Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2017, 13:42   #91
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację

Pauline wpatrywała się posępnie w rękę posągu. Była ohydna, odpychająca i przerażająco realistyczna, a jednocześnie kobieta nie mogła od niej odwrócić wzroku. Trzymała jedną rękę przy ustach, zastanawiając się co wyniknie z ich obecnego odkrycia.

Powrót George’a do Londynu także ją niepokoił. Chciała wierzyć, że przyjaciel miał naprawdę ważne obowiązki, ale co, jeśli po prostu ich zostawił na lodzie?

Była też inna rzecz, która nie dawała jej spokoju…

- Moi drodzy, jest coś, o czym teraz myślę… - powiedziała do zebranych cichym, niepewnym głosem - Zakładając, że znajdziemy wszystkie części Simulacrum… czy to nie będzie niebezpieczne? Obecnie, Bractwo musiałoby zjechać pół Europy by go skolekcjonować, ale jeśli je wyprzedzimy, wszystko co będzie musiało zrobić to np: najechać nas w odpowiednim momencie. Posąg ma być niezniszczalny, ale zwoje których szukamy… co jeśli zamokły? Spłonęły w pożarze? Zostały zjedzone przez mole? Być może powinnam się cieszyć z tego, że idziemy powoli do przodu, ale… - zamilkła na chwilę - Przed nami tyle wyzwań i niewiadomych…

Przełykając kolejną porcję whisky Franz zastanawiał się, czy to już alkoholizm. Lepiej byłoby nie czekać, aż ze ścian zaczną wyłazić białe myszki. Powoli podszedł do barku i nalał sobie tym razem samej wody.
- Zwoi podobno było sześć. Co do jednego mamy pewną wskazówkę. Otóż gdy byłem z Eleonor z wizytą u Państwa Lorien gospodarz pokazał nam list z Lozanny od niejakiego Wellingtona. Twierdzi on w nim, że ma w posiadaniu zwój opisujący wygląd posągu.

Franz przepłukał usta i usiadł ciężko w fotelu. Wyprawa do Poissy wyczerpała go. Krzyż ciągle go bolał, tak jak i odciski na dłoniach.
- Biorąc pod uwagę, że najbliższą miejscowością, gdzie może być kolejna część posągu jest Mediolan uważam, że powinniśmy pojechać do Włoch przez Lozannę i złożyć wizytę Panu Wellingtonowi. Tylko co zrobimy z zaproszeniem naszego lekko nienormalnego Bennetta? Moim zdaniem powinniśmy je zignorować. Cokolwiek ma nam do przekazania z pewnością nie zrobi tego za darmo, a nie jest człowiekiem o kupieckiej uczciwości. Stąd nie należy wchodzić z nim w żadne interesy moim zdaniem – stwierdził Franz.

- Tak, też myślę, że powinniśmy pojechać do Włoch. W międzyczasie… gdzie przechowamy tą część posągu? W jakimś pilnie strzeżonym sejfie we francuskim banku? Weźmiemy ją ze sobą?- spytała Pauline.

- Zdecydowanie musimy to zabrać ze sobą – odezwała się Rita, która do tej pory siedziała, w milczeniu wpatrując się w szkaradne ramię. Zastanawiała się, ile jeszcze będą musieli przejść, by zebrać wszystkie części i zniszczyć diabelski posąg raz na zawsze? Ile będą musieli poświęcić, by tego dokonać?
- Co do Bennetta… - zaczęła, po czym zaciągnęła się papierosem, który trzymała w dłoni. Powoli wypuściła dym z ust. - Zgadzam się z tobą, Franz. Nie warto sobie nim zaprzątać głowy. Odwiedziłam go ostatniej nocy, chciałam spotkać się z tą walniętą Moirą…

Rita opowiedziała o tym, co zobaczyła tamtej nocy w posiadłości Zakonu i przekazała słowa Benneta.
- Wróciłam więc do taksówki i odjechałam czym prędzej. Już więcej nie zamierzam spotykać się z tym człowiekiem z własnej, nieprzymuszonej woli – dokończyła i zdusiła jeszcze tlącego się papierosa w popielniczce.
- Ta cała Ananda ma zdecydowanie nierówno pod sufitem. – Franz skomentował cierpko relację Rity. - A co do ramienia, to powinniśmy wziąć je ze sobą. W końcu i tak wszystkie części musimy zawieść do Stambułu. Można jednak spróbować ukryć to jakoś. Pomyślałem, by to oprawić w jakiś instrument. Może tubę? Jakiś niewinnie wyglądającą rzecz. W końcu będziemy mieli do pokonania parę granic, a celnicy potrafią być bardzo zasadniczy.


***


Oświadczenie Eleonor, że zamierza pójść na spotkanie z Bennettem zaskoczyła Franza. Spojrzał niepewnie na Ritę i po chwili zastanowienia wstał, by nalać sobie whisky:
- Biedna wątroba. – mruknął do siebie.
- No to zmienia postać rzeczy. Nie możesz iść do niego sama. – zwrócił się do Eleonor. - Nawet jeśli spotkanie wyznaczył w miejscu publicznym, to nadal jest niebezpieczny. Podejrzewam, że posługuje się czymś w rodzaju hipnozy, a że chce od nas wyciągnąć informacje nie dając nic w zamian, to niemal pewne.

Piekący smak alkoholu był niczym pocałunek. Tak przynajmniej twierdzili Irlandczycy. Bogowie tylko wiedzieli, jak bardzo ich kobiety musiały nie wylewać za kołnierz, by takie porównanie przyszło im w ogóle do rudych łbów.
- Pojadę z Tobą. Zbyt wiele naszych przyjaciół się już … - zamilkł szukając odpowiedniego słowa - wykruszyło.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 15-06-2017, 22:58   #92
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Rita przyglądała się diabelskiemu ramieniu w ciszy. Kiedy pozostali dyskutowali nad dalszymi poczynaniami, Rita zastanawiała się, co tak właściwie teraz się stanie. Znaleźli pierwszą część posągu, to prawda. Oznaczało to jednak jeszcze większe zagrożenie, jeśli tylko ktoś się dowie o tym, że posiadają ten przedmiot. Kultyści, którzy zaatakowali profesora Juliusa, wkrótce będą deptać im po piętach, chcąc zdobyć przedmiot dla siebie. Czy byli na to gotowi? Czy potrafili się przed nimi bronić? Spojrzała po trójce przyjaciół, którzy pozostali na placu boju. Hrabia gdzieś zaginął, George wrócił do Londynu. Zostali tylko oni. Zmęczeni, przerażeni, niepewni.
Rita odpaliła papierosa. Tak naprawdę go odpaliła. Nie tylko po to, by się powoli tlił w jej dłoni, ale po to, by mogła się zaciągnąć. Rzadko to robiła. Zaczynała żałować trochę, że dała się w to wszystko wciągnąć. Może powinna pójść śladem swojego kuzyna i wrócić do Londynu? Albo wyjechać do Egiptu i towarzyszyć swojemu ojcu? Nie, zamiast tego pakowała się w jakieś okultystyczne bagno, którego nie do końca rozumiała. Wiedziała jednak, że wykonując to zadanie ratują nie tylko profesora, ale i być może cały świat. Dziwne było to uczucie. Bardzo przytłaczające.

W końcu zdecydowała się dołączyć do rozmowy. Zmierzyła też wzrokiem Eleonor, swoją przyjaciółkę - a przynajmniej za taką ją do tej pory uważała. Ostatnie wydarzenia doprowadziły do tego, że Rita zaczęła powątpiewać w relację, która je kiedyś łączyła. Czy mogła nadal jej ufać? A może Eleonor coś przed nią ukrywała? No i jeszcze te cholerne słowa Moiry, które wciąż gdzieś tam odbijały się echem w jej głowie.
- Wyjeżdżam z samego rana do Lozanny - oznajmiła w końcu Rita. - Nie zamierzam ponownie pchać się na spotkanie z tym wariatem. Uważam też, że skoro postanowiliście jednak ryzykować i się z nim spotkać, to ramię nie powinno pozostać w Paryżu. Najlepiej będzie, jeśli je ze sobą zabiorę.
Spojrzała na Paulinę. Ta również wydawała się być bardziej za opcją wyjazdu, ale jeśli wolała jednak towarzyszyć Franzowi i Eleonor na spotkaniu z tym szajbusem, to nie miałaby nic przeciwko. Była gotowa wyjechać sama.
- Spotkamy się na miejscu - dodała, po czym wstała i ruszyła do swojego telefonu.

Dla szarmanckiego Victora, którego miała okazję poznać, zostawiła krótką wiadomość, w której nie napisała, gdzie się wybiera, ale wyjawiła, że jak załatwi wszystkie swoje sprawy, to na pewno jeszcze wróci do Paryża.
Zastanawiając się, co ją czeka podczas podróży z demonicznym ramieniem ukrytym w futerale po instrumencie, położyła się do swojego łóżka i spróbowała zasnąć.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 16-06-2017, 14:40   #93
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Pauline spojrzała pytającym wzrokiem na Eleonor. Po dłuższej chwili kiwnęła powoli głową, godząc się z jej decyzją, nawet, jeśli nie uważała jej za stosowną.

– Moja droga, jeśli chcesz udać się na spotkanie z tym… okultystą – widocznie chciała użyć innego słowa, ale uznała, że szlachciance i uczonej nie wypada – to oczywiście Ciebie nie zatrzymam, choć osobiście nie uważam, by to była dobra decyzja. Mimo wszystko cieszę się, że Franz będzie tam z Tobą, będziesz bezpieczniejsza. Mam nadzieję, że jego obecność nie będzie niezbędna, ale… wiesz co mówią o nadziei? – uśmiechnęła się delikatnie.

– Co do mnie, jadę z Ritą do Lozanny. Proszę, dołączcie do nas jak tylko będziecie mogli i… nie dajcie się Bennetowi, dobrze? – w jej głosie słychać było niepewność, troskę, może nawet strach o przyjaciół.
 

Ostatnio edytowane przez Kaworu : 16-06-2017 o 15:43.
Kaworu jest offline  
Stary 18-06-2017, 00:09   #94
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację

Słowa Rity i Pauliny zmroziły i tak już chłodną atmosferę. Gdy rozpoczynali tę przedziwną przygodę, parę tygodni temu w Londynie, nie przypuszczali, że zdobycie fragmentu przeklętego posągu wywoła taki smutek i niepokój w ich sercach.
Złowieszczy, płócienny worek nadal spoczywał na stole i kuł w oczy niczym ostry cierń.
W salonie zapadła nieprzyjemna cisza. W przeciągu zaledwie kilku dni ich zwarta i liczna grupa, wykruszyła się i stawała się coraz, coraz mniejsza.
Została ich już tylko czwórka, a decyzja jaka właśnie zapadła pieczętowała kolejny podział.
- Spotkamy się na miejscu - zapewniała panna Carter, ale w ich sercach gościł dziwny niepokój i strach, że nie nastąpi to tak szybko, jakby tego sobie życzyli.

Uznawszy naradę za skończoną Rita pożegnała się i ruszyła do swojego pokoju. Zaraz po niej salon opuściła Paulina.
Eleonor spojrzała smutnymi oczami na Franza, jakby czekając na słowa pocieszenia. Te jednak nie padły. Von Meran podszedł do stołu i zacisnął płócienny worek z przeklętą zawartością. Zarzucił go na ramię i ruszył w kierunku drzwi.
- Dobranoc Eleonor - rzekł odwracając się w progu.


Rita Carter, Pauline MacMoor
Pociąg został podstawiony zgodnie z rozkładem. Rita i Paulina pożegnawszy się z przyjaciółmi same wyjechał na dworzec. Od tej chwili mogły liczyć tylko na siebie. Uprzejmy dżentelmen, nie czekając na pojawienie się kogoś z obsługi Orient Expressu, sam wniósł bagaże pań do środka.
- Malcolm Sutherland, do usług pięknych pań - rzekł uchylając szarmancko kapelusza - Gdybym był jeszcze potrzebny, będę tuż obok. Proszę się nie krępować.
Mężczyzna ukłonił się i odszedł do swojego przedziału.

Wystarczył jeden uśmiech przystojnego mężczyzny, by Rita i Paulina, choć na chwilę zapomniały o kłopotach i dręczących ich lękach. Obie zajęły się wypakowywanie najpotrzebniejszych rzeczy. Czekała ich kilkugodzinna podróż, więc niezbędne drobiazgi dobrze mieć pod ręką.

Po ogarnięciu bagażu i małej toalecie, obie panie były gotowe, aby coś zjeść. Pociąg opuścił już Paryż i sunął teraz przez pokryte topniejącym śniegiem wiejskie wzgórza. Dzięki najnowszym wynalazkom w przedziałach, jak i na korytarzach panowała ciepła i przyjemna atmosfera. Szalejący na zewnątrz wiatr w ogóle nie był tutaj odczuwalny.

Wagon restauracyjny był wypełniony niemal po brzegi. Większość pasażerów podobnie, jak Rota i Paulina postanowiła właśnie teraz zjeść kolację.
- Bardzo mi przykro szanowne panie - rzekł z zawodową uprzejmością kierownik sali - Wygląda jednak na to, że na tę chwilę mam komplet miejsc. Mogę zaoferować, albo posiłek serwowany do przedziału, albo skorzystanie z naszej salonki.
- Wydaję mi się, że nie będzie to konieczne - odezwał się ktoś za plecami pań. Obie odwróciły się i ujrzały szeroko uśmiechniętego Malcolma Sutherlanda. - Jeśli uczynią mi panię tę przyjemność i nie odmówią wspólnej kolacji, to sprawę braku stolików będziemy mieli załatwioną.
Kierownik sali spojrzał na obie panie i gdy uzyskał ich milczącą zgodę, poprowadził całą trójkę do stolika w głębi wagonu.
- Jestem tutaj stałym gościem - wyjaśnił sir Malcolm, gdy zajęli już wskazane miejsce - Dlatego też mogę liczyć tutaj na pewne przywileje. Polecam pieczone przepiórki - dodał widząc, że obie panie sięgają po kartę dań.

Kolejne dwie godziny minęły w niezwykle przyjemnej i błogiej atmosferze. Sir Malcolm Sutherland okazał się nie tylko niezwykle przystojnym i wpływowym dżentelmenem, ale także świetnym towarzyszem i rozmówcą.
Rozmowa z nim niezwykle odprężyła Ritę i Paulinę. Kilka kolejnych kieliszków wybornego Bordeaux zrobiło jednak swoje. Rozleniwione i senne pożegnały się ze swoim gospodarzem i ruszyły do swego przedziału.

Uprzejmy pracownik Orient Express pomógł im rozłożyć łóżko. Po czym życzył panią dobrej nocy i zamknął drzwi przedziału.


Franz Von Meran, Eleonor Howard
Drobne płatki śniegu spadały leniwie na plac naprzeciwko monumentalne katedry Notre-Dame. Mimo kiepskiej pogody pomiędzy przechodniami krążyli chłopcy z gazetami. Z pierwszych stron nie schodziły informacje o wydarzeniach w zagłębiu Rurhy. Tytuły ciągle ostrzegały przed mogącą lada chwila wybuchnąć wojnie.
Eleonor i Franz siedzieli przy filiżance gorącej kawy w “Tulipe Rouge” Miejsce tuż przy oknie zapewniało im doskonały widok na katedrę i plac rozciągający się przed nią. Dzięki temu zyskiwali nieznaczną przewagę nad Bennettem z którym mieli się lada moment spotkań.
Franz upił łyka aromatycznej kawy, po czym spojrzał na zegarek

Była za pięć czwarta, jednak nie to go zaniepokoiło. Ku swemu zdziwieniu spostrzegł, że gdy wyciągnął zegarek z kieszeni i otworzył jego kopertę poczuł nieprzyjemne mrowienie. Dreszcz przeszedł od samego ramienia, aż po koniuszki palców. Przez sekundę, czy dwie miał uczucie, jakby ktoś przytwierdził mu go tułowia całkowicie obcą rękę.
Na szczęście nieprzyjemne uczucie minęło równie szybko, jak się pojawiło.
- Czy coś się stało? - zapytała zaniepokojona Eleonor widząc bladą minę przyjaciela.
- Nie, wszystko w porządku - skłamał bez wahania Franz - Nasz przyjaciel powinien się tutaj zaraz zjawić.

Tak też się stało. Kilku minut później drzwi kawiarenki otworzyły się i stanął w nich Allan Bennett. Jak na niego ubrany był w bardzo klasyczny strój. Jedynie czarny fular z wyszytymi czerwonymi pentagramami stanowił przełamanie schematu.
- Witajcie moi kochani - rzekł przysiadając się do stolika - Cieszę się niezmiernie, że zechcieliście przyjąć moje zaproszenie. Kawy poproszę, moja droga - rzekł do zbliżającej się właśnie kelnerki - Musimy sobie szczerze porozmawiać. Mimo, że mróz nadal trzyma wszystkie ptaszyny w Paryżu śpiewają o waszym znalezisku. Śmiem twierdzić, że władze Republiki nie pozwolą na bezprawne wywiezienie tak cennego znaleziska ze swojego terytorium. Nie uważacie?
Zakończył z szyderczym uśmieszkiem.




Rita Carter, Pauline MacMoor
Obudził je dziwny drażniący zapach. Wdzierał się w nozdrza niczym podstępny wąż i powodował grymas obrzydzenia na twarzy.
Owiał je zimny i lepki wiatr. Rita i Paulina stały pośrodku wąskiej uliczki, która wybrukowana była dużymi okrągłymi kamieniami. U ich stóp snuła się gęsta, szara mgła. Po obu stronach uliczki wznosiły się dziwnie przekrzywione domy. Zdawać się mogło, że wszystkie one runą zaraz z ogromnym hukiem.
Nic takiego jednak się nie stało.

Na czarnym bezchmurnym niebie wisiał zakrzywiony srebrzysty sierp księżyca. Jego trupio-blady blask rozświetlał uliczkę. Tuż pod nogami Rity coś przebiegło. Dygnęła przerażona i wtuliła się w stojącą obok Paulinę.
- Nie bój się - szepnęła panna MacMoor - To tylko kot. Spójrz.
Dłonią wskazała ścianę pobliskiego budynku. Wzdłuż niej jeden za drugim maszerowały niczym karne wojsko koty wszelakich maści. Bure, rude i te całkiem czarne. Wychudzone dachowce i kroczące dumnie tłuste persy. Piękne i hipnotyzujące swym futrem, niebieskie koty rosyjskie i budzące grozę bezwłose Sfinksy. Wszystkie one szły gęsiego w jednym kierunku.
Do miejsca skąd dochodził krzyk skrzypiącego niczym stare drzwi mężczyzny.
- Senny Ekspress! Senny Ekspress!
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 23-06-2017, 13:04   #95
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Paryż co prawda zdaniem Franza najpiękniejszy był jesienią, ale otulony śnieżną kołderką także wyglądał uroczo. Pomimo grożącego im niebezpieczeństwa podróż w towarzystwie Eleonor upływała całkiem przyjemnie.

Można było powiedzieć, że znajdowali się w samym centrum Paryża. Tuż przy katedrze, niedaleko Luwru. Cóż złego mogłoby się im przytrafić? Zgoła nic, ale Franz i tak trzymał pistolet w kieszeni. Nim przyszedł Bennett uśmiechnął się ciepło do Eleanor i ujął jej dłoń:
- Nie martw się. Jesteś całkowicie bezpieczna. W końcu jestem uzbrojony w mój ostry, jak brzytwa dowcip.

Lady Howard zdołała odpowiedzieć jedynie ciepłym uśmiechem, bo wkrótce ich małe tête -tête zostało zakłócone przybyciem Anandy.

Zdawało się, że Franz z roztargnieniem słuch słów mężczyzny. Niespiesznie wyciągnął papierośnicę i zapalił papierosa.
- Być może, ale chyba nie po to chciałeś się z nami spotkać, by się pochwalić znajomością prawa celnego? Masz coś dla nas, czy po prostu nikt inny nie chciał się z Tobą napić kawy?

Bannett najwyraźniej w jakiś sposób ich śledził. Nie było to nic dziwnego, ani w sumie trudnego.

Franz nadrabiał miną, ale w towarzystwie Bennetta czuł niepokój. Nie tylko ze względu na niejasne wspomnienia z przeszłości, ale wręcz fizyczną niechęć do tego mężczyzny. Przyłapał się na tym, że z rozkoszą wyciągnąłby pistolet i wpakował w łeb rozmówcy cały magazynek.

Zaledwie kilka razy w życiu czuł taką wrogość. Na ogół stateczny i nonszalancki von Meran czuł niepokój wobec tego mężczyzny, który wyzwalał w nim takie emocje.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 23-06-2017 o 13:06.
Tom Atos jest offline  
Stary 25-06-2017, 18:09   #96
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
- Podejrzewam, że Pan Benett ma dla nas propozycję nie do odrzucenia, zgadza się? - chłodne, zupełnie inne niż dotychczas, spojrzenie Eleonor osiadło na postaci okultysty. Po ostatnim spotkaniu, obiecała sobie, że więcej nie zobaczy się z tym człowiekiem, ale kiedy przyszło zaproszenie, nie mogła odmówić.. takim ludziom się nie odmawia. Martwiła się jedynie o Franza, aby przypadkiem, z jej winy nie stała mu się krzywda, dlatego uważnie śledziła ruchy maga.

- Każdą propozycję można odrzucić, madame. - odparł Bennett - Jednak zawsze trzeba się liczyć z konsekwencjami. Widzę panie von Meran, że jest pan zwolennikiem gry w otwarte karty. Dobrze. Zatem niech i tak będzie. Zanim zacznę, niech pan powie proszę , kto pana naznaczył w tak okrutny sposób?
Po tych słowach Franz poczuł dziwne mrowienie na czole. Nie czekając na odpowiedź okultysta kontynuował:
- Wydaje się wam, że wiecie wszystko i możecie sobie frywolnie pogrywać ze wszystkimi. Nie przeczę, faktycznie macie pewną przewagę. Wasze postępowanie jednak sugeruje, że nie jesteście świadomi z jakimi potęgami poigrywacie. Oferuję zatem swoją pomocą w zamian z możliwość przeprowadzenia badań nad waszym znaleziskiem. Z przyjemnością będę służył wam swoją wiedzą, umiejętnościami i wpływami, które muszę nieskromnie zaznaczyć, są znaczne.
Franz zamilkł na chwilę i lekko zbladł. Odruchowo dotknął czoła. Po czym powiedział powoli:
- Pewien nieprzyjemny typ. Niejaki Randolph Alexis. Znasz go? Co oznacza to naznaczenie?
- Czy go znam? Ai owszem. Jego nazwisko obiło mi się parę razy o uszy. A naznaczenie nie wróży nic dobrego.
Eleonor obdarzyła Franza pełnym troski spojrzeniem, ale nie włączyła się do dyskusji na temat naznaczenia.
Spojrzał w zamyśleniu do swojej filiżanki.
- Wiedzą? Dowiedziałeś się czegoś więcej o Sedefkar Simulacrum?
- Pan wybaczy, ale ja nie sprzedaje swoich informacji za darmo. Nadal nie uzyskałem odpowiedzi na moją propozycję. Gdybyście byli zainteresowani włączeniem mnie do grupy, to mógłbym powiedzieć wam to i owo.
- Nie jestem pewna - w słowach Lady Howard dało się wyczuć wahanie - ale wydaje mi się, że przeprowadzenie badań nad posążkiem nie będzie możliwe, skoro ten najprawdopodobniej zostanie zniszczony Panie Bennett.
- Przypuszczam, że zanim do tego dojdzie będę miał dość czasu, aby sprawdzić kilka nurtujących mnie kwestii.
- Po za tym nie możemy we dwójkę podejmować takiej decyzji. Nie jesteśmy jedynymi … badaczami.
- stwierdził Franz - Musimy się skonsultować z naszymi przyjaciółmi.
- Skonsultować? - zdziwił się Bennett - Skoro was wysłali na spotkanie, to zapewne i wam powierzyli decyzję wszelkie wiążące decyzje w sprawie kontaktów ze mną. Bądźmy szczerzy panie von Meran. Przyjaciółmi, to my nie będziemy. To pewne. Inne energie, jak to mawiają w moich kręgach. Możemy jednak sobie pomóc nawzajem i czerpać korzyści z naszych kontaktów. Jeżeli tak się nie stanie, to zdaje pan sobie sprawę, że staniemy się jawnymi wrogami. Jak już mówiłem, wpływy mam znaczne. Od was tylko zależy, czy będą one działać na waszą korzyść, czy też wręcz przeciwnie. Decyzja należy do was. Tu i teraz. - zakończył okultysta

Lady Howard rzuciła krótkie spojrzenie Franzowi, by zaraz powrócić pełnym determinacji spojrzeniem ku Anandzie. Jakiż ironiczny przydomek sobie wybrał. Jak na razie w jego towarzystwie doznawali przykrości, a wedle filozofii hinduistycznej Ananda to stan szczęśliwości osiągany niezależnie od czynników zewnętrznych. Przyjrzała się mężczyźnie i w końcu nie czekając na nikogo innego wyraziła swoje zdanie na głos, jednym prostym słowem.
- Zgoda.
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 25-06-2017, 19:13   #97
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Pauline spojrzała na Ritę. Wyciągnęła rękę, dotknęła jej dłoni i ścisnęła ją mocno, dając wsparcie przyjaciółce.

- Powinniśmy chyba podążyć za kotkami, nie sądzisz?- spytała.

- Nie ma takiej potrzeby, moje drogie panie - odezwał się jakiś męski głos tuż za nimi - Koty chadzają własnymi drogami i nikt za nimi nie trafi.

Paulina odwróciła się, ale nikogo nie dostrzegła w pierwszej chwili. Dopiero, gdy jej oczy przywykły do półmroku zauważyła, że w wąskim przejściu pomiędzy budynkami ktoś stoi.

Rita zastanawiała się nad słowami Pauliny, nie do końca chcąc się z nimi zgodzić. To, że nagle pojawiły się w tym miejscu, było wystarczająco dziwne i mało ufała czemukolwiek. Gdzie były? Czy był to sen? Wspólny sen? Coś takiego było w ogóle możliwe? Chociaż, co właściwie w obecnej sytuacji nie było możliwe? Może trafiły znowu do innego wymiaru, podobnego do tego, w którym walczyli o życie z hordą żywych trupów?

Chciała odpowiedzieć, lecz przerwał jej tajemniczy głos. Pozostała przez chwilę z na wpół otwartymi ustami. Owszem, miał rację - koty chadzały własnymi ścieżkami. Ale czyż Rita nie była często jak taki kot? Zawsze obierała tylko sobie znane ścieżki, nie bacząc na innych.

- Idziemy - powiedziała twardo i pociągnęła Paulinę w stronę, w którą udawały się wszystkie koty. Ufała im bardziej niż tajemniczemu mężczyźnie, który nawet nie raczył im się przedstawić, a tym bardziej ukazać swojej twarzy. Poza tym miała dziwną ochotę po prostu zrobić na przekór tej osobie.

Pauline podążyła za Ritą, tylko przez chwilę odwracając głowę i spoglądając na tajemniczego nieznajomego.

- Rita, jak myślisz, co się dzieje? Gdzie jesteśmy? Myślę, że to jakiś sen… ale w sumie nie mam pewności. Jesteśmy tu w każdym razie bezpieczne… prawda? - spytała, starając się ukryć niepokój w swym głosie.

- Bezpieczne? - powtórzyła pytająco Rita, nie odwracając się ani na moment. - Na pewno nie.

Ruszyły wolno za ciągnącym się niemal po kres widoczności kocim szeregiem. Uliczki widmowego miasta wybrukowane były dużymi, płaskimi kamieniami, które przywodziły na myśl łeb jakieś dużego zwierzęcia. Słonia lub byka. Wokół unosiła się gęsta, wirująca w niektórych mgła o złocistej poświacie.
Tego istnie bajkowego krajobrazu dopełniał dziwny szum rzeki. Obu kobietom zdawało się, że słyszą jakieś odległą melodię, którą ktoś nucił.

Po przejściu kilkudziesięciu metrów dotarli do niewielkiego kamiennego mostku, który wznosił się nad niezbyt szeroką rzeką. Tutaj nucenie było o wiele wyraźniejsze i czystsze. Koty w milczeniu nadal maszerowały dziarsko przed siebie.

[media]http://i.imgur.com/kHXSGbk.jpg[/media]

Nagle powietrze wypełniło krystaliczny dźwięk dzwoneczka, a po nim donośny basowy głos jakiegoś mężczyzny:

- Pośpieszcie się! Pociąg rusza lada chwila!

Na te słowa koty zaczęły biec przed siebie. Przeskakiwały po sobie, popychały się i gnały czym prędzej w kierunku skąd dochodził krzyk mężczyzny.

Rita zmarszczyła brwi, przyglądając się gonitwie wszystkich kotów. Senny pociąg - o co tu chodziło? Był tylko jeden sposób, by się przekonać.

- Chodź - rzuciła zdawkowo do Pauline i ponownie pociągnęła ją za rękę. Gdyby jednak ta wolała zostać, Rita nie zamierzała jej zmuszać.

- Idę, idę! - krzyknęła Pauline, biegnąć za kobietą. Miała nieco złe przeczucia odnośnie pociągu - przywodził jej na myśl ten, w którym została zraniona - ale nie chciała się rozdzielać.

Dorównanie kociemu sprintowi nie było łatwe. Kilka razy jakiś kocur skoczył na ramię jednej z dam, niemal nie powodując ich upadku.

Po przejściu mostu wraz kotami, RIta i Paulina zagłębiły się w plątaninę wąskich uliczek. Skręt w lewo, skręt w prawo, przejście pod niską bramą i ledwo się spostrzegły wyszły na rozległy plac.

Pośrodku niego wznosił się okazały peron z dachem szeroko rozpostartym niczym baldachim, który podtrzymywały masywne żeliwne słupy.Także tutaj snuła się gęsta mgła. Przez plac z zachodu na wschód przebiegały żelazne, lekko poskręcane tory. Przypominały one dwie równoległe kreski namalowane ręką niewprawnego pięciolatka.

Pod dachem podwieszony został okazały szyld, na którym złotą czcionką wykaligrafowano:

“Stacja Ulthar”

Na samym peronie kłębił się tłum kotów wszelkiej maści oraz kilkoro ludzi w strojach z odległej epoki. Przy schodach prowadzących na peron stał, niebywale wysoki mężczyzna w dziwacznej, ptasiej masce.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/1c/9b/83/1c9b83757b01fd58177d3671a754ec54.jpg[/media]

Co kilka chwil nawoływał po francusku i angielsku:

- Panie i panowie! Zbliża się pociąg! Proszę się przygotować!

Nagle rozległ się potężny huk i szum. Rita i Paulina spojrzały w stronę skąd dochodził hałas. Z gęstych obłoków mgły zaczął wyłaniać się najdziwaczniejszy pociąg, jaki kiedykolwiek widziały.

Cały skład zdawał unosić się w powietrzu i wolno zniżać swój pułap. Na jego czele było coś co można było nazwać krzyżówką pegaza i lokomotywy. Skrzydlaty koń zamiast kopyt miał ciężkie stalowe koła z potężnymi tłokami. Całe jego ciało wyglądało jakby wykonał je jakiś mistrz kowalstwa. Kunsztowne przetłoczenia, błyszczące nity i żelazne opaski. Jedynie oczy w których tlił się żar życia przeczyły temu wyobrażeniu. Za skrzydlatym koniem ciągnął się rząd wagonów z których każdy wyglądał niczym wydrążone w środku masywne słonie, czy inne mamuty. Stwory zamiast nóg miały mackowate kończyny na których się wspierały.

Pegaz zarżał głośno i cały skład osiadł na torach przy peronie.

Bok pegaza otworzył się niczym prastary skarbiec i wyszedł z niego wysoki, ubrany w niebieski uniform mężczyzna z sumiastym wąsem. Zbliżył się on do Pauliny i Rity i z uśmiechem rzekł:

- Oto darmowy bilet do mojego Sennego Ekspressu. Nazywam się Henri Peeters i mam zaszczyt pełnić funkcję kierownika tego cudownego składu. Zapraszam panie na niezwykłą podróż od Krainy Nadziei, poprzez zdumiewające Złote Miasto, aż do wspaniałej Zatoki Nodes. Zapraszam na pokład.

[media]http://i.imgur.com/Rwd2Z8O.jpg[/media]

Rita już postanowiła jakiś czas temu. Była ciekawa, chciała dowiedzieć się o co tu chodzi i co właściwie się działo.

Spojrzała na Pauline.

- Nie wiem jak ty, ale ja wsiadam - powiedziała, po czym odebrała bilet od Peetersa i ruszyła w stronę wejścia.

Pauline także wsiadła do pociągu. Kraina Nadziei? Złote Miasto? Nie wiedziała co się dzieje, ale podejrzewała, że czeka ją interesująca przygoda.
 
Kaworu jest offline  
Stary 04-07-2017, 11:28   #98
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Franz zdębiał. Ku własnemu poirytowaniu nie potrafił ukryć zaskoczenia przed Bennettem.
Szybko jednak, by odzyskać rezon zaciągając się mocno dymem z papierosa. Zamieniając go niemal do połowy w popiół.
- Przyszliśmy tutaj, by się dowiedzieć jakie masz dla nas propozycje Bennett. Tak się składa, że nie wszyscy chcieli się z Tobą spotkać. Może zwykłeś traktować przyjaciół, jeśli jakichś w ogóle masz, instrumentalnie, ale ja wolę znać ich zdanie, nim podejmę tak ważną decyzję.
Zgasił papierosa wciskając go w popielniczkę.
- Eleonor. Mogę Cię prosić na słówko. Raczysz chwilę zaczekać Bennett. - powiedział wstając i wychodząc na ulicę.
Eleonor przeniosła spojrzenie z okultysty na swojego przyjaciela. Mogła się spodziewać, tego, że się nie zgodzi. Nie dostrzegał tego co ona.
- Wybacz nam na chwilę - zwróciła się do Anandy i wstała, odruchowo wygładzający suknię. Narzuciła na ramiona płaszcz, nie dbając o włożenie rąk w rękawy i tak, ledwie otulona paltem wyszła zaraz za Franzem, na mróz.

- Eleonor? Zgoda?! - sapnął starając się zachować spokój - Ten człowiek jest niebezpieczny i w dodatku szalony. Przyłączy się do nas tylko, by nas wykorzystać i zaatakować, gdy nie będziemy się tego spodziewać. Założę się, że chce złożyć posąg, by czerpać z niego moc. Mamy nad nim przewagę. Jesteśmy o krok dalej. Nic nie wie o Lozannie - Franz mówił szybko ściszonym głosem nerwowo ściskając w pistolet w kieszeni.
- Przyłączyć go, to narazić nas wszystkich na niebezpieczeństwo. On już jest naszym wrogiem. Czy tego nie widzisz? Zapomniałaś co zrobił nam? Co zrobił … tobie?
Franz stanął przed przyjaciółką i spojrzał jej głęboko w oczy.
Kobieta wysłuchała słów Franza, z malującym się na wargach ciepłym uśmiechem.
- Mną się nie przejmuj przyjacielu - odparła, gdy Franz, próbował przywołać wydarzenia z pamiętnego wieczoru w siedzibie Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku.
- Wiem, że jest niebezpieczny Franz i właśnie dlatego powinien wyruszyć razem z nami - uniosła dłoń do góry, na wypadek gdyby austryjak chciał jej przerwać - nim cokolwiek powiesz, proszę wysłuchaj mnie. - dodała i wyciągnęła dłoń w kierunku jego twarzy. - On ma wiedzę, ma możliwości, ma umiejętności i ma znajomości. Już raz zostaliśmy wciągnięci w coś, czego zupełnie nie rozumieliśmy - wychładzające się z każdą chwilą smukłe kobiecie palce dotknęły policzka mężczyzny - To co zrobił Ci Alexis.. Nie rozumiem tego, on, tak. Być może będzie w stanie pozbyć się tego naznaczenia, a jeśli nie, będzie nam w stanie więcej o tym opowiedzieć, a podróżując z nami zrobi to chętniej i to jest pierwszy powód - pogłaskała jego policzek, w czułym, opiekuńczy geście, nim zabrała dłoń, chowając ją pod zarzuconym, luźno na ramiona paltem - Drugim są jego znajomości. Nie wiesz kogo zna, ja słyszałam nazwiska, niektórych z jego.. towarzyszy, znam osobiście i to nie są ludzie, którym chcemy zaleźć za skórę. Jeśli pozwolimy mu pójść z nami nie będą działać przeciwko nam i będziemy przynajmniej chwilowo bezpieczni. Po trzecie i jest to najważniejszy powód, będziemy mieli go obok siebie. Nie jesteśmy głupi, wiemy, że nam zagraża, wiemy, że nie jest nam przyjacielem, ale w tym układzie będziemy mu mogli patrzeć na ręce Franz. Nie musi znać naszych wszystkich planów, o naszym celu podróży może dowiedzieć się w ostatnim momencie, tak by nie mógł nic przygotować, ale jeśli będzie z nami i będzie sądził, że dostanie to czego chce na koniec nie będzie próbował sabotować naszej misji, a jego wiedza, która wierz mi, jest rozległa, może nam się przydać. Rozumiesz, Franz? - zapytała błądząc spojrzeniem, po twarzy swojego przyjaciela, nim w końcu zatrzymała je na jego oczach - Możemy go wykorzystać… wykorzystać się nawzajem. - zakończyła delikatnym skinieniem głowy, by mężczyzna wiedział, że ona skończyła już swój wywód i może ją karcić dalej.
- Obawiam się, że nie doceniasz go. On również będzie się spodziewał, że chcemy go wykorzystać. Chcesz się wpakować w niepotrzebną ciuciubabkę. Do tej pory radziliśmy sobie bez niego. Rękę odnaleźliśmy praktycznie sami. I jest jeszcze coś …

Franz wciągnął mroźne powietrze w płuca.
- Chcesz naprowadzić go na trop Edgara Wellingtona w Lozannie. Ryzykujesz naszym życiem, ale czy masz prawo ryzykować życiem Welligtona? On może wiedzieć jak zniszczyć posąg, a Bennett nie będzie chciał do tego dopuścić. Co jeśli będzie chciał Wellingtona usunąć, albo przesłuchać w swój mało sympatyczny sposób? Czy jesteś zdolna zaakceptować metody działania Bennetta? On nie ma skrupułów.
Von Meran mówił cały czas patrząc w oczy Eleanor i trzymając ją za dłoń.
Brunetka spuściła spojrzenie, uciekła wzrokiem, a ciche westchnienie wyrwało się spomiędzy rozchylonych warg. Kłąb pary, otoczył młodą twarz arystokratki, gdy wydychane powietrze skrystalizowało się, po zetknięciu z mrozem jaki panował na zewnątrz.
- To jest ryzykowne, nie ukrywam - zaczęła powoli, a Franz poczuł, że zacisnęła palce na jego dłoni, jednocześnie powracając wzrokiem do jego oczu - ale naprawdę uważam, że sprzeciwiając się jemu, sprzeciwimy się całemu Zakonowi i zapewne nie tylko im. Boje się, że to będzie o wiele gorsze, niż posiadanie obok kukułczego pisklęcia, szczególnie, że my będziemy zdawać sobie sprawę, że on nie jest jednym z nas, rozumiesz? - w spojrzeniu Eleonor można było dostrzec błaganie - Nie chcę nikogo narażać, a do Wellingtona, można wysłać Pauline i Ritę, same. Można do nich zatelefonować i poprosić by się tym zajęły, a my jak najdłużej postaramy się zatrzymać Anandę razem z nami, tu w Paryżu. Dalej możemy kontynuować wyprawę, już wszyscy, nie mieszając do całej sprawy Wellingtona. Myślę, że to mogłoby się udać i oczywiście wezmę na siebie cały ciężar tej decyzji. Wytłumaczę Ricie i Pauline, że to moja sprawka, tak byś Ty nie musiał słuchać, jakim skończonym idiotą jesteś
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 05-07-2017, 09:41   #99
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
W miarę, jak Eleonor wymawiała kolejne słowa oczy Franza jakby przygasały. Coś się zmieniło w mężczyźnie. Von Meran puścił rękę przyjaciółki i odstąpił krok do tyłu zwiększając dystans między nimi. Po chwili milczenia odezwał się:
- Być może tym razem uda się go powstrzymać i nie ujawnić naszego kontaktu w Lozannie. Ale nie zdołasz go kontrolować cały czas, gdy już będzie w naszej grupie. Będzie robił co będzie chciał. Igrasz z ogniem Eleonor. Widzę jednak, że Cię nie przekonam … Dobrze zatem.
Stwierdził najwyraźniej podejmując decyzję.
- Zostań z nim w Paryżu. Jak długo się da. Ja jadę do Lozanny, by przypilnować sprawy. Sprawdzę ile da się ustalić w sprawie zwojów.
Franzem wstrząsnął zimny dreszcz.
- Pożegnaj ode mnie Bennetta. Powiedz mu, że poszedłem … kupić papierosy.
Von Meran spojrzał jeszcze krótko w oczy Eleonor i rzucił na odchodne:
- Uważaj na siebie.
Po czym odwrócił się chcąc odejść w stronę Pont Saint - Michel.

Eleonor zmarszczyła brwi, a w jej oczach pojawił się strach, niepewność i zupełne niezrozumienie. Nie musiał się tak unosić, gdyby definitywnie powiedział nie, przecież nie kłóciłaby się o to, bo mimo wszystko jej przyjaciele i ich zdanie miało dla niej znaczenie. Dlatego popatrzyła na mężczyznę i cicho wyrzekła
- Franz… - jeśli odejdzie nawet się na nią nie oglądając Eleonor zostanie zupełnie sama i przerażało ją to bardziej niż stawianie czoła Benettowi.

Mężczyzna zatrzymał się spoglądając przez ramię na Eleonor.
- Uważam, że popełniamy błąd ale.. – Arystokratka zawahała się i opuściła spojrzenie na kostniejace dłonie - ...jeśli myśl, że Benett miałby podróżować z nami jest dla Ciebie odstreczająca nie będę Ciebie, ani Pauliny i Rity zmuszać do tego.. Musisz mi tylko pomóc i przekazać mu to..

Franz odetchnął z wielką ulgą. Objął Eleonor i przytulił do siebie.
- Dziękuję, że zmieniłaś zdanie. Wierz mi tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Teraz jednak musimy zwieść Bennetta. Potrzebujemy czasu, by mu uciec i pojechać do Lozanny. Powiemy mu, że musimy porozmawiać z resztą i damy mu odpowiedź jutro. Zgoda?
- Wątpię by się zgodził ale w porządku –
głos Eleonor był słaby, cichy jakby słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. Odsunęła się nieznacznie od mężczyzny i odważyła się unieść spojrzenie mądrych oczu, na jego twarz.
- Franz.. Czy Ty… - zaczęła z wahaniem, zupełnie nie chcąc poznać odpowiedzi na pytanie, które osiadło na końcu jej języka - Czy Ty pamiętasz co się wydarzyło w siedzibie zakonu… co on mi zrobił?
- Nie jestem pewien … -
zaczął ostrożnie - Moje wspomnienia są niejasne i nie potrafię oddzielić faktów od wizji. Zatruł nas jakimś narkotykiem, ale … widziałem Cię leżącą
nago na czymś w rodzaju pentagramu i Bennetta w koziej masce na Tobie. Wiem, że to brzmi idiotycznie. Scena jak z tanich horrorów, ale właśnie coś takiego pamiętam.

Zakończył cicho, jakby chciał się usprawiedliwić. Niepewny, czy tej sceny nie podsunęła mu jego własna wyobraźnia

Eleonor wyraźnie pobladła, chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewając. Przygryzła dolną wargę powstrzymując się by nie rozkleić się na środku ulicy. Najgorsze było to, że to co opisywał Franz brzmiało bardzo prawdopodobnie, a mgliste wspomnienie koziej głowy tylko utwierdziło ja w przekonaniu, że jej przyjaciel mówi prawdę.
- Nic.. Nic nie pamiętam. – szepnęła by zaraz dodać, starając się zapanować nad drżącym głosem i dłonmi - Wracajmy Franz, powiedzmy mu co mamy do powiedzenia i ruszamy dalej… - jej wzrok zaginionego w róg królika przeczył spokojowi w jej głosie.
Plan był w sumie prosty. Franz chciał powiedzieć Bennettowi, że da mu odpowiedź jutro. Zamierzał upierać się, że musi zasięgnąć opinii reszty przyjaciół.

Było to oczywiście kłamstwo, które miało jemu i Eleonor dać czas, by mogli jak najszybciej opuścić Paryż i z zachowaniem dyskrecji udać się do Lozanny. Franz gotów był opuścić miasto jak najszybciej pakując tylko niezbędne rzeczy.

Czas był kluczowy. Franz obawiał się, że Bennett może śledzić posiadłość Eleonor. Dobrym pomysłem było udanie się w kierunku Dijon. Tamtędy droga wiodła również i do Mediolanu. Biorąc pod uwagę, to iż Bennett wyciągnął od nich, gdzie mogą być pozostałe części posągu mógł sądzić, że zbiegli właśnie do Włoch.

To dałoby im spokój podczas śledztwa w Lozannie.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 10-07-2017, 02:10   #100
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację



Rita Carter, Pauline MacMoor

“Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka, ogromna i pot z niej spływa:
Tłusta oliwa

Stoi i sapie, dyszy i dmucha,
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha:
Uch - jak gorąco!
Puff - jak gorąco!
Uff - jak gorąco!”

Skład odjeżdżający właśnie ze stacji “Ulthar” niewiele miał wspólnego ze stalową bestią znaną Ricie i Paulinie. Na jego czele stał, co prawda żelazny pegaz, ale ciężko było porównać go do wielotonowej lokomotywy, jaka zazwyczaj ciągnęła równie ciężkie wagony.
Donośny gwizd wypełnił przestrzeń i skrzydlaty koń ruszył z miejsca lekko, delikatnie i z wielką gracją. To samo uczyniły wagony, które przejawiały symptomy życia i świadomości.
Uczucie zasiadania w tym niezwykłym pociągu trudno było porównać do czegokolwiek, co do tej pory znały obie panie.
Nawet wyprawa piekielnym pociągiem dookoła ziemskiej orbity, nie przygotowała je na to w czym właśnie brały udział.
Wszystko wokół bardziej przypominało opiumowy sen niż jakąkolwiek znaną rzeczywistość. Każdy detal pociągu zdał się być nacechowany własną świadomością i tajemniczą symboliką.
Rozlegające się dźwięki budziły znajome skojarzenia, wydawały się jak najbardziej znajome, ale gdzieś w głębi umysłu otwierały też sekretne drzwi za którymi krył się niezgłębiony świat podświadomości, sennych urojeń i koszmarów.

Pogrążone w tym niezwykłym śnie, Rita i Paulina, niemal bezwolnie zostały zaprowadzone przez kierownika tego przedziwnego pociągu do przedziału.
Wnętrze wyglądało, niczym żywcem wyjęte z legendarnych pałaców sułtana Szachrijarzego. Kwiecisty, wielobarwny baldachim zdobił cały sufit. Zwiewne kotary po bokach sprawiały, że można było ulec wrażeniu, że całe wnętrze lewituje w powietrzu. Po obu stronach ustawiono miękkie kanapy, które otulały ciało człowieka, niczym ramiona najdroższego przyjaciela. Pośrodku zaś dumnie prezentował się okrągły stolik na którym ustawiono przepięknie zdobiony złoty dzbanek z którego wydobywał się niezwykle aromatyczny korzenny zapach. Tuż obok stały dwie filiżanki wykonane z cienkiej niczym jedwab porcelany. Całości dopełniał blask wiszących na ścianie bursztynowych kandelabrów, których ramiona wykonano z rzeźbionej kości słoniowej, ozdobione czerwono-zielonymi abażurami.
- Proszę spocząć! - odezwał się kierownik pociągu, monsieur Henri Peeters - Za godzinę zapraszam na bankiet. Będzie okazja poznać pozostałych pasażerów. Gdyby panie czegoś potrzebowały, proszę mnie zawołać. Służę pomocą.
Ledwo drzwi za monsieur Peetersem zamknęły się, a Rita i Paulina nie zdążyły jeszcze rozgościć się i oswoić z otoczeniem, do przedziału wszedł tajemniczy gość.
Nie witając się, ani nie pytając o niczyją zgodę usiadł na sofie. Nie minęły dwie sekundy, a tajemniczy gość spał już w najlepsze.
Rita i Paulina i spojrzały po sobie i równocześnie zachichotały radośnie.
- Dobrze, że tylko jeden - skomentowała pojawienie się czarnego kocura Paulina.




Dzięki obecności w składzie wagonu kąpielowego, Rita i Paulina mogły się odświeżyć, zażywając niezwykle odprężającej kąpieli w wonnych olejkach.
Dzięki temu na umówiony bankiet, mimo jakże dziwnych jego okoliczności, szły radosne i pełne optymistycznego podniecenia. Wyglądało bowiem na to, że w tych sennych okolicznościach nie grozi im nic złego.

- Jakże miło panie widzieć. - przywitał je monsieur Henri Peeters, otwierając drzwi salonu.
W tym samym momencie w nozdrza obu dam uderzył oszałamiający zapach dobiegający z kuchni.
- Zapraszam. Ciszę się, że zdecydowały się panie dołączyć do naszego grona.

Grono pasażerów, nie licząc całego zastępu kotów wszelkiej maści, które na szczęście gdzieś się pochowały, było nad wyraz skromne.
Przy okrągłym stole siedziały trzy osoby. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta.
Obaj dżentelmeni na widok zbliżających się dam wstali, co dobitnie świadczyło o ich nienagannych manierach. Starsza kobieta przywitała nowych gości, leniwym skinieniem głowy. Jej strój i wygląd od razu przykuwał uwagę.
- Madame Bruja - powiedział kierownik pociągu, delikatnym gestem dłoni wskazując kobietę w rozłożystej elżbietańskiej sukni i szerokiej białej, jak śnieg kryzie.
Kobieta, której skóra przypominała wyschnięty pergamin, ponownie skinęła głową.
- Panna Rita Carter i panna Paulina MacMoor - kontynuował monsieur Henri Peeter.
- Monsieur Karakov - powiedział wysoki mężczyzna o typowej angielskiej urodzie i brodzi w stylu van Dyke’a . Od razu dało się wyczuć emanujący od niego chłód i poczucie wyższości, a także perfekcyjny etoński akcent.
- A to szanowny pan Mac MacKenzie dyplomat i weteran wojen burskich - dokończył ceremoniał monsieur Peeters.
- Były dyplomata. Obecnie na emeryturze - podkreślił pan MacKenzie..
- Państwo pozwolą, że zaczniemy podawać - zaproponował kierownik pociągu i nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć talerze, półmiski i wazy pojawiły się na stole.
Z lekkim przerażeniem Paulina i Rita zauważył, że wszystkie potrawy zostały ustawione na stole przez długie, giętkie i wijące się niczym węże macki, które dosłownie wyrosły ze ścian i podłogi wagonu.

Jak przystało na ekscentryczny pociąg, dania także były wyjątkowe, wysublimowane i nie spotykane nigdzie indziej.
Na przystawkę krem z żółwia z dodatkiem świeżych szparagów i zielonego pieprzu. Na danie główne do wyboru nadziewane figami ucho słonia lub opiekane kuropatwy nadziewane orzechami i owocami prosto z sydarthiańskich gajów, wszystko skropione sosem przygotowanym na bazie trackiego octu. Na deser kuchnia zaoferowała owocowe sorbety oraz kremowe babeczki, a do tego najlepsze muskat z upraw ze wzgórz Karthian i góry Aran oraz otoczone aurą sławy i tajemnicy, księżycowe wino Zoogów.

Rozmowa toczyła się leniwie i można, by rzec nieśmiało. Zdawać się mogło, że każdy z pasażerów tajemniczego pociągu skrywa jakiś mroczny sekret i boi się jego ujawnienia.
Atmosferę rozluźniło ponowne pojawienie się pana Peetersa, który jak zawsze z szerokim uśmiechem najpierw zapytał o samopoczucie i komfort pasażerów, a dopiero później przeszedł do sedna sprawy.
- Jak wszyscy zapewne wiedzą udajemy się do zatoki Nod, gdzie jak wieść niesie, można ostatecznie i definitywnie przezwyciężyć wszelkie lęk, pozbyć się złych wspomnień, czy przykrych doświadczeń. Aby to się ziścić, konieczne jest stworzenie fizycznego uosobienia tego lęku, czy wspomnienia. Najlepiej ze względów bezpieczeństwa dokonać tej czynności w zaciszu swojego przedziału. Dostarczę później państwu aksamitne torby, gdzie będziecie mogli bezpiecznie przechowywać stworzony artefakt.

Po bankiecie wszyscy pasażerowie udali się do swoich przedziału na zasłużony odpoczynek. Ku zaskoczeniu Rity i Pauliny wygodne sofy zmieniły się w równie komfortowe i zachęcające do skorzystania łoża. Aksamitna pościel, aż kusiła aby się pod nią wślizgnąć i zapaść w błogi sen.




Franz Von Meran, Eleonor Howard
Okoliczności wyjazdu z Paryża okazały się dla Franza i Eleonor nader nieprzyjemne. Katzenjammer po spotkaniu z Bennettem dotkliwie dręczył ich oboje. Stało się jasne, że sytuacja z przywódcą loży przypomina nabrzmiewający wrzód i będzie ona im doskwierać dopóki nie zostanie on przecięty. Plan von Meran zakładał udanie się do Dijon, aby zmylić ewentualny pościg.
Fakt, że okultysta ich śledził był bardziej niż pewny. Fakt ten nie poprawiał nikomu nastroju.
Paryż, miasto zakochanych i artystów, okazał się dla nich nadzwyczaj pechowy. Ich grupa zmniejszyła się i podzieliła. Oboje mieli nadzieję, że Rita i Paulina, które wyruszyły przed nimi dotarły już bezpiecznie do Lozanny.

Ledwo dwie godziny po spotkaniu z Bennettem, spakowane naprędce rzeczy wylądowały w zamówionej taksówce. Zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Zabieranie całego dotychczasowego bagażu byłoby kłopotliwe i zwracałoby zbyt dużą uwagę.
- Proszę skręcić tutaj w prawo - polecił dość niespodziewanie Franz.
- Ale mieliśmy jechać na dworzec, psze pana - odparł młody kierowca.
- Niech pan nie dyskutuje, tylko robi co mówię - odparł bez pardonu Austriak.
Kierowca już bez słowa sprzeciwu wykonał manewr. Franz powtarzał go jeszcze kilkakrotnie, cały czas zerkając do tyłu, czy ktoś nie podąża ich śladem.
Eleonor w tym czasie w zamyśleniu spoglądała na zachmurzone niebo. Jej uwagę zwrócił czarny ptak, który kilkakrotnie wszedł w jej pole widzenia. Przez głowę przeszła jej upiorna i złowieszcza myśl, czy to nie on przypadkiem jest szpiegiem Bennetta. Przed takim pościgiem nie zdołaliby uciec.
Z miejsca odrzuciła tę jakże paranoiczną myśl. Sprawa Sedefkar Simulacrum i ostatnie wydarzenia, bez wątpienia odciskały na niej swoje piętno.
- Proszę nas zawieźć na dworzec, ale w Dijon. - polecił w końcu Franz.
- W Dijon? - powtórzył z niedowierzaniem kierowca.
Von Maren nie wdawał się w tłumaczenia i prośby. Kolejny sowity napiwek, po raz kolejny załatwił sprawę.
“Uroki bycia bogatym” - pomyślał i uśmiechnął się sam do siebie.


Na dworcu w Dijon byli kwadrans przed odjazdem Orient Expressu. Tym razem świadomość podróży ucieszyła ich o wiele bardziej, niż poprzednim razem. Perspektywa spokojnej i bezpiecznej jazdy była niczym balsam na ich poranione i zmęczone dusze.
Nic nie wskazywało na to, żeby Bennett czy jacykolwiek jego ludzie podążali ich tropem. żadne z nich nie łudziło się jednak, że spotkanie z okultystą wcześniej, czy później jest nieuniknione.
Na razie nie zamierzali się tym martwić.
Von Meran podał dłoń, aby pomóc wsiąść Eleonor do wagonu i z nostalgicznym uśmiechem pożegnał Francję.

Odprawa paszportowa w Frasne przebiegła pomyślnie i bez żadnych przeszkód, choć rewolwer ukryty palił Franz w bok, niczym rozgrzane żelazo.
Po kilku kolejnych kilometrach skład zagłębił się w wydrążony pod Alpami tunel, aby wyłonić się już po szwajcarskiej stronie.
Tutaj znowu czekała ich kontrola graniczna. Ku przerażeniu Franza i Eleonor o wiele bardziej skrupulatna niż ta po francuskiej stronie. Na szczęście i tym razem obeszło się bez kłopotów.

O godzinie 6.45, zgodnie z rozkładem, Orient Express zatrzymał się na dworcu w Lozannie. Franz i Eleonor nie spodziewali się gorącego przyjęcia, ani tłumu witających. Mimo to widząc niemal pusty peron poczuli żal i smutek.

Na szczęście w pobliżu dworca była czynna kawiarenka, gdzie w przyjaznym, ciepłym wnętrzu oboje mogli skosztować miejscowych rogalików oraz napić się świeżo parzonej kawy.
Oprócz nich w lokalu były tylko dwie osoby. Drzemiący w kącie sali starszy pan oraz wytwornie ubrany Turek. Na jego widok Franz znieruchomiał na chwilę. Od razu pomyślał, że wpadli z deszczu pod rynnę. Wyćwiczona przez lata dziennikarskiej pracy pamięć, w porę podpowiedziała mu powód spotkania, tak egzotycznego gościa w tych okolicach. Nie był on na całe szczęście związany z ich śledztwem. W mieście od kilku już tygodni trwała konferencja dyplomatyczna z udziałem Wielkiej Brytanii, Włoch, Francji i właśnie Turcji. Jegomość w sobolowym futrze zapewne należał przedstawicieli dyplomatycznych byłego Imperium Osmańskiego.

Odetchnąwszy z ulgą Franz i Eleonor zajęli miejsce przy barze i zamówili kawę. Wystarczył szczery uśmiech wdowa po Księciu Norfolk, aby właściciel kawiarenki wskazał im najbliższy hotel oraz jak trafić na Rue St. Etienne 50.
Doskonała kawa, ciepło i pogoda ducha właściciela sprawiły, że przynajmniej na chwilę oboje zapomnieli o śledztwie i dręczących ich kłopotach.
Zapomnieli tak bardzo, że nawet się nie spostrzegli, jak wybiła godzina dziesiąta.
- Do zobaczenia Rene - Eleonora pomachała sympatycznemu właścicielowi na pożegnanie - Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja, aby wpaść na tą wyśmienitą kawę.
- Kawę i rogaliki - dodał Franz.
- Zapraszam serdecznie madame - odparł, kłaniając się w pas Rene Boschart.


Po zameldowaniu się w hotelu Franz chciał jak najszybciej udać się na spotkanie z Edgarem Wellingtonem. Eleonora przypomniała mu jednak, że przecież Rita i Paulina przyjechały tu już przed nimi i warto byłoby się z nimi spotkać.
Kilka szybkich telefonów i ku rozpaczy Eleonor okazało się, że ich przyjaciółki nie zameldowały się w żadnym ze znanych hoteli w Lozannie.
- Może podały fałszywe nazwiska - łudziła się lady Howard.
- Z całym szacunkiem, ale nie przypuszczam aby którakolwiek z nich wpadła na tak szczwany plan - uciął jej nadzieje von Meran.
- Może, żeby nie wzbudzać podejrzeń zameldowały się w jakimś małym pensjonacie - próbowała podtrzymać ducha, niezmordowana lady Howard.
- To już bardziej prawdopodobne. Powinniśmy byli to ustalić wcześniej. Niech to szlag!
Franz krążył nerwowo po pokoju. Zerknął przez okno. Pogoda nie zachęcała w żadnym razie do spacerów. Mgła, szaruga i siąpiący deszcz ze śniegiem.
- Nie ma co. Musimy iść do Wellingtona, to nasz jedyny ślad. Może Rita i Paulina były lub są u niego.
- Chodźmy zatem.

Lozanna była stosunkowo małym miastem, stąd też odnalezienie adresu skąd nadany został list, nie nastręczało zbyt wiele trudności. Czego nie można było powiedzieć o samym poruszaniu się jego uliczkami. Miasto położone na wzgórzach składało się z naprzemiennie wznoszących i opadających stromych uliczek. Rozkosz dla kogoś kto uwielbia spacerować po górach, ale dramat gdy człowiek się śpieszy, a na domiar złego pada marznący śnieg.

Rue St. Etienne okazało się cichą, brukowaną uliczką położoną w spokojnej części miasta. Z dala od centrum i turystycznych atrakcji.
Wyblakły szyld pod numerem pięćdziesiątym głosił:
“Wellington Fils
Taksydermia
50, Rue St Etienne”


Okna sklepu przesłonięte były grubymi, ciemnymi kotarami poprzez które nie przebijał się choćby promyk światła. Tabliczka na drzwiach za to obwieszczała w trzech językach, że zakład jest otwarty.
Niestety mi wielokrotnego pukania, nikt im nie otworzył.
Ich nadzieje na szybkie załatwienie sprawy w Lozannie okazały się niezwykle płonne.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172