Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2017, 14:46   #11
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Detektyw wszedł do mieszkania zachowując wszelką ostrożność. Poruszał się cicho, rozważnie stawiając kroki, by nie spłoszyć tego, kto baraszkował po mieszkaniu. Na palcach przeszedł po skrzypiących deskach przedpokoju, jednak ten, kto znajdował się w salonie, nawet go nie usłyszał, zajęty swoimi sprawami. Coraz więcej rzeczy lądowało na podłodze, coraz większy hałas dochodził z salonu. Wilbur, gotowy do akcji, stanął w końcu w progu pokoju dziennego i ujrzał nieproszonego gościa przeczesującego porozrzucane po podłodze książki i pamiątki z Indii.


Mężczyzna był wysoki, wychudzony i miał na sobie stary, brudny płaszcz, który idealnie współgrał z resztą odzienia. Jego pociągłą twarz okalała ruda broda, a długie, niechlujnie ułożone włosy spływały aż za czoło, rozmywając spojrzenie orzechowych oczu. Nieznajomy wyglądał na pierwszego lepszego beja z Whitechapel i prawdopodobnie nawet nim był.

Na widok Crawleya podniósł się energicznie do pionu i cofnął w kierunku biurka, a w jego dłoni pojawił się niewielki scyzoryk.
- Nie wiem, kim jesteś, chłopak, ale najlepiej byś zrobił, jakbyś tu nie zaglądał. Teraz jest już za późno... - mruknął z ciężkim, irlandzkim akcentem, po czym z uniesionym scyzorykiem i krzywym uśmieszkiem na twarzy, ruszył w stronę Wilbura.

 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 08-06-2017 o 18:20.
Tabasa jest offline  
Stary 17-05-2017, 14:12   #12
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Wiedział, że tak to się skończy. Że dojdzie do konfrontacji, w końcu przyłapał złodzieja na gorącym uczynku, a to, czego szukał, musiało być zbyt cenne, by pozostawiać świadków przy życiu. Pewnie dlatego zginął Augustus, ale jego zabójca musiał się nie spisać, skoro w mieszkaniu pojawił się kolejny nieproszony gość. Wilbur nie wierzył, że typek stojący przed nim miał coś wspólnego z zabójstwem starego wojaka. Nie wierzył też, że stać było go, by wynająć kogoś do tego zabójstwa. Pewnie sam był przez kogoś wynajęty.

- Dla kogo latasz? - Zapytał Crawley, patrząc to w oczy, to na scyzoryk menela. - Możemy rozejść się i nigdy więcej nie spotkać, ale musisz współpracować.
- Za dużo gadasz, chłopak, ale za chwilę to się skończy. - burknął tamten. Wilbur zrozumiał, że jednak go nie przekona.
- No cóż, skoro nie chcesz po dobroci... - Detektyw wzruszył ramionami, po czym momentalnie chwycił za leżące u jego stóp pokaźne tomiszcze i cisnął nim w stronę rudowłosego.

Nim tamten zorientował się, co się dzieje, zdążył jakoś zareagować, ustawić się do ataku, Wilbur był już w drodze ku niemu, z uniesioną do ciosu prawą ręką. Wiedział, jak bić, żeby zabolało, ale teraz nie musiał się zbytnio starać - jeśli kastet trafi tam, gdzie chciał, czyli w kość policzkową, menel będzie wyłączony z walki jednym ciosem. Czując, jak wzbiera w nim adrenalina, dał ponieść się walce, wierząc w swoje zwycięstwo. Innej opcji nie było.

 
Kenshi jest offline  
Stary 18-05-2017, 12:40   #13
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Nieznajomy zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Machinalnym gestem zastawił się przed lecącą w jego kierunku książką, a Crawley był już przy nim, wyprowadzając uderzenie. Potężny cios znalazł adresata, trafiając idealnie w twarz. Ciszę przerwał odgłos pękających kości, a tamten zwalił się na podłogę. Nie stracił jednak przytomności, jak zakładał detektyw, tylko wyprowadził kopnięcie, którym podciął Wilbura. Dość niewprawnie, jednak wystarczająco, by detektyw stracił równowagę, zakołysał się na bok i musiał podeprzeć o biurko, by nie upaść. Napastnik wykorzystał tę chwilę i zerwał się na równe nogi. Trzymając za twarz, wybiegł piorunem z salonu.

Crawley nie zamierzał dać mu uciec. Odbił się rękami od biurka i łapiąc rozpęd, pognał za nim, wypadając najpierw na klatkę, a potem na ulicę. Deszcz wciąż padał, więc było ślisko, ale przynajmniej po chodnikach nie kręciło się zbyt wielu przechodniów. Nieznajomy zaczął uciekać w stronę Stanford Lane, więc Crawley ruszył w pościg, lawirując między zaskoczonymi ludźmi i starając się nie poślizgnąć na mokrych chodnikach. Choć Crawley krzyczał za tamtym, by się zatrzymał, żaden z przechodniów nie próbował mu w tym pomóc - wszyscy odsuwali się od uciekającego mężczyzny, nie chcąc angażować się w tę sytuację.

Złodziej wbiegł nagle w prawo i pobiegł MacBlythe Street, rozrzucając po drodze wszystko, co znalazło się pod jego ręką - palety ze sklepowych straganów, czy kosze na śmieci. Właściciele sklepików krzyczeli za nim, ale nie rozumieli, co się właściwie dzieje. Wilbur, dysząc ciężko, przeskakiwał nad przeszkodami, skutecznie zmniejszając dystans do uciekiniera, który nie był żadnym wybitnym biegaczem. Do detektywa w mig dotarło, że tamten zmierza w stronę High Street, a jeśli tam dotrze, spokojnie wmiesza się w tłum i umknie pogoni. Crawley narzucił szybsze tempo, doganiając mężczyznę.

Ten przeciął dość ruchliwą, dwukierunkową ulicę, jednak będąc w połowie drogi przecenił swoje szybkościowe możliwości i wpadł wprost pod koła nadjeżdżającego z dużą prędkością samochodu. Wilbur widział, jak rudowłosego odrzuciło, niczym szmacianą lalkę, a tyłem głowy uderzył o kant wysokiego krawężnika. Gdy detektyw do niego dobiegł, dysząc ciężko, plama ciemnej krwi wypływającej z ucha i tyłu głowy powiększała się, tworząc niewielkie bajorko. Rudy wytrzeszczał oczy, w których nie było już życia, a wokół zaczynało zbierać się coraz więcej gapiów.

Gdzieś w oddali rozległ się dźwięk policyjnego gwizdka.

 
Tabasa jest offline  
Stary 20-05-2017, 09:07   #14
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Niech to szlag, nie tak się to miało skończyć. Will dyszał ciężko, wpatrując się w powiększającą kałużę krwi na chodniku. Jedyny trop, który mógł doprowadzić go do szybszego rozwiązania sprawy właśnie wyzionął ducha. Pięknie, po prostu pięknie. Na szczęście zleciało się tylu gapiów, że Crawley spokojnie wmieszał się w tłum, co było o tyle pomocne, że nie będzie musiał tłumaczyć się przed nadbiegającymi gliniarzami.

Pewnie i tak skończyłby na posterunku u Harkera, a nie miał teraz czasu na wielogodzinne przesłuchania. Trochę szkoda, że nie było nawet okazji i możliwości przeszukać nieboszczyka, ale cóż... nie zawsze wszystko idzie jak po maśle w jego zawodzie. A zwykle jest wręcz odwrotnie.

Wykorzystując zbierający się wokół ciała tłum, detektyw spokojnym krokiem ruszył w swoją stronę, wprost do mieszkania Augustusa. Dotarłszy tam, od razu zanurkował pod biurko i ze skrytki w blacie wygrzebał książkę i resztę rzeczy - prawdopodobnie o to chodziło złodziejowi, który narobił tyle bałaganu w salonie, ale nie był zbyt bystry, by zajrzeć pod biurko. Na szczęście.

Willbur pożyczył sobie niewielką, skórzaną teczkę na pasku, do której wrzucił książkę Spyaetsa i pozostałe materiały, po czym wyszedł z mieszkania, zamykając je dokładnie. Później będzie musiał dać znać pannie Felder, że zmarły wujek miał nieproszonego gościa.

Teraz jednak priorytety były inne. Na ulicy złapał taksówkę i poprosił o zawiezienie do Muzeum Brytyjskiego. Na miejscu miał nadzieję znaleźć kogoś, kto przetłumaczy mu te dziwne zapiski. W kościach czuł, że to może być jeden z kluczy do rozwiązania całej zagadki.

 
Kenshi jest offline  
Stary 22-05-2017, 13:53   #15
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Detektyw nie miał problemu z dotarciem do British Musuem na Great Russell Street w Bloomsberry. Było to jedno z największych na świecie muzeów historii starożytnej, z siedzibą w pięknym, monumentalnym budynku, który był jedną z głównych atrakcji turystycznych w Londynie. Również tutaj znajdowała się ogromna czytelnia, będąca częścią Biblioteki Brytyjskiej.


Wilbur tutaj właśnie skierował swe kroki. Przeciął spory dziedziniec, po którym kręciło się sporo lokalnych i turystów, opłacił bilet i znalazł się w środku. Od razu wypytał się portiera o kogoś, kto mógłby przetłumaczyć mu materiały z języka hindu, a starszy mężczyzna w okularach skierował go na drugie piętro i nakazał pytać o Anne Holmsby. Crawley pognał schodami i niedługo później odnalazł kobietę. Była nieco przy kości, miała kasztanowe włosy i wielkie okulary niemal na pół twarzy. Siedziała w swoim biurze, oglądając pod ogromną lupą jakieś stare zdjęcia leżące na biurku.

Gdy tylko Crawley się przedstawił i okazał jej znaleziska z mieszkania Shrewsbury'ego, Anne aż mlaskała z podziwu i zachowywała się tak, jakby trzymała w dłoniach największe skarby świata. Cóż, zapewne w jej opinii tak właśnie było.
- Skąd pan to ma? To niesamowite! - Spojrzała na niego ze szczerą ekscytacją.
- Czy to ważne? Powiedzmy, że od dobrego znajomego. Może mi to pani przetłumaczyć, czy mam szukać kogoś innego? - Zapytał Crawley, zerkając na wysłużony zegarek.
- Ależ oczywiście, że mogę - odburknęła kobieta, jakby urażona wątpliwością w tonie detektywa. Usiadła za biurkiem i przejrzała materiały pod lupą. - Mamy tutaj do czynienia ze starożytnym sanskrytem - pismem dawnych Indii.
- Tyle zdążyłem się dowiedzieć z innego źródła
- odrzekł Wilbur. - Proszę tłumaczyć, z łaski swojej.
- Ale pan niecierpliwy.
- Mam jeszcze trochę rzeczy do zrobienia dzisiaj.
- Uśmiechnął się lekko.
- Dobrze, proszę usiąść, nie musi pan stać w drzwiach.- Wskazała mu dłonią fotel.

Wilbur zajął miejsce, a Anne zaczęła tłumaczyć.
- "Ostatnia faza porzucania ciała nazywa się śmiercią. Każde porzucenie ciała przyspiesza nadejście spragnionego końca świata. Wielki Yog-Sothoth Gozer musiał przybrać formę ryby (mothtab), by unicestwić demona Brahmę, pragnącego pokalać świat rozpasaną wiedzą wedyjską. Jednak zdradziecki Brahma (Krsna) otruł Silbrolhara pięcioma ziarnami jaspisu i wypędził go do sfer zewnętrznych."
Odłożyła pierwszy skrawek materiału i spojrzała na kolejny, taksując go wzrokiem. Chwilę później zaczęła czytać.
- "Zull-Ragha to imię boga, którego sześć tysięcy lat temu czcili Hetyci, mieszkańcy Mezopotamii i Sumeryjczycy. Był bóstwem czarnoksiężników i magów. Obdarzał ich mocą podróży między światami. Ragha był sługą Gozera, znanego też jako Yog-Sothoth, Silbrolhar, Velgus albo Wielki Podróżnik. Zull był strażnikiem bramy. Istniał mit mówiący, że wcielenie Zull-Ragha musi połączyć się w akcie seksualnym z wcieleniem Amatha-Shag (klucznikiem Gozera), by umożliwić temu ostatniemu powrót do naszego świata. W trakcie aktu kopulacji, zwanego 'meketreks', otwarta zostanie brama do świata równoległego, skąd przybywa Yog-Sothoth. Strażnik i klucznik bramy wybierają Wielki Sloar - formę, w jakiej pojawi się Podróżnik." To wszystko, proszę pana.

Uniosła wzrok znad zapisków.
- Nie mam pojęcia, o co dokładnie chodzi, ale dysponuje pan materiałami, które nasza uczelnia z chęcią by przyjęła. Oczywiście za odpowiednią zapłatą. Co pan o tym sądzi?

 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 08-06-2017 o 18:21. Powód: Literówki.
Tabasa jest offline  
Stary 23-05-2017, 14:11   #16
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Wilbur z zaciekawieniem przysłuchiwał się tłumaczeniu Anne Holmsby, a im kobieta posuwała się naprzód, tym bardziej ponury stawał się detektyw. Nie podobało mu się to, co słyszał. Jakieś bożki, dziwne kulty. Fazy opuszczania ciała, otwieranie wrót. To brzmiało jak jakaś czarna magia. I to dosłownie. Tak, jak przypuszczał, sprawa była bardziej śliska, niż się z początku wydawało.

Kropki można było bardzo szybko ze sobą połączyć - ktoś okradł Shrewsbury'ego, bo wierzył w te głupoty wypisane na skrawkach materiału, a skoro zginęły jakieś inne rzeczy z tym związane, to mógł zacząć realizować swój plan całkiem na serio. Detektyw zastanawiał się przy okazji, czy ma do czynienia z szaleńcem, czy po prostu głupcem wierzącym w jakieś równoległe światy i inne głupoty.

Pytanie kobiety wyrwało go z rozmyślań.
- Niestety, droga pani, te rzeczy nie są na sprzedaż i prawdopodobnie nigdy nie będą. - Wyjaśnił. - Dziękuję bardzo za tłumaczenie.
Zgarnął wszystkie materiały i podniósł się z fotela.
- Szkoda, chociaż w sumie po ostatnim włamaniu... pewnie i te skarby nie byłyby bezpieczne - odparła Anne.
- Włamaniu? - Zainteresował się Wilbur.
- Tak, wczoraj w nocy. Z części muzealnej przeznaczonej dla eksponatów z Indii skradziono jeden z przedmiotów.
- To znaczy?

Holmsby zmarszczyła brwi, jakby starając sobie przypomnieć, co to było.
- Pięciocalowa, pozłacana figurka z brązu. Chyba ryba. Tak, na pewno ryba. - Poprawiła okulary. - Dziwne, bo w tym miejscu było wiele pamiątek ze złota, a złodziej skradł rybę, która nie jest jakoś specjalnie wartościowa.
- Może dla kogoś jednak jest...
- rzucił pod nosem Wilbur. Zabójstwo pułkownika interesującego się Indiami i kradzież tego przedmiotu dziwnie mu się ze sobą kleiły.
- Słucham?
- Nic, nic... Czy mogłaby mi pani powiedzieć, czy w Londynie znajdę kogoś, kto jest wybitnym specjalistą od wierzeń indyjskich? Zna pani kogo takiego?
- Oczywiście.
- Anne obnażyła białe zęby w szerokim uśmiechu. - Niech pan spojrzy na okładkę książki.

Mężczyzna uniósł spore tomiszcze i przyjrzał się frontowi.
- John Spyaets? Mieszka w Londynie? - Uniósł brwi. Trochę go to zaskoczyło.
- Konkretnie w Epping, to niedaleko.
- Wiem, gdzie to jest. Ma pani do niego jakiś adres?
- Mam, ale nie podajemy takich informacji osobom z zewnątrz. Zresztą, wystarczy, że pojedzie pan do Epping, a szybko dowie się, gdzie mieszka profesor. Wszyscy go tam znają.
- Fantastycznie, dziękuję za informacje, pani Holmsby.
- Panno...
- Poprawiła go, uśmiechając się lekko i jednocześnie coś sugerując.
- Rozumiem. Możliwe, że jeszcze do pani wpadnę, jeśli będę potrzebował pomocy.
- Oczywiście, zachęcam, drogi Wilburze.


Crawley skinął tylko głową, uśmiechając się spod wąsa, pożegnał z kobietą i wyszedł, zbiegając szybko po schodach. Epping nie leżało tak daleko od Londynu, a godzina wciąż była młoda, więc może zdąży jeszcze odwiedzić profesorka w jego domu. O ile tubylcy będą gotowi wspomóc go adresem domu i Spyates akurat nie będzie w rozjazdach. Warto było zaryzykować, bo coraz więcej rzeczy układało się w całość, a Will nie był z tych, co odpuszczają, gdy coś się zaczyna klarować. Poza tym nie zasnąłby przez całą noc wiedząc, że mógł zrobić coś więcej dla sprawy.

Myśląc o tym wszystkim, miał wrażenie, że ten, kto zwinął sanskryty z mieszkania Shrewsbury'ego był powiązany z włamaniem do muzeum. Będzie musiał wypytać Spyaetsa o tę rybę i wiele innych rzeczy. Gdzieś tam podświadomie obawiał się, że ktokolwiek to zrobił, wierzy w te starożytne zapiski i możliwe, że będzie próbował wprowadzić je w życie. Jakkolwiek idiotycznie się to nie przedstawiało, nie można było wykluczyć żadnej możliwości, w końcu po świecie zawsze chodziła masa szaleńców. Będąc już na ulicy, gestem dłoni wezwał taksówkę i pogrążył się w ponurych rozmyślaniach zmierzając do Epping.

 
Kenshi jest offline  
Stary 27-05-2017, 07:53   #17
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Po niemal godzinnej podróży, Wilbur znalazł się na miejscu. Epping było małym miasteczkiem oddalonym od Londynu o niecałe siedemnaście mil, otoczone gęstymi lasami, które oplatała poruszana wiatrem mgła. Od razu w oczy rzucał się spokojniejszy tryb życia mieszkańców, których niewielu widać było na ulicach, a także delikatne zacofanie, gdyż jeżdżące po ulicach samochody można było zliczyć na palcach jednej ręki. Nie należało się jednak dziwić, gdyż Epping w głównej mierze było "sypialnią" Londynu dla karierowiczów i robotników dojeżdżających do stolicy - wszak lepiej było zapłacić kilkanaście pensów dziennie za wynajem pokoju na przedmieściach, niż majątek za ten sam luksus w Londynie.

Crawley wysiadł na High Street i przeszedł się główną ulicą, zaczepiając kilka osób. Nie miał większego problemu z wyciągnięciem adresu zamieszkania Johnathana Spyaetsa - tak, jak sugerowała Anne Holmsby, profesor był tutaj znany, lubiany i szanowany. Mieszkał w domu na obrzeżach miasta, zaledwie dziesięć minut na piechotę od centrum Epping. Nie zamierzając przepłacać, detektyw ruszył w tamte okolice, co jakiś czas dopytując się miejscowych, czy podąża w odpowiednim kierunku.

W końcu, wchodząc na niewielkie wzniesienie, zza kępy wysokich drzew wyłoniła się posiadłość profesora.


Wykonane w georgiańskim stylu domostwo robiło wrażenie, a Wilburowi przemknęła przez głowę myśl, że nie byłby w stanie na takie zapracować przez całe swoje życie. Podszedł do drzwi i uderzył kilka razy mosiężną kołatką o deski. Głuchy dźwięk rozniósł się w głąb domu.

Mężczyzna czekał na ganku dłuższą chwilę i już miał ponowić pukanie, gdy usłyszał szczęk otwieranych zamków i odsuwanych zasuw. Drzwi uchyliły się, a Wilbur ujrzał na progu wysokiego, ubranego w garnitur mężczyznę pod wąsem, który przenikliwym wzrokiem wpatrywał się w Crawleya.


- Słucham? O co chodzi? - Zapytał spokojnym, inteligentnym głosem, nie spuszczając gościa z oczu.

 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 08-06-2017 o 18:23.
Tabasa jest offline  
Stary 29-05-2017, 12:39   #18
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Małe miejscowości miały to do siebie, że ludzie jakoś tak inaczej na siebie patrzyli, byli bardziej pomocni i przyjacielsko nastawieni, zwłaszcza do przyjezdnych. Wypytując o adres Spyaetsa, Will miał wrażenie, że lokalna społeczność udziela mu tych informacji, jakby od tego zależało, czy reszta ich dnia będzie udana. Detektywowi to pasowało, zwłaszcza, że w Londynie zwykle musiał płacić za informacje.

Niewiele czasu mu zajęło, nim dotarł na niewielkie wzgórze, gdzie położony był dom profesora. A właściwie posiadłość. Crawley chłonął wzrokiem przyjemny widok, jednocześnie zastanawiając się, jaki majątek musi wydawać właściciel, by utrzymać tak duży dom. Choć z drugiej strony patrząc, z nauki w obecnych czasach musiało się całkiem dobrze żyć, skoro Spyaetsa stać było na takie domostwo.

Gdy otworzył mu czarnowłosy mężczyzna pod wąsem, Wilbur nie ociągał się z odpowiedzią.
- Nazywam się Wilbur Crawley, jestem prywatnym detektywem z Londynu. Czy pan Johnathan Spyaets?
- Tak, to ja
- odrzekł tamten ostrożnie, przyglądając się badawczo detektywowi. - Coś się stało?
- Właściwie nic, co by dotyczyło bezpośrednio pana. Chciałbym tylko zasięgnąć porady i pańskiej fachowej opinii
- powiedział Crawley.
Spyaets przejechał dłonią po wąsie.
- O co dokładnie chodzi? Bo wie pan, nie mam teraz zbytnio czasu i...
- O to.
- Przerwał mu Will i wyciągnął z torby przetłumaczone przez Anne Holmsby materiały. Wręczył je profesorowi. - Prowadzę sprawę morderstwa i podejrzewam, że te indyjskie sanskryty mogą mieć z tym coś wspólnego.

Spyaets przejechał wzrokiem po dokumentach, unosząc brwi.
- Interesujące. Interesujące. Proszę, proszę, niech pan wejdzie. - Odstąpił od drzwi, robiąc miejsce dla Wilbura.
Detektyw skinął mu głową i wszedł do środka. Od progu poczuł się przytłoczony przepychem tego miejsca. Podłoga przykryta była pięknymi, wzorzystymi dywanami, które - jak na oko Crawleya - musiały zostać przywiezione z jakiegoś odległego miejsca. Na ścianach oklejonych przyjemną tapetą wisiały przedziwne maski, obrazy i rzeczy, których prosty umysł detektywa nie potrafił nawet nazwać.


Przeszli do przestronnego, pięknie urządzonego salonu, którego wystrój po prostu powalał. Wszystko tutaj idealnie się ze sobą komponowało, a na gzymsie nad kominkiem detektyw dostrzegł kolejne pamiątki, które z pewnością Spyaets przywiózł z dalekich krajów. Pokój tętnił przepychem, szykiem i stylem. Profesor wskazał gestem dłoni na sofę i nakazał usiąść Crawley'owi, sam natomiast zajął miejsce w fotelu stojącym obok. Przez dłuższą chwilę rozmawiali na temat pochodzenia sanskrytów, a gdy Wilbur wyjaśnił, skąd je ma, Spyaets był głęboko poruszony. Okazywało się bowiem, że znał osobiście sir Augustusa Shrewsbury i często wymieniał się z nim spostrzeżeniami i nowinkami naukowymi.
- Czego pan ode mnie oczekuje? Pomogę, jeśli tylko będę mógł - rzucił, kierując się do oszklonego barku w kredensie.
- Co może mi pan powiedzieć na temat tego kultu Yog-Sot...
- Yog-Sothotha.
- Dokończył za niego profesor. - O tym kulcie nie wiadomo zbyt wiele, aczkolwiek ze znalezisk i wykopalisk wynika, że był dużo bardziej rozwinięty, niż początkowo sądziłem. Jeden z moich drogich przyjaciół, który interesuje się starożytnymi kultami nie mniej, niż ja, rok temu donosił mi nawet, że na własne oczy widział ślady obrzędów Zulla i Shaga, a więc i pośrednio samego Yog-Sothotha.
- A co z sir Shrewsbury'm? Czy gdy widział się pan z nim ostatnio, zachowywał się inaczej? Zwierzał się z czegoś?
- Nie, nic takiego nie pamiętam. Chociaż z drugiej strony...
- Johnathan sięgnął po karafkę z bursztynowym płynem i nalał go nieco do dwóch szklanke. Wrócił na fotel, podając naczynie detektywowi. - Kiedy ostatnim razem u niego byłem, chwalił mi się zdobyciem prawdziwego białego kruka. Od jakiegoś prywatnego kolekcjonera zakupił szesnastowieczną księgę pod tytułem "Potwory i rodzaj potworzy".


Wilbur upił łyk alkoholu, który rozlał się przyjemnym ciepłem w przełyku. Rzadko kiedy dane mu było napić się whisky, więc skoro profesor częstował, nie miał zamiaru odmówić. Jednocześnie wyciągnął notatnik i zaczął zapisywać wszystko, o czym mówił uczony.
- Niech pan kontynuuje - powiedział Wilbur, kosztując whisky małymi łykami.
- W czasie tej ostatniej wizyty przejrzałem ten wolumin. Dwa rozdziały traktowały dość mocno o Żgach, a poza tym dość mocno roztrząsano w nich różne aspekty kultu Shaga. Przypomniało mi się, że Augustus mówił, że czuje się obserwowany i że dwa razy miał wrażenie, iż pod jego nieobecność ktoś myszkował po domu. Odetchnął z ulgą, kiedy zwierzył mi się, że schował książkę tak, że jego wuj pastor najpewniej przewracałby się teraz w grobie. - Spyaets wychylił całą zawartość szklanki i dolał sobie.
- Zapewne to był motyw zbrodni. - Wilbur nie wspomniał o tym, że dziś znów ktoś zrobił nalot na mieszkanie pułkownika. - Czy sir Shrewsbury zdradził panu miejsce ukrycia księgi?
- Nie, byliśmy przyjaciółmi, ale takimi rzeczami nawet ze mną się nie dzielił
- odrzekł Johnathan.
- Rozumiem. Czy jest coś, co jeszcze pan sobie przypomina? Coś niezwykłego, coś, co pomoże mi odnaleźć zabójcę, bądź zabójców Augustusa? - Crawley trzymał długopis w gotowości.

Profesor zmarszczył brwi, wpatrując się w jakiś punkt poza przestrzenią, jakby próbował wyciągnąć z dna świadomości jakieś stare wspomnienia.
- Pewnie to nie ma znaczenia, ale kiedy teraz tak o tym myślę, to gdy pierwszy raz usłyszałem o powiązaniach Żaga z kultem Shaga, jakieś pięć, czy sześć lat temu pytał mnie o to pewien lekarz. Mieszkał w jakimś dziwnie brzmiącym miejscu... Jak z wiersza Kiplinga... to brzmiało jakoś... - Pstryknął palcami i nagle klasnął w dłonie. - Już wiem! Mieszkał w Moulmein... tak, w Moulmein. Choć jeden czort wie, gdzie to jest.
- Ma pan nazwisko tego lekarza?
- Niestety, panie Crawley, aż tak dobrej pamięci do nazwisk to ja nie mam, zwłaszcza, gdy widziałem tego człowieka raz w życiu i w dodatku tak dawno.
- odrzekł starszy mężczyzna.
- Jasne, rozumiem. To będzie chyba wszystko. Dziękuję za poświęcony czas, był pan bardzo pomocny.
- W razie gdyby czegoś pan jeszcze potrzebował, służę pomocą. Ten, kto zamordował biednego Augustusa musi poczuć rękę sprawiedliwości.
- Spyaets wstał i odprowadził detektywa do drzwi.

Pożegnali się i Wilbur wyszedł na chłodne, rześkie popołudniowe powietrze. Od słuchania o tych kultach aż rozbolała go głowa i wszystko mu się mieszało. Owiewał go nieprzyjemny wiatr, jednak rozgrzane whisky ciało zupełnie nie zwracało na to uwagi. Kierując się w stronę centrum Epping, Crawley układał wszystkie części układanki. Shrewsbury miał w posiadaniu bardzo cenną, starą księgę, czuł się obserwowany, ktoś ostatecznie go zabił, ale musiał nie znaleźć tego, po co przyszedł, więc nasłał kolejnego rabusia. Spyaets mówił, że pułkownik chwalił mu się, że porządnie schował tomiszcze i że jego wujek pastor byłby niezadowolony, gdyby wiedział, gdzie. Detektyw westchnął ciężko i nagle go olśniło. Biblia! To musiała być biblia! Albo inna religijna książka. Dlatego tamci nie potrafili odnaleźć tego, po co przyszli, bo jedna książka ukryta była w drugiej! A przynajmniej tak Wilbur sądził i miał zamiar zweryfikować swoje domniemania. Na High Street złapał szybko taksówkę i nakazał wieźć się z powrotem do Londynu. Na Brown Street 16.

 

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 08-06-2017 o 13:11.
Kenshi jest offline  
Stary 03-06-2017, 13:39   #19
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Dotarł do Londynu, gdy ciemne chmury koloru ołowiu przykryły miasto gęstą kołdrą, zwiastując rychłą ulewę. Dłuższą chwilę zajęło mu dostanie się na Brown Street 16, w końcu to nie było niewielkie Epping, tylko stolica Anglii, gdzie każdy się gdzieś spieszył, nie zwracając zbytniej uwagi na to, co działo się wokół. W końcu jednak jowialny kierowca dowiózł Wilbura na miejsce, detektyw zapłacił dwa funty i zniknął w bramie kamienicy.

Tym razem instynkt niczego podejrzanego nie podpowiadał, więc mężczyzna szybko znalazł się na odpowiednim piętrze. Otworzył drzwi kluczem i wszedł do środka. Przywitał go znajomy zaduch zatęchłego miejsca, w którym nikt od dawna nie wietrzył i bałagan ciągnący się od korytarza, aż po pokój gościnny i sypialnie. Panna Felder będzie musiała posprzątać, albo przynajmniej kogoś do tego wynająć.

Crawley rozejrzał się najpierw w salonie, jednak po kwadransie oględzin mógł tylko ciężko westchnąć. Nigdzie nie natrafił na biblię, a tym bardziej inne religijne książki, zatem skierował swe kroki do sypialni. Tam musiał przekopać się przez dwie wysokie półki z książkami - niektóre wciąż stały na swoim miejscu, inne leżały na podłodze, porozrzucane, niczym śmieci. Złodziej nie miał szacunku do literatury. Wilbur skupił się na pracy, metodycznie przeglądając każdą pozycję. W końcu, ku swojej uciesze, wpadło mu w dłonie dość nowe wydanie Biblii. Format był większy, niż normalnie, a wolumin wydawał się cięższy, pomimo i tak sporej objętości.

Mężczyzna otworzył księgę i uśmiechnął się do siebie, gdy ujrzał wycięty wśród kart prostokąt, w który wsadzona była kolejna książka. Szybko wyłuskał ją stamtąd i obejrzał. Tomiszcze było grube, okładka nadgryziona zębem czasu, a gotyckie, nieco zatarte litery układały się w tytuł "Potwory i rodzaj potworzy". Crawley zaczął ją kartkować, szukając sam w sumie nie wiedział czego.


Mniej więcej w połowie księgi wpadł na trzy niezgrabnie wycięte kartki, które okazały się wycinkami prasowymi. Najstarszy pochodził z lipca 1900 roku i okazał się bardzo interesujący.

Cytat:
Wczoraj zapadł wyrok w trwającej z górą dwa tygodnie sprawie Alexa Thobina. Przypomnijmy, że mieszkający w Devonshire, w posiadłości "Moulmein House", dr Thobin oskarżony był o szarlatanerię i przeprowadzenie niepotrzebnych operacji oraz eksperymentów medycznych na ludziach. Zarzucano mu również bałwochwalstwo i deprawowanie nieletnich. Niekorzystny dla oskarżonego przebieg procesu radykalnie zmienił się w drugim tygodniu postępowania sądowego. Z powodu nieobecności wielu świadków oskarżenia (oraz zmiany zeznań pozostałych) sąd uniewinnił lekarza. W kuluarach mówi się o tym, że lekarz tak korzystny zwrot w sprawie zawdzięcza swojemu pokaźnemu majątkowi zdobytemu w Indiach. W latach 1877 - 1882 dr Thobin pracował w szpitalu i prowadził wtedy dość popularną praktykę w mieście Agra w Uttar-Pradesz.
Daily Telegraph, lipiec 1900
Pozostałe wycinki były znacznie nowsze i pochodziły z kronik kryminalnych Daily Herald, a datowano je na czternastego i piętnastego maja bieżącego roku.

Cytat:
Rankiem, 15 maja, obok tawerny "Hog's Nut" znaleziono ciało dziewiętnastoletniej prostytutki portowej, panny Kate Morris. Były one okaleczone w dość szczególny sposób, jako że denatce odcięto prawą dłoń. Koleżanki zmarłej twierdzą, że na serdecznym palcu tej ręki p. Morris nosiła niewielki, mlecznobiały, oprawiany w srebro kamień, który według zapewnień nie miał jednak żadnej wartości. Lucy chwaliła się, że dostała go w prezencie od jednego z klientów - pewnego emerytowanego majora wojsk Jej Królewskiej Mości w Indiach. Trudno pogodzić się z faktem, że dla błyskotki o tak wątpliwej jakości, ktoś posunął się do strasznej zbrodni. Sprawę bada Scotland Yard.
Daily Herald, 15 maja 1910
Cytat:
W zaułku przy Blake Esley Street na tyłach domu publicznego panny Saunders popełniono morderstwo. Ofiarą była piękna, siedemnastoletnia Keith Tally, córka Brytyjskiego marynarza i Hinduski, zatrudniona w wyżej wymienionym przybytku. Nieszczęsna zginęła od jednego ciosu nożem, prosto w serce. Przy denatce nie odnaleziono małego wisiorka, z którym, według świadków, nigdy się nie rozstawała. Z tego, co wspominała przyjaciołom, wisiorek był jej jedyną pamiątką po matce. Znalezione przy ofierze pieniądze wykluczają motyw rabunkowy.
Daily Herald, 17 maja 1910
 

Ostatnio edytowane przez Tabasa : 08-06-2017 o 18:24.
Tabasa jest offline  
Stary 07-06-2017, 08:10   #20
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Nos i coś, co można było nazwać szóstym zmysłem znowu go nie zawiodły. Co prawda musiał poświęcić trochę czasu, by przekopać się przez kopalnię książek, jednak ostatecznie opłaciło się. Tak, jak się spodziewał, "Potwory i rodzaj Potworzy" schowane były w nowszym wydaniu Biblli i nawet uśmiechnął się pod nosem, przeglądając zawartość księgi. Mocno zainteresowały go wycinki, które znalazł w środku. Musiały być ważne dla Augustusa, skoro schował je aż tak głęboko i na pewno coś wnosiły do sprawy jego śmierci, Crawley po prostu to czuł.

Przeczytał szybko informacje z gazet - dwie zamordowane panienki lekkich obyczajów, którym zabrano niby nic nie znaczące przedmioty. Osoby, po których nikt nie będzie płakał, ani nie będzie przeprowadzał nie wiadomo jak wnikliwego śledztwa. Trzeci wycinek mówił o niejakim Thobinie, który obcinał ludziom to i owo, jednocześnie wymykając się karze więzienia. Wilbur podświadomie czuł, że jego postać i zabójstwa obu dziewcząt łączą się ze sobą. No i "Moulmein House"... czy nie o tym Moulmein mówił profesor Spyaets? O tajemniczym lekarzu, który wypytwał go o starożytne kulty. Wszystko zaczęło zgrabnie łączyć się w jedną całość. W mniemaniu Crawley'a, Thobin albo był kluczem do rozwiązania zagadki, albo jednym z trybów pracujących dla kogoś poważniejszego.

Wilbur spojrzał na zegarek. Dochodziła szósta popołudniu. Było już za późno, żeby odwiedzić Devonshire i doktora Thobina, a więc będzie musiał przełożyć to na jutro. Zresztą, to był ciężki dzień, a poza tym miał zadzwonić do panny Felder i zdać jej relację z postępującego śledztwa. Kobieta powinna być usatysfakcjonowana tym, co Crawley'owi udało się ustalić już pierwszego dnia. Schował wycinki do księgi, ją samą do Biblii i wrzucił do torby, po czym opuścił mieszkanie Shrewsbury'ego. Zanim złapał taksówkę do biura, wszedł do najbliższego sklepu i kupił killka Guinessów, tak na rozluźnienie po ciężkiej pracy. Zanim jednak zacznie pić, zadzwoni do Beatrice, bo po alkoholu odstawiał różne dziwne rzeczy, a nie chciał, by ta młoda, ładna kobieta wzięła go za chama i zboczeńca.

 
Kenshi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172