Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2017, 04:27   #11
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2

Układ Dagon; kwadrans po skoku; pobojowisko




Abe



Kosmos jest w ruchu. Abe widział to aż nadto dobrze gdy przez szelinę w poszyciu obserwował jak w mroźnym milczeniu rozszczelniony kontener wraz z innymi śmieciami jakie zakradła żarłoczna próżnia mija “za oknem” by w końcu zniknąć z widoku. Abe miał z początku silne trudności z ogarnięciem co się wyświetla na ekranie konsolety i co Alex nawija w słuchawkach. Musieli wyjść naprawdę ostro skoro tak go wzięło. W końcu nudnosci i szum w głowie zaczął słabnąć. Skoncentrował się wreszcie na przesyłanych raportach. Uszkodzenia. Tak. Dużo. Najważniejsze to stopiony rdzeń reaktora napędu podświetlnego. Ale tam był Rohan i musiał już zabrać się za ten grajdołek. Czyli reszta z ponad stu metrowej korwety klasy Ranger IV pozostawała dla niego, Alex i reszty załogi.

Wiele przedziałów było rozszczelnionych i zmroziła na kość wszystko co tam było. Grodzie jednak chyba wytrzymały. Przynajmniej te sąsiadujące z jeszcze szczelnymi sektorami. To przynajmniej pokazywały czujniki Alex. Takich dziur po głowicach raczej nie zaszpachluje swoimi narzędziami. Ale wykresy Alex pokazywały też coś innego. Skażenie radioaktywne rozłożone promieniście od serca zniszczonego reaktora zimnej fuzji. Widać wybuch wyrzucił radioaktywne fragmenty rdzenia lub obudowy z taką siłą, że przebiły grodzie. Czujniki Alex nie były aż tak dokładne by zlokalizować każdy radioaktywny fragment dlatego całe fragmenty sektorów pogrodzonych grodziami świeciły się ostrzegawczą czerwienią skażenia. Znaleźć te fragmenty trzeba było dość zwyczajnie: pójść i znaleźć a potem usunąć choćby wywalając na zewnątrz.

Swój pancerny kombinezon miał całkiem niezły na takie okazje choć profilaktyka i BHP nakazywała by najpierw wziąć antyradiacyjne leki od Lindy. No można było i po wiziąć antyradiacyjną płukankę ale to już było awaryjne i nie tak zalecane jak profilaktyka.



Mostek



Gdy kapitan i kanonier doszli do siebie na tyle co nawigator mogli się zorientować co błyskają te wszystkie lampki i ekrany no i co Alex do nich nawija. Nie było dobrze. Obawy Tichy’ego okazały się zasadne. Veronica była w przestrzeni ale “Papa” właśnie z nią wracał na pokład. Więc Alex właśnie przestała wyświetlać alarm “Człowiek za burtą!”. Ale poza tym było fatalnie. Brakowało tego charakterystycznego pomruku czy wibracji jakie wypełniał sprawny statek. Dopiero teraz gdy ucichł odczuwalne się stało bardziej namacalne, niż cokolwiek innego na konsoletach, że coś jest i to bardzo nie tak.

Skok rozwalił reaktor zimnej fuzji napędzający sliniki podświetlne. Bez silników zostawało żółwie dryfowanie przez przestrzeń. Do tego siadła sztuczna grawitacja i z 10 - 20 % przedziałów straciła szczelność w wyniku ostrzału chłopaków z Floty albo w efekcie tego szaleńczego hiperskoku. Tam gdzie ostała się atmosfera świeciło kilka ognisk pożarów. Najgroźniejszy był w magazynie torped bo eksplozja torped mogła zagrozić istnieniu całej jednostki. Ale “Red” choć osmolona dymem kończyła właśnie akcję gaśniczą co pokazywały kamery Alex. Akcja gaśnicza w stanie nieważkości. Średnio przyjemne doświadczenie dla przeprowadzających tą akcję. Przynajmniej jeśli ktoś nie miał butów magnetycznych ale to raczej był standard. Gaśnica działała w nieważkości jak mini silnik odżutowy odpychając trzymającego w przeciwną niż kierował dysze gaśnicy.

Drake’owi minęła słabość na tyle, że widział już konsoletę całkiem wyraźnie. I podpierać się o nią już nie musiał. Widział systemy uzbrojenia. Właściwie brakowało tylko dwóch torped co wystrzelił w trakcie walki. No i tylna, dolna wieżyczka nie wyświetlała żadnych danych. Ale Alex nie potrafiła podać czy to oznacza, że jest zniszczona czy po prostu coś tam nie łączy. Stracili też rufowe wyrzutniki flar z dolnej ćwiartki. Niedobrze. Pozostałymi trzeba będzie zasłonić tą wystawioną na kopniaka część rufy.

Teddy też miała kłopot. Pociski i podpociski poszatkowały jej łajbę. Co więcej w miejsce podświetlnego napędu ziała czarna dziura. Sądząc z tego co mówił i Rohan i czujniki Alex i alarm o skażeniu radioaktywnym i jej własne doświadczenie to siadł im reaktor. Bez reaktora mieli wdzięczność dryfującej na falach łódki. Będą tak dryfować kończąc w nieskończoność ten łuk jaki zaczęli wykonywać po skoku. Aż się z czymś nie zderzą. No od biedy były jeszcze silniczki manewrowe ale one nie od parady się nazywały manewrowe, służyły do manewrów a nie do rozpędzania jednostki. Mogła dzięki nim wyprostować kurs maszyny, nawet skierować ją na jakiś kurs ale to tyle. Wiosłowanie w tym tempie musiałoby potrwać wieki. Jeszcze zależy gdzie kicnęli po tym bardzo awaryjnym wyjściu ze skoku.

Gdzie to w końcu skany “Acherona” oczyściły się z resztek osłon hiperskoku na tyle by zacząć pokazywać świat zewnętrzny. Zaczęły robić zaprogramowane automatyczne pomiary by jak zwykle określić miejsce w czasoprzestrzeni w jakiej się znalazła korweta. W końcu po namierzeniu charakterystycznych pulsarów powszechnie robiących za punkty nawigacyjne swoim co sekundowymi lub częstszymi impulsami. Komputery nawigacyjne zdołały przeprowadzić odpowiednią analizę i dopasować wgrane mapy wszechświata do danego jego fragmentu jaki wykrywały czujniki z 94% dokładnością. Jeśli się nie myliły to byli w systemie Dagon. Tyle, że nazwa nic nikomu nie mówiła. Sądząc ze schematu podesłanego przez Alex był to dość nudny układ. Same gazowe olbrzymy z licznymi księżycami o niezbyt sprzyjającej ludziom warunkach. W efekcie gdy mieli inne wygodniejsze miejsca do zasiedlenia osiedlali się gdzie indziej. Dagon był jakieś 2/3 drogi między Memphis gdzie startowali a Proctorem gdzie mieli zamiar wyskoczyć. Na wiosłowanie to by było całe dekady w zamrażarkach. Kosmos jednak był w ruchu.

- Kontakt. - odezwała się nagle Alex z konsolety skanera i kapitana w jednym. Dwie głowy zwróciły się ku niemu. Jak Flota dopadnie ich z tak opuszczonymi gaciami… Holomapa powiększona przez Alex wyświetlała pulsującym sygnałem wykryty obiekt. Jeszcze dość daleko. Prawie na pewno nie wyskoczył właśnie z hiperskoku. Raczej wydawał się być bierny i wygaszony. Duży jak jakiś frachtowiec albo stacja kosmiczna. Na pewno większy od korwety. Nie emanował żadnym promieniowaniem. A wyjście ze skoku było odpowiednikiem zapalenia halogenu w pokoju oświetlonym świecą. Przynajmniej dla skanów. Raczej musiałby ich wykryć. A mimo to zdawał się nie reagować. Dryfował biernie na orbicie jednego z księżyców jednego z gazowych gigantów.

Raczej chyba nie powinna być ścigająca ich fregata Floty. Co prawda przez tak gwałtownny skok i silne skutki uboczne właściwie była możliwość, że chłopaki z Floty kicnęli tuż obok a zamulone po skoku skany wykryły to dopiero teraz. Jeśli jednak tak by było to tamci też powinni mieć podobny etap zamulenia albo lada chwila odpalić torpedy. Lub wrócić do negocjacji. Tyle, że sygnatura się nie zgadzała z fregatą. Była ze 2 - 3 razy większa. Czyli jak krążownik albo pancernik nawet. No albo frachtowiec właśnie. No i samo wyjście ze skoku "Acheron" miał dość przypadkowe. Szanse na to, że ścigająca ich Flota wpadłaby na pomysł wyskoczyć w tym samym momencie wydawał się dość nikły. Aczkolwiek nie niemożliwy. Wedle podręczników i szkolenia w Akademii to niemożliwy był właśnie taki skok co go zakończyli. Przynajmniej nie w przyjętych normach. No ale tak czy siak, skoro Alex mówiła, że umieścili im pluskwę to ona sprowadzi w końcu tu Flotę, prędzej lub później.



Veronika i “Papa”



Kosmos jest w ruchu. Kowalsky nie tylko czuła ale widziała to osobiście. Wszystko działo się w tej strasznej, obojętnej, mroźnej ciszy i pustce. Statek był tam. I powoli dryfował bezwładnie krwawiąc ranami po trafieniach. A ona była tu. I pęd jaki wyrzucił ją w przestrzeń niehamowany niczym z każdą chwilą jeszcze bardziej oddalał ją od statku macierzystego. Z każdą chwilą była bardziej w tej pustej próżni. I mimo, że doszła już po skoku do siebie dało jej to tyle, że była teraz tego boleśnie świadoma. Powietrza starczyłoby jej jeszcze na kilka godzin. Potem to co zostałoby w skafandrze. A potem koniec. Śmierć astronauty. Ale nie tym razem!

Widziała jak ze statku wychyla mały punkcik. Poruszał się świadomie i to prosto w jej kierunku! Choć odległość i zbieżny kierunek sprawiały wrażenie, że się nie porusza to jednak widziała jak stopniowo punkcik przemienia się w sylwetkę a ta w kombinezon z oznaczeniami “Papy”. Wreszcie doleciał! Złapał ją! Czuła uścisk drugiego człowieka! No i miał plecak manewrowy więc mogli oboje wrócić na korwetę!

“Papa” zaś dostał namiar z mostku. Wiedział więc po przypięciu plecaka manewrowego w którą stronę macierzystej jednostki się udać i gdzie potem lecieć. Z początku kompletnie nie widział ludzkiej drobinki zaginionej w kosmosie. Leciał na namiar. Dopiero gdy przebył przez chmurę śmieci jakie wyrwały się z “Archeona” zobaczył w jednym z nich antromorficzne kształty i odblask skafandra. Veronica! No teraz już poszło łatwiej. Doleciał do niej, zaczepił ją pod uprząż i razem zaczęli lecieć w kierunku sponiewieranej korwety. Pozbawiony oporu powietrza plecak wystarczał na dwie osoby. Choć trochę częściej trzeba było go włączać. Razem jednak udało się wrócić na macierzystą jednostkę. Wracając mieli pierwszorzędny widok jak z milczeniu stopiony reaktor opuszcza luk awaryjny. Widocznie Rohan uznał, że już nic z niego nie będzie. Póki co “Papę” palił bark. Z każdym oddechem wydawał się mocniej. Coś zbyt go paliło na zwykły komplet siniaków. Na razie jednak jeszcze dawał radę i mijali po drodze różne śmieci jakie wywiało z ich łajby. Czasem jakiś odbił się od skafandrów ale miały zbyt małą prędkość i masę by stanowić zagrożenie dla skafandrów i ich właścicieli. Gorzej jakby naprawdę czymś tu zaczęło szastać.



Rohan



Kosmos jest w ruchu. Brodaty inżynier pokładowy miał okazję to obserwować przy każdym uderzeniu Burzyciela. Odłamki z wybitych sworzni obracały się bezgłośnie wokół własnej osi przenikając jednocześnie pustkę panującą w maszynowni. Bez powietrza i ciążenia zachowywały się w sposób naturalny. On dalej jednak wybijał kolejne sworznie aż wybił ostatni i wyzwolona bryła reaktora zimnej fuzji ze stopionym rdzeniem zaczęła z wolna unosić się nad poziom podłogi do jakiej dotąd była przytwierdzona. Pracował jednak z materiałami rozszczepialnymi. Przydałoby się skorzystać z apteczki Lindy na taką okoliczność. Przynajmniej tak mówiło BHP pracy na takie okazje.

Reaktor był ciężki. Przy ziemskim ciążeniu nawet taki mocarz jak Rohan by go nie podniósł. W przypadku próżni było to jedynie kłopotliwe. O tyle, że inżynier jako obiekt o znacznie mniejszej masie miał zauważalne trudności by wyprzeć obiekt o znacznie większej masie. A gdy już mu się to udało to wyhamowanie czy zmiana kierunku tak rozpędzonej masy była jeszcze trudniejsza. Inżyniera wspomógł w wysiłku luk awaryjnego zrzutu skonstruowany właśnie na takie okazje. Udało mu się tam skierować reaktor i dalej poszło samo. Gródź oddzielająca maszynownię od luku zamknęła się a reaktor poszybował szybem na zewnątrz, poza kadłub korwety.

No to zostali bez napędu podświetlnego. Nadświetlny też wyglądał na sfatygowany tym skokiem i może wcześniejszą walką. I ta obudowa reaktora jaka wybuchła i przebiła się przez grodzie maszynowni i kto wie jak głęboko jeszcze. Mieli jeszcze zasilanie awaryjne. Powinno starczyć na światła i SPŻ, może nawet trochę bajerów z silnikami ale bez przesady. No i był drugi reaktor w hipernapędzie. Trzeba by go sprawdzić jak zniósł podróż. Ale jakby nawet był dobry to to był oddzielny napęd oddzielnych silników. By przekierować moc do silników nadświetlnych no to trzeba by serio nadziurawić tą łajbę. I nie przypominał sobie by to komuś wcześniej się udało albo by ktoś to udanie próbował. Brzmiało też jak sposób na wkopanie się w jeszcze większe kłopoty.



“Red”



Kosmos jest w ruchu. Julia widziała to gdy płynęła zawieszona w próżni przez zawalone tą próżnią i jakimiś odłamkami korytarze by dostać się do magazynu torped. Odłamki wprawione w ruch kręciły się dookoła własnej osi odkąd uderzenia pocisków czy od skoku wprawiły je w ruch. Teraz poruszały się gdy odbijały się o skafander “Red” i znowu poruszone gotowe były tak dryfować w tym obracaniu się aż nie natknął się na jakąś ścianę, podłogę czy sufit. Potem by się odbiły i flegmatycznym szrapnelem kontynuowały swoją opętańczą wędrówkę. Ale “Red” miała inne zmartwienia.

Już przez małe okienko w drzwiach magazynu torped widziała płomienie. Czujniki Alex i sama Alex nie pomyliły się. Czerwonowłosa była w szczelnym skafandrze i miała zapas tlenu więc efekty samego pożaru były jej mniej straszne niż gdyby była w zwykłym ubraniu. Gdy otworzyła drzwi ogarnęła sytuację jednym spojrzeniem. Rakietopodobne torpedy spoczywały w swoich kontenerach które skonstruowano na takie właśnie okoliczności. Jednak choć kontenery były całkiem mocne to jednak nie były niezniszczalne.

Zresztą, rusznikarka aż nadto dobrze orientowała się w pokrwnym temacie. Nie chodziło o to czy ogień przepali się przez kontenery. Zanim to by nastąpiło to prędzej nagrzałyby materię w ich wnętrzu na tyle, że groziłoby to eksplozją. A były spore szanse, że eksplozja jednej głowicy wywoła reakcję pozostałych.

“Red” musiała przyssać się magnesami do stabilnego podłoża by uruchomiona gaśnica nie poszybowała jej o drzwi wejściowe. Zaraz potem skierowała strumień z gaśnicy na płomienie pożerające zasobniki z torpedami. Powoli sunęła naprzód tłamsząc płomienie coraz bardziej. Gdy skończyła jej się gaśnica wzięła następną i znów zaatakowała płomienie. Wreszcie po prawie dwóch wykończonych gaśnicach w magazynie nastąpił spokój. Unosiły się dalej kłęby parującej piany przemieszanej z dymem. Pożar jednak wydawał się opanowany.



Linda



Kosmos był w ruchu. Na wyświetlanym schemacie konsolety na jakiej Alex podawała pozycję pozostałych członków załogi Linda mogła zobaczyć to sama. Doszła już po tycm cholernym skoku do siebie na tyle by zacząć reagować trzeźwo jak na zawodowego medyka przystało. A więc na dziobie trzy plamki oznaczającą standardową obsadę mostka. W magazynie torped była “Red”. W maszynowni Rohan. Przy burcie “Papa” i Veronica. W ładowni Abe. W korytarzu Nivi. No i ona sama w medlabie.

Alex nie była zbyt pomocna w oszacowaniu stanu zdrowia załogi. Jak większość robotów czy komputerów mogła próbować oszacować coś co było w zasięgu jej czujników i programów. A ludzie nie byli. Jeśli gdzieś w kamerze zauważyła nieruchomą sylwetkę była na tyle bystra by dać sama z siebie znak reszcie załogi. Obecnie nic takiego nie alarmowała więc była szansa, że nikt strasznie jakoś nie oberwał podczas walki czy skoku.

Za to Alex ze swoimi czujnikami rozlokowanymi wszędzie gdzie się dało pokazywała inne zagrożenie. Skażenie radioaktywne. Z samym skażeniem można było walczyć procedurą dekompatacyjną. Na statku to zwykle była rola Rohana lub Abe. A jej było podanie środków ochrony radiologicznej. Najbardziej narażony był Rohan, pracował najbliżej reaktora. Nawet jego skafander nie mógł go ochronić w 100%. To samo Abe. No i reszta. Poza tym mogli mieć jakieś drobniejsze obrażenia jakie pod wpływem szoku czy stresu nie zameldowali. Bo na słuch wydawało się jej, że słyszała chyba wszystkich przez radio.



Nivi



Nivi widziała jak “Papa” odlatuje po drugiej stronie śluzy. Zabawki Rohana zakleszczyły się a gdy je w końcu zdjęła coś nie chciały odpalić. W końcu łysol z wąsami stracił cierpliwość i poleciał na standardowym plecaku.

W drugich drzwiach miała piękny widok na miejscowy układ. Rdzenna gwiazda z tej odległości była tylko większą kulką światła na tle innych świetlnych kropek. Widać byli na peryferiach układu. To tu musiało strzelić poszycie od tych wybuchów. Albo nie tylko tutaj, no ale tutaj też.



Ale ciekawszy obiekt dojrzała znacznie bliżej. Dryfujący za burtą kontener. Ten sam co go ileś tam godzin temu przyjęli za pokwitowaniem na pokład i mieli dowieźć na miejsce. Na czas, na pewno. Właśnie dryfował w martwej ciszy za burtą rozpruty aż miło. Raczej klientowi nie chodziło o coś takiego, raczej na odwrót. W zimnej pustce wszystko wydawało się w wiecznym ruchu. Teraz ten kontener też spokojnie przepłynął przez widoczność z luku i zniknął dryfując w stronę rufy dryfującej w przeciwną stronę korwety na jaką do niedawna był załadowany.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-09-2017, 13:13   #12
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Pancernik drugiej klasy, okręt wojenny "Abraham" przygotowany z myślą o służbie w misjach reprezentatywnych, zawisł nad milionowym miastem, wzbijając tytaniczne obłoki śnieżnej zawiruchy. Olbrzymia siła silników manewrowych bywa rzadko używana, a potężny pokład jednostki zastygł w bezruchu, kończąc powolną wędrówkę ponad powierzchnią lodowego Tarsis Tallarn. Twarde osłony “Abrahama” chodziły na pełnych obrotach, trzymając na dystans pociski szkarłatnych wiązek laserowych, których chaotyczny ogień próbował sięgnąć plaststalowy kadłub pancernika. Ciężkie armaty FIN-98 typu ziemia-powietrze, w licznych egzemplarzach błyskające w rękach zbuntowanej ludności, mogłyby poważnie zagrozić pancernej łajbie, a jednak silne kondensatory skutecznie zalepiały ubytki w tarczach energetycznych.
Mostek kapitański “Abrahama” świecił na samym czubie statku, a wyglądem swoim przywodził na myśl głowę mechanicznego żółwia o dwukolorowej, pancernej skorupie. Dominującej nadbudówce brakowało jedynie możliwości ruchu w potrójnej płaszczyźnie, aby upodobnić się do swojego biologicznego odpowiednika.
Na dole zdecydowanie wrzało. Niczym w garze pełnym piekielnej smoły mieszały się oddziały partyzanckie. W skład zbuntowanych jednostek wchodzili "skrajnie niezadowoleni obywatele", wspierani kredytami organizacji opozycyjnych, a także wymieszani z nimi “wyzwoleńcy”. Żałośnie nazwani więźniowie, którzy legalnie i prawnie znaleźli się na planecie Tarsis Tallarn, w licznych koloniach karnych odbywając swoje wyroki pochodzące z przepełnionych układów i planet Federacji. Przyszłość globu już od miesięcy stoi pod znakiem zapytania. Wydobycie Uranu MUSI wystartować, kopalnie MUSZĄ ruszyć pełną parą, a zmechanizowane oddziały ŻetPe czekają na kapitański sygnał pochodzący z “Abrahama”. Tam na mostku, w pełnym umundurowaniu, twarzą odwrócony do pancernych szyb stoi Leon Tichy, kapitan i główny przewodniczący służb wszechpolicyjnych. Mężczyzna w zadowalającej ciszy poprzecinanej wyłącznie dźwiękami konsolet, diod i komputerów, westchnął głęboko nad przyszłym losem swoim i całej niechcianej sytuacji. Wojna, dotkliwie szczerbiąca zaludnienie oraz finanse tej części galaktyki, popchnęła autorytarną władzę do czynów ostatecznych, a ręka mężczyzny uniosła się ku górze - i upadła, dając jasny znak radiostacji, skrócony gest kryjący w sobie wiele oficjalnego bełkotu.
Połączenie z Ernestem Hallerem, głównodowodzącym siłami ŻetPe nawiązane, operacja “Czysta Biel” zatwierdzona cyfrową pieczęcią Pierwszego Marszałka, przedstawiciela Rady Planetarnej, prezydenta Cechów Górniczej Wspólnoty oraz Sekretarza Głównego Służb Porządkowych. Ogień otwarty.
Postanowieniem Leona Tichego było zrównanie z ziemią miasta Fallengarb, w którym według raportów tajnych służb porządkowych ukrywa się władza opozycyjnego frontu. W skład oddziałów mechanicznego wojska Żelaznych Pięści (w skrócie ŻetPe) wchodzą zbrojne autochody wojenne typu ZZ-X10, wzrostem czterokrotnie górujące nad miejską zabudową. Stalowe giganty o “nogach” zakopanych na kilka metrów w głąb lodowej pokrywy, otworzyły dalekosiężny ogień z magnetycznej artylerii Gaussa, równając z powierzchnią większość cywilnej zabudowy. Potężna piechota krocząca o laserowym uzbrojeniu szarżą ruszyła pomiędzy domy i wieżowce, ścierając się z prymitywną infanterią rodem z początków XXI wieku.
Leon Tichy spoglądał na wybuchy, eksplozje i wystrzały, z góry mylnie podobne do noworocznych fajerwerków. Patrzył na niespodziewane ludobójstwo, które brutalnie zarysuje się na niechcianych kartach imperium ludzkości.



Odzyskawszy pełniejszą świadomość wykonywanych czynów, kapitan zwrócił swoją uwagę na niezidentyfikowaną jednostkę, dryfującą w przestrzeni niebezpiecznie bliskiej ich pięknego “Acherona”. Milczący kolos był dla Tichego znakiem dość niepokojącym, który na moment przyspieszył kołatanie serca. Następne rozkazy ruszyły do Alex, a dotyczyły one próby szerszego nawiązania kontaktu.
- Proszę o posłanie do napotkanych oficjalnego przywitania numer zero-trzy. No, to takie najpiękniejsze, z mentalnym ukłonem od załogi.
Informacje na temat obcej jednostki przesłał do najważniejszych segmentów statku. Ucieczka czy zaawansowane manewry są w obecnej sytuacji niemożliwe, zatem poszły polecenia przejścia w stan gotowości dla tych systemów obrony zewnętrznej, które przetrwały cały ten skokowy ambaras. Priorytetem jest kontakt i uzyskanie szczegółowych informacji na temat obcego - jego uzbrojenia, bebechów, roku produkcji, blach i co tylko Alex zdoła wygrzebać z informacyjnych czeluści, wbudowanych weń encyklopedii wszechświata.
Chcąc wszystkie swoje postanowienia poprzeć realną siłą żyjącego wciąż statku, nawiązał kontakt z Rohanem.
- Mówi Tichy, jak oceniasz możliwość przejścia na rezerwowe zasilanie z baterii? Jeżeli widzisz w tym choćby iskrę optymizmu - masz zezwolenie. Potrzebna jest usługa pełnych bebechów “Acherona”. Kosmos tak rozległy, a my kurwa znowu mamy towarzystwo.
- Wiem, że Alex widzi, ale proszę raportować wszystko na bieżąco.
- powiedział już głównym kanałem komunikacji - Lubię was słuchać, żywych, całych i szczęśliwych. Veronikę witamy na pokładzie. Dobrze, że na powrót jesteś z nami.
 

Ostatnio edytowane przez Szkuner : 26-09-2017 o 12:32.
Szkuner jest offline  
Stary 27-09-2017, 19:05   #13
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Obcy statek nie podobał się kanonierowi - za blisko niego wylądowali i w stanie za bardzo awaryjnym. Mrugające ciągle na czerwono komunikaty ostrzeżeń pokazywały to aż za dobitnie. Mężczyzna pokręcił szybko głową na boki otrząsając się z pozostałości zamroczenia i razem z tym zaczął kontaktować co się do diaska dzieje.

- Czają się - powiedział powoli, patrząc na konsoletę skanera i obcą jednostkę - Czekają na kogoś, albo na coś. Może nasi znajomi po fachu. Nie mamy ich sygnatury w bazie? Jeżeli to legalna jednostka musi być zarejestrowana w systemie. - mówił do osób zebranych na mostku, ale więcej uwagi skupiał na panelu komunikacyjnym. Nie grała mu jeszcze jedna rzecz. Odezwali się prawie wszyscy, nikt nie zgłosił trupów, ale musiał się upewnić. Znalazł odpowiedni kanał i posłał krótką wiadomość do zagubionej gdzieś we wnętrzu statku maruderki. Krótkie pytanie, dwa słowa - “Wszystko gra?”

Odpowiedź nadeszła po chwili intensywnego wpatrywania się w ekran, również po łączu prywatnym.
“Mamy dziurę w kadłubie, siadł nam napęd, grawitacja i gdzieś z tyłu gonią nas marines. Nic nie gra.”

Drake zamknął oczy, wziął wdech i powoli wypuścił powietrze. W głowie widział obraz kobiety z którą rozmawiał. To jak marszczy czoło i krzywi niechętnie usta. Gdyby stała obok pewnie patrzyłaby na niego teraz z politowaniem czym maskowała niepokój...o co się tylko da. Nie lubiła problemów, zwłaszcza tych niespodziewanych.
“Gra jeżeli z tobą jest ok” - odpisał, dzieląc uwagę miedzy rozmowę, a czujniki Alex podające coraz to nowe informacje.

“Jasne Leo. Załaduję was na plecy i popłynę wpław do portu” - przekaz pisany nie przekazywał dźwięków, lecz kanonier prawie usłyszał zirytowane prychnięcie.

“A przyjmujesz rezerwacje najlepszych miejsc?”
- wysłał pytanie uśmiechając się półgębkiem.
- Niby brakuje nam tylko dwóch torped, ale o wystrzeleniu flar z luf dolnej ćwiartki możemy zapomnieć. Nie mamy czym - zdał krótki raport, czekając na odpowiedź tekstową - Tylna dolna wieżyczka nie odpowiada. Mogło ją zdmuchnąć i mamy dziurę. Mogło też pójść zwarcie po kablach i naprawimy sami.

“Przesyłka nam wyfrunęła. Idę po nią” - Gdzieś w tej chwili pojawił się wyczekiwany odpis.

Drake wyprostował plecy i wyłamał palce, odpinając pasy.
- Sprawdzę co z wieżyczką na dupie i pomogę Nivi. Coś jest nie tak z paczką - odepchnął się od konsolety i poszybował do wyjścia. Tutaj i tak zostawało mu siedzieć i załamywać ręce. Ruszając się nie czuł aż tak dobitnie beznadziei ich sytuacji.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…

Ostatnio edytowane przez Perun : 29-09-2017 o 09:43.
Perun jest offline  
Stary 28-09-2017, 08:55   #14
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Poniżej lewego oka inżyniera wyświetlał się czas od wyjścia z nadprzestrzeni.
00:15:03

00:15:04

00:15:05


Mięśnie Rohana drżały. Zmusił się do wielkiego wysiłku. Nadludzkiego niemal. Reaktor ważyłby na ziemi 42 tony. Większość stanowiły ciężkie izotopy w rdzeniu. Pierwszy wybuch jednak wyrzucił sporo paliwa na zewnątrz, jednocześnie znacząco obniżając masę urządzenia. Teraz ten wielki kolos odpływał powoli wprawiony w ruch wirowy. Tworzył za sobą smugę formujących połyskujące kulki ciekłych izotopów. Wstęgę odłamków dopełniało zamarzające chłodziwo. Ciężka woda, która wychwyciła tak wiele neutronów, że zamiast wodoru i tlenu składała się z trytu i izotopu 18O.

Inżynier najchętniej padłby na tyłek i wreszcie odpoczął. Jednak w tej chwili, przy zerowej grawitacji wszelkie próby siadania były utrudnione. Dlatego stał pod kątem 45 stopni z rozluźnionymi wszystkimi mieśniami i patrzył na odpływający leniwie reaktor.

- MitZu - wywołał komunikator wewnętrzny swojego pupila.
Latający sześcian z czujnym okiem kamery podleciał na swoich silnikach manewrowych. Rohan wiedział, że wydaje swoje dziwne elektroniczne piski.

- Musisz mi pomóc piesku.
Inżynier zwolnił zaczepy magnetycznych butów i pofrunął w stronę najbliższej ściany. Złapał jeden z odłamków i spróbował go wyrwać. Wyszedł bez problemu. Rohan cisnął nim w stronę awaryjnej śluzy.
- Musisz właśnie to robić. Musisz wyrzucić resztki rdzenia ze statku.

Gdy tylko sześcian podleciał bliżej i rozłożył swoje mechaniczne nogi Rohan zdał sobie sprawę jak trudne zadanie jest przed małym robotem.

- Zrób ile możesz mały. Ja muszę już iść.

Chciał się uspokoić. Myślał o plusach sytuacji w jakiej są, gdy zamykał za sobą gródź.

Nie było skoku zasilania. Wszystkie niezwiązane z silnikami systemy podłączył do zasilania pomocniczego. Systemy bezpieczeństwa nie pozwoliłyby wejść w tryb “testowy” gdyby wykrywały sprzężenie reaktora z SPŻetem. Czyli mieli zasilanie, choć póki co go nie mieli. Nadal nie było sensu uruchamianie generatora grawitacji.

Rohan stał przed drzwiami wyjściowymi maszynowni. Generator w 99,2% produkował promieniowanie alfa, a w 0,78% promieniowanie beta.. A te nie były w stanie przebić się przez osłony kombinezonu.. Problem był gdzie indziej. Otóż te 0,02% promieniowania gamma stanowiło kilka razy więcej niż Czarnobyl i Fukuszima razem wzięte. A to oznaczało mniej więcej tyle, że Rohan powinien natychmiast zgłosić się do lekarza. Właśnie wybierał połączenie z mostkiem i usłyszał:
- Mówi Tichy, jak oceniasz możliwość przejścia na rezerwowe zasilanie z baterii? Jeżeli widzisz w tym choćby iskrę optymizmu - masz zezwolenie. Potrzebna jest usługa pełnych bebechów “Acherona”. Kosmos tak rozległy, a my kurwa znowu mamy towarzystwo.
Rohan chwilę milczał. Był introwertykiem. Nie znosił konwersacji. Dlatego większość rozmów rozgrywał w swojej głowie… i w niej je pozostawiał.
Fakt, że “mieli towarzystwo” zmieniał pogląd na wszystko. Zasilanie awaryjne pozwalało wprawdzie na salwę ostrzegawczą, ale na tym koniec. Nie byli w stanie prowadzić walki. Nie mieli silnika, więc nie mogli też uciec.
- Maszynownia jest napromieniowana. Możemy bezpiecznie działać na 30% mocy.
I tyle. Krótkie przedstawienie faktów. Dowódca wie na czym stoi. Jeżeli podejmą walkę, to najprawdopodobniej zginą. W takim razie musieli podjąć negocjacje z “towarzystwem” które mieli. Rohan to wiedział. Tichy to wiedział. Nic więcej nie musiało być powiedziane. Pozna jednym.
- Proszę o zgodę na opuszczenie maszynowni i udanie się do MedLabu.

Gdy drzwi śluzy zamykały się za nim a on sam powoli płynął po pozbawionych powietrza korytarzach szybko wykonywał kolejne połączenia.
- Linda, idę do ciebie. Przyjąłem nieco promieniowania.
I tyle. Miała chwilę na przygotowanie się. Na szczęście wyposażenie MedLab było systemem krytycznym i w przeciwieństwie do broni dysponowało większym dostępem do zasilania niż inne pomieszczenia.
- Nivi spróbuj odpalić Sparka i wysłać go do maszynowni. Jest tam sporo promieniotwórczego śmiecia, który trzeba usunąć przed kontynuowaniem napraw.

Tuż przed śluzą kabiny dekontaminacyjnej przed MedLabem wysłał jeszcze komunikat do kapitana:
Cytat:
Po oczyszczeniu maszynowni możemy przełączyć zasilanie i odzyskać 100% mocy, ale zajmie to około 20 godzin
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 28-09-2017, 09:53   #15
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Red przez chwile obserwowała unoszącą się pianę. No i po krzyku. Chwyciła puste gaśnice i wcisnęła je tak by nie latały i nie zrobiły komuś krzywdy. Podeszła do konsoli i nadała wiadomość do załogi.

Cytat:
Pożar przy torpedach ugaszony, sprawdzam stan magazynu. Jestem sprawna czy komuś potrzebna jest pomoc?
Wyłączyła magnesy w obuwiu i zabrała się za oglądanie pojemników z torpedami, zerkając cały czas na konsolę. Ostrożnie przepływała między torpedami, starając się chwytać elementów, które były oddalone od ognia. Miała chwilę by sprawdzić w jakim stanie są zamki i czy uda się im w razie czego wyładować pociski.

Była ciekawa co dzieje się u reszty, ale uznała że da chwilę dowództwu na reakcję, po czym ruszy w stronę wieżyczek, sprawdzić jak się mają jej drogie dzieci.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-09-2017, 11:43   #16
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Ruchy kosmosu, gwiezdne falowanie i wybuchy słońc odległych o miliardy lat świetlnych - nie to zaprzątało głowę Teddy, o nie. Nie rozmyślała nad sensem istnienia, ani istnieniem istot boskich. Ją obchodziły rzeczy bardziej prozaiczne i przyziemne - jak wydostać się z sieci spisku i pułapki wrogów ludzkości, bo to co się im przytrafiło nie mogło być przypadkiem. Przypadki nie istniały, za każdym niby losowym zdarzeniem zawsze stał ktoś, kto spoza desek sceny pociągał za sznurki.

Szło nie tak, od samego początku. Kupa kredytów za zlecenie kusiła, tak samo jak niby łatwa robota za którą mieli je otrzymać. Nie sprawdzili pracodawcy, nie sprawdzili towaru. Nie sprawdzili niczego. Wesoło przyjęli zlecenie i wpakowali się w matnię prawie tak śmierdzącą, jak sama zgniła Federacja od dawna nie kontrolowana przez ludzki gatunek.
- A mówiłam że to podpucha… no kurwa przecież wam mówiłam żeby nie brać tej roboty, bo źle skończymy - jęknęła, pocierając przez kombinezon obite podczas skoku ramię. Na więcej narzekania brakło czasu.

Alex była nieugięta i bez litości bombardowała konsoletę informacjami o szeregu awarii. Nawigator kręciła głową i ściskając króliczą łapkę przedzierała się przez setki czerwonych linijek kodu, czując jak drętwieją jej zaciśnięte do bólu szczęki. Zdechną tutaj, no nie ma opcji aby się wyślizgali. Albo zgarną ich sługusy syntetyków, tylko udające marines.
- Został nam dryf, albo wiosła - zakomunikowała kapitanowi, zezując na niego zza rozczochranej niebieskiej kurtyny włosów - Stabilizatory lotu ocalały, nadamy sobie kierunek, ale to tyle. Chyba że mi wyczarujecie zastępczy silnik.

Komunikat o kontakcie poderwał Pryę do pionu. Obróciła głowę w stronę skanera taż szybko, aż strzyknęło jej w karku. Statek? Akurat tutaj!
- Czają się? - podchwyciła słowa Drake’a i w odruchu macnęła się po klacie, tam gdzie schował się pęk talizmanów na szczęście - To nie jest przypadek, mówiłam wam. po cholerę braliśmy tę robotę. Specjalnie nas tu wywaliło, prosto w pułapkę! I jeszcze przetrąciło nam nogi, nie mamy czym strzelać. Nie damy rady się obronić. Maja nas jak na widelcu, co za… - zacisnęła usta, przerywając nerwowy bełkot. Ale tylko na chwilę - A jak Rohan nas wkopał? Mówiłam że te jego nogi… - zawiesiła wymownie głos na parę chwil. Temat jednak odpuściła. Sprawdzała ich inżyniera. Był człowiekiem… no w większej połowie. Zamiast tego odpaliła wyłamała nerwowo palce.
- Nie mamy okien, latająca trumna. Wszyscy tu zdechniemy - westchnęła i zwróciła się do pleców kanoniera - A na Larsen uważaj. Ostatnio próbowała mi wmówić, że androidy to mit… a przecież widziałam je! To też wam mówiłam - prychnęła i znowu pokręciła głową - Ustabilizuję nas, tyle mogę zrobić. Jak się nie odezwą poślijmy im dla pewności rakietę w bok. No ale to nam działko potrzebne. Może to wrak? Tylko dlaczego akurat tutaj… - skończyła gadać i wzięła się za sczytywanie czujników. To nie mógł być przypadek.
Ktoś cały ten burdel ukartował.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 29-09-2017, 14:07   #17
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Awaria goniła awarię, korowód problemów na podobieństwo pogrzebowo konduktu ciągnął się za Acheronem, zwiastując jego rychły koniec. Brakowało tylko płaczek, roniących gorzkie łzy za straconymi duszami, skazanymi prawdopodobnie albo na wieczny dryf poprzez bezkresną, mroźną pustkę kosmosu, albo wieczną odsiadkę za sprawą zagubionych przed skokiem przyjaciół z Floty. O ile oczywiście chłopaki w mundurach podejmą ten wysiłek i zechcą wziąć ich żywcem. Po numerze jaki SR im odwalili podobne zachowanie stało pod znakiem zapytania. Może pomyślą, że szaleńcza relokacja zabiła załogę, a z hiperprzestrzeni wydostało się martwe, statyczne truchło bez dodatkowych ludzkich pasożytów wewnątrz… liczyć na to jednak nie było co. Zamiast tego wypadało się przygotować, ogarnąć najpotrzebniejsze awarie, zadbać o załogę oraz sam statek.
Czynności pilne mnożyły się w tempie nadpobudliwej pary królików, i choć widok za wyrwą w kadłubie zapierał dech w piersiach, czasu na podziwianie Nivi nie miała. Wypadało działać płynnie, bez wahania.
Podzielić obowiązki, gdyż człowiek, jako gatunek, nie opanował niestety sztuki nagłej replikacji. Na szczęście Larsen nie znajdowała się sama postrzelanym, porwanym siła przeciążenia wraku. Widząc nowy komunikat na panelu, zerknęła na niego jednym okiem, a w poczochranej czaszce uroiła się nowa idea. Nikt nie mógł się rozdwoić, lecz jeśli…
Chcąc zabić domysły i zniwelować choć jeden element stresogenny, biolog połączyła się bezpośrednio z nadawcą, omijając kanał ogólny. Lubiła Tichy’ego, ale zdawała też sobie doskonale sprawę, że jako całość załogi mieli teraz odrobinę inne priorytety. Niestety zostawienie przyjaciela leżało poza listą przyjętych norm, tudzież zasad. Nawet jeśli świat dookoła płonął i wybuchał.
- Red mam ogromną prośbę - zaczęła na wydechu, obserwując wędrówkę kontenera poza roztrzaskana burtą - Mogłabyś skoczyć do mojej kajuty i zabrać stamtąd Edgara na mostek? Siedzi w pojemniku na ścianie. Nie mam jak sprawdzić, czy… wolałabym go nie szukać w próżni. To zajmie tylko chwilę. - zakończyła przekaz, z bijącym sercem czekając na odpowiedź.

Valentine jeszcze raz zerknęła na skrzynie z torpedami, strzepując ze skafandra jakąś pianę, która postanowiła polecieć akurat w jej kierunku. W sumie, co miała do roboty, puki szefostwo nie wyda poleceń mogła albo miziać karabinki i wyrzutnie albo sprzątać bałagan. Od biedy mogła spytać na mostku w czym trzeba pomóc.
- Dobra, mogę go zgarnąć. Fuck... - Red miała ochotę zabić tą pianę. Gdyby tylko jakiś psychol postanowił to ożywić. Zirytowana wytarła szmatką maskę, po czym zorientowała się, że to materiał, którego używała do czyszczenia broni. - I po prostu zostawić go na mostku, tak?

Po łączu poszło westchnienie ulgi, poprzedzające pełen ulgi uśmiech, który zagościł na twarzy Larsen pierwszy raz odkąd zaczęła się cała chryja. Jeden problem z głowy, jak dobrze.
- Tak, siedzi w transportówce. Nie będzie z nim problemów. Ma swoje własne SPŻ i nie powinien tam zawadzać, a w razie czego łatwiej go zgarnąć - odpowiedziała pospiesznie, po czym dodała już spokojniej - Dzięki, odrobię w polu. Albo oddam w naturze. Gdyby coś było nie tak, powiedz mi dobrze? Możesz go uspokoić gdyby panikował. Nie lubi zamknięcia i hiperskoków.

Red zamknęła za sobą drzwi od magazynu i ruszyła płynąc korytarzem w stronę kajut.
- Wiesz… znam tylko jeden sposób na uspokajanie. Rąbnąć w łeb. Może z uwagi na brak powietrza daruję to Edgarowi, co? - Z całej siły próbowała sobie przypomnieć, która kajuta należała do Nivi. To jeden z miliona tych pewnie absolutnie istotnych szczegółów, które nigdy nie pozostawały w jej bani. Widząc znajomy korytarz, poddała się. - Która kajuta była wasza?

Po swojej stronie Larsen wzięła głęboki, uspokajający wdech, przymykając przy tym oczy.
- Wystarczy go przenieść, poza tym nie pogryzie cię. Jest zamknięty, a werbalne komunikaty rozumie. Słowa wystarczą, nie trzeba go pacyfikować ręcznie - uśmiechnęła się pod nosem doceniając dowcip - E034, ta z zielonymi drzwiami. Obok twojej - dodała potrzebne informacje nie dziwiąc się niczemu - Jeszcze raz dziękuję. Daj znać, gdy go przechwycisz.

Ledwo skończyła mówić pojawił się przekaz od Rohana, a wraz z nim ucisk w żołądku. Mech, paczka… aż bała się pomyśleć co przyjdzie następne. Wzdrygnęła się, rozglądając po najbliższej okolicy. Na szczęście Papa z Verą wrócili bezpiecznie na pokład, następna dobra informacja. Powoli i mozolnie, ale ogarniali się i zaklejali gęby najbardziej palącym kłopotom.
- Jeżeli nie chcemy po powrocie bulić z własnej kieszeni za naprawę, trzeba złapać paczkę. Wyfrunęła z ładowni i ucieka w próżnię - przekazała po linii ogólnej, wyrzucając słowa z prędkością karabinu maszynowego. Obróciła twarz ku świeżo zakotwiczonej na pokładzie dwójce towarzyszy.

- Widzicie? Tam jest! Złapcie ją i zabezpieczcie, dacie radę! Musi wrócić na pokład, bez tego cały nasz wysiłek pójdzie psu w dupę! - pokazała palcem w ślad za ich paczką, by zaraz przenieść dłoń celem wskazania kierunku odwrotnego - Wybuch reaktora zostawił nam masę radioaktywnego złomu! Nie da się tam bezpiecznie wejść, Rohan nie może zacząć nas łatać! Idę po Sparka, mecha nadmiar radów nie zabije! - ledwo skończyła nadawać i odbiła się od grodzi, płynąc w powietrzu tam gdzie spały ich techniczne zabawki. Sterowanie panelem nie działało, zostało wrócić do staromodnych, ręcznych metod.

- Zrozumiałam. Daj mi chwilę, lecę do niego - ostatnie przekazała ich inżynierowi, ignorując przyspieszony puls i nagłą suchość w ustach. Panel milczał, ale może i lepiej. Drake się ozwał, znaczy przynajmniej on był na razie bezpieczny. Wciąż nie wiedziała co myśleć o ich krótkiej wymianie zdań. Piekło dookoła miało jednak jedną cudowną, magiczną wręcz zaletę - zmuszało do działania, nie trwania w zastoju. Ruch nie sprzyjał rozterkom... i dobrze.
Tych Larsen i tak miała pod dostatkiem.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 29-09-2017, 19:39   #18
 
Satrius's Avatar
 
Reputacja: 1 Satrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputację
Veronica nie lubiła przyjmować pomocy od mężczyzn, w jej dotychczasowym życiu przedstawiciele płci brzydszej zawsze kojarzyli się z bólem, wyzyskiem i rozczarowaniem. Niemniej jednak widok widok zbliżającej się postaci i głos Papy przyjęła nad wyraz entuzjastycznie. Wspólnymi siłami, a raczej dzięki nieocenionemu Jetpackowi, udało im się wrócić na pokład statku. Veronica w obecności współtowarzysza poczuła się bezpiecznie, mając nadzieję że ich przygoda stanie się tematem towarzyskich anegdot na wiele lat. Niestety uczucie jako takiego spokoju i stabilności nie trwało długo.

W momencie kiedy dotarli do wnętrza korwety Veronica zrozumiała, że ich sytuacja ociera się o beznadzieje. Grawitacji nadal nie było, zasilania awaryjne na ułamku mocy. Wszystkie możliwe czujniki na przemian wyrzucały z siebie przypominającą tęczę kaskadę. Z natłoku rozmów prowadzonych przez komunikatory, wywnioskowała że mają towarzystwo, stracili zakontraktowaną przesyłkę, pół statku diabli wzięli i doszło do jego napromieniowania.

- Idealnie. - powiedziała jakby sama do siebie, po tym ironicznym podsumowaniu zerknęła na Papę. - Stary, wiem że mamy dużo do roboty ale będzie najlepiej jak odwiedzisz medlab.

Jej wybawiciel podczas drogi powrotnej doznał wątpliwej przyjemności spotkania z kosmicznymi odpadkami, raz po raz uwalnianymi przez wybuchy. Choć poprzez zakrywający ciało kombinezon nie mogła ocenić faktycznych obrażeń kompana, to jego kwaśna mina mówiła sama za siebie. Veronica nie lubiła się rozdrabniać, dlatego też znalazła najbliższy panel kontrolny i podłączyła się do niego za pomącą naręcznego urządzenia hakującego.



- Witaj Alex. - przywitała się z sercem statku. - Lecimy z tematem!

Od dziecka miała styczność z komputerami i sztuczną inteligencją, wolała nawet kontakty z nimi niż te międzyludzkie. Technologia nie kłamała, nie raniła, nie mogła jej zdradzić. Technologia to liczby, liczby to fakty, fakty to prawda a ta lepsza jest niż najsłodsze kłamstwo.
Veronica najpierw odczytała podstawowe parametry statku, które bez generatora pulsowały krwisto czerwonym światłem. Zamierzała jak najlepiej zoptymalizować podzespoły aby wydobyć z nich największą możliwą ekonomiczność. Wydała polecenie sporządzenia szczegółowego raportu z oceną szans przeżycia załogi oraz spisem ewentualnych okolicznych stacji kosmicznych (gdzie mogliby dokonać napraw i uzupełnić zapasy). Alex przyjął instrukcje pojedynczym sygnałem dźwiękowym.

- Alex! Czy jakaś część przesyłki nadal nie na naszym pokładzie? - zapytała z zaciekawieniem, bez większych nadziei na odpowiedź. - Widzisz coś?
 
Satrius jest offline  
Stary 29-09-2017, 19:57   #19
 
Carras's Avatar
 
Reputacja: 1 Carras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumnyCarras ma z czego być dumny
Widok w drodze powrotnej z Kowalsky za plecami nie napawał optymizmem.
Latający dom załogi z daleka przypominał rannego morskiego potwora, który nie ma siły na dalszą tułaczkę po niezmierzonej głębi oceanów. Słuchać było jego dogorywanie w tle komunikatów załogi, plastalowy pancerz wył nie mogąc znieść ciepła generowanego przez pożary w jego organach.
Czy ta metalowa rozorana bestia będzie jeszcze w stanie odżyć? Nie potrafił sobie odpowiedzieć, a w kwestiach technicznych bardziej skomplikowanych niż naprawę gniazda zasilania, albo przetkania odpływu Jean chcąc nie chcąc musiał zaufać reszcie załogi. Póki co nie zawiódł się na nich ani razu, o czym wspominał przy każdej możliwej okazji.

- Po pierwsze.

- zakomunikował, gdy postawił pierwszy krok z powrotem na łajbie. -

Wiem, że to jeszcze nie pora na takie przemówienia, ale cieszę się, że was wszystkich słyszę, gorzej już chyba nie będzie co? Po drugie, to był najbardziej wyjątkowy skok w moim życiu! Zapamiętam ten dzień i to czego dokonaliśmy do końca moich dni. Jesteście... Jesteście najlepsi!

- tu głos załamał mu się lekko, bo rzeczywiście był wzruszony i szczęśliwy zdając sobie sprawę, jak małe szansę na przeżycie dawała im statystyka.
Papa co mogło irytować, bądź urzekać - zależnie od podejścia i czasu z nim spędzonego - był bardzo emocjonalnym typem. Część załogi sugerowała, że ten minął się z powołaniem i zamiast dzierżyć karabin powinien zająć się kabaretem. Był zupełnym przeciwieństwem Rohana, przez co ten ciężko znosił jego towarzystwo. Jean mimo nie szczędził mu własnej osoby uważając, że tak nieszczęsna istota jak on potrzebuje kogoś kto podniesie ją na duchu dawką głupawych żartów albo męskim "oklepem" z zaskoczenia. Przymusowe sparingi, które mu fundował stały się czymś w rodzaju tradycji i atrakcji dla reszty załogantów.

- Po trzecie, idę na małe tete a tete do naszej Pani Medyk. Mam coś ze szłapą i chyba nie przejdzie w trakcie roboty.

- ból który świdrował jego bark, stawał się coraz to bardziej dokuczliwy, szczególnie, że efekty pierwszego zastrzyku adrenaliny powoli ustępowały.
Ex-legionista mimo, że obeznany z armijną dyscypliną z rzadka używał formalnych komend i zapytań - w jego mniemaniu zbyt dobrze dogadywał się z kapitanem, żeby za każdym razem, gdy musiał udać się za potrzebą pytać go o zgodę. Tichy w jego mniemaniu był czasem surowy, ale na pewno nie był typem bezmózgiego stalowca. Szybko zdobył bezgraniczne zaufanie i lojalność Jeana, jako przykład oficera, który dobrze znał potrzeby maluczkich.

- Aha... Co do wąsów. - Przed skokiem. To taki żart był, right?

- Dodał stawiając swoje kroki w stronę medlabu, po drodze starał się ogarniać rozgardiasz jaki panował na korytarzach, przytwierdzając co większe obiekty do uprzęży, skupiając mniejsze w pokrewne grupy, być może już niedługo przydatne. Zabierają ze sobą te, które mogłyby opuścić medlab w czasie ostrzału lub skoku.
 
Carras jest offline  
Stary 29-09-2017, 22:52   #20
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


MedLab Acherona

Gdy tylko wyświetlacz na drzwiach wskazał zakończenie procedury dekontaminacyjnej Rohan zdjął hełm. Wprawdzie powietrze we wszystkich układach statku było dokładnie takie samo, to i tak odetchnął z ulgą. Potężnie zbudowany mężczyzna wcisnął najpierw blokadę na klamrze, później na klatce piersiowej. Pancerz zaczął się odblokowywać. Po niecałych dwóch minutach mężczyzna opuścił komorę wsuwając się do MedLabu.


Miał na sobie tylko błękitny kombinezon przylegający do ciała. Nogawki sięgające do połowy ud odsłaniały połyskujące tworzywo z jakiego wykonano cybernetyczne protezy nóg inżyniera. Odepchnął się powoli i szybował w stronę środka pomieszczenia. Medyczka już go oczekiwała ze zwykłym dla siebie spokojnym wyrazem twarzy trzymając się wzmocnienia podsufitu pomieszczenia. Cieszyła się, że udało się w końcu opanować skutki skoku.
Napotkawszy wzrok Lindy mężczyzna powiedział tylko:
- Prawdopodobnie potrzebuję pomocy. Mogłem dostać sporą dawką promieniowania.

Norton nie skomentowała. Skinęła jedynie, przyjmując stwierdzenie do wiadomości. Już dawno pogodziła się z faktem, że szeroko zakrojony dostęp do wiedzy medycznej oznaczał, że wielu z pacjentów przychodziło do niej z gotową, domorosłą diagnozą. Nie podejmowała z tym dyskusji. Akceptowała to jako część natury ludzkiej.
Zapraszającym gestem wskazała postrach inżyniera.
Stół lekarski.
Przerabiali to już nie raz i wiedziała, że Rohan nie pała do medlabu pozytywnymi uczuciami.
Tym razem różnica była taka, że olbrzym nie mógł się zaprzeć w miejscu i nie górował nad nią.

Linda odepchnęła się i popłynęła ku koronnemu miejscu jej królestwa.
- Jak… - zaczęła niezręcznie - … dałeś sobie tam radę. Jestem pełna podziwu. - brunetka spojrzała na brodacza bez kpiny. Najwyraźniej mówiła poważnie.
Odwrócił głowę i zaczął szukać pasów, żeby przypiąć się do stołu.
- Zrobiłem co musiałem.

Długa pauza mogła sugerować, że nie chce mówić więcej, choć tym razem przerwa była wywołana mocowaniem się z zapięciem klamry.
- Zebraliśmy energię do skoku prawie czterdzieści pięć minut wcześniej niż pozwalały limity bezpieczeństwa. - Linda skinęła głową i położyła odzianą w rękawiczkę dłoń na ramieniu inżyniera popychając go lekko do półleżącej pozycji. Pozwalała mu mówić. Wielu osobom to pomagało, a Norton nasuwała się analogia do kotów, które mruczeniem potrafiły uspokojać nie tylko otoczenie ale same siebie - Reaktor nie wytrzymał.

- W sumie teraz to bez znaczenia. Chyba i tak nas dopadli. Tichy powiedział mi, że mamy towarzystwo - powiedział strapiony inżynier i rozluźnił mięśnie dając sobie przypiąć korpus do sterylnego stołu.

- Tichy zawsze dużo mówi - skomentowała lekarka rozpoczynając skanowanie potężnego ciała, ze skupieniem wpatrując się w czytnik wypluwający zestaw informacji. - Jeszcze nas nie dopadli. - obchodzenie się z pacjentem nie było silną stroną Lindy. Spokojna i metodyczna, sprawiała wrażenie zimnej i obojętnej. - Rozluźnij się.
Dwie poziome zmarszczki pomiędzy ściągniętymi brwiami i kilka płytszych, które pojawiły się wokół ust oznaczały, że to co widzi na ekranie skanera nie podoba się jej.

Odepchnęła się od stołu i ruszyła do niewielkiej konsoli komputera pokładowego i przesunęła kilka ekranów przeglądając dane w powiększonej formie. Ostatecznie podjęła decyzję:

- Zaraz podam Ci antybiotyk i środki przeciwbólowe. Możesz zacząć odczuwać rozpieranie czy puchnięcie w przełyku i układzie pokarmowym. To chwilowe i przejdzie. Możesz zauważyć też u siebie krwawe wysięki na skórze - wchłoną się wkrótce. Odczuwasz gdzieś ból? - spytała w ramach pakietu wizyty u dr. Norton. Skaner nie wskazywał na dodatkowe uszkodzenia prócz choroby popromiennej.

Im szybciej zaaplikuje standardową procedurę, tym mniej zniszczenia w ciele Rohana dokona przyjęte promieniowanie. Na szczęście miała czas po swojej stronie. Układ immunologiczny nie zaczął zwalczania samego siebie.

Inżynier mógł zauważyć, że ruchy Norton przyspieszyły. To oznaczało, że nie było dobrze. Wolał już nie wyciągać takich wniosków, więc skierował wzrok w sufit i odpowiedział:
- Nie.

Przetarcie antyseptycznym gazikiem miejsca na szyi, długa cienka igła pistoletu… Linda wprawnie wstrzeliła dawkę antybiotyków i NAIDs, po których przyszła kolej na następną wiadomość:
- Przygotuję teraz mieszankę do transfuzji osocza. Dodatkowo podam Ci kroplówkę by uregulować gospodarkę wodno-elektrolitową. - Ciemne oczy brunetki obrzuciły inżyniera uważnym spojrzeniem - Wolałabym też, żebyś leżał spokojnie przez czas procedury, więc postaraj się nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów. Cała procedura zajmie tylko chwilę. Dasz radę? - w dłoni lekarki ponownie pojawił się skaner. Zerkała jednak na Rohana.

Mężczyzna pokiwał głową na znak tego, że zrozumiał i da radę wytrzymać nie ruszając się.

Norton rozpoczęła przygotowania i syntezę potrzebnej Rohanowi mieszanki.
Zostawiła pracujący osprzęt i odwróciła się do mężczyzny:
- Pomogę Ci. - sięgnęła ku zapięciu kombinezonu. Brak reakcji poczytała za pozwolenie i z wolna rozsunęła ubranie, które nieodmiennie kojarzyło się z powiedzeniem zmarłego męża: “opakowanie cukierka”.


****


Podczas transfuzji Rohana, Norton skoncentrowała się na pozostałej załodze:
- Abe, chcę Cię widzieć w medlabie nim podejmiesz jakiekolwiek działania. Veronica? Jak z Tobą? Drodzy państwo, czekam na raporty od wszystkich na temat stanu zdrowia fizycznego - lekarka wypowiedziała ostatnie słowo z naciskiem - i zapraszam do medlabu.


****


Kilkanaście minut później, wypięła kroplówkę z potężnego ramienia inżyniera i pomogła mu na powrót się wcisnąć w kombinezon.
- I po wszystkim. Jeżeli będziesz odczuwać zawroty głowy, bóle żołądka, stawów lub nudności, zgłoś się do mnie natychmiast. - odpięła Rohana ze stołu - I gdy mówię natychmiast, to właśnie mam na myśli. - rzuciła groźnie stanowczym tonem.
- Tak jest - odpowiedział w wyuczony żołnierski sposób Rohan. Norton zaś wprowadziła najnowszy zapis do rekordu pacjenta i odkaziła stół w oczekiwaniu na wizytę łysego wąsacza.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 30-09-2017 o 15:17.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172