lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Sci-Fi, survival horror] Nadzieja (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/17159-sci-fi-survival-horror-nadzieja.html)

Proxy 26-08-2017 12:35

Przebudzenie i sprawne powstanie umotywowane było poczuciem obowiązku. W końcu porucznik wyraził swoje zdanie i niezadowolenie brakiem dyscypliny... Zarzucił jej brak utrzymania fasonu podczas misji...

Ale czy miał rację...?

Rozwodząc się nad tym Dogma czuła, że głowa bolała ją bardziej. Nie była do końca pewna, czy dobrze zrozumiała sytuację oraz, czy zarzut był właściwy. Była już wystarczająco skołowana. Skołowanym można było być również budząc się na pustyni... Zadziwiona rozejrzała się po horyzoncie, którego widziała pierwszy raz w życiu. Widok był niesamowity. Zaburzał go co prawda silny wiatr, przez którego trzeba była osłaniać oczy, gdy dmuchał w twarz.

Nawigatorka nie miała pojęcia gdzie się znajdowała, choć jej wcześniejsze przypuszczenia uznały, że jest na odnalezionej przez Arkę planecie... na której mogła oddychać! Na której było ciepło! Prawdziwy grunt również ją zadziwił. Kucnęła i wbiła palce rękawicy w spękaną skorupę. Po chwili zreflektowała się i ściągnęła je, chcąc poczuć prawdziwy piach w dłoniach. To było niesamowite wrażenie. Odgrzebała parę grudek ciesząc się z zabrudzeniem piachem.

Zbliżająca się dwójka przerwała uciechę rzeczami, które dla ziemian były prozaiczne. Z początku dobrze je przyjęła, zakładając, że są to Walter i Ceska. Wrażenie jednak zmieniło się, gdyż jeden z osobników zbliżał się bardzo szybko i nie idąc tylko jakby teleportując się. Kilka metrów w przód, metr w tył, w przód, i ponownie w tył. Sama sylwetka falowała jak gorące powietrze, drgała i znikała. Przypomniało to jej o przebiegającej posturze na pokładzie Arki... co tchnęło w nią nieco niepokoju. Dłońmi pełnymi piachu sprawdziła oprzyrządowanie i wywołała towarzyszy przez radio. Nim odpowiedź w ogóle mogłaby dotrzeć, sylwetka była zbyt blisko, by dodatkowo nie zareagować. Dogma sięgnęła po pistolet, by obronić się przed napastnikiem.

Gdy był już przy niej, spróbował ją pochwycić, na co nawigatorka odpowiedziała ogniem.

Lomir 28-08-2017 22:01

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=AKTyzLHRrmM[/MEDIA]

Walter. Ceska

Dowódca ruszył w kierunku zemdlonej, czując na plecach ciarki. Nie wiedział czy były one spowodowane zagrożeniem w postaci czegoś czającego się w mroku czy były urojone. Zacisnął zęby, odpychając od siebie paraliżujące uczucie i schylił się po Dogme. Złapał ją za przód kombinezonu i uniósł do pozycji siedzącej następnie sam przykucnął i przetoczył ją sobie na kark, łapiąc dziewczynę chwytem strażackim.

Dogma

Niematerialna postać zbliżała się. Gorący wiatr niosący tysiące drobinek piasku smagał dziewczynie twarz, powodując szczypanie i łzawienie oczu, ale mimo to, Dogma starała się być gotowa. Niestety, twór był szybszy od niej i nim się spostrzegła pochwycił ją i mocno złapał, powodując ból we wszystkich kończynach. Dziwna postać podniosła Stratus w górę, ale dziewczyna nie pozostała bierna. Szybkim ruchem sięgnęła ku swojej broni, wyciągnęła ją z kabury i wypaliła, nie celując. Wiedziała jednak, że trafiła - twór wypuścił ją ze swoich objęć, zafalował i rozpłynął w powietrzu. Domga sama upadła ciężko na ziemię, wzburzając chmurę kurzu. Druga ze zjaw stała tuż obok, póki co nieruchomo.

Walter, Ceska

W kilka sekund po tym, jak porucznik podniósł nieprzytomną i zupełnie bezwładną Dogmę stało się coś nieoczekiwanego. Dziewczyna nagle zaczęła się ruszać, sięgnęła po broń i wypaliła w kierunku przełożonego. Walter poczuł piekący ból w nodze, mniej więcej w centralnej części lewego uda i momentalnie upadł, przewracając się wraz z niesioną przez siebie Stratus. Walter spojrzał na nogę - w kombinezonie znajdowały się dwie dziury po kuli, wlotowa i wylotowa, z których zaczęła płynąć krew. Na szczęście kula minęła kość i tętnicę.

Równocześnie gdy w korytarzach rozległ się dźwięk wystrzału zawtórował ryk. Ten sam co wcześniej, krzyk szaleństwa i furii, a z mroków dało się słyszeć szybkie tupanie zbliżającej się w kierunku trójki załogantów istoty.


Violet, Cotis, Luna

Cotis nie bawiąc się w konwenanse rzucił sugestię co powinni zrobić. Również nie czekając na reakcję pozostałych załogantek przystąpił do wykonania swojego planu. Po raz kolejny odpalił silniczki manewrowe. Jeden impuls - ruszył ku górze, drugi - skorygował lot. Chłopak zauważył, że wirówka nabierała prędkości. Początkowo ruszała się bardzo ociężale, ale wystarczyło kilka chwil, aby zaczęła zagrażać ich życiu. Mimo wszystko, Cotisowi udało się wyminąć, poruszające się już dość szybko, ramię urządzenia.
Kolejna ruszyła V, i mimo, że dzieliły ich jedynie sekundy to podporucznik miała już mniej szczęścia. Ramie wirówki poruszało się już na tyle szybko, że dziewczyna, mimo usilnych starań i manewrowania w zerowej grawitacji, została uderzona. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że ruchoma część instalacji zahaczyła jedynie o jej nogi, przez co V wpadła w ruch wirowy, kręcąc kozły w zerowej grawitacji. Niestety, wszystko działo się zbyt szybko i Glynn nie była w stanie zareagować. Uderzyła z całym impetem w ścianę, na chwilę tracąc przytomność.
Najmniej szczęścia miała Luna, która ruszyła ostatnia. Gdy ona mijała wahadło, było już na tyle szybkie, że dziewczyna nie była w stanie uniknąć zderzenia z nim. Masywny element uderzył w nią z ogromną siłą i pchał przez zerową grawitację, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

Violet

Gdy otworzyła oczy szybko oprzytomniała. Straciła przytomność zaledwie na ułamki sekund, jednak to wystarczyło, żeby wahadło rozpędziło się do dużej prędkości. Nie czekając dłużej ruszyła w kierunku Cotisa, który był już bezpieczny u góry tulei. W tym momencie wirówka zaczęła działać, a objawem tego były wyładowania, które rozpoczęły przeskakiwać pomiędzy ścianami cylindra a poruszającym się wewnątrz wirującym ramieniem. Wyładowania nie omijały szczątków ludzkich, trafiając w nie i paląc się, pozostawiając jedynie fragmenty zwęglonego mięsa. Gdy V zbliżała się już do górnego wyjścia z tulei jedno z takich wyładowań trafiło w nią. Poczuła jak wszystkie mięśnie się jej napinają i drżą sprawiając ogromny ból. HUD skafandra zaśnieżył, zafalował i zgasł. Wszystkie systemy padły, skafander się usmażył, ale tylko dzięki temu dziewczyna przeżyła - dryfowała bezwładnie ku górze tulei.

Luna

Uderzenie było bardzo silne, ale kombinezon sprawdził się, pochłaniając większość siły. Luna była teraz pchana przez ciężkie ramię wirówki, które z każdą sekundą przyspieszało. Dziewczyna próbowała oderwać się od powierzchni, jednak siła, którą wytworzyło ramię była zbyt duża. Silniczki manewrowe nie były w stanie jej w żaden sposób pomóc, a po kilku kolejnych chwilach Luna nie była w stanie oderwać kończyn od powierzchni wirnika.
Wszystko stało się szare, a pole widzenia dziewczyny zawęziło się do wąskiego tunelu przed jej oczami. Chwilę później przez jej ciało zaczęły przechodzić wyładowania elektryczne. Kombinezon robił co mógł, jednak nie był w stanie wytrzymać tak ekstremalnych warunków. Wszystkie lampki ostrzegawcze migały tylko po to, by ułamek sekundy później zamilknąć i zgasnąć wraz z całym HUDem. Jednak Luna nie mogła tego zaobserwować, gdyż przeciążenia, którym poddane zostało jej ciało, doprowadziły już do utraty przytomności. Sekundę później, gdy wirówka była już na samym dnie, przeciążenia były tak wielkie, że spowodowały śmierć dziewczyny, a następnie kompletne rozczłonkowanie jej ciała, które rozerwawszy się na części, zsunęło się z powierzchni wirówki i rozleciało się we wszystkich kierunkach w tulei.

Buka 04-09-2017 20:44

Mówiąc krótko, zesrało się, i to na całego. W ciągu ledwie kilku chwil znaleźli się całą trójką w śmiertelnej pułapce, i mogli wyjątkowo szybko dołączyć do reszty tych dryfujących biedaków, z których zostały już tylko szczątki…

Pierwszy przeleciał przez “wirówkę” Cotis, popędzany chyba nadal trawiącą go paniką. Przeleciał cało, ale cholerstwo rozpędzało się coraz szybciej i szybciej, a sama V zdała sobie z tego sprawę w ostatniej chwili. Jednak było już za późno, już pędzili w górę na silnikach manewrowych skafandrów, decyzja została podjęta.

Bolało.

Wirnik grzmotnął ją w nogi. Violet nie zmieściła się wśród rozpędzonych łopat maszyneri, odczuwając to teraz na własnym ciele. A było w sumie jeszcze gorzej… wpadła w ruch wirowy, obracając się niczym szalona, wykonując masę niekontrolowanych “fikołków”, póki nie przypierniczyła w ścianę, aż jej pociemniało w oczach.

Sama nie wiedziała jak długo była nieprzytomna. Kilka sekund, minutę, dłużej? Gdy się z kolei ocknęła, nadal była gdzie wcześniej, dryfując ponad rozpędzonym już chyba maksymalnie wirnikiem. Rozejrzała się skołowanym wzrokiem. Młody był bardziej blady niż przed chwilą, nigdzie zaś nie było Luny… V po chwili zrozumiała brutalną rzeczywistość. Na wirniku była masa świeżej, rozpryskiwanej krwi.


Podporucznik zgrzytnęła zębami. Nie tak, nie tak miało być do cholery, nie tak! Zatrzęsła się na całym ciele, po czym ruszyła w górę, do Medyka. W tubie z kolei pojawiły się jakieś wyładowania elektryczne, co nie zwiastowało… i znów ból ciała, wydzierające się alarmy w skafandrze, a później wszystko zdechło. Usmażył się jej skafander, być może i ona również.

Powoli dryfowała w górę w próżni, nie poruszając nawet palcem. Przez chwilę wydawało jej się, iż umarła. Zabiło ją wyładowanie elektryczne, i ciało było już martwe, a oczy łapały ostatnie widoki? Jednak jej własny, świszczący oddech, twierdził, iż tak chyba nie było.

Luna...

Leoncoeur 05-09-2017 08:04



Coś pochwyciło jej dłoń i pociągnęło do góry. Bezładny dryf zmienił się w zdecydowanie szybsze sunięcie w przestrzeni tulei.

Na testach rekrutacyjnych do załogi "New Frontiers" Cotis wypadał więcej niż nieźle w segmencie odporności psychicznej i radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych. Dodatkowo jego odwaga była wspierana przez entuzjazm nowicjusza napędzający go do wykazania się przydatnością.
Tak przynajmniej wychodziło z analiz SI badającej rekruta pod kątem psychologicznym.
Problem polegał na tym, że w scenariuszach testowych nie było nic o trupach wyglądających jakby sami wydrapali sobie oczy, krwawych napisach, szeptach i krzykach niewiadomego pochodzenia, czy też takiej rzeźni jaką zauważyli po wejściu do tulei.
Raport wskazywał jednoznacznie, że prócz odwagi i odporności psychicznej, oraz dobrego radzenia sobie w sytuacji stresowej, młody medyk:
  • wobec fobii jest wykluczony względem prac w przestrzeni kosmicznej na zewnątrz okrętu.
  • kiepsko radzi sobie w obliczu zagrożenia potencjalnego, sytuacji niejasnych i kreujących w jego głowie tak zwaną "spiralę zagrożeń czychających"
  • jest predysponowany do pracy w grupie i reaguje stresem na przebywanie samemu

Chłopak pierwszym oberwał będąc świadom wyssania połowy ich składu w kosmos, ale jakoś się jeszcze trzymał. W obliczu dziwnych krzyków i zupełnie niezrozumiałego pochodzenia ciał w tulei jakby "coś" mordowało i rozrywało na strzępy mieszkańców arki i czaiło się w mrokach - był już na krawędzi rozsypki psychicznej.

Śmierć Luny jaką obserwował szeroko otwartymi oczyma, niejako mu pomogła. Wyrwała medyka z paniki i zawiechy brutalnym realizmem sytuacji. Poszatkowane ciała, jako efekt przebywania w wirniku gdy ten został nagle uruchomiony... nierealne, niewytłumaczalne zagrożenie czające się poza obrębem wzroku wyparła logika.

Widząc jak V. obrywa i pada jej system, w tym silniki mikromanewrowe, podświadomie zaczęła jednak czaić się trzecia z fobii, aby go kompletnie dobić.
Zaraz miał zostać tu sam, gdy podporucznik rozpryśnie się jak Alesto w faerii czerwieni i flaków.
Sam na arce.
Biorąc pod uwagę brak kontaktu z grupą porucznika Riviery i szalonych wrzaskach kapitana Jude'a, możliwe że sam jeden.

Można było przypuszczać, ze to dlatego zaryzykował... ale po prawdzie zadziałał pewien odruch. Jeżeli Cotis myślał o konsekwencjach zostawienia Violet samej sobie to już sunąc w dół, naprzeciw zbliżającej się wirówki.
- Trzymaj się mocno! - krzyknął odruchowo. Szansa, że jej komlink przetrwał wyładowanie i nie podzielił losu usmażonego HUD była jak 50:50.
Pociągnął kobietę i opasał się jej ramieniem. Nie puszczał, ale dał tym szansę by uczepiła się mocniej.

Medyk dał moc mikromanewrówek na full rwąc do góry razem z V.
Czy moc silniczków jednego skafandra miała szansę wyciągnąć ich zanim ta szatkownica zrobi z nich mielone, albo jebnie znowu wyładowaniem smażąc tym razem systemy Ljunida?
To miało się za chwilę okazać.
By dać im większą szansę otworzył dolne zawory z zapasem tlenu, przez co wystrzeliwujący życiodajny gaz dodał im pędu działając niczym nitro na wyścigowych gamevidach.

Na chłopaka spłynął spokój.
Gdyby się nie udało... to w razie czego nie było takie złe, gdy alternatywą miało być samotne błąkanie się po tej arce.


Mira 06-09-2017 09:11

Ceska aż podskoczyła na huk wystrzału i spojrzała na towarzyszącą jej dwójkę. Gdzieś w głowie odezwał się typowo kobiecy głos:

„A nie mówiłam, żeby jej zabrać broń...”

Nie było jednak czasu na to ani na poinformowanie Waltera, że uznaje go za niezdolnego do przewodzenia grupie i jako osoba o najwyższym współczynniku poczytalności przejmuje tę funkcję mimo najniższej rangi wojskowej. Szybkie zebranie danych, aktualizacja, optymalizacja, działanie. Li Wong wiedziała, że nie ma czasu do stracenia.

Celnym kopniakiem wytrąciła broń Dogmie, po czym odwróciła się przodem do korytarza z którego dochodził jej uszu odgłos tupania, celując ze swego pistoletu w ciemność.

- Poruczniku, opaska uciskowa i uciekamy. Jeśli nie ma jej pan na stanie, na pewno jest w wyposażeniu sierżant. – zakomunikowała cicho.

Nie powiedziała czy zabierają ze sobą półprzytomną towarzyszkę. Tu wciąż się wahała i czekała na rozwój wydarzeń, choć rachunek prawdopodobieństwa zdawał się bezlitosny. Bez Dogmy mieli większe szanse przeżycia.

SWAT 08-09-2017 00:54

Huk wystrzału, rozrywający ból w nodze, upadek. Poleciał przed siebie, gdzieś nieco dalej poleciała nieprzytomna Dogma. Zamurowało go - jak nieprzytomna osoba mogła sięgnąć po broń i oddać strzał? To musiało być powietrze, to musiało być związane z "Ichorem". Przynajmniej wiedział z czym walczy, z jakim typem omamów, będzie mu się łatwiej od nich odpędzać...

- Uciekaj sama, tylko ty masz szczelny kombinezon. - jego reakcja na słowa kapralki była automatyczna. - Uciekaj z tej przeklętej arki i pilnuj kombinezonu, to musi być coś w powietrzu. - nie wyjawił jej że też ma omamy, z resztą nie zapowiadało się na to że długo pożyje.

Chciał sobie zrobić opatrunek i biec, ale... Odgłosy w korytarzu. I sumienie. Nie był cyborgiem bez uczuć, a osiągając swój stopień zawsze starał się myśleć o podwładnych. Dlatego wcześniej starał się ratować Dogmę, a teraz uciekać Li Wong.

Wiedział też że od razu się nie wykrwawi. Rana ominęła tętnicę, więc miał trochę czasu. Wymierzył w korytarz, teraz był o wiele lepiej przygotowany - nie był zaskoczony jak ostatnio atakiem. Mierzył spokojnie, metodycznie mniej więcej w miejsce, w którym spodziewał się tych "ludzkich" oczu. I w między nie miał zamiar oddać strzał. Nie miał zamiaru się śpieszyć, a z leżącej pozycji całkowicie wyeliminowywał drgania rąk. Rzucił kątem oka w kierunku Li Wong.
- Jeszcze tu jesteś? Uciekaj, zostaw drzwi otwarte. Jak los da spotkamy się przy naszej łajbie. - ale potem całe skupienie oddał broni i jej celownikowi, oraz zbliżającemu się coraz jakby szybciej celowi.

Mira 09-09-2017 19:46

Ceska spojrzała na Waltera. Wiedziała, że jego ocena sytuacji jest prawidłowa, a jednak nie chciała spokojnie zaakceptować tej kalkulacji. Nie potrafiła przy tym przyznać się do czegoś takiego jak dylemat moralny. Jej umysł w pośpiechu zaczął poszukiwać racjonalnej furtki. I znalazł ją.

- Z cały szacunkiem Poruczniku
- zaczęła mówić jakby z ociąganiem, jednak po chwili złapała swój normalny ton beznamiętnego robota - W zaistniałej sytuacji uważam pana za niezdolnego by dowodzić naszym oddziałem, tym samym obowiązują mnie rozkazy stopnia kapitańskiego. Naszym celem jest dotrzeć do reszty grupy w jak najpełniejszym składzie. Proszę więc zająć się swoją raną, dopóki sytuacja nie jest krytyczna. - rzekła z powagą, wracając do obserwowania korytarza, skąd prawdopodobnie nadciągał wróg.

Nie odrywając wzroku od ciemności Li Wong dodała:
- I proszę dać Dogmie po mordzie. Czasem najprostsze metody są najlepsze.

Proxy 10-09-2017 00:07

Upadek wytrącił jej porcje powietrza z płuc. Odkaszlnęła krzywiąc się przez pył, który wpadł jej do ust i oczu. Spięła swe mięśnie i obróciła się w kierunku stojącego cienia. Nie wycelowała w niego a jedynie skierowała uzbrojone ramię w jego kierunku. Niematerialne postaci były znacznie szybsze i zdecydowanie silniejsze. Zadzieranie z nimi nie miało logicznego sensu. Niejasny cel, jak i zróżnicowana postawa wobec nawigatorki sprawiały, że najrozsądniejszym zachowaniem było wycofywanie się z obroną jedynie w ostateczności. Gwałtowne ruchy mogłyby tylko sprowokować do ataku. Wyczekała chwilę, by móc ocenić czy obrona ostateczna miałaby być potrzebna.

Nie była.

Dogma przed strachem przełożyła obowiązek odnalezienia kogokolwiek z zespołu. Gdzie była Glynn, kiedy jej potrzebowała? Wcześniejsze wywołanie przez radio powinno doczekać się odpowiedzi. Zaczęła po ziemi odsuwać się od statycznego cienia.

- Rivera, Wong, tu Stratus. Podajcie swoje pozycje. Jesteście poza zasięgiem mojego wzroku - wywoływała przez radio trzymając się procedur. - New Frontiers, tu Stratus, odbiór. Nie mam od was żadnego komunikatu. New Frontiers, zgłoście się - wywoływała w kółko. - Burza piaskowa zakłóca mój sygnał.

Odsuwając się coraz sprawniej poświęciła też chwilę, by do odnalezienia kogokolwiek wypuścić swoje drony. Wszystko, by tylko wziąć dupę w troki i spieprzać od niematerialnego jak najdalej.

Lomir 17-09-2017 11:56

Cotis, Violet

Najmłodszy załogant znów dezaktywował buty magnetyczne i oderwał się od platformy. Odpalając silniczki manewrowe wrócił do wnętrza śmiertelnej pułapki, gdzie szybowała bezwładnie V, machając kończynami, próbując nadać jakiś kierunek swojemu lotowi, jednak bezskutecznie. Starszy szeregowy po kilku chwilach doleciał do swojej starszej stopniem koleżanki i przypiął się do niej linką, która była na wyposażeniu kombinezonu. Wtedy spojrzał w dół tulei i zobaczył, że wirujący element sięgnął dna i wraca ku nim, z ogromną prędkością, powodując liczne wyładowania elektryczne. Na szczęście młody chłopak tym razem zachował zimną krew i odpalił silniki manewrowe. Pełna moc i ruszył w kierunku platformy, ciągnąć za sobą V. Na cale szczęście udało im się dotrzeć do bezpiecznej platformy kilka sekund przed tym jak ramię wirówki przeleciało przez tuleję i "odbiło" się od jej górnej części i poleciało ponownie w dół. V, której cały sprzęt miał awarię, nie była w stanie aktywować butów i wylądować na platformie, więc Cotis musiał ją ciągnąć za sobą. Gdyby nie cała sytuacja, wyglądałoby to całkiem komicznie, niczym chłopczyk idący z balonikiem ciągniętym na sznurku.
Gdy minęli drzwi, na których widniała informacja o zmianie grawitacji V uderzyła posadzkę. Była przeszczęśliwa, że mogła wreszcie stanąć na nogi i mieć wpływ na swoje poruszanie.
Szczęście jednak nie trwało długo, gdyż po chwili poczuła, że się dusi. Uszkodzony kombinezon przestał podawać tlen i w pierwszych chwilach dziewczyna nie wiedziała co zrobić, jednak po chwili, jedyną słuszną drogą wydało jej się ściągnięcie hełmu, co zrobiła. Poczuła ulgę gdy świeże powietrze wpadło do jej płuc, a cała panika gdzieś uleciała.


Byli teraz na górnej części turbin tworzących energię. Korytarz, w którym się znajdowali prowadził prawdopodobnie w kierunku piony komunikacyjnego, a jego boczne odnogi prowadziły do kolejnych wirówek.

SI stacji nagle zakomunikowała: "Wirówka 4 aktywna. Zasilania na poziomie 75%. Wirówka 2 nieaktywna. Wymagany restart ręczny. Inżynier pokładowy zgłosi się do jednostki sterującej w celu dokonania napraw."

Walter

Mężczyzna pokiwał głową i posłuchał się rady Ceski. Nawet jeśli nie chciał jej oddawać dowództwa to nie chciał tracić czasu na wykłócanie się o to. Teraz mieli inne problemy na głowie. Walter sięgnął do przybornika medycznego, który był na wyposażeniu każdego z załogantów i wyciągnął z niego mediżel, jeden z nowszych wynalazków na ich arce. Działało to jak opatrunek w żelu. Ułatwiało to aplikację na polu bitwy lub w trudnych warunkach. Dwie aplikacje i krew przestała płynąć a środki znieczulające zaczęły działać. Był gotowy do dalszej drogi. Wtedy to usłyszał, ten dziwny głos w swojej głowie, wyraźny i zimny, pozbawiony emocji.

-Ichor... Ichor... Idą po ciebie... Musisz ich zabić... Wszystkich... Ichooooor...-

Zaraz za nim, Walter usłyszał w głębi korytarza krzyki szału, takie jak wcześniej, jednakże głosów było więcej. Sięgnął po broń i wycelował w kierunku, z którego dobiegały dźwięki.

Wtedy usłyszał Dogmę
-Rivera, Wong, tu Stratus. Podajcie swoje pozycje. Jesteście poza zasięgiem mojego wzroku. New Frontiers, tu Stratus, odbiór. Nie mam od was żadnego komunikatu. New Frontiers, zgłoście się. Burza piaskowa zakłóca mój sygnał.

Odwróciwszy się w jej kierunku, chcąc zobaczyć o czym też ona mówi, dostrzegł bezpośrednio za nią i za Ceską jakąś postać, a chwilę później, gdy rzucił na nią światło latarki dostrzegł czym ona była.


Postać przypominała człowieka, jednak zniekształconego, zmutowanego. Potwór był gotowy rzucić się na załogantki...

Dogma

Nadany komunikat nie przyniósł żadnego rezultatu. Nikt nie odpowiedział. Dogma nie wiedziała co teraz zrobić i rozejrzała się bezradnie po okolicy. Gdzie okiem sięgnąć była pustynia, nawet dwie zjawy zniknęły. Była tam sama. Nagle stało się coś dziwnego - cały teren podzielił się jakby na płytki o wymiarach około metr na metr. Ziemia była z nich zrobiona ale i niebo. Wtedy z wielkim hukiem, wszystkie elementy rozleciały się, niczym domek z kart i zaczęły spadać w ciemną otchłań, aż zniknęły zupełnie. Dogma stała na jeden, jedynej płytce, która dalej była na swoim miejscu, a dookoła niej była jedynie ciemność.
Dziewczyna stała, przerażona, nie mogą się ruszyć, gdy nagle, kawałek od niej, rozświetliła się kolejna płytka, na której zobaczyła znajomą osobę - była to Ceska. Mówiła coś, ale Dogma nie mogła zrozumieć o co jej chodziło.
W chwilę później zobaczyła kolejną płytkę, na której leżał Walter, wpatrują się w coś, co znajdowało się za jej plecami.

Ceska

Oboje załogantów zachowywało się dziwnie. Dogma stała pod ścianą, wtulona w nią, jakby stała nad skrajem przepaści i wpatrywała się w to w nią to w Waltera. Jeszcze ten jej komunikat o burzy piaskowej.
Rivera niby opatrzył ranę, ale wyglądał dziwnie. Ceska widziała w jego oczach, że coś jest nie tak. W pewnym momencie wyciągnął broń i wymierzył w głąb korytarza, skąd dobiegały odgłosy. Li Wong uznała to za dobry znak, jednak nagle porucznik odwrócił się w jej kierunku i wymierzył w nią lub gdzieś tuż obok niej, patrząc z przerażeniem. Ceska rzuciła okiem za siebie i niczego tam nie zauważyła.

SWAT 19-09-2017 23:05

Oszalał? Ale czym jest szaleństwo tak naprawdę? Jak się przejawia? Czy normalny, zdystansowany, otwarty na wszystko, nigdy nie mający problemów człowiek może oszaleć ot tak, jak za dotknięciem magicznej różdżki? Najwidoczniej może. Walter oszalał i szaleństwo go pochłaniało coraz bardziej, i coraz bardziej w kierunku zachowań skrajnie niebezpiecznych. W połączeniu z instynktem, z jego charakterem mogło to dać naprawdę paskudne w skutkach efekty...

- Ceska! Za tobą! - wydarł się, mierząc w miraż i oddając strzał do upiornego mutanta. Z tej odległości nie mógł chybić, w głowie miał też fakt że z drugiej strony zbliża się kolejne zagrożenie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:45.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172