Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2017, 16:20   #61
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Zgodziła się na propozycję hrabiego, bo to była jedyna szans aby stąd uciec, jedyna jaką ona widziała. Wszystko inne wydawało się brutalne i nieludzie. Lady Howard zaś za wszelką cenę chciała zachować swe człowieczeństwo.

[MEDIA]http://storiesforghosts.com/wp/wp-content/uploads/2016/12/penny-dreadful-seance.jpg[/MEDIA]

W uszach szumiała krew, oszalałe bijące serce, jak u przestraszonego królika, szybko pompowało krew. Adrenalina buzowała w żyłach, przyspieszając jej oddech. Pierś falowała szybko, gdy łapała powietrze, ignorując słodkawy zapach rozkładu. Przez tą, krótką chwilę, to ona była heroiną tej historii, to ona próbowała przekroczyć zakazaną granicę. To była jej chwila i od niej teraz zależało życie jej przyjaciół. Zamknęła oczy wypowiadając kilka słów, pod nosem, a potem zaczęło się...

Byli wokół niej oni, one, ono, trudno było określić czym były byty, bo były one śliskie, jak ryba pod powierzchnią wody. Niby namacalne, a jednak nieuchwytne. Krzyczały głosami, których echa odbijały się w jej głowie ze zdwojoną siłą. Chór głosów, jęków, szeptów, aż nagle wszystko ustał,a ona opadała w nieprzeniknioną ciemność....

To wtedy jej ciałem wytrząsnął spazm, oczy wywróciły się, a z gardła wydobył się krzyk..nie, to nie był krzyk, to był szept, powtórzony przez niezliczoną ilość głosów, narastający i wibrujący nieprzyjemnym rezonansem. Poczuła ciepło ślizgające się po każdym mięśniu, każdym ścięgnie, każdym włóknie i komórce jej ciała, zupełnie jakby snop światła przeszył ją całą. Rozkosz wymieszana z bólem. Żar nie potrafiący jej strawić, a jednocześnie tak gorący, że mógłby spopielić ją w mgnieniu oka. Gdy myślała, że jej umysł już nie wytrzyma, że ciało, wijące się jak węgorz nie zniesie już więcej, sekunda, która była zawieszona w wieczności skończyła się, z jej piersi wyrwało się westchnienie ekstazy.

Potem zapanował niezmącony niczym chaos...
- Henry ... jej ulubiony koń na biegunach, jego pocałunek, spojrzenie pełne miłości, ciepłedłonie, ukochana bajka z dzieciństwa, - Tato! ... szorstka dłon gładząca jej małą główkę, szept, najczulszych słów - proszę nie.. spojrzenie pełne bólu i miłości, Alelajda- jej laka leżaca na parapecie, niepotrzebne podziękowania i miękkie usta.. kotłujące się, splatające i mieszkające od zawsze w jej wspomnieniach, były tak namacalne, że czuła ich zapach, smak, ciepło...

Gdzieś w dali niebieska Wenus walcząca z czerwonym Marsem. Kasjopeja święcąca wstydliwie, migotliwym srebrem, a pas Oriona dziwnie blady i smutny, warkocz komety rozświetlający nienaturalny mrok kosmosu, ciągnący się za nią przez ciszę, jak welon niedoszłej panny młodej. Błysk!

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-mBrCPoU-ENA/Vgy3AL6osjI/AAAAAAAAEIY/BmEvRQPbGyw/s1600/Komet%2Bkohoutek.jpg[/MEDIA]

Dotyk, tak dobrze znany i jednocześnie obcy, smakujący jak zakurzony pokój, w którym dawno nie było nikogo. Lodowate dłonie na ramionach. Były realne, czy to tylko wymysł jej wyobraźni? Był to czuły dotyk, czy ktoś tam.. gdziekolwiek by nie byli próbował ją pochwycić? Łopot skrzydeł zwrócił jej uwagę. Błona, rozciągnięta pomiędzy skrzydłami, jak prześcieradło na parawanie silnie biły w pustkę, a ona na twarzy czuła podmuch niebytu. Z nasilającym się złowieszczym szelestem strach coraz głębiej spoglądał w oczy Lady Howard i wie, że nie mu nie umknie, że strach wymościł sobie posłanie gdzieś wewnątrz niej, tuz pod sercem, tam gdzie wcześniej mieszkało, inne, wcale nie tak dawno utracone uczucie.

To skrzydła ją porywała, wciągając w szaleńczy taniec ku zatraceniu, czy to świat zawirował. Przestrzeń zadrgała, jak powietrze w letni dzień, by za chwilę obrócić się wokół miliona niewidocznych osi. Łapczywie złapała powietrze, zapominając w tej trwającej dziesięć wieczności chwili, o tak trywialnej czynności. Jej krzyk utonął w huku i raniącym uszu dźwięku zgniatanych z ogromną siłą metali. Mroźne powietrze wdarło się do płuc kując bólem lodowych szpilek. Zamglone spojrzenie Lady Howard zogniskowało się na dwóch pociągach, które z ogromną siłą zderzyły się jadąc po tym samym torze. Do jej uszu docierały krzyki, błagalne nawoływania i jeszcze raz krzyki . Była.. na ziemi, z powrotem. Udało się.. Czyjaś ręka do tej pory nie może przypomnieć sobie czyja, złapała ją i pociągnęła.
Młody lekarz opatrzył ich rany, których Eleonor, jakimś cudem uniknęła. Kilka powierzchownych zadrapań i siniaków, nic więcej, to był cud. Kiedy ocknęła się w jego gabinecie, przez chwilę rozglądała się zdezorientowana po twarz przyjaciół. Byli tu. Wszyscy. Nikt nie został w przestrzeni. Odetchnęła z ulgą i w drodze powrotnej do Franza pozwoliła sobie na przymknięcie powiek, by złapać choć, chwilę snu, minutę wytchnienia i ucieczki od świadomości, że właściciel błoniastych skrzydeł jest tam i czeka.


Rano wstała z łóżka, stawiając bose stopy na miękkim dywanie, zatapiając palce w grubych splotach bawełny. Głowa jej ciążyła, siniak, w kolorze dorodnej śliwy, umiejscowiony na prawym udzie dotkliwie posłował bólem. Zdarty łokieć szczypał, a zielonkawy siniak na jej szyi nie wyglądał dobrze. Nie była pewna, o której zasnęła, może była to pierwsza w nocy, a może nawet i czwarta, ale to i tak nie miało znaczenia, nawet gdyby przespała całą noc, czuła by się tak samo: jakby coś ją zjadło, lekko nadtrawiło i wypluło. Widocznie była niesmaczna.

Podeszła do kufra, który Anna zdążyła tu przywieźć. Wyciągnęła z jego wnętrza jedną z prostych sukienek i ubrała się uprzednio rozdziewając z nocnej sukni, którą też schowała do bagażu. Zamknęła stary, skórzany i wiernie służący jej przez wszystkie kontynenty kufer. Przekręciła klucz, w dziurce od klucz, a ciche klik oznajmiło, że jej cenne rzeczy, zostały zabezpieczone. Klucz schowała do torebki, a dziurkę od niego, zamaskowała blaszanym kołkiem, doczepionym nad zamkiem. Podeszła do toaletki, nie poświęcając zbytniej uwagi swojemu wyglądowi. Niedbale, jak na nią, upięła długie włosy, przypudrowała siniaka na szyi, by nie krępować nikogo jego widokiem i skropiła się perfumami o lekkim kwiatowym zapachu z nutką kardamonu.
Westchnęła ciężko do swojego odbicia, nim wyszła z pokoju kierując się na dół. Chciała mieć śniadanie za sobą i jak najszybciej wyruszyć do Paryża, na tę chwilę miała dość Londynu.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 27-03-2017 o 09:28.
Lunatyczka jest offline  
Stary 24-03-2017, 16:44   #62
 
WolfSet's Avatar
 
Reputacja: 1 WolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemu
Thumbs down

Zamoyski siedział przy kominku wsłuchując się w trzaskające szczapy. Ból w nodze nie pozwalał mu zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Jedna ze służących Franza znalazła mu piękną hebanową laskę ze srebrną rączką w kształcie głowy Meduzy.



Franz nie miał pojęcia do którego z jego przodków należała, bez zastanowienia jednak podarował ją hrabiemu. Sam Maurycy mimo, że doceniał zarówno gościnność anglika jaki i kunszt i artyzm z jakim wykonana była laska, nie był zachwycony. Zdawał sobie sprawę, że jego młodsi towarzysze traktują go niejako jak starca, laska zapewne będzie sprawiał, że ta tendencja się pogłębi.
Cóż jednak było robić, noga bolała jak diabli, hrabia bardzo bał się by nie wdało się zakażenie, do przesady więc nalegał by bez przerwy zmieniać opatrunki i smarować maścią. Mimo, że lekarz zrobił mu zastrzyk z surowicy, pulsujący ból w nodze był prawie nie do zniesienia. Mimo wszystko jednak zabiegi pomogły w jednej bardzo ważnej rzeczy, powalały mianowicie oderwać myśli hrabiego od wydarzeń z pociągu widmo i od tego co widział i co czół w trakcie powrotu z przeklętego wymiaru. Samo wspomnienie tamtych wydarzeń napełniało biednego Maurycego lękiem.
Jeszcze jedna rzecz napełniała Maurycego lękiem, fakt, że przynajmniej część jego towarzyszy była gotowa poddać się sugestii Alexisa i przeprowadzić obrzydliwy rytuał i fakt, że teraz zamierzają uciekać przed tym obrzydliwym kultystą.
Na sugestię by jak najszybciej udać się w podróż do Paryża hrabia odpowiedział szybko.
-Jeśli chcecie wyjechać nie będę was powstrzymywał, ja jednak zostaję i udam się na wykład Blumsteina. Mam nadzieję, że spotkam tam Alexisa, a wtedy go zabiję. Czuję, że w innym wypadku już nigdy nie uda mi się spokojnie zasnąć.
 
WolfSet jest offline  
Stary 25-03-2017, 18:14   #63
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Rita Carter, młoda pani archeolog, ryzykantka, poszukiwaczka przygód, kobieta przebojowa i kontrowersyjna, nie należała do osób strachliwych ani przesądnych. Nie kwestionowała jednak istnienia zjawisk paranormalnych, ale też nie przyjmowała bez słowa wszelkich teorii o ich istnieniu jako prawdziwe. Wierzyła natomiast w fakty i to, co mogła zobaczyć na własne oczy. Znała wiele dziwnych historii, legend i mitów - starożytne cywilizacje obfitowały w takowe. Dla współczesnego człowieka nauki były one niewyobrażalne i pozostawały jedynie bajkami - Rita jednak miała otwarty umysł i wiedziała, że znikąd te historie i wierzenia się nie brały. Nigdy jednak nie spodziewała się, że prawdziwe mogą okazać się podróże między wymiarami, opowieści o duchach i żywe trupy. Prędzej skłonna była pomyśleć, że faktycznie istniały jakieś wszechmogące byty, które ludzie uznawali za bogów. Doświadczyła jednak na własnej skórze spotkania z chodzącymi trupami w czymś, co mogło wydawać się innym wymiarem. Jej umysł wypełniały dziwne, czasami makabryczne obrazy. Wciąż słyszała paskudny szelest czegoś na kształt błoniastych skrzydeł. Potwory istniały. Magia istniała. Koszmary stawały się jawą.

Rita wpatrywała się w czarny płyn wypełniający porcelanową filiżankę. Aromatyczny zapach parzonej kawy unosił się po całym pomieszczeniu. Nastał nowy dzień, a wspomnienia poprzedniej nocy wydawały się bardzo odległe. Zaczęły blaknąć, jakby umysł sam spychał je do najciemniejszych zakamarków zapomnienia. Wciąż jednak pamiętała widok swojej bliskiej przyjaciółki, Eleonor i jej nieprzyjemny, zimny głos, który nimi przewodził w najczarniejszej z chwil. Nadal czuła słabnący uścisk dłoni Franza i swoje przerażenie, że coś może pójść nie tak. Rita pomasowała się po czole, na którym widniał siny guz. Głowa wciąż ją bolała. Czuła się i wyglądała, jakby ledwo co uszła z życiem z ciężkiego wypadku samochodowego. Inni nie wyglądali lepiej, jedynie Eleonor udało się wyjść z całej tej abstrakcyjnej sytuacji bez większego uszczerbku na zdrowiu.
Wpatrując się w taflę kawy, Rita przypomniała sobie swój sen sprzed kilku dni. Nie miał wiele wspólnego z sytuacją, którą niedawno przeżyła wraz z pozostałymi, jednak podświadomość sama zdecydowała się przywrócić to wspomnienie. Przymknęła na moment powieki, opierając ciężko głowę na dłoni. Słuchała rozmów przyjaciół, ale przez dłuższy czas była jakby nieobecna. Dopiero na propozycję Eleonor zdecydowała się odpowiedzieć, bo sama nie chciała dłużej zostawać w Londynie. Im szybciej wyruszą w podróż po części diabelskiego posągu, tym szybciej rozwiążą tę sprawę i będą mieli z głowy wszelkie potworności.

- Nie wiem czy to taki doskonały pomysł, hrabio - zwróciła się do Maurycego. - Profesor Smith poprosił nas wszystkich o jak najszybsze znalezienie zagubionych części posągu, których poszukują także niebezpieczni kultyści. Już i tak długo zwlekaliśmy z podróżą.
Wyprostowała się na krześle i zaczesała kosmyk czarnych loków za ucho. Spojrzenie jej zmęczonych oczu przesunęło się po wszystkich zebranych przy stole.
- Kto wie czy i tak nie jest już za późno… - powiedziała ponuro. - Nie powinniśmy się rozdzielać, jednak nikogo nie zamierzam zmuszać. Ja wyruszam do Paryża czym prędzej.
Spakowana już była, bo sądziła, że ruszą w podróż tego dnia. Jednak zamiast tego wylądowali w przedsionku piekła i z niego wrócili. Nie zamierzała dłużej zwlekać. Czas ich gonił i była gotowa wyruszyć w tę drogę nawet samotnie.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 26-03-2017, 10:19   #64
 
WolfSet's Avatar
 
Reputacja: 1 WolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemu
Hrabia doskonale zdawał sobie sprawę, że towarzysze mogą próbować przekonać go do tego, by wyjechał z nimi jak najszybciej. Postanowił jednak być nie ugięty.
-Zgadzam się z tobą droga Rito, powinniśmy jak najszybciej zniszczyć ów posąg. Czuję jednak, że na wykładzie spotkam Alexisa z którym chyba wszyscy mamy niewyrównane rachunki. Po prostu tak długo jak ten człowiek żyje, będę się ciągle oglądał za siebie z obawą. Poza tym mam kilka pytań do Blumsteina. Jeszcze niedawno, patrzył bym z przymrużeniem oka na człowieka, który wykłada o czymkolwiek "metafizycznym", jednak w świetle ostatnich wydarzeń czuję potrzebę zadania temu człowiekowi kilku pytań. Nie nalegam by ktokolwiek z was został ze mną, postaram się do was dołączyć tak szybko jak to tylko możliwe. Wystarczy, że powiecie mi gdzie zatrzymacie się w Paryżu, a ja dołączę do was gdy tylko uda mi się do końca załatwić wszystkie sprawy w Londynie.
 
WolfSet jest offline  
Stary 27-03-2017, 05:42   #65
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Pociąg pełen żywych zwłok pędzący przez kosmiczną próżnie, mistyk psychopata gotowy przeprowadzić krwawy rutuał, upadek między światami. Do tego jeszcze ON skryty między światami.
- Ja pierdole - wyszeptał cicho Milioner siedząc na krawędzi swojego łużka, nieustannie obserwójąc swoją sypialnie. Usterka zasilania nie została jeszcze naprawiona więc wnętrze było oświetlone dziesiątką oliwnych lamp które rozstawione były dosłownie gdzie tylko się dało.
George trząsł się jak w febrze i oddychał ciężko, adrenalina która napędzała go przez cały dzisiejszy wieczór właśnie schodziła z jego ciała. Carter rozmyślał nad tym co stało się zaledwie tych kilka godzin temu. Znów przeżywał samo zderzenie, przypomniał się jak oderwał się od ziemi cały w śniegu, spojrzał po ciemnym polu w którym się znajdowali i zauważył ciała leżące obok. Najbliżej leżał Franz który zdawał się już podnosić, dalej Maurycy, Rita i Paulina. Z czego ta ostatnia się nie poruszała. Trójka którą dostrzegł na początku jednak szybko do niej doskoczyła, George więc szukał tej jednej dla której wbił się w świat tego koszmaru. Eleonore na szczęście znalazł kawałek dalej za pagórkiem, doskoczył do niej i mocno uściskał ciesząc się, że ta nie ma radnych wyraźnych obrarzeń.
- Chodzmy, reszta jest tam za górką - powiedział do niej i zaprowadził do reszty, a delej sprawy rozwinęły się już niemalże same. Dojazd do medyka który łatał zazwyczaj ochroniaży Georga i rozjazd wszystkich po kwaterach by odespać to szaleństwo.

George jednak nie zmróżył nawet oka siedział tak na krawędzi łóżka z pistoletem w dłoni wpatrując się w drzwi jak by to przez nie miała zaraz wlać się kosmiczna próżnia, a demon którego dostrzegł w niej głębi razem z nią.

Gdy George przybył do domu Franza także wyglądał źle był on blady, pod jego oczami widoczne były ciemne plamy które sugerowały, że dziś w nocy nie zmrużył oka, a lewy policzek wyglądał jakby ktoś przeciągnął go po żużlu, wyraźnie też starał się nie poruszać lewą ręką. Teraz siedział z kubkiem w dłoni tylko na poły słuchając rozmowy, znaczna część jego uwagi była jednak skierowana na to by co chwilę nie zerkać sobie przez plecy, by nie sprawdzać kątów i przestrzeni pod stołem by sprawdzić czy nie kryje się tam ten którego dostrzegł w ciemności zawieszonej między światami.

- Jedzmy - powiedział w końcu - Na początku musimy jednak zdecydować co z tym przeklętym modelem. Nie możemy go tak po prostu oddać! No chyba, że mamy już pewność, że nie da się już powtórzyć rytuału. - tu pozwolił sobie na chwilę pauzy by wszyscy mieli czas zastanowić się nad odpowiedzią - Jak sądzisz Moja droga - tu zwrócił się do Eleonor, a do jego głosu, choć na tą chwilę, wróciło ciepło - Jeżeli ktoś ma mieć pewność względem tego faktu, to w tym gronie możemy liczyć tylko na ciebie Eleonora. -
- Wybacz, że wpadam Ci w słowo George, ale czy ktoś wie co się stało z Henry Stanleyem? - spytał Franz - Bo z tego co pamiętam, a niewiele tego jest, to Sir Randolph Alexis zbiegł bez pożegnania i pomimo rany postrzałowej.
Zauważył z przekąsem von Meran. Najwyraźniej odzyskiwał przysłowiową angielską zimną krew. Pozwalał sobie na żarty pomimo grozy sytuacji.
- Zawsze jeszcze przed wyjazdem możemy wpaść na to spotkanie z Izaakiem Blumstainem.
Wziął ponownie do ręki gazetę i przeczytał:
- “Emanacje fizyczne w życiu codziennym”. W rzeczy samej. “Hermetyczny Zakon Gwiezdnej Nocy”. To akurat brzmi cokolwiek melodramatycznie i mało wiarygodnie, ale co tam. Ben! -
zawołał nieco głośniej.
Po chwili w drzwiach ukazał się lokaj.
- Bądź tak miły i dowiedz się jakie są najbliższe połączenia lotnicze z Paryżem. Jakoś ostatnio straciłem zaufanie do kolei.

- Tak proszę pana. -
Ben ukłonił się i zniknął.
- Powinniśmy jeszcze zdążyć rozmówić się z panem Blumstainem. Ktoś ma ochotę pójść ze mną? -
spytał tonem znudzonego dandys, który dawno nie robił nic ciekawego.
- Nie powinniśmy zwlekać Franz, naprawdę -
pokręciła głową trochę zrezygnowana. W porównaniu z towarzyszami Lady Howard wyglądała dobrze, niewielki siniak na jej szyi, przykryty warstwą pudru, był jedyną oznaką tego, że coś się wydarzyło dnia poprzedniego.
- Bądź rozsądny, proszę. Za dużo osób interesuje się tym posążkiem, a i tak straciliśmy już czas, przez.. całą tę sprawę -
brunetka dodała ze ściśniętym gardłem. Uniosła porcelanową filiżankę do ust i upiła odrobinę herbaty nim zwróciła swoje oblicze w stronę Georga
- Pociąg się wykoleił, podejrzewam, że może być problem z rytuałem, ale powiedzmy, że nie zgłębiałam wcześniej podobnych spraw George, więc moje słowa mogą być kłamstwem.

- W takim razie postarał się ją jakoś odizolować od postronnych, tak na wszelki wypadek - powiedział i zastanowił się jak to załatwić.
- A wracając do poruszanych przez ciebie spraw Franz. Młodego Stanleya nie widziałem, a lot odradzam w tą porę roku. Przypomnijmy sobie jak latałeś ze mną nad Szkocją, był ledwie wrzesień, a jak lądowaliśmy to już mieliśmy lód na łopatach wirnika. Ja jestem zdecydowanie za expressem. -
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy

Ostatnio edytowane przez czajos : 27-03-2017 o 05:46.
czajos jest offline  
Stary 30-03-2017, 21:38   #66
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację



Przez peron przy Victoria Station tłum podróżnych przelewał się to w jedną, to w drugą stronę. Gwar rozmów mieszał się z nawoływaniem obwoźnych sprzedawców oraz płynącymi z megafonów komunikatami.
- Musimy czekać na George’a - krzyknęła Rita pomagając Paulinie z jej bagażem. Największe walizy nieśli służący Franza, ale osobiste rzeczy kobiety wolały mieć przy sobie.
- Poszedł odebrać bilety w kasie i zaraz do was dołączy - uspokajał damy hrabia.
- Ja wiem panie hrabia, ale na którym mamy iść peron?
- Z tego, co się dowiedziałem Orient Express odchodzi z trzeciego peronu. - powiedział Franz - Orzeszka? - spytał wyciągając przed siebie papierową torebkę z aromatycznymi, prażonymi orzeszkami.

Przyjaciele zatrzymali się przy jednej z ławek. Do odjazdu pociągu pozostało jeszcze kilkanaście minut. Skład został już podstawiony, ale bez biletów nie mogli zająć jeszcze miejsc.
Pracownicy kompanii stali przy drzwiach do wagonów i pomagali pasażerom wnieść ich bagaże.
- Już jestem - zakomunikował George podbiegając do przyjaciół. W jednej ręce ściskał plik biletów, a w drugiej niewielką walizkę z cielęcej skóry. - Wagon numer trzy jest nasz. Tak, jak ustaliliśmy. Mamy dwie dwójki i jedną jedynkę.
- Czas już na was - rzekł hrabia ściskając dłoń Franz - Spokojnej podróży moi drodzy.
- Niech pan sprawdzi ten wykład i jak najszybciej do nas dołączy.
- Tak też zrobię. Muszę załatwić sprawę Alexisa, inaczej możemy mieć jeszcze przez niego kłopoty.
Przyjaciele wymienili pożegnalne uściski i ruszyli w stronę pociągu. Gdy zbliżali się do drzwi, czuli rosnący niepokój. Koszmar jaki niedawno przeżyli zostawił trwały ślad w ich psychice i jakże prozaiczną czynność, zmienił w źródło strachu i niemal kosmicznego lęku.
- Witam państwa - rzekł młody steward w niebieskim mundurze.
[MEDIA][/MEDIA]
- Henry zabierze państwa bagaże do osobnego wagonu. W razie konieczności będzie on oczywiście dostępny. Bagaż podręczny mogą państwo zabrać do przedziału. - wyrecytował standardową formułkę. - Zapraszam na pokład - ukłonił się lekko wręczając jednocześnie każdemu niewielki “Przewodnik podróżnego”
- Jeszcze raz spokojnej i bezpiecznej podróży - krzyknął pozostający na peronie hrabia - I do rychłego zobaczenia.
- Do zobaczenia panie hrabio - odpowiedział Franz wychylając się z okna przedziału.

Dokładnie o godzinie szesnastej trzydzieści, donośny gwizd kierownika pociągu, dał znak do rozpoczęcia podróży. Lokomotywa buchnęła kłębami pary. Żelazne tłoki ożyły i cały skład wolno wytoczył się ze stacji.


Hrabia Maurycy Zamoyski
Było około godziny siedemnastej, gdy hrabia Zamoyski wysiadł z taksówki na East Endzie. Taksówkarz odbierając zapłatę za kurs, nie omieszkał ostrzec starego szlachcica.
- Niech pan na siebie uważa. To nie jest bezpieczna okolica.
- Dziękuję bardzo. Dam sobie radę - odparł hrabia uchylając kapelusza.
Nie zamierzał wdawać się w dyskusję z kierowcą i chwalić się, że w tej chwili to właśnie takie okolicy szuka. Ludzie, bowiem których zamierzał nająć, nie bywali w klubach dla dżentelmenów, ani wytwornych restauracjach.

Jeden ze służących Franza polecił, jeśli w tej sytuacji można było użyć tego słowa, knajpę “Goggin’s” Był to irlandzki pub w którym często bywali robotnicy z okolicznej fabryki, uliczni złodzieje, dokerzy oraz członkowie gangu braci Shelby.
Zamoyski wszedł w skrytą w półmroku wąską uliczkę. Po krętych schodkach zszedł do suterny, gdzie mieściła się knajpa.
Przed drzwiami stał oparty o ścianę barczysty mężczyzna, który obrzucił hrabiego zdziwiony spojrzeniem.
Gdy Zamoyski przekroczyl próg od razu uderzył go odór taniego piwa i chrzczonej whiskey. Nad niewielką salą unosiła się gęsta chmura tytoniowego dymu. Każdy z niewielkich stolików był zajęty przez stałych bywalców. Jedynie przy barze było kilka wolnych miejsc.
Nad gwarem rozmów dominowałą niosąca się z kąta piosenka, którą wygrywało, lekko fałszując, kilku podpitych grajków.
[MEDIA][bandcamp width=100% height=42 album=1422957531 size=small bgcol=ffffff linkcol=0687f5 track=3086913606][/MEDIA]

Refren podchwytywany był przez siedzących najbliżej muzyków, dwóch staruszków siedzących przy piwie.
Zamoyski ruszył w stronę kontuaru. Jego pojawienie się wzbudziło sporą sensację wśród obecnych, ale nikt się nie odezwał. Hrabia czuł na sobie jedynie ciekawskie spojrzenia podpitej gawiedzi.
Przy barze stał młody mężczyzna w kapeluszu. Co kilka chwil głaskał on za uchem białego psa siedzącego na blacie.
[MEDIA][/MEDIA]

- Co podać? - zapytał krótko, gruby, łysiejący barman.
- Poproszę piwo - odparł hrabia.
Barman sięgnął po kufel i sprawnym ruchem napełnił go ciemnym Guinnessem.
- Sześć pensów - hrabia bez słowa położy pieniądze na blat. Upił łyk piwa i rozejrzał się po sali. Nadal towarzyszyły mu ciekawskie spojrzenia, mniej i bardziej nachalne. Nie dało się ukryć, że obecność elegancko ubranego dżentelmena, nie jest tutaj codziennością.
Gdy Zamoyski wychylił drugi łyk, rozmowy w sali ucichły i nawet muzykanci odłożyli instrument.
- Czego tutaj szukasz dziadku? - zapytał właściciel białego psa, typ o kaprawych oczach i świńskim nosie - Zgubiłeś drogę do domu?
- Bynajmniej, proszę pana. Szukam kogoś.
- A kogóż to szukasz staruszku?
- Kogoś, kto będzie mógł mi pomóc. I coś czuję, że pan jest właśnie taką osobą.
- Taaa…. - mruknął lekko zdziwiony mężczyzna - A w czym mógłbym pomóc szanownemu panu.
- Potrzebuje kilka silnych ludzi. Do ochrony na dzisiejszy wieczór.
- Do ochrony powiadasz. A ilu potrzebujesz tych osiłków, co?
- Trzech, może czterech. - odparł hrabia wychylając kolejnych łyk piwa.
- Da się zrobić, ale to będzie kosztować.
- To zrozumiałe. Jestem gotów zapłacić po funcie na osobę, a jeśli wszystko się uda i przebiegnie zgodnie z planem, to po kolejnym funcie ekstra.
Właściciel psa wyciągnął dłoń w kierunku hrabiego i przedstawił się:
- Jestem Joseph O’Neil, ale możesz mi mówić Jo.


Jo i jego trzech kumpli zjawiło się zgodnie z umową przed gmachem teatru na kwadrans przed rozpoczęciem się wykładu. Hrabia zgodnie z umową wypłacił im po funcie na głowę i dokładnie wyjaśnił na czym będzie polegać ich zadanie.
- Nie ma problemu staruszku - odparł Jo - Jak tylko typ się pojawi, to mu go już urządzimy na cacy. Spokojna głowa. Dobra chłopaki - zwrócił się do swych kumpli - ja pójdę z panem starszym, a wy pilnujcie okolicy.

Hrabia w towarzystwie O’Neila wszedł na drugie piętro budynku, gdzie w niewielkiej sali miała odbyć się prelekcja. Ku zdziwieniu hrabiego nie przybyło na nią zbyt wiele osób. Kilka starszych dam, które obrzuciły Jo wzgardliwym spojrzeniem, trzech podrostków oraz ksiądz z długą siwą brodą. Zamoyski zajął miejsce przy oknie, aby mieć oko na całą salę. Ze smutkiem stwierdził, że ten wykład to była jednak zupełnie inna liga niż prelekcja profesora Smitha. Już zaczynał pluć sobie w brodę, że dał się zwieść tajemniczej nazwie organizacji oraz tematyce wykładu. W sercu tliła się jednak jeszcze nadzieja, że i Alexis pomyślał podobnie i też się tutaj zjawi.

- Witam szanownych państwa - na małej scenie zbitej z kilku desek, pojawił się mężczyzna mikrego wzrostu - Za chwilę rozpocznie się wykład światowej sławy okultysty, medium i jasnowidz Izaak Blumstein. Zanim to jednak nastąpi chciałbym prosić państwa o mały datek na rzecz naszego gościa. Wykład oczywiście jest darmowy, a datki dobrowolne, ale liczę na państwa hojność. Wszystkie pieniądze zostaną przekazane naszemu szanownemu prelegentowi, a ten spożytkuje je na dalsze badania tajemnic metafizyki.

Zza kulis wyszedł niepozorny mężczyzna w wełnianym swetrze i zaczął krążyć wśród rzędów krzeseł z wiklinowym koszykiem i prosił o datki.

- Dziękuję państwu za hojność - rzekł konferansjer - A teraz przywitajmy brawami naszego gościa. Wielki i wspaniały Izaaka Blumsteina.
Rozległy się skromne brawa i na scenie pojawił się stary Żyd o długiej siwej brodzie.
- Phe, phe - zakaszlał głośno - Czy jest bóg? Tak pytają ostatnio wszelkiej maści moderniści i fałszywi filozofowie i naukowcy. Bo czymże jest filozofia? Filozofia to umiłowanie mądrości. Filozof kocha mądrość i kocha Boga, który jest ucieleśniem mądrości. Bo czy może być inaczej, skoro Bóg w swej mądrości stworzył ten doskonały świat i nas swoje dzieci. Nie może być inaczej, ale bluźniercy i kłamcy twierdzą inaczej. Ba, posuwają się dalej. To Boga oskarżają o zło tego świata. Kto jednak czyni zło? Bóg, czy człowiek? Kto zabija, kto cudzołoży, kto kłamie? Bóg, czy człowiek? Mówię wam, to człowiek grzeszy, to człowiek sprowadził zło na ten świat, gdy po raz pierwszy złamał prawo boże. Wy jednak jesteście inni. Wy jesteście dziećmi światłości. Poszukujecie prawdy, bo wasze dusze brzydzą się grzechem, brzydzą się plugastwem i złem. Wasze dusze pragną wrócić do świątyni, świątyni Boga Jedynego i Prawdziwego. Tylko on was wyzwoli. Nie ma żadnych wątpliwości, że Bóg istnieje. Dowodzi tego wiele manifestacji, które dobry, uczciwy i uważny człowiek dostrzeże każdego dnia. Wystarczy bowiem się rozejrzeć, aby….

Wystarczyło kilka pierwszych słów Blumsteina, by Zamoyski przekonał się, że pomysł aby udać się na ten wykład, był całkowitym błędem. Nie dość, że nie spotkał Alexisa, nie dość, że wysłuchał dwugodzinnej religijnej pogadanki, to jeszcze rozdzielił się z przyjaciółmi.
Gdy wykład dobiegł końca, zasmucony i przygnębiony całkowitą porażką ruszył wraz Jo do wyjścia. Na zewnątrz było już ciemno i prószył drobny śnieg.
- Wygląda na to, że ten pana Alexis stchórzył - podsumował Jo - No cóż trudno.
Wtedy z bocznej uliczki wybiegł jeden z kumpli O’Neila. Cały zdyszany zatrzymał się przed hrabią i wysapał:
- Mamy go, psze pana. Mamy skurwiela.
Zamoyski nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Choć stracił już nadzieję okazało się, że intuicja go nie myliła. Alexis też dał się zwieść i wpadł w sidła własnej ciekawości.
Czym prędzej ruszył wraz Jo i jego kumplem do zaułka, gdzie czekał na niego schwytany Alexis.
W zaśmieconej uliczce stało dwóch pozostałych najętych przez hrabiego oprychów, a obok nich na ziemi w sporej kałuży krwi leżał jakiś mężczyzna.
- Trochu się stawiał - wyjaśnił wyższy z oprychów, czyszcząc kastet z krwi - To żeśmy go wyjaśnili, co i jak.
Hrabia zbliżył się i usłyszał cichy szloch skatowanego mężczyzny. Z obawą odwrócił jego twarz do światła. Już po chwili wiedział, że jednak popełnił błąd przychodząc na wykład i najmując zbirów do pomocy. Przed nim leżał bowiem jakiś całkowicie niewinny mężczyzna, który stał się kozłem ofiarnym.
- To, co staruszku. Myśmy swoje zrobili - powiedział Jo - Dawaj jeszcze po funciaku i się grzecznie rozchodzimy do domów.


Rita Carter, Pauline MacMoor, George Carter, Franz Von Meran, Eleonor Howard
Luksus, jakim chwalił się w całym świecie Orient Express, nie był wcale przesadzony. Doskonałość w każdym calu. Tylko takie określenie pasowało do tego, co piątka przyjaciół wewnątrz wagonu i przedziałów.
Każde z nich przyzwyczajone było do luksusów i bogatego życia, ale nawet na nich dbałość o szczegóły, porządek i jakość dobranych materiałów robiła wrażenie. Piękne dębowe ściany, ręcznie wyszywane klosze od lamp, pozłacane kinkiety o fantazyjnym kształcie i puszyste dywany w korytarzu były tylko początkiem symfonii luksusu, jaka na nich czekała. Kanapa wewnątrz przedziału hipnotyzowała i niemal natychmiast człowiekowi przychodziła ochota, by na niej usiąść i odpocząć.

Wystarczył rzut oka, by docenić z jaką perfekcją zaplanowano i wykorzystano dostępną przestrzeń. Wydawać się mogło, że niewiele da się schować w przedziale wagonu kolejowego, ale projektanci wagonów Orient Expressu dokonali niemal cudów. W każdym kącie kryła się skryta, zakamuflowana szuflada lub półeczka. Dyskretnie ukryto toaletę oraz łóżka, które rozkładało się na noc. Przy tym wszystko było po prostu perfekcyjnie wykonane z dbałością o każdy szczegół. Do tego wszystkiego obsługa pociągu, która już od początku podróży wykazała się niezwykłą życzliwością, uprzejmością i fachowością.

Przyjaciele oddali bagaże, zostawiając przy sobie tylko bagaż podręczny. Podzielone zostały także przedziały. George zajął przedział razem z Franzem, Rita z Eleonor, a Paulinie jako najciężej rannej przypadł przedział pojedynczy.

Pociąg ruszył wolno przez angielską wieś. Pola pokryte śniegiem w świetle zachodzącego słońca wyglądały iście bajkowo. Promienie słońca barwiły śnieg na niemal wszystkie kolory tęczy od głębokiego błękitu po złocistą żółć. W przedziale panowało przyjemne ciepło, a podana przez obsługę aromatyczna herbata działała niezwykle uspokajająco.
Jedynie monotonny stukot żelaznych kół budził niepokój i przypominał o koszmarnym, piekielnym pociągu z którego cudem udało im się uciec.

Po wyjeździe z Londynu, pociąg minął bez zatrzymywania się Kent, Ashford i Romney Marsh. Po około dwóch godzinach pociąg dotarł do Dover.
- Za chwilę dojedziemy do Dover, gdzie nastąpi przesiadka na prom do Calais - poinformowała młody steward, który zajrzał do przedziału Rity i Eleonor - Obsługa pomoże paniom przenieść bagaż osobisty na pokład promu.


Słońce niemal całkowicie skryło się za horyzont, gdy piątka przyjaciół weszła na pokład promu do Calais. Na miejscu, w głównej sali na pasażerów Orient Expressu, czekała już uroczysta kolacja.
Wysoki kelner wskazał im stolik i podał menu.
Nagle z sąsiedniego stolika rozległ się przeraźliwy krzyk dziecka.
- Nie będę tego jadł! To śmierdzi!
- Aleź Albercie - odparła spokojnym tonem starsza kobieta - To przecież wyborna cielęcina. Taka jak lubisz.
- Nienawidzę jej - wrzasnął może dziesięcioletni chłopiec ubrany w brązową marynarkę i kraciastą kamizelkę. Po czym gwałtownym ruchem wywrócił talerz z jedzeniem wprost na buty stojącego obok kelnera.
- Aleź Albercie, co ty wyprawiasz. Pobrudziłeś pana.
- To niech się cham doprowadzi do porządku i przyniesie mi bażanta i lodowy puchar.
Kelner ukłonił się przepraszająco i bez słowa oddalił się z miejsca awantury. Zamiast niego przy stoliku pojawił się szef sali.
- Czyżby nasz kelner uraził młodego lorda? - zapytał.
- Nie, nic się nie stało tylko talerz spa…
- Tak uraził - wtrącił chłopiec - podał mi śmierdzącego cielaka, a ja wyraźnie prosiłem o bażanta. Bażanta i lodowy puchar.
- Bardzo mi przykro, lordzie - rzekł z autentycznym smutkiem w głosie szef sali - Niestety kuchnia nie ma dzisiaj w swojej ofercie bażantów.
- To skandal! - wrzasnął młody lord i walnął pięścią w stół - O wszystkim dowie się mój papa.
Po czym oburzony wstał i z wysoko zadartą głową wyszedł z sali.

- To młody lord Palfrey, przyszły książę Derbyshire - wyjaśniła konspiracyjnym tonem starsza dama w piórkowym kapeluszu - Straszny chłopak. Istny diabeł. Ma przedział tuż obok mnie. Oj, to będzie ciężka podróż, mówię państwu.


Po kolacji większość pasażerów udała się na pokład widokowy, aby nacieszyć oczy widokiem wzburzonego, zimowego morza. Reszta udała się do przydzielonych kajut, by zaznać relaksu po obfitym posiłku.
George, Franz, Rita i Eleonor znaleźli się wśród tych, którzy wybrali się by podziwiać wieczorny, morski krajobraz. Jedyni Paulina przeprosiła wszystkich i udała się na drzemkę. Ból po ranie postrzałowej zaczął się nasilać i chciała odpocząć chwilę w spokoju.


Przeprawa przez kanał zajęła dużo więcej niż zazwyczaj. Morze było wyjątkowo niespokojne. Prom kołysał się na wysokich falach i wolno zbliżała się do brzegów kontynentu.
Gdy w końcu zacumował w porcie w Calais, wszyscy odetchnęli z ulgą, że znowu stanęli na suchym lądzie.
Znowu pojawili się tragarze, którzy zaczęli przenosić bagaże podróżnych. Pojawiła się też służba celna, która przeprowadzała rutynową kontrolę dokumentów i bagażu.

Piątka przyjaciół ruszyła wolno w kierunku stacji z którego miał odjechać ich pociąg. Wszyscy zauważyli, że Paulina jest bardzo blada i niezwykle milcząca. Można było zrzucić wszystko na jej poważny stan, ale w jej oczach można było dostrzec dziwny smutek i ukryty gdzieś głęboko lęk.

Przyjaciele wsiadali już do wagonu, gdy podbiegł do nich kierownik pociągu.
- Przepraszam - zaczął, witając się jednocześnie niewielkim ukłonem - Czy pan George Carter?
- Tak, to ja - potwierdził George.
- Jedna z rzeczy w pańskim bagażu wzbudziłą niepokój celników. Jeśli byłby pan łaskaw udać się ze mną w celu złożenia wyjaśnień.
George przeprosił przyjaciół i wraz z kierownikiem pociągu wrócił do miejsca, gdzie odbywała się odprawa.

Na miejscu zastał dwóch francuskich celników, którzy trzymali na blacie futerał z jego strzelbą myśliwską.
- Czy to pańskie? - zapytał dość oschle celnik.
- Tak, to moja broń - potwierdził George wyciągając jednocześnie stosowne pozwolenie na broń.
Celnik wziął dokument i szybkim wzrokiem prześlizgnął się po treści dokumentu.
- Niestety jesteśmy zmuszeni zarekwirować pańską broń. Pozwolenie, które pan przedstawił nie jest dokumentem obowiązującym we Francji. Czy ma pan jeszcze jakąś broń w swoim bagażu? - zapytał celnik.


Zbliżała się północ, gdy Orient Express wjechał na dworzec Gare du Nord. Dla części pasażerów była to stacja końcowa. Piątka przyjaciół z pomocą tragarzy zabrała swoje bagaże z pociągu.
Wbrew obawom ich podróż przebiegła spokojnie, choć nie obyła się bez nutki niepokoju. Dzięki luksusowym warunkom panującym w Orient Expressie żadne z nich nie było przesadnie zmęczone. I pewnie, gdyby nie ciężkie walizy, to od razu z dworca ruszyliby na Montmartre, by zaznać ducha dekadencji wśród rządzącej w tej dzielnicy artystycznej bohemy.
Niestety nocna eskapada musiała zaczekać, przynajmniej do momentu, gdy zameldują się w jakimś hotelu, gdzie będą mogli zostawić swoje rzeczy.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 04-04-2017, 19:13   #67
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Pauline być może doceniłaby bardziej przepych Orient Ekspresu, gdyby była w lepszym nastroju. Niestety, jej stan zdrowia fizycznego jak i psychicznego (zwłaszcza zaś wspomnienie pociągu-widmo) sprawiał, że ledwie co dostrzegała różnorodne luksusy, wśród których się znajdowała.

Cieszyło ją zaś to, że dostała samotny pokoik. Mogła spotykać się ze swoimi przyjaciółmi w wagonach restauracyjnym i salonowym, a jednocześnie odpoczywać i regenerować siły, kiedy miałaby na to ochotę. To miłe z ich strony, że o niej pomyśleli.

W pociągu zażyła odrobiny snu, gdyż czuła się naprawdę wyczerpana. Miała nadzieję że krótka drzemka pomoże jej na znów bolącą ranę postrzałową.

~*~

Na statku Pauline znów zachciało się spać. Nie było w tym nic dziwnego, wszak jej szyja ciągle i ciągle ją bolała, a w dodatku nie tak dawno straciła całkiem sporo krwi. Położyła się na łóżku w swojej kajucie, przykryła kocem i zamknęła oczy. Sen przyszedł prawie natychmiast.

Niestety, okazał się koszmarem. Najpierw Pauline słyszała szum morza podczas sztormu, dzikiego, niespokojnego, ciemno-szarego. Następnie przerodził się on w przerażający, tak dobrze znany jej dźwięk błoniastych skrzydeł – tych samych, które towarzyszyły jej w ucieczce z mrocznego pociągu.

Potem Pauline znalazła się w średniowiecznej sali tortur. Było ciemno, rozrzucone tu i ówdzie świece dawały więcej dymu niż blasku. Zakapturzone postaci gromadziły się wokół jakiegoś nagiego mężczyzny uwiązanego na haku i powoli, wręcz z sadystyczną rozkoszą obdzierały go ze skóry. Kobieta krzyknęła i zaczęła uciekać.

Znalazła się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, być może korytarzu. Znajdowały się tu półki wypełnione ludzkimi czaszkami. Jakby ten widok sam w sobie nie był przerażający, to wiły się w nich robaki i czerwie, pożerając powoli gnijące mięso.

Pauline z przerażeniem zdała sobie sprawę, że jedna z czaszek to głowa Eleonor. Znów krzyknęła.

Słyszała także jakieś modły. Spodziewała się rozpoznać łacinę, tak często używaną w Kościele, ale zamiast tego był to język kompletnie jej nieznany. Dudniły bębny, mocniej i mocniej, głośniej i głośniej. Z przestrachem zdała sobie sprawę, że to głosy tych samych ludzi, którzy wcześniej torturowali mężczyznę.

Nie mogła także się oprzeć przeczuciu, że nawet teraz, we śnie, jest obserwowana. Zaczęła machać rękami i biec, biec przed siebie, byle tylko uciec od bluźnierców, fanatyków, potworów, przerażających dźwięków, obrazów i zapachów które widziała przed sobą. By dostać się gdzieś, gdzie w końcu będzie bezpieczna.

Obudziła się, wrzeszcząc, machając wszystkimi kończynami i zlana zimnym potem. Wzięła kilka głębokich wdechów i podeszła do małego okienka w statku.

Mogłaby przysiąc, że pod spienioną wodą przemknął się jakiś gigantyczny, czarny cień. Odeszła od okna gwałtownie i ponownie położyła się na łóżku. Niezależnie od tego czy miała zwidy czy nie, nie chciała dostrzec więcej.

Przez resztę nocy miała niespokojne, okropne sny, których treści na szczęście nie zapamiętała.
 
Kaworu jest offline  
Stary 06-04-2017, 13:26   #68
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Podróże są ciekawe. Podróże kształcą. Pozwalają oddalić się od niebezpieczeństwa i wpakować się w następne. Franz lubił podróżować, a jeżeli do tego miał miłe towarzystwo i luksusy większe niż w domu, to nad czym się tu zastanawiać.

Miał co prawda nieco wyrzutów sumienia, że zostawia hrabiego Zamoyskiego samego w Londynie, ale nie chciał puszczać przyjaciółek samych. Podjęli się niebezpiecznej misji i nawet zwykła podróż do Paryża mogła się okazać groźna.
- Uważaj hrabio. Ten człowiek jest szalony, ale nie głupi. Nie ryzykuj niepotrzebnie i dołącz do nas jak najszybciej.
Powiedział Polakowi, gdy ściskali sobie dłonie na stacji.

Co do niebezpieczeństw podróży miał niestety rację. Pierwszym był rozwydrzony smarkacz, który zakłócił Franzowi błogi proces trawienia kolacji, a od tego wszak można się nabawić wrzodów żołądka. Drugie niebezpieczeństwo dopadło go na tarasie widokowym, gdy podziwiał fale Francuskiego Kanału.

Jakiś ogromny stwór pływał wokół promu, a inny niewidoczny szumiał w powietrzu skrzydłami. Co za kolejny przykład braku wychowania. Straszyć ludzi, gdy są najedzeni. Czy doprawdy nie można tego robić, gdy są na czczo?

Na francuskiej ziemi, już nic z Krainy Czarów nie zakłóciło spójnego obrazu rzeczywistości i mogli udać się na nocleg do opuszczonej posiadłości Eleonor.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 07-04-2017, 00:29   #69
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Pożegnania często bywają przykrym doświadczeniem. Rita nie spodziewała się jednak, że rozstanie z człowiekiem, którego jeszcze niedawno prawie w ogóle nie znała, okaże się przygnębiającym przeżyciem.
- Proszę na siebie uważać, hrabio - powiedziała do mężczyzny, ściskając go delikatnie na pożegnanie. Przed wejściem do wagonu posłała mu jeszcze przyjazny uśmiech.
Miała nadzieję, że hrabiemu nic się nie stanie podczas samotnego pobytu w Londynie i przede wszystkim, że uda mu się osiągnąć swój cel i kiedy dołączy do nich w Paryżu, będzie mógł podzielić się z nimi pozytywnymi wiadomościami. Wspólne przeżycia w ciągu ostatnich kilku dni na pewno zbudowały między wszystkimi uwikłanymi w tę aferę silną więź, co właśnie sprawiało, że Rita czuła się całkiem nieswojo, kiedy żegnała się z hrabią Maurycym. Nie chciała dopuszczać do siebie tej myśli, jednak cichy głosik gdzieś w głębi próbował podszeptać, że mogło to być ich ostatnie spotkanie. Postanowiła jednak zdusić ten głos i ani razu już w ten sposób nie myśleć, by nie kusić losu.

Opadła na miękką kanapę i głęboko odetchnęła. Od dłuższej chwili czuła się w końcu choć trochę zrelaksowana i bez większych zmartwień, przynajmniej do czasu, aż dotrą do Paryża. Postanowiła w ogóle nie zaprzątać sobie głowy śledztwem w czasie podróży, żeby nie psuć sobie humoru.
- O, dostarczyli nawet menu w przewodniku - stwierdziła ni to do siebie, ni to do Eleonor, kiedy po rozgoszczeniu się na wygodnej kanapie w dwuosobowym przedziale zaczęła przeglądać przewodnik dostarczony przez konduktora.
Podróż z Londynu do Dover minęła całkiem spokojnie. Rita miała w końcu całkiem dużo czasu, by spędzić go sam na sam ze swoją przyjaciółką, z którą w końcu mogła poplotkować na różne tematy. Oczywiście nie omieszkała podzielić się relacjami ze wspólnych wakacji z Franzem oraz wspólnej nocy jeszcze przed wyjazdem. W tym czasie sączyła dobre wino i paliła mnóstwo papierosów, ku niezadowoleniu Eleonor. Wspólnie spędzany czas przypominał Ricie dawne czasy, kiedy po raz pierwszy spotkała Eleonor podczas swojej trzymiesięcznej podróży z ojcem. Och, jak bardzo za nim tęskniła. Pewnie był okropnie zajęty załatwianiem spraw związanych z wykopaliskami w Egipcie - żałowała jednak, że się z nim nie skontaktowała. Postanowiła to zrobić przy najbliższej okazji z Paryża.

Podróż promem okazała się mniej ekscytująca, niż mogło się to wydawać z przewodnika czy opowieści innych osób. Statkiem kołysało, wiele osób cierpiało na chorobę morską, a i pogoda nie cały czas dopisywała. Ricie jednak to nie przeszkadzało, dużo spacerowała w towarzystwie swoich przyjaciół. Starała sobie faktycznie nie zaprzątać głowy wydarzeniami, jakie miały miejsce całkiem niedawno. Głównie dlatego, że nie potrafiła ich jeszcze zrozumieć, ale również dlatego, że bała się popaść w szaleństwo podobne do tego, które widziała u matki Alexisa Juniora. Nie chciała skończyć jak ona, więc uznała, że musi koniecznie odwrócić swoją uwagę od tamtych dziwnych zdarzeń.
Pauline rzadko z nimi przebywała. Ciągle wydawała się jakaś nieobecna i zmęczona. To, co się wydarzyło w tym piekielnym wymiarze musiało na nią bardzo źle wpłynąć - gorzej, niż na całą resztę. Ricie było trochę żal panny MacMoore, jednak nic nie mogła z tym zrobić, jedynie liczyć, że wkrótce jej się polepszy. George wydawał się wciąż zapatrzony w Eleonor, a po przygodach z żywymi trupami Rita odnosiła wrażenie, że jej kuzyn jeszcze bardziej zaczął się interesować jej przyjaciółką. Jakby za punkt honoru wziął sobie, by ją chronić przed wszystkim. Czy myślał, że w ten dziwny sposób zaskarbi sobie jej wdzięki? Rita zaczęła się zastanawiać czy to w ogóle było możliwe, by George miał jakieś szanse u Eleonor. Ta wydawała się dalej żywić uczucia do swojego zmarłego męża. Może nie była jeszcze gotowa na innego mężczyznę? Chociaż Rita zauważyła, że całkiem dobrze dogadywała się z Franzem - jednak która kobieta się z nim nie dogadywała? Poczuła nawet lekkie ukłucie zazdrości, które szybko postanowiła zdusić i kompletnie o nim zapomnieć.

Jedynym, co zaburzyło plany Rity, co do tego, by w ogóle nie zaprzątać sobie głowy przykrymi wspomnieniami z wycieczki do innego wymiaru, był nieprzyjemny incydent, którego doświadczyli wszyscy, którzy zdecydowali się na spacer i podziwianie widoków. Wśród fal pojawiło się coś wielkiego. Znacznie większego niż prom, którym podróżowali. Krążyło wokół statku, jakby szykując się do ataku. Rita nie mogła oprzeć się wrażeniu, że bez trudu zmiotłoby cały prom. Inni też to zauważyli. Rita widziała, jak niektórzy z przerażeniem umykają do swoich kabin, inni z lękiem w oczach przyglądali się temu czemuś. Rita nie należała do osób strachliwych, jednak czuła się bardzo nieswojo. Uczucie to wzmagał szelest błoniastych skrzydeł, który słyszała przez cały czas, odkąd zauważyli tę dziwną istotę z głębin. Jak nagle się to pojawiło, tak samo nagle zniknęło. Wszystko wróciło do normy, tylko nieprzyjemne uczucie pozostało. Resztę podróży do Calais Rita spędziła w pochmurnym nastroju.

W Paryżu udali się do domu ojca Eleonor. Rita przyjęła tę propozycję z obojętnym wyrazem twarzy. Nie zależało jej na drogich hotelach, ale też miała mieszane uczucia co do przebywania w zakurzonej rezydencji. Jednak atmosfera Paryża szybko przyćmiła te wątpliwości, jak i cel, w którym przybyli do tego miejsca.
- Starczy tego biadolenia! - odezwała się nagle, kiedy wpadła do salonu jako ostatnia. Siedzieli już tam Franz i George, którzy próbowali rozpalić ogień w kominku oraz Pauline. - Jesteśmy w Paryżu! Stolicy miłości! Zapomnijmy choć na chwilę o potworach z głębin, o skrzydlatych stworzeniach z sennych koszmarów i dajmy się ponieść paryskiej dekadencji!
Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, w jakiej się znaleźli, ale wiedziała też, że jeśli nie dadzą sobie chwili wytchnienia i zapomnienia, to całkowicie zatracą się w swoich obawach i stracą zmysły jak matka młodego Alexisa.
- Szybka kąpiel, nowy strój i czas poznać, jak wygląda nocne życie Paryża! Eleonor? Eleonor!
Rita odwróciła się i pobiegła w ślad za przyjaciółką.
Zgodnie ze swoimi słowami, wzięła szybką (jak na siebie) kąpiel i pieczołowicie przygotowała się do wyjścia na paryskie ulice. Starannie nałożyła makijaż, jak zwykle mocno podkreślając oczy, a usta muskając bordową szminką. Spryskała się kwiatowymi perfumami i założyła złotą sukienkę z frędzlami, do tego pasujące pantofelki na obcasie. Wyglądała co najmniej jak milion dolarów.
- El, jak nie poderwę w tym jakiegoś przystojnego Francuza, to wstąpię do zakonu - powiedziała do przyjaciółki, poprawiając jeszcze kilka niesfornych loków przed lustrem.
- To jak, gotowi na podbój Montmartre? - rzuciła entuzjastycznie, prezentując się pozostałym przyjaciołom w swojej zniewalającej kreacji. Niektórzy mogliby pomyśleć, że przesadziła, że aż tak stroić się nie wypada młodej damie, jednak te osoby musiałyby nie znać Rity Carter.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 07-04-2017, 09:25   #70
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Eleonor oszczędnie pożegnała się z Maurycym. Od incydentu w pociągu jeśli to w ogóle możliwe stała się odrobinę bardziej wyobcowana i unikała bliższych kontaktów, szczególnie tych cielesnych, dlatego skinienie głową i poproszenie, by wracał do dołączył do nich jak najszybciej uznała za wystarczające pożegnanie. Wraz z przyjaciółmi wsiadła do pociągu nie omieszkająć obdarzyć konduktora uprzejmym uśmiechem, tego wszak wymagała kultura.

Kiedy trafiły z Ritą do jednego przedziału Eleonor bardzo szybko niemal zatopiła się w miękkim oparciu siedziska popatrując na przyjaciółkę siedzącą naprzeciw niej. Gdy tylko Rita odpaliła pierwszego papierosa uchyliła okna, co by dym jednak wylatywał an zewnątrz. Lady Howard odkąd sama skończyła z tym modnym nałogiem ledwie wytrzymywała dłuższy okres czasu w zadymionych pomieszczeniach, ale Rita była tak przywiązana do swojego ćmiącego się papierosa, że nie była w stanie poprosić przyjaciółki by jednak zrezygnowała z tego ohydztwa. Lekarze mówili, że to ponoć dobre dla zdrowia, ale Eleonor wolała być już chorą, niż czuć ten zapach na swoich dłoniach, we włosach i na ubraniu. Poza tym, biorąc pod uwagę, że jedyną ciążę jaką donosiła, to tę, ostatnią, przy której postanowiła zrezygnować z papierosów, bo dziecko najwyraźniej uznało ich zapach za odstręczający. Do dzisiaj pamięta nudności, które ogarniały ją, gdy Henry tylko odpalał papierosa. Choć wspomnienie nie było najprzyjemniejszym mimowolnie uśmiechnęła się, zakrywając lewą dłonią, pierścionek zdobiący serdeczny palec jej prawej dłoni.
Wysłuchała opowieści Rity ze spokojem malującym się na twarzy i błądzącym po jej wargach uśmiechem. Sama niewiele mówiła, głównie potakiwała lub zadawała pytania co do szczegółów, jeśli uznała, że są potrzebne do lepszego zarysowania całej sytuacji i relacji jaka łączyła Franza i Ritę. Czasami miała wrażenie, że Rita za bardzo przywiązała się do Franza i dla własnego dobra powinna jednak przemyśleć całą sytuację. Blondyn jakiego znała Lady Howard nie prędko zamierzał, o ile w ogóle, dać się usidlić jakiejś damie, a choć Rita tego nie powiedziała, Eleonor dostrzegała, że dla niej to wszystko znaczy więcej niż tylko letni flirt i romans wyciągnięty prosto ze stron odważnego romansidła. Mimo to arystokrata nie wyraziła swoich obaw na głos, nie chciała psuć humoru przyjaciółce, a ta wydawała się nie tracić pogody ducha mimo minionych wydarzeń.

Wieczorem rozegrali partyjkę brydża, Ona w parze z Ritą, Franz z Georgem. Gdyby Paulina nie spała na pewno zagraliby w coś innego, ale panna MacManoor musiała odpoczywać, po ranie jaką otrzymała i Lady Howard, która zainicjowała grę, nie chciała odbierać jej cennych godzin spokoju. Takie codzienne przyjemności, pomagały się odstresować i zapomnieć o wydarzeniach z nie tak dawna. Lady Howard uśmiechała się, śmiała z żartów Franza, chętnie odpowiadała na pytanie Georga i co jakiś czas nie omieszkała dogryźć przyjaciółce, tak z miłości, ale cały ten czas wydawała się mniej obecna niż zawsze. Nigdy nie była tak rozrywkowa jak Rita, ale teraz, wydawała się być jeszcze bardziej spokojniejsza, a łagodne spojrzenie jedynie potęgowało wrażenie kruchej i potulnej kobiety wyższych sfer. Być może miało to związek z tym co stało się w innej rzeczywistości, a może Lady Howard zmieniła się w ciągu dwóch lat od śmierci męża, a może wszystko na raz i każde z tych wydarzeń przyczyniło się do tego, że była księżna Norfolk stała się pełną spokoju i niewypowiedzianego smutku kobietą.



Starała się nie komentować zachowania chłopca, bo to do niej należało wychowanie go, ale było po niej widać, ze na kilka uwag dziecka skierowanych do kelnera i kierownika sali Eleonor, aż poczerwieniała ze złości. Rozwydrzone dzieci wyrastają na rozwydrzonych i okrutnych dorosłych. Schowała usta wygięte w gniewnym grymasie za kieliszkiem wypełnionym białym winem musującym i jedynie popatrzyła na swoich towarzyszy, dłużej zawieszając wzrok jasnych oczu na Franzie, który najwyraźniej też nie wyglądał an zadowolonego z zachowania panicza. Jednak jak miała to w swoim zwyczaju Lady Howard, postanowiła niczego nie komentować i siarczyste uwagi zachować dla siebie. Zamiast tego nabiła na widelec kawałek pieczeni i włożyła do ust, by na pewno nic nie podkusiło jej by się odezwać.

Łopot błoniastych skrzydeł i widok monstrum, które przemknęło pod powierzchnią wody niemal doprowadził Eleonor do zwrócenia niedawno zjedzonej kolacji. Osłoniła usta dłonią, skrytą pod miękką skórą rękawiczek i pospiesznym krokiem wróciła do na pokład statku, gdzie w barze zamówiła kieliszek wina i miała zamiar spędzić z nim resztę wieczoru starannie unikając prób rozmowy na temat tego co zaobserwowali, gdyby, ktokolwiek z jej towarzystwa postanowił być na tyle nietaktowny i takowy temat zacząć. Na szczęście podróżowała z ludźmi z klasą i wszyscy postanowili milczeć na ten temat.



Podjechali pod dom taksówką. Z zewnętrz wyglądał jak jedna z klasycznych francuskich kamienic. Jasna fasada z piaskowca. Duże okna wpuszczały do pokoi spore ilości światła, przez co w ciągu dnia wewnątrz domu było słonecznie i ciepło. Oni jednak pod domem ojca Lady Howard znaleźli się dopiero pod wieczór, kiedy było już ciemno i tylko gazowe lampy rozświetlały ulicę światowej stolicy miłości. Eleonor miała wyrzuty sumienia, że zaniedbała Paryski dom ojca, ale od jego śmierci nie miała odwagi tutaj przyjechać. Pokojówka więc przychodziła raz na trzy miesiące, by podłogi zupełnie nie utonęły w kurzu i by wymyć okna, aby chociaż z zewnątrz dom prezentował się nienagannie.


Była Księżna Norfolk wspięła się po kilku stopniach, wyciągając z torebki mosiężny zdobiony kluczyk. Wzięła kilka głębszych wdechów, by uspokoić rozszalałe serce i dopiero wówczas wsunęła klucz do dziurki przekręcając. Zamek puścił, a ona otworzyła drzwi, gestem zapraszając gości do środka.
-Proszę, wybaczcie brak służby, jutro poślę wiadomość do Dominique, ale dzisiaj, chyba sami musimy sobie poradzić – posłała im ciepły uśmiech z lekkim zakłopotaniem na twarzy.

Pomimo całego luksusu z jakim podróżowali Franz był już znużony. Starał się robić dobrą minę, ale podróż pociągiem znosił źle. Widok bladej, postrzelonej przez niego Pauliny też nie dodawał mu animuszu. Z ulgą wysiadł z Orient Ekspressu zostawiając za sobą nieprzyjemne wspomnienia związane z pociągami.
Przed nim rozciągał się Paryż. Miasto tysiąca świateł i atrakcji. Stolica świata można by rzec.

W dodatku Eleonor miała tu dom, który zaoferowała im na kwaterę. Niezwykle pomyślna wiadomość.
[i]- Nie przejmuj się Moja Droga. - zwrócił się do Eleonor z uśmiechem - Najważniejsze, że to dom a nie hotel. Bardziej od służby potrzebny nam jest spokój i odpoczynek. Przynajmniej dopóki nie wyruszymy odrobinkę się odstresować. Bo chyba nie zamierzacie zmarnować ten wieczór na spanie?[i]
Spytał z nadzieją w głosie.
- Ja mam zamiar wybrać się na wzgórze Montmartre, jeśli ktoś zechce mi towarzyszyć - Od razu odpowiedziała Eleonor popatrując na gości z pytającym wyrazem twarzy, szukając kogoś, kto przystanie na jej propozycję. Należała im się chwila wytchnienia, a dzielnica bohemy była najlepszym miejscem w Paryżu by się odstresować.
- Zdam się na Twoją znajomość Paryża. Poza tym jeśli spotkamy Pablo Picasso spytam go, czy naprawdę tak widzi kobiety, jak je maluje.
Franz zaśmiał się swobodnie wyciągając papierosa.
- Odpowiedni stan upojenia i cały świat może wyglądać, tak jak Picasso, go przedstawia Franz - zaśmiała się perliście, a kiedy ostatnia osoba przekroczyła próg domu, weszła za przyjaciółmi zamykając za sobą drzwi. Dzielnica była spokojna, ale po ostatnich wydarzeniach Eleonor była uważniejsza i jeszcze bardziej ostrożna, dlatego dobrze upewniła się, że zamknęła drzwi, nim ruszyła do salonu. Nacisnęła włącznik światła i po chwili, ciężki żyrandol rozświetlił się, a drobne kryształki odbiły światło rzucając migotliwe cienie na wytapetowane ściany. Nie używany kominek straszył czernią osmolonych, niegdyś śnieżnobiałych cegieł. Wiszący nad kominkiem, w gustownej, ozdobnej ramie portret młodej, zapewne około siedemnastoletniej Eleonor siedzącej na krześle, za którym stał jej ojciec, trzymając dłoń na jej ramieniu był jedyną ładną, nie schowaną przed światem pod prześcieradłami rzeczą. Surowy wzrok mężczyzny z portretu zupełnie nie pasował do wizerunku ojca jaki w sercu nosiła panna Howard. Meble zakryte były prześcieradłami, które kilka tygodni, a może miesięcy wcześniej były białe, teraz jednak pokryte kurzem trochę zszarzały. Niewielkie obcasy, brązowych pantofli, stukały o ciemną drewnianą posadzkę, widocznie służba uznała za stosowne zwinięcie dywanów. Lady Howard złapała za prześcieradło zakrywające kanapę i szarpnęła mocno, odkrywając mebel, wzbudzając tym gestem tumany kurzu. Kichnęła, zasłaniając usta dłonią i popatrzyła przepraszająco na przyjaciół.
- Rozgośćcie się, proszę - zwróciła się do nich, jednocześnie krytycznie rozglądając po salonie - Ktoś życzy sobie herbaty, a może coś mocniejszego?
Franz pomógł Eleonor w odsłanianiu mebli. Starał się nie kurzyć niepotrzebnie.
- Bardzo ładne meble. Sama dobierałaś? - spytał składając prześcieradło - Starczy dla nas miejsca? Co do mnie to najchętniej bym się wykąpał i przebrał.
Na pierwsze pytanie Franza skinęła głową w odpowiedzi, a jej wargi ozdobił uśmiech.

George także przyjął wizytę w domu Lady Haward z wielką ulgą. Sam był zdania by skorzystać z Expressu ale podobnie jak Franz odczuwał rosnący dyskomfort zwłaszcza gdy zaczynał się zbliżać wieczór z trudem oparł się zewowi butelki ale papieros już niemalże na stałe zawitał w jego ustach w czym upodobnił się do swojej kuzynki.

Carter również wsparł przyjaciół w odkrywaniu mebli tak by chociaż to jedno pomieszczenie wyglądało już normalnie.
- Ja z przyjemnością skosztowałbym czegoś mocniejszego - powiedział składając prześcieradło które właśnie zdjął z kanapy. - I kłaść się zdecydowanie też nie mam w planie - dodał odkładając je na wskazane przez Lady Howard krzesło. - A, może rejsik Sekwaną ? Ostatnio jak tu byłem skorzystałem właśnie z takiej atrakcji. Płynie się małym promem i ogląda piękną architekturę licznych mostów które nocą oświetlają lampy. Oczywiście z szklanką w dłoni. -
-Myślę, że może być już późno na spływ Sekwaną, a i aura na zewnątrz nie rozpieszcza. - brunetka stwierdziła po chwili namysłu, zaraz też dodała.
- W globusie są trunki, częstujcie się..- wskazała smukłą dłonią na zakryty prześcieradłem owalny przedmiot, który mógłby być dużym globusem na nóżkach - George, Franz, moglibyście się zająć kominkiem? ja w tym czasie przygotuje wam pokoje i kąpiel dla Ciebie - tu spojrzała na przyjaciela i nawet nie czekając na ich odpowiedź, opuściła salon.
Franz zajął się rozpalaniem kominka dokładając drew i szykując podpałkę:
- Masz pomysł George, gdzie zacząć szukać tego całego hrabiego Fenalika, o którym wspominał profesor? Nie znam się na francuskiej arystokracji, ale nazwisko brzmi raczej dość orientalnie.

Pauline usiadła na kanapie, zamyślona. Przez cały dzień ledwo co się odzywała i była dziwnie obca. Widocznie coś ją gnębiło, ale nikt nie był w stanie powiedzieć co. Popatrzyła za Eleonor, gdy ta wychodziła z pokoju, po czym westchnęła cicho. Po chwili odezwała się.
- Ja… czy mogę Wam coś powiedzieć? - spytała, po czym znów zamilkła na chwilę. - … Chyba… chyba coś widziałam. W wodzie, kiedy byliśmy na statku. Czy… czy też coś dostrzegliście? - stwierdziła, wbijając wzrok w dół. Widocznie rozmawianie na ten temat stanowiło dla niej trudność.
- Nie tylko my. Część pasażerów uciekła w popłochu. Nie mam pojęcia co to było za zwierzę. Wyglądało jak niebieski wieloryb, tylko większe. Dużo większe. Na tyle by mogło zatopić statek. - Franz nalał sobie whisky i pociągnął łyk. - Po tym jak widziałem ziemię z orbity nawet największe bydlę mnie nie zdziwi.
Wzruszył ramionami, jakby nie było się czym przejmować.
- Gorzej, że wtedy cały czas słyszałem szum skrzydeł, jakby wielkiego nietoperza. - Franz potarł czoło. - Nie wiem na ile mogę ufać swoim zmysłom. Powinniśmy chyba weryfikować nasze doznania między sobą. Jeśli wszyscy coś zauważymy, to znaczy że to prawda. Co o tym sądzicie?
Pauline podniosła wzrok. Więc jednak nie zwariowała? Mimo całej grozy tej sytuacji czuła się znacznie lepiej.
- Tak, ja też słyszałam skrzydła, ale… we śnie. I… miałam koszmar, o Bractwie Bez Skóry. I o Eleonor. Myślicie, że to ma jakiekolwiek znaczenie?


Wycieczka na wzgóre, gdzie bohema miała swój dom, gdzie bywali znani i kochani, gdzie nikt nigdy nie spał była orzeźwiająca. Pozwoliła na chwilę zapomnieć o wszystkim co wydarzyło się do tej pory. Eleonor biorąc pod uwagę, że George wyrażał największe obiekcję co do tej atrakcji turystycznej, postawiła sobie za punkt honoru by jednak po tym wieczorze uznał, że rejs Sekwaną nie był, aż tak atrakcyjny, jak Montmartre. Chętnie opowiadała o historii dzielnicy budynkach, specjalnych miejscach, co jakiś czas dorzucając anegdotkę, które kiedyś opowiedział jej ojciec. Przez ten wieczór melancholia Eleonor uleciała gdzieś i zastąpiła ją ekscytacja i typowa dla dziecka wpuszczonego do sklepu z zabawkami radość nawet w jej oczach pojawiły się drobne tańczące, jak tancerki w Moulin Rouge, kankana iskierki. Wieczór jednak kończył się szybciej niż człowiek by tego chciał, dlatego w godzinach już mocno porannych powrócili do domu Eleonor i każde z piątki przyjaciół poszło spać w przygotowanych dla nich przez Lady Howard pokoju. Sama gospodyni nim wyruszyli na podbój Paryża, wysłała odpowiednią wiadomość, do gosposi, która zajmowała się domem pod nieobecność państwa, aby jutro stawiła się w pracy. Dlatego kiedy rano obudzili się w domu unosił się już zapach świeżo parzonej kawy i dopiero co wyjętych z pieca croissantów.

Eleonor oznajmiła przy śniadaniu, ze chciałby dzisiaj pojechać do placówki Hermetycznego Zakonu Białego Blasku którą jej ojciec założył w Paryżu i która działa po dziś dzień, gdzie będą mogli zasięgnąć języka co do samej figurki, a może i do historii jej rozłożenia, a nawet do mężczyzny, który wedle notatek profesora Smitha mógłby być w posiadaniu jednej z części. Oczywiście brunetka zaznaczyła, że z chęcią wybierze się tam w czyimś towarzystwie, a potem jeśli starczy czasu będą mogli zwiedzić trochę Paryża, a ona z chęcią pokaże im swoje ulubione zakamarki stolicy świata.
 
Lunatyczka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172