka miękka, przyjazna zarówno udręczonemu umysłowi, jak i błagającemu o spoczynek ciału. Jedyne zaś co trzeba było zrobić to pozwolić powiekom opaść jeszcze ten jeden raz. Ten jeden…


Obudził go dźwięk silnika. Nieludzko głośny, rozlegający się o nieludzkiej godzinie. Nieludzkiej dla tych, którzy wstawać wraz ze słońcem nie musieli. W telewizji nadal szły wiadomość, tym razem poranne i ze znacznie żywszymi prezenterami. Na stoliku przy którym siedzieli, stała ogromna, pomarańczowa dynia. Klimatycznych dodatków nie brakowało także w górze ekranu. Ot, na wypadek gdyby ktoś zapomniał, że oto właśnie rozpoczął się poranek dnia Halloween. Duchy, wiedźmy, kościotrupy, zombie… Co kto woli, wybór był dość spory. Wszystko co straszne miało być tego dnia na topie. Czy jednak ledwie przespaną noc, pełną nader pasujących do tego dnia wydarzeń, można było określić mianem “na topie”? Cóż, o to trzeba już było zapytać Aidana, który mógł śmiało powiedzieć, że zaliczył jedne ze straszniejszych godzin swego życia. Dzień zaś dopiero się zaczął, a do jego zakończenia zostało jeszcze niecałe osiemnaście godzin…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-11-2016, 12:04   #17
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Wybudziły go hałasy dochodzące z zewnątrz. Było jasno, co oznaczało, że udało mu się zasnąć. Nawet nie wiedział, kiedy to się stało. Po prostu odpłynął. Ziewnął przeciągle, przetarł oczy i zebrał się z sofy. Mimo, że była wygodna, to spał w jakiejś poskręcanej pozycji i musiał teraz rozprostować zastane ręce i nogę. Wcale nie czuł się wyspany. Ba, najchętniej wróciłby do łóżka i przekimał się do wieczora, ale obowiązki mu na to nie pozwalały. Poczłapał niczym zombie do kuchni, wsypał podwójną kawę do dużego kubka i zalał wrzątkiem, gdy woda się zagotowała. Chwilę później zniknął w łazience - musiał wziąć prysznic, może to go chociaż trochę rozbudzi, nim kawa wystygnie na tyle, by dało się ją wypić.

Jak to bywało w starych, angielskich domach, drzwi do kabiny prysznicowej wykonano z mrożonego szkła, przez co nie było dobrze widać wnętrza, jednak Aiden i tak dostrzegł jakiś niewielki kształt leżący na dnie kabiny. Zaskoczony, zmarszczył brwi i podszedł ostrożnie do drzwiczek, skupiając wzrok na kształcie za szybą. Był czerwono-brązowy, wielkości dość dużego dziecka. Chwycił za klamkę i zawahał się na moment, gdy umysł zaczął podsuwać mu najdziwniejsze scenariusze, jednak ostatecznie nacisnął na nią i pchnął drzwiczki. Te zaskrzypiały głośno, ukazując leżący w brodziku zrolowany dywanik toaletowy, na którego ze słuchawki prysznicowej miarowo kapała woda. Nie było szans, żeby to on go tam wrzucił, bo i po co?
- Co tu się, kurwa, wyrabia! - Warknął, ale odpowiedziała mu jedynie głucha cisza.
Szybkim ruchem wyciągnął dywanik, wycisnął go nad wanną i rzucił na grzejnik w łazience. Był wkurzony i zdezorientowany. Najpierw te dziwne sytuacje w nocy, a teraz dywanik pod prysznicem. To nie było normalne. Tak, jakby coś lub ktoś z nim tutaj było. Najciekawsze, że nigdy wcześniej nic takiego nie miało tu miejsca.

Próbując nie myśleć o tym za wiele, wskoczył pod prysznic i spędził około dziesięciu minut pod ciepłym strumieniem wody. Wychodząc z kabiny, zerknął w lustro i aż odskoczył, gdy dostrzegł w odbiciu przemykający szybko korytarzem cień. Odwrócił się, czując jak włosy stają mu dęba i mokry, przepasany ręcznikiem wyszedł z łazienki, rozglądając się w obie strony. Korytarz był zupełnie pusty. Czyżby po nocnych wydarzeniach zaczęło mu odbijać i widział rzeczy, których tak naprawdę nie było? Ale przecież ktoś wyrył kilka bruzd w szybie i wyraźnie czuł lodowatą temperaturę w sypialni. Zarzucił szlafrok, wypił kawę, oglądając jednym okiem jakiś program na BBC i zadzwonił do mamy, umawiając się z nią na lunch. O dziewiątej przyjechali robotnicy, żeby ocieplić bojler i rury, więc Aiden zostawił ich z robotą, zabierając się za własną.

Nadeszło Halloween, więc przydałoby się trochę udekorować dom. Dobrze, że kilka dni wcześniej kupił zapas dyń i różnych pierdółek mających nadać budynkowi nieco klimatu. Lubił to święto odkąd pamiętał i stało u niego na równi ze Świętami Bożego Narodzenia, jednak dzisiaj czuł się trochę zmieszany tym, co działo się w nocy. Może rzeczywiście jakiś duch chce się z nim skontaktować? Tylko ciekawe po co i dlaczego właśnie teraz, skoro przyjeżdżając do dziadków, nigdy nie zauważał niczego dziwnego. A może po prostu jako dzieciak nie chciał zauważać. Z szopy przyniósł drabinę, wystawił wszystkie potrzebne dekoracje na werandę i zaczął pracować. Dzień był chłodny i rześki, czuć było w powietrzu zbliżającą się, zimną jesień. Najpierw pod sufitem podwiesił papierowe nietoperze, upewniając się, że dobrze je zabezpieczył przed zdmuchnięciem przez wiatr, potem poustawiał dyniaczki i dwie wiedźmie miotełki nieopodal drzwi. Nie zajęło mu to wiele czasu, a przyozdobiona weranda wyglądała całkiem przyjemnie dla oka.


Odniósł narzędzia i wrócił do domu, sprawdzając facebooka i twittera, gdzie dostał milion wiadomości od znajomych odnośnie wesołego Halloween. Poodpisywał, komu mógł, życząc tego samego i gdy dochodziła dwunasta wyjechał w stronę centrum na spotkanie z mamą. Tym razem wziął swoje BMW i3, gdyż mgła gęstniała coraz bardziej i poruszanie się rowerem mogłoby nie być zbyt bezpieczne. Jadąc do The Crabtree na Rainville Road w Fulham, miał nadzieję, że mama rzuci nieco światła na wydarzenia, które miały miejsce w nocy w domu dziadków.


Niestety, wywiad środowiskowy z mamą nie przyniósł żadnych rezultatów, co więcej, żartowała sobie z Aidena, że przecież jest już na tyle dużym chłopcem, że nie powinien obawiać się starego domu, w którym deski trzeszczą same z siebie, futryny walą przy najmniejszym podmuchu wiatru, a drzwi skrzypią tak, że mogłyby obudzić zmarłego. W jej opinii, na przestrzeni tych wszystkich lat, nie działy się tam żadne nadnaturalne i niewytłumaczalne rzeczy, więc nie widziała powodów, by nagle zaczęły się dziać. Pewnie któryś ze znajomych postanowił zrobić mu przedhalloween'owego psikusa - takie było jej tłumaczenie, ale Aiden wiedział, że to jest coś innego. Coś głębszego. I coraz częściej łapał się na tym, że uważał, że nie z tego świata. Dostał zaproszenie od rodziców na dzisiejszy wieczór, ale odrzucił je - miał zamiar spędzić ten czas w domu, zapewne popijając piwo dyniowe (raz do roku można) i oglądając horrory. Poza tym, pewnie dzieciaki będą krążyć falami po słodycze, więc nie zamierzał zawieść ich próchnicy.

Po lunchu pożegnał się z mamą, która musiała wracać do pracy, zahaczył jeszcze o Tesco, robiąc ostatnie zakupy na dzisiejszy wieczór i cmentarz, gdzie porozmawiał chwilę z dziadkami. Do domu wrócił delikatnie przed trzecią, gdy robotnicy zbierali się już do wyjścia, zdając relację z tego, co dziś udało im się zdziałać. Aiden pożegnał ich, po czym wrzucił telewizor i podkręcił głośność - nie cierpiał tej kłującej uszy, wszechobecnej ciszy. Będzie musiał sobie w końcu znaleźć jakąś kobietę i spłodzić gromadkę dzieci, wtedy ten dom będzie odpowiednio pełny i może wreszcie nabierze trochę radości. Mgła ustąpiła, więc postanowił wziąć rower i przejechać się po lesie za domem. Wysiłek fizyczny na pewno pomoże mu się nieco uspokoić i poukładać myśli.


Jeździł prawie czterdzieści minut, gdy wypadając zza zakrętu, ujrzał na załomie szlaku jakąś odzianą na czarno postać. Podjechał bliżej, marszcząc brwi i wtedy nieznajomy poruszył się, wyciągając długą rękę. Zakończona pazurami dłoń pokazywała na coś.


Aiden zerknął w tamtą stronę, ale niczego nie dostrzegł. Wszędzie były drzewa.
- Czy to są jakieś żarty? - Zapytał podniesionym głosem. - Jeśli to ty, Leighton, to zaraz skopię ci tyłek!
Postać w czerni nie odpowiedziała i nie poruszyła się, wciąż wskazując pazurem kierunek.
- Dobra, dosyć tego. Najpierw jakieś podejrzane rzeczy w domu, a teraz jakiś przebrany cudak. Doigrałeś się...
Zszedł z roweru i wtem usłyszał za sobą trzask dwóch łamanych gałęzi i odruchowo obejrzał za siebie. Nic. Cisza. Pusty szlak. Gdy odwrócił wzrok ku tajemniczej postaci... jej już nie było. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Aiden rozglądał się gorączkowo po lesie, jednak nikogo nie zauważył. Czy naprawdę widział to, co widział? Czy tracił zmysły? Zaczynał w to wierzyć, bo nigdy wcześniej nie zdarzały mu się takie rzeczy. Z bijącym ciężko sercem wskoczył na rower i pognał do domu, cały czas rozmyślając o tym dziwnym zdarzeniu.

Wziął szybki prysznic i zaczął przygotowywać się do wieczoru. Mgła znów podniosła się, otulając wszystko mlecznym oparem, przez co świat na zewnątrz wyglądał ponuro i dość niepokojąco. Mężczyzna wszedł na strych i pośród staroci i różnych szpargałów wygrzebał najpierw stary odtwarzach wideo, a następnie pudło pełne kaset VHS. No, może nie do końca, bo jakimś cudem znalazło się tutaj "Miasto żywych trupów" na Blu-Ray'u.


Klasyka kina grozy powinna być oglądana w klasycznym stylu, czyli na wysłużonym, trzeszczącym odtwarzaczu głowicowym. Zniósł sprzęt na dół i zainstalował go, a potem wrócił się po pudło z kasetami. Gdy zszedł ze strychu i znalazł się w salonie, zaskoczony stwierdził, że bardzo szybko nastała szarówka, na co wpływ miała z pewnością gęsta mgła za oknem. Przyniósł z lodówki piwo dyniowe i na pierwszy ogień wrzucił Nosferatu. Magnetowid z charakterystycznym dźwiękiem połknął plastikową kasetę i nawinął taśmę na głowicę. Seans się rozpoczął, choć Aiden nie mógł się na nim do końca skupić, jakby coś z tyłu głowy nie pozwalało mu się wyluzować. Odpisał na kilka kolejnych wiadomości na facebooku i powrócił do filmu. Wmawiał sobie, że to przez Halloween działy się te różne, dziwne rzeczy i jeśli zostanie tutaj, na sofie, spędzając ten wieczór przed telewizorem, nic podejrzanego więcej się nie zdarzy.

I nagle doznał olśnienia.
Pazurzasta, tajemnicza postać z lasu wskazywała na jego dom!
 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 08-11-2016 o 14:40. Powód: kosmetyka posta ;)
Kenshi jest offline  
Stary 18-11-2016, 00:50   #18
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Siedzisz w samochodzie i nie możesz puścić kierownicy. Czujesz się, jakby cię do niej przyspawali. Chcesz przekręcić kluczyk w stacyjce, wrzucić pierwszy bieg i odjechać jak najszybciej. Nie oglądać się za siebie.

Nagle zdajesz sobie sprawę, że talibowie z całym arsenałem byli mniej przerażający niż mała łobuzica majtająca nóżkami na siedząc na parkowej ławce. Obok widzisz jej matkę. Zdajesz sobie sprawę, że nie masz pojęcia jak się odpina pasy bezpieczeństwa.

Spoglądasz nerwowo na zegar. Jesteś pięć minut przed czasem, a czekasz już od dwudziestu. Przekonujesz się, że to tylko spotkanie z dziewczynką, próbujesz sobie wmówić, że to nic strasznego. Bezskutecznie. Próbujesz innego sposobu, lecz ciążący dług już nie wydaje się przesądzającym argumentem.

Mięśnie całego ciała całkowicie ci zesztywniały. Próbujesz się poruszyć, ale efektem jest wyłącznie drgnięcie uświadamiające ci jak bardzo napięte masz ciało. Uświadamiasz sobie ból w szczęce. Ustępuje, kiedy zmuszasz się do jej rozluźnienia. Nic więcej nie jesteś w stanie zrobić. Siedzisz tylko i patrzysz jak córka Franka rozgląda się. Pyta o coś Elenę, a ta odpowiada i poprawia jej szalik.

Zdajesz sobie sprawę, że siedzisz w cieple samochodowej dmuchawy, zaś one obie marzną czekając na ciebie.

Zadziwiająco łatwo udaje ci się oderwać rękę od kierownicy, by wsadzić ją pod kurtkę. Odnajdujesz pistolet zdając sobie sprawę jak może to wyglądać. Ale nikt nie patrzy, więc bez zastanowienia dodajesz sobie sił w jedyny, znany ci sposób. Chłód i ciężar broni uspokaja lepiej niż wszystkie prochy świata. Możesz wreszcie oprzeć się.

Zerkasz na zegarek. Dwie minuty. Czas kurczył się zbyt szybko, a jednocześnie wlókł w nieskończoność.
Odpinasz pasy. Masz wrażenie, że do wciśnięcia przycisku potrzeba było całej twojej siły. Wyplątujesz się z nich, jak z pułapki gigantycznego pająka. Otwierasz drzwi ustępujące z ciężarem wrót Hadesu, ale zamykają się zadziwiająco łatwo. Ich trzaśnięcie jest gorsze niż wybuch bomby.

Nie ma odwrotu. Stawiasz jeden ołowiany krok za drugim.

Idziesz na spotkanie.




Wstał szybko i zrealizował plan opracowany w nocy. Zsunął się na dach garażu, a z niego na własnego Forda. Sprawnym skokiem wylądował na podjeździe, po czym wsiadł do samochodu.

Eric nie zadawał sobie trudu zamknięcia domu. W końcu i tak nocą utracił szyby. Jeśli go okradną, trudno. Nie zależało mu specjalnie. Miał inne priorytety na obecną chwilę.

Skierował się do centrum Londynu. Musiał się dozbroić w każdym tego słowa znaczeniu, ponieważ ta noc będzie decydująca. Będzie gotów na nadejście tego, co znajdowało się we mgle oraz samej mgły. Musiał się tego pozbyć tej nocy. Następnego dnia miała przyjechać Jenny. Teren musiał być całkowicie bezpieczny.


Pierwszą ofiarą Erica padły sklepy z oświetleniem. Wybrał w nich największe i najjaśniejsze lampki, jakie tylko znalazł. Kupował je hurtowo, zadziwiając sprzedawców. Musiał obwiesić nimi nie tylko dom, ale również całą posesję. Dokupił również setki metrów kolorowego, świątecznego światłowodu.



Miał zamiar, w razie czego, noc przemienić w dzień. Niech sąsiedzi mówią sobie co chcą. Kolejnym celem był sklep chemiczny, do którego udał się po kilka kilogramów magnezowego proszku błyskowego.



Dodatkowe lampy ultrafioletowe oraz latarka emitująca te same promienie miały zastąpić słońce w nocy.
Na tym jednak skończyły się jego wojaże po sklepach. Ford był całkowicie wyładowany lampkami oraz pojemnikami z proszkiem. Musiał wrócić i ponownie jechać do miasta.



Przemysłowe wentylatory osiowe miały ufortyfikować małą fortecę Erica w obronie przed uciążliwym oparem.



Przedostatnim krokiem było zakupienie całego zapasu rac morskich wraz z pistoletem. Dołączył do nich komplet naboi oraz dodatkowy pistolet. Mógł sobie na to pozwolić. W końcu był żołnierzem.



Ostatnim krokiem było zwrócenie się do Richarda, znajomego z jednostki, by ten wypożyczył zakupiony w demobilu wojskowy agregat prądotwórczy mający posłużyć jako zasilanie awaryjne, gdyby z jakiegoś powodu elektryczność miała paść.

Teraz zostało tylko wrócić do domu, założyć wszystkie te tandetne ozdoby, aby oświetlały całą posesję, zamontować światła ultrafioletowe oraz wentylatory w najbardziej strategicznych miejscach, jakimi były drzwi oraz okna. Wszystko należało podłączyć do prądu, za pośrednictwem agregatu mającego pełnić funkcję zasilania awaryjnego. Kanistry z paliwem musiały leżeć niedaleko tak na wszelki wypadek, choć nie sądził, żeby były potrzebne. Napełnił benzyną pod korek. Zatankował również Forda, któremu musiał domontować zdjęte orurowanie oraz wrzucić tyle pochłaniaczy wilgoci, ile tylko znajdzie. Musiał stać na podjeździe gotów do ewentualnej ewakuacji.
W różnych miejscach rozsypać miał proszek błyskowy.

Najprawdopodobniej nie będzie miał czasu na jedzenie i picie, więc jedynym sposobem na to było pożywienie się w czasie pracy.
Ubrany w kamizelkę kuloodporną oraz wszelkie ochraniacze, jakimi dysponował w czasie wojny w Afganistanie, barwach maskujących oraz kompletnym uzbrojeniu musiał się przespać tyle, by obudzić się przed zmrokiem, włączyć maszynerię i usadowić się na dachu razem z przygotowanym do akcji plecakiem oraz naładowanymi pistoletami z tłumikami.

Czekała go ciężka noc.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-11-2016, 21:35   #19
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Eric



Sen nie przyniósł ulgi, wręcz przeciwnie, wybudzony z niego mężczyzna, mógł swobodnie żałować, że w ogóle zamknął oczy. Za zamkniętymi powiekami, świat prezentował się bowiem nawet gorzej niż na jawie. Jeden po drugim, scenariusze pełne śmierci bliskich, pełne krwi, pełne bólu. Słyszał krzyki konających przyjaciół, których zostawił za sobą. Widział ich ciała rozrywane na strzępy, szatkowane kulami wrogich karabinów. Widział Elenę, tulącą w ramionach ciało Jenny. Łzy matki skapywały na zalaną posoką twarz córki. Z jej ust wydobywał się długi, zawodzący dźwięk, który najbliższy był wyciu zranionego zwierzęcia, nijak nie pasującym do istoty ludzkiej.


Ten właśnie dźwięk go wybudził, mieszając się z jękiem budzika, który zdawał się sprzeciwiać swemu zadaniu. Słońce, ledwie widoczne zza zasłony mlecznego obłoku, tuliło się do ziemi, gotowe by odpocząć. Jego brat, księżyc, zapewne już tkwił gdzieś na nieboskłonie, jednak wciąż trzymał się z boku, czekając cierpliwie na swą kolej. Najwyższa to była pora by poczynić ostatnie przygotowania do nocy.


Zmrok nadszedł szybciej niż można się tego było spodziewać. Czy jednak można go było nazwać mrokiem? Owszem, słońce już nie świeciło, śpiąc sobie w najlepsze, księżyc zaś wciąż jakby nieśmiało i niechętnie rzucał jedynie odrobinę swego blasku by oświetlić powoli szykującą się do snu ziemię. Mgła jednak… Ta zdawała się lśnić własnym. Zupełnie jakby jakaś upiorna siła dawała jej moc, której naturalny fenomen pogodowy nie powinien posiadać. Czaiła się na obrzeżu posiadłości Lestard’a, snując leniwie, ciekawie wypuszczając swe macki na oświetlone setkami żarówek terytorium. Badała je, kotłowiła się nad nim, wypełniała każdą szczelinę, aż wydawać się mogło, że oto świat zniknął. To zaś, co po nim zostało, błyszczało niczym choinka na Boże Narodzenie. Śliczny był to obrazek dla kogoś kto stał z boku, kto nie brał udziału w koszmarze, jaki przeżywał właściciel owego lśniącego kryształu, który tej nocy pojawił się w High Beach. Nieliczni przechodnie zatrzymywali się na chwilę lub dwie, kręcili głowami i szli dalej. Wszak ludzie mieli różne odchyły, a w noc taką jak ta… Jedynie pani Henderson przystanęła na dłużej by przywitać się i zapytać o powody dla których Eric tak swój dom wystroił. Nie wydawała się przy tym szczególnie owym faktem rozgniewana, prędzej posądzić ją można było o lekką niechęć ku takiej ekstrawagancji i zaskoczenie ową zmianą w sąsiedzie. Mgła kłębiła się wokół jej sylwetki niczym chmara żarłocznych komarów, pragnąca wyssać ostatnią kroplę krwi, ostatnią życiodajną esencję jaka tkwiła w kobiecie.
Ona sama w końcu sobie poszła, by zaszyć się w swym bezpiecznym domu, nieświadoma tego, co działo się na zewnątrz. Bezpieczna w tej nieświadomości niczym niemowlę w ramionach matki, które dopiero poznać miało przeciwności życia jakie właśnie rozpoczynało. Eric jednak… Eric znał owe przeciwności nader dokładnie, tkwiąc przyczajony na swym stanowisku, wypatrując wroga, który móg ale też nie musiał, tkwić jedynie w jego umyśle. Nie mógł wszak ryzykować. Jenny miała przyjechać przed południem, a do tego czasu…

I właśnie w tym momencie, gdy jego myśli zbczyły w stronę córki przyjaciela, wszystkie światła, jak na komendę, zgasły…






Aiden



Czy olśnienie, którego doznał miało mieć jakieś znaczenie w najbliższych godzinach, tego nikt przewidzieć nie mógł. Sprawiło jednak, że w miarę zrelaksowany mężczyzna, począł nagle nieco uważniej zerkać na szyby i nasłuchiwać odgłosów, które wydawał dom. Odgłosów, których nie słyszał. Za oknem zaś… Tam panowała mgła, odcinając go od świata i zamykając w swym mlecznym, upiornie lśniącym kokonie. Nagle dom, który powinien wszak być miejscem bezpiecznym, ciepłym i przytulnym, stał się obcy, chłodny i wrogi. Owa cisza, która zapadła, wydawała się być zapowiedzią czegoś strasznego, potwornego, złego…

Z głośnika telewizora, który przecież nie był ustawiony szczególnie głośno, rozległ się nagle przerażający krzyk, który wstrząsnął ścianami. Wstrząsnął w sposób dosłowny, sprawiając że na podłogę pospadały obrazy, z szafek zaczęły wysypywać się leżące tam książki, płyty i wszelkie bibeloty jakie zwykle w takowych szafkach się znajdowały. A krzyk brzmiał i brzmiał, zupełnie jakby taśma w magnetowidzie się zacięła, w kółko powtarzając tą samą scenę.


Cud zatem prawdziwy, a może przekleństwo, że Aiden był w stanie usłyszeć kolejny dźwięk. Wyraźne, upiorne drapanie, dochodzące do niego od strony okien. Na ich powierzchni, jedna po drugiej, pojawiały się ślady towarzyszące owemu dźwiękowi. Na każdej szybie, każdej szklanej powierzchni w salonie. Raz bliżej, raz dalej od mężczyzny. Wciąż od nowa, wciąż wyraźnie słyszalne, aż…

Wszystko ucichło, niczym nożem ucięte. Magnetowid stęknął i ruszył dalej ukazując kolejne sceny doskonale znanego horroru. Od strony telefonu rozległ się ponaglający dźwięk oznajmiający przyjście nowej wiadomości na fb. Zegar cicho pykał odmierzając czas, na piętrze jęknęło coś w rurach. Można było wziąć uspokajający oddech i zająć się znalezieniem racjonalnego wytłumaczenia…
I właśnie wtedy, w połowie owego oddechu, gdy powietrze wciąż wpychane było w płuca, zgasły wszystkie światła, pogrążając dom w ciemnościach rozjaśnianych jedynie blaskiem mgły wpadającym do środka przez porysowane szyby…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 21-11-2016, 12:37   #20
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Podskoczył w miejscu, gdy na skutek krzyku płynącego z odbiornika ściany zaczęły się trząść, a wszystko spadało, jakby targane jakąś niewidzialną, potężną siłą. Przez dłuższą chwilę przyglądał się po prostu tej scenie, stojąc na środku salonu, z włosami zjeżonymi na karku i sercem walącym młotem. Tkwił w zupełnej bezsilności, ale i co miał zrobić? Coś złego się tutaj działo, wiedział to już na pewno. Twarz wykrzywił mu grymas strachu, gdy jego uszu doszły odgłosy potwornego drapania w okiennice - raz zbliżające się, raz oddalające.

Z trudem przełknął ślinę przez ściśnięte gardło, a gdy w domu pogasły nagle wszystkie światła, miał ochotę po prostu wybiec na zewnątrz i nie wracać tu więcej. Czuł, jakby ktoś nasypał mu piasku do ust, gdy po omacku odnalazł telefon i próbował poświecić sobie latarką. Dupa! Nic nie działało. Niech to szlag! Po omacku ruszył do schowka pod schodami, skąd wygrzebał świecę i zapalarkę. W końcu udało mu się rzucić nieco światła na całe okablowanie oraz elektrykę i choć latarka w komórce bardziej by się teraz przydała, to nie było sensu narzekać. Skupił się w końcu na sprawdzeniu instalacji. Może coś po prostu wywaliło korki, jakieś sprzężenie na linii? Trzęsienie ziemi w okolicy? Przecież ściany się trzęsły więc...

Aiden westchnął. "Przestań sobie wmawiać jakieś logiczne wytłumaczenia, chłopie. Na to nie ma żadnego", pomyślał i szybko doszedł do tego samego wniosku, gdyż korki były na swoim miejscu. Sprawdził włączniki na ścianach, ale nic się nie stało. Może jakaś awaria? Ale akurat w Halloween? Nic się tutaj kupy nie trzymało. Jedno było pewne - nie zamierzał tu zostać. Zarzucił bluzę i kurtkę, po czym wyszedł z domu, zamykając go uprzednio. Miał zamiar przejść się do sąsiada... Eric miał chyba na imię i dowiedzieć się, czy u niego działy się podobne rzeczy.

Cała ulica tonęła w gęstej mgle, gdy szybkim krokiem ruszył w kierunku domu nieopodal. Rześkie, mroźne powietrze przyjemnie wgryzało się w płuca.
 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 21-11-2016 o 15:18.
Kenshi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172