|
- To akurat nie jest aż tak dziwne... - odezwała się Luna w odpowiedzi na uwagi Cotisa - Pomagał nam otwarty szyb windy, a teraz mogli znaleźć się w pomieszczeniu oddzielonym od nas grubą warstwą sprzętu. Inżynier systemów postarała się, by brzmiało to możliwie fachowo i przekonująco. Chociaż jej samej też wydawało się to podejrzane i równie dobrze reszta załogi mogła w tej chwili dryfować w kosmos, to na razie wolała uciąć taką dyskusję ze względu na morale grupy. - Violet, będę ich wywoływać. Tylko błagam was, bądźmy bardziej ostrożni. Ta arka chyba nas nie lubi... |
Żyli, udało mu się uratować całą trójkę, był z siebie dumny jak jasna cholera. Szkoda że arka uciekała, naprawdę chętnie by wrócił do pozostałej trójki, ale i tak to, że udało się im na nią wrócić było niezwykłym zrządzeniem losu. Szybko, organoleptycznie popatrzył po swoich załogantach. Dogma łapczywie oddychała powietrzem, nie dziwił się jej i nawet nie protesował że zrzuciła hełm, lecz on swój miał zamiar nadal mieć na głowie, dopóki nie dowie się co tu się wydarzyło, na tej zasranej arce. Nawet Ceska, zaczęła powoli odzyskiwać przytomność. - Dużo Cię ominęło. - mruknął do niej, z lekkim uśmiechem który przedostawał się przez zaparową szybkę. - Dogma, jak się uspokoisz zajmij się nią. - polecił. - Sprawdź czy nie wstrząsu mózgu i nic nie złamała. Dopiero teraz zwrócił uwagę na komunikator i zaczął wzywać resztę. - Tu porucznik Rivera. Violet, żyjemy. Będziemy kontynuować misję, gdy tylko dowiemy się na jakim poziomie arki jesteśmy. Odpowiedziała mu złowieszcza cisza. - Porucznik Rivera do kapitana Jude, czy mnie słyszysz? - i znowu cisza, nawet po kilkarazowym ponowieniu komunikatu. Walter przełączył się na wszystkie pasma. Z pewnością zbyt wielka ilość poszycia i ścian wygłuszała sygnał, ale byli w jej innej części i było trzeba sprawdzić czy czasem na linii nie ma "kogoś". Choćby tego kogoś, kto ich tu wpuścił otwierając drzwi do hangaru. - Tu porucznik Walter Rivera z SRSV New Frontiers. Czy ktokolwiek to odbiera? Po chwili wyczekiwania zwrócił się do reszty. - Jesteśmy odcięci, jeśli nie znajdziemy systemu wewnętrznej komunikacji arki, możliwe że skomunikujemy się z nimi dopiero gdy ich zobaczymy. Kontynuujemy misję, Violet pewnie też będzie ją kontynuować. - jak ją znał, nie odpuściła - [i]Kierujemy się do generatorów, jeśli wróci zasilanie wracamy do doków. Co piętnaście minut Dogma próbuje wywoływać podporucznik Violet lub kapitana Louisa. - Jak jej stan? - zwrócił się Dogmy, a jeżeli była cała dorzucił - Idziemy. Musimy wrócić na jakiś korytarz. Musimy opuścić tunele serwisowe i określić naszą pozycję. Sam ruszył na szpicy, upewniając się że ciężki rewolwer nadal jest w kaburze. Uspokoił się. Był. |
Cytat:
Ceska otworzyła oczy. Jak ona mogła...? Przecież przez to straciła Vincente'a na zawsze. Poczuła dziwny uścisk w gardle, po czym oprzytomniała zupełnie. Nie przewidziała, że szyb może być otwarty. Naraziła siebie i załogę. Powinna oddać się do dymisji… albo poddać degradacji. Zamierzała tak zrobić. Wiedziała jednak, że powinna z tym poczekać do powrotu. Teraz misja miała inne parytety, toteż świadoma swego błędu Ceska po prostu uznała, że nie powinna podsuwać kolejnych pomysłów osobie decyzyjnej, czyli w tym przypadku porucznikowi Rivierze. - Dużo Cię ominęło. - mruknął do niej Walter, z lekkim uśmiechem który przedostawał się przez zaparową szybkę. - Dogma, jak się uspokoisz zajmij się nią. - polecił. - Sprawdź czy nie wstrząsu mózgu i nic nie złamała. - Nie trzeba – zaoponowała nieco chrapliwym głosem. Dopiero gdy odkaszlnęła, jej ton wrócił do normalnej obojętności – Czuję się dobrze. W czasie, gdy Riviera wywoływał pozostałą trójkę, Ceska odruchowo chciała sprawdzić odczyty C166 i wtedy uświadomiła sobie, że drona… nie ma. On także został wessany, a co gorsza nie dysponował wystarczającą mocą silników, by samodzielnie poruszać się w kosmosie. Mógł więc jedynie dryfować i na oszczędzaniu baterii skanować okolicę. Jeśli będzie miał szczęście, uda mu się zaczepić linę, którą miał na wyposażeniu o jakąś część arki. Uścisk gardła z którym Li Wong się obudziła, tylko się wzmocnił. Na dodatek stało się coś jeszcze… coś, czego nie robiła nigdy od czasu śmierci rodziców. Zapłakała. Choć nie wydała przy tym żadnego dźwięku, z jej oczu poleciało kilka ciężkich łez, ginąc gdzieś w odmętach kombinezonu. Szybko wstała, by ukryć ten fakt przed Dogmą. * Scenka wspomnień pisana przy współudziale Greeka |
Całe otoczenie skurczyło się tylko i wyłącznie do surowego wyświetlacza odliczającego do całkowitej dehermetyzacji. Nie czuła ani tego, że się dusi, ani tego, że temperatura w jej kombinezonie spadła poważnie poniżej zera. Właściwa duchota zaciemniła jej wzrok. Doszła do punktu, w którym człowiek nie zwraca uwagi na nic i robi cokolwiek, by móc się uratować. |
Walter, Ceska, Dogma Część załogi znajdująca się w śluzie, tuż pod powierzchnią Arki, po chwili dojścia do siebie postanowiła ruszyć w głąb statku, spróbować określić swoją pozycję, nawiązać kontakt z pozostałą częścią załogi i kontynuować misję przywrócenia zasilania. Aby wykonać pierwszy punkt trójka załogantów prowadzona przez Waltera musiała przedostać się kanałami serwisowymi, w warunkach zerowej grawitacji do kolejnych warstw poszycia statku i finalnie na któryś z wewnętrznych korytarzy. Po otwarciu małej grodzi przed trójką ukazał się równie wąski, co śluza, tunel, w którym mogli poruszać się jedynie jeden za drugim. Łapiąc się rękoma wystających elementów korytarza i ciągnąć wprawiali swoje ciała w ruch i “lecieli” wzdłuż tunelu. Walter [media]http://www.youtube.com/watch?v=iVW4svdv1L4[/media] Przemierzając wąski korytarz do uszu najstarszego stopniem dotarły dziwne dźwięki. Odbijające się echem stukanie, przywodzące na myśl uderzanie czymś twardym o metalową rurę. Chaotyczne stuki dobiegały zza metalowych ścian tunelu, spomiędzy plątaniny kabli i przewodów, jednakże nie dało się określić jednoznacznie kierunku. Po jakimś czasie dźwięki ucichły a ich miejsce zajął dobiegający z oddali i również odbijający się echem, ludzki głos.-Ichor.- Jedno słowo, dochodzące uszu porucznika, powtarzane niczym mantra, głosem tak cichym, że ledwie słyszalnym. Walter, Ceska, Dogma Po pewnym czasie część załogi dotarła do kolejnej grodzi, na której znajdował się znak “UWAGA, ZMIANA GRAWITACJI” Przed zamkniętym włazem znajdował się fragment płaskiej platformy określający “dół” statku - kierunek w którym działa sztuczna grawitacja. Załoga wylądowała na skrawku metalowego podestu i uruchomiła chwilowo buty magnetyczne, a następnie otworzyła gródź. Po jej przekroczeniu kombinezony zaćwierkały, a ich oprogramowaniu poinformowało -Opuszczenie strefy zerowej grawitacji.- Dalszą część drogi trójka załogantów pokonywała już na własnych nogach. Kilka metrów dalej znajdował się właz prowadzący w dół, po którego otwarciu wysunęła się drabinka, pozwalająca wyjść z tunelu serwisowego na normalny korytarz. Gdy ostatni z trójki znalazł się na dole, wszyscy rozejrzeli się po okolicy w szukaniu wskazówek i informacji o ich położeniu. Jednak w oczy rzuciło się im co innego. Na ścianie korytarza, który tonął w półmroku, widniał napis. Był namalowany, a w zasadzie wymazany, czymś co przypominało czerwoną farbę, która spłynęła lekko ze ściany. Napis głosił “ICHOR”, a z ostatniej kreski “R” ślad czerwonej substancji schodził na posadzkę, gdzie przerodził się w sporą, zastygłą kałużę, a dalej w ślad ciągnięcia, który prowadził w głąb korytarza i ginął gdzieś w mroku. Mimo, że nigdzie nie padło to słowo to całą trójka pomyślała o tym samym - krew. Próba wywołania pozostałej części załogi nie przynosiła rezultatów. Cotis, Luna, Violet Droga w górę wlokła się niemiłosiernie. Kolejne stopnie, spoczniki, biegi. Wędrówka zadawała się nie mieć końca, a trójce załogantów w głowach się nie mieściło jak mieszkańcy Arki mieliby korzystać z tej drogi normalnie, bez awarii. Hangary miały około pół kilometra wysokości, więc schodów, które Cotis, Luna i Violet pokonali było spokojnie ponad trzy tysiące. Jednak udało się im i po dłuższym czasie znaleźli się wreszcie na poziomie, gdzie znajdował się łącznik, prowadzący do części Arki odpowiedzialnej za zasilanie. Dowodząca grupą V spróbowała nawiązać kontakt z kapitanem Jude, jednak odpowiedziały jej trzaski i urywane słowa - ...ie ro… *trzaski*...pow… *niezrozumiałe słowa* ...znale....*szum*...kon…*pisk*...ior…- Próba kontaktu z Walterem i jego podkomendnymi skończyła się jeszcze gorzej - tu odpowiedziały jej tylko trzaski i szumy. Trójka załogantów kontynuowała jednak zadanie i ruszyła korytarzem prowadzącym ku drugiej części Arki. Tunelod góry był przeszklony, ukazując rozmach całej konstrukcji IAV Hope jak i pustkę otaczającego kosmosu. Korytarz był jednym z kilkudziesięciu stanowiących mosty pomiędzy częściami statku, oddalonymi od siebie o około sto metrów. Mniej więcej w trzech czwartych jego długości część załogi SRSV New Frontiers zauważyła nieruchomą postać, zwróconą do nich plecami. Osobnik ten siedział na piętach, jego głowa wspierała się na piersi, a ręce zwisały bezwładnie po bokach ciała. |
Ceska parzyła na napis, nie ruszając się. Aż za bardzo przypominał jej masakrę na TR-233. Zmarszczyła brwi, czując jak mrowie strachu pełznie po jej ciele. Wtedy przeżyła, ale był z nią Vincete. Tyko oni dwoje wtedy ocaleli. Krwawy napis wskazywał jednak też na coś innego – tym razem to nie potwory z planety, lecz ludzie byli zagrożeniem. Co im się stało? Oczywiście, słyszała o przypadkach zbiorowego szaleństwa na statkach kosmicznych, ale uważała to za bujdy. Dotychczas. Spojrzała na Waltera, spodziewając się, że dowódca albo każe im się wycofać, albo ogłosi stopień gotowości bojowej. Pewnie to drugie, wszak nie powinni zostawiać drugiego zespołu… Czekając na rozkazy, Li Wong podeszła do Dogmy. Przyjrzała się jej hełmowi. - Teraz jest bezużyteczny, ale mogę go naprawić… czy raczej mogłam, mając C166 przy sobie – poprawiła się, czując znów ścisk w gardle, choć już nie tak mocny – Powinni mieć tutaj stacje naprawcze z narzędziami, jak znajdziemy coś takiego, to zatrzymajmy się, dobrze? Naprawa nie powinna zająć więcej niż 8-11 minut. – oceniła. |
Na widok osobliwej sylwetki Luna zamarła. Była fizycznie wycieńczona wspinaczką po schodach, a kolejne piętra-widma tego molocha sprawiały, że hormony stresu rozlewały się po jej ciele lodowatą falą. - Trup - zawyrokowała patrząc na zwiotczałe ramiona mężczyzny. - Niezły komitet powitalny... Cała trójka stała dłuższą chwilę w ciszy, Luna postanowiła więc zabrać ponownie głos. - V, dajmy sygnał ostrzegawczy i jeśli nie zareaguje, to obejdźmy go we dwie z flanki. Jeżeli wszystko będzie ok, młody powinien rzucić na niego okiem medyka... |
|
166 pięter w górę... V straciła rachubę gdzieś koło 50-tego. Później najważniejszym było już tylko zachowanie dechu, oraz powstrzymanie się przed puszczeniem pawia we własny hełm. To była katorga, istna masakra, i to w dosłownym stopniu tego znaczenia. Krok po kroku, stopień za stopniem, piętro za piętrem. Gdzieś koło 20 miała ochotę sobie żygnąć, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na pozostałą dwójkę, by jakoś się wziąść w garść. - No co jest cipki... idziemy dalej! - Wysiliła się na uśmiech, sama bliska zemdlenia. ~ Truposzczak. Pieprzony truposzczak, pośrodku pieprzonego korytarza. Akurat. Violet chwyciła mocniej karabin, odbezpieczając go. Zbyt dużo durnych filmów się już naoglądała, i zbyt długo wypruwała sobie flaki, by dać się tak łatwo podejść. - Zachodzimy go bokami... - Mruknęła w komunikator. Krok po kroku, z bronią gotową do strzału, ostrożnie zaczęła zbliżać się do niby trupa. - Hej Ty, żyjesz? Ty, oezwij się, co tu się dzieje?! - Obchodziła go sporym łukiem, z bronią wycelowaną w jego łepetynę. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:25. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0