25-09-2017, 04:27 | #11 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 2 Układ Dagon; kwadrans po skoku; pobojowisko Abe Kosmos jest w ruchu. Abe widział to aż nadto dobrze gdy przez szelinę w poszyciu obserwował jak w mroźnym milczeniu rozszczelniony kontener wraz z innymi śmieciami jakie zakradła żarłoczna próżnia mija “za oknem” by w końcu zniknąć z widoku. Abe miał z początku silne trudności z ogarnięciem co się wyświetla na ekranie konsolety i co Alex nawija w słuchawkach. Musieli wyjść naprawdę ostro skoro tak go wzięło. W końcu nudnosci i szum w głowie zaczął słabnąć. Skoncentrował się wreszcie na przesyłanych raportach. Uszkodzenia. Tak. Dużo. Najważniejsze to stopiony rdzeń reaktora napędu podświetlnego. Ale tam był Rohan i musiał już zabrać się za ten grajdołek. Czyli reszta z ponad stu metrowej korwety klasy Ranger IV pozostawała dla niego, Alex i reszty załogi. Wiele przedziałów było rozszczelnionych i zmroziła na kość wszystko co tam było. Grodzie jednak chyba wytrzymały. Przynajmniej te sąsiadujące z jeszcze szczelnymi sektorami. To przynajmniej pokazywały czujniki Alex. Takich dziur po głowicach raczej nie zaszpachluje swoimi narzędziami. Ale wykresy Alex pokazywały też coś innego. Skażenie radioaktywne rozłożone promieniście od serca zniszczonego reaktora zimnej fuzji. Widać wybuch wyrzucił radioaktywne fragmenty rdzenia lub obudowy z taką siłą, że przebiły grodzie. Czujniki Alex nie były aż tak dokładne by zlokalizować każdy radioaktywny fragment dlatego całe fragmenty sektorów pogrodzonych grodziami świeciły się ostrzegawczą czerwienią skażenia. Znaleźć te fragmenty trzeba było dość zwyczajnie: pójść i znaleźć a potem usunąć choćby wywalając na zewnątrz. Swój pancerny kombinezon miał całkiem niezły na takie okazje choć profilaktyka i BHP nakazywała by najpierw wziąć antyradiacyjne leki od Lindy. No można było i po wiziąć antyradiacyjną płukankę ale to już było awaryjne i nie tak zalecane jak profilaktyka. Mostek Gdy kapitan i kanonier doszli do siebie na tyle co nawigator mogli się zorientować co błyskają te wszystkie lampki i ekrany no i co Alex do nich nawija. Nie było dobrze. Obawy Tichy’ego okazały się zasadne. Veronica była w przestrzeni ale “Papa” właśnie z nią wracał na pokład. Więc Alex właśnie przestała wyświetlać alarm “Człowiek za burtą!”. Ale poza tym było fatalnie. Brakowało tego charakterystycznego pomruku czy wibracji jakie wypełniał sprawny statek. Dopiero teraz gdy ucichł odczuwalne się stało bardziej namacalne, niż cokolwiek innego na konsoletach, że coś jest i to bardzo nie tak. Skok rozwalił reaktor zimnej fuzji napędzający sliniki podświetlne. Bez silników zostawało żółwie dryfowanie przez przestrzeń. Do tego siadła sztuczna grawitacja i z 10 - 20 % przedziałów straciła szczelność w wyniku ostrzału chłopaków z Floty albo w efekcie tego szaleńczego hiperskoku. Tam gdzie ostała się atmosfera świeciło kilka ognisk pożarów. Najgroźniejszy był w magazynie torped bo eksplozja torped mogła zagrozić istnieniu całej jednostki. Ale “Red” choć osmolona dymem kończyła właśnie akcję gaśniczą co pokazywały kamery Alex. Akcja gaśnicza w stanie nieważkości. Średnio przyjemne doświadczenie dla przeprowadzających tą akcję. Przynajmniej jeśli ktoś nie miał butów magnetycznych ale to raczej był standard. Gaśnica działała w nieważkości jak mini silnik odżutowy odpychając trzymającego w przeciwną niż kierował dysze gaśnicy. Drake’owi minęła słabość na tyle, że widział już konsoletę całkiem wyraźnie. I podpierać się o nią już nie musiał. Widział systemy uzbrojenia. Właściwie brakowało tylko dwóch torped co wystrzelił w trakcie walki. No i tylna, dolna wieżyczka nie wyświetlała żadnych danych. Ale Alex nie potrafiła podać czy to oznacza, że jest zniszczona czy po prostu coś tam nie łączy. Stracili też rufowe wyrzutniki flar z dolnej ćwiartki. Niedobrze. Pozostałymi trzeba będzie zasłonić tą wystawioną na kopniaka część rufy. Teddy też miała kłopot. Pociski i podpociski poszatkowały jej łajbę. Co więcej w miejsce podświetlnego napędu ziała czarna dziura. Sądząc z tego co mówił i Rohan i czujniki Alex i alarm o skażeniu radioaktywnym i jej własne doświadczenie to siadł im reaktor. Bez reaktora mieli wdzięczność dryfującej na falach łódki. Będą tak dryfować kończąc w nieskończoność ten łuk jaki zaczęli wykonywać po skoku. Aż się z czymś nie zderzą. No od biedy były jeszcze silniczki manewrowe ale one nie od parady się nazywały manewrowe, służyły do manewrów a nie do rozpędzania jednostki. Mogła dzięki nim wyprostować kurs maszyny, nawet skierować ją na jakiś kurs ale to tyle. Wiosłowanie w tym tempie musiałoby potrwać wieki. Jeszcze zależy gdzie kicnęli po tym bardzo awaryjnym wyjściu ze skoku. Gdzie to w końcu skany “Acherona” oczyściły się z resztek osłon hiperskoku na tyle by zacząć pokazywać świat zewnętrzny. Zaczęły robić zaprogramowane automatyczne pomiary by jak zwykle określić miejsce w czasoprzestrzeni w jakiej się znalazła korweta. W końcu po namierzeniu charakterystycznych pulsarów powszechnie robiących za punkty nawigacyjne swoim co sekundowymi lub częstszymi impulsami. Komputery nawigacyjne zdołały przeprowadzić odpowiednią analizę i dopasować wgrane mapy wszechświata do danego jego fragmentu jaki wykrywały czujniki z 94% dokładnością. Jeśli się nie myliły to byli w systemie Dagon. Tyle, że nazwa nic nikomu nie mówiła. Sądząc ze schematu podesłanego przez Alex był to dość nudny układ. Same gazowe olbrzymy z licznymi księżycami o niezbyt sprzyjającej ludziom warunkach. W efekcie gdy mieli inne wygodniejsze miejsca do zasiedlenia osiedlali się gdzie indziej. Dagon był jakieś 2/3 drogi między Memphis gdzie startowali a Proctorem gdzie mieli zamiar wyskoczyć. Na wiosłowanie to by było całe dekady w zamrażarkach. Kosmos jednak był w ruchu. - Kontakt. - odezwała się nagle Alex z konsolety skanera i kapitana w jednym. Dwie głowy zwróciły się ku niemu. Jak Flota dopadnie ich z tak opuszczonymi gaciami… Holomapa powiększona przez Alex wyświetlała pulsującym sygnałem wykryty obiekt. Jeszcze dość daleko. Prawie na pewno nie wyskoczył właśnie z hiperskoku. Raczej wydawał się być bierny i wygaszony. Duży jak jakiś frachtowiec albo stacja kosmiczna. Na pewno większy od korwety. Nie emanował żadnym promieniowaniem. A wyjście ze skoku było odpowiednikiem zapalenia halogenu w pokoju oświetlonym świecą. Przynajmniej dla skanów. Raczej musiałby ich wykryć. A mimo to zdawał się nie reagować. Dryfował biernie na orbicie jednego z księżyców jednego z gazowych gigantów. Raczej chyba nie powinna być ścigająca ich fregata Floty. Co prawda przez tak gwałtownny skok i silne skutki uboczne właściwie była możliwość, że chłopaki z Floty kicnęli tuż obok a zamulone po skoku skany wykryły to dopiero teraz. Jeśli jednak tak by było to tamci też powinni mieć podobny etap zamulenia albo lada chwila odpalić torpedy. Lub wrócić do negocjacji. Tyle, że sygnatura się nie zgadzała z fregatą. Była ze 2 - 3 razy większa. Czyli jak krążownik albo pancernik nawet. No albo frachtowiec właśnie. No i samo wyjście ze skoku "Acheron" miał dość przypadkowe. Szanse na to, że ścigająca ich Flota wpadłaby na pomysł wyskoczyć w tym samym momencie wydawał się dość nikły. Aczkolwiek nie niemożliwy. Wedle podręczników i szkolenia w Akademii to niemożliwy był właśnie taki skok co go zakończyli. Przynajmniej nie w przyjętych normach. No ale tak czy siak, skoro Alex mówiła, że umieścili im pluskwę to ona sprowadzi w końcu tu Flotę, prędzej lub później. Veronika i “Papa” Kosmos jest w ruchu. Kowalsky nie tylko czuła ale widziała to osobiście. Wszystko działo się w tej strasznej, obojętnej, mroźnej ciszy i pustce. Statek był tam. I powoli dryfował bezwładnie krwawiąc ranami po trafieniach. A ona była tu. I pęd jaki wyrzucił ją w przestrzeń niehamowany niczym z każdą chwilą jeszcze bardziej oddalał ją od statku macierzystego. Z każdą chwilą była bardziej w tej pustej próżni. I mimo, że doszła już po skoku do siebie dało jej to tyle, że była teraz tego boleśnie świadoma. Powietrza starczyłoby jej jeszcze na kilka godzin. Potem to co zostałoby w skafandrze. A potem koniec. Śmierć astronauty. Ale nie tym razem! Widziała jak ze statku wychyla mały punkcik. Poruszał się świadomie i to prosto w jej kierunku! Choć odległość i zbieżny kierunek sprawiały wrażenie, że się nie porusza to jednak widziała jak stopniowo punkcik przemienia się w sylwetkę a ta w kombinezon z oznaczeniami “Papy”. Wreszcie doleciał! Złapał ją! Czuła uścisk drugiego człowieka! No i miał plecak manewrowy więc mogli oboje wrócić na korwetę! “Papa” zaś dostał namiar z mostku. Wiedział więc po przypięciu plecaka manewrowego w którą stronę macierzystej jednostki się udać i gdzie potem lecieć. Z początku kompletnie nie widział ludzkiej drobinki zaginionej w kosmosie. Leciał na namiar. Dopiero gdy przebył przez chmurę śmieci jakie wyrwały się z “Archeona” zobaczył w jednym z nich antromorficzne kształty i odblask skafandra. Veronica! No teraz już poszło łatwiej. Doleciał do niej, zaczepił ją pod uprząż i razem zaczęli lecieć w kierunku sponiewieranej korwety. Pozbawiony oporu powietrza plecak wystarczał na dwie osoby. Choć trochę częściej trzeba było go włączać. Razem jednak udało się wrócić na macierzystą jednostkę. Wracając mieli pierwszorzędny widok jak z milczeniu stopiony reaktor opuszcza luk awaryjny. Widocznie Rohan uznał, że już nic z niego nie będzie. Póki co “Papę” palił bark. Z każdym oddechem wydawał się mocniej. Coś zbyt go paliło na zwykły komplet siniaków. Na razie jednak jeszcze dawał radę i mijali po drodze różne śmieci jakie wywiało z ich łajby. Czasem jakiś odbił się od skafandrów ale miały zbyt małą prędkość i masę by stanowić zagrożenie dla skafandrów i ich właścicieli. Gorzej jakby naprawdę czymś tu zaczęło szastać. Rohan Kosmos jest w ruchu. Brodaty inżynier pokładowy miał okazję to obserwować przy każdym uderzeniu Burzyciela. Odłamki z wybitych sworzni obracały się bezgłośnie wokół własnej osi przenikając jednocześnie pustkę panującą w maszynowni. Bez powietrza i ciążenia zachowywały się w sposób naturalny. On dalej jednak wybijał kolejne sworznie aż wybił ostatni i wyzwolona bryła reaktora zimnej fuzji ze stopionym rdzeniem zaczęła z wolna unosić się nad poziom podłogi do jakiej dotąd była przytwierdzona. Pracował jednak z materiałami rozszczepialnymi. Przydałoby się skorzystać z apteczki Lindy na taką okoliczność. Przynajmniej tak mówiło BHP pracy na takie okazje. Reaktor był ciężki. Przy ziemskim ciążeniu nawet taki mocarz jak Rohan by go nie podniósł. W przypadku próżni było to jedynie kłopotliwe. O tyle, że inżynier jako obiekt o znacznie mniejszej masie miał zauważalne trudności by wyprzeć obiekt o znacznie większej masie. A gdy już mu się to udało to wyhamowanie czy zmiana kierunku tak rozpędzonej masy była jeszcze trudniejsza. Inżyniera wspomógł w wysiłku luk awaryjnego zrzutu skonstruowany właśnie na takie okazje. Udało mu się tam skierować reaktor i dalej poszło samo. Gródź oddzielająca maszynownię od luku zamknęła się a reaktor poszybował szybem na zewnątrz, poza kadłub korwety. No to zostali bez napędu podświetlnego. Nadświetlny też wyglądał na sfatygowany tym skokiem i może wcześniejszą walką. I ta obudowa reaktora jaka wybuchła i przebiła się przez grodzie maszynowni i kto wie jak głęboko jeszcze. Mieli jeszcze zasilanie awaryjne. Powinno starczyć na światła i SPŻ, może nawet trochę bajerów z silnikami ale bez przesady. No i był drugi reaktor w hipernapędzie. Trzeba by go sprawdzić jak zniósł podróż. Ale jakby nawet był dobry to to był oddzielny napęd oddzielnych silników. By przekierować moc do silników nadświetlnych no to trzeba by serio nadziurawić tą łajbę. I nie przypominał sobie by to komuś wcześniej się udało albo by ktoś to udanie próbował. Brzmiało też jak sposób na wkopanie się w jeszcze większe kłopoty. “Red” Kosmos jest w ruchu. Julia widziała to gdy płynęła zawieszona w próżni przez zawalone tą próżnią i jakimiś odłamkami korytarze by dostać się do magazynu torped. Odłamki wprawione w ruch kręciły się dookoła własnej osi odkąd uderzenia pocisków czy od skoku wprawiły je w ruch. Teraz poruszały się gdy odbijały się o skafander “Red” i znowu poruszone gotowe były tak dryfować w tym obracaniu się aż nie natknął się na jakąś ścianę, podłogę czy sufit. Potem by się odbiły i flegmatycznym szrapnelem kontynuowały swoją opętańczą wędrówkę. Ale “Red” miała inne zmartwienia. Już przez małe okienko w drzwiach magazynu torped widziała płomienie. Czujniki Alex i sama Alex nie pomyliły się. Czerwonowłosa była w szczelnym skafandrze i miała zapas tlenu więc efekty samego pożaru były jej mniej straszne niż gdyby była w zwykłym ubraniu. Gdy otworzyła drzwi ogarnęła sytuację jednym spojrzeniem. Rakietopodobne torpedy spoczywały w swoich kontenerach które skonstruowano na takie właśnie okoliczności. Jednak choć kontenery były całkiem mocne to jednak nie były niezniszczalne. Zresztą, rusznikarka aż nadto dobrze orientowała się w pokrwnym temacie. Nie chodziło o to czy ogień przepali się przez kontenery. Zanim to by nastąpiło to prędzej nagrzałyby materię w ich wnętrzu na tyle, że groziłoby to eksplozją. A były spore szanse, że eksplozja jednej głowicy wywoła reakcję pozostałych. “Red” musiała przyssać się magnesami do stabilnego podłoża by uruchomiona gaśnica nie poszybowała jej o drzwi wejściowe. Zaraz potem skierowała strumień z gaśnicy na płomienie pożerające zasobniki z torpedami. Powoli sunęła naprzód tłamsząc płomienie coraz bardziej. Gdy skończyła jej się gaśnica wzięła następną i znów zaatakowała płomienie. Wreszcie po prawie dwóch wykończonych gaśnicach w magazynie nastąpił spokój. Unosiły się dalej kłęby parującej piany przemieszanej z dymem. Pożar jednak wydawał się opanowany. Linda Kosmos był w ruchu. Na wyświetlanym schemacie konsolety na jakiej Alex podawała pozycję pozostałych członków załogi Linda mogła zobaczyć to sama. Doszła już po tycm cholernym skoku do siebie na tyle by zacząć reagować trzeźwo jak na zawodowego medyka przystało. A więc na dziobie trzy plamki oznaczającą standardową obsadę mostka. W magazynie torped była “Red”. W maszynowni Rohan. Przy burcie “Papa” i Veronica. W ładowni Abe. W korytarzu Nivi. No i ona sama w medlabie. Alex nie była zbyt pomocna w oszacowaniu stanu zdrowia załogi. Jak większość robotów czy komputerów mogła próbować oszacować coś co było w zasięgu jej czujników i programów. A ludzie nie byli. Jeśli gdzieś w kamerze zauważyła nieruchomą sylwetkę była na tyle bystra by dać sama z siebie znak reszcie załogi. Obecnie nic takiego nie alarmowała więc była szansa, że nikt strasznie jakoś nie oberwał podczas walki czy skoku. Za to Alex ze swoimi czujnikami rozlokowanymi wszędzie gdzie się dało pokazywała inne zagrożenie. Skażenie radioaktywne. Z samym skażeniem można było walczyć procedurą dekompatacyjną. Na statku to zwykle była rola Rohana lub Abe. A jej było podanie środków ochrony radiologicznej. Najbardziej narażony był Rohan, pracował najbliżej reaktora. Nawet jego skafander nie mógł go ochronić w 100%. To samo Abe. No i reszta. Poza tym mogli mieć jakieś drobniejsze obrażenia jakie pod wpływem szoku czy stresu nie zameldowali. Bo na słuch wydawało się jej, że słyszała chyba wszystkich przez radio. Nivi Nivi widziała jak “Papa” odlatuje po drugiej stronie śluzy. Zabawki Rohana zakleszczyły się a gdy je w końcu zdjęła coś nie chciały odpalić. W końcu łysol z wąsami stracił cierpliwość i poleciał na standardowym plecaku. W drugich drzwiach miała piękny widok na miejscowy układ. Rdzenna gwiazda z tej odległości była tylko większą kulką światła na tle innych świetlnych kropek. Widać byli na peryferiach układu. To tu musiało strzelić poszycie od tych wybuchów. Albo nie tylko tutaj, no ale tutaj też. Ale ciekawszy obiekt dojrzała znacznie bliżej. Dryfujący za burtą kontener. Ten sam co go ileś tam godzin temu przyjęli za pokwitowaniem na pokład i mieli dowieźć na miejsce. Na czas, na pewno. Właśnie dryfował w martwej ciszy za burtą rozpruty aż miło. Raczej klientowi nie chodziło o coś takiego, raczej na odwrót. W zimnej pustce wszystko wydawało się w wiecznym ruchu. Teraz ten kontener też spokojnie przepłynął przez widoczność z luku i zniknął dryfując w stronę rufy dryfującej w przeciwną stronę korwety na jaką do niedawna był załadowany.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
25-09-2017, 13:13 | #12 |
Reputacja: 1 | Pancernik drugiej klasy, okręt wojenny "Abraham" przygotowany z myślą o służbie w misjach reprezentatywnych, zawisł nad milionowym miastem, wzbijając tytaniczne obłoki śnieżnej zawiruchy. Olbrzymia siła silników manewrowych bywa rzadko używana, a potężny pokład jednostki zastygł w bezruchu, kończąc powolną wędrówkę ponad powierzchnią lodowego Tarsis Tallarn. Twarde osłony “Abrahama” chodziły na pełnych obrotach, trzymając na dystans pociski szkarłatnych wiązek laserowych, których chaotyczny ogień próbował sięgnąć plaststalowy kadłub pancernika. Ciężkie armaty FIN-98 typu ziemia-powietrze, w licznych egzemplarzach błyskające w rękach zbuntowanej ludności, mogłyby poważnie zagrozić pancernej łajbie, a jednak silne kondensatory skutecznie zalepiały ubytki w tarczach energetycznych. Mostek kapitański “Abrahama” świecił na samym czubie statku, a wyglądem swoim przywodził na myśl głowę mechanicznego żółwia o dwukolorowej, pancernej skorupie. Dominującej nadbudówce brakowało jedynie możliwości ruchu w potrójnej płaszczyźnie, aby upodobnić się do swojego biologicznego odpowiednika. Na dole zdecydowanie wrzało. Niczym w garze pełnym piekielnej smoły mieszały się oddziały partyzanckie. W skład zbuntowanych jednostek wchodzili "skrajnie niezadowoleni obywatele", wspierani kredytami organizacji opozycyjnych, a także wymieszani z nimi “wyzwoleńcy”. Żałośnie nazwani więźniowie, którzy legalnie i prawnie znaleźli się na planecie Tarsis Tallarn, w licznych koloniach karnych odbywając swoje wyroki pochodzące z przepełnionych układów i planet Federacji. Przyszłość globu już od miesięcy stoi pod znakiem zapytania. Wydobycie Uranu MUSI wystartować, kopalnie MUSZĄ ruszyć pełną parą, a zmechanizowane oddziały ŻetPe czekają na kapitański sygnał pochodzący z “Abrahama”. Tam na mostku, w pełnym umundurowaniu, twarzą odwrócony do pancernych szyb stoi Leon Tichy, kapitan i główny przewodniczący służb wszechpolicyjnych. Mężczyzna w zadowalającej ciszy poprzecinanej wyłącznie dźwiękami konsolet, diod i komputerów, westchnął głęboko nad przyszłym losem swoim i całej niechcianej sytuacji. Wojna, dotkliwie szczerbiąca zaludnienie oraz finanse tej części galaktyki, popchnęła autorytarną władzę do czynów ostatecznych, a ręka mężczyzny uniosła się ku górze - i upadła, dając jasny znak radiostacji, skrócony gest kryjący w sobie wiele oficjalnego bełkotu. Połączenie z Ernestem Hallerem, głównodowodzącym siłami ŻetPe nawiązane, operacja “Czysta Biel” zatwierdzona cyfrową pieczęcią Pierwszego Marszałka, przedstawiciela Rady Planetarnej, prezydenta Cechów Górniczej Wspólnoty oraz Sekretarza Głównego Służb Porządkowych. Ogień otwarty. Postanowieniem Leona Tichego było zrównanie z ziemią miasta Fallengarb, w którym według raportów tajnych służb porządkowych ukrywa się władza opozycyjnego frontu. W skład oddziałów mechanicznego wojska Żelaznych Pięści (w skrócie ŻetPe) wchodzą zbrojne autochody wojenne typu ZZ-X10, wzrostem czterokrotnie górujące nad miejską zabudową. Stalowe giganty o “nogach” zakopanych na kilka metrów w głąb lodowej pokrywy, otworzyły dalekosiężny ogień z magnetycznej artylerii Gaussa, równając z powierzchnią większość cywilnej zabudowy. Potężna piechota krocząca o laserowym uzbrojeniu szarżą ruszyła pomiędzy domy i wieżowce, ścierając się z prymitywną infanterią rodem z początków XXI wieku. Leon Tichy spoglądał na wybuchy, eksplozje i wystrzały, z góry mylnie podobne do noworocznych fajerwerków. Patrzył na niespodziewane ludobójstwo, które brutalnie zarysuje się na niechcianych kartach imperium ludzkości. Odzyskawszy pełniejszą świadomość wykonywanych czynów, kapitan zwrócił swoją uwagę na niezidentyfikowaną jednostkę, dryfującą w przestrzeni niebezpiecznie bliskiej ich pięknego “Acherona”. Milczący kolos był dla Tichego znakiem dość niepokojącym, który na moment przyspieszył kołatanie serca. Następne rozkazy ruszyły do Alex, a dotyczyły one próby szerszego nawiązania kontaktu. - Proszę o posłanie do napotkanych oficjalnego przywitania numer zero-trzy. No, to takie najpiękniejsze, z mentalnym ukłonem od załogi. Informacje na temat obcej jednostki przesłał do najważniejszych segmentów statku. Ucieczka czy zaawansowane manewry są w obecnej sytuacji niemożliwe, zatem poszły polecenia przejścia w stan gotowości dla tych systemów obrony zewnętrznej, które przetrwały cały ten skokowy ambaras. Priorytetem jest kontakt i uzyskanie szczegółowych informacji na temat obcego - jego uzbrojenia, bebechów, roku produkcji, blach i co tylko Alex zdoła wygrzebać z informacyjnych czeluści, wbudowanych weń encyklopedii wszechświata. Chcąc wszystkie swoje postanowienia poprzeć realną siłą żyjącego wciąż statku, nawiązał kontakt z Rohanem. - Mówi Tichy, jak oceniasz możliwość przejścia na rezerwowe zasilanie z baterii? Jeżeli widzisz w tym choćby iskrę optymizmu - masz zezwolenie. Potrzebna jest usługa pełnych bebechów “Acherona”. Kosmos tak rozległy, a my kurwa znowu mamy towarzystwo. - Wiem, że Alex widzi, ale proszę raportować wszystko na bieżąco. - powiedział już głównym kanałem komunikacji - Lubię was słuchać, żywych, całych i szczęśliwych. Veronikę witamy na pokładzie. Dobrze, że na powrót jesteś z nami. Ostatnio edytowane przez Szkuner : 26-09-2017 o 12:32. |
27-09-2017, 19:05 | #13 |
Reputacja: 1 |
__________________ Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu, Upał na ulicy i plamy na Słońcu. Hej, hej… Ostatnio edytowane przez Perun : 29-09-2017 o 09:43. |
28-09-2017, 08:55 | #14 | |
Reputacja: 1 | Poniżej lewego oka inżyniera wyświetlał się czas od wyjścia z nadprzestrzeni.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. | |
28-09-2017, 09:53 | #15 | |
Reputacja: 1 | Red przez chwile obserwowała unoszącą się pianę. No i po krzyku. Chwyciła puste gaśnice i wcisnęła je tak by nie latały i nie zrobiły komuś krzywdy. Podeszła do konsoli i nadała wiadomość do załogi. | |
29-09-2017, 11:43 | #16 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
29-09-2017, 14:07 | #17 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 |
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
29-09-2017, 19:39 | #18 |
Reputacja: 1 | Veronica nie lubiła przyjmować pomocy od mężczyzn, w jej dotychczasowym życiu przedstawiciele płci brzydszej zawsze kojarzyli się z bólem, wyzyskiem i rozczarowaniem. Niemniej jednak widok widok zbliżającej się postaci i głos Papy przyjęła nad wyraz entuzjastycznie. Wspólnymi siłami, a raczej dzięki nieocenionemu Jetpackowi, udało im się wrócić na pokład statku. Veronica w obecności współtowarzysza poczuła się bezpiecznie, mając nadzieję że ich przygoda stanie się tematem towarzyskich anegdot na wiele lat. Niestety uczucie jako takiego spokoju i stabilności nie trwało długo. W momencie kiedy dotarli do wnętrza korwety Veronica zrozumiała, że ich sytuacja ociera się o beznadzieje. Grawitacji nadal nie było, zasilania awaryjne na ułamku mocy. Wszystkie możliwe czujniki na przemian wyrzucały z siebie przypominającą tęczę kaskadę. Z natłoku rozmów prowadzonych przez komunikatory, wywnioskowała że mają towarzystwo, stracili zakontraktowaną przesyłkę, pół statku diabli wzięli i doszło do jego napromieniowania. - Idealnie. - powiedziała jakby sama do siebie, po tym ironicznym podsumowaniu zerknęła na Papę. - Stary, wiem że mamy dużo do roboty ale będzie najlepiej jak odwiedzisz medlab. Jej wybawiciel podczas drogi powrotnej doznał wątpliwej przyjemności spotkania z kosmicznymi odpadkami, raz po raz uwalnianymi przez wybuchy. Choć poprzez zakrywający ciało kombinezon nie mogła ocenić faktycznych obrażeń kompana, to jego kwaśna mina mówiła sama za siebie. Veronica nie lubiła się rozdrabniać, dlatego też znalazła najbliższy panel kontrolny i podłączyła się do niego za pomącą naręcznego urządzenia hakującego. - Witaj Alex. - przywitała się z sercem statku. - Lecimy z tematem! Od dziecka miała styczność z komputerami i sztuczną inteligencją, wolała nawet kontakty z nimi niż te międzyludzkie. Technologia nie kłamała, nie raniła, nie mogła jej zdradzić. Technologia to liczby, liczby to fakty, fakty to prawda a ta lepsza jest niż najsłodsze kłamstwo. Veronica najpierw odczytała podstawowe parametry statku, które bez generatora pulsowały krwisto czerwonym światłem. Zamierzała jak najlepiej zoptymalizować podzespoły aby wydobyć z nich największą możliwą ekonomiczność. Wydała polecenie sporządzenia szczegółowego raportu z oceną szans przeżycia załogi oraz spisem ewentualnych okolicznych stacji kosmicznych (gdzie mogliby dokonać napraw i uzupełnić zapasy). Alex przyjął instrukcje pojedynczym sygnałem dźwiękowym. - Alex! Czy jakaś część przesyłki nadal nie na naszym pokładzie? - zapytała z zaciekawieniem, bez większych nadziei na odpowiedź. - Widzisz coś? |
29-09-2017, 19:57 | #19 |
Reputacja: 1 | Widok w drodze powrotnej z Kowalsky za plecami nie napawał optymizmem. Latający dom załogi z daleka przypominał rannego morskiego potwora, który nie ma siły na dalszą tułaczkę po niezmierzonej głębi oceanów. Słuchać było jego dogorywanie w tle komunikatów załogi, plastalowy pancerz wył nie mogąc znieść ciepła generowanego przez pożary w jego organach. Czy ta metalowa rozorana bestia będzie jeszcze w stanie odżyć? Nie potrafił sobie odpowiedzieć, a w kwestiach technicznych bardziej skomplikowanych niż naprawę gniazda zasilania, albo przetkania odpływu Jean chcąc nie chcąc musiał zaufać reszcie załogi. Póki co nie zawiódł się na nich ani razu, o czym wspominał przy każdej możliwej okazji. - Po pierwsze. - zakomunikował, gdy postawił pierwszy krok z powrotem na łajbie. - Wiem, że to jeszcze nie pora na takie przemówienia, ale cieszę się, że was wszystkich słyszę, gorzej już chyba nie będzie co? Po drugie, to był najbardziej wyjątkowy skok w moim życiu! Zapamiętam ten dzień i to czego dokonaliśmy do końca moich dni. Jesteście... Jesteście najlepsi! - tu głos załamał mu się lekko, bo rzeczywiście był wzruszony i szczęśliwy zdając sobie sprawę, jak małe szansę na przeżycie dawała im statystyka. Papa co mogło irytować, bądź urzekać - zależnie od podejścia i czasu z nim spędzonego - był bardzo emocjonalnym typem. Część załogi sugerowała, że ten minął się z powołaniem i zamiast dzierżyć karabin powinien zająć się kabaretem. Był zupełnym przeciwieństwem Rohana, przez co ten ciężko znosił jego towarzystwo. Jean mimo nie szczędził mu własnej osoby uważając, że tak nieszczęsna istota jak on potrzebuje kogoś kto podniesie ją na duchu dawką głupawych żartów albo męskim "oklepem" z zaskoczenia. Przymusowe sparingi, które mu fundował stały się czymś w rodzaju tradycji i atrakcji dla reszty załogantów. - Po trzecie, idę na małe tete a tete do naszej Pani Medyk. Mam coś ze szłapą i chyba nie przejdzie w trakcie roboty. - ból który świdrował jego bark, stawał się coraz to bardziej dokuczliwy, szczególnie, że efekty pierwszego zastrzyku adrenaliny powoli ustępowały. Ex-legionista mimo, że obeznany z armijną dyscypliną z rzadka używał formalnych komend i zapytań - w jego mniemaniu zbyt dobrze dogadywał się z kapitanem, żeby za każdym razem, gdy musiał udać się za potrzebą pytać go o zgodę. Tichy w jego mniemaniu był czasem surowy, ale na pewno nie był typem bezmózgiego stalowca. Szybko zdobył bezgraniczne zaufanie i lojalność Jeana, jako przykład oficera, który dobrze znał potrzeby maluczkich. - Aha... Co do wąsów. - Przed skokiem. To taki żart był, right? - Dodał stawiając swoje kroki w stronę medlabu, po drodze starał się ogarniać rozgardiasz jaki panował na korytarzach, przytwierdzając co większe obiekty do uprzęży, skupiając mniejsze w pokrewne grupy, być może już niedługo przydatne. Zabierają ze sobą te, które mogłyby opuścić medlab w czasie ostrzału lub skoku. |
29-09-2017, 22:52 | #20 |
Krucza Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez corax : 30-09-2017 o 15:17. |